Lwów, Niedziela dnia 17. Sierpnia 1890.
Roi 1X11.
P I S M O S A T Y R Y C Z N O - P O L I T Y C Z N E .
ZJAZD.
Jakie też gwiazdy (duma świat) Jutrzejszy dzień zapali ? Rosyjski car i Niemiec car
Znów oba się zjechali.
Łeb łamią tam, łeb ląmią tu, Dochodząc niestrudzenie, Zkąd się i na co wziął ten zjazd
I jakie ma znaczenie ?
W Berlinie dworskie sfery wciąż Nie szczędzą żmudnej pracy, By wmówić, że carowie dwaj
Zjadą się jak krewniacy.
Nikt politycznych — twierdzą spraw — Ni słowem nie poruszy ;
Wszak i bez tego mają ich O baj,po same uszy.
Lecz na wspak zapewnieniom tym, Świat wątpliwości ż y w i;
Cóż wśród krewniaków znaczyć ma Naprzyklad p. Caprivi?
W ięc kombinacyj snują się Formalnie całe zgraje;
Bez śladu znika dzisiaj sto, Sto nowych jutro wstaje.
„Eh, musi być w tem jakiś cel
I — kto wie? — mówiąc szczerze, Gotowo w nową fazę wejść
To całe trójprzymierze.
„Gotów się zmienić świata kształt Bez strzelby i bez sza b li;
Koburga przytem — pewna rzecz — Wnet jutro wezmą djabli“.
Tak się ciekawa pławi myśl W zagadek tych powodzi ; Lecz my nie łamiem sobie głów ,
Bo co to nas obchodzi.
I
Niech, co się żywnie zachce im, Uradzą cary cicho,
Nas będzie nadal z obu stron Gnębiło jedno licho.
Prenumerata we Lwowie wynos całorocznie ii złr.. półrocznie 2 złr. 50 et..
owierćroeznie 1 złr. 25 et., miesiecznie 50 centów.
Numer pojedynczy kosztuje 10 et.
Dodatek zawiera łamigłówki, sza
rady, zadania szachowe i inseraty.
Inseraty drukują się za opłatą 6 et.
od wiersza drobnym drukiem w jednej szpalcie. Stronnica inseratowa zawiera cztery szpalty.
Inseraty przvjmują : Administracja
„Szczątka1' przy ni. Łyczakowskiej 1. 3.
Wiedniu Biura ogłoszeń: Haasćn- steina & Vogiera, Rudolfa Mossego i A.
Oppellika.
W Paryżu: Adam. Rue de St- Peres 81.
S zczutek wychodzi od roku 1868.
Prenumerata zamiejscowa z przesy- ką pocztową wynosi całorocznie 5 złr.
półrocznie 2 złr. 50 et., ćwiererocznie 1 złr. 25 ct.. miesięcznie 50 et.
W Wielkiem księstwie PoznańsKiem 3 talary 50 fen.
We Francji, Szwajcarji i Włoszech całorocznie 1<» franków.
Prenumerować można w Administra
cji ,Szczutka“ przy ulicy Łyczakowskiej 1. 3.. we wszystkich księgarniach i ajencjach dzienników i we wszystkich urzędach pocztowych.
Reklamacyj nie opłaca się.
Listy przyjmuje się tylko opłacone Manuskryptów nie zwraca się.
0 - 0 0
-0
.Znow u ze wsi list te n piszę U trap io n y i zn u d z o n y ;
Więc mi za złe nie bierz, I i n i u , G dy w żałobne biję tony.
Im ie n in y były wuja
T y m i dniam i — i sądziłem,
Że mnie może chociaż w dniu tym Losy czeraś obdarzą miłem.
Z jazd był wielki, ani słowa,
Lecz nie długo trw a łe m w złudzie;
Szyk, emocja — nic się na tem Nie po zn ają tutaj ludzie.
Kobiet grono konw ersuje Bez pieprzyku, z staroświecka,
Z p an ie n każda — to ju ż śm ieszne — N aiw niejszą j e s t od dziecka.
Wobec naszych, F in iu , kobiet, Gogo kiedyś je przedrzyźni
— S zczytem zaś tu naiw ności
G z y to l a t o ?
...I n ib y lato w całej pełni jeszcze B o to i w czesna jeszcze dosyć pora I słonko jeszcze ta k w ysoko bieży, G dzieniegdzie ledw o co zżęty kłos leży I ciepło m iłe z ra n a i w ieczora:
L ecz czem uż — słuchaj, ja k te n liść szeleszcze J u ż innym g w a re m ; w ia tr ju ż nie te n samy, Co to żniw iarzom znojne chłodził czoła I b łę k it także ju ż inny, odm ienny.
O w ad przeleci, lecz ja k b y w pół senny P rzeczuciem sk o n u ; w szy stk o to do koła N ib y to znam y z lata, a nie znamy.
Oj nie, nie znam y — to ju ż co" innego,
N ie to co przed tem — czem u — któż odgadnie ? ! L ecz spójrz dziś chłopcze, k tó ry jeszcze w czora W esół dzień cały ig ra ł do w ieczora,
Spójrz w sm utne oczy, a ujrzysz ta m snadnie, Ż e on ju ż inny — a nie w iesz, dlaczego...
Ż ycie się w całej pełni jeszcze śm ieje, Bo to i m łody w iek m u się uśm iecha, S to i otw orem cały raj rozkoszy
J szczęścia m u zw ątpienia ja d nie płoszy, C iepła ro dzinna g rze je jeszcze strzecha, f i je d n a k , p atrz aj, co też m u się dzieje.
,-A
O czem oni rozprawiają, Z g ad n ij F in iu , gdyś łaskaw y...
Te szlachciury n a sw ych u stach W ciąż publiczne mstją s p ra w y . O powiecie, o konw ersji, O m arszałku, autonom ii — O to, o czem ro zpraw iają K u zy n o stw a mych znajomi.
P oziew ałem wciąż u kradkiem , A myśl biegła w św iat daleki, W św iat tin g l-ta n g lu , cyrku, sceny,
— Tu form alnie średnie wieki!
T eleg ram y „ S z c z u tk a “
Berlin dnia 16. sierpnia. W czasie zjazdu cesarza W ilhelm a z carem, tra - j ktow aną będzie spraw a biednych A rm eń
czyków, których T urcja prześladuje, nie j
dozw alając im sw obodnie w yznaw ać swą w iarę i używ ać ojczystego języka. Rów no
cześnie zostanie ustaw iony paraw an od Polski, ażeby się przypadkiem n ik t na nią n i 3 popatrzył, i żeby przypadkiem nie zam ącił konferencji dostojnych m o
narchów ja k i jęk, dochodzący z tego n ie
w dzięcznego kraju.
W iedeń dnia 16. sierpnia. Hr. Taaffe oświadcza, że takiego baraniego u poru i ja k czeski, to ju ż naw et „ d u rc h fre tte n “ niepodobna, a Dr. Gregr je s t poprostu za głupi, ażeby się poznał na wzniosłym system ie politycznym „F o rtw u rsteln .u G abinet nosi się z m yślą, czyby n ie mo-
| D ziś m u rum ieńcem tw arz już nie rozkw ita
| B la d a ; nie śm ieje się ju ż ty lk o czasem, I rzad k i uśm iech dzw oni ta k nieszczerze, Ż e ci się p ła k a ć raczej c h ę tk a bierze, t N ig d y w esołym n ie buchnie hałasem ,
W w estchnieniu boleść ję cz y ja k a ś sk ry ta.
I n iby jeszcze w w iośnie życia, w lecie W porze w esela, we w ieku radości Niby... lecz w p ie rsi te j ju ż chłód je sie n i P o w iał — i n ik t ju ż z tam tąd nie w ypleni P rzeczucia zimy, co w tej p ie rsi gości, O! tam ju ż jesień ... choć to lato przecie.
Hape.
DZIEWCZĘ i DJABEŁ
(Naśladowane.)
Do p ie k ła raz przyprow adzono D uszę p rze stęp n ą srodze, K tó re j po la tac h w ielu w reszcie
Śm ierć nałożyła wodze...
Czem n a g rz e sz y ła n a ty m św iecie N ieszczęsna dusza owa,
N ie m ożna w iedzieć... T ajem nice Swe piekło dobrze chowa.
D ość, że schm urzonem sam B elzebub P rz y w ita ł j ą obliczem
żna w schodnio-południow ej części Czech kolonizować Galicjanam i, gdyż się poka
zało, iż to najpow olniejszy i n ajsk ro m niejszy naród austrjacki. Co do kosztów kolonizacji, toczą się rokow ania z Laen- derbankiem , bo te n gotów zawsze kupo
wać i sprzedaw ać co się nadarzy.
Kraków d n ia 16. sierpnia. Wieść o rezygnacji m arszałka krajow ego wcale nas tu nie przeraziła. Tarnowski, zako
chaw szy się w Romanowiczu, i ta k nam zaczął krew ić, gotów był naw et przystać do trom tadratów . My nie jesteśm y w kło
pocie, m am y lepszego; Ja n Stadnicki
j tylko czeka, ażeby na urzędzie m arszał-
| kow skim stanąć w obronie ostatnich S ta ń czyków.
Petersburg dnia 16. sierpnia. Pra- witelstw. Westnihs w skazując n a czarne in try g i, w strząsające B ułgarją, ta k pisze :
„Zepsucie tego niew dzięcznego narodu przechodzi ju ż wszelkie granice. Świeżo dopuścił się bułgarski m inister spraw w e
w nętrznych tej podłości że zniósł cenzurę.
Gdyby sobie był chociaż pożyczył od A ustrji w ynalazku objektyw nego postę
pow ania — ale nie — zniósł cenzurę całkiem . Szaleństwo zaś jeg o ta k dalece nie ma granic, że zalecił ja k najostrzej w ielką swobodę p rzy wyborach, i ci Buł
g a rz y gotow i jeszcze w ybrać sobie tak i energiczny i niezaw isły kom itet centralny przedw yborczy, ja k Polaczki w Galicji.
G w ałtu! Św iat się zaw ali !u.
2ST.
I rz e k ł: „Zw yczajne nasze m ęki, D la niego b ęd ą n ic z e m ; Bo cóż to znaczy w rzący ołów,
L u b m adejow e łoże, D ziś to ig raszk i są niew inne,
D ziecko z nich śm iać się może !
„ T u trz e b a czegoś... A le czego ? ! “ Z am y ślił się pan piekła
I splu n ął — z paszczy czarn a sm oła S trum ieniem m u pociekła.
Z nów m yśłał, lecz nic nie znalazłszy, M usiał się zw rócić tw a rz ą
Do kotłów , k ęd y potępione W iecznie się dusze skw arzą.
„M oże mi z panów k to doradzi Ś rodeczek bez zawodu,
*
W podzięce w kociół w puścić każę, Sześć w ielkich kubłów lodu...“
W ię c potępieńcom w szystkim oczy Z radości się zaśm iały,
I nic dziw nego... W p iek le także Szalone są u p ały !...
B adzi w ięc jeden, rad zi d ru g i B elzebub ciągle gniew ny, Bo nie przychodzi z ow ych porad
Środeczek m iły, pewny...
Są — czy w iarę d a s z ? — mężczyźni.
if
1
ze: t :err
oImci pan Onufry.
— Chyba ju ż się coś zawzięło na m ia
sto, bo i w ody zabraknie do zm yw ania lilie. Co pokropią trocha, to za godzinę znowu kurzaw a, a je n te lig e n tn ik i deli
katn e zaraz harm ider robią, ja k ino tro cha oś prochu. Dobrze jeszcze, że się nie m ogą m aistratu czepiać za to, że słońce piecze, chociaż bieda nie spi, może raptem postaw ią wniosek, coby m aistra t spraw ił na całe m iasto w ielką parasolkę od ro g a tk i do rogatki. Dobrze przynajm niej, że ich tak mało tera w mieście, bo się to po wynosiło het, a za dwa ja k ie ty -
W reszcie, g d y pięści nie na ż a rty Z acisk ać ju ż zaczyna,
K to ś szepnął z k ą t a : „ J a mam sposób..."
— „L ecz ja k się zw ie? “
- „Dziewczyna...
„T am k ędy b alkon z róż tysiącem Zielony bluszcz oplata,
W śró d drzew , w śród ptaszków i m otyli P rz e d okiem sk ry ty św iata,
Z am ieszkał anioł, z ja sn y m w łosem , Co się zalotnie kręci.
G dy n a ń k to spojrzy, tra c i głow ę I kocha bez pam ięci...
„ Id ż ta m ! “ — B elzebub tra n sp o rt lodu W n e t każe n ie ść za rad ę
A sam w yrusza, skoro księżyc Roztoczył św iatło blade,
P o d balkon, k ęd y z bluszczem w ątłym S p latały się powoje
I sk ą d n a ń m odrych niby h aber P a trz a ło oczu dwoje...
P rzyszedłszy, w n et oznajm ił k ró tk o O dw idzin sw ych przyczynę, D ziew czę słuchało, potem rzekło,
S k ro m n iu tk ą robiąc m inę:
godni może przeciek słońcu się znudzi oś dopiekać ludziom . Ale zawsze cieka
wość, na co będą wygadyw ać, ja k się po
zjeżdżają — bo oni m uszą kunirow ać.
Znajomy je d e n kum a Jacka był oś niedaw no w W iedniu n a w ystaw ie, taj powiada, że się aż płakać chce, ta k oś tam znać, że u nas bieda. Nie trz a oś po to aż do W iednia jechać, bo choćby kto niechciał tu u nas w szędzie biedzie n ap atrzeć się może. Trocha oś tego roku m iędzy m ularzam i się popraw iło, bo się m iasto buduje. Ale z tem budowaniem także oś ku n iracji dużo. Ciągle oś am ba
rasy z naszym panem Gołębiem, bo on widać starszy, niż sam urząd budow ni
czy. A znowuś gdzieniegdzie n arzekają n a to, że najw ięcej wolno żydom, że ja k żyd co buduje, to m u wolno roztaraso- w ać się ze w szystkiem na tru tu a rz e i n a środek ulicy, i n ik t go się za to nie czepia. Taj praw da.
Na ulicy oś, ja k się idzie do ogrodu jezuickiego, to dom ju ż dawno gotow y, a kaw ałki rusztow ania fu rt stoją i deski jakieś połam ane na tru tu arze. Innem u toby dawno ju ż kazali porządek zrobić, ale żydowi pow iadają, w szystko wolno, bo się z nim n ik t nie chce zaczepiać.
Tak samo oś i z tym i nieporządkam i po starych kam ienicach żydowskich. Nie za
gląda tam n ik t w idać z m aistratu, taj żydom z tem dobrze, taj ty lk o !
— „Ach cóż j a mogę, pan się myli, D opraw dy się ru m ie n ię".
M ówiąc to dziew czę było śliczne, T ak śliczne ja k m arzenie...
„C hyba że... zresztą, niech tu przyjdzie, Me k w ia tk i m u pokażę,
I książkę, k tó rą czytam zw ykle, N a nudy się u sk arzę
I powiem, żem mu bardzo ra d a I w estchnę sobie z cicha...“
— „L ecz po cóż w zd y c h ać? “ — „P rzy czło- M łodym się zawsze w zdycha... [wieku
„A kiedy przyjdzie znów n azaju trz N ie rzeknę doń w yrazu,
Choć będzie prosił, w je g o stro n ę N ie spojrzę ani razu.
I u s t sw ych pocałow ać n ie dam , Choć będzie p ła k ał rzew nie, Choć n a kolanach obu, biedny,
S kłoni się ja k królow nie...
„N adto m u sam a powiem o tem , G dy będzie sn u ł sw e żale, Ż e je s t ogrom nie brzydki, śm ieszny,
Ż e go nie kocham w cale.
Lecz, czy w y starczy t o ? “ ... B elzebub O drzekł, że najzupełniej
ROZMOWA GOGĄTEK.
— Ty! czy ty m arzysz kiedy o jak ich ś sukcesach w ielkich w przyszłości.
— Chyba chcesz powiedzieć o sukce
sjach — o niczem innem nie m arzę.
Korespondencje redakcji.
— M. w K . Już załatwione. — 51. w P rzem y
ślu. Może w sezonie zimowym. — T. we Lwowie.
Racz się pan do administracji zgłosić. — X. W ' O.
Niemożliwe tym razem.
I w piekieł czeluść posłał ro zk az:
„N iech k a ra ta się spełni*.
Tym czasem dziewczę na sw ym ganku M arzenia ta k ie roi :
„K ie d y m nie znajdzie tu u k ry tą W śró d bluszczu i powoi.
Co zrobić?... — któż się nad biedakiem T a k w ielkim znęcać m oże?...
E h , lepiej zw iodę Belzebuba, A jem u niebo stw o rz ę 1'...
„Zaraz, zaraz!“
M iała ła d n ą w innicę i chałupę. W spadku O trzym ała to w szystko po rodzonym dziadku.
„Co s ta ry ! niech-no ja się w ezm ę do roboty, C hałupę tę rozw alę, postaw ię dom z ło ty !...“
W tem Czas w okno z a p u k a ł: „G ospodyni, n u ż e ! W in o g ro n a dojrzałe... a spiesz... j a p o słu ż ę !“
„Z araz, z a ra z !“ poczekaj tam sta ry u p ło tu , In o zepnę koszulę, a zrobię w ór złotu...“
To*bę dużą uszyła... L ecz nim za próg w yszła, W inogrona opadły, Czas poszedł, Ś m ierć przyszła.
K. G.
Wilhelm: „Wiec jestem tanim kosztem „W ilhelmem zdobyw cą4.