• Nie Znaleziono Wyników

Odrodzenie : tygodnik, 1948.05.09 nr 19

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odrodzenie : tygodnik, 1948.05.09 nr 19"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

KSAWERY PRUSZYŃSKI: Ziemia świętego Jusfa ♦ EDMUND OSMAŃCZYK: Berlin - wyspa nieznana O

ODRODZENIE

T Y G O D N I K

Nakład:

40.000

Redakcja : Daszyńskiego 1C

Administrada : Daszyńskiego 14

C e n a 2 5 * ł

R o k V W a rs z a w a , d n ia 9 m a ja 19 48 r . J \r 19 (1 8 0 )

MAKSYM G0RKIJ

O D P O W I E D Ź I N T E L E K T U A L I Ś C I E

Dnia 6 kwietnia 1931 roku Maksym Gorki) w zakoń­

czeniu listu do pewnego intelektualisty zachodnio-europej­

skiego przepowiedział katastrofę drugiej wojny światowej.

L is t Maksyma Gorkija nie stracił na aktualności i dzi­

siaj. Ogłaszamy równocześnie nadesłany do naszej redak­

c ji a rtyku ł Emmanuela Mounnier, poświęcony zagadnie­

niu przyszłości k u ltu ry europejskiej.

Szereg intelektualistów i pisarzy europejskich szuka obecnie dróg porozumienia, współpracy i skupienia sił dla walki o pokój i warunki dalszego rozwoju kultury.

Pisze P an do m n ie : w ie lu in te ­ le k tu a lis tó w e u ro p e js k ic h zaczyna s ię czuć ja k lu d z ie p o z b a w ie n i o j­

czyzny i w z w ią z k u z ty m w zra sta nasze z a in te re s o w a n ie życie m w R o sji. N ie ro z u m ie m y go je d n a k i P yta m y: Co się d z ie je w Z w ią z ­ k u R a d zie ckim ?

W Z w ią z k u R a d z ie c k im toczy się w a lk a ro z u m n ie z o rg a n iz o w a ­ n e j w o li tw ó rc z y c h mas p rz e c iw k o ż y w io ło w y m s iło m p rz y ro d y i . p rz e c iw k o te j sam ej „ż y w io ło w o ś c i“

w c z ło w ie k u , k tó ra , nv sw ej is to ­ c ie je s t in s ty n k to w n ą a n a rc h ią in ­ d y w id u a liz m u , doprow adzonego w c ią g u s tu le c i u c is k u p a ń s tw a k la ­ sowego do r o z k w itu . T a w a lk a je st podstaw ą n o w e j rzeczyw istości w Z w ią z k u R a d z ie c k im . K to chce zrozum ieć proces re w o lu c y jn y , ja ­ k i się d o ko n a ł w k u ltu rz e d a w n e j R o s ji, zro zu m ie go ty lk o wówczas, k ie d y będzie go p o jm o w a ł ja k o w a lk ę o k u ltu r ę i o tw o rz e n ie w a r.

lości k u ltu ra ln y c h .

ściach z ie m i, zam ieszka łych przez lu d y żółte i czarne, tysiące ta k ic h sam ych grabieżców , n ie w o ln o za­

po m in ać* że zawsze pozostają jesz.

cze s e tk i m ilio n ó w o k ra d a n y c h

W y, lu d z ie Zachodu, s tw o r z y li­

ście sobie,, o n a ro d z ie ra d z ie c k im . p b g i ą k t ó r e g o n ie ny g e uznać za godny lu d z i, m ie n ią c y c h się sze- r z y c ie la m i k u ltu r y w c a ły m ś w ię ­ cie, gdyż je s t to stosunek ja k i ma w ła ś c ic ie l skle p u do kup ująceg o, w ie rz y c ie l do d łu ż n ik a . N ie może­

cie zapom nieć, że R o sja carska po­

życzyła od was złoto, że u czyła się w w a szych szkołach. N ie p a m ię ta cie je d n a k, że te p o ż y c z k i p rz y n o s iły W ie lk ie z y s k i w aszym p rz e m y s ło w ­ com i kup com , i że n a u k a ro s y j­

ska X I X i X X s tu le c ia z a s iliła po­

tężn ie o g ó ln y s tru m ie ń w ie d z y od­

k ry w c z e j E u ro p y , i że te ra z w y, k tó rz y ty le m ó w ic ie o sw e j t w ó r ­ czości w d z ie d z in ie s z tu k i, czerp ie­

cie z s ił, id e i i k s z ta łtó w s z tu k i r ° s y js k ie j. N ie będziecie chyba Przeczyć, ■ że ro s y js k a m u z y k a i lite r a tu r a , ta k , ja k ro s y js k a n a u ­ ka. od d a w n a s ta ły się w s p ó ln ą ja s n o ś c ią k u ltu r a ln ą całego Svviata. P o w in n iś c ie p a m ię ta ć, że

^aród, k t ó r y w cią g u jednego t y l ­ ko s tu le c ia p o d n ió s ł sw ą tw órczość duchow ą do poziom u, d o ró w n u ją ­ cego te m u , k t ó r y E u ro p a osiągnę, ła w c ią g u w ie lu W ieków ,' że ta k i naród, k tó r y z d o b y ł sobie p ra w o do sw o bo dne j tw órczo ści, zasłu g u je a- b y z w ró c ić na niego uw agę i z a in ­ teresow ać się n im . Czyż n ie p o w in . n iś c ie sobie te ra z ja sno p o s ta w ić p y ta n ia o różn ości celów , d la k tó ­ r y c h ż y je b u rż u a z ja i na ró d so­

w ie c k i. Jest chyb a jasne, że p rz y ­ w ó d c y p o lity c z n i E u ro p y służą n ie in te re s o m całego na ro d u , lecz t y l ­ k o in te re s o m g ru p k a p ita lis ty c z ­ n ych , a te są zu p e łn ie prze ciw n e.

T a w rogość waszego , n a ro d u “ w o ­ bec n ie o d p o w ie d z ia ln y c h k a p it a li­

stów , w y w o łu je ta k ie z b ro d n ie p rz e c iw k o lu dzko ści, ja k w o jn a ś w ia to w a 1914 — 1918 ro k u . Ta w ro go ść po głębia p ie rw ia s te k n ie ­ u fn o ś c i p o n rę d z y n a ro d a m i, z m ie ­ n ia E uro pę w szereg w a ro w n y c h obozów, p o c h ła n ia o lb rz y m i p o te n ­ c ja ł s iły lu d z k ie j, z ło ta i żelaza d la tw o rz e n ia n a rzę d zi m asowego m o rd u . Przez tę w z a je m n ą n ie n a ­ w iś ć k a p ita liś c i p o g łę b ili ś w ia to ­ w y k ry z y s eko no m iczny, k t ó r y z k o le i w y c z e rp u je s iły fiz y c z n e n a ­ ro d u i przeszkadza ro z w o jo w i s ił in te le k tu a ln y c h . T a n ie n a w iś ć łu ­ pieżców i .k a p ita lis tó w w y w o łu je n o w y ro z le w k r w i w c a ły m ś w ię ­ cie. Z a p y ta jc :e sam i sie bie : Poco d z ie je s'ę to w szystko? I je ś li p ra g n ie c ie szczerze uleczye się ze sw ych dręczących w ą tp liw o ś c i i zz swego b ie rn e g o sto su n ku do ży ­ cia. zasta nów cie się n a d u s tro je m Snołecznym i rozw ażcie głęboko, m e da ią c się p o rw a ć słow om , cel k a n ita liz m u m ó w ią c ś c i- śle3. z b ro d n ię jego Is tn ie n ia . SaWfe ft t ? k u ltu r a k t kta' i? t° m ’ -d r ° "

lu d z k ie g o z n a c z e n ia ’ n i e " * , ° ? przeczyć“ n ie p r a w d a ż aV ^ Za"

w w aszych oczach k a p it a liz m ' czy c o d z ie n n ie i s y s te C ty c T n ie ta k w a m drogą k u ltu r ę w e w n ą trz E u ro p y i przez sw ą n ie lu d z k ą n ic z n ą p o lity k ę s tw a rz a w k o lo n i ach a rm ię w ro g ó w k u lt u r y eu­

ro p e js k ie j. N a w e t g d y b y ta k u lt u ­ r a gra bieżców w y h o d o w a ła w czę­

M aksym íüo rkij

A b y e n e rg ia ta m og ła ro z w ija ć się n ie p rz e rw a n ie i u m o ż liw ić lu ­ dziom ja k najszybsze o p an ow a nie prze ró żn ych s ił i b o g a ctw p rz y ro ­ dy, trzeba z w o ln ić m a x im u m en er­

g ii fiz y c z n e j od be zm yśln ej, bez- p la n o w e j pra cy, w y k o n y w a n e j przez m asy pra cu ją ce w im ię c ia ­ snych, sam o lu bnych in te re s ó w k a -ł

p ita lis tó w , ra b u s ió w i pasożytów . D la id e o lo g ó w k a p ita liz m u , p o ję ­ cie lu d z k ie j in d y w id u a ln o ś c i ja k o c z y n n ik a przynoszącego p e w ie n w k ła d e n e rg ii in te le k tu a ln e j, je s t zu p e łn ie obce. M im o w s z y s tk ic h p ię k n y c h s łó w i fra z e s ó w id e o lo ­ g ia w y z n a w c ó w p a n o w a n ia m n ie j­

szości n a d w iększością je s t w sa­

m ej sw e j is to c ie zw ierzęca.

P ań stw o kla sow e sko n s tru o w a n e je s t na w z ó r Zoologicznego ogrodu, gdzie z w ie rz ę ta siedzą za m k n ię te w żelaznych k la tk a c h . W p a ń s tw ie k la s o w y m s k o n tru o w a n o w ię c e j lu b m n ie j zręczn ie k la t k i pojęć, k tó re sztucznie dzielą c lu d z i, u n ie ­

m o ż liw ia ją ro z w ó j in d y w id u a ln e ­ go u ś w ia d a m ia n ia sobie w ła s n y c h in te re s ó w i s tw o rz e n ie je d n o lite j, p ra w d z iw ie lu d z k ie j k u ltu r y .

i nędzarzy. H in d u s, C h ińczyk, czy m ie s z k a n ie c A n n a m u może w p ra w d z ie u g ią ć g ło w ę przed s iłą a rm a t, n ie znaczy to je d n a k, że schyla ją z szacunku d la e u ro ­ p e js k ie j' k u ltu r y . I w te d y zaczyna rozum ieć, że w Z w ią z k u R a dzie c­

k im tw o rz y się in n a k u ltu r a , ró ż ­ na od ta m te j w fo rm ie i treści.

W Z w ią z k u R a d z ie c k im szybko p o stępu je proces p rz y s w a ja n ia n a j.

lepszych i bezsprzecznie w a r ­ tościow szych e le m e n tó w dzieła, dokonanego przez o g ólno-lud zką k u ltu rę , proces p rz y s w a ja n ia i dalszego p o g łę b ia n ia ty c h w a rto ś ­ ci. O czyw iście s ta ry ś w ia t m u s i p rz y ty m ulec zniszczeniu, ale to je s t w a r u n k ie m w y z w o le n ia je d n o , s tk i z prz e ró ż n y c h o g ra n ic z e ń k r ę ­

p u ją c y c h je j ro z w ó j in te le k tu a l­

ny, w a ru n k ie m zrzuce nia p ę t k la s o ­ w y c h id e i i w ie rz e ń . G łó w n y m celem procesu k u ltu ra ln e g o w Z S R R je s t zje dn oczen ie lu d z i w n ie p o d z ie ln ą całość. P ra ca ta je s t p la n o w a i op ie ra się na c a łe j h i ­ s to r ii lu d z k o ś c i. O znacza początek od ro d ze n ia n ie t y lk o narodow ego, lecz ś w iatow e go . M a r z y ły o ty m ta k ie je d n o s tk i, ja k C am panella, Thom as M o ru s , S a in t-S im o n , F o u r ie r i in n i, w te d y , k ie d y jesz­

cze n ic n ie zap ow iad ało, że ic h m a rz e n ia w d z ie d z in ie p rz e m y s ło ­ w e j i te c h n ic z n e j stan ą się rze czy­

w is to ś c ią . T e ra z u rz e c z y w is tn ie n ie to się zb liża , m a rz e n ia u to p is tó w p rz y b ie ra ją k s z ta łty re a ln e w d z ie d z in ie n a u k i, n a d re a liz o w a ­ n ie m ic h p ra c u ją w ie lo m ilio n o w e masy. P o trze b a jeszcze je dn ego p o ­ k o le n ia , a w sam ym t y lk o Z w ią z k u R a d z ie c k im w y ro ś n ie 200 m ilio n ó w tw ó rc z y c h lu d z i, k tó r z y będą p ra ­ c o w a li nad w c ie le n ie m ty c h m a ­ rz e ń w życie.

P ra g n ie n ie w ie d z y w z ra s ta co­

raz s iln ie j. W cią g u o s ta tn ic h 13 la t założono w ZS R R k ilk a d z ie s ią t In s ty tó w B a d a ń N a u k o w y c h , no.

w y c h u n iw e rs y te tó w i te c h n ic z ­ n y c h szkół w yższych. C zy p a ń stw o

b u rż u a z y jn e p o s ta w iło sobie za cel i czy może p o s ta w ić sobie za cel rozsze rzan ie k u lt u r y w ś ró d m as lu d u pracującego? N a to p ro ­ ste p y ta n ie h is to r ia d a je odpo­

w ie d ź przeczącą. K a p ita liz m p rz e ­ w id y w a ł ro z w ó j u m y s ło w y mas p ra c u ją c y c h o . ty le t y lk o o ile , to p o trze b n e d la lepszego ro z w o ju p rz e m y s łu i h a n d lu . , C z ło w ie k w u s tro ju k a p ita lis ty c z n y m _ lic z y s;ę ty lk o ja k o m n ie j lu b w ię c e j k a l­

k u lu ją c a się s iła robocza, ja k o o- b ro n a is tn ie ją c e g o po rząd ku. K a ­ p ita liz m n ie doszedł jeszcze i me m ó g ł dojść do z ro z u m ie n ia , że sens i cel p ra w d z iw e j k u lt u r y le ­ ży w d ą żen iu do r o z w ija n ia i g ro ­ m a d z e n ia e n e rg ii in te le k tu a ln e j.

Czy mogę zaprzeczyć, że in d y ­ w id u a liz m je d n o s tk i także i w Z w ią z k u R a d z ie c k im uleg a p e w ­ n y m og ran iczen io m ? O czyw iście, że nie. W ZS R R w o la je d n o s tk i n a p o ty k a na op ór za k a ż d y m r a ­ zem. k ie d y zw ra ca się p rz e c iw w o . l i mas, ś w ia d o m y c h swego p ra w a do n o w e j fo r m y życia, k ie d y prze.

c iw s ta w ia się w o li mas dążących do pew nego celu, k tó re g o je d n o ­ s tk a n a w e t obdarzona geniuszem n a d p rz y ro d z o n y m , n ig d y n ie m o ­ g ła b y osiągnąć. U le g a ją c posłusz­

n ie pędszeptom p a ń s tw a k a p it a li­

stycznego. in te le k tu a liś c i E u ro p y i A m e r y k i, d z ie n n ik a rz e , p u b lic y ­ ści i ekonom iści, ś w ia d o m ie lu b n ie ś w ia d o m ie służą in te re so m b u r - żua zyjn ego u s tro ju klasow ego, k tó ­ r y p o w s trz y m u je postęp og ólno­

lu d z k ie g o procesu k u ltu ra ln e g o . W ty m procesie, . ro lę coraz b a rd z ie j a k ty w n ą o d g ry w a w o la mas. zm ie­

rz a ją c a k u s tw o rz e n iu n o w e j rze­

czyw isto ści. In te le k tu a liś c i w ierzą, że b r o n ią . w o ln o ś c i d e m o k ra c ji, b ro n ią „w o ln o ś c i in d y w id u a ln e j“ , m im o że w olność ta z a m k n ię ta je s t w k la t k i pojęć, og ra n icza ją cych ro z w ó j in te le k tu a ln y , b ro n ią „ w o l­

ności s ło w a “ cho cia ż k a p ita T ś c i o p a n o w a li prasę, k tó ra służy t y l ­ k o ic h n ie lu d z k im . z b ro d n ic z y m in te reso m .

L u d p ra c u ją c y w Z w ią z k u R a­

d z ie c k im ro z u m ie przede w s z y s t­

k im rzecz n a jw a ż n ie js z ą : że w ła ­ dza je s t w jego rę k a c h . W p a ń st­

w a c h b u rż u a z y jn y c h p ra w a u s ta ­ n a w ia n e są z g ó ry przez wyższe Iz ­ b y p a rla m e n tu , w celu u m o cn ie ­ n ia w ła d z y k la s y p a n u ją c e j. W Z w ią z k u R a d z ie c k im p ra w a tw o rz y się w o rg an ach niższych, w sow ie­

tach w ie js k ic h , w ra d a c h zakład o­

w y c h , i je ś li się p iln ie ob s e rw u je e ta p y u s ta n a w ia n ia ja k ie g o k o lw ie k p ra w a , ła tw o się przekonać, że ce-

"lem , ja k i tu p rz y ś w ie c a , je s t nie ty lk o zasp oko jen ie is to tn y c h p o ­ trz e b m as p ra c u ją c y c h , lecz także ic h ro z w ó j k u ltu r a ln y . M a s y r o ­ b o tn ik ó w i b u d o w n ic z y c h Z S R R za­

c z y n a ją rozu m ieć, że proces p o d n o ­ szenia się ic h d o b ro b y tu m a te r ia l­

nego i ic h ro z w ó j k u ltu r a ln y jest sztucznie i z ło ś liw ie p o w s trz y m y w a ­ n y prze z k a p ita lis tó w E u ro p y i A - m e ry k i. T a świadom ość s p rz y ja ró w n ie ż z n a tu r y rzeczy ro z w o jo ­ w i u ś w ia d o m ie n ia p o lity c z n e g o i poczucia w ła s n e j s iły .

G d y b y in te le k tu a liś c i E u ro p y i A m e ry k i, z a m ia st słuchać podszep­

tó w i w ie rz y ć z d ra jc o m p rz e m y ś le li d o k ła d n ie i- u c z c iw ie h is to ry c z n e znaczenie procesu, k t ó r y r o z w ija się w Z S R R , z ro z u m ie lib y , że cel tego pro cesu je s t n a s tę p u ją c y : p rz y s w o je n ie nieza przecza ln ych w a r ­ tości o g ó ln o lu d z k ie j k u lt u r y 160

EMMANUEL MOUNNIER

S P E C J A L N IE D L A „O D R O D Z E N IA "

WOJOWNICY NADZIEI

m ilio n o w e m u n a ro d o w i. Z ro z u rn ^ - lib y , że n a ró d te n p ra c u je m e ko d la siebie, lecz dla całej lu d z ­ kości, u k a z u ją c j ej, ja k ie g o cudu może dokonać rozsądnie zorg a n izo ­ w a n a w o la życia.

W reszcie m u s im y p o s ta w ić p y ta ­ nie: Czy in te le k tu a liś c i E u ro p y i A m e r y k i p ra g n ą n o w e j rzezi ś w ia ­ to w e j, k tó r a zm n ie jszy jeszcze b a r ­ dziej ic h liczb ę i u c z y n i ic h jesz­

cze b a rd z ie j b e zsiln ym i? P racu ją ce i b u d u ją c e m asy Z S R R n ie p ra g n ą w o jn y , one chcą s tw o rz y ć pa ństw o ró w n y c h lu d z i.

M a k s y m G o r k ij P rz e ło ż y ła K . W ojciecho w ska

„Szczęście“ , m ó w ił S a in t-J u s te w p o ry w ie h is to rio z o fic z n e g o n a - ic h n ie n ia „ je s t ideą no w ą w E u ­ ro p ie “ . W sam ej rzeczy, szczęście m ia ło być w o k re s ie d w u s tu le c i w ie lk im m ite m w ie k u lib e ra ln e g o , ta k ja k h a rm o n ia b y ła m ite m ś w ia ta greckiego, a św iętość m ite m ch rze ścija ń skie g o średniow iecza.

K to m ó w i o szczęściu, n ie m ó w i o p rze życia ch czy też w ie lk im n a pię.

c iu s ił ż y c io w y c h , lecz m a w iz ję sp o ko ju , szczęśliw ej ró w n o w a g i u - m ia rk o w a n y c h uczuć, pewności.

Rodząca się d e m o k ra c ja m yśla ła , że p o tr a fi w re szcie zabezpieczyć pewność p o lity c z n ą ; lic z y ła na to .

— z do b rą w o lą , o p a rtą b a rd z ie j na o p ty m iz m ie n iz szia che tn ycn pobudkach, — żs osiągnie stan pew ności ek o n o m ic z n e j, „ n a jw ię k ­ sze Szczęście dla n a jw ię k s z e j lic z ­ b y “ , ja k g ło s iła fo rm u la m o ra lis tó w i e ko n o m istó w .

F rz y ko ń c u p ie rw s z e j p o ło w y te ­ go stu le c ia ob se rw a to r, k tó r y b y c h c ia ł s c h a ra k te ry z o w a ć sam opo­

czucie e u ro p e js k ie p o w ie d z ia łb y ra . czej: „R ozpacz je s t ideą now ą w E u ro p ie “ . E g z y s te n c ja liz m , p rz y n a j­

m n ie j ten, o k tó r y m się m ó w i (a nie je s t on je d y n y ) fa lą p e sym izm u o g a rn ą ł rozleg łe d z ie d z in y m y ś li.

K ry z y s n a u k i, k ry z y s w ia r y r e li­

g ijn e j, . k ry z y s s t r u k t u r p o lity c z ­ n y c h i eko no m icznych , przychodząc rów nocześnie, w s trz ą s n ą ł _ s ta ry grftach naszej c y w iliz a c ji i za­

c h w ia ł jego po dstaw y. S tąd u lu ­ dzi, n ic b ro n io n y c h s iln ą w ia rą re ­ li g ijn ą czy p o lity c z n ą coraz p o ­ w szechniejsze prze kon anie, że ś w ia t je s t a b s u rd a ln y , że n ie ma na m nic do po w ie dze nia i na n ic n ie może dać o d p o w ie d z i, że h is to ­ r ia pozbaw iona je s t sensu, a nasze życie nie m a celu. N ie je s t to w y ­ łą c z n i spra w a L lo z o fó w . T y le r a ­ zy lu d y zostały zaw ied zio ne w s w r-c ,/.p a d z ie ią c h p o k o ju , to p n ie ją ­ cych w d w u k o le jn y c h w o jn a c h ś w ia to w y c h i w s w ych ofiarach- d la r e w o lu c ji, ob raca nych w n i.

wecz od k ry z y s u do k ry z y s u , gdzie albo u le g a ły w y p a c z e n iu albo u t y ­ k a ły na m a rtw y m p u n k c ie . N ig d y jeszcze bieg w y p a d k ó w , — z m ia n y u s tro jo w e , procesy p o lity c z n e n ie w y d o b y ły na w id o k p u b lic z n y t y lu lu d z i, k tó rz y d z is ia j n a z y w a ją czar­

n y m to, co w c z o ra j u w a ż a li za b ia łe , da ją c żałosne w y o b ra ż e n ie o trw a ło ś c i p e w n y c h prze kon ań.

W rażen ie , że w ie lk ie s iły , w y m y ­ k a ją c się k o n t r o li je d n o s te k i n ie ­ k ie d y p a ń s tw na w e t, k ie r u ją h i­

s to rią św ia ta , zaciążyło nad ś w ia ­ dom ością z b io ro w ą c ie n ie m fa ta ­ liz m u , prze śla dujące go ju ż n a ró d g re c k i, fa ta liz m u , k t ó r y zda w a ło b y się ro z p ro s z y ła jasna m y ś l f i ­ lo zofów .

Je że li zw ra ca m uw agę na ty le w a ru n k ó w ze w n ę trz n y c h scepty­

cyzm u, znużenia, n ie o k re ś lo n e j o - ,, b a w y przyszłości, k tó re op a n o w a ły d z is ia j n a ro d y E u ro p y to dlatego, że b y ło b y n ie s p ra w ie d liw e w id z ie ć w ty m t y lk o o z n a k i up ad ku. M a ło b y ło epok, ró w n ie be zw zg lęd nych dla lu d z i ś re d n ie j m ia ry , n:e z d ra ­ d z a ją cych a n i specjalnego p o ry w u do b o h a te rs tw a a n i szczególnego up od o b a n ia do w ie lk ic h przygód, ja k ie d a je w ładza. T ru d n o u z m y ­ s ło w ić sobie le p ie j te n n o w y stan rzeczy ja k na p rz y k ła d z ie s z tu k i w o je n n e j ry c e rz a z czasów L u d w i­

ka X I i p ie c h u ra z ro k u 1948.

P ie rw s z y , ja k to zresztą m ó w i samo ok re ś le p ie , w a lc z y „ z o tw a rtą p r z y łb ic ą “ , „s ta w ia czoło“ , n ie . p r z y ja c ie l je s t prze d n im , w za­

sięgu je g o s p o jrz e n ia , p la c b o ju , k tó r y rozciąga się prze d n im , z le . wa i z p ra w a je s t p rz e s trz e n ią p r z y ­ jazną. D z :ś ia j lo tn ic tw o i groza p o c is k ó w w sze lkie go ro d z a ju u czy.

n iła n ie b o n ie p rz y ja c ie le m . T e c h ­ n ik a p ią te j k o lu m n y przesącza w ro g a w szędzie. W o jo w n ik d z is ie j­

szy je s t w o jo w n ik ie m osaczonym.

N ow oczesny e u ro p e jc z y k czuje się c z ło w ie k ie m osaczonym.

Jeste śm y ró w n ie ż ś w ia d k a m i, da tu ją ce g o się od c h w ili uzyskania n ie p o d le g ło ś c i r o z k w itu n o w e go' i dosyć w yszu ka n e g o ro d z a ju : ga­

tu n k u c z a rn y c h p ro ro k ó w . Sam i lu b ią n a zyw a ć się o n i p ro ro k a m i A p o k a lip s y . Id e a c ie k a w a z w a ­ żyw szy, że A p o k a lip s a b y ła p ie ­ śnią tr y u m fu i poczucia pew ności.

M yślę, że m ożna b y ic h znaleźć, we w s z y s tk ic h k ra ja c h , zaczynając od K o e s tle ra i je go „s p rz y s ię ż e n ia p e s y m is tó w “ aż po tę m a łą g ru p k ę p o n u ry c h m ło d y c h lu d z i, bardzo serio, ja k w szyscy le k k o m y ś ln i W łosi, k tó r z y w e F lo r e n c ji tw o rz ą orszak w ie s z c z k ó w d o k o ła P a p in ie - go. Dość zresztą p rz y p o m n ie ć n a ­ sze K a s s a n d ry fra n c u s k ie .

J e d n i noszą k o s tiu m , k tó r y choć nieco w y s z e d ł z m ody, dobrze zna­

n y je s t ty m , k tó rz y ż y li w okre sie m ię d z y d w ie m a w o jn a m i. C i są przez p ó ł na ż ołdzie m a u rra s is m u O n i to p rz e ję li m it trz e c h R : Re­

nesans, R e fo rm a , R e w o lu c ja są dla n ic h trz e m a e ta p a m i stałego i n ie -

w ą tp liw e g o u p a d k u społeczeństwa, k tó re w y rz e k ło się s w o ic h c z te r­

dziestu k r ó ló w i swego k o rp o ra c jo - n iz m u . J e d n i z n ic h r o z p o lity k o ­ w a n i i p o ry w c z y p o w s ta ją g w a ł.

to w n ie p rz e c iw c z w a rte j re p u b lic e , ja k to r o b ili p rz e c iw trz e c ie j, d r u ­ dzy n o s ta lg ic z n i i ro z c z u la ją c y to ­ ną w b łę k itn y c h snach, na k tó re p o z w a la ją im re n ty , w o ln y czas i w ro dzo ne skło nn ości. I n n i są b a r­

d z ie j filo z o fic z n ie n a s tro je n i ja k np. p. René G uénon, od d w u la t zap o w ia d a ją cy naszej c y w iliz a c ji ś m ie rte ln e p a n o w a n ie J a ko ści; n ie ­ bezpieczeństwo, k tó re g o ja k się zdaje. p. G uénon racze j niedocenia, gdyż z ap om ina po w ie d zie ć, że ucze­

n i w s z y s tk ic h k ie r u n k ó w coraz czę­

ściej u w a ża ją w sze chśw iat za u k ła d m a te m a tyczn y. Jęszcze in n i są b a r­

d z ie j te o lo g a m i, choćby ty lk o te o ­ lo g a m i z am a to rs tw a , ja k ta para s tu d e n tó w p o lite c h n ik i, k tó ra w 1933 w y d a la sensacyjną książeczkę, z p re te n s ją do u s ta le n ia w - sposób n a u k o w y d a ty grzechu p ie rw o ro d ­ nego' i w y k a z a n ia , że od tego cza-

p ra w d z lw y c h b o jo w n ik ó w na dziei z ty m i, k tó rz y są n ie z d o ln i do uczę.

E m m a n u e l M o u n n ie r, re d a k to r n a ­ czelny k a to lic k ie g o m ie sięczn ika

„ E s p r it “

su n ie t y lk o c z ło w ie k , ale i w s z y s t­

k ie g a tu n k i z w ie rz ą t system a.

ty c z n ie co fa ją się w ro z w o ju . Ten w ie lk i hałas, k tó ry - się rozlega, to George B ernanos, k tó r y głosem g rz m ią c y m zapow iada, że c y w i­

liz a c ja fra n c u s k a zagrożona je s t przez ś w ia t ro b o tó w , ś w ia t z ro . dzony z m aszynizm u. T o znó w pce- ta, k tó r y p o b y ł sobie w In d ia c h , pan La nza de l V asto, tw o r z y p o ­ ś ro d k u F a ry ż a ro d z a j g m in y eh an - dy s tó w i poucza, że c z ło w ie k m a ty lk o c z te ry p o trz e b y , k tó re może sam zaspokoić, p o w ie rz a ją c się zaś c y w iliz a c ji naraża się na najgorsze nieszczęścia. P oru szen ie w y w o ła n e w y n a la z k ie m bo m by a to m o w e j i o p is y p o w ra c a ją c y c h z obozów ś m ie rc i — to w s z y s tk o co D a w id Rousset naztoał ś w ia te m o d ru to w a . n y m — od trz e c h la t n a p e łn ia ją goryczą s u m ie n ie E u ro p y . Czy ta k ma pozostać?

M a łe p is m o fra n c u s k ie , zagubione na zap ad łej p r o w in c ji w y d a ło te j z im y , zapew ne w ie lk im kosztem , n u m e r sp e c ja ln y : „P rz e c iw d u c h o w i k a ta s tro fiz m u “ . D z ie ln e m ałe p i­

sem ko! P ie rw io s n e k pośród z im y ! Z uchw ałość m ło d o ś c i! G łos je go nie je s t osa m otniony. W c h w ili, gdy w szystko zdaje się zam ykać prze d n a m i w te j n ie ko ń czą ce j się z im ie e u ro p e js k ie j ta k d łu g ie j, że lu d z ie zaczynają w ą tp ić czy ty m razem p o w ró c i w iosna , s k ro m n a w iosna z o d ro b in ą spokoju, o d ro b in ą n a ­ d z ie i z d łu ż s z y m i da lia m i s p rz y ja ­ ją c y m i w ie lk im zadaniom , czas by

na m zorg an izow ać, n ie p o w ie m sprzysięże nie o p ty m is tó w , bo n ie znam n ic s m utniejszego od o p ty . m is ty a i b a rd z ie j niebezpieczne­

go — ale zespół lu d z i d o b re j m y ­ ś li, w ię c e j n a w e t, bo nie id z ie tu o m a rz e n ia — zastęp b o jo w n i.

k ó w nadziei.

P ie rw s z ą zasadą m ojego b ra c tw a będzie, abyśm y w z ię li na siebie, n ie s ta ra ją c się od n ie j uciec, całą bez­

nadziejn ość naszego św iata. B o jo w ­ n ik na dziei, ab y m ó g ł w a lc z y ć ja k c z ło w ie k p ie r w o tn y p o w in ie n sam p łon ąć rozpaczą ty c h . k tó ry c h chce w y rw a ć rozpaczy. D la te g o m ó w i­

łe m prze d c h w ilą , że n ie na le ży pom niejszać n ie p o k o ju lu d z i n a ­

szych czasów. Je że li je s t on oznaką słabości, je ż e li n ie k tó rz y lu b u ją się w n im c h o ro b liw ie , je ż e li w y n i­

k ie m je go je s t w y łą c z e n ie się poza n a w ia s og ólnych tro s k i pra c lu d z k ic h , to n ie chodzi tu t y lk o o chorobę społeczna. N ie m y lm y

s tnicze nia w n ie d o li lu d z k ie j, do od czu w a n ia całej z n ik o m o ś c i życia, do po d le g a n ia w ie lk im n ie p o k o jo m ludzkości. Jedną z- n a jp ię k n ie js z y c n p ie ś n i na dziei, ja k a p o w s ta ła w ję z y k u fra n c u s k im „P o rc h e d u , M y s tè re de la D e uxie m e v e r tu “ , K a r o l P éguy na pisał, ja k ju ż dziś w ie m y w g o d z in ie n a jw ię k s z y c h c ie rp ie ń i pró by.

Naszą d ru g ą zasadą p o w in n o być, ażeby n a p o ty k a ją c na tru d n o ś c i — ja k m a w ia ł Descartes — d z ie lić je celem ła tw ie js z e g o p rze zw ycię że n ia z a m ia st o d m a lo w y w a ć je w p rz e ­ ra ż a ją c y c h ba rw a ch d o p ro w a d za ją c sie bie i b liź n ic h do stan u n ie p rz y ­ tom ności. O s ta tn io udało m i sit z ro b ić n iech cący pew ne d o ś w ia d ­ czenie. P rz y p a d e k k tó r y do biera na naszych stoiach k s ią ż k i w czasie choroby, p o z w o li! m i przeczytać k o le jn o po sobie: p a m fle l B e rn a - nosa p rz e c iw k o ś w ia tu m aszyn i ksią żkę Georges F rie d m a n n a po­

św ięconą m etod om h u m a n iz a c ji p ra c y p rz e m y s ło w e j, o p ra c o w a n y m

■na c a ły m ś w ie c ie bez w zg lęd u na u s tró j. Zm ęczenie, p rz y g n ę b ie n ie , m o n o to n ia , m ech an izacja, Krótko m ó w ią c w s z y s tk ie niebezpieczeń­

stw a, ja k ie grożą c z ło w ie k o w i ze s tro n y m aszyny u m ie js c a w ia F rie d - m a n n w ś w ie c ie re a ln y m , chcąc je zrozu m ieć i p rze zw ycię żyć zam iast n im i szerm ow ać i bu dzić postrach.

B ernanos je s t a u to re m ksią żek n ie . zap o m n ia n ych i n ie m a m y z a m ia ru 0 n ic h zap om inać z p o w o du ty c h g łu p s tw , ja k ie w y p is u je od irze cn lat. Trzeba je d n a k w y z n a ć o tw a r ­ cie, że u d e rz a ją c y b y ł k o n tra s t po­

m ię d z y ja ło w y m i p o k r z y k iw a n ia m i p a m fle c is ty i d z ie c in n y m i a rg u m e n ­ ta m i, k tó r y m i p ró b o w a ł je poprzeć, a obrazem pow o lne go i s p o k o jn e ­ go c p o ru ro zu m u , k tó r y , w y s łu c h u ­ ją c k rz y k a c z y p y ta : „O co chodzi?—

1 rozpoczyna swą c ie r p liw ą pracę, a n a liz u je p ro b le m , p ró b u je środ­

k ó w zaradczych p o s k ra m ia p o ­ płoch. K ie d y w id z ę c z ło w ie k a , k tó ­ r y w y ru s z a do lasu. ab y uciec przed o b m ie rz ły m ś w ia te m te c h n ik i, k r z y ­ czę: „U w a ż a j! Z abiera sz ze so­

bą n a jw y m y ś ln ie js z ą , n a jb a rd z ie j s k o m p lik o w a n ą ze w s z y s tk ic h n a ­ szych m a s z y n !“ O n się od w ra ca:

n ie ro z u m ie , że m ó w ię m u o jego w ła s n y m ciele.

Nasza trz e c ia zasada .. Ż eby ją zrozu m ieć m uszę się o d w o ła ć do w s p o m n ie ń w o je n n y c h . K ie d y n a ­ sze o d d z ia ły , w 1940, b y ły w y s ta ­ w io n e po ra z p ie rw s z y na a ta m sa.

m o lo tó w p ik u ją c y c h , d z ia ła ją c y c h s tra s z liw ie na m o ra le bezradnego żo łn ie rz a , przysze dł do naszej je d ­ n o s tk i o k ó ln ik Sztabu G e n e ra ln e ­ go, w k tó r y m po raz p ie rw s z y do­

szukałem się śladów znajom ości p s y c h o lo g ii i k tó r y w p rz y b liż e n iu b rz m ia ł następująco. .N a jg ro ź n ie j­

szą rzeczą dla cz ło w ie k a zaa tako­

wanego, je s i n ic n ie ro b ić To ła ­ m ie je go odporność. Za w sze lką ce­

nę trze b a nakazać w aszym lu d z om, aby s trz e la li do sam o lo tó w , k tó re ic h a ta k u ją . J e ś li chodzi o sam olo­

ty , n ie w ie le im to zaszkodzi, w y ­ ją w s z y w y p a d e k je de n na dziesięć ty s ię c y .' Lecz je ś li chodzi o lu d z i, pomoże to im w y trz y m a ć uderze­

n ie “ . W ty m leży isto ta rzeczy.

Często ć y tu je się h is to ry c z n e sło­

w a: „N ie potrzeba m ie ć nadziei, aby po djąć in ic ja ty w ę “ B y ć może, lecz to w ła ś n ie in ic ja ty w a po zw a­

la m ieć nadzieję, a bierność p rz y ­ p ra w ia o rozpacz. K tó ż to dziś po d­

trz y m u je poczucie nadziei? N ie m a l w y łą c z n ie ci z s o c ja lis tó w (lu b k o ­ m u n is tó w ), i chrze ścija n, k tó rz y m a ją w ia rę czynną D la n ic h ś w ia t posiada sens, i to sens u w a ru n k o ­ w a n y w y s iłk ie m c zło w ie ka . M a ją coś innego do ro b o ty n iż p rzyg lą d a ć się i narzekać. Z tego co ro b ią bę­

dą m u s ie li zdać ra c h u n e k , ta k ja k ju ż zda ją ra c h u n e k wobec w ła s n e ­ go su m ie n ia . A że o n i są d la ś w ia ­ ta i ś w ia t je s t d la n ic h : nie są sa.

m i — o ty le , o ile dane je s t czło­

w ie k o w i n ie być n im . W y le c z y li się z ch o ro b y wieku-, poniew aż prz e s z li z a tru c ie tą chorobą i p rz y ­ s ię g li się z n ie j oczyścić T u ta j k s ią ż k a F rie d m a n n a po w ra ca ' do naszego a rg u m e n tu : m aszyn izm , n ie je s t już- groźbą, odkąd, k r o k po k ro k u , zebrano się do je j p rz e z w y ­ ciężania. Na ty m polega oczysz­

czająca w a rto ś ć p r a c y większość ksią żek zrozpaczonych, to k s ią ż k i p ró ż n ia k ó w .

Jasne, że społeczeństw a dźw iga , jące się b u n tu ją się p rz e c iw k o k ry z y s o m z b io ro w e j z g o rz k n ia ło ś ­ ci. R o zczaro w an ych zn a jd u je m y w ś ró d R z y m ia n późnego c e s a r­

stw a, w ś ró d lib e r ty n ó w kończącej się m o n a rc h ii, w ś ró d ro m a n ty k ó w lu b s cep tyków , c h y lą c e j sie dc u p a d ku b u rż u a z ji, -- nie zna jd zie-

(D o koń czenie na s tr. 2)

< ? r

f o

/ a / A

/ f a s

mulił umu& w fiD i& IM

(2)

Str. 2 O D R O D Z E N I E Nr li

KSAWERY PRUSZYŃSKI

Z I E M I A Ś W I Ę T E G O J U S T A

V T y d z ie ń ś w ią te c z n y spędzam d a ­

le k o w p rz e s trz e n i i da le ko w cza­

sie. P rz e s trz e n ią je s t s p o k o jn a sze­

ro k a d o lin a , d o lin a po dg órska w ła ś ­ nie, a n ie gó rs k a ; zatem rozsiad ła, jasna, po da na w cze snym w s c h o ­ dom i p ó ź n y m zachodom . Jest to — w c ią ż je ś li cho dzi o p rz e s trz e ń — p o ls k ie p o łu d n ie i p o w ie trz e m a tu ja ką ś p rz e jrz y s ta b łę k itn o ś ć , ja kąś m ię k k o ś ć i ja k iś c ie p ły , ż y w y , k o ­ lo r y t, k t ó r y czarem p rz y p o m in a Z a le s z c z y k i i T oskan ię , R odan i N o w y Sad. Jest tu p o g ó r s k i e bogactw o k ra jo b ra z u , — i c z ło w ie k o d p o c z y w a po m o n o to n ii m a z u r­

s k ie j, po w ie lk ie j r ó w n in n e j czczoś- c i ro z c ią g n ię te j p o m ię d z y m a rtw o tą c ie m n y c h p o d b e riiń s k ic h je z io r i p y l- n y m i s z la k a m i brzo zow ej B ia ło r u ­ si. O po dal d o lin a rozszerza się i rozpłaszcza, p rz e c h o d z i w n ieckę ja k b y , i w sam ym ś ro d k u o w e j n ie c k i g le b o w e j, ja k z w a ł c ie m ­ nego ciasta, z w ie s iły się w o k ó ł d re w n ia n e g o p o d h a la ń s k ie g o k o ­ ś c ió łk a potężne, k o n a rn e lip y . K o ­ ś c ió łe k je s t p ię k n y w k s z ta łc ie , b u ­ d o w ie — cóż k ie d y A . D. 1899 p a ra fia , w p rz y s tę p ie niew czesnej h o jn o ś c i, p o w y rz u c a ła stare, z b u t­

w ia łe . p e w n o g o n ty i w ic h m ie j­

sce p o k r y ła dach b lach ą c y n k ó w k ą . W nętrze k o ś c ió łk a w e w c z e ś n ie j­

szej nieco epoce p o pa ćkan o h o jn ie b a ro k ie m i fa rb ą i w y d y m a się to te ra z w u lg a rn ie . A le lip y n ie p o ­ trz e b o w a ły a n i p o k o s tu , a n i n o w e ­ go poszycia. Są p ię kn e . M a ją w so­

bie tę p ro s tą , p ra w d z iw ą w ie lk o ś ć , rasę c h c ia ło b y się rzec — ja k ie ż jeszcze słow o, dziś w y k re ś lo n e ze s ło w n ik a m ożna b y tu użyć? P o d ­ czas r e z u re k c ji, gd y d r e w n ia n y ko ś c ió łe k g ra ł ja k p u d ło s k rzyp ie c, s to ją c na ze w n ą trz , pod ty m i l i ­ p a m i w ła ś n ie , lic z y łe m ic h w ie k . Po c h w ili w p a trz e n ia się po zn a ­ w a ło się, że n ie są je d n a k o w o s ta ­ re ; b y ło tego co n a jm n ie j trz y k a te g o rie , ge ne racje . W id a ć p r z y ­

c h o d z ił czasem w ic h e r i o b a la ł n ie k tó re , poczem w ic h m ie js c e sadzono no w e . F o te m jeszcze n o w ­ sze. T a m skąd w ic h r y tu w ie ją c e b y ły n a js iln ie js z e . N ie tru d n o b y ło dostrzec, że n a jg ro ź n ie js z e w ic h r y to te z p o łu d n ia i ze w schodu.

L ip y , o k a la ją c e k o ś c ió łe k od za­

c h o d n ie j s tro n y b y ły na jstarsze . W y p ró c h n ia łe m o g ły ru n ą ć od d a w ­ na. P e w n o o s ła n ia ł je te n k o ś c ió ­ łe k . w sobie z e b ra n y , m o c n y , k r ę ­ p y ja k c h ło p p o g ó rs k i, c a ły . z b u ­ d o w a n y z o g ro m ó w m o d rz e w io ­ w y c h , ja k ic h dziś n ie m a na ś w ię ­ cie. M o d rz e w ie zresztą ro s n ą w ty c h d o lin a c h . J e s t ic h n a w e t dość w ie le . R u d z ie ją z d a le k a na t l e c z e rn i ś w ie rk ó w . A le n ie są to ju ż potężne, m o c a rn e m o d rz e w ie ; ta ­ k ie ja k te, z k tó r y c h s ta w ia n o ten k o ś c ió ł i d z ie s ią tk i, s e tk i k o ś c io ­ łó w ja k te n w ła ś n ie , ja k o n ro z ­ s y p a n y c h róża ńce m od T y m b a rk u po B ie c z i d a le j! Są to p a w ie w ś ró d d rz e w ; ła b ę d zie ; m o h ik a n ie . Ic h ż y w ic a p a c h n ie zachodem i ś m ie rc ią .

W ie lk o s o b o tn im w ie czo re m , k ie d y g a s ły re z u re k c y jn e d z w o n y , po gó­

ra c h , p rz e d la s a m i, w d o lin ie , w szędzie zapalały' się ty s ią c e ś w ia ­ te ł. J a s n y w ie c z ó r d o p ie ro — oraz s ta ty s ty k a — d a je p e łn y o b ra z te ­ go, ja k t u je s t tło czn o . Ż a ło w a ć m ożna, że n ie zaw lecze się w te s tro n y żaden z a g ra n ic z n y lito s ie r - n ik , ro z u m u ją c y , że „s k o ro t y lu P o - ' la k ó w z g in ę ło w te j w o jn ie “ i „s k o ­ ro P o la c y m a ją dziś ty le z ie m i“ , to rzeczą n a jry c h le js z ą w in n o , b yć nasze o d e jście z n a d O d ry i W a rty . M oże i d o ln e j W is ły ? T a d o lin a , te n k r a j, to ś w ia t p rz e lu d n io n y . N ie p rz e s ta ł or, ro d z ić d z ie c i i n ie p rz e s ta ł k r a ja ć m o rg ó w . D a w n o z n ik ły d w o rs k ie , dziedzicow e, s trz ę ­ p ią c e się ju ż od d a w n a , w reszcie, o s ta tn im p o d ry w e m , ro z e rw a n e na k a w a ły . B y ło to t y lk o t r z y la ta te m u , ale tu p r z y n a jm n ie j, m ożna b y sądzić, że b y ło to te m u trz y w ie k i. R o z p ły n ę ło się n ie m a l bez śladu. Po d a w n e m u c h a łu p y się t ło ­ czą. Po d a w n e m u b r a ł; tu ta j m o r ­ gów . Cóż m oże te ra z p rz y jś ć , co p rz y jś ć t u m u si? T o ty lk o , że l u ­ d z ie bę dą m u s ie li stąd odejść. D o­

kąd ? m oże d o p rz e m y s łu — ale k ie ­

d yż p r o d u k c ja s ta li z 1,5 m ilio n a to n skoczy do sześciu, ośm iu, d z ie ­ się ciu? K ie d y zza g ra n ic y p rz y jd z ie sprzę t, k t ó r y u m o ż liw i t a k i e p o d ­ n ie s ie n ie p r o d u k c ji i t a k i e , w n a ­ s tę p s tw ie idące, w c h ło n ię c ie lu d z i przez prz e m y s ł? Z ie m ie O d z y s k a ­ ne? T u i ó w d z ie p o ś c ie k a ły z t e j \ pogórza p o to k i co żywsze, b a rd z ie j rw ą c e ; ale masa tu te js z y c h w ód lu d z k ic h n ie s p ły n ę ła raze m z n i ­ m i. Z a trz y m a ła się tu . W c ie n iu ty c h lip , tego k o ś c ió łk a , ty c h w zg órz, ty c h m o d rz e w i. „ M y , p a ­ nie, s ch o d zim y w niż, ale k u nam , pa nie, n ie id ą. U nas, panie, spo­

k o jn ie .. S w o jo “ .

W ła ś c iw ie ó w p o d g ó rs k i z a k ą te k P o ls k i, k t ó r y n ie je s t a n i T a tr a m i a n i ró w n in ą T arno w sko -R zeszo w - ską, ale w ła ś n ie ta k im k r a je m w z g ó rz i d o lin , często i la s ó w jesz­

cze, spe łn ia, .n ie u zn an ą jeszcze, ro lę jakow egoś m a te c z n ik a n a ro d o ­ wego w w ie lk im s ty lu . To n ie to, że lu d z ie , fo rm y , in s ty tu c je , z w y ­ czaje i obyczaje, gdzie in d z ie j z a ­ m a rłe lu b z a n ik a ją c e , m a ją tu jesz­

cze tw a r d y , d ę b o w y ż y w o t. T o n ie t y lk o m a te c z n ik m ic k ie w ic z o w s k i.

T o n ie t y lk o re z e rw a t przeszłości.

T o je d y n a część p o ls k ie j, z ie m i, k tó r ą B óg n ie p o ło ż y ł o tw o re m w ia tro m , n a ja zd o m , przechodom . M oże n ie u c z y n ił je j nie d o stę p n ą ; ale n a p e w n o u c z y n ił ją tr u d n ie j dostępną n iż in n e . T a k ie same k o ­ ś c ió łk i ja k w te j Ł o sosinie , p ło n ę ły gdzie in d z ie j p o c h o d n ia m i i za k o n ­ fe d e ra tó w i za K o ś c iu s z k i w 1809, i w 1831, i w 1914. T a k ie same lip y b y ły gdzie in d z ie j u lu b io n y m celem na jeźdźczej a r ty le r ii. T u nie.

L u b m n ie j. R zadziej. O to w ła śn ie . -Praw da, b y ły G o rlic e w ta m te j w o jnie,- a w te j p a d ło śliczne, m i­

łe, Jasło. Z ie m ie te .n ie b y ły b y p o ls k ie , g d y b y n ie p ła c iły ha raczu w o jn o m . A le n ie p ła c iły go c a ły m d o b y tk ie m p o k o le ń a t y lk o częścią.

T o ważne. P rze to i w d n i, k ie d y h o . r y z o n t ś w ia ta zaciąga się c h m u ­ ra m i, lu d z ie n ie są tu z b y t sko ­ r z y do zejścia g ro m a d n ie z p ła c h e ­ te k p o w tu la n y c h w o p ie k u ń c z e do­

lin y . T r w a ją , p rz y c z a je n i. T u b o ­ w ie m „s p o k o jn ie , s w o jo “ .

W ie c z o re m ro z c h o d z i się wieść, że do k o ś c ió łk a p rz y s z e d ł d ia b e ł. — T a k , to je s t p r a w d z iw y m a te c z n ik .

— N ie m a w ty m n ic n ie p ra w d o ­ podobnego — m ó w ią — bo ju ż był... — i c y tu ją obce m i n a z w y o k o lic z n y c h w si. J a k b y ł ta k b l i­

sko, m u s ia ł dojść i do Ł o s o s in y ; m a prze cie ż obejść 900 k o ś c io łó w w Polsce, chyb a n ie m ało? N ie, n ie t a k i „ze^ w s z y s tk ię m p r a w d z i­

w y “ d ia b e ł. 1 n a s tę p u je h is to ria ; o ta te j. z im y , p o d W ie lic z k ą ,., g ru p a

„ tu r o n ió w “ , in acze j „h e ro d ó w “ , idąc dro g ą n a p o tk a ła księ dza jadącego do chorego z P anem B ogiem . W szy­

scy rzecz jasna, p o k lę k a li; i sam K r ó l H e ro d , i jego m a rs z a łe k z m ie ­ czem. N a w e t Ś m ie rć z kosą lic y to ­ w a ła w nabożności T rz e c h K r ó li.

T y lk o czarn ou m azan y ch ło p ie c, bę­

dą cy „z a d ia b ła “ n ie k lą k ł. — J e ­ stem d ia b łe m ; n ie mogę k lę k n ą ć — tłu m a c z y ł się. A le na n a jb liż s z y m p o s to ju sadze n ie d a ły się zm yć, a k o ź le ró ż k i ze s k ó rą p rz y ro s ły do czaszki. B y ł „ n a p ra w d ę “ d ia ­ b łe m . Z ale con o m u od w ie dze nie 900 k o ś c io łó w w c a łe j Polsce, chodzi zate m 1 chodzi, ab y w ró c ić do d a w ­ n e j postaci. U k r y w a się, n ie b o ra k , i n a w ie d z a k o ś c io ły c h y łk ie m , ś w ia ­ dom sw ej h a ń b y . L u d z ie , co p o b ie ­ g li do ło sosiń skie go k o ś c ió łk a , aby go u jrz e ć , w ra c a ją z a w ie d z e n i, lecz t y lk o p rze z pó ł. N ie, n ie w id z ie li go, ale d lateg o ty lk o , że u k r y ł się w z a k r y s tii i n ie p o s trz e ż e n ie w y ­ szedł. T a k za p e w n ia , w n a jw ię k ­ szej w ie rz e , m ło d y c z ło w ie k , k tó r y , sądząc z le g ity m a c ji p a r ty jn e j p o ­ w in ie n u d z ie la ć m n ie j w ia r y s p ra ­ w o m n a d p rz y ro d z o n y m .

S p ra w y p rz y ro d z o n e , zd a w a ło b y się, d o s ta rc z a ją tu dosyć p o w o d ó w do z a d z iw ie ń . W d o lin ie s z e ro k ie j i ży z n e j, w k tó r e j p o tężna rz e k a gó rska r w ie n ie u ja rz m io n a , ły s k a ­ ją w ś ró d k a m ie n i jo lk i i ś w in k i.—

r y b y g ó rs k ie ; w p a ź d z ie rn ik u ro i

się od łososi. A le za d ru g im w z g ó ­ rzem , ty m le s is ty m g a rbe m jest in a cze j. P ach ną z g n iło liś c ie m ło ­ d y c h b u k ó w , k ie d y s c h o d z im y w dół, gdzie p rz e ły s k a poprzez d rz e ­ w a szeroka ro z to c z je z io ra . M a w o ­ d y o p ię k n e j z ie le n i g ó rs k ie j, p r z y ­ d y m io n e j nieco osa da m i w a p n a . Po

d ru g ie j stro n ie , za ta k ro z la n y m D u ­ n a jc e m , o s try z ło m r u in zam eczku Z a w is z y Czarnego. K u n ie m u w po­

p rz e k , z a trz y m u ją c w o d y w je zio­

ro, b ie g n ie be to n e m b ia ła zapora ro ż n o w s k a . S p ię trz a te w o d y i ro z ­ le w a je ty m je z io re m aż po k o ś c io ły w Z byszycach i Tęgoborzu. W 1935, p a m ię ta m r w a ła jeszcze dn e m te j d o lin y g ó rs k a rz e k a ; m a rn e ro le i w i k lin y c ią g n ę ły się pasem . T u , gdzie te ra z zapora, ło s k o ta ły sie­

k ie r y w lesie, z g rz y ta ły o b ra b ia rk i.

C zerw one z n a k i w s k a z y w a ły , k ie d y będzie w y b u c h . W a liły się ścia ny łu p k o w e , o s y p y w a ły się g lin k i. P o ­ w o ln i B ia ło ru s in i, p r z y b y li tu zza M oło d e czn a ze s w y m i k o n ik a m i — m ie rz y n k a m i u g ię ty m i p o d k a b łą - k ie m „ d u g i“ , ro z d ra p y w a li te u s y ­ p is k a do d łu g ic h , u g ię ty c h k u z ie ­ m i w o z ó w . W ja s n y c h dom ach Z a ­ rz ą d u k ie r o w n ic y b u d o w y m ó w ili po fra n c u s k u . W szystko b y ło ju ż n ie m a l w y k o ń c z o n e , k ie d y w 1939

JAN ŚPIEWAK

E L E

r. p rz y s z li N ie m c y . P o s tą p ili ja k z B ib lio te k ą Jagie .lońską. D o k o n a li uroczystego o tw a rc ia ogłaszając ca­

łość d zie ła ja k o „ t w ó r n ie m ie c k ie j . c y w iliz a c ji na W schodzie“ . P u ś c ili o ty m b ro szu rę na A m e ry k ę ^ A m e ­ ry k a n ie , zawsze u f n i w s z y s tk ie m u , co po cho dzi z N ie m ie c , o c z y w iś c ie w ie rz y li.

K ie d y to się tu b u d o w a ło z o- w y m h u k ie m i rozm achem , z sy­

g n a ła m i o s trz e g a w c z y m i, w y b u c h a ­ m i m in , b ia ło ru s k im i k o n ik a m i i fr a n c u s k im i in ż y n ie ra m i, b y łe m pe­

w ie n , że o w a zap ora z a trz y m u ją c w o d y p o ru s z y d rz e m ią c y k r a j. K u r ­ ne c h a ty g ó ra ls k ie o ś w ie c i e le k ­ try c z n o ś ć ; m echaniczne m o to r k i s ta n ą w ka ż d e j k u ź n i, s to la rn i s te lm a s z n i; ru s z ą w a rs z ta ty , pędzo­

ne ta n ią s iłą m echaniczną, f a b r y k i (m a rz y łe m jeszcze; i k o le je ), może e le k try c z n e do ja r k i? M oże fa r m y

‘ e le k try c z n o ś c ią pędzone? M oże ja ­ ka ś d ru g a S z w a jc a ria , czy N o rw e ­ gia? B y łe m jeszczą m ło d y , p o d ró ­ żo w a łe m m ało. C z y ta łe m za w ie le o b c y c h k sią że k, za m a ło m ó w iłe m z lu d ź m i w Polsce. D ziś n i k t m n ie n ie zaskoczy w ia d o m o ścią , że o p a ­ rę k ilo m e tr ó w od ju ż zbu d o w a n e j d a w n o z a p o ry ro ż n o w s k ie j po d a w ­ n e m u s to ją k u r n e c h a ty — i to

\

G I A

D łu g o m ie s z k a łe m w ś ró d śn ie g u d o ty k a ją c się s m u tk u d n i sp a lo n y c h o ło w ie m i n o cy z w ę g lo n e j pieśnią.

P rz e m y k a ły się s a rn y w snach, t k liw e d rz e w a g a s iły m ilc z e n ie m . B rn ę ły b rz o z y przez step, ra n ią c ś w ia tło w g in ą c y c h gałęziach.

U d e rza ło m e serce o cień, z b ro jn a p rz e s trz e ń ja k s k a ła s k rz y d la ta poprzez ló d , poprzez w ia t r k ru c h ą s a lw ę g a s iła o b ło k ie m .

K w i t ł y oczy i d ło ń , k w it ły w a r g i i głos i na ścianach w s p in a ła się z ie le ń . T y lk o d o tk n ą ć się w a rg , u ją ć d ło ń , oddech c ie p ły w ź re n ic a c h się w k r o p li.

U w e z g ło w ia W asz głos, pop rze z ś cia n y W asz w z ro k , w n o zd rza b iją s tru m ie n ie ja rz ę b in . S ta d a g o d z in i w ro n k rą ż ą w m r o k u w ła sn e g o

sp o jrz e n ia . K r o k odd e ch u się r w ie i z z a w ie i na s k ro ń ślepa tr a w a u d e rzą

s iw izn a . Z a m ie s z k u ją c m ó j stra ch , b u rz e b iły gasnących o d d a le ń . W tłu m ie liś c i i d rz e w Z m a rłe p ta k i p ły n ę ły k u ogniom .

N ie p a trz w liś ć a n i w śnieg je ś li w s m u te k u b ra n y chcesz odejść. D o tk n ie s z b rz o z y a płacz z k o r y s fru n ie , u nóg, g o łą b , księ życ i w y s trz a ł i północ.

N ie p a trz w noc a n i w dzień, a n i w s k w a r a n i w c h łó d , depczą oczy tę s k n o tę a z ie le ń dno rz e k k r w a w i, b y z n ó w b ie g ły d ro g i z b łą k a n e m ija n ie m . W yście o b ło k i d n i, W yście ga łą ź i śnieg, W yś c ie step lo d o w a ty

f i brzoza.

W W a szych pa lca ch je s t p ia ch , w m o ic h oczach W asz głos c h y li noc k u s tru m ie n io m jasności. B e z w ła d c h m u r, lo t k a m ie n i i sko k,

k rz a k ó w z b ie g ły c h w p o p łoch u , ja k zgadnąć, gdzie je s t s k ro ń

a gdzie szloch i gd zie k lę czą g o łę b ie bezgw iezdne. W W aszych

s k ro n ia c h t k w i lę k , W W aszych rzęsach ja s k ó łk a p rz e k łu ta . N a p o lic z k a c h m y c h b ie l, p ło n ie zie m i p ły n ą c e j d o k o ła , to p o l, jo d e ł i b rzó z i w ą w o z ó w

o c ie n ia c h z a s ty g ły c h .

n ie ra z ja k n a jz a m o ż n ie js z y c h go­

spo da rzy, że ot, w te j cha łu p ie , g o spo dyn i śp i w je d n y m łó ż k u ze ś w in ią , a i p ro s ię ta h o d u ją się w izbie... w o b a w ie (słusznej zresz­

tą) p rze d szczuram i. R o żnów sw o im p o rz ą d k ie m , a ta m to , co o d X V I I w ie k u go rszyło w s z y s tk ic h cudzo­

zie m có w — n a w ie d z a ją c y c h P olskę

— też s w o im p o rz ą d k ie m . T a k to ju ż u nas je st. M og ą gdzieś huczeć tu r b in y i p ra c o w a ć g e n e ra to ry , a ta m to o b o k ż y je s w o im życiem , n ie ­ zm ie n io n e , n iep rzeora ne , je d n a k ie . Id ą na w ie ś różn e o rg a n iz a c je , r e ­ fe re n c i, p o w s ta ją k o ła a jakże, są c z ło n k o w ie , n a w e t w p ły w a ją s k ła d ­ k i. N o i d a le j; lo ch a w łó ż k u , pro-, sięta w izb ie, k u rn e ch a ty , X V I I w ie k . M a te c z n ik b ro n i się tw a rd o . P rz e d o b c y m i p rz e d n o w y m . P rzed z łe m i dobrem .

W cie płe p o p o łu d n ie , k ie d y ju ż o z ie le n ia ją się po la , id z ie m y d ro ­ gą, m ija n i, p o z d ra w ia n i. U k ło n y są d la mego tow a rz y s z a . J e s t n im p r o ­ fe s o r g im n a z ju m z sąsiedniej dużej w s i, U ja n o w ic . — Jest g im n a z ju m w U ja n o w ic a c h ? — A ja kże! — A le ż, ch yb a p rz e d w o jn ą ...? — U śm iech w z g a rd y .— O czyw iście, żę p rz e d w o j­

n ą nie b y ło g im n a z ju m w U ja n o w i­

cach; b y ło za to» podczas w o jn y — w y ja ś n ia . T a jn e , k o n s p ira c y jn e . Z b ie ra n o się po stod oła ch, szopach;

w y s ta w ia n o w a r ty i c z u jk i. T u z d a le k a m ożna b y ło w y k r y ć „g ra ­ n a to w y c h “ lu b N ie m c ó w . O rg a n iz a ­ to re m b y ł ksiądz, d z ie k a n z U ja ­ n o w ic . G d y spasione, n a ra b o w a n e szkop y po częły zw ie w a ć , g im n a z ­ ju m stało się ja w n y m . G d y p r z y ­ szło tu p a ń s tw o — s ta ło f się p a ń ­ s tw o w y m . — H is to r ia p ro s ta sobie, oto. -— A ja k to idzie? J a k to id z ie ? D z ie w c z y n y i c h ło p c y z gór, ro b ią c po osie m k ilo m e tr ó w w je d ­ n ą s tro n ę ,’ w śnieg, deszcz, błoto, p rz y p o to k a c h ro z la n y c h , p rz e b y - w a n y c h w bró d, id ą do tego g im ­ n a z ju m ra n e k w ra n e k , dzień w dzień. W prze m o czo n ym o b u w iu w y s łu c h u ją le k c y j. W ra c a ją do do­

m ó w ja k s ta li. D o o w y c h do­

m ó w , gdzie n ig d y n ie m a ś w ia tła , n a to m ia s t n ie rz a d k o są p ro s ia k i, W t ło k u je d n o iz b o w e j c h a ty o d ra b ia ­ ją zadania. N a d ru g i dzień — to samo. N a u c z y c ie l s tw ie rd z a , że n ig d z ie n ie w id z ia ł podobnego za­

p a łu . O to ja s n y p ro m ie ń , k tó r y p a d ł w m a te c z n ik . I p rz y k ła d , k lu c z : iść s iła m i m ie js c o w y m i, p o ­ p rze z tu te js z y c h , ś w ia tle js z y c h . P rz y b y s z z ro b i n ie w ie le . Z m ia n a m u s i w y jś ć stąd. O d n ic h . Z ic h ło na . Ic h d ro g a m i. *

W p o g o d n ym n ie b ie n a d D u n a j­

cem p ły n ie bezszelestny sam olot.

S zybow iec. O podal, pona d w sią, s ły n n ą o n g i a ria ń s k im zb o re m (i a ria n ie p rz e s z li je d y n ie ty m k r a ­ je m , n ie z a p u ś c ili k o rz e n i, n ie z m ie n ili n ic ) — i p rz e p o w ie d n ią , k tó r ą czasu w o jn y p o w ta rz a ła cała P olska, je s t szybo w isko . Z gó ry n a d lasem w y s tr z e liw u ją sam olo­

t y - szybow ce, b y o b k rą ż a ć potem d o lin y , z a ło m D u n a jc a , jezioro, w s ie rozsypane. W ysoko nad lasem s ta n ę ły b a r a k i m ie szkaln e. Co ro k u , w sezonie, k ie d y w ia t r y są dobre, po m ie szka t u k ilk u n a s tu lu ­ d z i. B ędą w z la ty w a li na s w ym sprzę cie n a d górę tęgoborską,. za­

ta c z a li p ó łk o la , lą d o w a li. O djadą.

Z a p o ra , s zyb o w isko i w ie le in n y c h t u rzeczy i _ s p ra w — są e k s te ry ­ to ria ln e . S to ją poza ty m , co tu się dzieje . N ie w y w ie ra ją n ija k ie g o w p ły w u . N ie p rz e k s z ta łc iły n ic . N ie z m ie n iły niczego. Po d a w n e m u w ła ­ dze g m in n e d z iw ią się słysząc za­

p y ta n ie , czy są tu ja k ie ś b ib lio te -.

k i? Po d a w n e m u k u r n e c h a ty , lo ­ cha w łó ż k u , p ro s ię ta w izbie. Jest k w ie c ie ń , r o k 1948 N ie 1848. N ie 1748.— 1948 I n ie w ie m czy d la te j zie m i, d la tego p ła c h c ia m ałego P o l­

ski., n a jp o ż y te c z n ie js z y m , ja k dotąd je d y n ie p ło d n y m , n ie b y ło s k ro m ­ ne, d z ie k a n o w s k ie g im n a z ju m w U - ja n o w ic a c h ?

W O JO W NICY NADZIEI NAGRODA LITERACKA »ODRODZENIA«

(D o koń czenie ze s tr. 1) m y ic h m ię d z y p ie rw s z y m i ch rz e ­ ś c ija n a m i, a n i w ś ró d b u rż u a z ji w okre sie je j r o z k w itu a n i u m ło d y c h mas s o c ja lis ty c z n y c h . O bo k ty c h o s ta tn ic h n a le ż y zan otow ać, p o ­ w s ta n ie s iln e g o p rą d u w e w s p ó ł­

czesnej m y ś li k a to lic k ie j, k t ó r y m a na c e lu p rz e c iw s ta w ie n ie się p o n u ­ re m u p r o r o k iz m o w i, n a p ię tn o w a ­ ne m u p o w y ż e j. W ra c a ją do głosu, szczególnie w e F r a n c ji, p ie r w s i O jc o w ie K o ś c io ła , ic h tr y u m fa ln a w iz ja c z ło w ie k a , ic h szlachetne r o r z u m ie n ie h is to r ii, p rz y p o m in a ją się pa ra b o le o K r ó le s tw ie B ożym , k tó ­ re w z ra s ta p o w o li m ię d z y n a m i, a to ju ż w y k lu c z a , a b y te n ś w ia t m ia ł b y ć s p ra w ą p rz e g ra n ą i pogrążać się w u p a d k u . P r z y p ły w o p ty m iz . m u k osm iczne go i h is to ry c z n e g o p rz e n ik a lic z n e p ra ce teo log ów . J e ­ ż e li c h rz e ś c ija n ie p ó jd ą za n im i i n ie u le g n ą ro m a n ty c z n e j p o ku sie k a ta k u m b , a n i o c ią g a n ia s ię w w y p e łn ie n iu swego lu d z k ie g o p o ­ s ła n n ic tw a w ie lk ie ju t r o s to i prze d s p rzysię że n ie m n a d z ie i.

Emm anuel M o un nier p rz e ło ż y ła Arnia B a rtlin g

Pragnqc przyczynić się do ożywienia twórczości literackiej Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik" ustanowiła corocznq nagrodę „O d ro d z e n ia ".

Nagrodę tę przyznawać się będzie każd ego roku w dniu 22 lipca, w dniu święta Odrodzenia Polski, za ^najwybitniejszy tom prozy (powieść, opowiadania, krytyka, wspomnienia) ogłoszony drukiem po 1.IX 1939 r.

W ubiegłym roku nagrodę otrzymał Jarosław Iwaszkiewicz za ksiq żki:

„Nowele włoskie" i „Nowa miłość".

Skład jury i wysokość tegorocznej nagrody podamy w jednym z n a j b l i ż s z y c h n u m e r ó w

N a d R ożnow em , w z a m k u Z a w i szy c z a rn e g o ( k tó ry m u s ia ł b yć iś­

cie ja k o rle gn ia zdo; n ie w ie lk i, : a za to o s tro w y rz u c o n y w n ie ­ bo), w z ro k id z ie d a le ko. T a m te n j k r a j to p o ls k a N a d re n ia ; to to, co dla F r a n c ji d o lin a L o a r y ; d la A n ­ g lii p o g ra n icze W a lii; z ie m ia zam- \ k ó w . N a s z la k u do W ęgier, skąd k ró lo m spro w a dzan o żony i żołnie - j rz y , szlachcie cię żkie w in o , po spó l­

s tw u ś w ie c id e łk a , ro z s ia d ły się R y -

j

tra , C zo rs z ty n y , M e lo r ty n y , O lc h o ­ wy,, W yczeszki, S ta re i N o w e S ą -i cze. B ro n io n o P o ls k i z te j s tr o n y ,]

z k tó r e j n a jm n ie j b y ła zagrożona.

M u s ia ł to być ta k ż e o lb rz y m i w y - l s iłe k w ło ż o n y w to kie dyś. D z is ia j » m ożna z a sta naw iać się ja k ba rdzo j b y ł p ło d n y . Czy głęb oko w s z e d ł j w te n k r a j, ponad k t ó r y się d ź w i- | g n ą ł! Czy m ocno b y ł w e ń wrośnię-.»

ty . Co m u dał? Co z o s ta w ił? N a ‘ in n y m z a m ku , p o n iż e j R ożnow a, j d o trw a ły rzeźb io ne w k a m ie n iu s m o k i też ta k ie ja k w P ro w a n - i s a lii, ja k w P a le rm o i E s tre m a - j durzę. D z io p y ze s z k o ły ro ln ic z e j

— c h ło p a k z w ie się tu „c h o d a - 1 k ie m “ , d z ie w c z y n a „d z io p ą “ — pa­

trz ą z a d z iw ie n i. Im je s t to obce. i T k w iło tu , w k a m ie n iu m ie js c o - j w y m rż n ię te , od k ilk u s tu le c i. Po- { zostało obce. S m o k i m ity c z n e I g rz e ją się w s k ą p y m w io s e n n y m . c ie p le po lskie g o pogórza.

N a to m ia s t z g a rbu , dzielącego d o lin ę D u n a jc a od tej,, k tó r ą p iy - ; n ie m a ła Łososina, s w o js k o sterczy ! . p rz y g a rb io n a , d re w n ia n a k a p lic a j

św iętego Ju s ta . Ś w ię ty J u s t je s t j może ty m ś w ię ty m , k tó re g o im ię I

je s t tu znane n a jb a rd z ie j — i n i c i na to n ie pom oże fa k t, że ow ego ł

„ś w ię te g o J u s ta “ p ró żno szukać w ; k a le n d a rz u , w poczcie ś w ię ty c h i j b ło g o s ła w io n y c h k o ś c io ła k a to lic - . kie go . A n i, że p o n ie k tó ry , co , m ło dszy, a n ie tu te js z y w ik a r y , zżym a się n a ow o „ ś w ię ty “ , po I czym prostuje,, „ p u s te ln ik “ . T a k , ! b y ł tu o n g i t a k i p u s te ln ik , J u s ty n 1 (co przeszło na „J u s ta “ ), m ie s z k a ł j n a ty m g a rb ie , gdzie dziś k a p lic z - 1 k a na jego cześć s ta w ia n a rę k o m a - lu d z i ż a rliw y c h , a p ro s ty c h . — K ie ­ d y to b y ło ? N ie w ie d zie ć. — W e- . die je d n y c h , jeszcze niesp ełn a sto 1 la t tem u, a w e d le in n y c h — całe w ie k i. Czas je s t tu ro z c ią g ły m po- jęcióm . T rzeba b y tu poślęczeć d łu ­ ż e j; m oże zn a la zło b y się dosyć m a­

t e r ia łu na ro z p ra w ę d o k to rs k ą . A F po co? Postać ow ego p u s te ln ik a JO' sta o p rz ę d ło w m iędzyczasie babie la to rz e w n e j, lu d o w e j le ge ndy. Je' śli-by je j w ie rz y ć , ó w J u s t b y łb y

f

ob ecn y i p rz y to m n y w s z y s tk im lu ł

" * ' Ml> '*l‘ ...■»»■ii f oH- puszcze i k ie d y m e b y ło taszczę n i j Zbyszyc, n i Tęgoborza, nié m ó w ią c ju ż o S ie n n e j, K o b y lim g ró d k u czy i M ły n n e m , i ty m k ie d y „c y s o rz “ w y b ie ra ł p o d a tk i i r e k r u ta . N ie

w iedzieć, k im b y ł św. Ju s t. Is tn ie je l

•wersja u p a rta , że p rz y b y ł gdzieś » z F ra n c ji, je s t in n a , że b y ł p o l­

skiego „r o d u k ró le w s k ie g o “ . W edle je d n ych p o p e łn io n e z b ro d n ie s k ło ­ n iły go do p o k u ty ; w e d le in n y c h i p rz e ro s t c n ó t k a z a ł m u szukać na I P o d h a lu T e b a jd y . Legenda, n ie p e w - I n a co do czasu, w k tó r y m ż y ł „ś w . i J u s t“ , spo rna co do jego pocho- i dzenia, o ra z m otyw ów ., je s t za to | zgodna w d w ó c h in n y c h p rz e d m io - i ta ch . J u s t lu d z io m po m a g a ł i J u s t I n ie k a ra ł. J u s t n ie ' w y g ła s z a ł I kaza ń, m o ra łó w , p rz y p o w ie ś c i. N ie ł d o ch o w a ło się a n i je dn o jego i zdanie. A n i słowo. N a to m ia s t i J u s t po m a g a ł lu d z io m z b łą k a - j n y m w k n ie i lu b zam ieci. J u s t p rz e w o z ił lu d z i przez w e zb ra n e ; p o to k i. . J u s t p rz y p ę d z a ł ub og iej ; k o b ie c ie b y d ło zag ub ion e w lesie, I J u s t po m a g a ł d r w a lo w i urą ba ć

d rz e w a najcięższe i p rze strze g a ł, | k ę d y padną. T o w s z y s tk o — i w ie - I le, w ie le in n y c h rzeczy r o b ił św.

Ju s t. D ziś n ie m a puszcz i zelżą- | ły zam iecie, a i p o to k i z gór o b ły - I s ia ły c h n ie niosą ty le w o d y , o z w ie rz u lu ty m słuch zag in ął. Na j g a rb ie d z ie lą c y m d w ie d o lin y r o j- 1 no od go s p o d a rs tw i t y lk o na sa- I m y m szczycie, skąd w id a ć i Z b y - -|

szyce i Łososice, w z n o s i się Ju s t. ]

„ J u s t“ to w ła ś n ie te n g a rb : to , jeszcze n a o w y m g a rbie, d re w n ia - na. ja k n ie w ie lk i koś c ió łe k , k a p li- ; ca. T u k ie d y ś , w głuszy głusz, b y ­ ła p u s te ln ia Justa . Stąd w ła ś n ie j

„c z y n ił d o brze“ .

J e s t p ię k n y , c ie p ły ju ż w ieczór, j k ie d y je ste śm y „ n a J uście“ . S w ie- I c i jasno roztocz jeziora, ja k ie I s tw o r z y li tu lu d z ie . B ia ło , po so- I p lic o w s k ie m u , p rz e z ie ra ją zza I d rz e w ścia ny zbyszyckieg o d w o ru - ; za M a rc in k o w ic a m i ro ś n ie grzebień gór. Z a n a m i K re tó w k s p o ły s k u je p ó ź n y m śniegiem . T r m d a le j są r u in y Czechowa, a ta m W yczesz­

k i, a tu , gdzie k rz y ż t y lk o stoi, b y ł k ie d y ś zam ek tę g o b o rs k i. A p o ­ te m b y ły d w o r y i d w o ry . I ta k w a r s tw y h is to r ii p o ls k ie j k ła d ły się na g le b ie ty c h s tro n przecho­

d z iły , znikały., p rz e s y p y w a n e córa?

to now ą. Cóż b y ło n ic ią w sp óln a p e re ł tego różańca? O to w s p o m n ie ­ n ie o ę z ło w ie k u obcym., k tó r y p rz y s z e d ł, osiad ł, ż y ł życie m tyc»

s tro n i c z y n ił dobrze. N ie króleW | ^ n y w ę g ie rs k ie tę d y ciągnące n . K r a k ó w ; nie Zaw isza- C za rn y, e | p ó ł ś w ia ta z w o jo w a ł; n ie Diab®

S ta d n ic k i i n ie a ria n ie z Tegoborz®' C ic h y , ś w ię ty Ju st. Jakżeż nie gła się u ro d z ić tu w ia ra , że o ś w ię ty J u s t i d z is ia j będzie te płach eć zie m i c h r o n ił i strzegł.

K saw ery Pruszyński

Cytaty

Powiązane dokumenty

lenia nim i tego, co zasadnicze w wybranym temacie, do usunięcia rzeczy zbędnych, do wyśpiewania piękna, do potępienia zla. ko sama dla siebie. Dyskusja dopiero

ska bardzo złożonego i bogatego, A jednak podjąć ją trzeba, jeśli to, co się Pt mówiło, jest wirnikiem długiego procesu poznawczego a nie przypadkową sumą

Rzecze: Spodobał mi się, bo prędko przebiera Pałcy, grając w skrzypice, aż serce umiera.. Szlachcic też

[r]

Opatruj: niech zginą dostatki, pola stratują, spalą ci mienie.. Jutro znów w ykiełkuje

Chcę, żeby wszyscy ci ludzie wskazali wyjście Ignacio — palladynowd, związanemu przez śmierć.. Niechże ci ludzie pokażą nam tak szerokie łkanie, Żeby we

zlepek cech niełatwych do strawienia przy pierwszym zetknięciu. Jest twardy, jest bardzo obronny, mało przenikliwy, trudno się u niego połapać, jaka reakcja

miany, które rod ziły się i dojrzewały wśród bitew, nie zaznaczyły się po­.. ważniejszym śladem w życiu Kosseckie-