• Nie Znaleziono Wyników

Żeglarz : miesięcznik dla młodzieży poświęcony pracy na morzu, 1948.12 nr 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żeglarz : miesięcznik dla młodzieży poświęcony pracy na morzu, 1948.12 nr 4"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

MIESIĘCZNIK DLA MŁODZIEŻY

POŚWIECONY PRACY NA MORZU

(2)

WITAMY KONGRES ZJEDNOCZENIOWY PABT1I ROBOTNICZYCH NIECH ŻYJE POLSKA ZIEDNOCZONA PARTIA ROBOTNICZA!

POLSKA FLOTA HANDLOWA

(U Z U P E Ł N IE N IE )

U w a g a o g ó l n a : Od p a ź d z ie rn ik a 1947 do u b ie g ły c h w a k a c ji p ro w a d z o n y b y i w „ Ż e g la r z u “ d z ia ł

„P o ls k a P lo ta H a n d lo w a “ , w ra m a c h k tó re g o o m ó w io n e z o s ta ły w s z y s tk ie posia dan e p rze z nas Je d n o stki.

P o n ie w a ż Je d n a k s k ła d f l o t y stale się z m ie n ia — R e d a k c ja z o b o w ią z a ła się p o d a w a ć co ja k iś czas o d c in k i u z u p e łn ia ją c e . P ie rw sze u z u p e łn ie n ia d r u k u je m y p o n iż e j. S y lw e tk i s ta tk ó w re p ro d u k o w a n e są w s k a li 1:1000.

W A R M IA , S P A K , Ż e g lu g a P o lska , d ro b n ic o w ie c , z b u d o w a n y w 1948 r o k u n a s to c z n i G oo le S c h ip b u ild in g &

Repaia-ing Co., L td , G oole (A n g lia ), 909 B R T , 420 N R T , 1268 D W T , d łu g o ś ć 71 1 p ó l m , szerokość 11 m , z a n u rz e ­ n ie 4 m , m o to ro w ie c (5 c y l. s iln ik A tla s P o la r D ie s e l),800 K M , 1 ś ru b a , s z y b k o ś ć 11—12 w ę z łó w , 2 p o k ła d y , w z m o c n ie n ia ip rz e c iw lo d o w e na d z io b ie , załoga 20 lu d z i, p rz e z n a c z o n y d o o b s łu g i r e g u la r n y c h p o łą c z e ń e u ro ­ p e js k ic h ( c h w ilo w o p ły w a na tra s ie G d y n ia — H u ll).

M A Z U R Y , ? .ż e g lu g a P o ls k a , d r o b n ic o w ie c z b u d o w a n y w 1948 r o k u na s to c z n i G o o le S c h ip b u ild in g & R e p a lrin g Co, L td , G o o le (A n g lia ), no śność o k . 1260 D W T *), d łu g o ś ć 71 i p ó l m , szerokość 11 m , z a n u rz e n ie 4 m , m o to ­ ro w ie c (5 c y l. s i l n i k A tla s P o la r D ie s e l), 800 K M , 1 ś ru b a , szyb k o ś ć 11—12 w ę z łó w , 2 p o k ła d y , w z m o c n ie n ia p rz e c iw lo d o w e na d z io b ie , załoga 20 lu d z i, p rz e z n a c z o n y do o b s łu g i r e g u la r n y c h p o łą c z e ń e u ro p e js k ic h (c h w ilo w o tra s a G d y n ia — H u ll).

U w a g a :

w

o s ta tn ic h d n ia c h o d e b ra n y ze S to c z n i — lą d u je w H u ll, p rz e d w y ru s z e n ie m w s w ó j .p ie rw s z y re js do k r a ju .

K O Ś C IU S Z K O , S P E A , (e x „ R h e in fe ls " , e x „ A d m ir a l N a c h im o w " ), G A L , d r o b n ic o w ie c z m ie js c a m i p a s a ż e rs k i­

m i, z b u d o w a n y w 1939 r o k u na s to c z n i D e u tsch e S c h iff u. M a s c h in e n b a u A . G., W e rk „W e s e r" w B re m ie , w y ­ k o ń c z o n y w 1942 n a s to c z n i d u ń s k ie j O dense S ta a ls k ib s v a e rft ved A . P. M ö lle r w O dense, 7572 B R 1 , 4497 N R T , 11200 D W T , d łu g o ś ć 157 m , s ze ro ko ść 19 m , z a n u rz e n ie 8 m , p a ro w ie c (m a szyn a p a ro w a 4 c y l. p lu s tu r b in a na iparę o d lo to w ą ), 6250 K M , 1 ś ru b a , szyb ko ść 14,5—15,5 w ę z łó w , 2 p o k ła d y , s p e c ja ln e w z m o c n ie n ia i u rz ą d z e n ia p rz e ła d u n k o w e d la to w a ró w o d u ż e j w adze je d n o s tk o w e j (m . in . b o m — 120 to n ), 12 m ie js c p a sa że rskich , załog a 51 lu d z i, o b s łu g u je l i n ię G d y n ia — P o r ty A m e r y k i p o łu d n io w e j.

U w a g a : O tr z y m a n y w ra m a c h ip o d zia łu f l o t y p o n ie m ie c k ie j. P r z e ję ty od M a r y n a r k i R a d z ie c k ie j 6 m a ja 1947.

D o k r a ju p r z y b y ł w c z e rw c u 1948. Ł

J. M.

*) D o k ła d n y to n a ż jeszcze n ie z n a n y , p ra w d o p o d o b n ie je s t b a rd zo z b liż o n y do to n a ż u „ W a r m ii" .

**) O p u b lik o w a n e w 1947 r . da ne ora z s y lw e tk a s/s „ K o ś c iu s z k o " z p o w o d u b r a k u po dów czas „ m u r o w a n y c h "

ź ró d e ł — z a w ie r a ły szereg n ie ścisło ści.

's . --- --- — ---

N A O K Ł A D C E :

Pracownicy Stoczni Gdańskiej, którzy pilnością i w kła­

dem pracy wyróżnili się przy budowie rudowęglowca

„JEDNOŚĆ ROBOTNICZA'’: od lewej — Stanisław M y ś 1 i ń- s k i — niter (nitowanie poszycia), Jan H i l a r — cieśla okrę­

towy (układanie płóz), Jan W y s o c k i — niter (nitowanie poszycia), Jakub S a r n o w s k i — ślusarz (wiercenie linii sterowej, wykonanie przyrządu do wiercenia), Józef W a r - k u s z — cieśla okrętowy (układanie płóz) i Klemens D e y n a

— ślusarz (wykonanie okuć, masztów, drabin).

Wśród wyróżnionych znajdują się również trzej monta­

żowcy, których zdjęcie reprodukujemy obok. Są to: Eu­

geniusz P t a s i ń s k i (zakładanie płyt, sekcje prefabryko­

wane, nadbudówka środkowa), Paweł N o w i c k i (montowa­

nie pokładu i zbiorników szczytowych) oraz Herbert L a- b u d d a (montowanie płyt, tylnicy i dziobu).

62

*

(3)

„Z je d n o c z o n a p a r tia ro b o tn ic z a b ie ­ rze g łó w n ie n a sw e b a r k i o d p o w ie d z ia l­

ność d z ie jo w ą za p rz y s z łe lo s y n a ro d u p o ls k ie g o , s ta je się g w a r a n tk ą je g o p r z y ­ szłego ro z k w itu . O na będzie w sta n ie z je d n o c z y ć tr w a le w s z y s tk ie s iły b lo k u d e m o k ra ty c z n e g o , za b e zp ie czyć tę p o ­ z y c ję p o lity c z n ą i k u ltu r a ln ą , ja k ą P o ls k a m ie ć m oże i p o w in n a w ś ró d n a ro d ó w p o ­ s tę p o w y c h ś w ia ta . O na i t y lk o on a w o- p a rc iu o so ju sz ro b o tn ik ó w , c h ło p ó w i in te lig e n c ji, k tó r e g o w y ra z e m p o lity c z ­ n y m je s t b lo k d e m o k ra ty c z n y , może za ­ p e w n ić c a łe m u lu d o w i p ra c u ją c e m u P o l­

s k i coraz w y ż s z y p o z io m d o b r o b y tu “ .

(Bolesław Bierut)

„ .. .Id z ie m y d o 1 z je d n o c z o n e j p a r t ii z ro z ­ w in ię ty m i s z ta n d a ra m i re w o lu c y jn e g o s o c ja liz m u , k t ó r y p r z y p ro w a d z ić m u s i do p a r t i i z je d n o c z o n e j w s z y s tk ic h ś w ia ­ d o m y c h w ie lk ie g o d z ie ła je d n o ś c i i p o ­ tę g i je d n o ś c i, a b y p o ś w ię c ili w s z y s tk o w ie lk ie j m ię d z y n a ro d o w e j w a lce k la s y ro b o tn ic z e j z im p e ria liz m e m — w ie lk ie ] w alce o s o c ja liz m ...“

(Józef Cyrankiewicz)

ZJEDNOCZENIE

Zjednoczenie

to wielkie, pełne treści słowo; zjednoczenie

to przeciwieństwo rozbicia; zjednoczenie

■—

to twórczy roz­

mach, to utrwalenie władztwa ludu pracującego.

Masy robotnicze, przez dziesiątki lat marzące o sprawiedli­

wym ustroju społecznym, o wspólnej tvalce przeciw kapitalizmo?

w i

na próżno starały się u nas wcielać 10 czyn nauki Marksa i Engelsa. Nawet wtedy, kiedy nasz wschodni sąsiad zerwał pod wodzą Lenina i Stalina dławiące go pęta, kiedy zaczai budować swe państtuo tak, aby każdy obywatel czuł się w nim jak u siebie w domu

a nie jak nędzny sługa

nawet wtedy, kiedy mieliś­

my wzór do naśladowania

ZSRR i WKP (b ) nie zdobyliśmy się na to, aby wszyscy uciskani, cala masa ludu pracy zjednoczy­

ła się i

razem, silna jednością

wystąpiła przeciw gnębicie- lom. Najlepsi, najgorętsi nasi rewolucjoniści ginęli za wolność ludu pracującego, za socjalizm.

Przyszła

straszliwa dla nas jeśli chodzi o straty material­

ne

druga wojna światowa. Biliśmy się wszędzie

za wolność.

Ale za jaką wolność? Czy za tą, która niesie ze sobą stra jki i strzały do robotników? Za „ wolność“ kapitalistyczną?

Z pewnością

nie! Wolność jest tylko jedna: ta, która znosi ucisk warstw pracujących; ta wolność

to socjalizm.

0 tę wolność powinni walczyć ivszyscy robotnicy

ale ra­

zem; wspólnymi siłami budować wspólny, jasny Dom! Nie my i w y! Nie peperowcy i pepesowcy

ale m y! My

klasa robo­

tnicza. Razem

złączeni i silni, a nie rozbici i skłóceni

ma­

szerować ku socjalizmowi.

Jak bardzo upragnioną przez wszystkich była chwila zjedno­

czenia się dwóch P a rtii Robotniczych

świadczy zapał, z jakim lud pracujący przystąpił na apel kopalni Zabrze

-

Wschód do wykonania czynów kongresowych.

Masy pracujące, ożywione szlachetną ideą współzawodnictwa podejmowały się czynów

godnych człowieka pracy.

Rosły czyny kongresowe, rosło pomnażane przez nie. nasze gospodarstwo narodowe.

Lud pracujący zrozumiał, że on jest twórcą historycznych przemian, jakich jesteśmy świadkami w obecnej chudli. Lud pra- cujący poczuł swą silę: siłę

płynącą z jedności celów i jedno­

ści działania.

1 jeszcze jedno: praca, którą wziął dodatkowo świat pracy na swe barki dla uczczenia Kongresu Zjednoczeniowego, jest tą najszlachetniejszą, najwznioślejszą formą pracy: pracą dla innych.

Wszystkie prace kongresowe

to praca dla kogoś; nie do­

raźny zysk pchał pracownika do wysiłku, ale myśl, że ten wysiłek wzbogaci nasz kraj, że sprawi radość innym. Wartość materialną czynów kongresowych możnaby obliczyć

ale ich loartości wy­

chowawczej obliczyć nie sposób: jest ona niezmierna, jest ona przeogromna.

Czyny kongresowe wykazały, jakie niezmierzone wartości tkwią w masach pracujących; trzeba tylko siły, która by te war­

tości umiała wydobyć. Tą siłą jest jedność Klasy Robotniczej;

jedność, która łączy partyjnych i bezpartyjnych

wszystkich, którym naprawdę na sercu leży dobro ludu pracującego.

Dla nas

ludzi morza

najmilszym naszemu sercu czy­

nem kongresowym

było spuszczenie na wodę drugiego rudo- węglowca, nazwanego z inicjatyw y M inistra Żeglugi 'Adama Ra­

packiego

„Jedność Robotnicza“ .

Niech ten nowy statek, pływający symbol naszego zjedno­

czenia, powie wszystkim uciemiężonym ludom

tym gnębionym przez faszyzm i imperializm, że prawdziwe wyzwolenie ludowi pracy niesie tylko ustrój socjalistyczny.

NIECH ŻYJE JEDNOŚĆ ROBOTNICZA!

(4)

CZYN PRZEDKONGRESOWY

WYBRZ EŻ A

A pel górników z kopalni Zabrze-Wschód, podchwycony spontanicznie przez cały kraj — znalazł pełny od­

dźwięk i na Wybrzeżu. Wezwanie do uczczenia Kongresu Zjednoczeniowego Partii Robotniczych przez wzmożenie wydajności pracy, przedterminowe wykonanie planu rocznego oraz dodatkowe wykonanie szeregu nadprogramowych zobowiązań — spotkało śię z entuzjazmem i zrozumieniem u wszystkich ludzi pracy.

Stocznie, fabryki, przedsiębiorstwa portowe i żeglugowe, jednostki floty, urzędy morskie, zakłady rybne, uczelnie morskie, placówki naukowe i badawcze — wszystkie bez wyjątku komórki potężnego aparatu gospodarki morskiej zadeklarowały swą chęć współuczestniczenia w Czynie Kongresowym. Posypały się zobowiązania. Marynarze, robotnicy portowi, stoczniowcy, urzędnicy, rybacy, naukowcy, robotnicy budowlani, kolejarze, uczniowie szkół morskich — wszyscy ludzie Morza i ludzie Wybrzeża — partyjni i bezpartyjni — stanęli zgodnie do szlachetnej rywalizacji. Czyn kongresowy połączył wszystkich i zjednoczył w wspólnym wysiłku.

Redakcja „Żeglarza" chcąc uczcić w dostępny sobie sposób Czyn Kongresowy Wybrzeża — poświęca Mu po­

niższy reportaż. Nie było w naszej mocy wymienić wszystkich — którzy w Czynie wzięli udział. Na to nie starczy­

łoby i dziesięciu .Żeglarzy". Niech te parę przykładów, które zamieszczamy, będzie zatem symbolem tego co na Wybrzeżu i w całym Kraju nastąpiło — powszechnego zjednoczenia wszystkich ludzi pracy i dobrej woli.

STOCZNIA GDAŃSKA

#

R o b o tn ic y , te c h n ic y i in ­ ż y n ie ro w ie S to c z n i G d a ń ­ s k ie j p o s ta n o w ili u c z c ić K o n g re s Z je d n o c z e n ia p rz e d ­ te r m in o w y m w o d o w a n ie m d ru g ie g o z k o le i ru d o w ę - g lo w c a , k tó r e m u nadane zosta ło s y m b o lic z n e m ia n o

— „J e d n o ś ć R o b o tn ic z a “ . C hoć w e d łu g h a rm o n o g ra ­ m ó w s to c z n io w y c h w o d o ­ w a n ie n a s tą p ić m ia ło d o ­ p ie ro w s ty c z n iu — p race p r z y „J e d n o ś c i R o b o tn ic z e j“

u k o ń c z o n o w d n iu 8 g ru d n ia , zaś 12 g r u d n ia o d b y ło się u- ro czyste w o d o w a n ie . N ie z a ­ le żn ie od p ra c p r z y „ J e d ­ no ści R o b o tn ic z e j“ p r a ­ c o w n ic y S to c z n i G d a ń s k ie j z a d e k la ro w a li i w y k o n a li w p rz y s p ie s z o n y m zna cznie te r m in ie k o m p le tn ą o d b u ­ do w ę „ D o k u n r 3“ w y d o b y ­ te g o t r z y m iesią ce te m u z d n a przez e k ip ę ra d z ie c k ą . W y k o ń c z e n ie na czas „ D o k u n r 3“ u m o ż liw iło opuszczę- n ie n a w o d ę „J e d n o ś c i R o ­ b o tn ic z e j“ , k t ó r a b y ia b u ­ d o w a n a n ie na p o c h y ln i, a na s p e c ja ln y m p o z io m y m s ta n o w is k u . P ró cz d o k u i ru d o w ę g lo w c a — s to c z n io w ­ c y g d a ń scy w y b u d o w a li w la m a c h C zyn u K o n g re s o ­ w ego — D o m K u l t u r y Rq b o tn ic z e j. k t ó r y s ta n ą ł w G d a ń s k u na P o h u la n c e , w d z ie ln ic y s to c z n io w e j.

P ra c o w n ic y B iu r a K o n s tr u k c y jn e g o Z je d n o c z e n ia S to c z n i P o ls k ic h u c z c ili K o n g re s p r z e d te rm in o w y m w y k o n a n ie m k o m p le tó w r y ­ s u n k ó w w a rs z ta to w y c h je d ­ n o s te k , do k tó r y c h b u d o w y sto czn ie n ie z a d łu g o p r z y ­ s tą p ią : lu g r o tr a u le r a , du że ­ go tr a u le r a i d ro b n ic o w c a

ty p u „ L e w a n t “ .

N a z d ję c ia c h : „J e d n o ś ć R o b o tn ic z a “ w tr a k c ie b u ­ d o w y i „ D o k n r 3“ — w re m o n c ie .

64

(5)

STOCZNIA GDYŃSKA

P ra c o w n ic y S to c z n i G d y ń s k ie j z a d e k la ro ­ w a li w ra m a c h C zyn u K o n g re s o w e g o u k o ń ­ czyć co n a jm n ie j na m ie s ią c p rz e d p r z e w i­

d z ia n y m te r m in e m o d b u d o w ę p o n ie m ie c k ie ­ go s ta tk u „ O t to A lfr e d M ü lle r “ (na le w o u g ó ry ), p rz y s p ie s z y ć k a p ita ln y re m o n t p o n ­ to n u i p o d n o ś n ik a w y d o b y ty c h z dn a w ra z z w ra k ie m n ie m ie c k ie g o to rp e d o w c a (zd ję cie o b o k ), u k o ń c z y ć p rze d te r m in e m g e n e ra ln y re m o n t p ro m u k o le jo w e g o „ K r u s z e w s k i“

(p o w y ż e j) ora z do d n ia św ię ta K la s y R o b o t­

n ic z e j 1 m a ja 1949 u rz ą d z ić ż ło b e k d z ie ­ c in n y i p rz e d s z k o le d la d z ie c i s to c z n io w c ó w .

„ D A L M O R

P ra c o w n ic y P rz e d s ię b io r­

s tw a P o ło w ó w D a le k o m o r­

s k ic h „ D a lm o r “ p o s ta n o w ili d la u czcze n ia K o n g re s u w y ­ ko n a ć do 8 g r u d n ia p r z y z m n ie js z o n y m s k ła d z ie tr a u - le r ó w ro c z n y p la n p o ło w ó w , w a rto ś c i o k . 457 m i l j . z ło ­ ty c h . S o la rn ie te g o P rz e d ­ s ię b io rs tw a z o b o w ią z a ły się p rz e k ro c z y ć do d n ia K o n ­ g re s u ro c z n y p la n p r a c y o 20 p ro c ., zaś F a b ry k a B e ­ c ze k i S k rz y ń — o 15 p ro c . N ie z a le ż n ie od te g o p ra c o w ­ n ic y f a b r y k i p o s ta n o w ili o d ­ dać do u ż y tk u w d n iu o t­

w a rc ia K o n g re s u — ś w ie tli­

cę i s to łó w k ę . N a z d ję c iu

— w y ła d u n e k ś le d zi z tr a u - le r ó w d a lm o ro w s k ic h .

(6)

w ę>N. «->e ■

as j stuka K u m yaoźosAj : PBjrOTERMWOWO !

W y p e łn ia ją c swe z o b o w ią z a n ia p r z e d k o n ­ g resow e — r o b o tn ic y „ P o r to r o b u “ p r a c o w a li przez szereg ty g o d n i po 12 g o d z in na do bę, a b y p r z y w z m o ż o n y m ru c h u s ta tk ó w u n ik n ą ć k o s z to w n y c h d la naszej g o s p o d a rk i — p rz e ­ s to jó w . G d y ru c h s ta tk ó y ; się z m n ie js z y ł i p r a c o w n ic y „ P o r to r o b u “ p rz e s z li z p o w r o ­ te m n a n o r m a ln y 8 -m io g o d z in n y d z ie ń p r a ­ c y — p o s ta n o w ili o n i aż do d n ia K o n g re s u Z je d n o c z e n io w e ! o w z m ó c w y s iłe k i p o d w o ić w y d a jn o ś ć o co n a jm n ie j 25 p r c. N ic p rz e to d z iw n e g o , że w o k re s ie o s ta tn im w p o rta c h n a s z y c h p a d ło szer g re k o r d ó w p rz e ła d u n ­ k o w y c h . N a z d ję c iu —■ w y ła d u n e k b a w e łn y w g d y ń s k ie j s tre fie w o ln o c ło w e j.

STOCZNIA RYBACKA W GDYNI

PRZEDS. ROBÓT-INŻYN. MORSKICH

R o b o tn ic y i in ż y n ie ro w ie z a tr u d n ie n i w P rz e d s ię b io rs tw ie R o­

b ó t in ż y n ie r y jn o - M o r s k ic h p o s ta n o w ili w c e lu u c zcze n ia K o n g re s u Z je d n o c z o n y c h P a r t ii R o b o tn ic z y c h z a k o ń c z y ć te g o ro c z n e p race p rz y o d b u d o w ie fa lo c h ro n u w s c h o d n ie g o w G d y n i d o p ie ro w d n iu o tw a r c ia K o n g re s u . P rz e b u d o w ę na b rze ża R u d y w p o rc ie g d a ń ­ s k im p o s ta n o w io n o u k o ń c z y ć w d n iu 31 g r u d n ia b. r. z a m ia s t 31 m a rc a r o k u p rz y s z łe g o . R e a liz a c ja te g o z o b o w ią z a n ia oznacza p rz y ś p ie s z e n ie r o b ó t o o k . 30 p ro c . N a z d ję c iu — fr a g m e n t z p ra c

p r z y o d b u d o w ie g d y ń s k ic h fa lo c h ro n ó w . Mb T l / M 02

C & iM U C /H E M A K O N M rM J

I X [MOtZENSJWFGO

C zyn e m K o n g re s o w y m S to c z n i R y b a c k ie j w G d y n i b y ło p rzy s p ie s z e n ie z a ło ż e n ia s tę p k i p o d n o w o b u d o w a n y k u te r , co w g . p la n ó w m ia ło n a s tą p ić d o p ie ro w s ty c z n iu 1949. W c h w ili o- b e c n e j b u d o w a t e j n a d p ro g ra m o w e j J e d n o s tk i je s t ju ż zna czn ie za a w a n so w a n a (z d j. o b o k ).

N ie z a le ż n ie od po w yższe go - p r a c o w n ic y S to c z n i o fia r o w a li b e z p ła tn ą p ra c ę p r z y b u d o w ie c z te r- n a s to w io s ło w e j s z a lu p y , ja k o d a ru d la c h ło p c ó w z P C W M . S za lu p a (ta k a , ja k na z d j. p o w y ż e j) k o m p le tn ie w y k o ń c z o n a i w yp o sa żo n a , zosta nie p rz e k a z a n a P C W M -o w i w d n iu 1 m a ja 1949.

PO K I O ROB

66

(7)

N ie sposób je s t w y m ie n ić w s z y s tk ie za d e ­ k la ro w a n e przez p r a c o w n ik ó w G U M — C zy­

n y K o n g re s o w e . Je st ic h z b y t w ie le j a k na szczup łe r a m y re p o rta ż u . O to fr a g m e n ty : D la d o k o n a n ia z a m ie rz o n y c h p ra c p rz e d k o n g re ­ s o w y c h n a te r e n ie p o r tó w w G d y n i i G d a ń ­ s k u — p r a c o w n ic y G U M o fia r o w a li b e zD la t- nie p o n a d 45 000 ro b o c z o g o d z in o w a rto ś c i o k . 5 m i l j . z ło ty c h . W p o rc ie g d a ń s k im zo­

sta ł m . In n . p r z e d te rm in o w o u k o ń c z o n y na d z ie ń K o n g re s u r e m o n t g łó w n y czte re c h d ź w ig ó w d r o b n ic o w y c h oraz k o m p le tn a o d ­ b u d o w a e le k try c z n e g o d ź w ig u w a rs z ta to w e ­ go. W G d y n i p r a c o w n ic y G U M o fia r o w a li m . in n . b e z p ła tn ą p ra c e p r z y p rz e d te rm in o ­ w y m re m o n c ie d ź w ig u d ro b n ic o w e g o n r 6 (n a z d ję c iu — p o w y ż e j i na p r a w o u g ó ry ) ora z p r z y p rz e b u d o w ie ło d z i d e s a n to w e j na je d n o s tk ę P o r to w e j S tra ż y P o ż a rn e j (z d j.

o b o k).

U R Z Ą D M O R S K I

PAŃSTWOWE CENTRUM W YCHOW ANIA MORSKIEGO

. . . . . , , . . „ „ „ A , , , » .„ .d k n n e r e s o w v c h n ie z a b ra k ło ró w n ie ż u c z n ió w ora z p r a c o w n ik ó w P C W M . N ie za - W ś ró d u c z e s tn ik ó w C z y n ó w n | rzeczy z a rz ą d u M ia s ta G d y n i (w Ż w ir o w n i M ie js k ie j) — p r a c o w n ic y P C W M le ż n ie od prze p ra c °w a n e g o . ^ F n t a ^ v z a c ii w s z y s tk ic h o ś ro d k ó w C e n tru m (D z iw n ó w , Ł e b a , D a rło w o i G d y n ia ). U c z n io w ie d o k o n a li p r z e d te rm in o w e j B . . 1>r/v p r z e ła d u n k u w p o rc ie g d y ń s k im . U c z n io w ie V I I I tu r n u s u S. J.

V I tu r n u s u S z k o ły J u n g ó w P ™ ÇP1 n n m eiio r a c v in e na te re n ie p o r tu Ł e b a ora z w y b u d o w a li b a ra k na ło d z ie . U c z n io w ie V I I w Ł e b ie w y k o n a li p ra c e r e g u la c y jn o h y L m0WV na lo d z ie , w a rs z ta t s z k u tn ic z y d la n a p r a w y je d n o s te k p ły w a ją c y c h , tu r n u s u S. J. w D z iw n o w ie w y k o ^ p o m ie szcze n ia s z k o ln e i n a p r a w ili d ro g ę w ja z d o w ą do m ie js c o w o ś c i D z iw n ó w . N a zd ję c ia c h 41— ' s c h r o n ^ f m o w y ^ l a s z a lip w o ś ro d k u P C W M D z iw n ó w - w y k o ń c z o n y w ra m a c h p ra c p rz e d k o n g re s o w y c h (p o le w e j — w tr a k c ie b u d o w y , n a p r a w o — po o d d a n iu do u ż y tk u ).

(8)

ELEKTRYCZNA WINDA

hoir.

■inda kofwíczno

SILNIK ATLAS POLAR DIESEL M45M

nawiewniki

nawiewniki

m a g azyn

üdwieirzník) a n t e n a ra d k m a m íe rn ik o

k a b in o n o w ig a c y jn o i ¡rc^dic* \ /

M ¡ ładowni szyb rnmuynowni

sterownio

kabir,, kapitano

pomieszczenie oficerów pokładowych

komin koebenny

ładownio 1

>r.wm oncerska

migdzypokład

Podwójne dno teazyn ¿ywnoictewy

zbiornik no

m otety pomocnic*«

mpior główny Sfobt*

(9)

s/s „Jedność

spłynął

T y t u ł n ie je s t z b y t f o r tu n n y . B o d o ­ k ła d n ie rze cz b io r ą c „J e d n o ś ć R o b o tn i­

c z a " w c a le n ie „ s p ły n ę ła " , z a n u rz y ła się b o w ie m w w o d zie ra z e m z d o k ie m , na k t ó r y m s p o c z y w a ła

P a m ię ta c ie , j a k to b y ło z w o d o w a n ie m p ie rw s z e g o ru d o w ę g lo w c a — „ S o łd k a " ? Z b u d o w a n o go n a p o c h y ln i 1, g d y po ro z ­ b ic iu o d z ió b tr a d y c y jn e j b u t e lk i szam ­ pana u s u n ię to p o d trz y m u ją c e k a d łu b k l i ­ n y — „ S o ld e k " d r g n ą ł i po c h w ili p ły n ­ n y m ru c h e m , co ra z to s z y b c ie j p o czą ł zsuw ać się p o n a s m a ro w a n y c h tłu szcze m szyn a ch , z ro zp ę d e m w ta r g n ą ł w w o d ę i n ie o p a rł się aż p r z y p r z e c iw le g ły m b rz e ­ gu. T o b y ło s p ły n ię c ie n a w o d ę !

N a to m ia s t „J e d n o ś ć R o b o tn ic z a " z b u ­ d o w a n a zo sta ła n ie na p o c h y ln i, a na p o ­ d o b n y m , t y lk o p o z io m y m s ta n o w is k u , n iż s z y m n ie c o n iż o ta c z a ją c y je te re n , a przez to tw o r z ą c y m coś w ro d z a ju p ł y t ­ k ie g o suchego d o k u . T a k ie s ta n o w is k a S to czn ia G d a ńska p o sia d a d w a tu ż o b o k sie b ie . Są one r ó w n ie w y g o d n e do b u d o ­ w y s ta tk ó w j a k i n o rm a ln e p o c h y ln ie , m a ją w ła sn e d ź w ig i do o b s łu g i i p ra ca p rz e b ie g a n a n ic h a n a lo g ic z n ie do p ra c y na p o c h y ln ia c h . K ło p o t zaczyn a się d o ­ p ie r o w m o m e n c ie w o d o w a n ia .

G o to w y k a d łu b trz e b a b o w ie m n a j­

p ie r w u m ie ś c ić na d o k u p ły w a ją c y m , a p o te m ju ż c a łk ie m z w y c z a jn ie — w y d o - k o w a ć .

„ D o k n r 3“ S to c z n i G d a ń s k ie j, n ie ­ d a w n o w y d o b y ty zre sztą z w o d y i p o ­ śpieszn ie w y re m o n to w a n y (p a trz s tr. 64)

— je s t r o z m ia r a m i s w y m i s p e c ja ln ie do teg o ro d z a ju o p e ra c ji d o s to s o w a n y .

G d y ju ż p race p r z y k a d łu b ie „ J e d ­ n o ś c i" d o b ie g a ły k o ń c a — d o k u s ta w io n o w n ie w ie lk im basenie z n a jd u ją c y m się n a p rz e d łu ż e n iu o b u s ta n o w is k . P o za m ­ k n ię c iu ba senu ślu zą , p rze z w y p o m p o w a ­ n ie z n ie g o w o d y , osadzono d o k n a d n ie w te n sposób, iż s ta n o w ił on p rz e d łu ż e ­ n ie s ta n o w is k a , n a k t ó r y m z n a jd o w a ła się n o w o z b u d o w a n a je d n o s tk a (p a trz z d j.

1 i 2). P o d k a d łu b e m i d a le j — aż do p rz e c iw le g łe g o k ra ń c a d o k u u ło ż o n o z g r u b y c h , m a s y w n y c n na n — s z y n y . D la z m n ie js z e n ia ta r c ia p o s m a ro w a n o je n a ­ stę p n ie m ie s z a n in ą p a r a fin y , to w o tu i szarego m y d ła . S ta te k osadzono w spe­

c ja ln y c h sa n ia ch , do k tó r y c h k o ń c a za ­ m o c o w a n o s ta lo w e lin y . Z e s p ó ł w ie lo ­ k rą ż k ó w i d w a e le k try c z n e k a b e s ta n y um ie szczone poza d o k ie m n a m a ły m p o n ­ to n ie — s ta n o w iły s iłę p o c ią g o w ą . W re sz­

cie — w s z y s tk o g o to w e — m o żn a p r z y ­ s tą p ić do p rz e c ią g a n ia .

„W s z y s tk o g o to w e " — ła tw o to p o ­ w ie d z ie ć , je d n a k tw ie rd z e n ie ta k ie a n i w p r z y b liż e n iu n ie o d d a je o g ro m u p ra c y , ja k ą trz e b a b y ło u p rz e d n io w jk o n a ć .

O s ta tn ie p r z y g o to w a n ia z a ję ły c a ły d z ie ń 9 g r u d n ia . W o k ó ł d o k u 1 ja s k ra w o p o m in io w a n e g o k a d łu b a p ra c o w a ły set­

k i lu d z i — u p rz ą ta n o sp lą ta n e k a b le , ro z -

(WSZYSTKIE ZDJĘCIA:

(10)

Robotnicza"

n a w odę

rz u c a n o zb yte czn e ju ż ru s z to w a n ia , czysz­

czono i s m a ro w a n o s z y n y , k la ro w a n o l i ­ n y i w ie lo k r ą ż k i. Ś c ia n y d o k u o b s ie d li n lte r z y , spaw acze, m a la rz e , h y d r a u lic y — jeszcze to i o w o p o z o s ta li tu d o z ro b ie ­ n ia . P rz e c ie ż te n sam d o k p rz e d trz e m a m ie s ią c a m i b y i je d y n ie p o g ię ty m , za rd ze ­ w ia ły m w ra k ie m .

P o m im o n ie b y w a łe g o te m p a p ra c y i ja k n a jle p s z y c h c h ę c i n ie zd o ła n o p rz e ­ cią g n ą ć s ta tk u w c ią g u d n ia . N ie b y ło je d n a k m o w y o p r z e rw a n iu p ra c y , m i ­ m o IŻ m ro ź n y , d o k u c z liw y w ia t r d a w a ł się w s z y s tk im d o b rze w e z n a k i. O godz.

18.48 „J e d n o ś ć R o b o tn ic z a “ ro zp o czę ła

„ w ę d r ó w k ę “ n a d o k . K a d łu b w a ż ą c y 950 to n p o w o li p rz e s u w a ł się co ra z d a le j i d a le j, aż w re szcie ra n k ie m na stępn ego d n ia o 5.38 sp o czą ł c a łk o w ic ie n a „p o d u s z ­ k a c h “ „ D o k u n r 3“ . P o u s u n ię c iu z b y ­ te c z n y c h ju ż szyn , do basenu w puszczo no w odę i po o tw o rz e n iu ś lu z y w y h o lo w a n o d o k w ra z ze s p o c z y w a ją c y m na n im s ta t­

k ie m — n a z e w n ą trz . P ie rw s z a część w o ­ d o w a n ia „J e d n o ś c i R o b o tn ic z e j“ zo sta ła zako ńczona .

p o m ię d z y p o c h y ln ią , n a k t ó r e j w y ­ b u d o w a n o „ S o ld k a “ a s ta n o w is k ie m gd zie b y ła m o n to w a n a „J e d n o ś ć “ , p r z y d w ó c h m a s y w n y c h d a lb a c h z n a jd u je się stałe m ie js c e „ D o k u n r 3“ . T a m te ż zosta ł u s ta w io n y w ra z z o g ro m n y m , p r z y g n ia ­ ta ją c y m go s w o ją w ie lk o ś c ią k a d łu b e m . W y d o k o w a n ie o d b y ło się u ro c z y ś c ie w n ie d z ie lę 12 g r u d n ia . P od s te rc z ą c y m z p r z y k r ó tk ie g o d o k u d zio b e m s ta tk u u s ta ­ w io n o n a p o n to n a c h tr y b u n ę (z d j. 3), na k t ó r e j m ie js c a z a ję li za p ro s z e n i p rz e d s ta ­ w ic ie le R ządu, P a r t ii i S p o łe cze ń stw a . N a lą d z ie , w z d łu ż n a b rze ża , z e b ra ły się tłu m y p r a c o w n ik ó w S to c z n i i p r z y b y ły c h gości.

L ic z n y c h fo to r e p o r te r ó w d o p ro w a d z a ła d o ro z p a c z y gęsta m g ła s p o w ija ją c a o b o ­ ję t n ie n a jb a rd z ie j fo to g e n ic z n e o b ie k ty . Po w ie lu m o w a c h — M a tk a C h rz e s tn a s ta tk u , s iw iu te ń k a s ta ru s z k a , ro b o tn ic a , m a tk a z a m o rd o w a n e j p rze z N ie m c ó w d z ia ła c z k i s o c ja lis ty c z n e ] M a łg o rz a ty F o r­

n a ls k ie j — ze Iz a m i w z ru s z e n ia w oczach w y m ó w iła f o r m u łk ę n a d a n ia n a z w y i ro z ­ b iła o d z ió b b u te lk ę szam pana (z d j. 4).

P rz y d ź w ię k a c h h y m n u n a ro d o w e g o d o k w o ln iu tk o , p ra w ie n ie d o s trz e g a ln ie p o czą ł się z a n u rza ć. O d s u n ię to n ie p o trz e b n ą ju ż tr y b u n ę . W szyscy o b e c n i, p e łn i o c z e k iw a ­ n ia z n ie r u c h o m ie li na b rz e g u (z d j. 5). U p ły ­ n ę ło p ra w ie 30 m in u t z a n im d o k s k r y ł się aż po b ia ły n a p is „ s to c z n ia G d a ń ska — D o k n r 3“ , a g łu c h y ło s k o t o p a d a ją c y c h w s p o r n ik ó w d o n ió s ł z e b ra n y m , że sta ­ te k ju ż p ły w a . O s tro ż n ie , o s tr o ż n iu tk o w y c ią g n ę ły h o lo w n ik i c z e rw o n o -m in io - w a n y k a d łu b z z a n u rz o n e g o d o k u (z d j. 6) i u s ta w iły tr o s k liw ie p r z y n a b rz e ż u , tu ż o b o k b liź n ia c z e g o „ S o ld k a “ . S ta te k s y m ­ b o l — „J e d n o ś ć R o b o tn ic z a “ ro z p o c z ą ł sa­

m o d z ie ln y ż y w o t.

M . M .

K. KOMOROWSKI)

71

(11)

. M IL E N U S Z K IN

ala rosła coraz wyżej. Wiatr wzmagał się. Powoli z trudem motorówka wspinała się na grzbie­

ty. Motor harczał, pryskał. Odjecha- łiśmy około stu metrów.

Nie wiem ilu nas tu siedzi. Jest mi zimno. Mam tylko na sobie piżamę.

Czuję każdy podmuch wiatru, każdą kroplę wody na skórze. Jestem zmę­

czony. Zmęczony szybko lecącymi wrażeniami, strachem, zimnem. Chce mi się spać.

Podrzucona dużą falą motorówka wyskakuje do góiy i znów gwałtownie spada w dolinę wodną. Zimny oddech wiatru przeszywa na wskroś. Zrywa z grzbietów fal czuby wodne. Rozpry­

skuje w drobne, drobniutkie kropelki i miota nimi w twarz, w piersi, w oczy.

Kłuje boleśnie, prawie do krwi.

M iody Krzeczkowski, motorzysta, leży na burcie. Ma zgniecioną prawą stopę. Blady jak śmierć. Zamknął o- czy. Chwilami przez cale jego ciało przebiega gwałtowny skurcz. Ból w y­

krzywia mu usta. W jakimś spazmie chce rzygnąć — nie może.

Jedni ubrani, inni tak, jak ich zła­

pały torpedy. Bez koszul, bez spodni.

Niektórzy kurczowo ściskają małe nie­

przemakalne woreczki z dokumentami.

Mokre piersi, zbryzgane twarze, sze­

roko rozwarte oczy z wściekłością i przestrachem patrzące w góry rosną­

cych dookoła fal. Coraz wyżej, wyżej.

Z szumem wpadają do szalupy. I znów lecą dalej.

Zalany wodą motor zastopował. Nie mamy wioseł. Dryfuje nas. W stronę statku...

...Byle nie pod kadłub... gdy będzie się wywracał wgniecie nas do wody.

Tam nie ma ratunku! Czarna przechy­

lona sylwetka odcinała się na tle nieba.

Boże! Tu kończy się nasz rejs.

Jest mi zimno. Nie mam siły ruszyć się. Wszystko mi jedno. Mam pustkę w myślach. Chciałbym zasnąć. Najgo­

rzej jest. gdy przeleci fala, zaleje i

(dokończenie)

znów jest się wystawionym na wiatr.

Chwytają dreszcze.

Szalupa znów idzie do góry, do gó­

ry. Gwałtownie w dól. Znów nakryła ją fala. Nie można utrzymać oddechu.

Woda morska jest gorzka. Łykną­

łem. Nie mogę wytrzymać. Podnosi mi wnętrzności. Chcę wymiotować.

Wstrętny smak wyrywa kiszki.

Nie wiem co robić... Próbuję nacie­

rać brzuch...

...Niechby to się już skończyło...

modlić się...

Zdrowaś Mario... mmrnch! po co to wszystko... dlaczego...

Zdrowaś... żeby tylko rzygnąć... Jak daleko jest do lądu? Ale i tak nic nie pomoże. Pamiętam, jeszcze w szkole powiedział mi doktór, że jedno więcej przeziębienie żołądka i...

— Patrzcie... statek tonie...

Statek tonął w szarym świetle świtu.

— Dziób już w wodzie. Rufa podnio­

sła się do góry, wyskoczyły śruby w y­

soko, jak w pożegnalnym geście. N a­

gle runął w dól — mostek, pierwszy komin... drugi... na gaflu rozwinięta w wietrze zatrzepotała bandera...

Zasyczała skotłowana woda zamy­

kając się po raz ostatni nad białym po­

kładem.

Dookoła nas zostało tylko morze i rwące zwały fal. Wiatr wył, jazgotał, pędził w górze chmury a na wodzie fale. Pluł bryzgami. Wduszal słoną wodę w gardła. Pryskał rzygowinami w twarze. Roznosił szalupy po morzu.

To znów dmuchnął w wodę. W wo- dozwał wysoki, ciężki, szary. Pchnął go na szalupę. Zakręcił motorówką.

Przechylił. Poleciał dalej.

Robiło się coraz jaśniej. Wstawał szary dzień 26 listopada. Zegarek sta­

nął o godz. 5 min. 40. Za szkiełkiem przelewała się duża kropla mętnej wody.

Siedziałem na dnie zalanej szalupy.

Po szyję w wodzie. Jest mi trochę cie­

plej. Nie mogę się modlić. Czuję ka­

wałek lodu pod czaszką. W ielki chaos

Wszystko miesza się... dom... szkolą...

koledzy., marzenia... statek...

Dopiero teraz uczułem gryzący ból w stopach. Sól morska piekła pocięte nogi. Zgrabiałe palce u rąk nie chciały się zamknąć. Wewnątrz żołądka — duża zimna pustka. Chwilami nagły ból chwytał kiszki, wpychał do gardła, zbierał niesmaczr słoną ślinę. To znów zamieniał się w kawałek lodu, który trząsł całym ciałem.

Zimne kolumny wpadającej wody parzyły swoją lodowatością. Nagle ro­

biło mi się gorąco. Czułem krople po­

tu na czole.

Siedziałem w wodzie, skulony. Nie ruszając się. Rzucany falami widzia­

łem szare ołowiane niebo, po którym goniły ciężkie kłęby chmur. Czasem

— brudną popielatą spienioną wodę.

-— Kto tu jest?...

„Czw arty"... dwóch asystentów —

„Drągala“ pamiętam ze Szkoły M or­

skiej. „Drągal“ lubił gonić. „Radio“ . K ilku marynarzy. Kilku stewardów.

Motorzystów. I chłopak — Zdzisio.

Blady, przerażony... ma jedenaście lat... I on też...

Nie wiem kto...

Ktoś krzyknął...

Z lewej statek!... Idzie na nas!!!

Róbcie coś, niech nas zobaczy...

H eeejj!!!

Podniosły się wszystkie głowy. Mar­

cin wlazł na ławkę i stojąc jak na huś­

tawce, wpatrywał się w poszarpany fa­

lami widnokrąg. Zrobił się nagły ruch w szalupie. Jak gdyby dmuchnął ktoś nowe życie. Skulone, zmarznięte po­

stacie wyprostowały się, chcąc przej­

rzeć poprzez kłęby wody z lewej bur­

ty...

— Czy to prawda? Może przewi­

dział się?

Rzuciło na grzbiet fali. Lepiej wi­

dać. Jest. Jeest! Naprawdę widać.

Krzyż. Maszt i rejka. Jest!

— Jest!! Tuuuuuu!.... Ahoooooy!...

Tuuuu!

— Zamknij się. I tak cholera cię u-

słyszy. Dajcie rakiety ze zbiornika....

(12)

Tylko ostrożnie.

Porucznik potarł rakietę o trzaskę.

Biały mały dymek, potem różowy pło­

mień. I z podniesionej do góry ręki wystrzeliła w niebo czerwona gwia­

zda, ciągnąc za sobą długi ogon bia­

łego dymku. Ładnym, łagodnym lu ­ kiem spadła do wody.

— Dajcie drugą. Może tej nie za­

uważyli.

Nagle...

— Uważaj!!! Zakryj pudeł...

Wściekły, wysoki zwał wody bijąc palcami piany wpadł do motorówki.

Rzucił stojącymi o dno. Przechylił sza­

lupę. Przytrzymał w wodzie. Spłynął.

Podniósł łagodniej, wznosząc szalupę na grzbiet siostrzycy wodnej.

— Co... rakiety?...

— Zalane. Zupełnie zalane... M o­

kre.

— Ooo... Cholera! Czemuś nie za­

krył. Sssynu — przez ciebie wszyscy utoniemy. Rozumiesz?!

— Nie przeze mnie...

Rąbnięty pięścią w twarz zleciał pod ławkę.

„Czwarty" wstał od steru. Chwycił bijącego za szyję. WycedziJ przez zę­

by:

— Siadaj!! Za burtę z dziurą we łbie wyrzucę. Obu. Ja tu rządzę.

— Puść, bo...

— Bo co?

Wrzask podniósł się w całej sza­

lupie.

— Przestańcie!

— Ratujcie! Nie bijcie się.

— Biją się! Teraz!

Ciężko dysząc siadł z powrotem do wody.

„Czwarty“ popatrzył w stronę ma­

łego krzyża, który to ginął za widno­

kręgiem, to znów wychodził na górę.

Kładł się na boki w rytmie fal. Rósł, zwiększał się. Podchodził wyżej. Po­

kazał się pomost. Działa. Komin. Był coraz bliżej.

Może zauważą nas?...

Może...

Zapomniałem o bólu, o nogach, o zimnie. Jest ratunek! Wojenny okręt!

Na pewno zobaczą1 Przecież oni m u- ś z ą zauważyć!

Muuuuusząąl 1!

Idzie...

Idzie prosto na nasil!

Szary kadłub. Ostra sylwetka ni­

szczyciela. Wyskakuje z wody. Coraz bliżej. Coraz większa. Widać łudzi na pomoście. Są! Są! Patrzą w naszą stronę.

Na pokładzie ruch. Rzucają siatki do wchodzenia na burtę. Na dziobie wymalowany duży czarny numer o- krętu.

Zostawili nas z podwietrznej. Są już tuż! tuż! Wiatr spycha prosto na nas.

Szalupa leci w dół. W górę. Rzuca na wysokość pokładu.

Byłe nam tylko sił starczyło na wła­

żenie... Robi mi się słabo...

Jest siatka! Pierwszy już na pokła­

dzie. Szybko zabrali go do pomiesz­

czeń. Jeden za drugim. Ze skaczącej fali na żelazny pokład okrętu. Do góry! Dziesiątki pomocnych rąk chwy­

tają i wyciągają na okręt. Odnoszą do lekarza.

Wstałem!

O oojj! Wściekły, kłujący ból w sto­

pach. Dowlokłem się do burty.

— Pomóc ci?

— Nie. Sam wejdę.

— Uważaj, kiedy szalupa będzie na górze. Teraz!! Łap!

W ręku uczułem szorstką linkę siat­

ki. Linka do życia. Boże! To — jed­

nak nie był koniec. Jeszcze tylko wejść. Dłonie mam tak zmarznięte...

— Uciekaj z nogami, bo ci poła­

mie! 11...

Spojrzałem do tyłu. Fala rzuciła szalupę. Moje nogi! Nie mogę. Nie podniosę. Naprawdę nie mogę! Zrobi­

ło mi się dziwnie słodko. Najpierw szaro przed oczyma. Potem czarno.

Czuję, że nie mogę zamknąć palców w chwycie...

OooooUl...

— Cateh‘im !...

— Rightl

— Puli up.

*

Ciasne pomieszczenia marynarzy na dziobie niszczyciela. Dużo hamaków.

Sam leżę też w hamaku. Przede mną na grodzi zegar. Jest za dziesięć jede­

nasta. Obok mnie stoi starszy podofi­

cer marynarki wojennej. Ńa lewym ramieniu dwa złote działa skrzyżo­

wane. Artylerzysta. Obok porucznik.

Złote paski na karminie. — Doktór.

— W ypij to.

— Co to jest?

— Rum.

Rum jest cierpko-słodki. Mocny. Pali przełyk. Jest mi coraz ciepłej. Chcę krzyczeć. Płakać.

— Wyciągnęliśmy cię za włosy. Le­

ciałeś do tyłu. Ręce z zimna nie chcia­

ły chwytać za linkę. Ale będzie w po­

rządku!

— Thanks, doc.

Kubek rumu jest duży. Bardzo duży.

Wypiłem połowę. Ogień rozlał mi się po wnętrznościach. I na duszy coraz lżej.

— Połowę wypiłem nie mogę więcej.

— Pij do końca. Bardzo dobrze ci zrobi.

Rzeczywiście. Przezwyciężyłem wstręt. Rum mi dobrze robi. Wypiłem wszystko. Chcę spać. Spać. Spać bez końca.

Gdy obudziłem się, staliśmy już w porcie. West Hartlepooł. Przez malut­

kie bulaje przeciekały jasne, wesołe promyki słońca. Na zewnątrz ładna po­

goda. Łamliwe smugi słoneczne ska­

kały po pomieszczeniu pełnym dwu­

języcznego gwaru. Wszyscy rozmawia­

li głośniej niż zwykle. Może dlatego, by upewnić się, że żyją.

Piękne jest życie. Znacznie przy­

jemniej niż leżeć teraz na dnie morza.

Cholera. Tak łatwo jest utonąć.

— Słuchajcie panowie! Ilu zginęło?

— Tylko dwóch.

Kapitan*) i czwarty mechanik.

— Czwarty mechanik?

Czy to on może skakał do naszej sza­

lupy i wpadł do wody?

— Tak. Prawdopodobnie wciągnęło go z powrotem przez dziurę do stat­

ku. Kapitan ostatni zeszedł, ale był na tratwie i serce mu nie wytrzymało rzucania. Zresztą przywieźliśmy go.

Już zabrali na ląd. Nas wszystkich odwożą do szpitala.

*) K a p ita n ż. w . M a m e rt S ta n k ie w ic z

— je d e n z n a jp o p u la rn ie js z y c h o fic e ró w P .M .H .

— Wszystkich ?

— No — pewnie. D októr mówił, że każdy przyzwoity człowiek, bez ubra­

nia, powinien co najmniej skonać po 10 minutach takiej kąpieli. Ale przy­

sięgam, że to moja ostatnia kąpiel w życiu. Teraz będę ostrożny nawet z wodą do zębów, idę na rolę. Albo do zakonu. Od morza won.

— To nic. Jak to dobrze czasami być nieporządnym. Jeszcze człowiek żyje.

Wszedł służbowy.

— H allo! Boys — kto może, niech idzie do ambulansów. Resztę zaniesie­

my.

Ruszył dziwny pochód. Kulawych, zziębniętych, poubieranych w dziwacz­

ne stroje. Spodnie za długie, spodnie za krótkie, swetry za ciasne. Niektórzy w tenisówkach, inni tylko kocem przy­

kryci. Boso. W tym, co nam dali ma­

rynarze.

Do czyściutkiego białego ambulansu i szybko do szpitala.

*

Za miastem, w dużym ogrodzie białe budynki. Przy wejściu ładne uśmiech­

nięte twarze pielęgniarek. Małe rączki sprawnie chwytają pod ramiona. Na krzesło. 1 długim, długim korytarzem do jasnej ciepłej sali. Do łóżka.

Czystością pachnące, chłodne prze­

ścieradło i czyjeś roześmiane oczy! Ła­

dne, dziewczęce oczy.

— Umyję ci twarz.

— Wszystko mi jedno. Chcę spać.

W tym prawdziwym łóżku.

— Masz dużo szkła w stopach. Ju­

tro ci wyjmiemy.

— Też się zgadzam. Masz ładne oczy. Pójdziemy do kina razem?

— Leż. Jeszcześ nie wyzdrowiał. Spij teraz. Przyjemnych marzeń!

— Przyjemnych marzeń. Dziękuję. , Ale zostaw światło, boję się ciemności.

*

— Dziś pogrzeb kapitana. Kto z pa­

nów może pójść?

— Pójdziemy.

Nieduży kościółek z szarego kamie­

nia. Na środku mrocznej nawy kata­

falk i trumna, przykryta biało-czerwo­

ną banderą z Białym Orłem. Na ban­

derze czapka kapitańska ze złotymi liśćmi na daszku.

Wśród ciszy, dostojnie, niegłośno padały słowa łacińskiej modlitwy. U- nosiły się gdzieś, hen wysoko, łącząc się z dymami kadzideł. Mieszały się z dźwiękami organów. W iły się w mi­

gotliwym świetle świec, wdzierając głę­

boko, w serca słuchających...

„...że Ten, tu, odchodzi na wieczną wachtę, że nie wróci...

...że nie odprowadzi statku do Por­

tu Ojczystego...

...kiedyś, ci, którzy z nas przy życiu pozostaną pojadą do domu. On zosta­

nie, sam w obcej ziemi...

...i tylko wiatr, który po morzu hula, będzie przynosił wieści z Domu W ol­

nego, z dalekich piasków helskich, zło­

tym blaskiem słońca oblanych. W po­

rywach wichru niech szum sosen z nad Naszego znajdzie Bałtyku...“

Wzięto trumnę na ramiona.

W organach coś zatkało... urwała się modlitwa... i zabrzmiała, popłynęła pod niebo pieśń o Tej co nie zginęła i ni­

gdy nie zginie.

W. M IL E N U S Z K IN

73

(13)

Budujemy model „ W A R M I I 64

1‘S P

\ u i m

I kAD.szt.6

usTAum e S2ALUPY

P la n y m o d e lu ,,W a r m ii“ , p o d o b n ie ja k i „ S o ld k a “ , r e p r o d u k u je m y w s k a li 1:400, n a le ż y iprze to p a m ię ta ć o d w u ­ k r o tn y m p o w ię k s z e n iu ic h . S posób b u d o w y m o d e lu — bez zm ia n . P r z y w y k o n y w a n iu s zcze g ó łó w n a le ż y k o rz y s ta ć z p rz e ­ k r o ju „ W a r m ii" um ie szczo n e g o na s tr . 68—69.

M ie js c a , w k t ó r y c h trz e b a u m ie ś c ić w in d y ła d u n k o w e (sześć) zaznaczone są na rz u c ie z g ó r y — k w a d r a c ik a m i. K o ­ m in m o żna w y k o n a ć z p e łn e g o k lo c k a , w y w ie r c a ją c w n im n a s tę p n ie k i l k a o tw o r k ó w ta k , j a k to wńdać na ry s u n k u p e r s p e k ty w ic z n y m r u t y . P o p rz e c z k ę ip rz y t y ln y m p o d w ó jn y m m a szcie k o n s tr u u je m y z t e k t u r y , w y w ie r c a ją c p o ś ro d k u o tw ó r na .stengę.

M a lo w a n ie . K a d łu b p o w y ż e j l i n i i w o d n e j — c z a rn y , p o n iż e j — c z e rw o n y . N a d b u d ó w k i na r u ii e — b ia łe . S te ro w n ia i z a k re s k o w a n e fr a g m e n ty m o s tk u — b rą z o w e (o łó w k ie m n a ­ le ż y z a zn a czyć d e s k i). P o k ła d g łó w n y , p o k ła d b a k u o ra z p o ­ k ła d p r z y k o m in ie — c ie m n o szare. P ozosta łe p o k ła d y (ło d z io ­ w y 1 w ie rz c h s te r o w n i) — n a tu r a ln y o d c ie ń d rz e w a z .zazn a­

cz e n ie m de sek. W e w n ę trz n a s tro n a n a d b u rc ia — ja s n o szara.

P o d o b n ie : w in d y , p o k r y w y lu k ó w , w s p o r n ik i b o m ó w , w ie rz c h y

sza lu p — ja s n o szare, K a d łu b y sza lu p i ż ó r a w ik i (s z lu p b e lk i) m a lu je m y na b ia ło , b rz e g i lu k ó w — n a cz a rn o . K o m in k u ­ c h e n n y — c z a rn y . W s z y s tk ie d r z w i — b rą z o w e . M a s z ty , b o m y o ra z n a w ie w n ik i — ż ó łte . N ie z a p o m in a jc ie o n a z w ie — z o- b y d w u s tr o n d z io b u o ra z n a r u fie . N a r u fie d o d a tk o w o r ó w ­ n ie ż i ip o rt m a c ie rz y s ty — w t y m w y p a d k u — S zczecin.

B liź n ia k ie m „ W a r m i i “ są „ M a z u r y " — m o żn a za te m w y k o n a ć d w a je d n a k o w e m o d e le . G d y b y k to ś c h c ia ł m le ć ró w n ie ż całą s e rię ru d o w ę g lo w c ó w (p la n y w p o p rz e d n im

„ Ż e g la r z u " ) — m u s i z ro b ić ic h sześć. P ie rw s z y b ę d zie „S o ł- d e k " , d r u g i „J e d n o ś ć R o b o tn ic z a ", trz e c i p ra w d o p o d o b n ie

„ P s tr o w s k i" . N a z w y p o z o s ta ły c h n ie są jeszcze u sta lo n e . P o rte m m a c ie rz y s ty m „ S o ld k a " je s t G d y n ia , „J e d n o ś c i R o ­ b o tn ic z e j" — G d a ń sk.

W je d n y m z n a s tę p n y c h n r ó w u m ie ś c im y p la n y m o d e ­ lu „ B a to r e g o " . M a m y n a d z ie ję , że u c ie s z y c ie się. Ż y c z y m y w s z y s tk im M o d e la rz o m i P rz y ja c io ło m naszego K ą c ik a — ' m i­

łe g o spę dzenia n a d c h o d z ą c y c h Ś w ią t!

B .W . — J .M .

(14)

fo t. A . P lu c iń s k i

N O W A JED N O STK A NASZEJ F L O T Y H A N D L O W E J — M /S „W A R M IA “

Stacja buczków mgłowych w Stilo

Z A D A N I E

D L A C H Ę T N Y C H C Z Y T E L N IK Ó W u m ie szczone w ip a ż d z le rn ik o w y m „ Ż e g la ­ r z u “ s p o tk a ło się z n ie o c z e k iw a n ie d u ż y m z a in te re s o w a n ie m . W p rz e c ią g u b a rd z o k r ó tk ie g o czasu n a p ły n ę ło 119 o d p o w ie ­ d z i, w ty m 59 d o b ry c h . N a g r o d y w p o ­ s ta c i k s ią ż k i A . G a rn u sze w slcie g o „ B u d o ­ w a O k r ę tu “ o tr z y m a li d ro g ą lo s o w a n ia : 1. W ik t o r S la d k o w s k i, G ru d z ią d z , R y ­ b a c k a 41.

2. K a z im ie r z K r a w c z y k , K a to w ic e , P o n ia to w s k ie g o 9.

3. M a rla S z re m o w ic z , S opo t, S ta li­

na 829.

N a g ro d y ro z e s ła n e z o s ta ły ipocztą.

P ra w id ło w e ro z w ią z a n ie „Z a d a n ia d la C h ę tn ych C z y te ln ik ó w “ — p o w in n o b rz m ie ć :

„ s /s „K o ś c iu s z k o “ p r z y s z y b k o ś c i p o ­ d ró ż n e j 15 w ę z łó w s p a la na do bę — p rz e ­ c ię tn ie 51,128 (WZgl. 51 3/7) to n r o p y “ .

# # 1

Z a c h ę c e n i p o w o d z e n ie m p u b lik u je m y

DKUGIE ZADANIE DLA CHĘTNYCH C ZYTELNIKÓ W

„W ramach naszego eksportu nad­

szedł do Gdyni transport cebuli w workach, przeznaczonej dla Wielkiej Brytanii. Towar postanowiono zała­

dować na m/s „Warmię", która pły­

wa między Gdynią i Hull. Wiedząc, że 1000 kg cebuli w workach zajmie przestrzeń 3,12 m3 obliczyć jaką jej ilość może zabrać jednorazowo

„Warmia" przy pełnym wykorzysta­

niu pojemności ładowni. Sprawdzić następnie i podać w ilu procentach zostanie wykorzystana przy cało- okrętowym ładunku cebuli — noś­

ność „Warmii" i spróbować wycią­

gnąć z tego wniosek.

P. S. Tonaż „Warmii" podany jest na str. 62, w dziale „Polska Flota Handlowa."

R o z w ią z a n ie n a le ż y p rz e s y ła ć p o d a- d re s e m R e d a k c ji d o d n . 10 s ty c z n ia 1949.

P o m ię d z y a u to ró w p r a w id ło w y c h o d p o ­ w ie d z i ro z lo s o w a n e zo sta n ą c z te r y e g zem ­ p la rz e k s ią ż k i M a ria n a K r y n ic k ie g o —

„ M o r s k ie S ta tk i H a n d lo w e “

C zyn n a w S tilo — n a w sch ó d od Ł e b y

— la ta r n ia m o rs k a , o tr z y m a ła w d n iu 8 g r u d n ia „ to w a rz y s z a “ — s ta c ję b u c z k ó w m g ło w y c h . Je st to s y g n a liz a c ja a k u s ty c z ­ na, p o le g a ją c a n a z a s to s o w a n iu m e g a fo ­ n ó w o p e w n e j c h a ra k te ry s ty c e s y g n a łu i zasięg u 7 m il m o rs k ic h . W czasie z łe j w id z ia ln o ś c i, a w ię c podczas m g ły , ś n ie ­ ż y c y czy u le w n e g o deszczu, k ie d y b ły s k i la ta r n i są n ie w id o c z n e — b u c z k i o s trz e ­ g a ją s w o im s y g n a łe m o b lis k o ś c i lą d u , o r ie n tu ją w p o ło ż e n iu s ta tk u , r a t u ją p rz e d

„ w y lą d o w a n ie m “ n a m ie liź n ie .

Co p o w o d u je d z ia ła n ie m e g a fo n ó w b u c z k o w y c h ? W m a s z y n o w n i, z n a jd u ją c e j się o prze szło k ilo m e t r od s to ją c e j na w y d m ie w ie ż y b u c z k ó w u r u c h a m ia n y je s t zasilacz, k t ó r y w y tw a rz a im p u ls y e le k ­ try c z n e i p rz e s y ła je d ro g ą k a b lo w ą do w ie ż y . C h a r a k te r y s ty k ę s y g n a łu o tr z y m u je się przez za sto so w a n ie s p e c ja ln e g o p rz e ­ ry w a c z a . W S tilo je d e n o k re s tr w a n ia s y g n a łu w ra z z p r z e ry w a n ia m i t r w a m i ­ n u tę , w y s o k o ś ć to n ó w — 180 o k re s ó w .

P o d o b n e u rz ą d z e n ia z a in s ta lo w a n e są ró w n ie ż p r z y la ta r n ia c h m o rs k ic h w e W ła d y s ła w o w ie , H e lu i R o z e w iu .

U ru c h o m ie n ie s ta c ji b u c z k ó w w S tilo z a w d z ię c z a m y m a łe j g r u p ie te c h n ic z n e j O d d z ia łu N a w ig a c y jn e g o G d a ń skie g o U - rz ę d u M o rs k ie g o . Z d o ła ła ona w s to s u n ­ k o w o k r ó t k im czasie d o szczętnie z d e w a ­ sto w a n e u rz ą d z e n ia p rz e k s z ta łc ić w s p ra ­ w n ie d z ia ła ją c ą s ta c ję . P ra c o w n ic y e k ip y p r z y w y d a tn e j p o m o c y ob sady la ta r n i m o r s k ie j, ch cą c u c z c ić ra d o s n y d z ie ń Z je d n o c z e n ia P a rtM R o b o tn ic z y c h —■ za ­ d e k la r o w a li u k o ń c z e n ie s ta c ji b u c z k ó w n a d z ie ń 8 g r u d n ia b. r . 1 — m im o szere­

gu tru d n o ś c i — d o tr z y m a li te r m in u . T a sam a e k ip a w y k o n a ła d la D o m u Z je d n o c z o n y c h P a r t i i p ię k n y e k s p o n a t w p o sta ci m o d e lu la ta r n i m o r s k ie j w S tilo . W yso ko ść m o d e lu : 1 m e tr 15 c m , a in s ta ­ la c ja ś w ie tln a d a je p ię k n e e fe k ty .

Od 8-go g r u d n ia , w k a ż d y m g lis ty d z ie ń czy w k a ż d ą n o c, w p r o m ie n iu 7 m il od S tilo ro z le g a się c h a ra k te ry s ty c z ­ n y d ź w ię k — p rz e ry w a n e b u cze n ie m e g a ­ fo n ó w , o s trz e g a ją c e ż e g la rz y p rz e d n ie ­ b e z p ie c z e ń s tw e m i o r ie n tu ją c e ic h w s y ­ tu a c ji. B e zp ie cze ń stw o ż e g lu g i w z d łu ż p o ls k ic h b rz e g ó w — sta le w zra sta .

j . b.

W w y n ik u porozumienia zawartego między Ministerstwem Żeglugi a Komendą Główną P.O. „Służba Polsce", Szefostwem „Prasy Wojskowej"

i Zarządem Głównym Ligi Morskiej — od stycznia 1949 r. ukazywać się będzie JEDYNE CZASOPISMO MORSKIE D LA M ŁO D ZIEŻY

v t 99M Ł G t * Y Ż E G L A R Z 1“

powstałe z połączenia „Żeglarza" i „M łodzieży M orskiej" i będące wspól­

nym organem PCWM, P.O. „Służba Polsce", M a ry n a rk i Wojennej i L ig i M orskiej.

„M ŁO DY ŻEGLARZ” będzie niezbędną pomocą w pracy Kół Przy­

sposobienia Marynarki „Służby Polsce", do których muszą należeć wszyscy chłopcy, którzy zamierzają w r. 1949 kandydować do szkolnictwa morskiego.

Czytelnicy „Żeglarza" i „Młodzieży M o rs k ie j" znajdą w „MŁODYM ŻE G LA R ZU " nie ty lk o to, co przynosiły oba te pisma, ale także nowe działy i nowe interesujące m ateriały.

Dotychczasowi prenum eratorzy „Żeglarza" i ,/Młodzieży M o rskiej"

otrzym ywać będą „M ŁO DEG O Ż E G LA R Z A " w okresie, za k tó ry o płacili prenumeratę.

Siedzibą redakcji i a dm in istracji „MŁODEGO Ż E G LA R Z A " jest PCWM, Gdynia, Al. Zjednoczenia 3.

75

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na zakończenie ważna uwaga: przy budowle modelu wielokrotnie będziecie umocowywali różne jego fragmenty przy pomocy wbijanych w drzewo szpilek. Grozi to odłupaniem

Ponieważ zarówno w bieżącym jak i w następnych numerach „Żeglarza” znajdą Czytelń cy wszystkie interesujące ich informacje o kursach pracy morskie',

Zycie łososia można więc podzielić ogólnie na 3 okresy: pierwszy od zapłodnienia do wyjścia w morze, okres młodzieńczy życia w rzece ł drugi to okres

laminu Liceum; f) dla kandydatów, którzy zgłaszają się nie bezpośrednio z innej szkoły, należy również do ączyć świadectwo nienagannego prowadzenia się,

wę z tego, czego chce PCWM dokonać przez kursy pracy morskiej. Na kursach tych nie mogą być jedynie ci, którzy kandydując do szkół morskich czy szkół PCWM

ków portowych i zajmujące się przeładunkiem oraz ekspedycją powierzonych im towarów; maklerzy okrę­.. tow i — będący przedstawicielami obcych armatorów i

Z każdym dniem pogoda stawała się coraz gorsza, przyszedł deszcz ze śniegiem i wielka fala zalewała pokład.. Pomimo to nieprzerwanie dążyliśmy

Ewentualność wplątania się w sieci jest przy rybołówstwie łososiowym dość częsta. Prócz tego zarówno małe rozmiary stateczku, jak i możność kierowania