• Nie Znaleziono Wyników

Adres Redakcyi: KRUCZA jsfa 32. Telefonu 83-14. JST°. 38 (1372). XXVII. 20 1908 i‘.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres Redakcyi: KRUCZA jsfa 32. Telefonu 83-14. JST°. 38 (1372). XXVII. 20 1908 i‘."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JST°. 3 8 (1372).

W a rs z a w a , dnia 20

w rześn ia 1908 i‘. Tom X X V II.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: ro c z n ie r b . 8 ; k w a rta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztow ą r o c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W sz e c h św ia ta " i w e w s z y stk ic h księga n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „W szech św iata'* p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o re m w lo k a lu re d a k c y i.

A d r es R ed a k cy i: K R U CZA jsfa 32. T elefon u 83-14.

S T O S U N E K P I A S K O W C A K A R ­ P A C K I E G O DO Ś L Ą S K O - P O L ­ S K I E G O Z A G Ł Ę B I A W Ę G L O ­

W E G O . (W e d łu g V. U hliga).

W p ierw s z y m zeszycie nowego czaso­

p ism a geologicznego, w y d a w an e g o w W ie d n iu z n a jd u je m y ro zp ra w ę prof. U hli­

g a *), poświęconą s to s u n k o w i k a rp a c k ie ­ go u tw o r u llyszowego do p r zy le g ają c eg o od północy śląsko-polskiego zagłęb ia w ę ­ glowego. Z a g a d n ie n ie to, ro ztrzą sa n e już daw niej, prof. U h lig w znaw ia ze w zglę­

du n a nowe teo ry e płaszczowinowe, k t ó ­ re w K a rp a ta c h z y s k u ją coraz więcej zwolenników. K w e sty a t a m a znaczenie n ie ty lk o teore tyc z n e , ale także w znacz­

nej m ierze p rak ty c zn e , gdyż rozwiązuje zagad nienie, j a k daleko w k i e r u n k u po-

*) V . U hlig : „D ie K a rp a th ise h e S andsteinzo- ne u n d ih r Verhiilt,nis zum siid etisch en K arbon- g e b ie t11 M itte ilu n g e n d e r G eoiogischen G esell- sc h a ft in W ien. T. I, W ied e ń , 1908.

1 łudniow ym , a więc k u K arpatom możemy posuwać poszu kiw an ie węgla. Rozprawę U hliga podaję w skróceniu, zaznaczając najw ażn iejsze jej m om enty, łatw iej dla niegeologa zrozumiałe.

K a rp a ty n a p rz e s trz e n i od Beczwy na M orawach aż praw ie po K ra k ó w g r a n i­

czą od północy z su de ck im u tw o re m wę­

glowym. Pom iędzy tem i dw om a góro­

tw o ram i istnieje różnica zasadnicza: K a r ­ p a ty są m łodego w ieku, g dy ż w y tw o r z y ­ ły się w m łodszym trzeciorzędzie, g óro­

tw ó r zaś w'ęglowy został s faldo w an y w czasach prze dpe rm skic h, należy więc w e­

d łu g terminologii S u e ssa do waryscyj- skiego s y s te m u w y pię trz eń . W k i e r u n ­ k u południow ym s k a ły sudeckie, p r z y ­ k r y te mioceńskiemi, do „ szlie ru “ zalicza- nemi iłami, zapad ają pod sk a ły k a rp a c ­ kie. W m y śl d a w n y c h z a p a try w a ń ku północy obalone, fałdy k a rp a c k ie zostały częściowo n a su n ię te n a pokłady węglo­

we. W takim razie m ożnaby u północne­

go b rzegu ka rpackiego po przeb iciu skał tlyszowych natrafić n a węglowe, ale tyl­

ko w nieznacznem ku południow i odda­

leniu.

Nieco inaczej będzie, jeżeli p rzy jm ie ­

m y nowe, płaszczowinowe teo rye p o w s ta ­

(2)

594 W S Z E C H Ś W IA T >4 38

nia K a rpa t. W t a k i m razie K a r p a ty b y ­ ły b y g óro tw o re m p rz y n ie s io n y m zdaleka, fałdy k a rp a c k ie płaszczo w in ą n a s u n ię t ą w zupełności n a s k a ły p ie rw o tn ie osa­

dzone w t y c h okolicach, a więc n a s k a ­ ły s y s te m u węglow ego. W t y m w y p a d ­ ku pod K a r p a ta m i i w znaczniejszej od­

ległości od ich północnego b rze g u mo- ż naby się spodziew ać s k a ł w ę g lo w y ch , a więc i pokładów węgla.

P ie rw sz y L u g e o n rozpoznał płaszczo- w inow ą budowę K a rp a t, w y k a z u ją c , że ska ły ta tr z a ń s k ie nie leżą obecnie w m ie j ­ scu sw ego p o w sta n ia , lecz są fałdam i płaszczowinowemi, k t ó r e p r z y b y ły z po­

łudnia; L im a n o w sk i był p ie rw s z y m , k t ó ­ ry te teo ry e rozszerzył n a całe K a rp a ty . J a k k o lw ie k t e n sposób tłu m a c z e n ia b u ­ do w y T a t r godził w w y n ik i dłu g oletn ich b a d a ń U hliga, k t ó r y z a p a t r y w a ł się n a budowę t y c h gór w m y śl d aw n y c h teo- ryj g ó ro tw ó rc z y c h , U h lig j e d n a k p r z y ­ znał r a c y ę L u g e o n o w i i L im a n o w sk ie m u ' i teo ry ę ich p rzy ją ł z pew nem i (zresztą znacznemi) z m ianam i. Nie będzie na- szem zad aniem p r z e d s ta w ia ć różnic p o ­ m iędzy z a p a t r y w a n ia m i U h lig a a L im a ­ now sk iego n a b udow ę K a rp a t, t e m mniej s p ra w o z d a w c a nie może orzekać, po k t ó ­ rej stronie j e s t słuszność, g d y ż je d y n ie geolog t e k to n ik będzie w tej spraw ie k o m p e te n tn y . Obecnie m am z a m ia r j e ­ d ynie o b je k ty w n ie z d a ć s p ra w ę z o s t a t ­ niej ro zp ra w y U hliga. Z rozum ienie toku w yw odów u ła tw ia ją w p ra c y n iem ieckiej trz y profile, j e d e n z n ich z n a jd z ie c z y ­ teln ik w II-gim tomie, „Dziejów z ie m i“

N e u m a y ra (str. 569), k t ó r y n ied a w n o - opuścił prasę.

U h lig w y różnia w K a r p a ta c h flyszo- w ych, a więc p iask o w co w y c h , d w a fa- ciesowo różne obszary, k tó r e b ie g n ą r ó ­ wnoleżnikowo: północny, niższy, c h a r a k ­ te r y z u ją c y się siln e m ro zw in ię cie m oli­

go c e ń sk ic h łu p k ó w m en ilito w y c h , p ia s ­ kowców ciężk o w ickich (rów nież o l ig o ­ ceńskich) i g ó r n o k re d o w y c h w a r s tw ino- ce ra m o w y c h , n a d to obfitością źródeł n a ­ f tow y ch , i pas p o łu d n io w y w yższy (w ła ­ ściw e K a r p a ty ) , w k t ó r y m g łów n e z n a ­ czenie m a ją oligoceńskie (lub eoceńskie) p iask o w ce m ag órskie. G ranicę pom iędzy

te m i dw om a p a sam i znaczy dobrze w Ga- licyi Zachodniej linia t. zw. „ tra n s w e r- s a ln a “ kolei żelaznej. Oba te sposoby w y k s z ta łc e n ia się różnią się z tej p r z y ­ czyny w ybitnie, poniew aż są to dwie różn e płaszczowiny: północna podbeski- dow a i g ó rn a beskidowa, j a k j e Uhlig n azyw a. N azw y te m ów ią już, że płasz- czowina podbeskido w a j e s t s ta rs z a , gdyż leży niżej.

J a k k o lw ie k brak d o tych czas dowodów p rz e m a w ia ją c y c h w y b itn ie przeciw p r z y ­ j ę c iu teoryj płaszczow inow ych dla K a r ­ pat, to przecież Uhlig p r z e d s ta w ia fak ty, k tó re prze m aw ia ją za nią. D okładn ie ro zp a trz y ł j ą w innej rozprawie :), w obec­

nej r e a s u m u je poprzednie w yw ody.

Obecność p a s m a s k a łe k wr K a rp a ta c h fleszowych n ależy do fak tów tej kate- goryi. S k a łk i (u tw ory sta rsze w iekiem od górnej k red y ) w płaszczowinie beski- dowej leżą zawsze n a z e w n ę trz n y m je j łuku, a więc na linii z e tk n ięc ia się obu płaszczow in (podbeskidowej i beskido- wej), a śledzić j e m ożna w te m położe­

niu od K ro m ieryża n a M oraw ach aż po Rzegocinę w Galicyi zachodniej. W o b rę ­ bie płaszczow iny podbeskidow ej skałki nie leżą u je j z e w n ę trz n eg o brzegu, c h o ­ ciaż dosyć często z a jm u ją to położenie (np. d o lna k r e d a Galicyi zachodniej, t y ­ toń w okolicy W ę g ie rk i i P rzem y śla).

S k a łk i m a j ą k s z ta ł t brył wielkich, a l­

bo lu źn y c h pokładów; w a p ie n n o -ju ra jsk ie w y s tę p u ją n a jw y ra ź n ie j pod w zględ em orograficznym z tej przyczyny, poniew aż t w a r d a ich s k a ła m niej u le g a z w ie trz e ­ niu, niż otaczające j ą u t w o r y p iasko w co­

we. W a r s t w y s k a łe k z a p ad a ją słabo pod u tw o ry , k tó re są ich stropem , a p o n ie ­ waż leżą n a g r a n ic y z e tk n ięc ia się obu płaszczowin, przeto n a t u r a l n ą j e s t rzeczą, że sk a ły leżące ponad sk a łk a m i i p o n i­

żej ich nie są je d n a k o w e .

Skałki często są otoczone zlepieńcami i u tw o ra m i zlepieńcow em i, zawierające- mi w sobie m a te ry a ł skałek. Z tej też

>) V. U h lig : „U ber die T ek to n ik d e r K ar- p a th e n “. W ied eń , 1907. S p ra w o z d an ia w ie d e ń ­ skiej A kad. U m ie jętn o ści.

(3)

W SZ E C H ŚW IA T

595

p rzy c z y n y prof. U h lig uważał dawniej procesy d e n u d a c y jn e za n ajw ażniejsze w w y t w a r z a n iu się s k a łe k i dlatego też p o czyty w ał j e za resz tk i p asm a g ó rsk ie ­ go ocalałego przed erozyą. Dopiero pó­

źniejsze w y w o d y L u g e o n a skłoniły go do porzucenia hypotez pierw o tn y c h .

P raw ie poziome ułożenie skał, które tw o rz ą p o d s ta w ę skałek, j a k o te ż n i e k t ó ­ re inne o b se rw ac y e sp ra w ia ją, że nie mo­

żemy spodziewać się k o rzen i s k a łe k w pobliżu, przeciwnie, n ależy ich szukać w znacznej ku południowi odległości. Sa­

me sk a łk i (n a tu ra ln ie m ów im y zawsze o sk a łk a c h flyszowych, nie ty p u p ien iń sk ie ­ go) b y ły b y częściam i j ą d r a dolno k r e d o ­ wego i j u ra js k ie g o obu płaszczowin, k tó ­ re podczas ich ruch ó w zostały z j ą d r a p ochwycone, od e rw a n e i ku przodowi w y s u n ię te .

S tarsze skały, tw o rzą c e dwie płaszczo­

w in y nie są jed n a k o w e. Płaszezow ina b e sk idow a z aw iera ska ły sta rs ze od ty- to n u tylko n a M oraw ach (w a rs tw y gres- teńskie, j u r a b ru n a tn a ), a ze s k a ł k r e ­ d o w y c h — dolny i ś re d n i neokom pod po­

sta c ią p iask o w ca ka rpa c kie g o. W plasz- czowinie p od beskidow ej są tylko nieczę­

ste w apienie ty toń skie, a ze skał dolno- k re d o w y c h p rz e d e w s z y s tk ie m średn i neo ­ kom i w a r s tw y w ernsdorfskie.

Z teg o w ięc w yn ik a , że pomiędzy s k a ­ łami dw u płaszczow in j e s t pew na ró żn i­

ca, n a w e t w cale w y ra ź n a; c h a ra k te ry s - ty c z n e m j e s t dla obu silne w y k s z ta łc e ­ nie się trz e cio rzę d u sta rs z e g o i k r e d y górn ej w odróżnieniu od in n y ch p łasz­

czowin, k tó re s k ła d a ją całe K a rp a ty , a więc w odróżnieniu od płaszczowiny P ie­

nin, górno i dolno ta tr z a ń s k ie j. Pod względem te k to n ik i płaszczo w in y flyszo- we odznaczają się b u d o w ą łu sk o w ą o w a r s tw a c h k u południow i n a chylonych.

Na tej podstaw ie należałoby p r z y p u s z ­ czać, że p o czątku obu płaszczow in fly­

szow ych należy szu kać k u południowi i ku dołowi, dalszym zaś w nioskiem bę­

dzie, że obie te płaszczow iny z a n u rz a ją się ku południow i pod płaszczow inę P ie ­ nin i pod pas gór s ta ro k ry sta licz n y c h . Obie płaszczowiny be sk idow e odbyły więc znaczną drogę ku północy, posu w ając się

po skałach sudeckich, k tó ry c h p rz e d łu ­ żenia szukać należy pod K arpatam i.

Obecność „głazów e g z o ty c z n y c h 1* w K a rp a ta c h łatw o można w y tłu m a c zy ć na podstaw ie budow y płaszczow inow ej K a r ­ pat. Brył t y c h j e s t szczególnie wiele w pasie podbeskidow ym , beskidow e p ias­

kowce m agó rsk ie m a ją je tylko w y ją tk o ­ wo. Różny j e s t in a te ry a ł tych głazów.

U łam k i w ap ienia węglowego z Productu- sami, u ła m k i skalne z odciskam i roślin w ęglow ych, gó rnodew ońskie sk a ły ze Spiriferam i, w apienie j u r a j s k i e są n a tu ­ ralnie pochodzenia hercyńskiego. Nie­

znane j e s t pochodzenie jasnoróżow ych, lub ja sn o ż ó lty c h g ran ito g n a js ó w , zielo­

n ych łupków łyszczykow ych i chloryto- wych. U hlig n a z y w a je z tej przyczyny głazam i zagadkow em i. Znane j e s t n a to ­ m ia s t pochodzenie licznych ułam ków bia­

łego w ap ienia ty to ń s k ieg o (wapień stram- b erski i inwałdzki), pochodzą one z oko­

lic, w k tó ry c h osadzał się m a te ry a ł pła­

szczowin beskidow ej i podbeskidow ej, a nie m ają niczego wspólnego z płasz- czowiną Pienin, albo Tatr, gd y ż c h a ra k ­ te r tych wapieni j e s t inny. Gtazy egzo­

tyczne tego typu o k a z u ją zgodność ze skałk am i płaszczow in (podbeskidowej i beskidowej), o k tó ry c h poprzednio mó­

wiliśmy, należy je uw ażać za części s k a ­ łek (Klippenblocke wedle term inologii Heima).

Bloki zagadkow e (k ry ptotop) są w praw ­ dzie wątpliw ego pochodzenia, j e d n a k o ­ woż zdołano zauważyć, że są coraz rz a d ­ sze k u południowi, a więc w płaszczowi- nach innych, niż obie beskidowe. Mo- żn a b y przypuszczać, że pochodzą z p ie r­

wotnego s p ą g u Karpat.

Głazy egzotyczne pochodzenia s u d e c ­ kiego są często bardzo wielkie. Znane są p r z y k ła d y olbrzymich brył w ęgla czar­

nego, k tó re dostarczyły kilku ty się c y c etnarów m etry cz n y c h węgla. Od tych wielkich bloków do m niejszych i cał­

kiem m ałych odłamów są dość liczne przejścia. W szystkie są je d n a k o w e g o pochodzenia, gdyż należy j e uw ażać za porw aki, k tóre z podłoża sudeckiego pod­

czas r u c h u płaszczow in flyszowych zo­

stały oderw ane i k u północy posunięte.

(4)

596 W S Z E C H Ś W IA T Ne 38

Obecność b r y ł otoczonych poch od zen ia su d e ck ie g o w s k a z u je , że n ie g d y ś n a b r z e ­ gach północn y ch m orza k a rp a c k ie g o le­

żało szerokie w y b rz e ż e ze s k a ł s u d e c ­ kich. Liczne odłam y teg o ląd u d o s ta w a ły się do o sadów m o rz a j a k o otoczone ż w i­

ry. Podczas r u c h ó w p łasz c zo w in o w y c h płaszczow iny zajęły i z a k ry ły ląd te n n a znacznej p rze s trz e n i. O dłamy s k a ł s u ­ deckich d o s ta ły się więc do m a t e r y a ł u płaszczow in b e sk id o w y ch w d w o ja k i s p o ­ sób: j a k o luźne, otoczone k a w a łk i skał, k tó re d ostały się do osadów m o rza fly- szowego i j a k o nieotoczone, o stro k raw ę - dziste, m n ie jsz e b ryły , lu b w ielkie par- t y e skalne, któ re, p o c h w y c o n e r u c h e m płaszczow inow ym , z osta ły p r z e s u n ię te k u północy. Położenie d a w n e g o m o rza fly- szowego nie j e s t znane, w k a ż d y m r a ­ zie n a le ż y go szuk ać n a p o łu d n ie od dzi­

siejszych K a r p a t i t a m też są k orzenie płaszczow in flyszowych.

S to s u n k i ułożenia sk ał p r z e m a w ia ją tak ż e za now szem i te o r y a m i g ó ro tw ó r- czemi. K re d a ś lą sk a s k ła d a się z łu sk n a c h y lo n y c h k u południow i, pod nie z a ­ p a d a ją w a r s t w y trz e cio rzę d o w e ty p u pod- beskid ow ego. W ogólności b r a k k red z ie śląskiej c h a r a k t e r u re g u la rn ie sfałdowa-

j

nego p a s m a gó rsk ie g o . P o n ie w a ż w s z ę ­ dzie s ta r s z y trz e cio rzę d p o d b esk id ow y z a p ad a pod besk id o w y pas flyszowy; po­

n iew aż wTszędzie z a u w a ż y ć m ożna, że p ie rw s z y u tw ó r z a jm u je m ie jsc a n a jn iż ­ sze, podczas g d y w yższe z a jm u je k r e d a t y p u beskidow ego; prze to n a t u r a l n y m b ę ­ dzie wniosek, że nie m a m y t u r e g u l a r n e ­ go ułożenia w a r s tw , lecz że pas b e s k id o ­ w y został n a s u n i ę t y n a p o d sta w o w e u t w o r y po db eskidow e.

W reszcie i w ie rc e n ia d o s ta rc z y ły w p ro s t n a m a c a ln y c h dow odów n a p raw d ziw ość teo ry i d alekiego n a s u n ię c ia w a r s tw . Prze- d e w s z y s tk ie m ważne są w y n ik i d w u w ie r ­ ceń: w P s k o w ie i Pog w izd o w ie. W pier- w szem po p rze b ic iu 400 m s ta r s z e g o t r z e ­ ciorzędu osiągnięto w a r s tw y w ęglowe, w k t ó r y c h wiercono do ]000 m etró w , d ru g ie w iercenie po 745 m doszło do w a r s t w w ęglow ych. W obu w y p a d k a c h p rze b ija n o w ie rc e n ia m i tylko u t w o r y pa- leog eńsk ie, chociaż rozpoczęto w ie rc e n ia

na b rz e g u sk ał k red ow yc h. W ie rc e n ie w P sk o w ie dowiodło, że k r e d a tam te jsza nie p r z e d łu ż a się w głębi k u południowi, lecz j e s t otoczona dokoła u tw o r a m i trz e ­ ciorzędowemu, czyli że j e s t ty lk o luźną wyspą, p ły w a ją c ą w śró d sta rs z e g o t r z e ­ ciorzędu. Także inne w iercen ia doszły do tego sam ego re z u lta tu : w Komorowi- cach koło Bielska pod g ó rn ą k r e d ą z n a­

leziono trzeciorzęd, a w M etylowicach kolo F r y d la n d u n a M orawach pod w a r ­ s tw a m i dolno k re d o w e m i—łupki, k t ó r e są łudząco podobne do m enilitow ych, a z a te m w ie k u oligoceńskiego.

Te w sz y s tk ie f a k t y p rze m aw ia ją b a r ­ dzo w y ra ź n ie za przyjęciem d w u różnych p łaszczow in, k tó re w te okolice, gdzie dzisiaj są s k a ły flyszowe, p rz y b y ły z po­

łu d n ia i od spodu. Z ro zum iem y teraz łatwiej różnorodność m a te ry a łu skalnego w K a rp a ta c h śląskich i gdzieindziej, po­

nieważ wiemy, że te u t w o r y osadziły się w m ie jsc a c h różnych i znacznie o ddalo­

n y c h od siebie. Z rozum iem y tera z, dla­

czego in tru z y e c ie s z y n itu z n a jd u ją się tylko w dolno k re d o w y c h sk a ła c h śląs­

kich, a b r a k ich w u tw o ra c h trzeciorzę­

du sta rsze g o . Oto sk a ły dolno kredow e z żyłam i cieszyn itu z o sta ły przyniesione zdała, a w y le w y c ie sz y n itu nie z d a r z a ­ ły się tam , gdzie dzisiaj leżą te sk ały, lecz daleko ku południow i wr okolicach, gdzie są korzenie płaszczow iny b e sk id o ­ wej.

Z t y c h r o z trz ą s a ń w y n ik a w edle U hli­

ga, że u podnóża K a r p a t są t r z y główne u t w o r y geologiczne:

1) S ta re h e rc y ń sk ie i w a ry s c y js k ie (pa- leozoiczne i mezozoiczne) podłoże z p rz y ­ k ry c ie m trzeciorzęd o w em (szlierem )—oba u tw o r y leżą n a złożu pierw szorzędnem ;

2) płaszczow ina podbeskidow a;

3) płaszczow ina beskidowa.

Z kolei a u to r nasz p r z y s tę p u je do w nio skó w p r a k ty c z n y c h , k tó re w y n ik a ją z d o ty ch c z a so w y c h rozważań. Skoro pod płaszczow inam i z n a jd u je się s ta rsze , m iej­

scowe podłoże, w tak im razie należałoby dowiedzieć się, ja k i e m j e s t ono w róż­

n y c h okolicach i j a k głęboko leży. O j a ­

kości podłoża m ożem y w n iosk ow ać z g ła ­

zów eg z o ty c z n y ch .

(5)

Ne 38 W S Z E C H Ś W IA T 597

N a wschód od P rz e m y ś la przew ażają w ta m te js z y c h K a r p a ta c h wapienie j u r a j ­ skie i c h a r a k te r y s ty c z n e łupki zielone, w n io s k u je m y stąd, że owe s k a ły m u szą mieć wielkie znaczenie w podłożu K a r ­ p a t ta m te js z y c h . N a zachód od P rz e ­ m y śla z a n ik a ją łu p k i zielone, n a to m ia s t bardzo częste są w śród głazów e g z o ty­

cznych g n a js y czerw onaw e, g ran ito g n aj- sy, k w a r c y ty , a ta k ż e w apienie węglowe;

n a d to zasłu g u je n a u w agę rzadk o ść wiel­

kich brył w ęgla k a m ie n n eg o x) i obec­

ność s k a ł try a s o w y c h i j u r a j s k i c h o cha- j r a k te rz e sudecko-polskim . W o bec tego wolno się spodziewać, że i podłoże tej części K a r p a t s k ła d a się ze s k a ł mezo- zoicznych gór w y ż y n y małopolskiej, k t ó ­ re leżą zapew ne n a u tw o r a c h paleozoicz- nych.

N a g ra n ic y Galicyi i Śląska, n a Śląsku i w e wschodniej części Moraw z n a jd u j e ­ m y inne stosunki. W p ra w d z ie i tuta j z d a rz a ją się g r a n ity , g n a js y i t. d. ja k o g łazy egzotyczne, jed n a k o w o ż są one w mniejszej ilości, n a to m ia s t j e s t t u bardzo wiele brył w ę g low yc h t a k wielkich, j a k w żadnej innej części K arpat. Musimy je uw ażać za po rw ak i, a w tak im razie dowodzą one podłoża węglowego.

Poniew aż n a M orawach i n a Ś lą sku z a ­ n ik a p o k r y w a skał try a s o w y c h i j u r a j ­ sk ic h n a u tw o ra c h węglowych, przeto wolno przypuszczać, że i podłoże k a rp a c ­ k ie w ty ch okolicach wolne j e s t od skał t ry a s o w y c h i j u r a js k ic h . Przy p u szczen ie to j e s t te m także uspraw iedliw ion e, że w śró d s k a ł egzo ty c z n y ch Ś lą sk a i w schod­

n ich Moraw n iem a tak ic h , k tó ry m b y m o­

żna było p rzy p is a ć w ie k try a s o w y , lub j u r a j s k i . W obec tego n ależy sądzić, że podłoża m iejscow e K a r p a t tw orzą skały w ęglowe, p r z y k r y t e szlierem. Dalej k u południow i m u si za n ik a ć p o k r y w a szlie- r u m ioceńskiego, a m u szą rozpoczynać się

J) M ałe o dłam y w ę g la kam ien n eg o są, ja k w iadom o, częste w K a rp a ta c h , je d n a k o w o ż one m o g ły zostać zaniesione n a w e t z dalek ich oko­

lic podczas istn ie n ia m orza karp ack ieg o ; m ałe p a r ty e w ęg la m o g ły się z re sz tą i na m iejscu w y ­ tw o rz y ć w sk a łac h karp ack ich .

sk a ły k arpackie m iejscow e, a więc nie przesunięte k u północy, lecz będące n a m iejscu p o w s ta n ia (autochtoniczne). J a k daleko jed nakow oż ku południow i tego m iejsca szukać należy, tego w cale nie m ożemy powiedzieć.

T rudno określić dokąd pod K a rp a ta m i rozpościerają się u tw o r y węglowe. J a k o w s c h j d n i ą granicę B artonec podał linię ciągnącą się od K rzeszow ic do Marcypo- r ę b y ku K arpatom , Michael n a podstaw ie w ie rc e n ia w Zalasiu—linię o 1— 1,5 hm bliżej k u zachodowi biegnącą, k tó ra , do­

szedłszy b rze g u ka rp a c k ie g o , z w raca się k u W W S . Za g ran ic ę p ołudniow ą m o ­ żna uw ażać linię p rzechodzącą przez F r y d la n d w dolinie O straw icy i Karpęt- nę w dolinie Olszy, gdyż t a k daleko k u południow i znajdow ano wielkie b r y ły wę­

glowe. G ranicy zachodniej rów nież nie można podać ściśle w b rak u wierceń, praw dopodobną j e s t linia b ieg n ą c a n a Hustopecz w połudn. w schodn. M ora­

wach.

J a k głęboko pod płaszczowinami kar- packiemi leżą m iejscow e u tw o r y w ę g lo ­ we, oto p y ta n ie w ażne dla g ó rnika, na k tó re jedn akow oż należycie odpowiedzieć 1 nie można. D ane z w ie rc e ń są niezbyt liczne, a n a d to są częste niepraw idłow o­

ści, ponieważ erozya pom ioceńska znisz­

czyła skały węglowe niejednolicie, w s k u ­ tek czego gd zieniegdzie miąższość iłów szlierow ych j e s t znaczniejsza.

Poniew aż w myśl teo ry j płaszczowino- w y c h w a r s tw y k a rp a c k ie nie są fałdami obalonemi, lecz j a k o sto su nk ow o mniej g ru b e p o kłady leżą n a sk a ła c h k a rp a c ­ kich, przeto nie j e s t e ś m y zmuszeni do przypuszczania, że s k a ły węglowe z a p a ­ d ają szybko wgłąb k u K arpatom . J e ­ dnakowoż należy się spodziewać ku po­

łu dniow i p o d k ład u płaszczow in k a r p a c ­ k ich coraz głębiej, ju ż cho ciażby z tej przyczyny, że płaszczow iny k u p ołu dnio ­ wi g ru bieją, gdyż ta m należy oczekiw ać ich j ą d r a mezozoicznego.

Głębokość, w k tó re j z n a jd u je się po­

dłoże K arpat, j e s t różna. W Galicyi

wschodniej w iercenia n a przeszło 1300 m

głębokie, nie doszły w B orysław iu do

(6)

598 W Z EC H ŚW IA T JSIa 38

spą g u skał k a rp a c k ic h , n a to m ia s t w G a­

licyi zachodniej i n a Śląsk u s to s u n k i są dogodniejsze. W ie rce n ie w P o g w izd ow ie doszło do p odk ład u węglowego w g łęb o ­ kości

745

m, w Psk ow ie ju ż w g łęb o k o ­ ści

4 0 0 m, co dowodzi, j a k z m ie n n a j e s t

g r u b o ść p łaszczo w iny p o d be sk id o w ej i j a k gdzieniegdzie podłoże w ęg lo w e p o d ­

nosi się ku górze.

J a k o w s k a z ó w k i p r a k t y c z n e d la p o ­ sz u k iw ań w ę g la U h lig podaje n a s t ę p u j ą ­ ce. P e w n ą j e s t rzeczą, że k u południo­

wi podłoże w ęglowe zap ad a i dochodzi wreszcie ta k ic h głębokości, w k t ó r y c h ju ż w ę g la d o b y w a ć nie m ożna. Należy się więc o g ran ic zy ć ty lk o do sam eg o p a ­ sa północnego, p o s u w a ją c się ostrożnie k u południow i i k i e r u j ą c się w y n ik a m i w ierceń, a w te d y będzie m ożna u z y s k a ć część w ęgla p o g rze b a n e g o pod K a r p a ta ­ mi. Do w ie rc e ń n a le ż y w y sz u k iw a ć m iej­

sca położone w obrębie p łaszczo w in y pod­

be skidow ej, gdyż w t e d y g ru b o ś ć p o k ła ­ dów k a rp a c k ic h j e s t mniejsza. O b ie ra ­ j ą c m iejsca n a płaszczow inie beskidow ej, nale ż a ło b y się z t e m liczyć, że w iercen ie m usi przejść przez plaszczow inę b eski- dową, a n a s tę p n ie podbeskidow ą, zanim dojdzie do p o d k ład u w ęglow ego, k t ó r y w ięc z n a jd o w ać się będzie w g łębokości z b y t wielkiej, aby m ożna było szyb za­

kładać.

W o b e c o pisa n y c h s to s u n k ó w g e ologi­

c zn ych nie każde n a tu r a ln i e w ie rc e n ie p ró b n e da re z u l ta t y p o m yśln e, s t r a t y m u ­ szą t u być nieraz, jed n a k o w o ż , w razie rozłożenia kosztów w ie rc e ń p r ó b n y c h n a w ie lk ie to w a rz y s tw a górnicze, n a le ż y się spodziew ać pom y śln e g o re z u lta tu .

D r . W ilhelm Friedbery.

P O S T Ę P Y G E O G R A F I I B O T A N I C Z ­ N E J O D 1 8 8 4 r.

Gałąź ta geografii m a za p r z e d m io t b a ­ dań rozliczne s to su n k i, ja k ie zachodzą pom iędzy roślinam i oraz złożonem ś ro d o ­ w iskiem , w j a k ie m żyją.

W s z ere g u czterech poddziałów geo­

grafii fizycznej: morfologii, klim atologii, geografii biologicznej i antropogeografii, geografia b o taniczna (w raz z geografią z w ie rz ą t czyli zoogeografią) zajm uje m ie j­

sce m iędzy k lim atologią, b a d a ją c ą p r z y ­ czyny tak ie g o lub innego ro z p rz e strz e ­ n ienia roślin, oraz antrop og eografią, k tó ra sta n o w i p on iekąd ciąg dalszy geografii biologicznej. Roślinność, te n n a jd o sk o ­ nalszy w y ra z całości sto s u n k ó w k lim a ­ ty cznych, z kolei k ie r u je w ę d ró w k a m i ludzkości i ew olucyą cywilizacyi. To też u w a ż a m y za n iez b ę d n e zwrócić u w a g ę geografów na p rac ę epokową, ogłoszoną świeżo przez pierw szorzędnego uczonego we F r a n c y i, n a polu geografii botanicz-

j

nej, prof. Karola F la h a u lta w Montpellier i („Les p ro g re s de la g e o g ra p h ie b otan iąu e depuis

1 8 8 4 “

wr P r o g re s s u s Rei Botanicae,

; w y d a w a n e m przez „Association I n te r n a ­ tionale des B o ta n is te s “ i re d a g o w a n e m przez dr. J. P. Lotsy, Vol. I,

1906,

Gust.

F isch e r, Jena). „Nie m ożna zrozum ieć człowieka, ja k o c z y n n ik a geograficznego, je ś li się nie zw róci przedtem u w a g i n a roślinność, pisze te n w y b itn y botanik.

S tu d y a nad roślinnością są niezb ęd ny m w stę p e m do a ntropogeografii".

A b y módz się z a b ra ć do p oszuk iw ań nad s to s u n k a m i r o zm a ity c h g a tu n k ó w ro ślin n y c h do k lim atu , trz e b a p rz e d te m p oznać te g a tu n k i. J e s t to rzeczą flory-

| styki. P ierw si b o tan ic y byli florystami, k tó ry c h zadanie s ta n o w iły b a d a n ia n a d b u d o w ą roślin i ich katalog o w an ie; mniej i zajm ow ali się oni t u s to s u n k a m i między

roślinam i a w a r u n k a m i ich życia,

Je d n a k o w o ż ju ż W ildenow , w

1792

r., w y k r y ł kilka sto s u n k ó w m iędzy ro ś lin a ­ mi a klim ate m , a A. H u m bo ldta (około

1815

r.), za liczne je g o ‘ o b s e rw ac y e na o b szarach r ó w n ik o w y c h A m eryki, m ożna n a z w a ć praAvdziwym ojcem geografii b o ­ tanicznej.

P r a c a flo ry sty nieom al j e s t bez z n a ­ czenia dla geografii, o ile p o p rze staje na w y licz a n iu w s z y s tk ic h g a tu n k ó w w do­

wolnym p orzą dk u . Należy n o to w a ć sta-

c y e , oznaczać, w j a k i sposób g a tu n k i

g r u p u ją się w zbiorowiska, oraz formuło-

I w ać s to su n k i, zachodzące m iędzy te m i

(7)

JSJo 38 W SZEC H ŚW IA T 599

s ta c y a m i a zbiorowiskam i. W re sz c ie j e s t rzeczą niezbędn ą w y k re ślić na mapie s y n te z u ją c e j dane, dotyczące rozm iesz­

czenia roślinności n a ro z p a try w a n y m obszarze, przyczem te n o sta tn i powinien s ta n o w ić całość możliwie n a tu ra ln ą . W s z y ­ s tko to j e s t zadaniem e k o lo g i i 1).

Roślina, p r z y tw ie rd z o n a do ziemi, albo p rzystoso w uje się do śro dow isk a albo g i ­ nie; j e s t ona niby k a m ie n ie m probierczym k lim atu. Fy to g e o g ra fia fizyologiczna b a d a j a k i dlaczego g a tu n k i i zbiorow iska g a ­

tu n k ó w p rz y s to s o w u ją się do środow iska.

Na to o s ta tn ie s k ła d a się a k c y a je d n o ­ czesna i n ierozłączna licznych c z y n n i­

ków ekologicznych, nie w y stę p u ją c y ch n ig d y oddzielnie.

C zynniki ekolo­

giczne

M artw e K lim a ­ ty c z n e

E da- iiczne

Ż y ją ce

T e m p e ra tu ra W o d a Ś w iatło A tm o sfera

W łasności fizyczne i chem iczne

gleb.

Sym bioza, kom ensa- lizm , paso- rz y tn ic tw o

C zynniki, w y w ie ra ją c e w pływ n a wiel­

kich p rze strz e n ia c h , n a z y w a m y geogra- ficznemi; te zaś, które w y w o łu ją j e d y ­ nie różniczkow anie n a k lim a ty m ie js c o ­ w e —topograficznem i.

T e m p e r a tu r a b y n a jm n ie j nie m a ta k w y łączn eg o w p ły w u n a rozmieszczenie klim atów , j a k to daw n iej sądzono. W od a n a to m ia s t p osiad a znaczenie d e c y du jące.

Żaden p rz e ja w życiowy nie j e s t bez niej możliwy; n a d to od niej zależą formy r o ­ ślinności. Np., na północy E u rop y , g r a ­ nica lasów n ie j e s t zależna od obniżenia się t e m p e ra tu ry , lecz od s u c h y ch wia­

tró w zim owych, a n a jw ię k s z e zim n a na św iecie o bserw ow ano n a p rz e s trz e n ia c h zalesio ny ch S y b e ry i wschodniej.

Św iatło w y w ie r a n a roślinność w pływ znaczny, u s tę p u j ą c y ty lk o w pływ o w i wo­

dy. P o s z u k iw a n ia s y s te m a ty c z n e w t y m k ie ru n k u , n a d z w y c z aj su b te ln e , są d o ­ t y c h c z a s bard zo nieliczne (podnieść tu

') Od oikos — dom, mieszkanie..

należy nadzw yczaj in te r e s u ją c e e k s p e ry ­ m e n ty J. W iesnera).

A tm o sfera wchodzi w rac h u b ę , ja k o środowisko mniej lub więcej przezro czy ­ ste, oraz z powodu wiatrów; m a ona ważne znaczenie topograficzne.

T akie samo znaczenie, przew ażn ie t o ­ pograficzne, posiada ziemia. Z p u n k t u w idzenia chem icznego np., n ie k tó r e g a ­ tunki p ochłaniają wapń w ilościach n a d ­ m iernych i je ś li s u b s ta n c y i tej w rośli­

nie j e s t dużo, przeszkadza to a b s o rb o w a ­ niu przez roślinę ilości potasu, n iez b ę d ­ nej do należy tego fu n kcyo n ow an ia o r g a ­ nizmu. W k r a ja c h południow ych, s u ­ chych, ciecze w ziemi się z n a jd ujące do ­ sta r c z a ją korzeniom mało w apnia; d late ­ go też t a k i k a s z ta n np. w k r a j a c h ś ró d ­ ziem nom orskich w czasie zw y kły m nie zawiera ilości n a d m ie rn y c h wapnia; ten o s ta tn i d a je m u się we z n a k i tylk o w ciągu l a t a wilgotnego.

Środowisko biologiczne skła da się z dro­

bnoustrojów , z n a jd u ją c y c h się w w a r­

s tw a c h p o w ierzch nio w y ch ziemi, głównie w próchnicy.

Geografia rolnicza zależna j e s t przede- w s z y s tk ie m od roślinności, z k onieczno­

ści podw ładnej . k lim ato m . Koppen był pierw szym , k tó ry w 1901 r., w y k r y ł za­

leżności ogólne, wiążące k lim a t, ro ślin ­ ność i urodzajność ziemi. Ale a u to r te n zaniedbał uw zględn ić w pływ a ta w iz m u w roślinności dzisiejszej. Należy z a te m udzielić m ie jsc a paleobotanice.

P rzed k ońcem o k re s u kred ow ego k li­

m a t z w ro tn ik o w y i ro ślin no ść tro p ik a ln a panow ały je d n o s ta jn ie n a pow ierzchni ziemi. Dopiero z końcem tego okresu klim at, j a k się zdaje, zaczyna się różni­

cować; ty p y roślinne, koniecznie w y m a ­ gające k lim a tu zwrotnikowego, stopniowo się u suw ały z sąsiedztwra z b ie g u n e m i cofały się n a południe; bez t r u d u prze­

śledzić m ożna przez cały czas e r y t r z e ­ ciorzędowej to cofanie się ow ych typów z północy na południe.

Roślinność e o ceńską E u r o p y zachodniej cechował jeszcze c h a r a k te r z w ro tn ik o w y i trz e b a dziś zbliżyć się o 20° do ró w n i­

ka, a b y spo tkać się z roślinnością analo­

giczną.

(8)

600 W S Z E C H Ś W I A T

W ciągu oligocenu dzisiejsze w y b r z e ­ ża B a łty k u obfitowały jeszcze w palm y.

Poczem zimy, j a k się zdaje, s ta ł y się ła ­ godne, a lata dżdżyste, dąb, k a s z ta n , la­

torośl w in n a u k a z u je się w m om encie, k t ó r y traci s top n io w o t y p y z w r o tn i­

kowe.

W pliocenie cofanie o d b y w a się w dal­

sz y m ciągu. C h a m a e ro p s h u m ilis j e s t j e d y n ą palmą, j a k a u c h o w a ła się w Pro- w aneyi. F lo ra E u r o p y i w s z y stk o p r z e ­ m aw ia za tem , że u tw o rz e n ie n a p o c z ą t­

k u pliocenu m orza Ś ró d z ie m n eg o j e s t g łó w n ą p r zy c z y n ą w z g lę d n ego u b ó s tw a dzisiejszego naszej flory.

J e ś li nie z n a m y przeszłości, j e s t rzeczą zupełnie niem ożliwą zrozum ieć dok ład nie s to s u n k i obecne roślin do k lim atu . Z a ­ tem paleobo tan ika j e s t j a k b y w stę p e m n ie z b ę d n y m do s tu d y ó w w dziedzinie geografii botanicznej. Rzecz polega m ia ­ nowicie n a tem , że ty p y roślinne, j a k i e o trz y m aliś m y w sp uściźn ie po u b ieg łych o k res a c h geologicznych, s tra c iły w w ię k ­ szości w y p a d k ó w zdolność p r z y s to s o w y ­ w ania się do środ o w isk a. P u n k t e m sła ­ bym sły nn ej ro zp ra w y K oppena o k lasy - fikacyi k lim a tó w (1901 r.) j e s t w łaśn ie z a pom inanie o p rzeszło ści roślinności.

Od tego czasu f ala n g a fyto g eo grafó w usiłu je sfo rm ułow ać praw a, rz ą d z ą c e roz­

m ieszczeniem roślin alpejskich, oraz w y ­ k r y ć pochodzenie g a tu n k ó w e n d e m ic z ­ nych.

Rasy ludzkie są rów nież zależne od ziem i-gleby, na k tó re j żyją, oraz od k li­

m atu , k tó ry j e otacza. U m ieć o d c z y ty ­ w a ć i analizow ać k r a jo b r a z ro ślin n y to znaczy potrafić w y k re ś lić w ogól­

n y c h z a ry s a c h możliwość rozw oju r o l ­ n ic tw a i możliwość rozw o ju ludzkości.

Rośliny, dziko ro snące, d o s ta r c z a ją w s k a ­ zówek p o z y ty w n y c h co do w y b o r u g a ­ tu n k ó w do h odow ania w d a n y m kraju.

P rz e m y s ł r y b n y nawret j e s t ściśle z w ią ­ za n y za p o śre d n ic tw em p l a n k t o n u z roz­

mieszczeniem geo g raficznem roślin.

T y m sposobem fytogeografia również się p rzy c z y n i do z w ię k sz e n ia w y d a jn o ś c i ziem i pod w zględ em p r o d u k tó w e k o n o ­

m ic z n y ch i zw ierzęcych, a z a te m r ó w ­ nież — do zw iększenia w yd ajn o ści ludzi.

L. H.

(L a G eographie X V II, JMa 2).

E D W IN G . C O N K L 1 N .

T E O R Y A M U T A C Y J N A E W O L U - C Y I O R G A N I C Z N E J

T e o ry a mutacyjna ze stan o w iska cytologii.

Teorya m u ta c y jn a opiera się na poję­

ciu, że m u ta c y e są p ierw otnie zawiązko-

! we, t. j. że po w s ta ją w ele m enta c h płcio­

wych je d n e j lub o b u dw u płci, aby n a ­ stę p n ie u jaw n ić się w organizmie do jrza­

łym. W prze c iw sta w ie n iu do in n y c h teo- ryj ew olucyjnych, k tó re z a jm u ją się głó­

wnie zm ianam i s t r u k t u r dojrzałych, teo ­ ry a m u ta c y jn a in te r e s u je się przedew szy- stk ie m z m ia n am i zachodzącem i w k o ­ m ó rk a c h płciowych, a stą d znajdu je się w śc isłym zw iązku z n a u k ą o komórce, t. j. cytologią. De Vries mówi, że fun­

d a m e n ty teoryi m u ta c y jn e j oparł n a swej nauce o pang enezie środkom órkow ej. P o ­ dobnie j a k D arwin, Galton, W eism an n i w ielu inn ych , de Vries przyznaje, że te o r y a ewofucyi j e s t w g ru n cie rzeczy z a gad nie nie m o dziedziczności i wraz z Osbornem sądzi, że „kiedy rozw iążemy teoryę dziedziczności, tak, a b y zostały w y tłum aczo ne zjaw isk a dziedziczenia, t e ­ orya ew olucyi stan ie się sam a przez się rzeczą przeszłości'1.

Zdaje się być rzeczą łatw o zrozumiałą, że ewolucya zw ie rz ą t i roślin m usi się odbyw ać ró w n orzęd n ie z ewolucyą ko­

m órek rozrodczych i że zasadnicze za­

gadnienie ewolucyi polega nie na tem, j a k p rzebieg ają m odyfikacye u z w ie rz ą t

| dorosłych, ale n a tem j a k one p ow stają

| w k om órkach rozrodczych. D otychcza­

sowe teo ry e ew olucyi n a to m ia s t z m ałe­

mi w y ją tk a m i z ajm ow ały się tylko zmia-

J) S cience, tom 21.

(9)

No 38

W SZECHŚW IAT

601

nami form dojrzałych, nie z w racając u w a g i na zm iany w ja j u , sperm ie lub zarodku. T eo ry a m u ta c y jn a j e s t więc te o ry ą ewrolucyi o rg an iz m u d rog ą ew o ­ lucyi ko m órek zarodkow ych, opiera się ted y p rz e d e w sz y stk ie m na zjaw iskach cytologicznych.

P ie rw sz y z arzu t, czyniony tej teoryi, opiera się na ogólnej opinii, że kom órki rozrodcze są z bu d ow an e „z jed n olite j nie- zróżnicowanej p laz m y “ i nie zaw ierają specyaln y ch elem entó w m orfologicznych, n a k tó re b y działały siły ewolucyjne. J e ­ dnakże pogląd te n nie j e s t po p a rty ani przez obserw acyę, ani przez w ynik i osta­

tnich doświadczeń. W iem y, że kom órk a j e s t daleko bardziej skom plikow ana, niż to przyjm o w ano przed k ilk o m a laty, i nie m a m y powodu przypuszczać, aby w sz y s tk ie je j sk ła d n ik i morfologiczne b yły znane. F a k t, że odłamki jajow e m ogą w p ew n ych w a r u n k a c h w ytw o rzy ć całe zarodki, niekoniecznie dowodzi tego co zw ykle p rzy jm u ją , że ja je j e s t nie- wyróżnicow ane.

W y c ze rp u ją c e s tu d y a , dokonane nad b udo w ą j ą d r a , w y k a z a ły zupełnie nieo­

czekiwanie w y s o k ą o rg anizacyę tej czę­

ści kom órki. Było rzeczą dawno w ia d o ­ mą, że liczba pętli c h ro m a ty n o w y c h , t. j.

chrom osom ów j e s t s ta ła dla w szy stkich kom órek danego g a tu n k u z w y jątkiem o s ta tn ic h sta dy ó w rozwojowych kom órek rozrodczych, gdzie liczba chromosomów w ynosi połowę liczby normalnej; przez połączenie j ą d e r p lem n ik a i j a j a liczba n o rm a ln a zostaje przyw rócona. V an Be- neden, Boveri, H e rtw ig i inni wykazali w sposób n a jb a rd zie j p rzekonyw ający, że chrom osom y są głów nem podłożem m a te ry a ln em podczas przenoszenia dzie­

dzicznego a Boveri niedaw no zwrócił u w a g ę n a fakt, że poszczególne c hrom o­

somy różnią się m iędzy sobą w łaściw o­

ściami, k tó re w sobie u k ry w a ją . Zgodnie z tem M on tgo m ery odkrył, że re d u k c y a ilości chrom osom ów w kom órkach płcio­

w yc h polega na łączen iu się chrom oso­

mów param i, przyczem przytoczył dowo­

dy, na k tó ry c h zasadzie można p rzy p u sz ­ czać, że jed e n człon tej p a ry pochodzi od ojca, d r u g i n a to m ia s t od m atk i. Ten

wniosek został p o p a rty i rozszerzony przez Suttona, któ ry również j a k i inni podniósł ten ważny fakt, że w podzia­

łach, pro w adzących do w y tw o rz e n ia doj­

rzałego j a j a czy plemnika, ty lk o jed e n chromosom z każdej p a r y wchodzi do każdej k om órki płciowej dojrzałej. Ta odziedziczona czystość poszczególnych chrom osomów w kom órkach płciowych m a swój w yraz w czystości cech rodzi­

cielskich w dośw iadczeniach Mendla. N a­

tom iast kom binacye cech w p rzyp adk u krzyżow ania w y n ik a ją z dowolnych po­

łączeń chromosomów' w p a ry podczas za­

płodnienia. To zadziw iające odkrycie istnienia organizacyi w jąd rz e w skazuje, że komórki płciowre nie są żadną m iarą proste i niezróżnicowane, j a k to często u trzy m ują, że raczej z a w iera ją liczne e lem enty morfologiczne, z któ ry c h k a ­ żdy ma sp ecyalne znaczenie w spraw ie p rzenoszenia dziedziczności. Nasuw a się zarazem myśl, że zmiany w ty ch elem en­

tach, w ja k ik o lw ie k sposób spowodow a­

ne, są praw dziw ą p rzyczyn ą ewolucyi.

Praw ie we w sz y stk ic h daw niejszych badaniach dośw iadczalnych sp o ty k a m y się z wnioskiem, że s u b s ta n c y a kom ór­

kowa j e s t izotropiczna i niezróżnicowa- na. N a to m ia st liczne spo strzeżenia póź­

niejsze wykazały w cytoplazm ie jajow ej wielu z w ie rz ą t w y ra ź n e ułożenie w kilka w arstw , przyczem s u b s ta n c y a ty ch w a rstw w toku rozwoju m a dawać początek o r­

ganom lub częściom zarodka. J e s t rze­

czą obecnie znaną, że w j a j a c h znacznej liczby zwierząt, należących do różnych typów, w szystkie osi i p łaszczyzny sy- m etryi przyszłego osobnika są ju ż zazna­

czone w niepodzielonem jaju. U n iek tó ­ ry ch pierścienic, mięczaków, jeżowców i żachw (ascidia) okazało się, że n a w e t m a te ry a ł na poszczególne tk a n k i założo­

ny j e s t w ja ju , które jeszcze nie uległo brózdkow aniu. U n iek tó ry ch żachw, zna­

lazłem w s ta d y u m 2 blastom eronów za­

łożone, j a k o w y bitn ie różne, su bsta n c y e , m ające dać mięśnie, ento de rm ę , ektoder- mę, s y s te m nerw ow y i s tr u n ę grzbietow ą.

Te dane wrsk azują, że w n ie k tó ry c h g r u ­

pach zw ierząt istn ieje p ew nego rodzaju

morfologia jaja, że więc w cytoplazm ie

(10)

602

W S Z E C H Ś W IA T

38

są e le m e n ty morfologiczne, na k tó re m o ­ g ą działać siły ewolucyjne.

J e s t rzeczą pierw szorzędnej w agi z b a ­ danie, czy je d y n ie ją d r o z aw iera m ate- ryal odziedziczony z j e d n e j g e n e ra c y i na d ru g ą, czy też p e w n e w łaściwości, jak: s y m e try a , b ieg u n o w o ść i lokaliza- cya o rganów nie mogą mieć sied liska w c ytoplazm ie ja ja . J a k n a tera z, p rz e d ­ wcześnie byłoby op ow iadać się za tem, ale wszelkie da n e z d a ją się w skazy w ać, że j ą d r o j e s t g łó w n y m p rze n o ś n ik ie m cech dziedzicznych. N a w e t w p r z y p a d ­ ka c h ta k ic h j a k u żachw , gdzie cyto- p lazm a j e s t ta k w ysoko zróżnicow ana, te n w n io sek zdaje się po tw ierd z ać . T rz y zasadnicze rodzaje p ro to p la zm y j a j k a żachw prze d b ró z d k o w a n ie m są to: ekto- plazma, k t ó r a d a e k to d e rm ę , m esoplazm u m a te ry a ł na przyszłą m esod erm ę, i ento- plazma, z k tórej się wy tw o rzy en to d e rm a . Każda z t y c h trz e c h s u b s ta n c y j z aw iera cząstki pochodzące z j ą d r a jaja : ekto- plazm a o trz y m u je je z j ą d r a n a po c z ąt­

k u pierw szego p o d z ia łu w o k resie do j­

rzew an ia, dwie in n e z j ą d r a we wcze- snem s ta d y u m o w ogenezy W k aż d y m okresie podziału, znaczn a ilość chrom a- ty n y d o sta je się do cyto p lazm y i, j a k udało mi się wyśledzić w ja ja c h m ię c z a ­ ków i żachw, s u b s ta n c y a ta u k ła d a się W j a j u w ro zm a ity c h w a r s tw a c h i daje p o czątek s u b s ta n c y o m tw ó rcz y m z a ro d ­ ka. F a k t ten popiera de Y r ie s o w s k ą hy- potezę p a n g e n ez y śród kom órkow ej; w s k a ­ zuje on, że chociaż n a w e t p ew n e ogólne zróżnicow ania j a k biegunow ość, s y m e ­ t r y a i lokalizacya, m o g ą być przenoszo­

ne przez cytoplazm ę, to j e d n a k m e c h a ­ nizm te n z n a jd u je się pod k o n tro lą j ą d r a i ty m sposobem zostaje s h a rm o n iz o w a n y fa k t organ izacy i c y toplazm icznej z te- o ry ą dziedziczenia przez jąd ro .

Znaleźliśm y więc, że k o m ó rk a płciow a nie j e s t b y najm niej p r o sta , n a w e t jeżeli będziem y rozp a try w a li j e d y n i e widoczne s t r u k t u r y k om ó rk i i że je j o rg a n iz a c y a j e s t dość s k o m p lik o w a n a n a to, a b y w y ­ w ie ra ć w p ływ d e te r m i n u ją c y n a rozwój i ewolucyę. P o d o b ie ń s tw a w c h a r a k t e ­ rze i lokalizacyi s u b s ta n c y j ja jo w y c h są p ierw sz ą p r z y c z y n ą wszelkiego podobień-

! s tw a i homologii, któ re z jaw iają się w

| to k u rozwoju. Zm iany w tej o r g an iz a ­ cyi zawiązkow ej (germ inalnej), niezależ­

nie od tego, w j a k i sposób pow stały, są praw dopodobnie bezpośredniem i p rz y c z y ­ nam i ewolucyi.

Je ż e li z a s ta n a w ia m y się nad tem, j a k pow stają te zm ian y w komórce płciowej i które z tych zmian w yw o łują m u ta c y e o rg aniz m u dojrzałego, to opuszczamy dzie­

dzinę faktó w i przenosim y się n a obsza­

r y hypotezy , gdyż rzad ko ty lko były o bserw ow an e m u tacy e zaw iązko we. Tem nie mniej j e d n a k dość ju ż wiemy o o r­

g anizacyi kom órek płciowych, a b y ośm ie­

lać się w y s n u w a ć pew ne w nioski d o t y ­ czące m u ta c y j środkom órkow ych.

Teorya dziedziczenia jąd ro w e g o opiera się n a zm ianach w budowie, liczbie i roz­

m ieszczeniu chrom osomów lub ich s k ła ­ dników, sta n o w ią c y c h pierw szą p r z y c z y ­ nę m utacyi. F a k t, że prawo Mendla dziedziczenia podczas krzyżow ania sp o ­ t y k a się z praw e m rozmieszczenia c h ro ­ mosomów podczas do jrzew ania i zapłod­

nienia ja j k a , w sk azu je, że w tem przy- I p a dkow e m ułożeniu chrom osom ów m am y głów ną zasa d ę praw a dziedziczenia cech m ieszanych, j a k to ju ż w skazał W ilson, S utto n, Cannon i inni. J e s t więc rzeczą

! słu sz n ą przyjąć,’ że w tem ułożeniu przy- p a dk ow e m chrom osomów m am y n a jw a ż ­ niejszą przyczynę zmienności in d y w id u ­ alnych.

J e s t rzeczą znaną, że n ieu ja w n ian ie pew nych cech nie św iad czy jeszcze ko­

niecznie o ich zupełnem zniknięciu; w ie ­ le w łaściw ości dziedzicznych pozostaje u k r y ty c h w p rzeciąg u kilk u g eneracy j, a b y w g e n e ra c y a c h n a s tę p n y c h u jaw nić się j a k o c h a r a k te r y w ybitne. W ty ch p r z y p a d k a c h j e s t rze c z ą praw dopodobną, że podłoże m a te ry a ln e ty c h właściwości pozostaje również w u k ry ciu, chociaż nie m ożem y zupełnie orzec, co stanow i sta n n ie c z y n n y w p rze c iw s ta w ie n iu do sta n u c zy nn ego chrom osomów.

S to s u n k o w a mało w iem y, j a k i e czyn­

niki o kreślają liczbę chrom osomów i j a ­

kie są w yniki różnej ich ilości u org a ­

nizm ów dojrzałych. Na po dstaw ie s w o ­

ich b a d a ń nad półskrzyd łem i (Hemiptera)

(11)

M 38

W SZEC HŚW IAT

603

M ontgom ery dochodzi do wniosku, że u t y c h z w ie rz ą t pew ne chrom osom y ule­

g a ją d e g e n era cy i i zanikowi. W ty m w y p a d k u te cechy dziedziczne, k tó re one p rze d staw ia ły , z a nikają również, co s t a ­ nowi, w e d łu g term inologii de Yriesa, w y ­ p ad ek „m utacyi r e g r e s y w n e j “. W i n ­ n ych razach n a to m ia s t widać u pe w n y c h ga tu n k ó w w s to s u n k u do in n y c h p rzy­

rost ilości chromosomów; chociaż n iew ia ­ domo dotąd, czy p rz y ro s t te n pow staje d ro gą podziału pojedy nczych chrom oso­

mów, czy też przez p o w s ta w a n ie nowych d ro gą n ien o rm aln e g o podziału, czy wre­

szcie przez krzyżow anie. O dstęp stw a od zwykłej ilości i podziału chrom osomów wr k rzyżow aniu są zdarzeniem częstem, j a k to w y k a z a ł Ju e l, Guyer, Cannon. Ze w zrostem liczby chromosomów, czy też je d n o s te k j e sk ła d a jąc y c h , p raw dopodo­

bnie w z r a s ta su m a cech dziedzicznych, co w ję z y k u de V riesa stan o w i „muta- cyę p ro g re s y w n ą " . Nic nie w sk azu je ani pozw ala przypuszczać, że nowe e le m en ty c h ro m a ty n o w e w ją d rz e p o w sta ją z cy- toplazmy, lub te m m niej, że p o w sta ją de novo. Te nowe e le m en ty m ogą p o ­ w s ta w a ć d ro g ą n ow ych kom binacyj e le ­ m entó w istn iejących , czy to, j a k p r z y j­

muje de Yries, przez w ym ian ę czynną cząsteczek m a te ry a ln y c h chrom osom u o j­

ca z tak iem iż c ząsteczk am i z chrom oso­

mu m atki, lub, j a k chce Haecker, przez krzyżow anie części chrom osomów dziad­

ka lub przez niepraw idłow e mitozy.

G uyer w y kazał, że w razie k r zy ż o w a ­ nia podział chrom osom ów może być czę­

sto lub stałe n i e r e g u la r n y i przypuszcza, że takie n ie re g u la rn e m itozy mogą d o d a ­ wać lub u su w a ć pew ne skła d n ik i chro­

mosomów, co stan o w i podstaw ę mutacyi.

Te w ypadki, są je d n a k h y p o tety c zn e i, j a k dotąd, m u sim y się zgodzić n a to, że nie wiemy, j a k ą d ro g ą p o w s ta ją m utacye i j a k się u ja w n ia ją w chro m atyn ie.

Co dotyczę cytoplazmy, to p rzy to c zy ­ łem dowody, które pozwralają p rz y p u s z ­ czać, że z n a jd u ją się wśród niej cząstki, pochodzące z ją d r a ; cała więc kom órka z na jduje się pod k o n tro lą jąd ra . Orga- n iza c y a cytoplazm y ujawmia się głównie w biegunowości, s y m e try i i lokalizacyi

s ubstancyj różnorodnych. Są pew ne fa­

kty, pozwalające przypuszczać, że wiele zwierząt dwubocznie sy m e try c z n y c h po­

siada już w niepodzielonem j a j u założo­

ną dwuboczność i biegunowość; jed nakże sam typ lokalizacyi zaw iązków organów j e s t różny u różnych grup; to znaczy, że lokalizacya ja jo w a w ja ja c h żebropła- wów (Ctenophora), nicieni (Nemertini), szkarłup ni (Echinoderm ata), pierścienic (Annelida), mięczaków (Mollusca) i żachw (Ascidia) j e s t różna i ty p ow a dla każdej g r u p y i, z w y ją tk ie m pierścienic i mię­

czaków, mało j e s t cech podobnych w lo­

kalizacyi cząstek protoplazm y jajowej.

Pomimo tego je d n a k można przypusz- : czać, że n iektóre z ty ch typów pow stały z innych; w rzeczywistości, te przem iany mogą łatwiej zachodzić w j a j u niż w o r ­ ganizmie dojrzałym .

Pomimo tru dn ości w idocznych i cza­

sem niepokonanych, zoologowie nie za­

wahali się przed w ykazaniem , w jaki sposób j e d n a forma dojrzała powstała ' z innej również dojrzałej P o w sta ły tym sposobem hypotezy co do pochodzenia kręgow ców od szkarłupni, jam ochłonów , nicieni, pierścienic i w każdy m p rz y p a d ­ ku, zapomocą zdum ie w a ją c y c h transfor- macyj, d e gen eracyj i prze k sz ta łce ń z for­

my dojrzałej zwierzęcia bezkręgowego miał się tw orzyć organizm doskonały kręgow ca, w y kształcony w każdym kio- runkn, podobnie j a k M inerwa wyszła do­

skonale u tw orzona z mózgu Jowisza. W e w sz y stk ic h tych s p eku lacy ach przypadek zajm uje t a k w y bitne miejsce, a fak ty są tak rzadkie, że p rz e s ta je nas dziwić, iż cały „business fllogonetyczny* s tra c ił na opinii. Tem nie mniej je d n a k idea ewo­

lucyi zmusza nas do przyjęcia mniej lub więcej odległych związków między wszy- stk ie m i rodam i i do twierdzenia, że j e ­ den ród wyszedł z drugiego, d ro g ą pro­

cesów n a tu ra ln y c h .

Nie s ta r a ją c się bronić żadnej ze wspo­

m nianych hypotez, chcę tu tylko w s k a ­ zać, że najd robniejsze zmiany w organi- zacyi elem entów płciowych m ogą prze­

mienić j e d e n typ wr drugi.

Cechą c h a ra k te r y s ty c z n ą teo ry i m uta-

i cyjn ych j e s t p rzy jm o w anie właściwości

(12)

604

W S Z E C H Ś W IA T

A^o 83

i cech zasadniczych, u ja w n ia ją c y c h się w ró ż n y c h okolicach ciała o s o b n ik a d o j­

rzałego, np. obecność lub b r a k włosów, lub u b arw ien ia; je ż e li p r z y jm ie m y nm - tac y ę zawiązkow ą, łatw o n am w y t ł u m a ­ czyć najróżnorodniejsze z m ia n y u o sobni­

k a dojrzałego. S to s u n k o w o n iezn aczne zm ia n y w elem encie płciowym , k tó re p o w s ta ły w ja k ik o lw ie k sposób, m ogą prow adzić do g łębo k ich i różnorodnych zm ian u z a ro d k a i form y dojrzałej.

•Tedną z g łó w n y c h tru d n o ś c i w y t ł u m a ­ czenia na p o d s ta w ie teo ry i e w o lu c y jn e j pochodzenia ró żn y ch rodów od siebie było w y ja śn ie n ie n ierów n eg o u s to s u n k o ­ w a n ia odpowiednich części s k ład ow y ch i organów. T ru dności te n a jła tw ie j spo- strz e dz w teoryi, s ta r a ją c e j się w y p ro ­ wadzić zw ierzęta k rę g o w e od pierścienic lub z innego ty p u b e z k rę g o w y c h . Jeżeli e w o luc ya o d b y w a się d ro g ą tra n s fo r m a - cyi elem entów płciowych raczej niż dro­

g ą zm ian, z a ch o d z ą c y ch u oso b n ik a doj­

rzałego, nie tru d n ie j w y tłu m a c z y ć z m ia ­ nę w um iejsco w ien iu od p ow iednich czę­

ści j a k ich różne właściw ości. P rz e m ia n y w sto s u n k o w e m położeniu ró żn y ch czę­

ści, k tó ry c h nie m ożem y sobie w y o b r a ­ zić, a b y zachodziły u osobników d o jrz ą łych, mogą. z ła tw o ś c ią o d b y w a ć się w j a j u niepodzielonem , j a k to łatw o w y k a ­ zać w p rzyp ad ku s y m e t r y i odw ro tn ej.

P o w s ta je więc zagadn ien ie, czy k ilk a n a ­ głych z a b u rz e ń w organ izacyi ele m en ­ tów płciowych nie m ogłoby być p o d s ta ­ w ą do p o w s ta w a n ia n o w y c h typów.

T łu m a c z y ła J. M.

!

O P Ę C H E R Z Y K A C H B A K T E R Y J ­ N Y C H ( B A K T E R Y O C Y S T A C H ) 1)

H. M uller T hurgau, d yrektor szkoły i sta- cy i doświadczalnej ogrodniczej w W iidens- weil nad jeziorem ziirichskiem w Szw ajcaryi, ! ogłosił przed paroma m iesiącam i rozprawę

') H . M uller T h u rg a u . „ B a k te rie n b la se n (Bak- te rio c y s te n )“. C entralbl. f. B a k te rio lo g ie und P a ra site n k u n d e , cz. I I, 1908.

bakteryologicznę, której wyniki niepozbawio- ne są interesu o^ólno-przyrodniczego. Może więc krótki referat niniejszy zaciekawi i czytelnika Wszechświata.

B ak terye, jak wiadomo pow szechnie, na­

leżą do organizm ów m orfologicznie najprost­

szych: komórki pojedyńcze lub w luźnym pom iędzy sobą zostające zw iązku, k tórego krańcow ym wyrazem jest t. zw. zoogloea—

oto w szystk o, co d otych czas o naturalnym ich układzie wiedziano. N iem a tu m ow y naturalnie o grupie m yksobakteryj, które pod wielom a względam i odrębne zajmują stanow isko. Oo zaś do rozm aitych form

„kolonij“ bakteryjnych na pożyw kach sta ­ ły ch , to mają one tylko znaczenie dyagno- sty c z n e i w opisie morfologii danego orga­

nizm u nie m ogą być brano pod u w agę, jako skupienia, w k tórych komórki osobne nie pozostają pom iędzy sobą w zw iązku orga­

nicznym , lecz tylk o przypadkow ym .

Okazuje się jednak, że znane d otych czas u k ład y nie wyczerpują jeszcze w szystkich ugrupow ań naturalnych. W łaśnie Miiller- T hurgau odkryw a u niektórych gatunków nową formę ugrupow ania w postaci p ę c h e ­ rzyków (cyst); oo zaś najważniejsza, są to układy m orfologicznie w yższe od zw y k ły ch skupień b ezk ształtn ych , ja s ie znajdujem y w zoogloeach. P ęcherzyki te albo baniecz- ki, w które łączą się bakterye Thurgaua (B acterium m annitopoeum , B act. gracile, M icrocoeeus cystiopoeus), otoczone są błonką j-dnorodną elastyczną i przenikliwą, zu p eł­

nie na podobieństw o zw ykłej błony komór­

kow ej. Pod względem chem icznym stw ier­

dzono, że błonka ta nie daje reakcyj celu ­ lo z y — nie rozpuszcza się w roztworze am o­

niakalnym tlen k u m iedziow ego i nie barwi się od jodu z jodkiem potasu w obecności kw asu siarkow ego. Zachowanie się jej w św ietle spolaryzow anem je st takie samo, jak błony komórkowej roślin w yższych — obie są izotropow e.

Tworzenie się ow ych błonek zauważono u w ym ienionych gatu n k ów podczas ich roz­

w oju w sokach ow ocow ych. Głównym w a­

runkiem ich pow staw ania, podług przypusz­

czenia autora, je st pewna zawartość garbni­

ka w podłożu. Garbnik to prawdopodobnie powoduje pierw otne u stalenie się błonki osa­

dowej na granicy zetknięcia się z białkowa­

tą w ydzieliną bakteryj. P ow staw anie tej błony M. T. tłu m aczy sobie w następujący sposób: substancya, w iążąca pojedyńcze bak­

te r y e pom iędzy sobą i otaczająca całą zoo- gloeę, jest ciałem koloidalnem; na granicy pom iędzy niem a otaczającym sokiem o w o ­ cow ym pow stają napięcia pow ierzchniow e, pow odujące dalsze nagromadzenia koloidu, k tó r y w reszcie skupia się w postaci błonki

(13)

M 38

W SZ E C H ŚW IA T

605

koloidalnej. Garbnik, przenikając tę błonkę, czyni ją nierozpuszczalną i trwałą.

Okazuje się, że banieczki opisyw ane po­

w iększają się z czasem , rosnąc jak zw ykła zoogloea. W kropli wiszącej nie można te­

go stw ierdzić— tu przeryw a się w szelki dal­

szy rozwój zarówno banieczki, jak i izolowa­

nej zoologloei. A u tor obserwował jednak eałem i m iesiącam i rozwój baniek w butel­

kach z winem ow ocow em i stw ierdził drogą bezpośrednich pom iarów, że wzrost odbywa się zarówno u m łodych baniek, jeszcze pra­

wie całkow icie w yp ełn ion ych w ew nątrz przez bakterye, jak i u starszych , w których sku­

pione w środku bakterye oddzielone są od błonki zew nętrznej w iększą lub mniejszą w arstw ą cieczy.

Form a ty c h pęcherzyków bakteryjnych je st najczęściej praw idłow o-kulista, rzadziej przybierają postać kiszkow atą lub inną. Ich zaw artość w ykazuje reakcyę kwaśną.

Jakież znaczenie mogą m ieć utw ory tego rodzaju dla zam ieszkujących je bakteryj, jaką korzyść ozerpie z nich gatunek? Miil- ler-T hurgau porów nyw a korzyść tę z tą, jaką przedstaw ia zoogloea wogóle: w jednym i w drugim przypadku m amy przed sobą środki ochronne w w alce o b y t z innemi organizmami. W yd zielin y b ę d ą c e - j a k wia­

domo— u organizm ów niższych, jak np. bak­

terye, drożdże i t. p. głów n ym środkiem ochronnym , zabezpieczającym rozwój danego gatu n k u w w alce konkurencyjnej z innemi, działają intensyw niej, g d y osobniki łączą się w skupienia. Połączone w zoogloeę orga­

nizm y są również lepiej zabezpieczone od szkodliw ego w p ływ u groźn ych dla n ich w y ­ dzielin organizm ów obcych. W ytw orzenie się dookoła danej grupy stałej błony o okre­

ślonych w łasnościach d iosm otyczn ych p o tę ­ guje w znacznym stopniu ów w pływ ochron­

ny skupienia. Prócz teg o zarówno zoo­

gloea jak i b ak teryocysta chroni zam knięte w nich osobniki przed w yschnięciem , jeśli rozwój zachodzi na podłożu stałem .

D r. L. Garbowaki.

Korespondencya Wszechświata.

Xantium spinosum.

P o przeczytaniu w korespondencyi W szech ­ św iata (Na 36 r. b.), podanej przez prof.

Br. P aw lew skiego notatki, jakoby X antium spinosum należało do rzadko u nas w y stę ­ pu jących osobliw ości florystyczn ych , spieszę zakom unikować, że podczas sw ych w y c ie ­

czek krajoznawczych, odbyw anych w osta­

tnich latach po L itw ie i Rusi spotykałem się z gatunkiem tym kilkakrotnie.

Z odnotow anyca ściśle m iejscow ości w ska­

zać m ogę szczególniej dwie: na W o ły n iu (pod Równem) i na Podolu. N a ostatniej swej w ybieczce, odbytej z uczniam i szkoły W . W róblew skiego w czerw cu r. b. sp o ty ­ kałem liczne i bardzo obfite zarośla tej ro­

śliny w różnych okolicach Podola: pod B a­

rem, pod Kamieńcem i w ogóle wzdłuż D nie­

stru aż do Mohylowa bardzo pospolicie tak po stronie podolskiej, jak i bessarabskiej.

K azim ierz Kulwieć.

K R O N IK A NAUKOWA.

Promieniowanie nocne. W obec tego, że najnowsze pomiary promieniowania nocnego, nawet te, które dokonyw ane b yły m etodą Angstrom a z pomocą jeg o pyrheliom etru kom pensacyjnego, nie dawały rękojmi zu ­ pełnej ścisłości, Lo Surdo przedsięwziął sze­

reg now ych obserw acyj, d o tyczących tego w ażnego czynnika m eteorologicznego, przy- czem miał do sw ego rozporządzenia akty- nom etr sporządzony przez A ngstrom a, oraz taras In sty tu tu geofizycznego w N eapolu, wzniesiony na 60 m etrów nad poziom mo­

rza, położony w m iejscu zupełnie otwartern.

Pom iarów dokonywano tylk o w takie no- cy, gdy niebo było stale zupełnie w olne od chm ur, co zdarzało się dość rzadko. Gdy niebo było częściow o zachm urzone, otrzy­

m ywano natężenia prom ieniowania zm ienia­

jące się ustaw icznie od chw ili do chw ili w zależności od postaci i rozciągłości chmur naw et w takim razie, gdy chm ury te b yły odległe o kilka kilom etrów . W nocy po­

godne czyniono spostrzeżenia mniej więcej co godzina, przyczem za każdym razem m ie­

rzono także tem peraturę pow ietrza oraz prężność pary wodnej w atm osferze. Ze w sżystk ich obserw acyj, poczynionych latem , roku ub iegłego, wyprowadzono szereg wnio­

sków następujących:

l - o Prom ieniow anie nocne osiągało za­

w sze o godzinie 9-ej w ieczorem wartość, zbliżoną do maximum (w ięcej niż 0,8 tego maximum), jakie w razie nieba stale w olne­

go od chm ur zdarzało się w ciągu całej no­

cy. Tak np. w nocy z 5-ego na 6-y w rze­

śnia natężenie prom ieniowania nocnego w y ­ nosiło już o godzinie 9-ej 0,178 kaloryj gra­

m ow ych na centym etr kw adratow y i minu­

tę, t. j. w ynosiło przeszło 0,9 maximum, zaobserw ow anego podczas całej nocy. Oka-

Cytaty

Powiązane dokumenty

ne zwierzęcia zależą od determinantów , znajdujących się w jeg o pierworodnej komórce i przekazujących się potomstwu po podziale, staje się jasnem , że

kości światła, Gdyby to przypuszczenie okazało się słusznem, to w ten sposób jednolite wytłumaczenie sił przyrody s ta ­ łoby się rzeczą

Możnaby sądzić, że w w arunkach fi- zyologicziych mała ilość śliny unika działania soku żołądkowego, dostaje się do dw unastnicy i tam wobec reakcyi

Za tą jednolitością przemawia również fakt, obserwowany przez Hertwiga u Acti- nosphaerium. Jądra zachowane dzielą się dalej, powstają gam ety, które łączą

2.. Nieprzerwana s u ­ cha pogoda trw a całemi miesiącami bez chmUrki ani obłoczka i gdyby nie obfita rosa nocna, posucha byłaby szkodliwa dla świata

Różnorodność prac jego przejawia się jeszcze bardziej, niż uczynić to może tom niniejszy, jeśli zechce się uwzględnić ba­. dania, których Curie nie ogłosił,

łami poszukującem i pokarmu, które znaczył zapem ocą lepkich kolorow ych proszków. Pszczoły robocze dzielą się na zbierające i szukające. Pszczoła zbierająca

niach ty ch zw ierząt zaprzeczyć nie można, lecz rozwój ich w przewodzie pokarm ow ym nie został d otych czas ustalon y... W ob ec tego