• Nie Znaleziono Wyników

m i 3 0 (1625).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "m i 3 0 (1625)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

CS'

m i 3 0 (1625). W a rs z a w a , dn ia 27 lipca 1913 r.

T o m

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W sz e c h ś w ia ta " i w e w sz y stk ic h k sięg ar- niach w k ra ju i za g ra n ic ą .

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o re m w lo k alu re d a k c y i.

A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A JSft. 37. T elefon u 83-14.

PRENUMERATA „W SZECH ŚW IA TA ".

W Warszawie: ro c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztową ro c z n ie r b . 10, p ó ł r . r b . 5.

T E O R Y A I N J E K C Y I F I Z Y O L O - G I C Z N E J W Ś W I E T L E N O W ­

S Z Y C H B A D A Ń .

P o b u d k ą do s k re ś le n ia n o t a t k i n a s t ę ­ pującej była polem ika, tocząca się obec­

nie od dw u m iesięcy na s z p a lta c h czaso­

p ism a f ra n c u s k ie g o „Com ptes R endus H eb d om adaires de la Societć de Biolo­

gie 1) “ pom iędzy C uenotem , M ercierem i B ru n tze m z je d n e j s tr o n y , a Ancelem i Boninem z drugiej; po lem ik a ta, j a k ­ kolw iek p o w s ta ła n a g r u n c ie zupełnie sp ecyalnym , d o ty cz ą c y m i s to ty i z n acze­

nia pewnej g r u p y k o m ó re k (t. zw. „cel- lules m y o m e tr ia le s “) w m ac icy ciężarnej sam iczk i królika, odrazu j e d n a k przeszła n a z a g ad n ie n ia ogólne o w arto ści m eto d y in je k c y i fizyologicznej, a w z w iązku z naj- now szem i w y n ik a m i b a d a ń fizyko - c h e ­ m ic z n ych w łaściw o ści kom órki, je j błony i sk ła d n ik ó w — m usi w yw ołać z a in te r e s o ­ w anie się ogólno - biologiczne i z tego w zg lęd u zasłu g u je n a ro z p a trz e n ie szcze­

gółowe.

J) <Ns 14, 15, 10, 21 1913 roku.

J a k wiadomo, in je k ć y a fizyologiczna, przeciwnie niż in je k ć y a z w y k ła n aczyń k rw io n o śn y c h lub lim fa ty cz n y c h w celu ich w y k ry c ia i bardziej szczegółowego rozpoznania w śró d in n y c h t k a n e k ciała, polega na w prow a d z e niu do o rganiz m u zwierzęcego s u b s ta n c y j p ły n n y ch , a nie- tru ją c y c h i obojętnych, j a k tusz, karm in a m o niakaln y, in d y g o k a rm in , wezuwina, a liz ary n a i t. d. S u b s ta n c y e te po za- s tr z y k n ię c iu b y w a ją a bsorbow ane nie przez w s z y s tk ie tk a n k i lub o r g a n y d a n e ­ go osobnika, lecz tylk o przez n iek tó re i to zupełnie określone, a zwykle z fu n k ­ cyą w ydzielniczą związane. T a k więc, wydzielanie ty c h sztucznie w p ro w adzo ­ n y c h s u b s ta n c y j, s k u tk ie m ich barw y, s p e c y a ln y c h w łaściwości chem icznych i łatw o dającej się w y k ry ć , a tylko od no rm alnie d z ia łają c y ch sił organizm u z a ­ leżnej w ędrów k i w śró d tk a n e k n a s trz y - lcanego zwierzęcia, może w s k a z y w a ć p r o ­ cesy fizyologiczne tegoż rodzaju (w d a ­ nym razie proces w ydzielania) w sta n ie n o rm alnym i n a tu ra ln y m .

H istorya b a d a ń zapom ocą m etod y i n ­

j e k c y i fizyologicznej tem b a rd z iej z a s łu ­

g u je n a specyaln ą w zm iankę, że o d k ry ­

cie jej i w p row adzenie w użycie ogól­

(2)

466 W SZ E C H S W IA T Ar« 30

no - eu ro p e jsk ie z a w d zięczam y p o lako w i Chrząszczew skiem u; jeszcze w r. 1866 z asto sow ał on z a s tr z y k iw a n ie k a r m i n u a m o n ia k aln e g o do b a d a n ia d ro b n ie jsz y c h c e w e k n e rk o w y c h ; n a s tę p n ie w r ę k u t a ­ k ich badaczów , j a k H eiden h ain , W it ti c h i w ielu i n n y c h m eto d a in je k c y i fizyolo- gicznej d oprow adziła do w y k r y c ia całego s z e re g u zjaw isk w s y s te m ie w ydzielni- c zy m i p rzy c z y n iła się do stw orz e n ia H e id e n h ain o w sk iej te o ry i s e k re c y i w n e r ­ k ach , która, choć t y c h z ja w is k nie w y ­ czerpuje, d o ty c h c z a s jesz c ze u z n a w a n a j e s t za je d y n i e z g o d n ą z rzec z yw isto śc ią . N a stęp n ie k lasy c z n e i w sp a n iałe co do s w y c h r e z u lta tó w b a d a n ia K o w a le w s k ie ­ go w la ta c h 1889 — 1895 p rze n io sły tę m e ­ tod ę do dziedziny be z krę g ow c ó w , gdzie, w r ę k u całego sz ere g u n a s tę p n y c h b a d a ­ czów, przew ażn ie fra n c u s k ic h , u z y s k a ła swój w łaściw y rozwój i znaczenie; s t a n o ­ wi ona obecnie j e d e n z p o w a ż n iejszy c h dorobków now oczesnej, to z n a cz y o s t a t ­ nie d w a dziesięciolecia o b e jm u ją c e j, zoo­

logii d ośw iadczalnej. P rz ec iw n ie, aniżeli m e to d a ściśle m orfologiczna, k t ó r ą p o s łu ­ g iw a ła się aż do r o k u m niej więcej 90 u b iegłe go s tu le c ia np. s z k o ła zoologów n iem ieckich, m e to d a in je k c y i lizyologicz- nej n ie ty lk o pozwroliła b ad a ć o rg an y z w ierzęce pod w z ględem a n a to m ic z n y m i histo lo g ic z n y m zna cz nie lepiej, ale z a ­ razem o k re ś la ła ich fu n k c y e fizyologicz- ne, w y k r y w a ła sp e cy a ln e u g r u p o w a n ia tk a n e k , n ie z a b ija ją c ich, lecz wyprost za życia i w n o rm a ln e j, fizyologicznie cz y n ­ nej pozycyi w śró d o rg an iz m u . W ła ś c i­

wie, zdarzało się często ta k , że dzięki tej m etodzie, ty lk o przez w y k ry c ie lub stw ie rd z en ie p ew nej c zynności fizyolo- gicznej mogło n a s tą p ić poznanie i z b a d a ­ nie b u d o w y a n a to m iczn ej. O rgan wy- d zielniczy u n a s z y c h dżdżownic ( L u m b r i ­ cus sp.) lub w y k r y c ie 8 w y d z ie ln icz y c h c e w e k w członie p o d s ta w o w y m p ierw szej p a r y odnóży u s k o r u p i a k a P a rap o d o p s is sp. m ogą słu ż y ć za j a s k r a w y teg o d o ­ wód.

Je że li więc obecnie A ncel i Bonin w y ­ s tą p ili z o s tr ą k r y t y k ą tej m eto d y, ja k o , w e d ł u g nich , „niczego n ied o w o d zącej", to n ie znaczy to, aby p rzez to m ia ły być

p rz e k re ślo n e w s z y s tk ie zdobycze, przez tę m eto d ę b a dania uz y sk an e , j a k o z r z e ­ c z y w isto śc ią niezgodne. W d a n y m razie chodziło tu, j a k powiedziałem , o p ew n ą g r u p k ę k o m ó re k w m acicy ciężarnej s a ­ m icy królika, o p isany ch p rzez Ancela i Bonina, a k tó r e miały w p ły w a ć przez s w ą s e k re c y ę n a rozwój gruczołów m lecz­

n y c h i n a w e t d e te rm in o w a ć ich n a b rz m ie ­ w anie. Z a s to s o w an a przez C uónota in- j e k c y a k a r m i n u a m o n iak alnego w y k a z a ła zdolność t y c h ko m ó rek do pobierania za- s tr z y k n ię t e g o b a rw n ik a , a przez to— m o ­ g ła sta n o w ić o ich fu n k cy i wydzielniczej, co, rozum ie się, niweczyło ciekaw e w nio ­ s k i o zależności i wpływie ty c h kom órek n a rozwój gruczołów m lecznych. P o le m i­

k a prze sz ła n a k w e s ty e ogólne, d o ty cz ą ­ ce in je k c y i fizyologicznej, w p ro s t ja k o m e to d y badania. W n a u k a c h biologicz­

n ych, a więc w n a u k a c h ścisłych, rozwój w ie d z y — bardziej niż gdzieindziej o d b y ­ wa się o kresow o i j e s t zależny od po ­ w s ta w a n ia n o w y c h metod; i t u więc w o­

bec g ro m a d z e n ia się n ow y ch fak tów i no ­ w y c h sposobów badania, z czasem m u ­ siała n a s tą p ić p e w n a r e w iz y a w niosków poprzednio w yp ro w a d z a n y c h .

I n je k c y a fizyologiczna służy do b a d a ­ n ia ty łk o d w u p rocesów fizyologicznych:

przez k a rm ie n ie d a n y m ba rw nikiem , przez jego dalszy los i w ędrów k ę w śró d k a n a łu p o ka rm ow e go możemy wnioskowrać o p r o ­ cesie tra w ie n ia ; przez z a strzy k iw a n ie b a rw n ik ó w do j a m y ciała i n a stę p n e w y ­ dzielanie w n io s k u je m y o p ro cesach w y ­ dzielania. Ta o s ta tn ia w łaściw ość była p u n k te m w y jśc ia w s z y s tk ic h b adań i w n io ­ sków szkoły fra n c u skie j C u e n o ta i jego uczniów ; udało się mu m ianowicie, j e d y ­ nie n a zasadzie in je k c y i fizyologicznej, w y k a z a ć cały s z ere g org an ó w n o w y c h u ró żn y c h g r u p z w ie rz ą t (Oligochaeta, Mollusca), k tó re p o b iera ły i w y d zielały z a s tr z y k n ię te s u b s ta n c y e , a k tó re poprzed­

nio nie były u w a ż a n e za bezpośrednio zw iązane z sy s te m e m , czy też fu n k c y ą wydzielniczą. Czy więc w szystkie k o ­ m órk i lub tk a n k i, p o b ierające b a rw n ik i z a s tr z y k n ię te , m o g ą być uw ażane za k o ­ m ó rk i w ydzieln icze, t a k zw. „nefrocyty"

lub „ n e fro fa g o c y ty “? To pierw sze p y t a ­

(3)

JSS 30 W SZE C H SW IA T 467

nie Ancela i Bonina, r o z s trz y g a n e przez nich w sposób n e g a ty w n y , zasłu g u je na bardziej szczegółowe roztrząśnięcie. Ne- frocytam i zostały n a z w a n e k om órki, wśród tk a n e k s ta ły c h się z n ajd u jące, a któ re w edłu g C ućnota posiadają zdolność po­

chłan ian ia ciał obcych i w ydzielania ich;

0 ile to są kom ó rki wolne, j a k leu k o c y ­ ty, lub wogóle k o m ó rk i a m eb o w ate, to, prócz zdolności p o c h ła n ian ia ciał obcych, p rzy słu g u je im jeszcze zdolność w ęd ro ­ w ania i p rzedzierania się przez t k a n k i — to znaczy zdolność tra n s p o rto w a n ia ciał obcych: n a z y w a ją się w te d y „nefrofago- cytam i". Czy pochłan ianie barw ników z a s tr z y k n ię ty c h może decy d o w ać o funk- cyi wydzielniczej kom órki? i j a k często t a zdolność w śró d tk a n e k zwierzęcych w y stę p u je ? Że dowodów ścisłych, pozy­

ty w n y c h dla p o tw ierd z en ia swoich w nio ­ sków o istocie kom órek, pobierający ch barw niki, Cuónot i j e g o uczniowie dać nie mogą, to nie ulega żadnej w ą tp liw o ­ ści; z drugiej zaś s tr o n y nie d a ją też d o ­ wodów p rze c iw n y c h i Ancel i Bonin; nie j e s t więc ta k w e s t y a zd e cy d o w a n a i w obecnym s ta n ie w iedzy n iełatw o też m o ­ głaby by ć r o z s trz y g n ię ta . P rz e g lą d a ją c je d n a k k r y ty c z n ie r e z u lta ty in je k c y i fi- zyologicznej, m usim y zauw ażyć, że choć, nietylko je d n e n a rz ą d y w ydzielnicze po ­ siadają zdolność w yd zielan ia cial o b ­ cych, ale te ko m ó rki i tk a n k i, k tó re ta ­ k ą zdolność posiadają, tw o rzą p e w n ą g r u ­ pę, k tó rą zupełnie ściśle d a ło b y się o k r e ­ ślić: z dotychczas d o k o n a n y c h d o św ia d ­ czeń m ożem y w nioskow ać, że tylk o ciał­

k a krw i i ko m ó rk i a m e b o w a te z wolnych e lem entów ciała, a z t k a n e k s ta ły c h t y l ­ ko t k a n k a n a b ło n k o w a i to ty lko j e j dw a rodzaje spe cya lne — a. m ian o w icie na b ło ­ n e k e k s k re to ry c z n y i n a b ło n e k sekreto- ryczny, m a ją zdolność w y d z ie la n ia sub- sta n c y j z a s tr z y k n ię ty c h . O tk a n c e łącz­

nej d oty ch c z a s mało m am y d a n y c h (patrz niżej); t k a n k a n e rw o w a i m ięsn a nie m a ją tej zdolności wcale, a opisane przy p a d k i takiego po b iera n ia w y ja ś n ia ły się z w y ­ kle istn ien ie m dużej ilości leukocytów , przez p o bran e s u b s ta n c y e z a b arw io n y c h 1 barw ę m ięśniom n a d a ją c y c h . T a k więc widzimy, że zdolność w ydzielania ciał ob ­

cy c h fizyologicznie w zupełnie o kreślony sposób j e s t ograniczona przez n a bło n ki e k sk re to ry c z n y i sek re to ry c z n y . Jeżeli więc Ancel i Bonin mogliby mieć racyę, że pobieranie przez kom órki s u b sta n c y j z a strz y k n ię ty c h nie decyduje o ich zdol­

nościach wydzielniczych, to j e d n a k bez­

sprzecznie, że daje pewne w skazów ki co do spraw fizyologicznych, o d b y w a ją cy c h się w e w n ątrz ty c h kom órek. Możnaby powiedzieć, że in je k c y a fizyologiczna zdol­

n a j e s t w y k r y w a ć o rgan y , zw iązane z przem ian ą m a te ry i naogół. Dochodzi­

m y więc tylko do pewnego rozszerzenia tej całej m etody, a wcale nie do r y c z a ł­

towego jej odrzucenia.

N a to m ia st dla definicyi organów w y ­ dzielniczych zastrzy k iw a n ia niezawsze m ogą w y sta rc z y ć .

Czy więc dowody n a t u r y chemicznej, j a k istnienie w ty c h n e fro c ^ to w y ch ko ­

m ó rkach soli am onow y ch i ciał k sa n ty - nowych, może decydow ać o fu n k cy a c h wydzielniczych tych kom órek? To d r u ­ gie p y ta n ie , n a k tó re znowuż Ancel i Bo­

nin odpow iadają n e g a ty w n ie , n a strę cz a j e d n a k pew ne trudn o ści zupełnie te c h n i­

czne; tw ierdzenie, że w szelk a kom órk a ciała zwierzęcego posiada te sole lub cia­

ła k s a n ty n o w e w s ta n ie n o rm a ln y m lub

ja k o p r o d u k ty ro zp a d u ciał białko w aty ch ,

w y daje m i się dość ryzy ko w nem , z d r u ­

giej s tro n y udow odnienie czystości reak-

cyj ch em icznych, przez C u ć n o ta i in n y ch

przeprow adzonych, ze w zględu na n a d ­

zwyczaj drob ne ro zm iary kom ó rek j e s t

rzeczą n iezm iern ie tru d n ą . O ile k w e ­

s ty a dotyczę ty lk o ty c h ta k zw. „serc

skrzelow ych " u m ięczaków (Cephalopo-

da), w k tó ry c h też gromadzi się k a rm in

am o n ia k aln y i analiza chem iczna w y k a ­

zała r e a k c y ę ciał ksan ty n o w y ch , to k w e ­

s ty a ta może być z d e cy dow a na tylko

przez pow tórne badanie; naogół j e d n a k

s tro n a chem iczna in je k c y i j a k d o ty ch c z a s

daje re z u lta ty całkiem z adaw alające i z u ­

pełnie ścisłe. M amy tu do czynienfa z w y ­

krycie m reak cyj chem iczny ch na k w a s y

i zasady w różnych tk a n k a c h wśród ciała

zwierzęcego. O ile u ży w am y do injekcyi

Ciał o b o jętn y c h nierozpuszczonych a t y l ­

ko w n a jd ro b n ie js z y sposób ro z ta rty c h

(4)

468 W S Z E C H S W IA T JM* 30

i ro zm ącon ych, j a k tu sz lub k a rm in z w y ­ czajny, to bezsprzeczn ie m ożem y t u b a ­ dać ty lk o drogę p rze c h o d z e n ia t y c h s u b ­ sta n c y j w ciele zw ierzęcem . T y m c za se m z a strz y k iw a n ie w s z y s tk ic h in n y c h s u b ­ s ta n c y j — ro z p u sz c z o n y ch , j a k k a rm in a m o n ia k a ln y , in d y g o k a r m in , a szczegól­

niej a liz a ry n a i lakm us, przez s tr ą c a n ie się w ś ro d o w isk u k w a ś n e m lub z m ie n ia ­ nie k o lo ru p r z e d s ta w ia m eto d ę w p ro s t n ie p o d le g ają c ą k r y ty c e : łącząc w s k a z ó w ­ k i n a t u r y m orfologicznej, w y k r y w a też i r e a k c y e chem iczne, a przez to może d e c yd o w a ć i o fu n k c y a c h fizyologicznych.

Tem p ięk n ie jsz ą s ta j e się ta m eto da , że w y d zielanie z w y k le b y w a połączone ze ś p e c y a ln ą ele k c y jn o śc ią t k a n e k n a b a rw ­ niki: jeżeli, n a p rz y k ła d , n a s t r z y k a m y do j a m y ciała ja k ie g o k o lw ie k ow ada, a więc do j a m y ciała chrz ą sz cz a , m u ch ó w k i, m o­

tyla, w ażki lu b k a ra c z a n a , m ie sz an in y roztw oró w k a r m i n u a m o n ia k aln e g o i in- d y g o k a rm in u , to zaw sze i w szędzie n a ­ rz ą d y Malpighiego okażą się czerwone, a ciało tłuszczow e i t k a n k a o sierdziow a n iebieskie; o ile p o w tó r z y m y to d o ś w ia d ­ czenie z la k m u s e m , to w n a rz ą d a c h Mal­

p ig h ie g o będzie on w y k a z y w a ł r e a k c y ę k w a ś n ą , w tk a n c e o s ie rd z io w ej— a lk a lic z ­ ną. Są to r e z u l t a t y ta k dalece ścisłe, że n iep o d o b n a im nic z arzucić z p u n k t u w i ­ d zenia chem icznego; może one c o p raw da niezupełnie dow odzą w y łą c zn ie fun k cyj w y d z ie ln icz y c h d a n y c h t k a n e k , ale w k a ­ ż dym razie w y k a z u j ą c zynności w ten lub w i n n y sposób z p r z e m ia n ą m a te ry i związane.

Jeżeli dalej p o d o b ie ń s tw o s t r u k t u r y morfologicznej o p isa n y c h przez C u ć n o ta k o m ó re k n e fro c y to w y c h do k o m ó re k w y ­ dzieln iczy ch n e rk o w y c h nie dowodzi j e s z ­ cze tożsam ości ich f u n k c y i fizyologicznej, j a k Ancel i Bonin słu sz n ie podnoszą, to z d ru g ie j s tr o n y za bard zo p o w a ż n y do­

wód n a k o rzy ść m e to d y i n je k c y i fizyolo­

gicznej m u sz ą być u w a ż a n e n a p o ty k a n e w k o m ó rk a c h n efro c y to w y c h w wielkiej ilości k o n krecy e, z ia r n k a i k r y s z t a ły k w a s u moczowego, g u a n in y , a wogóle ciał k s a n ty n o w y c h i z a sa d p u r y n o w y c h . J a k w iadomo, są to s u b s ta n c y e , k tó re są u w a ż a n e za p r o d u k t y r o z p a d u i s p o t y

k a ją się najczęściej w d rog ach w y d z ie l­

niczych; że p o d o b n e m orfologicznie ciała d a ją się z a u w a ż y ć i w in n y c h ko m ór­

kach, z w y dzielan iem nic n iem a ją c y c h w spólnego, co w s k a z u ją Ancel i Bonin, to w e d łu g m nie nie ś w ia d cz y to wcale p rze c iw k o n a tu rz e w ydzielniczej k o m órek nefrocy tow y ch; w n a jle p s z y m razie Ancel i Bonin popełniają t e n sam błąd, k tó ry za­

rzucali swoim przeciw nikom : u w a ż a ją za dow iedzione to, co m a być dopiero do ­ wiedzione. M usim y b r a ć tę k w e s ty ę w s z e c h stro n n ie i w całości p rz y ta c z a n y c h dowodów: istn ie n ie k o n k re c y j i k r y s z t a ­ łów sam o przez się jesz c ze niczego nie dowodzi, ale jeż e li te sam e kom órki z a ­ razem p o b ie ra ją ciała obce, je ż e li z a ra ­ zem w y c ią g i z ty c h k o m ó re k d ziałają silnie to k sy czn ie na o rg anizm zwierzęcy, do k tó re g o j e w p ro w a d z a m y , jeżeli dalej k r y s z t a ły te o k azu ją się k r y s z ta ła m i p r o ­ d u k tó w dyzasy m ilacy i, jeż e li w p r z y p a d ­ k a c h w y ją tk o w y c h kom órki te m ogą p e ł­

nić rolę z a stę p c z ą n e re k (Cuenot), to w s z y s tk o to ra z e m w zięte św ia d c z y ju ż 0 ich zdolnościach fa g o c y ta rn y c h i w y ­ d z ielniczych.

T a k więc w idzim y, że k r y t y k a Ancela 1 B o nin a w ża d n y m razie nie niw eczy zdobyczy, zapom ocą in je k c y i fizyologicz­

nej o sią g n ię ty c h , ale nie j e s t też d a r e ­ m na: każda te o r y a i każda m etoda, o ile u w a ż a się za j e d y n i e d e c y d u ją c ą w j a ­ k iejś k w e s t y i i tylko je d n ę cechę u w z g lę d ­ nia i z niej w n io s k i w yp ro w ad za, może się s ta ć przez to m y ln ą. Rew izya więc m e to d y i n je k c y i fizyologicznej j e s t n ie ­ zbędna. Możemy też jesz c ze i z innego p u n k t u w idzenia tę m etodę ro zp a trz y ć i na r e z u l t a t y je j p opatrzeć w zw iązku z w y n ik a m i now oczesnej chem ii fizycznej co do w łaściw o ści k o m ó rk i zwierzęcej i je j błony.

O ile w p r o w a d z a m y do j a m y ciała nie

roztw ór, lecz ty lk o z w y k łą m ieszaninę

z a w iesz o n y c h d r o b n iu tk ic h ciał obcych,

to bez w ą tp ie n ia m ożem y m ów ić je d y n i e

o zdolnościach f a g o c y ta r n y c h kom órek,

czy to w olnych, j a k k o m ó rk i am ebow ate,

le u k o c y ty , czy też t k a n e k sta ły c h , j a k

n a b ło n k i lub n a w e t jak tk a n k a łączna

(5)

JYo 30 W SZE C H SW IA T 469

(udało mi się m ianowicie w y k a z a ć *), że t k a n k a łączna je lita w s tę p u ją c eg o u gwia- zdnic (Phascolosom a sp.) zdolna j e s t s a ­ m a przez się do p o c h ła n ia n ia zastrzy- kniętego tu sz u i w y d zielan ia go przez o d b y t n a z ew n ą trz); zdolności te m u sim y objaśniać wyłącznie w m yśl teoryi But- schlego i R um blera, to znaczy przez r ó ­ żnice nap ięcia p ow ierzchniow ego błon kom ó rk o w y ch, przez różnice w p rąd ach w e w n ą trz - zarodziowych, w y w ołujących tw orzenie się w y p u ste k , do pochłaniania niezbędnych.

Co praw da, teo ry e te, s ta r a ją c e się w y ­ jaś n ić r u c h ty lk o n a zasadzie ogólnych p ra w fizycznych, nie w y c z e rp u ją tego zjaw iska całkowicie.

N atom iast, o ile m a m y do czynienia z roztw o ram i s u b s ta n c y j z a strzy k iw a - nych, to k w e s t y ą ta znacznie się k o m ­ plikuje. Prócz rea k c y j chem icznych, k t ó ­ re t u m ogą zachodzić, a k tó re w y w o łują zupełnie przyp adk ow o s t r ą t y wśród t k a ­ nek, w chodzą tu w g rę różne w łaściw o­

ści fizyczne ta k ic h ro ztw o ró w . A więc na jp ie rw k o n c e n tra c y a ; zależnie od jej w ysokości zm ieniają się i w y s tę p u ją z ja ­ w isk a osmotyczne: możliwe, że właśnie d ro g ą en d o sm o ty c zn ą może n a s tą p ić p o ­ branie s u b s ta n c y j z a s tr z y k n ię ty c h . W a ­ żną rolę m usi o d g ry w a ć błona k o m ó rk o ­ w a ,e w e n tu a ln ie sk o n d e n so w a n a z e w n ę tr z ­ na część zarodzi; wiadomo, że należy ona do błon t a k z w. naw pół-p rzep u szczaln y ch.

Czy do w y ja ś n ie n ia z ja w is k osmotycz- n ych t a w półprzepuszczalność błony w y ­ starcza, czy też, j a k to czyni Overton, m usim y w tej błonie p rzypu szczać istn ie ­ nie specyalnie rozp uszczający ch b a rw n ik i s u b s ta n c y j, j a k ciała lipoidalne, a p rz e ­ ważnie le c y t y n y i c h o le s t e r y n y —i czy to zachodzi rów nież i pod czas in je k c y i fi­

z y o lo g ic zn e j,— tym c z ase m jeszcze sądzić trud no. W ka ż d y m razie nawre t właści­

wości chem iczn e z a s t r z y k n i ę ty c h b a rw n i­

ków, zależnie od ich re a k c y i k w a śn e j lub zasadow ej, od ilości tle n u lub w odoru

i t. d., m ogą w pływ ać n a sp ra w ę pobie­

rania. W końcu może tu się odbyw ać zjaw isko adsorbcyi, to znaczy w pływ u stę ż e n ia na napięcie pow ierzchniow e i związane z te m przepuszczanie i w s y ­ sanie su b sta n c y j rozpuszczonych.

Są to dotychczas tylko pojęcia ogólne, przypuszczenia, jeszcze n a fak ta ch nie oparte, ale w k ażdym razie dające k i e ­ r u n e k dalszym badaniom. Jeżeliby n a ­ wet zapomocą tej nowej m eto d y fizycz­

nej, z re sz tą nigdzie jeszcze nie z a sto so ­ wanej, m etoda in je k c y i fizyologicznej z o ­ stała zm odyfikowana, to w żadnym razie nie będzie ona odrzucona; przeciwnie, przez n abycie pod staw fizycznych, ośię- gnie w iększą pewność i do g łęb sz y c h r e ­ z u lta tó w może doprowadzić. S p e c y a ln a elekcyjność t k a n e k na b a rw n ik i pozo sta­

nie zawsze, a przez nią b a danie i w y k r y ­ wanie narząd ów wydzielniczych lub p r z e ­ mianie m a te ry i naogół służących; tylko w yjaśnienia ty ch zjaw isk m ogą się zmie­

niać i pogłębiać.

J a n Wilczyński.

P . P U I S E U X,

astro n o m O b serw ato ry u m pary sk ieg o , członek I n s ty tu tu , prezes T o w a rz y stw a astronom icznego

francuskiego.

B A D A N I A S Ł O Ń C A W R O K U 1 9 1 2 »)•

Jeżeli T ow arzy stw o astron o m iczn e f r a n ­ cuskie, w s tą p iw sz y w d rugie ćw ierćw ie­

cze swego istnienia, chce zachow ać siłę i powab młodości, powinno u trz y m y w a ć w sw y c h członkach zam iłow anie do b a ­ dań b e z stronnych. Ogłaszać, że się p o ­ siada form ułki n iety kalne, winszować sobie re z u lta tó w o siągnięty ch, j e s t to, w n ajle p szy m razie, m ierne użycie czasu.

Nie to, co się posiada, n a d a je w a rto ś ć

*) P a tr z B u lle ttin in te rn a tio n a l de l‘A cade- *) M owa, w ygłoszona na dorocznem zeb ran iu m ie des S ciences de C racovie, 1913. „O fun k - ogólnem T o w a rz y stw a astronom icznego francus- c y ack e k sk re c y jn y c h je lita ty ln e g o u g w ia ż d n ic “. kieg o 2-go k w ie tn ia 1913 r.

(6)

470 W S Z E C H SW IA T JSTs* 30

życiu, lecz raczej to, czego się p rag n ie, bez pew no ści osiągnięcia, ale też i bez całkow iteg o zw ą tpie nia .

A w ięc obecnie, g d y n asze z e b ra n ie do ­ roczne z a p ra s z a n a s do o b e jrz en ia się na przeszłość z uczuciem wdzięczności dla ty c h , k tó rz y nam p o m a g a li i n a s uczyli, j e s t stoso w ne, że b y to o b ró cen ie się w ste c z nie trw a ło długo i la t a r n i e m o r­

skie, zapalone przez n a s z y c h p o p rz e d n i­

ków, n a ty c h m ia s t z o sta ły u ż y te do p r z e j­

r zenia ciem ności drogi.

Z baw ienne uczucie naszej n iew ie d z y p o w sta je w n a s n ie ty lk o wobec o ddalo­

nych, p raw ie n ied o s trz e g a ln y c h , ciał n ie ­ biesk ich . N a jśw ie tn ie js z e z nich , n a j b a r ­ dziej oczywiście z w ią za n e z n a s z e m ż y ­ ciem codziennem, słońce, z a c h o w u je dla n a s u r o k ta je m n ic y . Dla n a s obecnie j e s t ono osłonięte ta je m n ic ą n a w e t j e s z ­ cze bardziej, niż przed pół w iek iem dla P a y e a i Secchiego.

D ow cipn e teo ry e , s fo rm u ło w an e w t e n ­ czas i p o tem w celu w yś w ie tle n ia p o ­ w s ta n ia słońca, j e g o przyszłości, p r a w d o ­ p odobnego cz asu tr w a n i a j e g o p ro m ie n io ­ wania, s ta n u j e g o w a r s tw głębo k ich , s t r a ­ ciły w z n a c z n y m s to p n i u swój k r e d y t.

P o z o s ta ją dotąd w s ta n ie hyp o tez, m ożli­

w y c h do p rzy jęcia, lecz n ie d a ją c y c h się spraw dzić. Nie d a ły one b y n a jm n ie j mo­

żności p r z e w id z e n ia n o w y c h faktów . P r z e ­ ciw nie, w n iosk i n a jb a rd z ie j n ieo c z e k iw a ­ ne n a s u n ę ł y się w wielkiej liczbie c ie r p ­ liw y m o b se rw ato ro m , ro zp o rz ą d za jąc y m w s z y s tk ie m i za so b a m i optyk i i o g r a n i ­ c z a ją c y m sw e s p e k u la c y e do w a r s t w po­

w ie rz c h o w n y c h , j e d y n i e d o s tę p n y c h dla i n s t r u m e n tó w n a s zy c h .

P o le pracy, og ran ic zo n e w te n sposób, p ozostaje bard zo obszerne, wobec czego n ie c h mi będzie wybaczone, że nie za­

m ierzam w danej chw ili wychodzić poza je g o obręb. J e sz c z e raz poczułem sw oje niedołęstw o, g d y zażądano ode m nie, że­

b y m prze dstaw ił, w c ią g u n iew ielu m i­

n u t, obraz w iedzy a s tro nom icznej w je j całości. Być może ż a d e n z jej rozdziałów nie b ył obfitszy w n iesp o d z ian k i, niż ten, k t ó r y się ściąga do a tm o s fe r y słońca.

Zrozum ieć do kładnie to w szystk o , co o pu ­ b lik o w an o o t y m przed m iocie w j e d n y m

ty lk o ro k u 1912, będzie j u ż n a b y tk ie m d r o g o c e n n y m i b a rd z o doniosłym. Albo­

w ie m ty lk o za p o śre d n ic tw em słońca m o­

żem y dojść do ja k ie g o k o lw ie k z ro z u m ie ­ n ia ś w i a ta g w ie z d neg o i j e s t rzeczą pe­

wną, że j e g o oblicze p o w ta rz a się w t y ­ siącach egzem plarzy, z n ieznacznem i od­

m ia n a m i, w o s ta tn ic h obszarach p rze­

strz e n i, do j a k ic h s ię g a ją nasze w ia d o ­ mości.

Rozw ażając działalność słońca w jej k sz ta łcie n a jb a r d z ie j w idocznym, p r z e ja ­ w ia ją c y m się w plam ach, m ożna powie­

dzieć, że ro k 1912 widział koniec cyklu.

W ię k sz o ść dn i plam y wcale n ie by ły wi­

doczne. Ich lic z b a i pow ierzchnia całko­

w ita z m n ie jsz y ły się o połowę w poró­

w n a n iu z ro k ie m poprzednim . J e d n a k ż e oznaki z bliżającego się w z ro s tu są ju ż p e w n e i p lam y z ja w iły się pod wysokie- • m i szerokościam i, gdzie nie u k a z y w a ły się od daw na. Czas j e s t te ra z stosow ny, aż eb y u z u p e łn ić i ro zp a trz y ć n an ow o s t a ­ t y s ty k ę , p r o w a d z o n ą z dnia na dzień od l a t p ra w ie c z te rd z ie stu . Tylko zapomocą d robiazgow ego b a d a n ia p rze b ie g u cyklu w j e g o p rze jaw a ch k o lejn y c h m ożna b ę ­ dzie wry ja ś n ić siły, k t ó r e w y w ie r a ją nań wpływ , bądź to j a k o p rz y c z y n a główna, bądź też j a k o p r z y c z y n y zakłócające.

Bardzo jesz c ze daleko do j e d n o m y ś ln o ­ ści w z g lę d e m s c h e m a tu m echanicznego, k t ó r y b y n a jle p ie j s tre szc z a ł p r ę d k i roz­

wój plam sło necznych . Pay e, w sw ych p ie r w s z y c h rozprawkach, p rzed staw ił go j a k o w y b u c h y , w zb ijające się w górę.

Później w y rz e k ł się tego poglądu, u w a ­ ż a ją c p la m y za w iry zstę p u jąc e .

P ro fe so r Hale po d ług ich bad an iach do­

szedł do s c h e m a tu pośredniego. P la m y zn o w u zaczęto uw ażać za w y bu ch y : w ich ś r o d k u zachodzi rozszerzanie się gazów w y rz u c o n y c h , w s k u t e k czego n a s tę p u je oziębienie i zgęszczenie, p ro w a d z ą c e do p o w s t a n ia j ą d r a ciem nego. W iro w a n ie z w y k le rzeczyw iście zachodzi, lecz p o łą ­ czone ze w z b ija n ie m się do gó ry , nie zaś z s tę p o w a n ie m , j a k to P a y e p rzy pu szczał.

P o r y w a ono j o n y o d j e m n e , lecące w wiel­

kiej ilości od g azów g o r ą c y c h p ery fery-

cz n y c h k u gazom oziębionym j ą d r a , j a k

w d o ś w ia d cz e n ia c h H a rk e ra . Obieg j o ­

(7)

JMe 30 W SZ E C H ŚW IA T 471

nów pow oduje p ow stanie pola m a g n e t y ­ cznego i zm usza strz ę p k i (flocculi) w a ­ pnia do u k ład a n ia się w linie spółśrod- kowe. Gdy plam y tw orzą się g ru p a m i—

a j e s t to p rzy p a d e k n a jc z ę s ts z y — każda g ru p a zaw iera dwie plam y główne, współ­

m ierne co do wielkości i o biegunowo- ściach przeciw nych. Nie m ożna się po­

w strz y m a ć od p o ró w n a n ia ty ch połączeń p aram i ze zja w is k a m i analogicznem i, k t ó ­ re t a k często widzim y w śró d gwiazd i które są dobrze znane także badaczom m gław ic i cy rk ów księżycow ych.

Astronom owie, p osiadający spektroskop, po rzu cają dobrowolnie badanie plam, aże­

by zająć się p r o tu b e ra n c y a m i, widzialne- mi tylk o na brzeg u ta rc z y słonecznej, lecz pod najró żniejszem i szerokościami, i jeszcze bardzo obfitemi w epokach m i­

nimum . W edług s p o strz eż e ń obserw ato- ry u m w K odaikanal p r o tu b e r a n c y e z r o ­ ku 1911 n a 1912 z w iększy ły się ilościo­

wo, lecz nie co do pow ierzchni. Slocum, w o b s e rw ato ry u m Y e rk e sa , do starczy ł p ięk n y c h przykładów fotog raficzn y ch pro- tu b era n cy j, ro zsia n y ch n a znacznej w y ­ sokości we fra g m e n ta c h , pochw yconych przez prąd poziomy. W je d n y m przy ­ padku, szczególnie c iekaw y m i dobrze zbadanym , obłoki, wzbiwszy się na o g ro ­ m ną w yso k o ść 260 000 k ilo m etró w , pole­

ciały przyśpieszonym ru c h e m ku plamie sąsiedniej.

Ju ż E v e rsh e d stw ierdził przez zbadanie prędkości r a d y a l n y c h p rz y p ły w gazów ku środkow i plam y. Znalazł go je d n a k tylko w chrom osferze górnej i, pozatem, o p rze bieg u zwolnionym . Zapom ocą linij F rau nho fera, to je s t n a poziomie w a r s tw y odw racającej, m ożna sp ostrzed z rozsze­

rzanie się odśrodkow e, zgodnie z p ie rw ­ szą teo ry ą P a y e a . R e z u lta t Slocuma, ściągający się do w a r s tw y zn aczn ie w y ż ­ szej, nie j e s t b ynajm niej sprzeczny z w n io sk a m i E v e rsh e d a . Ł a tw o z resztą zrozumieć, że n a w e t na j e d n y m określo­

ny m poziomie r u c h k o n c e n tr a c y jn y może być przyśpieszony n a p o c z ątk u i n a p o t­

kać n a s tę p n ie opór w z r a s ta ją c y i n ie p rz e ­ zwyciężony.

P rz y k ła d y z w ią zk u bezpośredniego po ­ między plam ą a p r o tu b e r a n c y ą , ogólnie

rzecz biorąc, są bardzo rzadkie. Plon jest obfitszy, gdy sp ró b u je m y połączyć p r o tu b e ran c y e z m iejscam i ciemnemi, wy- k ry w a n e m i n a całej ta rc z y zapomocą spektroheliografu. Miejsca te s ą szcze­

gólnie widoczne, gdy, przez użycie d r u ­ giej szpary bardzo wązkiej, oddzielim y ściśle części śro dk ow e linii Ila. wodoru od linij I I i K wapnia. W te n c z as można rozróżnić pomiędzy temi m iejscam i cie- m niejszem i w łókna (kreski k ró tk ie i c z a r­

ne, tw orzone p rz e d e w sz y stk ie m przez wo- dor) i nici (kreski bledsze, lecz znacznie dłuższe, tworzone prze d e w sz y stk ie m przez wapń). Bardzo liczne p o do bień stw a skło­

niły Halea i E v e r s h e d a do u w a ż a n ia włó­

kien za p ro tu b e ra n c y e w rzucie na t a r ­ czę.

Jednakże w edług b a d a ń D e s la n d re s a nici bardziej z a słu g u ją pod t y m w zglę­

dem na uw agę. Wiele fotografij, z d ję ­ ty c h w Meudonie, ma n a sobie nici, p r z e ­ chodzące w poprzek całej p raw ie tarczy, i p u n k t, gdzie każda z nich dosięga ob­

w odu pozornego, j e s t zwykle oznaczony pro tuberancyą. Ta o sta tn ia j e s t szcze­

gólnie rozw inięta wówczas, g d y się z d a ­ rzy, że w t y m s a m y m pun k cie kończy się nić inna. I m ożna zauważyć, że pro- t u b e r a n c y a p rzyp ada nie na oś pozorną nici, lecz na le k k ą frendzlę błyszczącą, k tó ra j ą otacza.

Zestaw ienie codziennych fotografij pro- t u b e ra n c y j pozwala stw ierdzić, że pozo­

s t a j ą one zwykle w ciągu w ielu dni n a j e d n y m i ty m s a m y m pu n k c ie b rz e g u tarczy, lub p rz e s u w a ją się n a bardzo m a ­ łej przestrzeni. Ponieważ słońce ma r u c h obrotow y, przeto przedmiot, widoczny w ciągu całego o kresu czasu, w rzeczy ­ w istości nie może b y ć j e d e n i ten sam.

Płomienie słoneczne ułożone są w s z ere ­ gi, j a k wierzchołki u rw iste g o łań c u c h a górskiego. U k a z u ją się kolejno lub prze­

chodzą nieznacznie j e d e n w drugi.

W j a k i sposób określić rozmieszczenie

rzeczyw iste tych nici? Ricco oznaczał

w ty m celu n a globusie położenia p rotu-

b erancyj, o b s e rw o w a n y c h n a b rzegu t a r ­

czy słonecznej przez s z ere g dni jed n e j

i tej samej epoki. T ą dro gą w y k ry w a m y

nici, mało się odróżniające od w y k a z y ­

(8)

47:2 W SZ E C H SW IA T N° 30

w a n y c h przez s p e k tro h e lio g ra f. Zgodność nie j e s t zupełna, lecz n iem a żadnej p o d ­ s ta w y w y m a g a ć w ięcej, gdyż nie w idać rac y i, d lac z e go by część p r o tu b e r a ń c y i najsiln iej poc hła niają c a, m ia ła być k o ­ niecznie n a jb a rdzie j błyszcząca, g d y p r z y j ­ dzie n a b rz e g tarczy.

B a d a n ie nici s ta je się j e s z c z e ciekaw - szem, skoro u z u p ełnim y ich m ap ę n a p o d s ta w ie pom iaru prędkości, w e d łu g m e ­ tody, obm yślan ej p rze z D e s la n d re s a . Z ty c h pom iarów, bardzo t r u d n y c h do w y k o n a ­ n ia i p o trz e b n y c h w j a k n a j większej licz­

bie, w y n ika , że nici ciem n e p r z e d s t a w ia ­ j ą , naogół, sie d lisk o ru c h ó w w s t ę p u ją ­ c y c h i że, przeciw nie, z s tępo w an ie i s tło ­ czenie zachodzi w okolicach b ły sz c z ą ­ cych, k tó re m i nici są otoczone. Jeżeli w s tę p o w a n ie j e s t b ardzo p rędkie, rozw ija się p r o tu b e r a n c y a . Jeżeli r u c h z s tę p u j ą ­ cy t r w a i pod chrom osferą, zasłona po­

cho d n i rozdziera się i p o w s ta je plam a.

Nici p o w o d u ją ta k ż e p rze rw ę w p r ę d ­ kości r a d y a ln e j, podobnież j a k i w b l a ­ sk u p o w ierzchni. S ą ,o n e r o z p o s t a r t e po wszystkich o kolicach s ło ń ca w d w u sze­

reg a c h , z k t ó r y c h k a ż d y p r z e d s ta w ia p e ­ w n ą je d n o r o d n o ś ć w k i e r u n k u i p r z e r ­ wach. Każde z pól tej sz ach ow nicy , o g r a n ic z o n y c h w t a k i sposób, posiada w ła s n ą c y rk u la c y ę . P o m ięd zy w a r s t w ą w ie rz c h n ią a w a r s t w ą g łę b o k ą o d b y w a się c ią g ła w y m ian a , któ rej m e c h a n iz m p rz y p o m in a w iry ko m ó rk o w e, w y k r y t e przez d o ś w iadczen ia B e n a rd a w p ow ło­

k a c h cie k ły ch o g rza n y c h .

N i e u p a tr u ją c a n a lo g ii z b y t ścisłej, t r u ­ dno j e d n a k nie p rz y p o m n ie ć t u ta j, że m e t o d y całkiem in ne w y k a z a ły istn ien ie w sk o ru p ie k siężycow ej, rów nież j a k i w s k o ru p ie ziem skiej, sieci linij, n a k t ó r y c h s tw a r d n i e n ie n a stą p iło n a jp ie rw , g d y ty m c z as e m n iz in y , otoczone przez te linie, z a c h o w y w a ły jesz c ze , ze s ta n e m n aw pół ciekłym , r u ch o m o ś ć b a rd z iej z n a ­ czną. Te r e z u l ta t y , t a k n ow e i t a k ś c i­

słe, o ile się s to s u ją do w ie rz c h n ic h w a r s tw a tm o s fe ry słonecznej, sk ło n iły T o w arz y stw o a s tro n o m ic zn e lo n d y ń sk ie do p rz y s ą d z e n ia sw eg o d orocznego m e ­ dalu złotego n aszem u b y łe m u prezesow i, H e n ry k o w i D e slan d re so w i. T o w a rz y s tw o

astro n o m ic zn e f ra n c u s k ie z rad o śc ią p r z y j ­ m u je m ałą c z ą s tk ę chw ały, p rzy p a d a ją c ą n a ń w t y m hołdzie, złożonym uczonemu, k tó re g o życzliw ości i w y ją tk o w e j w ie ­ dzy miało sposobność dośw iad czy ć wie­

lokrotnie.

D w adzieścia l a t te m u n i k t nie p rz y ­ puszczał, ażeby m ożna było w y c ią g n ąć t a k ą korzyść z w łasności odw racania, p rze jaw ia ją ce j się dla n ie k tó ry c h tylko linij w id m a słonecznego. Te św ie tn e po­

w odzenia m iały za s k u te k n a tu r a ln y , że liczni badacze poszli tą dro gą specyalną.

Lecz b a d a n ie ogólne w id m a nie zostało pom im o tego poniechane. T a k naprzy- k ład fotografie o b s e rw a to ry u m E dy m - b u r s k ie g o w y k r y ł y obecność t r y p l e tu (długość lali od 7 772 do 7 775 A), n a le ­ żącego do tlenu. P ochodzenie słoneczne tej g r u p y nie ulega w ątpliwości, gdyż p rz e s u w a się ona za zbliżeniem s p e k t r o ­ s k o p u do obw odu tarczy, w zględ em linij t e lu r y c z n y c h s ą sie d n ic h i to w k ieru n k u , w y m a g a n y m przez z a sa d ę Dopplera i Fi- zeau. Należy więc stanow czo odrzucić tw ierdzenie, bronione n ieg d y ś przez J a n s- sena, o z u p e łn y m b ra k u tlenu n a słoń­

cu, pozo staje j e d n a k je s z c z e do w y t ł u ­ m aczenia, dlaczego p ie r w i a s te k t a k ro z ­ p o w sz e c h n io n y nie p rz e d s ta w ia się w spo­

sób bardziej widoczny.

Mniej niespodziew ane było nieznale- zienie na słońcu r ad u , k tó re g o rzadkość j e s t przysłow iow a. R e z u lta t d od atn i zo­

s ta ł b y z re s z tą p r z y ję ty z zadowoleniem, bo zdolność r a d u g ro m a d z e n ia en ergii w m ałej objęto ści z a b ez p iec z y łab y nas w ów czas od wszelkiej o b a w y p rędkieg o z g a śn ię cia słońca. Linie c h a r a k t e r y s t y ­ czne r a d u znaleziono ju ż z re sz tą w w i ­ d m ie Nowej Bliźniąt. Ostatnio D yson z a ­ w iado m ił o w y k r y c iu 5 czy 6 linij w chro- m osferze słonecznej. Co p raw d a , u to żsa ­ mienie to j e s t jeszcze u w a ż a n e za w ą t ­ pliw e przez t a k w y t r a w n y c h specyalistów , j a k Mitchell i E v e r s h e d . Z n a c zn y ciężar a to m o w y r a d u n ie może sam przez się b y ć przy c z y n ą c ałko w itej nieobecności j e g o n a słońcu, g d y ż bar, należący tak ż e do k la s y m eta lów ciężkich, j e s t r e p r e ­ z e n to w a n y w ch ro m o sfe rz e przez linie

błyszczące.

(9)

j\r» 30 W SZEC H SW IA T 473

Nic lepiej nie dowodzi n ad zw y c z ajn e j ru chliw ości a tm o s fe ry słonecznej, j a k trudność, k tó r ą się n a p o ty k a w oznacze­

niu e le m en tó w obrotu. W y n ik i są różne, zależnie od s tre fy , której p lam używ am y do pom iarów lub od linii w id m o w ej, k t ó ­ rej przesunięcia o b s e rw u je m y .

D w a z ty c h elem entów , w spółrzędne k u lis te osi, zda ją się, w k a ż d y m razie, nie zależeć od żadnej p rzy c z y n y z m ie n ­ ności. Kula słoneczna, tak doskonale p r a ­ widłowa, nie pow inna mieć ani precesyi, ani n utacyi. C a rrin g to n oznaczył w sp ó ł­

rzędne osi około ś ro d k a zeszłego s t u l e ­ cia, po ośmiu l a t a c h o b s e rw a c y i plam.

Niem a pow odu p rzypuszczać, że w sp ó ł­

rzędne te zm ieniły się od teg o czasu, lecz można- się było obawiać, że r u c h l i ­ wość plam, u ż y ty c h do pom iarów, była p rzyczyną b łędu w o bliczen iach C arring- tona. 35 ro cznikó w fo tografij codzien­

nych, z e b ra n y c h w G reen w ichu , p rzek o ­ n ały D y s o n a i M aun d era o potrzebie ogło­

szenia p o d sta w y pewnej dla b a d an ia n o ­ wego. Można było ta k ż e uczynić w y b ó r z p om ię dz y t a k b o g a ty c h m ate ry a łó w i z a trzy m a ć ty lk o g r u p y plam , o b se rw o ­ wane przez kilka obrotów zrzędu. J e s t rzeczą oczyw istą, że dla t y c h g ru p s t a ­ ły ch ru ch w łasny, w y p ro w a d z o n y z po­

r ó w n a n ia d w u dróg, pow inien być u w a ­ żany za rzeczyw isty , b y n a jm n ie j zaś nie za spow odow any przez n iedok ła d ne o z n a ­ czenie osi obrotu.

W spó łrzędne, obliczone daw niej, w y ­ m agały ostatecznie drobnej zaledwie zmiany, ażeby pozostać w całkow itej zg o ­ dzie z całością n a jn o w s z y c h obserw acyj.

P r a c a C a r rin g to n a w yszła z honorem z tej nowej p ró b y i liczne badania, oparte na jej w yn ik a c h , m ogą jesz c ze b y ć w y z y ­ sk ane bez z n a cz n iejsz y ch po p raw ek.

D e lik a tn ie jsz a j e s t k w e s t y a prędkości kątow ej obrotu, zmieniającej się w g r a ­ nicach bardzo szerokich. W iadom o ju ż było, że nie może ona by ć u w ażan a za s ta łą lu b n a w e t za fu n k c y ę wyłącznie tylko czasu czy też szerokości. W edłu g a stro n o m a ja p o ń s k ie g o H iram a y i należy w każdej strefie szerokości rozróżniać dwie k a te g o ry e plam , z k t ó r y c h k aż d a odpowiada innej p ręd k o śc i o b ro tu i n i e ­

w ątpliw ie znajdu je się n a in n y m pozio­

mie względem w a rs tw y od w racającej, gdzie po w s ta ją linie F raunh o fera. C ie ­ kawe będzie zbadać, czy n iem a ja k i e g o ­ kolw iek innego k r y te r y u m fizycznego do rozróżniania ty ch dwu k las plam.

Jeżeli p r zy p u śc im y , że słońce j e s t na- e le k try z o w a n e n a powierzchni, obrót j e ­ go pow inien n a d a w a ć m u w łasności m a ­ g nesu, to j e s t spowodować p ow stanie pola m ag n e ty cz n e g o . Rzeczywiście, pole m a ­ g n e ty c z n e lokalne może po w sta ć na m ie j­

scu p lam y i wyw ołać rozdw ojenie linij w idm owych, j a k to p rofesor Hale odkrył w roku 1908. To rozdwojenie, znane pod nazw ą zja w iska Zeem ana, powinno być w idoczne także i poza plam am i, o ile istnieje pole m ag n e ty c z n e ogólne. P. Hale w y k o n y w a obecnie dośw iadczenia w celu w y ś w ie tle n ia tej kw estyi. Nie należy z re sz tą spodziew ać się, że m ag n etyzm ogólny słońca j e s t bardzo potężny, bo, g d y b y t a k było, to w y w o ły w a łb y on w każ d y m punkcie ziemi w ahanie d z ie n ­ ne igły m agnesowej, znaczniejsze od w a ­ h a n ia rocznego. D e sla n d re s zauważył, że je ż e li słońce, j a k i ziemia, może być p oró w nane do m ag nesu , skierow an eg o wzdłuż linii biegunów , to działanie jego, być może, uwidoczni się najlepiej przez zniekształcenie p ro tu b e ran c y j w ich czę­

ści górnej. K ie ru n e k tego z n ie k sz ta łce ­ nia, tak ż e przew id zian y teoretycznie, o k a ­ zał się zgodny z rzeczywistością. W szcze­

gólności p r o tu b e ra n c y e rów n iko w e po­

w in n y z a ła m y w a ć się w k i e r u n k u o bro­

tu. Istn ieje zatem n iesy m e try cz n o ść względem p ołudnik a słonecznego, p rz e ­ chodzącego przez ziemię, i n ie s y m e tr y c z ­ ność ta może słu żyć do w y tłum aczenia, bez p r z y p is y w a n ia naszej planecie dzia­

łania szczególnego i mało p raw d o p o d o b ­ nego, dlaczego widzimy zw ykle więcej p ro tu b e ran c y j na brzegu w schodnim sło ń ­ ca, niż n a brzeg u przeciw nym .

B ad ania słońca będą mogły, bez w ą t ­ pienia, sko rz y stać z p ię k n y c h b a d a ń fi­

z y cznych P a b reg o i Buissona, k tó rz y roz­

w ażają w a ru n k i, o k reślające szerokość

linij w idm owych. W iedziano ju ż prze d ­

tem , że w zrost ciśnienia i w zrost te m p e ­

r a t u r y powodują, j a k je d e n , t a k i drugi,

(10)

474 W SZ E C H SW IA T JMs 30

rozszerzenie ty c h linij. F a b r y i B uisson w ykazali, że r u r k a Geisslera, z an urzo na w po w ie trz u ciekłem , daje w dalszym ciągu te sam e linie, ty lko ścieńczone.

W e d łu g nich, n iem a żadnej ra c y i uw ażać widm o o lin iac h bły sz c z ąc yc h za oznakę w yso kiej t e m p e r a t u r y źródła. Gdy ciśnie­

nie i t e m p e r a t u r a są d ostateczn ie z m n ie j­

szone, działanie z d erzeń ato m ó w s ta je się nieznacznem ; szeroko ść linij w id m o ­ w yc h j e s t w ów czas r e z u l ta t e m je d y n i e z asady Dopplera i Fizeau, w zw iązku z ru c h e m c z ąstec z e k ś w ie cą c y c h . O k re ­ ślony s to s u n e k liczbowy łączy pom iędzy sobą ciśnienie, te m p e r a t u r ę , ciężar a to ­ m ow y ciała i szerokość linii w id m ow ej.

Jeżeli trz y z ty c h ilości są znane, można obliczyć c zw artą. T a k n a p rz y k ła d , sze­

rokość linij F r a u n h o f e r a dobrze się z g a ­ dza z ciśnieniem sześciu a tm o s fe r i te m ­ p e r a t u r ą 6 000 stopni C elsyusza dla w a r ­ s tw y od w ra c ają ce j słońca.

Uczeni m ają n a d zieję oznaczyć tą d r o ­ g ą te m p e ra tu rę m g ła w ic i ciężar a to m o ­ w y taje m n ic ze g o p ie r w ia s tk u , z w y k le t o ­ w a rz y sz ą c eg o wodorowi.

Lecz o p rz y jm y się p o c ią g a ją c e m u u r o ­ kow i ty c h d ale k ich k rain , ażeb y pozostać w g ra n ic a c h , z a k re ś lo n y c h przez nas n a początku. P r o m ie n io w a n ie słoneczne, roz­

w aż a n e ja k o źródło ciepła, nie p r z e s ta ło być p rz e d m io te m g łęb o kic h bad a ń , z w ła ­ szcza w A m eryce. A b b o t udał się do A lg eru, chcąc u zup ełn ić w je g o klim acie spo strzeżen ia, o d d a w n a prow ad zo n e przez niego w W a s z y n g to n ie i w Kalifornii, z zapomogi Z a k ład u S m itso n ia ń sk ie g o . U w a ż a on za w a rto ś ć p ew ną stałej sło­

necznej 1,92, zn acznie mniej, niż fizycy p rzy jm o w ali przed k ilk u laty . R e z u lta t te n m a c h a r a k t e r nieco n iep o ko jący , j e ­ żeli go p o ró w n a m y z in n y m , k t ó r y A b b ot uw a ż a za niem niej pew ny: j e s t to i s t n i e ­ nie zn a cz n y c h zm ian p ro m ie n io w an ia słoń­

ca, o okresie k r ó tk im i n iepra w idło w y m . J e że lib y k u la z ie m sk a z je j a tm osferą, przepełn io n ą p a rą wodną, nie pełniła czy n n o śc i p o tężn eg o r e g u la to ra , n i e s t a ­ łość ta m og ła b y w y rz ą d zić n a m szkody pow ażne.

Z w ię k szą słusznością n a le ż y p r z y p u ­ ścić możliwość zm ian p o w olnych, do k t ó ­

r y c h n a s z a p la n e ta w je j całości m usi się stosow ać. N iem a p o trz e b y sz u k ać gdzieindziej, j a k w słońcu, p rz y c z y n y p rze m ia n g łębokich, k tó re flora i faun a p rz e b y w a ły pod w s z y s tk ie m i szerokościa­

mi w c ią g u czasów g eologicznych 1).

J e sz c z e bardziej może, niż term o m e tr, na k a p r y s y słońca j e s t czuła igła m a ­ g n e so w a . Zakłócenia m ag n e ty c z n e o s t a t ­ n ich l a t trz y d z ie s tu , z bad ane przez ks.

Cortiego, dowodzą raz jeszcze, że w a h a ­ nie d zienne busoli pozostaje w s ta ły m s to s u n k u do obfitości plam słonecznych.

Opóźnienie lub w yprzedzenie, g d y ono n a s tę p u je , może się znajd ow ać w związ­

k u ze z m ia n a m i jed n oczesnem i, lecz nie- zależnem i, szerokości heliograficznej zie­

mi i szerokości śre d n ie j stref, w k tó ry c h p lam y po w sta ją . To w y tłum aczen ie, j a k z a u w a ż y ł A. Fow ler, pozostaje w łączno­

ści z h y p o te z ą p rom ie n iow ania słońca p ę ­ kam i ogranićzonem i: h ypotezą, bronioną przez M aun d era j a k o w nio sek nieodzow ­ ny n a g łe g o p o c z ą tk u bu rz m a g n e t y c z ­ nych , lecz z w a lcz a n ą w niepospolitej roz­

p ra w ie Boslera, k tó ry woli przy ją ć po­

ś re d n ic tw o prąd ó w ziem skich. W zrost działalności słońca, m ają cy w k ró tce n a ­ stąpić, zostanie, bez w ątp ie n ia, u ż y ty do w y ś w ie tle n ia tego zag adnien ia, t a k n a ­ m ię tn ie r o ztrzą s a n eg o . T rz e b a będzie u m ieścić w n a jro z m a its z y c h m iejsco w o­

śc ia c h kuli ziem skiej p r z y r z ą d y m a g n e ­ tyczne zapisu jąc e , m ogące podać w spo ­ sób b a rd z o ścisły czas p ocz ątk u zakłóce­

n ia i oznaczyć linie jed n o c z e sn e g o w strzą- śnienia.

M usim y w yznać, że nie bez żalu b ędzie­

m y p a tr z y li na u p a d e k teoryi pro m ie n io ­ w a n ia bezpośredniego . R uchliw ość busoli n a b ie r a wrobec niej znaczenia bardziej u d e rz a ją c e g o i bardziej sym bolicznego.

P r z e d s t a w i a ona szczęśliw y k o n t r a s t z o bo jętn o śc ią ty lu isto t lu d zk ic h na s p r a w y nieba.

W a rty k u le „ Z a g ad n ie n ia epoki lodow ej w ś w ie tle n o w y c h b a d a ń “ (W sz e c h św ia t ,N»iN» 38 i 39, 1912) w y p o w ie d z ia łe m te n sam pogląd, do ­ d ając , że p o tw ie rd z e n ia go n a le ż y się sp o d zie­

w a ć od p o stę p ó w b a d a ń sło n eczn y ch (porów n.

s tr. 667, «N° 39, 1912). Z p o w y ższ eg o w idzę, że się nie om yliłem . P rz y p . tłu m .

(11)

JSS 30 W SZEC H SW IA T 475

W obec sk ro m n ej ig ły s ta lo w e j, która, z a m k n ię ta w Ciemnej piwnicy, św iad czy o zam ieszaniu, zachodzącem n a słońcu, n a odległości s tu milionów kilom etrów , zdaje się nam, że w idzim y g r u b ą mate- ryę, czulszą od duszy, s p ra w n ie jsz ą od myśli. Uczm y się od niej, je ż e li tego potrzeba, ro zciągać naszę ciek aw o ść po ­ za t a k wązki obręb naszego życia, ucz­

my się w ierzyć coraz mocniej, że żadna dobra wola nie j e s t bezow ocna i żadna dziedzina nie j e s t z a m k n ię ta dla nas na- zawsze.

Tłum. Jan Oziębłowski.

C H L O R O F I L K R Y S T A L I C Z N Y .

W 6 ym n u m erz e W s z e c h ś w ia ta z roku bieżącego w y liczałem b arw n ik i, w c h o d z ą ­ ce w sk ła d widocznej okiem zieleni ro ­ ślin, oddającej t a k n iesko ń czen ie ważne usługi dla życia n a ziemi. W p ro st: zie­

leń m a własność „ k o n d e n so w a n ia “ „sloń- c a “ i zam ieniania go na życie. Otóż dzi­

siejsze poznanie fizyologiczne najw iększe zasługi w tej prac y tw órczej p rzyp isu je dw um tylko sk ład nik om , chlorofilinom a i (3. J a k ie są z a d a n ia f o to s y n te ty c z n e pozostałych pięciu b a r w n ik ó w żółtych — j e s t dotąd k w e s t y ą o t w a r t ą i całkow icie

nieznaną.

A więc w chlorofilinach w spółczesna fizyologia widzi narzędzie ziem skiego wcielenia mocy słonecznej. J e d n a k chlo- rofiliny te bez słońca istnieć nie mogą;

a więc są je d n o c z e śn ie n a jp ie rw s z e m słońca ucieleśnieniem . J a k się tworzą?

Znowuż kwestya. o tw a rta , nieznana. Czem są? Również w roli nieu m ie ją ce g o lek- cyi p ie rw sz o k lasisty j e s t wobec tego p y ­ tania chem ik - fizyolog.

O chlorofilinach wiemy, że są, i zn am y niektó re ich w łasności optyczne. O tem mówiłem w pop rzed n iej n o ta tc e . Obec­

nie chc ia łby m opisać j e d n ę z fo rm m or­

fologicznych, w j a k ic h wydzielone chlo- rofiliny są d la n a szy c h z m ysłów d o s tę p ­ ne, ja k o coś zupełnie p o zyty w neg o. Mam tu na m yśli t a k zw „chlorofil k r y s t a l i c z ­

ny". J a k w ygląda, ja k ie ma właściwości fizyko optyczne, j a k go o trz y m y w a ć i j a ­ ka j e s t je g o histo ry a — pobieżnie z a m ie ­ rzam opowiedzieć, ze względu na łatw ość posiadania dla b adań tego ciekawego i t a ­ jem niczeg o p ro d u k tu . P rz y te m o t r z y m y ­ wać go można w dość znacznych s to s u n ­ kowo (w p o ró w n a n iu z chlorofilinam i a i (3) ilościach, co umożliwia większą rozm aitość badań pracow nianych.

Chlorofil k ry sta lic z n y bez rozpuszczal­

ników, odm iennie niż clilorofiliny, k tóre widzim y zazw yczaj w stanie b e z k sz ta łt­

nym, ja k o pył zielony 1), m a w y ra ź n ą i s ta łą budow ę krystaliczną. Stano w i mianowicie płaskie praw idłow e sześcio- lub tró jk ą ty . Sześciokąty, być może, po­

w s ta ły z u g ru p o w a n ia tró jk ą tó w , gdyż oba ksz ta łty , w różnych wielkościach, w y stę p u ją razem, a nadto t r ó j k ą t y czę­

sto k roć tw o rzą sześcioprom ienne g w i a ­ zdy. Oba te u k sz ta łto w an ia k ry staliczne są płaskie, gdyż dają się obserw ować często mocno wydłużone p r o s t o k ą ty —w i­

doczne spro je k to w a n ia figur g e o m e try c z ­ nych, o g ląd a n y c h z boku. Oczywiście k ry sz ta ły te są niezm iernie d r o b n y ch w y ­ m iarów i m ogą być o glądane ty lk o pod silnem powiększeniem m ikroskopu. K ry ­ staliczny py ł „chlorofilu", j e s t czarn y m proszkiem , o m ocnym połysku sc y n ty lu - j ą c y m g r a n a te m i zielenią.

W s ta n ie su c h y m i bez ż a d n y c h do­

mieszek „chlorofil k ry sta lic zn y " j e s t b a r ­ dzo odporny na w p ły w y czystego p o w ie ­ trza, a n a w e t św iatła. W y sta w io n y w kry- s ta liz a to ra c h k r y t y c h lub e k s y k a to r a c h na bezpośrednie działanie prom ieni s ło ń ­ ca, p r o d u k t ten po długim czasie nie u l e ­ g ał w idocznym zmianom. W łaściw ość tę zaobserw ow ał ju ż M onteverde w r. 1893.

W razie j e d n a k najm niejszej dom ieszki rozpuszczalnika m odyfikacye chem iczne i optyczne zachodzą szybko, a św iatło działa w p ro s t d e s tru k c y jn ie. D la te g o też b adania roztworówr chlorofilu k r y s t a li c z ­ nego inuszą być prow adzone w ciem niach.

J) P . C w ie t w ro k u 1900 k o m u n ik o w a ł w C.

K., że o trz y m a ł eh lo ro filin a w sta n ie k r y s ta ­ licznym , ale j e s t to w szy stk o , co w iem y o te j form ie.

(12)

476 W SZ E C H SW IA T JNfs 30

Chlorofil k r y s ta lic z n y rozpuszcza się niezm iernie ła tw o w alkoholu e ty lo w y m i m ety lo w y m , bez w zg lęd u n a procento- w ość rozpuszczalników . W a b s o lu tn y m alkoholu e ty lo w y m j e s t p rzez ro z p u s z ­ czalnik w p ro s t p o żerany w o g ro m n e m n a ­ syceniu. Rów nież łatw o j e s t ro z p u s z ­ czaln y w eterze e tylow ym , p r z y te m ł a ­ tw iej i obficiej w b ez w o d n y m oraz w me- tylalu , z k tó reg o dobrze się w y k r y s ta li- zowuje, g d y z i n n y c h rozp u szczaln ik ó w osadza się po w y p a ro w a n iu w s ta n ie b e z ­ k s z ta łtn y m .

Chlorofil k r y s t a li c z n y zu pełnie nie u l e ­ g a rozpuszczaniu w e te rz e n a fto w y m i w ligroinie, a ta k ż e w d w u s ia rc z k u w ę ­ gla. P oniew aż w s z y s tk ie b a rw n ik i żółte, a szczególniej k a r o t y n a , łatw o są r o z ­ puszczalne w t y c h w łaśn ie cieczach, — u ż y w a łe m ich do o dczyszczania k r y s z t a ­ łów b a rw n ik ó w „zielonych" z d o m ie sz ek b a rw n ik ó w żółtych. P o s tęp o w a łe m w s p o ­ sób n a s tę p u ją c y : Z eb ran e n a p a p ie ro w y m ( tw a rd y m ) filtrze k r y s z t a ły , p r z e m y w a ­ łem k ilk o m a p o rc y a m i c h em iczn ie c zy ­ ste g o d w u s ia rc z k u w ęgla, w y s u sz a łe m , prze m y w a łe m rów nież bard zo c z y sty m e te re m n a fto w y m i o sta te cz n ie w y s u s z a ­ łem. W s z y s tk o to r o b ić n ależy bez d o ­ s tę p u pow ietrza, dla u s u n ię c ia d z ia łan ia w ody, o s ad zającej się z p o w ie trz a n a w y ­ ziębionym, przez szy bkie p a ro w a n ie , fil­

trze. T a k p r z e m y te k r y s z t a ł y m o g ą b y ć zanieczyszczone j u ż ty lk o „chlorofilem b e z k s z ta łtn y m " , k tó ry , ró w n ie j a k ło rm a k ry s ta lic z n a , j e s t n a działanie ty c h r o z ­ puszczaln ik ów ob o jętny.

J e d n a k m o żna o trz y m a ć sła b y r o z tw ó r k ry sz ta łó w lub chlorofilinów c z y sty c h w e te r z e n a fto w y m lub ligroinie, d o d a ją c na l it r 3 — 4 k ropel alkoholu. P r z e m y ­ w a ją c n a s tę p n ie m ie sz an in ę przew y ższają- cemi p o rcy a m i w o d y de s ty lo w a n e j i p rze ­ g o tow anej m ożna u s u n ą ć alkohol Ł).

W m ia rę w y m y w a n i a alkoholu, spada, j a k o osad lub zaw iesina, w d u ż y c h p ł a t ­

') A lkohol e ty lo w y w y m y w a się zn aczn ie ła tw ie j niż m e ty lo w y i p rz e p ro w a d z a ją c do e t e ­ r u n a fto w e g o n a le ż y m ieć to n a w zg lę d zie d la o g ran ic ze n ia z e tk n ię c ia r o z tw o ru z w o d ą, k tó r ą n a stę p n ie n a le ż y o d ciąg a ć p rzez p o ch łan ia n ie .

k ach, b a rw n ik . J e d n a k część p ozostaje w roztw orze i daje się zużytk o w ać do b ad a ń , bądź w id m o w y ch , bądź ja rz e n ia lub do s e p e ra c y i m eto d ą adso rpcyjn ą C w ieta, u m ożliw iając poznanie kompozy- cyi chlorofilu k ry sta lic zn e g o . Na tej w ła ­ śnie drodze p. C w iet w yjaśnił, że c h loro ­ fil k r y s ta lic z n y s k ła d a się z d w u m eta- chlorofilinów a i [3, niczem widmowo n ieró ż n ią c y c h się od chlorofilinów a i p.

W e d łu g moich obliczeń sto s u n e k ilościo­

wy a do p w t a k z w. chlorofilu k r y s t a ­ licznym j e s t taki sam, j a k w w y c ią g u c a łk o w ity m z liścia, t. j. j a k 4 do 1-go.

Z tego widzimy, j a k pożyteczne m ogą być badania, dotyczące t a k zw. c hloro­

filu k rysta lic zn e g o , posiadającego w łaści­

wości optyczne w yciągu surow ego lub liścia, a w7olnego od dom ieszek b a rw n i­

kó w żółtych.

Chlorofil k ry sta lic zn y , podobnie, j a k oba chlorofiliny, we wszelkich rozpusz­

czalnikach posiada c h a r a k te r y z u ją c ą go cechę: p ięk n e p u rp u ro w e jarz en ie , dające się wTidzieć w św ie tle odbitem. W te d y r o z tw o ry w y g lą d a ją , j a k św ieża krew .

B a rw a ro ztw o ró w w św ietle przecho- d z ą c e m zależna j e s t od ro d za ju rozpusz­

czalnika. Chlorofil k r y sta lic z n y w ' r o z ­ tw o r a c h alkoholow ych m a b a rw ę ciem no ­ zieloną, w e te r z e e ty lo w y m — żółtawą.

P r z y te m ro z tw o ry alkoholowe i eterow e d a ją różne w idm a. W a b s o lu tn y m a lk o ­ h o lu e ty lo w y m chlorofil k r y s ta lic z n y po­

sia d a w części czerwonej widm a j e d e n szeroki pas X 675,0—658,0

(j-ja, w

a b s o lu t­

n y m e te rze e ty lo w y m zaś dw a pasy:

X 672,0— 656,0 [i[J. oraz X 648,0— 639,0

p

-

jjl

, co od po w iada w idm o m chlorofilinów a i p.

T e m b ard z ie j, że m ie sz an in a t y c h b a r w n i ­ ków c z y sty c h daje r e z u l ta t y identyczne.

W alkoholu p a s y te zle w ają się, d a ją c j e d e n w spó lny , o b rz e g a c h mniej ja s n o z a ry s o w a n y c h i b a rd z ie j rozlan ych. P r z e ­ su nię c ie k u n a d c z e rw ie n i tłu m ac z y się w p ły w e m alkoholu, co w sk a z y w a łe m w p o ­ przedniej n o tatc e.

W e te rz e nafto w y m chlorofil k r y s t a ­ liczny w czerw onej części w id m a daje t y lk o j e d e n pas, od po w ia d a ją c y X 668,0—

650,0 tŁjj..

Cytaty

Powiązane dokumenty

zrekrutowa- nych wolontariuszy, oni odwiedzali już rodziny, reprezentowali Paczkę i bałam się, że na nich wyleje się cała niechęć ludzi, choć przecież nie oni zawinili.

Przestrzeń lokalności staje się wprost przestrzenią światową, bo w tym, co lokalne rozpoczyna się swobodny ruch stanowienia o sobie jako indywiduum i o sobie

Wolontariat jaki znamy w XXI wieku jest efektem kształtowania się pewnych idei.. mających swoje źródła już w

Niezależnie od tego, czy wasza wyprawa zakończyła się sukcesem, czy klęską, zastanówcie się nad sposobem podejmowania decyzji.. Przedyskutujcie to w grupach, zapiszcie odpowiedzi

Mówię, iż dzisiaj zajmiemy się porównywaniem władzy, jaką sprawowali w Rzymie: Gajusz Juliusz Cezar oraz Oktawian August.. Spróbujemy odpowiedzieć na pytanie zawarte w

Wskaż rzeczowniki mające tylko liczbę mnogą:.. Wskaż przymiotniki, które się

Z pom iędzy różnych teoryj zdaje się być najbliższą praw dy podana przez M otturę, inżyniera kopalń we W łoszech, a objaśniająca pow stanie siarki reakcyam i

w iadają one tyluż wrylewom skały dyjam en- tonośnćj, różniącym się zarówno pow ierz­.. chownością, jak o też bogactwem i