• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Lubelska. R. 1, nr 304 (1945)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gazeta Lubelska. R. 1, nr 304 (1945)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

A y . /

O

_ 0*1* • s t r o n

C en a 2 Zł« L n b lfa , 2S g w h f t s 1945 r . p -

■ * * N i E Z R L E Ż N E P i s m o S E f l l O K R R T V C Z N E 304

P O K O J L U D Z IO M D O B R E J W O L I

Siły lata szare jak ołów, ciężkie jak kajdany, grozą napięte, nabrzmiałe roz­

paczą. Lata wojny. Lata okupacji. Mijała jedna wigilia za drugą, a każda miota być ostatnią wigilią wojenną.

Na przyszły rok „Ich" już nic bę­

dzie. Na przyszły rok będziemy na pew­

no już razem.

I tak co roku. I każda wigilia następ­

ną była znów pod okupacją, znów przy­

nosiła rozczarowanie. I znowu mówiło sięs Na przyszły rok — zobaczycie!

A w diugic, grudniowe noce nadsłuchi­

wało się dalej, ezy nic zabrzmią kroki miarowe, kroki złowieszcze, ciężkie kro­

ki nieuchronne juk los — kroki gestapo.

Minęli. Poszli dalej. A przyczajoną ciszę nocy rozdziera daleki spazm krzyku ko- ! bieccjjo. I znów zapada cisza tragiczna.

A na stole bieli się opłatek, na nim ma­

tową plamką znaczy się ciężka sieroca łza.

To b^ły nasze wigilie. A było Ich sześć...

Samotna niedola obozów, nlewyslowio- na tęsknota za domem i swoimi. Okrut­

na rzeczywistość Majdanka, męka za kratą, niepokój o bliskich — oto takie były nasze święta wojenne.

I oto bestia legła pokonana. Nic grozi ipź gestapo. Ci, o których przez sześć lat słuch zaginął, cl nasi bliscy, o których życiu zwątpiliśmy — wracają. Wracają!

Co tygodnia, eo dnia któryś wraca, jak­

by s grobu wstał. Wraca żołnierz z fron­

tu zwycięski, krwawym żniwem ulrudżo- ky; wraca armia zza drutu kolczastego;

jeńcy ■ Oflagu, czy Stalagu bczczyuno- '*Ją I tęsknotą z wszelkiej radości życiu

wyzuci; wracają rzesze wywiezione "na roboty, zmaltretowane, sponiewierane

„bydło robocze”, wycieńczone do osta­

teczności; wracają cl, eo przetrwali piekło Oświęcimia, Majdanka, Małhau- sen. Wracają jak mary z Innego świata,

by wspólnie z nami zasiąść do stołu wi­

gilijnego.

I oto rozdzwoniły się na pasterkę dzwony wszystkich kościołów, blysnęlu gwiazda Betleem, co wiodła trzecli króli do Dzieciątka, uczyniła się na ziemi ja­

sność wielka 1 ciszo. 1 buchnął ku niebu

śpiew radosny z ust miliona: Bóg się rodzi!

Gwiazda Bctlccmu, gwiazda miłości prowadzi dzisiaj z odległych stron rze­

sze powracających do ziemi rodzinnej, do grona swoich. Jarzą się świcczkumi choinki po domach: dużę i maleńkie, bo­

gate ł skromne, lśniące śwlcridrlknui! i ubrane przez dzieci w kolorowe papier­

ki. Ale kolędy brzmią jednakowo, czy w chłopskiej chacie, czy w Izbie robotniku, czy w sali szpitala wojskowego, czy w świetlicy fabrycznej, czy przy siole ro­

dzinnym, czy w barokach dla wysiedlo­

nych. Jednakowo bieleje oplutek na sio le wigilijnym. I jednaka jest radość, co nam serca wypełnia, 1 jednakie popłyną

nasze życzenia. \

Wszyscyśmy dzieci jednej wielkiej pol­

skiej rodziny, wszyscy więc dclsiuj dzie­

limy się opłatkiem miłości, zgody, prze­

baczenia.

Oto Już jesteśmy razem! Już nic gro­

żą nam zbiry niemieckie, już nie zbudzi nas wycie syreny alarmowej, nie rozbije nam gniazda rodzinnego potworna pięść wojny.

Jesteśmy nareszcie wolni. Jesteśmy ra ­ zem. Jesteśmy we własnej ojczyźnie.

Wigilia tegoroczna nie Jest Już tak, Jak w lata wojenne świętem oczekiwania, świętem nadzle.l Jest świętem ziszcze­

nia, świętem radości, świętem dzieci, które są przyszłością narodu.

Gloria in ezcelsls Deo!

Radlijmy się bracia po społu, albowiem narodził się Pan, który przynosi pokój ludziom dobrej -woli. Z. B.

$azu& Yflalu&iańki

Jezus Malusieńki, leży wśród stajenki,

Płacze z zimna, nie dała Mu maluln sukienki.

Bo ubogą była, rybek z głowy zdjęła,

W który Dziecię owinąwszy, siankiem go okryła Nie ma kolebeczki, ani poduszeczki,

We żłobie Mu położyła z siana podgłóweczki.

Dzieciątoczko kwili, malusieńka .liii, '

W nóżki zimno, żłóbek twardy, stajenka sit) chyli.

Matusia truchleje, serdeczne Izy leje,

D mój Synu! Wola Twoja, nie ino ja się dzieje.

S E R D E C Z N E Ż Y C Z E N I A

50 tys. zł. przekazał

Prezydent oli. Bierut na rzecz U. T. P. D.

Prezydent KRN Bolesław Bierut przeka-

*•* Zarządowi Robotniczego Tow. Przyja- ciól Dzieci 60 tys. zł.

Zarząd Gł. R.^.PJJ. składa serdeezno po­

dziękowanie Prezydentowi KRN za prze­

kazany dar. Przekazanie tak dużej sumy

"o rzeez wymienionego Towarzystwa dowo­

dzi wielkiego zainteresowania . ob. Prezy­

denta dziećmi robotników.

WESOŁYCH ŚWIAT

v

Wszystkim Swoim Prenumeratorom C z y t e l n i k o m i P r z y j a c i o ł o m

S k ł a d a

REDAKCJA i ADMINISTRACJA

„ G A Z E T Y L U B E L S K I E J

P o m o c /

d la P o lsk iej YMCA

KRAKÓW, 23.XH. (PAP). Krakowscy delegaci Polskiej YMCA, f^CÓrzy wyjechali niedawno do Stanów Zjednoczonych, nade- siali -w tych dniach raport o przeprowa­

dzeniu tam szeregu pomyślnych rokowań z przedstawicielami Polonii Amerykańskie.!

w sprawie pomocy dla Polskiej YMCA v kraju. Obecnde delegaci Polskiej YMOA znajdują się w Nowym Jorku, gdzie prze­

prowadzają dalsze rokowania w tej spra wio.

(2)

lir. 2 G A Z E T A L U B E L S K A Nr .«M

Wigilia Polaków za granicą 8 B c R j? 1!

’ r*7.Alno ** łv>Surł«r>Amit« ł/»(vro r>&mn c Wieczór tegoroczny S4 grudnie po ras

p e r o n y od szeregu etuleci dla Narodu Polskiego będzie WlgUlg Bożego Narodzę- iia obchodzoną na oałkowlcle wyzwolonym

«• i.azarze prastarych, starodawnych ziem polskich. Zjednoczył je niegdyś mlecz Pla­

tów, użyźniła te ziemie tysiącletnia kul- ura rodzima, zespoliły się one najściślej xl Odry po dorzecze Wlały 1 od Karpat do Bałtyku ze światem europejskiej cywiliza­

cji, postępu 1 pokojowego nurtu zgodnego współżycia wszystkich narodów kluczowe­

go do niedawna kontynentu w dziejach świata — Europy. Wreszcie, po wszystkich w obronie wolności Ojosyzny wiekami sto­

czonych bojach w czterech częściach świa­

ta, nasiąkła ta zlsmśa polska, lacka w każ­

dej piędzi, krwią i krwawymi łzami oo dziesiątego Polaka lu t PoUd w cyklonie drugiej wojny światowej. Po raz pierwszy ponownie od lat, wyłaniających się z sza­

rówki zamierzchłej przeszłości, chorał wia­

ry 1 nadziel w lepsze jutro całego świata 1 każdego pojedynczego człowieka, jakim są kolędy, wzbije się w roziskrzone niebo zi­

mowe hymnem zwycięstwa całego narodu, wszystkiego ludu nad najgorszymi mocami zia, pokonanymi raz na zawsze. >"

W tradycję domową na wskroś rodzin­

nego wigilijnego obrządku od wieków wpla­

ta się, snuje 1 wzbogaca jego prymitywną prostotę myśl o nieobecnych, troska o ko­

łujących w dali, zdanych na pielgrzym*

stwo wśród obcych, jakże gorzkie w tym dniu właśnie, zdała od swoich...

Oczyszczona została epoka naszego bytu narodowego od zwojów drutów kolczastych, cierniowych granie najboleśniejszych, od setek lat w tors narodu wplatanych 1 za­

ciskanych ooras bezwzględniej, uwierają­

cych już pierścienie kręgosłupa nawet,..

A^: (Ole tylko na tej przestrzeni, w-opłot­

kach ł miedzach dziedzictwa bezspornego, krajanego do niedawna bez litości żadnej ku większemu nasyceniu łakomstwu l żar- łoctwa, niesytego wielu krajów, głodnego Całej kuli ziemskiej — Lud Polski plenił się, trudził 1 wrastał w armię pokojowego wywłaszczenia wszystkiej ziemi świata z Ugorów, z Jałowizn, z dziewiczych puszcz,

■ szybów martwych w braku rąk robo*

«ych. Od setek lat, po wy karczowaniu borów nadwiślańskich, rodzina polska, niegdyś niepodzielna, poczęła wysyłać na otwarte przed nią 1 dostępne jej szlaki ko- lonlzacyjne — młodszych, co ruchliwszych dzieci swoich. 2 gromem pierwszego roz­

bioru w osiemnastym wieku Ojczyzna prze­

stała byó dla Polaków synonimem „kraju"

z woli wrogiej przemocy tak lub Inaczej zakreślonego na mapie Europy, a w końou ' brutalnie wyretuszowanego z tej mapy. Na­

tomiast tam wszędzie, gdzie mowa polska rozbrzmiewała 1 nieskazitelnie nowym po­

koleniom przekazywana była, w domach wiernych polskości, Ojczyzny smak, kolo­

ryt 1 treść jej duchowa były konkretną rze­

czywistością, realniejszą od zaćmienia po­

litycznej niezawisłości.

Pojęcia te 1 prawda najoczywistsza w nich zawarta sprawiły, że kiedy w wyniku pierwszej wojny światowej powstała z nie­

bytu w ówczesnej koniunkturze światowej powersalska 1 poryzka Rzeczypospolita Pol­

ska, nie znalazło się w niej 1 nie mogła byó w niej miejsca dla blisko 8 milionów Polaków za granicą, bądź osiadłych na ziemiach historycznie do niej niegdyś przy­

należnych, bądl rozproszonych na emigra­

cji w pionierskiej armii rezerwowej szere­

gów robotniczych 1 w pracy na roli w głó­

wnej mierze, a 1 Jako etan średni. Inteli­

gencja zawodowa, pracownicy fachowi, w pewnych krajach, w niemałym stopniu. Mi­

mo siły atrakcyjnej obcych środowisk, mi- dowej Polski, w pełni własnyoh sił tu mo pociągających ponęt wspanlsflo rozkwi­

tłych kultur Innych nl* nasza, wbrew 1 naprzekór pokusom kompleksu, poczuciu niższości wobec narodów-panów (nie w najgorszym znaczeniu tego. pojęcia), ta ,;czwarta'', jak mawiano, dzielnica Polski, z Polonią amerykańską na czele, . była 1 pozostała tysiącznymi nićmi • Językowymi, obyczajowymi, uczuciowymi 1 umysłowymi związana z trzonem narodu na własnej ziemi. Ale naród ten, obrońca i włodarz odzyskanej niepodległości został, niestety, w tym czasie właśnie, okrojony z pełnej wolności stanowienia o swoim losie, o ła-

czyoh i - organizatorskich, * przymiar , chłopa, robotnika 1 Inteligenta zawodowe­

go rozkwitłych, rozwiązać należycie 1 klu­

czowy problem narodowy, polityczny, kul­

turalny. Ale zanim to nastąpi, wola 1 uezu cła, wyostrzone doświadczeniami ostatnich lat, powinny, muszą wyprzedzać chłodną kalkulację w hierarchii załatwiania wielu poważnych problemów naszego żyda zbio­

rowego. W zasięgu Ojczyzny-Rzcczypospo- litej, wyłonionej z potopu- germanizmu 1 lawiny hitlerofaszyzmu, odzyskaliśmy Jul najdawniej od Macierzy odcięty, najdziel­

niej do niej przywiązany, najokrutniej zato dzie ustrojowym, o miejscu w podziale wiekami cięmlężony odłam narodu naszego świata na dwa zupełnie przeciwne sobie 'spod oałego byłego zaboru niemieckiego, obozy, spętany recydywą skonfederowanla Poiactwo Nadodrzańskle herbu Rodło, zna- slę władzy możnych z wstecznymi asplra- j ku-zawołanla przez nich samych obranego, cjaml, w‘ okresie dyktatu tej konfederacji symbolizującego bieg Wisły. Myślom wlgl- w Polsce nad siłami demokracji. I Ujnym, wypatrującym powrotu tylu zblo-

W tak zatrutej politycznie 1 społeeznle gów, wysiedlonych, tułaczy, pielgrzymów, atmosferze niewiele miała szans powodze- |słowem wszystkich niemal nieobecnych Po- nla praca nad ugruntowaniem 1 rozwojem laków za granicą, niechaj odsłoni się przede pełnej Jedności pomiędzy zagranicznymi od- ! wszystkim obraz tych wczoraj jeszcze „ob- łamaml narodu a Państwem Polskim. Dwa

Zjazdy Polaków z zagranicy, 1929 i 1934 roku, oraz dwa szkielety dalszych planów organizacyjnych na tych Zjazdach wyłonio­

ne — Rada Organizacyjna Polaków z Za­

granicy i Światowy Związek Polaków Za­

granicą — zostały łatwo opanowane przez kukiełki poruszane nićmi zbiegającymi się w przedwrześnlowym warszawskim resor­

cie spraw zagranicznych. Czynniki, stam­

tąd wyłącznie czerpiące natchnienie 1 dy­

rektywy, wyeliminowały konsekwentnie pierwiastki naprawdę postępowe, demokra­

tyczne, ludowe ze wszystkich szczebli or­

ganizowania światowej polskiej łączności 1 solidarności. Okres dwudziestu lat przed wybuchem ostatniej wojny został zmarno­

wany pod tym względem. Kwestia należy­

tej, właściwej organizacji dróg 1 środków zwarcia, wzmocnienia) zacieśnienia w ra­

mach jednej i jedynej kulturalnej wspólno­

ty ' wszystkich Polaków w całym śwlecle, zjednoczenia Ich duchowego 1 społecznego z niepodległym, wolnym 1 silnym krajem

cych poddanych" a dzisiaj najbliższych nam współobywateli naszych, najradośniej chy­

ba z nas wszystkich dzielących się opłat­

kiem pod strzechą Pokoju, utwierdzonego wreszcie na ich ziemi umęczonej za spra­

wą zwycięstwa Orła Piastowskiego.

X w tej perspektywie 1 z taką busolą po mapie świata śląc wici dzisiaj za każ­

dym Polakiem za granicą, nawet najmp.r- notrawnlejszym synem spośród współspad- koblerców odzyskanego Domu Polskiego, na węgłaoh Nfsa — Szczecin — Elbląg — Karpaty, starajmy się wytknąć, nakreślić, zabezpieczyć drogi powrotu dla każdego z nich tam nawet, gdzie jeno n l e w i d o k a ściele alę dzisiaj, mgła 1 ciemność, przed oczyma ludzi małej ufności...

— Polaku w kraju, w Wigilię wspomnij o wszystkich Braciach 1 Siostrach twoich za granicą.

— Polaku za granicą, z Wigilią odpuść wszystkie winy Rodakom w kraju.

— Albowiem w pamięci naszej 1 wa szej maleje, kruszy się, wymyka i opada ojczystym, a macierzą wspólną naszych balast Hletoril. Strzeżmy jej kruszcu, dziel przodków, pozostała niezałatwloną, otwar­

tą, czekającą na nowych budowniczych z łona młodych kręgów przodowniczych, ale doświadczonych w murowaniu fundamen­

tów demokracji politycznej, gospodarczej 1 społecznej po gruzach i ruinach innych kon­

cepcji ustrojowych.

Przyjdzie czas 1 nastanie pora dla lu-1 --- „oo

my się nim wszyscy pospołu, do ostatniego atomu 1 jądra.

— Bo za dotknięciem najmniejszej czą­

stki tego Skarbu i jej poszanowaniem, zwie lokrotnią się siły nasze doczesne w pracy pługiem, młotem, kielnlą_i piórem — dla Polski.

Kazimierz Zieleniewski

Z k o n fe r e n c ji

mintalrćw spraw zagranicznych w Moskwie

LONDYN (PAP). Agencja Reutera do­

nosi z Moskwy, że ministrowie spraw za­

granicznych 3 wielkich mocarstw odbyli w piątek naradę informacyjną, która trwała 4 I pół godziny. Rezultaty tego spotkania były tuk ponfyślne, że posta­

nowiono nie zwoływać „posłodzenia ofi­

cjalnego*.

Korespondent agencji Reutera zazna­

cza, że zebrania „Informacyjne* pozwa­

lają no swobodniejszą wymianę zdań I przynoszą lepsze wyniki.

, W sobotę odbyto się drugie spotkanie

„Informacyjne* ministrów spraw zagra­

nicznych na Kremlu. Ministrowie komu- nlknją się bezpośrednio ze sobą I w rzad­

kich tylko wypadkach zwraeają się o po­

radę do rzeczoznawców. Obecność w sto­

licy generalissimusa Stalina I jego osobi­

ste rozmowy a ministrem Reylnein I se­

kretarzem stanu Byrnesem . przyczyniły się w znacznym słopnip do ustalenia op­

tymistycznego nastroju, panującego w Moskwie.

Rozmowy bezpośrednie bardzo przy­

spieszyły bieg obrad, tak że korespon­

denci zagraniczni nazywają obecnie tem­

po prac konferencji „stachnnowskim*.

Według wiadomości ze źródeł amery­

kańskich, ministrowie zakończą swe pra­

ce przed świętami Bożego Narodzenia.

cjalne komunikaty określają cele konfe­

rencji jako wyjaśnienie kwestii spornych przed Ogólnym Zgromadzeniem Organi­

zacji Narodów Zjednoczonych.

Agencja Reutera donosi, że Bcvin od­

bywa częste konsultacje z ambasadorem brytyjskim w Iranie i szefem wydziału wschodniego Ministerstwa Spraw Zagra­

nicznych Wielkiej Brytanii.

Ministrowie są tak zajęci, że nie mają eznsn na przyjęcia i obowiązki towarzy­

skie, jednak w sobotę wieczór sekretarz stanu Byrnes postał zaproszony na obiad do ministra Bevina.

Sekretarz stunu Byrnes I ambasador USA Harriman byli w teatrze, lecz c po­

wodu nawału pracy nie mogli pozostać do końca pnedsiaw łenia.

„Kurier Codzienny" w art. pt.: „Zasada -czelna" poświęconym tocaącemą się w orymberdze procesowi przeciwko głów' nym niemieckim zbrodniarzom wojennym, plaże:

.Jeżeli wczytać się w całość aktu o- skarżenia, otrzymamy przerażający o- brąz sprzysięimia zła przeciwko dobru.

Bąd, przed którym stanęli przestępcy nazistowscy, nosi nazwę Międzynarodo­

wego Trybunatu wojennego. Jest to nazwa rćumiei formalna, jak formalne jest prawne ujęcie punktów oskarżenia.

Faktycznie jest to trybunał, reprezentu­

jący sumienie narodów. - . W pierwszej fazie procesu zbyt jesz­

cze słaby nacisk kładziono na istotę wielkiej historycznej rozprawy z wroga­

mi ludzkości, na to nouum międzynaro­

dowego prawa, które dążenie do wojny i zorganizowanie jej uznaje za przestęp­

stwo. Zamach na pokój świata jest od­

tąd zbrodnią, żadnymi interesami nieu­

sprawiedliwioną.

Tak przez proces norymberski do świata politycznego wkracza naczelna zasada .moralna i cywilizacyjna ludzko­

ści: kto narusza pokój, staje się prze­

stępcą.

W ten sposób duch prawa, działający w sporach i konfliktach między jedno­

stkami, chroniący je od gwałtu i prze­

mocy, rozszerza swoją moc na fermie stosunków między narodami.

* *

„Głos Ludu" w axt. pt.: „Przeciw ezkod- kom" zajmuje się omawianiem dekretu

|o sądach doraźnych i stwierdzając fakt, ii powyższy dekret został przyjęty przez o- gół społeczeństwa z najwyższym uzna­

niem, pisze:

,Jfa niezliczonych zebraniaoh domer gali się robotnicy silnej ręki przeciw przestępstwom i nadużyciom. Nie zna­

czy to, że dotychczas mieliśmy pobłażli­

wsi stosunek do szkodników. Powszech­

ne wołania o wprowadzenie sądów doł rożnych wynikało ze zdrowego dążenia spolcczeAstwa, wzmożenie walki » prze­

stępczością, by radykalnie i jak najszyb­

ciej wyciąć ten wrzód z naszego orga­

nizmu. Ohodsi zarówno o zaostrzenie

■ kar, jak i o uproszczenie i usprawnienia procedury sądowej. Bądy doraźne nie przewidują apelacji ani kasacji. Wyrok uprawomocnia się natychmiast po jego ogłoszeniu, wymiar kary nie podlega od kladaniu. Skłoni to niejednego do zasta­

nowienia się przed popełnieniom aktu przestępczego.

Powołanie sądów doraźnych jest czę­

ścią składową szerokiej akcji, podjętej przez rząd dla unieszkodliwienia i wy­

eliminowania wszelkich szkodniczych e- lementów. Dla tych eantych celów utwo­

rzone zostały specjalne komisje do wal­

ki ze szkodnictwem gospodarczym I nadużyciami. By ąkoja ich była skutecz­

ną, powinna ona znaleźć najszersze po­

parcie ze strony społeczeństwa. Bą u nas powiaty, które własnymi siłami po­

trafiły pozbyć się grasujących na ich terenie band. Są fabryki i urzędy, które z własne) inicjatywy pozbyły się zło­

dziei, sabotaźystów i łapowników. Bądy doraźne i specjalne komisje będą dal­

szym bodźcem dla tej uzdratciającej akcji. Btaną się one w rękach narodu żelazną miotłą, czyszcząoą npsz kraj od szkodników i pasożytów, czyszcząca drogę jego dalszego rozwoju.

Oświadczenie min. spraw zagr.

republikańskie! Hiszpanii

WASZYNGTON, 23.XIL (PAP). Fernan- do Deloe Rloe, minister spraw zagranicz­

nych republikańskiej Hiszpanii oświadczył przedstawicielom prasy, iż podczas 45-mi­

nutowej rozmowy z podsekretarzem staną USA Achcsonem prosił s międzynarodowe sankcje gospodarcze przeciwko rządowi generała Franco. Delos Rios oświadczył, że zażądał również uznania hiszpańskiego rzą­

du republikańskiego przebywającego o Leo­

nie w Meksyku.

-ooo-

Konflikt na granicy duńsko-niemieckiej

MOSKWA, 23.XH. (PAP). Agencja Tass I daniom duńskich wojsk pogranicznych, * donosi a Kopenhagi, że między duńskimi t : ważając, li posiadają oni specjalne przy- anglelsldml wojskami pogranicznymi do- ! wilejo. Były oficer armii hitlerowskiej Cer- szło w ostatnim czasie do szeregu sta rć .! hard Martin miał przy sobie bagaż ważący Zostały one wywołane,faktem, że Anglicy kilkaset kilogramów. Odmówił on katego- nle pozwalają Duńczykom sprawdzać ba- j rycznle otwarcia swoich walizek, powołu- gażu żołnierzy niemieckich, powracających , jąc się na to, że Jest on oficerem łączności z Danii do Niemiec. Duńczycy postanowili! przy angielskich^ oddziałach wojskowycn.

przeprowadzać rewizję bagażu Niemców ; Duńska straż pograniczna zmuszona była przed Ich wyjazdem. Ale okazało się, że użyć broni. Niemleo Martin jest poważnie Delegacją brytyjska wuoaeza, że p f t- ' Niemo* nie obca podporządkować się żą-1 ranny.

(3)

Nr 30+ • 1 I K I A b V i , » i 4 J A JS JL

P a r y ż n a c o d z i e ń

Paryż, w grudniu.

Naiwnością zapewne j « t szukać dziś dawnego przedwojennego Paryża, choć M pozór bowiem nic się nie zmieniło. Ci sami bokiniści siedzą przy straganach Zawalonych książkami na wybrzeżu Sek­

wany, ta sama perspektywa na Łuk Triumfalny poprzez Pola Elizejskie wita nrzeobodnia na Placu Zgody i ta sama koronkowa Wieża Ełfla góruje nad mia­

stem. Nic się nie zmieniło: te same do- f»y, ulice, wodotryski i parki. Tak samo stoją, jak dawniej, najwspanialsze na

•wiecie dekoracje. Może tu i ówdzie brak

^Megoś pomnika, który Niemcy ze wzglę

•ów prestiżowych no i utylinarnych, prze lepili na kule armatnie, zakłócał im bo­

wiem spokój ducha i odbierał wiarę w awycięstwo. Może gdzieś koło Quai d‘Or- tay mur poznaczony jest śladami kul na pamiątkę sierpniowego, kilkudniowego powstania.

Paryż stoi w dawnej aureoli architek­

tonicznej piękności. Ostały się dekora- eje niezwalosie przez wojenne pioruny, ale następnie pojawili się nowi aktorzy.

Nowi aktorzy grający główne role, noszą amerykańskie mundury.- Pełni tempera­

mentu i tupetu nadają miastu specyficzny kolożyt i atmosferę.

Ulice roją się od postaci ubranych w khaki. Na wielkich bulwarach, na Po­

lach Elizejskich, na Montmartre jest ich najwięcej. Oblegają kina i kawiarnie i drugimi krętymi wężami ogonków two­

rzą zatory koło specjalnych wojskowych teatrów, gdtie między innymi popisuje

•tą Marlena Dietrich. Trudno się tam prze drzeć przez tę zwartą masę żohTicrzy, trudno wyminąć maszerujące na całej

■aerokośoi chodnika gromady chłopaków

Minnesoty Chiohio, śpiewających, gwiżdżących, po prostu ryczących. Spo­

d k a się ich wszędzie, wszystko jedno czy na Place dTlulie, w Neuilly, w Auteuil, czy Chs-tailet. Nie ma ulicy i nie ma dzielnicy bez Amerykanów.

Siar# to prawda, że goście zbyt liczni,

Korespondencja własna „Gazety Lubołskief

hałaśliwi i wymagający, nigdy nie cieszą stę abytnią popularnością u gospodarzy.

Nie ma też w tym nic dziwnego, że Pa- ryżanie zalani amerykańską falą może trochę krzywo patrzą na swych wybaw­

ców. . ' . ,

Ludzie mają krótką pamięć i ci sami j którzy drżeli na dźwięk słowa „gestapd*

i bali się panicznie „łapanek", dziś na­

rzekają na Amerykanów. Nic czynią tego oczywiście właściciele „boites" i bulwaro­

wych kawiarń, ale tysiące tych i dzie­

siątki tysięcy, którzy na umundurowa­

nych turystach nie zarabiają. Bo jakże tu nie narzekać, zwłaszcza, jeżeli się ma tradycyjną skłonność do niezadowolenia f łatwość krytyki. Autobusów dla cywil

lowych jest m mato, tak że nawet gdy dwa plerwsse Warunki są spełnione, wro­

ta do raju nie otwierają się automatycz­

nie, a nieraz trzeba długich tygodni I mie­

sięcy, żeby leciutko zostały uchylone. K r t f ko mówiąc, system kartkowy nie zaspo­

kaja potrzćb społeczeństwa, które musi uciekać się do pomocy osławionego

„niarche nolr" — „czarnego rynku", czyli handlu nielegalnego. W upowszech­

nieniu usług „marche noir", z którego ko­

rzystają absolutnie wszyscy wieloy i mail, w mniejszym i większym stopniu, kryje się groźne niebezpieczeństwo dla całego systemu gospodarczego, w założenia sa ­ mym opierającego się na cichym tolero­

waniu bezprawia.

nej ludności nie ma, z miesiąca na mie- j CjEasu ,j0 czasu czyta się w gazetach śląc zapowiadane jest ich pojawienie się, 0 procesach rekinów czarnego rynku, a tymczasem... autobusami jeżdżą Arno- 0 wiejomi]ionowych grzywnach itd. Ale rykanie na wycieczki do I-ontalnebleau 0/^ cjej t ),ez porównania częściej o rę­

czy Wersalu. Mieszkań nie mu, w hote­

lach tłok niesamowity, a tymczasem naj­

piękniejsze gmachy zarekwirowane przez sojuszników na kluby, kasyna 1 lokale mieszkalne. Benzyny nie ma, taksówek brak, o prjw atne samochody ciężko, a tymczasem.. tysiące wozów wojskowych rozbija się cały dzień po mieście. Jakie więc nic sarkać i złorzeczyć?

Tym bardziej, że wystarczy parę dni pobytu w nadsekwańskiej stolicy i kilka krótkich rozmów z autochtonami dla przekonania się, że życie tu nic jest ani liilwe oni lekkie. Trzeba mieć dużo cier­

pliwości, dużo dobrej woli, a co najważ­

niejsze dużo pieniędzy, aby szczęśliwie przebrnąć przez wszystkie kłopoty, któ­

rych n’e szczędzi dzień powszedni, Żeby żyć trzeba jeść i ubrać się. To są dwa naczelne zagadnienia, które n a ­ leży rozwiązać i których rozwiązanie naj­

więcej nastręcza kłopotów. Pozornie wszystko Jest łatwe I proste — system kartkowy otwiera drogę do krainy do­

brobytu. Na wszystko są kupony 1 kart­

ki — na odzież, buty, Jedzenie, ba na­

wet na szkło I zeszyty. Wystarczy lylko pójść do sklepu, zażądać czego dusza za­

pragnie, położyć na ladzie odpowiednią ilość „punktów" 1 już po kłopotach. Nie­

stety w praktyce kłopoty dopiero się za­

czynają. Po pierwsze Ilość kuponów, M i­

rę przeciętny śmiertelnik dostaje, jest zbyt skromna, by zaspokoić jego potrze­

by. Po drugie — ceny artykułów kon­

tyngentowych nie dla wszyslkleli są do­

stępne. Po trzecie — produktów przydziu-

staurącjacli, w których się dobrze jc, do­

wiadujemy się nie z wyroków sądowych, a od przyjaciela czy znujomego. O tu na przykład, w tym godnie prezentującym się lokalu, niedaleko „Palais Royal", przy chodzi na wytworne obiady i śniadania znakomita gwiazdka partii radykalnej.

Wiedzą o tym wszyscy, nic ma w tym żadnej tajemnicy, ale przecież w imię za­

sady „dua lei sed lcx“ znakomity parla­

mentarzysta i znakomity restaurator, mistrz sztuki gastronomicznej, powinni ponieść zasłużoną karę. A jednak jej nie ponoszą.

Paryski czarny rynek ma wiele tajcin-

«nlc, a wszystkie prawie należą do kate­

gorii tsw. publicznych sekretów. Jeżeli np. zażąda tlę w restauracji prawdziwej kawy, kelnerzy spojrzą na niesfornego gościa z nieukrywanym zgorszeniem.

Przecież nie ma. przecież nie wolno. Ale o dwa kroki od tej restauracji jest bar znany na cały Paryż o dobrej prawdzi­

wej kawie. Więc jest, wolno. Nie py­

tajcie, nie próbujcie rozwiązać tamlgló wek codziennych porcji nielegalności.

Papierosy dają na kartki, oezywłśrle ma­

ło, do niedawna lylko mężczyznom, a przecież pleć piękna także chętnie palt.

W’ budkach i sklepach z tytoniem nig<l.v nic nie można dostać, ale natomiast każdy „bistro", w każdej eaffe krlnci sprzedaje amerykańskie, angielskie, a cza

•em nawet francuskie papierosy, oesywi­

ście czyni to dyskretnie, podaje pudełko pod serwetą, pod stolikiem, wywołuje

„do telefonu", nie nie zmienia to postne!

rzeczy że nie odmawia nikomu I każdy palacz nie potrzebuje rezygnować z przy­

jemności, jakie mu daje zaspakajanie na­

łogu. Wszystko można dostać „na lewo".

Kupony ubraniowe, albo ubrania bez ku­

ponów, mięso, czekoladę, obuwie... a tym­

czasem oddawna zapowiadana w gazetach i pr/cntówieniach mężów stanu poprawa ekonomiczna nie nadchodzi. Z. Z.

K o n t o c z e k o w e P. K. O.

zapewnia najdogodniejsze i najsprawniejsze przeprowadzenie wzajemnych rozrachunków.

Czeki kasowe, przekazy do wszystkich miej­

scowości. Bezpłatne pzzelewy. Czeki kasowe płatne w Urzędach Pocztowych.

K a ż d y U r z ą d P o c z t o w y jest zbiornicą

P. K. O.

2329

W noc wigilijną

z p r z e ż y ć p a r t y z a n t a

Wiatr głuchy szumi wśród bezlistnych, sczerniałych gałęzi. W blasku księżyca lśni biały, skrzypiący śnieg i straszne kikuty drzew układające się w ułudne postacie.

Odnieś w oddali błysnęła pierwsza gwiaz­

da.

Strzelec Nowina przechadzał się miaro­

wym krokiem wśród krzaków 1 zastana­

wiał się nad pytaniem: dlaczego? Dlacze­

go on właśnie, obecnie strzelec Nowina, który miał ongiś, ach, jak to dawno było, wyaokie aspiracje zostania uczonym — hi- stotykżem, lauaeł porzucić swe marzenia 1 1ŻÓ ■ „ka bekiem" w ręku do lasu, jak dzikie zwierzę kryć się w norach wyry­

tych W ad er nl ojczystej. On, prawy jej cizie - dało i pan musi przymierać głodem, stać i**! palącym zimnem wichru i to w ten wieczór. Dlaczego? 2 tu nagle olśnienie

•płynęło aa niedoszłego historyka. Stanął Przed oczyma obraz Maratonu, ujrzał Swnosiaizę i Rokitno. Wyprostował zgar- postać, twardo błysnęło jego oko, śUt stal jego karabinu. I znów miarowym ś rokiem przemierzał swój odcinek. Opatł [ się o drzewo, by chwilę odpocząć. Spojrzał w górę. Nu niobie płonęła gwiazdka, swia- |

*tUnka nowego życia. .Wicher Jakby, zła

i godnłal. W powietrzu słychać dziecięcy .śpiew. Gwiazda na niebie staje się podobna do tej, która widniała zawsze na choince, kiedyś w domu. A oto i ona. Zielona, wy­

soka aż do sufitu, ubrana pięknie — biel, I srebro i złoto, świeczki zapalone. Drzewko

! mieni się niezwykłym blaskiem. Tu —. po 'prawej stronie — pianinp. Przy nim mat­

ka. Jej białe palce szybko biegają po kia- I wia turze. Tui koło niej, niby wianuszek . złotej pszenicy, główki dziecięce. Najstar- : szy Jaś i młodszy Kazio i niebieskooka j Jadziulka. Oczki wpatrzone w matkę, a małe usteczka śpiewają dźwięczne kolę­

dy. Dryn! Drryn! Kto to? Troje dziecia- . ków zrywa się i szparko, a gwarnie błe- 'gnie do przedpokoju. „Jak się. macie smy­

ki!" — tubalny głos ojca góruje nad pi­

skiem dziatwy. Są wszyscy. Zbliża się u- roczysta chwila. Już- pierwsza gwiazdka wzeszła. Siadają do wieczerzy. Na środku stołu bieleje opłatek h.rwną opaską prze­

wiązany, <Ha dziei i malutki, dla starszych wielki. Na atole ukazują się coraz to nowe przysmaki. Jest i barszcz a uszkami 1 ryby na przeróżny sposób przyrządzone, I kluski z makiem. Jest tych potraw zf men- j dcl chyba, a jedna lepsza od drugiej. T e-1

raz, na koniec ciasto. To z r*-akiem, to z powidłami, to z jakąś masą, a bakalie, a orzechy... Któżby to wszystko zliczył. „No, a teraz smyki wychodzić!" Posłusznie, po­

tulnie jak baranki kryje się gromadka -w sąsiednim pokoju. Najstarszy „okopuje"

dziurkę od klucza. Od czasu do czasu śmie­

je się radośnie i poklepuje po tłustych li­

dach. Młodsze rodzeństwo napróżno usi­

łuje zdobyć, choć na chwilę, tę strategicz­

nie świetną pozycją Po chwili (słychać głos ojca: „Wchodzić!" Dzieci z niewinnie opuszczonymi oczkami, zlekka tylko zozu- jąc pod choinkę, wsuwają stę do pokoju 1 zajmują Bwoje miejsca. Ojciec uśmiechając się figlarnie, zasiada niby święty Mikołaj przy drzewku; w dobrotliwego bowiem sta­

ruszka przestały wierzyć, kiedy chodziły -jeszcze na czworakach. Teraz dopiero za­

częła się prawdziwa radość. Czego tam nie było... I narty, 1 żołnierzyki, i lalki, i książ­

k i 1 dla mamy »od ojca materiał, 1 dla taty od mamusi przyrządy do golenia 1 wiele innych, równie pięknych rzeczy.

Pao! Jakaś zesehndęte szyszka, rzucona przez dobre bóstwo, spada na sam czubek nosa niepoprawnego marzyciela, który s szerokim uśmiechem wpatrywał się w gwiazdy. Skoczył Nowina, karabin w gar­

ści ścisnąwszy i począł rozglądać aię-wko­

ło. Lecz dookoła było cicho i spokojnie. No­

wina podniósł twarz w górę i ujrzał, jak księżyc trootasale Moagrwkey podąża szyb­

ko do malej gwiazdeczki — sprawczyni wszystkiego.

Trzask łamanych gałęzi poprzedza od- Stos szybko zbliżających tlę kroków.

— Stój! Kto idzie?

— Swój!

— Hasło!?

— Wolność!

' j— Odzew!?

— Warszawa!

Nowina odetchnął głęboko. Nareszcie zmiana warty. Z ciemności wynurzyła się pękata postać, szczelnie okutana.

— Czołem kolego! — piskliwym dysz kantom krzyknął nadchodzący.

— Spieczcie się, bo czeka was niespo dzianka.

— Jaka?

— Ho, ho, Za wiele chcielibyście wie dzieć. Tajemnica urzędowa. No idźcie, tyt­

ko szybko!

Tego nie trzeba było powtarzać zmar­

zniętemu do szpiku koścj. Droga do miej­

sca stacjonowania oddziału była krótka ale przy takim śniegu i walonym wichrze trwała Z pół godziny. Oddział sta! w leś- niczówoe. Chłopcy umieścili się jak mogli.

Stary gajowy i jago tona traktowali ich jak wtanne dzieci, bo czyż hie były to ich dzieci — przecież Polacy... Nowtna opo­

wiedziawszy stę warcie, wszedł do sieni.

Z wielkiej Izby dobiegał go gwar, żcią-

< Dalszy ciąg na *ti\ ♦-ej)

(4)

%

Sir. 4 C A Z K f A C S l E Ł t l A Nr

Uniwersytet Warszawski w konspiracji

Piękną karfą, która złotymi zgłoska­

mi wpisana zostania po wsze czasy w hi­

storii Uniwersytetu Warszawskiego, jest okres jego pracy w csasach konspiracji

— latach 1940— 1944.

Duid 75.IX 1939 r. płonął gmach Ka­

zimierzowski, dawna szkoła rycerska Al- mae Mater Kościuszki. Ogień pochłonął gmachy chemii, nauk ziemnych, zakładów wydziału farmaceutycznego. Pociski druz gotały mury gmachów medycyny, insty­

tutu historycznego. Szkoły Głównej, wy-

• działu prawa i resztą zabudowań.

Później przyszło coś znacznie gorsze­

go, przyszli ludzie — nie, nie ludzie.

Stwory przesycone duchem zniszczenia wszystkiego co polskie. Naród nasz miał hyć sprowadzony do roli tłumu nie­

wolników kierowanych przez umysły i wolą germańską.

W imię tego rozpoczęło się niszczenie uniwersytetu, wszystkiego co miało s nim Jakikolwiek związek. Nastąpiły mordy, więzienia, ohozy, prześladowania, grabie- łe, palenie, niszczenie.

Pewien generał, profesor fizyki uni­

wersytetu berlińskiego, zdradził w przy-

Akcja nauczania rozwijała się mimo wielkich trudności. Liczba słuchaczy, grup wykładów, specjalności, liczebność personelu nauczającego wzrastała z każ­

dym trymestrem. Praca ta nie zatrzymał) się tylko w Warszawie — w* roku 1942 zorganizowano podziemne nauczanie aka- kademickie w Krakowie, a następnie i we Lwowie.

W roku 1944 łiezha studentów wyno­

siła 3.532, których uczyło 304 profesorów na 344 różnych kompletach.

Na wydziale matematyczno-przyrodni­

czym było 690 studentów podzielonych na 86 kompletów, których uczyło tyleł profesorów. Na wydziale humanistycz­

nym było w tym czasie 450 studentów, 18 profesorów, a 37 kompletów. Wydział

farmaceutyczny i częściowo weterynaria.

J u l w drugim roku studiów udało się uruchomić pierwsze ćwiczenia z chemii, a w r. 1944 mieliśmy oprócz teoretycz­

nych seminariów również ćwiczeniu la­

boratoryjne fizyki, chrmii, mineralogią, botaniki, anatomii, histologii, bakterio­

logii itp.

Grupa profesorów Uniwersytetu Poz­

nańskiego tworzyła komplety nauki o ziemiach zachodnich, przewidując w zdro wej swej myśli słuszną ekspansją na­

szego narodu na te ziemie.

Należy tutaj zaznaczyć, te młodzież, wiedziona tak głodem wiedzy, Jak po­

czuciem, iż na tej drodze, prowadzi wal­

ką z okupantem, ożywiona mocą woli odbudowy ju tra narodowego, pracowała przyrodniczy liczył 680 studentów, 18 ; wprost wzorowo. W znakomitej swej więk profesorów, wydział lekarski 680 stu­

dentów i 36 profesorów.

Średnio wykłady odbywały się codzien-

szości biedna, s trudem zarabiająca na swe utrzymanie, uczyła się z zaciekłością, mimo ustawicznie wiszącej nad nią groź­

nie w około 300 lokalach. Liczebność by więzienia, czy obozu grup około 10 osób. Personel naucza­

jący wynosił powyżej 300 osób.

Średnio każdy z wykładających wziął na siebie do 20 godzin tygodniowo wy­

stępie szczerości decyzję fiihrera — pra- \ kładów. Studia zostały zorganizowane w ea naukowa ma być wykluczona na zaw- ■ zakresie następujących specjalnościi hi sze, uniwersytetu ma nigdy nie być, War- storii, filozofiłr filologii, polonistyki, pe- szawa ma być małą mieściną.

Okupant wierzył, żc ogromem zbrodni wszystko potrafi zniszczyć, t t tak jak kutą, gazem, nożem czy płomieniem ni­

szczył życie polskie — tak uciskiem i terrorem zdławi pierwiastki myśli nau­

kowej polskiej.

Omylił się.

Już w styczniu 1940 r. grupka ofice­

rów postanowiła wznowić nauczanie.

Skromne to były początki — zaczęliśmy bodaj z 32 słuchaczami, przeważnie z wyższych lat studiów uniwęrsyteckich.

1’worzeuie grup, selekcja młodzieży, li­

czebność wykładów, organizacja ćwiczeń były to zagadnienia tym trudniejsze do rozwiązania, te wszystko, cośmy za­

mierzali, było akcją zbrodniczą — po­

wiada rektor Pieńkowski. Ale jaką ra­

dość dawała ta walka i poczucie speł­

nienia obowiązku. Niebezpieczeństwo zdrady, wsypy przypadkowej czyhało codzień, w tej atmosferze odbywały się wykłady, młodzież się uczyła. Wykrycie kompletu znaczyło śmierć, w najlepszym wypadku obóz, z którego także nie- było się pewnym powrotu. Ale-wyższym po­

nad to było przekonanie konieczności prowadzenia walki o utrzymanie I roz­

wój intelektu polskiego.

dagogiki, prawa, ekonomii, nauk konsu­

larnych, kolonialnych morskich, matema­

tycznych, poza tym fizyka, chemia, geo­

logia, geografia, zoologia, botanika, fi-

Tajne nauczanie mogło się rozwijać w Warszawie, bo istniał właśnie tutaj ze­

spół warunków do tego. W labiryncie dużego miasta zacierały się ślady setek lokali, w których odbywało się naucza­

nie. Tysiące rodzin dawnlo osłonę, .nale­

żało do kręgu wtajemniczonych. Byli to rodzice i rodziny, które z zaufaniem po­

wierzały śwe dzieci. Były to komórki

ne Instytucje społeczne, przemysłowe, go spodarcze, pomagające swymi aaświad czcniaml, nie żądając nigdy wyjaśnień i szczegółów.

Ważnym czynnikiem, zwiększającym wydajność pracy, był stały osobisty kon­

takt pomiędzy profesorami i słuchacza­

mi, zgrupowanymi w małe dziesięciooso­

bowe komplety.

W pełnej łączności z nauczaniem szłt również praca o ściślej naukowym cha­

rakterze opracowywania podręczników akademickich, monografii i oryginalnych prac naukowych. W okresie wojennym nasi naukowcy przygotowali, a w zna­

cznej części nawet ukończyli, 293 dzia­

ła. Nie licząc wielu dziesiątków krótszyck

prac specjalnych.

Celem zapewnienia trwałości, wszyst­

kie ukończone prace były przepisywana w 3 do 5 egzemplarzach i chowane w- różnych miejscach — lecz wszystkie w Warszawie. W kataklizmie Warszawy zginęło prawie wszystko. Liczba ocalo­

nych rękopisów nie dosięga 5 proc.

Są one wszystkie wynikiem twórczego!

wysiłku w najbardziej ponurym okresie naszego bytu narodowego. Wyniki osią­

gnięte są osiągnięte za cenę trudu, w at­

mosferze potwornego ucisku, w atmosfer rze posuniętego do najwyższego stopnia sponiewierania godności człowieka.

Te tysiączne rzesze kształcącej zią U tych warunkach młodzieży, te dziesiątki magisteriów, doktoratów, habilitacji, set­

ki napisanych podręczników i dzieł spa-

-ooo-

Zarządu Miejskiego, który z catą świado- . , . , ,

„ „ „ ... ________ mości, pokrywa! przestępczą działalność w ytryskaj, spod potwornej W zjologia; wydziały: lekarski, stomatologii, -spiskowców n an k l, byty to wreszcie licz- , T J ok"°‘)ności Powłoki życia w niewoli,

jako widomy znak niezłomnej mocy du­

cha polskiego, który przetrwał najcięższa okresy, jakie kiedykolwiek nasz naród przechodził.

Rozumiemy teraz lepiej niezwykłą cią­

głość ewolucji myśli naukowej. Nauka rozwija się przea długie szeregi wieków z ciągłości i stałością, która wprawia nas

Ja k sierżant Skutela

sp ęd ził n o c w ig ilijn ą

Chłopak ma zaledwie 21 lat. Jest ka- j prał Skntela obejmuje dowództwo pluto- walerem Krzyża Virtnti Militari V-eJ j nu pieiwszego zwiadu. W walkach nad klasy. Oprócz tego ma Krzyż Walecz­

nych, Srebrny Medal Zasłużonym na Polu Chwały i jeszcze cały szereg medali.

Skutela jest Ślązakiem. Pecha miał

twem Skutcli przeprawia się przea rza- kę, napada znienacka na pierwsze oko-

^ __ Py nieprzyjaciela , uprowadza aż sześć powiada — Szwaby wzięli mnie do woj- • T** to * pierw- ska... Ale długo tam Skutela nie przeby* sze^ I1 " eprzyjadela jeniec- którego wał. Wykorzystał pierwswą okazję 1 zwiał fe2t^an_la * uzą a orientacji

na stronę sowiecką. Jako Polak dostaje skierowanie do Wojska Polskiego, for­

mującego sią w Rosji.

Skutela, wówczas jeszcze kapral *—>

ma zamiłowanie do zwiadu. Melduje się ochotniczo na niebezpieczne wyprawy zwiadowskie. Jego umiejętność i jego bo­

haterstwo zostają nagrodzone: kapralowi powierza się oficerskie stanowisko, ka-

«»•=* «™ r* p«<

(Początek na str. 3-ej)

gnęwszy kożuch 1 ogarnąwszy się nieco, skierował swe kroki ku drzwiom. Otwo- rzył je ł znieruchomiał. Qbraz sprzed go­

dziny stanął jak żywy przed Jego oczyma.

Malutka, srebrzysta choinka w kącie. J a ­ rzą się świeci kl. Stół nakryty białym ob­

rusem, na nim, o dziwo — opłatek. Nowi­

nie Izy zakręciły się w oczach, lecą opa­

nował się, bo przecież zwykło się mawiać, że łza męskiemu nie przystoi oku. Zam­

knął drzwi, chrząknął kilka razy dla do­

dania sobie odwagi ł podszedł do stołu.

Siedział przy nim już cały pluton wraz z dowódcą na czele, l gospodarzył. Zaczęto łamać się opłatkiem.

—- Obyśmy dożyli lepszych, szczęśliw­

szych czasów. Oby już raz wreszcie na­

deszła wolność, żeby sobie już te Niemce poszli — życzy gospodyni.

— Co! ? — krzyknęli młodzi. — żeby już sobio Btąd poszli? A nie daj Panie Bo­

że, żeby sobie poszli. My nie pozwolimy, żeby jakikolwiek wróg o własnych siłach powrócił z Połskl.

Po tym wybuchu zapanowało milczenia.

Każdy wspominał sobie rodzinę: ten żonę i dzieci, tamten rodziców.

Gromada ta żyła w drugim, zupełnie In­

nym śwlecie. W szystką co kiedyś było Isto­

tne, teras znalazło się poza nawiasem. Po­

została garstka szarych, bezimiennych lu­

dzi j

Gospodyni, osoba nader czułego serca,

zaczęła pochlipywać nad losem „Wodnych, bójstwo, odbezpieczając g ran at polskich żołnierzyków". Na to chórem od- ’

dowód/

twa). Sierżant Skutela był specjalistą od brania takich „języków".

W grudniu 1944 roku na odcinka o- brony nad Wisłą dowództwo koniecznie potrzebowało .Języka*". Kilkanaście prób spełzło na niczym. Powierzono więc zada­

nie Skuteli, który brał udział w pracach przy badaniu terenu i lodu na Wiśle w celu ustalenia najdogodniejszego przej­

ścia do Niemców. Dnia 24 grudnia od­

była się pierwsza wyprawa, ale Niemiec, którego złapano, zdążył popełnić satno-

krzyknie jej wiara: „Takt los przypadł i\anr, żo dziś tu, a jutro tam!" — bo młody nie umie się długo martwić 1 nie powinien, jako że smutek -abija energię t entuzjazm.

Przy barszczu nastrój był jeszcze bardzo ponury poprawił się nieco przy kluskach,

Nadeszła noc sylwestrowa, właśnie naj­

lepsza pora na wizyty. Grupa zwiadow­

ców pod dowództwem wówczas już plu­

tonowego Skuteli, przeprawiła się ua ma­

łych łódkach przez Wisłę i dotarła nie­

zauważona przez Niemców do przeciw- a rozwiał się zupełnie, gdy wiara rąbnęła i lef?łego brzegu. Skutela prowadził grupę sobie po kielichu zdobycznego spirytusu. I 1®^ umiejętnie, że fryce zauważyli ich do-

Po wieczerzy cała chata rozbrzmiała śpiewem. Zadrżał z wrażenia stary pułap 1 zadzwoniły szyby, pierwszy r a i bowiem w dziejach swoich chata takiego doznała wstrząsu. X szły kolendy Jedna po dru­

giej... I to smutne, które pastuszkowie śpiewali, 1 te skoczne, i poważne, aniel­

skie.

Padł wreszcie iwskaa: „Spać!**. Ntfct jednak nie mógł długo zasnąć baj no­

cy. Marzył... Widzieli się w nieds- lekiej przyszłości maszerującymi w chwale po ulicach rodzinnego miasta. Wazę dzle biało-czerwone sztandary, zewsząd O- krzyki „Niech żyję bohaterzy!!*.

Nowina śnił coś bardzo pięknego. Na ustach jego bowiem widać było promien­

ny uśmiech. Może śniły mu się wykopali­

ska Troi, może nowo odkrycia, może d - chZ gabinet uczonego, Któż ta wla,

L ł J t w t a t n u

piero w momencie, kiedy swładowcy wskakiwali do okopów. Parę serii z auto­

matów, parę m itów granatami — i po­

płoch był kompletny. Zwiadowcy sabie- rają Jednego Niemca .języka" t wycofuję się z powrotem.

Za bohaterskie i umiejętne wykonanie tego zadania, plutonowy Skutela został odznaczony Krzyżem Virtuti Militnri V-«j klasy.

A dowódca dywizji dodał do tego ja­

szcze miesiąc urlopu.

J A W W Y S O C K I

KńwtM Ii b iU

wykonuje zamówienia, starannie szybko i w cenie umiarkowanej oraz prowadzi

Rnrsy nowoczesnego kroją damskiego dając możność przystąpienia do egzami­

nu czeladniczego I mistrzowskiego. Pro- 1 . . gram kursu obejmuje około 50 rysunków ’ . mickięgo

, czy kataklizmów niszczących ludzi, rzę­

dy, państwa, kolejne generacje przecho­

wują i wytrwale wzbogacają wiedzę, za­

pewniając jaj nieuchronny pochód wzwyż. Ja k ie wielka jest niemot praa- moey nad myślę naukową.

Podczas całego tego okresu wojenno- go uniwersytet nasz, wypełniając swe O*

bowiązkł, nie sapomńiał o przygotowy­

waniu jutra. W licznych komisjach ro­

biono pózede wszystkim rachunki sumie­

nia przeszłości. Wobec wielkości drama­

tu narodu i nauki polskiej, w innej jud skali mierzono własno kiorunld prac, wy­

siłki i osiągnięcia szkoły macierzystej.

Czy robiliśmy wszystko, eo tylko mogliś­

my zrobić? Jak poprawić 1 udoskonalić pracę uniwersytetu, dostosowując ję dtf nowych powojennych warunków? Na tej drodse poddano analizie główne nurty śy*

cia uniwersyteckiego. Przeprowadzono nawet ankietę na terenie całej Polski I na jej podstawie zostały opracowane 1 przedyskutowane doskonalsze formy or­

ganizacyjne i programowe w Zastosowa­

niu tak do nauczania, jak do systematy­

cznie ujętej pracy badawczej.

Kataklizm Warszawy rozbił wszystko.

Tak profesorowie, jak słuchacze —- część została zamoidowana w Warszawie, część wywieziona do obozów, reszta w nędzy rzucona na tułaczkę po całym kraju.

Lecz 1 wSwc.zaa nasi uczeni porwali się ponownie de pracy. Zostały utworzone nowe ośrodki kształcenia akademickie­

go, głównie w Częstochowie i w Kielcach.

Skierowano 109 profesorów, docentów i asystentów, do Częstochowy, gdzie jnż W listopadzie 1944 uruchomione zostały pod kierunkiem prof. Pollaka, Woyny, ,.0'ha, Nawroczyńskiego tajne komplety 1 roz­

poczęto naukę po prywatnych mieszka­

niach. Nauczanie to objęło 695 słucha­

czy, prowadzonych przez 89 wykładają­

cych.

Inna grapa wykładowców z W arsza­

wy wzmocniła kadry nauczania akada- Krakowie.

najmodniejszych ubrań damskich' Zapisy Lubiła uL Nową 18 m. 3

(Wejście od ni. Rybnej) 2348

W historii podziemne] Warszawy, W historii walki a zaborcą, w historii walki o myśl polską — Uniwersytet Warszaw­

ski

Cytaty

Powiązane dokumenty

„Zjazd uczestników w alki zbrojnej z niemieckim najeźdźcą, który odbędzie się w szóstą rocznicę napadu na Polskę, w rocznice wybuchu krwawej wojny, będzie

Jak dalece naród niemiecki jest pozbawiony charakteru i kośćca ideowego, dowodzi fakt, że w pierwszym roku po wojnie światowej pomnik Bismarcka, znajdujący się

Strzępy, zestawmy, ile egzemplarzy wydane w czasie okupacji. I gdy przypomnimy sobie, ilu na obecnym terenie mamy małych obywateli, którzy muszą i chcą się uczyć,

Pochód zatrzymał się najpierw przed tnobem gen.. Na grobie bohaterskiego generała ludność warszawy i wojsko złożyły wieniec i za- psfpno

część, przez jakie przeszedł naród polsld, stają się ju t tragedią ludzkości — głębia niedoli Polski, która znalazła się w samym centrum

nek ich do pracy jest taki, jaki da się obserwować u całej młodzieży

W Nowym Jorku ] odbyła się konferencja amerykańsko - pol- jskich związków zawodowych, na której [uchwalono szereg: rezolucji.. Vr rezolucji w [sprawie pomocy dla

see w akcji zdawania świadczeń rzcezo- re wykonało plan roczny w 33 proc., j plk pDbgrowskI stwierdzając, żc są pleń Kozłcwledd, kpt. Gody szewsłd, por. opowb