• Nie Znaleziono Wyników

Pamiętnik Naukowy. T. 2, z. 4 (1837)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pamiętnik Naukowy. T. 2, z. 4 (1837)"

Copied!
164
0
0

Pełen tekst

(1)

NAUKOWY

1837.

(2)

S P I S R Z E C Z Y

I.

II.

III.

rv.

v. I

m

VII.

W iliam Cow per . ' . . i - . • > ’ • ■•'j S ąd L ub uszy . . .-

W y ją tk i z Szekspira (M ak b et, Romeo i J u l i a , ... i k ró l L e a r). 2 | j£SS '•••' Zw yczaje lu d u . . \ . . • . • ' * ' ;#i.

K ilk a słów o racjo n alistó w system acie praw a n atu ry . . ł . . • • *. . . R ozm aitości:

a) W iadom ość o P rie sstn itz u i jego leczeniu w odą zim ną . . . • . • « * • b) W o jciech N a rb u tt • . . . . . . . . c) Sław iańskie starożytności. • • V . « d) O pracach naukow ych w R o s s y i . ' ■!

e) S tó letn i ju b ileu sz w ynalazku księgotłocznic*

tw a 1 8 4 0 ro k u ! . . . > . . . . . . . ' L isty o stanie teraźniejszym piśm iennictw a pol­

skiego.

Hoibioryi

a) M elitele, now órocznik na r . 1 8 3 7 w ydany przez J . N . Bobrow icza. ...

b) R y s postępów praw odaw stw a karnego ze szczególnem względem n a nowsze w tej

m ierze usiłow ania, skreśli! A . Z . H elcel.

c) D zieje starożytne narodu litew skiego p . T . N arbutla. T om Iszy m itologia litew ska.

d) O polichrom ii arch itek tu ry sta ro ży tn ej, to je s t zdobieniu je j koloram i, przez F eliksa

R adw ańskiego. . . ,.

Bibliografia. . .- . t V . . j

1.

26.

51.

44.

78.

91.

9 8 . 9 9 . 110. 112.

— ilS.

120.

— 1 2 8 .

148.

134.

(3)

K R A K Ó W .

W KSlĘGOTŁOCZNl STANISŁAWA CIESZKOWSKIEGO.

1 8 3 7.

A,

(4)

Za pozwoleniem cenzury rządowej.

(5)

P M E i i p m i i & m m .

póezyi wprowadzić, z wielkim dzieją się łoskotem. Po­

wiedziałbyś raczej, źe to spisek nie przetworzenie, walka materyalna, nie robota myśli. Jest w owych literackich uzbrojeniach pewien ruch łudzący, pewna regularność ma­

miąca. Wódz idzie na czele, ina rumaka do boju, dumne pióro, malowniczy ubiór, chód marsowy; mianuje adjutan- tów składających jego straż przyboczną, trąby brzmią chwałą pogromcy. Przerwać te głośne śpiewy tryumfu,—

śmierć, oprawcy nie daleko. Wielka armia tuż idzie, i jednym głosem pieje też same pochwały; jedna tylko cho­

rągiew powiewa ponad wszystkich głowami;' pachołki na­

wet upominają się o swoją schedę sławy. Wszystko to bardzo pięknieć

P am .N auk. T. II. zeszyt 1. . 1

WILLIAM COWPER.

( Z francuskiego).

(6)

Ale ten pozorny przepych zgubną ukrywa próżnię.

Nie godzi się nigdy rozumowi podrzezniać sile cielesnej.

Rozum nie udaje się na zdobycz napadniczemi pułkami.

On się odosobnią, tylko od boga zależy. Szczególniej po­

tężny w samotności, moc swoją z samego wydobywa siebie, nie urządza się administracyjnie, ani po wojskowemu. Zaj­

muje się samym sobą, prawdą, miłością, bogiem. Im głębsze jego zachwycenie, tem mniej myśli o tem mate- ryalnem, czynnem’ rozdaniu ról i interesów, składających (jałe życie jakiego Bonapartegó lub Kromwela. Każdemu swoje. Działającemu burze, korona, miecz, tryumf, gwałt, duma, głośne nieszczęście; dla niego Egipt, Tuilerye, Elba,, wyspa,-świętej Hejeny., Myślącemu spokój, bęzświe­

tność zewnętrzna, ożywiający wielki wewnętrzny w, nim gorejący: płomień; dla niego odwaga na niedolę, na za- z.drp^ć, obojętnpść, na spiknienie się milczenia, pogardy i głupstwa., Chcieć myśl gwałcić,, szał5 szał pomieszać dwie role: zbrojnego pogromcy i umysłowego przetwórcy;

szał mniemać, że świat myśli da się rządzić jak świat działania. 1 W Hiszpanii i. we Włoszech próbowano kolejno wielu podobnych zabiegów. Przyszło im do głowy prze­

mocą wszczepić w kastylską płonkę klasycyzm francuski;

teutońskiego ducha chciano nagiąć do jednostajnego toku rzymskiego ducha. Żyć te wszystkie próby nie mogły.

Niech postęp swoją idzie drogą, niech się umysłowość roz­

wija, niech działają wpływy drzemiące w społeczności ło­

nie. Ronsard byłby nas może ochronił od niejednego błę­

(7)

du w piśmiennictwie, może jakie narodowsze sold byłyby krążyły po wszystkich naczelnych dziełach F-ranCyi, gdyby niegrał roli króla,' gdyby się nie udawał Za Aleksandra poęzyi, gdyby nie chciał był dobrowolnie lub przemocą wcielić nas do Rzymian. Wpływ ten, skojarzony z cia­

snym duchem szkolnictwa, szczególniej nas krępował; potrze­

ba było dopiero jeniusżu Pa s k a l a, Mo l ie r a, Bo s u e t a do skruszenia żelaznego koła. Jakoż ruch podobny temu, ja­

kim Ronsard kierował, zawsze po sobie zostawia' jakieś ślady, wtedy nawet, kiedy śmieszność jego się odkrywa a wzjętóść upada. A jeżeli ten ruch źle był kierowany, jeżeli była wymusżonóść, przyśada, gwałtowność, jeżeli się do tego przymiesza co fałszywego i niebespiecżnego, przyszłość złowieszczą bywa.

Policzmyż szkodliwe skutki krążące po piśmiennictwie francuskiem. Ileżbyś to chciał usunąć. Pośród dowodów potęgi, płodności, łatwości, które jeniusz naszego kraju tak szczęśliwie i okwicie posiał, jakaż czuć się .daje plal- ma pierwiastkowa? Czyliż nie duch naśladownictwa, nie- wolniczość kopijowania, lgnienie ślepe, nie do jeniusżu ale do form starożytnych, bałwochwalstwo zabobonne niektó­

rych zastarzałych prawideł, przez najdłuższy przeciąg cza­

su źle rozumianych?— Wszystkie te błędy u Ronsarda się znajdują, wszystkie te nieszczęścia zaczynają się od niego;

od jego niezręcznie próbowanego i z nierozsądną przysadą posuwanego przetworzenia płyną nasze błędy i wady, prze- rysy niezgrabne Pindara i Eurypidesa, i płaskie Włochów

J ’

(8)

naśladowania. Blada i bezbarwna trajedya Laoran(3e-Chai!(- cela nie jestże trajedyą Jo d eła, odciśniętą z greckiego wzoru, ułożoną w francuskim nowoczesnyjn; jęZyfeu, ioczy- szpzoną na w zór naszego uwielbianego Rasyna? Oziębłość, słabość, uporządkowanie odpowiedne (symetryczne), wszystko to, zarówno znajdujemy w Jodelu jak i Lagrangę-Chaneelu, a jeżeli Molier, Bossuet, Paskal uszli tych niebespieczenstw, nie musimyź przypisać tej samodzielności raczej mocy ich rozum u, aniżeli pierwotnemu wychowaniu ich myśli? Nie m ówm y, jednak, źe się należy obojętnym okazywać na wszystkie, przetw orzenia; mają one skutki i wpływy nie- wyrąchowalne, podług tego'r ja k bywają dobrze lub źle kierowane..

William Cowpeh, we Francyi mało znany poeta, pisarz, którego t r e ^ , (i jeuiusz są prawdziwie angielskie , był mi­

mowolnym a, dobroczynnym przetworzycielem narodowego piśmiennictwa.: Biedny, nieznany samotnik, urodzony; oko­

ło połowy 3£.VIII. w ieku, dał popęd całemu umysłowemu ruęhowi, którego uczestnikami byli Walter-Skoci i.Byrono­

wie. Pierwsza; iskra tego wspaniałego pożaru z pism Cow- pera wytrysła; (przekształcił sferę umysłową w swojej oj*

czyznie i zrobił to bez dumy, bez w rzawy, bez zuchwa­

łości', nie domyślając się nawet swej mocy. Jego talent nader odosobniony, nader pierwotwórczy i rzeczywisty, nie podnosił się do najwyższości, ale był głęboko naturalny i doskonale prawdziwy. Za jego czasów poezya sztuczna ogarnęła panowanie nad całą Anglią. Przez poezyę sztucz­

4

(9)

ną rozumiem poezyę słów, w której: mało myśli, połą­

czenie tylko mniej lub więcej l szczęśliwe zgłosek, ze spad­

kiem izawsze podobnym, obrazy wytarte, które starają się ożywić nędzne dowcipki i gotowalniane opisy. Wielka poezya

Sz e k s p ir ai Mil t o n a w takie popadła spodlenie i w tak przy- sadną słabość, kiedy odludnemu Cowperowi przyszło na myśl pisać i W około niego panowały karłowate olbrzymy, istni JLiliputowie chwały. Niejaki Me r r y tytułował się CruL scantistem, i pisał sonety; Da r w in opiewał miłostki roślin z mikroskopem w ręku; Miss Se w a r d bardzo przyjemne ukła­

dała elegie do księżyca; zimuopromienna plejada, oddalająca się dziwnie od dawnego narodowego ducha, który natchnął prawdziwych poetów!

U wszystkich ludów panują naprzemian różne zmiany poezyi:. postępują one za odmianami towarzyskiemi,-już wiernie, zbliska, juźto zdaleka, dziwacznie. Epoka sas~

ko-mnichowska łączy się z starożytnościami średniego wie­

ku i tylko dla pamięci o niej wzmiankujemy; epoka rior- mandska wydała Ch a u c e r a, którego szyderska wesołość i nacechowane spostrzeganie przypomina staro-francuskie baśnie (fabliaus); wiek XVI. wspaniałe swoim- uwień­

czony . Sz e k s p ir e m i ozdobiony pełnym wdzięku Sp e n c e r e m

należą do czasu włoskiego wpływu. W Szekspirze duch północny bez wątpienia panuje;: duch bezstronny, spoi strzegający, oceniający, duch co sądzi a porównywa; prze­

cież czytając Lukrecyę., Wenerę i A donisa, Kupca ś W enecyi, Otella, Szlachtę werońską, a nade wszystko

(10)

6

Romea i Julię, oraz Sonety tego wielkiego człowieka, widzimy ja k duch włoski wniknął głęboko w ćywilizacyę nowo-angielską. Spencer zupełnie Włoch z kształtu, po­

życza od symbolicznej średniowiekowej alegoryi zmyślenia do swych opowieści. Co się tyczy poetów drugiego rzędu^

ci w XVI. wieku naśladują tylko P etrark jj i jego szkołę.

Ta włoszczyzna ciągnie się aź do panowania metafizycz*

nych poetów. Ci tem są dla Anglii, czem Gongoryści dla Hiszpanii, uczniowie Bensarada i D o ra ta dla Francyi, stronnicy Maryniego dla Włochów, — ludzie nadużywający skłonności narodowej i posuwający j ą do śmieszności, śród wszelkich wymuskań stylu. Przewaga kazuistów, panowa­

nie subtelności, wielkie szermierswo sporów, nałożyły umy­

sły do wszystkich cienkości (subtelności) ciernistej dyalek- tyki. Dziwny był widok tych subtelności przechodzących w poezyę, tych cierni zamieniających się w kwiaty, i teo­

logii szkolnej zajmującej miejsce narodowej muzy. Takiem było natchnienie K ow leja, człowieka z wielkim dowcipem i w swoim czasie nad Miltona przekładanego. Kowlej je st tylko kazuista, piszący wierszem. Czytaj R a j utracony, ujrzy sz, czy rozmowy anioła z Adamem tej samej nie no­

szą cechy; lecz ten wielki człowiek w innem, daleko głęb- szem czerpał źródle: wiara religijna ożywiała go. Co do kształtu, pożyczył go od starożytności przerobionej przez Włochów. Jego talentu szczególnem piętnem je st kalwi- nizm i zaduma w myśli; uśmiech, pojętność, płodność w wysłowietaiu i stylu. Przyłączyć go należy do grona Spen­

(11)

7

cera i Szekspira; sąto jego: brada i współzawodnicy. Na swoim wieku nie wielkie wycisnął wrażenie; lodowała me­

tafizyka Kowleja wszystkich poklaski zyskała. Subtelności pindaryczne! sylogizray w epodach! entyniemała w dyty­

rambach! Nie masz obłędu, do którego czczenia umysł ludzki nie byłhy zdolny.

Ale otoź i K arol II. wraca z rozpustną drużyną (the jovial king), król dobrego humoru, ciągnie za sobą cały dwór sfrancuziały. Anglia podrzeźnia Francyi: natchnienia Roghestera i dowcipnisiów współczesnych spływają na nich nie ' z R asw a i K ornela, ale . z d’Assouci i Bensarada.

Śmieszna karykatura naszej wytworności i naszego gustu klasycznego! Nieszczęściem od naśladowania nieoddziel- nem Anglicy małpują nasze wady, a Dryben , przydając im chrapliwe gadaniny, zarzuca scenę patetycznemi dowodze­

niami i wspaniałomyślnościami nadludzkiemi, Klelijanii, Cy- rusami, Artamenaud panny Skubery. Dryden przedziwny w ierszotworca,— obdarzony myślą m ęską, czynną, prze­

nikającą; niezdolny do utworzenia .drammatu, to je st do ożywienia na scenie ludzi z namiętnościami, charakte­

rami, zrodzony do satyry, epopei i rosprawy,:— sklecił upor­

czywie i dumnie sześć tomów złych trajedyj. Talent stra­

cony, który dziś trzeba odkopywać w literackich pieczarach, a którego niegodziwe użycie pozbawiło nas, kilku dzieł sa­

modzielnych. Moc wierszowania rozwinięta przez Drydena przysłużyła się postępkom materyalnym sztuki. Pope' rz u ­ cił się w ten sam żaw ód, z większą- zręcznością,, zwinno*

(12)

ścią i dowcipem. Pope właśnie w całym blasku rozpostarł panowanie wpływu francuskiego.

Okres wpływu francuzczyzny na piśmiennictwo naszych sąsiadów obejmuje czas panowania W il h e l m ai Ma r y i, kró­

lowej An n yi Je r z e g o II. Bogaty nade wszystko w wykwin­

tnych prozaików, publicystów i filozofów. Poetyckie imiona tego okresu nie odznaczają się żadną wybitną oryginalno­

ścią. Jeżeliby zaś ironia i doktoryat mogły stanąć za mu­

zy, przyjąćby można jako poetów Sw i f t a i doktora Jo h n­ s o n a; iskry czułości żywej i słodkiej melancholii jaśnieją w Gr a y u, Sz e n s t o n ie i Ko l l in s ie, lecz natchnienia w nich mało. Wyglądają tak, jakby się własnego jeniusżu bali, tłumili go i nakazywali mu milczenie.

Tak więc stopniowo osłabły i nadwątlały natchnienie poetyckie angielskie i wiara kalwińska, a nawet dawny duch języka. Zjawili się ludzie znakomici. Johnson nie zasłużył na pogardę; Pope godny uwielbienia poeta salono­

wy; Adysson spostrzegacz pełen bystrości, wymuskany pro­

zaik: ale poezyi groziło niebespieczeństwo zgaśnienia, je ­ żeli nie nastąpi nowy zasiew i sił pokrzepienie, i najlepiej tego dowodzi słabość nadzwyczajna, chorowita i wybujała nicość pisarzów wiernych szkole Popego. Ha r l e j i Da r w in

liczą się pomiędzy poetów, których umieścić należy w ot­

chłaniach Da n t e g o, albowiem żyli nie żyjąc;

Che mai non fur vivi.

Anglia długo spoczywała wytrzymując tylko walki cząst­

kowe, usiłowała się kszlałcić na wzór towarzyskości sta­

8

(13)

łego lądu; stosy teologiczne przestały pożerać sw oje ofiary;

pręgierz już się krwią nie broczył? tolerancya zwiastowa­

na przez L o c k a ustalała się stopniowo; wszystko zmięk­

czeniem słabło, zawiści gasły, jakobinizm mięszał się po­

w oli z w ładzą, wigizm zaś zbliżał się do filozofii. W tej epoce spoczynku było udoskonalenie i postęp; życie towa­

rzyskie zyskało, pomysły się' rozszerzyły, nawyknienia ule­

pszyły, Stronnictwa polityczne straciły nie swoją zaciętość i złą w iarę, ale krwi pragnienie— w yrzekły się sw ego da­

w nego pokrewieństwa z katami. W szystkie te przyczyny,1 a z niemi podziw trw ożliw y, jaki wzbudzała monarchia Ludwika XIV, tłumaczą nam rozw inięcie poezyi Popego i pedantyczną dyktaturę Samuela Johnsona. Rodzaj dosko­

nałości osiągnionej przez tych dwóch pisarzy w prozie i po- eżyi nie był stosowny do pierwotnego, teutońskiego ducha języka. Frazeologia została się łacińska, idey płynęły ło­

żyskiem Wykop anem przez zgłębienie starożytnych; prze­

kładnia saska i silna w oln ość, której' Szekspir i Milton sam tak pięknie u żyw ali, ścieśnionemi zostały. *Co do mnie, nie czuję w sobie odwagi burzyć ani krzesać: której z ga­

łę z i, której z odnóg cywilizacyi Umysłowej. Wolę, przyj­

mując w szystkie, szacując podług swej wartośoi, poczyty­

w ać za konieczne zmiany tonu i bar\vy, wzburzenia nieu­

chronne, płodne przeobraż«nia:, ruch piśmiennictw prze­

dłużające. Uważam tylko za godne potępienia udanie, ni­

c o ść , obłędność, pedantyzm, przyfeadę, madrygał Bensarada naśladowany z w łoskiego, fałszywy mistycyzm pożyczony

(14)

od Niemców? fałszywy entuzyazm Kowleja przesląkniony dowcipkami szkolnemi i fałszywą klasycznością wprowadzo­

ną do Hiszpanii. Dziedzina sztuk jest obszerna jak przy­

roda, a w domu mojego ojca wszyscy się zm ieszczą.

A tak nawet w tej epoce omdlałości poetycznej można przytoczyć kilka imion, które poza tą linią umieścić należy, aczkolwiek'je własna epoka krępuje i ciśnie. Go l d s h m it h,

który byłby pisał wyborne poemata w towarzystwie inaczej, usposobionem, przestaje na 2 lub 3 zarysach, pełnych du­

szy; to prawda. Th o m p s o n, całe życie poświęcający się nau­

ce, malowaniu scen naturalnych, wpada w nadętość, uży­

wa kolorów przesadzonych, głuszy wielomówstwem . i wy­

razami brzmiącemi, i tworzy poemat sławny w swoim kra­

ju , zanadto chwalony we Francyi; poemat uroczysty i szu­

mny, często wymowny, jednoczesny, ale nie ożywiony tą szczerą i naiwną miłością przyrody,: bez której niepodo­

bna jej opiewać. Thompson nie wie, że aby ją naślado­

wać szczęśliwie, obraz uderzający oko poety musi zstąpić w głąb jego. serca i w niem się w yryć.! Coś błahego i po­

wierzchownego, ozdobnego i fałszywego, przysadnego i, wy­

muskanego wslizło się w poezyę angielską. Szło o Wyna­

lezienie wewnętrznego natchnienia, tajemnicy poruszenia i współczucia. To odnowienie zachowane było samotniko­

wi choremu, nazywał się Co w p e r.

Jego ojciec, jeden z kapelanów Je r z e g o III. był rektó- rcm w małej wiosce Berkhamstead, w hrabstwie Hertford, kiedy mu się .narodził William, szósty syn jego.i. Dziecie 10

(15)

11 to budowy słabej i w ątłśj, cudem prawie zachowane, sko­

ro tylko powzjęło pierwsze zasady: języka łacińskiego i grec­

kiego, wtrącono je natychmiast do szkół publicznych. ..Na równie bojaźliwym jak słabym towarzysze wywierali ową szkolną, do barbarzyństwa posuwającą się tyranię. Biedne dziecie było igraszką klassy, męczennikiem szkoły., .C a łą swoją energię poświęcił na wytrwanie, nie przywodząc ni­

gdy obrazicielów do milczenia zemstą,, gniewem lub stałością.

Cowper przez całe swoje życie , zachowywał piętno cierpień szkolnych: charakteru z natury niedowierzającego, stał się tak nędznie bojaźliwym, iż męką dla niego, była przytomność ludzi. —- Uczył się potem prawa, albo raczej udawał, że się uczy. Prawdziwe jego szczere zatru­

dnienia ograniczały się na,kilku fraszkach dziecinnych; ry­

sował krajobrazy, grał na flecie, chował ptaki, ą gdy mącono spokój lubego próżniactwa, gdy go się zapytano:

czego się nauczył? wielce się biedził. Nie tylko nic nie umiał, ale jeszcze zamiast nabycia ząnfąnia, śmiałości,, albo że tak powiem potrzebnej dumy, każdemu, ktokolwiek, chce występować publicznie, tylko bojaźń jego wzrastała; uzna­

no, że nigdy nie wyjdzie na rzecznika. Rodzina jego, ma­

jąca wzjętość, wyrobiła mu zyskowny urząd sekretarza tajnych komitetów w izbie parów- Trzeba się było poka­

zać na zgromadzeniu. Zaląkł się i złożył jeszcze nieob­

jęty urząd. ;Tuszono sobie, że mianując go nareszcie dziennikarzem izby niższej, zwyciężą, trudność przez jego charakter stawianą. Szło tylko o to, aby siedzieć w od-

(16)

dzielnćj izbie i utrzymywać w porządku dzienniki parła*

mentowe. ' Na nieszczęście wszczęła się rosprawa względem jakiegoś aktu; dziennikarz odebrał rozkaz stawienia się i przyniesienia dowodów. Naznaczono dzień. Co w p e h,

który się pilnie przejrzał w parlamentowych dziennikach i doskonale znał swoje, wpadł w śmiertelną trwożliwość, która się skończyła na chorobie. »Jedynie osoby — mówi on — jak ja usposobione, na których wzrok społeczności skutkuje jak gwałtowna trucizna, będą mogły ocenić okro­

pność położenia mego, inne zaś mnie nie: zrozumią. W gło­

wie mi się przewróciło i mocno na zdrowiu zapadłem; gdy nadszedł dzień okropnego sprawozdania, byłem w łóżku bez zmysłów, i zresztą wszyscy się moi przyjaciele zgodzili, źe raź na zawsze trzeba mi się wyrzec wszelkich urzę-1 dów publicznych. «

Umysł chorowity, nerwy wstrząśnione, szał przestra­

chu i smutku naprowadziły Co w p e r a na myśl samobójstwa.

Słabość niedawno okazana, zdawała mu się hańbą, którą śmierć dobrowolna zmazać powinna. Zdołano go Ocalić kilka razy. Po'tych usiłowaniach rospacży,'pobożność je ­ go stała się ponurą, a zabobonność łączyła swój przestrach z przestrachem," jakim go nabawiali ludzie. Zostawiony umysłowemu obłąkaniu, które zdawało się niepodobne do wyleczenia, schronił się do Huntington w hrabstwie Cam­

bridge. Umwin, jeden z przyjaciół jego rodziny, przyjął go uprzejmie. Życie jego było przyjemne, regularniejsze, spokojniejsze, więcej ukryte; mógł kosztować niektórych

\%

%

(17)

rodzinnych roskoszy; daleki jej kłopotów 1 żalów, niepoko­

jów i goryczy, ujrzał się zasłoniony tarczą przyjaźni i sa­

motnością przed resztą świata, którego się lękał. Zamiast błyszczących rzeczników, w świątyni, którzy szydzili z jego łagodności i smutku, widział około siebie tylko dobrych ludzi bez przysady, bez grymasów; osoby proste, lecz nie grubijańskie, które zdołały powoli pojednać go, jeżeli nie z ludzkością, to przynajmniej zżyciem. »Kiedy dobra pani Umwin (mówi w jednym z swych listów) gra przy mnie na harfie, czuję jak się moja dusza, rozpręża, drażliwośić się ucisza, i troski koją, życie, się odnawia; potem przechadza­

my się w pobliskim lasku; często nam się zdarza prawdzi­

we odbywać podróże, i już dzwon wieczorny się rozlega, gdy powracamy. - Wtedy czuję, że mi bardzo dobrze.«

Po kilku latach przepędzonych w tej samotności, pani Umwin, z właściwym kobietom taktem, zrozumiawszy tego rzadkiego człowieka, radziła mu, aby nadał kształt poe­

tyczny dumanioni swoim. Długo się wahał, aż nakoniec usłuchał te j, która czuwała nad nim w chorobie i jego do­

brodziejką była. Inna dama z sąsiedztwa, lady Hesketh za­

chęcała go w pracy.. Tak tę osobę, nie bardzo przyjemną dwie kobiety pocieszały, utrzymywały, broniły, ożywiały;

nie przestraszył ich przesadzonym kalwinizmem. Odgadły talent jego, i delikatnie odjęły powłokę bojaźni, nieufno­

ści i chorowitości. Biedny hipokondryk! Uspokoił się po­

mału, jak te bojaźliwe zwierzęta lękające się jasnego słoń­

ca, unikające przytomności obcych, które się! usuwają od I 13

(18)

14

hucznych prZymileń, a tylko przez usilną staranność oswoić sie mogą. Połowę życia jego pochłonął szał smutny, za­

bobon nie do wyleczenia. Widział się potępionym, groziła mu zemsta boska; nie mogła go ukoić litość boga;! dla nie­

go jak dla wielkiego Paskala piekło stało z otwartą i neu- tiłaganą paszczą. Owa bolejąca religia była jedynym ży­

wiołem jego duszy. Ilu ludzi, tylu widział nieprzyjaciół, a jeżeli się przeciw nim nie zbroił natrząsającym się gnie­

wem Jana Jakóba, z lękliwsZem jeszcze drżeniem od nich' stronił. Te przykre uczucia przekształcił w poezyę. Przy ich wydaniu zachorował znowu. Wkrótce wyszły jego pisma religijne i moralne, jego wyborne tłumaczenie Ho­

m era, i godne uwielbienia poema opisujące pod napisem Robota.

Nigdy poemat nie stanął bliżej marzeń Jana Jakóba i dumań Ob e r m a n a. Chcąc zasmakować w Cowperze, trzeba całkiem zapomnieć o obrazowym jeniusżu Greków.

On jest ohrześcianinem północnym; Gowper nie maluje przyrody dla niej samej; nade: wszystko wyraża uczucia, które mu przyroda udziela; spogląda na nią przez szkło swej myśli. Ile poeta opisujący daleki jest od tego błędu pospolitego w poezyi opisowej, :t. j. od drobnostek, niezaj- mujących szczegółów. Zasłona religijnej melancholii po­

wleka jego krajowidok i doskonale się zgadza z szarawemi niebem, niby aksamitnemi pagórkami, eienistemi gajami iozdobnemi chatami Anglii. Jużto zdaje1 ci się, źe widzisz w małym obrazie Woumermans, objaśniany przez poetę

(19)

filozofa; jużto równinę Ruysdael, ze spadającym deszczem ciężki przesuwający się obłok, uciekające linie parokręgów, dzierżawcę idącego swą drogą z nasuniętym na oczy sza­

rym kapeluszem, i dymek wznoszący się ponad samotnym dachem. Z tego wszystkiego Cowper robi filozofię. Każdy jego krok przez puste pola świat zadumań obudzą, przed­

miot zewnętrzny nigdy go nie podnieci i nie natchnie dla swej własnej piękności, albo malowniczej wielkości; ale dusza poety oddziaływa na świat zewnętrzny, i mocą współ­

czucia nadaje szlachetność temu co gminne, oryginalność temu co dawne łub pospolite. Chęć uderzenia wyobraźni czytelników pasmem obrazów, język dla oka umysłowego, zajmowanie go tylko urozmaiconemi kształtami,: różnemi barwami, sąto własności głów podrzędnych, obdarzonych niejaką łatwością stylu. W epokach omdlałości poetycznej, nadto często sposób ten pisania uwielbiano. Włosi mają tłum pisarzy łączących z talentem opisowym pewną jasność dydaktyczną ;* De ł ił ł ę , Sa in t- La m b e r t , Es m e n a r d we Fran- cyi poszli tąź tamą drogą; w Anglii Da r w in długo się cie­

szył popularną i świetną sławą. Wąską podstawę nadali sztuce i na samym cyplu usadowili jćj piramidę. Sądziszli, że robota muzy tak poślednia? Toźby ona niewolnicą Łyó miała do trzymania zwierciadła przed przyrodą, aby wier­

nym była jej odblaskiem niepomijając żadnego szczegółu?

0 ! n ie ,'je j natchnienie płynie ze stron gómiejszych; ona nie wypisuje, nie kopijuje; ona wyjaśnia, to zgłębia, ma­

rzy, to unosi, modli'się, to płacze, pociesza, śpiewa.

15

(20)

Uwiedziono się przykładem Wirgiliusza, albo raczćj złćm tłumaczeniem jego skotopasków. Duch naśladowniczy Wszystko w Europie zepsuł; od wieku do wieku rzucał mylne wyobrażenia o starożytności; wyobrażenia, które nieustannie Się rozpościerały, wydawały owoce i rosły.

Żywe ję znaleziono znowu w rewolucyi francuskiej. S/eo- topaski znaczy księgę wiejską. Zycie wiejskie tłem było życia Rzymian. Jeżeli społeczność feudalna zajmuje jeszcze Eranęyę,. która , tylko prześliznęła się przez feudalność, jakże wielce zajmować, musiało każdego Rzymianina to ży­

cie rolnicze, na którem dźwignęli budowę swej chwały;

religia, sztuka wojskowa, obyczaje obywatelskie, obrządki religijne publiczne, imiona własne rodzin, pamiątki wojen­

ne, pierwsze podboje odnosiły się: do tego samego ogni­

ska,; Rzymianie byli tylko zbrojnymi rolnikami; orali swoje pola, rozszerzali granice z orężem w ręku; odziani pan­

cerzem wzywali Tryptolema i z nim boginię. Między Rzy­

mem zdobywczym i Rzymem rolniczym zachodzi przeto ściślejszy; węzeł jeszcze, jak istniejący po sześciu wiekach między Frańcyą feudalną i Francyą odnowioną. Poeta rzymski mówiący o polach i o oraniu był pewnym, że czu­

łość narodową poruszy. Jego natchnienie było pobożne i patryotyczne; wzywał dawne, bóstwa krajowe, zstępował do zarodu rzymskich instytucyj. Wielki podział towarzyski dzieci Romulusa nie jestźe z jednej strony własnością ziem­

ską rolników, a z drugiej bezwłasnością wyrobników?

Obrządki religijne nie byłyż wszystkie rolnicze? a święte

(21)

kury, luperkalia i wszystkie święta rzymskie nie przypo- minająż żywo pierwotnych zwyczajów? Bohatyrowie sta­

rorzymskiego świata nie byliż bohatyrami'wiejskimi? Z jaką powagą 5 Z jakiem przekonaniem o świętości dopełnionego obowiązku Wirgiliusz prawi o pracach polnych i wykłada quid fa c ia t laetas segetes! Nie jeśtto pisarz przy stoli­

ku, wybierający amplifikacyę retoryczną, i który liczy na urozmaicony blask kolorów i na szybkie następstwo po so­

bie obrazów; jestto kapłan dawnego Rzymu. Romulus i matka W esta ,

Romule Vestaque M ater,

stoją mu zawsze przed oczyma; udaje się pod bezpośrednią opiekę bogów ojczystych, powtarza i podwaja wyrażenie' ich przypominające:

D ii p a t r ii, indigetes!

Natchnienie Cowpera jest równie głęboko angielskie, jak Wirgiliusza głęboko rzymskie.

Zaledwo ten głos smętny wytrysnął z pośród samotnośei, aliści wszystkie dusze na poezyę czułe rozrzewnił. Coo­

per wyrzucał Anglii jej zbytek, wady, kłótnie domowe, Bezprawia, d u m ęd aw n a pieiśń kalwinizmu zabrzmiała po raz pierwszy od śmierci Miltona. Za przykładem Drydena wszyscy myśl poświęcili dla kształtu, Gowper poświęcił ozdobnośc kształtu dla jednośei i polotu- myśli. Poezye dydaktyczne wyglądały blado i elegie i ody tej epoki lodem1 były ścięte. Wolny, jakby od niechcenia marzący,; łatwy, gorący, namiętny jest tok tego odludka, który nie pisząc aby

Pam . Nauk. T . II. zeszyt 1. 2-

17

(22)

pisać, niemając ani systemu, ani zwolenników, ani chwalców, ani lennych dzienników, ani roszczenia wszechwładztwa, ani czynnych intryg, nie łaknąc gorąco chwały* był nie przepartem złudzeniem dla nowego pokolenia. Poważni lubili uroczystość tej myśli zawsze moralnej i czystej; mło­

dych zachwycało to zaniedbanie, szczerota sama z siebie- płynąca, to zniewalanie, ten sok naturalny. Poeta wszczy*

nał wszystkie pytania, poruszał wszystkie przedmioty, któ- . remi się ogół zajmował; widziano jak w dumaniach samo­

tnika grzmiały namiętności świata zewnętrznego. Jużlo opłakiwał napływ rodzin do niektórych miast rękodzielnych, ognisk przemysłu, ale także występku i nieszczęść; już wywoływał w swych wzniosłych wierszach^ zniesienie han­

dlu Murzynami. Obejmując z głębi swego wiejskiego schro­

nienia rozumowy widnokrąg swej. epoki, w roku 1780 zapowiadał upadek ówczesnej monarchii francuskiej; a tak ten, co jak się zdawało tylko się wpatrywał w dosyć je ­ dnostajny krajobraz hrabstwa Cambrydge, rzucał w wszyst­

kich swoich naiwnych marzeniach tysiące boskich i proro­

czych ' światełek.

Jak dać wyobrażenie tak zupełnego w swym rodzaju talentu, tak dziwnego i tak otwartego, niby, na oślep idą­

cego , a Wszakże postępującego za przewodem niewzruszo- 11 ej myśli, posuwającej swe panowanie aż do przywłaszcze­

nia,' talentu poufałego w tonie, odludnego uczuciem, dzi­

wacznego kształtem, z tajemnem arzew nem , powabnem, górnem, nawet śilnem natchnieniem?— Robota (La tache)

(23)

jest poematem,' jak Próby Michała Montaignm są nauką filozofii. Bez żadnego planu, porządnego podziału przed­

miotów, żadnego pęta, żadnego prawidła; pogadanka tylkt) zajmująca, pasmo dumań, marzeń, uniesień lirycznych, pamiątek czułych, rozdzierających żalów, gorzkich krytyk, religijnych polecań się bogu. Owe miary wiersza toczą się równie jak myśli bez przygotowania, nie porywczo, bez usterku, bez wyszukania, przy rozmaitości powstającej z uczucia. Tacy pisarze wyzywają na harc tłumacza. Niech-’

że kto próbuje przełożyć następujące wiersze.

Żadna proza nieodda tej miary skojarzonej z myślą i obrazem, tych wierszy,— które same mogłyby wskrzesić dźwięków czarodziejstwo, — tego miękkiego spadku, jużto grzmiącego już mdlejącego, któiy tak dobrze maluje drżą­

ce po polach' dzwonienie. Dosłowne tłumaczenie będzie istnem świętokradzkiem zelżeniem.

»Jest w duszy współczucie z tonami. Tony rzewne lub wojownicze, melodye poważne łub śmiałe, pieszczą ucho podług usposobienia duszy. Strona drga w nas samych, gdy słyszymy wjednodźwięk zlaną muzykę, a tej stronie dusza nasza echem odpowiada. Jak mię zachwyca ta har­

monia wiejskiego dzwonu uderzając czasami, z początku słaba i łagodna, potem mdlejąca i konająca po błędnych obszarach powietrza, potem drgająca silnie i silniej jeszcze, grzmiąca jako piorun, gdy ją wiatr ku nam unosi. Muzy­

ka swą łagodną przemocą otwiera wszystkie świątynie, 2 '

19

(24)

kędy pamięć drzemała. Zaledwo melodya raz już słyszana odezwie się znowu, aliści jawią się dawne miejsca, wra­

ca przeszłość, jej roskosze, cierpienia. Moja dusza się cofa.

Jak podróżny na mapie tak dusza w jednej chwilce prze- bieży obszar swych cierpień i lubości, wszystkie kręte ścieżki życia, po których się długie lata błądziło.«

Znający jak dalece' slabem jest tłumaczenie, w dwóch ułamkach, które tu przytoczę, będą poszukiwać tylko zi­

mnego szkieletu poezyi.

»0h! ustronia, ustronia w jakiej obszernej pustyni!—

Cienia bez granic, boru bez końca! miejsca, gdzieby nie- , doszedł zgiełk gwałtu i podejścia, gdzieby ich moje ucho nigdy już nie słyszało. Boleję od tych krzyków; moja du­

sza cierpi. Zawsze ta nędza, zawszę kary, zawsze rzeź.

Nie masz już krwi ludzkiej w sercu człowieka, nie masz dla bliźniego współczucia. Nasze braterstwo się zerwało, zerwało się jak powrósło słomiane niszczejące i upadające przy ogniu. Cóż mu zawinił ten człowiek, z którym się tak źle obchodzi? cóż winien, że jest czarnym a tamten białym? Ale ten człowiek czarny będzie jego łupem; po­

luje na niego, otacza, zabija. Dzika przemoc jest w ręku pana, a pan jej nadużywa. Odrobina wody rozgranicza te dwa kraje, i to przyczyna zobopólnej nienawiści; gdyby nie to , zlaliby się jak dwie krople wody w oceanie. Smu­

tna rzecz! Człowiek poświęca swego brata nieszczęściu i jego staje się katem. Nie! niechciałbym mieć niewolni­

ka do uprawy pola, coby mnie dźwigał, chłodził w czasie 20

(25)

snu śpiącego w noc letnią, niewolnika. któryby szedł na moje skinienie i drżał za mojern ocknieniem; nie chciałbym niewolnika, gdyby mi nawet • dano całe bogactwo z jego kupowanych i przedawanych muszkułów wyciśnione. Nie!

wolałbym tysiąc razy sam być niewolnikiem i dźwigać jego pętaj niż go w kajdany okoWać. W Anglii nie mamy nie­

wolników. Mamy za to niewolników za morzem. Dlacze­

go to przeciwieństwo? Niewolnik, jak tylko przepłynie morze, jest wolnym; niewola w Anglii nie ma sobie wła­

ściwej atmosfery. Jak tylko pierś niewolnika odetchnie powietrzem Anglii, jak tylko noga jego dotknie tej krainy, ta noga jest wolna, ta pierś jest wolną.«

»Szczęście domowe! ze wszystkich dóbr, które czło­

wiek przed swoim upadkiem posiadał, jedyne, które jego.

przeżyło klęskę, jakże rzadko można cię kosztować w ca- lćj czystości i piastować długo! W kryształową czarę two­

j ą ileż kropel gorzkich niedbalstwo, zapomnienie i słabość ludzka wpuści. Nierostropni, nieumiejący cię nieskazi­

telną przechowywać, zapominają, że rodzina jest karmi- cielką cnoty; onato ją utrzymuje jeszcze w młodocianym drżącym kwiecie, ona ją utula -w dniach smutku. Szczę­

śliwość ta nieznana w miejscach, gdzie roskosz założyła tron swój i świątynię, gdzie ta bogini w powiewającej szdcie, z upojonem okiem wspiera się na dziwaczącej mo­

dzie. Szczęście domowe jest czyste, State i miłe; brzy­

dzi się zmianą, potrzeba mu przywiązania przez długi cząą

(26)

22

wypróbowanego j głębokich a spokojnych uciech, za które nie stapą gorące uniesienia roskoszy.«

» Co do mnie, jak daniel stroniący od swoich, dawno już udałem się na osobność, a bok mój jeszcze się od strzał mnogich broczył, które w nim utkwiły. Dysząc szu­

kałem daleko spokojnego miejsca, opiekuńczego cienia, .gdziebym umarł spokojnie. Tam spotkałem inną istotę ró­

wnie wieloma rany okrytą,— i z jej boku krew się lała, a w sercu była rana; pojęła moje cierpienie, i przyjazną dłonią wydobyła ostre kolce włóczni; wyzdrowiałem, oży­

łem. Odtąd mieszkałem w nielicznem gronie lubowników miejsc ustronnych i samotnych, odległych gajów; bardzo daleko od dawnych towarzyszów mego życia, daleko od ożywionej widowni tego świata, który omijałem; nie wiel­

kie grono mego towarzystwa, nic nie pragnę więcej. Tam to dumam, tam moje widoki się zmieniły. Nie widzę już świata w tej samej postaci jak niegdyś, i przyszłość w in­

nej okazuje mi się barwie. Widzę tych ludzi błąkających się w oceanie złudzeń, każdy z nich idzie za swojem uro­

jeniem, i to złudne szczęście bezustannie z rąk im się wy­

rywa.' Marzenie zamarzeniem, a każde nowe marzenie na­

pawa ich wiarą w lepsze szczęście jak wprzódy; wrzawa zawiedzionych nadziei, z której powstaje ten krzyk wielki pomięszany, nazwany rozumem świata. Weź połowę rodu ludzkiego, przydaj do tego dwie trzecie drugiej połowy, i spytaj ich, jeżeli ogółem ich bojaźni i nadziei nie są ma­

rzenia ! tnarzenia-! m arzenia! Tłumy uwijają się w pro­

(27)

mieniu słońca, wesołe, bez troski, nie przezorne jak te owady, które latają przez jednochwiłowe życie i znikają na zawsze. Marzenia tych są błahe; są inne marzenia po­

ważne i uroczyste. Jeden mówi ci o swoich ważnych od­

kryciach a drugi o swojej historyi prozą pisanej; ten pisze romans, z upodobaniem utworzy bohatyra, o którym nikt nie słyszał; mówi, źe to są dzieje. Ten szpera w gro­

bach przeszłości zapomnianego imienia, i odgrzebuje;, mó­

wi ci o tajemnych obyczajach osoby, jej rysach, postawie, ubiorze; powiedziałbyś, że ją znał, nim się urodziła. Ów bawi się zwijaniem dawnej historycznej i politycznej przę­

dzy. Nauczy cię, co,wszyscy ministrowie dawniejsi robić chcieli, wyświeci tajemne chęci, tajemne zamiary. M arze­

nia ! marzenia! marzenia!*

Z ujmą dla Cowpera tłumaczyłem go: rzewność, mia­

ra wiersza, barwa, uczucie, wszystko więdnie i roni liście w cudzoziemskiej prozie. Cóźkolwiekbądź wstrząśnienie piśmiennictwa angielskiego od niego się zaczyna. Cz a b b e,

W o r d s w o r t h, Co l e r id g e należą do jego szkoły;cała poezya angielska zmieniła się od czasu wydania dzieł jego, a su­

rowość zabobonna nauki nie osłabiła potęgi jego talentu.

Pomimo tej surowości jest pisarzem pełnym powabu; żal nam g o , źe drzy tak boleśnie przed myślą zemsty boskiej, dzielimy jego troski; odbieramy od niego drogie pociesze­

nia. Pocieszający pisarz jest rzadki; zaledwo wspomniećby można pięciu lub sześciu, których mowa zdoła wesprzeć człowieka w dniach boleści. I godna uwagi, źe ci pocie­

(28)

24

szyciele bylito powiększej części odludkowie i hipokon- diycy. Gdy twoje zachmurzy się niebo, gdy spuszczą się chmury, widnokrąg sie zamknie, ścieśni przed tobą, koło ciebie,— gdy głosy przyjazne umilkną, a głosy nieprzyja­

cielskie groźnie powstaną: otwórz wtedy najsłynniejszych pisarzy z gorejącego natchnienia, albo tych, których stron­

nice się iskrzą od rozdziału do rozdziału, albo tych, których burzliwy pomysł rzuca się na skaliste łoże, albo których zniewieściała czułość otwiera namiętności ranę, zamiast ją wyleczyć. Znajdziesz tylko suszę, puszczę we wszystkich tych autorach. Wtedy Woltaire zasmuca, Diderot utrudza, Tasso nudzi, Dante jątrzy. Wtedy czujemy wartość, ce­

nę wewnętrzną tych samotników, co swoją wysłuchawszy duszę, do twój ej przemawiają; zstępują powoli w głębie twojego cierpienia, od balsamu, jaki wlewają, nie zbudzi się żadna namiętność, nie zadrzy żadna bolesna strona;

lekarstwa przez nich wskazane prawie zawsze są proste, łatwe i pospolitego prawie użycia. W obcem towarzystwie żyjąc, kiedy mój kraj dla mnie nie istniał, obyczaje nowe otaczając mnie uciskały, kiedy gorzko opłakiwałem dziwac­

two mojego losu i bezsławną nicość mojej przyszłości:

w dniach tych żąłoby, których nikt pojąć nie raczy, a któ- reby mi daleko więcej ciężfiły, gdyby świat odgadł ich ta­

jemnice, ileż razy trafiło mi się wzjąć z sobą przyjaciel­

skiego pisarza, książkę przyjacielską; pierwszyto poeta angielski, z którym się ściśle stowarzyszyłem, który mi objawił wielką nieznauą tajemnicę, pokrewieństwo myśli

(29)

ludzkich w tysiącznej rozmaitości kształtu i sttlu. William Cowper, błogosławiony William Cowper!— Londyńćźycy w tym ,czasie ( nie wiem, czy ich reforma nie zburzyła te­

go miłego miejsca) posiadali jeszcze blisko swego olbrzy­

miego miasta samotny gaik, w którym spokojnie żyły i roz­

mnażały się daniele, porosły trawnikiem dosyć wysokim i gęstym; okrywały go wielkie dęby rozrzucone bez po­

rządku, szacowne sędziwością, angielskie dęby ciemnozie­

lone i dziwacznie rosnące. Między miastem a tem miej­

scem schronienia znajdowała się obszerna przestrzeń Hyde- Parck, tak , źe zdaleką słychać było, jakoby szelest głu­

chy odległej kuźni, odgłos przemysłowego Babelu, osłabłe echo prozaicznego życia, szum interesów i namiętności w wiecznej walce. Tamto trzeba było czytać Cowpera, tego poetę prostego; tamto dopiero rozumiało go serce.

Tamto zaczęło się miedzy mną a nim braterstwo wraz z życiem tylko gasnące. Z przypadków naszego bytu znaj­

dzie się taki, który się powtórzy dwa lub trzy razy, wyj­

dzie z pamięci, gdyśmy całkiem zaprzątnieni dziką potęgą rzeczywistości obecnej: chcę mówić o nieprzewidzianem szczęściu, które sprawują niektórzy pisarze. Odmładzają myśli, odnawiają ich wewnętrzne źródło; i któżby o tem zapomniał?

(30)

26

S Ą D L U B U S Z Y . (')

CSzcm Wełtawo mętne sączysz wody?

Czyli burza wzdyma twoje brody, Czy gwałtowne z niebios pędząc tucze, Złoto-piaską gliną prąd twój brucze?

Jak się nie mam mętną sąozyć wodą Gdy dwaj bracia spór zacięty Wiodą, 0 ojcowskie zwaśnieni dzierzawy:

Luty Chrudosz od krzywej Otawy, Co złociste wężem sączy strugi, 1 brat chrobry Stagław od Radbugi, Klenowicze, których rószczka strzela Z starożytnej gałęzi Popiela,

Co w te kraje z ziemi szedł dalekiej Z czechowemi pułki, przez trzy rzeki.

Leci drobna jaskułka z daleka, 1 na oknie u Lubuszy siada, Z książęcego groda Wyszehrada Załościwie śpiewa i narzeka.

Skoro siostra posłyszy śpiewanie, Prosi księżnę Lubuszę w zaranie, By w książęcym grodzie Wyszeliradzie Wiecem bratniej kres położyć zwadzie.

(31)

Wzywa księżna mężów z okolicy:

Zutosława od białej Lubicy, Co z szerokiej dąbrowy wyrasta;

Lutobora wzywa z chełmca miasta, Gdzie Orlicę pije Łaba skora;

Z niebotycznych wyżyn Ratybora, Z Kwskonoszów, gdzie Trut ubił sana; (s) Z kamiennego mostu Radowana;

Jarożyra od zdroistej skały;

Strzeżybora z Sadzawy spaniałej, Samoroda od Mszy srebrnej rzeki, 1 wsze kmiecie, lechy i władyki, Więc Chrudosza, więc wzywa Stugławę,

0 ojcowską zwaśnionych dzierżawę.

Idą lesi, władycy do grodu, 1 zasiedli ławy, wedle rodu, I zasiadła młoda księżna w bieli Stół, gdzie sławni ojcowie siedzieli.

Stoją umne dwie dziewie po bokach Biegłe w wieszczbach zwycięskich, i rokac Jedna deski prawo-datne w dłoni,

Druga dzierży miecz, co krzywdę goni, Górą płomień, zwiastun prawd, u spoda W Srebrnych sędach (3) święto-cudna woda

Młoda księżna z stoła się ozowie:

» Moi kmiecie, lesi, władykowie!

Owo prawda ma być dziś zjaśniona, Wedle bogów odwiecznych zakona,

Czy dwom braciom spólniq mieniem calem, Czy oddzielnie równym władać działem.

(32)

Moje słowo waszśj wierzę pieczy,

Sądźcie, jest-li k’ rzeczy lub nie k’ rzeczy;

Jest-li w tóre, zbierzcie um na nowo, 1 wyrzeczcie, a tak wasze słowo Niech zwaśnionej braci prawdę powie, Moi kmiecie, lesi, władykowie!«

Pokłonią się księżnie w winnej części, Zcicha chwaląc mądry głos niewieści.

Więc Lutobor z chełmca powstał z koła:

Sławna księżno z ojczystego stoła!

Sąd twój zawsze stwierdzają rozumy, Zebierz głosy i puść między tłumy.

Idą dziewy sędziebne z urzędu, Zebrać głosy do świętego sędu, I dać lechom obwołać przez zgraje;

Z kamiennego mosta Radwan wstaje, Liczy głosy i przymierza zdania, I ogłasza wyrok śród zebrania:

Klenowiczów rodzie! który strzela Z starożytnej gałęzi Popiela,

Co w te kraje z ziemi szedł dalekiej , Z czechowemi pułki, przez trzy rzeki, Usłysz , jaki-ć wyrok zapadł ninie:

Społem w całej władać masz dziedzinie.

Od Otawy powstał Chrudosz wściekły, Wskroś mu żółcią wątroby przeciekły, Złość mu wstrząsa człony, więc w goryczy Machnął ręką, jarym turem ryczy:

u Górze ptakom, gdy gad w gniazdo wpadnie, Górze chłopom gdy im baba władnie;

(33)

Chłopy władać chłop jest tylko godny, * Właść po ojcu bierze pierworodny. ® Skromna księżna z stoła się ozowie:

Moi kmiecie, lesi, władykowie!

Owóż moja wypowiedź zganiona, Sądźcie teraz wy wedle zakona.

Niechcę władać mężom, co się wadzą, Weźcie męża, co żelazną władzą Harde karki zdepce, spęta wole,

Słaba dziewka rządzić wam nie zdolę.—jj Nuż Ratybor ż Kw&konoszów wstawa:

»Wstyd nam szukać między Niemcy prawa!

Nam odwiecznych prawd święte zakony Stare ojce przyniosły w te strony:

Wszak oc (4) wszelki rządzi Czeladź swoję, Mężom lemiesz, żonom patrzą .stroje;

A gdy głowa gospodyna padnie,

Dziatwa społem całem mieniem władnie, I władykę bierze z swego roda, Który chodzi, gdy się pora poda, I w przesławne sejmy i w bój dziki, Razem z kmiećmi", z lechy i z władyki.«

Kmiecie, lesi, władycy powstali, Każdy ojców stary zakon chwali.

(') Sąd Ltllmszy najznakomitsza p ie li staroezeska. Dobrowskiesiu podobało się zaprzeczyć jęj autentyczności. W sporach z tego powodu rozwazano najbardziej stronę jej etymologiczną. Lecz i poeta może tu powiedzieć słowo usuwające w tej mierze wątpli-

t'

O B J A Ś N I E N I A

(34)

wość. Poezya nowoczeska, ja k wszelka młoda poezya, znajduje się w pierwszym okresie. Szczyci się nie jednym pięknym utwo­

rem , lecz ogółowa ich piękność je s t w stronie lirycznej. Co do strony przedmiotowej czyli plastycznej ledwie tu słabe u j­

rzysz zaczątki. Botez tych zalet w latach dojźrzałych, w okre- sie do którego nowoczeska poezya dąży, szukać wypada. Tato przedmiotowośc cechuje pieśń niniejszą, w tym stopniu, iz łatwiej przenieść w ęzasy dzisiejsze cały K rólodw orski R ękopis, niz Sąd Lubuszy. Jeśliby przefc ja k ą nadzwyczajność dziś się pojawił jego piew ca, spółcześni powinni mu ustąpić pierwszeń­

stwa.

San, smok. Ślad tego wyrazu został się u nas w nazwie rz e ­ ki Sanu.

S ę d , albo s ą d , naczynie. W psałterzu Małgorzaty powiedzia­

no : a jako sąd zdunowy (gliniany) roztłuczesz je .

O t, po polsku o c , pierwiastek w yrazu ociec, ^znacza głowę rodziny, ztąd w dawnym składzie społeczeństwa wódz, Otaman, Hetman. Ch w a l c z e s k i m ów i: »a wojsko więtsze tatarsk ie, któ­

rego był oc Baty pierwszy carz tatarsk i, ciągnęło do Krakowa....*

(35)

WYJĄTKI Z SZEKSPIRA,

M AK BET.

A K T U D R U G I E G O S C E N A II.

LADY MAKBET — potem MAKBET.

ŁADY MAKBET.

CSo ich upaja, we mnie otrzeźwia odwagę;

Oni gasną, a we mnie płomienie.— ' 0 cicho!

To krzyk puszczyka budzi gdzieś drzemiące licho Swojem dobranoc.— On tam. Drzwi stoją otwarte, Spite pazie chrapaniem odprawują wartę.

Dzielny napój zadałam, aź śmierć z życiem w sporze Czy żywi, czy umarli odgadnąć nie może.

Ma k b e t ( w e w n ą t r z ) .

Kto tam?— kto?

LADY MAKBET.

0 biadaż mi! ze snu się Wybiją,;

A dotąd niespełnione! gdy zamach odkryją,

(36)

Zamach nie czyn nas zgubi. Tam—• gotowy leży Obok nich sztylet; pewnie znalazł go — uderzy.

Gdyby nie tak mi ojca przypomniał, to przecie Byłabym go zabiła gdy spał.— Cóż Makbecie? *

V- MAKBET ( w c h o d z i ) .

Stało się! niesłyszałaś?

ŁADY MAKBET.

Słyszałam jak sowy Krzyczały i jak swierszczek wtórował domowy.

Czyliś co mówił?

MAKBET.

Kiedy?

LADY MAKBET.

Teraz.

MAKBET.

Gdym powrócił?

Ła d y m a k b e t.

Tak.

MAKBET.

Słuchaj, ktoś w komnacie bocznej się ocucił!

ŁADY MAKBET.

Tam?— Donalbain.

MAKBET ( o p a t r u ją c r ę c e ) .

Widok, o widok okropny!

ŁADY MAKBET.

Przy okropnym widoku niezbyteś rostropny.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ale zażądał, by poddano go egzaminom (ostrość wzroku, szybkość refleksu), które wypadły pomyślnie, toteż licencję, w drodze wyjątku, przedłużono na rok. Kilka lat

maturgii, zw łaszcza, źe już mamy w łasne, rodzime, innięj więcej rozwinięte w pismach polskich estetyków. Z tego w ięc powodu, że dopiero dwie części mamy

ła. A jednak, jeżeli prawdę wyznać mamy, nie ma nic, coby bardziej czczem i powszedniem było, jak układ tej cale pospolitej komedyi, której cały dowcip i

szły sejm, nie zatrzymała się przed kościołem, gdzie się ten sejmik odbywał, ale przejechała z krzykiem przez całe miasto i zatrzymała się przed małym

Donadieu tylko został jeszcze chwilę, i właśnie, gdy jednę nogę stawił na drabinie, łódź z pod drugiej nagle się pogrążyła; odwrócił się więc z

Z księdzem Fajglem począłem pierwszą znajomość, jest uczony, otwarty i przyjemny, pokochałem więc go, lecz w dążeniu jego do tegoż przedmiotu, który mnie

Kilka kronik, odznaczających się tylko słodką szczerotą, składa początkowy księgozbiór muz sła- wiańskich; te nareszcie, jeszcze raz powtarzamy, nie mają

wnictwo. •— Malczeski już dla nas jest przeszłością. W jego ślady nieposźedł żaden z naszych^ poetów: Oddzielna droga, którą jego talent się puścił,