• Nie Znaleziono Wyników

Bergsona koncepcja liczby a jego metafizyka.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Bergsona koncepcja liczby a jego metafizyka."

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N IK I F IL O Z O F IC Z N E T o m X X V I, z e s z y t 1 — 1978

ROM UALD W ASZKINEL

BERGSONA KONCEPCJA LICZBY A JEGO METAFIZYKA

M atem atyczne uzdolnienia i zainteresow ania Bergsona z lat szkolnych i uniw ersyteckich pozostawiły swój trw ały ślad w jego twórczości filozo­

ficznej ł . Je st rzeczą bardzo znamienną, iż pierw szym zagadnieniem, które podejm uje, odsłaniając sw oją oryginalną koncepcję trw ania, jest problem, któ ry można by chyba sform ułować następująco: Co to znaczy, że ja liczę?

Czego potrzeba, abym mógł liczyć? Ja k ą faktyczną sytuację kom unikuję poprzez wielość liczbową? Mówiąc najprościej, chodzi o odsłonięcie sem an­

tycznej nośności „liczby”.

Otóż na niecałych dziesięciu stronach, rozpoczynających drugi rozdział Eseju o bezpośrednich danych świadomości, Bergson wykazuje, że liczba jest w sposób zasadniczy zw iązana z przestrzenią: „II fa u t donc bien que, des l’origine, nous nous soyons representś le nom bre p ar une juxtaposition dans 1’espance” (DI 63 (58)) 2. Przyznaje, że była to jego pierw sza kon­

kluzja, do której doszedł3; przy czym opiera ją na założeniu, którego nigdzie nie dowodzi, że wszelkie liczenie zakłada wielość części dostrze­

żoną równocześnie 4. P rzypatrzm y się bliżej tokowi rozważań.

1 P atrz np.: L. A d o l p h e . L ’u n iv e rs b e rgson ien . P a ris 1955; P. J u r e v i c z.

H en ri B ergson . Eine E in fiih ru n g in setne P h ilo so p h ie. F reib urg 1949; J. M i 1 e t.

B erg so n e t le ca lcu l in fin ite sim a l. P a ris 1974. Pisałerft na te n tem a t w artyk u le pt. O źró d ła ch filo z o fii B ergson a. „Roczniki F ilozoficzn e” 25:1977 z. 1 s. 111-140.

2 DI oznacza tu: E ssai su r les do n n ees im m e d ia te s d e la conscien ce. Ed. 3.

P a ris 1970 (Edition du cen ten aire).

3 „C’est la con clu sion a la ą u e lle nou s a v io n s abou ti d’abord” (DI 63 (58)).

Rozdz. 2 i 3 D I n ap isan y b ył w latach 1884-86 w C lerm ont. T e dw a rozdz. za­

w iera ją też istotn ą p roblem atyką tej pracy; szczególn ą rolę w yzn acza autor rozdz. 2, gd yż tam zarysow an a została po raz p ierw szy b ergson ow sk a kon cepcja trw an ia. Rozdz. 1 n a p isa n y został po roku 1886 i jest p ośw ięcon y g łó w n ie d ysk u sji z fech n ero w sk ą p sy ch o fizy k ą . Por. Ch. d u B o s. Journal. P a ris 1946 s. 63-68.

W ydaje się, że p op raw ne zrozum ien ie tego rozd ziału w ym a g a ło b y uprzedniej znajom ości rozdz. 2, a g łó w n ie — w ła śn ie b ergson ow sk iej k on cep cji liczby.

4 „[...] to u te a d d ition im p lią u e un e m u ltip licite de parties, peręu es sim u lta - n em en t” (tam że). „A d d ition ” in terp retu ję jako liczen ie. W ydaje się, że jest to in terp retacja pop raw na, za czym przem aw ia treść całego artykułu.

R o c z n ik i F ilo z o f ic z n e — 8

(2)

Czym jest liczba? Jest zbiorem jedności, albo jeszcze dokładniej mówiąc: syntezą wielu jedności — „la synthese de l’un et du m ultiple”.

Każda liczba jest jednością, ponieważ przedstaw ia się ją za pomocą prostej intuicji umysłowej 5 i daje się jej jedną nazwę; ale owa jedność jest jed­

nością sum y obejmującej wielość prostych elementów, które możemy roz­

patryw ać samodzielnie, jako niezależne jedności. Elem enty składające się na liczbę są do siebie podobne, tzn. w tedy gdy budujem y liczbę nie zwra­

camy uwagi na to, co je różni, ale na to, dzięki czemu możemy je zgru­

pować (np. 50 owiec stada czy 320 żołnierzy batalionu, aczkolwiek każdy żołnierz i każda owca różnią się między sobą) 6. Ale choć elem enty skła­

dające się na liczbę m ają być do siebie podobne, abyśm y mogli je złożyć w liczbę, muszą się przecież czymś różnić, co sprawia, że jest ich wiele.

Załóżmy, że owce w stadzie są nie tylko podobne, ale identyczne. Czym się więc różnią? Różnią się przynajm niej miejscem zajm ow anym w prze­

strzeni 7.

Zostawmy jednak konkretne stado 50 owiec i zechciejmy je sobie przed­

stawić, wyobrazić. Wówczas albo ujm iem y je wszystkie n a raz w jednym przedstawieniu, umieszczając jedną obok drugiej w jakiejś idealnej prze­

strzeni, albo powtarzać będziemy po kolei 50 razy obraz jednej z nich.

W tym ostatnim przypadku będzie się nam wydawało, że owo wyliczanie dokonuje się w jakim ś ciągu czasowym, w trw aniu raczej niż w prze­

strzeni. Tymczasem, aby liczba faktycznie mogła w zrastać w m iarę mego liczenia, potrzeba abym zatrzym yw ał następujące po sobie obrazy i umiesz­

czał je obok siebie. Otóż tego rodzaju umieszczanie obok siebie dokonuje

5 U żyw an y w ty m artyk u le parokrotnie term in „ in tu icja ” n ie jest tu rozu­

m ian y w sen sie sp ecyficzn ie b ergsonow skim , ta k i bow iem pojaw ia się dopiero w pracy In tr o d u c tio n a la m e ta p h y sią u e (1903 r.). Chodzi tu raczej o sen s bliski k an tow sk iem u A nsch auu ng, odp ow iadający term in o w i ła ciń sk iem u in tu itu s, k tó­

rym posłu gu je się K an t w rozp raw ie ła ciń sk iej De m u n d i se n s ib ilis a tą u e in telli- g ib ilis fo rm a e t p rin c ip iis (1770 r.). Por. I. K a n t . K r y ty k a c zy ste g o rozum u.

P rzek ł. R. Ingarden. W arszaw a 1975 T. 1 s. 93 p rzyp is 2; I. D ą m b s k a . K an ta filo zo fia m a te m a ty k i i k o n ty n u a c ja n ie k tó r y c h j e j m y ś li w tw ó rc zo śc i H. P oin - carego. W: D z ie d zic tw o K a n ta . Pod red. J. G arew icza. W arszaw a 1976 s. 287-307.

6 „L’id ee du nom bre im p lią u e l ’in tu itio n sim ple d ’une m u ltip lic ite de par- ties ou d’un ites, absolu m en t sem b lab les les un es a u x au tre s” (DI 57 (52)).

7 N iezw y k le in teresu ją cy jest fak t, iż B ergsona kon cep cję liczb y w y d a ją się potw ierdzać badania J. P ia g eta z zakresu p sych ologii gen etyczn ej. I tak zda­

n iem B ergsona elem en ty sk ład ające się na liczb ę m uszą być jak oś do sieb ie po­

dobne, a tym , co je różni, je st zajm ow ana przestrzeń. P iaget zaś stw ierd za: „Liczba całk ow ita z p sych ologiczn ego pu nk tu w id zen ia jest [...] syn tezą k la sy i a sy m e­

trycznej rela cji przechodniej, to znaczy syn tezą operacji logiczn ych sk oord yno­

w a n y ch jednak w n o w y sposób w w y n ik u w y elim in o w a n ia w y ró żn ia ją cy ch ją cech. D latego w ła śn ie w p rzestrzen i skończonej każda liczba ca łk o w ita m a jed n o ­ cześn ie asp ek t k ard yn aln y i asp ek t porząd k ow y” (J. P i a g e t . P sy ch o lo g ia i e p i­

stem o lo g ia . W arszaw a 1977 s. 54).

(3)

B E R G S O N A K O N C E P C J A L I C Z B Y A J E G O M E T A F IZ Y K A 1 1 5

się w przestrzeni a nie w czasie. Zresztą każda operacja liczenia przed­

m iotów m aterialnych zakłada ich równoczesną obecność, a więc ich prze­

strzenną lokalizację 8.

Dotychczasowe wywody dotyczyły liczby — powiedzielibyśmy — kon­

kretnej : 50 owiec, ściśle określona ilość żołnierzy itp. Stąd też geneza prze­

strzenna tak utw orzonej liczby w ydaje się czymś norm alnym . Pojaw ia się więc nowe pytanie: czy intuicja przestrzeni tow arzyszy każdej idei liczby, naw et liczby abstrakcyjnej? W ten sposób cała problem atyka ulega zasad­

niczem u pogłębieniu: od liczby przechodzi Bergson do idei liczby.

A by odpowiedzieć na to pytanie proponuje, abyśm y przypom nieli sobie, jak uczono nas idei liczby. Pokazywano nam piłki, zapałki, jabłka itp.9, następnie przedm ioty te staw ały się punktam i, aż wreszcie znikał jakikol­

w iek obraz, aby pozostawić liczbę abstrakcyjną — ideę liczby. W tedy też liczba przestała być w yobrażana czy naw et myślana. Z liczby pozostał tylko znak w yrażający ją, konieczny w liczeniu: 12 jest trzecią częścią 36 — mówimy zupełnie mechanicznie. Gdy chcemy uświadomić, przedstaw ić so­

bie liczbę, a nie tylko cyfrę lub słowo, m usim y się uciec do obrazu, przed­

staw ienia, w yobrażenia czegoś rozciągłego — „a une image e’tendue”.

Czy tak jest rzeczywiście? Przecież, gdy chodzi np. o liczbę abstrak­

cyjną 50, chcąc ją sobie przedstawić, po prostu liczę: 1,2,3,4 ... i gdy do­

chodzę do 50, świadom jestem , że dokonałem operacji rozgryw ającej się w trw aniu i tylko w trw aniu. N iew ątpliw ie jest praw dą, odpowiada Bergson, że liczono raczej m om enty trw ania niż przestrzeni. Ale jak owo liczenie przebiegało? Jakie w arunki m usiały zaistnieć, aby ono w ogóle mogło być możliwe? N iew ątpliw ie płynący czas, trw anie, możemy pojąć niezależnie od przestrzeni. W czasie i tylko w czasie m a miejsce, rozgryw a się „une succesion pure et sim ple”. Ale owych upływ ających chwil czasu nie moż­

na dodawać, nie można ich bowiem zatrzym ać. Te, które były, są już nie­

obecne w chwili teraźniejszej — „ils sont a jamais evanouis”. Tymczasem konstruując liczbę ujm ujem y następujące po sobie elem enty; ale, aby moż­

n a je było łączyć, potrzeba, aby każdy z nich następując pozostał i niejako zaczekał, aż dołączymy go do innych, przechodząc z kolei do następnego.

Ja k jednak mógłby zaczekać, będąc jedynie chw ilą trw ania? Gdzie m iałby zaczekać, jeżeli nie zlokalizujem y go w przestrzeni? Chcąc nie chcąc każdy

8 „[...] to u te operation par la ą u e lle on com pte d es ob jets m ateriels im p lią u e la rep rese n ta tio n sim u ltan ee de ces objets, et que, par la m em e, on les la is s e dan s l’e sp a ce” (DI 58 (53)).

9 Z now u p otw ierd zają to badania P iageta: „Na p oziom ie p rzed op eracyjn ym (przed 6-7 r.ż.) g d y dziecko, ze w z g lęd u na brak operacji o d w racaln ych n ie p o ­ tr a fi jeszcze tw o rzy ć n iezm ien n ik ó w k on ieczn ych do rozu m ow ania, je st ono c a ł­

k o w ic ie zdolne do k on stru ow an ia p ierw szy ch liczb (od 1 do 5 lub 6 b ez 0), k tó r e m ożna n a zw a ć fig u ra ln y m i, p o n iew a ż odp ow iadają p rostym i ok reślon ym u k ła ­ dom p rzestrzen n ym ” (jw . s. 50).

(4)

z owych liczonych momentów umieszczamy w pew nym punkcie przestrzeni i jedynie pod tym w arunkiem abstrakcyjne jedności tw orzą liczbę. A za­

tem jeśli otrzym aliśm y liczbę, to tylko dlatego, że trw anie (prawdziwie płynący czas) liczyliśmy przy pomocy punktów przestrzeni, które w czasie zostały przemierzone 10. Stąd — konkluduje Bergson — ,,toute idee claire du nom bre im pliąuę une vision dans 1’espace (DI 59 (54)).

Dowód nie jest jeszcze zakończony. Bergson przypomina, że liczbę określił jako zbiór jedności, a przecież każda liczba jest też jednością. Spra­

w ą jasną jest, iż term in „jedność” w obu przypadkach m a różne znacze­

nia. Kiedy mówię, że liczba jest czymś jednym, owa jedność jest jednością dzięki ujęciu intelektualnem u. Ale jest to jedność pewnej całości złożonej, proponuje więc, aby nazwać ją jednością prowizoryczną (provisoire). Gdy mówimy natom iast o jednościach wchodzących w skład liczby, budujących liczbę, w ydaje się nam, że owe jedności są już nierozkładalne, proste i je­

dynie składając się w nieskończoność tw orzą liczbę — nazyw a je więc

„unitę definitive” 11. Właśnie to ostatnie przekonanie, że jedności budujące liczbę są absolutnie proste i nierozkładalne, u trudnia zrozumienie prze­

strzennej genezy liczby (albo, jak kto woli: dopomaga, aby niesłusznie, zdaniem Bergsona, być przekonanym , że idea liczby jest niezależna od przestrzeni).

Aby pokazać, że przekonanie to jest niesłuszne, Bergson wskazuje na arytm etykę, w której nie uznaje się żadnych jedności absolutnie prostych i nierozkładalnych. Każda jedność w arytm etyce może być sum ą ileści ułamkowych, ta k m ałych i ta k licznych, jak tylko można sobie wyobra­

zić ?2.

Gdzie więc leży źródło owego przekonania? Filozof francuski każe zwrócić baczniejszą uwagę na podm iot konstruujący liczbę. Ów proces konstruow ania liczby przez podm iot (l’esprit) polega, zdaniem omawianego

10 C zyli sp ełnion e zostały w szy stk ie w aru n k i do tego, ab y zaistn ieć mogło rzeczy w iste liczen ie (patrz p rzypis 4). W ydaje się, że w ty m m iejscu Bergson d ysk u tu je z K antem , k tóry w E ste ty c e tr a n s ce n d e n ta ln e j p o jęcie lic zb y zw iązał z czasem . (Por. D ą m b s k a, jw.). N a s. 295 artyk u łu D ąm b skiej czytam y: „Ma­

tem atyk a czysta rozpatruje przestrzeń w geom etrii a czas w czystej m echanice.

D ołącza się do nich, jako przedm iot arytm etyk i, pojęcie liczb y, k tóre jakk olw iek sam o w sobie jest czysto in telek tu aln e, to jednak , aby m ogło b yć stosow an e, za­

k ład a in tu icy jn e pojęcie przestrzeni i czasu. To ostatn ie tw ierd zen ie w „E stetyce tran scen d en taln ej” u legn ie zm ianie. P rzed m iotem a ry tm ety k i będzie w n iej czas, do którego red uku je się pojęcie liczb y”.

11 „II sem ble donc q u ’il y ait d eu x esp eces d ’un ites, l ’un e d e fin itiv e , qui form era un nom bre en s ’ajoutan t a elle-m em e, l ’autre p rovisoire, c elle de ce nom bre qui m u ltip le en lui m em e, em prunte son u n itę a l ’acte sim p le par le ą u e l r in tellig e n c e l ’aperęoit” (DI 60 55)).

» D I 63 (57).

(5)

B E R G S O N A K O N C E P C J A L IC Z B Y A J E G O M E T A F IZ Y K A 117

autora, na pew nych prostych aktach rozumu tworzących jed n o ści13, a na­

stępnie z jedności tych układający liczbę. Otóż owa prostota jest czymś względnym, uzależnionym zawsze od aktualnej intencji podm iotu kon­

struującego liczbę; mogę przecież ułożyć liczbę z jedynek, ale mogę ją ułożyć z połówek czy ćw iartek, czy innych możliwych kombinacji. Nie zmienia to faktu, że podczas konstruow ania liczby te właśnie jedności, które chcę, tra k tu ję jako jedności proste i umieszczam je obok siebie jako nieciągłe punkty; i tak, jako dostrzeżone równocześnie, składam w liczbę.

Tak więc poszczególne jedności, jak i otrzym ana z nich liczba są, od strony form ującego je podmiotu, czymś nieciągłym M. Ale zarówno liczby w pe­

w ien sposób złożone, jak i jedności tak właśnie przez podm iot potrakto­

wane, pozostawione niejako na boku jako już uformowane, jako coś obiek­

tywnego, przedm iot, mogą być z kolei przeform owane w sposób dowolny.

W łaśnie dlatego w arytm etyce liczba skonstruow ana według pewnego określonego praw a jest rozkładalna według jakiegokolwiek bądź innego p ra w a 1S. A więc to, co wydawało się być jednością prostą w procesie for­

mowania, samo w sobie, jako przedm iot, jest rozkładalne znowu w nieskoń­

czoność; było więc wówczas po prostu liczbą prowizorycznie nierozkładal- ną. Słowem — poprzedni podział jedności n a prowizoryczne i definityw ne moglibyśmy skorygować, uśw iadam iając sobie teraz, iż wszelkie jedności są prowizoryczne. Co najwyżej jedne możemy nazwać prowizorycznie zło­

żonymi, a drugie (dawna unitę definitive) — prowizorycznie nierozkładal- nym i (provisoirem ent indecomposable). I choć liczba od strony formującego ją podm iotu słusznie w ydaje się być czymś nieciągłym, to jako już ufor­

mowana, zobiektywizowana, jako przedm iot, m a przecież wszelkie cechy ciągłości16.

Powiedzieliśmy, że konstrukcja liczby to przede w szystkim akty pod­

m iotu form ującego jedności prowizorycznie nierozkładalne, a następnie z nich tworzącego now e całości prowizorycznie złożone. W obu wypadkach

13 „[...] tou te u n itę est c elle d ’u n a cte sim p le de l ’esp rit” (DI 60 (55)). Ó w

„acte sim p le de l ’esp r it” bardzo przypom ina to, co P ia g et nazyw a abstrak cją r efle k ty w n ą (abstraction reflech issa n te), c zy li abstrak cją w yp row ad zon ą z czy n ­ n ości pod m iotu i cech ty c h czyn n ości w p rzeciw ie ń stw ie do abstrak cji zw anej przez P ia g eta em p iryczn ą, która jest w yp row ad zon a z sam ych przed m iotów i ich w ła ściw o ści.

i':> D I 61 (56).

15 T am że 62(56-57). P ia g et (jw. s. 17-18) stw ierd za: „M atem atycy, którzy dzięk i „abstrak cji r e fle k ty w n e j” w yp row ad zają n ow e operacje z operacji już pozna­

nych, a tak że n ow e stru k tu ry z porów n ania struktur d aw n iejszych , w sw y ch w sp ó ł­

czesn ych p racach w zb ogacają najb ard ziej p od staw ow e pojęcia: nie przek reślają ich, lecz je reorgan izu ją w sposób n ie o c z ek iw a n y ”.

16 „[...] par cela m em e que l ’on ad m et la p o ssib ilite de d iviser l ’u n ite en au tan t de p arties que l ’on youd ra, on la tien t pour eten d u e ” (DI 61 (56)).

(6)

tym, co stanowiło o jedności, był akt umysłu. Ponieważ akt ów polega na łączeniu (unitę definitive po korekcie okazała się być tylko un itę provi- soirement indecomposable), zatem jakaś wielość m usi służyć za m ateriał dla owych a k tó w 17. Zdaniem Bergsona, m ateriałem tym , ilościowo przeli­

czalnym, a więc pew ną wielością ilościową, wyraźną, aktualną, jest prze­

strzeń, w której i z której u m y s ł18 tw orzy jedności układane następnie w liczby, przekształcane na nowe jedności i nowe liczby.

A więc koniecznym milieu, w którym „pracuje” podmiot (l’esprit) do­

konując arytm etycznych działań, jest przestrzeń: „przestrzeń jest ma­

terią, z której um ysł konstruuje liczbę, terenem , w którym ją umieszcza” 19.

Powyższe tw ierdzenie ugruntow uje jeszcze rozważaniami dotyczącymi nieprzenikliwości m aterii (Vimpen&trabilite de la matiere). Gdy twierdzę, że dwa lub więcej przedmiotów {ciała m aterialne) nie może być jedno­

cześnie w tym samym m iejscu 20, w ydaje się, że uspraw iedliw ieniem tego tw ierdzenia jest fakt ich wzajem nej nieprzenikliwości, a więc — mówiąc bardziej ogólnie — nieprzenikliwość jako właściwość m aterii. Jakość tę przypisywano m aterii najczęściej obok takich jak ciężkość czy stawianie oporu.

Tymczasem, zdaniem omawianego filozofa, nieprzenikliwości jako właś­

ciwości czysto negatyw nej nie tylko nie można doświadczalnie wykazać, ale pew ne doświadczenia sugerują coś wręcz odwrotnego “ . Ponadto zasta­

naw ia fakt, że bez tru d u możemy pojąć pew ną nie staw iającą oporu po­

wierzchnię, czy jakiś nieważki fluid, podczas gdy zupełnie nie możemy pojąć dwu czy więcej ciał, które by w tym sam ym czasie były na tym samym miejscu. To wszystko każe wnosić pew ne wotum nieufności wobec tw ierdzenia głoszącego, że istotnie m ateria jest nieprzenikliw a.

Wobec tego uspraw iedliw ieniem twierdzenia, że dwa lub więcej przed­

miotów nie może być jednocześnie w tym sam ym miejscu, jest zdaniem

17 „[...] tou te u n itę est c elle d’un a cte sim p le de l ’esprit, et que, cet acte con sistan t a unir, il fau t b ien que q u elq u e m u ltip lic ite lu i serv e de m atiere”

(tam że 60 (56)).

18 „U m ysł” n a leży rozu m ieć w sen sie bardzo potocznym . B liższa eksp lik acja B ergsona teorii człow iek a, zw łaszcza w św ie tle jego p racy L ’E v o lu tio n cre a trice (Paris 1907. T łum . poi.: E w o lu cja tw ó rc za . Tłum . F. Z nan iecki. W yd. 2. W arsza­

w a 1957), oraz w św ie tle filo z o fii K anta w sk azu je, że n a leża ło b y to, co Bergson n azyw a tu l’e sp rit, n azyw ać rozum em .

19 „[...] ce sont donc b ien des p arties d ’esp a ces e t 1’esp ace est la m atiere avec laq u elle 1’esprit contruit le nombre, le m ilieu ou l ’esprit le p lace” (DI 63 57)).

20 Tak m ięd zy in n y m i zb ijał A r y sto teles argu m en ty tych , którzy tw ierd zili, że dusza jest cielesn a (De an im a 409 b (O d u szy. Tłum . P. Siw ek. W arszaw a 1972 s 26)).

21 „■[...] certain es ex p erien ces de m elan ge et de com b in aison ” (DI 65 (59)).

N ic w ięcej, poza tą krótką w zm ianką, na tem at ty c h d ośw iad czeń B ergson nie pisze.

(7)

B E R G S O N A K O N C E P C J A L IC Z B Y A J E G O M E T A F IZ Y K A 119

Bergsona, porządek logiczny a nie fizyczny; tw ierdzenie odwrotne zawie­

rałoby po prostu sprzeczność. Znaczy to tylko tyle, że już samo pojęcie liczby 2 czy jakiejkolw iek innej zakłada przestrzenną lokalizację (ju x ta - position dans l’espace). W ten sposób filozof francuski potw ierdza swą kon­

cepcję koniecznego powiązania liczby z przestrzenią, a ponadto podnosi jedno z bardziej zasadniczych zagadnień fizyki, dotyczące budow y m aterii.

Jego zdaniem przyjąć nieprzenikliw ość m aterii — to po prostu stwierdzić, że pojęcie liczby jest genetycznie powiązane z przestrzenią; to raczej uznać p ew ną właściwość przysługującą liczbie niż m a te r ii22.

W ydaje się, że dotychczasowe analizy pozw alają na następujące w nioski:

1. Bergson określając liczbę jako zbiór jedności w ykazuje — śledząc, ja k podm iot „dostrzega” aspekt ilościowy i buduje liczbę — że zarówno jedność jako elem ent wielości (jedność prowizorycznie nierozkładalna), jak i wielość jako jedność (jedność prowizorycznie złożona) są konstruktam i podm iotu (l’esprit). O ile w ydaje się to być czymś zupełnie natu raln y m w przypadku liczb abstrakcyjnych, o tyle w arto chyba wyakcentować (bo nie zawsze zw raca się na to uwagę), że naw et w tedy, gdy liczymy przedm ioty m aterialne, już dokonujem y pewnego „zabiegu” na tym , co dane bezpo­

średnio. Np. wchodząc do sali dostrzegam jakieś nieznane m i osoby x, y, z;

jedna chw ila w ystarczy abym stwierdził, że w sali są 3 osoby. Czego do­

konałem ? — Zbudowałem liczbę, dodałem osoby. Otóż gdybym skoncen­

trow ał się na tym , co dane bezpośrednio, zastane w całym sw ym bogactwie, wówczas, w przekonaniu Bergsona, dostrzegłbym różnorodne jakości, ale nie utw orzyłbym s u m y 23. Jeżeli zaś utw orzyłem ją, to stało się to dlatego, że zastane osoby potraktow ałem ja k o . identyczne egzemplarze gatunku.

A zatem desy gnat pojęcia liczby, w specyficznym dla siebie aspekcie — k w an ty taty wnym, jest konstruktem podmiotu.

2. O peracja liczenia im plikuje sytuację przestrzenną jako konieczny w arunek tego, b y podm iot mógł operacji takiej dokonać.

A utor arty k u łu nie jest kom petentny, aby oceniać m erytoryczną stronę przedstaw ionej tu koncepcji w jej aspektach m atem atycznych czy fizykal­

nych 24. Podać by można najw yżej, iż w spraw ie genezy pojęć arytm etycz­

22 „P oser 1’im p en etra b ilite de la m atiere, c ’est don c sim p lem en t recon n aitre la solid arite des n o tio n s de nom b re et d’espace, c’est enoncer une propriete du nom bre p lu t6t que de la m a tier e” (tam że 66 (60)).

| T am że 57(52).

24 A sp ek t ó w p oru szon y jest w n a stęp u ją cy ch pracach: G. L a c h e l a s . L e n o m b re e t le te m p s dan s leu r r a p p o r t a v e c l’esp a ce, d p ro p o s L es d on n ees im m ś d ia te s . „ A n n ales de p h ilosop h ie ch retien n e” 23:1890 s. 516-540; J. P a c o t t e . L a p e n see m a th e m a tią u e c o n tem p o ra in e . P a ris 1925; R. A. F 1 e u r y. B erg so n e t la ą u a n tite . P a ris 1930; A. N y m a n . E v id e n c e lo g ią u e e t e v id en ce g e o m e trią u e . L un d 1959. G dy chodzi o fizy k ę i zagad n ien ie n ie p rzen ik liw o ści m aterii, b ez­

(8)

nych istnieją obecnie dwa zasadnicze stanowiska: intuicjonizm i logicyzm.

Według intuicjonizm u „pojęcia arytm etyczne tw orzym y na podstawie swoiście m atem atycznej intuicji związanej z następstw em chwil w czasie.

Intuicja ta dostarcza nam przede wszystkim pojęcia liczby naturalnej jako powstałej przez kolejne gromadzenie się jednakow ych jednostek. Inne ro­

dzaje liczb można przy tym sprowadzić do liczb naturalnych”. Logicyzm zaś głosi, iż „naw et arytm etyka liczb nauralnych wywodzi się genetycznie z intuicji ogólniejszych, mianowicie logiczno-mnogościowych” 25. Otóż wielokrotnie w tym artykule cytow any Piaget za najbardziej typowych przedstawicieli pierwszego stanowiska uważa Poincarego i Brouvera, dru­

giego — Fregeg i Russella; sądzi jednak, n a podstaw ie przeprowadzonych badań z zakresu psycholoii genetycznej, iż oba stanowiska nie są słuszne.

W ydaje się, że stanowisko Piageta jest bardzo bliskie tem u, co przed 63 laty głosił omawiany tu autor D I 26.

Jednakże bardziej niż filozofia m atem atyki czy fizyki interesuje nas tu po prostu filozofia Bergsona. Otóż tę ostatnią dosyć często chce się wi­

dzieć jako kontynuację tych w szystkich tendencji, które w yraził Pascal swym słynnym stwierdzeniem o racjach serca, których rozum nie jest zdol­

n y pojąć. Owszem, taka in terpretacja filozofii Bergsona jest słuszna, ale tylko w tym sensie, iż problem atyka jego czterech zasadniczych prac (Esej o bezpośrednich danych świadomości — 1889 r.; Materia i pamięć — 1896 r.; Ewolucja twórcza — 1907 r.; O dwóch źródłach religii i moral­

ności — 1932 r.27) podejm uje między innym i owe, zdaniem Pascala tylko

pośrednio do B ergsona n aw iązu je jed en z p ion ierów m ech an ik i k w a n to w ej Louis de B roglie w p racy P h y sią u e e t m ic ro p h ys ią u e (Paris 1947). P a trz zw łaszcza rozdz. 9 :„Les concep tion s d e la p h ysiąu e con tem p oram e et les id e es de Bergson sur le tem p s e t le m ou vem en t” (s. 191-211). P isze tam m ięd zy inn ym i: „Ainsi est apparu clairem en t en P h y sią u e ą u a n tią u e com b ien to u te p o ssib ilite de de- nom brem ent est liee a la localisation dans l ’espace et pou rąu oi chaque fois que la lo calisation dans 1’esp ace s ’estom p e ou disp aralt, il d ev ien t im p ossib le d ’attri- buer a des u n ites sem b lab les u n e enum eration p erm an en te” (s. 208).

25 A. G r z e g o r c z y k . Z a r y s lo g ik i m a te m a ty c z n e j. W yd. 2. W arszawa 1969 s. 41.

26 B ergson op u b lik ow ał DI w 1889 r., praca P ia g e ta pt. O d p sy c h o lo g ii ge­

n e ty c z n e j do e p iste m o lo g ii, z której pochodzą praw ie w szy stk ie c y ta ty w yk orzy­

stan e w ty m artykule, została opu blikow an a po raz p ierw szy w 1952 r. (patrz:

P i a g e t . Tam że s. 36).

27 Oprócz ty ch czterech prac o p u b lik ow ał on jeszcze d w ie k sią żk i będące zbiorem artykułów : L ’en erg ie sp iritu e lle . (Paris 1919) oraz L a p en see e t le m ou - v a n t (Paris 1934). W tej ostatn iej zw łaszcza zw raca się u w a g ę na Introduction (Prem iere partie) i Introduction (D euxiem e partie), którą bergsonolodzy porów nują z k artezjań sk ą R o zp r a w a o m eto d zie , (patrz: M. B a r t h e l e m y - M a d a u l e . B ergson . P aris 1967 s. 130). W ym ien iając p ow yższe pu b lik acje m am y na uw adze ty lk o te prace, które sam B ergson op u b lik ow ał i dał zezw o len ie na p on aw ian ie nakładów .

(9)

P E R G S O N A K O N C E P C J A L IC Z B Y A J E G O M E T A F IZ Y K A 121

sercu zrozumiałe, problem y. Ale właśnie, przeciw nie niż Pascal, podejm uje je dopiero w tedy i w takim tylko stopniu, gdy i na ile pozwala n a to w ie­

dza pozytyw na bazująca n a doświadczeniu. Ilustracją tego ostatniego stw ierdzenia niech będzie fragm ent listu Bergsona do J. de Tonquedec’a, gdzie m iędzy innym i czytam y; „[...] m etoda filozoficzna, tak jak ją rozu­

miem, jest ściśle związana z doświadczeniem 28 (wewnętrznym i zew nętrz­

nym 29) i nie pozwala n a wygłaszanie twierdzeń, k tóre w czymkolwiek przekraczałyby bazę em piryczną, na której są oparte. [...] nigdy nie w yra­

żałem tego, co było po prostu m oją osobistą opinią lub p rzekonaniem .[...]

rozw ażania wyłożone w Eseju o bezpośrednich danych świadomości dopro­

wadziły do naśw ietlenia faktu wolności; te, które zawarłem w dziele M ate­

ria i pamięć pozw alają niem al namacalnie, m am nadzieję, dotknąć rzeczy­

wistości ducha; Ewolucja twórcza prezentuje stw orzenie jako fakt: z tego wszystkiego w yłania się idea Boga wolnego i stw órcy”. W yjaśniając na­

stępnie dlaczego uważa, iż postaw iony m u przez adresata listu zarzut mo- nizm u i panteizm u nie jest słuszny, stw ierdza: „[...] aby owe konkluje [do­

tyczące Boga — uw aga m oja: R. W.] sprecyzować bardziej i więcej na ten tem at powiedzieć, należałoby wkroczyć w inny rodzaj problemów — w problem atykę m oralną. Nie jestem pewny, czy kiedykolw iek coś na ten tem at opublikuję; uczynię to dopiero wtedy, gdy dojdę do rezultatów , któ­

re będę uw ażał za rów nie dające się udowodnić (demontrable) i rów nie możliwe do pokazania (montrable) jak te, które dotychczas opublikowa­

łem ” 30.

Bergson, ja k na innym m iejscu o tym pisano 3ł, kończy swe studia uni­

w ersyteckie przekonany o słuszności idei pozytywizm u i pozostaje jej w ier­

n y w całej swej twórczej pracy filozoficznej32.

Oczywiście pozytywizm, o którym mowa, nie był już tym samym, który głosił jego tw órca A. Comte. Pozytyw izm 2. poł. X IX w. to przede w szyst­

88 „[...] est rigoreu sem en t ca lą u ee sur l ’e xp erien ce”.

20 P rzez fa k t u zn an ia d ośw iad czen ia w ew n ętrzn eg o B ergson zdaje się za li­

czać p sy ch o lo g ię w p oczet nau k. L ist ó w b y ł p isan y w 1912 r. N ie w y d a je się, ab y B ergson p o d ziela ł te p ogląd y w dniu k o ń co w y ch egza m in ó w un iw ersyteck ich , to zn aczy w 1881 r. (por. m ój a r ty k u ł pt. O źr ó d ła c h filo z o fii B ergsona).

30 L ist do J. de T on q u ed ec’a z 2 0 I I 1912. Patrz: H. B e r g s o n . M elanges.

P a ris 1972 s. 963-964. G odne p od k reślen ia je st tu rozróżn ienie osob istych pogląd ów od tw ierd zeń , na k tóre p ozw alają w y n ik i badań. W ty m w ła śn ie pu nk cie leży jed n a z różnic, gdy chodzi o postaw ę' badaw czą, m ięd zy n im a słyn n ym jezu itą fra n cu sk im — P. T e ilh a rd ’em de Chardin, choć rezu lta ty bad aw cze obu ty ch w ie l­

k ich F ra n cu zó w zew n ętrzn ie są d osyć zbieżne (por.: M. B a r t h e l e m y - M a ­ d a u l e . B erg so n e t T e ilh a rd d e C h ardin . P a ris 1963). W 1914 r. d zieła B ergsona u m ieszczon o na in d ek sie, a na k siążk ę, która pon ow n ie p oruszyła problem Boga, trzeb a b y ło czek ać — od d a ty cy to w a n eg o w y żej listu — aż 20 lat.

31 Por. W a s z k i n e l , jw . s. 115.

82 P or. H. G o u h i e r. B e rg so n e t le C h rist des E van giles. P aris 1961 s. 36-49.

(10)

kim następujące tezy: tw ierdzenia będące rezultatem czystej spekulacji, a więc nie dotyczące faktów empirycznych, nie m ają naukowej wartości;

wartościowa naukowo jest tylko wiedza bazująca na doświadczeniu; rem e­

dium pozwalającym zbliżać się nieustannie ku prawdzie (bo wiedza nie- powątpiew alna jest nieosiągalna) w filozofii i nauce jest unikanie wszel­

kiego rodzaju aprioryzm ów; wreszcie teza głosząca, że rzecz w sobie jest niedostępna, myśl ludzka może jedynie poznać relacje i prawa. Powyższe tezy głoszą: J. S. Mili ,(1806-1873), E. L ittrś (1801-1881), E. Renan (1832- -1892), H. Taine (1828-1893) oraz H. Spencer (1820-1903) 33. Ten ostatni miał szczególny wpływ na formowanie się umysłowości Bergsona 34, ale nie tylko on.

Bergson jest jednym z najśw ietniejszych przedstawicieli bardzo fran­

cuskiego n u rtu w filozofii zwanego spirytualizm em , w którym do najbar­

dziej oddziaływujących umysłowo na Bergsona wym ienić należy F. Ra- vaissona (1813-1901) 35 oraz J. Lacheliera (1832-1912) 36. Ten ostatni jest z kolei przedstawicielem większej grupy tych pozytywistów, którzy do­

strzegając wielostronne trudności pozytyw izm u37 usiłowali je przezwy­

ciężyć nawiązując do filozofii K a n ta 3S.

Zbierzmy więc te różne „pożywki”, aby odnaleźć je raz jeszcze w filo­

zofii Bergsona: um iłowanie faktu, tego co dane doświadczalnie i bezpo­

średnio, jest zasadniczym w ątkiem pozytywizmu, ale czy faktycznie to, co nazywa się faktem , jest nim ? 39 Czy uwzględniając rezultaty nauk po­

zytywnych, dostatecznie uwzględnia się problem atykę kantowską; ina­

czej mówiąc' — czy fenomenalizm pozytywistyczny może nie uwzględniać

33 A. L a l a n d e . V ocabu laire tech n ią u e e t c ritią u e d e la ph ilo so p h ie. Ed. 11.

P a ris 1972 s. 973.

34 Por. d u B o s, jw . s. 63; B e r g s o n . E w o lu cja tw ó r c z a rozdz. IV.

35 Por. D. J a n i c a u d . Une gen ealogie d u sp iritu a lism e fran ęais. A u x so u rc es d u bergson ism e: R a va isso n e t la m e ta p h y sią u e . La H aye 1969.

36 G o u h i e r, jw . s. 22 nn. W łaśnie L ach elierow i zadedyku je B ergson p ierw ­ sze sw e d zieło —1 DI.

87 O trudn ościach ty ch oraz o sposobach w jaki u siło w a n o je pokonać, do­

k on ując w ten sposób bardzo isto tn y ch m od yfik acji w m etod ologii, ep istem ologii i ontologii pozytyw istyczn ej, trak tu je książka B. S k a r g i (K ło p o ty in tele k tu .

M ię d zy C o m te’m a B ergson em . W arszaw a 1975). Jest to chyba dotychczas n aj­

lepsza praca, najbardziej w szech stronn ie i bezstron nie om aw iająca dzieje filozofii fran cu sk iej od śm ierci C om te’a do ch w ili ukazania się pierw szej pracy Bergsona.

38 R avaisson jak i L achelier naw iązu ją do M aine de Birana (1766-1824) z tym , że p ierw szy w iąże go z filo zo fią A ry sto telesa (por.: J. G u i 11 o n. R e g a rd s su r la pen see fran ęaise 1870-1940. P aris 1968 s. 79 nn.), drugi zaś, w raz z E. B outróux

<1845-1925), Ch. D unan (1849-1918), J. L agneau (1851-1894), n aw iązu je do K anta (patrz: S k a r g a , jw . s. 206-274; t e n ż e . T r z y w e r s je n e o k a n ty zm u w e F ran cji.

W: D z ie d zic tw o K a n ta s. 245-261.

39 Odpowiedź na pytanie: „co to jest fakt w nau ce?” od początku budziła w ie le nieporozum ień (patrz: S k a r g a . K łop oty in telek tu s. 13-54.

(11)

B E R G S O N A K O N C E P C J A L IC Z B Y A J E G O M E T A F IZ Y K A 123

fenom enalizm u K anta? Zwłaszcza, że (i to jest. „pożywka” biranistyczna) oba fenom enalizm y ostatecznie nie m ają racji, bo rzecz w sobie jest do­

stępna.

Tak naśw ietlony kontekst, w którym znalazł się Bergson, choć z pew­

nością niepełny i nieco schematyczny, w ydaje się jednak być w ystarczają­

cy, aby zrozumieć popraw nie sens, jaki k ry je przedstaw iona tu koncepcja liczby.

Otóż Bergson zgadza się całkowicie, że praw dziw a wiedza pozytyw na pow inna bazować na faktach, ale, jeżeli niektórzy twierdzą, iż jedyną dro­

g ą prow adzącą do uzyskania wiedzy wartościowej jest poznanie naukowe ty p u matem atyczno-przyrodniczego, jeżeli sądzi się, że ilościowy język m atem atyki jest tym , który pozwala zartykułow ać dane em piryczne naj­

w ierniej i najbardziej precyzyjnie, to — w ydaje się zapraszać Bergson — zobaczmy jak liczba pow staje? Jest pew ną konstrukcją um ysłu dokonują­

cego swych operacji w przestrzeni. Taka jest istotnie odpowiedź Bergsona, ale bardzo podobne odpowiedzi dałaby chyba większość współczesnych m u filozofów i to powołując się na Kanta.

U K anta problem atykę liczby znajdujem y w dziale logiki transcenden­

talnej, poświęconym „transcendentalnej doktrynie władzy rozpoznawania”, zajm ującej się zastosowaniem kategorii rozum u do zja w isk 40. Czytam y tam m iędzy innym i: „Czystym obrazem wszelkich wielkości (ąuantorum) je s t dla zm ysłu zewnętrznego przestrzeń; zaś wszystkich przedmiotów w ogóle — czas. Czysty zaś schem at wielkości (ąuantitastis) jako pewnego pojęcia intelektu stanow i liczba, k tó ra jest przedstaw ieniem obejm ują­

cym w sobie kolejne dodaw anie jednostki do jednostki (jednorodnej).

Liczba nie jest więc niczym innym , jak tylko jednością syntezy tego, co rozm aite w jednorodnej naoczności w ogóle, przez to, że w ujm ow a­

n iu danych naocznych (der Anschauung) w ytw arzam sam czas” 41.

Pom ijając dokładniejszą egzegezę powyższego tekstu, interesuje nas fakt, iż zdaniem K an ta liczba jest „jednością syntezy” — oczywiście spraw cą owej syntezy jest um ysł — ąuantitas jako pew ne pojęcie in­

telek tu ; dru g a spraw a, iż syntezy tej dokonuje um ysł n a bazie tego „co rozm aite w jednorodnej naoczności w ogóle”. W ydaje się, że to ostatnie stw ierdzenie gra tu rolę języczka u wagi. Albowiem czas i przestrzeń, zdaniem K anta, są to aprioryczne form y postrzegania, ale zrelatyw izo- w ane do naszego ty p u um ysłu. Istoty wyposażone inaczej niż m y mo­

głyby postrzegać przestrzennie i czasowo, ale nie będzie to już czas i przestrzeń transcendentalna, właściw a człowiekowi. W łaśnie dlatego, że czas i przestrzeń są kategoriam i transcendentalnym i, nie m am y praw a

40 P or. rozdz. „O sch em atyzm ie czy sty ch pojęć in te le k tu ”, w: t £ n ż e. K r y ­ ty k a c z y s te g o ro z u m u s. 287-300.

41 T am że s. 293.

(12)

rozciągać ich poza nasze postrzeganie. A zatem, choć nic nie w iem y o rzeczy w sobie, choć nic nie wiem y o tym, co dzieje się w świecie- bytowym , jednakowoż m aterią w ypełniającą w momencie postrzegania aprioryczne form y jest św iat przedmiotowy.

Ci spośród pozytywistów francuskich, którzy naw iązyw ali do Kanta, widzieli pew ną słuszność w łączeniu czasu i przestrzeni ze zmysłowoś­

cią, ale zgodnie z pozytywistyczną orientacją, obie form y zmysłowości traktow ali jako właściwości biologiczne, powołując się n a badania psy- chofizjologów takich jak W. W undt czy H. H elm holtz42. Jeszcze inni, jak np. F. Evellin, uważali, iż to nie przestrzeń nadaje form y zjawiskom danym w doświadczeniu, lecz jej właściwości w ynikają z właściwości c ia ł43. Słowem — u K anta i w szystkich wyżej w ym ienionych przestrzeń jest czymś związanym jakoś z realnym św iatem pozapodmiotowym.

Otóż stanowisko Bergsona w tej w łaśnie kw estii jest odmienne. Przy­

pom nijm y — „II fa u t [...] que des 1’origine, nous nous soyons representć- le nom bre p ar une juxtaposition dans 1’espace” ; „toute idee claire du nom bre im pliąue une vision dans l ’espace” ; zawsze w tedy gdy dokonuję kw antytatyw nych operacji potrzebna mi jest koniecznie przestrzeń ■ —

„notre conception du nom bre aboutit a eparpiller dans 1’espace to u t ce qui se compte directem ent” 44. A zatem, w opinii Bergsona, operuję kategorią przestrzeni nie dlatego, że istnieje- jakaś niepoznaw alna dla mnie rzeczywistość przedmiotowa. Przestrzeń nie jest też wcale jakąś syntezą danych jakościowych, przedm iotow ych czy podmiotowych. Prze­

strzeń jest potrzebna, abym mógł liczyć. Psychologow ie45 słusznie zwra­

cają uwagę, że odbierane w rażenia są jakościami i, ta k też sądzi Bergson, gdyby nie ak t umysłu, któ ry ujm uje w szystkie naraz, odbierane jakości pozostałyby tym czym są, to znaczy jakościami (sensations inextensives).

To ak t um ysłu u jm uje je wszystkie naraz, umieszcza obok siebie, czyli tw orzy sytuację przestrzenną: „Aby ze współistnienia jakości powstała przestrzeń, potrzebny jest ak t umysłu, któ ry ujm ie je w szystkie jedno­

cześnie i umieści obok siebie” 46.

Ów specyficzny ak t l’esprit jest bardzo podobny, przyznaje Bergson, do tego, co K ant nazywał aprioryczną form ą zmysłową. P rzy czym Berg­

son, odm iennie niż Kant, uważa, że jest to po pierw sze kategoria 1’esprit,

42 Np. D unan w ią za ł przestrzeń ze zm ysłem w zrok u ( S k a r g a . K ło p o ty in te le k tu s. 168).

43 W ięcej na tem at bardzo ciek aw ej p o sta w y E v e llin a : tam że s. 138-161.

44 DI 68(61-62).

45 W ym ienia B ergson następ ujących : R. H. L otze, A. B ain, W. W undt (DI 69 (63)).

46 „Pour que l ’espace n aisse de leur coexisten ce, il fau t un acte de l ’esprit qui les em brasse tou te a la fo is et les ju x ta p o se” (DI 70 (64)).

B ez trudu d ostrzegam y tu typ ow ą sytu ację liczen ia (por. przyp. 4).

(13)

B E R G S O N A K O N C E P C J A L IC Z B Y A J E G O M E T A F IZ Y K A 125

-a nie zm ysłow ości47, po drugie zaś nie w ydaje się wcale, aby miało to być a priori w sensie kantow skiej form y transcendentalnej, a więc for­

my, k tó rą napełniają dane św iata zjawiskowego. Bergsonowskie a priori jest zdolnością rozum u do zdystansow ania się wobec danych bezpośred­

nich po to, aby stw orzyć jednorodny m artw y sc h e m a t48. Ów schem at to w łaśnie przestrzeń, k tó ra jest po prostu konstruktem podmiotu, uży­

tecznym do kw antytatyw nych operacji. „Car il n ’y a guere d ’au tre

■definition possible de Pespace: c’est ce qui nous perm et dedistinguer ru n ę de l ’a u tre plusieurs sensations identiąues et sim u ltan e es49: c’est donc un principe de d ifferentiation a u tre que celui de la diffśrentiation qualitative, et, p ar suitę une realite sans qualite” (DI 70-71 (64)).

Odrzucić należy ew entualną tendencję do interpretow ania bergsonow- skiego a priori jako zwykłej zdolności ludzkiego um ysłu do abstrakcji, albowiem sam filozof francuski odrzuca tak ą ew entualność50: „cette facultś n ’est point celle d ’ab stra ire” — jego zdaniem bowiem właśnie zdolność abstrahow ania zakłada już intuicję jednorodnej przestrzeni. Mo­

żem y więc z jeszcze większą pewnością powtórzyć, że ów akt rozum u k o nstruujący przestrzeń, owo bergsonowskie a priori, jest zdolnością zdystansow ania się wobec bogactw a jakościowych danych bezpo­

średnich 61.

Z powyższego w ynika chyba, iż mogę poznawczo ustaw ić się do rzeczywistości n a dw a sposoby: gdy chcę poznawać to, co bezpośrednio dane, dostrzegam wówczas heterogeniczną, jakościową rzeczyw istość52,

47 R ozróżnienie n a w a r stw ę zm y słó w i u m y słu n ie fu n k cjon u je chyba w ogó­

le w filo z o fii B ergsona (por. np.: M a ttie re e t m e m o ire 169 (292) nn.; La conscien ce e t la v ie . W: L ’en erg ie sp ir itu e lle 1 (815) nn.

48 „[...] si [...] on cherchait a caracteriser cet acte, on verrait qu’il consiste ę sse n tie lle m e n t dan s 1’in tu itio n ou p lu tót dans la concep tion d ’un m ilieu vid e hom ogen e” (DI 70 (64)); „[...] l ’a c tiv ite de l ’esp rit qui aperęoit sou s form ę d’ho- m o g en eite eten d u e ce qu e lu i est don nę com m e h etero g en eite q u a lita tiv e [.,.]

la rep rese n ta tio n d’un esp ace h om ogene est due a un effort de 1’in te llig en ce ” (tam że 71 (64)).

49 B ergson d ow od ził, że n iep rzen ik liw o ść m aterii w y p ły w a z kon ieczn ości logiczn ej, jest w ła śc iw o śc ią liczb y a n ie m aterii.

50 T am że 71 (64-65). B ergson zn ał na p ew n o prace ,J. M ullera, autora teorii sp ecy ficzn ej en erg ii zm ysłów , jak też pogląd y p rz ed sta w icieli teorii „sign es lo- ca u x ” (por.: H. B e r g s o n . N o te s h isto rig u es. W: t e n ż e . O e u v re s s. 1546).

61 „[...] les d iffe re n c es q u a lita tiv es son t partout dans la natu rę [...] M ais la con cep tion d ’un m ilieu v id e hom ogene est ch ose [...] extraord in aire e t parait ex ig e r un e esp ece de rća ctio n contrę c ette h etero g en eite qui con stitu e le fond m em e de notre e x p e rien ce ” (DI 72 (65)).

52 B ergson a m eta fiz y k ę poznan ia zn ajd ziem y przede w szy stk im w 1 rozdz.

M a tiere e t m e m o ire . W D I rze czy w isto ścią bezpośrednio daną są w ew n ętrzn e sta ­ n y psych iczn e.

(14)

ale mogę, właśnie dzięki specjalnej zdolności, specyficznie ludzkiej, bez­

pośrednio dany świat jakościowy niejako zawiesić i „zapełnić” wszy­

stko jednorodną przestrzenią; te n ostatni obraz św iata jest pew nym modelem rozum u użytecznym przy dokonywaniu w yraźnych podziałów, przy liczeniu, abstrahow aniu, a naw et — najpraw dopodobniej — przy m ówieniu 53.

W ydaje się, że sens bergsonowskiej koncepcji liczby został odsłonię­

ty. Liczenie dokonuje się w przestrzeni. Ale zarówno liczenie, jak i „do­

strzeżenie” przestrzeni jest pew nym zabiegiem dokonywanym przez ro­

zum na tym, co dane bezpośrednio; zabiegiem, któ ry pozwala nie tylko liczyć, ale również w sposób jasny i w yraźny oddzielić jedno od dru­

giego, abstrahować, a naw et przy pomocy jednoznacznych, ostrych po­

jęć przekazać rezultaty owych klarow nych operacji, czyli po prostu — budować naukę. Krótko mówiąc konstrukcja liczby odsłoniła jednocześ­

nie całą „technologię” upraw iania nauki.

Bergsona poglądy na charakter poznania naukowego (nauk m atem a­

tyczno-przyrodniczych) są zbieżne z tym i, które głosił jego imiennik, w spółpatriota i kolega z Academie Franęaise — H enri Poincarć (1854- -1912). Uważał on również, iż poznanie naukow e opiera się n a konstruk- tach, tzn. że dotyczy relacji, a nie jakości rzeczy; że nauka poprzez w ybór konwencji m etrycznych i definicji wielkości tw orzy dogodny język powszechny, pozwalający na ilościowy opis danych doświadczenia zmy­

słowego; porządek narzucony przez ducha jest z istoty swej n atu ry geo­

metrycznej i przestrzennej. Zdaniem Poincarćgo rację m iał K ant, gdy twierdził, że to podmiot dostarcza apriorycznych kategorii formalnych, ale nie m iał racji, gdy twierdził, że są to kategorie transcendentalne;

są one bowiem w zależności od potrzeb zmieniane, modyfikowane, są zawsze tylko konw encjam i54.

Poincarś, choć odrzucił transcendentalny fenomenalizm K anta, pozo­

stał jednak w ierny fenomenalizmowi pozytywistycznemu. Dla nauki — tw ierdził — rzecz w sobie jest „bez znaczniejszego in teresu ”. Ważne są wyłącznie fakty w rozum ieniu naukowym, czyli po prostu interpretacje zjaw isk zgodnie z przyjętym i dla w ygody konwencjam i. Jednocześnie uw aża on, iż tezy konwencjonalne należy przyjm ować a priori w danym

53 „Ce qu’il fa u t dire, c’est que nou s connaissons d eu x rea lites d’orde d ifferen t, l ’une h śterogen e, celle des ą u a lites sen sib les, l ’autre hom ogene, qui est l ’espace. C ette derniere, n ettem en t conęue par 1’in tellig en ce hu m ain e, nou s m et a m em e d ’operer des d istin ction s tranches, de com pter, d ’abstraire, et p eu t-etre au ssi de p arler” (DI 73 (66)).

54 „N ous offron s a la natu rę un ch oix de lits parm i lesq u els nous ch oisisson s la couche qui va le m ieu x a sa ta ille ” (R. P o i n c a r e. L es fo n d e m e n ts d e la g e o m etrie. C ytu ję za: D ą m b s k a , jw . s. 305).

(15)

B E R G S O N A K O N C E P C J A L IC Z B Y A J E G O M E T A F IZ Y K A 127

system ie teoretycznym jako p raw d ziw e55. Czy koherencji tez nauki od­

powiada harm onia św iata obiektywnego, czy też harm onia, ład, porzą­

dek jest tylko potrzebą naszego intelektu, tego, jego zdaniem, nie da się rozstrzygnąć. „Jeżeli Grecy zwyciężyli barbarzyńców — pisał Poin- carś — i jeżeli Europa, dziedziczka m yśli Greków, panuje nad światem , to dzieje się ta k dlatego, że dzicy lubili kolory krzyczące i hałaśliwe dźwięki bębna, zaprzątające w yłącznie ich zmysły, podczas gdy Grecy kochali się w pięknie intelektualnym , ukry ty m pod pięknem zmysło­

wym, które d aje w łaśnie um ysłowości pewność i siłę” 56. Wobec dysjunk- cji: rzeczywistość dana bezpośrednio albo nauka, P oincarś stanął po stro­

nie nauki i n a w szystkie trudności, z którym i nauki m atem atyczno- -przyrodnicze nie m ogły sobie poradzić, m iał tylko jedną odpowiedź — więcej nauki 57.

Z ta k ą odpowiedzią swego wielkiego kolegi Bergson się nie zgadza.

Skoro bowiem liczba, przestrzeń, skoro całe u niversum nauki jest kon- stru k tem podmiotu, to hasło „więcej n au k i” jest tylko ucieczką w św iat myśli, podczas gdy w iedza pozytyw na m a bazować n a faktach em pirycznych. Przedstaw iciele nau k m atem atyczno-przyrodniczych tw ier­

dzą, że in teresu je ich przede w szystkim św iat obiektyw ny, ale znaczy to, że interesuje ich świat, k tó ry stał się przedm iotem, św iatem dla nas, a nie tym , k tó ry b y tu je w sobie i dla siebie. N auka ze swym i sche­

m atam i unierucham ia, obiektyw izuje, to znaczy bogaty i pełen życia św iat czyni m artw ym , zew nętrznie i w ew nętrznie tożsam ym schema­

tem 58.

55 F u n k cjo n u je tu w ię c k oh eren cyjn a d e fin icja p raw d y (por.: K. A j d u k i e - w i c z . E p istem o lo g ia i s e m io ty k a . W: t e n ż e . J ę z y k i pozn an ie. T. 2. W arsza­

w a 1965 s. 107-116; A. B. S t ę p i e ń . W s tę p d o filo z o fii. L u b lin 1976 s. 116).

56 H . P o i n c a r e . L a scien ce e t 1’h y p o th e se . P a ris 1902 (N a u k a i m eto d a . W arszaw a 1911 s. 12). C ytu ję za: S k a r g a . K ło p o ty in te le k tu s. 195.

57 T e n ż e . D e rn ie re s p e n sees. P a ris 1926 s. 238. W celu zapoznania się z po­

g ląd am i P oin ca reg o w y k o rzy sta n o n a stęp u ją ce op racow ania: D ą m b s k a, jw .;

t a ż . S u r q u e lą u e s id ee s co m m u n es a B erg so n , P o in ca re e t E ddin gton . „ B u lletin de la so c iete fra n ęa ise de p h ilo so p h ie” 53:1959 s. 85-89; S k a r g a . K ło p o ty in ­ te le k tu s. 190-197. A. M o s t i e p a n i e n k o . O gólna c h a r a k te r y s ty k a p rz e s tr z e n i i czasu. W : P rze strz eń , czas, ruch. W arszaw a 1976 s. 7-37; A. W e b e r , D. H u i s - m a n. T a b le a u d e la p h ilo so p h ie c o n tem p o ra in e d e 1850 a nos jo u rs. P a ris 1967 s. 558.

58 „R em arąu ons, en e ffe t, q u e n o u s app elon s [...] o b je ctif ce qui e st connu de te lle m an iere qu’u n e m u ltitu d e tou jou rs croissan te d ’im p ression s n o u v elles pou rrait etre su b stitu ee a l ’id ee qu e nou s en a v o n s actu ellem en t. [...] rien n e ch an ge a l’asp ect to ta l d ’un corps, de q u elq u e m aniere que la p en see la d ecom - p ose, parce q u e ces d iv erses d ecom p osition s, ain si q u ’une in fin ite d ’autres, sont d eja v isib le s d an s 1’im age, qu oique n on realisees; c ette ap ercep tion actu e lle, et n o n p a s seu lem en t v irtu elle, de su b d ivision dan s l ’in d iv ise e st p recisem en t ce qu e nou s ap p elon s o b je c tiv ite ” (DI 62-63 (57)).

(16)

Oczywiście, że tak zobiektywizowany świat opisze bardzo precyzyj­

nie językiem m atem atyki, ale będzie to w dalszym ciągu św iat platoń­

skich idei, arystotelesow skich form, kartezjańskich idei wrodzonych, kan- towskich k a te g o rii59, będzie to św iat jakiejś uniw ersalnej m atem atyki, którą nazyw a „chim erą now ożytnej filozofii” 60, ale nie będzie to ani wierny, adekw atny opis, ani tym bardziej w yjaśnienie tego, co bezpo­

średnio dane.

W takim stanie rzeczy rodzi się natu raln a potrzeba nauki równie precyzyjnej jak nauki m atem atyczno-przyrodnicze, z tym , że pozbawio­

nej sztucznych konstruktów , a będącej pow rotem do sam ej rzeczy by­

tującej w sobie i dla siebie; nauki, w której o rzeczy będziemy mówić nie tylko poprzez „okulary” niezm iennych pojęć, ale pozwolimy „mó­

wić” samym rzeczom 61; celem tej nauki m a być poznanie dla poznania, a nie dla działania. P ostulaty te m a spełnić, zdaniem Bergsona, „m i- taphysiąue positive” 62. Czy postulaty te m etafizyka pozytyw na spełniła, gdzie i dlaczego stanęła wobec nowych trudności i czy je pokonała, jest już zupełnie odrębną kwestią. W arto natom iast zwrócić uwagę na fakt, iż źródłem pow rotu do m etafizyki, wydawało się bezpow rotnie w yrzu­

conej spomiędzy nau k przez Comte’a, nie była ucieczka w irracjonalizm czy m istycyzm 63. Przeciwnie, potrzeba m etafizyki zrodziła się z pogłę­

bionej znajomości tych dyscyplin, które scjentyzm umieszczał na pie­

destale 64. Z tym , że podczas gdy scjentyzm głosił, iż nauki m atem a­

89 Por. E w olu cja tw ó rc za rozdz. IV.

eo La pen see e t le m o u v a n t s. 215 (1423).

61 Bardzo podobne in ten cje o ży w ia ły in n ego w ielk ieg o rów ieśn ik a francu­

sk iego filozofa, Edm unda H usserla (obaj urodzeni w 1859) (R. I n g a r d e n . Dą­

żen ia fen o m en o lo g ó w . W: t e n ż e . Z b a d a ń n ad filo z o fią w sp ó łc ze sn ą . W arszawa 1963 s. 294, 300). Jest to jednak zbieżność ty lk o zew n ętrzna. N a tem at zasadniczych różn ic d zielących H usserla i B ergsona: (G. B e r g e r . Le p ro g re s d e la reflex io n ch ez B erg so n e t ch ez H u sserl. w : H en ri B ergson . E ssai e t tem o ig n a g es recu e illis p ar A . B egu in e t P. T h even ez. P a ris 1943 s. 257-263.

02 L a pen see e t le m o u v a n t s. 1253-1330; t e n ż e. M elan ges s. 463-502, 652.

63 N ajw ięcej zastrzeżeń budzi w tym m iejscu zaw sze bergson ow sk a intuicja.

Otóż n ależy zrw ócić u w agę, że zarów n o w DI, jak w M a tiere e t m em o ire, bez których to prac n ie b yłob y prac n astęp n ych ani w ogóle filo z o fii B ergsona, używ a on term inu „in tu icja” w sen sie b lisk im k an tow sk iem u „A n schau ung” (patrz:

przyp. 5). P o raz p ierw szy „in tu icja” w sen sie sp ecy ficzn ie b ergson ow sk im — jako m etoda w ła śc iw a filo zo fii, pojaw ia się dopiero w p racy I n tr o d u c tio n a la m eta p h y sią u e (1903 r.) (por.: L. H u s s o n. L ’in te lle c tu a lis m e d e B ergson . P aris 1947).

61 „Au debut de sa carriere, B ergson eprouve d evan t ph ilosophie 1’in sa tisfa ctio n d es grands reform ateu rs. En raison p eu t-etre d’une culture scien tifiq u e app rofon - die, il est a sso ife de p recision et de rigueur. L es grands sy stem es lu i paraissen t trop v a stes, trop ab straits, ne point rendre com pte du reel. II sou h aite une exp lica tio n qui adhere veritab lem en t a son objet” ( W e b e r , H u i s m a n , jw.

(17)

B E R G S O N A K O N C E P C J A L IC Z B Y A J E G O M E T A F IZ Y K A 129

tyczno-przyrodnicze zdolne są dać odpowiedź n a wszystkie n urtujące człowieka pytania i wszystkie jego kłopoty zlikwidować, to filozof francuski, analizując ap a ratu rę pojęciową tych nauk, czego przykładem niech będzie przedstaw iona tu koncepcja liczby, usiłował pokazać, że przy pomocy takich w łaśnie narzędzi am bicje scjentyzm u są raczej nie­

proporcjonalne w stosunku do jego możliwości.

LA CO NC EPTIO N DE NOM BRE ET LA M £T A P H Y SIQ U E CHEZ BERGSON R ś s u m ś

A p artir de la d ś fin itio n du nom bre: „syn th ese de l ’un e t du m u ltip le ”, B erg­

son con state qu e l ’un et le m u ltip le p e u v en t etre co n sid śres com m e des un ites;

l’une — p ro v iso irem en t in d ecom p osab le, l ’autre p rovisoirem en t com posee. D ans les d e u x cas, d es u n itś s son t domc c o n stru ites par u n acte de l’esp rit. Or, p u i- sq u e „cet acte co n siste a unir, il fa u t b ie n q u e q u elq u e m u ltip licite lu i serve de m a tiere”. D ’apres B ergson, cette m atiere c’e st ju stem en t l’espace.

M ais q u ’e s t-c e qu e cet espace? C ’est u n vid& hom ogene qui est, lu i a u ssi, con stru it par 1’esp rit — „la rep resen tation d’un esp ace h om ogene e st due a un e ffo r t de 1’in te llig e n c e ”. P u isq u e, l ’esp ace oom m e u n e con cep tion d’un m ilieu v id e h om ogen e n ou s p erm et „d’operer d es d istin ctio n s tranchees, de com pter, d ’ab straire et p e u t-etre a u ssi de parler”, alo rs on v o it qu e la lia iso n en tre le nom b re et l’esp ace nou s a r ev e le la fa ęo n d e construire les scien ces.

D an s c ette situ a tio n il fa u t q u e, a có tś des scien ces, il y ait „une m etap h y- siq u e p o sitiv e ”, q u i essa iera de oonn aitre pour connaitre (le but des scien ces — pour agir), la r ea lite en e lle m em e, a savoir san s symtboles com m e p. ex. nom bre, esp ace (san s lesq u els les sc ien ces ne p eu y e n t se passer).

s. 195. P or. E. G i l s o n , T. L a n g a n, A. A. M a u r e r. R e ce n t P h ilo so p h y. H e­

gel to th e p re se n t. (H isto ria filo z o fii w sp ó łc ze sn e j. T łum . B. C h w edeńczu k, S. Z a­

lew sk i. W arszaw a 1977 s. 265)).

R o c z n ik i F ilo z o f ic z n e — 9

Cytaty

Powiązane dokumenty

-zna metodę obliczania, jakim ułamkiem jednej liczby jest druga liczba, -zna sposoby zamiany ułamka na procent... b)

Oblicz, jakim procentem uczniów twojej klasy są dziewczynki, a jakim chłopcy.. Jakim procentem uczniów twojej szkoły są uczniowie

Powtórzenie podstawowych wiadomości i umiejętności dotyczących obliczeń procentowych: zamiana procentu na ułamek, zamiana ułamka na procent, obliczanie procentu danej

Schinzel postawił pytanie: czy istnieje zbiór liczb naturalnych A 0 tej własności, że każda liczba naturalna da się jednoznacznie przed­.. stawić w postaci

Dla dodatniej liczby naturalnej n znaleźć wzór na największą potęgę liczby pierwszej p dzielącą n!4. Rozłożyć na czynniki pierwsze

23. Dana jest liczba rzeczywista a. Niech P będzie dowolnym punktem wewnątrz czworokąta wypukłego ABCD. Udowod- nij, że środki ciężkości trójkątów 4P AB, 4P BC, 4P CD, 4P

Punkty te połączono między sobą i z wierzchołkami trójkąta nieprzecinającymi się odcinkami tak, iż ”duży” trójkąt podzielono na mniejsze trójkąty.. Udowodnij, że

, n} tak, by dla każdych trzech wierzchołków A, B, C, dla których |AB| = |AC|, liczba przy wierzchołku A była albo mniejsza, albo wi e , ksza od jednocześnie obu liczb