• Nie Znaleziono Wyników

Motyl. Kwartał 3, nr 37 (11 września 1829)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Motyl. Kwartał 3, nr 37 (11 września 1829)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Ż O K O

( C i ą g d a l s z y ) .

Przyznaię i e wahałem sig z początku czy mam iśdź czy nie , w nosiłem bowiem i® tam nadybię istoty iej rodzaiu w zbyt w ielkiej liczbie , ażebym się m ógł im od*

bronić gdyby mig zaczepiły: wiedziałem nadto i e samcy bardzo b y ły strasznemi dla ludzi. Iednakowo rozważyw­

szy nieco, przytłum iłem w sobie to poruszenie mimowol*

nej boiaźni : poszedłem za nią w esoło. B yła nieco wzru»

szoną i m iała postawę niecierpliwą , czego nie pojmowa­

łe m . U szliśm y blizko dwóch wiorst przez krzaki nie bez doświadczenia trudności.

N ie m ogłem wstrzymać mego zadziwienia gdy spo­

strzegłem m iędzy w yniosłem i kokosami piękną budkę po­

krytą liśćmi a prawie zupełnie dokończoną, ale też w krót­

ce przypomniałem sobie i e istnienie chałupek takowych

11

(2)

b yło poświadczone przez podróżujących i przez znako­

mitych naturalistów. Moia mała Zoko nie posiadała się z radości, skakała , plaskała w ręce i wydawała swój m i­

ł y g ło s e k , który b y ł u niej oznaką wielkiej radości, ale wkrótce obłok smutku zachmurzył iej c z o ło , gdy po­

strzegła że musiałem za nizko nachylać się aby wejść do iej chatki, zrobiła bowiem drzwi stosowne do swego wzros­

tu, bynajmniej do moiego: iej przewidzenie nie doszło do tego stopnia. Wtedy rzuciła się z nieiaką w ściekłością na gałąź poprzeczny tego otworu, wyrwała ią , pociągnę­

ła mię o kilka kroków za sobą, obciążywszy g a łęzia m i, które była zebrała w zapas i sama wziąwszy ile ponieść m ogła dała mi znak abym ią naśladował. U słuchałem a mniemany król przyrodzenia , stał się tą razą podwład­

nym samicy Pongosa. Zaraz na nowo przerabiać zaczęła wejście do ch a tk i, iednego tylko rzutu oka potrzebowała na wyniesienie go do stosownej wysokości. Pomagałem iej z ochotą a robota nie długo ukończoną była. We środku przy drzwiach zastałem dwa wielkie siedzenia z mchu sporządzone nakształt łó ż e k , a w kącie ogromny za­

pas kokosowych orzechów. Biedne stworzenie wycień­

czone trudami rzuciło się na iedno z tych łó ż e k i zdało mi się zapraszać m ię do pójścia za danym przykładem . Ładna Zoko patrzała na mnie z minką zadowolnioną. P y­

szniła się widząc mię używaiącego iej pracy. Kilka chwil potem poszedłem narwać liści figowych i roześłem ie na mchu abym nie m szył tym sposobem mych sukni ani za­

czep iał sterczących gałęzi małej budowy. Zdawała się bydź ucieszoną że tak doskonaliłem iej pracę i okazała radość swoią przeskakując ze dwadzieścia razy z iednego posłania na drugie z lekkością niewymowną.

(3)

Gdy się tak oddała bez przymusu czystej radości apetyt i oj p o w ró cił, usiadła na swoim łóżku i w yciągnę­

ła ku mnie obie swoie łap k i machaiąc niemi z zw ykłą zręcznością. Biedne zwierzę przepędziw szy zapewne ca­

łą noc na robocie nie miało czasu m yśleć o pokarm ie, którego w ielce potrzebowało, chleb bow iem , iajka twar­

de których dotąd (nie ia d ło , i biszkokty pożarło w mo­

m encie. Piliśm y razem wino Madery; nauczyłem ią b y ł dla własnej rozrywki trącać ze mną kieliszki iak to iest na­

szym zwyczaiem i zjedliśmy wyborny [podw ieczorek.—

Czas iuż nam b yło rozłączyć się. Njem ogę tu wyrazić ia- k ie b y ło podziwienie biednej Zoko. Inkby piorunem ra­

żona nachyliła się przez chwilę ku mnie i nieczyniła ża­

dnych poruszeń aby mnie zatrzym ać, lecz gdy w yszedłem .wydała krzyk tak boleśny że mimowolnie musiałem po- wrocić nazad.- C zyniłem różne znaki dla pokazania że nazaiutrz znowu p rzy jd ę: niewiem czy mnie zrozum iała, lecz poznałem dobrze iż. u ło ży ła b yła w swoiej małej głów ce żeśm y iuż się nie byli powinni opuszczać. Nato też wybudowała schronienie, naznosiła zapas owoców, o- rzechów kokosowych słow em cała zagroda w edług iej r e ­ g u ł i sposobu założoną była.

W szystko to podobało mi się nie dziwiąc bynajmniej.

W iedziałem dobrze że istoty z rodzaiów Zoków i Pongo- sów m iały zwyczaj budować chatki, że ż y ły najczęściej param i, że przyzwyczaione b y ły do towarzystwa przynaj­

mniej rodzinnego, że znały użytek ognia że ji um iały dobrze rozpalać, lecz nie umiały ciągle utrzym ywać.——

Nazaiutrz przyszedłem 'raniej iak zazwyczaj. D osyć mi b y ło trudno znaleśdź chatkę. Mała Zoko leżała na swem łóżeczku , zadrzała ujrzawszy mię wchodzącego i przym i- lała się swoim m iłym zwyczajnym głoskiem* W ziąłem

(4)

b y ł z sobą p iłę , m ło t, ćw iek i, małą szkatułeczkę zamy- kaiącą się na haczyk pełną różnych narzędzi, dwie filiżan­

k i, dwie szklanki, kilka talerzów, imbryczek do kawy, krzesiwo i hubkę. Chcąc doświadczyć instynktu zwierząt tego gatunku i sprawdzić to co czytałem w kilku podró­

żach i rękopismach o histoiji naturalnej względem niektó­

rych czynów szczególnych, które iak sam przyznaię wzbu­

d ziły we mnie nie iednę w ątpliw ość, dałem wszystkie te skarby moiej przyiaciółce: była w uniesieniu; radość b ły ­ szczała w iej oczach.

Miałem sobie za ukontentowanie przynosić codzień meble do chatki moiej Zoko, dzban do noszenia wody, wielkie stoły, s t o łk i, kom modę klórą sztukami przenio­

słem a potem złożyłem iak mogłem niechcąc nikogo przy­

puszczać do moiej taiemnicy.

Pewnego dnia po południu maiąc zamiar naniecić ognia , starałem się wyuczyć ią sposobu wydobywania o- nego krzesiwkiein ze s k a łk i: nie m ogłem wstrzymać się od śmiechu na iej niezgrabność , biła sobie po palcach i bała się iskier wypadaiących z krzemienia. W ziąłem go przeto od niej i za pierwszem uderzeniem zatlała hubka:

użyłem w tedy siarniczki i zapaliłem świecę. Zoko b y ła w zadumieniu , patrzyła na to widowisko z nieiakiem za­

dziw ieniem , pomieszanem z boiaźnią co dodawało iej p o ­ staci coś ieszcze bardziej znaczącego. Przygotowałem b y ł o kilka kroków od budki miejsce na o g ień , na co nie okazała żadnego zadziwienia , ale czego zdawała się n iew iedzieć: to sposobu ciągłego podniecania. Przynio­

słem też z sobą szczypce i łopatkę nauczyłem ią iak ich używać i przyznać potrzeba iż miała niezwyczajną łatwość w powtarzaniu tego wszystkiego co iej pokazywałem y w objęciu i naśladowaniu tego wszystkiego co robiłem* —-

(5)

W szak/e prawda iz musiałem czasem po kilka razy po­

wtarzać moie lekcje.

Posłałem ią z dzbankiem po wodę a gdy ji napełni­

ła , zalałem w imbryczku kawę a w rondelku h erbatę, dawszy iej zakosztować odwarów skoro b y ły gotowe. — Znajdowała wszystko wybornem , zwłaszcza gdy b yło du- 9.0 cukru który tak zabawnie m ieszała i i trudno b yło nie- rozśmiać się na to. W reszcie nauczyła się gotować iajka na m iękko lub twardo, kraiała chleb no&em i t. d. lecz wiele musiałem użyć cierpliwości aby ią nauczyć przy­

zwoite ilości kawy lub herbaty kłaśdź do imbryczka. Po długich trudach nauczyłem ią przecie wynosić z chatki s t ó ł, nakrywać go szerokim i liśćmi figow ym i, zaścielać dla siebie i dla mnie dwa nakrycia, przystawiać do nich s t o łk i, oraz układać pewnym symmetrycznym planem ma­

leń k ie półm iseczki z ciastem lub konfiturami które z mias­

ta przynosiłem . Tyle miała zręczności i i kraiała i sma­

rowała chleb tak d o b rze: iak £adna kobieta w Londynie albo w Lisbonie. Siedząc u małego stolika na przeciw siebie iadaliśmy codziennie w yśm ienite podw ieczorki.—

U sługiw ała mi z staraniem , uwagą i gorliwością które się nigdy nie zm niejszyły. Lube stworzenie okazywało mi swoie przywiązanie wybieraiąc zawsze dla mnie co mu się wydawało bydź najlepszem : najwyborniejszemi zaś podług iej przekonania b y ły owoce i najgrubsze ciasta, zostawiała sobie najlichsze kawałki i to co W iej oczach b y ło pośledniejszem . Ciągiem starań w yuczyłem ią od- tykać butelki, płókać szklanki, mieszać umiarkowanie wo­

dę z winem. W iedziała t e i dobrze i i likworów ubywać w daleko mniejszej potrzeba ilości. Krótko mówiąc te ma­

ł e biesiady m iały w sobie coś wytwornego z czegoby się każdy dziw ił wiedząc iz ie m łode przygotowywało zw ie­

(6)

rzę którego przyrodzenie po większej części b yło m i­

strzem .

Ponieważ nagość iej mi się niepodobała zabawiłem się ubieraniem iej szalami rozmaity cli kolorów pośw ięca- iąc ie umyślnie na ten u żytek , a które później chowała w kommodzie. Prawie zawsze czytałem lub rozm yślałem iedząc owoce lub iajka które dla mnie przygotowywała, a ponieważ moia Zoko starała się we wszystkiem mię naśla­

dow ać, brała też xiążkę którą najczęściej trzym ała na wywrót co iej b yło iednakowo. Gdy obracałem karty o- na toż samo c z y n iła , zachylała lub k ład ła znak kiedym ia toż czyn ił a za pierwszem skinieniem zbierała w szyst­

k o , obmywała filiżan k i, talerze i odnosiła każdą rzecz na swoie miejsce bez uszkodzenia najmniejszej.

Te okoliczności tak pospolite ale razem tak zadzi- wiaiąc6v powtarzały się codziennie i zawsze nową dla mnie przyieinność m iały. Skoro tylko ukończyłem zatrudnie­

nia moie w m ieście, udawałem się do Zoko u której pi­

sałem lub czytałem iak [gdybym b y ł sam ieden. Rzadką b yło rzeczą abym nie znalazł podwieczorku gotowego.

N ie dotykała się zapasu chyba żem go iej darow ał, k ła ­ dąc przed n ią , zresztą umiała dobrze rozróżniać swo­

ie własne rzeczy od tych które do nas wspólnie należały:

miała swoie cacka, pierścienie szklanne, m ałe p u d e łk a , szale któremi odziewała się gdym do niej p rzy ch o d ził, chusteczki ozdabiaiące iej głów kę tudzież kolczyki do u- szu. Pamiętam z tej przyczyny iż m iałem wiele pracy dla przekłócia iej onych: broniła s i ę , chciała u n ik n ąć, trzeba b yło gniewać się aby ią do cierpliwości przym usić.

Skoro tylko się oddaliłem rozbierała się i nie bra­

ła swych ubiorów aż w czasie w którym się spodziewała mego przybycia. Przyniosłem iej b y ł zegar drewniany

(7)

sądząc że ią nauczę liczyć , ale niem ógłem nigdy dopiąć tego celu. Zapewniono mnie wszakże i i niektóre małpy z gatunku Orangów um iały liczyć aż do pięciu.

Po. skończonych wieczerzach a nawet często przy h er­

bacie lub k a w ie , dumałem i pisałem w iersze. Zoko w ier­

na wszystkiego naśladowniczka brała tez pióro i bazgrała na papierze który iej byłem przyniósł.

Pewnego wieczora gdy przybyłem o w cześniejszej p o r z e , nie znalazłem iej w edług [zwyczaiu na początku lasu: przechodzę i słucham , wzdychania i ięk i dochodzą mych uszu , następnie panuie cichość nieprzerwana. — Wchodzę do chatki i postrzegam biedne stworzenie wy- ciągnione na posłaniu. Ciało iej b y ło poszarpane w k il­

ku miejscach i drobnemi kamuszkami poszrótowane.

Podniosłem ią na chwilę i sądziłem ze iuż zdechła lecz b yła tylko zemdlona. Dla otrzeźwienia zm ysłów poddałem iej kilka kropel spirytusowej essencji do przetchnięcia i do przełknienia. Powoli przyszła do sie ­ b ie ; dom yśliłem się przez różne znaki które czyniła że zleciała z wierzchołka Wysokiego drzew a, lub że npadła w przepaść. D zięk i iej przewiduiącym staraniom b y ły ieszcze resztki tleiącego się ognia, zagrzałem naprędce w in a , w ypłókałem niem rany m ałego zwierzęcia; otwo­

rzyła wkrótce piękne swe oczy i spojrzała na mnie z wy­

razem w dzięczności. U tłukłem niektóre zioła i zabiera­

łe m się przyłożyć ie do ran które z moiem wielkiem za­

dziwieniem b y ły iuż do połow y takiemi ziołami napełnio­

ne ; pożuła ie ale nie zdołała oczyścić z kolców, piasku i brudów. Zaiąłem się więc uskutecznieniem tego z taką delikatnością na iakę tylko zdobydź się m ogłem . Obwią­

załem rany płótnem znajduiącem się w szafce, odnowiłem liście figowe iuż uschłe na łóżk u moiej faworyty. Usia­

(8)

dłem potemTprzy niej: wydawała ięki tak czułe a razem tak bolesne że pomimo mej woli oczy moie zrosiły się łzam i.

Chciałbym b y ł przy niej noc przepędzić lecz obawia­

łem się zniespokoić mych ludzi i nieśmiałem uledz chęci.

Miała mocną gorączkę, macałem iej puls po kilka razy, nadstawiała mi łapkę, z wdziękiem trudnym do opisania, nakoniec gdy ią trzeba b yło op u ścić, postawiłem przy niej na stołku kilka szklanek wody z winem i wody prze­

gotowanej zasłodzonej , daiąc znak aby używała ich k o ­ lejno. Zrobiłem iej poduszkę z mchu pokrytego liśćmi figowemi. Trzym ała mą rękę i zbliżała ią do siebia iak gdyby chciała mówić: N ie opuszczaj m ię; potem lizała mi palce swym różowym ięzyczkiem naówczas goreiącym. « Gdy w yszedłem westchnęła- głęb ok o. Nazaiutrz byłem przy niej o św icie, znalazłem biednę Zoko bez gorączki ale tak słabą że niem ogła wstać z posłania* Zrozumia­

ła b yła dobrze co iej chciałem dadź poznać , użyła bo’

wiem wszystkich napoiów które postawiłem przed nią nie- zostawuiąc i kropli. Różne znaki które czyniła nie b y ły m i zrozum iałe, lecz się w kilka dni później objaśniły.*—

Pokazywała mi swoie rany: wydawała krzyk boleśny i o- bracała oczy ku kommodzie którę iej byłem przyniósł.

N ie śmieiąc ieszcze zdzierać plastrów z boiaźni za­

dania wielkiego bólu a tem samem powiększenia sła b o ści, dałem iej nieco biszkoktu zmaezanego w winie wodą roz- lanem. Lizała mi końce palców: była to iej zwyczajna pieszczota kiedy z. czego b yła kontenta. Nakoniec po- rziąciłem ią napełniwszy szklanki wodą lekko zastudzoną z winem pom ieszaną, alem w rócił po obiedzie. Spała podówczas; szanowałem iej sen ; za obudzeniem zdała nu się mocno wzruszonąj ujrzawszy mię przy sobie.

(D okończenie n astąpi)*

(9)

ŻAL NAD UTRATĄ KOCHANKI.

la n ie ... któremu uczucia mej duszy N igdy nie b y ły tajnem i:

P osłuchaj... wiem i e cię Sal mój poruszy, Ze zmieszasz twe łz y z m oiem i,

Z m ieszasz, płakać będziesz ze m ną, Ze m n ą , lecz nad kim , nademną! —

le szcze nie wstanie Iutrzenka la przyjdę spłakany

D o tw ego ok ien k a, W yjdziesz mój Janie kochany,

Wyjdziesz y pójdziesz i płakać będziesz razem ze mną Ze m n ą , lecz nad k im , nademną.

Iu£ noc swe czarne zasunie cien ia , IuŹ wszystko będzie spoczywać ,

M oie westchnienia Będą cię w zyw ać,

W yjdziesz , pójdziesz i płakać będziesz razem ze mną Ze m n ą , lecz nad k im , nademną.

Tak mój przyiaciela luby Póki łe z mi tylko stanie PłakAĆ będę moiej zguby, A iak łz y w yschną, pójdę mój lanie

Za mą iedyną L u cyn ą, I w iednym grobie L eg n ę, wierny lej i T o b ie , A natenczas nazawsze odłączon odem nie, Płakać będziesz nademną, ale iu£ bezemnic.

P a r y s .

(10)

N a p o to czn e p r z y s ło w ie W olskiego , fC o się d zie le , h ola?J Czy kto iedzie z Podgórza, czyli kto z Podola,

Czy z miasta, czy z przedmieścia, z folwarku, czy z p o la , B yle znaiomy, wnet go tern zagadniesz, h o la !

Co się d zieie, co słychać ze strony, z okolą?

la mówię , niech się dzieie iak chce Boża wola f Pewno pójdzie na lepszą i dziś niezła d ola, A tak żyć bez frasunku będziesz i bez mola , Który ci ani serca tk n ie , ani sobola ,

Szpichlerze ci napełni żyzna twoia r o la ,

I wszystkiego mieć będziesz z łaski niebios , króla.

ARYTMETYKA DWORSKA.

Kantor bez p ła c y , bez żeru ptacy, rzadko śpiewaią , Pleban bez dochodu , Polak bez odwodu , nie długo trwaią.

Odpust bez ofiary, a m łyn bez miary, nie lubią czekać, M iłość bez datku , panna bez statku , takich uciekać , Wiarę odm ienić, lekko się że n ić , dawszy żałow ać, tru­

dno wetować, (chany.

Przyiaciel bez odmiany, sędzia bez nagany, ten n iesły-

G O S P O D A R Z .

Szczęśliw y kto w ojczystych niwach wiek swój straw ił, Ten go dom starcem widzi gdzie się chłopcem baw ił., T enże go kij podpiera na którym przed lały

Hasał sobie k on ik iem , lub nim k o sił kwiaty:

Szczęście go niew yw iodło za progi gospody^

N ie gonił m ie n ia , zdrowia, porać, piiąc wody,

(11)

N igdy mu huk działowy nic rozdzierał uszu , Ani wrzaskliwych pieniactw nie znał na ratuszu.

N ie świadom m iejskich dzieiów ani świata wrzawy, W niebo częściej pogłada w polu ma zabawy, Żniwami nie zgonami rok każdy rachuie, Iesień ia b łk a m i, Wiosnę kwiatami cechuie , Na tejże słoń ce wita i wnet żegna n iw ie,

W edług niego swym dzionkiem rozrządza szczęśliwie , I który zapamiętał dębek ieszcze m ały,

W idzi ro sły i z sobą wraz równo zgrzybiały, le ź li mu całym światem zostały trzy m ile , Zato zdrów, zato w esó ł, przy zm y sła ch , przy sile , I mówi swym prawnukom , niech się kto chce nuży, On przekłada w ędrow ać, ia wolę Syć dłużej,

B I O G R A F I E .

IAN BERNOULLI.

łan Bernoulli Astronom Króla Pruskiego w B erlin ie, urodził się roku 1774 w Bazylei gdzie odbył nauki przy- kładaiąc się najwięcej do matematyki i astronomji. W dzie­

więtnastym roku przyzwany iako Astronom do Berlina otrzym ał w lat kilka pozw olenie podróżowania. Zw iedził koleią N iem cy, A n g lję , Francję , W łochy, Szw ajcarję, R ossję i P olskę. Od roku 1779 ż y ł w B erlin ie, gdzie mianowany D yrektorem wydziału Matematycznego w U - niw ersytecie. B y ł także członkiem akademjów Peters- burgskiej i Sztokholmskiej , oraz towarzystwa Królewsko- L ondyńskiego; um arł w Berlinie 13 Lipca 1807 roku.

IAKÓB BERNOULLI.

Iakób Bernoulli astronom Szwajcarski urodził się ro­

ku 1759 z zasłużonej iuż familji w astronomji. Uczniem

(12)

— 164 —

t y ł stryja Daniela B ernoulli, którego w czasie choroby zastąpił na katedrze Fizyki w Bazylejskim uniwersytecie , lecz po którym nie nastąpił bo miejsca w uniwersytecie równie iak urzęda Rzeczypospolitej ciągnione b y ły losem . Odprawiwszy podróże osiadł w Petersburgu i ożen ił się z wnuczką Eulera. Obrany kolejno członkiem akademji Petersburgskiej , towarzystwa fizycznego w B a zy lei, kor- respondentem towarzystwa Królewskiego w T u ryn ie, z o ­ staw ił ślady swej nauki w nowych aktach akademji Peters­

burgskiej ; umarł w 30tym roku z appoplexji kąpiąc się w Newie. —

BUXHOWDEN.

Fryderyk Buxhowden G enerał Infanterji Rossyjskiej urodził się w Niemczech , w szed ł do służby Rossyjskiej, d a ł się poznać w roku 1794 w kampanji Polskiej w któ­

rej został mianowany od Katarzyny Gubernatorem w War­

szaw ie, z maiątkiem w Inflantach i otrzym ał szpadę z ło - tędjamentami wysadzaną, z napisem »za męztwo” . W Gru­

dniu 1796 roku w yniesiony przez Cesarza Pawła na sto­

pień Generała Lejtenanta, dowodził dywizją Rossyjską w r. 1805 i został raniony pod Austerlitz. Objął później Gubernatorstwo R ygskie, które w roku 1807 z ło ż y ł dla dowództwa korpusem arm ji, lecz pobity pod Pułtuskiem i Gołyminem ustąpił miejsca Xięciu Bagrationow i, i po pokoiu Tylżyckim w yrobił sobie obowiązek na granicach Persji. Ozdobiony ozdobą orderu Sgo lędrzeia i znowu Rygski Gubernator w r. 1808 opanował Finlandję Szw edz­

ką co mu ieszcze nowe ziednało zaszczyty i umarł w R zy­

mie 4go Września 1811 w 61 roku życia i 47 służby.

CAGLIOSTRO.

Alexander Hrabia Cagliostro sławny awanturnik XVIII w iek u , u rodził się 1733 roku z rodziców miernej kondy­

(13)

c j i , iego prawdziwe nazwisko b yło Józef Balsamo. Po dość burzliwej m łodości i po kilku figlach w rodzaiu tego iaki w ypłatał zło tn ik o w i, od którego w ydrwił 60 uncji z ło t a , obietnicą wydania mu skarbu strzeżonego przez duchów] p iek ieln ych , zaczął podróże w G recji, E g ip cie, A rabji, P e r sji, Rodzie i na wyspie M alcie, której W ielki mistrz d ał mu listy rekomendacyjne do Neapolu, skąd udał się do Rzymu gdzie poznał piękne Lorenzę Felicjani z którą się ożen ił. Z Rzymu zw iedził w szystkie prawie miasta Europy pod nazwiskami: T isch io, M e lis s a , B elm on te , P e ll e g r in i, A n n a , F e l i x , H a r o t i C agliostro źyiac iuż to z sprzedaży różnych kompozycji chemicznych , iuż to z oszustwa , iuż z wdzięków żony. Lecz najświetniej się ukazał w Strasburgu 19 Września 1796 roku. T ru­

dno by opisać entuzjazmu iaki obudził w tem mieście i wymienić wszystkich aktów dobroczynnych, które entu­

zjazm ten usprawiedliwiają. W r. 1785 Hr. Cagliostro wyie- chał do Paryża gdzie się zdarzyła sławna sprawa o na­

szyjnik ukradziony. Związki ścisłe Hrabiego z X ięciem Lndwikiem de Rohan mocno w tę sprawę uw ikłanym , rzu ciły na niego pod ejrzen ie, ale mimo nalegania przy- iaciół aby w yiechał z Paryża , ufny w swą niewinność został aresztowany 22 Sierpnia i osadzony w Bastylli. —•

Wkrótce oskarżony przez Hrabinę Lamotte »iż przyiąw szy naszyjnik z ręki Kardynała Rohan p ociął go dla tem zrę­

czniejszego wzbogacenia się” odpowiedział na nie pamię­

tnikiem przez Paryżanów przyiętym z zaięciem iakie obu- dzała osoba. W tym Pamiętniku Cagliostro bez zupełne*

go zadowolnienia Czytelnika, dawał do zrozumienia iż b y ł w ysokiego lubo nieznaiomego urodzenia. Cóżkolwiek bądź wyrok parlamentowy 1786 r. uw olnił Xięcia Ro­

han i Hrabię Cagliostro od oskarżenia, lecz oba zostali

(14)

Wygnani. Hrabia udał się do Londynu gdzie siedział dwa lata i wyiechał do Rzymu gdzie zatrzymany w roku 1789 i zamknięty z zoną w twierdzy Sgo A nioła. In ­ kwizycja wytoczyła mu process i wyrokiem 2go Kwietnia 1791 roku skazany na śmierć iako praktykant wolnego mularstwa. Kara zmienioną została na wieczne w ięzienie.

U m arł w zamku Sgo Leona roku 1795.

CASANOVA.

Franciszek Casanova sław ny Malarz W łoski uro­

d ził s ię w Londynie roku 1730 z W łoskich rodziców , którzy powróciwszy z Anglji do W enecji wychowali go w nauce ięzyków staro i nowożytnych. Korzystał z tego nadzwyczajnie. W dwudziestym piątym roku poiechał Ca- sanova do Paryża z kilką obrazami b ile w ,' gdzie został przedstawianym Karolowi Parrocel wielkiemu rysowniko­

wi , który nie ze wszystkiem zadowolniony z talentu m ło­

dego Włocha rzek ł m u: »Zdaiecie mi się czuć koloryt do którego trzeba s ię przyk ład ać, ale nie należy zaniedby­

wać rysunku który w sztuce malarskiej głów ną iest pod­

stawą.”

Casanova poiechał do Drezna iżby się przy D ietrie- chu sławnym malarzu wyćwiczyć w sztuce podobania, której się także nabrał we wzorach Holenderskiej szk o ły , a usilną pracą dopiął m ożności stawienia się w królew ­ skiej akademji malarstwa w Paryżu, do której został przyię- ty iako malarz bitew. Obraz który wystawił na okaz ściągnął mu zewsząd amatorów żądaiących iego m alow ideł: najcel­

niejsze i ostatnie iakie wykonał we Francji są obrazy dla Xięcia Kondeusza wyobrażaiące iego zwycięztwa. Wśród największego powodzenia, Casanova wydaiąc zawsze p ie ­ niądze bez kalkulacji, zadłużony po uszyj znalazł się bar-

(15)

cl z o szczęśliwym, z podjęcia się na wezwanie Cesarzowej Katarzyny li g i ej wymalowania do pałacu Cesarskiego lej zw ycięztw nad Turkami. W ykonał te obrazy w Wiedniu gdzie został bardzo dobrze przyięty. W yniosły I ambi­

tnego charakteu, przestawał z osobami wyższej kondycji, które znajdowały pieprzyk w iego rozmowie. Pewnego dnia gdy b y ł u stołu X ięcia Kaunitz ministra Cesarskie­

g o , mowa była o Rubensie i iego wielkich talentach ia­

ko malarza oraz dyplomatyka i ieden z biesiadników rzekł;

A więc Rubens b y ł posłem bawiącym się malarstwem. — Przepraszam waszą g o d n o ść, odciął mu Casanowa b y ł to malarz bawiący się poselstwem. Casanowa umarł w Br u hi pod W iedniem roku 1805.

CAVENDISCH.

Henryk Cavendisch sław ny Chemik A n gielsk i, uro­

dzony r. 1733 i drugi syn X ięcia D evon sh ire, w m łodości m iał los wszystkich m łodszych braci w Anglji to iest maiątek bardzo m ierny. Cavendisch w zgardził urzędami na które urodzenie iego pow ołać go m o g ło , a rodzina iego biorąc umiarkowanie za odrętw iałość, odstrychnęła się od niego i zostaw iła go samemu sobie. Iego gust do nauk zastąpił wszystko i w ielkie w nich nabył imie. Iest iednym z u-

•czonych którzy się najwięcej przyczynili do postępu Che- mji nowożytnej. On pierwszy rozbierał własności szcze­

gólne gazu wodorodnego, i odznaczył cechy odróżniaiące ji od powietrza atmosferycznego: iemu także winna chemja sław ne odkrycie składu wody, iako też postrzeżenie nad podkwasem saletrowym , które uszło baczności Priestleia.

Niemniej się odznaczył Cavendisch w fizyce i w matema­

tyce w y ższej, której uczynił szczęśliwe zastosowanie do oznaczenia bryłowatości kuli ziem skiej. Towarzystwo

(16)

Królewsko-Londyńskie iuż go było w liczbę swych człon ­ ków policzyło kiedy iustytut Francuzki mianował go w r o ­ ku 1803 iednym z ośmiu swych zagranicznych honorowych członków . W tejże samej epoce Cavendisch b y ł daleko bogatszym od wszystkich uczonych i podobno uczeńszym od wszystkich bogatych ieden bowiem z iego stryiów G enerał zamorski, wróciwszy ze swych wypraw w roku 1773 złem znalazł iż familja opuściła iego synowca i zapisał mu przy śmierci dobra od p ó ł miljona z łp . rocznego przychodu.

To pomnożenie maiątku nie zm ieniło bynajmniej charakte­

ru ani przyzwyczaień Cavendischa, który b y ł zawsze pro­

stoty prawdziwie oryginalnej. Czyniąc dobrze aż do śm ier­

ci zapisał na odległych krewnych i na rzecz przyiaciela kawalera Blayden spadek pięćdziesięciu miljonów złp*

Zacny ten Chemik umarł w Londynie 1801 roku.

Z A G A D K A .

Mały dom lecz otwarte zawsze wrota u mnie y Ukradkiem się pożywiam czy w izbie czy w gum nie, Mało mi trzeba, iednak i to mało

Z niebezpieczeństwem nie raz się zyskało. i i p h

Explication de la gravure Nro 37. R obe de fo iila r d , Ca- nezou en ta lie avec app lica tio n de JBruccelle. T u n iq u e de chasse en drap Zephir, doublure en baptiste ecrue retournant p a rd e v a n t, p a n ta lo n s term ines en G uetres, Ceintare en gi~

berne.

Objaśnienie rycin y Nro 37. Suknia fularowa, gors tiulowy oszywany koronką. — Kurtka myśliwska z pułsukienka podszy­

ta surowym batystem z wyłogami na przedzie, Majtki zamszo­

we z kamaszami, Pas z ładownicą.

Znaczenie p rzesziej Z a g a d k i-— Fenix.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ten prąd powszechny ku cudzoziem szczyźnie tak przez niektórych ganiony, i Mamę i ciebie nie odstręczy ani ustraszy kiedy dowiecie się o nici ułatwienia którę

ci w wieku sektarskiegó entuzjazmu. Charakter iego i życie zupełnie zmaxym ami zgodne zdały się ożywiać w N iem czech obraz mędrców' Starożytności.. Pierw szym

Lubo machiny przędzalni na powszechny widok wystawione nie są: osoby któreby Żądały widzieć ie w obrocie , a zwłaszcza któreby Życzyły wejść do Towarzystwa

Dla tego iednak niem ały czas biblioteki iednostajny n osiły charakter, który zakonnym nazwać można , to iest Se się napełniały najwięcej xią£kami do

szą się nauczyć ich użycia, maią potrzeby muszą się uczyć iak ie zaspokoić, wprawiaią się chodzić, pływ ać, latać, czego przykładem drobne szczenięta

Nieprzerywane szczęście czułość by sła b iło , Przy niein wyschło by szczęście 9 rozkoszy prawdzi- NaleSy cierpieć aby za to później b y ło , ( wej y Czem

cej m oże iest biblioteczek w Europie aniżeli b yło przed trzema wiekami xiąg pisanych i drukowanych, bo się ich też w ponawianych wydaniach stami tysiąców z

Instrukcja dzieli się na przyiemną i pożyteczną to iest na trafną znaioiność tego, co się ludziom podoba , i tego co się im najczęściej przyda.. Ten przeto