I N T r . 2 . Lwów. Sobota dn ia 1 1 . S ty c z n ia 1 8 7 3 . R . O l £ v
■ * C m < » * • * a a
W y c h o d z i w k a ż d ą s o b o tę . P r z e d p ła ta c a ło r o c z n a z p r z e s jłk ą p ocztow i} l O *Jr., p ó lr o c z im .”» złr ćW ie rć ro ezu ie Ï 5 zł. 3 O ct, W w ie lk ie m k s ię z t w ie P o z n a ń s k ie m 7 t a l a r ó w . — W e F ra ticj', S z w a jc a rji i W ło sz e c h c a ło r o c z n ie '-î 1 fra n k ó w . — W y L w o w ie c a ło r o c z n ie l O z ł ^ __
N u m e r p o je d y n c z y k o s z tu je 3 0 c t. — P re n u m er o w a ć m o żn a w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h . — R e k la m a c je n ie o p ła c a ją s i ę ; lis t y przyjm u ją si§
ty lk o o p ła c o n e . — I n s e r a ty przyjm u je red a k cja i a je n c ja d z ie n n ik ó w A P ią t k o w s k ie g o . A d re s: R e d a k c j a S ’ C * u t l i a w h o t e l u E u r o p e j s k i m K T r , 1 8 .
? R Z E D P UDAt- NA jS z K O C K I M
i
j'VYNKU
( W ie lk i cu d o tw o rc a i p r e s ti d ig ita to r >1. E r l n ^ s e r bije w wielki bęben i krzyczy ; obok niego rz u c a m iljo n am i niewidziany d o tą d a t l e t a R e p r e t i s ; w g łę b i dm ie n a „ s t a r e j “ i „nowej wolnej“ t r ą b i e nieporów nany clown l i m i t e r , u b r a n y w strój ludożerczego Nowozelandczyka.)
iii. I,'rlas«<r.
H ej panowie G alicjanie ! P roszę, proszę tu do budy ! S ą tu is t n e św ia ta cudy, A j, ciekaw e n ie s ły c h a n ie ! S ą tu różne koucesyjki, T a k ie m iłe jak kocurki, I ta k ła s z ą się bestyjk i, Z e nie poznasz, g d z ie pazurki.
J e s t tu fra k m iuisterja lny , Na k ażdego kapitalny ! A chód m a podszew kę now ą, jßzadki an ty k , daw na moda ! K to g o wdzieje — jak pagoda B ę d z ie z a w sze k iw a ł g ł o w ą . D alej ! K zućcie to w a h a n ie!
H ej ! do budy G alicjanie ! P a trzcie ja k i tam ju ż tłu m !
B u m , bum, bum !
Chór l*ol»ków.
N i e pójdziem y do tej budy ! J e s t tam sm o k , co zjada lu d y !
(Przez otwarte podwoje ciśnie się do budy duio Niemców).
A tle ta lt<‘|iretis.
H ej panow ie D a lm a ty ó c e ,
Chodźcie ze m ną tu n a m ły ń ce ! N ie będzie wam nic, g d y skoczę, Choć wam kości pogruchoczę, B o s ię potem dalej ruszę I m oczary w am o s u s z ę ,
I tu n e le w am pokopię I N aren tę h e t w y ż ło p ię ! T y lk o chodźcie ! Dalej ć m y !
R a z , dwa, trzy !
C h ó r D .-ilin n ty ń có w . N i e pójdziem y do tej budy ! J e s t tam sm ok , co zjada lud y!
(Przez otwarte podwoje cisną się ciągle Niemcy).
Clown Hunger.
H ej, ty w d u ż . m kapeluchu, T yrolczyk u ! Chodź tu zuchu ! Chodź, pokażę ci tu d z iw y !
L e cz się nie c h m u r z ! Na, nur heiter!
A nic nie wierz mój poczciwy, Co ci mówi pater G reuter ! I j a z tobą się pomodlę I j a będę śp iew a ł „ jo d le “ , N a w e t dam ci pas szeroki, Ś lic z n ą klam rę n a pas w sadzę, I za pas cię wyprowadzę N a ku ltu ry sz c z y t w y s o k i!
N o ! W s z a k m nie tu każdy z n a ! Tra, ra, ra !
Chór T y r o lc z y k ó w .
N ie pójdziem y do tej budy ! J e s t tam sm ok, c o zjada ludy !
(Idą jeszcze Niemcy, lecz z poza wrót shjù'.aéiatośny śpiew na nutę: „ Mein lie
ber Augustin, alles ist hin!)
— G —
• — N apoleon już nie żyje’! oto wiadom ość najuowsza. Z gasł człowiek, k tó r y m a w obec nas n a jw ię k s z ą z a - łu g e ; — w yleczył n a s bowie.ii rad y k a ln ie z ow ych m rz o n e k o pomocy fra u cu sk ie j.
J a s a m — i sta re m u nie dziw ota, w ro zp aczn y ch m o m e n ta ch ży
cia pocieszałe m sie tein : „ e t N a p o le o n to ja k o ś z r o b i“ , i długo nie uio gle a p..zbyć się tej w iary. W y g o d n ie te i człowiekowi mieć ta k ieg o zbaw iciela n a zaw ołanie, a t a k im b y ł nieboszczyk.
Ciekawym , w kim m y t e ra z u p a t r z y m y sobie zbawcę, bo jużciż P o la c y m u s z i kogoś mieć, k t ó r y b y za nich ojczyznę r a t o w ał. D la n aszyc h ojców był N i p o l e o n I. a my m ie liśm y swego N a p o le o n a I I I . W k im przysz łe pokolenie u p a t rz y sobie zbaw cę z u rz ę d u , tr u d n o przewidzieć. P a k t e m je st, że d z'ś nie m a m y ż a dnego, a s i s i a l mój. pan A n z e lm pow iada że dziś osobo zastę p u je idea.
D u b ;ą by b y ła t a pani ile a , ale ona n ie ste ty s a m a nic robić nie ch c e ; daleko wygodniej było n am z N a p o le o n e m ; ow a p a n i id e a, w y m ag a p ie s z c z o t, k u ltu i z a c h o d u , a Napoleon k a z a ł ty lk o w ierzyć. Człowiek b y w a ło c z y ta ł ga«ety, i czekał w io sn y , bo z k a i d ą wiosuą mieli P ra n c u z i p rzy jść do Polski, zrobić n a m K ró l a i uwolnić od N iem ców i Moskali. M ilą b y ła t a w iara
i w y g o d n ą! W p ra w d zie i dziś jeszcze j e s t rabunek dla k o m fo rtu pa trjo ty c z n e g o . W s z a k m a m y B i s m a r k a — b a naw e t i A u s ‘rja m o że n a m zastąpić Napoleona. P o czciw y m naszym p o liiy k o m fantazji nie b rak n ie i da Bóg. wynaj Izierny s bie zbawcę, a niewygodnej pani idei d am y d y r n i s j ’. —
— Z a g a d ałe m się o nieboszczykach, a miejsca mi b rak n ie na pobło gosławienie now _m wystę pom delegacji we W ied n iu . B iedacy znowu za k ilk a dni b ę d ą w objęeiach lubych nas zy c h opie k u n ó w ; nowe ich c z e k i j ą try u m fy , nowe h y m n y p o ch w a ln e ze s tro n y n a szych dzienników, nowe cukierki k o n s ty t u c y jn e i nowe p ie rn icz k i k ncesyjne — i wrócą znowu biedni z ze p su ty m a p e ty te m i z a w ró coną do resz ty głową. J e ï e l i w ydam y kie dy spis naszych m ę c z e n ników, to d eleg ato m pośw ięcim y osob ia k a tę pod t y t u ł e m : „ P o c z et męczenników dręczonych m ę k ą n a j s tr a s z n ie j s z ą .“
AD NAPOLEONEM III.
N ie umiał u m rz e ć ś m ie rc ią bohatera,
i dziś sam otny w y g n a n ie c u m ie ra , A łoża j e g o n a w e t nie o t a c z a ,
Żal w spółw ygnańcóvv — ska rb d r o g i tułacza, A duszy j e g o p e w n o nie p o c ie s z a
Myśl, że g d z ie ś w ie lka przeklin a g o rzesza, Chciał żyć — mial ż y c ie ; p o n ie w a ż był w błędzie, N ie c h mu od życia ziem ia lżejszą będzie.
K . o n l Ł u r s .
D la uspokojen:a wielu p atrjo tó w , k tó r z y b^z widomego z b a w cy n a ro d u żyć spokojnie n :e mogą, r zpisujem y k o n k u rs n a świeżo
opróżnio ną posadę
generalnego w yb aw iciela uciśnionych narodów,
zw ła sz cza ty c h nieszczęśliw ych, k tó ry ch n a t u r a o b d arz y ła m ię k k ie m sercem, ł a t w o w i e r n ą duszą i n a d m iare m chorobliw ej fantazji.
K o m p etu ja c y o tę posadę winien się w y k azać:
1. że j e s t cudzoziem cem ;
2. że posiada dy p lo m d o k to ra t u wyższej blagi.
T e r m i n k o n k u rsu u p ły w a z dniem o trzeźw ien ia się k o m is ji k o nkursow ej.
Lwów, w r o k u 1873.
^ K S I Ę G I M I Ł O Ś C L
i
G lyś ty ze m n ą mój ani le A c h ! j a m w tedy nieba bliski, O g ieû w oku, w pie rsiach ogieû, O g ieù le jem w sw e uściski.
1 po cóż, po co n am ludzi ?
Ich szyderczy uśm iech zw arzy N a sz y ch boskic h k w ia t uniesień, T o k r a m a rz e w h a n d lu św iata, P u s t e serca, pełna kieizeû.
I po cóż, po co nam lu d z i?
F E J L. E T O
I My, my d w .j e , to św ia t c a ły , M iłość n as za obraz nieba, N a serc naszych ży jm y świecie I n n y c h św iatów nam nie tr z e b a Bo po cóż, po co n a m l u d u ? !
I I
Daj mi rączk ę tw ą na zasta w I ż na zawsze będziesz m o j ą , I>. tw e serce w p ancerz k u te Żadne siły nie rozbroją...
L ecz tw e ręce zimne, chłodne, W i ę c daj u s ta niech się spoją, D a j mi u s t a tw e n a zasta w , l i na zawsze będziesz moją.
N -
U s t a nasze, nasze u s t a T ą rozkosz i niech się poją, T o najlepszy d la m nie zastaw I> u a zawsze będziesz moją.
L ecz tw e u s t a ty lk o żary Mej miłości je szcze dwoją, A nie dają m i pewuości I i n a zawsze będziesz m o j ą ? !
W z ią łb y m serce tw e na zasta w l i n a zawsze będziesz moją, L e c z j a nie chcę cię zabijać I w pierś ś i i e ż n ą g o l z i ć twoją....
T w e przysięgi, zapewnienia,
D l a m nie w szystko to za m a ło — B y m ci w ierzył że m nie kochasz I M usisz dać mi siebie c a l a ! ! . .
Wiat * * » .« » j f4 « îi< tîs w .
— My, die feinen, będz iem y znowu zrobić einen histo ris z e n flzkandal. R a z już będzie być koniec m it der F o la k o i, j a k m y n a
pisz em y petycje a a das M in i s te r iu m von wegen die u n m i t t e l b a r e n W a h le n . My m u s im y zrobić der k u l t u r einen W e g — bo i w n a szych piersiach są p ro m e sy na k u ltu r ę niemiecką. T e n c a ły s z m a r r e i z polskim p a trj o ty z m o w a n ie m nie m a u m nie żaden k u rs. A fei
n e r J u d już j e s t ja k b y u r o l z o n y N iem iec z sam ego W i e d n i a u n d a feiner J u d nie powie że B ro d y jego o jc z y z n a , i to wie dobrze so ein M in i s te r u we W ied n iu . So a petycje , j a k m y b ęd zie m y napisać, t o zrobi efekt, i b ędz iem y mieli zn ew u a daczes t e a t e r m i t a O p e r u Gesang, po n em iecku szkoły, au f dass nasze dzieci nie robili się polskie fa n ta s 'y .
I von wegen dem m u sz ą być w te j p e ty cie t r z y p u n k ta . E r s t e n s to będzie p o l i t y k a ; zw eitens K n ltu r s a c h e a p o te m die k u n s t und d as Schöne. V on wegen p o lity k zaprow adzim y u n m i- te lb a r e w ybory sarnich niem ieckich u n d feinych von die ad w o k a ten den jü d is c h e n ; von w egen K u l t a r s a c b e zap ro w ad zim y niem ieckie m ow y als S a l n sp rac h e, a vou wegen d e r K u n s t a daczes T e a t e r . J a k n a m z W ie d n ia die h e r r e u M in ister to p rzy sz łą to m y z a p r o c e n t d a m y u n s e r feines H e rz u n d B ild u n g n a tę wielkie wojn y z P o la k a m i. To j e s t m >j p r o g ra m — so fe n ja k ja , i je szcze k il k a innyc h von die u n s r ig e n L e u t .
Kowy przyw ilej.
— Wydział żj/daczow s/liej rady powiatowej otrzymał przywilej wyrabiania manekinów, których używać można do skompletowania p o siedzeń rady powiatowej. Dowiadujemy, że prawie wszystkie rady po
wiatowe porobiły liczne zamówienia.
M oralność ojców zagrożona.
Świeżo wprowadzony sposób zaproszenia na bal listownie grozi podkopaniem moralności ojców. Nie jeden bowiem ojciec rodziny scho
wa zaproszenie do kieszeni i na zapytanie córki: „czy pójdziemy na bal muzyczny“ , odpowie z miną kw aśną: „Poszlibyśmy, ale nas nie proszo
no“. — Przestrzegamy przeto płeć piękną przed tym możliwym podstę
pem. —
G O G O
Zaw sze m u sz ą dziennikarze, Z u aleść kość do kłó tn i, sp o ró w : P o ru s z a ją te ra z spraw ę
B e z p o śre d n ich ty c h w yborów !
C iągle nudzą nas i męczą
S w y m ha ła se m , płaczem , wrzawą, J a k b y się prócz nich kto m y ś lał T y c h wyborów zająć s p r a w ą ? !
T « k ą fraszką się zajmować T o g łu p o tą iście przednią,
W s z a k być w sejm ie m u sz ą posły, B ezpośre dnio czy p o średnio!
N i e p o d ziela m ich obawy D z ie n n ik a rs k ą nie drzę trw ogą, Może w s k u te k ty c h wyborów W sejm niejeden wejdzie G o g o l
W i ę c niech k rzy c z y w brew w yborom D z ie n n ik a rs k a t a h o ło ta —
J a p etycji nie podpiszę, N ie d am im swojego wota...
K orespondencje redakcji.
— S W. Z* rozwlekle i nie porusza nic nowego. — G ł ó g w P r z e m y ś l u . Pan jest ś zapewne bjrdzo młodym! — A. K. w e L w o w i e . D)brym smakiem Pau nie grzeszysz, a dowcipem jeszcza mniej. — A u t o r h i s t o r y i „ k o n t u s z a “ Odgrzewane myśli i przy słabym ogniu. — K . O. w P a r y ż u. W innej porze. K o m plety posłane.
Od Administracji.
Komplet z roku 1872 oprawny kosztuje 5 zlr. —
Z K A R N A W A Ł U .
P ytanie i odpowiedź.
C h o c ia ; śliczne m a oczęta, W ą s co k o r a l u s t p rzy sła n ia , Chociaż ta ń c z y t a k wybornie, M a m a ta ń cz y ć z niai z a b r a u i a ? !
O n w pow ietrzu mnie unosi, Z ie m i nóżką d o tk n ą ć nie da, M a m a t a ‘.czyć z n im z a b ra n ia K a ż ąc w y b rać mi A lfre d a .
Muszę ta ń cz y ć z t y m A lfre d e m Choć niecierpię tego głupca, A p an K a ro l... o ł ty m c za se m Z d ru g ą w sali tn ie h ) lu p c a !...
J u ż z K a r o l e m wolę siedzieć C a ły wieczór n a k a n a p ie , J a k p rze tań c zy ć raz z A lfredem Co falb a n y rw ie i sapie...
G d y się K a r o l do m n ie zbliża, D rz ę, czerwienię, błęd n e c a l a — A tu tań cz y ć mara z A lf re dem , C zem uż m a m cia t a k k a z a ł a ?
Chociaż K a r o l ta ńczy zgrabnie, M a m cio m A lf re d pożądany, K t o m a w i o s k ę i g o t ó w k ę M o ż e s a p a ć , r w a ć f a l b a n y !
I. II.
W P O N I E D Z I A Ł E K . W E W T O R E K .
Proszę pana : bardzo radzi, Źe B óg gościa w dom prowadzi, Ś m iało, raźnie : czem bogata Tem i rada nasza chata.
III.
W Ś R O D Ę .
Oto Kraków nasz wspaniały,
(Niech P an zwiedzi) — pełen chw ały, P ełen Królów i rycerzy,
W szystko w trumnach cicho le iy .
IV.
W C ZW AR TEK.
Ot i Lwów — m iasto niezgorsze, Chociaż od Krakowa skorsze Do h ałasu i wybryków, W szystko to w ina dzienników.
„A to*... Co to ? gość zapyta.
W szakżem gość ?“ — „To n ic, wizyta Już skończona. Pan wybaczy.
Przyjm ujem y nieinaczej.
W ydaw ca i odpowiedzialny redaktor : L i b e r a t Z a j ą c z k o w s k i , Czcionkami K. Filiera.