h a r c u j e , g d t f f e s t p o t r z e b n e
LAJ. KONIKIEM
„Laj, konikiem , laj, o b je d i cały kraj..."
( W y s p i a ń s k i : „Legenda**) Lal. konikiem , lal.
Objedź cały kia ji A to będzie jazda jazd, n ie om iniem żadnych m ia s t n ie om iniem żadnych w si — tysiąc staj! m ilion stajl za p u ka m y w w s zy stk ie drzw i — laj, konikiem , laj!
C o kto ś ukrył, u k ry ł gdzie, w lot odnajdzie w szy stk o sięf w y n ie siem y w ja sn y dzień k a ż d y grzech i ka żd y cieńl nie pom oże gniew ni w s ty d ani prośba: laskę daj — przez ironię, śm iech I szy d laj, konikiem , łaj!
N a nic czyjś na nosie mars
i p ro te kc yj ńa nic marsz, p le c y h ec y warte dziś — n ie pom oże nic a nic!
sygnet, urząd, tłu s ty kram ni A kadem osa gaj nie zaim ponuje nami Laj, konikiem ,1 lajł
N iechaj buchnie zd ro w y Śmiech spod dachów ek I sp o d utrze chi U derzamy w w ielki gongi je st m odeli d u ży krągl N aszych strzał nie w strzym a żaden utracony raj,
żaden szept ni żaden k r z y k —»
łaj, konikiem , laj!
W yn a jd ziem y źródła m ątw, w y ko p iem y s k r y ty błąd, obnażym y c h y try jad, któ rym pluje plotki gadI C zytelniku! rów naj łrontf z nami jedź, m iast słuchać ba/dl.
w yruszam y dziś! już! stąd!
Laj, konikiem , lajI
Witold Zedrantar
■ZJAZD GW IAŹDZISTY- R ys. S te r
WYZNANIE SATYRYKA
To będzie brzmiało ja k paradoks, aie ze- m a ję pod przysięgą — w imieniu własnym
i w szystkich kolegów:
Każdy uczciwy sa ty ry k m arzy o tym, aby m u nareszcie zabrakło tem atu; by juk nie m iał z kogo szydzić; by nie tylko kraj, ale także zagranica i cały św iat zaludniony był aniołkami.
Wiem, że groziłoby nam w ówczas bezro
bocie. I pom yśleć: co za" ponury widok •—»
sa ty ry c y w stanie spoczynku! Grus m aluje kw iatki i jagnięta... M agdalena Samozwa
niec chodzi po K rakowie i robi d o w cip y ' 0 pogodzie:
— Deszczyk, deszczyk — śliczne słówko, ale powinien się raczej nazyw ać niebo
szczyk, bo z nieba strzyka. A nieboszczyk pow inien się nazyw ać: deszczyk, bo leży na desce...
i— Lecz, gdy mu zagrają podskoczyłby je- ozczel — dośpiew ał A rtur M arya głupio 1 n ie w porę, a potem zaczął recytow ać pod nosem:
.Jesz cz e w czoraj paszkwile, pam fiety, A dziś u mety.
Jeszcze wczoraj szlemik w bez atu.
Dziś brak tematu.
Jeszcze w czoraj wesołków kupa" — Janusz M inkiewicz mówi do Brezy:
— Słuchaj Brezo K artuska! Gdy W it wi
tam iny wita minę M inkiewicza, m inka W ita tak samo niesam owita! Ha ha h a ha ha—
Pif — i pękł ze śmiechu.
Brzeziński z ironią spojrzał n a zwłoki 1 rzekł:
— A propos. W iecie, że sta ry Nowodul- ski tak był przyzw yczajony do łapówek i przekupstw a, że kiedy um ierał zadyspono
wał, by mu do trum ny włożono dziesięć ty
sięcy złotych i srebrną papierośnicę z d e d ykacją dla, św iętego Piotra. ...Hi hi hi...
W estchnął Brzeziński i za minutę już s ta l przed św ięty m Piotrem .
T a k byśm y w y m ierali zwolna, w ytykani palcami przez ludzi:
— P atrzcie — dow cipkuią! N ie m ogą zro
zumieć n ow ej rzeczyw istości.
Pism a sa ty ry c z n e d ru k o w ały b y , jak drf- sia i lu t „Szpilki", całym i stronm cam t staro
p olski hum or P o tockiego i T uw im a M ikla
szew ski z m ik laszew sk ą p a s ią p isałb y tra gedie, w k tć rv c h g ra lib y Fertner. W yrwie*
i Szubert. T ak ie b v !y b y to czasy. A prze
l e ż m arzy m y o tvm w n a isk rv tszv cli snach.
Bo je ste śm y w gruncie rzeczy moralistami*
Kraków, 31 marca 1948 R o k L
Nr. I
CJiceiE) zbaw ić św .at/ W yleczyć go z grze
chów i zmaz.
...Al© n a le ż y “przypuszczać, że ow a wy- m arzona przez nas chw ila n ie nastąpi w naj- błiżtóyoh czte rn astu dniach, ani cztern astu ty siącach hit. T edy jeszcze piszem y. K łu
jem y. Z ferw orem rzucam y się na w roga, ty m w iększym , że m usieliśm y m ilczeć przez pięć la t z górą. A saty ry k bez publiczno
ści — to ja k książka w śród analfabetów . W ięc sobie teraz używam y.
P rzew ażnie na H itlerze. M oże już i n aw et C zytelnicy szem rzą po cichu, że tak w ciąż i w ciąż o tym facecie, ale czujem y, że nam ten tem at w k ró tce zaw iśnie na gałęzi, a H itler w ch a ra k te rz e p ro ch ó w już się nie będzie n ad aw ał na pamflet.
A le zm ienim y tem at, zm ienim y! N iech się tylko w o jn a skończy i sp raw y polityczne p orosną gajem oliw nym pokoju. W te d y już ta ^ ie p ask u d n e słow a ja k G oebbels t Goe- ,-ring b ędą zapom niane, a przyjdzie kolej...
na w as, k ochani C zytelnicy. N ą w asze d rob
n e grzeszki, na m łode p ęd y w aszych przy w ar, n a św ieże pączki w aszych zmaz. Póki to w szystko jeszcze niew ielk ie je s t zielsko.
T rzeba plew ić sad na w rosnę, bo gdy te kąkole i ch w asty rozrosną się w dżunglę, w tedy już za późno. W te d y trzeba siekiery!
N ie w y starczą szpilki i flo rety saty ry k ó w . W ted y m uszą ziem ię orać w o jn y i k a ta strofy.
T ak ie spełniam y p osłannictw o społeczne i fc ie jo w e .
D latego n ależy otaczać saty ry k ó w szcze
gólną opieką. N ależy im płacić 'n ajw y ższe h o n o ra ria (—- to pod adresem R edaktora).
N ależy im (to już po d a d resem czy teln i
ków ) p o sy łać p rezen ty ; m ożna anonim ow o;
1 w n atu rze; n a p rzy k ład ; m asło, polędw i
cę, boczek, k o niaki, lik iery , w odę koloń- ską; m ogą być też k w iaty, ale w olim y Ja
rzyny, szparagi w puszkach, karczochy;
ow oce, cu k ierk i, c ia stk a (dla m nie .z „Pod M urzynów ") dalej futra, obrazy (M adzia Sam ozw aniec ch ciałab y , po siad ać oryginał- u n ik at J e rz e g o K ossaka, ja sław n y obraz m ary n isty czn y „Tenis w p o rcie" JuK ana Stadnickiego).
A przede w szystkim należy żyć cnotliw ie.
N ie d o starczać nam tem atu. Ze zjad a czy cbleba przeisto czy ć się w a n i o ł ó w . Byśmy
*5ę czym p rędzej srali bezrobotnym i. W te d y odpadnie też w y d a te k na prezenty...
Artur M arya Swinarski
7 N IC M IFCO SJ ETN O LO GU
AU T O R „SŁÓWEK"
dze.
i)V». V: 10.1 Lj^ŁiuSZeWSki - Nie uderz mnie; mam zakażenie w no-
■ Biedaku, a w której?
0 POECIE ARTURZE MARII SWINARSKIM M a dużo hartu,
choć troszkę wariat,
i dobre fraszki w yczynia — n a pierwsze Artur,
n a drugie Maria, n a trzecie s-wina.
t w u * * .
„G orałIenvoSk" G ori!ienvoik.,.‘ Rys. S te r
I © 0 m a ł h i ‘p a & h i
0 matko Polko! Gdy u syna twego
W źrenicach błyszczy szubrawa tandetność.
Jeśli tnu patrzy z czoła dziecinnego Chytrość bandyty, łapownika szpetnośi, Kiedy paskuje francuską perfumą Chesterlildami, cukrem, węglem, gumą, 1 nic nie bacząc, że to jest nieładnie Gdzie ty lko m oże wszędzie coś ukradnie.
0 m atko Polko! źle się syn tw ój bawi 1 nie odniesie z tej zębow y zy sku — Niech się iwe serce m atczyne zakrwaw!
1 daj synow i takiemu po pysku!!!
Każ-że m u w cześnie w jaskinie, samotną Iść na dumanie i snuć gorzkie żale Zanim dostanie każń zgniłą, wilgotną I zanim będzie — siedział w kryminale.
Powiedz mu dalej: Och, nie po to padał Ż ołnierzyk, w polu ginący, z nadzieją.
Że tw orzy Polskę, byś ty — Ją okradał N ie po to kości na frontach bieleją!
l e c z pocóż tykać na cmentarzach kości 1 bohaterów św ięte cienie wskrzeszać?
Powiedz mu, m atko, że podobnych gości JUż zaczynają ponmlutku wieszać! '
Bury Jana Czytelniku! N ie gniewaj się za ostre słow a prawdy, Ale autorem Ich — J a n K a s p r o w i c z . Tak, kochanie, KASPROWICZ. Pisał to w „Szczątku", w 1S19 i. W ięc uh
(Tońcie wewnętrznym — bez zmian. —
SZEKSPIR O. . . HITLERZE
- W p ierw szej w y staw io n ej' sztuce Szek
sp ira pod ty tu łem „ T y tu s Andronik" zn ajd u jem y n a stę p u ją c y frag m en t m onologu sk a
zanego n a ' śm ierć okru tn eg o m urzy n a A a
rona:
•
„Czemuż szaleństwo i wściekłość są nieme!
Nie jestem dzieckiem, bym podlą chciał za dokonane czyn y żal objawiać. [prośbą Tysiąc bym w ięcej popełnił okrucieństw, gdybym miał siły odpowiednie woli.
Jeślim się w ciągu mojego żyw ota jednego czynu dobrego dopuścił, żałuję tego z całej teraz duszy."
O czyw iście, pisze się „m urzyn A a ro n ” , a czyta cię: n o rd y k H itler. Z nam y się n a
■waszych m isty fik acjach , o b y w atele ja s n o w idzący poeci! B. Brzeziński.
A LA HIPEK - W A RIAT
W tram w aju. K onduktor do p a n a Ponry*
ieńczyka:
— N orm alny?
— Nie, raczej edhizefremkl...
*
— P rzepraszam , k o leg a zd aje cię, now yjl Kim p a n jest?
— J e s te m A d o lf H itler.
— Czy p a n zw ariow ał?!
*
— Czy p a n ż o n a ty , p a p ie Pom yleńezy& ł
— N ie, ta k i w ie ik i w a ria t, lo ja n ie je stem !
.*■
— P an pozw oli, p a n ie kolego: je s te m A dam M ickiew icz.
— H o ho, to p a n je s t w ięk szy w a r ia t o d a manio, bo ja jestem ty lk o J u lia n Przyboś!
B. B.
Z NOTATNIKA M A ŁEG O
FRANIA
W ie lk i u czo n y Jhum anipta, zn ak o m ity p i
sa rz , n a jś w ie tn ie jsz y z a 'w spółczesnych p o l
sk ic h k ry ty k ó w o byczajow ych, su m ien ie i w y ch o w aw ca n aro d u , n ie zró w n an y tłum acz lite r a tu ry fran cu sk iej p o e ta i sa ty ry k — T ad eu sz Ż eleń sk i (Boy) zginął w ro k u 1941
■zamordowany przez zbro d n iarzy n iem iec
kich.
C ała tw ó rczo ść B oya je s t n aw sk ro ś liry czna. A liry zm te n p ły n ie dw om a n urtam i;
, zew n ętrzn y m , zajm ującym często u w ag ę czy te ln ik ? spraw am i osobistym i, w spom nie
n ia m i i po w ierzch o w n y m i żartam i p o ety , o raz n u rte m p o d sk ó rn y m i p rz e d e w szy st
k im istotnym , o d sła n ia ją c y m czujnym i m y
ślący m czytelnikom m ózg i serce, św iętn ie fo rm ą lite ra c k ą u m iejąceg o się ihaskow ać a u to r a j.Ludzi ży w y ch " czy „ O k n a ' n a ży
cie". Form ą w ypow iedzi p rzy p o m in a Boy — G. B. S haw a,. k tó ry ośw iad czy ł o sobie:
„M o ja m etoda p o leg a n a tym , b y . odnaleźć ł po ru szy ć ja k ą ś sp ra w ę w ażn ą . i godną w y p o w ied zen ia srę o n ie j, a następni© w y p o w ied zieć się w sposób m ożliw ie fryw oT n y . A cała. isto ta ż a rtu tk w i w ty m fakcie, że ja to zrobię zu pełnie n a serio."
T w órczość k ry ty c z n a a u to ra „R eflekto
re m w se rc ę ” je s t dalszym ogniw em „Słó-
, . ) S . M aciej M o korew ld
Z mowy A dolfa: „Niemcy nigdy opuszczą ziemi, którą rae z a ję li"
RECENZJE Z KSIĄŻEK
M ieczysław Jastrun: „Godzina strzeżormlS Z ap y tam się. szczerze,
co z „G odziny strzeżonej" wynika?
czy od niej coś ustrzeże złaknionego poezji czytelnika?
Julian Przyboś: „Póki m y żyjem y".
J e s t w ielk a p o ezja, co w szechśw iat oniensi, g en ialn e trw a n ie
„póki m y piszem y"...
Je rzy Putrament: „Wojna f wiosno*.
W o jn a się skończy^
zab rak n ie tem atu —, ale wiosna', paiakość, co ro k grozi światu...
A dam W ażyk: „S erce granatu".
J e s t g ran at, k tó ry zabija i g ran at, k tó r y się zjad a — ta k czy ta k serce g ran atu stosunkow o dość szybko przepada.
W. Z echenłer
A FO R Y Z M Y NA G O R Z K O A b y zostać człowiekiem, w ystarczy się w odzić.
*
Bez pieniędzy i kłamstwa nie ma prawdy.
*
W niejednej szkole tresuje się osłów na Idiotów.
* ■
Jest- u niektórych ludzi w zw yczaju przy
bijanie podkow y końskiej przy wejściu.
Przybili ją, aby pracować cale życie ja k konie.
w ek". W „zielono-balonikow ych." ntrworadh B oya p o d sw aw o ln ą tre śc ią k r y je s ię ży
w io ło w y liryzm m ądrze u śm iechniętego Łub m ela n c h o lijn ie zadum anego filozofa. T w ór
czość . B oya-Ż eleńskiego, n ab rzm iała je s t n ie je d n o k ro tn ie siln ie d ram aty czn y m i akr centam i. „O b ro ń cę m y śli w y zw o lo n ej" (o- k re ś le n ie prof. C hw istka) i niep o sp o liteg o m o ralistę okrzyczano niem o raln y m . A ta n iem o raln o ść Boya — że u ż y ję tu jeg o słów , c h a ra k te ry z u ją c y c h lite ra tu rę fran cu ską, n a k tó re j i przecież in te le k tu a ln ie d o j
rzał — „to je s t ciągła w a lk a o p ra w d ę m o
raln ą, o szczerość, ciągła czujńość p rzeciw k o stn ie n iu p o jęć, p rzeciw fałszom , k tó re się w n ie w ślizgują, p rzeciw rozdźwięlcom w k ra d a ją c y m się m iędzy zasad y a obycza
je , p rzeciw obłudzie -wreszcie. T a ndem oral- n o ść to bu jn o ść s il żyw otnych, to m ęsk a o d w ag a n ie lę k a ją c a się sp o jrzeć życiu w oczy, k s z ta łtu ją c a ' je w ciąż n a m odłę ju tra a, n ie w czo raj. Jeszcze je d n a rzecz. (Boy)...
n ie m ów i k azań . K o rzy sta ze sw y c h p raw k tó r e każą... „rid eo d o ca stig a re m ores"..."
B oy-Ż eleński je s t tym pisarzem , k tó re g o b o d aj n a jw ię c e j n a m b ra k w dzisiejszej chw ili dziejow ej.
Stan. W itold Balicki.
Rys. M aciej M akarew icz C iężki przem ysł w o je n n y s ta je się eorks
lżejszy.
Żaden artysta nie w yrazi się o drugim inaczej ja k „idiota". M ówią prawdę.
* (
A b y być św iętym , należy w to uwierzyć.
Reszta ju ż pójdzie łalwo.
■ * .
Ż yją tacy ludzie na św ieeie, którzy m y ślą, że przez cierpienie wzruszą kogoś, I każdy wzrusza ramionami.
G ustaw P uchalski
Rys. Kazimierz Gru*
Rys. E dw ard G łow acki Tadeusz Żeleński (Boy)
P I® M o z i e m i na&zmj)
(Fragment) A czy znasz ty, bracie m łody, Te najm ilsze dla Poldków Szarej W isły senne w ody 1 nasz stary polski Kraków1 A czy znasz ty te ulice, Puste w nocy, brudne w e dnie.
Gdzie się snują ex-szlachcice, Tępiąc sm utne dni powszednie?
A czy znasz ty te kawiarnie, (W całym śwrecie takich nie ma) Gdzie dzień cały, marnie, gwarnie, W ałkoni się cud-bóhema?
Tam wre życie! Kipi, tryska!
W dym u chmurze tytoniow ej M yśli płoną lam ogniska, Chiebuś piecze się duchowy.
W szy s tk o tylko duchem- żyje, W szy stk o tylko pięknem dyszy;
N igdy ucha tam niczyje, Prozy życia nie zasłyszy;
N ic nie mąci głębin myśli,
N ic nie przerwie sennych marzeń -a Ż yjem całkiem niezawiśli
Od banalnych kręgów zdarzeń!
N iech się fale zjaw isk kłębią, Gdzieś ■ tam w wielkich stolic wirze-t M y tu żyjem życia giębią!
(Jak robaki w starym syrze...) Niech tam sobie inne nacje Zadzierają nosy w górę — Kraków też ma swoje, racje:
Swoją własną ma „kulturę"!
Tak więc chytry jest Germanin, fra n cu z sprośny, W ioch — nam ięlK ft A zaś ka żd y Krakowianin:
G o ł y i I n t e l i g e n t n y .
1 1 111 1 ' —■»•
O „ODRODZENIU"
Są tacy, co się kładą spać z korami, m „Odrodzenie" — mówiąc między nam i <
spać położyło sie % KnryłukamL
W1MK
PRZYSZCZYPKI
W a rz e 16 „O drodzenia” znakom ity poe
ta J a n Kott w sw sj szlachetnej pasji burze
nia starych mitów daje nam wzór recenzji wywołanej zupełnie zm ienionymi formami tycia. Kott zaczepia Stefana Żeromskiego, iż w sztuce „Uciekła mi przepióreczka ' nie caał, liub nie dodeniał wagi m aterialnych realiów. Dla Żeromskiego — pisze Kott — był konflikt psychologiczny, czy moralny, ale kto z czego żyje, ile co kosztuje, nie obchodziło go. W oczach człowieka współ
czesnego problem przebudowy ruin czter
nastow iecznego zamku Ja n k a z Czarnko
w a na 6zkolę, czy na dom ludowy — to gra nie w arta świeczki. Poprostu taniej by
łoby v,'znieść nowy dom. Przeróbka zamku a a cel oświatowy byłaby za kosztowna.
Bardzo cenne są te uwagi. Równie cen-
■ymi byłyby uwagi mego kolegi po piórze na tem at budowy wieży Babel, labiryntu, problem u muru w „Zemście” Fredry, naiw
ności Ibsena w „Budowniczym Sokieśsie".
Cegły bowiem w pasku, dachówki, malta, to problem równie poważny w naszym ży
ciu państwowym, co w yrzucanie pieniędzy na budowę kolosa dla w yspy Rodos Poży
teczną również rzeczą dla Szekspira byłoby wiedzieć, co jada na kolację król Lear, i czy nie lepiej byłoby, aby publiczność w ie
działa, iż mordy w „M akbecie” zostały w y
w ołane nie zazdrością, lecz poprostu kłó
tn ią o k olację...
Tak samo. h ie wiadomo, czy król Lear żdaw at sobie sprawą, ile kosztuje utrzym a, n ie starego ojca, Ze poprostu nie opłaca się, de facto nie opłaca się, karmić starego grzyba, który zrzędzi, psuję powietrze,
•złapie pantoflam i i nie ma zrozumienia dla potrzeb sw ych córek.
A cóż dopiero mówić O pustelnikach, k ar.
m iących się korzonkami? za co śpiewa M a.
ria Egipcjanka w „Hymnie o M arti Egip
cjance” Kasprowicza? Co ona zjada w przerw ach pomiędzy śpiewami.
Bujda, obywatele! chcem y wiedzieć, ile Romeo zapłacił za kolacyjkę dla Julii, po czemu był cukier, po czemu zupa, — ile kosztow ała słonina w czasach Cyda?
Taksamo ważnym dla nas jest, czy n ln Sa kosztownym było zburzenie Niniwy!
Uciekła nam przepióreczka w proso, taki ale ja za nią niaborscsełt... boSO' O to OSta.
tnie słowo chodziło K ottu i tu już nie po
m ogą żadne burżuazyjn® przyszczypki.
Zygmunt Fijas
Rys. £t. Rzepa P rojekt n a pomnik;
„Moja pani, m oja pani...'*
Z repertuaru teatralnego
■ '■tir Poni Fifa tw obroża sobie sztukęi
„Mąż Doskonały”
— Ty znasz tego h o tta , co pisuje do „Od
rodzenia”? Jak on wygląda?
— Zaraz c i pokażę.
Ależ to nie je st kot!
. N o właśnie...
. A dlaczego on ma dw a ogony?
■ Bo się pisze przez dwa Ł
MANIFEST
Protestuję! Veto! Precz!
A dlaczego? N asza rzecz!
Odrzucamy! Nigdy! Nie!
Bardzo dobrze, że jest źle!
N as nie wzrusza wcale Krym!
Czekaliśmy przez sześć zim — Poczekamy jeszcze sześć!
A że Polska?... Pal Ją sześć!
N asza Polska jest w Londynie, Przy oracjach i przy winie.
V ivat: c o n t r a ! V ivat a n t i!
Podpis: EMIG(no)RANCI.
Bogdan Brzeziński
LEPIEJ NIE
„Zemsta" Rys. S ter
K e f o r m a yęztftia
G dyby poetów superlatyw y
Oblec się m iaiy kiedyś w kształt żywy, W ięc: gdybyś szyję łabędzią m iała I lśniła białym marm urem ciała,
Gdybyś ja k skrzydła kruka m iała w łosy I nogi sarny i talię jak ośy,
Oczy ja k gwiazdy, buzię jak jabłuszko, W argi jak wiśnie i z wosku serduszko.
I gdybym Cię taką ujrzał kiedyś w nocy — Ze strachu wezwałbym boskiej pomocy!
M arianN iżyóskL i (Z teki pośm iertnej)
Ba, jakże to powiedzieć? Nieco żenujące spraw a. Hm. No trudno. Rzecz się tak ma, że znakomity aktor Juliusz O sterw a ogłosił n a łamach „Tygodnika Powszechnego" arty
kuł o teatrze. Czytamy za zrozumiałym za
interesow aniem . Czytamy — i nagle prze
stajem y rozumieć. Niewątpliwie napisano to po słow iańsko — co w epoce słowiańskiego braterstw a powinno nam wystarczyć. Nie posiedliśm y jednak jeszcze w szystkich sło
w iańskich języków. Może po czesku? MożS to po serbsku? Może to po łużycku?
W moim m niemaniu — pow iada sławny aktor — naprzód trzeba przeczłonić człon- nictw o aktorskie, zbudować na nowych za- Gadach. Zasady trzeba upulchaić, iżby we
sprzeć 6ię na nich mogło nowe pokolenie członników. — Może lepiej upulchnić człon- ników, aby wesprzeć się n,a nich mogły no
w e zasady? — Chcemy podszepnąć.
Znakom ity arty sta proponuje utworzyć związek żywosłowia, do którego weszliby również ozdabiacze j gędżbiarze i zarządnicy i robotnicy, mięśniowo pośw ięcający s ię ’ w spółpracy. Państwo je st Dadrządzicielem, rządzicielem związku je st rzesza (walne zgromadzenie członników).
No i co? Choć język je st obcy, w łaściwie jednak zrozumieć można. N iektóre tylko słowa w artykule są dla nas niejasne, jak
„wsiębiorcy" czy „pięknosłużcy”. Jeżeli po
w ażniej zastanowim y się nad zagadnieniem języka, którym posługujem y eię co dzień, okaże się, że ogromna ilość potocznych w y
razów pow stała drogą sztuczną, najczęściej przez dosłowne przetłum aczenie z łaciny, francuskiego czy niemieckiego. Przyzwy
czailiśmy się i dlatego nas nie rażą.
Język, którym posługuje się Juliusz O ster
w a, jest egzotyczny — ale dlaczego właści
wie zamiast pytać kogoś „czy jest pan już członkiem związku?" nie mielibyśmy mó
wić: „czy jest pan członnikiem związku, czy je st pani członnicą związku?" To naw et le
piej brzmi. Na bilecie na drzwiach nie bę
dzie się już pisało: taki to a taki muzyk — tylko gędżbiarz. Zamiast mówić: cnłonek za
r z ą d u — zwróćcie proszę uwagę jak to śmiesznie w ygląda — będzie się mówić krót
ko i poważnie — zarządnik. Ogłaszać się bę
dzie w alne zgromadzenie ze znaczną ó- szczędnością papieru i atram entu: „Dziśl o 16 pop. Rzesza!"
Tm dłużej powtarzam te słowa, tym w ię
cej ml się podobają i tym śmieszniejsze są wyrazy, używane zamiast nich potocznie.
Żenujące w tej spraw ie je st tylko to, ża.
Osterw a je st osam otniony w swoim w ysiłku
pionierskim. Czesław Miłosz
Redaktor: Stanisław W itold Balicki. — A dres RedeSęc^S, Kraków, W ielopole 1. — W ydaw ca: „Dziennik Polski",