• Nie Znaleziono Wyników

Relacje-Interpretacje, 2009, nr 1 (13)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Relacje-Interpretacje, 2009, nr 1 (13)"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

n­ter­pr­eta­cje

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Nr 1 (13) marzec 2009

Artur Pałyga – narodziny dramaturga Z bp. Pawłem Anweilerem – o poezji Sztuka – inaczej Rozmowy z bielszczanami: Stanisław Janicki i zespół Akurat

Rela­cje

ISSN 1895–8834

(2)

6 lutego Muzeum w Bielsku-Białej

świętowało zakończenie remontu elewacji zamku,

który jest jego siedzibą, a także oddanie do użytku nowej części Galerii Zamkowej – Strzelnicy.

Remont elewacji rozpoczął się jesienią 2006 roku i trwał do końca 2008 roku.

Inwestycja kosztowała 6 213 405,93 zł. Sfinansowali ją Marszałek i Zarząd Województwa Śląskiego,

któremu podlega bielskie Muzeum. Renowację przeprowadzono, opierając się na programie konserwatorskim przygotowanym przez Jana Gałaszka. Głównym wykonawcą była Pracownia Konserwacji Architektury,

Malarstwa i Rzeźby Restauro z Torunia. Prace konserwatorskie miały przede wszystkim zahamować postępującą degradację budynku Muzeum i jego otoczenia, a także przywrócić pierwotne walory estetyczne i użytkowe.

Wyremontowany został również dach, zmodernizowany system odprowadzania wody opadowej, założona instalacja przeciwoblodzeniowa dachu i rynien, renowacji poddano stolarkę okienną i wykonano remont w pomieszczeniach, które były niszczone przez zacieki. Dzięki przeprowadzonym pracom Muzeum w Bielsku-Białej wzbogaciło się o dodatkowe pomieszczenia ekspozycyjne, a zamek, zyskując estetyczny i efektowny wygląd, stał się jedną

(3)

Nowe oblicze zamku

(4)

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej

Rok IV nr 1 (13) marzec 2009 Adres redakcji

ul. 1 Maja 8 43-300 Bielsko-Biała telefony

033-822-05-93 (centrala) 033-822-16-96 (redakcja) redakcja@rok.bielsko.pl www.rok.bielsko.pl Redaktor naczelna Małgorzata Słonka Rada redakcyjna Ewa Bątkiewicz Lucyna Kozień Magdalena Legendź Janusz Legoń Leszek Miłoszewski Artur Pałyga Jan Picheta Maria Schejbal Agata Smalcerz Maria Trzeciak Urszula Witkowska Opracowanie graficzne, DTP Mirosław Baca

Wydawca

Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej

dyrektor Leszek Miłoszewski Nakład 1000 egz.

(dofinansowany przez Urząd Miejski w Bielsku-Białej) Druk Ośrodek Wydawniczy Augustana

Czasopismo bezpłatne ISSN 1895–8834

Okła­dka­

Zespół Akurat Archiwum

Wkła­dka­

Nowe oblicze zamku Narodziny dramaturga 1 Panie dziennikarzu,

witamy w teatrze

Renata Morawska

Rozmowy z bielszczanami 5 Akurat stąd

Z Piotrem Wróblem i Wojciechem Żółtym rozmawiał Marcin Zarębski

16 Jestem sentymentalny

Ze Stanisławem Janickim rozmawiała Magdalena Miśka

n­ter­pr­eta­cje Rela­cje

Ferdynand Wspaniały w Banialuce Archiwum

Galeria

Wkła­dka­

Katarzyna Ewa Legendź – Fotografia

Zza Olzy

8 Święto teatru regionalnego

Mirosława Pindór

Literatura

11 Porusza mnie dobro

Z bp. Pawłem Anweilerem rozmawiała Magdalena Legendź

14 Wiersze

Paweł Anweiler

Dziedzictwo

20 Historia spomiędzy fotografii

Dagmara Stanosz

Temat numeru: Sztuka – inaczej 23 Pokazać inny świat

Ze Zbigniewem Micherdzińskim rozmawiała Małgorzata Słonka

27 Przez sztukę do wiedzy

Monika Zając

30 Edukacja przez dramę

Iwona Kusak

33 Rozmaitości 36 Rekomendacje

Z wystawy Człowiek jest piękny Archiwum

(5)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Artur Pałyga: – Strasznie przeżywałem to, że mi się ten świat zmaterializował, że to, co ja sobie wymyśliłem, jest mi dane, pokazane ze sceny. To było uczucie budzące dreszcz, niezwykłe jakieś.

Świeżo upieczony dramaturg pisze dalej, uczestni- czy w warsztatach Laboratorium Dramatu Tadeusza Sło- bodzianka, prowadzi na małej scenie bielskiego teatru spotkania, które nazywa Teatrem Tekstu. Kto chętny, może przyjść na wspólną lekturę – z podziałem na role – sztuk „dawnych, niedawnych i zupełnie nowych, pol- skich i cudzych”. I chętni przychodzą. Kilka, kilkana- ście osób, czasem więcej.

Ruszyła machina

Na początku 2008 roku Artur Pałyga prowadzi już tryb życia zapracowanego człowieka teatru. Za inten- sywnością działań i dramatopisarskiej erupcji idą ko- lejne premiery jego tekstów: w styczniu tryptyk Nic co ludzkie (reż. Paweł Passini, Piotr Ratajczak i Łukasz Witt-Michałowski) w Lublinie, w lutym Żyd (reż. Ro- bert Talarczyk) w Bielsku-Białej, w marcu Wodzirej.

Koszalin Kulturkampf (reż. Piotr Ratajczak) w Koszali- nie, w sierpniu plenerowy Hamlet 44 (tekst opracowa- ny we współpracy z Magdą Fertacz, reż. Paweł Passini)

Panie dziennikarzu, witamy w teatrze

R e n a t a M o r a w s k a

Artur Pałyga, rocznik 1971, niegdyś reporter, publi- cysta. W 2005 roku, warsztatowo, dla rozgrzew- ki – jak ocenia z perspektywy czasu – pisze tek- sty do Gumy balonowej, musicalu zrealizowanego z amatorami przez Joannę i Łukasza Jatkowskich.

W 2006, śmiało i swobodnie, po mrówczej pracy tropiciela lokalnej historii, daje Bielsku-Białej kon- kursową sztukę o mieście. Daje sztukę, odbiera nagrodę. Nagroda otwiera przed nim drzwi te- atru. Testamentem Teodora Sixta mówią do autora ze sceny aktorzy wyreżyserowani przez Roberta Talarczyka.

przed Muzeum Powstania Warszawskiego w stolicy. Maj i czerwiec uśmiechają się nagrodami: Żyd wygrywa na III Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych „Raport”

w Gdyni, a realizacja Nic co ludzkie znajduje uznanie w oczach jury XIV Ogólnopolskiego Konkursu na Wy- stawienie Polskiej Sztuki Współczesnej w Warszawie – dramaturg i reżyserzy tryptyku otrzymują wyróżnie- nie zespołowe.

Często i gęsto, gorąco od stycznia do połowy wakacji.

W środku sezonu ogórkowego stolica paruje nagrzanym asfaltem, wieczorami skrzypi żwir pod stopami akto- rów krzyczących w niebo o tragedii powstańców. Poja- wiają się kontrowersyjne opinie na temat myślowej i te- atralnej wartości Hamleta 44. Ważne sprawy Polaków, ponadczasowe dylematy czy chaos i bełkot? Obiektyw- nej ocenie nie pomaga zmontowana przez TVP okrojo- na wersja spektaklu, pokazana 4 sierpnia w telewizyjnej Jedynce. Wielowymiarowy plener, wystarczająco trudny do odbioru na żywo, potraktowany wybiórczo (w wersji oryginalnej widowisko trwa ok. półtorej godziny, wersja

Renata Morawska – teatrolog, instruktor teatralny. Pisze, redaguje, prowadzi warsztaty twórcze. Podobnie jak Artur Pałyga, przygodę z teatrem zaczęła w amatorskim teatrze Heliotrop w Centrum Wychowania Estetycznego im. Wiktorii Kubisz w Bielsku-Białej.

Artur Pałyga podczas wizyty z ekipą Żyda w Auschwitz- -Birkenau

Tomasz Wójcik

(6)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e telewizyjna zamyka się w 55 minutach), po przeniesie-

niu na płaski ekran zupełnie traci sens. Bombardowa- ny słowami uznania i krytyki autor jedzie na wakacje...

Autorowi też się coś od życia należy.

Artur. Styczeń 2009

Rozmawiamy między dwiema najnowszymi premie- rami sztuk Artura. Jeszcze nie opadły emocje po byd- goskich Turystach (reż. Piotr Ratajczak, premiera 17 stycznia), a już skacze ciśnienie spowodowane Wszyst- kimi rodzajami śmierci na motywach Siddharthy Hes- sego (reż. Paweł Passini, premiera 30 stycznia), realizo- wanymi przy nowohuckim teatrze Łaźnia Nowa. Jakby tego było mało, wkrótce premiera sztuki Ostatni taki oj- ciec (reż. Łukasz Witt-Michałowski, premiera 14 lutego), pierwotnie inspirowanej Listem do ojca Franza Kafki, ale ostatecznie dalekiej od Kafki, jak co najmniej Bielsko- Biała od Lublina, gdzie spektakl powstaje. Trzy premie- ry w miesiąc. Bydgoszcz, Kraków, Lublin. Miejsce wy- padowe: Bielsko-Biała. Autor towarzyszy reżyserom. Na tyle, na ile może. Nie opanował jeszcze zdolności tele- portacji. Czasem też dopominają się o niego zobowią- zania w miejscu zamieszkania. Pytam siebie, pytam Ar- tura – gdyby miała powstać sztuka Artur. Styczeń 2009, o czym by była?

A.P.: – To komedia musiałaby być, jakaś absurdalna ko- media. Bardzo dużo się dzieje, naraz, straszny natłok, ja- cyś ludzie przechodzą w pociągach... dużo musiałoby się dziać w pociągu, jakieś dziwne spotkania w tych pocią- gach – tak jak w Turystach, tam są spotkania w pociągu – ale u mnie jeszcze więcej. Dużo rozmów, i to rozmów przedziwnych, mnóstwo śmiesznych rozmów, ale wśród nich przejmujące, bardzo szczere błyski.

To musiałaby być bardzo szybka komedia, w stylu bra- ci Marx, tylko bardziej absurdalna, ale jednak pogod- na, myślę, że pogodna. Z jakimś cieniem w tle. Mrocz- nym. Z jakimś mrocznym widmem.

Upewniam się: – Raczej pogodna z cieniem w tle, a nie zakręcona, dołująca, z uśmiechem w tle?

A.P.: – Tak, pogodna z cieniem w tle. To mroczne widmo unosi się gdzieś na górze i na dole, ale raczej jest w tle.

Kusząca fala i sztuka pływania

Znam Artura i życzę mu jak najlepiej. Z zaciekawie- niem i życzliwością obserwuję, jak robi swoje. Szuka,

podejmuje ryzyko, realizuje. Rodzi się sam dla siebie – jako twórca. Chce nim być. Obserwuję ten proces i mam nadzieję, że pójdzie w dobrym kierunku. Chwilowo się dziwię, niepokoję. Na hasło „Artur” w mojej głowie uru- chamia się karuzela. Na krzesełkach: sztuki Artura, po- mysły Artura, recenzje sztuk Artura, bilety kolejowe Ar- tura, opinie o Arturze. Nie wyrabiam. Coś się we mnie nie zgadza. Twórca potrzebuje przestrzeni, oddechu, ob- cowania z rzeczywistością i samym sobą, czasu na doj- rzewanie i dopieszczanie pomysłów... To jak to w końcu jest – Artur robi karierę dramaturga, czy bierze udział w castingu do roli zgonionego biznesmena? Zachłysnął się możliwościami? Zachłysnął się falą powodzenia?

W kontekście Siddharthy staje mi przed oczami scena rozmowy bohatera z Buddą. Siddharcie wszyst- ko idzie jak z płatka, nie doświadczył jeszcze oświece- nia, ale rozmawia z oświeconym jak równy z równym.

I nie można jego słowom nic zarzucić. Budda nie kwe- stionuje dokonań i toku myślenia Siddharthy. Mówi jed- nak znamienne słowa. Cytuję je Arturowi: Masz bystry rozum, samano (...). Potrafisz bystrze mówić. Strzeż się zbyt wielkiej bystrości.

W odpowiedzi słyszę:

A.P.: – Paweł Łysak, dyrektor Teatru Polskiego w Byd- goszczy, powiedział mi coś takiego: Czy wiesz, jakie jest niebezpieczeństwo? Żebyś nie pisał za dobrze. Uważaj, żebyś nie pisał za dobrze.

Nie wiem, czy to samo miał na myśli.

Co to znaczy – za dobrze?

Oboje szukamy odpowiedzi: Sztuka dobrze skrojo- na? Błyskotliwie napisana? Szybko? Na każdy temat? Na każde zamówienie?

Artur jeszcze w biegu, ale już – na szczęście – w re- fleksji. Bieg go uwiera, fala zalewa. Zdaje sobie sprawę, że nie o to chodzi.

A.P.: – W tej chwili jestem na jakiejś fali-gigancie – mu- szę ją uspokoić, muszę się w niej znaleźć, muszę się na- uczyć pływać. Na razie to wszystko idzie jak żywioł.

Równocześnie, obok bardzo pochlebnych recenzji z Turystów, pojawiają się w prasie gorzkie słowa. Dzień po naszej rozmowie czytam zjadliwy komentarz Łuka- sza Drewniaka w „Dzienniku” (23 stycznia 2009, doda- tek „Kultura”):

Jedna z kluczowych scen spektaklu Wszystkie rodzaje śmierci: Budda (Paweł Stankiewicz) animuje plastikową lalkę z wyrwanymi plecami;

scenariusz Artur Pałyga, reżyseria Paweł Passini, Łaźnia Nowa, Kraków (spektakl wystawiany jest w dawnym kinie Światowid w Nowej Hucie), premiera 30 stycznia 2009

(7)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

(...) gołym okiem widać, że Pałyga, jak kilku obiecujących dramatopisarzy ostatnich lat – Villqist, Walczak i Sala, wchodzi właśnie w tak zwaną fazę nadprodukcji. Niby autor jest niewinny. Bo sukces trzeba konsumować. Roz- chwytywany jako adaptator, lekarz scenariuszy, pisze tek- sty na zamówienie.

Mój smutek z patrzenia na wpadkę Pałygi nie wyni- ka z lęku o to, że go zajeżdżą na śmierć, ale boję się, że będzie dostosowywał produkt do popytu.

Krytyk nie wie, że autor już się boryka ze swoją nadaktywnością. A ja chcę wierzyć, że na głębszym po- ziomie, niż go podsumowuje recenzent.

Heroiczna decyzja

W styczniowym maratonie teatralnym Artura Pałygi był jeszcze jeden istotny punkt. Żeby nie było za blisko i na trasie – w Wałbrzychu. Żeby nie było za spokojnie – już od 26 stycznia. Tego dnia Artur miał rozpocząć z Pio- trem Ratajczakiem przygotowania do teatralnej adaptacji Bohatera roku. Jednym słowem – kontynuować przekła- danie na scenę Feliksa Falka, jakie obaj panowie z powo- dzeniem rozpoczęli rok temu w Koszalinie. Praca miała trwać przez cały luty i zaowocować premierą na początku marca – byłaby więc kontynuacja do kwadratu. Scenicz- nej przygody z Falkiem i Ratajczakiem oraz mimowolne- go autorskiego cyklu „premiera co dwa tygodnie”.

A.P.: – Podjąłem heroiczną decyzję, że rezygnuję z Wał- brzycha.

Myślę, że to będzie z pożytkiem dla wszystkich...

Stan na dziś

Rozmawiamy o Turystach. Autor mówi, że to sztu- ka o szczęściu. O doznaniu szczęścia w trudnej sytuacji.

Konfrontuje swoich bohaterów – trzech zaprzyjaźnio- nych emerytów, którzy podróżują po kraju – z polską rzeczywistością początku XXI wieku. Bawi publiczność i jednocześnie skłania ją do zadumy, obnażając niepo- radność swoich seniorów wobec przemian społecznych.

Poddaje bohaterów trudnej próbie przyjaźni, a jednego z nich bolesnej próbie miłości ojcowskiej.

A.P.: – To efekt naprawdę długich rozmów o tym, czym jest szczęście. To nie są chwile błogości. Dzisiaj często mówi się o szczęściu tak lekko, np. „Jestem szczęśliwy, kiedy piję kawę”, myli się je z chwilową przyjemnością.

A przecież w szczęściu rozważanym przez stulecia cho- dziło o taki stan wewnętrzny stały – można być szczę-

śliwym podczas wojny, można być szczęśliwym, kiedy się ogarnie całość.

Do tego punktu dochodzi Siddhartha z powieści Hessego, z której wyrósł pomysł na Wszystkie rodza- je śmierci. W chwili rozmowy z Arturem właśnie wo- kół Siddharthy krążą pytania i odpowiedzi – premiera za tydzień. Okazuje się, że dramaturg widzi w pierwo- wzorze strukturę otwartą:

A.P.: – Siddhartha czuje szczęście, dlatego że ogarnia całość. I ta całość jest harmonijna i spójna, i wszystko się układa. Wydaje się, że to koniec, ale... jest ten list do Romain Rollanda na wstępie*, w którym on mówi wy- raźnie, że koniec to nie jest.

Ten list jest po coś. To jakaś część większej całości. Sid- dhartha pokazuje stan świadomości na chwilę obecną.

Zainspirowani taką interpretacją „wschodniego” po- ematu twórcy spektaklu – Artur Pałyga i Paweł Passini – przygotowali opowieść o współczesnym Siddharcie, przedstawicielu „zachodniego” świata.

?

* H. Hesse dedykuje R. Rol- landowi Siddharthę, nazy- wając utwór „pierwszą czę- ścią nieukończonego jeszcze indyjskiego poematu”.

Scena zbiorowa ze spektaklu Wszystkie rodzaje śmierci

Renata Morawska

(8)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



Tydzień po rozmowie oglądam próbę generalną: oto transplantolog dokonuje przeszczepu serca. Dawczyni organu jest w stanie śmierci mózgowej: w świetle prawa już nie żyje, w świetle lamp operacyjnych jej serce może darować życie innej osobie. Lekarz ulega rozterkom, pyta o granice ludzkiego życia i granice medycznej władzy nad życiem. Remedium na wewnętrzny kryzys ma być podróż do Indii. Ta wyprawa odbywa się tylko w głowie bohatera, ale widz smakuje i blasków, i cieni rzeczywi- stej współczesnej podróży na Wschód. Ogląda na scenie asany jogi i bollywoodzkie tańce, uczestniczy w przykła- dowej sesji medytacji i wyprawie na lodowiec, widzi na ekranie – bo widowisko jest multimedialne – migawki z indyjskich ulic... Nowohucki spektakl iskrzy na prze- mian kolorami i sterylną bielą. Ciekawie korzysta z moż- liwości teatru i form parateatralnych. Stawia ważne py- tania, nie daje gotowych rozwiązań. Warto podjechać do Krakowa, zobaczyć jeden z obecnych tropów bielskiego autora. Najbliższy Bielska trop zamiejscowy.

?

** Jedną z form uczenia się jest udział w Forum Dra- maturgicznym w Warszawie (prestiżowe warsztaty dla przyszłych i doskonalących swoje umiejętności drama- turgów, organizowane przez Instytut Teatralny im. Zbi- gniewa Raszewskiego). Artur Pałyga zakwalifikował się na Forum w grupie 32 szczęśliw- ców wybranych z 90 zgłoszo- nych kandydatów.

Nową realizację w rodzinnym mieście planuje Ar- tur Pałyga w maju. Rozmowy z Robertem Talarczy- kiem trwają.

R.M.: – Chodzą Ci już po głowie jakieś tematy?

A.P.: – Chodzą, chodzą. Czekam, który dojrzeje.

Inne pomysły i marzenia Artura też dojrzewają. On sam chce sobie teraz dać na wszystko więcej czasu. I, co istotne, podkreśla:

A.P.: – Chcę się uczyć. Cały czas mam wrażenie, że to wszystko dla mnie to są jeszcze studia**.

Prorocza scena sprzed lat?

Artur Pałyga odbiera nagro- dę weterana „Lipy” w 1991 roku z rąk Tadeusza Śliwiaka i Jana Pichety Tadeusz Herma

Artur Pałyga – urodzony w Hrubieszowie w 1971 r. Mieszka w Bielsku-Białej. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Ja- giellońskim i studium nauczycielskiego ze specjalizacją wycho- wanie muzyczne. Zatrudniony w Akademii Techniczno-Hu- manistycznej w Bielsku-Białej (redaguje gazetę uczelnianą).

Pracował jako dziennikarz – jego reportaże ukazywały się w kilku czasopismach (m.in. „Gazeta Wyborcza” – magazyn ogólnokrajowy i śląski, a wcześniej „Rzeczpospolita”, „Odra”,

„Tygodnik Powszechny”, „Trybuna Śląska”). W 2005 roku wy- dał książkę – zbiór reportaży z Białorusi pt. Kołchoz imienia Adama Mickiewicza. Od 2005 roku pisze scenariusze teatral- ne. Za Testament Teodora Sixta otrzymał Ikara. Współpracu- je z reżyserami: Robertem Talarczykiem, Pawłem Passinim, Piotrem Ratajczakiem i Łukaszem Wittem-Michałowskim.

(9)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



Marcin Zarębski: Jesteście z Bielska-Białej? Oczywiście, zespół działa w Bielsku-Białej, ale mnie chodzi o to, czy wy stąd jesteście, czy urodziliście się tu, czy tu mieszkacie?

Piotr Wróbel: Jesteśmy zespołem z Bielska-Białej, więk- szość z nas tu mieszka, próby mamy pod Bielskiem (w Mazańcowicach). Ja, Wojtek (gitary, wokal), Irek (gitara basowa) mieszkamy w Bielsku-Białej. Przemek (saksofon) mieszka w Ustroniu, a nasz perkusista, z któ- rym gramy od roku, mieszka w Tarnowie i w razie po- trzeby dojeżdża.

Wojciech Żółty: Ja przez kilka pierwszych miesięcy mo- jego życia mieszkałem w Kętach, ale praktycznie mogę powiedzieć, że wychowywałem się w Bielsku, a raczej w Białej. Choć mieszkam tu od najmłodszych lat, przy- znam szczerze, nie czuję jakiejś szczególnej więzi z tym miastem.

Już taki trochę jestem bezuczuciowy, jeśli chodzi o moje miasto. Być może gdybym wyjechał gdzieś dalej na rok, dwa lub trzy, to wówczas zacząłbym dostrzegać walory, których na co dzień nie widzę, na zasadzie utraty cze- goś, co po prostu zawsze było. Ludzie, którzy tu do nas

Akurat stąd

M a r c i n Z a r ę b s k i

Zespół Akurat powstał w 1994 roku i aż pięć lat czekał na wydanie debiutanckiej płyty – Pomarańcza ukazała się w styczniu 2001. Wyrazisty debiut nie przeszedł niezauważony i grupa dość szybko za- częła być wymieniana wśród najbardziej liczących się zespołów z gatunku rock reggae i ska. Pozycję tę ugruntowały kolejne płyty: Prowincja oraz Fantasmagorie. Zespół trzy razy grał na festiwalu Przy- stanek Woodstock, a trasy koncertowe często wykraczały poza granice kraju. Fani kochają ich mu- zykę za energetyczne, pełne pozytywnych wibracji brzmienie, krytycy szanują ich niebanalne teksty i dojrzałe aranżacje. Pod koniec ubiegłego roku ukazała się ich czwarta płyta, o wiele mówiącym ty- tule Optymistyka. Tak się składa, że Akurat są stąd.

Zespół Akurat:

Piotr Wróbel – wokal, gitara, autor tekstów; Krzysztof FLIPPER Krupa – perkusja;

Wojciech YELLOW Żółty – wokal, gitara, autor tek- stów; Ireneusz Wojnar – gitara basowa;

Przemysław PASTUCH Zwias – saksofon, flet

Rozmowa z Piotrem Wróblem i Wojciechem Żółtym z zespołu Akurat

(10)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



przyjeżdżają, zawsze zachwycają się pięknymi górami, uliczkami, ale ja na przykład nie lubię górek w mieście.

Mieszkam na osiedlu Złote Łany i jako dziecko gdzie- kolwiek wyszedłem na rower, to zawsze było pod gór- kę i mnie to irytowało, wolałbym sobie pojeździć po płaskim. Kiedy jechaliśmy w strony Piotrka, który pochodzi z województwa mazowieckiego, to zawsze mi się przypominały moje przejścia z rowerkiem z dzieciń- stwa i myślałem, że tam to mógłbym pojeździć.

Piotr: Tak, moja rodzina pochodzi z Mazowsza, uro- dziłem się w Pruszkowie. Do Bielska-Białej sprowadzi- liśmy się, gdy byłem małym dzieckiem. To, że się uro- dziłem tam, ma dla mnie znaczenie tylko metrykalne.

Oczywiście mam tam nadal rodzinę i duży sentyment do tego miejsca, związany choćby z wakacjami w dzie- ciństwie tam spędzanymi, ale jednak czuję, że to tutaj jestem u siebie i to tu są moje strony. Zawsze, gdy jadę na Mazowsze, czy to na koncert, czy do rodziny, towa- rzyszy mi takie poczucie, że jednak jest tam nieco zbyt płasko. Przyzwyczaiłem się, że tego horyzontu odległe- go nie widać i tam czuję się nieswojo.

Czy to, że zespół jest stąd, w jakiś sposób wpłynęło na jego rozwój, mogło pomóc, przeszkodzić? Czy mieliście tu korzystne warunki, by tworzyć i stać się zespołem, jakim jesteście teraz?

Wojciech:Tutaj się spotkaliśmy. I to zawdzięczamy temu miastu. Gdybyśmy mieszkali w jakimkolwiek innym mieście, czy większym, czy mniejszym, tak samo mie- libyśmy potrzebę grania i byśmy to robili. W mniejszym miasteczku pewnie mogłoby być trudniej, w większym pewnie nieco łatwiej. Nie ma w tym żadnej mitologii.

Piotr:Jest w tym jednak coś, co do mnie w jakiś sposób przemawia – ja bardzo lubię myśleć o tym, że jesteśmy właśnie stąd, z Bielska-Białej.

A jak to wygląda od strony promocji, czy łatwo jest wybić się w takim mieście jak nasze? Jak było, gdy zaczynaliście grać, nagrywać płyty?

Wojciech: Powiedzmy tak. Jeżeli jest jakieś wydarzenie w Bielsku-Białej, jakaś impreza czy koncert, to media ro- bią wokół tego swoisty szum, ale jest on na skalę lokal- ną. Natomiast gdy taka rzecz odbywa się w Warszawie, to ten szum ma już zasięg ogólnokrajowy i taki koncert odbija się echem w całej Polsce.

Piotr: Grając koncerty, poznajemy ludzi z innych zespo- łów pochodzących z jakichś malutkich miejscowości i wiemy, że nie jest im łatwo. I żeby na przykład zorga- nizować koncert czy salę prób, muszą wyjechać gdzieś dalej. Z drugiej strony, nasi koledzy z Warszawy mają w zasięgu ręki wszystko, czego potrzeba do sprawnej promocji zespołu.

Wojciech: Rynek muzyczny też się zmienia, zmieniają się warunki, w jakich zespoły tworzą. Inaczej to wygląda te- raz, a inaczej było tych osiem, dziesięć lat temu. Wtedy, gdy zaczynaliśmy, było mniej możliwości, mniej klubów muzycznych, mniej sprzętu, mniej nadziei, że można żyć z muzyki. Zespoły, które zaczynają teraz, idą zupełnie inną drogą. Teraz, powiedzmy, inny silnik jest wbudo- wany w ten samochód.

Czy zatem nie myśleliście o tym, żeby przenieść się do innego miasta, Krakowa, Warszawy. Wielu artystów tak właśnie robi, żeby tam grać, a przez to może sprawniej i prężniej się rozwijać?

Wojciech: Owszem, gdzieś, kiedyś takie myśli się w gło- wie kołatały, teraz jednak już tu się osadziłem. Wła- śnie przed chwilą [spogląda na podrapane, może na- wet lekko potłuczone palce] pomagałem skonstruować schody u mnie w domu. No właśnie, te słowa niech wy- starczą: „w domu”. Zakorzeniłem się tu, tu mam dom i rodzinę...

Marcin Zarębski – student V roku polonistyki Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej, czasem zajmuje się

dziennikarstwem.

(11)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Mówi się czasem, że dziś bardzo łatwo można osiągnąć sukces w takim wymiarze, nazwijmy to, medialnym...

Wojciech: Z tym jest trochę tak, że często nie do końca właściwie odbieramy pewne sprawy związane z sukce- sem. Widząc na przykład kogoś w „Tańcu z gwiazda- mi” przez pryzmat występu w tym programie, ocenia się jego osobę, zapominając, że przed programem ten aktor czy ta piosenkarka przez kilka dobrych lat wykonywali solidnie swoją robotę. To my jako odbiorcy ignorujemy drogę kogoś, kto ciężko pracuje i dostrzegamy dopiero później, gdy już jest na topie, gdy wystąpi w telewizji czy na dużej imprezie. Nie powinniśmy tak łatwo obwiniać artystów, że godzą się na występy w takim a nie innym programie, tylko nas, leniwe społeczeństwo, które zapo-

mina lub nie dostrzega, że jest to poprzedzone wieloma latami ciężkiej pracy.

Czasem również wygląda to tak, że zespół czy artysta muszą pokazać się poza granicami swojego regionu, mia- sta, żeby zostać dostrzeżonym u siebie. Wtedy wszyscy chętnie wołają: „to jest nasz człowiek, od nas”, ale bywa niestety tak, że wcześniej go nie doceniano.

W waszym przypadku też tak było?

Piotr: Trzeba przyznać, że zawsze tutaj mieliśmy wielu fa- nów, ale nigdy nie mieliśmy jakiegoś poparcia, jeżeli cho- dzi o oficjalne struktury kulturalne. To jest chyba taka reguła deprecjonowania kogoś „zza płotu”. Ludziom wy- daje się niemożliwe, żeby ten, kto wychował się na tym samym podwórku, był osobą, która przyciąga tłumy na przykład w Warszawie na koncercie. Wtedy dopiero na- stępuje rykoszet tego, co się wydarzyło gdzieś poza rodzi- mym miastem i nagle jest się witanym jako „swój”.

Wojciech: Nie chcemy się skarżyć na lokalne, bielskie śro- dowisko, nie. Po prostu taki jest mechanizm i tak jest wszędzie, doświadczyliśmy tego, czego doświadczyło wiele innych zespołów w swoich miastach.

Czy uważacie, że osiągnęliście sukces? To, że gracie koncerty, nagrywacie płyty i żyjecie z muzyki – to jest kariera?

Wojciech:Poniekąd tak. Każdy młody człowiek ma ma- rzenie, żeby sobie pracować i móc z tej pracy godnie żyć, nam się to udało, nadal udaje i to uważam za sukces.

Piotr: Tu trzeba się zastanowić, jak należy rozumieć określenie kariery. Czy ma to być kariera w sensie ta- kim popkulturowym, czy karierą nazwiemy to, że gra- my muzykę, ludzie chcą nas słuchać, przychodzą na koncerty i wszyscy mamy z tego frajdę. W tym sensie uważam, że osiągnęliśmy sukces, bo gramy to, co chce- my, nie musimy iść z kimkolwiek na kompromisy, żeby móc to robić. I okazuje się, że ludzie tego chcą, że chcą naszej muzyki.

Pojęcie kariery w show-biznesie nieco się może rozmy- ło, bo karierę robi i Leszek Możdżer, i robi ją też Feel.

Tu nie chodzi o to, żeby kogoś wywyższać, a kogoś ob- rażać, ale jednak są to inne kariery. Potrzebny jest za- równo Feel, który zagra proste dźwięki, i potrzebny jest taki Możdżer, który jest wirtuozem i wizjonerem mu- zycznym. My jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, jak po- toczyły się nasze losy.

Dziękuję za rozmowę.

Dzięki. Archiwum zespołu

(12)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Narodzinom festiwalu sprzyjały niewątpliwie prze-

prowadzone w Republice Czeskiej w ostatnich dwóch de- kadach reformy administracyjne oraz skorelowany z tym proces zmian przynależności organizacyjnej i finanso- wania teatrów, w tym – inicjatora FTMiŚ – Tešínského divadla (najpierw Urząd Powiatowy w Karwinie, a na- stępnie Urząd Wojewódzki województwa morawsko- -śląskiego; współorganizacja festiwalu przez samorząd przekłada się również na zabezpieczenie finansowe; po- nadto od 2004 roku finansowego wsparcia udziela Mini- sterstwo Kultury Republiki Czeskiej, zaś od 2006 roku festiwal jest współfinansowany ze środków Unii Euro- pejskiej w ramach Programu Inicjatywy Wspólnotowej Interreg III A Czechy–Polska).

Nazwa – Festiwal Teatrów Moraw i Śląska – pokry- wa się z nazwą województwa obejmującego historyczne ziemie czeskiego Śląska i północnych Moraw. Jego celem jest prezentacja najlepszych przedstawień sezonu, po- wstałych w teatrach regionu: w Ostrawie (Národní diva- dlo moravskoslezské, Komorní scéna Arena, Divadlo Pe- tra Bezruče, Divadlo loutek), Opawie (Slezské divadlo), Novym Jičinie (ToDivadlo), Czeskim Cieszynie (Těšín- ské divadlo – Scena Polska i Scena Czeska, Teatr Lalek Bajka). Koncepcja festiwalu wyrosła – jak mówi jego dy- rektor (zarazem dyrektor TD) Karol Suszka – z potrzeby wzajemnego poznania dorobku artystycznego sąsiadu- jących teatrów oraz z przeświadczenia, że „dzięki stałej konfrontacji dokonań twórczych zespołów działających

M i r o s ł a w a P i n d ó r

Od listopada 2001 roku w Czeskim Cieszynie odbywa się Festival divadel Moravy a Slezska (Festiwal Teatrów Moraw i Śląska). Jego genezy upatrywać należy w wysokim poczuciu indywidualnej i zbiorowej tożsamości, lokalnej oraz regionalnej, społeczności zamieszkującej polsko-czeskie pogranicze Ślą- ska Cieszyńskiego. Za tym poczuciem kryje się nieustająca gotowość do dzia- łań na rzecz zbiorowości, w tym poczynań innowacyjnych.

Święto teatru regionalnego

Dr Mirosława Pindór – teatrolog, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskie-

go, adiunkt na Wydziale Etnologii i Nauk o Edukacji Uniwersytetu Śląskiego.

Autorka recenzji teatralnych („Śląsk”, „Zwrot”), artyku-

łów naukowych, a także książki Polsko-czeskie i polsko-słowackie kontakty teatralne. Cieszyn–Český Těšín 1945–1999.

(13)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

w podobnych warunkach ekonomicznych i społecznych będzie można przyczynić się do uszlachetnienia ich li- nii repertuarowej, podniesienia poziomu inscenizacyjne- go, zacieśnienia związków z lokalną publicznością” (zob.

K. Kaszper, Teatr potrzebny, „Głos Ludu” z 23.11.2004).

Festiwal spełnia tym samym funkcje: poznawczą, inte- grującą i inspirującą w obrębie regionu morawsko-ślą- skiego. A jednocześnie poza region ten wykracza – co roku zapraszane są (dwa lub trzy) działające na prowin- cji teatry czeskie i słowackie. Czeskocieszyński festiwal promuje nadto polsko-czeską współpracę artystyczną, bowiem począwszy od II edycji uczestniczą w nim rów- nież teatry z Polski.

Festiwal Teatrów Moraw i Śląska anonsowany jest przez samych organizatorów jako płaszczyzna spotka- nia artystów teatrów profesjonalnych z regionu z począt- kującymi aktorami z ostrawskiego Konserwatorium Ja- načka (Janáčkova konzervatoř) oraz artystami teatrów spoza regionu – z Czech (Slovácké divadlo z Uherského Hradiště, Klicperovo divadlo z Hradca Králové, Měst- ské divadlo ze Zlina, Městské divadlo i Loutkové diva- dlo Radost z Brna) i ze Słowacji (stała obecność Sloven- ského komorného divadla z Martina) oraz z Polski (Teatr Zagłębia z Sosnowca, Teatr Polski z Bielska-Białej, Teatr im. J. Kochanowskiego z Opola, Lubuski Teatr z Zielonej Góry). Organizatorzy dużą wagę przywiązują do coro- cznej obecności wspomnianego Konserwatorium Jana- čka, kształcącego aktorów na poziomie szkolnictwa śred- niego. Obecność ta i jej konfrontacyjny w stosunku do zespołów zawodowych charakter stanowi niewątpliwie cenny wyróżnik czeskocieszyńskiego przeglądu.

Ogólem w latach 2001–2007 pokazano na FTMiŚ 80 spektakli, przygotowanych przez 19 teatrów (16 drama- tycznych i 3 lalkowe) oraz 2 szkoły teatralne. W roku 2008, w dniach od 4 do 8 listopada, zaprezentowało się 10 zespołów z 12 przedstawieniami. Nadto dyrektorzy teatrów cieszyńskiego i płockiego – Karol Suszka i Ma- rek Mokrowiecki – wystąpili poza konkursem ze spek- taklem Kiedy ranne wstają zorze Marka Nowakowskie- go, sięgającym swą genezą lat 70. XX wieku.

Zestaw festiwalowych tytułów z lat 2001–2007 wska- zuje na różnorodność propozycji – od klasyki (i to kla- syki dużego formatu – Szekspir, Molier, Czechow) po współczesność. Występujące zespoły poddawały sce- nicznej konkretyzacji dramaty bądź adaptacje tekstów prozatorskich, poetyckich, przynależne do różnych krę- gów kulturowych i narodowych (obligatoryjnie czeskie- go, słowackiego i polskiego).

Nie inaczej było i w roku minionym – w festiwa- lowym zestawie z wielkiej klasyki znalazły się i Hamlet Szekspira przywieziony przez Divadlo v Celetné z Pragi, i Rycerze Arystofanesa scenicznie przysposobieni przez Teatr im. J. Szaniawskiego z Płocka, i Eugeniusz Oniegin Puszkina zrealizowany przez ostrawskie Divadlo Petra Bezruče, nadto – sztandarowe dzieło czeskiej klasyki te- atralnej, Maryša Aloisa i Viléma Mrštíków w wykona- niu gospodarzy, czyli Sceny Czeskiej TD. Współczesność reprezentowana była takimi tytułami, jak: Testosteron Andrzeja Saramonowicza zespołu z Opawy (Slezské di- vadlo), Viva Verdi Paula Barza wykonany przez Scenę Polską, Pension pro svobodne pány (Pensjonat dla wol- nych mężczyzn) Irlandczyka Seana O’Caseya w adapta- cji (dokonanej w latach 60. do filmu) Jiřigo Krejčíka, za- grany przez ostrawską Arenę.

Ze współczesnej dramaturgii czeskiej przedstawio- no Jana Drdy Igraszki z diabłem i Mirka Stiebra Blaha a Vrchlicka (w Polsce utwór znany jest pod tytułem Pro- szę, zrób mi dziecko) – obie realizacje przygotowała Sce- na Czeska TD. Ponadto zobaczyliśmy Karla Jaromira Erbena i Jiřigo Suchego Kytice (Bukiet), brawurowo wy- konane przez studentów ostrawskiego konserwatorium.

Ze słowackim tytułem, Plné vrecká peňazí Jána Solovi- ča, przyjechało Komorné divadlo z Martina. Z rodzi- mym repertuarem, Pluskaczem i Mąciwodą zaolziań- skiego poety i prozaika Wilhelma Przeczka, wystąpiła scena lalkowa Bajka.

Zaprezentowane na ubiegłorocznym festiwalu tytuły to nierzadko swobodne adaptacje, w których macierzy- sty utwór staje się materiałem wyjściowym dla inwencji twórczej całego zespołu. Tak było nie tylko w przypad- ku komedii Seana O’Caseya, ale również sztuki Barza (adaptacja Michaela Taranta i Renaty Putzlacher) czy Soloviča (adaptacja Milana Lasicy i Juliusa Satinskie- go). Wszystkie realizacje (nie tylko te, w których teksty, zwłaszcza starsze, poddane zostały przeróbce) charakte- ryzowała oryginalna formuła inscenizacyjna. W zakresie proponowanej stylistyki teatr totalny (typu Viva Verdi) współistniał z kameralnym (np. Blaha a Vrchlicka).

Tę różnorodność premiowało, przyznając nagrody, polsko-czeskie jury, od lat niezmienne (doc. Marie Bo- ková – DAMU Praha, Zuzana Jindrová – Divadelní ústav Praha, prof. Jan Hyvnar – Karlova univerzita, Kazimierz Kaszper – „Zwrot”, Jiří P. Kříž – „Pravo”, „Divadelní noviny”, prof. dr hab. Emil Orzechowski – Uniwersy- tet Jagielloński). Dodać należy, ze regulamin festiwalu umożliwia przyznanie kilku nagród, bez kategorycznych

Viva Verdi Paula Barza, reż.

Michael Tarant, Scena Polska TD, na zdjęciu: Tomasz Kłaptocz jako Arrigo Boito i Karol Suszka jako Verdi, nagrodzony za kreację aktorską (2008)

(14)

0

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e zaleceń, w jakiej dziedzinie. Co istotne – do czwartej

edycji poddawano ocenie jedynie przedsięwzięcia arty- styczne powstałe w teatrach regionu, od piątej oceniane są, z możliwością nagradzania, wszystkie przedstawio- ne spektakle, także i te spoza granic Republiki Czeskiej.

W roku 2005 ustanowiono również indywidualną nagro- dę dyrektora TD pn. Talent Festiwalu. Wśród teatrów re- gionu niewątpliwy prym w grupie nagrodzonych wie- dzie Komorní scéna Aréna z Ostrawy, np. w 2006 roku uhonorowano ją za Ślub Witolda Gombrowicza (reż. Ja- nusz Klimsza) – jak czytamy w protokole z obrad jury –

„za precyzyjny kształt dramaturgiczno-inscenizacyjny”.

Zespół Arény wyróżniono także podczas ostatniej edy- cji. Również gospodarze mogą poszczycić się wcale po- kaźną liczbą nagród, w roku minionym powiększyła się ona o nagrodę za najlepszą kreację aktorską. Otrzymał ją Karol Suszka za „dojrzałe aktorstwo, oddające roz- wój postaci Giuseppe Verdiego w spektaklu Sceny Pol- skiej Viva Verdi”. Nadto Scenę Czeską nagrodzono za

„nieustanne szerzenie kultury teatralnej przekraczają- cej granice regionu, nie tylko w trzech festiwalowych in- scenizacjach, lecz również ze względu na cały repertuar teatru”. Nagrodę otrzymało także Divadlo Petra Bezruče za „niekonwencjonalne ujęcie klasycznej historii miło- snej”. Za najlepsze przedstawienie 8. FTMiŚ jury uzna- ło Kytice Konserwatorium Janačka (reż. Bedřich Jansa, opieka pedagogiczna Alexandra Gasnárková), zaś uczeń konserwatorium Ivo Sedláček otrzymał indywidualną nagrodę dyrektora TD. Nie były to jednakże pierw- sze laury dla uczniów i pedagogów ostrawskiej szkoły, uhonorowano ją już bowiem w latach 2004–2005. Pod- czas ósmej edycji festiwalu po raz pierwszy obradowało również tzw. studenckie jury, złożone z uczniów czesko- cieszyńskich szkół średnich. Swoją nagrodę przyznało aktorowi Tomášowi Dastlíkovi za tytułową rolę w Eu- geniuszu Onieginie.

Zgodnie z coroczną tradycją w klubie TD odbywały się pospektaklowe spotkania i nierzadko burzliwe dys- kusje jurorów z twórcami poszczególnych przedstawień.

Mają one zawsze charakter otwarty i stanowią wyróżnik czeskocieszyńskiego festiwalu. Czescy krytycy uważa- ją go wręcz za „ostatnie miejsce spotkań ludzi teatru z krytykami”, podczas których „dyskutuje się bezkom- promisowo”.

Spojrzenie z perspektywy ośmiu lat pozwala stwier- dzić, że Festiwal Teatrów Moraw i Śląska jest reprezen- tatywny zarówno dla życia teatralnego regionu, jak i – w pewnym stopniu – całego kraju. Powodzenie fe- stiwalowych przedstawień wśród publiczności, oczeki- wane przez artystów i przekraczające niejednokrotnie wyznaczony limit czasowy dyskusje w klubie festiwa- lowym, pozytywne opinie jurorów i przychylne nasta- wienie krytyków teatralnych oraz korzystne odczucia zespołów goszczących w Czeskim Cieszynie sprawiają, że festiwal okazuje się najzwyczajniej potrzebny i, bę- dąc już znaczącym wydarzeniem kulturalnym w kraju,

„nie może być nigdzie indziej jak tylko pod cieszyńskim niebem wyszehradzkim” – jak zauważa Jiří P. Kříž (zob.

Program 7. Festival divadel Moravy a Slezska).

Festiwal Teatrów Moraw i Śląska, 4–8 listopada 2008, Teatr Czeskocieszyński w Czeskim Cieszynie

Ślub Witolda Gombrowicza, reż. Janusz Klimsza, Komorní scéna Aréna, Ostrawa (2006)

Scena zbiorowa ze spek- taklu Kytice Karla Jaromira Erbena i Jiřigo Suchego w wykonaniu Konserwato- rium Janačka, reż. Bedřich Jansa, opieka pedagogicz- na Alexandra Gasnárková (2008, nagroda główna)

Archiwum Teatru Czeskocieszyńskiego

(15)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Magdalena Legendź: Jest Ksiądz Biskup zwierzchnikiem najliczniejszej diecezji Kościoła Ewangelicko-Augsbur- skiego, diecezji cieszyńskiej. Pełni różne absorbujące funkcje, m.in. w Synodzie Kościoła i innych kościelnych strukturach. Czy to nie wystarcza, czy biskup musi jesz- cze pisać wiersze?

Bp Paweł Anweiler: A jeżeli Paweł Anweiler chce pisać wiersze, to nie może?

To znaczy, że Ksiądz Biskup się zmienia wtedy w Pawła Anweilera, tak trochę jak dr Jekyll i Mr Hyde?

Nie, to nie tak. Biskupem jestem i zostanę aż do śmier- ci i Pawłem Anweilerem też. Ale jeśli mogę się wypo- wiadać w jeszcze inny sposób niż przez wygłaszane ka- zania, to czemu by nie? Skoro są ludzie, którzy chcą to czytać, to myślę, że moje pisanie jest potrzebne i będę dalej pisał.

„Poetą się nie jest, poetą się bywa” – uważał Cyprian Kamil Norwid. Tu mamy skomplikowaną sytuację, może Paweł Anweiler zawsze jest poetą, a biskup nie jest wcale? Jak to jest w przypadku Księdza Biskupa?

Poetą się bywa, oczywiście. Chociaż rzeczywiście pisy- wałem, zanim zostałem biskupem.

Kiedy się to pisanie zaczęło?

Pisałem już jako chłopak, nastolatek, ale to wszystko mu- zyka przeszłości. Potem podczas studiów w Chrześcijań- skiej Akademii Teologicznej było pisanie satyryczno-po-

etyckie – taka twórczość zbiorowa, przez żadnego z nas, współautorów, niesygnowana, na przykład przy okazji fuksówek. Jako człowiek dojrzały zacząłem pisać w 2000 roku i to zupełnie nagle, bez zamierzenia. Tak poruszyła mnie po prostu śmierć ks. Jana Drózda, który zmarł na cmentarzu w czasie pełnienia posługi duszpasterskiej.

Jeszcze dwa miesiące wcześniej chodziliśmy razem dro- gami Jerozolimy, Betlejem, drogami Ziemi Świętej. Od- czytałem tekst, napisany w związku z tymi wydarzenia- mi, na jego pogrzebie i wtedy ktoś do mnie podszedł, i zapytał, czy może ten wiersz dostać. Ponieważ był na- pisany odręcznie, przepisałem i pomyślałem wtedy, że może trzeba zacząć te ulotne wrażenia i myśli zapisywać.

Ale następny tekst – Na mojej drodze Adwentu – powstał dopiero w 2001 roku. A potem już poszło.

Co inspiruje Księdza Biskupa do uprawiania poetyckiej twórczości?

Przede wszystkim rok kościelny, jego powtarzające się, a przecież stale aktualne i na nowo przeżywane dni, niedziele, święta. Zachęcają mnie, aby „spojrzeć innym słowem” na to, co mówię z ambony od wielu lat. Dzień rozpoczynam od lektury książki Z Biblią na co dzień, zawierającej wybrane wersety ze Starego i Nowego Te- stamentu na każdy dzień roku. Wiele miniatur powsta- ło właśnie z inspiracji tą lekturą. Z drugiej strony, in- spiracją są codzienne wydarzenia, a także natura, to co

M a g d a l e n a L e g e n d ź

Porusza mnie dobro

Rozmowa z biskupem Pawłem Anweilerem, zwierzchnikiem Diecezji Cieszyńskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, proboszczem parafii luterańskiej w Bielsku

Magdalena Legendź – recenzentka teatralna, publicystka („Beskidzki Informator Kulturalny”,

„Teatr”, „Dialog”, „Teatr Lalek” i in.). Redaktorka książek i czasopism. Pracuje w Wydawnictwie Augustana w Bielsku-Białej.

Bp Paweł Anweiler podczas poświęcenia kościoła w Bąkowie

Jerzy Below

(16)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e mogę swoimi nieperfekcyjnymi oczami dostrzec wokół:

w moim ogrodzie lub gdy idę ulicą. Tak powstały Ma- gnolie. Przechodziłem wiele razy z naszego placu Lutra w kierunku BCK-u, ale pewnego razu zewsząd sypały mi się niemal pod nogi płatki magnolii. Ten widok, ten moment chciałem utrwalić.

Czy to wypada, żeby Ksiądz Biskup, zamiast poświę- cać uwagę sprawom boskim, zachwycał się przyrodą, opiewał swoją żonę – bo i taki wiersz może czytelnik w jednym ze zbiorów znaleźć?

A czy to wszystko nie jest Boże stworzenie? Za to Boże stworzenie, jego piękno, różnorodność, trzeba Boga chwalić! Jeden z moich ostatnich tekstów, który po- wstał w Portugalii, najpierw był próbą sfotografowania takiej chwili: wstaje słońce, ja pluskam stopami w wo- dzie, idę po czystym piasku. I to ledwo wyłaniające się słońce sprawia, że widzę swój cień: trzy, cztery razy dłuż- szy ode mnie. I czy mógłbym nie być wtedy – tak jak też zatytułowałem wiersz – szczęśliwy? Jestem szczęśliwy – słońce świeci mi prosto w oczy, a ja mogę iść i iść.

Jest zatem pisanie wierszy szczęśliwym momentem w życiu, wytchnieniem od duszpasterskiej służby, czy może ciężką pracą?

Myślę, że człowiek, który się nawet ciężko napracuje, ale czyni to z radością, jest szczęśliwy. Pisanie jest też dla mnie przyjemnym, pożytecznym spędzaniem czasu, nawet jeśli nie jestem pewien, czy ktoś to będzie chciał przeczytać. Nie jest izolacją od środowiska.

A samo zapisywanie, ta praca, jak wygląda, od czego zależy? Czy najpierw jest forma, założenie: napiszę sonet, czy może temat wybiera sobie formę?

Bywa różnie. Najczęściej pracuję nad tekstem wcześnie rano, jeszcze przed robotą w ogrodzie. Kiedy myśl przy- chodzi do głowy, siadam i robię notatki. Myśl jest za- pisana, ale trzeba ją uporządkować. Czasem sylaby nie chcą się nagiąć i trzeba poszukać innego słowa, czasem całe wersy zmieniają swoje miejsce, wywracam zwrot- kę do góry nogami. Zdarza się, że zwrotka, która mia- ła być pierwszą, lepiej pasuje mi na końcu. Przy dłuż- szych wierszach bywa tak, że chociaż początkowo liczę sylaby, to w pewnym momencie główną myśl kontynu- uję bez jakiegoś sztywnego trzymania się wersyfikacji.

Ale są też teksty, które powstały z gotowym założeniem bardzo krótkiej formy i tego założenia się trzymałem. Na przykład te, które ja nazywam miniaturami, poświęcone poszczególnym wersetom biblijnych psalmów.

Czyli zgodziłby się Ksiądz Biskup ze stwierdzeniem Mallarmégo, że „poezję robi się ze słów”? To raczej nie jest tak, że przylatuje muza i – pstryk – wiersz gotowy?

Nie, nie, absolutnie. Czasem jeden tekst powstaje dłu- go, dzień, dwa, więcej. Tak było na przykład w ubiegłym roku, gdy przemyślenia, notatki, można powiedzieć: za- łożenia wiersza o mędrcach ze Wschodu sformułowa- łem sobie dużo wcześniej. Wiersz powstał po trzech ty- godniach. Tak, tekst musi być porządnie zrobiony, nie można zostawić bałaganu.

Czy poezja może być narzędziem ewangelizacji, czy jej zadaniem może być głoszenie Dobrej Nowiny?

Dam przykład. Jest taki mój tekst, chyba zatytułowany Jerozolima. Jedna jego zwrotka jest opisem drogi, którą szedłem w tym mieście, opisem mojego przeżycia, na- stępna jest zapisem słów Jezusa. Chodzi o to, żeby na tej drodze, którą się idzie, usłyszeć głos Jezusa, głos tego, który tędy szedł przed dwoma tysiącami lat. Jeśli pyta pani, czy poezja może być narzędziem ewangelizacyj- nym, to powiem: a czymże jest pieśń? Jest poezją śpiewa- ną. Odgrywa niezwykle ważną rolę w ewangelizowaniu.

Bez pieśni, ze znakomitymi nieraz tekstami poetyckimi, trudno wyobrazić sobie ewangelickie nabożeństwo.

Pod powierzchnią poezji tkwi teologia. A ile poezji jest w teologii?

Proszę przeczytać Księgę Psalmów lub Księgi Salomo- na – to jest sama poezja, pod którą jest ukryta myśl teo- logiczna, wydobywana oraz interpretowana przez teo- logów. Te tak zwane księgi nauczające to moja ulubiona lektura biblijna. Mam oczywiście swoje ulubione tłuma- Uroczystość wręczenia

Ikarów 2005 – bp Paweł Anweiler został wówczas uhonorowany dyplomem specjalnym Nagrody Prezy- denta Miasta Bielska-Białej

Katarzyna Kucybała

(17)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



czenia; nie trafiają do mnie psalmy Miłosza, nie odpo- wiada mi tłumaczenie Brandstaettera, nie umiem się zi- dentyfikować ze współczesnym tłumaczeniem psalmów, także tym ekumenicznym. Może tam pewnego rodzaju poezji właśnie mi brakuje? Pozostaję przy Kochanow- skim i przy biskupie Janie Szerudzie*.

Pamiętam jedno z kazań Księdza Biskupa, wygłoszone trzy lata temu w Wigilię Bożego Narodzenia w kościele Zbawiciela, które w całości było właściwie poematem.

Jak reagują na takie niecodzienne formy wierni – są zdzi- wieni, zgorszeni czy może dumni ze swojego biskupa?

To właściwie nie było do końca zamierzone. Pisałem to kazanie, jak normalnie piszę, ale tak jakoś wyszło. Zresz- tą pamiętam, że podeszła potem do mnie jedna z para- fianek i dziękowała mi, pytając, kiedy znów podobne kazanie będzie. Taki zabieg zupełnie świadomie zasto- sowałem w ubiegłym roku w bielskiej katedrze św. Miko- łaja, gdzie miałem kazanie podczas Tygodnia Modlitwy o Jedność Chrześcijan. Nie wiem, czy wszyscy „usłyszeli”

te strofy, najlepiej podobno było to odebrane przez słu- chaczy radia Anioł Beskidów. Pewne małżeństwo mie- szane wyznaniowo, które przychodzi na nabożeństwa do ewangelickiego kościoła Zbawiciela, mówiło mi o tym i poprosiło o tekst tego kazania-wiersza.

Jednak takimi kazaniami nie zamęczam moich parafian, bo dla nich przede wszystkim muszę być zwiastunem Słowa Bożego. W zwiastowaniu chodzi bowiem o treść, a nie o wysublimowaną formę. Natomiast w przypad- ku wierszy spotykam się z dość pozytywnym odzewem, także w Internecie, bo i na tej płaszczyźnie mam swo- ich odbiorców.

Poeta, zgodnie z rozpowszechnionym romantycznym wzorcem, buntuje się przeciw zastanemu światu. Jeśli duchowny może się buntować, to przeciwko czemu w swojej poezji buntuje się Ksiądz Biskup?

Bunt to za dużo powiedziane, raczej chciałbym – ale tu zastrzegam, że nie czuję się naprawiaczem świata – po- kazać, że można inaczej. Lepiej żyć, inaczej postępować.

A w wierszach, w których mowa o tsunami, o zawalonej hali targów w Katowicach, o atakach terrorystycznych, nie ma buntu przeciwko temu, do czego Bóg dopuścił?

Nie. Proszę zauważyć, że w przywołanych przez panią tekstach całkowicie zdaję się na Boga. Proszę o pokój serca dla tych, którzy pozostali i płaczą, bo wierzę, że On już zajmuje się tymi, którzy odeszli – są całkowicie w Jego ręku. „Nic się nie dzieje bez świętej Twej woli, to co raduje i to co boli, straszny kataklizm dopuściłeś, Pa- nie, okaż też teraz swe zmiłowanie” – tak jest na przy-

kład w wierszu Kataklizm. Jeśli można mówić o buncie, to buntuję się przeciwko terroryzmowi, przeciwko złu.

Nie przeciwko Bogu i nawet nie przeciwko ludziom.

Pisze też Ksiądz Biskup wiersze o spotkanych ludziach, niekiedy zwyczajnych i nieznanych, czasem rozpozna- walnych, znaczących coś w bielskim środowisku...

Porusza mnie dobro, które jest w człowieku, a jeśli czło- wiek chce to dobro realizować, to muszę je pokazać, aby inni mogli dostrzec, że ono tkwi także w nich samych, że „powinni chcieć” je z siebie wykrzesać.

Jeśli zwykły człowiek, codzienne zdarzenia są godne utrwalenia, to pewnie zgodzi się Ksiądz Biskup także ze stwierdzeniem Edwarda Stachury, że „wszystko jest poezją”?

Całe życie jest poezją. Bo czyż nie jest poezją gotowa- nie? Może problematyczne jest, czy zmywanie jest po- ezją. Ponieważ w nim znajduję zbyt mało poezji, odda- łem je maszynie.

Dzięki temu sporo czasu zostaje na pisanie... Gdybyśmy zerknęli na biurko – nad czym Ksiądz Biskup obecnie pracuje?

Mówiłem już o Internecie, dzięki któremu wysyłam teksty do pewnej grupy zainteresowanych osób i gdzie niektóre z nich można przeczytać na stronie Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Pracuję teraz nad cyklem poetyckim, który będzie się ukazywać w tym roku na internetowej stronie „Zwiastuna Ewangelickiego”. Będą to teksty na podstawie psalmów przypadających w litur- gii na każdy tydzień, mam już sporo gotowych, mniej więcej do półrocza. Psalmy są niezwykłym wyzwaniem.

Już kilka lat temu zebrałem 35 miniatur poetyckich pod wspólnym tytułem Mój psałterz 2006 i ciągle nie mam dosyć podejmowania wątków snutych przez psalmistów.

Chciałbym, jak Bóg da, w roku 2010 do swoich 60. uro- dzin wydać swój psałterz.

Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia zamierzeń.

Bp Paweł Anweiler, ur. w Kaliszu, absolwent Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w War- szawie, służbę ewangelickiego duchownego rozpoczął w 1974 r., pracując jako wikariusz, a potem proboszcz w parafiach w Wielkopolsce i w Częstochowie. Od 1991 r. jest probosz- czem Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Bielsku (Bielsko-Biała), od 1992 r. biskupem diecezji cieszyńskiej. Zasiada w Synodzie Kościoła, angażując się w pracę ewangelizacyjno-misyjną, diakonijną i ekumeniczną. Od grudnia ub. roku pełni funkcję prezesa Śląskiego Oddziału Polskiej Rady Ekumenicznej. Działa w Beskidzkim Stowarzyszeniu Ratowania Serca i Biel- skim Towarzystwie Przyjaciół Nauki i Sztuki. Przewodniczy Radzie Wydawnictwa Augustana w Bielsku-Białej. Jest autorem tomików wierszy Błogosław, duszo moja, Panu (2005), Zbliżenia (2007), Zamyślenia (2008).

?

* Współautor współczesne- go przekładu protestanckie- go, tzw. Biblii warszawskiej, czyli Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu, wyda- nej przez Brytyjskie i Zagra- niczne Towarzystwo Biblijne w 1975 r.

(18)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Na śmierć Żyda modlitwa chrześcijanina

Panie!

Boże Abrahama, Izaaka, Jakuba, Stwórco człowieka!

Tobie niech będzie dziękczynienie, szalom braciom, siostrom moim daj.

Tyś Aleksandra obdarzył wszelkimi dobrami z Twego bogactwa.

Z Twojej dobroci jego życzliwość.

Z Twojego piękna delikatność jego.

Z Twojej pamięci o wiernych Twoich

tęsknota jego... za ojców krainą.

Z troski Twej, Panie, jego opieka bliźniego swego.

Z miłosierdzia Twego jego ufność do każdego.

Tyś skałą naszą, Boże wybawienia, by śmierć jedynie przejściem naszym była, dla z grzechu uwolnionych,

do wiecznego w Tobie naszego schronienia.

Wierzymy też głęboko, że dar pokoju Twego stał działem się na wieki brata nam miłego.

Amen.

Wieczorem w dzień pogrzebu Aleksandra Szrajbera, Bielsko, 30 maja 2003 r.

Szczęśliwy

Po błękitnym Atlantyku Pływają rybackie kutry, Amatorzy z plaży wędkują, Na wydmach troskliwie dla życia Króliki i ptaki żerują.

Nad brzegiem oceanu Idę prosto pod słońce,

Nogi zanurzam w słonej wodzie Jako wolny, szczęśliwy człowiek, Dający urzec się przyrodzie.

Zbieram kolejne muszle, Spodnie mam zachlapane;

Tak znów rozpoczynam dzień nowy I chwali wielkie Imię Twoje

Duch mój w górę uniesiony.

Manta Rota, 10 czerwca 2008 r. Agata Tomiczek-Wołonciej

P a w e ł A n w e i l e r

(19)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

W ogrodzie

Halinie i Danielowi W naszym ogrodzie

Wiosna nastaje.

W oczku ryby pluskają, W norach budzą się jeże, Na gałęziach siedzące Śpiewają ptaki szczerze.

W naszym ogrodzie Już teraz lato.

W szklarni zbieram ogórki, A na grządce cukinie.

Patrzę rozradowany, Jakie piękne są cynie.

W naszym ogrodzie Jesień już przyszła.

Halina liście grabi, Daniel zbiera orzechy.

Każdy ma własny udział W pracach rodzinnej strzechy.

W naszym ogrodzie Surowa zima.

Znów karmię nasze ptaki I obserwuję koty;

Jak polują i mają Swoje kocie kłopoty.

W naszym ogrodzie Zawsze robota.

Trawnik jest do skoszenia, Grządkę plewić wciąż trzeba.

Chwalim zwyczajną pracą Pana, co patrzy z nieba.

Bielsko-Biała, 22 stycznia 2004 r.

Przystań

Myślę, że w Bielsku Ostatnia nasza przystań;

Tu nas pochowają,

Pan tu powie: zmartwychwstań!

Niech się dopełnia Więc wola Twoja święta I czuwa nad nami Łaska Twa niepojęta.

My tu na ziemi Z łaski Twojej żyjemy;

Wieczorem spać idąc, Kiedy rano wstajemy.

Przed nami znów dzień Pracy i odpoczynku, I tak już jest zawsze Od samego początku.

Z wiarą czekamy Na koniec, co nadejdzie, Gdy wszystkim wierzącym Jutrzenka nowa wzejdzie.

Bielsko-Biała, 19 czerwca 2005 r.

„Królestwo Twoje jest królestwem wiecznym, A panowanie Twoje trwa przez wszystkie pokolenia”

Ps 145,13 Jest wiecznym królestwem

Twe królestwo, Panie;

Od wieków na wieki Trwa Twe panowanie.

Rodzaju ludzkiego Wszystkie pokolenia Zwracają ku Tobie Duszy uniesienia.

Wittenberga, na zamku, 13 października 2006 r.

„Pan miłuje prawo”.

Ps 37,28 I

Nasz Bóg i Pan jest tym, Który prawo miłuje;

Grzesznym winy odpuszcza, Jak ojciec dziecku daruje.

II

Z łaski Jego żyjemy, Miłości doświadczamy I wszystko, co jest nasze, Z dobroci Jego mamy.

Bielsko, 8 października 2006 r.

Mój świat

Mój świat I moja ojczyzna Jest tam,

Gdzie do mnie się przyzna Każdy,

Kto dobra wspólnego Zawsze

Dla ludu chce wszego.

Pragnę

Bliźniego być bratem;

Ze Słów

Twych użytek zatem Robić

Na co dzień i wszędzie;

Wiecznie

Stać w wiernych Twych rzędzie.

Taka

Rzeczywistość moja I tęskność niech będzie.

Bielsko-Biała, 16 października 2004 r.

(20)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Magdalena Miśka: Umawiamy się w hotelu Prezydent.

Mój gość przychodzi w niezapomnianych ciemnych okularach i z paroma książkami pod pachą. Wspomi- nam o wielu moich znajomych, którzy wciąż dziwią się, że najsłynniejszy polski znawca kina mieszka w stolicy Podbeskidzia. Nie zdążyłam zadać pytania, kiedy już opowiada, jak to „zdradził” Bielsko dla Warszawy...

Stanisław Janicki: Ojciec pracował w rafinerii ropy nafto- wej w Czechowicach. Ten dom, w którym mieszkaliśmy, jeszcze stoi, widać go z pociągu. Urodziłem się tam po ludzku – w domu, a nie w szpitalu... Kiedy ojca przenie- siono i awansowano, trafiłem na dwa lata do Warszawy.

Miałem wtedy sześć lat. Jeszcze widzę tamtą Marszał- kowską, Ogród Saski, zoo na Pradze. Mam dobrą pamięć

wzrokową. Takie miejsca robiły na dziecku wrażenie.

W domu było ruchliwie – ktokolwiek przyjeżdżał, za- trzymywał się u nas. Najpierw mieszkaliśmy w Otwoc- ku, później ojciec dostał służbową willę na Pradze. Prze- siąkłem tą atmosferą i sposobem myślenia, zachowania.

Dzieciństwo miało wpływ na Pana życie?

Kiedyś zapytano mnie, jak wychowywali mnie rodzice, że jestem dziś taki, jaki jestem. Nie umiałem odpowie- dzieć na to pytanie. Było nas dwóch – brat starszy o trzy lata, więc bez przerwy się tłukliśmy. W kącie stałem za karę raz. Pamiętam też, kiedy ojciec nam obu zakazał wychodzenia z domu przez cały dzień. Ale poza tym ni- czego mi nigdy nie zabraniał. Mówił: „To twoja sprawa”.

Rodzice nie byli w mojej szkole ani razu. Ojciec powta-

Jestem sentymentalny

To on rozkochał Polaków w starym kinie. Przez ponad 30 lat opowiadał w niedzielne przedpołudnia o burzliwych losach wielkich gwiazd i filmowych arcydziełach. Stanisław Janicki skończył właśnie 75 lat.

Nie zwalnia tempa – ciągle w drodze na wykład, na zdjęcia, na nagranie... Praca jest jego największą pasją. Jednak, poza kinem, pielęgnuje jeszcze jedną – to podróże. A te zaczęły się w Bielsku-Białej.

Rozmowa

ze Stanisławem Janickim

M a g d a l e n a M i ś k a

Magdalena Miśka – dziennikarka radia RMF Classic. Najchętniej przeniosłaby rodzinny Cieszyn... do Krakowa, skąd opowiada o dobrym kinie i znakomitej muzyce.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Teraz jest inaczej, mój syn mógł zdawać do kilku szkół równocześnie (ostatecz- nie dostał się do łódzkiej Filmówki), ja musiałam gdzieś rok „przezimować”.

Czy wy- rosną z nich etatowi literaci, wydaje się mniej ważne niż to, że dzięki pisaniu nauczyli się już latać, że posłu- żę się wierszem jednej z laureatek, nad

Leszek Miłoszewski – niegdyś dziennikarz, publicysta, recen- zent, obecnie dyrektor Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej... Jak zrozumieć dzisiejszego Świętego

To prawda. Całą energię wkładam w obraz. Akceptuję ludzi, ale piętnuję ich postępowanie. Może zrozumieją, może dojrzeją do zmiany. Moje malarstwo jest smutne, bo nie

Ryzyko utraty pasji dotyczy również mnie. Pasję trzeba w sobie utrzymywać, wciąż trzeba się rozwijać, pracować nad sobą jako człowiekiem. Zresztą najbardziej w zawodzie

Takiego wyzwania jeszcze przed nami nie było i tego poloniści, a także znawcy języka polskiego i pol- skiej kultury, muszą się dopiero uczyć.. Dobrym przy- kładem jest

IV Dni odby- ły się już w Górkach Wielkich i wpisywały się w inau- gurację działalności Centrum (w programie znalazł się m.in. panel dyskusyjny z udziałem Władysława

przez UNESCO, a także w róż- nych gremiach europejskich pokazuje, że przez edukację kulturalną rozumie się dziś edukację artystyczną, edu- kację twórczą, edukację