• Nie Znaleziono Wyników

-^dres Eedalicyi: 3fIra3s:owsl2:ie-^5rz;ed.rci.ieście, l:Tr S©.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "-^dres Eedalicyi: 3fIra3s:owsl2:ie-^5rz;ed.rci.ieście, l:Tr S©."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

/ / //

M . 2 6 . Warszawa, d. 30 czerwca 1895 r. T o m X I V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M ER A TA „W S Z E C H Ś W IA T A *1.

W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie rs. 10 półrocznie „ 5 P renum erow ać m ożna w R edakcyi „W szechświata*

i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

K o m ite t R edakcyjny W s zec h ś w iata stanow ią Panow ie:

D eike K., D ickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K., Kw ietniew ski W ł., K ram sztyk S., M orozewicz J., Na- tanson J „ Sztolcman J., Trzciński W. i W róblew ski W.

-^dres E edalicyi: 3fIra3s:owsl2:ie-^5 rz;ed.rci.ieście, l:Tr S©.

- 0 HELIOTROPINIE ROŚLIN.

II.

R ozm ieszczenie w ra żliw o ś c i heiiotropicznej i przenoszenie podrażnienia heliotropiczn ego.

Jednym z najlepszych objektów do studyo- wania beliotropizm u są młode wypłonione kiełki zwyczajnego owsa. G dy wyłuskane i starannie wybrane nasiona owsa posadzimy w doniczki, to po kilku dniach n ad ziemią pokazują się kiełki, grube mniej więcej na l 1/2 m m i szybko w ydłużają się. S k ła d ają się one z cienkiej ru rk i a raczej pochwy za­

mkniętej na wierzchołku, wewnątrz której zawarty je st sfałdowany podłużnie listek.

Owa pochwa, morfologicznie rzeczy biorąc, jest pierwszym liściem roślinki, czyli ta k zwa­

nym liścieniem; następny zaś, zaw arty w niej listek je s t pierwszym ze zwykłych, wązkich a płaskich liści, jak ie są wogóle traw om w ła­

ściwe. N iedługo pozostaje on w sfałdowa- nym stanie wewnątrz liścienia: rosnąc szyb­

ciej niż ten ostatni, zaczyna niebawem wy­

wierać na niego zwewnątrz coraz bardziej w zrastające ciśnienie, wskutek którego liś-

j

cień wreszcie p ęk a podłużną szczeliną pod swoim wierzchołkiem i przez tę szczelinę młody listek występuje na zewnątrz i tu Ja*

! lej się rozwija. Pęknięcie to liścienia w znacznej mierze zależy od oświetlenia,

j

N a świetle liścień rośnie niezbyt szybko I i wzrost jego prędko się kończy; wskutek te- I go pęka pod naciskiem wydłużającego się listka stosunkowo wcześnie, pierwszego lub drugiego dnia po wyjściu nad ziemię i po dojściu niewięcej ja k do 1— 2 cm długości.

: G dy jed n ak hodowlę prowadzimy w stałej i możliwie zupełnej ciemności (np. w szczel­

nie zam ykającej się szafie), ta k aby się kieł­

ki wypłaniały, wtedy wzrost liścienia nietyl- ko je st szybszy, lecz także trw a dłużej, skutkiem czego przerwanie go przez listek następuje dopiero po kilku dniach i wtedy gdy liścień m a już około 6 cm długości. Tak więc kiełki wyhodowane na świetle wyglądają dość różnie od kiełków wypłonionych. D o­

dajm y do tego jeszcze różnicę koloru, albo­

wiem listek n a świetle je st zielony a w ciem­

ności żółty; zaś pochwowaty liścień pozostaje w obu wypadkach bezbarwnym, ta k że kolor całego kiełka pochodzi tylko od prześwieca­

jącego przez pochwę koloru listka.

(2)

4 0 2 WSZECHSWIAT. N r 2 6 . K iełki odznaczają się silnym heliotropiz-

mem, lecz właściwie tylko liścień je s t helio- tropiczny, podczas gdy zaw arty w nim listek je s t zupełnie nieczuły n a jednostronne oświet­

lenie i w zginaniu heliotropicznem k iełk a ma tylko zupełnie bierny udział; dlatego też nadal będziemy tylko z liścieniem mieli do czynienia. N atu raln ie kiełki wypłonione lepiej się n ad ają do doświadczeń aniżeli ro z­

winięte na świetle., gdyż u pierwszych liścień wskutek swego szybkiego wzrostu je s t silniej heliotropiczny, a zarazem większej dosięga długości; najdogodniejsze są kiełki, w których nadziem na część liścienia ma 2— 4 cm d łu ­ gości, wtedy bowiem wzrost je s t najszybszy.

Otóż gdy takie kiełki, wyhodowane w zup eł­

nej ciemności, wyprostowane i pionowo sto ją ­ ce, wystawimy n a oświetlenie jednostron ne, to już po godzinie mniej więcej zauważymy w ich wierzchołkowej części lekkie zgięcie

F ig . 1.—-P rzebieg zginania h e lio (ropicznego k ie ł­

ka ow sa, ośw ietlonego z prawej strony poziom o padającem św iatłem . — a przed początkiem d o ­ św iadczenia. &po 1 '/2, c po 3 ' / 2, d po 7 '/2 g o ­

dzinach.

(fig. 1, b), k tóre następnie dość szybko ro z­

przestrzenia się dalej, w zm agając się z a r a ­ zem. Ponieważ liścień rośnie w całej swej rozciągłości, więc i zginać się może w całej długości. To też po 2—4 godzinach zn a jd u ­ jem y go zgiętym od wierzchołka do nasady, przyczem zgięcie je s t najsilniejsze w środku jeg o długości (fig. 1, c). D alej gó rna część liścienia zaczyna się prostow ać, a zgięcie schodzi coraz niżej, aż wreszcie ześrodkowuje się u samej nasady, gdy c a ła górn a część, obejm ująca daleko więcej niż połowę dłu g o ­ ści, je s t zupełnie wyprostowana i nachylona mniej lub więcej znacznie ku św iatłu (fig. ], d);

ten stan, będący już ostatecznym rezultatem zginania heliotropicznego, następuje zwykle po 5— 8 godzinach.

Chcąc obserwować przebieg zginania w sprzyjających w arunkach, musimy p osta­

ra ć się: popierwsze o to, aby oświetlenie było możliwie ściśle jednostronnem , a powtó- re aby światło padało prostopadle do kierun­

k u kiełków, a więc w kierunku poziomym.

N ajlepiej je s t postawić w zaciemnionym po­

koju lampę i umieścić doniczkę z kiełkam i w pewnej odległości (około 1 m ) od niej i przy tem tak, aby kiełki znajdowały się n a jednakow ym poziomie z płomieniem. Gdy zaś nie rozporządzam y pokojem dającym się zaciemnić, to możemy sobie i w inny sposób poradzić. Umieszczamy doniczkę w pudełku otw artem z jednej strony, z otworem zwróco­

nym ku oknu, i zasłaniam y otwór po większej części ciemnym papierem , ta k aby światło dostaw ało się wewnątrz pudła tylko przez niezbyt szeroką poziomą szczelinę, zn a jd u ją ­ cą się na poziomie kiełków; musimy wtedy od czasu do czasu wyjmować doniczkę na chwilkę z pud ła, aby śledzić przebieg zgina­

nia. Oprócz tego trzeb a jeszcze zważać na to , aby ziemia w doniczce pozostaw ała dość w ilgotną i aby tem p eratu ra nie była zbyt nizką (około 15° R eaum ura i wyżej), wreszcie trz e b a brać do doświadczeń tylko kiełki dobrze rozwinięte, zdrowe i możliwie proste.

P rz y zachowaniu tych warunków możemy wykonywać doświadczenie we wszelkiej porze ro k u i liczyć na powodzenie. W ogóle wszystkie prawie doświadczenia, o których będziem y w niniejszym artyk ule mówili, są proste, nie wym agają żadnych osobliwych aparatów , a więc przy dostatecznej zręczno­

ści i staranności przez każdego łatwo powtó­

rzone być mogą; m ając tę możność na widoku będziemy przy opisywaniu ich udzielali odpo­

wiednich praktycznych wskazówek.

G dy będziemy wykonyw7ali powyższe do­

świadczenie nad przebiegiem zginania helio­

tropicznego z kilkoma kiełkam i n araz, choć­

byśmy je wybrali zupełnie jednakow e co do wieku i rozmiarów, to rzuci nam się niechyb­

nie w oczy istnienie znacznych różnic indy­

widualnych w ich zachowywaniu się. Jed e n kiełek zacznie się zginać wcześniej a drugi później, u jednego zginanie będzie postępo­

wało szybciej a u drugiego wolniej, wreszcie stopień nachylenia, którego ostatecznie do­

sięga górna p ro stu jąca się część, będzie

u każdego niem al kiełka innym. To różne

(3)

N r 2 6 . WSZECHSWIA.T. 4 0 3 zachowanie tłumaczy się indywidualnemi róż-

j

nicami zarówno w szybkości wzrostu, jak W stopniu wrażliwości heliotropicznej, widzi­

my stąd, źe różne osobniki danej rośliny, n a­

wet gdy są pozornie zupełnie jednakowe, jed n ak co do wewnętrznych swych własności ta k samo od siebie różnić się m ogą, ja k to bywa u zwierząt. Z przytoczonych powyżej różnic najważniejszą je st dla nas różnica w stopniu ostatecznego nachylenia kiełków, gdyż nachylenie to może nam służyć ponie­

kąd za m iarę heliotropizmu poszczególnych kiełków. W iem y z poprzedniego artykułu, że górna część organu przyjm uje ostatecznie położenie, będące położeniem równowagi po­

między jego heliotropizmem a geotropizmem, które sobie wzajemnie przeciwdziałają. Gdy organ,stojący pierwotnie pionowo, oświetlimy poziomo padającem światłem i zmusimy go w ten sposób do zginania heliotropicznego, to zatrzym a się on w położeniu pośredniem między pionowem a poziomem i stopień jego nachylenia (t. j. odchylenia od pionowej) zależnym będzie od wzajemnego stosunku obu czynników, geotropizmu i heliotropizm u.

Gdy oba czynniki są jednakowe, nachylenie równać się będzie 45°; im więcej zaś nachyle­

nie zbliża się do 90°, t. j. do położenia pozio­

mego (a więc do kierunku prom ieni św iatła), tem więcej oczywiście heliotropizm przeważa nad geotropizmem. Otóż, gdy zmierzymy ostatecznie nachylenie ') górnej części kieł­

ków owsa, to pokazuje się, że je st ono zawsze znacznem; nigdy praw ie nie bywa mniejszem niż 45°, zwykłe waha się około 70° mniej wię­

cej, a niekiedy przekracza naw et 80°, czyli przybliża się znacznie do położenia poziom e­

go. S tąd wniosek, że liścień owsa je s t wogó­

le, w sprzyjających w arunkach oświetlenia,

*) M ierzyć nachylenie m ożna w następujący sposób. Ze sztyw nej białej tek tu rk i wycina się kw adrant k oła o prom ieniu k ilku centym etrów i kreśli się na nim prom ienie co 5°. Trzym ając ten kwadrant szczypczykam i, przykłada się go do k iełka tak, aby jed en brzeg kw adrantu był p o zio ­ my (rów noległy do pow ierzchni ziem i w doniczce) i uw aża się, z którym prom ieniem zbiega się-gór­

na w yprostow ana część kiełka. Sposób ten nie je s t oczyw iście ścisły, ale bo też dla naszych ce­

lów w ystarcza najzupełniej przybliżone oznacze­

nie nachylenia i om yłki o 5° m ogą nam być obo- j ę ‘ne.

znacznie silniej heliotropicznym niż geo- tropicznym, źe jed n ak stopień jego helio- tropizm u może być indywidualnie bardzo różnym.

Takie są w głównych zarysach właściwości heliotropiczne liścienia owsa, który okazał się najdogodniejszym objektem do naszych badań i nad którym wskutek tego przede- wszystkiem przeprowadziliśmy doświadcze­

nia. Pierwsze zasadnicze doświadczenie po­

lega na całkowitem zaciemnieniu wierzchołka liścienia. Zaciem nienie osięgaliśmy zapomo- cą rozm aitych środków, z których przytoczy­

my tu tylko jeden, najprostszy sposób, pole­

gający n a zasłonięciu wierzchołka kapturkiem z nieprzezroczystego staniolu (cyny arkuszo­

wej). W ycinam y nożyczkami paseczki s t a ­ niolu m ające kilka m m szerokości i nieco więcej długości, obwijamy je naokoło grubej szpilki lub kaw ałka d ru tu odpowiedniej g ru ­ bości i w ta k i sposób przygotowujemy m ałe ru rk i staniolowe o kilkowarstwowej ściance;

każdą ru rk ę zaginam y na jednym końcu za­

pomocą szczypczyków, tak aby j ą zupełnie zamknąć. Otrzym ujem y więc rodzaj k ap tu r­

ków czyli krótkich pochewek o zupełnie nie­

przezroczystych ściankach; powinny one mieć średnicę mniej więcej ta k ą sam ą ja k kiełki owsa. T aki kapturek wdziewamy na wierz­

chołek kiełka, co n aturaln ie należy czynić ostrożnie, aby kiełka nie uszkodzić; wskutek giętkości staniolu brzegi k a p tu rk a (jeżeli tenże nie je st zbyt szeroki) przylegają zup eł­

nie szczelnie do powierzchni kiełka. T ak więc wierzchołek liścienia, na długości, k tóra nie powinna być m niejszą od 3 mm., je st zu­

pełnie zabezpieczony od dostępu św iatła i gdy przygotowane w opisany sposób kiełki wysta­

wimy n a światło jednostronne, to działać ono może na liścień w całej jego rozciągłości z wyjątkiem stosunkowo krótkiego w ierzchoł­

ka, który znajduje się w ciemności.

D la wykonania doświadczenia bierzemy jednę lub kilka doniczek, zawierających kil­

kanaście wypłonionych kiełków, wyprostowa­

nych i możliwie jednakowej wielkości (kiełki krzywe, nachylone, lub znacznie różniące się wielkością od większości, J wyrywamy uprzed­

nio jako niezdatne) i n a połowę ich wdziewa­

my k ap tu rk i staniolowe, pokrywające k rótki

wierzchołek liścienia, drugą zaś ich połowę

pozostawiamy dla porównania bez k ap tu r-

(4)

4 0 4 WSZECHSWIAT. N r 26.

ków; następnie wystawiamy wszystkie n a oświetlenie jednostronne. Otóż gdy będzie­

my śledzili przebieg zginania heliotropicznego tych kiełków, to wkrótce ju ż uderzy nas wy­

ra źn a różnica w zachowywaniu się jednych i drugich,— a mianowicie spostrzeżem y, że kiełki z kaptu rkam i wolniej się zginają niż te, które zostawiliśmy bez kapturków . R ó ż­

nica ta z czasem coraz bardziej się wzmaga i wreszcie po kilku godzinach, gdy zginanie doszło już do kresu, kiełki obu kategoryj przedstaw iają się bardzo rozmaicie: P o d ­ czas gdy u kiełków bez kapturków górna część nachylona je s t znacznie (a, fig. 2) a zwykle naw et bardzo znacznie (a , fig. 3), to u kiełków z kapturkam i nachylenie je s t bez porów nania słabsze (b, fig. 2 i 3). N a tu ­ ralnie, w skutek indywidualnej róźnolitości heliotropizm u właściwego, o k tórej wspomnie­

liśmy w poprzedniej naszej rozpraw ie, nie wszystkie kiełki każdej grupy m ają nacbyłe-

F ig . 2 .— Z gięcie heliotropiczne m łodych kiełków ow sa, ośw ietlonych je d n o słronnie p rzez 5®/* g o ­ d z in .— a k iełk i ośw ietlone w całej swej długości, b k iełk i, których w ierzchołek je s t zaciem niony staniolow ym kapturkiem (w yobrażonym w p rze­

kroju).

nie jednakow e, lecz w obu gru pach spotyka­

my kiełki więcej i kiełki mniej zgięte; nie­

mniej przeto ogólna różnica obu g rup rzuca się w oczy, gdyż naw et u tych kiełków z k ap ­ turk am i, które się najsilniej zgięły, nachyle­

nie je s t mniejszem niź u najsłabiej zgiętych kiełków bez kapturków . D okładniejsze po­

jęcie o tem d ają nam pom iary nachylenia;

ta k np. w doświadczeniu, z którego wzięta je s t figura 2, nachylenie kiełków bez k a p tu r­

ków w ahało się od 45° do 55°, zaś nachyle­

nie kiełków z kapturkam i od 10° do 15°;

w drugiem doświadczeniu (do którego należy fig. 3) odpowiednie liczby wynosiły 75°— 80°

i 25°— 35°. B ądź co bądź, te różnice indy­

widualne są czynnikiem przeszkadzającym ; gdybyśmy np. wzięli do porów nania tylko

jednę parę kiełków, to łatw o mogłoby się zdarzyć, że jeden z nich odznaczałby się wy­

jątkow o silnym a drugi wyjątkowo słabym heliotropizm em i wtedy znaleźlibyśmy między niemi różnicę znacznie większą lub też znacz­

nie m niejszą niź właściwie być powinno.

Chcąc zbadać rzeczywisty wpływ zaciemnie­

nia wierzchołka n a nachylenie heliotropiczne, musimy zatem wykluczyć ten czynnik indy­

widualny; dlatego właśnie robimy każde do­

świadczenie nie z je d n ą p a rą kiełków, lecz ze znaczniejszą ich ilością, obliczamy przeciętne nachylenie wszystkich kiełków jednej i d ru ­ giej grupy, dopiero porównywamy ze sobą te przeciętne.

Doświadczeń tak ich wykonaliśmy kilkadzie­

siąt i we wszystkich bez w yjątku otrzymaliśmy ten sam rezultat: Stale nachylenie kiełków bez kapturków było znacznie silniejszem (zwykle 2 — 3 razy) niź kiełków z kap-

k.u b w ierzchołek był zaciem niony do p op rzecz­

nych kresek.

turkam i. N ajm niejsza różnica przeciętnych, k tó ra nam się wogóle zdarzyła, była następu­

jąca: nachylenie kiełków bez kapturków 67°, a kiełków z kaptu rk am i 40°; jestto bądź co bądź jeszcze dość znaczna różnica. To do­

świadczenie je s t zarazem jedynem , w którem obserwowaliśmy ta k znaczne nachylenie k ieł­

ków z kap tu rk am i; zwykle nachylenie ich wy­

nosi o d 5 ° do 25°,i nie staje się ju ż silniejszem, jakkolw iek długo pozostawilibyśmy je w świe­

tle jednostronnem . D odać jeszcze należy, że

nachylenie kiełków z kapturkam i mierzyliśmy

zawsze w tem ich miejscu, gdzie ono je s t naj-

silniejszem (więc np. w fig. 3, b — w środku

kiełka), nie zaś u wierzchołka, który często

zagina się wyraźnie ku górze pod wpływem

geotropizm u.

(5)

N r 2 6 . WSZECHSWIAT. 4 0 5 J e s t więc niewątpliwem, że zaciemnienie

wierzchołka zmniejsza znacznie nachylenie kiełków, a więc osłabia ich heliotropizm właściwy. P ytanie, czem się tak i wpływ tłum aczy. Możnaby przypuścić, źe światło tylko wtedy wpływ swój całkowicie wywrzeć może, gdy działa na organ w całej jego dłu­

gości; gdy więc część organu zaciemniamy, to | wskutek tego zgina się on słabiej. To przy­

puszczenie, coprawda, wydaje się już za- j wczasu nieprawdopodobnem, gdy zestawimy względną krótkość pokrytego kapturkiem wierzchołka ze znacznym wpływem, który jego zasłonięcie wywiera. A le m niejsza o ten zarzut, gdyż możemy się w prost do­

świadczalnie przekonać, że powyższe przy­

puszczenie nie je s t słusznem. Gdyby było słusznem, to skutek powinienby być ten sam, czy zaciemnimy wierzchołek czy ja k ą inną część liścienia. W ykonaliśm y to sprawdza- jące doświadczenie, wdziewając na kiełki szczelnie przylegające ru rk i staniolowe o dłu­

gości takiej samej lub większej ja k kapturki;

ru rk i znajdowały się nieco poniżej wierzchoł­

ka, sam zaś wierzchołek wystawał ponad nie o kilka m m i znajdow ał się w świetle, rów­

nież ja k dolna część kiełków. Otóż pokazało się, że rurk i te, aczkolwiek zaciemniające nie- mniejszą część liścienia ja k kaptu rki, nie wy­

wierają żadnego wpływu na zginanie hełio- tropiczne: kiełki zaopatrzone niemi, zginały się ta k samo ja k kiełki oświetlone w całej swej długości. W idzim y zatem, że zaciem- i nienie części organu samo przez się nie zmniejsza jego heliotropizmu.

A więc nie je st wszystko jedno, czy za­

ciemniamy wierzchołek liścienia czy inną cżęść jego. Tylko zaciemnienie wierzchołka wywiera wpływ na heliotropizm całego liście­

nia, powodując znaczne jego zmniejszenie.

W ynika stąd, że krótki wierzchołek liścienia odróżnia się od dolnej części, t. j. od całej reszty tego organu jakiem iś osobliwemi wła­

ściwościami heliotropicznemi. W rażliwość heliotropiczna dolnej części je s t oczywiście i nieznaczną, gdy bowiem tylko ta część je st jednostronnie oświetlona, to słabo tylko się nachyla. N ato m iast nachylenie jej staje się znacznie większem, gdy to samo oświetlenie jednostronne działa oprócz tego także na krótki wierzchołek. S tąd wynikają najw y­

raźniej dwa wnioski: Popierwsze, źe wierz­

chołek liścienia znacznie bardziej jest wrażli­

wy na oświetlenie jednostronne niż jego część dolna, czyli że odznacza się większą wrażli­

wością heliotropiczną. A powtóre, że ze strony oświetlonego wierzchołka rozprzestrze­

nia się wdół liścienia jak iś wpływ, uzdolnia- jący dolną jego część do znacznie silniejszego reagowania na oświetlenie jednostronne, czyli zwiększający znacznie heliotropizm wła­

ściwy tej części organu.

Chcąc bliżej określić ten wpływ, który oświetlenie wierzchołka wywiera na resztę liścienia, musimy zgodzić się na pewne poję­

cia teoretyczne. Gdy ja k a część organu he- liotropicznego je st jednostronnie oświetlona, j to działanie światła wywołuje wr żywej proto- plazmie jego komórek pewną nieznaną nam bliżej zmianę, którą nazywamy odczuciem oświetlenia jednostronnego; przy jednakowem oświetleniu zmiana ta zachodzi w protoplaz- mie rozmaitych organów lub rozmaitych czę­

ści organu w różnym stopniu, n a czem właś­

nie polega rozm aity stopień ich wrażliwości heliotropicznej. T a pierwotna zm iana w pro- toplazinie powoduje inną, wtórną zmianę, k tó rą nazywamy podrażnieniem, ta zaś ze swej strony powoduje dalsze zmiany, których ostatecznym skutkiem je st zgięcie się danej Części organu. Podrażnienie je s t prostym skutkiem wrażliwości na światło jednostronne i je st tem silniejszem, im silniejszą była wrażliwość. Musimy jedn ak przypuścić, że podrażnienie, gdy raz w pewnej części orga­

nu zaszło, nie ogranicza się na niej. lecz wy­

wołuje tę sam ą zmianę także w protoplaz- mie sąsiednich komórek, tak że i one zostają podrażnione, choćby naw et same wcale nie były oświetlone jednostronnie; te znów w po­

dobny sposób powodują podrażnienie jeszcze dalszych komórek i t. d. Tak więc podraż­

nienie, zaszłe w jednein miejscu organu wskutek wrażliwości na światło jednostronne, rozprzestrzenia się coraz dalej po tym orga­

nie, podobnie ja k ruch cząsteczek, wywołany przez wrzucenie kam yka do wody, nie o g ra­

nicza się do miejsca swego powstania, lecz rozchodzi się w postaci fali coraz dalej po powierzchni wody. Zjawisko to nazywamy przenoszeniem podrażnienia heliotropiczne- go,—przyczem podrażnienie heliotropiczne pojmujemy jak o coś zupełnie realnego, m ia­

nowicie jako pewną określoną (tylko nieznaną

(6)

4 0 6 WSZECHSWIAT. N r 2 6 . nam dotąd) zmianę w protoplazm ie komórek.

Otóż wobec możności takiego przenoszenia, wiadomem jest, źe w jakim ś danym punkcie organu podrażnienie heliotropiczne może mieć dwie rozm aite przyczyny: Może ono być skutkiem wrażliwości na oświetlenie je d ­ nostronne w tem samem m iejscu (podrażnie­

nie bezpośrednie); lub może być doprowadzo- nem skądinąd i być pośrednim skutkiem w raż­

liwości na światło jednostronne w innej części organu (podrażnienie pośrednie). Stopień bezpośredniego podrażnienia zależy od stop­

nia wrażliwości heliotropicznej danej części organu; podrażnienie zaś pośrednie, sk ąd ­ inąd przenoszone, nie je st odeń zależnem, za­

leży bowiem od stopnia wrażliwości innej części organu, mianowicie tej gdzie ono p o ­ wstało i skąd wychodzi. A zatem pośrednie podrażnienie może być większem, niź odpo­

wiada wrażliwość danego m iejsca i może n a ­ stąpić naw et w takiem miejscu, k tó re samo je s t zupełnie wrażliwości heliotropicznej po­

zbawione, a więc do pośredniego podrażnie­

nia niezdolne. W dalszym ciągu niniejszego arty k u łu zapoznamy się z wypadkiem, w któ ­ rym ta ostatnia teoretyczna możność rzeczy­

wiście m a miejsce.

Zastosujm y te pojęcia do wytłum aczenia zachowywania się liścienia owsa. C ała dol­

n a część jego posiada wrażliwość heliotropicz­

n ą tylko w dość słabym stopniu, a więc i bez­

pośrednie podrażnienie je s t slabem i wobec przeciw działania geotropizm u, może spowo­

dować tylko nieznaczne nachylenie,—ja k to widzimy u kiełków, których wierzchołek z a ­ słonięty je st od św iatła k ap tu rk iem staniolo­

wym. K ró tk i zaś wierzchołek odznacza się bardzo znaczną wrażliwością heliotropiczną, zachodzi więc w nim odpowiednio silne po­

drażnienie, k tóre następnie przenosi się dalej i z czasem dochodzi aż do samej nasady liś­

cienia. T a k więc w dolnej części liścienia, oprócz właściwego jej słabego podrażnienia bezpośredniego, działa jeszcze silnie pośred­

nie podrażnienie, pochodzące od bardziej wrażliwego wierzchołka. G dy liścień oświe­

tlony je s t w całej swej długości, to w dolnej części jego obadw a te podrażnienia sum ują się i w rezultacie otrzym uje się w całym liś- cieniu podrażnienie heliotropiczne ta k sil­

ne, że przeważa geotropizin i prowadzi do bardzo znacznego nachylenia ku św iatłu.

Tylko w taki sposób możemy sobie wytłum a­

czyć uderzający wpływ zaciemnienia wierz­

chołka na stopień nachylenia kiełków, ja k i okazały zgodnie opisane powyżej doświadcze­

nia z kapturkam i staniolowemi.

T ak więc wynik tych prostych doświadczeń daje nam dowód dwu naraz nowych a god­

nych uwagi faktów, a mianowicie: 1) tego, że wrażliwość heliotropiczną może być w róż­

nych częściach danego organu rozm aitą i 2) tego, źe podrażnienie heliotropiczne może się przenosić.

P ostaraliśm y się określić bliżej długość owego wierzchołkowego paska liścienia, od­

znaczającego się znaczną wrażliwością helio­

tropiczną i znaleźliśmy, że wynosi ona około 3 m m . Urządziliśmy w tym celu doświadcze­

nia z czterem a grupam i, zawierającem i każ­

da po kilka kiełków. K iełki grupy a pozo­

stawiliśmy bez kapturków , zaś kiełki innych trzech grup zaopatrzyliśm y kapturkam i s ta ­ niolowemi, pokrywającem i wierzchołek na rozm aitej długości, a mianowicie w grupie b 1— 1 '/2 mm, w grupie c 3 mm, w grupie d 7 ‘/ j toto; wszystkie te kiełki wystawiliśmy na oświetlenie jednostronne, aż dopóki nie przy­

ję ły statecznego nachylenia. P okazało się, że nachylenie kiełków b było mniej-więcej pośredniem między nachyleniem grup a i c;

czyli że zaciemnienie górnych 1— l ‘/ a m m zm niejsza wprawdzie heliotropizm całego liścienia dość znacznie, jed n ak mniej znacz­

nie niź zaciemnienie 3 m m . M iędzy zaś g ru ­ pam i c i d nie było prawie żadnej różnicy, a więc zaciemnienie dalszego kaw ałka liście­

nia ponad wierzchołkowe 3 m m pozostaje już bez wpływu. In ne doświadczenie, będące niejako odwróceniem tylko co przytoczonego, również potwierdziło, źe długość najbardziej wrażliwego wierzchołka wynosi nie więcej ja k 3 m m , ale też w żadnym razie niewiele

mniej.

D la przekonania się o znacznym wpływie wierzchołka na heliotropizm całego liścienia możemy też jeszcze wykonać następujące ciekawe doświadczenie. Doniczkę z pewną ilością kiełków umocowujemy wieczorem w ciemnej szafie w ukośnem położeniu, tak aby kiełki były nachylone mniej-więcej o 40°— 50°; wtecły kiełki wskutek geotropiz­

m u zwrócą się w ciągu nocy ku górze i n aza­

ju tr z rano znajdziem y je zgiętemi u nasady

(7)

N r 26. WSZECHSWIAT. 407 a w całej swej górnej części wyprostowanemi

w kierunku pionowym. T eraz wdziewamy na część kiełków kap turki staniolowe zwykłej długości a inną część ich pozostawiamy bez osłonek, umieszczamy doniczkę prosto na stole i wystawiamy j ą na jednostronne pozio­

mo padające światło, ta k aby górna część kiełków, odchylona oczywiście o 40°— 50° od pionu, zwrócona była w stronę źródła świa­

tła. Po niejakim czasie spostrzeżemy ude­

rzające zjawisko, że różne kiełki wykonywają ruchy wręcz odwrotne, a mianowicie kiełki bez kapturków zginają się wdół (bardziej jeszcze się nachylają), kiełki zaś z k a p tu rk a ­ mi zginają się w górę. Tłum aczym y to zaś w sposób następujący: K iełk i z zaciem nio­

nym wierzchołkiem m ają heliotropizm słab­

szy od geotropizmu, położenie więc równowa­

gi znajduje się przy mniejszem nachyleniu niż to, które wszystkie miały w początku do­

świadczenia; dążąc zatem do właściwego im położenia równowagi, kiełki te m uszą się zwracać ku górze. Przeciwnie w kiełkach bez kapturków , podlegających silnemu wpły­

wowi oświetlenia wierzchołka, heliotropizm znacznie przew aża nad geotropizmem, poło­

żenie równowagi wymaga dla nich silniejsze­

go nachylenia niż im pierwotnie dano i dla­

tego zginają się one jeszcze bardziej ku światłu.

To doświadczenie je s t w gruncie rzeczy tylko modyfikacyą wyżej już przytoczonych doświadczeń z kapturkam i i re z u lta t jego mogliśmy właściwie z góry przewidzieć. Mo­

żemy natom iast przytoczyć jeszcze inny do­

wód na korzyść tego, że wierzchołek je s t b a r­

dziej heliotropicznie wrażliwy niż reszta liścienia, — dowód zasadniczo różny i nieza­

leżny od dotychczas przedstawionego.

Dowód ten wym aga znajomości rozmiesz­

czenia szybkości wzrostu w liścieniu, musimy więc przedewszystkiem p arę słów o niem po­

wiedzieć. Jeżeli na liścieniu, zapomocą po­

przecznych kreseczek tuszowych oznaczymy pewną ilość poprzecznych pasków po 3 mm długości i następnego dnia zmierzymy przy­

rost poszczególnych pasków, to okazuje się, że w pierwszym, t. j. wierzchołkowym pasku przyrost je st względnie m ały, w drugim p as­

ku już je s t • znacznie (2 — 3 razy) większy, w trzecim jeszcze trochę większy, w czwar­

tym zaś zwykle znów nieco mniejszy niź

w trzecim i w dalszych paskach stale, aczkol­

wiek powoli, zmniejsza się aż do nasady liś­

cienia. Inaczej mówiąc, maksymum szybko­

ści wzrostu znajduje się w trzecim (niekiedy naw et dopiero w czwartym) pasku czyli w odległości 6— 12 mm od wierzchołka i po­

czynając od tego maksymum, szybkość wzro­

stu spada w obie strony, ku nasadzie zwolna, ku wierzchołkowi raptownie. Otóż widzie­

liśmy dawniej, że przy danej grubości i b u ­ dowie anatomicznej organu jego heliotropizm właściwy, t. j. jego zdolność do zginania he- liotropicznego, zależy j eszcze od dwu czynni­

ków, mianowicie od szybkości wzrostu i od stopnia wrażliwości heliotropicznej. Gdyby wrażliwość heliotropiczna była we wszystkich paskach liścienia jednakow a, to ich heliotro­

pizm właściwy byłby wprost proporcyonalnym do szybkości wzrostu, a więc najsilniejszym heliotropizmem m usiałby się odznaczać pasek trzeci; on więc też m usiałby się najwcześniej zginać heliotropicznie. Gdybyśmy jed n ak znaleźli, że tak nie je st, że który z wolniej rosnących pasków zaczyna zginać się jed n o ­ cześnie z paskiem trzecim, to wynikałoby stąd, źe różnicę w szybkości wzrostu równo­

waży przeciwna różnica wrażliwości lielio- tropicznej, czyli źe ów wolniej rosnący pasek je s t zato odpowiednio wrażliwszym; jeżeli zaś wolniej rosnący pasek zegnie się wcześniej od szybciej rosnącego, to oczywiście wrażliwość pierwszego musi być jeszcze bardziej prze­

ważająca.

Otóż przypatrzm y się bliżej pierwszym po­

czątkom zginania heliotropicznego liścieni owsa, a spostrzeżemy, źe pierwsze słabe lecz niewątpliwe zgięcie, następujące mniej-więcej po godzinie, nie ukazuje się nigdy w pasku 3, lecz zawsze w wierzchołku liścienia, w pasku 1 i 2, lub nawet tylko w samym pasku 1 (fig. 4,1, I str. 408); dopiero o ja k ie */2 godziny później

i pasek 3 zaczyna się wyraźnie zginać, lecz i wtedy jeszcze je st zgięty nie silniej niż pa-

; sek 1 (fig. 4, II). A by zaś dać pojęcie o róż- [ nicy w szybkości wzrostu pasków, przytoczę i przeciętne cyfry, tyczące się właśnie kiełków narysowanych na fig. 4. P rzeciętny przy-

; rost pięciu pasków w ciągu 22 godzin wyno­

sił (w procentach pierwotnej długości pas-

> i ków): P asek 1 (wierzchołkowy) 53% , p a­

sek 2 — 122% , pasek 3 — 129% , pasek

4 — 108% , pasek 5 — 97% . T ak więc pas­

(8)

40 8 W SZECHŚW IAT. 26.

ki 2 i 3 rosły przeszło dwa razy szybciej niż pasek 1; a jednak zaczęły się zginać nie wcześniej lub nawet później od niego. A za­

tem wrażliwość heliotropiczna w pasku ], t. j. w wierzchołkowych 3 m m liścienia, musi być w każdym razie znacznie większą aniżeli w dalszych paskach.— W dalszym ciągu zgi­

nania różnica między paskam i zaciera i n a ­ stępnie odw raca się, tak że w krótce wierzcho­

łek okazuje się mniej zgiętym niż paski niższe. J e s tto zupełnie zrozum iałe, gdyż popierwsze wierzchołek, będąc coraz to b a r­

dziej pochylany biernie w skutek zginania n a ­ stępujących pasków, szybko zbliża się do po-

(L b O Cl b c

Fig. 4. — Początkowe stadya zginania helio- tropicznego trzech kiełków owsa a, b, c, I w go­

dzinę, II w 13/ i godziny po wystawieniu na je d ­ nostronne oświetlenie. Na kiełkach oznaczone są zapomocą kresek tuszowych poprzeczne paski

o pierwotnej długości 3 m m .

łożenia równowagi i niebawem zginać się dalej przestaje, a powtóre po niejakim czasie, w skutek przenoszenia silnego podrażnienia heliotropicznego od wierzchołka, w dalszych paskach zaczyna skutkow ać podrażnienie po­

średnie, znacznie zwiększające ich heliotro­

pizm właściwy. D latego różnicę, na której powyższe nasze dowodzenie oparliśm y, moż­

na n aturalnie obserwować tylko w pierwszych stadyach zginania, gdy w ierzchołek nie zo­

s ta ł jeszcze biernie nachylony i gdy p rzen o­

szenie podrażnienia nie zdążyło jeszcze wrejść w grę.

(Dok. nast.).

W ładysław liothert.

O m w iu s z d e B o u r m e is t e r

RAD0S2R0 WSK1.

W S P O M N I E N I E P O Ś

1

E I-^T N E .

W połowie m aja r. b. po długich cierpie­

niach zm arł jeden z najzasłużeńszych n a ­ szych entomologów, b. g enerał-lejtenant, Oktawiusz Radoszkowski.

Z m arły był postacią dobrze znaną w W a r­

szawie i w całym k raju z wiedzy wszech­

stronnej, uczynności, przystępności, intereso­

wania się wszystkiemi ważniejszemi kwestya- mi, dotyczącemi naszego społeczeństwa oraz z wielu usług obywatelskich, które chętnie i z c a łą sumiennością spełniał; z prac zaś swoich z dziedziny entomolgii, jako hyme- nopterolog, czyli badacz owadów błonko­

skrzydłych (H ym enoptera), pospolicie pszczo- łow atem i zwanych, zasłynął nietylko w k ra ju , ale i w całej niem al Europie.

Urodzony 19 sierpnia 1820 r. w Łomży, początkowe wychowanie pobierał u piarów (1828— 1834 r.), gdzie, między innemi, słu­

ch ał wykładów cieszącego się podówczas w ielką i zasłużoną popularnością, niepospoli­

tego entomologa, prof. A ntoniego W agi.

Z ap isał się następnie na wydział techniczny t. z. kursów dodatkowych (1835— 1837 r.), po ukończeniu którego w stąpił do szkoły arty- leryi w P etersb u rg u (dzisiejsza akadem ia), k tó rą ukończył w r. 1846 jak o pierwszy uczeń, zaraz też został mianowany w ykłada­

jącym w tejże szkole geom etryą wykreślną i rachunek różniczkowy (1846 — 1850 r ) Głównie poświęcił się służbie wojskowej, słu ­ żył w artyleryi konnej (J838— 1879), a prze­

chodząc różne stopnie doszedł do stopnia generała-lejtenanta i w tej godności opuścił służbę jako em eryt około roku 1880. J a k o w yróżniający się wiedzą, zdolnościami i p ra ­ wością charakteru był mianowany członkiem różnych kom itetów wojskowych i często dele­

gowany do zbadania różnych, nowych i za­

wiłych kwestyj z zakresu sztuki wojennej.

Zam iłow any od najm łodszych la t do pozna­

wania przyrody, w chwilach wolnych od zajęć

(9)

N r 2 6 . WSZECHSWIAT. 4 0 9 obowiązkowych oddaw ał się z niemałym za­

pałem obserwacyom i pracom nad ulubionemi owadami, a nadto w części pracow ał i nad różnemi gałęziami nauk przyrodniczych, szczególniej zaś m ineralogią. Jeszcze w szkołach objawiał chęci i szczególne upo­

dobanie do nauk przyrodniczych, a pod kie­

runkiem głośnego w k raju W ag i odbywał wycieczki entomologiczne i botaniczne w oko­

licach W arszaw y i już wtedy obeznał się z fauną i florą. Stopniowo w yrabiał się na specyalistę coraz poważniejszego, a pragnąc wszechstronnie i gruntownie poznać przed­

miot przez siebie wybrany, przebyw ał często zagranicą i pracował w najlepszych muzeach i pracowniach, gdzie znajdow ał obfite zbiory, m ateryał gotowy do pracy i literaturę.

Głównie przebyw ał w B ritish M useum w Londynie, w J a r d in de P la n tes w P aryżu, w gabinetach zoologicznych w W iedniu i B e r­

linie, nadto zapoznał się ze specyalistam i hy- rnenopterologami, których bogate kolekcje owadów błonkoskrzydłych stały się przed­

miotem licznych jego studyów, a między in- nemi kolekcye Guerin-M enevillea w P aryżu, Ju rin e a i H . de Saussurea w Genewie.

Z ostatnim z tych uczonych Radoszkowski zostawał w stosunkach ścisłej przyjaźni i wie­

lokrotnie spędzał dłuższy czas w domu zna­

komitego badacza szwajcarskiego. B ogato wyposażony od natury, przy odpowiednich środkach, jakiem i rozporządzał, doskonale przygotowany, zajął się swoim przedmiotem z zapałem , wytrwałością i znajomością rz e­

czy. Stale mieszkał w P etersb u rg u i tam też było główne jego pole działania; żył wśród miejscowych entomologów, wysoko po­

ważany — to też był założycielem towa­

rzystw a entomologicznego w P etersburg u, jego długoletnim prezesem i członkiem ho­

norowym.

W k raju przebyw ał corocznie p arę m ie­

sięcy letnich, wakacyjnych, częścią w W a rsza­

wie, często zaś w m ajątku swoim w łom*

żyńskiem. Ozas wakacyjny zwykle poświęcał badaniom fauny hym enopterologicznej krajo­

wej, zbierał m ateryały, które następnie zimą opracowywał. N ajw ięcej jed n ak czasu wol­

nego od zajęć służbowych poświęcał pozna­

waniu fauny owadów błonkoskrzydłych okolic P etersb u rg a, różnych okolic Kosy i europej­

skiej, K aukazu, Syberyi, prowincyj Zakaspij-

skich, a w części E g ip tu i Abissynii. Praw ie wszystkie wyprawy naukowe przyrodnicze, przedsiębrane przez uczonych rossyan, po powrocie komunikowały Radoszkowskiemu zebrane owady błonkoskrzydłe do określenia, dlatego też zbiory-pozostałe po zm arłym, za­

wierają wiele cennych form nowych, pierwszy raz przez niego opisanych, czyli t. z. „typów opisowych.”

Radoszkowski był uczonym entomologiem gabinetowym; badał, opisywał, grupował, wy­

jaśniał różne kwestye sporne, ale głównie na podstawie m ateryałów przez kogo innego ze­

branych. To też prace drukowane, stosun­

kowo liczne, są czysto systematyczno-opisowe, budową poznawanych owadów o tyle się zaj­

mował, o ile koniecznem to było do systema­

tyki, do ugrupowania opisanych gatunków i t. d. Strony biologicznej, ta k interesującej u owadów błonkoskrzydłych (H ym enoptera), nie opisywał, choć u wielu gatunków ją b a­

dał i znał dobrze. W ażniejsze prace R a- doszkowskiego są następujące:

1) S ur quelques H ym enopteres nouveaux ou peu connus, de la collection du Musee de l’Academ ie de Science de S-t P etersbourg (Bombus et Anthidium ). Buli. d. Moscou, 1859— 1862.

2) Opisanie niekotorych nowych widów z o trjad a pereponczatokryłych (Pseudom eria Swanetiae, Y espa Schrenkii, M utila Mongo- lica, M utila Californica), H o rae Soc. E n t.

Ross., 1861, t. I.

3) Opisanie os (Vespa) okrestnostiej Pie- tierburga. H . S. E . Ross., 1863, t. I I .

4) M egachile JDohrni. S tett. Entom ol.

Z eitung, 1862.

5) Les M utilles Russes. Buli. de Moscou, 1865. Supplem ent, 1866.

6) D escription d ’un nouveau genre P seu- domelecta et de que]ques especes d ’Euinenes.

H orae S. E. Ross., 1865— 1866, t. I I I . 7) Enum eration des especes des Chrysi- des de Russie. H o rae S. E . Ross., 1866, t. I I I .

8) N otes sur quelques H ym enopteres de la trib u des Apides. H orae Soc. E nt. Ross., 1867, t. V.

9) N otes Synominiques sur quelques A n-

thophores et C erceris, et descriptions d’espe-

ces nouvelles. H o rae S. E . Ross., 1869,

t. V I.

(10)

4 1 0 WSZECHSWIAT- N r 26.

10) E ssai d ’une m onographie des M util- les de l’ancien continent. H o ra e 8. E . R oss., t. V I.

11) H ym enopteres de l’Asie. Descrip- tion et enum eration de quelques especes re- ęues de Sam arkand, A stra b a d , H y m alaya et Ńing. H . S. E. R , 1871, t. V III.

12) M ateriaux pour servir a une faunę hym enopterologique de la Russie. H . S. E . R „ 1876.

13) C om pte-rendu de H ym enopteres re- cuillies en E g y p te et Abyssinie. H . S. E . R , 1876, t. X i X I I .

14) Putieszestw ie Fedczenko w Turke- stan (Chrysidae, M utillidae et Spkegidae).

Moskwa, 1877.

15) E ssai d ’une nouvelle m ethode pour faciliter la determ ination des especes ap p ar- ie n a n t au genre Bombus. Buli. d. Moscou,

1877— 1878.

16) L es Chrysides et Sphegides du Cau- case. H . S. E . R oss., 1879, t. X V .

17) H ym enopteres d A n g o la . (Jo rn . Sc.

M ath. Phys. et N at. Lisboa, n-r31, str. 197).

18) E tud es H yinenopterologiąues. H o ­ rae S. E . Ross., t. X V I I I .

19) Quelques nouveaux H ym enopteres

■d A m erique.

20) S ur quelques especes R usses apparte- n a n t au genre Bombus. Buli. d. Moscou, 1883.

21) Revision des arm ures copulatrices des males du genre Bombus. Buli. d. M oscau, 1884.

22) Opisanie nowych gatunków błonko­

skrzydłych (H ym enoptera). „W iadom ości z nauk przyrodniczych”, zeszyt I I . W a rs z a ­ wa, 1882.

23) Revision des arm ures copulatrices des m ales de la familie de M utillides. H . S.

E . R .; t. X I X .

24) F a u n ę H ym enopterołogique Trans- caspienne. H . S. E . R ., t. X X , 1886.

25) Revision du genre D asypoda L at.

H . S. E . R ., t. X X .

26) Revision des arm ures copulatrices des m ales de la trib u s Philerem us. Bulł. d.

Moscou, 1886.

27) E ssai sur une classification des S p h e­

gides in sensu L inneano d ’apres la stru ctu re des arm ures copulatrices. B uli. de Moscou, 1891.

J a k się okazuje ze spisu powyższego, R a- doszkowski pisał przeważnie pofrancusku;

popolsku n ap isał rozpraw kę do „Wiadomości z n au k przyrodniczych,” zeszyt I I , na we­

zwanie ks. Tadeusza Lubom irskiego, w któ- j rej we wstępie mówi o znaczeniu entomologii, ze względu n a zastosowanie wiadomości z tej

i nauki do poznaw ania i tępienia owadów szko­

dliwych, — dalej o potrzebie podręcznika en- tomologii zastosowanego do użytku w naszym k ra ju , oraz ułożenia nom enklatury entomolo- : gicznej. Główną część tej rozpraw ki, zaty ­ tułow anej „Opisanie nowych gatunków błonkoskrzydłych (H y m eno ptera),” stanowią opisy 17-u gatunków nowych owadów pszczo- łowatych, zebranych w różnych okolicach A zyi, jak o to: w H im alayach, Indyach, A łta ­ ju , Sikkim, na Jaw ie i t. p.; polski opis g a ­ tunku poprzedza obszerna dyagnoza łacińska, ażeby opisy były dostępne dla specyalistów zagranicznych.

Oprócz tego Radoszkowski wypowiedział p arę pogadanek n a posiedzeniach Komisyi I (przyrodniczej) Towarzystwa Ogrodniczego, ja k np. „O obyczajach os” i z powodu przed­

staw ienia gniazda rzadkiego gatu nk u osy (V espa rufa L .) przez jednego z członków Kom isyi.

W pracach swoich specyalnych, system a­

tycznych, Radoszkowski s ta ra ł się wprowa­

dzić i nowsze zdobycze, będące wynikiem krytycznego zastanaw iania się nad grupow a­

niem osobników w gatunki, rodzaje i t. p.

W iadom o, źe podział owadów wogóle,a błon­

koskrzydłych (H ym enoptera) i dwuskrzydłych (D ip tera) w szczególności, n a rodzaje i g atu n ­ ki je s t rzeczą tru d n ą i źe szukano różnych podstaw do tego podziału. Dzielono według ubarw ienia, d a l e j — budowy anatom icznej, wprowadzono do system atyki stosunek człon­

ków w rożkach, k sz ta łt pojedynczych człon­

ków nóg i ostatniego pierścienia odwłoka i t . p , wszystkie jed n ak te cechy nie doprowadzały do dokładnego oznaczenia gatunku. D latego wielu autorów zwróciło uwagę na budowę organów rozrodczych zewnętrznych, n a p rz y ­ rząd chwytny samców, któ ry je s t u każdego g atu n k u odmienny i daje stanow czą cechę rozpoznawczą, naw et u gatunków bardzo po­

krewnych. Otóż Radoszkowski od kilkunastu

la t wprow adził ten ta k ważny czynnik do

swoich prac nad system atyką owadów błon­

(11)

N r 2 6 . WSZFCHS WIAT Ą \ \ koskrzydłych, bad ał budowę narządów roz­

rodczych zewnętrznych u bardzo wielu g a­

tunków do różnych rodzajów należących, opisywał szczegółowo części składowe przy­

rządu chwytnego samców, rysował dla każde­

go gatunku i na podstawie takich znamion ustanaw iał gatunki, grupow ał w rodzaje i rodziny. K ilk a ostatnich rozpraw Radosz­

kowski poświęcił wyłącznie rozpatryw aniu tych organów w rozmaitych mniejszych i większych skupieniach rzędu błonkoskrzy­

dłych, a wynikiem tych poszukiwań było od­

mienne ugrupowanie gatunków w rodzaje i rodziny, wykazywanie różnych błędnych określeń i t. p.

Radoszkowski zebrał bardzo bogaty zbiór owadów błonkoskrzydłych wysokiej naukowej wartości, zawierający wiele unikatów a jesz­

cze więcej „typów” nowoopisanych. Z biór ten pozostawił w wielkim porządku, cały ułożony i zdeterminowany. N a d to zebrał kom pletną specyalną lite ratu rę , stanowiącą bibliotekę, odnoszącą się wyłącznie do hyme- nopterów. O ile wiadomo, przeznaczył te zbiory i bibliotekę dla muzeum we „F ra- scati.”

W dowód uznania zasług na polu nauko- wem, Radoszkowskiego zapraszały różne in- stytucye i tow arzystw a naukowe n a swego członka, a mianowicie był członkiem Tow a­

rzystw a badaczów przyrody przy uniwersyte­

cie petersburskim , Tow. badaczów przyrody w Moskwie, Tow. przyjaciół nau k przyrod.

antropologii i etnografii w Moskwie, C.-ros.

tow. geograficznego i technicznego, Tow.

■entomologicznego paryskiego, szwajcarskiego, szczecińskiego, K ról. tow. naukowego w Leo

dyum i t. d.

Radoszkowski położył też niem ałe zasługi ja k o k u ra to r szpitala W olskiego i sal zarob­

kowych im. Staszyca, staraniam i swemi do­

prowadził do skutku wybudowanie gm achu i urządził cały zakład wzorowo. N ależał również z wielkim pożytkiem do zarządu szko­

ły im. Konarskiego. Cześć jego pamięci.

A. Ś.

ZASTOSOWANIA OZONU.

P ół stulecia już upłynęło od czasu odkry­

cia ozonu i poznania jego energicznych, u t l e ­ niających własności. A jakkolwiek bardzo wcześnie już pomyślano o zastosowaniu tego osobliwego gazu do celów hygienicznych i technicznych, dotychczas jednak zakres tych zastosowań nader je st szczupły. Dopie­

ro w latach ostatnich podjęto długie szeregi badań, które obiecują pewne pożytki p ra k ­ tyczne z wyzyskania siły powinowactwa ozonu

; do najrozm aitszych m ateryj chemicznych.

Źródło, z którego czerpać możemy mate-

| ry a ł surowy na wytwarzanie ozonu, nader I je st obfite, nieprzebrane niemal. Tem źród­

łem je st powietrze atm osferyczne, a raczej tlen, który przy współudziale ciemnych wyła­

dowań elektrycznych bezpośrednio na ozon się zamienia. Ozon je s t istotnie niczem in- nem ja k tlenem , chemicznie zagęszczonym, skondensowanym, który energiczniej niż tlen zwykły, w powietrzu zawarty, wykonywa re ­ akcye chemiczne, utleniając cały szereg n a j­

rozmaitszych ciał przyrody. W zwykłym tlenie mamy cząsteczki tego gazu złożone każda z dwu atomow, które trudno je st nie­

zmiernie oddzielić od siebie. P od wpływem wszakże wyładowań elektrycznych zachodzi w tlenie szczególna zmiana, polegająca na tem, źe niektóre cząsteczki rozszczepiają się na składające je atomy, te ostatnie zaś nie pozostają w stanie wolnym, lecz natychm iast przyłączają się do cząsteczek jeszcze nie rozszczepionych. P o w stają tą drogą cząs­

teczki tlenu trzyatomowe, które z kolei w od­

powiednich warunkach oddają ów trzeci atom tlenu, powracając do pierwotnego s ta ­ nu zwykłego tlenu. T ę właśnie odmianę, modyfikacyą tlenu, w której cząsteczka je st złożona z trzech atomów, nazywamy ozonem.

A modyfikacya ta o tyle odznacza się ener-

giczniejszemi, czynniejszemi własnościami, że

łatwo oddaje jeden atom tlenu, znacznie

łatwiej niż działa tlen atmosferyczny, który

najczęściej dopiero przy współudziale zer

wnętrznych bodźców fizycznych rozwija swą

siłę utleniającą. C iała, które w zetknięciu

(12)

412 WSZECHSW1AT. N r 26.

ze zwykłym tlenem pozostają bez zmiany, n a ­ der łatw o przechodzą w związki utlenione, gdy znajdą się w obecności ozonu. Ozon n a ­ tom iast, wykonawszy swą czynność u tlen ie­

nia, przybiera znów postać biernego tlenu, z której dowolną liczbę razy pod działaniem elektryczności może być zregenerow any, od­

tworzony. N igdy wszelako danej ilości tlen u nie możemy na ozon zamienić całkowicie.

W m iarę bowiem coraz dłuższego działania elektryczności pewna część cząsteczek ozonu ro zkłada się na tlen, podczas gdy współcześ­

nie inne cząsteczki pow stają z niezm ienione­

go jeszcze tlenu. Dochodzimy więc do pew­

nego stanu równowagi, w którym powiększyć w danych w arunkach zaw artości ozonu w tle ­ nie nie jesteśm y w stanie. P otrafim y tlen lub powietrze ozonizować, lecz nie możemy danej objętości tlenu całkiem zamienić na ozon.

W dość łatwy sposób u leg ają utlenieniu przez ozon rozm aite ciała organiczne, zanie­

czyszczające wody, w przyrodzie w y stęp u ją­

ce. Zanieczyszczenia te n adają wodom przy­

kry sm ak i zapach i w wielu wypadkach w prost szkodliwie mogą oddziaływać na zdrowie. Znam y, coprawda, i inne czynniki chemiczne, ja k chlor i dwutlenek siarki, dzia­

łające w sposób podobny do ozonu, lecz ta m te odznaczają się przytem niepoźądanem i własnościami, od których ozon je s t wolny.

G dy mianowicie chlor lub dw utlenek siarki d ziała ją na związki, stanowiące zanieczysz­

czenie organiczne wody, to wprawdzie te przymieszki zostają usunięte, lecz współcześ­

nie pow stają inne ciała, niekiedy jeszcze szkodliwsze od poprzednich. Ozon natom iast, utleniając, tworzy m aterye, zazwyczaj zupeł­

nie obojętne. Od chloru i dw utlenku siarki zm ienia się smak wody, ozon pozostaje w tym względzie bez wpływu. D ro b n a jego część pozostaje rozpuszczoną w wodzie, główna zaś ilość utlenia szkodliwe domieszki wody. W oda ozonizowana m a sm ak i dzia­

łanie orzeźwiające, woda zaś po działaniu znaczniejszych ilości chloru lub dwutlenku siarki staje się mocno tru jącą.

I n a u stroje mikroskopowe, w wodach za­

w arte, ozon działa niszcząco. N a d e r pou­

czające są w tym kierunku b adan ia Ohlmiil- lera, wykonane niedawno w państwowym urzędzie zdrowia w B erlinie. Strum ień po­

w ietrza ozonizowanego, przepuszczany przez krótszy lub dłuższy czas przez wodę, w k tó ­ rej znajdowały się rozm aite, zarówno nie­

szkodliwe dla zdrowia ja k i chorobotwórcze bakterye, zabijał je doszczętnie i w yjaław iał wodę w zupełności. N a jedn ę wszelako oko­

liczność należy przytem zwrócić uwagę. Gdy mianowicie woda je st nieczysta i zawiera subslancye gnilne, łatw o ulegające utlenie­

niu, wówczas ozon przedewszystkiem działa na te ostatnie, pom ijając tym czasem b a k te ­ rye, a niszczy mikroorganizmy dopiero, gdy ju ż zupełnie ukończył swe dzieło utlenienia.

Z e zaś wszelkie wody, z którem i w życiu co- dziennem mamy do czynienia, są mniej lub więcej zanieczyszczone, przeto oczyszczanie ich ozonem i jednoczesne niszczenie w nich bakteryj przy pomocy tego gazu byłoby za­

nadto nieekonomiczne w największej części wypadków.

Tej też głównie przyczynie przypisać nale­

ży, iż dotychczas nie udało się zastosować ozonu do czyszczenia powietrza w salach szpi­

talnych, szkołach, koszarach i t. p., ja k to niegdyś proponowano. Wogóle, o ile się zdaje, techniczne spożytkowanie ozonu dla celów hygienicznych natrafi jeszcze na m nós­

two przeszkód i zapewne cele te innemi spo­

sobami szybciej i korzystniej będą osiąg­

nięte.

N a drodze daleko korzystniejszej zn a jd u ją się usiłowania ku spożytkowaniu ozonu w ce­

lach przemysłowych. W znanych zakładach elektrotechnicznych Siem ensa i H alskego w B erlinie zbudowano przyrządy, które po­

zw alają na wielką skalę ozonizować powietrze i sposobami technicznemi bynajmniej nie za- wiłemi korzystać z takiego pow ietrza dla roz­

m aitych celów.

N ajw iększe stosunkowo powodzenie zdobył ozon w tej gałęzi przem ysłu, k tó ra wytwarza przetw ory z mączki (krochm alu), m ające liczne zastosowanie w technice farbierskiej, w d ru ­ kowaniu i ap returze tkanin, klejeniu i t. d.

Zw ykła, n a tu ra ln a mączka nie rozpuszcza się w wodzie. Lecz otrzym ujem y t. z. m ącz­

kę rozpuszczalną, d ziałając na n a tu ra ln ą roz-

cieńczonemi kwasam i w słabem cieple. P r a ­

żenie mączki w tem p eratu rze 100-—200° d aje

znów prod ukt zwany dekstryną, który jeszcze

lepiej je s t w wodzie rozpuszczalny i odznacza

się niezm iernie pożądaną do wielu użytków

(13)

N r 26. WSZECHSWIAT. 413 lepkością. Jeżeli rozpuścimy dekstrynę

w wodzie a roztw ór ten następnie odparuje­

my, otrzymujemy t. z. gumę krochmalową, która posiada ziarn istą budowę, gdy n ato ­ m iast sam a dekstryna stanowi mączny, deli­

katny proszek. I ta gum a rozpuszcza się dobrze w wodzie i przedstaw ia doskonały środek klejący. W łaśnie ta łatw a rozpusz­

czalność powyższych produktów czyni je zdatnem i do wymienionych zastosowań w przemyśle. Nieprzyjem ną wszakże wadę tych przetworów stanowią zaw arte w nich rozm aite domieszki barw ne, cuchnące i przy­

kry posiadające sm ak a pochodzące z pier­

wotnego surowego m ateryału, krochm alu.

W szystkie wszakże te niepożądane przym iesz­

ki usunąć można doskonale przez działanie ozonu i to lepiej i oszczędniej aniżeli ja k ą ­ kolwiek inną zó stosowanych dotychczas me­

tod. B adania w tym kierunku wyszły już z okresu prób, a przetwory odnośne znajdują chętnych odbiorców.

N a innem jeszcze polu przem ysłu ozon zna­

lazł już poważne zastosowanie, mianowicie w bieleniu tkanin lnianych. Od dawien daw na | dla otrzym ania płócien w stanie doskonałej białości, jakiej n atu raln y len nie posiada, po- I słu g u ją się t. z. bieleniem łąkowem. Tkani- ny lniane rozpościera się na łąkach, zwilża wodą i pozostawia działaniu powietrza i świa- i tła słonecznego. W nowszych czasach do

j

blichowania łąkowego przybyło posługiwanie się chlorkiem wapna. Sam ego procesu che­

micznego, ja k i zachodzi przy bieleniu łąko­

wem, dokładnie dotychczas jeszcze nie wy­

jaśniono. J e s tto zjawisko dość złożone, a gazy przytem czynnie działające, w bardzo nieznacznych w ystępują ilościach. W iadomo tylko napewno, że światło słoneczne ważnym je s t tu czynnikiem, oraz że nie jeden gaz, w powietrzu zaw arty, oddziaływa bieląco, lecz kilka wespół substancyj w g rę tu wstę­

puje, mianowicie: ozon, woda utleniona, azo­

ta n amonu. W próbach początkowych usi­

łowano cały proces bielenia lnu ^zastąpić wy­

łącznie działaniem sztucznie otrzymywanego

j

ozonu, lecz rezu ltaty były niezadaw alające. ! Dopiero gdy połączono działanie ozonu z chlorkiem wapna, osiągnięto cel zamierzony najzupełniej. W kilku blicharniach n a Szląs- ku od dwu la t ju ż je s t w użyciu ta m etoda i wyniki jej czynią doskonale zadosyć wszel­

kim wymaganiom technicznym. Ozon wy­

tw arzają tu przy pomocy przyrządów elek­

trycznych i prowadzą go przez rury do komo­

ry zewsząd zam kniętej, w której rozwieszona jest przędza. Gdy bielenie łąkowe w ym aga­

ło wielu dni, często nawet tygodni, p raca bielenia zapomocą ozonizowanego powietrza trw a natom iast tylko jeden do dwu dni. B,o- bota więc znakomicie zostaje skróconą, więk­

sza zaś jeszcze korzyść płynie stąd, że łąki w inny sposób mogą być spożytkowane i że sam proces niezależny je st od pogody i pory roku.

N ie na tem kończą się próby wyzyskania siły utleniającej ozonu dla celów przemysło­

wych. Pomyślne wyniki, jakie wyżej opisa­

liśmy, zachęciły do doświadczeń w wielu jeszcze innych kierunkach. N iezbyt daleka zapewne przyszłość pozwoli ocenić, jakich jeszcze korzyści technika od ozonu spodzie­

wać się może.

M. FI.

SPRAWOZDANIE.

Flo ra kopalna o g niotrw ałych g linek k ra k o w ­ skich. Część I. Rodniowce (A rchaegoniatae), p rzez Maryana R aciborskiego. 22 tablic. K ra­

ków, 1 8 9 4 . (Pam iętnik Akadem ii um iejętności, tom X V III, z eszy t 3).

W przedm ow ie do swej pracy autor opisuje w ja k i sposób doszedł do posiadania olbrzym iego zbioru okazów zupełnie św ieżo w ydobytych z ko­

palni, z wybornie zachowanemi roślinam i kopal- nemi, z Grójca, Poręby i Mirowa. Zbiór kom ­ pletny, opracowany, roślin kopalnych znajduje się w muzeum fizyograficznem w K rakowie, dru­

gi, nietak w yczerpujący, ofiarował autor do mu­

zeum fytopaleontologicznego ogrodu botanicznego krakowskiego.

Praca (stanowiąca tylko część pierw szą całego dzieła o roślinach kopalnych) rozpada się na:

w stęp czyli część ogólną i część system atyczną.

W stęp, będący niejako częścią ogólną pracy, zawiera: 1) rys historyczny badań flory kopal­

nej glinek ogniotrwałych, w którem autor p rze­

chodzi i rozbiera kolejno prace L . Zejsznera,

d-ra F . Roem era i D. S ‘ura, odnoszące się do

badań nad florą kopalną glinek ogniotrwałych

krakowskich i w ykazuje niedokładności w okreś­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rysunek techniczny -wykład Geometryczna struktura powierzchni Tolerancja wymiarów liniowych PasowaniaPasowania Tolerancja geometryczna A.Korcala Literatura źródłowa:

El enchus cleri

Gdy zwierzę dotknie strzępek grzyba, otrze się o nie, ze strzępek wydziela się szybko krzepnący śluz, do którego przykleja się zw

dziekan Uniw., mag. G, za dalsze kop.. Prżew alskago, pułkow nika g ienieral- nago sztaba, djejstw itielnago czlena Inip.. w ym ierzyć wysokość garbów.. uast.) 493.. KBONfKA

Prostowarka z walcami ciągnącymi z foliarką Gilotyna mechaniczna z cięciem do grubości 2mm Prędkość linii do 20m/min. Zasilanie 400V Moc

częła się regularna kanonada, wzm agała się z każdą minutą, aż ziała się w głuche, jednostajne dudnienie.. dopiero potem, sprawiać

Zna i rozumie w zaawansowanym stopniu poglądy na instytucje prawne z zakresu partycypacji publicznej w prawie ochrony środowiska oraz zasady funkcjonowania aparatu administracji

rająca ocenę „wojny z Polską nie jako odosobnionego zadania Frontu Zachodniego, ale zadania centralnego całej Rosji robotniczo-chłopskiej”77. Tak więc musiało minąć