• Nie Znaleziono Wyników

Warszawa, <1. 11 Listopada 1888 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Warszawa, <1. 11 Listopada 1888 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

,< 4 £ 4 6 . Warszawa, <1. 11 Listopada 1888 r. T o m V I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Fig. 1. M ars 8 Maja 1888 r. Fig. 2. Mars 12 Czerwca 1888 r.

F ig . 3. M ars 21 i 22 M aja 1886 r. Fig. 4. M ars 4 Czerwca 1888 r.

(2)

722 W SZECH ŚW IAT.

ZMIANY

NA POWIERZCHNI MARSA.

Ze w szystk ich planet, które w raz z z ie ­ mią dokoła słońca krążą, najżyw sze obecnie zajęcie budzi M ars. O d la t kilkunastu bo­

wiem posiadam y dok ład n ą jeg o kartę — je ż e li tak p ow ied zieć można — gieograficz- ną, obserw acyje zaś, w ciągu tego k rótk ie­

go czasu prow adzone, pozwalają w nosić, że W konfiguracyi m órz jeg o i lądów zachodzą pew ne zagadkow e zmiany; rzecz zrozum ia­

ła, że osobliw e te zjaw iska na pokrew nym ziem i naszej globie, zarów no śród astrono­

m ów ja k i śród ogółu , siln e budzić muszą zaciekaw ienie.

Szczegółow y opis M arsa i rys praw dopo­

dobnie zachodzących na nim w arunków fi­

zycznych sk reślił przed k ilk u laty w piśm ie naszem nieodżałow anej pam ięci Jan Jęd rze- jew icz (W szech św iat z r. 1883, str. 449 i nast.), tu w ięc przypom nieć tylk o nam w ypada, że roskład lądów i mórz na M arsie zgoła je st odm iennym aniżeli na ziem i. M ó ­ w im y ląd ów i m órz, bardzo praw dopodo­

bnie bow iem dostrzegane na p ow ierzchni je g o dw ojakie plam y, jed n e ciem ne, barw y szarozielonaw ćj, drugie czerw onaw e, przed­

stawiają w ody i lądy. O tóż, gd y obserw a­

tor zdała poza ziem ią um ieszczony w id zia ł­

by na nićj dw ie olbrzym ie plam y, przed­

staw iające ląd stary i n o w y , oblane rozle- g łem i w odam i, d ostrzegam y na M arsie lic z ­ ne i n iew ielk ie w y sp y , porozd zielan e w ą- skiem i m orzam i i kanałam i. P rzew ażn a ilość tych w ysp przypada w o k o licy r ó w n i­

ka, a różne ich od cien ie każą się dom yślać, że niektóre z nich są ja k b y zak ryte cienką pow łoką w ody, przypom inając nasze m ie­

lizn y lub płaskie w ybrzeża, w odą zalane.

N adto i zarysy ląd ów stają się często n ie­

w yraźne, zasłaniają je bow iem p lam y ja sn e, siln ie prom ienie św iatła odbijające; są to zapew ne m gły i chm ury, charakteryzujące klim at m orski, ja k i z pow odu p rzytoczon e­

go roskładu lądów i mórz na M arsie pano­

wać musi.

S zczeg ó ln ą zw ła szcza osobliw ość p ow ierz­

chni Marsa tworzą liczne i d łu gie brózdy, m ające około 25 kilom etrów szerokości, przecinające niektóre w y sp y i biegnące przew ażnie w kierunku południk ów p lane­

ty. Brózdom tym nadano nazw ę kana­

łó w , lubo niem a d ow odów stw ierd zających , żeby rzeczyw iście w odą w yp ełn ion e b y ły , a S ch iap arelli, którem u w łaśnie zaw dzię­

czam y tak dokładną znajom ość M arsa, do­

strzegał pew ne zm iany zachodzące w p rze­

biegu tych k anałów , co sprow adza niejakie przeobrażenia ogólnej karty planety.

D robiazgow ym obserw acyjom astronom i­

cznym , oprócz potężnych lu n et, sprzyja szczególniej p ogodne niebo i przejrzystość atm osfery. P o d czystem w łaśn ie niebem w łoskiem d ostrzegł Schiaparelli szczeg ó ły , które u ch od ziły jeg o poprzednikom , p row a­

dzącym obserw acyje sw e pod m glistem i mętnem niebem A n g lii lub E uropy środ­

kow ej. W idoczne zalety czystego nieba zw róciły uw agę astronom ów francuskich na N iceę, gd zie cały szereg badań m ógłb y być z w ięk szą korzyścią prowadzonym , ani­

żeli w P aryżu, pom im o bogatego uposaże­

nia sła w n eg o tam ecznego obserw atoryjum ; pragnienie to zostało urzeczyw istnionem dzięki szczodrej pom ocy bankiera Bischoffs- lieiina, a obserw atoryjum nicejskie, ja k ­ k o lw ie k n iedaw no działalność sw ą rospo- częło, ziszcza pokładane w niem nadzieje.

P om ięd zy innem i pracami p. P errotin , dy­

rektor tego obserw atoryjum , zajął się bada­

niem M arsa i w M aju i C zerw cu r. b. d o ­ strzegł na je g o pow ierzchni pew ne zm iany, o których podaliśm y w iadom ość w N r 27 naszego pism a. P o n iew a ż w szakże spo­

strzeżenia te interesują bliżej w ielu naszych czyteln ik ów , wracam y do n ic h raz jeszcze, korzystając z zam ieszczonych w piśm ie „La N aturę” rysunków , które są pow tórzone w ed łu g szk iców oryginalnych, nadesłanych przez p. P errotin akadem ii nauk w P a ­ ryżu.

P r z y pom ocy w ielkiej lu n ety obserw ato­

ryjum n icejskiego m ó g ł astronom ten w M a­

j u r. b. dokładnie obserw ow ać część kana­

łó w M arsa, które w id zia ł ju ż w roku 1886.

Zajm ują one obecnie toż samo p ołożen ie, co przed dw om a laty, w ystępując na tle czer- w onaw em ląd ów p lan ety ja k o ciem ne lin ije proste, praw dopodobnie w kierunku kół

(3)

Nr 46. WSZECHŚW IAT. 723 wielkich; jed n e z nich są. pojedyńcze, inne

podw ójne, a w tym ostatnim razie obie składow e części biegną, ró w n o leg le. K a ­ nały te przecinają się m iędzy sobą pod róż- nem i kątam i i stanow ią kom unikacyją m ię­

dzy morzam i obu półkul lub m iędzy różne- mi częściam i jed n eg o morza, albo w reszcie łączą różne k an ały m iędzy sobą. W ejrze­

nie ich je s t w ogólności takież samo jak w roku 1886, niektóre jed n a k w ydają się słabszem i,a inne zn ów m oże z n ik ły w części.

S zczególn ie w szakże zaznacza p. P erro- tin trzy w ybitne zm iany, ja k ie zaszły na pow ierzchni planety od roku 1886, w ok o­

licy, która w tam tym czasie szczególną zw racała jeg o uw agę, co zapew nia go o do­

kładności tych dostrzeżeń.

P rzed ew szystk iem uderza bardzo zn i­

knięcie lądu, który w ów czas rosciągał się po obu stronach rów nika i na karcie S ch ia- parellego nosi nazw ę L ib ii. W ejrzen ie planety tegoroczne dają rysunki fig. 1, w e ­ dług obserw acyi d. 8 Maja i fig. 2, w edług obserw acyi d. 12 Czerwca; w idok zaś, ja k i p rzedstaw iała d. 21 i 22 M aja 1886 roku znajdujem y na rysunku fig. 3. P ostaci prawie trójkątnej, ląd ten ograniczony b ył od południa i zachodu morzem, od północy i w schodu kanałam i; w yraźnie w idzialny przed dwoma laty, obecnie nie istnieje,—

m orze sąsiednie zalało go zu pełnie. B iało- czerw onaw a barwa, lądów M arsa zastąpiona została przez odcień czarny lub raczej c ie ­ m noniebieski mórz je g o . Jed en z kanałów ograniczających ten ląd zatracony przed­

sta w ia ł w pośrodku swój d łu gości rossze- rzenie, w skazane na fig. 3 i zw ane jeziorem M eris, dziś ono rów n ież zagin ęło. R ozle­

głość okolicy, którój w ejrzenie zostało w ten sposób zu p ełn ie przeinaczone, w ynosi około 6 000 0 0 kilom etrów kw adratow ych, co sta­

now i zatem nieco w ięcej, aniżeli rozległość F ran cyi. P rzen ió słszy się na ląd ku p ół­

nocy, morze opuściło od południa okolice, które zajm ow ało poprzednio i które się obecnie przedstaw iają w odcieniu pośre­

dnim m iędzy barwą lądów i mórz, w bar­

w ie jasnoniebieskiej, przypom inającej kolor naszego nieba, słabo zachm urzonego. P o- rów nyw ając te rysunki ze szkicem daw niej­

szym z r. 1882 p. P errotin znajduje w ska­

zów ki, że zjaw isko to m oże być peryjody-

cznem ; przypuszczenie to je s t zapew ne bar­

dzo prawdopodobnem , co dostrzeżenia dal­

sze dokładniój w yjaśnić będą m ogły.

Ze zresztą przeobrażenia te szybko na pow ierzchni Marsa zachodzą, wskazuje ze­

staw ienie obu rysunków p ierw szych, doko­

nanych, jak pow iedzieliśm y, w odstępie j e ­ dnego m iesiąca zaledw ie. W okolicy, o k tó ­ rej tu m owa, dostrzegam y rzeczyw iście uderzające ju ż przeinaczenia; w szczegól­

ności na fig. 2 występuje kanał pojedyń- czy B, dostrzeżony poraź pierw szy dnia 12 Czerwca.

N a obu rysunkach tegorocznych znajdu­

jem y dalej kanał pojedyńczy A , n iew sk a­

zany na karcie Schiaparellego, jak k olw iek b iegły ten obserwator zaznaczył znaczną ilość słabszych i którego rów nież niema na rysunku P errotina z roku 1886 (fig. 3).

K anał ten zatem , ciągnący się przez 20°

i m ający około l ° d o l ,5 ° szerokości, pow stał zapew ne w ostatnich czasach. Jest on ró­

w n o leg ły do równika i stanow i w linii prostćj przedłużenie dawniej już istniejące­

go kanału podw ójnego, który teraz za jeg o pośrednictw em łączy się z morzem.

T rzecią w reszcie zm ianę, ja k ą w ykazuje zestaw ienie rysunków 1888 r. z rysunkiem 1886 r., dostrzegam y na plam ie białej, o ta ­ czającej biegun północny, a którą przez analogiją do objaw ów ziem skich uw ażać można za pokład lod ow y. W ystępuje tu m ianow icie na fig. 1 i 2 p ew n ego rodzaju kanał biegnący przez lody podbiegunow e, który łączy dw ie części morza sąsiedniego;

ma on kierunek cięciw y, która podpiera łu k k oła lodow ego, obejm ujący około 30°; na fig. 3 (z r. 1866) nie w idzim y go wcale.

Z rysunków astronom a nicejskiego p rzy­

taczam y jeden jeszcze (fig. 4), w ed łu g ob­

serw acyi dnia 4 C zerw ca, przedstaw iający inną okolicę planety, która oczyw iście z p o ­ wodu obrotu sw ego dokoła osi, trw ającego 24 godz., 37 m inut, 22 sek u n d y,k olejn o róż­

ne sw e strony ku nam zwraca. N a rysu n ­ ku tym w idzim y kilka bardzo wyraźnych kanałów , z których dwa w całym przebiegu, a jed en w części tylko je s t podw ójny. K a ­ n ały C i D w ybiegają z ok olic rów nikow ych i zachow ując kierunek południków znajdu­

ją ujście dopiero w białój plam ie p od b ie­

gunow ej.

(4)

724 W SZECH ŚW IA T. Nr 46.

J eżeliśm y wyżćj n ad m ien ili, że przyjęta dla tych ciem nych linij nazw a kan ałów nie może być dow odem , aby one rzeczyw iście stan ow iły jak ieś d rogi w odne, to toż samo rozum ieć n ależy i o innych u żytych tu w y ­ rażeniach. W istocie ted y rzeczy zn ik n ię­

cie lądu L ib ii z n a czy ty lk o , że okolica ta zm ieniła swą. barwę, co tłu m aczyć się daje przez jój zalew ; m oże to być w szakże inne, zgoła n ieznane nam zjaw isk o. D od ać nam tu jed n ak należy, że in n i obserw atorow ie nie zd o ła li dostrzedz tego „zalew u L ib ii”;

przedew szystkiem zaś najznakom itszy ba­

dacz M arsa, prof. S ch ia p a relli, nie p otw ier­

dza spostrzeżeń dokonanych w obserw ato- ryjum nicejskiem . P od ob n ież p. N iesten w obserw atoryjum brukselskiem w id ział jeszcze d. 5 M aja r. b. w norm alnem ubar­

w ien iu lądów m arsow ych tęż samą L ibiją, którą p. P errotin pod d. 14 tegoż m iesiąca opisuje, jak o zalaną. T ak samo i w nowem a znakom icie urządzonem obserw atoryjum am erykańskiem L ick a prof. H o ld e n i jeg o asystenci, prow adząc obserw acyje od d. 16 L ip ca do 10 Sierpnia, nie dostrzegli zm ian w N icei zauw ażonych; w tym jed n a k czasie położenie planety n ie sprzyjało ju ż d o k ła ­ dnym dostrzeżeniom . N iezgod a ta astro­

nom ów w dostrzeżeniach, tyczących się j e ­ dnego i tegoż sam ego zjaw isk a, d ziw ić nas nie może; pam iętać bow iem n ależy, że s z c z e ­ gó ły te bynajm nićj n ie rzucają się w oczy, wym agają usilnćj obserw acyi i w ybornych rysunków , któreby do porów nania służyć m ogły. N ad to też, rozm aite w zględ em zie­

m i położenie osi M arsa w p ły w a na charak­

ter obrazów , ja k ie na nim dostrzegam y, aby w ięc w ysn u w ać w n iosk i z porów nyw ania różnych dostrzeżeń, należy być pew nym , że w jednakich zu p ełn ie w arunkach d ok on y­

w ane b y ły . W ą tp liw o ści tedy usunąć będą m ogły dopiero następne obserw acyje, k tó ­ rych na nieszczęście n ie można prow adzić u staw icznie, odległość bow iem M arsa od ziem i zm ienia się w r o zleg ły ch bardzo gra­

nicach. G dy ziem ia i M ars znajdują się po jed n ćj stronie słońca, czy li g d y Mars j e s t w opozycyi (w zględ em słońca), o d le ­ g ło ść ta schodzić może do 7 ‘/2 m ilijonów m il gieogr.; g d y zaś ob ie te p lan ety znaj­

dują się po przeciw nych stronach słęńca, cz y li g d y M ars je s t w połączeniu (ze słoń - I

cem ), w zrastać m oże do 54 m ilijonów mil.

O czyw iście w ięc tylk o opozycyje M arsa sprzyjają dokładnym obserwacyjom ; pa­

m iętać zaś należy, że planety biegną po e li­

psach, a nie po okręgach kół, zatem i pod­

czas różnych opozycyj od ległość ziem i od Marsa niezaw sze je s t jednaka; chociaż w ięc opozycyje te pow tarzają się co 25 m iesięcy, n iezaw sze dla dostrzeżeń pow ierzchni M ar­

sa rów nie są korzystne.

Oprócz zm ian, o których m ów iliśm y do­

tąd, m iał p. P errotin sposobność dostrzedz podczas tejże sam śj opozycyi, w M aju i C zerw cu r. b., k ilk a innych godnych u w a­

gi zjaw isk. M iędzy innem i przytacza w iel­

ką plam ę białą, otoczoną kanałam i, która barw ą sw ą i silnym blaskiem odbijała oso­

b liw ie od czerw onaw ego koloru okolic są­

siednich, przypom inając zupełnie w ejrzenie białój plam y podbiegunow ej. W ciągu ob- serw acyj d. 18 i 19 Czerw ca ponad tą oko­

licą u kazyw ała się i g in ęła naprzem ian m gła czerw onaw a, która zak ryw ała zu p eł­

n ie pow ierzchnię planety, gd y pozostałe jój obszary rysow ały się czysto i w yraźnie.—

P . N iesten rów n ież d ostrzegł k ilk a takich białych, ow alnych przestrzeni na M arsie.

S tateczność ich nie pozw ala przypuszczać, aby to m o gły być chmury; m ożnaby raczój m niem ać, że są to pola zajęte przez śniegi i to jed n a k n iezupełnie jest praw dopodo- bnem , plam y takie bow iem w idziano zaró­

w no podczas lata jak i podczas zim y tych o k o lic M arsa, gdzie one się u k azyw ały. M o­

żna się zgod zić, że plam y podbiegunow e stanow ią lod y, trudniój w szakże rozum ieć, aby lody nagrom adzać się m ogły w ok oli­

cach rów nikow ych i to w czasie, gd y w oko­

licach tych przypada lato. B y ć m oże, że dalsza obserw acyja tych objaw ów udzieli niejakich w skazów ek do m eteorologii Marsa.

Co do „kanałów ”, to rów nież są one d o ­ tąd zjaw iskiem zupełnie zagadkow em . W y ­ bujała tylk o w yobraźnia lub żartobliw ość dziennikarska w idzieć w nich m oże utw ory sztuczne, poprow adzone przez p rzyp u sz­

czalnych tam ecznych m ieszkańców , kanały iry g a cy jn e, um yślne zalew an ie ląd ów dla celó w roln iczych . W y m y sły takie mają ty ­ leż w artości, co w nioskow anie o czerwonój barw ie roślinności na M arsie, z czerw onego je g o blasku.

(5)

Nr 46. WSZECHŚWIAT. 725 N a dom ysły naukow e je st zaw cześnie

jeszcze, choćby dlatego, że sam m ateryjał obserw acyjny niedostatecznie je szc ze je st ugruntow any. Cóż to m ów ić o kanałach w odnych i zalew ach lądów , g d y ostatnie to zjaw isko je st jeszcze sporne. Zmarły n ie­

dawno astronom P roctor, daw ny badacz Marsa, sk łan iał się do przypuszczenia, że kanały stanow ią w ielk ie rzeki, ponad lctó- remi unosi się często m gła, zasłaniająca ich w idok. N ied aw n o w reszcie (N r 32 r. b.) przytoczyliśm y now y pogląd znanego fizyka p. F izeau , który przyjm uje, że pow ierzch­

nia Marsa je st zlodow aciała, czyli raczśj pokryta olbrzym iem i lodnikam i; w takim razie zm iany na nim dostrzegane dałyby się w ytłu m aczyć przez ruchy takich mas lod o­

w ych, kanały zaś b y ły b y szczelinam i i ros- padlinam i, pow stającem i przez pękanie lo ­ du. P o g lą d taki m ógłby się w ydać dosyć uzasadnionym , gdybyśm y posiadali p ew n iej­

sze w skazów ki co do tem peratury planet.

S. K .

Z O ffllO W A IE DRZEWA.

N ajw ażn iejszą kw estyją dla ok olic m ało zaludnionych a gęsto zalesion ych je st spo­

sób zużytkow ania drzew a, niem ającego tam ­ że prawie w artości, skutkiem w ielkiej po­

daży i braku kom unikacyi.

N iebiorąc pod uw agę drzew a ja k o opa­

ło w eg o i b udulcow ego, można podzielić sposoby przerabiania drzew a na trzy kate- goryje, stosow nie do otrzym anych ostatecz­

nie produktów . I tak: przez działanie cie­

pła otrzym ujem y produkty suchej dystyla- cyi drzewa; przez działanie czynników che­

m icznych pow staje celuloza, kw as szcza­

w iow y, glu k oza, alkohol; przez działania m echaniczne — m eble, rozm aite przedm ioty stolarskie, tokarskie i t. p., nakoniec masa m echaniczna papierow a.

Poddaw anie drzew a c iep łu w celu otrzy­

mania różnorodnych p roduktów , ja k sm oły okrętow ej, w ęgla, potażu, w dołach i mi- lerzach, jest od bardzo daw na znane. Skra­

planie jednakże par pow stających, próbo­

wane przez L ow itza w końcu zeszłego stu ­ lecia, dopiero przez L ebona w roku 1799 fabrycznie zaprow adzone zostało. Od tego czasu rozwój tej gałęzi przem ysłu stałym choć pow olnym postępuje krokiem . M ile ­ rze zam ieniono na retorty rozmaitej form y i odm ian z g lin y ogniotrw ałej lub żelaza, udoskonalono sposoby skraplania, nauczono się oddzielać od siebie różne produkty zm ięszane, których liczba je st dość zna­

czna.

O góln ie w ziąw szy otrzym ujem y przy każdśj suchej dystylacyi drzew a jako g łó ­ w ne grupy: g azy niedające się łatw o skra­

plać, ocet drzew ny, olejk i lekkie, sm ołę i w ęg iel drzew ny.

Gazy, niedające się łatw o skraplać, zw y ­ k le użytku nie znajdują, chyba jako m ate­

ryjał op ałow y zostają do ognisk w prow a­

dzane lub służą jako gaz św ietln y, lecz w tenczas trzeba sposób dystylacyi odpow ie­

dnio urządzić. Gaz św ietln y z drzew a p a ­ ląc się płom ieniem stosunkow o jaśniejszym , niż gaz otrzym any z w ęgla, odznacza się jeszcze w iększą czystością, bo nie zaw iera ani am onijaku ani połączeń siarki, które tak szk od liw ie działają na m etale i d elik a ­ tne barwy pokryw ające przedm ioty w m iej­

scowościach gazem z w ęg la ośw ietlanych.

P rzy porównaniu kosztów otrzym ania ga­

zu św ietln ego z drzew a lub w ęgla okazuje się, że w szęd zie, gdzie centnar drzew a ig la ­ stego taniej kosztuje, niż centnar w ęgla kam iennego, tam ośw ietlanie gazem drze­

w nym je st korzystniejszem . W w yjątk o­

w ych tedy tylko razach m ożna o tej drodze pom yśleć.

D rugim , a bezw ątpienia najw ażniejszym produktem dystylacyi je st kw as drzew ny.

W prost po skropleniu par oddziela się ciecz ciem nobrunatnaw a o dość przykrym , przypalonym zapachu, w której L ow itz pierw szy o d k ry ł kw as octow y. Zaw iera ona mniej lub więcej kw asu octow ego, oraz niew ielk ą ilość innych hom ologów kwasu m rów kow ego. P ły n ten stanow i m ateryjał do otrzym yw ania soli k w asu octow ego, ja k octanu w apnia białego czy brunatnego, dalój octanu sodu, potasu, żelaza, chromu, glinu, m iedzi, ołow iu i t. d. Sole te znajdują za­

stosow anie bądź w prost w farbiarniach

(6)

726 W SZECH ŚW IAT. N r 46.

i przy drukow aniu tkanin ja k o bejce, t. j.

odczynniki pow odujące szyb k ie i ścisłe utrw alanie b arw ników na w łók n ach , bądź to tw orzą produkt p rzejścio w y do otrzy­

mania cia ł innych ja k np. kw asu octow ego zw anego technicznym , używ anego p rzy ma- p ip u lacyjach farbiarskich i przy preparo­

waniu barw ników , dalej octu stołow ego i esencyi octow ej.

W skład następnej grupy, olejk ów le k ­ k ich , w chodzą ciała nisko wrące, których przew ażną część tw o rzy alkohol m etylow y i aceton.

A lk o h o l m ety lo w y w ostatnich szc z e g ó l­

nie czasach zn a la zł nierów nie szersze zasto­

sow an ie, n iż daw niej, służąc n ietylk o do fa- b ryk acyi lak ierów i pokostów , lecz i do denaturacyi alkoholu zw yczajn ego, do w y ­ tw arzania chlorku i jo d k u m etylu i bar­

w n ik ów anilin ow ych . A ceton , połączenie m niejszego znaczenia, używ a się w labora- toryjum do w yrabiania preparatów chem i­

cznych, p rzedew szystkiem brom oform u, do rospuszczania żyw ic, tłu szczów i olejk ów eteryczn ych .

Sk ład n ik i w yżej w rące od dwu w y m ie­

nionych są to g łó w n ie w ęglow od ory hom o­

logiczn e benzolu. T e jed n ak w zb yt małej znajdują się ilości, by p ojedynczo ja k ie k o l­

w iek m ogły m ieć znaczenie; razem zaś część ta słu ży do rospuszczania ży w ic, tłu szczów i do fabrykacyi pokostów .

O lejek te rp en ty n o w y tw orzy znaczną część d ystylatu, szczególn iej z d rzew ig la s ­ tych. Znajduje zn aczn e zapotrzebow anie przy fabrykacyi farb, pokostów , lakierów na skóry, cerat i słu ży rów n ież do rospusz­

czania żyw ic. T erpentyna je d n a k ż e ja k o produkt uboczny suchej d y sty la c y i d rzew a nie może się rów nać pod w zględ em jak ości z terpentyną tak zw aną francuską lu b w e­

necką, otrzym yw aną przez nacinanie drzew iglastych i przekraplanie z parą wodną stw ardniałej na n aciętych m iejscach ż y w i­

cy. Sposób ten skutkiem m ałej zaw artości ż y w ic y w drzew ach w naszym k lim acie ros­

n ących , zdaje się, nie m oże być z korzyścią zastosow an y.

W d alszym ciągu ja k o w ażn y produkt d y sty la c y i d rzew a otrzym uje się sm ołę, któ­

rą albo w prost po odw odnieniu się zbyw a, albo ją się uw aża ja k o m ateryjał do w y ­

tw arzania w ielu innych produktów , jak t. zw . tranu, paku, tektury sm ołow cow ój, p ły t asfaltow ych, bryketu sm ołow cow ego z w ęgla i torfu. Z aw artością swoją pa­

rafiny nadaje się sm oła bardzo po p od ­ daniu odpow iednim procesom chem icznym do fabrykacyi sm arów do w ozów i m a­

szyn.

P r z y oczyszczan iu sm oły oddziela się jeszcze produkt dość w ażny, zw an y kreo­

zotem , znany ja k o środek konserw ujący drzewo i t. d. Ze sm oły zaś drzew a bu­

kow ego w ydostaje się dzisiaj znany w m e ­ d ycynie gw ajak ol, używ any ja k o środek w ew n ętrzn y, dezynfekcyjny.

P ozostałe resztki sm o ły , szczególniej drzew bogatych w żyw icę, dają się ko­

rzystnie przetw arzać na sadzę czy li czer- n id ło drukarskie, znajdujące zastosow anie przy fabrykacyi lakierów i farby dru­

karskiej.

W yjątk ow e użycie znajduje sm oła z k o ­ ry brzozow ej przy przyrządzaniu skór zw a­

nych juchtam i, które swój zapach chara­

k tery sty czn y zaw dzięczają pew nem u szcze­

gólnem u fen olow i zaw artem u w tój sm ole.

O statnim w reszcie produktem je st w ę ­ g ie l d rzew n y, k tórego pozostaje około 20 odsetek w agi drzew a poddanego d y sty la ­ cyi. W ę g ie l z drzew a d ystylow anego w zam ­ k niętych retortach różni się we w łasn o­

ściach nieco od w ęgla przepalanego w do­

łach lub m ilerzach, a przedew szystkiem posiada m niejszy ciężar w łaściw y. D o c e ­ lów m etalurgicznych mniej się n ad aje, gdyż w o g ó le niedość w ysoką rozw ija tem ­ peraturę. Niem niej przecież, chociaż nie w zupełności w ym aganiom odpow iadając, je s t on poszukiw any tak w hutach żelaz­

nych ja k i szklanych i przez kow ali.

Zm ięszany ze sm ołą i torfem daje się

£akże zużytkow ać do robienia ceg iełek op ałow ych .

N iektóre fabryki p rób ow ały, regulując od p ow ied n io tem peraturę retort, w ytw o­

rzyć prod u k t pośredni pom iędzy drzew em a w ęglem i otrzym ały obok kw asu drze­

w nego, alk oh olu m etylow ego, acetonu i k reo­

zotu, w ę g ie l zw . czerw onym , a od zn acza­

ją c y się łatw ą palnością i długim p ło ­ m ieniem .

(7)

N r 46. W SZECHŚW IAT. 727 W ym ienionych powyżćj produktów j a ­

kość i ilość zależy g łó w n ie od dwu w a­

runków t. j . sposobu urządzenia dystylacyi i gatunku użytego drzewa.

Co do p ierw szego punktu, je ż e li głów nym produktem ma być sm oła, terpentyna i w ę ­ g iel, to aparaty, t. j. piece lub retorty mogą b yć dość pierw otnćj budowy; je ż e li zaś g łó ­ w nym produktem ma być kw as octow y i alk oh ol m etylow y, to retoi'ty muszą od p o­

w iadać przedew szystkiem następnym w y­

m aganiom i być p odług nich urządzone:

retorty pow inny jaknaj w iększą ilość razy do rokufunkcyjonow ać, m ożliw ie naj większą zaw artość na jed en raz przyjąć, m ożliw ie najdłużój bez reparacyi być czynnem i, na w ytw orzenie się m axim um produktów kw a­

su drzew nego i alk oh olu m ety lo w eg o a mi­

nim um gazów i sm oły w p ływ ać, najmniój stosunkow o m ateryjału op ałow ego spotrze- bow yw ać.

D ru g i punkt, tyczący się gatunku drzewa m ającego być poddanem d ystylacyi, je st nierów nie w ażniejszym .

W szystk ie drzew a można podzielić na trzy grupy, stosow nie do w ydatku kw asu octow ego i sm oły. T e ostatnie znajdują się w odw rotnym stosunku do siebie, t. j. im w ięcćj drzew o da kw asu, tem mnićj sm oły i przeciw nie.

D o pierwszój z tych grup należą: grabi­

na, brzezina, buczyna, dębina, k lon, jesion, w iąz i lipa, które przeciętnie w ydają 4 3 — 35 pet. p łyn u , zaw ierającego 8,7 pet. kw asu octow ego. D ru g a grupa, drzew a białe:

kasztan, topola, wierzba, olsza, daje 33— 24 pet. Trzecia, drzew a iglaste: jałow iec, św ierk, sosna, m odrzew , jod ła, ju ż tylk o 23— 17 pet. kwasu tćj samćj koncentracyi.

ja k wyżćj.

P rzyczyn a tego zjaw iska leży w n aturze drzew . P o d łu g ostatnich prac F rem y i U r- baina w skład drzew a w chodzą: celuloza, w askuloza, kutoza i pektoza, ciała chara­

kteryzujące się odm iennem i reakcyjam i.

D rzew a zaw ierające stosunkow o więcój wa- sk u lozy, są tw arde, zaw ierające przeciw nie więcój celu lozy, są m iękie.

O tóż rodnikiem n iejak o, m ateryjałem przem ieniającym się pod w pływ em ciepła na kw as o ctow y, jest g łó w n ie w askuloza, jak to z dośw iadczeń P a y en a w nosić należy,

podczas, gdy celuloza naw et czysta, w ydaje w zględ n ie małą tylko ilość tegoż kw asu.

D latego to drzew a pierwszej grupy, liczące się do tw ardych, wydają najwięcój kw asu octow ego, bo zaw ierają w zg lęd n ie n ajw ię­

cej waskulozy, a najmniej celulozy, prócz top oli,k tóra znów sw e m iejsce tutaj znacznój ilości wodoru w stosunku do innych p ie r ­ w iastków zaw dzięcza; drzew a zaś trzeciej grupy, m iękie, w ydają najmniój kwasu o c to ­ w ego, bo zawierają odw rotnie najwięcój celulozy, najmniój waskulozy.

Stosow nie do tego poglądu otrzym uje się kw asu octow ego z m łodych drzew m niój, niż ze starych stw ardniałych, z gałęzi m niój, niż z m asy d rzew n ej, z pnia lub korzeni.

Prócz tych w p ływ ów pew ną różnicę w w y ­ dajności sprow adza ja k o ść i położenie su­

che lub w ilgotn e gleb y, na którćj drzewo rośnie, pow ierzchnia pola płaska czy pagór­

kow ata, czas ścinania drzewa zimą lub w in- nćj porze roku.

R ozwój zużytkow ania drzew a na drodze suchój d y sty la cy i dzisiaj je st w ysoki w kra­

jach zam ożnych w drzew o, ja k na W ę ­ grzech, w S tyryi, w N iem czech środkow ych, F rancyi, Szkocyi. W bliskości P aryża, pod L ondynem , istnieją fabryki przerabiające drzew o z doków , starych łod zi, okrętów .

L iczn e patenty brane na różne system y retort są dow odem ciągłego postępu w tym kierunku.

U nas istnieją przew ażnie fabryki po­

m niejsze, tak zw ane terpentyniarnie, zu żyt- kow ujące karpinę i otrzym ujące sm ołę, te r ­ p entynę i w ęg iel drzew ny. Istniejąca od niedaw na w Z aw ierciu fabryka now ego po­

kroju, w yzyskująca w szelkie odpadki, zdaje się przekonyw ać, że eksploatacyja drzew a na tój drodze w odpow iednich warunkach i u nas przedstaw ia znaczne korzyści. B ez- wątpienia ilo ść przerobionego drzew a ro­

cznie musi być dość w ielką, aby się p rzed ­ siębiorstw o w istocie dobrze opłacało.

P o za granicam i K rólestw a podobna fa­

bryka na w ielk ą skalę fu n k cyjon u je pod D ynaburgiem , w gub. M ohilew skiój.

S t. Chełm icki.

(8)

728 WSZECHŚWIAT. N r 46.

O wzrastaniu dzieci.

■ w e d łu g ' p r o f . ćlra, O -a ć l z B e r l i n a , .

(D okończenie).

O statniem ł czasy o d zn aczył się badaniami nad w zrostem dzieci M allin g-H au sen , d yre­

ktor i p refek t król. instytutu g łu ch o n ie­

m ych w K op en h ad ze. Zebrał on ogrom ny m ateryjał obserw acyjny, nieustannie w ażąc i m ierząc, w części osobiście, w części za p o ­ średnictw em n au czycieli sw ego zakładu, oko­

ło 130 w ychow ańców instytutu (chłopców i d ziew czyn k i) i c ią g le tych sam ych. P o ­ m iary b y ły w yk on yw an e codziennie (często k ilk a razy na dzień), p ocząw szy od roku 1884, a w ażenie jeszcze od roku 1882. P r a ­ ca taka m usiała być prow adzona z w ielk im p ed agogiczn ym taktem , z równą og lęd n o ­ ścią, ja k i energiją w w ykonaniu, a p rzy- tem z w ielk im nakładem p ien ięd zy. A le ten nakład wraca się z procentem w postaci zdobytych w yników . P r zy to czy m y tu w ła ­ sne sło w a M allin g-H au sen a dla w skazania osięgn iętych przezeń rezu ltatów , których w iarogodność nie m oże u legać żadnój w ą t­

pliw ości, a które sam e przez się sow icie w y ­ nagradzają całą pracę: „Stosunki w agow e 9 — 15 letn ieg o dziecka u legają corocznie trzem g łów n ym okresom: m aksym alnem u, średniem u i m inim alnem u. M aksym alny zaczyna się w S ierp n iu , a k o ń czy się w p o ­ ło w ie G rudnia, trw a zatem 4 ’/ 2 m iesiąca;

średni ciągnie się od p o ło w y G rudnia do końca K w ietn ia , t. j . też 4 '/2 mies.; m in i­

m alny od końca K w ietn ia do końca L ipca (3 mies.). W ciągu okresu m aksym alnego codzienny przyrost w a g i je s t trzy razy w iększy, niż w ciągu średniego; a zaś pra­

w ie cały przyrost, zysk an y w ok resie śre­

dnim , traci się w m in im aln ym ”.

„P rzyrost w ysokości u d zieci p od lega ró­

w n ież trzem okresom: m inim alnem u, śre­

dniem u i m aksym alnem u. M in im aln y za­

czyn a się tutaj (w K openhadze) w S ierpniu i ciągnie się aż do końca L istopada, to je st k oło 3'/a mies.; średni ciągnie się od końca L istop ad a do końca M arca, t. j . około 4-ch

mies.; m aksym alny od końca M arca do p o ­ ło w y Sierpnia (4 '/2 m ies ). D zien n y p rzy­

rost w ysokości w okresie średnim je st dwa razy, a w m aksym alnym 2 '/2 raza w iększy, niż w m inim alnym ”.

„Zatem w łaściw y okres w zrostu ciągnie się od końca M arca aż do G rudnia i rospa- da się na dw ie części: naprzód m aksym alny okres przyrostu w ysokości, a późniój w a g i”.

„P odczas m aksym alnego okresu p r z y r o ­ stu w agi przyrost w ysokości je s t tak n ie­

znaczny, że okres ten śm iało m ożna na­

zw ać czasem spoczynku dla rozw oju w yso­

k ości”.

„Średnie okresy przyrostu w agi i w y so ­ kości schodzą się ze sobą prawie zupełnie, jed n ak w tym czasie przyrost w ysokości je st znacznie w ięk szy, niż przyrost w a g i”.

„R ów nież jed n ocześn ie przypadają ma­

k sym alny okres w ysokości i m inim alny w a­

gi i rów nież m aksym alny okres przyrostu w ysokości je st czasem spoczynku dla p r z y ­ rostu w agi, a n aw et pow oduje znaczną jój stratę”.

„O kresy w ysokości zaczynają się i koń­

czą mniój więcój na 15 dni przed okresam i w a g i”.

„Kolój następstw a okresów w ysokości je st w ręcz przeciw ną k olei okresów wagi: r o z ­ wój w ysok ości w znosi się od okresu m i­

nim alnego przez średni do m aksym alnego i późniój raptem spada do m inimum; p rzy ­ rost w agi p rzeciw n ie w znosi się n agle od okresu m inim alnego do m aksym alnego i póź­

niój dopiero spada pow oli przez średni do m inim um ”.

„W ahania się okresów przyrostu w agi są znacznie w iększe, niż przyrostu w ysokości:

jed en centym etr przyrostu w ysok ości od p o­

wiada: w m aksym alnym okresie w agi p rzy­

rostow i 2,84 kg, w średnim 0,84 kg, w m ini­

m alnym 0,49 kgn.

„P rzyrost w agi w okresie m aksym alnym należy rzeczyw iście pojm ow ać, jak o p rzy­

rost grubości, zaś zm niejszanie się jój w okre­

sie m inim alnym , ja k o zm niejszanie się gru ­ bości. Zatem p rzeciw ień stw o m iędzy o k re­

sem m aksym alnym i m inim alnym m ożna w yrazić w następujący sposób: w okresie m aksym alnym przyrostu w ysokości ma m iej­

sce m inim um przyrostu grubości i n a w za ­ jem w okresie m aksym alnym przyrostu gru­

(9)

N r 46. W SZECHŚW IAT.

bości objaw ia się minimum przyrostu w y- k ości”.

Zapewne baczni rodzice daw no ju ż za u ­ w ażyli, że przyrost w ysokości ich dzieci znajduje się w pew nym odw rotnym stosu n ­ ku do przyrostu ich grubości; w każdym j e ­ dnak razie liczebne określenie tego stosun­

ku, ja k rów nież zależności przyrostu od p o ­ ry roku należy uw ażać za w ażny nabytek nauki.

Z licznych zastosow ań, jak ie z jeg o badań będzie m ogła w yciągnąć nauka, M alling- H ausen kładzie szczególny nacisk na kw e- styją wakacyj:

„Pow inniśm y urządzić letn ie w akacyje tak, aby na nie w ypadała m ożliw ie n ajw ięk­

sza część obudw u m aksym alnych okresów w zrostu. S zw ed zi i p ołu d n iow i niem cy w yp rzed zili pod tym w zględem nas duńczy- ków , dając swoim dzieciom całe dwa m ie­

siące letnich w akacyj, a w niektórych m iej­

scach naw et w ięcśj. G d yb y letn ie waka­

cyje ciągn ęły się od początku C zerwca do początku W rześnia, znaczna część m aksy­

m alnego okresu przyrostu tak w ysokości ja k i grubości w ypadałaby dla naszych dzie­

ci w daleko pom yślniejszych warunkach niż d zisiaj”.

C hociaż je d n a k p raktyczne znaczenie od­

kryć M alling-H ausena je s t w idocznem , w e ­ w nętrzny ich zw iązek p ozostaw ia jeszcze w iele do rosstrzygnięcia. P on iew aż sam autor przy próbach w n ik n ięcia w ten zw ią ­ zek , w ed łu g w łasn ego zeznania, niebardzo się posunął naprzód, byłoby w ięc przed- w czesnem w yprzedzać go sw ojem i dom ysła­

m i. W p ad ł on w praw dzie na pom ysł prze­

prow adzenia analogii z przyrostem w ysok o­

ści i grubości u drzew , ale analogija ta zda­

je się ż e je s t bardzo w ątp liw a, poniew aż tam zachodzi pew ien zw ią zek pom iędzy przyro­

stem grubości a działalnością zielen i (c h lo - rophyllum ); znaleść zaś analogiczne stosun­

ki w ludzkim organizm ie je s t czystem n ie­

podobieństw em .

O prócz tych trzech okresów przyrostu w agi u dzieci w ciągu jed n eg o roku, M al- lin g-H au sen od k rył jeszcze 25-cio i 75-cio- d n iow e okresy, w czasie których przebieg tego zjaw iska u lega typow ym zmianom.

R ezu lta ty w ażenia w in n ym zakładzie w K o ­

penhadze dow odzą rów nież istnienia takich okresów .

Z czynników m eteorologicznych, tylk o przebieg codziennych zm ian tem peratury w K openhadze pokazuje w iele analogii z okresami M alling-H ausena, ale także i p e ­ w ne różnice. P orów naw cze zestaw ienie znacznej liczb y krzyw ych ciepła z innych m iejscow ości doprow adziło do zauw ażenia podobieństw a pom iędzy wahaniam i w sto­

sunkach cieplikow ych na całej kuli ziem ­ skiej, a wahaniam i w przyroście wagi u dzie­

ci w K openhadze. W skutek tego M allin g- H ausen dom yśla się pew nego zw iązku po­

m iędzy natężeniem wzrostu u dzieci w ogóle (ja k rów nież i u innych organizm ów ), a wa­

haniami w ilości ciepła, w yprom ieniow ane- go przez słońce na ziem ię; naturalnie nie utrzym uje on, że w ahania w ilości w yd zie­

lanego przez słońce ciepła stanow ią bespo- średnią przyczynę wahań w przyroście w a­

gi, sądzi tylk o, że proporcyjonalnie do ilo ­ ści w yprom ieniow anego ciepła, słońce w y ­ dziela także jak iś nieznany czynnik, n azw a­

n y przez n iego energiją w zrostu, który n ie­

zależnie od m iejscow ych w arunków m eteo­

rologicznych dosięga m iejsca sw ego d ziała­

nia. M iejscem zaś działania są dla niego w szystkie organizm y, które znow uż w z g lę ­ dnie do pory roku okazują się rozm aicie po- budliw em i na popęd do w zrostu, u dzielany im przez słońce.

A le przejdźm y jeszcze raz od tych daleko sięgających zapędów wyobraźni do liczb o ­ wego m ateryjału, zgrom adzonego przez M ailin g H ausena z p och w ały godną troskli­

wością.

Z n a n em jest oddaw na,że w aga ciała lu d z­

k iego ulega w ahaniom w ciągu jed n ego dnia, ja k rów nież, że długość ciała o róż­

n ych porach dnia byw a nieco różną. C z ło ­ w iek, m ierzony rano, ju ż w p ołu d n ie tego sam ego dnia może być o jed en centym etr krótszym , z pow odu prostopadłego trzym a­

nia się i spow odow anego przez nie ciśnienia na znajdujące się pom iędzy pojedyńczem i kręgam i części chrząstkow e. Jeżeli przy- tem m iał m iejsce przyspieszony ruch, np.

szybki marsz, to różnica w długości może stać się je szcz e w ięk szą z powodu sp łasz­

czenia sklepienia stopow ego. F akt ten, zda­

j e się, je st ogólnie znanym , poniew aż zau­

(10)

730 W SZECH ŚW IAT. N r 46.

ważono nieraz (w B e lg ii), że m łodzieńcy, których w zrost sięga ściśle m inim alnej gra­

nicy, odbyw ali przed pom iarem d łu gą p ie­

szą przechadzkę, aby się u w oln ić od służby w ojskow ej. M allin g-H au sen , przez system a­

tyczne w ażenia i pom iary, starał się w p ro­

wadzić pew ną ścisłość do tych nieco nie­

jasnych pojęć o cod zien n ych w ahaniach się w agi i długości ciała. O to są w yn ik i jeg o badań:

„W ciągu trzech m iesięcy (G rudnia 1883 roku, S ty czn ia i L u teg o 1884 roku) każde dziecko tu tejszego zak ład u traciło codzień p rzeciętnie na wadze: 1) 0,13 kg od końca obiadu (k oło 2-ój god z.) do 9-ój w ieczorem i 2) przez noc (od 9-ój w iecz. do 6*ej rano) znów 0,57 kg, a m ianow icie 0,28 kg przez pocenie się i w ydychanie, 0,29 kg przez w y­

dzielanie moczu; zysk iw ało zaś na w adze od godz. 6-ćj rano do 1-ój po południu (t. j . do obiadu) 0,11 kg, a sam obiad zw ięk sza ł je g o w agę o 0,59 kg".

„W ciągu pięciu ty g o d n i (od 7 S tyczn ia do 9 L u teg o 1878 r.) każdy z 22 ch łop ców (w w ieku od 13— 16 lat) p rzedstaw iał prze­

ciętnie następujące w ahania w ysokości w c ią ­ gu jednój doby: w w olnym czasie od 6— 8 rano strata w yn osiła 4 mm', przez czas sp o­

czynku na ław ce szkolnej od 8 — 9 zysk 0,3 mm; w ciągu w ykładu od 9 — 10 strata 1 m m . O d 10 — 11 d zieci m iały przerw ę na zabaw ę, to też każde z nich o godzinie 11-ej było krótszem o 3 m m niż o 10-ój. Na ła w ce szkolnej od 11 — 12 ciało zn ów się w yd łu żało o 2 mm; przez czas lek cy i od godz. 12— 1 skracało się o 0 ,4 mm, a w w o l­

n ym czasie od godz. 1— 5 o 3 mm. S ło ­ wem od godz. 6 rano do 5 po p ołudniu ogólna strata w ysokości w yn osiła k oło 9 mm.

Od godz. 5— 9 wahania się b y ły nieznaczne;

wreszcie od 9 w iecz. aż do 6 rano ciało w y ­ dłużało się mniej w ięcćj o 9 m m ”.

M a llin g -H a u s e n prow adzi dalej sw oje badania, ja k sam donosi, w e d łu g rosszerzo- nego planu; oprócz tego w zyw a on i innych do w spółudziału w tój pracy, której m o żli­

w ość w yk azał w tak n iezbity sposób.

B . D .

P A S O R Z Y T N A

G L I S T A B U R A C Z A N A

(N E M A T O D A )

Heterodera Schachtii A. S.

(D okończenie).

III.

Środków do w alki z robakiem m iała prof.

K iih n o w i dostarczyć dokładna znajom ość je g o życia, w łasności, rozw oju życiow ego i obyczajów . P ow yżej naszkicow aliśm y ca­

ły przebieg życiow y g listy buraczanej w g ru ­ bym copraw da zarysie, ale n iew ielu zape­

w ne znajdzie się czyteln ik ów , którzyby w tem , co wyżój opow iedziano, znaleźli ją- k ąk olw iek drogę lub w skazów kę do w ytę­

pienia zw ierzęcia, tak dobrze do w arunków w przyrodzie znajdow anych, przystosow a­

nego. U czo n y botanik i rolnik ch cia ł j e ­ dnak k on ieczn ie znaleść sposób na znisz­

czenie w roga, ja k k o lw iek w ielce obronnem i uposażonego przym iotam i. Z zarodkiem — w ojna jest niem ożliw a, z robakiem dojrza­

ły m — w ojow ać zapóźno. T rucizny, ja k rze­

kliśm y w yżój, nie gubią go. K iihn posta­

n o w ił zw alczyć nieruchom ą w korzonkach poczw arkę i zgodził się oddać na um yślną pastw ę w ysianą w tym celu roślinę, b yleb y zniszczyć stanow czo i z roli w y p len ić n ie ­ znośnego pasorzyta, a przez to p rzyw rócić dalszym plonom pełną ich siłę i wartość.

K iihn obsiew ał tedy na w iosnę ziem ię rze­

pakiem , a w yczek aw szy podstępnie ch w ili, g d y łaknące straw y zarodki w m łodych osiad ły korzonkach, w yryw ał zapom ocą od­

p ow iedniego drapacza dopieroco siane ro ­ ślin y , na to jed yn ie, aby wraz z życiem go­

spodarza c z y li ży w iciela , zn iw eczyć życie osied lon ego w nim pasorzyta. N iechaj g i­

ną pospołu! R ośliną, na pastw ę celem usi­

dlen ia robaczków oddaną, b ył przew ażnie w p oszukiw aniach K iihna rzepak letni (B rassica rapa oleifera annua M tzg), zale­

cający się z w ielu w zględ ów na taką p rz y ­ nętę. W ła ściw ie jednak każda z 28 roślin,

(11)

N r 46. W SZECHŚW IAT. 731 na korzeniach których stw ierdzono pasorzy-

tne życie H eterodery, m ogłaby być użytą, ja k o roślina usidlająca, to, co K iih n po n ie­

m iecku w yraził przez Fangpflanze. O czy­

w iście m ogą tę rolę spełniać i buraki.

Jak k olw iek oparty na bijologicznych w ła ­ ściw ościach robaka, pom ysł K uhna jest sam w sobie zasadny i słuszny, przedstaw ia on niem ałe strony ciem ne i trudności niem ałe.

P rzedew szystkiem , w y siew jed en rośliny usidlaj ącćj m łode robaczki (zarodki) nie w ystarcza do w yłapania całój ich ilości, j a ­ ką gleba dana w różnych sw ych m iejscach i głębiach zaw iera. N ie m ożna sobie przed­

staw ić, aby odrazu, w danym przeciągu cza­

su, w szystkie zarodki rzu ciły się do k orzon­

ków , jednocześnie tam się osied liły i aby przez w yrw anie a następnie zniszczenie m ło- dój roślin y robactw o całe, co do sztuki, zo­

stało w ytępionem . Zarodki zanadto są ros- proszone, odrętw ienie ich z nadejściem w io ­ sny jest dla różnych osobników zbyt roż­

nem , aby ich napad na w yk iełk ow an e k o ­ rzonki roślinne jed n ocześn ie, niby na ko­

m endę m ógł nastąpić. J eśli zaś jed n e z l i ­ czby tych istot w ziem i spoczyw ających, do pasorzytniczego trybu pow ołanych, ruszą się i rozw iną w cześniój, inne późniój, — to oczyw istą jest rzeczą, że g d y te drugie osie­

dlać się poczną, pierw sze ju ż skończą swój okres poczw arki, przeobrażą się w robaka płciow o rozw iniętego i .. wydadzą potom ­ stw o, potęgujące chorobę danój gleby, o któ- rćj radykalne u sunięcie nam przecież cho­

dzi. Jak wyżój nadm ieniliśm y, sam ice doj­

rzałe z jajam i zdarza się w id zieć ju ż w C zerw cu. Kuch zaś w ędrow ny zarodków, dążących do osied len ia się w korzeniach w iosennego w schodzenia, poczyna się z w cze­

sną bardzo wiosną, wraz z pierw szem k ie ł­

kow aniem traw w polu, a kończy się zale­

dw ie w M aju i C zerw cu, nieprzerw anem ciągnąc się pasmem. W y tęp ien ie zaś paso- rzyta wraz z w yrw aniem roślin y z gruntu pewnem je s t dopóty, dopóki robak w stanie poczw arki sp oczyw a w m łodym korzeniu roślinnym . O ile poczwarka w yszła ju ż nazew nątrz, m oże ona łatw o przy porusze­

niu ziem i narzędziem (p łu giem , drapaczem) odpaść od korzonka, na którym siedziała, osiąść w g leb ie i tam doczekać się w arun­

k ów do d alszego rozw oju pom yślnych. Z te­

go w zględu K iihn nastaje, aby w yryw an ie roślin przedsiębranem było niezbyt późno, a m ianow icie w tedy, skoro pierw sze, naj­

w cześniejsze zarodki stały się poczw arkam i nieruchom em i, g d y na korzonkach znać te charakterystyczne nabrzmienia, ja k ie przed­

staw ia fig. 4 na tablicy w poprz. n-rze. P r z e d e ­ w szystkiem należy się bowiem zabespieczyć, aby zasiew przynęty roślinnój nie p rzyczy­

n ił się do zw iększenia ilości g list zam iast do ich w ytępienia. Zależnie od pogody i tem peratury, stan poczw arki wypuklają*

cój ściankę korzenia, napotykanym bywa niek ied y ju ż począw szy od 10 dnia po w zej- ściu zasianego rzepaku, czasem jed n a k nie- wcześniój ja k po 20 a naw et 30 dniach w i­

dzieć się daje. Chcąc przeto być pew nym , kiedy czynność w yryw ania dokonaną być w inna, należy począw szy ju ż od dziesiątego dnia po w zejściu roślin, badać korzonki uw ażnie pod m ikroskopem . G dy za u w a ­ żym y w ogólnój ilości przepatry w anych ko­

rzeni pewną ich liczbę, posiadającą ow o zgrubienie (poczw arkę w ewnątrz trudno rospoznać; od działania jod u przyjm uje ona mocno żółtą barwę), n ależy przystąpić do czynności, używ ając do tego odpow iednie­

go narzędzia do w yryw ania. W yrw an e i na pow ierzchnię w ydobyte, korzeniam i do gó­

ry poodw racane roślinki, radził K iihn p ier­

w otnie palić; późniój przekonał się, że w y ­ starcza dać im zgnić lub uschnąć na polu w ciągu dni k ilku. R oślinka, w ątła jeszcze, ła tw o w iędnie i usycha, w w ilgoci, pod działaniem grzybków (zw łaszcza pleśni z r o - dzaju P yth iu m ) gnije. P asorzyt, zam knię­

ty w tkance korzenia, razem z wiążącym go gospodarzem bespowrotnie zam iera, kona w objęciach tego, którego soki żyw otne ssać przyszedł. P o k ilk u dniach, gd y ro ­ ślin k i w idocznie są m artw e, zm arniałe, w y­

pada pole zorać nanow o, szczątki roślinne na naw óz zielo n y ziem ią z pod spodu p rzy­

w alając. C zy na nowo zoranój skibie m oż­

na teraz siać buraki lu b zboża jare? N ie­

stety, nie można. O fiarow any b ow iem na p astw ę i pod ziem ią ju ż zagrzebany rzepak zab rał tylk o pierw szą seryją zarodków,—

p łu g w ytęp ił najw cześniejsze,— dużo innych sied zi jeszcze w ziem i i te teraz rzucą się na zasiew arcypożądany, W ięc zamiast ro­

ślin y na sprzęt jesien n y w edle płodozm ia-

(12)

732 W SZECH ŚW IAT. Nr 46.

nu przeznaczonej, siejem y p ow tórn ie rze­

pak: znów czekam y na ukazanie się w ypu- klających się w k orzeniu poczw arek; liczba ich, w stosunku do przepatry w anych teraz korzeni pow inna być m niejszą niż poprze­

dnio, przy pierw szym zasiew ie. G d y dru­

ga ta seryja robaczków w okresie poczw ar- ki będących została pod m ikroskopem na­

leżycie ujaw nioną, n astęp u je drugie w ydra- panie roślin , w yd o b y cie ich na w ierzch.

D ru gi sprzęt k iełk ó w rzepakow ych leży i gn ije na polu. G d y zm arniał i zgin ął wraz z u w ięzion em i poczw arkam i g list, znów idzie orka, odw rócenie ziemi na szczą­

tki roślin n e, tw orzące n ow y zasiłek n aw o­

zu. P o w yb ronow aniu, pole znów do upra­

wy gotow e, lecz i tym razem je sz c z e p o ­ w tórzyć należy siew rzepaku, na przynętę dla tych spóźnionych zarodków , które nie ock n ęły się do życia lub nie potrafiły zna- leść sobie korzeni na sied lisk o. I za tym trzecim razem znajdą się — copraw da zn o ­ w u mniej liczn e niż poprzednio — poczw ar- ki. B a, czw arty je sz cze, a n aw et ( j e ś li la ­ to nie m inęło i można jeszcze piątą prze­

prow adzić robotę) p iąty zasiew w ykaże su­

m iennem u i w praw nem u badaczow i n ielicz ­ ne poczw ark i przy przejrzen iu znacznej ilości korzonków . T ak w ięc cztero- lub pięciokrotnie, od wczesnej w iosn y do póź­

nej jesien i, m usim y zasiew ać, w yryw ać, w yniszczać i p rzyoryw ać roślin y, celem skutecznego w yp len ien ia z ziem i takiego ja k g lista buraczana nieprzyjaciela. P o ca- ło letn iśj takiej w alce, je śli ta dobrze, pod ścisłą kontrolą m ikroskopu, b yła p rzep ro­

wadzoną, m am y nareszcie p ole w olne od g list. J e śli na takiem , kilkakrotnej kura- cyi rzepakow ej poddanem polu zasadzim y teraz buraki, to ja k k o lw ie k było ono p o ­ przednio jałow em , przeburaczonem , w yda nam n iechybnie plon rów nie dobry ja k n aj­

lepsza okoliczna gleb a w tych sam ych w a­

runkach. Z nikło p rzeburaczenie, w sk rze­

szoną została burakodajność w n ajw yższym , gru n tow i danemu odpow iadającym stopniu.

Zbiór je st o tyle bardziej pew nym , że ow e cztery czy pięć pokoleń przyoranego m ło­

dego rzepaku zb ogaciły ziem ię w nawóz w ysoce a zotow y, którego w p ły w n aw et na jak ości zb ieran ych bespośrednio buraków

odbić się najczęściej m oże.

W ten sposób odbyw a się, w edług K iihna, m etodyczna i radykalna w alka z glistą b u ­ raczaną. N ie je st ona ani tak prostą ani tak łatw ą, ja k na p ierw szy rzut oka, przy poznaniu m yśli zasadniczej pom ysłu, zd a­

w ać się m ogło. Co w ięcej, w alka ta nie je s t tanią, g d y ż p ośw ięcić na nią ti-zeba plon całego jed n ego roku, u żytego na k o ­ lejn e zasiew y i w yoryw anie rzepaku. W za­

mian za pracę, zu żyte nasienie, n ależn e od­

setki od w artości roli, otrzym ujem y tylk o niew ielką stosunkow o wartość zielonego n a ­ wozu, psujem y zaś sobie zm ianow anie, jak ie w gospodarstw ie jest zaprow adzone.

A żeb y zm niejszyć niedogodności i k o sz­

tow ność tej radykalnej w alk i z glistam i, prof. K uhn doradza zam iast 4 —5 zasiew ów rzepaku, daw ać, na polach nienazbyt prze- buraczonych, jed en zasiew w iosenny, po w ydobyciu zaś rzepaku z tego zasiew u i z o ­ raniu pola, w ysiew konopi, m ających dać w łók n o pod jesień . K on op ie nie są naw ie­

dzane przez glistę, rów nież jak i przez inne pasorzyty (ow ady), tak, że naw et p rzy n ie- zupełnem w ytępieniu zarodków g list, sprzęt tej rośliny nie m oże być zagrożonym . P o sprzęcie niezu p ełn ie dojrzałych, a na w łó ­ kno zdatnych konopi, można n iek ied y raz je szcze zasiać rzepak celem w yniszczenia pozostaw ionych z w iosn y zarodków . W ogó- le K uhn doradza, przy stw ierdzonem istn ie­

niu g listy buraczanej w glebie, dodatkow e, jaknajczęstsze siew y rzepaku bądź przed siew em jarzyn y, bądź po jej sprzęcie.

P race uczonego profesora nie są jeszcze skończone i nie daw niej ja k dnia 19 P a ź ­ dziernika r. b., na zgrom adzeniu od d ziału zw iązku cukrow ników w H a lli, zapadła re- zolucyja zgrom adzonych, aby m inisteryjum pruskie rolnictw a w yznaczyło fundusze państw ow e na dokończenie i posuw anie dal­

sze naprzód badań w spraw ie w alk i z g li­

stam i. Bądźcobądź, prof. K uhn, już na za­

sadzie dotychczasow ych sw ych badań, z d o ­ ła ł ustan ow ić dla plantatorów buraków z u ­ p e łn y regu lam in do postępow ania celem osłabienia lub w ytępienia choroby, znam io­

nującej się wyraźną, mniej więcej stałą ja - łow ością buraczaną gruntów , w których p len ią się w ytrzym ałe nem atody. W p i­

śm ie tak m ało specyjalnem ja k „W szech­

ś w ia t” nie przeznaczonem ani dla rolników

(13)

Nr 46. W SZECHŚW IAT. 733 ani dla cukrow ników , niepodobna stresz­

czać przepisów prof. K uhna do w alki z g li­

stami; nadm ienić m ożem y tylk o, że tam, gdzie g listy się znajdują, zaleca się: 1) w y ­ w ozić buraki z pola z liśćm i (koroną) i przy­

legającą ziem ią, czyścić je i obrzynać na ubocznym jakim ś dziedzińcu, ziem ię i liście obrzucić wapnem niegaszonem (p ó ł na pół lub y 2 wapna: 1 cz. ziem i i liści, na wagę) lub spalić, nierozw ożąc pozostałości tych poza obręb w ydzielonego na to ogrodzenia;

2) ziem i i korzonków , stanow iących odpad­

ki w buraczarni fabrycznej nie rozw ozić i jak o naw óz nie używać; 3) zm ianow anie pól urządzić tak, aby buraki niezbyt często przypadały, zw łaszcza zaś aby przez dw a lata z rzędu nie b y ły n igd zie sadzone.

Co do tego ostatniego, t. j . co do za­

leżności pom iędzy częstą uprawą buraka (zw łaszcza naprzem ian z pszenicą i jęczm ie­

niem lub owsem ) a zjaw ianiem się i u trw a­

laniem się glist, niepodobna pom inąć nastrę­

czającej się tu uw agi, że sprawa g list bura­

czanych rzu ciła pew ne now e św iatło na spraw y płodozm ianu i agronom ii w og ó l­

ności. U d o w o d n ien ie ja sn e i stanow cze, dokonane przez K uhna i Liebschera, że przyczyną jałow ości buraczanej gx-untujest bujne rosplenienie się g list w ziem i ornej, a nie brak składników chem icznych, p o k o ­ nało jednostronne p ogląd y szk oły L ieb i- gow skiej na rolnictw o, pogląd y, w ed łu g których chem iczne i fizyczne tylk o p r zy ­ czyny stanow ią o k oniecznem dla danej roli zm ianow aniu p łod ów . R o ln ik — okazuje się teraz — nie sam ym rozbiorem chem icz­

nym kierow ać się p ow in ien w sw ych zab ie­

gach i nie od fizycznych tylk o w arunków sprzęt je g o je s t zależnym . R ośliny, które on sieje i zbiera, mają także sw e choroby, sw ych tow arzyszy żyw ych , z którym i liczyć się n a leży rów nie dobrze ja k z innem i czyn ­ nikam i upraw y. K ie tylko w czerpanych z roli pierw iastkach chem icznych musi być zachow any płodozm ian; zm ianow anie to ko­

niecznem je s t i ze w zględ u na pasorzyty, bujnie na danej roślinie żyjące. Przy. czę­

stym siew ie jednaj i tój samej rośliny na­

stępuje n ietylk o ja ło w o ść chem iczna, ale i chorobliw ość b ijologiczn a, z życia paso- rzytów w ynikająca. P o zn a n ie tćj strony ciekaw ej spraw rolniczych, przedtem z u ­

pełnie nieznanej, porów nać się daje z po­

znaniem przed pół wiekiem natury drożdży i zarodów w obec zjaw isk gnicia, roskładu i ferm entacyi, lub poznanie laseczek kar- bunkułow ych, w których przed ćw ierć w ie ­ kiem D avaine u zn ał spraw ców groźnej ch o­

roby. D ziw n ym zbiegiem okoliczności za ­ rów no w sprawie ferm entów jak i w spra­

w ie przeburaczenia pobitym b y ł w ielk i Liebig: doniosłe znaczenie czynników ży­

w ych wobec sił martwej przyrody stw ier­

d ził przeciw L ieb igow i Pasteur, gd y cho­

dziło o roskład materyi, K iihn zaś z L ieb - scherem , g d y przedm iot sporu stanow iła spraw a rolnicza, sprawa uporczywej j a ło ­ w ości buraczanej. C zynniki żyw e, k tóre—

w edle teoryi L iebiga — m iały być con ajw y- żój skutkiem pobocznym zjaw isk chem icz­

nych, tu i tam okazały się istotną w łaści­

w ych zjaw isk przyczyną.

J . Natanson.

W sprawie wynalazku Keely.

P rzed k ilku m iesiącami pism a w arszaw ­ skie, idąc za przykładem paryskiego p oczy­

tnego dziennika „Figaro", o g ło siły w iad o­

mość o cudow nym w ynalazku am erykanina K eely , w którym zdołano jak ob y sp ożytk o­

wać energiją blaszek dźw ięczących i zu ­ żyw ać ją do w ykonyw ania pracy pożyte­

cznej .

F orm a, w jakiej wiadom ości te dostały się do W arszaw y, pom im o dość obszerne w ca­

łej spraw ie artykuły, zdradzała w p iszą­

cych brak znajom ości zasad fizyki, a opis sam ego przyrządu b y ł do tego stopnia n ie ­ jasn y, że w ytw orzyć sobie ja k ie takie, ch oć­

by przybliżone pojęcie o jeg o budow ie sta­

n o w iło trudność nie do p rzezw yciężenia.

T rzeba w ięc było czekać na ściślejsze infor- m acyje, które jednak, k u ogólnem u nasze­

mu zd ziw ien iu nie n ad ch od ziły, pom im o, że z górą 15 najp ow ażn iejszych w ydaw nictw fizycznych stale odbieram y. Zabieranie g ło ­ su w spraw ie, o której n ie posiadaliśm y ściślejszych inform acyj, redakcyja uw ażała za rzecz n iew łaściw ą i dopiero dzisiaj, po

Cytaty

Powiązane dokumenty

Owoc ten odznacza się sokiem bardzo lepkiem , któ ry u trud nia bardzo jedzenie.. Owoc tej palm y, wielkości śliwki, pięknego pom arańczow ego koloru je się

stkich; nareszcie m iędzy temi dwoma wiszą niedbale organy, których rola użyteczna polega na w ytw arzan iu przyszłych pokoleń yelelli... S chm idt, dwu gieologów

wszym razie Priestley miał do czynienia z wydzielaniem się tlenu z rośliny, w d ru ­ gim zaś z wydzielaniem dw utlenku węgla, a zatem ze zjawiskami wprost

podpisane zostało porozumienie Unii Uczelni z Towarzystwem Urbanistów Polskich, którego jednym z głównych celów jest podejmowanie działań na rzecz doskonalenia

niedostateczną. Uwaga 2! Zapowiedź testu. W tym tygodniu nie zadaję do wysłania żadnych zadań obowiązkowych. W kolejnej cześci lekcji matematyki, która tradycyjnie pojawi się w

W przypadku soczewki rozpraszającej cechy obrazu zawsze są identyczne bez względu na odległość przedmiotu od soczewki (naturalnie wartość np. pomniejszenia ulega zmianie wraz

Na tej lekcji przypomnicie sobie definicje prawdopodobieństwa klasycznego, Jesli potrzebujesz przypomniec sobie wiadomości z prawdopodobieństwa, skorzystaj z lekcji zamieszczonych

Gdyby grubość skorupy ziemskiej, jej skład petrograficzny i budowa były wszędzie jednakowe, to linje sił magnetycznych zlewałyby się w tych samych punktach. W