,< 4 £ 4 6 . Warszawa, <1. 11 Listopada 1888 r. T o m V I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
Fig. 1. M ars 8 Maja 1888 r. Fig. 2. Mars 12 Czerwca 1888 r.
F ig . 3. M ars 21 i 22 M aja 1886 r. Fig. 4. M ars 4 Czerwca 1888 r.
722 W SZECH ŚW IAT.
ZMIANY
NA POWIERZCHNI MARSA.
Ze w szystk ich planet, które w raz z z ie mią dokoła słońca krążą, najżyw sze obecnie zajęcie budzi M ars. O d la t kilkunastu bo
wiem posiadam y dok ład n ą jeg o kartę — je ż e li tak p ow ied zieć można — gieograficz- ną, obserw acyje zaś, w ciągu tego k rótk ie
go czasu prow adzone, pozwalają w nosić, że W konfiguracyi m órz jeg o i lądów zachodzą pew ne zagadkow e zmiany; rzecz zrozum ia
ła, że osobliw e te zjaw iska na pokrew nym ziem i naszej globie, zarów no śród astrono
m ów ja k i śród ogółu , siln e budzić muszą zaciekaw ienie.
Szczegółow y opis M arsa i rys praw dopo
dobnie zachodzących na nim w arunków fi
zycznych sk reślił przed k ilk u laty w piśm ie naszem nieodżałow anej pam ięci Jan Jęd rze- jew icz (W szech św iat z r. 1883, str. 449 i nast.), tu w ięc przypom nieć tylk o nam w ypada, że roskład lądów i mórz na M arsie zgoła je st odm iennym aniżeli na ziem i. M ó w im y ląd ów i m órz, bardzo praw dopodo
bnie bow iem dostrzegane na p ow ierzchni je g o dw ojakie plam y, jed n e ciem ne, barw y szarozielonaw ćj, drugie czerw onaw e, przed
stawiają w ody i lądy. O tóż, gd y obserw a
tor zdała poza ziem ią um ieszczony w id zia ł
by na nićj dw ie olbrzym ie plam y, przed
staw iające ląd stary i n o w y , oblane rozle- g łem i w odam i, d ostrzegam y na M arsie lic z ne i n iew ielk ie w y sp y , porozd zielan e w ą- skiem i m orzam i i kanałam i. P rzew ażn a ilość tych w ysp przypada w o k o licy r ó w n i
ka, a różne ich od cien ie każą się dom yślać, że niektóre z nich są ja k b y zak ryte cienką pow łoką w ody, przypom inając nasze m ie
lizn y lub płaskie w ybrzeża, w odą zalane.
N adto i zarysy ląd ów stają się często n ie
w yraźne, zasłaniają je bow iem p lam y ja sn e, siln ie prom ienie św iatła odbijające; są to zapew ne m gły i chm ury, charakteryzujące klim at m orski, ja k i z pow odu p rzytoczon e
go roskładu lądów i mórz na M arsie pano
wać musi.
S zczeg ó ln ą zw ła szcza osobliw ość p ow ierz
chni Marsa tworzą liczne i d łu gie brózdy, m ające około 25 kilom etrów szerokości, przecinające niektóre w y sp y i biegnące przew ażnie w kierunku południk ów p lane
ty. Brózdom tym nadano nazw ę kana
łó w , lubo niem a d ow odów stw ierd zających , żeby rzeczyw iście w odą w yp ełn ion e b y ły , a S ch iap arelli, którem u w łaśnie zaw dzię
czam y tak dokładną znajom ość M arsa, do
strzegał pew ne zm iany zachodzące w p rze
biegu tych k anałów , co sprow adza niejakie przeobrażenia ogólnej karty planety.
D robiazgow ym obserw acyjom astronom i
cznym , oprócz potężnych lu n et, sprzyja szczególniej p ogodne niebo i przejrzystość atm osfery. P o d czystem w łaśn ie niebem w łoskiem d ostrzegł Schiaparelli szczeg ó ły , które u ch od ziły jeg o poprzednikom , p row a
dzącym obserw acyje sw e pod m glistem i mętnem niebem A n g lii lub E uropy środ
kow ej. W idoczne zalety czystego nieba zw róciły uw agę astronom ów francuskich na N iceę, gd zie cały szereg badań m ógłb y być z w ięk szą korzyścią prowadzonym , ani
żeli w P aryżu, pom im o bogatego uposaże
nia sła w n eg o tam ecznego obserw atoryjum ; pragnienie to zostało urzeczyw istnionem dzięki szczodrej pom ocy bankiera Bischoffs- lieiina, a obserw atoryjum nicejskie, ja k k o lw ie k n iedaw no działalność sw ą rospo- częło, ziszcza pokładane w niem nadzieje.
P om ięd zy innem i pracami p. P errotin , dy
rektor tego obserw atoryjum , zajął się bada
niem M arsa i w M aju i C zerw cu r. b. d o strzegł na je g o pow ierzchni pew ne zm iany, o których podaliśm y w iadom ość w N r 27 naszego pism a. P o n iew a ż w szakże spo
strzeżenia te interesują bliżej w ielu naszych czyteln ik ów , wracam y do n ic h raz jeszcze, korzystając z zam ieszczonych w piśm ie „La N aturę” rysunków , które są pow tórzone w ed łu g szk iców oryginalnych, nadesłanych przez p. P errotin akadem ii nauk w P a ryżu.
P r z y pom ocy w ielkiej lu n ety obserw ato
ryjum n icejskiego m ó g ł astronom ten w M a
j u r. b. dokładnie obserw ow ać część kana
łó w M arsa, które w id zia ł ju ż w roku 1886.
Zajm ują one obecnie toż samo p ołożen ie, co przed dw om a laty, w ystępując na tle czer- w onaw em ląd ów p lan ety ja k o ciem ne lin ije proste, praw dopodobnie w kierunku kół
Nr 46. WSZECHŚW IAT. 723 wielkich; jed n e z nich są. pojedyńcze, inne
podw ójne, a w tym ostatnim razie obie składow e części biegną, ró w n o leg le. K a nały te przecinają się m iędzy sobą pod róż- nem i kątam i i stanow ią kom unikacyją m ię
dzy morzam i obu półkul lub m iędzy różne- mi częściam i jed n eg o morza, albo w reszcie łączą różne k an ały m iędzy sobą. W ejrze
nie ich je s t w ogólności takież samo jak w roku 1886, niektóre jed n a k w ydają się słabszem i,a inne zn ów m oże z n ik ły w części.
S zczególn ie w szakże zaznacza p. P erro- tin trzy w ybitne zm iany, ja k ie zaszły na pow ierzchni planety od roku 1886, w ok o
licy, która w tam tym czasie szczególną zw racała jeg o uw agę, co zapew nia go o do
kładności tych dostrzeżeń.
P rzed ew szystk iem uderza bardzo zn i
knięcie lądu, który w ów czas rosciągał się po obu stronach rów nika i na karcie S ch ia- parellego nosi nazw ę L ib ii. W ejrzen ie planety tegoroczne dają rysunki fig. 1, w e dług obserw acyi d. 8 Maja i fig. 2, w edług obserw acyi d. 12 Czerwca; w idok zaś, ja k i p rzedstaw iała d. 21 i 22 M aja 1886 roku znajdujem y na rysunku fig. 3. P ostaci prawie trójkątnej, ląd ten ograniczony b ył od południa i zachodu morzem, od północy i w schodu kanałam i; w yraźnie w idzialny przed dwoma laty, obecnie nie istnieje,—
m orze sąsiednie zalało go zu pełnie. B iało- czerw onaw a barwa, lądów M arsa zastąpiona została przez odcień czarny lub raczej c ie m noniebieski mórz je g o . Jed en z kanałów ograniczających ten ląd zatracony przed
sta w ia ł w pośrodku swój d łu gości rossze- rzenie, w skazane na fig. 3 i zw ane jeziorem M eris, dziś ono rów n ież zagin ęło. R ozle
głość okolicy, którój w ejrzenie zostało w ten sposób zu p ełn ie przeinaczone, w ynosi około 6 000 0 0 kilom etrów kw adratow ych, co sta
now i zatem nieco w ięcej, aniżeli rozległość F ran cyi. P rzen ió słszy się na ląd ku p ół
nocy, morze opuściło od południa okolice, które zajm ow ało poprzednio i które się obecnie przedstaw iają w odcieniu pośre
dnim m iędzy barwą lądów i mórz, w bar
w ie jasnoniebieskiej, przypom inającej kolor naszego nieba, słabo zachm urzonego. P o- rów nyw ając te rysunki ze szkicem daw niej
szym z r. 1882 p. P errotin znajduje w ska
zów ki, że zjaw isko to m oże być peryjody-
cznem ; przypuszczenie to je s t zapew ne bar
dzo prawdopodobnem , co dostrzeżenia dal
sze dokładniój w yjaśnić będą m ogły.
Ze zresztą przeobrażenia te szybko na pow ierzchni Marsa zachodzą, wskazuje ze
staw ienie obu rysunków p ierw szych, doko
nanych, jak pow iedzieliśm y, w odstępie j e dnego m iesiąca zaledw ie. W okolicy, o k tó rej tu m owa, dostrzegam y rzeczyw iście uderzające ju ż przeinaczenia; w szczegól
ności na fig. 2 występuje kanał pojedyń- czy B, dostrzeżony poraź pierw szy dnia 12 Czerwca.
N a obu rysunkach tegorocznych znajdu
jem y dalej kanał pojedyńczy A , n iew sk a
zany na karcie Schiaparellego, jak k olw iek b iegły ten obserwator zaznaczył znaczną ilość słabszych i którego rów nież niema na rysunku P errotina z roku 1886 (fig. 3).
K anał ten zatem , ciągnący się przez 20°
i m ający około l ° d o l ,5 ° szerokości, pow stał zapew ne w ostatnich czasach. Jest on ró
w n o leg ły do równika i stanow i w linii prostćj przedłużenie dawniej już istniejące
go kanału podw ójnego, który teraz za jeg o pośrednictw em łączy się z morzem.
T rzecią w reszcie zm ianę, ja k ą w ykazuje zestaw ienie rysunków 1888 r. z rysunkiem 1886 r., dostrzegam y na plam ie białej, o ta czającej biegun północny, a którą przez analogiją do objaw ów ziem skich uw ażać można za pokład lod ow y. W ystępuje tu m ianow icie na fig. 1 i 2 p ew n ego rodzaju kanał biegnący przez lody podbiegunow e, który łączy dw ie części morza sąsiedniego;
ma on kierunek cięciw y, która podpiera łu k k oła lodow ego, obejm ujący około 30°; na fig. 3 (z r. 1866) nie w idzim y go wcale.
Z rysunków astronom a nicejskiego p rzy
taczam y jeden jeszcze (fig. 4), w ed łu g ob
serw acyi dnia 4 C zerw ca, przedstaw iający inną okolicę planety, która oczyw iście z p o wodu obrotu sw ego dokoła osi, trw ającego 24 godz., 37 m inut, 22 sek u n d y,k olejn o róż
ne sw e strony ku nam zwraca. N a rysu n ku tym w idzim y kilka bardzo wyraźnych kanałów , z których dwa w całym przebiegu, a jed en w części tylko je s t podw ójny. K a n ały C i D w ybiegają z ok olic rów nikow ych i zachow ując kierunek południków znajdu
ją ujście dopiero w białój plam ie p od b ie
gunow ej.
724 W SZECH ŚW IA T. Nr 46.
J eżeliśm y wyżćj n ad m ien ili, że przyjęta dla tych ciem nych linij nazw a kan ałów nie może być dow odem , aby one rzeczyw iście stan ow iły jak ieś d rogi w odne, to toż samo rozum ieć n ależy i o innych u żytych tu w y rażeniach. W istocie ted y rzeczy zn ik n ię
cie lądu L ib ii z n a czy ty lk o , że okolica ta zm ieniła swą. barwę, co tłu m aczyć się daje przez jój zalew ; m oże to być w szakże inne, zgoła n ieznane nam zjaw isk o. D od ać nam tu jed n ak należy, że in n i obserw atorow ie nie zd o ła li dostrzedz tego „zalew u L ib ii”;
przedew szystkiem zaś najznakom itszy ba
dacz M arsa, prof. S ch ia p a relli, nie p otw ier
dza spostrzeżeń dokonanych w obserw ato- ryjum nicejskiem . P od ob n ież p. N iesten w obserw atoryjum brukselskiem w id ział jeszcze d. 5 M aja r. b. w norm alnem ubar
w ien iu lądów m arsow ych tęż samą L ibiją, którą p. P errotin pod d. 14 tegoż m iesiąca opisuje, jak o zalaną. T ak samo i w nowem a znakom icie urządzonem obserw atoryjum am erykańskiem L ick a prof. H o ld e n i jeg o asystenci, prow adząc obserw acyje od d. 16 L ip ca do 10 Sierpnia, nie dostrzegli zm ian w N icei zauw ażonych; w tym jed n a k czasie położenie planety n ie sprzyjało ju ż d o k ła dnym dostrzeżeniom . N iezgod a ta astro
nom ów w dostrzeżeniach, tyczących się j e dnego i tegoż sam ego zjaw isk a, d ziw ić nas nie może; pam iętać bow iem n ależy, że s z c z e gó ły te bynajm nićj n ie rzucają się w oczy, wym agają usilnćj obserw acyi i w ybornych rysunków , któreby do porów nania służyć m ogły. N ad to też, rozm aite w zględ em zie
m i położenie osi M arsa w p ły w a na charak
ter obrazów , ja k ie na nim dostrzegam y, aby w ięc w ysn u w ać w n iosk i z porów nyw ania różnych dostrzeżeń, należy być pew nym , że w jednakich zu p ełn ie w arunkach d ok on y
w ane b y ły . W ą tp liw o ści tedy usunąć będą m ogły dopiero następne obserw acyje, k tó rych na nieszczęście n ie można prow adzić u staw icznie, odległość bow iem M arsa od ziem i zm ienia się w r o zleg ły ch bardzo gra
nicach. G dy ziem ia i M ars znajdują się po jed n ćj stronie słońca, czy li g d y Mars j e s t w opozycyi (w zględ em słońca), o d le g ło ść ta schodzić może do 7 ‘/2 m ilijonów m il gieogr.; g d y zaś ob ie te p lan ety znaj
dują się po przeciw nych stronach słęńca, cz y li g d y M ars je s t w połączeniu (ze słoń - I
cem ), w zrastać m oże do 54 m ilijonów mil.
O czyw iście w ięc tylk o opozycyje M arsa sprzyjają dokładnym obserwacyjom ; pa
m iętać zaś należy, że planety biegną po e li
psach, a nie po okręgach kół, zatem i pod
czas różnych opozycyj od ległość ziem i od Marsa niezaw sze je s t jednaka; chociaż w ięc opozycyje te pow tarzają się co 25 m iesięcy, n iezaw sze dla dostrzeżeń pow ierzchni M ar
sa rów nie są korzystne.
Oprócz zm ian, o których m ów iliśm y do
tąd, m iał p. P errotin sposobność dostrzedz podczas tejże sam śj opozycyi, w M aju i C zerw cu r. b., k ilk a innych godnych u w a
gi zjaw isk. M iędzy innem i przytacza w iel
ką plam ę białą, otoczoną kanałam i, która barw ą sw ą i silnym blaskiem odbijała oso
b liw ie od czerw onaw ego koloru okolic są
siednich, przypom inając zupełnie w ejrzenie białój plam y podbiegunow ej. W ciągu ob- serw acyj d. 18 i 19 Czerw ca ponad tą oko
licą u kazyw ała się i g in ęła naprzem ian m gła czerw onaw a, która zak ryw ała zu p eł
n ie pow ierzchnię planety, gd y pozostałe jój obszary rysow ały się czysto i w yraźnie.—
P . N iesten rów n ież d ostrzegł k ilk a takich białych, ow alnych przestrzeni na M arsie.
S tateczność ich nie pozw ala przypuszczać, aby to m o gły być chmury; m ożnaby raczój m niem ać, że są to pola zajęte przez śniegi i to jed n a k n iezupełnie jest praw dopodo- bnem , plam y takie bow iem w idziano zaró
w no podczas lata jak i podczas zim y tych o k o lic M arsa, gdzie one się u k azyw ały. M o
żna się zgod zić, że plam y podbiegunow e stanow ią lod y, trudniój w szakże rozum ieć, aby lody nagrom adzać się m ogły w ok oli
cach rów nikow ych i to w czasie, gd y w oko
licach tych przypada lato. B y ć m oże, że dalsza obserw acyja tych objaw ów udzieli niejakich w skazów ek do m eteorologii Marsa.
Co do „kanałów ”, to rów nież są one d o tąd zjaw iskiem zupełnie zagadkow em . W y bujała tylk o w yobraźnia lub żartobliw ość dziennikarska w idzieć w nich m oże utw ory sztuczne, poprow adzone przez p rzyp u sz
czalnych tam ecznych m ieszkańców , kanały iry g a cy jn e, um yślne zalew an ie ląd ów dla celó w roln iczych . W y m y sły takie mają ty leż w artości, co w nioskow anie o czerwonój barw ie roślinności na M arsie, z czerw onego je g o blasku.
Nr 46. WSZECHŚWIAT. 725 N a dom ysły naukow e je st zaw cześnie
jeszcze, choćby dlatego, że sam m ateryjał obserw acyjny niedostatecznie je szc ze je st ugruntow any. Cóż to m ów ić o kanałach w odnych i zalew ach lądów , g d y ostatnie to zjaw isko je st jeszcze sporne. Zmarły n ie
dawno astronom P roctor, daw ny badacz Marsa, sk łan iał się do przypuszczenia, że kanały stanow ią w ielk ie rzeki, ponad lctó- remi unosi się często m gła, zasłaniająca ich w idok. N ied aw n o w reszcie (N r 32 r. b.) przytoczyliśm y now y pogląd znanego fizyka p. F izeau , który przyjm uje, że pow ierzch
nia Marsa je st zlodow aciała, czyli raczśj pokryta olbrzym iem i lodnikam i; w takim razie zm iany na nim dostrzegane dałyby się w ytłu m aczyć przez ruchy takich mas lod o
w ych, kanały zaś b y ły b y szczelinam i i ros- padlinam i, pow stającem i przez pękanie lo du. P o g lą d taki m ógłby się w ydać dosyć uzasadnionym , gdybyśm y posiadali p ew n iej
sze w skazów ki co do tem peratury planet.
S. K .
Z O ffllO W A IE DRZEWA.
N ajw ażn iejszą kw estyją dla ok olic m ało zaludnionych a gęsto zalesion ych je st spo
sób zużytkow ania drzew a, niem ającego tam że prawie w artości, skutkiem w ielkiej po
daży i braku kom unikacyi.
N iebiorąc pod uw agę drzew a ja k o opa
ło w eg o i b udulcow ego, można podzielić sposoby przerabiania drzew a na trzy kate- goryje, stosow nie do otrzym anych ostatecz
nie produktów . I tak: przez działanie cie
pła otrzym ujem y produkty suchej dystyla- cyi drzewa; przez działanie czynników che
m icznych pow staje celuloza, kw as szcza
w iow y, glu k oza, alkohol; przez działania m echaniczne — m eble, rozm aite przedm ioty stolarskie, tokarskie i t. p., nakoniec masa m echaniczna papierow a.
Poddaw anie drzew a c iep łu w celu otrzy
mania różnorodnych p roduktów , ja k sm oły okrętow ej, w ęgla, potażu, w dołach i mi- lerzach, jest od bardzo daw na znane. Skra
planie jednakże par pow stających, próbo
wane przez L ow itza w końcu zeszłego stu lecia, dopiero przez L ebona w roku 1799 fabrycznie zaprow adzone zostało. Od tego czasu rozwój tej gałęzi przem ysłu stałym choć pow olnym postępuje krokiem . M ile rze zam ieniono na retorty rozmaitej form y i odm ian z g lin y ogniotrw ałej lub żelaza, udoskonalono sposoby skraplania, nauczono się oddzielać od siebie różne produkty zm ięszane, których liczba je st dość zna
czna.
O góln ie w ziąw szy otrzym ujem y przy każdśj suchej dystylacyi drzew a jako g łó w ne grupy: g azy niedające się łatw o skra
plać, ocet drzew ny, olejk i lekkie, sm ołę i w ęg iel drzew ny.
Gazy, niedające się łatw o skraplać, zw y k le użytku nie znajdują, chyba jako m ate
ryjał op ałow y zostają do ognisk w prow a
dzane lub służą jako gaz św ietln y, lecz w tenczas trzeba sposób dystylacyi odpow ie
dnio urządzić. Gaz św ietln y z drzew a p a ląc się płom ieniem stosunkow o jaśniejszym , niż gaz otrzym any z w ęgla, odznacza się jeszcze w iększą czystością, bo nie zaw iera ani am onijaku ani połączeń siarki, które tak szk od liw ie działają na m etale i d elik a tne barwy pokryw ające przedm ioty w m iej
scowościach gazem z w ęg la ośw ietlanych.
P rzy porównaniu kosztów otrzym ania ga
zu św ietln ego z drzew a lub w ęgla okazuje się, że w szęd zie, gdzie centnar drzew a ig la stego taniej kosztuje, niż centnar w ęgla kam iennego, tam ośw ietlanie gazem drze
w nym je st korzystniejszem . W w yjątk o
w ych tedy tylko razach m ożna o tej drodze pom yśleć.
D rugim , a bezw ątpienia najw ażniejszym produktem dystylacyi je st kw as drzew ny.
W prost po skropleniu par oddziela się ciecz ciem nobrunatnaw a o dość przykrym , przypalonym zapachu, w której L ow itz pierw szy o d k ry ł kw as octow y. Zaw iera ona mniej lub więcej kw asu octow ego, oraz niew ielk ą ilość innych hom ologów kwasu m rów kow ego. P ły n ten stanow i m ateryjał do otrzym yw ania soli k w asu octow ego, ja k octanu w apnia białego czy brunatnego, dalój octanu sodu, potasu, żelaza, chromu, glinu, m iedzi, ołow iu i t. d. Sole te znajdują za
stosow anie bądź w prost w farbiarniach
726 W SZECH ŚW IAT. N r 46.
i przy drukow aniu tkanin ja k o bejce, t. j.
odczynniki pow odujące szyb k ie i ścisłe utrw alanie b arw ników na w łók n ach , bądź to tw orzą produkt p rzejścio w y do otrzy
mania cia ł innych ja k np. kw asu octow ego zw anego technicznym , używ anego p rzy ma- p ip u lacyjach farbiarskich i przy preparo
waniu barw ników , dalej octu stołow ego i esencyi octow ej.
W skład następnej grupy, olejk ów le k k ich , w chodzą ciała nisko wrące, których przew ażną część tw o rzy alkohol m etylow y i aceton.
A lk o h o l m ety lo w y w ostatnich szc z e g ó l
nie czasach zn a la zł nierów nie szersze zasto
sow an ie, n iż daw niej, służąc n ietylk o do fa- b ryk acyi lak ierów i pokostów , lecz i do denaturacyi alkoholu zw yczajn ego, do w y tw arzania chlorku i jo d k u m etylu i bar
w n ik ów anilin ow ych . A ceton , połączenie m niejszego znaczenia, używ a się w labora- toryjum do w yrabiania preparatów chem i
cznych, p rzedew szystkiem brom oform u, do rospuszczania żyw ic, tłu szczów i olejk ów eteryczn ych .
Sk ład n ik i w yżej w rące od dwu w y m ie
nionych są to g łó w n ie w ęglow od ory hom o
logiczn e benzolu. T e jed n ak w zb yt małej znajdują się ilości, by p ojedynczo ja k ie k o l
w iek m ogły m ieć znaczenie; razem zaś część ta słu ży do rospuszczania ży w ic, tłu szczów i do fabrykacyi pokostów .
O lejek te rp en ty n o w y tw orzy znaczną część d ystylatu, szczególn iej z d rzew ig la s tych. Znajduje zn aczn e zapotrzebow anie przy fabrykacyi farb, pokostów , lakierów na skóry, cerat i słu ży rów n ież do rospusz
czania żyw ic. T erpentyna je d n a k ż e ja k o produkt uboczny suchej d y sty la c y i d rzew a nie może się rów nać pod w zględ em jak ości z terpentyną tak zw aną francuską lu b w e
necką, otrzym yw aną przez nacinanie drzew iglastych i przekraplanie z parą wodną stw ardniałej na n aciętych m iejscach ż y w i
cy. Sposób ten skutkiem m ałej zaw artości ż y w ic y w drzew ach w naszym k lim acie ros
n ących , zdaje się, nie m oże być z korzyścią zastosow an y.
W d alszym ciągu ja k o w ażn y produkt d y sty la c y i d rzew a otrzym uje się sm ołę, któ
rą albo w prost po odw odnieniu się zbyw a, albo ją się uw aża ja k o m ateryjał do w y
tw arzania w ielu innych produktów , jak t. zw . tranu, paku, tektury sm ołow cow ój, p ły t asfaltow ych, bryketu sm ołow cow ego z w ęgla i torfu. Z aw artością swoją pa
rafiny nadaje się sm oła bardzo po p od daniu odpow iednim procesom chem icznym do fabrykacyi sm arów do w ozów i m a
szyn.
P r z y oczyszczan iu sm oły oddziela się jeszcze produkt dość w ażny, zw an y kreo
zotem , znany ja k o środek konserw ujący drzewo i t. d. Ze sm oły zaś drzew a bu
kow ego w ydostaje się dzisiaj znany w m e d ycynie gw ajak ol, używ any ja k o środek w ew n ętrzn y, dezynfekcyjny.
P ozostałe resztki sm o ły , szczególniej drzew bogatych w żyw icę, dają się ko
rzystnie przetw arzać na sadzę czy li czer- n id ło drukarskie, znajdujące zastosow anie przy fabrykacyi lakierów i farby dru
karskiej.
W yjątk ow e użycie znajduje sm oła z k o ry brzozow ej przy przyrządzaniu skór zw a
nych juchtam i, które swój zapach chara
k tery sty czn y zaw dzięczają pew nem u szcze
gólnem u fen olow i zaw artem u w tój sm ole.
O statnim w reszcie produktem je st w ę g ie l d rzew n y, k tórego pozostaje około 20 odsetek w agi drzew a poddanego d y sty la cyi. W ę g ie l z drzew a d ystylow anego w zam k niętych retortach różni się we w łasn o
ściach nieco od w ęgla przepalanego w do
łach lub m ilerzach, a przedew szystkiem posiada m niejszy ciężar w łaściw y. D o c e lów m etalurgicznych mniej się n ad aje, gdyż w o g ó le niedość w ysoką rozw ija tem peraturę. Niem niej przecież, chociaż nie w zupełności w ym aganiom odpow iadając, je s t on poszukiw any tak w hutach żelaz
nych ja k i szklanych i przez kow ali.
Zm ięszany ze sm ołą i torfem daje się
£akże zużytkow ać do robienia ceg iełek op ałow ych .
N iektóre fabryki p rób ow ały, regulując od p ow ied n io tem peraturę retort, w ytw o
rzyć prod u k t pośredni pom iędzy drzew em a w ęglem i otrzym ały obok kw asu drze
w nego, alk oh olu m etylow ego, acetonu i k reo
zotu, w ę g ie l zw . czerw onym , a od zn acza
ją c y się łatw ą palnością i długim p ło m ieniem .
N r 46. W SZECHŚW IAT. 727 W ym ienionych powyżćj produktów j a
kość i ilość zależy g łó w n ie od dwu w a
runków t. j . sposobu urządzenia dystylacyi i gatunku użytego drzewa.
Co do p ierw szego punktu, je ż e li głów nym produktem ma być sm oła, terpentyna i w ę g iel, to aparaty, t. j. piece lub retorty mogą b yć dość pierw otnćj budowy; je ż e li zaś g łó w nym produktem ma być kw as octow y i alk oh ol m etylow y, to retoi'ty muszą od p o
w iadać przedew szystkiem następnym w y
m aganiom i być p odług nich urządzone:
retorty pow inny jaknaj w iększą ilość razy do rokufunkcyjonow ać, m ożliw ie naj większą zaw artość na jed en raz przyjąć, m ożliw ie najdłużój bez reparacyi być czynnem i, na w ytw orzenie się m axim um produktów kw a
su drzew nego i alk oh olu m ety lo w eg o a mi
nim um gazów i sm oły w p ływ ać, najmniój stosunkow o m ateryjału op ałow ego spotrze- bow yw ać.
D ru g i punkt, tyczący się gatunku drzewa m ającego być poddanem d ystylacyi, je st nierów nie w ażniejszym .
W szystk ie drzew a można podzielić na trzy grupy, stosow nie do w ydatku kw asu octow ego i sm oły. T e ostatnie znajdują się w odw rotnym stosunku do siebie, t. j. im w ięcćj drzew o da kw asu, tem mnićj sm oły i przeciw nie.
D o pierwszój z tych grup należą: grabi
na, brzezina, buczyna, dębina, k lon, jesion, w iąz i lipa, które przeciętnie w ydają 4 3 — 35 pet. p łyn u , zaw ierającego 8,7 pet. kw asu octow ego. D ru g a grupa, drzew a białe:
kasztan, topola, wierzba, olsza, daje 33— 24 pet. Trzecia, drzew a iglaste: jałow iec, św ierk, sosna, m odrzew , jod ła, ju ż tylk o 23— 17 pet. kwasu tćj samćj koncentracyi.
ja k wyżćj.
P rzyczyn a tego zjaw iska leży w n aturze drzew . P o d łu g ostatnich prac F rem y i U r- baina w skład drzew a w chodzą: celuloza, w askuloza, kutoza i pektoza, ciała chara
kteryzujące się odm iennem i reakcyjam i.
D rzew a zaw ierające stosunkow o więcój wa- sk u lozy, są tw arde, zaw ierające przeciw nie więcój celu lozy, są m iękie.
O tóż rodnikiem n iejak o, m ateryjałem przem ieniającym się pod w pływ em ciepła na kw as o ctow y, jest g łó w n ie w askuloza, jak to z dośw iadczeń P a y en a w nosić należy,
podczas, gdy celuloza naw et czysta, w ydaje w zględ n ie małą tylko ilość tegoż kw asu.
D latego to drzew a pierwszej grupy, liczące się do tw ardych, wydają najwięcój kw asu octow ego, bo zaw ierają w zg lęd n ie n ajw ię
cej waskulozy, a najmniej celulozy, prócz top oli,k tóra znów sw e m iejsce tutaj znacznój ilości wodoru w stosunku do innych p ie r w iastków zaw dzięcza; drzew a zaś trzeciej grupy, m iękie, w ydają najmniój kwasu o c to w ego, bo zawierają odw rotnie najwięcój celulozy, najmniój waskulozy.
Stosow nie do tego poglądu otrzym uje się kw asu octow ego z m łodych drzew m niój, niż ze starych stw ardniałych, z gałęzi m niój, niż z m asy d rzew n ej, z pnia lub korzeni.
Prócz tych w p ływ ów pew ną różnicę w w y dajności sprow adza ja k o ść i położenie su
che lub w ilgotn e gleb y, na którćj drzewo rośnie, pow ierzchnia pola płaska czy pagór
kow ata, czas ścinania drzewa zimą lub w in- nćj porze roku.
R ozwój zużytkow ania drzew a na drodze suchój d y sty la cy i dzisiaj je st w ysoki w kra
jach zam ożnych w drzew o, ja k na W ę grzech, w S tyryi, w N iem czech środkow ych, F rancyi, Szkocyi. W bliskości P aryża, pod L ondynem , istnieją fabryki przerabiające drzew o z doków , starych łod zi, okrętów .
L iczn e patenty brane na różne system y retort są dow odem ciągłego postępu w tym kierunku.
U nas istnieją przew ażnie fabryki po
m niejsze, tak zw ane terpentyniarnie, zu żyt- kow ujące karpinę i otrzym ujące sm ołę, te r p entynę i w ęg iel drzew ny. Istniejąca od niedaw na w Z aw ierciu fabryka now ego po
kroju, w yzyskująca w szelkie odpadki, zdaje się przekonyw ać, że eksploatacyja drzew a na tój drodze w odpow iednich warunkach i u nas przedstaw ia znaczne korzyści. B ez- wątpienia ilo ść przerobionego drzew a ro
cznie musi być dość w ielką, aby się p rzed siębiorstw o w istocie dobrze opłacało.
P o za granicam i K rólestw a podobna fa
bryka na w ielk ą skalę fu n k cyjon u je pod D ynaburgiem , w gub. M ohilew skiój.
S t. Chełm icki.
728 WSZECHŚWIAT. N r 46.
O wzrastaniu dzieci.
■ w e d łu g ' p r o f . ćlra, O -a ć l z B e r l i n a , .
(D okończenie).
O statniem ł czasy o d zn aczył się badaniami nad w zrostem dzieci M allin g-H au sen , d yre
ktor i p refek t król. instytutu g łu ch o n ie
m ych w K op en h ad ze. Zebrał on ogrom ny m ateryjał obserw acyjny, nieustannie w ażąc i m ierząc, w części osobiście, w części za p o średnictw em n au czycieli sw ego zakładu, oko
ło 130 w ychow ańców instytutu (chłopców i d ziew czyn k i) i c ią g le tych sam ych. P o m iary b y ły w yk on yw an e codziennie (często k ilk a razy na dzień), p ocząw szy od roku 1884, a w ażenie jeszcze od roku 1882. P r a ca taka m usiała być prow adzona z w ielk im p ed agogiczn ym taktem , z równą og lęd n o ścią, ja k i energiją w w ykonaniu, a p rzy- tem z w ielk im nakładem p ien ięd zy. A le ten nakład wraca się z procentem w postaci zdobytych w yników . P r zy to czy m y tu w ła sne sło w a M allin g-H au sen a dla w skazania osięgn iętych przezeń rezu ltatów , których w iarogodność nie m oże u legać żadnój w ą t
pliw ości, a które sam e przez się sow icie w y nagradzają całą pracę: „Stosunki w agow e 9 — 15 letn ieg o dziecka u legają corocznie trzem g łów n ym okresom: m aksym alnem u, średniem u i m inim alnem u. M aksym alny zaczyna się w S ierp n iu , a k o ń czy się w p o ło w ie G rudnia, trw a zatem 4 ’/ 2 m iesiąca;
średni ciągnie się od p o ło w y G rudnia do końca K w ietn ia , t. j . też 4 '/2 mies.; m in i
m alny od końca K w ietn ia do końca L ipca (3 mies.). W ciągu okresu m aksym alnego codzienny przyrost w a g i je s t trzy razy w iększy, niż w ciągu średniego; a zaś pra
w ie cały przyrost, zysk an y w ok resie śre
dnim , traci się w m in im aln ym ”.
„P rzyrost w ysokości u d zieci p od lega ró
w n ież trzem okresom: m inim alnem u, śre
dniem u i m aksym alnem u. M in im aln y za
czyn a się tutaj (w K openhadze) w S ierpniu i ciągnie się aż do końca L istopada, to je st k oło 3'/a mies.; średni ciągnie się od końca L istop ad a do końca M arca, t. j . około 4-ch
mies.; m aksym alny od końca M arca do p o ło w y Sierpnia (4 '/2 m ies ). D zien n y p rzy
rost w ysokości w okresie średnim je st dwa razy, a w m aksym alnym 2 '/2 raza w iększy, niż w m inim alnym ”.
„Zatem w łaściw y okres w zrostu ciągnie się od końca M arca aż do G rudnia i rospa- da się na dw ie części: naprzód m aksym alny okres przyrostu w ysokości, a późniój w a g i”.
„P odczas m aksym alnego okresu p r z y r o stu w agi przyrost w ysokości je s t tak n ie
znaczny, że okres ten śm iało m ożna na
zw ać czasem spoczynku dla rozw oju w yso
k ości”.
„Średnie okresy przyrostu w agi i w y so kości schodzą się ze sobą prawie zupełnie, jed n ak w tym czasie przyrost w ysokości je st znacznie w ięk szy, niż przyrost w a g i”.
„R ów nież jed n ocześn ie przypadają ma
k sym alny okres w ysokości i m inim alny w a
gi i rów nież m aksym alny okres przyrostu w ysokości je st czasem spoczynku dla p r z y rostu w agi, a n aw et pow oduje znaczną jój stratę”.
„O kresy w ysokości zaczynają się i koń
czą mniój więcój na 15 dni przed okresam i w a g i”.
„Kolój następstw a okresów w ysokości je st w ręcz przeciw ną k olei okresów wagi: r o z wój w ysok ości w znosi się od okresu m i
nim alnego przez średni do m aksym alnego i późniój raptem spada do m inimum; p rzy rost w agi p rzeciw n ie w znosi się n agle od okresu m inim alnego do m aksym alnego i póź
niój dopiero spada pow oli przez średni do m inim um ”.
„W ahania się okresów przyrostu w agi są znacznie w iększe, niż przyrostu w ysokości:
jed en centym etr przyrostu w ysok ości od p o
wiada: w m aksym alnym okresie w agi p rzy
rostow i 2,84 kg, w średnim 0,84 kg, w m ini
m alnym 0,49 kgn.
„P rzyrost w agi w okresie m aksym alnym należy rzeczyw iście pojm ow ać, jak o p rzy
rost grubości, zaś zm niejszanie się jój w okre
sie m inim alnym , ja k o zm niejszanie się gru bości. Zatem p rzeciw ień stw o m iędzy o k re
sem m aksym alnym i m inim alnym m ożna w yrazić w następujący sposób: w okresie m aksym alnym przyrostu w ysokości ma m iej
sce m inim um przyrostu grubości i n a w za jem w okresie m aksym alnym przyrostu gru
N r 46. W SZECHŚW IAT.
bości objaw ia się minimum przyrostu w y- k ości”.
Zapewne baczni rodzice daw no ju ż za u w ażyli, że przyrost w ysokości ich dzieci znajduje się w pew nym odw rotnym stosu n ku do przyrostu ich grubości; w każdym j e dnak razie liczebne określenie tego stosun
ku, ja k rów nież zależności przyrostu od p o ry roku należy uw ażać za w ażny nabytek nauki.
Z licznych zastosow ań, jak ie z jeg o badań będzie m ogła w yciągnąć nauka, M alling- H ausen kładzie szczególny nacisk na kw e- styją wakacyj:
„Pow inniśm y urządzić letn ie w akacyje tak, aby na nie w ypadała m ożliw ie n ajw ięk
sza część obudw u m aksym alnych okresów w zrostu. S zw ed zi i p ołu d n iow i niem cy w yp rzed zili pod tym w zględem nas duńczy- ków , dając swoim dzieciom całe dwa m ie
siące letnich w akacyj, a w niektórych m iej
scach naw et w ięcśj. G d yb y letn ie waka
cyje ciągn ęły się od początku C zerwca do początku W rześnia, znaczna część m aksy
m alnego okresu przyrostu tak w ysokości ja k i grubości w ypadałaby dla naszych dzie
ci w daleko pom yślniejszych warunkach niż d zisiaj”.
C hociaż je d n a k p raktyczne znaczenie od
kryć M alling-H ausena je s t w idocznem , w e w nętrzny ich zw iązek p ozostaw ia jeszcze w iele do rosstrzygnięcia. P on iew aż sam autor przy próbach w n ik n ięcia w ten zw ią zek , w ed łu g w łasn ego zeznania, niebardzo się posunął naprzód, byłoby w ięc przed- w czesnem w yprzedzać go sw ojem i dom ysła
m i. W p ad ł on w praw dzie na pom ysł prze
prow adzenia analogii z przyrostem w ysok o
ści i grubości u drzew , ale analogija ta zda
je się ż e je s t bardzo w ątp liw a, poniew aż tam zachodzi pew ien zw ią zek pom iędzy przyro
stem grubości a działalnością zielen i (c h lo - rophyllum ); znaleść zaś analogiczne stosun
ki w ludzkim organizm ie je s t czystem n ie
podobieństw em .
O prócz tych trzech okresów przyrostu w agi u dzieci w ciągu jed n eg o roku, M al- lin g-H au sen od k rył jeszcze 25-cio i 75-cio- d n iow e okresy, w czasie których przebieg tego zjaw iska u lega typow ym zmianom.
R ezu lta ty w ażenia w in n ym zakładzie w K o
penhadze dow odzą rów nież istnienia takich okresów .
Z czynników m eteorologicznych, tylk o przebieg codziennych zm ian tem peratury w K openhadze pokazuje w iele analogii z okresami M alling-H ausena, ale także i p e w ne różnice. P orów naw cze zestaw ienie znacznej liczb y krzyw ych ciepła z innych m iejscow ości doprow adziło do zauw ażenia podobieństw a pom iędzy wahaniam i w sto
sunkach cieplikow ych na całej kuli ziem skiej, a wahaniam i w przyroście wagi u dzie
ci w K openhadze. W skutek tego M allin g- H ausen dom yśla się pew nego zw iązku po
m iędzy natężeniem wzrostu u dzieci w ogóle (ja k rów nież i u innych organizm ów ), a wa
haniami w ilości ciepła, w yprom ieniow ane- go przez słońce na ziem ię; naturalnie nie utrzym uje on, że w ahania w ilości w yd zie
lanego przez słońce ciepła stanow ią bespo- średnią przyczynę wahań w przyroście w a
gi, sądzi tylk o, że proporcyjonalnie do ilo ści w yprom ieniow anego ciepła, słońce w y dziela także jak iś nieznany czynnik, n azw a
n y przez n iego energiją w zrostu, który n ie
zależnie od m iejscow ych w arunków m eteo
rologicznych dosięga m iejsca sw ego d ziała
nia. M iejscem zaś działania są dla niego w szystkie organizm y, które znow uż w z g lę dnie do pory roku okazują się rozm aicie po- budliw em i na popęd do w zrostu, u dzielany im przez słońce.
A le przejdźm y jeszcze raz od tych daleko sięgających zapędów wyobraźni do liczb o wego m ateryjału, zgrom adzonego przez M ailin g H ausena z p och w ały godną troskli
wością.
Z n a n em jest oddaw na,że w aga ciała lu d z
k iego ulega w ahaniom w ciągu jed n ego dnia, ja k rów nież, że długość ciała o róż
n ych porach dnia byw a nieco różną. C z ło w iek, m ierzony rano, ju ż w p ołu d n ie tego sam ego dnia może być o jed en centym etr krótszym , z pow odu prostopadłego trzym a
nia się i spow odow anego przez nie ciśnienia na znajdujące się pom iędzy pojedyńczem i kręgam i części chrząstkow e. Jeżeli przy- tem m iał m iejsce przyspieszony ruch, np.
szybki marsz, to różnica w długości może stać się je szcz e w ięk szą z powodu sp łasz
czenia sklepienia stopow ego. F akt ten, zda
j e się, je st ogólnie znanym , poniew aż zau
730 W SZECH ŚW IAT. N r 46.
ważono nieraz (w B e lg ii), że m łodzieńcy, których w zrost sięga ściśle m inim alnej gra
nicy, odbyw ali przed pom iarem d łu gą p ie
szą przechadzkę, aby się u w oln ić od służby w ojskow ej. M allin g-H au sen , przez system a
tyczne w ażenia i pom iary, starał się w p ro
wadzić pew ną ścisłość do tych nieco nie
jasnych pojęć o cod zien n ych w ahaniach się w agi i długości ciała. O to są w yn ik i jeg o badań:
„W ciągu trzech m iesięcy (G rudnia 1883 roku, S ty czn ia i L u teg o 1884 roku) każde dziecko tu tejszego zak ład u traciło codzień p rzeciętnie na wadze: 1) 0,13 kg od końca obiadu (k oło 2-ój god z.) do 9-ój w ieczorem i 2) przez noc (od 9-ój w iecz. do 6*ej rano) znów 0,57 kg, a m ianow icie 0,28 kg przez pocenie się i w ydychanie, 0,29 kg przez w y
dzielanie moczu; zysk iw ało zaś na w adze od godz. 6-ćj rano do 1-ój po południu (t. j . do obiadu) 0,11 kg, a sam obiad zw ięk sza ł je g o w agę o 0,59 kg".
„W ciągu pięciu ty g o d n i (od 7 S tyczn ia do 9 L u teg o 1878 r.) każdy z 22 ch łop ców (w w ieku od 13— 16 lat) p rzedstaw iał prze
ciętnie następujące w ahania w ysokości w c ią gu jednój doby: w w olnym czasie od 6— 8 rano strata w yn osiła 4 mm', przez czas sp o
czynku na ław ce szkolnej od 8 — 9 zysk 0,3 mm; w ciągu w ykładu od 9 — 10 strata 1 m m . O d 10 — 11 d zieci m iały przerw ę na zabaw ę, to też każde z nich o godzinie 11-ej było krótszem o 3 m m niż o 10-ój. Na ła w ce szkolnej od 11 — 12 ciało zn ów się w yd łu żało o 2 mm; przez czas lek cy i od godz. 12— 1 skracało się o 0 ,4 mm, a w w o l
n ym czasie od godz. 1— 5 o 3 mm. S ło wem od godz. 6 rano do 5 po p ołudniu ogólna strata w ysokości w yn osiła k oło 9 mm.
Od godz. 5— 9 wahania się b y ły nieznaczne;
wreszcie od 9 w iecz. aż do 6 rano ciało w y dłużało się mniej w ięcćj o 9 m m ”.
M a llin g -H a u s e n prow adzi dalej sw oje badania, ja k sam donosi, w e d łu g rosszerzo- nego planu; oprócz tego w zyw a on i innych do w spółudziału w tój pracy, której m o żli
w ość w yk azał w tak n iezbity sposób.
B . D .
P A S O R Z Y T N A
G L I S T A B U R A C Z A N A
(N E M A T O D A )
Heterodera Schachtii A. S.
(D okończenie).
III.
Środków do w alki z robakiem m iała prof.
K iih n o w i dostarczyć dokładna znajom ość je g o życia, w łasności, rozw oju życiow ego i obyczajów . P ow yżej naszkicow aliśm y ca
ły przebieg życiow y g listy buraczanej w g ru bym copraw da zarysie, ale n iew ielu zape
w ne znajdzie się czyteln ik ów , którzyby w tem , co wyżój opow iedziano, znaleźli ją- k ąk olw iek drogę lub w skazów kę do w ytę
pienia zw ierzęcia, tak dobrze do w arunków w przyrodzie znajdow anych, przystosow a
nego. U czo n y botanik i rolnik ch cia ł j e dnak k on ieczn ie znaleść sposób na znisz
czenie w roga, ja k k o lw iek w ielce obronnem i uposażonego przym iotam i. Z zarodkiem — w ojna jest niem ożliw a, z robakiem dojrza
ły m — w ojow ać zapóźno. T rucizny, ja k rze
kliśm y w yżój, nie gubią go. K iihn posta
n o w ił zw alczyć nieruchom ą w korzonkach poczw arkę i zgodził się oddać na um yślną pastw ę w ysianą w tym celu roślinę, b yleb y zniszczyć stanow czo i z roli w y p len ić n ie znośnego pasorzyta, a przez to p rzyw rócić dalszym plonom pełną ich siłę i wartość.
K iihn obsiew ał tedy na w iosnę ziem ię rze
pakiem , a w yczek aw szy podstępnie ch w ili, g d y łaknące straw y zarodki w m łodych osiad ły korzonkach, w yryw ał zapom ocą od
p ow iedniego drapacza dopieroco siane ro ślin y , na to jed yn ie, aby wraz z życiem go
spodarza c z y li ży w iciela , zn iw eczyć życie osied lon ego w nim pasorzyta. N iechaj g i
ną pospołu! R ośliną, na pastw ę celem usi
dlen ia robaczków oddaną, b ył przew ażnie w p oszukiw aniach K iihna rzepak letni (B rassica rapa oleifera annua M tzg), zale
cający się z w ielu w zględ ów na taką p rz y nętę. W ła ściw ie jednak każda z 28 roślin,
N r 46. W SZECHŚW IAT. 731 na korzeniach których stw ierdzono pasorzy-
tne życie H eterodery, m ogłaby być użytą, ja k o roślina usidlająca, to, co K iih n po n ie
m iecku w yraził przez Fangpflanze. O czy
w iście m ogą tę rolę spełniać i buraki.
Jak k olw iek oparty na bijologicznych w ła ściw ościach robaka, pom ysł K uhna jest sam w sobie zasadny i słuszny, przedstaw ia on niem ałe strony ciem ne i trudności niem ałe.
P rzedew szystkiem , w y siew jed en rośliny usidlaj ącćj m łode robaczki (zarodki) nie w ystarcza do w yłapania całój ich ilości, j a ką gleba dana w różnych sw ych m iejscach i głębiach zaw iera. N ie m ożna sobie przed
staw ić, aby odrazu, w danym przeciągu cza
su, w szystkie zarodki rzu ciły się do k orzon
ków , jednocześnie tam się osied liły i aby przez w yrw anie a następnie zniszczenie m ło- dój roślin y robactw o całe, co do sztuki, zo
stało w ytępionem . Zarodki zanadto są ros- proszone, odrętw ienie ich z nadejściem w io sny jest dla różnych osobników zbyt roż
nem , aby ich napad na w yk iełk ow an e k o rzonki roślinne jed n ocześn ie, niby na ko
m endę m ógł nastąpić. J eśli zaś jed n e z l i czby tych istot w ziem i spoczyw ających, do pasorzytniczego trybu pow ołanych, ruszą się i rozw iną w cześniój, inne późniój, — to oczyw istą jest rzeczą, że g d y te drugie osie
dlać się poczną, pierw sze ju ż skończą swój okres poczw arki, przeobrażą się w robaka płciow o rozw iniętego i .. wydadzą potom stw o, potęgujące chorobę danój gleby, o któ- rćj radykalne u sunięcie nam przecież cho
dzi. Jak wyżój nadm ieniliśm y, sam ice doj
rzałe z jajam i zdarza się w id zieć ju ż w C zerw cu. Kuch zaś w ędrow ny zarodków, dążących do osied len ia się w korzeniach w iosennego w schodzenia, poczyna się z w cze
sną bardzo wiosną, wraz z pierw szem k ie ł
kow aniem traw w polu, a kończy się zale
dw ie w M aju i C zerw cu, nieprzerw anem ciągnąc się pasmem. W y tęp ien ie zaś paso- rzyta wraz z w yrw aniem roślin y z gruntu pewnem je s t dopóty, dopóki robak w stanie poczw arki sp oczyw a w m łodym korzeniu roślinnym . O ile poczwarka w yszła ju ż nazew nątrz, m oże ona łatw o przy porusze
niu ziem i narzędziem (p łu giem , drapaczem) odpaść od korzonka, na którym siedziała, osiąść w g leb ie i tam doczekać się w arun
k ów do d alszego rozw oju pom yślnych. Z te
go w zględu K iihn nastaje, aby w yryw an ie roślin przedsiębranem było niezbyt późno, a m ianow icie w tedy, skoro pierw sze, naj
w cześniejsze zarodki stały się poczw arkam i nieruchom em i, g d y na korzonkach znać te charakterystyczne nabrzmienia, ja k ie przed
staw ia fig. 4 na tablicy w poprz. n-rze. P r z e d e w szystkiem należy się bowiem zabespieczyć, aby zasiew przynęty roślinnój nie p rzyczy
n ił się do zw iększenia ilości g list zam iast do ich w ytępienia. Zależnie od pogody i tem peratury, stan poczw arki wypuklają*
cój ściankę korzenia, napotykanym bywa niek ied y ju ż począw szy od 10 dnia po w zej- ściu zasianego rzepaku, czasem jed n a k nie- wcześniój ja k po 20 a naw et 30 dniach w i
dzieć się daje. Chcąc przeto być pew nym , kiedy czynność w yryw ania dokonaną być w inna, należy począw szy ju ż od dziesiątego dnia po w zejściu roślin, badać korzonki uw ażnie pod m ikroskopem . G dy za u w a żym y w ogólnój ilości przepatry w anych ko
rzeni pewną ich liczbę, posiadającą ow o zgrubienie (poczw arkę w ewnątrz trudno rospoznać; od działania jod u przyjm uje ona mocno żółtą barwę), n ależy przystąpić do czynności, używ ając do tego odpow iednie
go narzędzia do w yryw ania. W yrw an e i na pow ierzchnię w ydobyte, korzeniam i do gó
ry poodw racane roślinki, radził K iihn p ier
w otnie palić; późniój przekonał się, że w y starcza dać im zgnić lub uschnąć na polu w ciągu dni k ilku. R oślinka, w ątła jeszcze, ła tw o w iędnie i usycha, w w ilgoci, pod działaniem grzybków (zw łaszcza pleśni z r o - dzaju P yth iu m ) gnije. P asorzyt, zam knię
ty w tkance korzenia, razem z wiążącym go gospodarzem bespowrotnie zam iera, kona w objęciach tego, którego soki żyw otne ssać przyszedł. P o k ilk u dniach, gd y ro ślin k i w idocznie są m artw e, zm arniałe, w y
pada pole zorać nanow o, szczątki roślinne na naw óz zielo n y ziem ią z pod spodu p rzy
w alając. C zy na nowo zoranój skibie m oż
na teraz siać buraki lu b zboża jare? N ie
stety, nie można. O fiarow any b ow iem na p astw ę i pod ziem ią ju ż zagrzebany rzepak zab rał tylk o pierw szą seryją zarodków,—
p łu g w ytęp ił najw cześniejsze,— dużo innych sied zi jeszcze w ziem i i te teraz rzucą się na zasiew arcypożądany, W ięc zamiast ro
ślin y na sprzęt jesien n y w edle płodozm ia-
732 W SZECH ŚW IAT. Nr 46.
nu przeznaczonej, siejem y p ow tórn ie rze
pak: znów czekam y na ukazanie się w ypu- klających się w k orzeniu poczw arek; liczba ich, w stosunku do przepatry w anych teraz korzeni pow inna być m niejszą niż poprze
dnio, przy pierw szym zasiew ie. G d y dru
ga ta seryja robaczków w okresie poczw ar- ki będących została pod m ikroskopem na
leżycie ujaw nioną, n astęp u je drugie w ydra- panie roślin , w yd o b y cie ich na w ierzch.
D ru gi sprzęt k iełk ó w rzepakow ych leży i gn ije na polu. G d y zm arniał i zgin ął wraz z u w ięzion em i poczw arkam i g list, znów idzie orka, odw rócenie ziemi na szczą
tki roślin n e, tw orzące n ow y zasiłek n aw o
zu. P o w yb ronow aniu, pole znów do upra
wy gotow e, lecz i tym razem je sz c z e p o w tórzyć należy siew rzepaku, na przynętę dla tych spóźnionych zarodków , które nie ock n ęły się do życia lub nie potrafiły zna- leść sobie korzeni na sied lisk o. I za tym trzecim razem znajdą się — copraw da zn o w u mniej liczn e niż poprzednio — poczw ar- ki. B a, czw arty je sz cze, a n aw et ( j e ś li la to nie m inęło i można jeszcze piątą prze
prow adzić robotę) p iąty zasiew w ykaże su
m iennem u i w praw nem u badaczow i n ielicz ne poczw ark i przy przejrzen iu znacznej ilości korzonków . T ak w ięc cztero- lub pięciokrotnie, od wczesnej w iosn y do póź
nej jesien i, m usim y zasiew ać, w yryw ać, w yniszczać i p rzyoryw ać roślin y, celem skutecznego w yp len ien ia z ziem i takiego ja k g lista buraczana nieprzyjaciela. P o ca- ło letn iśj takiej w alce, je śli ta dobrze, pod ścisłą kontrolą m ikroskopu, b yła p rzep ro
wadzoną, m am y nareszcie p ole w olne od g list. J e śli na takiem , kilkakrotnej kura- cyi rzepakow ej poddanem polu zasadzim y teraz buraki, to ja k k o lw ie k było ono p o przednio jałow em , przeburaczonem , w yda nam n iechybnie plon rów nie dobry ja k n aj
lepsza okoliczna gleb a w tych sam ych w a
runkach. Z nikło p rzeburaczenie, w sk rze
szoną została burakodajność w n ajw yższym , gru n tow i danemu odpow iadającym stopniu.
Zbiór je st o tyle bardziej pew nym , że ow e cztery czy pięć pokoleń przyoranego m ło
dego rzepaku zb ogaciły ziem ię w nawóz w ysoce a zotow y, którego w p ły w n aw et na jak ości zb ieran ych bespośrednio buraków
odbić się najczęściej m oże.
W ten sposób odbyw a się, w edług K iihna, m etodyczna i radykalna w alka z glistą b u raczaną. N ie je st ona ani tak prostą ani tak łatw ą, ja k na p ierw szy rzut oka, przy poznaniu m yśli zasadniczej pom ysłu, zd a
w ać się m ogło. Co w ięcej, w alka ta nie je s t tanią, g d y ż p ośw ięcić na nią ti-zeba plon całego jed n ego roku, u żytego na k o lejn e zasiew y i w yoryw anie rzepaku. W za
mian za pracę, zu żyte nasienie, n ależn e od
setki od w artości roli, otrzym ujem y tylk o niew ielką stosunkow o wartość zielonego n a wozu, psujem y zaś sobie zm ianow anie, jak ie w gospodarstw ie jest zaprow adzone.
A żeb y zm niejszyć niedogodności i k o sz
tow ność tej radykalnej w alk i z glistam i, prof. K uhn doradza zam iast 4 —5 zasiew ów rzepaku, daw ać, na polach nienazbyt prze- buraczonych, jed en zasiew w iosenny, po w ydobyciu zaś rzepaku z tego zasiew u i z o raniu pola, w ysiew konopi, m ających dać w łók n o pod jesień . K on op ie nie są naw ie
dzane przez glistę, rów nież jak i przez inne pasorzyty (ow ady), tak, że naw et p rzy n ie- zupełnem w ytępieniu zarodków g list, sprzęt tej rośliny nie m oże być zagrożonym . P o sprzęcie niezu p ełn ie dojrzałych, a na w łó kno zdatnych konopi, można n iek ied y raz je szcze zasiać rzepak celem w yniszczenia pozostaw ionych z w iosn y zarodków . W ogó- le K uhn doradza, przy stw ierdzonem istn ie
niu g listy buraczanej w glebie, dodatkow e, jaknajczęstsze siew y rzepaku bądź przed siew em jarzyn y, bądź po jej sprzęcie.
P race uczonego profesora nie są jeszcze skończone i nie daw niej ja k dnia 19 P a ź dziernika r. b., na zgrom adzeniu od d ziału zw iązku cukrow ników w H a lli, zapadła re- zolucyja zgrom adzonych, aby m inisteryjum pruskie rolnictw a w yznaczyło fundusze państw ow e na dokończenie i posuw anie dal
sze naprzód badań w spraw ie w alk i z g li
stam i. Bądźcobądź, prof. K uhn, już na za
sadzie dotychczasow ych sw ych badań, z d o ła ł ustan ow ić dla plantatorów buraków z u p e łn y regu lam in do postępow ania celem osłabienia lub w ytępienia choroby, znam io
nującej się wyraźną, mniej więcej stałą ja - łow ością buraczaną gruntów , w których p len ią się w ytrzym ałe nem atody. W p i
śm ie tak m ało specyjalnem ja k „W szech
ś w ia t” nie przeznaczonem ani dla rolników
Nr 46. W SZECHŚW IAT. 733 ani dla cukrow ników , niepodobna stresz
czać przepisów prof. K uhna do w alki z g li
stami; nadm ienić m ożem y tylk o, że tam, gdzie g listy się znajdują, zaleca się: 1) w y w ozić buraki z pola z liśćm i (koroną) i przy
legającą ziem ią, czyścić je i obrzynać na ubocznym jakim ś dziedzińcu, ziem ię i liście obrzucić wapnem niegaszonem (p ó ł na pół lub y 2 wapna: 1 cz. ziem i i liści, na wagę) lub spalić, nierozw ożąc pozostałości tych poza obręb w ydzielonego na to ogrodzenia;
2) ziem i i korzonków , stanow iących odpad
ki w buraczarni fabrycznej nie rozw ozić i jak o naw óz nie używać; 3) zm ianow anie pól urządzić tak, aby buraki niezbyt często przypadały, zw łaszcza zaś aby przez dw a lata z rzędu nie b y ły n igd zie sadzone.
Co do tego ostatniego, t. j . co do za
leżności pom iędzy częstą uprawą buraka (zw łaszcza naprzem ian z pszenicą i jęczm ie
niem lub owsem ) a zjaw ianiem się i u trw a
laniem się glist, niepodobna pom inąć nastrę
czającej się tu uw agi, że sprawa g list bura
czanych rzu ciła pew ne now e św iatło na spraw y płodozm ianu i agronom ii w og ó l
ności. U d o w o d n ien ie ja sn e i stanow cze, dokonane przez K uhna i Liebschera, że przyczyną jałow ości buraczanej gx-untujest bujne rosplenienie się g list w ziem i ornej, a nie brak składników chem icznych, p o k o nało jednostronne p ogląd y szk oły L ieb i- gow skiej na rolnictw o, pogląd y, w ed łu g których chem iczne i fizyczne tylk o p r zy czyny stanow ią o k oniecznem dla danej roli zm ianow aniu p łod ów . R o ln ik — okazuje się teraz — nie sam ym rozbiorem chem icz
nym kierow ać się p ow in ien w sw ych zab ie
gach i nie od fizycznych tylk o w arunków sprzęt je g o je s t zależnym . R ośliny, które on sieje i zbiera, mają także sw e choroby, sw ych tow arzyszy żyw ych , z którym i liczyć się n a leży rów nie dobrze ja k z innem i czyn nikam i upraw y. K ie tylko w czerpanych z roli pierw iastkach chem icznych musi być zachow any płodozm ian; zm ianow anie to ko
niecznem je s t i ze w zględ u na pasorzyty, bujnie na danej roślinie żyjące. Przy. czę
stym siew ie jednaj i tój samej rośliny na
stępuje n ietylk o ja ło w o ść chem iczna, ale i chorobliw ość b ijologiczn a, z życia paso- rzytów w ynikająca. P o zn a n ie tćj strony ciekaw ej spraw rolniczych, przedtem z u
pełnie nieznanej, porów nać się daje z po
znaniem przed pół wiekiem natury drożdży i zarodów w obec zjaw isk gnicia, roskładu i ferm entacyi, lub poznanie laseczek kar- bunkułow ych, w których przed ćw ierć w ie kiem D avaine u zn ał spraw ców groźnej ch o
roby. D ziw n ym zbiegiem okoliczności za rów no w sprawie ferm entów jak i w spra
w ie przeburaczenia pobitym b y ł w ielk i Liebig: doniosłe znaczenie czynników ży
w ych wobec sił martwej przyrody stw ier
d ził przeciw L ieb igow i Pasteur, gd y cho
dziło o roskład materyi, K iihn zaś z L ieb - scherem , g d y przedm iot sporu stanow iła spraw a rolnicza, sprawa uporczywej j a ło w ości buraczanej. C zynniki żyw e, k tóre—
w edle teoryi L iebiga — m iały być con ajw y- żój skutkiem pobocznym zjaw isk chem icz
nych, tu i tam okazały się istotną w łaści
w ych zjaw isk przyczyną.
J . Natanson.
W sprawie wynalazku Keely.
P rzed k ilku m iesiącami pism a w arszaw skie, idąc za przykładem paryskiego p oczy
tnego dziennika „Figaro", o g ło siły w iad o
mość o cudow nym w ynalazku am erykanina K eely , w którym zdołano jak ob y sp ożytk o
wać energiją blaszek dźw ięczących i zu żyw ać ją do w ykonyw ania pracy pożyte
cznej .
F orm a, w jakiej wiadom ości te dostały się do W arszaw y, pom im o dość obszerne w ca
łej spraw ie artykuły, zdradzała w p iszą
cych brak znajom ości zasad fizyki, a opis sam ego przyrządu b y ł do tego stopnia n ie jasn y, że w ytw orzyć sobie ja k ie takie, ch oć
by przybliżone pojęcie o jeg o budow ie sta
n o w iło trudność nie do p rzezw yciężenia.
T rzeba w ięc było czekać na ściślejsze infor- m acyje, które jednak, k u ogólnem u nasze
mu zd ziw ien iu nie n ad ch od ziły, pom im o, że z górą 15 najp ow ażn iejszych w ydaw nictw fizycznych stale odbieram y. Zabieranie g ło su w spraw ie, o której n ie posiadaliśm y ściślejszych inform acyj, redakcyja uw ażała za rzecz n iew łaściw ą i dopiero dzisiaj, po