• Nie Znaleziono Wyników

M Warszawa, d. 6 Maja 1888 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M Warszawa, d. 6 Maja 1888 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 1 9 . Warszawa, d. 6 Maja 1888 r. T o m V I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA."

W W arszaw ie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10

półrocznie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich k sięg arn iach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. D r. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b.dziek.

Uniw., mag K. Deike, mag.S. Kramsztyk,Wł. Kwietniew­

ski, W. Leppert, J . Natansou i mag. A. Ślósarski.

„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry c h treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 */2,

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

^-dres ZRed.a,l£c;yi: DESZralro-^rslsie-^rzecimieście, 2STr SS.

ŻEGLUGA PODWODNA,

S ta tk i podw odne być mogą, strasznym i nieprzyjaciółm i olbrzym ich pancerników ,—

to jedno w ystarcza, by w czasach naszych, gdy na udoskonalenie środków wzajem nego tępienia tyle się pracy łoży i zadanie żeglu­

gi podw odnej zw racało uw agę w ynalazców . G łów nym celem statków takich je s t zasto­

sowanie ich do w yrzucania torpedów ; m o­

gą. one bow iem dotrzeć do p ancern ik ów

Fig. 1. P odm orski to rp ed o w iec elektryczny W addicgtona w przecięciu. CC p rzegrody dzielące sta tek na trz y części. AA a k u m u lato ry elektryczne. M m achina dynam oelektryczoa. R R zbiorniki wody. GG ste ry pionow e. H H stery poziom e. P ciężar, który może być od sta tk u odczepiony. E E E ru ry pionowe,

za w ie ra ją c e osi do szrub do B prow adzania ru ch u pionowego.

(2)

290 W SZECHŚW IAT. N r 19.

w najniebespieczniejszych p u n k tach ich spo­

dniej ściany, om ijając sieci o gęstych okach, którem i obecnie dla ochrony osłaniają się te olbrzym y żelazne. Z resztą, statk i pod­

w odne służyćby m ogły zapew ne.nietylko do celów m orderczych, stanow ić bow iem mogą pomoc p rzy robotach podw odnych, mogą być użyte do rossadzania skał podm orskich, m ogą też b yć p rz y d atn e i do badań n au k o ­ wych. M ogą nadto nieść pomoc statkom zagrożonym przez burzę, działanie bowiem fal w pew nej głębokości je s t daleko słabsze, aniżeli n a po w ierzchni wody.

P rz e d pew nym czasem zam ieściliśm y opis dw u takich statków , system u N ord en felta i G oubeta (W szechśw iat z r. 1886 str. 370 i nast.), z czego się okazało, że oba te sy­

stem y nie usunęły w praw dzie w szelkich trudności, zdołały je d n a k znacznie zbliżyć do zupełnego rozw iązania zadanie, n ad j którem p ra c u ją obecnie i inni inżynierow ie, starając się zastosow ać tu różne m otory, j a k elektryczność lub pow ietrze zagęszczo­

ne; zw ycięstw o pozostanie zapew ne przy m otorach elektrycznych, chociaż i p a ra oka­

zała się do tego celu dosyć p rz y d a tn ą w s ta t­

ku N ordenfelta.

Do liczby dotąd zbudow anych tego r o ­ dzaju statków p rz y b y ł świeżo torpedow iec podm orski J . F . W a d d in g to n a , k o n stru k to - |

ra okrętow ego w Sericom be pod L iw erp o - lem; postać i urząd zen ie w ew n ętrzn e tego statk u w idzim y na załączonych rycinach, k tó re podajem y w edług „L a N a tu rę ”.

T orpedow iec podm orski W ad d in g to n a po­

siada postać w rzecionow atą, naśladow aną z postaci ryb, k tó ra zresztą pow szechnie je s t p rzyjm ow aną w tych p rzyrząd ach; je s t to statek niew ielkich w ym iarów , m ający 11,27 m etrów długości, p rz y średnicy 1,83 m w przecięciu środkow em , gdzie ma n a jw ię k ­ szą szerokość,— pi-zyjąć może najw yżej dwie osoby.

P rzegrodam i pionow em i statek p odzielo ­ ny je st na trzy przedziały; izby boczne wy­

pełnione są pow ietrzem zgęszczonem , k tó re służyć może do oddychania, a w razie p o ­ trzeby dostarczyć może i siły poruszającej.

Iz b a środkow a, gdzie przebyw a k o n d u k to r, zaw iera zresztą dosyć pow ietrza, by dw u lu d zi pozostaw ać tam m ogło p rzez sześć godzin. P o w ietrze zepsute zostaje w ydalo-

nem za pośrednictw em stosow nych k lapek, k tó re się otw ierają autom atycznie, skoro tylko ciśnienie w ew nętrzne zaczyna prze- m agać n ad zew nętrznem ; pow stający przy oddychaniu d w u tlen ek węgla możnaby n ad ­ to usuw ać przy pomocy czynników chemicz­

nych. P o n a d izbą środkow ą wznosi się m a­

ły kiosk, zaopatrzony w okna z boku i w szczelnie zam ykane d rz w i wchodowe

w górnej swój ścianie.

E lektryczności, k tó ra stanow i siłę p o ru ­ szającą, d ostarczają aku m ulato ry rozm iesz­

czone w 45 skrzyniach, ustaw ionych n a po­

dłodze izby środkow ej. A k u m u lato ry w p ra ­ w iają w ru ch m aszynę dynam oelektiyczną, działającą jak o m otor, k tó ry w praw ia w ruch szrubę, dokonyw ającą 750 obrotów n a m i­

nutę. Ł a d u n e k elektry czny akum ulatorów w ystarczyć może na u trzy m an ie statk u w biegu przez dziesięć godzin z szybkością 8 mil ang. n a godzinę; p rzy prędkości m niej­

szej tym że samym ładunkiem ujechać moż­

na 110, a naw et 150 mil.

R uch pionow y statk u u trzy m u je się i r e ­ g uluje zapom ocą szrub osadzonych na osiach pionow ych, zaw arty c h w ru ra c h , które się o p ierają o przeg ro d y izb bocznych, stano­

wiących zbiorniki pow ietrza. Do porusza­

nia każdej z nich służy m otor oddzielny, każda zatem działać może osobno. O prócz tego statek posiada cztery stery, z których dw a są pionow e a dw a poziome, mające na celu zapew nienie statkow i niezm ienności położenia poziomego; stery te działają n a­

w et autom atycznie pod w pływ em m otoru elektrycznego, którego bieg zależy od pe­

wnego rod zaju w ahadła, wchodzącego w ruch, skoro ty lk o statek p rz y b ie ra n ajsłab ­ sze pochylenie. W razie niebespieczeństw a zachodzić może p o trzeb a natychm iastow ego w yprow adzenia sta tk u na pow ierzchnię wo­

dy; w tym celu u spodu statku osadzony je s t znaczny ciężar, k tó ry d aje się bespo- średnio odczepić. P o bokach izby środko­

wej oddzielone są dw ie w ielkie skrzynie, czyli z b io rn ik i, k tóre się w ypełniają wodą, gdy statek je s t na pow ierzchni i m a być pod w odę zanurzony.

Ze w zględu na właściwe swe przeznacze­

nie statek unosi trz y torpedy, przyczepione

zew nątrz niego zapomocą haków , k tó re d a ­

ją się uchylać z w nętrza statku. Z tych

(3)

N r 19. W SZ E C H ŚW IA T. 291 torped dw ie są ruchom e, posiadają zatem

szruby, k tó re wprawiają, się w ruch au to ­ m atycznie, skoro torpedy odczepione zostają od statku. T o rpeda trzecia, uczepiona do statk u w górnej jeg o ścianie w pobliżu drzw i wchodowych, je s t nieruchom a i ma służyć do atakow ania pancerników znajdu ­ jących się na kotw icy i opatrzonych w sieć ochronną; dla zarzucenia jć j statek podw o­

dny w inien się posunąć pod o kręt niep rzy ­ jacielski, od którego śię następnie oddala,

pozostając z torpedą w połączeniu za po­

średnictw em drutów elektrycznych, wybuch jćj zatem spowodować może w chw ili sto­

sownej. _

tryczny, obsługiwany 564 akum ulatoram i system u Com melin-Desm azures-Baillehache, składającem i się z cynku, tlen n ik u miedzi i z rostw oru sody gryzącej; każdy z tych akum ulatorów waży 17,5 kilogram ów , cię­

żar przeto całój bateryi je st nieco niższy od 10 ton (9840 kg). Zapomocą stosownego k om utatora wszystkie te akum ulatory łą ­ czone być mogą czterem a różnem i sposoba­

mi, przez co statek poruszać się może z czte­

rem a różnem i prędkościami.

Dośw iadczenia nad działaniem części elek­

trycznej statk u — akum ulatorów i m otoru, prow adzone były 16 M arca w H avre przez kom isyją w yznaczoną przez m inistra m ary-

F ig. 2. P o stać zew nętrzna torpedow ca podw odnego W addingtona. TT torpedy boczne. E szruby do ru ch u pionowego.

W szystkie drążki, służące do m anew ro­

w ania statkiem i torpedam i zgrupow ane są w izbie środkow ej, tak , że k o n d u k to r bez trudności kierow ać może wszelkiemi ru c h a­

mi. W e d łu g pism angielskich próby p ro ­ wadzone w L iw erp o lu wobec delegatów różnych państw m orskich, w ypadły ko rzy ­ stnie i pozw alają tuszyć, że torpedow iec W adding tona doprow adzi do rezultatów praktycznych.

D odać tu nam w ypada jeszcze, że statek pod w odny,budow any przez pp. Zede i K re b ­ sa, z polecenia Z arządu m ary n ark i we F ra n c y i, w edług p ro jek tu zm arłego już, znakom itego k o n stru k to ra D upuy de Lome (ob. W szechśw iat z r. 1886, str. 372) je st na ukończeniu. Je stto rów nież statek elek-

narki; ze spraw ozdania złożonego A kadem ii nau k w P ary żu , okazuje się, że zarów no akum ulatory ja k i elektrom otor działają zadaw alająco, a w krótce, ja k pow iedzieliś­

my i cały statek ma być ju ż do działania gotów.

T . E .

Jeżeli z je d n e j stro ny całkow icie je st już

w yjaśnionym fakt, że ciałka chlorofilu j e ­

dynym są czynnikiem w roślinie w sprawie

(4)

292 W SZ E C H ŚW IA T. N r 19.

asym ilacyi w ęgla z d w u tlen k u w ęgla po­

w ietrza, to z d ru g ić j— istota sam ego b a r­

wnika zieleni poznaną, jeszcze nie została i w tym w zględzie posiadam y je d y n ie mniej lub więcej szczęśliwe dom ysły.

W je d n y m z poprzed n ich num erów W szechśw iata cz y teln ik zapoznał się z cie- kaw em i w tym k ie ru n k u poglądam i p ro fe­

sora berlińskiego, P rin g sh eim a. Sądzim y przeto, że na m iejscu będzie przytoczenie rozum ow ań dw u innych uczonych, zw łasz­

cza, że w rozum ow aniach tych sam a kwe- styja znaczenia chlorofilu zrozm aity ch p u n k ­ tów zostaje rostrząsana, autorow ie zaś p o ­ n ie k ą d w re zu ltatach dochodzą do w nio­

sków podobnych m iędzy sobą, a nieprze- czących też i teoryi bronionej przez uczo­

nego berlińskiego.

J a k wiadom o, p rzy pom ocy alkoholu, e te ­ ru i innych jeszcze rospuszczalników m oż­

na z liści w yciągnąć b a rw n ik chlorofilu w postaci pięknego zielonego rostw oru, k tó ­ ry posiada krw istoczerw oną fluorescencyją i w ykazu je w widm ie p ew ną liczbę p rą ż­

ków absorpcyjnych. C h ara k te ry sty czn e w i­

dmo absorpcyjne zielonego b arw n ik a, zw ró ­ ciło ju ż daw no uw agę n iek tó ry ch badaczy, k tó rzy usiłow ali dojrzeć w niem pew ien zw iązek z asym ilacyją. D otąd jed n ak , po ­ mimo obszernej o tym przedm iocie lite ra tu ­ ry ,.sp ek u lacy je odnośne dodatniego nie osię- g nęły rezu ltatu .

A . H an sen '), je d e n z wyżej w spom nia­

nych autorów je s t zdania, że p rążk i ab so rp ­ cyjne nic nie m ają z asym ilacyją wspólnego;

tw ierdzi on, że prom ienie pochłonięte w y­

k onyw ają w roślinie in n ą p racę i że ich b a­

danie nie więcój pouczy nas o znaczeniu chlorofilu, ja k b adanie p rążków ab so rp cy j­

nych b arw n ik a krw i o ro li tego ostatniego.

Nowsze b adania b a rw n ik a chlorofilu prócz optycznych jego w łasności d o starczy ły je sz ­ cze pew nych danych o je g o składzie che­

m icznym . Pom iędzy innem i okazało się, że barw nik zaw iera azot i żelazo i że zia rn k a zieleni obok b arw nika zielonego za w iera ją jeszcze i bezazotow y barw nik żółty, co do

>) A rb e ite n des bot. Inatitutg zu W iirzburg, tom III, z e sz jty 1, 2, 3 i N aturw issenschaftliche R u n d ­ schau, 1887, K r 53.

którego je d n a k niewiadom o, ja k ie znaczenie przypisać m u należy.

W odczycie, wygłoszonym na ostatnim zjeździe S tow arzyszenia brytyjskiego przez E . Schuncka, znajdujem y pew ne dane doty­

czące chem ii barw nika zieleni i wnioski na danych tych oparte. „P rzypuszczam y zw y­

kle, pow iada autor, że chlorofil, przez bes- pośrednie swe działanie na dw utlenek wę­

gla i wody, w ytw arza z nich substancyją organiczną, w ydzielając jednocześnie tlen ”.

Lecz, ja k m niem a S chunck, je stto błędem, opartym , ja k w iele innych błędów, n a fał- szywem stosow aniu określeń. Chlorofil che­

m ików je s t poprostu barw nikiem o rg an icz­

nym podobnym do alizary ny lub indyga.

P on iew aż je d n a k w kom órce roślinnej ści­

śle je s t on zw iązanym z innem i substancy- jam i, przeto fizyjologowie p rzyp isali je ­ dnem u składnikow i, m ianow icie najbardziej uderzającem u — barw nikow i chlorofilu — działanie w rzeczywistości przypadające w udziale k ilk u ciałom skom binow anym , a, być może, naw et zależące od zupełnie innego składnika.

B adania chem iczne chlorofilu, przez d łu ­ gi czas przez Schuncka w ykonyw ane, do­

prow ad ziły go do w niosku, że budow a tego ciała bardziej je st zaw iłą, niż to dotychczas przypuszczano. Nie m a to znaczyć, aby chlorofil p rz ed staw iał zw yczajną mięszani- nę. Nie je s t on je d n a k z drugiej strony ja k o b arw n ik podobny do szeregu barw n i­

ków takich ja k alizary n a lub indygo, b ę­

dących dobrze . określonem i indyw iduam i ehem icznem i. Z aw iera on raczej trz y ciała, z k tó ry ch je d n o je s t zw iązkiem zasadowym , barw nikiem azot zaw ierającym , drugie me­

talem lub tlenkiem m etalu, a trzecie kw a­

sem. W szystkie te trz y zw iązki razem d a­

j ą ów tajem niczy chlorofil. Zasadow y b a r­

w nik je stto filocyjanina, opisana przez F re - myego; m etalem może być żelazo lub cynk;

zaś kwasem je st, w ed ług poglądu S chuncka, dw u tlen ek w ęgla (kw as w ęglany). P o utw o­

rzen iu b arw n ik a przez roślinę, w razie obe­

cności tle n k u m etalu w tej lub innej posta­

ci i d w u tlen k u węgla w pow ietrzu, dane są w szystkie w a ru n k i do pow staw ania chloro­

filu. Z w iązek pom iędzy tem i oddzielnem i

sk ład nikam i je s t nietrw ały; łatw o zostaje

odszczepionym d w utlen ek w ęgla, łącząc się

(5)

N r 19. WSZECHŚWIAT. 293 z protoplazm ą lub z inną, jak ąś substancyją

w kom órce roślinnej, k tóra dopiero pod w pływ em św iatła dokonyw a rzeczyw istego jego roskładu.

P raw d z iw ą korzyść takiego zachow ania się chlorofilu u p atru je S chunck w tern, że dw utlenek w ęgla w tym razie zostaje w b a r­

dziej zgęszczonćj postaci dostarczany w pły­

wowi owego czynnika dokonyw ającego ros­

kład u , aniżeli to się dziać może wówczas, gdy gaz ten zn ajd u je się w rostw orze wo­

dnym ; z d ru g iśj wszakże strony je s t on mniej ściśle złączony, a więc łatw iej ulega odszczepieniu, aniżeli m iałoby to miejsce w zw iązku z silną zasadą, ja k np. z tlen ­ kiem potasu lub w apnia. P o pozbyciu się dw utlen k u w ęgla dw a pozostałe składniki zn a jd u ją się w stanie takim , że znów p rzy­

łączyć mogą now ą ilość d w utlenku węgla i ta k dalej. Chlorofil zatem działa w ro ­ ślinie jak o przenosiciel dw utlenku węgla i spełnia zupełnie tak ie samo zadanie, ja k w organizm ie zw ierzęcym spełnia hem oglo­

bina roznosząca po ciele tlen '). D ziałanie więc chlorofilu w roślinie praw dopodobnie w części tylko je s t chemiczne, w części zaś p rz ed staw ia ono zjaw isko fizyczne, a zaw i­

łość ta pociąga za sobą bezw ątpienia w d u ­ żym stopniu trudność całkow itego zrozu­

m ienia jeg o roli.

Z innej strony kw esty ją tę opracow uje wspom niany ju ż H ansen. Oblicza on prze- dew szystkiem ilość zaw artego w liściu b a r­

w nika chlorofilu. Zależnie od gatunku i egzem plarza zaw artość ta je st rozm aitą;

przeciętnie je d n a k w ynosi ona 5,142 g na 1 m 2 pow ierzchni liścia.

W e d łu g badań S achsa 1 m 2 pow ierzchni liścia przy dobrym stanie pogody tw orzy na godzinę około 1,6 g mączki, a więc w prze­

ciągu 15 godzin, po dodaniu 1 g ja k o straty poniesionej w skutek oddychania, około 25 g.

Poniew aż zaś, w edług oznaczeń ilościowych, 1 m 2 zaw iera 5,0 g b arw nika, a więc ilości takiej barw nika potrzeba dla w ytw orzenia 25 g mączki, czyli na 1,0 g mączki przypada 0,2 g barw n ik a zieleni.

H ansen, również ja k i Schunck, up atruje

') Porówn. końcowy ustęp a rty k u łu d ra Praż- mowskiego (W szechświat N r 5 z r . b.).

znaczenie barw nika chlorofilu w p rzyciąga­

niu dw utlenku węgla z pow ietrza, tw orze­

niu z nim nietrw ałego zw iązku i oddaw aniu go następnie asym ilującej zarodzi ziarn chlorofilowych. H ipotezę zaś tę o piera na następującem rozumowaniu.

D la u tw orzenia 25 g mączki trzeba około 20 litró w dw utlenku węgla, które zaw arte są w 50 m 3 pow ietrza. T ak a więc objętość pow ietrza pow innaby w ciągu 15 godzin przejść przez tkan k ę jednego m etra k w a­

dratow ego pow ierzchni liści. Ogólnie p rz y j­

m uje się, że pow ietrze, zaw ierające dw u tle­

nek węgla, przen ik a przez szparki w liściach do przestw orów m iędzykom órkow ych i że d w u tlen ek w ęgla zostaje przez tk ank ę zie­

leniową pochłonięty w edług praw dyfuzyi i absorpcyi gazów. P o g lą d taki nie zgadza się wszakże z wszystkiem i znanem i faktam i.

Poniew aż z w zrastaniem tem p eratu ry m a ­ leje zdolność cieczy do pochłaniania gazów, pow innoby więc i w kom órkach chlorofilo­

wych tem m niej d w utlenk u w ęgla zostać pochłoniętego im wyższą je s t tem peratura.

W rzeczyw istości je d n a k dzieje się odw ro­

tnie. Z tego wnosić należy, że p raw a a b ­ sorpcyi, staw iające ilość pochłanianego g a ­ zu w zależności od tem p eratu ry i ciśnie­

nia, w danym w ypadku nie okazują, dzia­

łania.

Zdaniem H ansena, przeoczono dotychczas doniosłość badań, w ykonanych ju ż dawniej przez M olla w celu zupełnie innym , posia­

dających je d n a k dla spraw y tu om awianej w ybitne znaczenie. P rzeczą one w prost te ­ mu, jak o b y w przestw orach m iędzykom ór­

kowych m iało się odbywać krążenie, dw u ­ tlenku węgla. M oll stw ierdził, że jeżeli koniec liścia w prow adzim y do przestrzeni zam kniętej, w którój dw utlenek w ęgla z po­

w ietrza zostaje pochłaniany przez wodan potasu, podczas gdy podstaw a liścia pozo­

staje w pow ietrzu, zaw ierającem d w utlenek węgla, że wówczas tylko ta o statnia część w ytw arza m ączkę, koniec zaś je j nie p ro d u ­ kuje. Znaczy to więc, że od jed n ej części liścia do drugiej dw utlenek w ęgla nie prze­

pływ a. D ośw iadczenia M olla co do tego p u n k tu w najrozm aitszy sposób zostały od-

| m ieniane, lecz w szystkie doprow adziły do

jedneg o re zu ltatu , m ianowicie, że cyrkula-

cyja d w u tlen k u w ęgla z jednej części liścia

(6)

294 W SZE C H ŚW IA T. N r 19.

do d ru g iśj się nie odbyw a. W obec więc tego, każdej najm niejszej cząstce pow ierz­

chni liścia jesteśm y zm uszeni p rzypisać zdolność bespośredniego ch w ytania d w u ­ tlen k u w ęgla z p ow ietrza, a „nie będzie chyba zb y t śm iałym naprzó d krokiem — słow a H a n se n a — u p a try w a ć tę zdolność w barw niku chlorofilow ym ”. T em też w y­

jaśn ia się konieczność istnienia owej o lb rzy ­ miej liczby otw orków , w liściu, z których każdy doprow adza p o trze b n y d w utlen ek w ęgla do niew ielu tylko kom órek chlo­

rofilu.

Malcsymilijan F laum .

OZNACZANIE

O znaczenie rospuszczalności ciał stałych w cieczach je s t ważnem dla ch a rak tery sty k i danego ciała. Z nagrom adzeniem w ielkiej ilości zw iązków chem icznych, szczególniej organicznych, może się łatw o zdarzyć, że dotychczasow a ch a ra k te ry sty k a , polegająca na oznaczeniu sk ład u procentow ego, p u n ­ k tu topliw ości, w rzenia, gęstości p a ry i t. d.

okaże się niew ystarczającą, d la oznaczenia n a tu ry ciała. W w ielu razach p rzy t. zw.

izom erach ju ż obecnie często niew ystarcza ona — potrzeba się uciekać do oznaczania in n y ch stałych, innych cech danego ciała — aby j e odróżnić od innego, zbliżonego w ła­

snościami, lub zu pełnie podobnego ciała.

T ak ą cechą, tak ą c h a ra k te ry sty k ą , d o ­ tychczas w chemii bardzo m ało u w zg lęd n ia­

ną — jest oznaczanie rospuszczalności ciał stałych w cieczach. S tosunkow o n ieznacz­

ne uw zględnianie tej stałej dla badanych ciał pochodzi głów nie stąd, że oznaczenie rospuszczalności p rzy tem p eratu rze p oko jo­

wej nie d aje rezultatów stałych, a oznacza­

nie rospuszczalności ciał p rzy w yższych, ściśle określonych tem p eratu rac h je s t do dziś dość tru d n em i, jeże li m a być częściej w p ra k ty c e chem icznej używ anem , pow inno uledz uproszczeniom , ułatw ieniom , bez w p ły ­

wu n atu ra ln ie na dokładność otrzym yw a­

nych rezultątów . W ik to r M eyer ') podał i opisał sposób dokładnego oznaczania ros­

puszczalności ciał stałych w cieczach przy podniesionej, ściśle określonej tem p eratu ­ rze. P rz y rz ą d używ any do takiego ozna­

czania je s t stosunkowo bardzo złożonym i z tego zapew ne pow odu w prakty ce ch e­

micznej m ało używ any, pomimo, że ozna­

czanie rospuszczalności ciał dla podanych względów je st ważną cechą w chemii. R e ­ zu ltaty otrzym yw ane przez W ik to ra M eye­

ra są bardzo dokładne w porów naniu z te- mi, ja k ie dotychczasowem i sposobami o trzy ­ mywano.

H . K o h le r 2), zw racając uw agę n a donio­

słość oznaczania rospuszczalności ciał, u w a­

ża się zm uszonym do uproszczenia p rz y rz ą ­ du M eyera, przez co przyrząd ten m ógłby znaleść ogólniejsze zastosow anie. K o hler do pew nego tylko stopnia dop ro w adził owo uproszczenie, gdyż kom pletny jeg o p rzy ­ rząd, w ykonany przez F r . M ullera w Bonn, ko sztuje 70 — 80 m arek. J e s t zatem za- drogi, a głów nie z tego w zględu, że zaw iera ep ru w etkę je d n ę w d ru giej w lutow aną i j e ­ dna z nich posiada dno z w topionej w szkło siatk i platynow ej. L u to w an ie m etalu ze szkłem głów nie przyczynia się tu do wyso­

kiej ceny. I ten p rz y rzą d nie w szedł w uży­

cie, p rzynajm niej nie słyszałem , by k tó ry ­ kolw iek z chem ików ro b ił nim dośw iad­

czenia.

Z atrzym ując zasadę, podaną przez W . M e­

y era i biorąc pod uw agę uproszczenia K o h le­

ra m ożna przyrząd bardzo łatw o, zatem bardzo tanio, sam em u sobie zbudow ać w e­

dług następnego rysu n k u .

N a ry su n k u pierw szym N r 1 przedstaw ia zw ykłą ep ruw etkę d łu gą na 10 — 16 cm\ do d n a ep ru w etk i przytopiona je s t ru rk a N r 2, w jed n em m iejscu przew ężona tak, aby we­

w nętrzna średnica jej wynosiła zaledw ie 1 m m . R u rk a N r 2 łączy się z rosszerzo- nem naczyńkiem N r 3, w którem mieści się niew ielki filterek składany (francuski), r u r ­

') B erich te der deutscheu chem ischen Gesell- sch aft zu B e r l i D . 1875, str. 998.

2) Z eitsch rift fu r analytische Chemie. v. R. F re-

senius, 1879, str, 239.

(7)

N r 19. W SZ E C H ŚW IA T . 295 ka N r 2 wchodzi w środek filterka dość

głęboko. N aczyńko N r 3 łączy się z n a­

czyńkiem N r 4, służącem do zbierania prze- filtrow anego rostw oru, do ważenia i p aro ­ w ania płynu. N aczyńko to posiądą swój szlifowany korek — je s t naczyńkiem , jak ie zw ykle p rzy analizach wagowych się uży­

wają. Do składu p rzyrządu natu raln ie k o ­ rek szlifow any nie je s t potrzebnym . N a ry ­ sunku K r 5, N r 6, N r 8, są zw ykłem i k o r­

kam i szczelnie p rzystającem i i szczelnie zam ykającem i. Z korka N r 5 wychodzi ru r k a N r 7, z k o rk a N r 8 — ru rk a N r 9.

Oznaczanie rospuszczalności odbywa się w następujący sposób: po zestaw ieniu p rz y ­

rządu, w epruw etce N r 1 umieszcza się n ie ­ w ielką ilość badanego ciała ('/2 — 2 g) s ta ­ łego, w grubszych k aw ałkach lub większych kryształach, dolew a się '/ 4— '/5 epruw etki cieczy, w którój ciało ma się rospuszczać — zatyka ep ruw etkę korkiem N r 8, w staw ia przyrząd do zlew ki z w odą lub blaszanki, zanurza po lin iją A B (aby całą ru rk ę Nr 2 zanurzyć w wodzie), ru r k i N r 7 i N r 9 łą ­ czy z ru rk am i w ypełnionem i chlorkiem wa­

pnia, dalćj N r 9 z m ałym aspiratorem . Do zlew ki z wodą lu b blaszanki z wodą wsta­

wia się term om etr, m ałe mięszadło, puszcza w ru c h asp ira to r i zaczyna zlew kę ogrze­

wać. P rze z działanie asp irato ra k rąży cie­

pły prąd pow ietrza przez N r 7, N r 4, N r 3, N r 2 do N r 1, tu małe pęcherzyki pow ietrza spraw iają mięszanie ciała z płynem , w ywo­

łu ją dokładniejsze zetknięcie i sp rzy jają rospuszczaniu. K iedy term om etr wskaże tem peraturę, przy którój chcemy oznaczenie wykonać, przeryw am y ogrzewanie, odejm u­

jem y aspirato r i ru rk ą N r 7 zapomocą ust wciągam y rostw ór na filtr. O dejm ow anie aspirato ra i w ciąganie płyn u trzeba w yko­

nyw ać spiesznie, by tem peratu ra wody ogrze­

wającej nie zdążyła się obniżyć. P ły n z fil­

tra przechodzi do N r 4, co gdy je st usku­

tecznione, w yjm uje się ze zlew ki lub bla-

1

szanki przy rząd , obciera, w yjm uje korek N r 5, zatyka korkiem szlifowanym, suszy albo odparow yw a płyn i waży się wreszcie.

Jeżeli ciało je st w postaci delikatnego proszku lub pyłku, można j e zaw inąć w j e ­ dw abny woreczek, w łożyć do epru w etk i, umieścić n ad woreczkiem d ru t platynow y spiralnie zw inięty, nalać p ły n u i postępować ja k poprzednio.

Jeżeli zlew ki lub blaszanki z płynem ogrzew ającym są w ąskie a wysokie, p rzy ­ rządow i całem u można nadać uk ład , w yra­

żony n a rysu nk u (fig. 2).

(8)

296

Sądzę, że re z u lta ty otrzym yw ane tym p rzyrządem nie będą w niczem ustępow ać rezultatom otrzym yw anym przez M eyera lub K o hlera, a cały p rz y rz ą d je s t o wiele prostszym , bez p orów nania tańszym i do­

stępniejszym .]

B r . Pawlewski.

P R O M I E N I O W C E .

(Dokończenie).

' M ów iliśm y ju ż, że p rotoplazm a w ew n ątrz- torebkow a łączy się z zew n ątrzto reb k o w ą zapomocą cienkich protoplazm atyczn ych n i­

teczek, przechodzących przez pory, z n a jd u ­ ją c e się w błonie torebkow ej. P o ry zw y­

kle g ru p u ją się około je d n eg o p u n k tu , rz a ­ dziej są w całej błonie rospi-oszone; n ie k ie ­ dy istnieje k ilk a szerszych k an alik ó w z g ru ­ pow anych także po większej części w je - dnem m iejscu.

T o reb k a środkow a resp. je j błona nie roz­

w ija się u w szystkich prom ieniow ców o j e ­ dnym i tym samym czasie; przeciw nie, p o d ­ czas, kiedy u je d n y c h zjaw ia się w bardzo wczesnej m łodości, u innych dopiero n a sta ­ rość się rozw ija.

U niektórych prom ieniow ców (P e rip y ła - ria) zauważyć m ożna pew ne, b ard zo ch a­

rak tery sty czn e zróżnicow anie zarodzi we- w n ątrzto reb kow ej; m ianow icie, bardzo w y­

raźn ie w ystępuje prom ieniste je j p rą żk o w a­

nie, k tó re, w edług w szelkiego praw dopod o­

bieństw a, je s t w yrazem u g ru p o w an ia się z ia r­

nistej części zarodzi w prom ienisto ze środka roschodzące się kolum ny, oddzielone od sie­

bie nieziarn istą je j częścią(fig. 7 w N r poprz.).

W w ew nątrztorebkow ej zarodzi p rom ie­

niowców bard zo rzad k o znaleść m ożna wo- dniczki (yacuolae); przy tem w odniczki te, podobnie ja k zew n ątrzto reb k o w e nig d y nie są skurczliw e.

R ów nież dość rządkiem zjaw iskiem są k u lk i b iałk a (fig. 6 i 8). Z naleziono je do­

tychczas u T halassicola nucleata i u Cyr- tid ae. P rz e d sta w ia ją się one w form ie bez­

barw n ych , p rzezroczystych, zlek ka lśnią­

cych k u l i sk ładają się z substancyj p ły n ­ nych z m ałą dom ięszką rospuszczonych a l­

bo napęczniałych ciał stałych. U T h alassi­

cola nucleata zn a jd u ją się one w bardzo znacznej ilości i zaw ierają k o n k re m e n ty ,, k u lk i tłuszczu i k ry ształy , podczas, kiedy u C yrtidae kule białkow e żadnych ciał ob­

cych nie zaw ierają.

D robne k ro p elk i tłuszczu (fig. 8) są zja­

wiskiem bardzo zw ykłem zarów no w zaro­

dzi w ew nątrztorebkow ój, ja k i w wodnicz- kach i ku lach białkow ych; ale, prócz tych drobnych krop el tłuszczu, rossianych n ie­

praw idłow o w całej torebce, znajd u je się u n iek tó ry ch prom ieniowców jed n a albo k ilk a dużych kul tłuszczow ych, bezbarw ­ nych, albo też różowych, czerw onych lub żółtych (fig. 5). J a n M ueller i H aeckel przypuszczają, że znaczenie tych k u ł tłu sz­

czowych je s t hydrostatyczne: zm niejszając ciężar w łaściw y całego osobnika, m ają one u łatw iać pływ anie na pow ierzchni lu b w róż­

nych głębiach wody. W ed ług H ertw ig ą k u lk i tłuszczow e przechow ują m atery ja ł odżyw iający, zużytkowryw any później przy rozm nażaniu się.

T o reb ki środkow e prom ieniow ców W rz ad ­ kich tylko w ypadkach są bezbarw ne; zw y­

kle są zabarw ione na kolor różowy, czer­

wony, żółty lub b ru n a tn y , przyczem zna­

leść m ożna w szystkie najróżnorodniejsze odcienie ty ch barw . C zerw ona barw czasa­

mi przechodzi w pom arańczow ą, fijoletow ą lu b niebieską; rzadko bardzo- zabarw ienie byw a ciem noniebieskie (granatow e), zielone albo oliwkowe.' B adanie źródła owego za­

barw ienia udow odniło, że po większej czę­

ści w zarodzi zn a jd u ją się specyjalne z ia rn ­ ka barw n ik a albo rów nom iernie rossiane w całej torebce, albo też w pew nych je j m iejscach tylko skupione; rzadziej zab&r- w ienie je s t spow odow ane obecnością barw ­ nych k u l tłuszczow ych, a nigdy barw nik nie je s t rospuszczony w zarodzi. B udow a ziarn b arw n ik a nie je s t jeszcze dokładnie znana.

W torebce środkow ej znajdują się jeszcze sw obodne k ry sz ta ły , utw orzone z siarczanu b a ry tu lub stro ntu, niekiedy w rzeciono­

w ate (fig. 5). C iekaw e są z tego w zględu, że są w zw iązku z rozm nażaniem . R ozw i­

ja ją się one m ianowicie mniej więcej w tym N r 19. _

W SZ E C H ŚW IA T.

(9)

Nr 19.

czasie, kiedy ma nastąpić tw orzenie się za­

rodników i każdy z tych ostatnich zostaje zaopatrzony w kryształek. C ollosphaera H uxleyi, prócz dużych kryształów , posiada też podobne m ałe i one właśnie wchodzą do zarodników , duże zaś pozostają niezm ie­

nione po opróżnieniu torebki środkowćj z zarodników .

K szta łt i rozm ieszczenie protopłazm y ze- w nątrztorebkow ćj znajduje się w ścisłej za­

leżności od rozm ieszczenia otw orków , przez które przechodzą niteczki łączące j ą z ze- w nątrztorebkow ą protoplazm ą. Jeżeli po­

ry są rów nom iernie rossiane po całej b ło ­ nie torebkow ej, zarodź zew nątrztorebkow a przedstaw ia się w kształcie cienkiej w ar­

stw y oblewającej całą torebkę; jeżeli zaś otw orki są skupione w jednem miejscu lub też istnieje tylko je d e n otw orek, zarodź skupia się w tem m iejscu w bryłkę, ja k k o l­

w iek prócz tego sku p ien ia znaleść można niekiedy i cieniutką w arstw ę oblewającą błonę torebkow ą. Na podstaw ie pow yższe­

go sądzi B utschli, że błona torebkow a to po- prostu błona kom órkow a, a zaródź ze­

w nątrztorebkow a to tylko część zarodzi, k tóra się na zew nątrz przez pory w ydosta­

ła. A le przeciw ko takiem u poglądow i przem aw iają badania B randta, w edług któ­

rego błona torebkow a rozw ija się pom ię­

dzy dw iem a ju ż przedtem zróżnicowanem i w arstw am i zarodzi. K to z tych dw u bada- czów ma słuszność, tego obecnie jeszcze ros- trzygnąć nie można.

Zaródź zew nątrztorebkow ą pokryw a zw y­

kle stosunkow o dość g ru b a w arstw a sub- stancyi g alareto w atej, obserw ow ana ju ż przez M eyena i H uxleya.

Substancyja galareto w ata je s t szczególnie rozw inięta u promieniowców', żyjących gro­

m adnie, tw orzących t. z w. kolonije z k ilk u ­ dziesięciu osobników złożone: tutaj tw orzy ona spójnię pom iędzy pojedyńczem i osobni­

kam i i łączy je pom iędzy sobą w jed n ę ca­

łość.

Podczas kiedy w w ew nątrztorebkow ój zarodzi w odniczki są zjaw iskiem stosunko­

wo dość rządkiem , w zarodzi zew nątrzto- rebkow ej są one zjaw iskiem zw ykłem i czę­

sto w bardzo w ielkiej ilości się nagrom a­

dzają. T ak np. u T halassicola nucleata (fig. 4) są one ułożone w kilka warstw;

w w arstw ach blizkich torebki środkow ej są one bardzo małe, w bardziej oddalonych od niej większe. W reszcie w tej części za­

rodzi znajd u ją się jeszcze „żółte k om ó rki”

(fig. 5).

Z zarodzi zewnętrznotorebkowój roscho- dzą się protoplazm atyczne w yrostki, różne­

go k ształtu i wielkości, przedostające się przez otaczającą galaretow atą substancyją i z których dopiero — po ich wyjściu z tój ostatniej — prom ienieją nibynóżki (fig. 4).

P rzecho dząc do kw estyi rozm nażania się prom ieniowców, m usimy przedew szystkiem zwrócić uw agę na zauważone przez Haec- kela rozm nażanie się przez proste dzielenie torebek środkow ych (Sphaerozoeae). P ra w - dopobnie tw orzenie się kolonij je s t w zw iąz­

ku z tym sposobem rozm nażania.

Zw ykły jednakże sposób rozm nażania się prom ieniowców je st inny: jąd ro się dzieli;

wokoło każdego z m łodych, pow stałych w ten sposób ją d e r g ru p u je się część pro- toplazm y; cała zaw artość torebki rospada się na pew ną ilość kom órek — zarodników , przeryw ających błonę torebkow ą i w ypły­

w ających z niej. Z tych zarodników roz­

w ijają się nowe osobniki.

Ją d ro prom ieniowców je s t—o ile szkielet w ew nętrzny nie przeszkadza, umieszczone w samym środku torebk i i kuliste. Jeżeli są przeszkody (szkielet), kształt jeg o i m iej­

sce w torebce odpowiednio się zmienia. J ą ­ dro posiada w łasną błonę, niekiedy tak g ru ­ bą, że pod m ikroskopem przy dużem po­

w iększeniu można odróżnić podw ójny jej k ontu r; w młodości, a u wielu form przez długi naw et czas ją d ro je st zupełnie je d n o ­ rodne. Później jednorodność znika i mo­

żna w ją d rz e odróżnić trzy części: środko­

wą, kulistą, zgęszczo n ą— jąd erk o , p rzy ­ ścienną, korow ą w arstw ę i pom iędzy niem i

„sok ją d r a ”, płynną część. W różnych g ru ­ pach prom ieniowców dzielenie ją d ra różnie się przedstaw ia: w jed n y ch w ypadkach przez proste przew ężanie ją d ro dzieli się na dwa, cztery, osiem i t. d. m łodych jąd er;

w innych (H ertw ig ) środkow a część ją d ra (którą oznaczyliśm y ja k o jąd erk o ) dzieli się n a znaczną ilość d robnych podługow atych ciałek (fig. 6), które w ydostają się z ją d ra ; wchodzą do zarodzi w ew nątrztorebkow ej i stanow ią przyszłe ją d r a zarodników i t, d.j

297

W SZECH ŚW IAT.

(10)

298 W SZ E C H ŚW IA T. N r 19.

ostatecznym rezultatem je s t pow stanie wielu | m łodych ją d e r, w ypełniających całą praw ie torebkę środkow ą (fig. 5). Jednoczesn a z tem resorbcyja kul tłuszczow ych — jeżeli zn a jd u ją się one w toreb ce — i p o jaw iają się wokoło ją d e r m ałe k ro p elk i tłuszczu: i kule tłuszczowe stanow iły rezerw ow e sub- stancyje pożyw ne i obecnie rospadają się na drobne k ro p elk i, by każdy tw orzący się za­

rod nik dostał należną mu cząstkę. O tym samym czasie u n iek tó ry ch prom ieniow ców , ja k ju ż wyżój m ówiliśmy, p ojaw iają się i w zarodzi, w ilości mniój więcej rów nćj ilo ­ ści m łodych jąd er, m ałe w rzecionow ate k ry ­ ształk i, k tó re wchodzą do tw orzących się zarodników .

P o pew nym czasie zam iast ow ych ją d e r znajdujem y w torebce środkow ej tyleż ko­

m órek — zarodników , z kry ształk am i lub bez nich, a zawsze o p atrzonych biczykiem . Z aro dniki te p rz ery w a ją błonę torebkow ą, w ydobyw ają się z niój i swobodnie p ły w ają w wodzie, w ykonyw ając ożyw ione ruch y przy pomocy biczyka (fig. 9).

T w orzenie się zarodników z k ry ształk am i lub bez nich ma m iejsce u jed nego i tego sa­

mego gatu n k u , zależnie od osobnika. W j e ­ dnaj i tćj samćj kolonii część osobników tw orzy takie, reszta inne zarodniki.

E . K o rsch elt przypuszcza, że u prom ienio­

wców może mieć miejsce coś w ro d zaju płcio­

wego rozm nażania się, n a podobieństw o te­

go, co Colin znalazł u toczka (Volvox) i P an- do rin a M orum . Sądzi on, że m a tutaj m iej­

sce kop u lacy ja m akro- i m ikrospory, a do­

piero w ynik t^j kopulacyi, zygospora, dalej się rozw ijając, w ytw arza nowy organizm .

P ró cz obecności lub nieobecności k ry sz­

tałk ó w zachodzi pom iędzy zarodnikam i j e ­ szcze je d n a różnica. P odczas, kiedy za ro ­ dniki zaw ierające k ry sz ta łk i są mniój wię­

cej jed n ak o w ej wielkości, z b esk ry sz tałk o - wych jed n e są o połow ę m niejsze od innych (fig. 9, b). M am y więc tu taj m akrospory i m ikrospory (H e rtw ig , B ran d t). J a k ie z n a ­ czenie może mieć ta różnica rozm iarów ? Rozwój prom ieniow ca z zaro d n ik a, sto­

sunkow o bardzo prosty, k ry je w sobie j e ­ dn ak w iele nierosstrzygnięty ch zagadek.

P rom ieniow anie nibynóżek, zróżnicow a­

nie to reb k i środkow ej, a nadew szystko osa­

dzanie się krzem ionkow ego szkieletu, k tó ­

rego k ształty są tak różnorodne, tak piękne, a zawsze m atem atycznie praw idłow e, w szy­

stko to są zjaw iska, o w ytłum aczeniu k tó ­ rych obecnie naw et m arzyć jeszcze nie można.

J u lija n Steinhaus.

Objaśnienia do tablicy rysunlców w N r 18 sir. 281.

F ig. 1. Heliocladus furcatus H ekl.

F ig. 2, H ex am istra ąuadricuspis H ekl.

F ig . 3. C inelopyram is M array an a Hekl., szkielet.

Fig. 4. T halassicola nucleata H xl. Żyw y egzem ­ p larz p rz y ełabem pow iększeniu, nb nibynóżki, wk wakuole, tś to reb k a środkow a otoczona czar­

n y m b arw nikiem .

F ig . 5. T orebka środkow a Collozoum inerm e I. M. otoczona zarodzią, w której są rozrzucone kom órki żółte (żfc), w środku kula tłuszczu (tł) naokoło niej liczne ją d r a i k ryształki (k).

F ig. 6. P oprzeczne przecięcie to re b k i środko­

w ej T halassicola nucleata Hxl. j ją d ro , j k ją d e rk a , w n ętrze to reb k i w ypełnione kulk am i białka, z k tó ­ ry c h zew nętrzne praw ie w szystkie zaw ierają kon- k rem en ty . P rzy ścien n a w arstw a zarodzi prom ie­

n isto prążkow ana.

F ig. 7. T orebka środkow a D iplosphaera spinosa H ertw (tś) z ją d re m (;) i ją d e rk a m i (jk). Z aródź prom ienisto prążkow ana.

Fig. 8. Część zaw artości to re b k i środkow ej T h a­

lassicola n u c le a ta H xl. tl kulki tłuszczu z kon- k re m e n ta m i i k ry s z ta łk a m i bk, rozrzucone w śród m nóstw a m ały ch pęcherzyków (jąder?).

F ig . 9. Z aro d n ik i Collozoum inerm e. a z k ry ­ ształk am i (k ), 6 bez kryształków , j ją d ro .

Ś. p. Konstanty Grewingk.

W dniu 30 C zerw ca ubiegłego roku zm arł w D orpacie d ług oletn i profesor m ineralogii tam ecznego u n iw ersy te tu , d r K on stan ty- K a sp e r-A n d rzó j G rew ingk, urodzony d. 14 S tycznia 1819 ro k u w Felinie (In flan ty ).

W ielo stro n n a działalność zm arłego nie była bez w pływ u n a rozw ój k rajoznaw stw a n a ­ szego, a ja k o jed en z byłych słuchaczy św iatłego profesora, uważam za swój obo­

w iązek niniejszą wzm iankę pośm iertną p o ­

dać czytelnikom W szechśw iata.

(11)

N r 19. W SZECHŚW IAT. 299 Syn św iatłych rodziców K asp ra i K ry ­

styny z Schram m ów, w ychow yw ał się na- sam przód w sław nym na owe czasy insty­

tucie d ra H o llan d era w pobliżu W enden, następnie po ukończeniu gim nazyjum w D o r­

pacie w r. 1837 zapisał się na w ydział filo­

zoficzny miej sco wój wszechnicy.

W następnym roku, pod doświadczonem kierow nictw em znanego podróżnika A le­

ksan d ra L ehm ana, G r. odbył wycieczkę gieologiczną do F in la n d y i, a w tow arzy­

stwie K a ro la-E rn esta B aera zw iedził n a d ­ zwyczaj ciekawą, pod względem gieologi- cznym, wyspę H o chland w zatoce F iń ­ skiej.

W ro k u 1840 o trzym ał m edal złoty za rospraw ę „O strącan iu tlenków m etali i sub- stancyj organicznych z rostw oru przez w ę­

giel”.

W ro k u 1842 uzyskał stopień k an d y d a­

ta filozofii za rospraw ę „N auka M itscher- licha o homeomorfizmie i jój wpływ na mi- neralogiją”.

T rzy lata następne poświęcił G rew ingk podróży naukow ej po E uropie. W B erli­

nie pracow ał u G ustaw a Rosego, W eissa, H e n ry k a Rosego i R am m elsberga nad k ry - stalografiją i chem iją m ineralną, słuchał p a ­ leontologii u B eyricha i G ira rd a, zw iedza­

ją c w w olnych chw ilach najciekaw sze pod względem gieologicznym okolice Niemiec, Szw ajcaryi, T y ro lu i W łoch.

W roku 1843 uzyskał stopień doktora filozofii na 'u n iw e rsy tecie w Jen a za ros­

praw ę „O zw iązkach ch ro m u ” ; pracow ał następnie u P la ttn e ra , W eissbacha i C otty.

W ro k u 1846 po pow rocie z podróży mia­

now any kustoszem zbiorów m ineralogicz­

nych petersburskiej A kadem ii nauk, zajął się uporządkow aniem i opracow aniem nade­

słanych przez rozm aitych podróżników ko- lekcyj z A zyi środkow ej, A m eryki rossyj- skiój i K alifo rnii. W roku 1848 z polece­

nia petersburskiej A kadem ii, zwiedził gu- bernije: ołoniecką i archangielską do b rz e ­ gów O ceanu lodow atego. W r. 1850 zwie­

dził Szw ecyją i N orw egiją; w r. 1853 k o ­ palnie szm aragdów na U ralu.

W ro k u 1854 wezwano go na profesora m ineralogii do u n iw ersy tetu dorpackiego, gdzie poprzednikam i jego byli: E ngelhardt, Abicli i Schrenck.

W roku 1854 otrzym aw szy stopień m a­

gistra, w ro k u 1859 — doktora m ineralogii, ogłosił w roku 1861 najw ażniejsze z dzieł swoich, re zu ltat sześcioletniej mozolnej p ra ­ cy: „Gieologiją Estonii, Inflant i K u rla n d y i”.

P ra c a ta obok swój naukow ej w artości po­

siada dla nas i tę jeszcze doniosłość, że obejm uje w sobie części Żm udzi i L itw y , graniczące z K u rlan d y ją.

W roku 1879 ukazało się nowe, p o p ra­

w ne w ydanie jego m apy gieologicznej wraz z „objaśnieniam i”, zaw ierającem i w iele cen­

nych i now ych spostrzeżeń.

Pom im o oddaw na traw iącej go choroby, do ostatnich chw il um ysł m iał ja sn y i trze­

źwy, w p ra cy nie u staw a ł na chwilę, ulega­

jąc tylko stopniow o coraz więcej powszech­

nej słabostce starych gieologów do archeo­

logii przedhistorycznej. W y k ła d jeg o nie­

gdyś żywy i jasny, jak k o lw iek starannie dopełniany dopiskam i z najnow szej lite ra ­ tu ry gieologicznej, stał się nudnym i usy­

piającym , natom iast z dziecinnem zam iło­

waniem z b ierał G rew ingk, toporki kam ien­

ne, przeróżne w ykopaliska z grobów litew ­ skich i estońskich, zaniedbując zupełnie n ie­

gdyś ulubioną m ineralogiją, którój słucha­

nie staw ało się praw dziw ą m ęką dla stu­

dentów.

T y p niem ieckiego uczonego, praco w ity do znużenia, um ysłu niezbyt bystrego, w obejściu przystępny i ujm ujący, w osta­

tnich tylko latach życia stał się zgryźliw ym i w stosunkach osobistych częstokroć p rz y ­ krym . P o sia d ał on d ar, pom iędzy naszym i uczonymi niestety rzadk i, że um iał słucha­

czy swoich do studyjów zachęcić poza w y­

kładem i w pracow ni, na wycieczkach lub w domu, gdzie się liczne grono uczonych wspólnie z akadem icką młodzieżą na poga­

wędkę co tydzień zbierało. B ył on, jeżeli nie najlepszym profesorem , to w ybornym kierow nikiem m łodych sił naukow ych, k tó ­ rym drogę do studyjów zupełnie sam odziel­

nych w skazyw ał i naukow ej u dzielał po­

mocy. Sam zajęty przew ażnie gieognosty- cznem badaniem p ro w in cy j B ałtyckich i ar- cheologiją przedhistoryczną, zd ołał pod swojem okiem w ykształcić takiego paleon­

tologa, ja k W ład y sław D ybow ski i jed n o ­

cześnie z nim p raw ie takiego petrografa

i m ineraloga, ja k obecny profesor w arszaw ­

(12)

300 W SZE C H ŚW IA T. N r 19.

skiego uniw ersytetu — A lek san d er Lagorio.

Z ad aw aln iał się je d y n ie w skazaniem k ie ru n ­ ku pracy, dostarczał w szystkich potrze^

bnych m ateryjałów , lite ra tu ry , okazów, n a ­ rzędzi, lecz n ig d y słów kiem jed n em na wnioski przez sw oich asystentów w yprow a­

dzane, nie w pływ ał. Jeżeli wnioski te w y­

daw ały mu się niesłusznem i — otw ierał po­

le do dyskusyi w m iejscowem tow arzystw ie przyrodniczem , gdzie zw ykle m łodzi uczeni prace sw oje p oddaw ali w y traw n ej, lecz z a ­ razem d y sk re tn e j k ry ty ce kółka profesorów i kolegów . Słabsze — tonęły w zapom nie­

niu m ało naukow em u św iatu znanych ro c z ­ ników tow arzystw a; lepsze byw ały zachętą do dalszej p racy na polu obranem .

Ogółem od ro k u 1847 do dnia śmierci ogłosił drukiem 92 ro sp ra w y z dziedziny gieologii i archeologii, p ra w ie w yłącznie, z w yjątkiem lat pobytu w P etersb u rg u , dotyczące prow incyj B ałtyckich i L itw y . P ra c e te pom ieszczał w rocznikach dorpac- kiego tow arzystw a przyrodniczego: A rchiv fu r N a tu rk u n d e E st-L iv -u n d C u rlan d s i Si- tzun g sb erich te d er D o rp a te r N atu rfo rsch er- gesellschaft; dalój w rocznikach p e te rsb u r­

skiej A kadem ii nauk; rocznikach p e te rsb u r­

skiego tow arzy stw a m ineralogicznego; w y­

daw nictw ach uczonego to w arzy stw a esto ń ­ skiego w D orpacie; oraz w A rch iv fu r A n- thropologie.

D r J ó ze f S iem iradzki.

Towarzystwo Ogrodnicze.

(D okończenie).

P. W erm iń sk i prow adził dośw iadczenia n a d k ie ł­

kow aniem nasion, w celu stw ierd zen ia n a tu ry ziarn aleuronu, je ż e li bow iem ziarno a leu ro n u tw o rz y | się z zeschniętej w akuoli, pow inno, p rzy kiełkow a­

niu, w skutek p ochłaniania wody, ulegać procesow i odw rotnem u, t. j. zam ienić się na w akuo’e.

O bserw acyje były prow adzone na nasionach: a) bez krystaloidów zaw ierających m ało tłuszczu, do k tó ry c h należę, nasiona łu b in u niebieskiego i żół­

teg o (L upinus angustifolius i L. luteus) i b ) n a ­ sionach tłuszczow ych np. słoneczniki i różnych ga­

tunków dyniow atych ro ślin (Cucumis satiya, Cu- c u rb ita ficifolia, C, m elanosperm a, B ryonia). W n a ­

sionach pierw szych ziarn a aleuronu już po 24 go­

dzinach kiełkow ania silnie pęcznieją i zam ieniają s’’ę w w yraźne w akuole, któ re zwolna zlew ają się po kilka razem , tw orząc wakuole większe. W d al­

szych stad y jach kiełkow ania, w każdej kom órce (skraw ka zrobionego z łubinu) dostrzega się tylko trzy, dwie a w reszcie je d n ę w akuolę, której za­

w artość staje się coraz w ięcej w odnistą i tr a c i ros- puszczone białko.

W innych nasionach, tłuszczow ych, przy k iełk o ­ w aniu w każdem z iarn ie aleuronu, początkow o tw orzą się d ro b n e pęch erzy k i w ypełnione płynem , liczba ty c h pęcherzyków pow iększa się i każde ziarno aleuronu zam ienia się n a wakuole.

W końcu p. W. p rzytoczył poglądy na z iarn a aleuronu, podobne do pew nego stopnia do re z u l­

tató w przez siebie otrzy m an y ch , w ypow iedziane poprzednio przez M ascbkego i Pfeffera i w ykazał różnice ty ch poglądów. Zakończył zaś p. W. swo­

je spraw ozdanie uwagą, że jeżeli przy jąć z iarn a aleu ro n u za zaschnięte w akuole, w tedy zniknie za­

sadnicza ró żn ica pom iędzy tk a n k ą nasien ia i in n e ­ m i tk a n k a m i roślinnem i, w szystkie bow iem tk a n ­ k i b ędą zaw ierać wakuole.

3- Po spraw ozdaniu p. W erm ińskiego zab rał głos p. G rosglik, k tóry w spom niał o p racy W ak k era o alenronie, niedaw no drukow anej w jednem z pism botanicznych, którój a u to r przychodzi zupełnie do ty c h sam ych rezultatów co i p. W erm iński. Prze­

m ów ienie p. G rosglika w yw ołało dyskusyją, w k tó ­ rej przyjm ow ali udział pp. A. Z alew ski, W erm iń- aki i A lexandrow icz.

4. N astępnie p. S. K ontkiew icz, in ży n ier g ó rn i­

czy, m ów ił o kopalniach w ęgla w D ąbrow ie. W y ­ kazał n ap rzó d , że k o p aln ie w D ąbrow ie należą do zagłębia w ęglow ego szląskopolskiego; n astępnie m ó­

w ił o budow ie i ułożeniu pokładów węglowych n a całym obszarze zagłębia, o zadziw iającej grubości pokładów w ęgla w D ąbrow ie. W dalszym ciągu w spom niał p okrótce o h isto ry i i losach kopalń dąbrow ieckich, o obecnych ich posiadaczach, w koń­

cu zaś opisał dw a sposoby ek sp lo atacy i węgla, p rak ty k o w an e obecnie w D ąbrow ie, t. j. „sposób szląski” (rabunkow y) i przez „podsadzkę".

N a tem posiedzenie ukończone zostało.

i

AKADEMIJA UMIEJĘTNOŚCI

W K R A K O W IE .

Posiedzenie w yd zia łu m atem at.-przyrodn.

w d. 2 5 K w ietnia 1 8 8 8 r.

Przew odniczący d r Teichm an, sek retarz d r J a n ­

czew ski, obecni członkowie: M ajer, K arliński, Ro-

(13)

N r 19. W SZECH ŚW IAT. BOI stafiński, K opernicki, Cybulski, oraz nadzw yczajni:

Ściborowski, W arszau er i Zieleniew ski.

Przew odniczący otw iera posiedzenie przem ów ie­

niem poświgconem dwu zm arłym członkom wy­

działu, C zyrniańskiem u i W róblew skiem u, wezwa­

wszy w kcńcu obecnych do oddania im czci przez powstanie.

U astgpnie członek C ybulski przedstaw ił nowy m anom etr do oznaczania p a rc ia k rw i zapomocą fotografii. Prelegent opisał, jak ie dotychczas is tn ia ­ ły m anom etry, opow iedział dlaczego zapom ocą tych narzędzi m ożna było badać ty lk o parcie krw i w tętn icach , ja k ie tru d n o ści napotyka się przy badaniu tego sam ego zjaw iska w żyłach i w yjaśnił w reszcie, że z pom ocą w ynalezionego m anom etru m ożna będzie przedsiębrać najdokładniejsze b ad a­

nia w obu razach. W dyskusyi n ad ty m p rzed ­ m iotem zab ierali głos członkowie: M ajer, R osta­

fiński, T eichm an, K arliński, K opernicki i W ar­

szauer.

W kolei p orządku dziennego przedstaw ił dalej członek C ybulski p ra c ę w jk o n a n ą w jego p raco ­ w ni fizyjologicznej przez d ra G. Piotrow skiego pod tytułem : „W pływ ciśnienia w ja m ie brzusznej na tętn o i p arcie ościenne k rw i”.

P o tem członek Rostafiński przedstaw ił p racę dra A. Prażm owskiego: „O tw orzeniu się zarodników u b a k te ry j" , w której a u to r ta k zasłużony w bak- tery jo lo g ii sta ra się udow odnić, że podział bakte- ryj na endosporeae i a rth ro sp o reae, proponow any przez de B arego, nie da się utrzym ać, gdyż zaro­

dniki pow stają w obu razach zupełnie w ten sam sposób.

W reszcie sekretarz odczytał tre ść p racy pana Sam uela D icksteina. „K ilka tw ierdzeń o funkcyjach alef“, oraz ocenę te j p racy p odaną przez członka M artensa.

W dalszym ciągu n a posiedzeniu adm inistracyj- nem, postanow iono odesłać prace pp. Cybulskiego, Piotrow skiego, Prażm owskiego i D icksteina do ko­

m itetu redakcyjnego, om aw iano oddanie nowona- desłanych p ra c na następne posiedzenie odpowie­

dnim członkom do re fe ra tu , zatw ierdzono w ybór p. J. H ryncew icza na członka Komisyi an tro p o lo ­ gicznej, oraz odczytano trz y propozycyje wniesio­

ne na członków A kadem ii.

J . R.

KRONIKA NAUKOWA.

FIZY K A .

— Wpływ wysokiej tem peratury na magnetyzm . W ia­

domo oddaw na, żo p rę t m agnetyczny tra c i m agne­

tyzm po ogrzaniu do czerw oności; dotąd wszakże n ie zdołano oznaczyć d ro g ą pom iarów bespośre-

dnich, w jakiej tem p eratu rze żelazo p rzestaje być ciałem m agnetycznem . Z adanie to podjął obecnie p. P. L edeboer, posługując się źródłem ciepła, któ­

re pozw alało utrzym yw ać tem p eratu rę jed n o stajn ą i należycie d ającą się regulować. W w aru n k ach , w ja k ic h dośw iadczenia te prow adzone b y ły , żela­

zo zachowywało aż do te m p e ra tu ry 680° w łasności m agnetyczne, ja k w tem peraturze zw ykłej, pow y­

żej zaś tego p u n k tu spadek był bardzo n a g ły ,—

około 750° w łasności m agnetyczne praw ie ju ż nie istn iały , a przy 770° znikły zupełnie. Po oziębie­

niu wszakże odzyskują one swe poprzednie n a tę ­ żenie. (Comptes rendus).

S. K.

CHEMIJA.

S tałość tiofenu. Ciekawy te n zw iązek, C4 H4 S, badany pod w zględem fizycznym przez Schiffa, Thom sena, K nopsa, pod w zględem chem icznym przez odkryw cę sam ego i innych chemików, podda­

łem badaniu n a jego w ytrzym ałość p rzy w yższych te m p e ra tu ra c h . Z b adań się okazało, że przy 150°, 182°, 250°, 277° posiada on norm alną gęstość pary.

I p rzy wyższych tem p e ra tu ra c h je s t on w y trzy ­ m ały m zw iązkiem , tem p eratu ra krytyczna, ja k sig po przeprow adzeniu rachunku z osięgniętych re z u lta ­ tów okaże, będzie leżyć około 312° C. R ezultaty bliższe przedstaw ię na innem m iejscu.

Br. Pawlewski.

TECHNOLOGIJA.

— W rażliw ość smaku. F . P. Venables w ykonał szereg dośw iadczeń, k tó ry ch zadaniem było ozna­

czenie g ran ic w rażliw ości sm aku na różne rospu- szczalne w w odzie ciała. W ty m celu obserw ator rospuszczał zważoną ilość m a te ry ja łu w oznaczo­

nej ilości wody, a zm niejszając stopniow o koncen- tra c y ją rostw oru, poddaw ał go próbie. Okazało się, że cukier i sól kuchenną, w rostw orze 0,003 g zaledwie sm akiem rozróżnić można: tanina, w ro s­

tw orze 0,0002 g tra c i smak, kw as solny w 0,0001.9 zaledw ie je s t dostrzegalny, stry ch n in a zaś w ro s­

tw orze 0,0000005 jeszcze n a sm ak działa. (Gaea 1888, H. IV).

W . M.

GIEOLOGIJA.

— Szybkość roschodzenia się trzęsień ziem i. Prof.

Newcom b i D utton zeb rali dane tyczące się p a ­ m iętnego trzęsien ia ziem i w C harleston (K arolina), jak ie miało m iejsce w roku 188o, a przyjąw szy za podstawę chw ile w skazyw ane przez zegary, któ re się w skutek u derzenia zatrzy m ały , oznaczyli stąd szybkość, z ja k ą roschodziło się w spom niane trz ę ­ sienie. R e z u lta t ty ch dochodzeń okazał 5184 m e­

tr y na sekundę, z praw dopodobnym błędem mniej lub więcej 80 m etrów . J e s tto liczba zniacznie p rze­

w yższająca szybkość poprzednich trz ę sie ń , przez różnych badaczy oznaczaną; w iadom o zresztą, że n a tę szybkość wpływ znaczny w yw iera n atu ra

gru n tu . (C om ptes rendus).

Cytaty

Powiązane dokumenty

W ykazali oni, że przez dodanie kropli kwasu octowego do alkoholowego roztw oru chlorofilu barw a roztworu zm ienia się nadzwyczaj mało i że widmo jego różni

sze n a siatkówce obraz przewrócony, zwierzę z uszkodzonym lewym płatem potylicowym przy zasłonięciu lewego oka dostrzeże (p r a ­ wem okiem) tylko przedm ioty

W ogólności w ięc w idzim y, że znaczna liczba miast odw ołać się musi do oczyszczania wód rzecznych, co daje się kilk u metodami przeprow adzić.. Sposób

Owoc ten odznacza się sokiem bardzo lepkiem , któ ry u trud nia bardzo jedzenie.. Owoc tej palm y, wielkości śliwki, pięknego pom arańczow ego koloru je się

ności cieplikowej prom ieni księżyca, p o słu ­ gując się do tego celu wynalezionym przez siebie bolom etrem.. T ą drogą oznaczył L an ­ gley, że ciepło

wych w ybitną rolę g ra kwas w aleryjanow y, otrzym any przez dalszy roskład (hidrotyza- cyją) leucyny, ale i wszystkie niższe odeń kw asy zazwyczaj się

Wenus pod względem wielkości bardzo mało się różni od ziemi, z drugiej zaś strony jest młodszą i otrzymuje od słońca dwa razy więcej ciepła; można więc

Komórki górnej (grzbietowej) powierzchni i brzegu plechy zaokrąglają się, każda z nich dzieli się następnie na dwie i w ten sposób plecha rozpada się na