• Nie Znaleziono Wyników

M 20 . Warszawa, d. 13 Maja 1888 r. T o m V I I .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 20 . Warszawa, d. 13 Maja 1888 r. T o m V I I ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 20 . Warszawa, d. 13 Maja 1888 r. T o m V I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA."

W W arszaw ie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10

półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata

i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P . D r. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b.dziek. Uniw., Ii. Jurkiewicz b.dziek.

Uniw., mag Ii. I)eike, mag.S. Iiram sztyk,W ł. Kwietniew­

ski, W. Leppert, J . Natanson i mag. A. Ślusarski.

„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry c h treść m a jakikolw iek zw iązek z nau k ą, n a następujących w arunkach: Z a 1 wiersz zw ykłego d rn k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7'/a>

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

A.d.res ISed-eiłccyi: K ra k cw sM e-P rzed m ieście, U STr 66.

F a u n a g r o b ó w .

Pow szechnie znane w yrażenie „robaki grobow e”, tak często używ ane w w ielu książ­

kach i czasopismach, pochodzi z istniejącego ogólnie przekonania, że ciała pogrzebane, stają, się pastwą, „ro baków ” w taki sam spo­

sób, ja k zw łoki zw ierząt albo ludzi zostające na wolnem p ow ietrzu. P ojęcie to stąd p o ­ chodzi, że nieukształcony ogół dziś jeszcze uw aża rozwój tych „ro b ak ó w ” za sam oro­

dny i w tem przypuszczeniu nie widzi żadnej

różnicy w rozw oju ich na ziemi i pod zie­

mią.

W iadom o jedn ak, że te m niem ane „roba­

k i” są gąsienicam i owadów, w ylęgającem i się z ja je k złożonych n a nieżyw ych istotach zw ierzęcych i ludzkich. O w ady te należą do rzędu dw uskrzydłych czyli much, tęgopo- k ryw ych czyli chrząszczów, a naw et m otyli, a nadto podobną rolę u przątaczy odgryw a­

ją i n iektóre rostocze. W e d łu g obserwacyj p. P . M ćgnin (L a N atu rę N r 774, 1888 r.) niew szystkie owady, stanowiące iaun ę g ro ­ bów, sk ład ają ja jk a w jedn ej porze, ale każdy rodzaj w ybiera sobie in ną chw ilę ro sk ład u zw łok, chw ilę wskazaną m u przez pow onienie nader subtelne, k tó re u w ielu

F ig. 1. . 1A C y rto n eu ra stabulans; IB jej rożki; lC skrzydło; ID gąsienica; 1E poczw arka.

(2)

306

W SZ E C H ŚW IA T.

Ni- 20.

owadów dochodzi do zadziw iającćj b y stro ­ ści. T ym sposobem je d n e ze w spom nianych owadów, składają, ja jk a w krótce po śmierci, inne zaś dopiero w dw a lub trzy lata.

C hw ile te sk ład an ia ja je k przez ow ady są, ta k stale dla każdego ro d z aju i następstw o w pojaw ian ia się ich gąsienic je s t ta k p ra ­ w idłow e, że b ad a ją c szczątki, które owady pozostaw iły, m ożna dojść, kiedy zm arły był pochow any, co może być nieraz ważną -wskazówką dla m edycyny sądowój.

W szyscy obeznani z naukam i p rzy ro d n i- czemi, k tó ry m rozw ój „robaków g rob o­

w y ch ” b y ł w iadom y, mieli to przekonanie, że w yrażenie „ro b ak i grobowe*' pochodziło z przesądu i że wszelkie zw łoki zam knięte w tru m n ie i pogrzebane n a 2 m etry g łębo ­ ko, ro sk ład ają się tylko pod w pływ em czynników fizycznych i chem icznych, że przeto w proch się rossypują w edług w y ra­

żenia biblijnego. Tym czasem p. P . M ćgnin w ykazuje, że owe „robaki g ro b o w e11, do pew nego stopnia m ają ra cy ją bytu, albo­

wiem p ogrzebane w ziem i ciała są pożerane przez gąsienice ow adów (,,ro b ak i“), tak samo, j a k ciała zostaw ione n a w olnem p o ­ w ietrzu.

M ożność spraw dzenia tego faktu, za­

w dzięcza p. M ćgnin prof. B ro u ard el, k tó ry ja k o prezes kom isyi m unicypalnej aseni- zacyi cm entarzy, ro b ił odgrzeb yw ania na cm entarzu Ivry, w ciągu ostatnićj zim y, w celu p rz ek o n an ia się o stanie ro sk ład u ciał pochow anych w rozm aitych w aru n k ach i pozw olił p. M. przy jąć czynny u d ział we w spom nianych odgrzeby Waniach.

Z w łoki na cm entarzu w Iv ry były po­

chow ane w czasie znanym , mniój więcćj przed 2-m a lub 3-m a laty; n a w ielu odkopa­

n ych zw łokach p. M ćgnin m ógł zebrać

W'ie-

le gąsienic lub „ sk ó re k 1' poczw arek, z k tó ­ ry ch w ylęgły się ow ady, a naw et w iele oka­

zów d o jrzały ch ow adów . P o określeniu zebranego w ten sposób m atery ja łu , po k a­

zało

s ię ,

że chociaż liczba gąsienic k a rm ią ­ cych

się

tru p am i pochow anem i je s t znacz­

na, to je d n a k liczba gatunków daleko m niej­

sza od żyjących w zw łokach ulegający ch ro sk ład o w i na w olnem p ow ietrzu. N iek tó ­ re form y owadów7 są wspólne dla obudw u w ypadków , ale są także w yłącznie właściw e grobom . G atu nki ow adów , k tó re zostały

przez p. M. zebrane w tru m n ach od ko pa­

nych, bądź to w stanie dojrzałych owadów, bądź też w stanie gąsienic i poczwrarek pełn ych lub pustych są następujące;

C ztery g atu nk i owadów dw uskrzydłych:

C allip h o ra vom itoria, C y rto n eu ra stabu- lans (fig. 1), A nthom yia sp. nieokreślona (fig. 2) i P h o ia aterrim a (fig. 3). Jed e n gatu n ek chrząszczów czyli tęgopokryw ych Iihizophagus parallelocollis (fig. 4). D w a Skoczogony (T hysonura): A cborutes a r- m atus i T ernplatonia n itid a , oraz m łody Ju lu s (w ij) nieokreślony.

Fig. 2. 2A S krzydło A nthom yi grobow ej; 2B rożki;

2C gąsienica; 2D poczw arka.

G ąsienice ow adów tęgopokry wych i d w u ­ skrzy d ły ch p rz y jm u ją bardzo czynny udział w ro sk ład zie ciał pogrzebionych, ale podo­

bnie ja k i na tru pach , leżących na p o w ie­

trzu , p ojaw iają się ty lk o kolejno.

N a zw łokach zakopanych od lat dwu ro la gąsienic C allip ho ra i C y rto n eu ra od daw na ju ż była skończona, bo ich d zia­

łan ie odbyw ało się zaraz po złożeniu ciał zm arłych do g ro bu , po nich n astę­

pow ały gąsienice A nthom yi, a wreszcie gąsienice P h o ra uzu pełn iły tylko pracę po­

przednich, bo zam iana ich w poczw arki była bardzo świeża, a w yląg n a stą p ił w ru rk ach szklanych (ep ru w etk ach ), w k tó re były -zeb rane i ta okoliczność pozw oliła zebrać p. M. znaczną liczbę tych owadów (P h o ra) w stanie dojrzałym . P o czw arki (P hora) znajdo w ały się na tru p ac h od dw u lat po­

chow anych całemi m asam i, tak że praw ie całkiem j e pokryw ały.

G ąsienice R hizophagus były jeszcze

w p ełnćj działalności, p. M egnin zeb rał d u ­

żo gąsienic żywy.ch i osobników w stanie

dojrzałym .

(3)

N r 20.

W SZECHŚW IAT.

307 Jak im sposobem te rozm aite owady dosta­

ją się do zw łok zagrzebanych w głębokości dwu m etrów i zam kniętych w skrzyniach, dość szczelnie zbitych? Otóż, należy tutaj zwrócić uw agę na to, że wilgoć i obsuw a­

nie się ziem i paczą deski trum ien, tak, że w krótce tw orzą się między niem i duże szpa­

ry. P rz y tcm przekonał się p. M egnin, że ciała zm arłych pochow ane w lecie, m iały na sobie tylko resztki gąsienic much Cal- liphora vom itoria i C yrtoneura stabulans, ciała zaś grzebane w zimie, były ich całko -

tłustych, —gąsienica bowiem tego chrząszcza żywi się tłuszczem. Gąsienica R hizopha- gus parallelocollis dotąd była całkiem nie­

znana entomologom, tak samo, ja k P h o ra aterrim a i niewiadomem było zupełnie gdzie przechodziły te owady pierw sze fazy swe­

go rozw oju. Rhizopliagus parallelocollis je s t to m ały owad tęgopokryw y, bardzo rzadk i w zbiorach entom ologicznych, a k tó ­ rego można napotkać w yłącznie na ziołach cm entarnych. Poszukiw ania p. Megnin wy­

kazują, dlaczego ow ad ten znajduje się

3 D

Fig. 8. 3A P hora aterrim a; 3B rożki; 30 skrzydło; 3D gąsienica; 3E poczw arki.

wicie pozbaw ione, pomimo, że miały na so­

bie liczne poczw arki A nthom yi, a szczegól­

niej P h o ra i bardzo obfite gąsienice R hi- zophagus. F a k t ten dowodzi, że ja jk a obu pierw szych owadów' dw uskrzydłycli (C allifora i C yrtoneura), były złożone na zw łokach przed pochow aniem i że gąsie­

nice dopiero potem się rozw inęły. W iad o ­ mo bow iem , ja k są pospolite te m uchy, w pokojach gdzie leżą chorzy i w salach szpitalnych podczas lata, gdy tymczasem w zimie wcale ich nie widać. Co do P h o ra i R hizophagus, znajdow anych w pełni ży­

cia na zw łokach pogrzebanych przed dw u laty, trzeba przypuścić, że ich gąsienice pochodzą z ja je k złożonych n a pow ierzchni ziemi przez owady, które zostały zw abione szczególnemi wyziewami poczuwanemi przez ich zm ysł pow onienia. G ąsienice te, we­

dług p. M ćgnin, przebyły całą warstw ę zie­

m i,jak a je rozdzielała od tru p a, kierując się tylko pow onieniem i tym sposobem dostały się na pow ierzchnię ciała zm arłych.

N adto p. M. zauw ażył, że gąsienice P h o ­ ra chętnićj p rzebyw ają n a zw łokach chu­

dych, gdy tymczasem R hizophagus paral­

lelocollis, spotyka się tylk o n a zw łokach

na cm entarzu, •— oto dla zniesienia tam j a ­ jek lub dopełnienia swój podróży podziem -

Fig. 4. 4A gąsienica R hizophagus pacallelocollis;

4B owad dojrzały.

F ig u ry p rzed staw iają ow ady, gąsienice i części składowe pow iększone. K reski z boku na w szystkich figurach w skazują wielkości n atu raln e.

nćj, połączonój z przeobrażeniam i, po ukoń­

czeniu których owad w ydostaje się w po-

(4)

308

W SZE C H ŚW IA T.

N r 20.

w ietrze,"ażeby odbyć gody w eselne. O bser- w acyje p. M. za p o zn ają nas z faktam i ciekawem i z p u n k tu widzenia, bijologicznego, odnoszącem i się do życia pew nych o w a­

dów, a nadto pow ięk szają m ateryjały słu ­ żące do zastosow ania entom ologii do m e­

dycyny sądow ej, d o starczając now ych pewr- n y ch danych co do czasu rozw oju now ych gatu n k ó w owadów, żyjących na zw łokach

pogrzebanych.

A . S.

CHRONOLOGIJA ZIEMI,

I.

G ieologija podobnie ja k astro nom ija treść swą rospościera n a tle z liczb w ielkich u t- kanem . W jed n ćj i d rugich z tych n au k wielkie te liczby znaczenie m ają odm ienne, w astronom ii bow iem tyczą się one niedo- ścigłych w yobraźnią naszą przestrzen i, w gieologii obejm ują n iep rz ejrza n e okresy cza­

su; zgoła różną je s t także pew ność i d okła­

dność m etod, k tórem i rosporządza a stro n o ­ m ija i gieologija do w ysnuw ania tych liczb ogrom em swroim zdum iew ających, u d erza nas w szakże ta m iędzy niem i zachodząca analogija, że um ysł ludzki zw olna tylko do liczb w ielkich n aw y k ał i z niem i się osw a­

ja ł, a zarów no ocena p rzestrzen i św iatow ćj j a k i czasu istn ien ia ziem i u ra sta ła sto p n io ­

wo od sk rom nych bardzo początków .

S klepienie niebieskie, k tó rem u człow iek b y t rzeczyw isty przypisyw ał, w ydaw ało się ta k bliskiem , że nieledw'ie o szczyty gór tr ą ­ cało; zw olna u suw ało się coraz dalej, aż w reszcie rozw iało się zupełnie; w ym iary [ u k ła d u słonecznego w zrosły do setek mili- jo n ó w m il, a w obec odległości najbliższych n aw et gwiazd stały ch cały ten u k ład d ro ­ biazgiem się ledw ie okazał. G dy znów po­

tężne p rz y rzą d y optyczne p rz ed staw iały nam w postaci ledw ie d o strzegalnych m g ła ­ w ic zbiorow iska gw iazd, zaczęto j e uw'ażać za odrębne systemy, odpow iadające n asz e­

m u układow i gw iaździstem u, k tó rego je d n o ogniw o i nasze słońce stanow i, za cale d ro - i gi m leczne tak dalekie, że w najsilniejszych teleskopach w ydają się ledw ie slabem i obłoczkam i, — w ypadło je zatem rozm ieścić

w tak znacznych odległościach, że znów w y­

m iary drogi mlecznój zeszły wobec nich do drobiazgów nieznacznych.

G dy w ten sposób św iat w pojęciu na- szem coraz się więcśj i więcej ro zrastał, odezw ały się głosy — P ro c to r, G ould, New- c o m b — ja k b y ostrzegające i ham ujące ten bieg nieokiełznany ku nieskończoności. P e ­ wne m ianow icie objaw y wspólnego ruchu gw iazd stałych, oraz pew na praw idłow ość w roskładzie m gław ic nasuw ają domysł, że d ro g a m leczna nie przedstaw ia może rozle­

głości ta k w ielkiej, ja k ą jć j od czasów H e r- Echla przypisyw ano, dalekie zaś zbiorow i­

ska nie stanow ią odrębnych układó w gw ia­

ździstych, ale wchodzą w skład naszćj drogi m lecznćj.

W iadom ości nasze o roskładzie gw iazd m ają ch a ra k te r zbyt jeszcze hypotetyczny, by nau ka dzisiejsza w przedm iocie tym sta­

nowcze w yrzec m ogła zdanie, godnym u w a ­ gi je s t ty lk o ten zw ro t w ystępujący w bez- granicznejn dotąd rospościeraniu się liczb w ielkich w astronom ii.

W podobny też zupełnie sposób rozw ijały się stopniow o i pojęcia nasze o historyi zie­

mi: obszar czasu, w ja k i ją ujm ow ano, ros- szerzał się coraz więcej. W e d łu g legend p ierw o tny ch do u tw orzenia plan ety naszćj starczyło dni kilk a zaledw ie, ale ju ż daw no przez dni stw orzenia zaczęto rozum ieć o k re ­ sy dłuższe, tysiącolecia może. N ie um iano w yczytać dokum entów odnajdyw anych w postaci szczątków istot niegdyś żyjących, dziwaczne ich form y uwTażano za ig raszk i tylko p rzy ro d y — lusus n atu rae i trzeba by­

ło aż b rzask u najnow szśj nauki, by zrozu­

m iano te wym owne św iadectw a, ja k ie p rz e­

szłość zam ierzchła pozostaw iła potom ności.

Znaczenie tych zabytków dla odcyfrow ania dziejów ziem i ocenił dopiero C uvier, a w i­

dząc, że bad an e przezeń skam ieniałości d a ­ w nych zw ierząt kręgow ych niepodobne są do istot dzisiejszych, a nadto, że i szczątki w różnych p iętrach ziemi zagrzebane sa ró ż ­ ne je d n e od drugich, w ysnuł stąd swą teo-

! ry ją p rzew ro tó w czyli katastrof.

C ały bieg dziejów ziemi podzielił tedy C u vier ja k b y na odrębne okresy, odgrani­

czone m iędzy sobą stanowczo potężnem i k a ­

tastrofam i, któ ry ch groza całą pow ierzchnią

globu naszego w strz ąsała, sp ro w adzając

(5)

A

Nr 20.

W SZ EC H ŚW IA T.

309

zgubę wszystkiego na niej życia. Każdej więc epoce odpow iadała pew na jó j tylko właściw a ilość tw orów , a im dalój od nas w dziejach ziemi dana epoka przypadała, tern więcój cechujące j ą rodzaje odstępują od obecnie żyjących pokrew nych im tw o ­ rów. K ażdy okres (Jziejów ziemi posiadał właściw y sobie świat- oitganiczny, a po każ- dój jeg o zagładzie now yjznów ak t stw orze­

nia now e 'istoty do życia pow oływ ał, wy­

jątk ow o chyba tylko w ytrw ały jak iś rodzaj zdołał ujść zniszczenia i śród przeobrażonej p rzyrody byt swój u trzy m ał. W teoryi t e ­ dy k atastro f takich oddzielne okresy gieo- logiczne m ają jeszcze znaczenie daw nych dni biblijnych, ale dnie te, w ciągu których przem ijały długie szeregi całych pokoleń żyjących, u ra sta ć ju ż m usiały w długie cią­

gi czasu, w całe setki tysięcy i m ilijony lat, gdy zarazem dokładniejsze zapoznaw anie ze skam ieniałem i dokum entam i daw nych czasów zm uszało do m nożenia liczby k a ta ­ stro f i przedzielających je odrębnych okre­

sów, któ ry ch d ’O rbigny, opierając się na swych studyjach gieologicznych, naliczył dwadzieścia siedem. D ziało się tu, ja k z d a ­ wną hypotezą system u słonecznego, gdy dla ocalenia epieyklów H ipparchow ych w m iarę coraz dokładniejszych obserwacyj biegu p lanet trzeba było pow iększać liczbę toczących się je d n e po drugich kół, zanim cała gienijalna gm atw anina ru n ę ła wobec prostoty u k ład u K o pernikow ego.

Podobnież i hypotezą kolejnych na ziemi przewrotów' ustąpić m usiała, skoro L yell w ykazał, że cały ogół przeobrażeń, jak im ziemia w stopniow ym swym rozw oju u le g a ­ ła, w yjaśnić się daje na p odstaw ie dotąd jeszcze zachodzących objaw ów i sił obecnie jeszcze w ystępujących; przeobrażenia za­

tem, ja k ie dokonyw ały się na pow ierzchni globu naszego, nie odbyw ały się przez n a ­ głe i powszechne przew roty, ale były n a­

stępstwem zm ian pow olnych i drobnych, które nie p rz ery w a ły zgoła ciągłości życia organicznego.

Rzecz jasn a, że wobec tych nowych po­

glądów na historyją ziem i rossunąć się jesz­

cze m usiał obszar czasu, potrzebnego do w ytw orzenia jój skorupy, trzeba ju ż bowiem było całych setek m ilijonów lat, aby przez sumowanie zm ian tak nik ły ch i niedostrze­

galnych, ja k ie się i za naszych czasów do­

konyw ają, wyjaśnić rozw inięcie się potęż­

nych pokładów i ich przeobrażanie, pow sta­

wanie i zagładę pasm górskich. Czas stał się sprzym ierzeńcem gieologa, jak o czyn ­ n ik dowolny, jak o jed y n a zm ienna niezależ­

na, k tó rą w spekulacyjach swoich dowolnie m ógł rosporządzać. A zaiste, rachunek gieologów nieledw ie skrom nym okazać się m usiał, gdy w ystąpiła i teoryja descenden- cyi, w yprow adzająca wszystek dzisiejszy św iat istot żyjących ze wspólnego początku również drogą stopniow ych i nieznacznych tylko przeob rażeń—i bijologija bowiem, tak samo ja k gieologija, na odparcie nastręcza­

jących się w teoryi rozwToju istot trudności za każdym zazem działanie czasu na pomoc powołać może.

J a k w astronom ii zatem tak i w ffieolosii “ o postęp nauki w iązał się statecznie z pano­

waniem liczb coraz większych, ale analogija ta sięga dalej jeszcze, bo i tu rów nież w osta- tnich czasach nasunęła się w ątpliw ość, czy w spekulacyjach tyczących się dziejów zie­

mi możemy ta k dow olnie rosporządzać nie- ograniczonością czasu. O strzeżenie to m ia­

nowicie rz u cił gieologom W illiam T h o m ­ son. O pierając się na argum entach po rząd­

ku fizyczno-astronomicznego znakom ity ten fizyk sądzi, że dzieje utw orzenia się sk o ru ­ py ziem skiej obejm ują nie więcej n ad j e ­ den dziesiątek m ilijonów lat i taki tylko obszar czasu udziela gieologom do rospo- rządzenia. Zanim je d n a k rospatrzym y a r­

gum enty te, rzucone z dziedziny odrębnój, nie będzie też rzeczą zbyteczną przytoczyć pobieżnie i m etody, ja k ie posługują gieolo­

gom do odcyfrow ania chronologii ziemi.

I I •■)•

Środki, których probow ano dotąd, aby zaatakow ać zadanie oznaczenia długości okresów gieologicznych, zgolą nie są liczne, a wszystkie zbyt wątłe, by doprow adzić m o­

gły do rezultatów pow ażnych. W duchu dzisiejszych poglądów swoich, że przyczyny pow odujące przeobrażenia sk orup y ziem*

*) R. Ilo rn es „Geologische Z eitrecłinung11 (Iland- w iirterbuch d e r Min., Geol. n. Paleon. 1887) T. Kje- ru lf „E in ig e C hronom eter d e r Geologie11 (1880).

(6)

310 W SZ E C H ŚW IA T.

N r 20.

skiej, działały zawsze z je d n a k ie m natęże­

niem, w nioskuje g ieołogija o przeszłości, z tego, co się dzieje obecnie. D o takiego w nioskow ania n adaje się najdogodniej n a ­ rastanie pokładów osadow ych.

W ielkie rzek i p rz y corocznych swych w ylew ach pozostawiają, zawsze na obsza­

rach zajm ow anych przez w ezbrane wody pew ien osad; pow olne n arastan ie tak ich n a ­ pływ ów zauw ażono ju ż daw no, a następnie zap rag nięto obliczyć czas, jakiego rzeki do ich w ytw orzenia potrzebują. J a k o taki u tw ó r napływ ow y słynie zw łaszcza od w ie­

ków delta nilow a. I dziś jeszcze N il w yle­

w a ja k w czasach starożytnych i dziś je s z ­ cze pozostaw ia swój m uł użyźniający, sk u t­

kiem czego pola ząjew ane w górę n a ra ­

stają. *

D elta nilow a m a postać tró jk ą ta , którego w ierzchołek p rz y p ad ą obok K a iru , w po ­ bliżu p iram id i daw nego Memfisu, p odsta­

wa zaś długim łukiem opiera się o morze;

odległość od K a rfu do B u rlo s n ad m orzem wynosi 23 m il gieograficznych, odległość m iędzy dwom a skrajnem i ujściam i rzeki około 40 m il, pow ierzchnia przeto całej del­

ty około 400 m il kw. WTylew y N ilu n astę­

pują głów nie skutkiem w zbierania dopły­

wów jeg o p rzebiegających A bisyniją, — rzeki te podczas tam ecznej po ry dżdżystćj, od połow y C zerw ca do W rześnia, dochodzą znacznćj potęgi, gdy w ciągu miesięcy p o ­ zostałych praw ie w ysychają. G d y zatem dopływ y te schodzą do skrom nych rozm ia­

rów , N il czerpie swe w ody głów nie z w iel­

kich je z io r W ik to ry i i A lb erta , oraz z d o ­ pływ ów B iałego N ilu, ale w połow ie C zer­

wca następ u je przy b ó r, a E g ip t D o ln y u le ­ ga zalewom . A tb a ra , zw an a też C zarną Kzeką, sprow adza znaczną ilość m ułu, który na delcie osiada. O ba zatem je z io ra ró ­ w nikow e podtrzy m u ją N il, d o p ły w y abi- syńskie pow odują w ylew y. P rz e b ie g taki trw a ju ż przez cały ciąg czasów h isto ry cz­

nych; po zdobyciu E g ip tu pisał A m ru do kalifa O rnara, że kraj daje naprzem ian obraz pola zamulonego, m orza wody słodkiój i ros- kosznego ogrodu.

CJ o

N aukow e badania delty nilow ćj d a tu ją od czasu pam iętnej w ypraw y B onapartego 1798 r., w którćj uczestniczył zastęp uczo­

ny ch. P o d w arstw ą m ułu n ap o tk ał G ira rd

gruboziarnisty piasek m orski, na tym więc pokładzie, w obrębie ograniczonym skałam i w apiennem i, sk ład ał Nil m uł swój w ciągu wieków i w ypełnił daw ną zatokę morską, którój ostatnie ślady w idzim y jeszcze w la ­ gunach.

G dy w ylew y ro c zn e, rzeki odegryw ały tak w ażną rolę w gospodarstw ie k ra ju , od najdaw niejszych ju ż czasów na stan wód uw agę zw racano

i

wysokość j(5j^odczytywa­

no n a w odoskazach' um yślnid

W zniesionych

D no rzeki podnosi się w edług tegoż samego p raw a, którem u ulega podnoszenie się czyli naro st delty; jeżeli więc wodoskaz pozosta­

j e przez

czas

długi nienaruszonym , dojść m usi wreszcie do tego,

że

w skazyw any przezeń najw yższy stan wód wznosić się m usi znacznie ponad najw yższy stan wód w czasach daw niejszych.

G dyby N il corocznie osadzał w arstw ę wy- raźną, gdyby, innem i słowy, osad m ułu rz e ­ cznego posiadał budow ę w yraźnie w arstw o­

wą, m ożnaby łatw o z ilości w arstw takich odczytać liczbę lat i ciąg czasu oznaczyć.

T ak je d n a k rzeczy się nie m ają; g dzienie­

gdzie tylko po bokach delty, gdzie w iatr znosi piasek pustyni, n apotkać m ożna w a r­

stw y p iasku ułożone naprzem ian z w ar­

stw am i m ułu, zresztą delta nilow a nie oka­

zuje uw arstw ow ania wyraźnego, przy p o ­ mocy w arstw tedy odczytać czasu nie moż­

na i należy odw oływ ać się do wodoskazów, których znaczenie zrozum iał w łaśnie G i­

rard .

G ira rd zbadał wodoskaz pod K airem i od­

k ry ł też inny, stary wodoskaz nilow y obok E lefantyny, ten sam, któ ry opisany był przez S trabona; w y ry ty je s t on n a m urze, obok schodów prow adzących do N ilu. P rz y najw yższej jego kresie w ypisaną je s t cyfra­

mi greckiem i liczba 24, oznaczała ona tedy w m iarach egipskich wysokość w ielkich w ezbrań za Ptolem euszów . S tare te znaki p o ró w n ał G ira rd ze śladam i, ja k ie pozosta­

w iały n a m urze w ielkie w ylew y w czasach ostatnich, skąd okazała się różnica 2,41 m e­

tra , o ta k ą więc wysokość podnieść się m u ­ siało dno N ilu od urządzenia wodoskazu.

Czasu, kied y w odom iar ten założony został, nie można było w praw dzie oznaczyć, z n a j­

d u je się wszakże na nim napis, zaw ierający

nazw isko S eptym ijusza S ew era (193—211);

(7)

N r 20.

WSZECHŚWIAT.

311 napis ten um ieszczony został zapew ne dla

oznaczenia w ylew u, k tó ry sięgał ju ż wyżój ponad kresę, oznaczoną, liczbą 24. Jeżeli przyjm iem y, że napis ten datuje od r. 200, to podw yższenie dna N ilu obok E lefantyny wynosi na stulecie 0,152 m etra.

In n y wodoskaz nilowy, w K airze, na wy­

spie R udah, stanow i kolum nę marmurową, w czw orokątnym basenie, któ ry się łączy z rzeką. K olum na ta, odbudow ana przez kalifów w połow ie w ieku dziew iątego, po­

dzielona je s t na 16 odstępów, z których każdy posiada długość 0,541 m etra. Róż­

nica m iędzy pełnym wylew em z ro k u 1800 a w ylew em z czasów założenia wodoskazu wynosiła 1,149 m etra, co daje na podw yż­

szenie się dna rzeki pod K airem 0,120 me­

tra na stulecie. G ira rd oznaczył średnią z obu w ykrytych w ten sposób liczb i p rzy ­ ją ł, że w ielkość ta, m ianow icie 0,126 metra,

daje podnoszenie się dna N ilu w ciągu stu­

lecia; przy ro st przeto delty w kieru n k u pio­

nowym zachodzi w tym że samym stosunku.

G ira rd ro sp atrzy ł nadto różne stare pom ni­

ki E g ip tu , odkopał zam ulone ich fu n d a ­ m enty, zm ierzył wysokość okalających je nasypów i n a podstaw ie powyższćj liczby 0,126 m etra oznaczył czas, kiedy pom niki te wzniesione zostały. W e d łu g tych obli­

czeń czas zabudow ania T eb przy p ad a na ro k 2 960 p rzed C hr., założenia pom ników L ukso rsk ich na r. 1400 p rz ed Chr.

W czasach późniejszych podobne poszu­

kiw ania prow adzono n a rozleglejszą skalę, roskopyw ano deltę w różnych miejscach, wiercono w nićj otw ory św idrow e. P o d ­ czas podobnych robót, dokonyw anych w ro ­ ku 1851 i 1854 pod kierunkiem H ek ekyana B eja, w obecności H o m e ra , napotkano w różn y ch głębokościach liczne skorupy naczyń z g lin y palonśj; pod H eliopolis zna­

leziono je w głębokości 60 stóp ang., a K a­

rol L yell, p rzyjm ując, że g ru n t w ciągu stulecia narasta o 6 cali, obliczył w iek tych skorup n a la t 12000. Podobneż odłam ki znalazł L in a n t Bej praw ie w samym w ierz­

chołku delty w głębokości 72 stóp ang., gdy tu p rzyrost stu letni oceniono tylko na dwa cale i trzy lin ije, trzeba było skorupom tym przypisać starość 30000 lat.

N a podstaw ie tedy ta k w ątłych dowodów chciano utrzym yw ać, że przed dw unastu

i trzydziestu tysiącami la t żył ju ż człow iek i dosięgnął tego stopnia k u ltu ry , k tó ry się cechuje sztuką, w yrabiania naczyń g lin ia­

nych. O sk ar F raas w ykazał je d n a k , że ze skorupek takich niepodobna wysnuwać wniosków ta k daleko sięgających, w E gipcie bowiem zawsze wykopywano studnie i k a­

nały do znacznćj głębokości, szczątki p rz e­

to naczyń rozrzucone po ziemi łatw o dosta­

wać się m ogły do takich dołów, zwłaszcza, że drogi w iodły w zdłuż kanałów a podróżni zabierali ze sobą dzbanki do wody. P o d o ­ bnież i M aks E y th , naczelny inżynier za H alim a-paszy, poznał liczne ślady dawnych robót, m ających na celu sztuczne naw adnia­

nie k r a ju ,. k tó ryb y bez takich środków ży­

zności sw^j utrzym ać nie mógł, po opa­

dnięciu bowiem wód w ezbranych m uł w y­

sycha szybko i tw ardn ieje tak dalece, że bez wód sztucznie doprow adzanych nie- mógłby być upraw ianym ; częste zaś zmiany w biegu tych kanałów u tru d n ia ją obliczanie w ieku opadów wodnych. P rzesycona b o ­ wiem m ułem woda nilow a składa w róż­

nych miejscach bardzo różne jego ilości;

gdzie ziemia je s t zagłębiona a woda płynie spokojnie lub zatrzym uje się w m iejscu, tw orzy się osad silny, gdzie natom iast po­

starano się o to, aby odpływ jć j zacho­

dził szybko, nie pozostaw ia praw ie wcale osadu.

Z resztą, rachunków odnoszących się do przyrostu napływ ów w pew^nem miejscu delty, nie można rosciągać do całćj jś j po­

w ierzchni, zarów no bowiem obserw acyje wodoskazów ja k i zam ulanie pomników, których czas wzniesienia je s t znany, w ska­

zują, że n aro st osadów w różnych pu nk tach je s t niejednaki. O bok wyspy E lefantyny w ciągu 1700 lat g ru n t m iał narosnąć o 9 stóp, pod Tebam i o 7, pod K airem o 5 stóp i 10 cali tylko, a w pobliżu ujść py-zyrost je st jeszcze słabszy. G dy niegdyś d elta węższą była, m usiała być też odm ienną i g ru ­ bość pozostaw ianej przez rzekę w arstw y.

W szystko to osłabia w iarogodność ra ch u n ­ ków, w yprow adzających długość czasu z g ru ­ bości pokładów .

P odstaw ę do podobnego obliczenia daje

nam oznaczona przez G ira rd a wysokość na-

rostu g ru n tu 0,126 m etra w ciągu stulecia

czyli 1,26 m na 1000 lat; obliczenie to od­

(8)

312

W SZ E C H SW IA T .

N r 20.

nosi się w szczególności do okolic K a iru , gdzie pokład m ułu spoczyw ający na p odsta­

wie piaszczystej w ynosi 8 m etrów ; w ypada stąd, że u tw o rzenie całej delty, licząc od je j w ierzchołka pod K a ir e m , trw a ło lat

6 350.

K je r u lf podaje in n e jeszcze obliczenie, oparte na ilości m ułu unoszonego przez rze­

kę, oraz na rozległości i głębokości delty.

D e lta nilow a, jak eśm y wyżej przytoczyli, je st u podstaw y szeroką na mil 40, gdy odległość w ierzchołka od tćj podstaw y czy­

ni m il 23; pow ierzchnia je j wynosi zatem 264960 m ilijonów stóp kw adratów . (26 000 m ilijonów m etrów kw adr.). Jeżeli dalej głębokość jój ocenimy na 10 m etrów czyli 31,8 stóp, to objętość

całej

delty nilow ej okazuje się rów ną 8425728 m ilijonom stóp sześć. (260000 m ilijonów m etrów sz e ś ć .)..

Z drugićj strony, w edług E h re n b e rg a , któ­

ry ro sp a try w ał wodę nilow ą, sprow adzoną przez L epsiusa z epoki w ezbrania, ilość części stałych, ja k a z N ilu w ciągu sekundy opada, wynosi 130,9 stóp sześć., co n a rok czyni 2064 m ilijonów stóp sześć., licząc tylko czas p rzy b o ru wody. W szystka p rz e ­ to masa, stanow iąca deltę nilow ą, zniesioną być m ogła w ciągu

= 4 0 82 lat.

Do obliczeń tych K je ru lf nie p rz y w iązu ­ je w praw dzie w ielkiej wagi, w ysnuw a z nich je d n a k wniosek, że czas, w ciągu któ reg o utw o rz y ła się delta nilow a nie p rzek racza 4 0 0 0 do 6 000 lat. R ach u n ek ten je d n a k k ry ty k i w ytrzym ać nie może: ocena ilości m ułu unoszonego przez rzekę je s t z b y t po ­

bieżna, nie bierze się pod uw agę ilości osa­

du przeprow adzanego przez rzekę do m o­

rza, a p rz y ro st m ułu pod K airem nie za­

wsze zapew ne wynosił 1,26 m etra na tyrsią- colecie. M ożna łatw o i inne niem niejszej wagi przytoczyć zarzuty, dosyć je d n a k po ­ wtórzyć słowa w spom nianego wyżej inży­

niera E ytha: „Fellah, k tó ry brzeg sw ej łą ­ ki tam ą otacza, może w ciągu jed n eg o roku dodać kilka tysięcy lat do mozolnych obli­

czeń uczonych eu ropejskich”.

(d. c. nast.).

S. K.

ROŚLINY UŻYTECZNE

P E R U I E K W A D O R U .

O w o c e 1).

D otychczas starałem się zapoznać czy­

teln ik a ze zbożami, jarz y n am i i oguodo- wiznami k ra in y Inkasów ; z kolei przejść m uszę do owoców, któ ry ch rozm aitość w K o r­

d y lie r a c h je s t zdum iew ająca. Zanim je ­ d n ak do w yliczenia ich przystąpię, zrobię uw agę, że sztuczna u p raw a, a tem mniej szczepienie drzew owocowych nie je s t zna- nem w P e ru i E kw adorze, a zatem szla­

chetność n iek tó ry ch owoców am eryk ań­

skich je d y n ie doskonałości g ru n tu przypisać należy.

D la łatw iejszego ory jen tow an ia się, w ja*

kiej

strefie ten lub ów owoc rośnie, podzieli­

my kraj cały na 3 zony pionowe, nazyw ając dolną strefą gorącą (T ie rra caliente zaw arta m iędzy 0 '— 4000'), n astęp ną—strefą u m iar­

kow aną (Q u ic h u a — od 40001 do 6000' nad poziom m orza) i wreszcie — chłodną (S ie rra — od 6000' do 10000'), najw yższy pas k u ltu ry w K o rd y lijera ch .

1. S trefa g o rąc ap o siad a najw iększą rozm ai­

tość owoców. Pierw szeństw o należy się ananasowi (B rom elia ananas), tak pod w zglę­

dem wielkości ja k i sm aku. A nan asy am e­

ry kań skie dochodzą niekiedy 18 funtów wagi. U praw iane byw ają do wysokości 5000' a naw et 6000', najlepsze je d n a k po­

chodzą ze stre f najgorętszych. W P e ru n ajsław n iejsze pochodzą z k otlin y A m a­

zonki i U cayali: w E kw ad o rze — z m ia­

steczka M ilagro niedaleko G uayaquilu. Za­

pew niano m nie, że ananasy rosną dziko n a w schodnim skłonie K o rd ylijeró w , nie zdarzyło mi się je d n a k tego spraw dzić oso­

biście.

A g uacate lu b p alta (P ersea gratissim a) śm iało pod względem sm aku ryw alizow ać może z ananasem . D rzew o w ydające ten owoc rośnie dziko w lasach wschodniego sto ku A nd ów ; należy ono do rodziny lau -

>) Porów . W szechśw iat z r. b. str. 104 i 118.

(9)

N r 20.

rów . Owoc posiada k ształt gruszko waty, niekiedy bardzo w ydłużony. Miąsz ota­

czający dużą pestkę je st m iękki i masło- waty, skąd owocowi tem u nadają nazwę

„m antequillav egetal“(masło roślinne). W szy­

scy praw ie jed zą go z pieprzem i ze solą — rzadziej zaś z cukrem . D latego też na w ykw intnych stołach P e ru lub E k w ad o ru podaje się palta nie ja k o owoc, lecz jako hors d'oeuvre zam iast rzodkw i lub sałaty.

E uropejczykom zw ykle nie podoba się, gdy go poraź pierw szy spróbują, dopiero po­

woli przyzw y czajają się, a z czasem zostają największym i jeg o zw olennikam i.

A m erykańska ro dzina S apotaceae posia­

da dość licznych przedstaw icieli o jadalnym owocu. P rzez tubylców najbardziej cenio­

nym je st zapote (Sapota achras), wielkości dużego ja b łk a , o szarój, matowej i miękkiej skórze, pokryw ającej czerw ony, włóknisty miąsz, w ew nątrz którego mieszczą się dwie duże pestki. O w oc to soczysty i m iękki, sm ak je d n a k posiada m dły, niezbyt dla podniebienia europejskiego przyjem ny. P o ­ dobnym sm akiem odznacza się nispero (S a­

pota sp?), którego owoc je s t znacznie m niej­

szym od zapote. D o tej wreszcie rodziny należy także cainito (C hrysophyllum cai- nito), rospow szechniony na wschodnim sto­

ku K ordylijerów . Owoc ten odznacza się sokiem bardzo lepkiem , któ ry u trud nia bardzo jedzenie. Z w ym ienionych trzech gatunków rodziny S apo taceae—cainito jest niew ątpliw ie najsm aczniejszym .

W ielkiej użyteczności drzew em , upraw ia- nem dziś w gorących strefach w szystkich czę­

ści św iata je s t palm a kokosow a (Cocos nuci- fera). Jakkolw iek niektórzy uczeni chcie­

liby widzieć w A zyi ojczyznę palm y ko­

kosowej, zdaje się rzeczą niew ątpliw ą, że A m eryka południow a w ydała to użyteczne drzewo. Inaczej trudno byłoby sobie o b ja­

śnić, dlaczego w szystkie dziko rosnące ga­

tunki tego rodzaju, ja k Cocos butyracea, C. am ara, C. crisp a etc. etc. spotykają się w Am eryce, gdy przeciw nie A zyja oprócz kokosu pospolitego (C. nucifera) nie po­

siada żadnego innego g atu n k u .

P alm a kokosow a udaje się najlepiej w są­

siedztw ie m orza na słonaw ych g runtach.

P ie ń jój a raczej łodyga, wyniosła na 30

do 40 m etrów , podtrzym uje lekką koronę liści pierzastych, spośród któ ry ch zwiesza się grono olbrzym ich orzechów. Z dejm uje się je w tedy, gdy jeszcze niezupełnie d o j­

rzeją, aby użytkow ać z wody, ja k a się w ew nątrz mieści. K ażdy orzech daje do 3 szklanek wody, nieco m ętnej, ja k b y op a­

lowej o nadzwyczaj przyjem nym sm aku.

O prócz tego krajow cy użytkują na k on ­ fitury cienką warstwę białego miąszu, ja k i wyścieła ścianki jam y. Z włókna zaś, ok ry ­ wającego sam o ją d ro orzecha miejscowi strzelcy robią przybitki. Od dawnego ju ż czasu

olej

kokosowy znajduje ważne za­

stosowanie w fabrykacyi m ydła, nie s ły ­ szałem je d n a k , aby p eru w ijanie lub ekw a- dorczycy zajm ow ali się tego rodzaju prze­

mysłem.

Z innych palm zasługuje n a w zm iankę t. z. palm a re al (Cocos butyracea),

której

orzechy dają podobno bardzo sm aczny

olej,

a także pishuayo (G uilielm a speciosa), ro ­ snąca dziko na wschodnich częściach P e ru i E kw ado ru . Owoc tej palm y, wielkości śliwki, pięknego pom arańczow ego koloru je się gotow any, a sm ak jeg o przypom ina pieczone kasztany. In d y jan ie p rzyrząd zają z niego m asato, czyli napój ferm entow any.

Z owoców w prow adzonych ze starego ląd u najbardziej rospow szechniły się w stre­

fie gorącej P e ru i E k w a d o ru pom arańcza i cytryna, obie spotykane od poziomu mo­

rza aż do wysokości GOOO'. Często można spotkać oba te gatunki, a osobliwie po­

m arańcze dziko rosnące. In d y je W schodnie obdarzyły A m erykę P ołudniow ą smacznym i bardzo rospowszeclinionyin owocem m an­

go (M angifera indica). O w oc mangowca je s t wielkości małego ja b łk a , pięknej po­

m arańczow ej barw y. G ładką skórkę ow o­

cu nagryza się i wysysa słodki, nieco smoł- kowatego sm aku sok, pozostaw iając w łók­

nisty miąsz niezjedzonym . M angow iec ro ­ śnie tylko w najgorętszych strefach i przez krajow ców bardzo je st cenionym , czego do­

wodem je s t wielkie jeg o rospow szcchnienie.

Niem niejszem wzięciem cieszy się także i nasz kaw on zwany po hiszpańsku sandilla a u p ra w ian y w strefie gorącej A m eryki P o ­ łudniow ej. K u ltu ra jeg o sięga w yjątkow o do 8000' i 9000' n. p. in. mówiono mi jed n ak , że kaw ony upraw iane n a tej wysokości są

313

W SZECH ŚW IAT.

(10)

314

W SZECHŚW IAT.

N r 20.

zupełnie pozbawione słodyczy i raczej za j a ­ rzynę, niż za owoc służyć mogą.

2. S trefa u m iarkow ana (Q uichua) posiada w swej florze najsław niejszy owoc peruw i- jań sk i zw any chirim oya (A n onacherim o lia), k tó ry nietylko m iędzy krajow cam i, lecz na­

wet przez w ielu europejczyków uw ażany je st za najlepszy w św iecieow oc. Chirimoyo*) prędzej krzew em , aniżeli drzew em nazw ać można, gdyż rozgałęzia się od samego k orze­

nia, a k o n ary nigdy nie dochodzą znacznej grubości. W P e ru używ ają go często na ży­

w opłoty. O w oc posiada różnej wielkości, ró w n a jący sięn iek ied y objętości głow y dziec­

ka. Z w y k leje d n ak m ałe są najlepsze. K szta łt jeg o je s t mniej więcej kulisty, zlekka g ru sz­

ko w aty, z dużem zagłębieniem p rz y szypułce.

Zielona, m iękka, lecz dość gru b a skó rk a p o ­ siada pow ierzchnię nierów ną, ja k b y podzielo­

ną n a n ieregu larne w ielokąty. R ozłam aw szy owoc na dw oje, znajdujem y w ew nątrz b ia­

łą masę śm ietankow ą, w śród którćj rozm ie­

szczone są prom ienisto (w zględem osi owocu) niew ielkie płaskie pestki koloru czarnego.

S m ak tej m asy jest nadzw yczaj przyjem ny i zapach bardzo charaktery sty czn y , choć dla n iek tó ry c h osób zanadto m dły. C hirim oya upraw ianą byw a pom iędzy 4000' : 6000' n.

p. m.; w strefie gorącej zastępuje ją daleko niżej pod względem sm aku stojąca g uanaba- n a (A nona m uricata). G odną uw agi je s t ta okoliczność, że gdy C hirim oya w u m ia rk o ­ w anych częściach P e ru spotyka się na każ­

dym kroku, w Ekwradorze do rzadkości n a­

leży, pomimo w arunków klim atycznych n a­

d er podobnych.

Do b ard zo sm acznych owoców należy ta k ­ że g ra n ad illa (P assiflo ra lig ularis), rosnąca dziko w lasach strefy um iarkow anej w g ra ­ nicach 4000' do 9000 n. p. m. R oślina w y­

dająca ten owoc je s t Ijaną, pnącą się po pniach w iększych drzew . O w oc posiada k sz ta łt elipsoidalny—bardzo re g u la rn y —sko­

ru p ę tw ardą, tykw ow atą, barw y p o m arań ­ czowej. W ew n ątrz skorupy mieści się ja k b y w oreczek z białój m iękkiej lecz m ocnćj s k ó r­

ki, w ypełniony masą drobnych pesteczek

>) W hiszpańskim języku zw ykle nazw a owocu je s t rodzaju żeńskiego a nazw a odpow iedniego d rzew a owocowego — mgskiego.

otoczonych przezroczystą galaretow atą ma- teryją. C ała zaw artość woreczka je st jad aln a ; połyka się ją ja k ostrygę w raz z pestkam i które nie są przykrem i. Sm ak g ran ad illi je s t nadzw yczaj p rzyjem ny i dla mnie to jed en z najlepszych owoców, ja k ie znam.

Do strefy um iarkow anej należy jeszcze guayaba (P sydium pyriferum ), chociaż spo­

ty k a się ją i w gorętszych częściach P e ru i E k w ad o ru . Owoc tego drzew a sam przez się jest niesm aczny, służy je d n a k m ieszkań­

com do w y ro bu bardzo sm acznych kon­

fitur.

Z owoców zaaklim atyzow anych w strefie um iarkow anój (4000'— 6000') wymienić ty l­

ko mogę w inną latorośl, której upraw ę ek- w adorczycy prow adzą na bardzo m ałą skalę.

W P e r u osobliwie w p ołudniow ych częściach pom orzą(M oquegua,Ica, Caiiete) pożyteczną tę roślinę rospow szechniono z w idoczną dla m ieszkańców korzyścią. W in a peruw jańskie pod względem dobroci nie u stępu ją n a jle p ­ szym europejskim , szkoda tylko, że upraw a w innej latorośli nie zadaw alnia, ja k dotych­

czas potrzeb k ra ju , a m ieszkańcy m uszą się uciekać do europejskich fabrykatów , aby b ra k win m iejscow ych W Typełnić. W E k w a ­ dorze jed y n y m m ajątkiem , p rod uk ujący m wino na nieco większą skalę, je s t hacienda G uad alu pe w okolicach A m bato, lecz pro- du kcy ja tego m ajątku nie przenosi stu be­

czek 50-litrow ych rocznie.

3. P ozostaje nam jeszcze strefa chłodna (S ierra), gdzie rozm aitość owoców znacznie je s t m niejsza niż w strefie gorącej. P ierw sze miejsce ze w zględu n a wielkie rozpow sze­

chnienie należy się wiśni peruw ijańskiej zw a ­ nej ca p u li (C erasus capuli), u praw ianej w granicach 7000' do 9000', a w yjątkow o do 10000' n. p. m. W iśn ia k o rd y lijersk a wy­

rasta niekiedy w bardzo wyniosłe drzewo, dorówrnyw ające w zrostem naszym topolom nadw iślańskim . W okolicach E k w a d o r­

skiego m iasta R iobam by stara ją się to d rz e­

wo w yprow adzać na szerokość, aby ułatw ić sobie zb ieranie. J e s t to jed y n y p rzy kład nieco sztucznej hodow li drzew owocowych.

O w oc capuli przypom ina zupełnie wielkością i k ształtem naszę czereśnię, smak ma je d n a k odm ienny, nieco smołkowTaty. D rzew o ca­

p u li ma w P e ru i E kw adorze ważne b u ­

dow lane znaczenie, rośnie bowiem w ta ­

(11)

N r 20.

W SZE CH ŚW IAT.

315

k ich stre fa c h , g d zie zw y k le ż ad n y ch W ięk­

szych d rzew niem a.

T u n a (O puntia tuna) podwójną przynosi korzyść krajow com , daje bowiem smaczny owoc i służy do hodowli koszenilli. T u na rozpow szechnioną je s t najw ięcej w g ra n i­

cach 5000' do 8000' n. p. m. W niektórych okolicach sadzą, j ą na żyw opłoty, do czego bardzo się nadaje z pow odu olbrzym ich ko l­

ców, u trudn iających wszelki dostęp. Owoc tuny je st podłużny, wielkości średniej brzo­

skw ini, o skórze dość g ru b e j, pokrytej k ęp ­ kam i bardzo delikatnych kolców , które je d ­ nak z łatwością p rz en ik ają na3zę skórę, pow odując n ad e r nieprzyjem ne wrażenie.

Z biera się też zw ykle przez szmatę, którą następnie w ytrzeć należy całą skórę, aby pow ierzchnię z kolców oczyścić. Główna zaleta tuny leży w jej orzeźw iających włas­

nościach, gdyż ani słodyczą, ani smakiem w ybitnym nie odznacza się.

Z innych owoców n a w zm iankę zasłu­

guje tru sk aw k a, k tó ra acz pochodzenia am erykańskiego nie cieszy się wielkiem wzięciem w swojej ojczyźnie, a n aw et nie posiada nazw y m iejscowej, indyjskiej, lecz znana je s t pod hiszpańską nazw ą „ fru tilla .”

Okolice ekw adorskiego m iasta A m bato sły­

ną z upraw y truskaw ek. W P e ru nie zd a­

rzyło mi się jś j spotkać ani razu. Dalej nie mogę pom inąć m ilczeniem owocu zw a­

nego cham buro (Carica?), a który służy do p rzyrządzania orzeźwiającego napoju, no­

szącego u hiszpanów generyczną nazw ę

„fresco” (rodzaj limonady). W reszcie taxo (Tacsonia) posiada niew ielki owoc jajo w a­

tego k ształtu o sm aku kw askow ym i cierp­

kim.

Z europejskich drzew owocowych zaakli­

m atyzow ano w chłodniejszych strefach A n ­ dów jabłoń, gruszę i brzoskw inię, które u dają się n a wysokościach 7000' do 9 OUO' nad poz. m orza. Owoce je d n a k tych drzew bardzo są m ierne, niedające naw et pojęcia o naszych doskonałych gatunkach. W e­

dług mego zdania przypisać to należy wiel­

kiej różnicy w w aru n k ach klim atycznych, gdy bowiem nasze drzew a owocowe odby­

w ają, że tak pow iem swój sen zimowy, w K ord y lijerach , gdzie średnia tem peratu ­ ra rożnych pór ro k u je s t praw ie ta sama, zmuszone są forsow nie do ciągłego życia.

D latego to rośliny jednoroczne,

j a k

zboża lub ja rz y n y udało się tam przysw oić

a

do­

brocią gatunków nie ustęp ują europejskim , gdy przeciw nie drzew a owocowe strefy um iarkow anej w ydają owoce bardzo liche.

M niem anie moje zdaje się potw ierdzać

ta

okoliczność, że drzew a owocowe stre f go­

rących Starego L ądu, przewiezione do A m e­

ry k i Południow ej w ydają owoc rów nic dobry ja k w ich pierw otnej ojczyźnie, gdyż w arunki klim atyczne są bardzo podobne;

gdy tym czasem brak zim y w K ord ylijerach stanow i dostateczną różnicę, aby u tru dn ić przysw ojenie drzew strefy um iarkowanej Starego L ąd u .

J a n Sztolcman.

0 ZAW ARTOŚCI BIAŁKA

W BŁONIE KOMÓRKOWEJ R O Ś LI

W arty ku le p. t. „O budow ie błony k o ­ m órkowej roślin” (W szechśw . 1886, N r 40), są streszczone zajm ujące badania prof. W ie- snera, w edłu g k tó ry ch należałoby zm ienić zupełnie dotychczasow e nasze pojęcie o isto­

cie błony kom órkow ej, o je j budow ie fizy­

cznej i składzie chem icznym . B łonę ko­

m órkow ą należy rospatry wać w edług W ie- snera jak o żyjący o rg an kom órki w brew za­

patryw aniom daw niejszych botaników , gdyż zaw iera ona w sobie protoplazm ę, mającą ważne znaczenie w życiu kom órki,albow iem od obecności tej protoplazm y zależy w zrost i wszelkie zjaw iska życiowe błony kom ór­

kow ej.

P rzypuszczenie dotychczasowe, że p ier­

wotnym składnikiem -błony kom órkow ej je st celuloza i z niej dopiero pow stają wszystkie inne ciała, wchodzące w sk ład b ło n y k o ­ m órkow ej, nie mogło się ostać wobec po­

wyższych poszukiw ań. W iesn er dowiódł, że w szystkie części składow e błony kom ór­

kowej b io rą początek z zaw artej w niej pro­

toplazm y, a zatem substancyi białkow ej i że sam a celuloza zawdzięcza je j swoje pocho­

dzenie.

(12)

316

W SZ E C H ŚW IA T .

N r 20.

C ała teoryja organizacyi błony kom ó rko­

w ej,

ja k ą W iesner w p ra cy swój budu je i k tó rą w powyżej przytoczonym a rty k u le streściliśm y, opiera się n a dopiero co w yło­

żonych podstaw ach. O d trw ałości tych za­

leży trw ałość poglądów w iedeńskiego p ro fe ­ sora a chociaż w p racy jeg o zaw iera się wie­

le spostrzeżeń, przem aw iających na korzyść w ypow iedzianych p rz eze ń poglądów7, tem niem niej kw esty ja zaw artości białka w bło­

nie kom órkow ej w ym agała dokładniejszego zbadania, ażeby m ogła być przez wszystkich u zn a n a za rosstrzy g n iętą.

P rzed m io tem tym zajął się uczeń W iesn e ra F ry d o lin K ra sse r,n a którego badania, wów­

czas jeszcze nieogłoszone, n iejed n o k ro tn ie pow ołuje się W iesn er w swojćj pracy.

P o szukiw ania K rassera, um ieszczone w S p ra ­ w ozdaniach A kadem ii um iejętności w W ie­

dniu (Tom X C IY str. 118— 155), zasługują na uw agę jeszcze z tego w zględu, że au to r podaje now e m etody m ikrochem icznego ba­

d an ia białka.

P ra c a p. K ra ssera ma cel potrójny: 1° wy­

kazanie m ikrochem iczne z m ożliw ą p e­

w nością obecności b ia łk a w tk an k ach ; 2°

system atyczne zbadanie rospow szechnienia białka w błonie kom órkow ej roślin i 3°

p rzekonanie się, czy białko zaw arte w b ło ­ nie kom órkow ój należy rozp atry w ać ja k o część składow ą

żyw ej

protoplazm y.

D la w yk rycia białka w tk an k ac h ro ślin ­ nych posiłkujem y się, j a k wiadom o, naj- rozm aitszem i odczynnikam i, z których k aż­

d y w sposób sobie w łaściw y zab arw ia sub- stan cy ją białkow ą. N ajb ard ziej ro z p o ­ w szechnione są odczynniki M iliona i R as- paila oraz t. zw. re ak cy ja ksantoproteinoiv:i.

P ie rw sz y p rzed staw ia azotan rtęci,

który

zab arw ia substancyje białkow e n a kolo r ceglasto-czerw ony, odczynnik R aspaila sta ­ nowi m ięszaninę cuk ru i kwasu siarczanego, pod wpływem

której

białko zab arw ia się na kolor pu rpurow y, fijoletow o-czerw ony lub czerw ony zależnie od koncentracyi odczyn­

nika. N akoniec pod nazw ą reak cy i ksan- toproteinow ej rozum ie się pom arańczow o- żółte zabarw ienie białka pod w pływ em k w a ­ su azotnego. O tóż K ra sser podd ał

ścisłej

k o n tro li w szystkie używ ane dotychczas o d ­ cz y n n ik i n a białko i przek o n ał się, że żaden z nich sam przez się nie je s t w stanic dowieść

obecności b iałk a z absolutną pew nością, gdyż albo odczynniki te d ziałają w rów ny sposób i na inne substancyje, ja k reakcyja R aspaila, k tó ra służy rów nież dla w ykazania obecności sm oły, gum y i t. d., albo też d ziałają tylko na pew ne ciała białkow e, ja k reak cyja ksan­

toproteino wa, która nie może w ykazać włó- kn ika (fibrynu). N aw et odczynnik M iliona nie może służyć za środek niezaw odny przy w ykryciu białka. B adania O. Nassego w y­

kazały, że w składzie chem icznym białka zn ajd u je się pew na g ru p a arom atyczna, k tó ­ ra właśnie daje reak cy ją M iliona. Jeżeli zatem taka g ru p a arom atyczna w ystępuje sam a przez się niezależnie od białka, to zo­

staje ona, ta k samo j a k białko, u w y d a tn io ­ na p rzy stosow aniu odczynnika M iliona, m ianow icie zab arw ia się na k olo r ceglasto- czerw ony; zabarw ienie to więc nie d aje nam pew ności, czy mamy do czynienia z samo­

istnie w ystępującym zw iązkiem aro m a ty cz­

nym , czy też z g ru p ą arom atyczną zw iązaną w cząsteczce białka. W iadom o zaś, że ro z ­ m aite ciała arom atyczne są w roślinach b ardzo rospow szechnione.

W ychodząc z tój zasady kom binow ał K ra ­ sser dla w ykazania b iałk a odczynnik M ilio­

na z now ym przez siebie w prow adzonym odczynnikiem — alloksanem . Podczas gdy pierw szy odczynnik w ykazuje obecność w cząsteczce b iałk a hydroksylizow anej g ru ­ py arom atycznej, alloksan zabarw ia na ko­

lor czerw ony zaw artą w białku grup ę tłu sz­

czową, k tó ra przy roskładzie ciał białkow ych w ystępuje ja k o asp aragin a albo kw as aspa­

raginow y. A żeby jed n ak można było z tych dw u reakcyj w nioskować o obecności biał­

ka, należy się u przed nio przekonać, czy w spom niane dwie g rup y, arom atyczna i t ł u ­ szczowa nie istn ieją sam e przez się. Zw iązki te m ogą być w ykluczone zapomocą środków rospuszczających, albo też o ich nieobecno­

ści m ożna się przekonać zapomocą odpo­

w iednich odczynników . Stosując powyższą m etodę, zb a d ał p. K ra sser ogrom ną ilość roślin p oczyn ając od grzybów a kończąc na wyższych roślinach dw uliścieniow ych i do­

szedł do re z u lta tu , że zarów no tk an k i doj­

rz a łe j a k em bryjonalne w istocie zaw ierają białko w błonach kom órkowych.

A żeby się nareszcie przekonać, czy z a w ar­

te w błonie kom órkowej białko dowodzi

(13)

N r 20.

obecności żywej protoplazm y, posiłkow ał się au to r znaną reakcyją L o w a i B okornego.

L ow i B o korny w ykazali, że w żywej pro- toplazm ie w ystępują g ru p y aldehidow e, któ­

re posiadają silną własność odtleniającą.

B ardzo® roscieńczone rostw ory alkaliczne srebra, k tóre pod w pływ em zw ykłych sub­

sta n c ji organicznych żadnej nie ulegają zmianie, zostają odtlenione pod w pływ em ży­

wej protoplazm y czyli w łaściw iej pod w pły­

wem zaw artych w niej g ru p aldehidow ych, z w ydzieleniem srebra m etalicznego. T ą me­

todą udało się K rasserow i dowieść, że ile­

kroć p rzy pomocy używ anych przez siebie odczynników w błonie kom órkowej zn ajdo­

w ał białko, zawsze m iał do czynienia z biał­

kiem organizow anem , żyjącem czyli proto- plazm ą. „P ozy tyw ne re zu ltaty dokonanych p rz y pomocy rostw orów srebrnych Low a i Bokornego doświadczeń, stanow ią nowy dowód praw dziw ości poglądów W iesnera,że substancyje białkow e w ystępujące w błonie kom órkow ój, należy rospatryw ać ja k o część składow ą żywój proto p lazm y ”.

S . Grosglik.

P o s i e d z e n i e ó s m e K o m i s y i te o - r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h odbyło się dnia 3 Maja 1888 roku, o godzinie 8 w ieczorem , w lokalu T ow arzy­

stw a, Chm ielna N r 14.

1. P ro to k u ł posiedzenia p o przedniego został od­

czytany i przyjęty.

2. P. H Cybulski p rzed staw ił piękny okaz t. z.

drzew a melonowego, C arica p ap ay a L in ., rośliny należącej do rodziny Papayaceae, spokrew nionej z rodziną ukośnie (Begoniaceae) i kaktusów, w y­

hodow any z nasion w cieplarni ogrodu botanicz­

nego. Jestto- roślina południow o-am erykańska do­

ra sta ją c a 5 — 8 m etrów wysokości, o łodydze w al­

cowatej, nierozgałęzionej, z w ierzchołka której wy­

ra s ta ją liście na długich ogonkach, dłoniasto w yci­

n a n e , o 5 —7 w ycięciach.— K w iaty pręcikowe i słu p ­ kowe w y rastają oddzielnie, je stto bowiem roślina oddzielno - kw iatow a (M onoecia). Owoce mięsiste, podobne z k ształtu i sm aku do melonów.

W liściach i we w szystkich częściach rośliny znajduje się sok m leczny, zaw ierający w sobie pe­

psynę, używ any na lekarstw a przez krajowców, n ad ­

to do kruszenia mięsa. W soku ty m znajduje się substancyja zwana papayacina, używ ana w m edy­

cynie.

N astępnie d-r J. Siem iradzki uzupełnił przem ó­

w ienie p. H. Cybulskiego, dodając, że w podróży swej po A m eryce południowej spotykał często Ca­

rica Papaya, k tó ra rośnie dziko n a porębach leś­

nych i z innem i roślinam i tw orzy tam gąszcze.

Drzewko to posiada owoce podobne do melonów, zebrane w grupy na szczycie rośliny u podstaw y liści. Liście okazałe przypom inające nieco liście R icinus, używ ane w gorących krajach A m eryki do k ruszenia m ięsa ze zw ierząt świeżo zabitych lub stary ch . W tyra celu m ięso zaw ijają w liście a po godzinie lub 2-u staje się kruche i p rzy d at­

ne na pokarm .

Owoce surowe używ ane na pokarm przez k ra ­ jowców m ają sm ak m dły, ale przez osm arzenie w cukrze ro b ią z nich doskonałe konfitury. P ta­

ki, w edług d-ra S. m ało się karm ią niem i, ale je s t ona przysm akiem dla dw u zw ierząt ssących m ięsożernych południowo am erykańskich, a m ia­

nowicie: dla ostronosa (N asua) i Galictis.

3. Przew odniczący kom isyi dziekan K. J u r k ie ­ wicz mówił o użyteczności E lodea canadensis Rich.

Rospoczął od h isto ry i dostania się tej północno­

am erykańskiej rośliny do A nglii a następnie na ląd europejski i wreszcie do naszego k ra ju (1878 r.) Dalej sz. prezes mówił o szybkim rozroście tej ro ­ śliny, szczególniej w w ąskich kan ała ch , o przeszko­

dach jak ie staw ia rybołów stw u i żegludze, w sku­

te k czego zyskała n iezb y t pochlebną nazw ą ludow ą w N iemczech „W a,sser-Pest”. Po bliższem zbadaniu E lodei przekonano się o użyteczności tej rośliny. E lo ­ dea canadensis bowiem, z powodu procesów życio­

wych, jak ie się w niej odbyw ają, oczyszcza wody, k tó re zarasta, daje p rzy tu łek i pożywienie d la licznych m niejszych i w iększych zw ierząt w odnych, a za­

tem sprzyja hodow li ry b . W y cią g n ięta z wody, świeżo dostarcza karm u d la b y d ła i trz o d y ch le ­ wnej, a nadto daje w yborny nawóz, ja k to przeko­

n ały dośw iadczenia i analizy chem iczne, robione przez p. Dalime (L an d w irtsch aftlich e Biafcter fur das H erzogthum O ldenburg) i które w ykazały że zaw iera:

O b o rn ik św ie ży . E l *dca ś w ie ż a .

317 _

M ateryi organicznych: 430 354

Azotu 8 -1 0 8

Potasu 10—20 9

W apna 8 - 1 2 52

M agnezyi 2—5 9

Kw. fosfornego 3 —5 ‘28

Z atem d la upraw y pew nych roślin nawóz z E lodei, szczególniej się nadaje. W końcu sza­

now ny p releg en t dodał, że d r B randes w H it- zacker (H anow er), w m iejscowości bagnistej, bę­

dącej siedzibą m alaryi i biegunek, zauw ażył, że od czte rech la t w m iarę, ja k E lodea ro zrasta się i zapełnia wody bagniste, oczyszczając je stopnio- i wo, zdrow otność m iejsca znakom icie się polepszy- ' ła , panow anie zim nicy i biegunki praw ie ustało.

W SZE C H ŚW IA T.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chcąc się zabezpieczyć od zawleczenia zarazy, należało sprowadzać bydło z południa jedynie w czasie zimy, zwłaszcza bardzo mroźnej, albo też urządzić

W ykazali oni, że przez dodanie kropli kwasu octowego do alkoholowego roztw oru chlorofilu barw a roztworu zm ienia się nadzwyczaj mało i że widmo jego różni

sze n a siatkówce obraz przewrócony, zwierzę z uszkodzonym lewym płatem potylicowym przy zasłonięciu lewego oka dostrzeże (p r a ­ wem okiem) tylko przedm ioty

W ogólności w ięc w idzim y, że znaczna liczba miast odw ołać się musi do oczyszczania wód rzecznych, co daje się kilk u metodami przeprow adzić.. Sposób

ność, że niepodobna takiego mnóstwa rur i połączeń tak herm etycznie zamknąć, by choć mała doza p ow ietrza nie dostała się do ich środka, może się

Ścisłość zaś obserw acyj astronom icznych jest obecnie znacznie większa aniżeli ścisłość, z ja k ą znam y długości gieograficzne.. Podobnież ma się rzecz

ności cieplikowej prom ieni księżyca, p o słu ­ gując się do tego celu wynalezionym przez siebie bolom etrem.. T ą drogą oznaczył L an ­ gley, że ciepło

dują się ciała różną gęstość posiadające, prócz tego każda warstw a współśrodkowa ziemi różni się od innych nad nią i pod nią leżących także swoją