• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel : dodatek tygodniowy "Głosu Wąbrzeskiego" poświęcony sprawom oświatowym, kulturalnym i literackim 1935.09.28, R. 16[!], nr 38

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasz Przyjaciel : dodatek tygodniowy "Głosu Wąbrzeskiego" poświęcony sprawom oświatowym, kulturalnym i literackim 1935.09.28, R. 16[!], nr 38"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Dodatek tygodniowy „Głosu Wąbrzeskiego4* poświęcony sprawom oświatowym, kulturalnym i literackim ■■ -■■ ■ ■ -=

Nr. 38 Wąbrzeźno, dnia 28 września 1935 r. Rok 16DCBA

16 n ied ziela po Z esłaniu D ucha Ś w ięteg o

LEKCJA

z listu św . P aw ia do E fezów rozdz. 5. w . 13— 21.

B racia! p ro szę w as, ab y ście n ie u staw ali w u cisk ach m oich za w as, k tó ra jest ch w ała w asza. D latego k lęk am n a k o lan a m oje k u O jcu P an a naszego, Jezu sa C h ry stu sa, z k tó reg o w szelk ie ojcow stw o n a n ieb ie i n a ziem i jest n a­

zy w an e; ab y w am d ał w ed le b o g actw ch w ały S w ej, że- b y ście byli m o cą u tw ierd zen i p rzez D u ch a Jeg o w e w nę- trzn ego człow iek a: aby m ieszk ał C h ry stu s p rzez w iarę w sercach w aszy ch , w m iłości w k o rzen ien i i u g ru n to w an i, źe- b y ście m ogli p o jąć z w szystkim i Ś w iętym i, k tó ra jest sze­

ro k o ść i d łu g o ść i w ysokość i g łęb o k o ść, i poznać p rzew y ż­

szającą n au k ę, m iło ść C h ry stu so w ą, ab y ście byli n ap ełn ien i w szelak iej zu p ełn o ści B ożej. A tem u, k tó ry m o cen jest w szy stk o d alek o obficiej uczynić, niż p ro sim y albo ro zu­

m iem y, w ed le m ocy, k tó ra w n as sk u teczn ie ro b i. Jem u ch w ała w K o ściele i w C h rystu sie Jezu sien a w szystk ie ro ­ d zaje w iek u w iek ó w .

EWANGELJA

św . Ł ukasza rozdz. 14, w iersz 1 — 11.

W onczas, gdy Jezus w szedł do dom u jed­

nego przednie jszego F aryzeusza, w S abbat, jeść chleb, a oni G o podstrzegali. A oto czło­

w iek n iek tó ry opuchły był przed N im . A Jezus odpow iadając, rzekł do biegłych w Z akonie i F aryzeuszów , m ów iąc: G odzili się w S abbat uzdraw iać? L ecz oni m ilczeli. A O n w ziąw szy go, uzdrow ił i odpraw ił. A odpow iadając, rzekł do nich: K tórego z w as osioł, albo w ół w pad- nie w studnię, a nie w net go w yciągnie w dzień so b o tn i? I n ie m o g li M u n a to o d p o w ied z ie ć . I p o w ie d z ia ł te ż p o d o b ie ń stw o d o z a p ro sz o n y c h , b a c z ą c , ja k o p ie rw sz e sied z e n ia o b ie ra li, m ó ­ w ią c d o n ic h : G d y b ę d z ie sz w e z w ań n a g o d y , n ie sia d a jż e n a p ie rw sz e m m ie jsc u , a b y sn a d ź g o d n iejsz y n a d cię n ie b y ł w e z w a ń o d n ie g o ; a p rz y sz ed łsz y te n , k tó ry c ie b ie i o n eg o w e z­

w a ł, n ie rz e k ł ci: D a j te m u m ie jsc e, a w te d y - b y ś ze w sty d e m p o c z ą ł m ie ć o state c zn e m ie jsc e . A le g d y b ę d z ie sz w e z w a ń , id ź a sią d ź n a p o ś- le d n ie m m ie jsc u : że g d y p rz y jd z ie te n . k tó ry c ię w e zw a ł, rz e c z e to b ie : P rz y jac ie lu , p o sią d ź się w y ż e j. T e d y b ę d z ie sz u czczo n sp o łe m z to ­ b ą sie d zą c y m i. B o w sze lk i, co się w y n o si, u n i- żo n b ę d z ie , a k to się u n iż a , w y w y ż sz o n b ę d z ie.

NALKA

D laczeg o C h ry stu s P an jad ł z F ary zeuszam i, k tó rzy ta k w ielce b y li d la N ieg o n iep rzy jazn y m i?

N a sam p rzó d z ap e w n ie d la teg o , g d y ż p ra w d o p o d o b n ie , jak c z ęsto w in n y c h , ta k i ty m ra ze m , b y ł d o sto łu ic h z a­

p ro sz o n y . N a stęp n ie d lateg o , ż e c h ciał z je d n ej s tro n y z k a ż d e j sp o so b n o śc i k o rzy s ta ć i p ełtó ić S w e św ięte p o s łan ­ n ic tw o , z d ru g iej lito śc iw ie p rz y jść w p o m o c i o św ie cić b łąd z ąc y ch i n ieśw iad o m y ch F ary z eu sz ó w i o ile ty lk o m ó g ł, o c alić ic h . T a k sa m o i m y w in n iśm y p o stęp o w a ć so b ie z b liźn im i n a szy m i, c h o c ia żb y b y li n a szy m i n ie p rz y ­ ja c ió łm i, d o b rz e im c zy n ić i z e w szy stk ic h s ił tro szc zy ć się o ich z b a w ie n ie d u szy .

(2)

— 2 —NMLKJIHGFEDCBA

A rchanioł M ichał

ŚLĄ SK C IESZY Ń SK I W A K C JI W Y ­ ZW O LEN IA PO LSK I.

JESZCZE JEDEN DOWÓD POLSKOŚCI ŚLĄ­

SKA CIESZYŃSKIEGO.

T ragedia Śląska C ieszyńskiego przypom nia­

ła się znow u naszem u społeczeństw u przed dw o­

m a m iesiącam i, kiedy to obchodziliśm y 15-tą rocznicę nieszczęśliw ego podziału tej starej Z ie­

m i P iastow skiej. G azety podały w ów czas w iele szczegółów z historji Ś ląska C ieszyńskiego, pod­

kreślając odw ieczną polskość tej dzielnicy i nie­

spraw iedliw ość decyzji R ady A m basadorów z dn. 28 lipca 1920 r., m ocą której to decyzji odda­

no C zechom w iększą i bogatszą część tej iziem i śląskiej.

A le m ikt praw ie nie w spom niał z okazji tej rocznicy, o pew nym zapom nianym już epizodzie z dziejów w alki o w olność Polski, który to epi­

zod, łączący się z historją Śląska C ieszyńskiego stanow ić m oże jeszcze jeden dow ód ogrom nego przyw iązania całej ludności śląskiej do M acierzy.

M am y tu na m yśli w ym arsz ,.D rużyny Śląskiej z C ieszyna do w alki w L egjoniach P olskich z R o­

sją w roku 1914.

skim i w K rólestw ie Polskiem praw dziw ą chlubą sw ego pułku i L egjonów , stojąc jako praw dziw i synow ie Z iem i Śląskiej aż do ostatniej chw ili w iernie przy sztandarze polskim .

K S. PIO T R SK A R G A

I JEG O PO M N IK I M IŁO SIER D ZIA

(Z okazji rocznicy śmierci.)

K s. P iotr S karga - P aw ęski, w ielki pi­

sarz i kaznodzieja P olski d ru g iej połow y X V I w ieku, urodził się w r. 1556 w G rójcu na M azow szu. Po odbyciu studjów w K rako­

w ie, W iedniu i w R zym ie, w stąpił do zakonu Jezuitów i odtąd d atu je się jego działalność jak o organizatora kolegjów je/itick ich w P olsce, w ielkiego filantropa, pisarza i kazno ­ dziei i.

K s. S karga, kapłan oddany całkow icie na usługi K ościoła katolickiego, odznaczający się m ocnym ch arakterem , w iarą, pośw ięce­

niem i m iłością bliźniego, nam iętny przeciw ­ nik m ożnow ładztw a szlachty i en tu zjasta po­

słuszeństw a K ościołow i i P aństw u, odznaczał się niezw ykłą znajom ością ludzi, św ietnym talentem organizacyjnym i niezw ykłą w y­

trw ałością w pełnieniu obow iązków .

Jako w ym ow ny kaznodzieja zasłynął n ajp ierw w e L w ow ie, a następnie na dw orze k ró la Z ygm unta III. S łow em , p racą i pism em zw alczał h erezję i krzew ił w iarę katolicką.

W śród w ielu dzieł w spaniałych ks. S kargi, w yróżniają się jego „K azania sejm ow e", nie­

zauw ażone niestety przez w spółczesnych, — a rozpow szechnione dopiero po upadku państw a polskiego. — W w ieku X IX stały się te „K azania“księgą narodow ą, zw łaszcza od paryskiego w ykładu A dam a M ickiew icza w r. 1841. T o pośm iertne ju ż znaczenie kaz- nodzieji odtw orzył Jan M atejko w słynnym obrazie „K azanie S kargi". W ielki kazno­

d zieja P olski zm arł w K rakow ie dnia 27 paź­

dziernika 1612 roku.

W K rakow ie też m . in. pozostały po nim dw a pom nikow e dzieła m iłosierdzia, a m ia­

now icie istniejące dziś jeszcze A rcybractw o M iłosierdzia i B ank P obożny. P ierw sza in ­ sty tu cja pow stała w tr. 1584 jak o zrzeszenie ludzi dobrej w oli, m ających na celu opiekę nad najbiedniejszym i, chorym i w szpitalach i w ięźniam i. K ażdy z członków B ractw a łożył na te cele pow ażne sum y z w łasnej szkatuły, co też dzieje się jeszcze dzisiaj.

B ank P obożny zaś m iał i m a dotychczas na celu um iejętnie i rozsądnie szafow ać po­

życzkam i i chronić ludzi zubożałych nie z w łasnej w iny przed w yzyskiem ze strony lichw iarzy. Już te dw ie fu n d acje w śród w ie­

lu innych św iadczą o w ielkiej m iłości bliź­

niego, którą kierow ał się nasz w ielki kazno­

dzieja.

N a rów ni z ludnością całej Polski, także i m ieszkańcy Śląska C ieszyńskiego odczuli dreszcz w ielkiego poryw u na pierw szą w ieść o żołnierzu polskim , idącym ze sw ym kom endantem P iłsud­

skim w bój o w olność gnębionej O jczyzny. D zia­

łacze i patrjoci śląscy zorganizow ali w ięc w tedy ofiarnym trudem i w ysiłkiem sw oim drużynę w sile około 300 ludzi, przeznaczoną do służby w L egionach Polskich, którą Ś lązacy z C ieszyń­

skiego faktycznie rozpoczęli dn. 30 w rześnia ro­

ku 1914.

W cieleni do I bataljonu 3 p. p. L egjonów pod dow ództw em ów czesnego kapitana Józefa H allera, ruszyli Ślązacy do boju w chw ili, gdy M oskale w targnęli do W ęgier. Ślązacy w t. zw .

„G rupie H allera" stoczyli w krótce z M oskalam i zw ycięską bitw ę pod N adw orną, później pod H w ozdem i C ucyłow em B rali także udział w w alnej bitw ie M ołotkow skiej, stoczonej nie zw y­

cięsko ale chlubnie dnia 29 października 1914 r.

W tej to bitw ie dali Ślązacy dow ody w ielkie go m ęstw a i w ytrzym ałości, a zahartow ani tym bojem , stali się i w późniejszych zw ycięskich w alkach tak na froncie karpackim , bukow iń­

KUPIEC I RZEMIEŚLNIK MIEJSCO­

WY NIE BĘDZIE MÓGŁ CI DAĆ PRACY I ZAROBKU, SKORO ZAROBIONY TUTAJ PIENIĄDZ WYWOZISZ NA ZAKUPY DO

DO INNEGO MIASTA.

(3)

— 3 —

Miesiąc październikEDCBA w obyczaju ludowym

M iesiąc p aźd ziern ik , w n aszy m k lim acie, to ju ż p o ra w całej p ełn i jesien n a. O ile p o ­ czątek teg o m iesiąca d aje n am czasem p ew ­ n e złu d zen ie lata, o ty le w d ru g iej p o ło w ie p aźd ziern ik a p an u ją ju ż ch ło d y jesien n e, w iatry i d eszcze. P o d o b ny do p aźd ziern ik a jest jed y n ie m iesiąc m arzec, k tó ry w y k azu ­ je ró w n ież zm ienn ą p o g o d ę, to też lu d w iej­

sk i p o w iad a, że „m iesiąc p aźd ziern ) — m ar­

ca o b raz w iern y ".

N azw a teg o m iesiąca p o ch od zi od p aź­

d zierzy . czy li o d p ad k ó w od lnu i k o n o p i, zw łaszcza, że p o d czas d łu g ich p aźd ziern ik o ­ w y ch w ieczo ró w , len b y w a p rzerab ian y w ch atach w iejsk ich na p łó tn o .

W ed łu g p o w ied zen ia lu d o w eg o „w k ró t­

k ie d zio n k i p aźd ziern ik a, w szy stko z pola szy b k o zn ik a". Z n ik ają w ięc w y k o p an e k a r­

to fle i b u rak i, zn ik a też z p o la k ap u sta. W o g rod ach k w itn ą o statnie k w iaty jesien n e:

ró żn o b arw n e astry i g eo rg in je. R ó w n o cześ­

n ie liście na d rzew ach w ięd n ąć i żó łk n ąć p o ­ w oli zaczy n ają. P tactw o ciągn ie g ro m ad am i d o ciep ły ch k rajó w , bo ja k m ów i in n e p rzy ­ sło w ie: ..p aźd ziern ik ch o d zi po k raju i w y ­ p ęd za p tactw o z g aju ". Z w ażając n a tu szę p tak ó w , m o żn a w ed łu g staro p o lsk iej p rzep o ­ w ied n i p o g o d y sąd zić z n iej o o stro ści zb liża­

jącej się zim y . „W jesien i, g d y tłu ste p tak i, m ró z w zim ie m ie b y w a tak i", to zn aczy , n ie tak d o k u czliw y .

N a IS -tego p aźd ziern ik a, g d y w p o lu ju ż w szy stk o zeb ran e, zn an a jest tak a ro z­

m ow a ze św . Ł u k aszem : „Ś w ięty Ł u k asz, cze­

g o w p o lu szu k asz? — S zu k am rzep y . — A l- b o ś to ślep y ?" M ów i się też z racji zak o ń ­ czen ia ro b ó t w p o lu : „N a św . Ł u k a, sch o w aj p łu g i w łó k a".

D n ia 21 p aźd ziern ik a, w d zień św . U rszu ­ li, b łyszczą w traw ie p erły ro sy . „św . U rszu ­ la p erły ro zsn u ła, m iesiąc w ied ział, n ie p o ­ w ied ział, sło ń ce w stało — p o zb ierało ". R obi się ju ż ch ło d n o i d zieci z ch ęcią g arną się d o p ieca w m y śl p rzy słow ia, że „św . U rszu­

la i K o rd u la d zieci do p ieca p rzy tu la". Św . K ry sp in zaś d n ia 25-tcgo m u si b y ć w id o czn ie p atro n em szew có w , alb o p ijak ó w , g d y ż w ty m d n iu m ó w ią: „N a św . K ry sp in a, k ażd a p ijan a szew czy n a".

Z „Darem Pomorza** przez sztormy tajfuny i sztyle

W łaściw ie nigdy przedtem nie w idziałem m orza. T o bardzo daleko z K rakow a! G dyby/

m inie kto zapytał, jak sobie w yobrażam m orze, nie um iałbym odpow iedzieć, bo to, co w idziałem w kinach, nie m ogło chyba dać m i w yobrażenia o m orzu rzeczyw istem ! G dy zostałem przyjęty do Szkoły M orskiej w G dyni, gdy ujrzałem z po­

ciągu, idąc eg9 z G dańska do G dyni, skraw ek niebieskiego m orza m iędzy nadbrzeżnem i drze­

w am i, ogarnął m ni-e taki zapał, że chciało m i się krzyczeć, krzyczeć z radości.

P o lsk i balor.i „K ościuszko" nad pom nikiem lo tn ik a w W arszaw ie.

A potem zgłosiłem się n a statek .

N ajpierw p o tk n ąłem się n a trap ie. K oledzy k tó rzy p rzy jech ali w cześniej odem nie, w ybuch- n ęli śm iechem . B yłem tak onieśm ielony, że n ie um iałem im odpow iedzieć p aru słów do słuchu, żeby im o d ech ciało się kpin z przyszłego kolegi.

A le to jeszcze nie najgorzej!

Z w róciłem się do bosm ana, m yśląc, że to o- ficer: „P anie k ap itan ie, gdzie m oja k ab in a?".

N a to p o w stał tak i ryk, że w szyscy chw ycili się za brzuchy, aby nie p ęk n ąć ze śm iechu.

— C o, k ab in a?

I znow u w szyscy ryknęli. W reszcie bosm an przybraw szy n ag le su ro w ą m inę, k rzy k n ął:

— Jak się n azy w asz? M arsz do m iędzypo- ikładu. D o stan iesz ro b oczy drelich i do ro b o ty . K ab iny ci się zach ciew a? W h am ak u będziesz, chłopie, spał, n ie w żadnej kabinie, ale z w szy­

stk im i razem . T ak się zaczęło.

Pogonili m nie odrazu do szorow ania pokła­

du. Ż eby choć szczotką. T rzeba było przyklę­

knąć na oba kolana, w ziąć cegłę w ręce i szoro­

w ać tak , jak gdyby d esk a m iała się p rzetrzeć n a w ylot. A le deski p o k ład u są tw ard e i nie p rze- tearły się. M yślałem , że m i ręce o d p adn ą z przem ęczenia. Z m oich in teleg en ck ich rąk zre­

zygnow ałem , ale obaw iałem się, że p iasek p rze- tn ie m i drelich i p o czn ie w y żerać m i sk ó rę na kolanach .

I ledw ie człow iek odsapnął — do w io sło w a­

nia. Z aw sze m yślałem , że d o b rze w iosłuję, a tu in stru k to r krzyczy, że jesteśm y b aran am i, lą- dow em i szczuram i, że w iosło m usi być d alek o w ty ł rzucone, a p otem tułów trzeb a p ch n ąć n a­

przód i znów w ygiąć się w stecz, ab y głow ą d o t­

knąć praw ie k o lan kolegi z n astęp n ej ław ki.

Jak tu się w yginać, k ied y k ręg o słu p m iałem m ocno „usztyw niony" po szo ro w an iu ?

N a m aszcie też było trochę dziw nie. Jesz­

cze w G dyni to pół biedy. W łaziłem ongiś na w ysokie drzew a, a w ychyliw szy się z balkonu szóstego piętra nie czułem zaw rotu głow y. A le gdyśm y już w ypłynęli po K openhadze na M orze Północne, gdy nas tam chw ycił szturm !

W dzień i noc padały rozkazy. Instruktor

(4)

0 1 3 4 9

b i e g a ł , w t y k a ł n a m l i n y w r ę c e — c i ą g n ę l i ś m y , i l e s i ę d a ł o , a ż d e c h n a m z a p i e r a ł o w p i e r s i .

A m o r z e c o r a z m o c n i e j k o ł y s a ł o , . D a r e m P o m o r z a " . C z u ł e m , ż e r o b i m i s i ę n i e d o b r z e . M i ę ś n i e j a k o ś s f l a c z a ł y , w g ł o w i e z a w r ó t . J u ż p r z e d t e m s ł a b s i k o l e d z y z b l e d l i n a g l e i s k o c z y l i d o b u r t y . A t e r a z i m n i e w z i ę ł o . Z r u f y p r z e z t u b ę k r z y c z a ł o f i c e r m a c h t o w y : , , Z w i n ą ć b r e m y . N a r e j e ! " I n s t r u k t o r d o t y k a n a s k o l e j n o p o g u ­ z i k a c h n a d r e l i c h u : „ W y . . W y . . N a b r e m - r e j ę " .

S p o j r z a ł e m w g ó r ę . M a s z t t a ń c z y ł m i w o - c z a c h . C h w i a ł s i ę n a w s z y s t k i e s t r o n y , p o c h y l a ł n a d w z b u r z o n e m , p i e n i ą c e m s i ę m o r z e m . B y ­ ł e m r ó w n i e ż w y z n a c z o n y n a m a s z t . C z ę m p r ę - d z e j d o p a d ł e m d o b u r t y , a b y w y r z u c i ć z s i e b i e d r ę c z ą c y m n i e n i e p o k ó j n a o f i a r ę N e p t u n o w i . P r z y n a j m n i e j g ł o w a m i z e l ż a ł a . Z a c z ę l i ś m y s i ę w s p i n a ć p o m a s z t a c h . O t , l a k a d r a b i n a , c o r a z k ł a d z i e s i ę p o z i o m o , i n n y m r a z e m o d w r a c a n a p l e c y i s t a r a s i ę o t r z ą s n ą ć w s p i n a j ą c y c h s i ę j a k m u c h y .

Z w i n ę l i ś m y ż a g l e n a b r e m - r e j i .

D o b r z e ! ' — p o w i e d z i a ł i n s t r u k t o r . N a ­ w e t n a s t o w t e d y n i e u c i e s z y ł o . I t a k p r a w i e d w a t y g o d n i e : n a M o r z u P ó ł n o c n e m i w K a ­ n a l e L a M a n c h e . N i e r a z p r z e k l i n a ł e m , ż e m i s i ę c h c i a ł i o m a r y n a r k i . N i e l e p i e j b y t o b y ł o s i e ­ d z i e ć w s z k o l e i b r a ć d w ó j e o d ł a c i n n i k a ?

N a A t l a n t y k u j u ż c a ł k i e m i n a c z e j . N a s z e ­ r o k o ś c i P o r t u g a l j i p o c z ą ł w i a ć p a s s a t . W i a t r n i ó s ł n a s s z y b k o d o W y s p K a n a r y j s k i c h . — W S a n t a C r u z , n a l ą d z i e k r ó t k o , d o g o d z i n y 7 - e j w i e c z o r e m . A i t a k c o t r z e c i d z i e ń s ł u ż b a , w i ę c n a p r a w d ę m a ł o ' m o g l i ś m y z o b a c z y ć . — G d y b y n i e w y c i e c z k a c a ł e j z a ł o g i d o O z o t a w y , n i c b y ś m y n i e w i d z i e l i . P o c i e s z a ł e m s i ę m y ś l ą , ż e s t a t e k , p r a c a n a o k r ę c i e , m o r z e , p o r t s ą w a ż n i e j s z e d l a n a s , a n i ż e l i t u r y s t y k a .

N a j p i ę k n i e j j e d n a k b y ł o w H a w a j a c h . A l e

w s z ę d z i e p r z y j m o w a n o n a s s e r d e c z n i e . Z a w ­ s z e m i e l i ś m y o k a z j ę p o t a ń c z y ć z p a n i e n k a m i z d o b r y c h d o m ó w . T o , ż e r ę c e n a s z e z g r u b i a ł y , a z z a p a z n o k c i n i e z a w s i z e u d a w a ł o s i ę n a m w y ­ d o b y ć s m o ł ę l i n o w ą — n i c a n i c n i e p r z e s z k a ­ d z a ł o . B u d z i ł o t o t y l k o s z a c u n e k .

W i e l k i m d n i e m w n a s z e j p o d r ó ż y b y ł t a j ­ f u n p r z e d J a p o n j ą . S t a ł e m w t e d y n a s t e r z e . N i e m a c i e p o j ę c i a , j a k s i ę t r z e b a m o c o w a ć z k o ł e m s t e r o w e m ! P r z y w i ą z a l i m n i e n a w e t l i ­ n a m i , a b y m n i e w y l e c i a ł z a b u r t ę .

W B a t a w j i b y ł e m d a l e k o w g ł ę b i l ą d u u p a n a i n ż y n i e r a Z w i e r z y c k i e g o , s z e f a h o l e n d e r ­ s k i e j s ł u ż b y g e o l o g i c z n e j n a J a w i e . Z w i e d z i ­ l i ś m y n a j p i e r w k r a t e r w u l k a n u , a p e t e m z j e d ­ l i ś m y w s z y s t k i e t o r t y p a n i i n ż y n i e r ó w e j , r o d o ­ w i t e j k r a k o w i a n k i . A p o t e m b a r w n y k a l e j ­ d o s k o p ; G a l a p a g o s , H o n g - K o n g , S i n g a p u r , A u ­ s t r a l i a , M a u r i t i u s , D u r b a n , ś w . H e l e n a , W y s p a W n i e b o w s t ą p i e n i a i A n t w e r p j a . W T o k i o i S z a n g h a j u b y l i ś m y w p o s e l s t w a c h p o l s k i c h n a b a l u .

D n i e b i e g ł y j a k f a l e n a m o r z u i o t o G d y ­ n i a .

M . S .

— o —

Ewangeliczny świata

K r y z y s m o r a l n y i g o s p o d a r c z y , k t ó r y w s z e c h w ł a d n i e z a p a n o w a ł p o s t r a s z n e j w o j n i e ś w i a t o w e j , n i e t y l k i o ż e n i e m a l e j e i z n i k a , a l e z d a s i ę p r z y b i e r a ć n a s i l e i p o t ę ż n i e ć . S p o ł e ­ c z e ń s t w a , n a r o d y i p a ń s t w a b o r y k a j ą s i ę z n i m , c h c ą z a d a ć m u c i o s ś m i e r t e l n y , l e c z n a p r ó ż n o , b o g ł ó w n e i c h w y s i ł k i s k i e r o w a n e s ą n a z w a l ­ c z a n i e k r y z y s u e k o n o m i c z n e g o , a z a p o m i n a s i ę o z a ł a m a n i u z a s a d p r a w o ś c i i u c z c i w o ś c i w ż y ­ c i u j e d n o s t k i i w ż y c i u z b i o r e w e m . L e p s z e j u t r o n a s t ą p i d o p i e r o z c h w i l ą u ś w i a d o m i e n i a s o b i e p r z e z l u d z k o ś ć o d w i e c z n y c h , n i e z m i e n ­ n y c h p r z y k a z a ń B o ż y c h . J e s t e ś m y ś w i a d k a m i o l b r z y m i c h z m i a n , d o k o n u j ą c y c h s i ę n a c a ł y m g l o b i e z i e m s k i m , i e p o k o w y c h w y n a l a z k ó w , s t a n o w i ą c y c h p r a w d z i w i e p r z e w r ó t w e w s z y ­ s t k i c h d z i e d z i n a c h ż y c i a l u d z k i e g o . R ó w n i e ż n i e z n a n y d o t ą d s k r a j n y m a t e r j a l i z m o g a r n i a c o r a z s z e r s z e k r ę g i w s p o ł e c z e ń s t w i e , n a p a w a ­ j ą c n i e p o k o j e m i t r o s k ą o p r z y s z ł o ś ć . C ó ż p r z y n i e s i e n a m j u t r o ? C z y z w y c i ę ż y C h r y s t u ­ s o w a m i ł o ś ć , p r a w d a i s p r a w i e d l i w o ś ć l u b t e ż s z a l ę p r z e w a ż y l u d z k a n i e n a w i ś ć , k ł a m s t w o i e g o i z m , p y t a m y z l ę k i e m . W ś r ó d r o z i h u k a n y c h f a l ż y c i a l u d z k i e g o p ł y n i e s p o k o j n i e ł ó d ź P i o ­ t r o w a . K o ś c i ó ł m i m o n i e s p o k o j n y c h c z a s ó w w i e r n y j e s t s w e m u p o s ł a n n i c t w u . W s z ę d y g ł o ­ s i K r ó l e s t w o C h r y s t u s o w e , g o r l i w i e z a c h ę c a d o w a l k i z e z ł e m , g ł o ś n o n a w o ł u j e d o z g o d y m i ę ­ d z y n a r o d a m i , d o m i ł o ś c i b l i ź n i e g o i n i e s i e n i a p o m o c y s ł a b s z y m . W s z y s c y j e s t e ś m y l u d ź m i , s t w o r z o n y m i n a o b r a z i p o d o b i e ń s t w o B o ż e , o d ź w u e r c i a d l a j ą c y m i w s o b i e p i ę k n o ś ć i m ą d - r o ś ć S t w ó r c y , n i e m a m i ę d z y n a m i ż a d n y c h r ó ż ­ n i c m i m o i n n e j b a r w y , i n n e j r a s y , i n n y c h z w y -

| c z a j ó w i i n n e j t r a d y c j i . T y l k o b r u t a l n y e g o - ,

P i e l g r z y m k a b . u c z e s t n i k ó w w o j n y w R z y m i e . — P o c h ó d p i e l g r z y m ó w p r z e d K o l o s e u m .

i z m m ó g ł p o d z i e l i ć l u d z i n a i s t o t y w y ż s z e i i s t o t y n i ż s z e , ' n i e z d o l n e d o c y w i l i z a c j i , n a p a ­ n ó w i n i e w o l n i k ó w . C h r y s t u s P a n p o d k r e ś l i ł r ó w n o ś ć w s z y s t k i c h i t e ż p r z y k a z a n i e m i ł o ś c i b l i ź n i e g o r o z s z e r z y ł n a w s z y s t k i c h . T e m w ł a ­ ś n i e p o d b i ł p o t ę ż n e c e s a r s t w o r z y m s k i e . K o ś ­ c i ó ł i d z i e w ś l a d y s w e g o B o s k i e g o M i s t r z a i n i e t y l k o s a m w y s y ł a m i s j o n a r z y n a k r a ń c e z i e ­ m i , b y w ’ m y ś l z a s a d y C h r y s t u s o w e j o r ó w n o ś c i w s z y s t k i c h w s z y s t k i m n i e ś ć ś w i a t ł o w i a r y , a l e n a n a s , b r a c i t y c h n i e s z c z ę ś l i w y c h p o g a n , c o ź y j ą „ w c i e n i u ś m i e r c i " , n a k ł a d a o b o w i ą z e k w s p ó ł p r a c y m i s y j n e j , w s p ó ł n a w r ó c e n i a p r z e ­ s z ł o m i l j a r d o w e j r z e s z y n i e w i e r n y c h . N a w r ó ­ c e n i e b r a c i p o g a ń s k i e j m o ż e t y l k o n a s t ą p i ć t r u ­ d e m i z n o j e m c a ł e j b r a c i c h r z e ś c i j a ń s k i e j , a e w a n g e l i c z n y p o d b ó j ś w i a t a p o g a ń s k i e g o , d o k o ­ n a n y n a s z y m w y s i ł k i e m i n a s z e m i o f i a r a m i , b ę ­ d z i e z a r ó w n o s p e ł n i e n i e m o b o w i ą z k u m i s y j n e ­ g o - w z g l ę d e m C h r y s t u s a — K r ó l a , j a k r ó w n i e ż r ę k o j m i ą w z a j e m n e g o z r o z u m i e n i a , t a k p o t r z e b ­ n e g o w s z y s t k i m n a r o d o m n a c a ł e j k u l i z i e m ­ s k i e j .

e

|l| Uczcisz pamięć śp. Marszałka

|h JÓZEFA PIŁSU OSKIEGO

na „M U Z E U M ZIEMI

PO M SR SUM" ih WP

w Toruniu

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czarniecki pewny jest, że po rozproszeniu każdego od- moskiew- ' działu szwedzkiego, ukrywające się. Obraz ofiarowany nowemu kościołowi na pograniczu sowieckiem w

Wiele mówi się a więcej jeszcze pisze się o konieczności większego zainteresowania się sprawami morza. Jednakże morze najlepiej pokocha ten, kto z bliska się z

Gdy dziecko widzi, jak ojciec i matka czynią wszystko w poczuciu obowiązku i dla przypo ­ dobania się Bogu, jak modlą się, wtenczas znajdują się wszystkie zarodki życia

Z trybun zrywają się okrzyki, zrywa się gorączkowy szept:

A gdy najdzie, zwoływa przyjaciółek i sąsiadek, mówiąc: Radujcie się ze mną, bom znalazła drachmę, którąm była straciła.. Tak, powiadam wam, radość będzie przed Anioły

W rzeczywistości tak jest, jednak nie udaje się nam przez dłuższy czas utrzymać skóry w tym stanie.. Świeży naskórek, powstający po słuszcze- niu starego jest bardzo

Onego czasu rzeki Jezus do Nikodema: Tak Bóg umiłował świat, że Syna Swego Jednoro- dzonego dal, aby wszelki, kto wierzy weń, nie zginał, ale miał żywot wieczny.. Bo nie posłał

niów: Gdy przyjdzie pocieszyciel, którego Ja wam poślę jod Ojca, Duch prawdy, który od Ojca pochodzi: on o Mnie świadecwo dawać będzie.. I wy świadectwo wydawać będziecie, bo