• Nie Znaleziono Wyników

Tom XXV.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XXV."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

A« 3 (1239). W arszaw a, dnia 14 sty czn ia 1906 r. Tom XXV.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NA UK OM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

P K K N U M K R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A * . W W a r s z a w i e : ro cz n ie ru b . 8 , k w a rta ln ie rub . 2 . Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : ro cz n ie ru b . 1 0 , p ó łro c z n ie ru b . ó .

P ren u m ero w ać m o żn a w R e d a k c y i W s z e c h ś w ia ta i we w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a j u i z a g ra n ic y .

R e d a k to r W s z e c h ś w ia ta p rz y jm u je z e sp ra w a m i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 8 do 8 w ieczorem w lo k a lu red a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

P R O F E S O R A E D W A R D A SU ESSA

W Y K Ł A D P O Ż E G N A L N Y 1) (Wolny przekład, z niemieckiego).

P o 88 sem estrach pracy nauczycielskiej n a ty m U n iw ersy tecie dobiegłem jej kresu i kończę ją w yk ład em dzisiejszym . Chcę za­

tem przedew szystkiem zaznaczyć pokrótce, ja k im przem ianom u leg ła n a u k a nasza w ty m

długim okresie czasu.

K olegia sw oje . rozpocząłem w ykładam i z zak resu paleontologii ogólnej 7 p aź d ziern i­

k a 1857 r., a więc n a dw a la ta przed u k az a­

niem się dzieła D a rw in a o p o w stan iu g a tu n ­ ków.

J e s t to rzecz znana, że ju ż w X V I II w.

znakom ici m yśliciele, ja k L eibnitz, H e rd e r i inni, słusznie d o p atry w ali się w przyrodzie ścisłego zw iązku i jedności św iata organicz­

nego. A le kiedy w początkach następ n eg o stulecia C uviet dow iódł na skam ieniałoś­

ciach z g ip só \3 * ^o n tm ą ,ftre , że w daw nych czasach zalu d n iały ziem ię inne, dzisiaj w y­

m a rłe zw ierzęta, kied y pokazało się, że św iat ł) W ykład ten obejmuje horyzonty tak szero­

kie pod każdym względem, że, jakkolw iek minę­

ło kilka lat od czasu jego wygłoszenia, nic nie stracił ze swojej aktualności. N iektóre ustępy nie są w tym przekładzie tłumaczeniem dosłow- nem, parę zwrotów treści osobistej lub t. p. wy­

puszczono zupełnie.

zw ierzęcy zm ienił się w ielekroć n a naszej planecie, zdaniem C uviera skutkiem olbrzy­

m ich k a ta stro f i przew rotów , w ów czas nic dziw nego, że zam iast te o ry i jed no ści o rga­

nizm ów p rzy jęła się powszechnio hypoteza kataklizm ów i odzielnych ak tó w stw orzenia.

W pierw szych la ta c h m ego zaw odu n au c zy ­ cielskiego n au k a b y ła w zupełności pod w p ły ­ wem ty ch poglądów . M nie osobiście dał je d n a k b ardzo wiele do m yślenia tr a k ta t E d w a rd a F o rb esa o w pływ ie epoki lodowej na w ędrów ki w świecie organicznym ; rzecz to jeszcze dzisiaj w a rta przeczytania.

Z chw ilą u k azan ia się dzieła D arw in a n a ­ stąp ił wielki i po w szechny p rzew rót p oglą­

dów n a całym obszarze biologii. R zeczy­

wiście — w dziejach n a u k i niem a drugiego p rz y k ła d u — poza w ielkiem i odkryciam i K o ­ p ern ik a i G alileusza — tak potężn eg o w p ły ­ wu n a ogólne teo ry e przyrodnicze. D arw in nie b y ł pierw szy, k tó ry zrozum iał i głosił jedn ość wszelkiego życia, ale ty tu łe m do j e ­ go nieśm iertelnej sław y je s t to, że uzasadnił ten pogląd, ja k n ik t przed nim . i m yśl ludzką w prow adził n a now e tory.

W paleontologii zw ro t te n od by ł się w spo­

sób nie zupełnie o dp ow iadający teo ry i D a r­

w ina. P o g lą d y sw oje o zm ienności g a tu n k u o parł on na doborze n a tu ra ln y m i zjaw iskach pokrew nych, podczas g d y geologia w sk azu ­ je coś innego. U czy ona, że rozm aite sy ste­

m y i g ru p y po kładó w sk o ru p y ziem skiej róż­

(2)

34 W S Z E C H Ś W IA T JMs 3 n ią się często m ięd zy sobą fa u n ą i flo rą z u ­

p ełn ie od rębną, je d n a k zn a m ie n n ą dla ty c h p o k ład ó w n a obszarze całej k u li ziem skiej.

T a okoliczność n asu w a p rzypuszczenie, że t a ­ k ie p rz em ian y w świecie ro ślin n y m i zw ie­

rzęcym p ozostają praw d o p o d o b n ie w zw iąz­

k u przedew szystkiem ze zm ian am i w w a ru n ­ k a c h fizycznych ży cia n a naszej planecie — zm ianam i, k tó re w idocznie obejm o w ały ca łą ku lę ziem ską. P rz y te m nie w id ać w d a n y m w y p a d k u stopniow ej a ustaw icznej p rz em ia­

n y organizm ów , ja k b y to w y n ik ało z c ią g łe ­ go d ziałan ia doboru n atu ra ln e g o . P rze ciw ­ nie, są całe g ru p y św iata zw ierzęcego, k tó re praw ie nagle zjaw ia ją się i potem ta k sam o znikają. D a rw in tłu m a c z y ł to pew n em i zro ­ zum iałem ! b ra k a m i w m a te ry a le fa k ty c z n y m naszej w iedzy, ale dzisiaj w idzim y to jasn o , że b ra k i te m ieszczą się stanow czo w z b y t szerokich g ra n ic a c h g eograficznych.

T a k w ięc w pow ażn y ch fa k ta c h zn a jd u je uzasadnienie p o g ląd , że w k w e sty i rozw oju św iata o rgan icznego trz e b a p rz y p isa ć n ie w ą t­

pliw ie w iększy w p ły w , n iż to czy ni D a rw in , zew n ętrzn y m w a ru n k o m życia. M uszę tu w spom nieć, że w tej k w e sty i o d b y w a ła się w y m ian a m yśli m iędzy n ieo d żało w an y m N eu- m ay re m a D a rw in em , k tó ry n ie przeczy ł słuszności ta k ie g o ro z u m o w an ia. J e s t za­

tem tem b ard ziej szczególne, że u m y sł ta k g e ­ n ia ln y i szeroki więcej p rz y w ią z y w a ł w a g i do d ro b n y c h a c ią g ły c h o d m ian w cały ch szereg ach p ew n y ch k o p a ln y c h ślim aków słodkow odnych, niż do ty c h o g ó ln y ch re z u l­

tató w , k tó re w sk az u je p aleo n to lo g ia.

A je d n a k są fa k ty , k tó re p o zw alają w ej­

rzeć głębiej w te n w a ż n y p ro b le m a t b io lo ­ giczny, p rzeniesiony n a pole p aleon tologii.

Z n ajd u jem y je np., ro z p a tru ją c n a stę p stw o trzecio rzęd o w y ch fa u n ląd o w y c h E u ro p y . W id zi się, ja k ś w ia t zw ierzęcy je s t zależny od zew n ętrz n y ch w a ru n k ó w życia, n p . k li­

m a tu i t. p. A le z d ru g iej s tro n y tru d n o nie dostrzedz w zajem nej zależności, że ta k p o ­ w iem — socyalnej m ięd zy oddzielnem i g a ­ tu n k a m i i g ru p a m i św ia ta o rganicznego.

K a ż d a prow in cy a geologiczna, m n iejsza czy większa, p rz e d sta w ia ja k b y ja k iś o bszar eko­

nom iczn y sam w sobie, w k tó ry m p ew n a ilo ść m ięsożerców w y m ag a d la sw ego istn ie ­ n ia odpow iedniej ilości zw ierząt ro ślin o żer­

nych, a dla ty c h m u si istn ie ć odpow iednia

w egetacya. B ez ro ślin jaw n o k w ia to w y c h nie m og ą żyć m otyle, ow ady są w aru nk iem życia dla w ielu p tak ó w i t. d. i w y starczy u su n ą ć jed n o ogniw o w ty m łań cu ch u , ab y zniw eczyć ró w n o w ag ę całości.

Z d aje się, że w łaśnie tego rodzaju z a b u ­ rzen ia zachodziły od czasu do czasu we w sp om n ian ych fa u n ach trzeciorzędow ych.

I w ted y w idzim y, ja k znika w E urop ie, alb o n a obszarze jeszcze znacznie w iększym , j e ­ d n a fa u n a a n a jej m iejscu zjaw ia się nowa, n ib y now e społeczeństw o. A le je s t ona zaw ­ sze w ścisłym zw iązk u z daw ną, a sk ład n ik i jej m a ją c h a ra k te r fo rm zastępczych w obec ty ch , k tó re w y ginęły ; je s t to fa u n a, k tó ra p o w stała z ja k ie jś o d m iany poprzed niego św iata zw ierzęcego — o dm iany, w yw ołanej przez in n e w a ru n k i życia. To też g d y b y n aw et nie było znane kolejne następ stw o p o ­ k ład ó w , w k tó ry c h zn ajd u jem y resztki ow ych fa u n oddzielnych, paleon tolog łatw o p otrafi

| określić, k tó ra z nich je s t pierw sza, k tó ra d ru g a i trzecia w n astępstw ie chronologicz- nem .

T a k w ięc słuszność idei podstaw ow ej w n a ­ uce D arw in a, praw dziw ość zasady jedn ości życia, zn a jd u je w tem w szystkiem zu p ełn e potw ierd zen ie. A niem niej to ż sam o m ów i oczyw isty zw iązek filogenetyczny m iędzy w iększością system aty czn y ch g ru p zw ierząt ko paln y ch , rozw ój p ew n y ch narząd ów w po ­ szczególnych szeregach rodow ych i t. d . Za-

j rów no paleontologia, ja k i geologia s tra ty ­ g raficzn a dow odzą, że rozwój życia o rg a n ic z­

nego n a ziemi odbyw ał się bez przerw y , do­

w odzą je d n a k także, że nie zaw sze szedł d ro ­ g ą p rzem ian pow olnych, nieznacznych i s to ­ pn io w y ch. D obór n a tu ra ln y istnieje, ale w szerokich ra m a c h obrazu, ja k i p rz ed staw ia geologia, pozostaje on n a d ru g im planie.

A te ra z przejdźm y z kolei do pew nych k w esty j tek to n iczn y ch z za k resu geologii.

P ierw sze la ta m oich w y kładó w należą jeszcze do czasów , w k tó ry c h pow szechnie p an o w ał pogląd, że g ó ry łańcu cho w e są zaw ­ sze zb u do w ane sym etrycznie. Z obu stro n osi całego łań cu c h a, utw orzonej przez sk a ły najstarsze, k tó ry m przyp isyw ano często w y ­ p iętrzen ie sam ego pasm a, zn a jd u ją się p o d ­ łu g tej teoryi zaw sze p o k ład y m łodsze, ró w ­ nież po dniesione a rozm ieszczone sym etrycz­

nie, w ró w n o leg ły ch pasach. Jeszcze w m o­

(3)

JM® 3 W S Z E C H Ś W IA T 3 5 jej rozpraw ie o budow ie geologicznej okoli­

cy W ied n ia z r. 1862 A lpy są p rz ed staw io ­ ne w ten sposób.

Z d arzały się w p raw dzie g ło sy opozycyi.

P raw ie n a każd y m zjeździe przyrodników niem ieckich p odnosił się z m iejsca sta ry ra d ­ ca górniczy D iicker i zabierał głos w tej sp ra ­ wie, ale nie słuchano go; podobnie było z Schim perem . A u to ry te t L eopolda B ucha, k tó ry się ośw iadczył za sym etryczną budo- cTową g ó r łańcuchow ych, był niezachw iany.

N aw et w najlepszych podręcznikach ówczes­

nych, np. w zn ak o m ity ch Z asadach geologii L yella, ta n ajw ażniejsza kw estya now oczes­

nej geologii, m ianow icie spraw a p o w staw a­

n ia gór, nie j e s t jeszcze tra k to w a n a z now e­

go p u n k tu w idzenia.

Do ro zw iązania teg o p ro b lem a tu żadna część E u ro p y nie n ad a w ała się lepiej, niż A u stry a . P raw ie nigdzie w E u ro p ie nie za­

znaczają się ta k w yraźnie, tu ż obok siebie, przeciw ieństw o tektoniczne, tak ie, ja k „cze­

ska m asa" i A lpy, ja k część wielkiej p ły ty rossyjskiej m iędzy niziną g alicy jsk ą a K a rp a ­ ta m i i t. p.; szczególny zw iązek A lp i K a r ­ p a t sam zw raca n a siebie uw agę, ta k samo, ja k wcięcie się nizin T u rk e sta ń sk ic h poprzez jezioro aralsk ie i niziny n addunajskie, aż po

W iedeń i w iele in n y ch zjaw isk

W b ad an iu A lp pierw szorzędną trudn ość dla geologów p rz ed staw iała naów czas pew na szczególna okoliczność. Oto pow szechne by­

ło przekonanie, że form acye znajdow ane w A lpach w schodnich nie istn ie ją gdziein­

dziej. S tą d tru d n o ść przeprow adzenia w A l­

p ach p odziału straty g raficzn eg o takiego, ja k w A nglii i w N iem czech P ołudniow ych.

P okazało się je d n a k w krótce, że form acye, k tó re ro zw ijają się w czeskiej m asie, p rz ed sta­

w iają rzeczyw iście lu k i ogrom ne i to znacz­

nie większe, niż p o k ład y alpejskie; nie z n a j­

dujem y bow iem w śród nich całego szeregu form acyj m ezozoicznych, aż po średnią k re­

dę, podczas g d y w A lp ach są one w ybornie rozw inięte w p o staci u tw o ró w m orskich. P o ­ dobnie, ja k w C zechach w idzim y tran sg re- syę w yższych poziom ów system u kredow ego bezpośrednio na pokład ach znacznie s ta r­

szych, tak że w G alicyi i dalej, aż w g łąb Ros- syi, a z d rugiej stro n y n a w yżynie środkowej E ran cy i, n a h iszp ańskiej Mezecie, w zn acz­

nej części S ah ary , w dolinie M issisippi

i sta m tą d dalej na północ praw ie po ocean L o dow aty, dalej w B razylii, w reszcie n a w y ­ brzeżach środkow ej i południow ej A fry k i i In d y j W schodnich, jednem słowem na tak olbrzym iej przestrzen i, że rów nie p otężn ą tra n sg re sy ę m orza tru d n o tłum aczyć, w m yśl sta ry c h poglądów L y ella, podnoszeniem się albo zapadaniem k o n ty n en tó w .

T e i ty m podobne fa k ty do prow adziły wreszcie do w niosku, że przedewrszystkiem n a ­ sza h y d ro sfe ra m oże ulegać w ielkim zm ia­

nom , czy to co do k sz ta łtu , czy też co do ogólnej objętości sw ojej. Z rozum iano, że ju ż obniżenie się d n a oceanu może. sk utkiem ściągnięcia w to m iejsce znacznej ilości w o ­ dy, w yw ołać obraz ja k b y podnoszenia się lą ­ du stałego, albo ściślej w y ra żają c się, je st w stan ie spow odow ać obniżenie lin ii b rz e ­ gowej. S ta ry pogląd o podnoszeniu całych k o n ty n en tó w zw olna u stąp ił teo ry i tra n sg re - syj m orskich, i w te n sposób, przez zupełne w ykluczenie ru ch ó w w ielkich m as lądow ych, zostało ułatw ione d o k ład n e zbadanie is to t­

nych procesów górotw órczych.

Tw ierdzić, że A lp y są pofałdow ane w p rze­

ciw staw ieniu do m asy czeskiej, o k tó rą o parł się ru c h fałd o w y łań cu ch a alpejskiego, je s t to popełnić błąd znacznej niedokładności.

I czeska m asa u leg ła sfałd ow an iu, a wogóle nie zn am y dzisiaj ani jed n eg o m iejsca na p o ­ w ierzchni ziemi, gdzie nie b yły p ofałdow a­

ne — o ile są w idoczne — przy n ajm n iej a r­

chaiczne pokłady. R óżnica, ja k ą pod tym w zględem m ożem y do strzegać, porów nyw a- ją c rozm aite okolice, polega ty lko na tem , że ru ch fałdow y w pew nych m iejscach zak oń ­ czył się w cześniej, gdzieindziej zaś p rz etrw a ł znacznie dłużej.

W E u ro p ie środkow ej w idzim y pod ty m w zględem szczególne stosunki. N ajstarsze fa łd y okazują g n ejsy zachodnich H ebrydów . Z późniejszych czasów, bo z ok resu przedde- w ońskiego pochodzą fałdy kaledońskie, w i­

doczne w N orw egii, Szkbcyi, W alii, aż po Irla n d y ę. Dalej k u p ołudniow i w ystępuje trzeci, oddzielny system fałdów , zw anych : arm orykańskiem i i w ary scyjsk iem i, k tó re

| obejm ują południow o zachodnią A nglię, N orm andyę i B retonię, środkow ą w yżynę

! fran cu sk ą, góry n ad reń sk ie i m asę czeską ra ­

zem z S udetam i; g łó w n y okres fa łdo w ania

5 p rz y p ad a tu przed końcem peryo du w ęglo

(4)

36 W S Z E C H Ś W IA T J\T» 3 w ego, ale o d b y w a ły się i później w ty m sy ­

stem ie rozm aite, ju ż m niej potężne ru c h y te k ­ toniczne. W reszcie A lp y i K a r p a ty d o z n a ­ ły jeszcze w m iocenie silnego p ofałd o w an ia- W każd y m z ty c h system ów ru c h fa łd o w y sk iero w any b y ł k u północy, a w ięc k u s y s te ­ m ow i bezpośrednio starszem u , k tó r y s k u t­

kiem rozległych zapadnięć, ro z czło n k o w an y n a oddzielne części, tw o rz y ł wobec m łodszych fałdów t. z. h o rsty . W te n sposób w y tw o ­ rz y ła się te k to n ik a E u ro p y środkow ej.

R ów nocześnie z u k ła d a n ie m się teg o o b ra ­ zu po stęp u je w y jaśn ien ie zaznaczonego ju ż wyżej c h a ra k te ru a lp ejsk ich p o k ład ó w m e- zozoicznych, zw łaszcza try a s u , zu p e łn ie od ­ m iennego, niż n a północ od A lp, n p . w W ir­

tem b erg ii lub w B aw a ry i. B a d a n ia w A zyi środkow ej, a zw łaszcza w H im a la ja c h d o ­ w iodły, że try a s alp ejsk i ro z p rz e strz e n ia się daleko n a w schód w g łą b A zyi, co więcej — d ow iodły, że je st on osadem je d n e g o w ielk ie­

go m orza, k tó re ro z ciąg ało się od dzisiejszej E u ro p y , przez A zyę środkow ą, do w ysp S u n - d ajsk ich . O trzym ało ono, ja k w iadom o, n a ­ zw ę T eth y s. N a p o łu d n ie od n iego z n a jd o ­ w ał się sta ry k o n ty n e n t, zw an y G o n d w an a, ląd n a północ nosi nazw ę A n g a ra . Z m orza T eth y s p rz e trw a ło d o ty ch czas, ja k o o s ta tn ia pozostałość, nasze m orze Ś ródziem ne, k tó re ­ go h isto ry a j e s t zresztą d osy ć zaw iła. P o ­ czyn ając od środkow ego trzecio rzęd u , ra z tra c i ono pew ne części na rzecz lą d u stałego, np. dzisiejsze n izin y n ad d u n a jsk ie , in n y m r a ­ zem rozszerza sw oje g ra n ic e, ja k to się stało sk u tk iem p o w stan ia m o rza E g ejsk ieg o .

P o stę p y geologii w o s ta tn ic h d z ie sią tk a c h la t są je d n a k ta k w ielkie, że p o zw alają n am dzisiaj objąć w zrokiem daleko znaczniejsze obszary m órz i oceanów .

S p o jrzy jm y n a m ap ę k u li ziem skiej, nie zapom inając o ty ch zniek ształcen iach , k tó re są koniecznem n a stę p stw e m rz u tu M erkato- ra. Z au w aży m y odrazu, że do oceanu S p o ­ kojnego nie uchodzi p ra w ie ż a d n a z w ielkich rzek św iata, z w y ją tk ie m Y a n g -tse -K ia n g u i H oang-ho. W sz y stk ie w ody k o n ty n e n tó w zw ra c a ją swój b ieg do oceanu A tla n ty c k ie ­ go i In d y jsk ie g o . P rze d szeregiem la t g e ­ n e ra ł rossy jsk i T illo w y k re ślił n a m apce g łó w n y dział w ó d k u li ziem skiej i w y k a z a ł naocznie, ja k zadziw iająco m ało w ody sło d ­

kiej ocean S p o k o jn y o trzy m u je z lądów s ta ­ łych . Te d w a obszary oceaniczne różnią się w szakże p ew n ą cechą jeszcze isto tniejszą.

J u ż daw niej m iałem sposobność w skazać f a k t u d erzający , że od u jścia G an g esu n a w sch ód około oceanu S pokojnego, aż do p rz y lą d k a H orn, ocean je s t otoczony długie- m i, w łu k w y g iętem i łań cu c h am i górskiem i.

Je ż e li od ujścia G a n g esu p ójdziem y n a za­

chód w zdłu ż w y b rzeży oceanów , znajdziem y sto su n k i zupełnie odm ienne. W idzim y w szę­

dzie, d ok oła oceanu A tlan ty ck ieg o i I n d y j ­ skiego, linię brzegow ą k o n ty n en tó w w cale nie zaznaczoną ju ż z g ó ry rozw ojem pion o­

w ym ląd u ; w y ją te k — to w ysunięcie się g ó r A n d a lu z y jsk ic h n a zachód k u G ib raltaro w i i podob ne zboczenie z p ierw o tneg o k ieru n k u K o rd y lieró w w A n ty lla c h , ale je s t rzeczą za­

stan aw iającą, że w obu m iejscach sfałdow a- n e p asm a g órsk ie w praw dzie zbliżają się do A tla n ty k u , ale potem , nagle, ja k b y sku tkiem ja k ie jś tajem niczej siły, znow u cofają się z u ­

pełnie. T ak w ięc m ożem y słusznie ro zróż­

nić d w a ty p y w ybrzeży: je d e n atlan ty ck i, d ru g i p acyficzny. Id ź m y dalej.

W k tórem k o lw iek m iejscu zbliżam y się ze ś ro d k a k o n ty n e n tu do w ybrzeży O ceanu S pokojnego, w idzim y, że serya pokładów m orskich, od starszy ch do m łodszych, staje się coraz zupełniejsza, okazując coraz m niej przerw i tra n sg re sy j. S tąd m ożem y w nosić o staro ż y tn o śc i O ceanu S pokojnego, k tó ry zalew a tę część k u li ziem skiej w idocznie od czasów niesły ch an ie d aw n y ch . W p ro st prze­

ciw ne sto su n k i p rzed staw iają w ielkie m o rza pozostałe, co n a p ro w ad za n a w niosek, że są one w szy stk ie m łodsze od O ceanu S pokoj­

nego.

W spo m niałem jeszcze o in n y m oceanie, o m o rzu T eth y s, k tó re za czasów mezozo- icznych rozlew ało się w po przek dzisiejszej A zyi i k tó reg o o sta tn ią pozostałością je s t obecne m orze Ś ródziem ne. C ały obszar te ­ go dzisiaj ju ż nie istn iejącego oceanu został później sfałd ow an y pod w pływ em sił, d zia­

łając y ch po części z północy n a południe;

n a w e t pew ne p a rty e daw nego k o n ty n e n tu

G o n d w a n a u leg ły sfałdo w aniu, bo w obrębie

fałdó w h im alajsk ich i najw y ższych szczytów

kuli ziem skiej znaleziono po kład y , w łaściw e

G ondw anie.

(5)

X s 3 W S Z E C H Ś W IA T 157 A tera z rzu ćm y okiem na rozm ieszczenie

fa-łdów g ó rskich, w idocznych dzisiaj na po­

w ierzchni ziemi.

W okolicy jezio ra B ajkalskiego odsłaniają się na ogrom nej p rzestrzeni pokład y a rc h a ­ iczne, rozm ieszczone w ten sposób, że tw o ­ rzą łu k zupełnie w y raźny. S ą one sfałdo- w ane na w schodzie z kierunkiem fałdów pół­

nocno w schodnim , w części zachodniej z kie­

runkiem północno zachodnim ; w iek ty ch fa ł­

dów je s t przed k am b ry jsk i. N a zachód w zno­

si się znacznie późniejszy A łta j, k tó ry je s t p u n k tem w yjścia całego m n ó stw a n iesły ch a­

nie rozległy ch fałdów ; tw o rzą one je d e n sys­

tem A łtaidó w , obejm u jący p raw ie całą pół­

kulę północną. Z jednej stron y, otaczając w spom niane fa łd y starsze, A łta id y sięgają na wschód aż do J a p o n ii, K a m c zatk i i w ysp B o ­ nin; z d ru g iej stro n y , ku zachodow i, tw o rzą szeroką w irg acy ę T ian sza n u i B eiszanu. Ic h odgałęzien ia południow o w schodnie przecho­

dzą w pasm a, zataczające w ielki łu k b irm a ń ­ ski. N a p o łu d n iu sp iętrzy ły się w łań cu ch u H im alajów , w fa łd a ch irań sk ich i dalej na zachód tau ry c k o -d y n ary ck ich . P rzechodzą w reszcie przez K a u k a z do E u ro p y i tw orzą tu dw a, ju ż wyżej w spom niane sy stem y fa ł­

dów: w ary scy jsk o -arm o ry k ań sk ich i k arpac- ko-alpejskich. K a żd y z ty c h dw u sy ste­

m ów zachow uje się inaczej.

P ie rw sz y z nich, ja k w iem y, znacznie s ta r­

szy, p o kazuje się dopiero na M oraw ach, a się­

g a południow o-zachodniej Irla n d y i i B retonii, g u b iąc się w Oceanie A tlan ty ck im . A le ju ż przed la ty M arceli B e rtra n d zw rócił uw agę że niepodobna, ab y system fałdów ta k po ­ tężny, u w ybrzeża atlan ty ck ieg o m ający sze­

rokość H im alajów , kończył się tam zupełnie nagle; w y pow iedział też wówczas zdanie, że trze b a szukać dalszego ciągu fałdó w arm o ry - k ań sk ich poza Oceanem, w A ppalachach.

B ad an ia o sta tn ic h la t w ykazały, że n aw et sam e A p p a la ch y sięg ają dalej, niż zrazu przypuszczano, tw o rz ą bow iem łu k , k tó ry sięga aż do g ó r W a sh ita , n a zach. od Missi- sippi.

D rugi, m łodszy system A łtaid ó w europej­

skich, ciągn ie się w śród zakrętów , om ijając daw ne h o rsty , przez B ałk an y , do K a rp a t i A lp, k tó re łączą się z fałd am i, otaczające- m i zachodnią część m orza Śródziem nego.

A te ra z w róćm y do A m eryki, gdzie ol- |

j

brzym i obszar, za ję ty przez p o k ład y archai-

| czne, k tó re o b ejm u ją okolice zatok i hudsoń- I skiej, środkow ą K a n a d ę i część S tanów Z jed ­

noczonych, o trz y m a ł nazwę L aiiren cyi. A p ­ p a la c h y , otaczając L au ren cy ę od w schodu i p o łu d n ia , są sfałd o w an e k u niej. T a k sa­

mo n a zachodzie K o rd y liery k anad y jsk ie uleg ły sfa łd o w a n iu w swojej w schodniej części ku w schodow i, a więc k u L au ren cy i, a zataczając dalej n a po łu dn ie łu k przez M e­

ksyk, ku A nty lo m , okazują sfałd o w an ie k u północnem u w schodow i.

T ak więc A m ery k a je s t z obu stro n otoczo­

n a pasm am i fałd ów , w y giętych w d w a łuk i wklęsłe ku środkow i k o n ty n e n tu . O dnosi­

m y w rażenie, ja k b y te w szystkie sfałdow a- nia dążyły z Azyi, niby fale, n a w schód i na zachód ku L au ren cy i. U zm ysłow ię to przez pew ne porów nanie. Podczas w ybuchu w u l­

k a n u K ra k a ta o p o w stały n a oceanie d ługie fale, które, rozchodząc się w jedn ę i d ru g ą stronę, o krążyły ziem ię i sp otk ały się n a dru g iej półkuli. To je s t w szakże ty lk o p o ­ rów nanie, a nie w y jaśn ien ie.

Na półkuli południow ej zn ajd u jem y sto ­ sun ki zupełnie odm ienne.

O ddaw na w iedziano, że w In d y a c h w scho­

dnich i w A fry ce w peryodzie perm skim i tryasow y m is tn ia ła flo ra zupełnie je d n a k o ­ wa; w noszono na tej podstaw ie o ów czesnym zw iązku obu lądów i ten w ielki k o n ty n e n t połu dn iow y nazw ano G on d w an a. Później znaleziono florę G on dw an y tak że w A u ­ stralii i A rg en ty n ie. P ow ięk szały się w ten sposób rozm iary ląd u . A le w nioski o istn ie­

niu naów czas ta k olbrzym iego k o n ty n en tu n a półkuli południow ej zo stały odrazu zachw ia­

ne, k ied y nie ty lk o florę dolnej G ondw any ale i faunę, w łaściw ą ty m pokładom w p o łu ­ dniow ej A fry ce, znaleziono niespodzianie w u tw o ra c h p erm skich R ossyi północnej.

M ożna więc z ty ch fak tó w jed en ty lko w nio­

sek w yprow adzić napew ne, że ów czesna fa u ­ n a i flora, zacho w u jąc ten sam ch a rak ter, obejm ow ała olbrzym ie p rzestrzenie n a po­

w ierzchni ziemi i że w każdym razie is tn ia ­ ło w ty m czasie na p o łu dn iu w iele ląd u s ta ­ łego.

A nie m niej jed n o zw raca uw agę. Oto n a

ty m rzeczyw istym ,czy ty lk o dom niem anym

k o n ty n en cie południow ym w idzim y m łodsze

sfałd ow an ia ty lk o n a dzisiejszych w y b rze­

(6)

3 8 W S Z E C H Ś W IA T

j

Y

s

3

żach O ceanu S pokojnego, w e w schodniej częś- | ci A u s tra liii w zdłuż zachodnich w ybrzeży A m ery k i południow ej W praw dzie znaleziono w o statn ich czasach w A fry ce połu dniow ej fa łd y , pochodzące z czasów p e ry o d u w ęg lo­

w ego, ale n a o g ó łc a ły olbrzym i o b szar m iędzy K o rd y lieram i A m ery k i południow ej n a zacho­

dzie a K o rd y lieram i au stra lsk ie m i n a w scho­

dzie je s t nieruchom y, ja k b y za m a rły , w p rz e ­ ciw staw ieniu do ty c h przeró żn y ch ruchó w , k tó ry m u leg ała pó łk u la półn o cn a.

U siłow ania, ab y odszukać p e w n ą p ra w i­

dłow ość g eo m etry czn ą w rozm ieszczeniu ła ń ­ cuchów g ó rskich n a pow ierzch n i ziem i, po­

dejm ow ane o statn iem i Czasy p rzez w y b it­

n y ch geologów , lęk am się, że nie z n a jd ą p o d ­ staw y w rzeczyw istości. L in ie te k to n ic z n e sp o ty k an e w n a tu rz e , za ch o w u ją p ro s ty k ie ­ ru n e k co najw yżej w u sk o k ac h i pęknięciach.

F a łd y zaś pokładów s k o ru p y ziem skiej z a ­ ch o w u ją się raczej ja k w y d łu żo n e fale, k tó ­ re w y g in a ją się n ajro zm aiciej, skoro sp o ty ­ k a ją n a swej d ro d ze d aw n e h o rsty n ieru c h o ­ m e. To w idzieć m ożna w ybornie, śledząc przebieg najm łodszej gałęzi A ltaidów , t. j.

ła ń c u c h K a rp ack o -alp ejsk i.

N iech m i w reszcie w olno będzie dod ać t e ­ ra z p arę słów o p ew nych s to su n k a c h biolo­

gicznych n a pow ierzchni naszej ziem i. J u ż m ieliśm y sposobność zauw ażyć niezw ykle szerokie ro zp rze strzen ien ie fa u n y i flo ry d o l­

nej Grondwany. P o d o b n ie szerokie g ra n ic e znane są tak że d la lądow ej flo ry k arb o n u , k tó ra z okolic a rk ty c z n y c h sięg a aż do A f­

ry k i południow ej. F lo ra k u lm u z n a n a je s t z E u ro p y , M ongolii i A u stra lii. Jeszcze b a r ­ dziej z a sta n aw ia fa k t, że w p o k ład ach m ię­

dzy p o k ry w am i bazalto w em i zachodniej G-renlandyi z n a jd u ją się w a rstw y , należące do dolnej i średniej kred y , tu d zież do trz e ­ ciorzędu, z k tó ry c h starsz e obfitu ją w sk a­

m ieniałości należące p rzed ew szy stk iem do paproci, m łodsze dow odzą w ielkiego bog ac­

twa* w spółczesne j im flo ry ro ślin a liściasty ch . J e d n e m słow em w idzim y ta m re sz tk i wege- ta c y i z ro z m a ity c h czasów , której nie m ożna pogodzić ze sto su n k am i k lim a ty c zn em i, pa- nującem i od czasów epoki lodow ej. O dnosi­

m y w rażenie, że nie zaw sze is tn ia ła d zisiej­

sza rozm aitość k lim ató w i nie zaw sze p a n o ­ w a ła ta k a , ja k dzisiaj ró żn o ro d n o ść w świe- cie o g ran iczn y m . C h a ra k te ry sty c z n a in d y j­

ska fa u n a słoni, ty g ry s ó w i t. d. m oże być u w a żan a sa.ma w sobie za pew ną całość, d o ­ d a ją jej je d n a k różnolitości re sz tk i fa u n y m alajsk iej, k tó re p rz e trw a ły ta m do dzisiaj.

S zanow ni panow ie! W ty m k ró tk im prze­

g ląd zie m ogłem zaznaczyć ty lk o n ajo gó lniej­

sze i najw ażn iejsze k ieru n k i, w k tó ry c h b ad a­

n ia n ależ y prow adzić dalej. A czekają ro z w ią­

zan ia ta k ie setk i p y ta ń i problem ów , że k a ż ­ d a szlach etn a am bicya, n aw et najśm ielsza, m oże znaleźć d la siebie szerokie pole p ra cy i pełne zadow olenie. Nowe o d k ry cia są d o ­ stęp n e d la każdego sum iennego badacza.

W id ziałem i przeżyłem ju ż niejedno w c ią ­ g u m ego d ługiego życia. I w iem , że z po­

c z ą tk u trz e b a dobrze i go rliw ie praco w ać i n ależy być su ro w y m wobec siebie, ab y po ­ znać fa k ty i szczegóły, ta k że n ieraz włos zbieleje, zanim się zdobędzie rzeteln y pogląd n a całość i zanim m ożna p rz y stą p ić do ogól­

n ej sy ntezy . T en pierw szy k ro k je s t je d n a k m o m entem decyd ującym w życiu badacza, k tó ry w idząc, że zd an ie jeg o zn a jd u je coraz więcej u znania, uczy się być tem ostrożniej-

| szym . Z a to k ażd a chw ila, k ied y m oże d o ­ rzu cić do ogólnej su m y wiedzy ludzkiej fa k t rzeczyw iście n ieznany lu b po g ląd isto tn ie

‘ now y, d a je m u zaw sze uczucie ta k w ysokie-

■ go zadow olenia, że wobec tego n ik n ie wszy- ( stk o czem św iat m oże darzyć, jak o uznaniem

z sw ojej stron y.

L y tto n B u lw er m ów i w jed n y m z swoich rom ansów : „Jeżeli kogoś w podeszłym w ieku : otacza g ro n o dzieci, w tedy widzi on u k o ń ­

ca dn i sw oich nie kropkę, ale ty lk o przeci- n e k “. T o m ożna odnieść w pełnej m ierze do badacza, otoczonego przez sw ych u cz­

niów . T o je st w ielkie szczęście, k tó re stało się m oim udziałem . D anem m i je s t dzisiaj w idzieć n ie szeregi, ale szeregi całych gene- ra cy j uczniów , od osiw iałych, p ełn y ch za­

słu g członków A k adem ij, do ty ch , k tó ry m bły szczy z oka zap ał jeszcze m łodzieńczy.

D la ty c h m łodszych ęhcę obecnie parę słó w dorzucić. W ciągu ty ch 44 la t h isto - ry a zap isała cały szereg w padków o g ro m ­ nego znaczenia, ale nic d la ludzkości nie za­

waży ta k , ja k p ostęp y w ty m czasie w iedzy przy ro d n iczej. W n ik n ęła ona w każde pole życia i p ra cy człow ieka, w p ły w a na k s z ta ł­

to w an ie się naszych sto sun kó w społecznych,

naszych poglądów filozoficznych i ekonom i­

(7)

,Y» 3 W S Z E C H Ś W IA T 3 9

cznych, na rolę pań stw , na w szystko. A kto p rz y p a trz y się dokładniej, te n dostrzeże, że obok w iedzy przyrodniczej i sam badacz p rz y ro d y w ysuw a się coraz bardziej naprzód z y sk u ją c na znaczeniu społecznem , w m iarę j a k ro śn ie uzn an ie dla w artości ,jego pracy i tru d ó w . S tą d w y n ik a w ysoki obow iązek m o raln y dla tej g en eracyi przyrodników , k tó ra obecnie n ad c h o d zi—obowiązek, polega­

ją c y na tem , aby stro n ę etyczną swojej oso­

bistej działalności poddaw ali w łasnej ocenie coraz surow szej, a w tedy, w obec rosnącego w p ły w u w iedzy przyrodniczej n a stosunki społeczne i polityczne, i sam p rz y ro d n ik bę­

dzie się czuł coraz godniejszym , aby w ziąć u dział w p row adzeniu ludzkości naprzód.

D r. Tadeusz W iśniow ski.

W S P R A W IE D Z IA Ł A N IA T E R A T O G E N E T Y C Z N E G O R A D U .

W ciekaw ym a rty k u le p. t. „O statnie w y ­ niki b a d a ń nad w pływ em ra d u na org an iz­

m y", zam ieszczonym w JSIe 1 W szechśw iata z r. b.— p. M ieczysław K onopacki, w spom ina­

ją c o m oich poszukiw aniach nad w pływ em tera to g en ety cz n y m prom ieni radow ych na rozwój zarodków kurzych, zaznacza, że w p ra cy m ojej „nieuw zględnienie w yników p ra cy S chw arza nie d aje nam żadnej pew ­ ności, czy opisane potw orności są w ynikiem bezpośredniej re ak cy i n a rad, czy też w y n i­

kiem zm ian, zachodzących w żółtku pod w pływ em tego ż czy nnika" (1. c. str. 10).

Chociaż w ogłoszonych przeze m nie d o ty ch ­ czas n o ta tk a c h w stępnych (w r. 1904 we 1

W szechśw iecie i w Societe de Biologie), a ta k ­ że w w iększej rozpraw ce m ojej o korelacyi zarodkow ej (Societe P h ilo m ath iąu e 1905), w k tó rej skład w eszły n iek tó re m oje sp ostrze­

żenia nad potw ornem i zboczeniam i w rozw o­

j u kurczęcia, w yw ołanem i zapom ocą ra d u — nie zam ieszczałem w yczerpującego spisu lite ­ ra tu ry , dotyczącej tera to g en ety cz n eg o d zia­

ła n ia i'adu, niem niej przeto p raca G. S chw ar­

za z n a n a m i by ła jeszcze przedtem , zanim p rz y stąp iłem do pierw szych sw oich d oś w iad- i czeń n ad działaniem ra d u n a zarodki kurze i pon iek ąd p o b u d ziła m nie do rozpoczęcia ty c h dośw iadczeń. W szelako ju ż z sam ego

po cz ątk u m iałem n a uw adze, że d ziałan ie r a ­ du ta k silne, że aż pow odujące w y ra źn e che­

m iczne i fizyczne zm iany w żółtku, jak ie o trzy m a ł S chw arz — nie m oże być do celów m oich stosow ane, bo niew ątp liw ie spow odo­

w ałob y śm ierć zb y t p rę d k ą zarodka. P o n ie­

w aż chodziło mi o p rzek onanie się, czy p ro m ie­

nie radow e m ogą w yw ierać d ziałanie „elek- cy jn e“ (którego znaczenie podnosi Schaper), t. j. w p ły w ać n a pew ne ty lk o okolice za ro d ­ ka, nie n a ru szając zw ykłego biegu rozw ojo­

w ego in n y ch jeg o części— a więc, czy rad n ad a je się ja k o czy nn ik tera to g en ety cz n y do niszczenia lu b zm ieniania d anych o kreś­

lonych okolice, ja k to np. się robi zapom ocą ig ły rozżarzonej R o ux a — p rzeto z sam ego ju ż początku sw oich dośw iadczeń um ieszcza­

łem ru rk ę z chlorkiem radow ym na znacz­

nej (do 20 mm) odległości n ad ja jk ie m i prze­

konałem się, że p re p a ra t, któ ry m się p osługi­

w ałem się, w w a ru n k ach ty ch żadnego zgoła d ziała n ia n a rozwój ku rczęcia nie w yw iera.

D opiero po przyłożeniu ru rk i z radem w prost do skorupy, w okolicy jej odpow iadającej otrzym ałem całą seryę opisanych przeze m nie zboczeń rozw ojow ych, w yk azujących stałość w ystęp ow an ia pew ny ch typów zn iek ształ­

ceń. W e w szystkich dośw iadczeniach, pod­

czas u trw a la n ia p o d d aw any ch d ziałan iu ra ­ du zarodków — stale zw racałem piln ą uw agę n a w y g ląd żółtka, m ając w łaśnie n a uw adze re z u lta ty , opisane przez S chw arza, lecz n i­

g d y nie znalazłem nic tak iego , coby p rz y p o ­ m inało owe zm ian y c h a rak tery sty c zn e spo­

w odow ane przez rozkład lecytyn y: żółtko, zarów no wokoło blastoderm y, ja k i w okoli­

cy d n a jam y podzarodkow ej m iało zawsze w ygląd najzupełniej no rm aln y .

D ru g a serya m oich dośw iadczeń, p rzep ro ­ w adzonych zapom ocą silnego p re p a ra tu brom ku radow ego (ze zbiorów pracow ni fizy­

cznej Uniw. w W arsz.), w ykazała, że ów p re­

p a r a t —silniejszy znacznie od pierw szego—

po przyłożeniu w p ro st do sk o ru p y j a j k a — zab ija odrazu zarodka, um ieszczony zaś w odległości 3 0 —35 mm nad jajk iem w y w o­

łu je zboczenia rozw ojow e identyczne ze zbo­

czeniam i, o trzy m an em i w seryi pierw szej, zapom ocą p re p a ra tu słabszego.

B ad an ie histologiczne zarodków w strz y ­

m an y ch zupełnie w rozw oju przez działanie

blizko um ieszczonego silnego p re p a ra tu radu

(8)

40 W S Z E C H Ś W IA T

w ykazało, że b lasto d erm a zachow uje z u p e ł- [ nie c h a ra k te r za ro d k a świeżego, nie p o d d a­

w anego w ylęgow i. B u d o w a ziarn żó łtk a b y ła zupełnie n o rm aln a, co też o dpow iada obrazow i m akroskopow em u, nie w y k a z u ją ­ cemu ża dny ch śladów zm ian an i w ro d z aju o pisan y ch przez S chw arza, an i ja k ic h b ą d ź in n y ch . Z auw ażyć tu m uszę, że śla d y te nie w ystęp o w ały n a w e t po ty g o d n io w em d ziała­

n iu ra d u na jajko.

Z pow yższego w y n ik a je d n o ty lk o p rz y ­ puszczenie, a m ianow icie to, że m iałem do czynienia z p re p a ra ta m i ra d o w em i znacznie słabszem i od teg o , ja k ie g o u ży w ał S ch w arz do sw oich dośw iadczeń.

Co dotyczę kw esty i, czy op isane przeze m nie p o tw o rn o śc i są w y n ik iem re a k c y i bez­

pośredniej za ro d k a n a ra d , czy też pośred­

n im re z u lta te m zm ian w y w o ła n y ch w ż ó łt­

ku, to, oczyw iście nie ośm ielam się dotąd tw ierd z ić z całą pew nością, że ow e słabe p re p a ra ty radow e nie pow o d u ją ża d n y ch zm ian chem icznych w żółtku, k tó re b y w tó r­

nie odbić się m o g ły n a c h a ra k te rz e zn iek sz tał­

ceń zarodk a, albow iem m ożliw em i u p ra w - nionem je s t p rzypuszczenie, że z m ia n y te m ogą zachodzić, zan im jeszcze u ja w n ia ją się w m akroskopow ej i m ikroskopow ej budow ie żółtka.

Z dru g iej s tro n y w szelako b a d a n ia nad w pływ em ra d u n a rozw ój ja j h olo blastycz- nych, zaw iera ją cy ch m in im aln e ilości żółtka, ja k ja jk a A scaris m eg alo cep h ala (b ad an ia G. P erth esa ), lub ja j k a szk a rłu p n i (G. B ohn) dow odzą, że w ja jk a c h ty c h p ro m ien ie r a d o ­ w e w y w o łu ją n a d e r g łębokie zm iany w n o r­

m aln y m try b ie rozw oju. P o d łu g B o h n a w p ły w prom ieni r a d u n a zap ło d n io n e ja jk a jeżow ca S tro n g y lo c e n tro tu s liv id u s objaw ia się przez w strz y m a n ie g astru la c y i, lu b o ile n aśw ie tla n ie było stosow ane po p rzejściu przez za ro d k i tego stad y u m , przez w strz y m a ­ nie tw o rz en ia się ram io n p lu teu sa. P le m n i­

ki pod w pływ em r a d u ra p to w n ie tra c ą na spraw ności lu b n a w e t o b u m ierają. W resz­

cie zdaniem B o h n a pro m ien ie ra d u d z ia ła ją przedew szystkiem n a te elem en ty zarodka, k tó re w danej chw ili z n a jd u ją się w stanie ożyw ionego p o d ziału i różnicow ania. O d zia­

ła n iu w tó rn em zm ienion ego przez ra d żó łtk a m ow y w d an y m ra zie ted y by ć nie m oże.

W łasn e m oje b a d a n ia n ad d ziałaniem r a ­ du n a rozw ój ja j jeżow ców , p rzeprow adzone w lecie ro k u ub iegłego n a stacy ach zoologi-

| cznych w V illefranche i R oscoff —- p o tw ie r­

dzają w y n ik i p ra c y B ohna, szczególniej co dotyczę w strz y m a n ia rozw oju ra m io n larw o- w ych plu teu sów . N ieogłoszone dotychczas w y n ik i m oich d ośw iadczeń z rad em nad j a ­ ja m i ry b sp odoustych (Scyllium canicula), p ro w adzo ny ch w R oscoff w r. z., w zup eł­

ności z d a ją się po tw ierd zać przypuszczenie, że ra d d ziała tu bezpośrednio n a kom órki zaro dk a, bez w tó rn e g o o d d ziaływ an ia ze stro n y zm ienionego żółtka. T o o statn ie w n aśw ietlan y ch w ciągu 2 dni (a więc krócej niż u S chw arza) ja jk a c h S cylliu m m iało w y ­ g ląd zup ełn ie n o rm aln y — zm ianom n a to ­ m ia st n a d e r głębokim (o bardzo stały m t y ­ pie) u le g a ły osiowe okolice zarodka, złożone z k om ó rek stosunkow o w żółtko uboższych aniżeli k om ó rk i b lasto d erm y , k tó rej znow u w z ro st nie u leg ał ża dnem u za trzy m an iu . Słow em —•' p om ijając cechy specyficzne p o ­ tw o rn ości, ja k ie ra d w yw ołuje p rzed ew szy st­

kiem w budow ie u k ła d u nerw ow ego za ro d ­ ków Scyllium — m am y tu w y niki zupełnie zgodne z w y n ik am i m ych d aw n iejszy ch d o ­ św iadczeń n ad jajam i kurzem i, a p o zw alają­

ce przypuszczać, że reak cy a zaro d k a j e s t—

pom imo obfitości ż ó łtk a —bezpośrednia.

J a n T ur.

C H E M I A

R Z A D K IC H G A Z Ó W P O W IE T R Z A . (rys historyczny)

( D okończenie).

D opiero w ro k u 1895 R am say o d k ry ł hel, g az rów nież ja k a rg o n bezw ładny chem icznie, dla k tó reg o Cp : C v = l ,6 6 ja k dla A r, a k tó ­ rego ciężar atom ow y oznaczono na 4 ( H = l ) , zm ierzyw szy c. wł, odniesiony do w odoru, ró w n y 2.

P om iędzy więc ciężarem at. arg o n u (40)

a h elu (4) zachodziła różnica 36; ta k ą sam ę

różnicę sp o strze g am y m iędzy ciężaram i ato-

m ow em i np. E l (19) a Mn(55); Cr (52,1)

a O (16); V (51,2) a N (14); T i (48,1) a C (12),

ale m iędzy każdem i dw om a p ierw ia stk a m i

w sp o m n ian y ch g ru p m ieści się zaw sze trzeci

pierw iastek , któ reg o c. at. m niej więcej różn

(9)

A1® 3 W S Z E C H Ś W IA T 41 się o 16— 18 od c. a t. dw u innych: np. po ­

m iędzy F I a M n m am y Cl (35,5), pom iędzy 0 a C r m am y S (32) i t. d. F a k t tego ro d z a­

j u pozw alał przy puszczać istn ie n ie p okrew ­ nego helow i i argonow i p ierw iastk u , a w łaś­

ciwiej g azu o c. at. dosięgającym 20; p rz y ­ puszczając dalej, że gaz ów rów nie ja k A r 1 He m ógł być jed n o ato m . m ożna było obli­

czyć c. wł. dom niem anego tow arzysza arg o n u na 10 m niej więcej.

T ego ro d z aju rozum ow anie naprow adziło R am say a na drog ę poszukiw ań, k tó re w cią­

g u trzech la t n astęp n y ch ukończył w spólnie z T raversem w sposób isto tn ie m istrzow ski.

W ro k u 1898 w czerw cu (9) R am say *) o znajm ił Tow. królew skiem u w L ond ynie, że w spólnie z T rav ersem , z 750 cm3 p łynnego pow ietrza o trzy m a ł 26,2 cm3 gazu, k tó ry po w ydaleniu zeń O i N w ykazał nieznane dotąd widmo; gęstość now ego g azu 22,51.

„N atu raln ie, dotychczas niem ożebne je s t d o ­ kład n e pkreślenie położenia now ego gazu, pisze R am say , w u kładzie peryodycznym pierw iastków ; ale jeżeli w olno m i czynić pew ne przypuszczenia, to sądzę, że k ry p to n (nowo o d k ry ty gaz) będzie m ógł być zaliczo­

nym do szeregu helu, w y k azu jąc gęstość 40 z ciężarem atom ow ym 8 0 “ . W tym sam ym to m ie 2) (w n astęp n y m zeszycie; tego p i­

sm a zn ajd u jem y w iadom ość, że R am sayow i i T raversow i zapom ocą destylacyi cząstk o ­ wej większej ilości skroplonego pow ietrza udało się oddzielić 2 now e gazy: jed en o cię­

żarze w ł. 14,7 (neon), d ru g i o c. wł. 19,87 (m etargon).

18 l arg o n u 3), otrzym anego zapom ocą m e­

to d y m agnezow ej, skroplono w kolbie oto ­ czonej ciekłem pow ietrzem ; k olba połączona była z pom pą rtęciow ą T ó p lera i ze zbio rn i­

kiem zaw ierający m argon; arg o n się sk ra p ­ lał norm alnie, ale po pew nym czasie zaczęło ukazyw ać się ciało stałe; po sk ro p len iu 13—

14 l arg o n u p rz erw a n o dalszy jeg o dopływ ; pozostał gaz, k tó reg o gęstość w yznaczono na

') Po niemiecku to samo w Z. f. ph. Chemie

„O ber einen neuen B estandteil der Athmosphare"

T. 26 p . 362.

2) R eferat W ilh. Ostwalda z „Prooc. Roy.

Soc.“ 18 czerwca 1898 r.

3) Z. f. ph. Chemie T. 26 p. 564 Ramsay und Travers: „U ber die B egleiter des Argonsu.

17,3 co tłu m aczy się tem , że n aogół gazy (proste) tem tru d n ie j się sk ra p la ją im są lżejsze 1). N astęp nie złączono kolbę zaw ie­

ra ją cą sk ro p lo n y argon z pom pą rtęciow ą i poczęto oddestylow yw ać zaw artość. Z p ier­

wszej cząstki d e sty la tu otrzym ano gaz o c.

wł. 14,67 (neon), posiadający c h a ra k te ry ­ styczne widm o. „L iczba ta - czytam y w tem m iejscu— zbliża się do tej jak ąśm y m ieli n a ­ dzieję otrzym ać. A żeby um ieścić neon n a należnem m u w p eryodycznym system ie m iejscu trzeba, b y m iał oh c. w ł. 10—11 (bę­

dąc jednoatom ow ym ). P rzy m u jąc o. wł.

czystego arg o n u 20 m ożem y łatw o obliczyć, że o trzy m an y przez nas g az zaw iera około 53,33, czystego n e o n u 11.

Ciało stałe, tw orzące się podczas sk ra p la ­ nia azotu, dało gaz z c. wł. 19,87, o chara- k terystyczn em w idm ie. N azw ano je m etar- gonem . Śledząc dalej bieg odk ry ć w stresz­

czanych badaniach, przekonyw am y się, ż e d o roku 1899 2) o d k ry to i zbadano dokładniej argon, neon, m etarg o n ; k ry p to n zaś i ksenon nie b yły jeszcze ani d o kładn ie zbadane, ani otrzym an e w stanie dostatecznej czystości.

W ro k u 1 9 0 0 3) w ykazano, że t. zw. m e­

ta rg o n (o ch a rak t. widmie) pierw iastk iem nie jest; że je st to zw yk ły argon, którego widm o zm ieniło się pod w pływ em i za przy czy ną obecności nieznacznej ilości w ęgla lub jeg o połączeń, pochodzących z pięciotlenku fo sfo ­ ru , k tó reg o u żyto do osuszania gazów.

C ykl badań n a d rzadkiem i gazam i atm o ­ sfery zam yka p ra ca ogłoszona 1 9 0 1 4) roku.

P ra c a ta zaw iera całk o w ity dorobek fa k ­ tyczn y, pozyskany w tej dziedzinie, do tego czasu i z niej czerpać będziem y dane, k tó re następują.

J a k w idać z d w u wyżej p rzytoczonych cy­

ta t, R am say, o pierając się n a przypuszcze­

niach, ja k ie m u n asu w ał u k ład peryodycz- ny, nie w ątp ił, że neon o o. w ł. 14 i k ry p to n

*) W yjątek stanowi tylko hel, skraplający się trudniej od wodoru; tu zachodzi prawdopodobnie komplikacya z powodu jednoatomowości He.

2) P r. W . Ramsay „U eber die neuerdings ent- decten Gase und ihre Beziehung zur periodischen G esetz“ Ber. d. d chem. Gesell 1899.

3) Z. f. ph. Chemie T. 35, zesz. 5 Ref. .W. O st­

walda z „Proc. Roy Soc“ 15, 1900.

4) Z. f. ph. Chemie T. 38 „Argon und seine

B egleiter“ Ramsay und Travers.

(10)

4 2 W S Z E C H Ś W IA T J\ls 3 0 ciężarze w ł. 22 są m ieszaninam i zn an y ch

(Ar, He, N) i n ie zn a n y ch (Ne, K r i X e) g a ­ zów. W y ra ż a ł przypuszczenie, że neon czy­

sty m a p osiad ać c. wł. 10, a k ry p to n czysty 40. N ależało w ięc, chcąc o trzy m a ć ów cz y ­ s ty neon, w ydzielić cięższe i ew en tu aln ie lżejsze o d eń g azy z posiadanej, zaw ierającej przypuszczaln ie 50$ n eonu, m ieszan in y g a ­ zow ej. D e sty lac y a cząstk o w a (z za sto so w a ­ niem tle n u ciekłego ja k o su b stan cy i o ziębia­

jącej) nie pozw oliła oddzielić d ro b n y c h czą­

ste k H e od Ne. C hcąc w ięc o trz y m a ć cz y ­ sty N e rozpoczęto n ow y szereg dośw iadczeń:

ze 120 l skrop lonego p o w ietrz u , po u s u n ię ­ ciu tle n u i azotu o trzy m a n o 800 cm 3 b o g a te ­ go w neon gazu; przepuszczono te n g az przez skro p lo n y azot: w ty c h w a ru n k a c h arg o n skroplił się i o trzy m a n o g az o c. w ł. 7,24, zaw ierający obok neonu je d y n ie hel. Do teg o g az u zastosow ano d y fu z y ę i o trz y m a ­ no n a tej d rodze gaz o c. wł. 9 ,1 8 '). G az te n przepuszczono p rzez sk ro p lo n y w odór;

w jeg o te m p e ra tu rz e N e sk ro p lił się — hel p ozostał w sta n ie gazow ym . D e sty la c y a cząstkow a p ozostałej m iesza n in y sk ro p lo n y ch gazów (H i Ne) d a ła gaz, za w iera ją cy w odór 1 neon; w odór u su n ięto p rz y pom ocy tle n u i o trzy m a n o cz y sty neon, k tó re g o ciężar wł.

R a m sa y obliczył n a 9,99, a, T ra v ers (na innej próbce) na 9,94.

S to su ją c do k ry p to n u z c. w ł. 22 m etod ę d estylacy i cząstk ow ej, przyczem su b sta n c y ą o ziębiającą było p o w ietrze ciekłe, o trz y m y ­ w ano 1) gaz za w iera ją cy arg o n z m ałą d o ­ m ieszką K r - część n ajlżejsza d e sty la tu ; 2) gaz za w iera ją cy p rzew ażnie k ry p to n — część o p o śre d n im cięż. wł.; 3) gaz za w iera ją cy k ry p to n i cięższy od niego ksenon — część najcięższa d e sty la tu . 2 -g ą i 3-cią części d e­

sty la tu połączono razem ; sk roplono je; ksen o n się skroplił, k ry p to n też w w iększej części—

część teg o gazu ro z p u ściła się w skro p lo n y m ksenonie; d esty lac y a cząstkow a sk ro p lo ­ nej m ieszaniny pod zm niejszonem ciśnieniem d ała gaz o c. wł. 40,73 do 40,82, k tó ry u z n a ­ no za k ry p to n czysty.

P o słu g u ją c się an alo g iczn ą m eto d ą, z d o ła ­ no n ak o n iec w ydzielić cz y sty k sen o n o c.

1) P. w Z. f. ph. Chemie T. 26 p. 134 „U eber die Homogenitat des H elium s 11 szczegóły dotyczą­

ce konstrukcyi i działania aparatu dyfuzyjnego stosowanego i w tycli badaniach przez Ram saya.

| wł. 64,0 (gaz rów nie ja k pow yższe jed n o ato - i m owy).

W b ad a n ia ch n ad tem i pod w zględem che­

m icznym abso lu tn ie bezw ładnem i gazam i je- dy n em k ry te ry u m jednorodności o trzy m y ­ w anego p ro d u k tu gazow ego b y ła stało ść w łasno ści fizycznych, ja k c. wł., zachow anie się sp ek tra ln e i t. p.; niezm ienność c. wł. wo- : bec d y fu zy i św iadczy o nieobecności w d a­

ny m g azie innego g az u o odm iennym c. w ł.;

każd y o d k ry ty gaz, w ydzielony w m ożliwie cz y sty m stanie b y ł p o d d aw an y dyfuzyi i w y­

żej p o dan e liczby dla. c. wł. o p isyw any ch g a ­ zów obliczone zo stały n a p o dstaw ie zacho­

w an ia się ich w łaśn ie wobec d yfuzyi.

W id m a o d k ry ty ch w p ow ietrzu gazów zb a d an e zo stały głó w n ie przez C rookesa (lit.

p a trz w cy to w an y ch a rty k u ła c h R am saya) i B allyego; dla każdeg o z gazów oznaczono cały- szereg linij c h a rak tery sty c zn y ch w w id ­ m ie, każd y w iększy p odręcznik chem ii nioor- gan iczn ej zaw iera fo to grafie ty c h widm , w ię­

cej niż k ażd y opis m ówiące; dodam y tylko, że zauw ażono zm ian y zachodzące w ty ch w id m ach zależnie od n atężen ia p rą d u elek­

try czn eg o .

P od ajem y tablicę n ajw ażn iejszy ch stały ch fizy czn ych gazów rzad kich atm osfery:

N Ne Ar Kr Xe

1,018 0,2345 0,968 1,449 2,364 Współcz. zała­

mania.1)

— 9,98 19,96 40,82 64,0 C. wł. w stanie gazowym,

— ? 8 6 121,33 163,9 Temp. (absol.) wrzenia,

6 8 155,6 210,5 287,7 Temp. (absol.) krytyczna.

? 40,2 41,24 43,5 Ciśnienie kry­

tyczne w mm

? 32,92 37,84 36,4 Objętość czą-

w n

? 1,212 2,155 3,52 Cięż. 1 cm* skro­

plonego gazu.

W sto su n k u do p ra w a M ario ttea i G ay-L u- ssaca w szystkie gazy opisy w an e w yk azu ją

ł) r W Annales de chimie et physique“ w r.

1826 Dulong pisze: „Gaz otrzymywany z rozkła­

du kvv. azotow. przez miedź w temp. czerwon.

posiada ten sam współ, załamania, co azot atmo­

sferyczny — je st to, ja k dotąd, jedyny argum ent dla identyfikowania tych gazów“ . J a k widzimy z wyżej umieszczonej tablicy różnica wspł. załam.

N i Ar je s t zbyt mała, a ilości K r i Xe w powie­

trzu są zbyt znikome, by pomiary Dulonga mogły ich obecność zdradzić. Powtarzam y tę cytatę za Ramsayem w „Les gaz de l’atbm osphere“ , gdyż je s t ona ciekawa z historycznego punktu wi­

dzenia.

(11)

JS6 3 W S Z E C H Ś W IA T 43 nieregularności; P V ek sperym entalne dla a r­

g o n u np. je s t m niejsze od teoretycznego w niższych te m p e ra tu ra c h — w iększe w w y ­ sokich 1).

W szy stk ie więc zbadane gazy w ykazują pew ną stopniow ość w sw ych Avłasnościach tak ich ja k w spół, załam ania, gęstość, p u n k t topliw ości i t. p. Położenie now ych gazów w u g ru p o w a n iu peryodycznem w skazuje po­

niższa tab lica 2).

H = 1; H e = 4; Li = 7; Be = 9;

n = 19; N e = 20; N a - 23; M g = 24;

Cl = 35,5; A r = 40; K = 39; Ca = 40;

B r= : 80; K r = 81; R b = 85; S r r = 8 7 ; I = 127; X e = 128; Cs = 133; B a = 137.

W’ tablicy tej arg o n posiadający w yższy niż potas ciężar atom u w ystaw iam y jed n ak przed nim ; w ten sposób u w y d a tn iam y istn ie­

nie d w u g ru p ciał — He, Ne, A r, K r, X e z jednej i L i, Na, K , R b, Cs— z d rugiej stro ­ ny, jednocześnie zaś łam iem y szyk u g ru p o ­ w ania peryodycznego. A nalogiczny w y p a­

dek m am y z tellurem (Te = 127,6), któ ry staw iam y przed jodem (T = 126,8) by uw y ­ d a tn ić przyn ależno ść Te do g ru p y selenu i siarki oraz jo d u do g ru p y brom u, chloru i fluoru. T e fa k ty w ykazują, że system pe- ry o d y c zn y nie je s t w yrażeniem pew nego p ra ­ w a n a tu ry , lecz ty lk o pew ną zasadą klasyfika-

j

c y jn ą 3). W ciąg u pow yższych ro z trząsań ' n iejed n o k ro tn ie stara liśm y się podkreślić o grom ne znaczenie, ja k ie w b ad an iach R a m ­ saya i T ra v e rsa m iał u k ład peryodyczny;

z drugiej stron}' w idzim y niedokładności j a ­ kie te n układ przedstaw ia; sam i badacze w y­

żej w ym ienieni zauw ażają, „że za g ad k a u k ła ­ d u peryody cznego nie je s t jeszcze rozw iąza­

na. N ie byliśm y abso lutnie w stan ie ozna­

czyć w łasności ciała n a podstaw ie znajom o­

ści w łasności d rug iego; w szystko cośm y de- du kow ać m ogli sprow adzało się do ogólnego, niejasnego d o m y słu 4) “.

*) Dane i dyagram aty znajdują się w 38 to ­ mie Z. f. ph. Chemie.

2) Zaczerpnięta z 38 tomu Z. f. ph. Chemie.

3) P or. Ostwald „Grundlinien der anorg. Che­

mie* 1904, Lipsk, p. 786.

4) Z. f. ph. Chemie T. 35. R eferat W . O st­

walda.

„K iedyśm y rozpoczynali stu d y a n ad p ier­

w iastkam i (piszą dalej ci sam i u c z e n i!), k tó ­ ry c h fizyczne w łasności opisaliśm y w yżej, m ieliśm y głębok ą nadzieję, że badania te przyczynią się do w yjaśnien ia problem atu system u peryodycznego. N ie ulegało m ia­

now icie w ątpliw ości2), że te bezw ładne ch e­

m iczne p ierw iastk i p rz ed staw iają m atery ę w jej form ie prostej jeżeli nie n a jp ro s ts z e j...

N adzieje nasze zaw iodły n a s . . . Nie m ogliś­

m y bow iem w żaden sposób znaleść p ro ste g o

| w yrażenia m atem atycznego, k tó reb y czyniło m ożliwem przep ow iad anie w łasności je d n e ­ go ciała na podstaw ie ju ż zbadan ych w łasn o­

ści dru gieg o. B yć może, że podobna zależ­

ność m atem atyczn a m iędzy własnościam i chem icznie blizkich ciał istnieje — lecz m y m ożem y mieć ty lk o nadzieję, że odnaleść ją potrafią ci, co więcej od nas zn ają m atem aty -

’ k i“. Nie zdaje się jed n ak , by poszukiw ania w ty m k ieru n k u (w k ie ru n k u znalezienia owej zależności fun kcy o n aln ej) okazały się z b y t płodne; p rz y p o m in a ją one bowiem nie­

co spekulacye analogiczne p ra g n ące ra to w ać hipotezę P ro u sta; tu chodzi o b rak zasady, założenia, z którego wyjść n ależy w p oszu ki­

w aniach owych i znaczenie b adań w rodzaju tych , jak ieśm y k ró tk o opisali, polega na w y ­ sunięciu na porządek dzienny owej potrzeby n ow ych założeń, w ykazując, ja k to w idzim y w dany m p rzyp adk u, niedostateczność d a­

w nych. Adam W roczyński.

O DEZW A W S P R A W IE W Y D A W N IC TW A

„FLO RY P O L S K IE J14-

Obowiązkiem moralnym każdego ucywilizowa­

nego społeczeństwa je st między innemi zbadanie przyrody ojczystego kraju. Tem gruntowniej i le­

piej zadanie to będzie wykonane, jeżeli zespoli się szereg uzdolnionych specyalistów, którzy wspól- nemi siłami, wedle ściśle nakreślonego planu, dą­

żyć będą do oznaczonego celu. Zgodnie z tą za­

sadą Akademia Umiejętności w Krakowie po­

wzięła zamiar zająć się opracowaniem i wydawnic-

J) Z. f. ph. Chemie T. 38 L. c.

?) Por. Revue generale des sciences N 16 ro­

ku 1904 „Les gaz monoatomiquesu — p. Jana

de Boissondy.

(12)

44 W S Z E C H Ś W IA T JSB 3 twem flory wszystkich ziem polskich, znajdują­

cych się pod trzem a zaborami i poleciła mnie w y­

pełnić to zadanie i objąć redakcyę całego w yda­

wnictwa. Zrozumiałą je st rzeczą, że jeden czło­

w iek nie je st w stanie sprostać tem u trudnem u zadaniu nie tylko już z powodu wielkości pracy, ale i z tego względu, że rozdzielenie na trzy znaj­

dujące się w odrębnych warunkach części obszaru kraju naszego nadzwyczaj utrudnia ześrodkowa- nie owej pracy.

W obec tego zwracam się do wszystkich bota­

ników polskich o łaskaw y współudział i pomoc w pracy i nie wątpię, że ze względu na cel i do­

niosły pożytek zamierzonego wydaw nictw a, nie zechcą odmówić mej prośbie i wybaczą, iż nie mając dokładnych adresów w szystkich botaników polskich, udaję się do nich w formie niniejszej odezwy na gościnnych łamach „W szechśw iata1*, z prośbą jednocześnie, aby i inne także pisma spe- cyalne polskie zechciały powtórzyć mą odezwę.

Plan zamierzonego wydaw nictw a przedstaw ia się ja k następuje:

1) „Flora polska 11 zawierać ma obszar w szyst­

kich ziem polskich, ja k wyżej powiedziano. Ści­

słych granic niepodobna i niema naw et potrzeby oznaczać, gdyż kraj nasz nie przedstaw ia całości, a tylko wschodnią część środkowo-europejskiego obszaru fytogeograficznego.

2) Ja k o wzór opracowania rodzajów i gatunków może służyć wydawnictwo Aschersona i Graeb- nera: Synopsis der Mitteleuropaischen Flora (Lipsk nakładem W ilhelm a Engelm anna) lub K u- zniecowa, Buscha i Fomina: F lo ra caucasica criti- ca (Dorpat), przyczem opisanie gatunków w ję zy ­ ku polskim pownnno być zwięzłe, lecz dokładne, wskazana literatu ra główniejsza ogólna i szczegó­

łowa, dotycząca danego obszaru z synonim iką, j miejsce znajdowania się gatunku i ogólne geogra- ficzne zasięgi, wreszcie uw agi krytyczne, o ile będą one potrzebne.

3) System przyjęty we „Florze polskiej 11 ma być E nglera w edług niżej przytoczonego ugrupo­

wania rzędów i rodzin.

Ci z polskich botaników , którzyby życzyli so­

bie wziąć udział w pracy, zechcą w ybrać sobie część systemu, rzęd jak iś lub rodzinę i tym spo­

sobem można będzie opracowanie całości rozdzie­

lić między pojedyńczych autorów. Opracowane części systemu mogą być niezwłocznie wydane w kształcie oddzielnych zeszytów, bez w zględu 1

na inne części, które w końcu system atycznie zło­

żone stanowić będą całość. Ten system opracowa­

nia je st najwłaściwszym i prowradzi prędzej i bez­

pośrednio do celu, aniżeli system opracowywania flor pojedyńczych ziem polskich lub ich części.

Ze względu, że literatu ra botaniczna, dotycząca flory różnych miejscowości kraju naszego, je s t bardzo rozrzucona po rozmaitych dziennikach i wy- j

dawnictwach, często trudno dostępnych lub naw et wyczerpanych, to udzielenie mi choćby tylko w ia­

domości o tych publikacyach będzie również udzie­

loną mi cenną pomocą, za którą będę wdzięczny.

Co dotyczę materyałów zielnikowych, służą­

cych za podstaw ę do opracowania „Flory polskiej “ , to Akademia Umiejętności, zamem pośrednictwem, chętnie udzieli na czas pewien bogatych zbiorów', znajdujących się w Komisyi fizyograficznej w K ra­

kowie, dla zbadania i systematycznego opracowa­

nia. Oprócz tych jednak zbiorów, pożądaną jest rzeczą opracować, o ile można, wszystkie inne zielniki, zawierające rośliny kraju naszego. N ie­

stety, miejsce znajdowania się wielu bardzo zbio­

rów je s t mi nieznane, a inne są mało dostępne.

Zwracam się więc do wszjrstkich, którzyby wie­

dzieli o jakichś większych zielnikach, o których tu je st mowa, z usilną prośbą o łaskawe podanie mi dokładnego adresu, gdzie te zielniki się znaj­

dują. Również zwracam się z prośbą do w szyst­

kich właścicieli zielników, dotyczących flory na­

szego kraju, tak różnych instytucyj, towarzystw naukowych, jako też ludzi prywatnych, aby ze-

| chcieli dla dobra nauki i pożytku kraju udzielić I czasowo swych zbiorów dla opracowania nauko­

wego. T akie wypożyczanie zbiorów odpowiednim j specyalistom dla systematycznych badań p rak ty ­ kuje się na całym świecie, w największych mu­

zeach i zielnikach, i przynosi korzyść nie tylko

! nauce, gdyż zbiory te stanowią m ateryał do badań i naukowych, lecz i właścicielom tych zbiorów, gdyż zielniki w tedy tylko nabierają należytej naukowej wartości, jeżeli oznaczenie roślin, w nich znajdu­

jących się, przeszły przez krytykę specyalisty.

Pożądaną jest rzeczą, aby „Flora P olska 11 przed­

staw iała pewien skończony całokształt i zawierała nie tylko rośliny nasionowe, lecz wogóle wszystkie grupy państw a roślinnego. Grupy te roślin uło­

żone będ ą według systemu E nglera w następują­

cym porządku:

A-. S p o r o p h y t a , Zarodnikowe.

I . M y x o ray cete S , Śluzówce.

I I . S c h iz o p h y ta , Rozszczepkowce.

III. Flagellatae. Wiciowce. W obszernem znaczeniu tego działu.

IV. Algae, W odorosty. W obszernem znacze­

niu tego działu.

F u n g i, G rzyby. W obszernem znaczeniu tego działu.

YI. Characeae, Ramienicowate.

W. E m b r y o p h y t a . Zarodkowe.

I. E. Asiphonogama, z. Bezłagiewkowe.

1) Bryophyta, Mchowe.

2 ) Pteridophyia, Paprociowate.

II. E. Siphonogama, z. Łagiewkowe (Na­

sionowe).

1) Gymnospermae. Nagonasienne.

Coniferae (Iglaste): Taxaceae. Pinaceae.

2 ) Angiospermae. Okrytonasienne.

a) M o n o c o t y l e d o n e a e . Jednoliście- niowe.

1) P a n d a n a l e s : Typhaceae. Sparganiaceae.

2) H e l o b i a e : Potamogetonaceae. Najadeae.

Juncaginaceae. Alismataceae. Butomaceae. Hy-

drocharitaceae.

Cytaty

Powiązane dokumenty

żej: przyczyną tego fak tu jest olbrzym ia spe- cyalizacya wiedzy współczesnej, wskutek czego szkoła wyższa staje się coraz bardziej zakładem wykształcenia

Okazało się jednak, że tak nie jest, gdyż jeżeli dodamy świeżej katalazy, zosta­. nie ona

Część jednak tej wody w skutek praw hydrostatyki musi znów dążyć w górę w tem miejscu, w którem niema ciśnienia opuszczającej się wdół wody; w ten

Otóżto i węgiel grubych ław ic w zagłębiu dąbrow skiem znajduje się w stanie takiego naprężenia, w stanie równowagi niestałej i starczy niewielkiego bodźca,

bywa się wtedy, gdy larwy któregoś z tych zwierząt dostaną się do jam y ustnej. Yan Durme wykazał na morświnkach, że Stron- gyloides stereoralis przedostać

Niezmiernej jednak wagi są usługi oddawane przez telegraf bez drutu w wymianie korespondencyi między dwoma będącemi w drodze okrętami i między okrętem a wybrzeżem,

O dy objętość pewnej masy pary wodnej nasyconej nagle się powiększą, pa ra ochłodzona w sk u tek rozprężenia staje się przesyconą.. Zbadanie tego zjaw iska

wskazaniami zawartymi w art. Na postanowienie w przedmiocie zamiany grzywny na pracę społecznie użyteczną przysługuje zażalenie... Jeżeli egzekucja grzywny okazała się