• Nie Znaleziono Wyników

Tom XXV.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XXV."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JNs 2 (1238). W arszaw a, dn ia 7 styczn ia 1906 r. Tom XXV.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A U K O M P R Z Y R O D N I C Z Y M .

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A " . W W a r s z a w i e : ro c z n ie r u b . 8 , k w a r ta ln ie ru b . 2 . Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : r o c z n ie ru b . 1 0 , p ó łro c z n ie ru b . ó .

P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W s z e c h ś w ia ta

i we w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g T a n ic ą .

R e d a k to r W s z e c h ś w ia ta p r z y jm u je ze s p ra w a m i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d zin y 0 do 8 w ieczo rem w lo k a lu red a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

C H E M I A

R Z A D K IC H G A Z Ó W P O W IE T R Z A . (rys historyczny)

W h isto ry i chem ii współczesnej odkrycie now ego p ie rw ia stk u je s t w ypadkiem , naogół, rzadkim . Co w ięcej, p ierw ia stk i o d k ry ­ w ane w d rugiej połow ie X IX -g o wieku n ale­

żały do n ajrzad szy ch , najm niej rozpow szech­

nionych i n ajm niej chem icznie w ażnych i cie­

kaw ych c i a ł 1) w ogóle; to też odkry cia te nie wiele przy czy n iając się do rozw oju ogólnych pojęć chem ii, przechodziły bez w zbudzenia szerszego zainteresow ania.

Rzecz się m a inaczej z poszukiw aniam i, k tó re opisać pragniem y. O dkrycie bowiem g ru p y n ieznanych gazów , stanow iących cząst­

kę otaczającej n as i służącej nam do oddycha­

n ia atm osfery, gazów o n iespotykan ych d o ­ tąd w żadnem ze zn anych ciał w łasnościach

^chemicznych i fizycznych — w prow adziło do chem ii szereg nadzw yczaj zajm ujących, nie- spostrzeg an y ch d o tąd faktów , rozszerzając tem sam em w id n o k rą g jej pojęć. P rócz te ­ go sam e badania, ze w zg lęd u na cechującą je n ad zw y czajną ścisłość i w ykończenie, god- ne są uw agi i w zbudzają najw yższe zajęcie.

W ro k u 1882 lord R a y le ig h 2) zajął się ścisłem zbadaniem ciężarów w łaściw ych wo-

!) Niema tu mowy o ciałach radyoakty wnych.

2) Zeitsehrift filr physikalische Chemie T.

16, str. 344 (1895 rok).

do ru i tlen u w celu u stalen ia ciężarów a to ­ m ow ych tych gazów . W to k u ty ch badań zauw ażył, że ciężar w łaściw y azotu, z k tó ry m m iał do czynienia, w a h a się zależnie od źró d ­ ła, z k tó reg o g az te n o trzym yw ano.

W rezultacie, ja k o średn ią z wielu doś­

w iadczeń zgodnych ze sobą, R ay leig h o trzy ­ m ał d an e następujące: 1 l azo tu o trzy m a­

nego z p ow ietrza atm osferycznego w ażył 1,2572 g\ 1 l azotu o trzym aneg o ze zw iąz­

ków chem icznych (NO, N 0 2, N H 4N 0 3) 1,2505 g. R óżnica więc w cięż. w łaściw ych azotu

„chem icznego" i „atm o sferyczneg o11 w yno­

si 0,0067 g.

R óżnica ta nie m ogła być p rz y p isa n a b łę­

dom dośw iadczenia, którego ścisłość przew yż­

szała 0,001 g 1). Co dziw niejsza, wykazano, że azot, o trzym an y z pow ietrza na pew nej szczególnej drodze, a m ianow icie nie przez usunięcie tlenu zapom ocą m iedzi lub żelaza w tem p eratu rze czerw oności, posiada ciężar

*) Oto kilka danych w yjętych z 16 T. Z. f.

pb. Ch. świadczących o ścisłości doświadczeń Rayleigha: Azot „chemiczny11 zawarty w kuli szklanej o pojemności 1,8207 l ważył od 2,2987 do 2,3001 g. zależnie od tego czy otrzymywano go z N 0 2 czy z NH4N 0 3.

Azot „atmosferyczny", ważony w tejże kuli, ważył od 2,3103 — 2,3102 g, zależnie od meto­

dy użytej do pochłaniania tlenu (miedź w temp.

czerwoności, żelazo w tych samych warunkach lub Fe (OH),').

(2)

18 W S Z E C H Ś W IA T JM® 2 w łaściw y azotu „chem icznego11. P rz e k o n a ­

no się o tem , ro z k ła d ając przez d ziałan ie wo­

dy połączenie M g3N 2, o trzy m a n e przez p rz e­

puszczanie p o w ietrza n a d o g rz an y m m a g n e ­ zem m etalicznym . 1 l i tr azotu o trzy m a n eg o z ro z k ła d u teg o połączenia m agnezow ego, w ażył 1,2521 g, (ciężar ró ż n ią cy się ledw ie o 0,0017 g, od ciężaru tej sam ej ilości azotu

„chem iczn ego14).

P ozostaw ało jeszcze stw ierdzić, że M g łą ­ czy się w yłącznie z N atm o sfery czn y m i nie m oże asym ilow ać z pow ietrza w w a ru n k a c h d ośw iadczenia innego ciała. D ało się to stw ierdzić przez w ykazanie, że am o n iak , o trzy m an y z azotu w ydzielonego przez M g3N 2 w obecności wody, niczem się nie ró ż n i od zw ykłego am oniaku.

O statecznie w ięc R ayleig li o trz y m a ł re z u l­

ta ty n astęp u jące: ciężar azotu, o trzy m a n eg o przez ro zk ład jego zw iązków chem icznych, p rz y ją ć należy, ze ścisłością do-0,001 //, za j ró w n y 1,2505 g\ jednocześnie zaś nie uleg a najm niejszej w ątpliw ości, że istn ie je p ew n a

„nienorm alność" w c. wł. a z o tu „atm osfe- ry c z n e g o “ . T en d ru g i re z u lta t b a d a ń R aylei- g a dop ro w ad ził jego i W . R am say a do od­

k ry c ia w atm osferze naszej a rg o n u i g ru p y to w arzy szą cy ch mu gazów .

R e z u lta t ten m ianow icie dopuszcza w o b jaś­

n ien iu d w ie alte rn a ty w y : albo az o t „chem icz­

n y 11 za w iera ja k iś g az od azotu lżejszy — albo azot „a tm o sfery czn y 11 zaw iera ja k iś g az od a z o tu cięższy.

D ośw iadczenie w ykazało, że w odór (gaz od az o tu lżejszy) nie zanieczyszcza a z o tu „c h e­

m iczn e g o 11; w ykazano m ianow icie, na u m y śl­

n ie przyrządzonej m ieszaninie azotu i w od oru, że środki, p o siadan e w celu oddzielenia H od N w m ieszaninie gazow ej (CuO w w ysokiej tem .) p o zw alają n a oddzielenie ja k n a jk o m - p letniejsze tak , że azot u ż y ty do d o św iad c ze­

n ia p o siad ał przed i po zm ieszaniu go z w o­

dorem te n sam ciężar w łasn)'.

M ożliw em też było przypuszczenie, że czą­

steczki azotu (N2) ro zpadać się m ogą n a a to ­ m y, albo ja k n a to zw raca u w ag ę d r. M ug- d a n 1), tw o rzy ć cząsteczki N 3, co w p ły n ęło b y n a zm ianę w ciężarze w ł. azo tu u ży teg o do dośw iadczenia. Lecz fa k t, że an i z biegiem

ł) Dr.M artin Mugdan, Argon und Helium, zwei neue gasformige Eleinente. 1898.

czasu, ani po d w pływ em cichych w y ład o w ań e lek try czn y ch , azot „chem iczny 11 nie zm ie­

n iał ciężaru w łaściw ego, k azał przypuszczać, sądząc z analogii z ozonem, że nie m oże za­

chodzić ani polim eryzacya an i depolim eryza- cya cząsteczki N 2. P rzypuszczenie, że azot

„ch em iczny 11 zaw iera g az odeń lżejszy pocią­

g a za sobą, ja k o konieczny skutek, przyjęcie kw asu azotow ego, am o n iak u i w szystkich w ogóle zw iązków a z o tu za ciała, sk ład ają ce się z m ieszaniny dw u analogicznych połą­

czeń azotu i owego lżejszego odeń gazu, przypuszczenie więc to ro zb ija się o p rzeczą­

ce m u fa k ty chem iczne. W te n sposób p rz y ­ puszczenie istn ie n ia w azocie chem icznym lżejszego odeń g azu u pad ło najzup ełn iej.

P o zo staw a ła więc d ru g a a lte rn a ty w a : w y ­ tłu m aczen ie „n ien o rm aln o ści11 zaobserw ow a­

nej przez obecność w azocie „atm o sferycz­

n y m 11 g azu cięższego od azotu.

T ego ro d z a ju rozum ow anie doprow adziło sir W . R a m sa y a i lo rd a R ay leig h a do ro z­

poczęcia po szu k iw ań owego nieznaneg o g a ­ zu w atm osferze. W e d łu g słów w łasny ch ty ch badaczów , n asu w a jąca się logicznie koniecz­

ność istn ie n ia now ego ciała gazow ego w y d a­

w a ła im się je d n a k z b y t nieoczekiw aną, b ra ­ no się więc do bad ań z w rażeniem dość dzi- w nem , bo nie sądzono, by „gaz ze w szy st­

kich stro n nas otaczający m ógł ta k długo pozostać n ie o d k ry ty m 11 *).

B ad an ia zap ow iadały odkrycie rzeczy b a r­

dzo niezw ykłych; uczeni angielscy stw o rzyć m usieli nowe, dotąd n iezn ane m etod y b a d a ­ nia, k tó re po zw oliłyby n a pom yślne ek sp e ry ­ m ento w an ie w tej nowej dziedzinie.

A b y otrzy m ać w stanie czy stym ów gaz, k tó reg o istn ie n ie w atm o sferze p rzy pu szcza­

no, należało oddzielić go od tlen u , azotu i in n y ch ew en tu aln y ch przym ieszek. w T len ilościowo d aje się u su n ąć przez m iedź m etaliczn ą w te m p e ra tu rz e czerw oności; co zaś.do azo tu to d la u su w an ia go, z pośród licz­

n y ch c ia ł2), z ja k ie m i w połączenia w ro zm ai­

ty ch w a ru n k a c h m oże on wchodzić, w y b ran o m ag nez m etaliczny , tw orzący w tem p . bliz-

ł ) ,, Argon ein neuer Bestandteil der Atmos- phare“ Z. J . fh. Ch. 16 Ramsay i Rayleigli.

a) Z azotem łączą się bor, krzem, tytan, lit, stront, bor, magnez, glin, rtęć, wodór w obec­

ności kwasu i tlen w obecności zasady.

(3)

\ |ó 2 W S Z E C H Ś W I A T 1 9

kiej czerw oności połączenie M g3N ,, oraz tlen, k tó ry z azotem pod w pływ em wy- j ład o w ań elek try czn y ch w y tw a rza bezw odnik azotow y d ający się pochłonąć przez ro z tw ó r np. w ę g lan u sodu. To o statn ie zjaw isko ! znane było ju ż M ayow ow i w X V I I s tu le ­ ciu i m etody tej łączenia tlen u z azotem u ży ­ w ał ju ż lord C avendish w sw ych przep y sz­

nych bad an iach nad n a tu rą p o w ie trz a 1).

Przeprow adzeniem b ad ań m etodą Caven- disha zajął się lord R ay leig h ; a p a ra t ob- ! m yślony w ty m celu sk ład ał się z butli szklanej, w k tó rej w yładow ania elektrycz- ne następ o w ały pom iędzy dw iem a elektro- j dam i p laty n o wemi. P rzez korek w chodziła do b u tli ru rk a szklana, d oprow adzająca do ! w n ę trza m ieszaninę 9 obj. pow ietrza i 11 obj.

tlenu; d ru g a ru rk a p o d o b n a służyła do p rze­

prow adzenia pow stałeg o g azu do ap a rató w ) w k tó ry ch go badano; w dośw iadczeniach’ J przeprow adzonych przez R am say a n a więk- j szą skalę stosow ano bu tlę objętości 20 l, p rą d o napięciu 1500 w olt (osiągano to napięcie j przez tra n sfo rm o w an ie p rą d u o napięciu 100 j wolt); p rzy rząd ta k i p rz erab iał n a godzinę 7 l m ieszaniny gazow ej, k tó rą go z a s ila n o 2). i

P o słu g u ją c się tą m eto d ą otrzym ano:

z 50 cm3 p ow ietrza 0,82 cm3 j . , f

™ 100 cm ’ 0,70 cm‘ | g , a u ' ^ nie zaw ierał ani H an i O; w innem dośw iad­

czeniu z 5 cm3 p o w ietrza po l 1/3 godzinnem przepuszczaniu w y ład o w ań o trzym ano 0,06 cm3 gazu, w k tó ry m b adanie sp ek tro sk o p o ­ we nie w ykazało t l e n u 3). R e z u lta ty te wy- |

]) J a k się okazuje z treści komunikatu lorda Cavendisha, ogłoszonego w Proc. Roy. Soc.

w r. 1775 (wiadomość zaczerpnięta' z 16 tomu Z. f. ph. Chemie), wielki ten badacz zauważył, że J 'Aso czĘŚć objętościowa powietrza nie daje się po­

łączyć z azotem i w yraził przypuszczenie „że pe- j wna część powietrza flogistonowego naszej atmo- J

sfery (t. j. powietrza pozbawionego azotu w edług ! naszego obecnego języka chemicznego) różni się od reszty i nie daje się żadną miarą przeprowadzić j w kwas azotowy “ . T ak więc Cavendish pierw­

szy otrzymał gaz, zbadany i napraw dę odkryty przez jego współrodaków o 100 lat później.

Szegółowiej historya chemii gazów powietrza podana jest w książce Ram saya „Les gaz de l’at- mosphere“ tłum. franc. z 1899 r.

2) Z. f. ph. Chemie T. 19 p. 364.

3) W doświadczeniach tych, jak to widać z opi­

su metod}7 musiano dodawać tlenu do powietrza badanego.

kazują, że ilość otrzym y w an ego w ty ch d o ­ św iadczeniach nieznanego gazu je s t propor- cyonalna do ilości p ow ietrza użytego do doś­

w iadczenia; św iadczy to, że w d an y m razie nie z przy pad kow em zanieczyszczeniem lub błędem dośw iadczenia się sp otk ano , lecz że pow ietrze po siada p ew n ą dającą się oznaczyć (0,76°/0 m niej więcej) zaw artość nowego gazu.

M etoda m agnezow a o trzy m y w a n ia now e­

go gazu, k tó rą p o słu g iw ał się R am say, w y ­ kazała istn ien ie w po w ietrzu now ego gazu w ilości około 1,1$, g ęsto ść now ego sk ła d n i­

ka atm o sfery oznaczono n a 19,9—20,0.

S tw ierdziw szy n a re s z c ie '), że azot „che­

m iczny" nie daje p ra k ty c z n ie żadnej re szty po przerob ien iu go m eto dą m agnezow ą i m e­

to d ą C av en d ish a2), w ykazano niezbicie is t­

nienie w atm o sferze ziem skiej now ego cięż­

szego od N gazu. Z aję to się niezw łocznie zbadaniem jego w łasności fizycznych i che­

m icznych. I tu zaczyna się najciekaw szy okres badań.

P r. K. O lsze w sk i3), n a prośbę R am saya, któ rem u p ró b a sk ro p len ia now ego gazu, n a ­ zw anego argonem , nie u d ała się, zbadał za­

chow anie się arg o n u wobec w ielkich ciśnień i nizkich tem p eratu r. Jednocześnie C rook es4) zbadał a rg o n spektralnie. Lecz n ajp ło dniej- szem w n astęp stw a było oznaczenie dla a r ­ go n u sto su n k u ciepła w łaściw ego pod s ta ­ łem ciśnieniem do ciepła w łaściw ego w s ta ­ łej objętości. S to sun ek ten obliczono na 1,66. Ciepło w łaściw e gazów pod ciśnie­

niem stałem (Cp) je s t większe od ciepła w ła­

ściwego w stałej objętości (Cv), a to dla tej

>) Z. f. ph. Chemie T. 16 p. 364 L. C.

2) Doświadczenia, o których mowa dały nast.

rezultaty:

Met. Cavendisha

1 l potrzym anego z NH4N 0 3 dał 3,3 cm3 reszty 5 ,6 6 1 „ 3 , 5 cm3

1 5 1 3,5 cm 3

z rezultatów widać, że reszty otrzymywane są przypadkowe (brak stosunku między ilością reszty a badanego powietrza). Reszty te, jak się potem okazało, pochodzą od argonu zawartego w wodzie używanej w tych doświadczeniach.

3) Z. f. ph. Chemie T. 16, K. Olszewski „Die Ueberfahrung des Argons in den fi ii ss i gen und festen Zustand“.

4) Z. f. ph. Chemie T 16 (Jrookes „Ueber das Spectrum des Argons“.

(4)

2 0 W S Z E C H Ś W IA T

przyczyny, że po zw alając ogrzew anem u cia­

łu gazow em u zachow yw ać stałe ciśnienie j

czyli rozszerzać się, trz e b a m u d o starczy ć j pew nej ilości en erg ii niezbędnej w łaśn ie do j ow ego rozszerzania się. T erm o d y n a m ik a uczy, że różn ica pom iędzy Cp a Cv d la każ- j dego g azu w ynosi 2cal. (1,99 cal. w łaści- I wie). Z d ru g iej strony, d la idealnego g azu , J

k tó reg o każda cząsteczka z jed n eg o ty lk o sk ład a się atom u, obliczono, że Cv = 3 cal.

Gd 5

S tąd - = 1 ,6 6 7 = g- d la tak ieg o id ealn e­

go gazu (rezu ltat ten p ierw szy o trzy m a ł C lausius).

A rg o n więc je s t g azem je d n o a to m o w y m , i b y ł to p ierw szy jed n o ato m o w y gaz; p rz ed ­ tem stw ierdzono jed y n ie jed n o ato m o w o ść i

p a r n iek tó ry c h m etali, ja k H g , Cd, Z n (K u n d t j i W a rb u rg ).

W ed łu g p ra w a A v o g a d ra sto su n ek cięża­

rów cząsteczkow ych ciał gazo w y ch ró w n a j się stosunkow i ciężarów w łaściw ych (w jed- J nakow ych w a ru n k ach ciśnienia i te m p e ra tu ­ ry); poniew aż zaś cząsteczki arg o n u są jedno- atom ow e więc (biorąc c. w ł. a rg o n u 20, o d n ie­

siony do cięż. wł. w odoru p rz y ję teg o za jed - j nostkę) c. atom ow y arg o n u należało p rz y ­

jąć 20 X 2 = 40 (H = 1). Czy w ięc now y gaz m iał zająć m iejsce m iędzy K = 39,1 j

a Ca = 40,1 w u g ru p o w a n iu pery o d y czn em I p ierw ia stk ó w ch e m ic zn y ch ? W p ro w a d z e ­ nie n a to m iejsce g azu z ta k niezw ykle no- w em i w łasnościam i fizycznem i i chem iczne- m i (n a jz u p ełn iejsza bezw ładno ść chem icz­

n a *) np.) b u rz y ło b y p eryodyczność u k ła ­ d u M eyera i M endelejew a; now y więc gaz zostaw ał bez m iejsca w szeregu zn a n y ch pierw iastków chem icznych. Nic też d ziw n e­

go, że, ja k to stw ierd za R am say , p ow stało p y tan ie, czy arg o n je s t m ieszaniną, czy też pierw iastkiem . Z a połączenie nie m ożna go było uw ażać w obec jednoatom ow ości jeg o cząsteczek. P ró b y oddzielenia od arg o n u za pom ocą d y fu z y i do m n iem an y ch przym ie-

*) B erthelot (p. dr. M. M ugdan 1. c. str. 147, gdzie podana literatura przedmiotu) ogłosił, że mu się udało osiągnąć związek argonu z benzolem; ale doświadczenia jego, powtórzone przez Ramsaya z argonem znacznie czystszj-m niż ten, którego Berthelot używał, dały rezultaty ujemne, o czem Ramsay z pewną ironią wspomina w Ber. d. d.

cbem. Gesel. tom X X X II r. 1899.

szek też gazow y ch zaw iodły: w yk on ane przez dr. Colliego dośw iadczenia d a ły 2 rodzaje gazu o cięż. wł. 19,93 oraz 20,01; b y ła ta ró żn ica z b y t d ro bn a, by na niej oprzeć m o ­ żn a było pogląd n a ew en tu aln y skład gazu.

A dam W roczyński.

(DN)

Z M E T O D Y K I B A K T E R Y O L O G T C Z N E J.

G dy w latach 1852 i 1866 naw iedziła W rocław epidem ia cholery, J . Colin pierw szy zw rócił u w agę n a te n w pływ , ja k i mieć m oże w oda, słu żąca do picia, n a rozw ój zarazy.

N ie m ogło być w ted y m ow y o zupełnem w y­

św ietleniu tego in teresująceg o i w ażnego za­

g ad n ien ia , gd y ż „vibrio cholerae" dopiero w ro ku 1882 p rzysp orzy ł sław y K ochow i, to też ro z p raw a Oohna, w y d an a w ro k u 1875, zaw iera jed y n ie opis n iek tó ry c h organizm ów ro ślin n y ch i zw ierzęcych, w y stęp u jący ch w wodzie, i ma bardziej histo ry czn e z n a ­ czenie. P ra k ty c z n a jej w arto ść polega g łó ­ wnie na ty m bodźcu, ja k i pierw sza ta p raca dała do dalszych w ty m k ie ru n k u studyów , k tó re n a w łaściw ą dro gę skierow ane zostały dopiero z chw ilą stw ierd z en ia w p ew nych p rzy p ad k ac h obecności w wodzie b ak tery j chorobotw órczych— zasługa w ty m w zg lę­

dzie, ja k w spom niałem , należy się K ochowi,

i WTy k ry w szy obecność zarazków cholery w wodzie, Koch, a n astępn ie inni, dali nam zarazem d ok ład ne m etody p o stęp ow an ia w ty m względzie. Z a odkryciem K ocha n a ­ stą p ił cały szereg in n y ch , z k tó ry c h najw aż- niejszem było stw ierd zen ie m ożliwości w y ­ stęp o w an ia w w odzie do p icia laseczek t y f u ­ sowych: p ra ce L ó senera, N eufelda, F isch era, R a u a i w ielu in n y c h są aż n a d to w ty m w zględzie przekonyw ające; S ch u d er w ro ­ k u 1901 ogłosił w „Z eitsch rift f. H yg iene u.

In fe c tio n s k ra n k h e ite n “ s ta ty sty c z n ą pracę, w y kazującą, że z 638 epidem ij ty fu so w y c h o sta tn ic h la t trzy d z iestu 77,4$ p rzyp isać n a ­ leży wodzie, zanieczyszczonej przez laseczki ty fu su ; z tej też ra cy i u m iejętność w ykrycia ta k n iep o żąd an y ch w wodzie in tru zó w sta ła się zad aniem niezm iernej w agi. N iestety, do tych czasow a m eto d y k a ty ch b ad a ń p o sia­

d a dużo jeszcze b raków , nad usunięciem któ-

(5)

J \ o 2 W S Z E C H Ś W IA T 2 1

rych p ra cu je też obecnie cały szereg bakte- ryologów .

P rzyczyn , w a ru n k u jący c h tru d n o ść stw ie r­

dzenia obecności laseczek ty fu so w y c h w wo­

dzie, je st wiele: przedew szystkiem bezw zglę­

dn a ilość ty ch laseczek je s t zw ykle bardzo m a ła , stosunek zaś tej ilości do ogólnej iloś­

ci in n y ch b a k te ry j w o d n y ch je s t n a d e r dla zarazków tyfu sow ych niekorzystny, d late­

go też te o statn ie zw ykle są zam askow ane przez inne w ystępu jące w w odzie odm iany;

n ad o m iar teg o pośród bak tery j w odnych zn a jd u ją się pew ne od m iany, n ad e r zbliżone ta k sw em i cecham i m orfologicznem i, ja k i fizyologicznem i w łasnościam i do laseczek ty fu su , są to m ianow icie dość pospolite w wo­

dzie laseczki okrężnicy (bact. coli). Dzięki p racom W idala, S m ith a, E lsn e ra , L osenera, wreszcie, w o statn ich latac h , D rygalskiego iO onradiego, k tó rzy opracow ali m etody, przez k tó ry c h zastosow anie m o żn a p ow strzym ać rozwój innych bak tery j „w od n y ch 11, nie t a ­ m ując jednocześnie rozw oju laseczek ty fu so ­ w ych; z dru g iej zaś stro n y podali cały sze­

reg m etod d y ag n o sty czn y ch dla odróżnienia laseczek E b e rth a od okrężnicy, część tr u d ­ ności zo stała pokonaną. Do zw alczenia p o ­ została je d n a jeszcze, m ianow icie u m iejętne uskutecznienie „sk u p ien ia " b ak tery j ty fu so ­ w ych t. j zg rom adzenia nielicznych osobni­

ków teg o rodzaju, rozproszonych w w ielkich ilościach w ody, w m ożliw ie m ałej p rz estrze­

ni. W o statn ich czasach opracow ano w tym w zględzie cały szereg m etod, k tó re sprow adzić m ożna do jed nego ty p u : g łó w n a zasada pole­

g a tu n a w y w o łan iu w w odzie badanej zapo- I m ocą pew nych odczyników chem icznych osadu, k tó ry , o pad ając n a dno naczynia, za- | biera z sobą czysto m echanicznie zawieszone w w odzie zarazki; zarazki te przenosi się n a ­ stępnie n a odpow iednie p ły tk i K ocha, E ls- j n era lub D ry galskiego .w celu w ykonania I dyagnozy. M etody poszczególne ró ż n ią się ; ja k w w yborze odpow iednich odczynników ta k też i w sposobie postępow ania, w reszcie ! w re zu ltatach ; z niek tó rem i też z nich chciał- j bym czytelników zapoznać. P osiłkow ać się będę w ty m celu świeżo ogłoszoną w Zeit- sch rift f. H ygien e u. In fectio n sk ran k h e ite n p racą O. M ullera, a ssy ste n ta U n iw e rsy te­

tu Jen ajsk ieg o . "W p ra c y tej przy tacza on przedew szystkiem m etodę opracow aną

j przez b ak tery o lo g a fran cu sk ieg o W a lle ta I (1901).

W a lle t w celu w yw ołan ia o sadu w wodzie

| (uprzednio zarażonej bakt. tyf.) p ro p o n u je [ użycie nasyconego ro z tw o ru tio siarczan u so­

du i rów nież nasyconego ro ztw o ru azotanu ołow iu, d od ając m ian ow icie do 20 cm3 w ody po 4 k ro p le każdego z ty c h odczynników ; przez zastosow anie w iró w k i po 4 do 6 m in u ­ tach tw o rzy się na d n ie n ac zy n ia dość zbity osad; odlaw szy klaro w n y p ły n , zn ajd u jący się p o n ad osadem , rozpuszcza się n astęp n ie osad w p a ru k ro p lach nasy co neg o ro ztw o ru tio- l siarczanu sodu i w stan ie p ły n n y m przenosi n a żelatynow e p ły tk i E lsn era . R ezu ltaty j tej m etody m a ją być b ard zo dobre, w adą jej je d n a k je s t m ożność operow ania jed y n ie ze 1 z b y t m ałem i ilościam i w ody. N a tę okolicz­

ność zw rócił uw agę S cbiider (1903), k tó ry też prop o n u je zastosow anie n a stęp u ją cy ch zm ian w m etodzie W alleta. P rzed ew szystk iem od­

rzuca on w irów kę: wodę, przeznaczoną do badania, w ilości 2 l w lew a do w ysokiego w alca szklanego, dolew a 20 cm3 7,75 procen­

tow ego tiosiarczan u sodu, silnie kłóci, poczem dodaw szy jeszcze 20 cm3 10 p ro cen ­ tow ego azo tan u ołowiu, pozostaw ia w spo­

k o ju n a 24 godziny to je st do zupełne­

go w yklarow ania się pły n u . W tedy, od­

law szy p ły n klarow ny, rozpuszcza osad w 14 cm3 100 procentow ego ro z tw o ru tio ­ siarczanu sodu i 0,2 do 0,5 cm 3 osiągniętego p ły n u przenosi na p ły tk i D rygalskiego. Po upływ ie 20 godzin z całą pew nością m ożna sk o n stato w ać obecność całego szeregu kolo^

n ij, utw o rzo n y ch przez laseczki ty fu su . Obiedw ie te m etody u leg ły k ry ty c e ze stro ­ n y F ick era, k tó ry na zasadzie licznych prób w ykazał, że przez ich stosow anie w osadzie otrzy m u jem y jed yn ie pew ien i dość n iezna­

czny p ro c en t zaw ieszonych w w odzie bak­

te ry j, co oczywiście nie je s t rzeczą błahą, zw ażyw szy n a wielkie rozcieńczenie, w j a ­ kiem w zw ykłych w aru nk ach zn a jd u ją się laseczki tyfusow e w wodzie. G łów ną p rz y ­ czyną teg o w edług F ic k e ra je st zb y t pow ol­

ne opadanie osadu. W celu u sunięcia po­

wyższego b ra k u p ro p o n u je on zam iast tio ­ siarczanu sodu użycie siarczanu żelaza, który, nie w p ły w a ją c ujem nie n a laseczki tyfusu , ju ż po u p ły w ie 2 do 3 godzin d a je z sodą osad kom pletny. Do 2 l, uprzedn io zakażo­

(6)

2 2 W S Z E C H Ś W IA T N i 2

nej wody, zaw artej w w y so k im w alcu, po u p rzedniem zalkalizow aniu zapom ocą 8 cm3 10 procentow ego ro z tw o ru sody F ic k e r rlolewa 7 cm3 10 procentow ego siarczan u że­

laza, kłóci, w reszcie pozostaw ia w spokoju:

po 2 do 3 godzinach p ły n staje się zup ełn ie k larow nym ; w ted y rozpuszcza osad w 25 p rocen to w y m w inianie p o tasu , u ży ty m w ilo ­ ści, odpow iadającej m niej więcej połow ie objętości osadu; w razie jeśli o trzy m a n y ro z ­ tw ó r nie je s t jeszcze dostatecznie k la ro w ­ nym , dod aje po k ro p li w in ian u p otasu. Pe- ną określoną część rozpuszczonego osadu rozcieńcza podw ójną ilością w yjałow ionego b u lio n u i przenosi n a stę p n ie n a p ły tk i D ry- galskiego. W celu o trz y m a n ia b ard zo do ­ k ład n y ch re zu ltató w F ic k e r zaleca użycie w irów ki. W e d łu g zapew nień tw ó rc y tej m e­

to d y w osadzie osiągnąć się d aje 97 do 98 procentów ogólnej ilości, zaw ieszonych w w o­

dzie laseczek tyfusow ych.

N iezbędność stosow ania w irów ki ta k w iel­

kich rozm iarów , ja k ą w d an y m razie trze b a się po sług iw ać, nie je s t rzeczą p ra k ty c z n ą , zw łaszcza g d y zw rócim y u w ag ę na m n iej­

sze pracow nie, k tó re n a zb y tek podob ny czę­

sto n ie są w stan ie sobie pozw olić, d lateg o też O. M uller p ro p o n u je n a stę p u ją c e zm ian y w m etodzie F ic k era . P rze d e w szystkiem w celu o siągnięcia d o statec zn ie zbitego osa­

d u bez pom ocy w iró w k i ra d zi on przesączać osad na sączku w y jałow ionym (zaręcza, że b a k te ry e nie p rz e d o sta ją się do przesączu);

u w ażając n astęp n ie rozpuszczanie osadu za rzecz n a d e r k łopotliw ą, p ro p o n u je p rzen ie­

sienie go w p ro st n a odpow iednie p ły tk i w stan ie stały m . Sposób postęp o w an ia n a ­ stępujący: do 3 l, up rzed n io zakażonej i za­

w a rtej w w ysokim w alcu w ody dodaje 12 cm 3 dziesięcioprocentow ego ro ztw oru sody, p o ­ czerń za dodaniem 101/.Ź cm3 10 procentow ego siarczan u żelaza tw o rz y się osad. k tó ry po upływ ie g o d zin y zo staje przesączony przez sączek bibułow y, a n a stę p n ie częściowo p rz e­

n iesiony n a p ły tk i D ry g a lsk ie g o . R e z u lta ty j dośw iadczeń porów naw czych z za sto so w a­

niem rozpuszczenia o sad u lu b też z p o m in ię ­ ciem tej czynności w ykazały, że różn ice w iloś­

ci o trzy m a n y ch na p ły tk a c h kolonij w a h ały ; się w g ra n ic ach od 3,5 do 8 p ro cen tó w na n ieko rzyść m eto d y now ej; przyczem im osad by ł suchszy, a więc, im dłużej zn a jd o w a ł się

n a sączku, tem b ard ziej zacierały się te ró ż­

nice, a n a w e t m etoda now a d a w a ła re z u lta ty dokładniejsze. D ośw iadczenia prow adzone b y ły w sposób n astęp u ją cy : 3 l w ody, zak a­

żonej 1/ 500 „no rm aln eg o o czk a“ x) 24 g o d zin ­ nej agarow ej hodow li ty fu su , p o trak to w a n o n iezb ęd n ą d la w ytw o rzenia osadu ilością so­

d y i siarczan u żelaza. P o 3 g odzinach od la­

no p ły n k larow n y, zn a jd u ją cy się p onad osa­

dem , poczem pew ną określoną część osadu rozpuszczono w w inian ie potasu; 0,1 cm3 osa­

d u w stan ie stały m lub też odpow iadające m u 0,15 cm} ro z tw o ru w w in ian ie p o ta su przeniesiono n a p ły tk i D ry galskieg o. P ły tk i, p o k ry te osadem rozpuszczonym , po 20 g o ­ d zin ac h w yk azały obecność 600 kolonij ty f u ­ sow ych, te zaś, k tó re p o k ry te b y ły osadem w s ta n ie stały m , zaw ierały 550 kolonij. G d y zakażan o zapom ocą 7iooo n. o. re z u lta ty b y ­ ły 335 i 275 k olo nij: g d y zak ażan o 1/2ooo n. o. —150 i 145 kolonii. Oczywiście, jeśli n a p ły tk ę przenieść m ożna osad w całości, m iano w icie w tedy , g d y je s t on d ostatecznie zb ity , re z u lta ty będą dokładniejsze, m ożli- w em je s t to je d n a k w ted y tylko, g d y woda, u ż y ta do dośw iadczeń, je s t w zględnie czysta;

w razie jeśli je s t zby tn io zanieczyszczona in- nem i b a k te ry a m i przeniesienie n a p ły tk ę z b y t w ielkich ilości osadu u tru d n ia d y agn o- zę. In n e dośw iadczenia M ullera d otyczą zam ian y siarczanu żelaza, proponow anego przez F ic k e ra w celu w y w ołania w w odzie badan ej o sadu , n a chlorek żelazow y (FeCls).

Z am ian a ta p rzedew szy stkiem d o datnio m a w p ły n ąć n a szybsze op adanie osadu; n astę­

pn ie u p raszcza robotę, gdyż, m ając do czynie­

nia w w a ru n k a c h zw yk łych z w odą zaw iera­

ją c ą w apno (woda źródlana, rzeczna, s tu ­ dzien na i t. d.), zby teczn ą je st u p rzed n ia jej alkalizacya sodą, k tó ra niezbędna je s t je ­ dynie, g d y operujem y z w odą destylow aną. N a 3 l w ody M uller u żyw a 5 cm3 ch lo rk u żelazo­

wego. R ozpuszczanie p ow stałego osadu w ce­

lu p rzen iesien ia go n a p ły tk i i t u M uller uw aża za zbyteczne.

B y w ykazać te g ran ice rozcieńczenia b a k ­ te ry j w wodzie, wobec ja k ic h m ożliw em je st jeszcze w ykrycie zarazków ty fu so w y ch zapo­

m ocą m eto d y proponow anej, M uller w yko-

!) Za „oczko normalne"' przyjęto uważać ocz­

ko, zawierające 2 mg hodowli.

(7)

JNJó 2 W S Z E C H Ś W IA T 2 3 n a ł n astęp u jące dośw iadczenia: 8 litro w e por-

cye w ody stu dziennej zak aża ł stopniow o za­

pom ocą */500? V10001 V500‘il '/30000! 1 ^60000 ^ YlOOOOO norm alnego oczka 24 godzinnej hodow li a g a ­ row ej ty fu su . Do każdego w alca dolew ał po 5 cm3 chlo rk u żelazow ego i pozostaw ił na V2 godzin y w spokoju; odlew ał p ły n k laro ­ w ny, osad odsączał i pew ną część osadu przenosił n a p ły tk i D rygalskiego; po 24 g o ­ dzinach otrzy m an o n a p ły tk a c h z I w alca

—800 kolonij tyfu so w y ch ; z I I 550, z U l — 75 z IV — 53, w reszcie 40 i 20 kolonij. L iczba o trzym any ch kolonij n a p ły tk ach , ja k w idzi­

m y, z szeregu ty c h liczb, w a h ała się w sto­

su n k u do w ielkości oczka użytego do za k a­

żenia wody. R ozcieńczenia m niejsze niż Vi ooooo norm . oczka w 3 l wody daw ały na p ły tk a c h jeszcze 2 kolonie, z 6 dośw iadczeń o rozcieńczeniu Vi2oooo n - °- dw a jed y n ie d a­

ły re z u lta ty dodatnie: m ianow icie n a p ły t­

kach skonstatow ano obecność 2 kolonij, czte­

ry zaś w yników nie dały. D latego też we­

d łu g M ullera g ra n ic e rozcieńczenia b ak tery j w w odzie nie m o g ą przenosić 1/ l00000 norm . oczka n a 3 l wody.

Oczywiście w szy stk ie te dośw iadczenia nie d a ją n am pew ności, czy w szystkie z b a k te ­ ry j, zaw ieszonych w wodzie, lub te ż ja k i ich p rocent zn a jd u je się w osadzie na dnie n a ­ czynia t. j., o ile m etoda, proponow ana przez M ullera, je s t d o k ład n a. B y dać n a to odpo­

w iedź M uller w yk o n ał n astęp u ją ce dośw iad- j czenia: zakażając w odę pew ną porcyą bulio­

now ej hodow li ty fu s u np. 7iooo norm . oczka j tak ąż sam ę porcyę przen o sił n a zw ykłe p ły tk i agarow e. P o u sk u teczn ien iu w szy- j stkich niezb ędnych m anipulacyj, w yżej opi­

sanych, dzielił osad na k ilk a (4 do 8) w ycin­

ków jednakow ej objętości i jeden z ty c h w y c in ­ ków przenosił n a p ły tk i D rygalskiego. Ilość p ow stały ch kolonij n a p ły tk a c h D ry g alsk ie­

go, pom nożoną przez ilość w ycinków , na j a ­ k ą osad by ł podzielony, porów ny w ał z iloś­

cią kolonij, pow stały ch na p ły tk a c h ag a ro ­ w ych przez bezpośrednie ich zakażenie.

D la w y jaśn ien ia przytoczę jedno z podob­

n ych dośw iadczeń: 3 l w ody zakażono V6oooo norm . oczka 24 g od zinnej agarow ej hodow li tyfusow ej; dodano 5 cm3 chlorku żelazowego po u p ły w ie 1/ 2 g o d zin y odlano p ły n k larow ­ ny, osad odsączono i podzielono na 4 je d n a ­ kow e w ycinki. J e d e n z ty c h w ycinków prze­

niesiono n a p ły tk i D ry g alskieg o z ja k n ą j- w iększą dokładnością. R ów nocześnie Vooooo norm . oczka tejże sam ej hodow li przeniesio­

no bezpośrednio n a p ły tk i agarow e. P o 20 godzinach kolonie obliczono. P ły tk i, z a k a ­ żone bezpośrednio, w ykazały obecność 900 kolonij ty fuso w y ch ; n a p ły tk a c h D ry g a l­

skiego pow stało ogółem 221 kolonij, a więc cały osad zaw ierał 2 2 1 X 4 = 8 8 4 zarazk i ty ­ fusow e, co stanow i 98# w szystkich zarazków zaw ieszonych w w odzie zakażonej Veoooo norm . oczka, zaw ierającego, ja k dowodzi ilość kolonij na p ły tk a c h agarow ych, 900 za­

razków . Nie w szystkie dośw iadczenia w ty m w zględzie dały podobne d ok ładne re zu ltaty , średnia liczba w y k ry ty c h zarazków sta ­ now iła 88;?; ogólnej liczby z a w a rty c h w wo­

dzie bad an ej. P oniew aż liczba ta w d o ­ św iadczeniach F ick era, w edłu g jeg o zapew ­ nień, w ynosi średnio 98$, przem aw ia to n a niekorzyść m etod y M ullera; p rzyczyny te ­ go szukać należy ja k m niem a M ullera w po ­ m inięciu w irów ki. P orów naw cze do św iad ­ czenia now ej m etody M uller z m etodą F ickera, w ykonaną bez posiłkow ania się w i­

rów ką, p rzem aw iają jed n ak na korzyść tej pierw szej, gdyż w ted y zapom ocą m etody F ic k era zdołano osiągnąć jed y n ie 75# (śred­

nio) ogólnej ilości b ak teryj tyfuso w y ch w wodzie badanej, g d y, ja k w spom niałem , m etoda M ullera podnosi tę liczbę do 88#.

N a zasadzie pow yższych prób i re zu ltató w M uller zaleca stosow anie nowej m etody g łó ­ w nie, g d y chodzi o szybkość b adan ia i g d y dla jak ich ko lw iek w zględów niem ożna posił­

kow ać się wirówką.

W p ra cy swojej M uller wspom ina wreszcie o jednej jeszcze m etodzie badania w ody do picia, k tó rej rzecznikiem i tw órcą je s t 0.

F eistm a n te l. M etoda ta polega n a następu- jącem : do każdego litra w ody badanej dole­

wa się 10 cm3 10 procentow ego ro ztw oru so­

dy, m iesza dokładnie pręcikiem i dodaje 5 cm3 10 procentow ego ro ztw o ru ałunu . P o 2 do 3 godzinach odlew a się p ły n k laro w n y przez dekantacyę sponad kłaczkow atego osadu, k tó ­ ry przenosi się n astępn ie w celu osiągnię­

cia większej zbitości, do walca o objętości m niej więcej 100 cm3. P o 2 godzinach po­

w tarza się dekan tacy ę, wreszcie osad zo staje przeniesiony n a p ły tk i. W celu spraw dze­

nia w artości tej m etody M uller poczynił na-

(8)

2 4 W S Z E C H Ś W I A T JSfó 2

stęp u jąc e dośw iadczenia: T rz y p o rcy e w ody j zak aża ł jed n ak o w ą ilością hodow li agarow ej I n a stę p n ie w celu w y w o ła n ia o sadu je d n ę j porcyę tra k to w a ł siarczanem żelaza, d ru g ą chlorkiem żelazow ym , trzecią zaś ro ztw orem ału n u z zachow aniem odpow iednich dla każdej z ty c h m etod w arunków . W iró w ­ k ę w ty c h dośw iadczeniach pom inął. D o­

św iadczeń ty ch w całości p rz y ta cza ć tu nie będę, zaznaczę ty lk o, że w y n ik i najlep sze d a ła m eto d a M ullera, cokolw iek gorsze F i- I ck era, re z u lta ty otrzy m an e przez zasto so w a­

nie m etody F e istm a n tla z ału n em b y ły b a r­

dzo nikłe '). Wifctoryn J a n Z ie liń sk i.

P A R Ę S Ł Ó W O R ZEK O M O

NO W Y CH T E O R Y A C H B IO L O G IC Z N Y C H NA P O L U W IE D Z Y P R Z Y R O D N IC Z E J

U N A S W K R A JU . (Dokończenie).

Co do swojej w łasnej teoryi „M nem e“, to pow iada prof. S., że ona m a je d y n ie służy ć do zrozum ienia tej potrzebnej zasad y k o n se r­

w aty w n ej, k tó rą zw iem y dziedzicznością.

J a k w idzim y, ani Ile rin g , an i H aeckel, ani Sem on nie u suw ali teo ry i selekcyi, czyli doboru n a tu ra ln e g o n a stronę, p rzekonaw szy się o jej zbyteczności, przeciw nie k a ż d y z nich u zn a w ał ją za je d y n ie n au k o w ą, p rz y ­ znaw szy jej to w ażne stanow isko, k tó re on a zajęła, czyli to stanow isko, ja k ie m iała, ja k ie m a i ja k ie m ieć będzie, pom im o w ro g ic h n a ­ padów ze stro n y F leisch m an n ó w ró żn y ch k a- teg o ry j. Oni zrozum ieli i ja s n o w yp o w ie­

dzieli, że te o ry a pam ięci je st ty lk o zastępczą d la w łaściw ości dziedziczenia. P am ięć i d zie­

dziczność o d tw arzają przeszłość, obie s ta n o ­ w ią zasadę k o n serw aty w n ą, dopiero w obec w spółdziałania zasad y zapom nienia, czyli zm ienności i wobec d z ia ła n ia zasady doboru n a tu ra ln e g o uzysk u jem y pojęcie o p rz y c z y ­ nach i o konieczności h arm o n ii ogólnej.

D ziedziczność i p am ięć są to siły zacho­

wawcze, c h a ra k te ry z u ją zastój i n ieru c h o ­ mość, bez zapom nienia, czyli zm ienności t. j.

bez ty ch sił ru c h liw y c h i czyn nych, żad en J) Feistm antel: Trinkw asser uud i D f e c t i o n s -

krankheiten. Lipsk, 1904.

p o stęp pom yśleć się nió daje. W ścieraniu się dziedziczności ze zm iennością, czyli p a ­ m ięci z zapom nieniem , ty ch dw u prądów sobie przeciw nych, dopiero dobór n a tu ra ln y staje się g łó w n y m m odelatorem jestestw ży- jący ch.

T eo ry a pam ięci b y ła p raw ie jed n o stajn ie p o ję ta przez w szystk ich badaczów , k tó rzy ją w p ro w adzili do w iedzy biologicznej w celu w y tłu m acz en ia is to ty dziedziczności. N a j­

bardziej szczegółowo tra k to w a ł ją prof. Se­

m on. Na nieszczęście o p a trz y ł pracę sw oję całym legionem now ych term in ów , określeń i t. d., czem u tru d n ił jej popularyzacyę. Co

J zaś do tyczę stro n y naukow ej sam ej teo- I ry i „M nem e“ to p rag n ien ie p ro f. S., żeby udow odnić, że zjaw iska rozw oju osobniko- wego, są tego sam ego ro dzaju co i zjaw iska pam ięci, nie zostały uw ieńczone pom yślnym skutkiem . H y p o teza pam ięci pozostaje i po­

zostanie h y po tezą, n iedającą się udow odnić.

N a tę stro n ę zag ad n ien ia zw rócił uw agę dr.

J . R o sen th al, prof. filozofii w E rlan g e n , w a r ­ ty k u le, z a ty tu ło w a n y m „R ich ard Sem on, die M nem e ais e rh alten d es' P rin z ip im W echsel 1 des org an isch en G esch ah en s“, a n a stęp n ie

! dr. K a ro l D etto, w obszernym arty k u le , no ­ szącym ty tu ł „U eber den B eg riff des Ge- dach tnisses in seiner B ed eu tu n g fu r die B iolo­

g ie", z a rzu c ił w p ro st niestosow ność u ży w a­

n ia w y ra z u „p a m ię ć11, poza g ra n ic ą psycho­

logii. K w e sty a p o d jęta pod w zględem oceny w arto ści naukow ej teo ry i pam ięci praw ie że jed n o g ło śn ie zo stała załatw io n a w ty m d u ­ chu, że ona nie wnosi nic now ego i nic do­

datn ieg o ; bo jed no niew iadom e nie daje się rozjaśniać przez d ru g ie niew iadom e. A toli ze stro n y łatw iejszego objęcia procesu dzie­

dziczności i zm ienności teo ry a pam ięci m a

| to do siebie, że pozw ala plastyczniej p rzed­

staw ić te dw ie w łaściw ości ustrojów . I ta k dziedziczność je s t pam ięcią przeszłości, ona o d tw arza czas przeszły, n a to m ia st zm ienność je s t częściowem zapom nieniem przeszłości.

P ierw sza je s t siłą zachow aw czą, d ru g a siłą postępow ą, je d n a bez d ru giej nie m a znacze­

nia, obie w alcząc ze sobą sprow adziłyby chaos n iesły ch an y , g d y b y niem i nie kierow ało p ra ­ w o do b o ru n atu ra ln e g o . D opiero z połącze­

n ia ty c h trzech czynników w y tw a rza się owa h arm o n ia , k tó rą w idzim y w świecie isto t

| ożyw ionych.

(9)

JMŚ 2 W S Z E C H Ś W IA T 2 5 P o ty c h w yżej w ym ienionych p ra cac h ob­

szernych, w yczerpujących p rzed m io t badany, u k az ał się w R oczniku A kadem ii U m iejęt­

ności w K ra k o w ie za rok 1905, przed ru k od­

czy tu prof. R o stafiń skiego z 20/5 1905 r., pod wyżej p rzytoczon ym ty tu łe m ; obejm uje on 18 stroniczek d ru k u . P rac a ta w sty lu felietonow ym trzy m a n a, rości je d n a k preten- syę do nowości i do p ra w a n a obalenie teo- ry i D arw ina, czyli raczej na dokonanie o sta­

tecznego u śm iercenia tej teo ry i, której „zu­

pełnym przeciw n ik iem u nazw ał się au to r obecnie.

P ro f. R o sta fiń sk i sp row adza w szystkie zja­

w iska pobudliw ości do k w estyi przyzw ycza­

jenia, n astęp n ie u zn aje przyzw yczajenie za a k t pam ięci i pow iada, że skoro w szystkie zjaw iska pobudliw ości polegają n a przyzw y­

czajeniach, to w szy stk ie one są ak tam i p a­

m ięci. Dalej au to r przyznaje, że pam ięć je s t w łaściw ością zw ierząt kręgow ych, od ry b p o ­ cząw szy aż do człow ieka, poniżej je s t ona ty lk o utrw alnością, to jest, że pam ięć ta k a je s t pam ięcią nieśw iadom ą 1). Id ą c dalszą ko­

leją prof. R . ośw iadcza, że utrw aln o ść je s t p o d staw ą dziedziczności, więc nie nią samą.

Czem zaś j e s t dziedziczność w zrozum ieniu au to ra, o tem w a rty k u lik u całym objaśnie­

n ia nie zn ajdu jem y, w szelako przypuszczać m usim y, że je s t ja k a ś zasadnicza różnica p o ­ m iędzy niem i, skoro aż w dw u m iejscach swej rozpraw ki prof. R . oświadcza, że pa­

m ięć je s t ty lk o p o d staw ą dziedziczności.

To co tu p rzytoczyłem stanow i głów ną treść o d czy tu prof. R.; kończy go au to r k ilk u aforyzm am i i patry o ty czn o -ety czn y m ape­

lem do społeczeństw a. P ierw szy aforyzm je s t tak i „U trw alno ść je s t ogólnym p o d k ła­

dem zjaw isk ż y c ia “, a więc nie pam ięć, bo ta je s t w łaściw ością ty lk o zw ierząt kręgow ych,

’) Prof. R. nie zwrócił uwagi na pamięć owadów, np. pszczół, które po całej zimie spędzonej w pół­

śnie zimowym, na wiosnę pamiętają doskonale o faktach jesienią przeżytych. Pamięć owadów je st dokładniejsza i bardziej doskonała niż pamięć szczupaka, na którą prof. R. się powołuje w swo­

im odczycie. Otóż w razie gdy pamięć szczupaka zalicza się do pamięci świadomej, a pamięć owa­

dów do pamięci nieświadomej, popełnia się nie- konsekwencyę biologiczną. P r. Lucas w dziele swojem „U eber die Psychologie der niederen T hiere“ , wykazał, że już Rozgwiazdy mają pa­

mięć czyli pamięć świadomą, a więc nietylko od ry b rozpoczyna się zakres pamięci świadomej.

to też d ru g i aforyzm je s t zaprzeczeniem czę- ściowem pierw szego, gd y prof. R . pow iada, że „P am ięcią stoi św iat w różnorodności w ła­

ściwej istotom ży jąc y m 1’, pow inno chyba być

„U trw alnością stoi św ia t“.

P o ty ch aforyzm ach prof. R. w ypow iada przekonania swoje, że oprócz pam ięci św ia­

dom ej i u trw alno ści, k tó ra wraz z pam ięcią je st w łaściw ością zw. kręgow ych, p o siad ają­

cych d w a ro dzaje pam ięci, istn ieje jeszcze { pam ięć in d y w id u aln a osobników , pam ięć zbiorow a gatu n k ó w , a więc i pam ięć o d n o ­ sząca się do całych społeczeństw . T a Ic o d-

cepcya zbiorow ych pam ięci je s t niejasna, szczególniej z racy i, że nic zgoła nie wiem y, ja k sobie a u to r p rzed staw ia sto sun ek pam ię­

ci do dziedziczności, czy ta o sta tn ia je s t ty lk o m atery ałem (cegłą i ciosem, z p rz y k ła d u przytoczonego przez prof. R.), p rz y g o to w a­

nym do budow y, a pam ięć je s t budow niczym

„ a rty stą m ający m ideę fo rm y 11, k ierującym całą budow ą; czy też cegła i cios i b ud ow ni­

czy są je d n ą osobą. N astęp n ie nie wiem y, ja k sobio a u to r p rz ed staw ia owe pam ięci w y­

odrębnione, m ianow icie ind yw idu aln ą, g a ­ tunkow ą, rodzajow ą i t. d., a więc i pam ięć, odnoszącą się do całych społeczeństw . Że te pam ięci w szystkie istnieją, praw d op od ob ­ nie poza obrębem osobników, w y pływ a to stąd, że w ostatnim , końcow ym u stęp ie sw e­

go odczytu, prof. R . każe skupiać się osobni­

kom dokoła pam ięci społecznej „jako dzie­

dzictw a szacunku i pow agi w św iecie1), si­

ły m oralnej, energii w dobrem , stałości p rze­

k o n ań 2), in icy aty w y postępu i m iłości ojczy­

zn y 3). S k u p ian ia się tak ieg o dokoła pam ięci x) J a k widzimy, odziedziczają się takie właści­

wości, które leżą poza osobnikami odziedzicza­

jącymi, jak np szacunek u obcych i powaga w świecie.

2) Stałość przekonań, chyba nie stanowi przed­

miotu pamięci, jeżeli zważymy, że sam autor teo­

ryi pamięci, po 23 latach tylko, zapomniał o tem co stanowiło podstawę jego własnego poglądu na świat.

3) Widocznie pamięć o złych właściwościach zanika bardzo prędko w pamięci społecznej, bo widzimy, że w zestawieniu treści naszej narodo­

wej pamięci przez prof. R. znikły wszystkie, co do ostatniej, właściwości, mające cechy ujemne.

Optymistyczna taka fantazya, jest rzeczą szkodli­

wą, gdyż w rzeczywistości, złe nałogi, przesądy i t. d., daleko silniej trw ają w pamięci społecznej, niż przymioty dobre: o nich to zapomina się naj­

częściej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na potrzeby tego zadania, liczbę naturalną k nazwiemy ładną, jeżeli istnieje liczb naturalna, której kwadrat ma sumę cyfr równą k.. Wiadomo, że wśród 11 kolejnych

[r]

[r]

Przykładowy program napisany w Matlabie do obliczania współczynników naturalnych funkcji sklejanych dla zbioru punktów

Część jednak tej wody w skutek praw hydrostatyki musi znów dążyć w górę w tem miejscu, w którem niema ciśnienia opuszczającej się wdół wody; w ten

Otóżto i węgiel grubych ław ic w zagłębiu dąbrow skiem znajduje się w stanie takiego naprężenia, w stanie równowagi niestałej i starczy niewielkiego bodźca,

bywa się wtedy, gdy larwy któregoś z tych zwierząt dostaną się do jam y ustnej. Yan Durme wykazał na morświnkach, że Stron- gyloides stereoralis przedostać

Niezmiernej jednak wagi są usługi oddawane przez telegraf bez drutu w wymianie korespondencyi między dwoma będącemi w drodze okrętami i między okrętem a wybrzeżem,