• Nie Znaleziono Wyników

28. Warszawa, d. 9 Października 1882. T o m I.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "28. Warszawa, d. 9 Października 1882. T o m I."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 2 8 . Warszawa, d. 9 Października 1882. T o m I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA11 W W arszawie: rocznie rs . 6

kw artalnie „ 1 kop. 50 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 7 „ 20 .

kw artalnie „ 1 „ 80.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P . Dr. T. Chałubiński.

J . Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, Dr.

L. Dudrewicz, m ag. S. K ram sztyk, mag. A. Ślósarski.

prof. J. Trejdosiewiez i prof. A. W rześniow ski.

Prenum erować można w Redakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą,.

A d r e s R ertakcyi P o d w a le Nr.

0 przemianach owadów

( M e t a m o r p h o s e s i n s e c t o r u m 1)

podał D-r I. S z n a b I.

I. W STĘP.

D aw ne podania ludow e przek azały nam m nóstw o strasz n y ch stw orzeń, k tó re m iały niegdyś tra p ić biednego człow ieka; brzydkie bazyliszki zab ijały go sw ym w zrokiem , ogro­

m ne sm oki w y b ie ra ły zeń coroczną daninę, straszliw e w ęże m orskie p o chłaniały całe o k rę ty , in n e dzikie b esty je stosow nie do po­

trz e b y przem ien iały sw e k ształty ; w ierzono w istn ien ie ty c h dziw olągów , k tó ry m w y o b ra­

źnia zw ykle n a d a w a ła ogrom ne rozm iary.

') Przy opracow aniu tego artykułu posługiwano się głównie następującem i dziełami:

1. D -r t. Graber: Die inseeten. 2 tomy, 1877—1879, Monachijum.

2. D -r T. Keppen: W rednyja Nasiekomyje, 1 tom, 1881. P etersburg.

3. E. B lanchard: M etamorphoses, moeurs et instinct des insectes, 1 toin. Paryż.

4. D-r C. Claus: Grundzlige der Zoologie, 1 tom. 1868.

M arburg i Lipsk.

Z postępem n a u k przyrod zon ych znikała u narodów ośw ieceńszych w iara w istnien ie podobnych isto t, lecz n a to m ia st zw olna w y ­ dzierano n a tu rz e liczne i zdum iew ające ta je ­ m nice. W sp a n ia ła treść tajem niczćj księgi p rz y ro d y — pozornie przystępnój i czytelnćj, lecz zapisanój różnoskładnym atram entom sy m patyczny m , — zw olna staw ała się wiado­

mą; u m iejętn ie ro z p a try w a n y św iat m ały ch stw orzeń, n a k tó re nie zw racano dotąd dosta- tecznćj uw agi, dla tego że drobne, d ostarczy ł m n ó stw a dziw n ych faktów , o k tó ry c h się da­

w n iejszy m filozofom an i śniło. D la w iększo­

ści je d n a k ludzi i tera z jeszcze wielkość lub m ałość danego zw ierzęcia stan o w i m ia rę jeg o w artości; niech je d n a k każd y z a p y ta siebie, czem je s t w po rów n aniu z k rajem , k tó ry za­

m ieszkuje, z ziem ią naszą, z w szechśw iatem ? P y łk ie m ginący m w tłu m ie, tak im sam ym j a k

5. D -r II. Burmeister: Handbuch der Entomologie.

1 tom, 1832. Berlin.

6. W . Kirby i Spence: Einleituiig in die Entomologio.

4 tomy, tłumaczenie z angielskiego, 1827. S tu ttg ard . 7. D -r M. Nowicki: Motyle G alicyi, 1865. 1 t. Lwów.

8. Aug. W eismann: Uber die E ntstehung des vollen- deten Insekts in Larve und Puppe. 1 tom, 1863. F ra n k ­ furt n. M.

9. J. Lubbock: On th e origin and methamorplioses of insekts. 1874. Londyn (tłumaczone na język niemiecki).

10. Różne prace ja k : B rau era, Sclurera, Marno i t. d,

(2)

434

W SZ E C H Ś W IA T .

owe drobne stw orzonka, unoszące się w po ­

w ietrzu, k tórcm i gardzi, bo małe. N ieobezna- n y z budow ą i życiem ty c h stw orzeń, coby też np. powiedział o „dziew orództw ie?" — z p o ­ czątku m ożeby k atego ry czn ie zaprzeczył m o­

żliwości istn ie n ia podobnego sposobu ro z m n a ­ żania się, n astęp n ie zaś p rzekon any, n azw ałb y go nieom al cudem; a je d n a k je s tto z w y k ły sposób rozm nażania się w ielu ow adów . J a - k ieby n a nim w yw arło w rażen ie o d k ry ­ cie zw ierzęcia, k tó reb y w p ierw szy ch la ta c h swego życia posiadało k s z ta łt węża, potem za- grzebyw ało się w ziem ię i ta m o k ry w sz y się g ru b ą je d w a b istą szatą pozostaw ało przez la t kilka, bez ruchu, bez pożyw ienia, podobne r a ­ czój do m um ii egipskiój, aniżeli do zw ierzęcia żywego? i g dyby dalój s p o strz e g ł, że to dzi­

w ne zw ierzę ro z ry w a nakoniec k rę p u ją c e go p ęta i u la tu je w p rz estw o rza w p o staci s k rz y ­ dlatego owada? W e zw a łb y w szy stkich, b a n a ­ w et i uczeńszych od siebie, k tó rz y zbiegliby tłu m n ie dla p rz y p a trz e n ia się te m u n iezw y ­ k łem u zjaw isku.

A je d n a k ono codziennie w y stęp u je w n a - szój obecności, p rz ed naszem i oczami; p r z e ­ m iana bow iem ow adów je s t ow em szczegól- nem i zdum iow ającem zjaw iskiem . niezwrra - cającem ogólnój u w a g i dlatego ty lk o , że od­

by w a się w św iecie m aluczkich stw orzeń, zbu ­ dow an y ch jed n ak niem niój m iste rn ie j a k najokazalsze ży rafy lub słonie.

Ó w p ięk n y m otyl, zw a n y przez G re k ó w

„P sy ch e " i u zn a w an y za sym bol duszy, a n ie­

stałości przez późniejszych poetów , ta k lek k o i zw innie p rz e la tu ją c y z k w ia tk a n a k w ia te k i w y sy sają cy n e k ta r z e b ra n y na dnie k orony , czemże b y ł wczoraj? b y ł on ociężałą gąsienicą do w ęża a raczój do ro b a k a podobną, p ełza ją­

cą na szesn astu g ru b y c h i n iezg rab n y ch n o ­ gach. opatrzo n ą d w u n a sto m a oczkam i, n ie - m ając ą an i sk rz y d eł, an i też p ię k n y c h k s z ta ł­

tów i b arw sw ych rodziców . L ecz oto dziesięć gąsieniczych nóg znikło, sześć przeobraziło się zupełnie; k ró tk ie szczęki p rz e m ie n iły się u a w ą tłą , sp iraln ie zw in iętą trą b k ę , k tó r a w yprostow aw szy się, służy ty lk o do w y s y s a ­ nia soków; n a głow ie zupełnie zm ienionój s te r ­ czą różki, a zam iast d w u n a stu d robnych oczek widzim y dwoje w ielkich oczu sk ła d a ją c y c h się conajm nićj z 20000 ro g ó w k o w y ch socze­

wek. z których każdą za oddzielne oko m ożna uważać; rów nież w ielkie zm iany zaszły w k a -

, dłubie i p rz y rzą d ach w ew nętrznych i z g ąsie­

nicy m am y pięknego m otyla. Czyż to nic po- dziw ien ia godna przem iana? J e d n a k ż e p rz e j­

ście od jed n eg o do drugiego sta n u nie n a s tą ­ piło w prost, niem niój bow iem szczególny stan pośredni t. zw. po czw ark i albo pu p k i poprze­

dził rozwój m o ty la. G ąsienica k ilk a k ro tn ie zrzuciw szy skórę i doszedłszy do możliwćj w ielkości, przyczepiła się do lis tk a zapom ocą jed w a b iste j przędzy; ciało jój skurczyło się, a po o statn iem zrzuceniu skóry p rz y b ra ła p o ­ stać jajo w ató j b ry łk i, nieposiadającój ani gęby a n i w idocznych nóg. an i żadnych ze­

w n ę trzn y ch oznak życia; n iek ied y ty lk o za do­

tk n ięciem lekko się porusza W stanie ta k ie ­ go letargicznego snu przeby ła kilk a m iesięcy ro k lub la t k ilk a bez żadnego pożyw ienia, — w ko ńcu całun p ęk ł i z m ałej poczw arki w y ­ szedł m otyl, zajm ujący nieraz około k ilk u cali kw adr, pow ierzchni.

W iększość owadów podleg a podobnie szcze­

gólnym przeobrażeniom . N asza ruch liw a m u ­ cha dom ow a, nieproszony gość naszych biesiad w y b ie ra ją c a sobie p rz y te m n ajlepsze łakocie, to b u jając a sw obodnie ze sw em i to w arzy szk a­

m i w pow ietrzu, to znow u n ib y zalotnie m u ­ skaj ąca sk rz y d ełk a delik atn em i nóżkam i, — przed niedaw nym czasem była niczem więcej j a k w s trę tn y m rob ak iem (liszką) bez sk rz y ­ deł, nóg i oczu, n u rz ający m się z upodobaniem w g n ijący m kale.

D okuczliw y, w iotko zbu do w any k o m ar po­

spolity, k tó ry la ta ją c zatacza k rę g i w pow ie­

trz u n ad naszem łożem i cichym , lecz p rz en i­

k liw y m głosikiem p rz esy ła n am pow itanie, zd rad zające jeg o za m iary krw iożercze, b y ł ró ­ w nież przed niew ielu g odzinam i m ieszkańcem grząskiego b ag n a i z k s z ta łtu b y ł bardziój do m aleńkiój ry b k i, aniżeli do ow ada podobnym .

L ecz dość ju ż ty c h p rz y k ła d ó w ażeby w y ­ kazać, że p rzem ian y , odbyw ające się w św ie­

cie ow adów z a słu g u ją n a n ajw ięk sz y podziw i u w agę niety lk o badaczy, ale i w szy stk ich ty ch , k tó ry c h za jm u ją cudno zjaw iska p rz y ­ rody.

P rz e m ia n y ow adów m ożeby m o g ły posłu ­ żyć do objaśnienia sta ro ż y tn y c h w ierzeń In - dy jan , E g ip c y ja n , filozofów greckich, o prze­

chodzeniu duszy jednój i tójże sam ej is to ty

w różne k s z ta łty zw ierzęce doskonalsze lub

więcój upośledzone. S ta ro ż y tn i E g ip cy jan ie

w ierzyli, ja k to w idzim y na licznych p ła sk o ­

(3)

m 28.

W SZ EC H ŚW IA T.

435 rzeźbach ich św iąty ń , że dusza ludzi nikcze­

m nych sk azan ą zostaje pow tórnie n a m iesz­

k an k ę naszego ziem skiego padołu, jed n ak ż e ju ż nie w ludzkiój szacie, ale zw ierzęcia n ie ­ czystego — św ini. N ie ulega w ątpliw ości, że sta ro ż y tn i znali p rzem iany owadów i dlatego nie b ra k ło im dow odów dla poparcia swój w ia ry w m ożność cudow nych przeobrażeń, ja k ie opiew ają ich poeci. P rzedzierzgnięcie się g ąsienicy w m o ty la było dostatecznym do­

wodem. ażeby zam ilk ły wszelkie w ątpliw ości co do możności podobnych przem ian. Śm ierć i zm artw y ch w stan ie feniksa z popiołów , z k tó ­ rego naprzód u tw o rz y ł się „robak", zgadza się w w ielu szczegółach zupełnie z przebie­

giem ow adzich przem ian. N ie je s t zatem nie­

prawdopodobnem u że n au k a staro ży tn y ch o „w ędrów ce dusz" pow stała z tegoż sam ego źródła; czyż jój adepci znaleźliby lepszy do­

w ód na poparcie sw ych tw ierdzeń, nad zm ar­

tw y ch w sta n ie pozornie zmarłój poczw arki owadu? W ty ch czasach odległych, kiedy n au ­ k i przyrodzone b y ły jeszcze w stanie niem o­

w lęctw a, czyż m ogło być coś praw dopodo­

bniejszego nad m niem anie, że poczw ark a do życia pow raca ty lk o dlatego, że dusza złego człow ieka w nika w ciało ow adu, m ającego obyczaje ró w n ie j a k skazaniec nikczem ne?

„K ap łan , k tó ry w ino pije, przejdzie w m óła lub m uchę i żyw ić się będzie odpadkam i. K to sobie p rzyw łaszczy pieniądze kap łań sk ie, prze­

m ienionym zostanie w p ająka. Jeż eli skradnie miód, urodzi się w p ostaci kłującego kom ara;

jeżeli skrad n ie oliw ę w postaci chrząszcza ży­

w iącego się olejem ; jeżeli sól, w postaci pie- w ik a (Cicada); jeżeli sp rzęty , w postaci gą- sienicznika" i t. d. ( I n s titu t of M ann, 353).

A le porzućm y te i ty m podobne fa n tazy je staro ży tn eg o św iata, w racając się do rzeczy­

wistości.

Jeżeli bliżej za stan o w im y się nad przebie­

giem p rzem ian owadzich, to przekonam y się, że przeobrażenie się g ąsienicy lub liszki w po­

czw ar lcę i n a stęp n ie w doskonałego owada (zw anego ogólnie Im ag o ) nie odbyw a się j a k ­ b y za skinien iem czarnoksięskiój rószczki, lecz zw olna, stopniow o, p ociągając za sobą szereg zm ian częstokroć n a z ew n ą trz niewidocznych.

W te d y to pozorna cudow ność tego zjaw iska dla n as n ik n ie i jeszcze ra z zostaje stw ier­

dzone zdanie L in n eu sza: „ n a tu ra skoków nie czyni", a jeżeli ta k niekiedy się w ydaje, to

ty lk o w y n ik a z naszój nieśw iadom ości, k tó rą n au k a usu w a zw olna ale stanowczo.

P rzem ian y , k tó re inaczej m ożnaby nazw ać szeregam i zm ian stopniow ych, m ają m iejsce nietylko w św iecie owadów; po krew ne bo­

wiem im klasy zw ierząt, należące do ty p u staw onogich (A rth ro po da), j a k sk o ru p iak i (C rustacea), p ająk i (A rach no idea), w ije (M y- riapoda) po najw iększój części rów nież odby­

w ają p rzem iany ; lecz przeobrażenia wyżój przytoczonych nie b y w ają ta k zupełne ja k u owadów, t. j. liszki i poczw arki, jeżeli j e ju ż ta k nazw iem y— ow ych staw onogich zw ierząt, m ało najczęściój się ró żn ią od zw ierzęcia ju ż w ykształconego, dojrzałego, ta k , że n a p ierw ­ szy rz u t oka poznać m ożna odrazu, do jak ieg o zw ierzęcia należą, M ożna w praw dzie toż sam o pow iedzieć i o p ew ny ch ow adach, należących do k ilk u rzędów, k tó re w m łodocianych sw ych form ach różnią się od ow adów doskonałych ty lk o b rak iem skrzy deł, w ielkością i t. p.;

w iększość je d n a k owadów podlega p rzem ia­

nom t. z w. „zupełnym " (M etam orphosis com- pleta) i w czasie swój m łodości je s t zupełnie niepodobną do ow adów dojrzały ch. P o w ied z­

m y tera z nieco o ty c h o statn ich .

O w ady (In se cta *) v. H ex ap o d a 2) są to zw ierzęta staw onogie, k tó ry c h ciało po zupeł- nem odbyciu p rzem ian u ow ada dojrzałego, zw anego doskonałym (Im ago) sk ład a się z trzech w y ra ź n ie rozgraniczonych i najczę­

ściej głębokiem i b ru zd am i rozdzielonych części:

głow y, tu ło w ia (p ie r s i)3) i odw łoku (brzucha), sk ład ających się z różnój liczbie pierścieni;

Od st carc, siec; ta k nazwane z powodu, że w stanie doskonałym ciało ich je s t przewężone albo ja k b y prze­

cięte.

2) Sześeionogie, eecha główna tój k la sy zwierząt.

3) Tułów (T horax) składa się z trzech oddzielnych lub też zrosłych z sobą w części lub całości pierścieni;

pierw szy pierścień zowie się przedtułowiem (protorax), górny łuk tego pierścienia czyli łuk plecowy albo grzbie­

tow y zowie się przedpleczem (pronotuni), dolny łuk przedpiersiem (prosternum ); drugi pierścień zowie się śródtułowiem (m esothorax), a górny łuk śródpleczem (m esonotum ), dolny łuk śródpiersiem (Mesosternum^);

do teg o pierścienia przyczepia się pierw sza czyli prze­

dnia p a ra skrzydeł; trzeci pierścień, zatułow ie (m etatho- rax), dzieli się również na łuk górny zwany zapleczem (metanotum) i dolny zapiersiem (m etasternum ) zwany;

do zatułow ia p zyczepia się d ru g a czyli ty ln a p a ra skrzydeł. Do każdego z owych trzech pierścieni przycze­

pia się p a ra nóg. Górna część całego tułow ia zowie się plecami (dorsum), dolna piersią (pectus v. sternum ).

(4)

436

W S Z E C H Ś W IA T . J&

28.

ja k o te ż z trzech par nóg i najczęściój z d w u p ar lu b jednój p ary skrzy d eł; m ała ty lk o część ow adów skrzydeł nie posiada. R o zm n a­

żają się one sk ład ając ja jk a , n iew ielk a ilość owadów tylk o je s t ży w o ro d n ą i rodzi liszki lut) poczw arki.

N ie będziem y tu śledzili przebiegu cieka­

w ych zm ian zaw artości j a j a i jeg o zarodka;

pow iem y ty lk o , że u ow adów najczęścićj za­

raz po zapłodnieniu j a ja b y w a ją sk ład an e w m iejscach obfitujących w p ożyw ienie i za-

Fig. 1.

P r z e d n i a o z ę ś ó z a r o d k a m o d l i s z k i (M antis).

gł. przedni pierścień głowy, m. mózg, s. siatków ka (bło­

na nerw ow a oka), rg . rogów ka (błona rogow a oka) w iel­

kich oczu złożonych, pu. puklerz głowowy, wg. w a rg a górna, r. zaczątki rożków).

si> g-2i s3, l- s z y , 2, i 3 pierścień szczękowy.

nii " 2, n3, l- s z y , 2 i 3 pierścień dolnej części tułow ia, t. j. przepiersie, śródpiersie i zapiersie, z zaczątkam i nóg, odpowiadającemi zaczątkom szczęk; n4 nadliczbow a czw arta p ara nóg n a pierwszym pierścieniu brzusznym.

p t|, p t2, p t3, l-sz y , 2 i 3 pierścień tułowiowy, tw orzące razem tułów (T horax).

po,, po2, po3, l-szy, 2 i 3 p. odwłokowy.

rodek tw o rz y się wT nich dopiero n a zew n ątrz m acierzystego o rg anizm u, gdzie dalsze odby­

w a przem iany. N iek ied y ty lk o zarodek ro z­

w ija się w ja ju jeszcze przed jeg o złożeniem przez sam icę, a najrzadziój się zdarza, ażeby zupełnie się w ykształcał i w y k lu w a ł w ja jo ­

w odach w e w n ą trz ciała sam icy i w ychodził n a zew n ątrz w postaci gotowój liszki lu b po­

czw arki. D la lepszego je d n a k zrozum ienia po ­ w staw ania, p rz em ian y lub późniejszego zani­

k u n iek tó ry c h przyrządów i dla p rzed staw ie­

n ia chociażby w przybliżeniu w spólnego p ro ­ to ty p u ow adów , sądzim y, że nie będzie zby- teczneni podać ry s u n e k zarod ka m odliszki (M antis religiosa) z k ró tk ie m jeg o objaśnie­

niem . Z arodek m odliszki (fig. 1) posiada czte­

ry p a r y nóg; trz y p a ry ta k j a k u w szystkich owadów um ieszczone n a dolnćj pow ierzchni pierścieni tułow iow ych , czw arta p a ra (n4) na dolnój pow ierzchni pierw szego pierścienia b rzu ­ sznego; ta o sta tn ia p ara nóg, zanim zarod ek z j a j a się w ylęgnie, zan ika, nie m a on a zatem żadnego przeznaczenia, nie pełni zatem ża- dnój fun kcyi, ale nie j e s t także u tw o rem k a ­ p ry su n a tu ry ; je s tto pozostałość, znikom e re sz tk i kiedyś istn iejącej czw artej p a ry nóg u ow ada dojrzałego, k tó re w przy b liżen iu w sk azu ją, z ja k ie g o to pierw otnego ty p u sfca- wonogich p o w stały owady.

P o z a pierścieniem głow ow ym (gł) znajd ują się trz y in n e t. zw. p ierścienie szczękowe, n a k aż d y m z nich zn ajd uje się po jednój parze w y p u k leń , będących szczękam i zaczątkow em i (szczęki przednie, średnie i ty ln e ) i bardzo podobne do trzech p a r w yp uk leń , zn a jd u ją­

cych się na trzech dalszych t. zw. tu ło w io­

w ych, czyli piersiow ych piorścieniach, a przed­

staw iają cy ch nogi zaczątkow e; szczęki za­

czątk ow e są zatem niczem więcój j a k kończy­

n am i rów noznacznem i z nogam i zarodka;

z g ó ry zostają one p o k ry te w a rg ą g ó rn ą (w g), n a którój stro n ie w ew nętrznej znajduje się nos o trz y m u ją c y n e rw z teg o sam ego źródła, co oczy i różld, t. j. z m ózgu (m).

S to s u n e k ty c h części zm ienia się u w ylę­

g łego z ja ja zarodka; nie są one ju ż u m ie­

szczone je d n a za drugą, lecz u łożyły się oko­

ło o tw o ru gardzielow ego. W a rg a górna (L abruna), połączona ruchom o z p uk lerzem głow ow ym , za pośredn ictw em b ło n k i zasłania ja m ę u stn ą , gd y ty ln a p a ra szczęk zrósłszy się z sobą częściowo lub całkow icie i n azw ana w a rg ą dolną (L abium ), stan o w i dno tój ja m y . M iędzy w a rg ą g ó rn ą a dolną w y tw o rz y ły się szczęki z odpow iednich w y ro stk ó w ( s ,,

b

2), m ianow icie szczęki przed nie czyli górne (M an- dibulae) i ty ln e czyli dolne (M axillae), żuch­

w am i nazw an e; szczęki p o ru sz ają się poziomo

(5)

Ks

28.

W SZ EC H ŚW IA T.

437 ta k ja k ra m io n a nożyczek. Szczęki górne

m ają budow ę zaw sze p ro stą i u owadów g ry ­ zących stan o w ią n ajtw ard szą i najsilniejszą część uzbrojenia gębowego; u tw o rz y ły się one z -wypukleń n ask ó rk a, k tó ry p o k ry w a całe ciało ow ada i k tó ry n a ow ych w ypukleniach w ydzielił grubsze, aniżeli gdzieindziój w ar­

stw y tw ard eg o rogow ego u tw o ru zw anego chity n ą; szczęki dolne nie tw o rzą ju ż ta k p ro ­ sty ch dźw igni j a k górne, lecz jak praw dziw e k o ńczyny złożone są z k ilk u części; zw ykle są one w iększe od górn y ch i te m m niejszą od­

g ry w a ją rolę, im szczęki górne silniejsze lub też naodw rót; ta k ą organiczną zależność (cor- relatio) je d n y c h narządów od drugich najle- piój spraw dzić n a przyrządzie gębow ym ow a­

dów. Z rosłe części podstaw ow e szczęk ty l­

n ych razem z częścią podstaw ow ą czaszki (gula), stan o w ią podstaw ę czaszki o wadzić), z czego w y n ik a , że w a rg a dolna może być po­

ru sz a n ą ty lk o z ty łu k u przodow i i ru c h y te tem są rozleglej sze, im w iększem i są fałd y staw ow e błony, łączącćj z sobą różne części szczęk ty ln y ch .

P rz y opisie liszek czyli larw ważek, pospo­

licie szk larzam i zw anych, zobaczym y, że w a r­

ga dolna, w w y sokim u nich stopniu w ysu- w alna, w y stęp u je w postaci bardzo silnych szczęk i służy do c h w y ta n ia zdobyczy. Części środkow e i ty ln o trzeciej p ary szczęk zawsz się z sobą z ra s ta ją i tw o rz ą (niekiedy zesti w ioną) blaszkę, którój część przednia nazw a n a została podbródkiem (M entum ), ty ln a za,' p odbródkiem dolnym (S ubm entu m ); o statn i k u ty ło w i g ra n ic zy z częścią podstaw ow ą, rozciągającą się aż do dziury podstaw ow ćj czaszki

W a rg a d o lna u gąsienic m otyli posiada k s z ta łt stożkow atego w y ro stk a , opatrzonego po bokach g łaszczkam i (P a lp i labiales), a w śro d k u cien ką, zaostrzoną i ru ch o m ą ru - reczką (ze zrosłych w e w n ętrzn y ch i zew nę­

trznych ra m io n szczękow ych p o w stałą) k ą - dzielnikiem zw aną, k tó ra je s t w ylotem g ru ­ czołów w y dzielających je d w a b istą m a te ry ją . U większćj części ow adów w a rg a dolna służy do p o d trzy m y w a n ia pożutych cząstek p o k a r­

m ow ych.

TT ow adów b łonkoskrzydłych, m ianow icie pszczół, oprócz w a rg i górnćj i szczęk znajduje się jeszcze sm oczek złożony z w ydłużonych żuchw i w a rg i dolnój, z jój głaszczkam i i ra ­

m ionam i, z k tó ry c h w ew n ętrzn e po części z sobą zrosłe tw o rzą ru rk o w a ty pędzelek czyli ję z y k zestaw iony (razem z zew nętrzne- m i ram ionam i w a rg i dolnój) z bardzo długim , pręciko w atym podbródkiem , k tórego część ty ln a leży w półkolistem zagłębieniu p odsta­

wy czaszki; cały ten przyrząd p o w stały z w a r­

gi dolnój i podobny nieco do p rzyrządu chw y­

ta n ia w ażek, m oże być bardzo znacznie w y ­ su nięty m w razie, jeżeli pszczoła chce dosię­

gnąć do sam ego d n a w ydlużonćj korony kw iatow ćj. W y su w a ln y ję z y k pszczoły scho­

w any je s t w ięc w pochw ie czyli fu terale, tw o ­ rzący m rzeczy w isty sm oczek i złożonym z dw u zew n ętrzn y ch ram ion żuchw ow ych i dw u ram ion p od trzy m u jący ch głaszczki w argow e. N ie u w szy stk ich je d n a k owadów p rz y rzą d y pyszczkow e p o w stają z odpowie­

dnich ju ż w zarodku się znajd ujących , lub z przeobrażenia się liszkow ych części gębo­

wych; trą b k a bowiem, czyli sm oczek m uch je s t organem now o-w y tw orzon ym , niejako now otw orem p o w stały m w okresie ży cia po ­ czw arki, a je d n a k — rzecz dziw na — zupeł­

nie podobnym do sm oczka pluskiew , nieod-

byw ający ch żadnych przem ian, u k tó ry ch

u tw o rz y ł się bezpośrednio z trzech p a r szczęk

zarodkow ych.

(6)

438

W S Z E C H Ś W IA T .

Jft 28.

C zem w ielbłąd dla B ed u in a i M ongoła, tem re n ifer dla Sam ojeda. S ta re to po ró w n an ie posiada jaknajo d p o w ied n iejsze n a tu rz e rzeczy znaczenie. P odobnie j a k k a rm w ielbłąda, w y ­ żyw ienie re n ifera nic nie k o sztu je i n a w e t na zim ę niepotrzeba zbierać z tu n d r zapasu m chu islandzkiego, albow iem zw ierzę sam o go z pod śniegu w ygrzeb u je. Z drugiój zaś stro n y korzyści, ja k ie daje re n ifer, w y starczą n a w szy stk ie p ra w ie p otrzeby S am o jed a. O n ciągnie ciężary i przenosi sw ego p a n a z m iej - sca n a m iejsce, on sw em m ięsem go ży w i ') , on ch w y ta dzikich sw ych w półbraci, on daje skórę n a nam iot, pościel, odzież, obuw ie, w ózki i rzem ienie, ży ły n a n itk i, ro g i n a klój, on wreszcie, je śli p raw d ziw em j e s t podanie, n a k tó rem się o p ieram y , niań czy dzieci, albo­

w iem p rzechy la się z nogi n a nogę, g d y u jeg o g rz b ie tu w isi w w o rk u płaczące niem ow lę.

To też S am ojed ta k ko ch a sw ego renifera, że często woli być k ilk a dni bez j'adła, niż zabić ulubione zwierzę.

I zupełnie S am ojed zadow olony je s t z tego, co m u n a tu r a d aje w reniferze i n ie s ta r a się byn aj mniój o ja k iś postęp w hodow li tego poży­

tecznego zw ierzęcia. C ała hodow la ogranicza się n a tem , że S am ojed pędzi sw e s ta d a n a św ie­

że p astw isk a i że pozw ala im się rozm nażać.

Jed n e m słow em pozostaw ia w szy stk o n atu rze.

B y t S am ojeda, będąc zależny w zupełności od renifera, m y ślistw a i rybo ló stw a, m usi też być zupełnie do n ich zastosow any. P rz e - d ew szystkiem S am ojed zm uszony je s t do ko­

czow ania, bo g dy stado ren iferó w w yczerpie ła n m chu w pew nój m iejscowości, przeniesie­

nie się do innój m a ważność k w e sty i b y tu lub n ieb y tu . Z m usza też do koczow ania i m y śli­

stw o, ale gd yby S am ojed po siadał w pew n ym p u n k cie stałe źródło p o k a rm u dla swój trz o ­ dy, to b y się ty lk o czasowo w y p ra w ia ł n a po­

low anie i w racał do p u n k tu stałego, j a k to czyn ią n aro d y osiadłe. A le m ech starc zy ty l­

ko n a dni k ilka... i S am ojed choćby by ł n aj- leniw szy, choćby nm się d ana okolica n ajle- piój podobała, m usi zw inąć n am io ty i przeko- czow ać n a świeże p astw isk a.

Z a te m idzie jak o ść dom u. M usi on być, j a k u każdego koczow nika, przenośny. M ia- kani, czyli po ro s y js k u czum (n a m io t), m a k s z ta łt o stro k rę g o w y i sk ład a się z ty k zw ią­

zan ych ze sobą u g ó ry i p o k ry ty c h w lecie k o rą brzozow ą, a w zim ie sk ó ram i renifera, często podw ójnem i. T y k i te wożą z sobą w szędzie S am ojedzi po tundrze, ja k o rzecz w ielkićj w artości. O bszerność n a m io tu je s t ta k a , że zm ieści się w nim do 30 osób. Część za jm u ją ław k i i in ne s ta tk i dom ow e bardzo p ro stćj, własnój roboty. Ś rodek m iak an i zaj­

m ij e b lach a żelazna do rozłożenia ogniska d y m uchodzi przez w ierzchołek o stro k rę g u , n ie p o k ry ty skó rą. Część n am io tu przy ścia­

nach w y sian a je s t k ilk u w a rstw a m i złych przew odników ciepła. N aprzód leży plecion­

k a z k o ry brzozow ój, rodzaj rogoży, n a niój m a ta z siana i w reszcie s k ó ry renifero w e, słu ­ żące za siedzenie i pościel.

N a opał w okolicach le sisty c h u ży w ają S a ­ m ojedzi drzewa, n a tu n d rz e m chu islandzkie­

go, a nad oceanem drzew a, k tó re w oda w y ­ rzu ca (t. zw. przez R o sy ja n drzew a Noego).

Odzież Sam ojedów , m ężczyzn i k obiet sta­

n o w ią kożuchy reniferow e. J e d e n z nich, b a r­

dziój elegancki, „m alica", u ży w an y p rz ew a­

żnie przez S am ojedów eu ro pejskich i J u s a - ków , je s t n a przodzie rozcięty , podobny do naszego k ró tk ieg o kożucha, często j e s t w y­

szy w an y tasiem k am i i paciorkam i. M alica

żeńska te m się różni od m ęskiój, że w dolnój

części m a ja k b y zak ład ki o k ry te futrem . Dalój

u ż y w a n y j e s t „ k tic h a r“, t. j . k oszula fu trz an a

z kołnierzem , zim ą w łosem n a dół, a latem do

(7)

M 28.

W SZEC H ŚW IA T.

439 góry. N a w ierzch wdziewają, „so k u j“, t. j.

w orek fu trz a n y z m iejscem na głow ę i w ycię­

ciem n a tw arz. Spodnią odzież stan ow ią

„c h o rk i“ z zam szu reniferow ego. W lecie zrzucają „ so k u j“ i w dziew ają całe u b ran ie z zam szu. C zapki m ają w ygląd kapturów : u m ężczyzn renifero w e ostro zakończone, u kobiet płaskie, zaokrąglone z popielic lub gronostajów'.

O buw ie obu płci „so tu ry "; składa się z b u ­ tów reniferow ych, z długiom i cholewam i.

J a k w szy stk ie kobiety, sam ojedki lu b ią się stroić, a za n ajw ięk sz ą elegancyją uchodzi u nich obszyw anie kożucha k aw ałk am i sukn a czerw onego, żółtego, niebieskiego, szczegól- niój w szachow nicę. Często jeszcze n a suknie w y szy w ają ry s u n k i paciorkam i. W ło sy w y ­ puszczane z pod czepka ta k ozdobionego, ob­

w ieszają guziczkam i, łańcuszkam i, m o netą sre b rn ą i t. d.

P rz e m y sł Sam ojedów , j a k to ju ż sam ich sposób życia w skazuje, je s t bardzo ograniczo­

ny i zastosow any do niezm iernie p rostych po­

trzeb. W y ra b ia ją łódki, sanie, ogrom ne ły ­ żw y podbite skórą, z włosem , zabezpieczające od zapadania się w śnieg głęboki; plo tą w ię- cierze, robią łu k i z brzozy, strz a ły i inne przed­

m ioty, używ ane w m y ślistw ie i rybołóstw ie.

N adto w y p ra w iają skóry n a fu tra , zamsz i rzem ienie, w y rz y n a ją fa jk i z kości m am uta, niekiedy h a r tu ją żelazo i w arzą klej z rogów reniferow ych. D o k o b iet należy tk an ie p łótna z pokrzyw y, w yrób n ite k z reniferow ych ścięgien, w iązanie rogóż, m a t i sieci, rąbanie drzew a, u staw ianie i zbieranie nam iotów .

W e d łu g św iad ectw a F in sch a, Sam ojedzi są sta ra n n y m i i zdolnym i rzem ieślnikam i. W w ie­

lu m iejscach w y ra b ia ją w szy stk ie s ta tk i do­

m owe dla R osyjan, a tam , gdzie osiedli, sta ­ w iają sobie dom y lepiój zbudowrane niż ro sy j­

skie. W ogó le o w y k o n a n iu ich robót m ów i F in sc h z najw iększem i pochw ałam i. Ic h sanki, ja k się sam w łasnem dośw iadczeniem przeko­

nał, są czemś nieporów nanem w swoim rod za­

ju . P odobnież ich bardzo lek k ie wiosła, łyżw y i t. p. s ta tk i nic nie pozostaw iają do życzenia pod w zględem czystości ro b o ty i „m ogłyby za­

w stydzić w ielu rzem ieślników niem ieckich 2) “.

W y ro b y kobiet, specyjalnie odzież dla obu płci, odznacza się rów nież staran n o ścią w y ­ kończenia i nie je s t pozbaw iona pew nego a r­

tystycznego gustu.

Sam ojedzi prow adzą h andel zam ienny.

P rzed m io tem zam iany z ich stro n y są futra, skóry , kość m am utow a, gdzieniegdzie zw ie­

rzy n a, a n ab y w ają od R o sy ja n proch, broń, noże, siekiery, ty to ń , wódkę, m ąkę, sukno kolorow e n a ozdoby, p acio rk i i t. p. drobno­

stki. J e d n o stk ą m o n etarn ą w ty m h andlu je s t, a p rzyn ajm nićj b y ła daw niój sk óra pie­

śca, w arto ści um ownój 70 kop. P ieniędzy, szczególniój złoty ch i srebrnych w w ielu m iej­

scowościach w cale n ie zn ają '). O c h a ra k te ­ ry s ty c e tego han d lu i w ażnych jego k o n sek - w encyjach jeszcze poniżćj będzie m owa.

P o k a rm e m Sam ojedów j e s t m ięso dzikich zw ierząt, ry b i p tak ów . C hleba rzadko uży­

w ają. Zarżnięcie ren ifera stan ow i dla nich w ielkie św ięto. P rze d ew szy stk iem w szyscy obecni pod staw iają naczynia pod i*anę. zbiera­

j ą k re w i p iją w ielk ą chciw ością. S tą d to ich nazw a syro jedy (surow ojady), n a p o ty k a n a w w ielu dok um en tach rosyjskich. P o obdar­

ciu ze skóry cała rodzina p rzy stęp u je do re n i­

fera z nożam i, w y k ra w a k a w a łk i m ięsa i um o­

czyw szy we k rw i, zajada. W y k ro jo n y c h k a ­ w ałków nie ro z rzy n a ją n a drobne, lecz u ją w ­ szy je d e n koniec zębami, o d rzy nają nożem z dołu k u górze, z ta k ą w p raw ą, że n ig d y so­

bie nosa nie skaleczą. Z ęby im służą ponie­

k ąd ty lk o do p rz y trz y m y w a n ia m ięsa, bo go bynajm niój nie żują i p o ły k ają k aw ałam i. Ż a ­ den E u ro p e jc zy k nie uw ierzy, ile Sam ojed m ięsa zjeść może. G dy się ta k posilają męż- czyzni, kobietom wolno je s t ty lk o p rz y p a try ­ w ać się, szczególniój, g d y są obecni goście, k tó ry m gospodarze u stę p u ją najlepsze kęski.

D opiero gd y się panow ie n asy cą, p rzy stęp u ją k o b iety i posilając się, spełn iają jeszcze zad a­

nie w yciąg an ia ścięgien zębam i. D zieci zbro­

czone k rw ią długo pozostają przy reniferze, o bg ry zają kości, a gd y ju ż m ięsa n ie stanie, b aw ią się niem i j a k najdłużćj 2).

Jed n ak że Sam ojedzi ja d a ją tak że go tow ane zupy. R oztopiw szy śnieg, k ład ą w w odę m ię­

so jak ieg o lw iek zw ierzęcia, re n ifera zdechłe­

go, ry b y w raz z łu sk ą, k u ro p a tw y p raw ie

Okręg jenissejski, t. 11, str. 147, 151, 152.

2) Finsch u. Brehm. R e isa in W estsibirien, rozd. XIII.

') Kriwoszapkin.

2) Abramów 1. c. Castren, R eiseerrin. str. 218, 219.

(8)

440

W S Z E C H Ś W IA T .

Jfs 28.

n ieoskubane i t. d. N iem ając widelców , 'wyj­

m u ją k a w a łk i m ięsa z k o tła palcam i, a p otem w y p ijają zupę w ielkiem i w arzęchw iam i. Rzecz dziwna, iż po ta k n ieestety czn em jedzeniu S a ­ m ojed m a zwyczaj u m y w a n ia twrarzy i rą k . (K riw oszapkin). U lubionem i p o tra w a m i S a ­ m ojedów są: św ieży m ózg jeszcze d ym iący, tak aż w ą tro b a (zachw yca się n ią n a w e t M id- dendorf), szpik kości, żołądek popielicy, n a ­ pełniony orzeszkam i cedrow em i (lim bow em i) i t. d. W o sta tn ic h czasach chleb pieczony sta ł się dla nich niezbędnym . J a r z y n żadnych nie u ży w ają, je d z ą ty lk o różne ja g o d y z tłu ­ szczem.

0 PRZEMYŚLE GÓRHICZTM

W DAWNEJ POLSCE.

Ż e l a z o i z ł o t o .

Odczyt wygłoszony w Dąbrowie Górn. d. 25 Czerwca 1882 przez

Kornelego Kozłowskiego.

(Ciąg dalszy.)

K raj nasz i wogóle cały o b szar ziem w cho­

dzących w sk ład daw nój P o lsk i, dziw nie zre­

sztą sp rzyjające k u p rz era b ia n iu żelaza posia­

dał w a ru n k i. N iem ów iąc o b o g aty ch p o k ła ­ dach ru d i in n y ch ciał k o p aln y ch , z a le g a ją ­ cych w n ę trz a ziem pom iędzy W is łą , P ilic ą , W a r tą i O drą. — cała p rz estrze ń daw nój P o l­

sk i i L itw y , a ta k ż e i R u si, stan o w iąc a ol­

b rz y m ią płaszczyznę, p e łn ą k ied y ś m iejsc n i­

skich, bagien i trz ę sa w isk , obfituje p ra w ie w szędzie w ta k zw an e ru d a w izn y i w żeleź­

n ia k św ieżego u tw o ru , będ ący ru d ą łąk o w ą , w praw dzie m ało spójną, g ąb czastą, zanieczy­

szczoną piaskiem , g lin ą, isto ta m i o rg an iczn e- mi, k tó ry c h k w as fosforny u d ziela zły ch w ła ­ sności w yrobionem u z niój żelazu, ale k tó rć j w ydobycie i u ży tk o w an ie, zw łaszcza w cza­

sach p ierw o tn y c h , n ie p rz ed staw iało żad n y ch praw ie trudności, p rz y te m nieoszacow anem , j a k wówczas — udogodnieniu, że się zn a jd o ­ w ała w w iększych lu b m n iejszy ch ilościach, ale pod rę k ą, p ra w ie w szędzie. W y s ta rc z a ło naów czas w m iejscu, gdzie się ta k o w a ru d a w jak iejk o lw iek nieco w iększćj ilości z n a jd o ­ w ała, w y staw ić z c h ru stu szałas, albo w y n a - j

lazłszy ponad bag nisk io m m iejsce cokolw ick suchsze, w ygrzebać w ziemi ja m ę , ulepić ogni­

sko, zdobyć się n a m iech, p arę m łotów , cęgi, ja k ie ś k o w ad ło— i to stanow iło n ietylko h u tę, ale i cały w ars t a t kow alski, ślusarsk i, p lat- nersld , wogóle całą fab ry k ę w yrobów z żela­

za, dla o trzy m an ia znów któreg o , dość by ło zejść o k ilk a k ro k ó w w rozlegające się w śród puszczy bagno, a o d g arnąw szy w ierzchn ią w a rs tw ę darni, w y jąć z b ło ta pew n ą p o trze­

b n ą ilość ru d y , przetopić j ą w ogniu, o trzy ­ m an y stą d k ru szec sklepać m łotem i m iało się go to w y m a te ry ja ł, niem ogący iść w praw dzie w porów nanie z żelazem wyckodząoem z dzi­

siejszych h u t i fab ry k , k tó ry je d n a k m iał ty le spójności, że m ożna było u k uć z niego ostrze dzidy lub b ełtu, albo naró g do sochy, te m b a r- dziój, że ludzie ówcześni potrafili się i bez tego jeszcze obchodzić, u ży w ając n a o strza krzem ien i, albo też orząc sochą z tw ardeg o sęka w yciosaną.

W p raw d zie co do własności żelaza ta k p rz y ­ gotow anego, było ono rozm aite i n iejed n ak o ­ w ą zalecało się w ytrzy m ało ścią. R ozkopując s ta re grobow ce, w k tó ry c h się obficie żelastwo znajdow ało, zauw ażyłem , że ono w różnych w yrob ach niejednakow o się przechow ało, co—

j a k m i się zdaje — przypisać n ależy n iety le niej ednoczesnem u schow aniu w yrobów ty c h do ziemi, ale więcój m oże g a tu n k o w i m a te ry - j a l i t i fab ry k acy i, przez j a k ą przechodził. G d y je d n e narzędzia, jak o to : miecze, b ełty , w łó ­ cznie, noże, nożyce i t. p., ja k k o lw ie k n aro słe rdzą, dość dobrze się je d n a k przechow ały i z n ie k tó ry c h m ożna n aw et bez uszkodzenia cokolw iek rd zy zesk ro by w ać, in n e za lada do­

tk n ię c ie m mniój ostrożnem ro z sy p u ją się lis t- kow ato ; najciekaw sze zaś je s t to, że n iek tó re przez czas całk iem n a rd zę się z m ien iły , ta k , iż ty lk o ślad po n ich w zafarbo w any m p iask u pozostał, z zachow aniem jed n ak ż e form (raczój ko n tu ró w ), ja k ie narzędzie k iedyś posiadało.

U osobieniem postępu i cy w ilizacyi b y ł w sw oim czasie ta k i p ierw o tn y g ó rn ik , h u t­

n ik , a zarazem m istrz w sztuce kow alskiój, gdyż isto tn ie zaznaczał on p u n k t w y jścia n a owój drodze, k tó rą p rzem y sł lu dzk i doszedł—

j a k obecnie — do u m iejętno ści budo w ania ol­

b rzy m ich , p ełn ych n ajsu b teln iejszy ch k o m -

p lik acy j i niem al cudow nćj siły m aszyn, albo

też droższych n ad złoto m iste rn y ch sp rężyn

zeg ark ow y ch .

(9)

tfg 2 8 .

W SZ EC H ŚW IA T.

441 G łęboka puszcza, odw ieczny las i zupełna

sam otność otaczały pracow nię takiego h u tn i­

ka; dla pom ocy p rzybierał on sobie adeptów , k tó ry c h uczył i przekazyw ał im sw ą u m iejęt­

ność. Z nim i szedł 011 w ydobyw ać i przyspo­

sabiać zapas rudy , oni m u pom agali p rzy m ie­

chu i p rzy młocie, z nim i w reszcie dla handlu, j a k niem niej dla bezpieczeństw a to w aru i oso- b y w y p raw iał się do najbliższej osady albo gródka, gdzie niósł n a sprzedaż lub dla w y ­ m ian y n a inne p otrzebne m u a rty k u ły w y ro ­ bione przez siebie noże, siekiery, różnego ro ­ dzaju g ro ty łub narogi. K uźnia jego, rozgło­

śn a w okolicy, p rzy w ab iała też niek iedy ró­

żnych ludzi, zgłaszających się po nabycie p o trzebnych im narzędzi. Do ow*ych też cza­

sów odnieść zapew ne n ależy baśń zasłyszaną kiedyś w dzieciństw ie m ojem , n aiw n ą w swój prostocie, a je d n a k nie bez pew nćj, w zględnie do czasów, c h a ra k te ry s ty k i, o przem yślnym i m ąd ry m kow alu, k tó ry um iał sam ego dyja- b ła w pole, j a k się to m ówi, w yw ieść.

W sz elk i zachód około fa b ry k ac y i tój, ja k ą ś - m y powyżój w yk azali, polegał, ja k w idzim y, w yłącznie n a p ra cy ręcznój, k tó ra w zupełno­

ści zaspokajała ówczesne potrzeby niew y m y śl­

ne. N ik t sobie zapew ne nie rościł p raw a do ow ych bezgranicznych, gnijących bagien, k r y ­ ją c y c h w sw ych głębiach rudę całkiem n ie ­ użyteczną, a dopiero w ogniu ta k zaim prow i- zowanój h u ty i pod m łotem n ab ierającą w a rto ­ ści jak iejśk o lw iek . N ik t nie tam o w ał u ż y tk o ­ w a n ia z odw iecznych, p ełn y ch dzikiego zw ierza i fa n ta sty c zn y ch tajem n ic lasów , d ostarczają­

cych paliw a ta k ie m u h u tn ik o w i. O braz to d ziki i całkiem p ierw o tn y , a je d n a k ta k i a nie in n y m ógł być u n a s początek i p u n k t w y j­

ścia naszego g ó rn ictw a i w szelkiój dalszśj p rzeróbki płodów k o paln ianych. W p ra w d z ie gdzieindzićj, w staro ży tn ó j H elladzie i w Ita lii, w iek żelaza poprzedzony b y ł przez w iek bronzu.

Z anim się nauczono posługiw ać żelazem, u ży ­ w ano m iedzi i bronzu, z k tó ry c h w yrabiano i m iecze i in n ą b ro ń , a tak że naczynia i sprzę­

ty n a w e t w y tw o rn e , służące k u pożytkow i i ozdobie. H u tn ic tw o w ięc i p rzeró b k a m e­

ta li b y ły ta m n a w e t daleko posunięte w cza­

sie, k ied y nadeszła kolej n a żelazo. A le w Sło- w iańszczyznie, a m ianow icie u nas, m ało je s t praw dopodobień stw a, ażeby rzeczy te poszły to re m ta m te m u odpow iednim . Bo n ajp ierw sam a n a tu ra uposażyła ziem ie nasze przede-

w szystk iem w żelazo, a n astęp n ie w y do by ­ w ane dziś ta k licznie szczątki i różne n arzę­

dzia z grobow ców staropogańskich, u p rzy to ­ m niające nasze życie, obyczaje, um iejętności i wogóle pierw otn ą cyw ilizacyją naszych p ra ­ ojców, stanow ią dowody, wobec k tó ry c h

w szelkie ro zum ow ania i hipotezy m uszą upaść, a z ty ch w idzim y, że ojcowie n asi po­

sługiw ali się przedew szystkiem żelazem, że jeżeli b y ł w iek in ny , poprzedzający \iżycie tego m etalu , to ty lk o m ógł być w iek kam ie­

nia, w k tó ry m przew ażne m iejsce należy się krzem ieniow i. Z am ała bow iem je s t ilość bronzu, albo narzędzi z innego m etalu w yro­

bionych, a ta nieznaczna stosunkow o ilość, ja k a się w ynajduje, m ogła być skądinąd przez sto su n k i handlow e lub in n e jak ie k o lw ie k n a ­ niesioną.

N ie oddala się też pod w zględem p raw d y obraz, ja k iśm y powyżój n ak reślili, od św ia­

dectw a, ja k ie n am o naszych praojcach, o ich życiu i obyczajach pozostaw ił pisarz i obser­

w a to r w spółczesny T acy t, ta k dalece, iż nie m ożem y się po w strzy m ać, ażeby nie pow tó­

rzyć k ilk u słów z jeg o opisu G ierm anii, do której w łączył, j a k wiadom o, i w ielkie obsza­

r y S łow iańszczyzny, od ujść W e zery i E lby, przez W isłę, B u g i aż k u brzegom rzeki Bo- ry ste n u czyli D n iep ru.

„K raj — pow iada o n — ja k k o lw ie k tu i tam przedstaw ia się inaczój, w ogólności je d n a k po­

k r y ty je s t lasam i i bagnam i... B ogow ie — nie wiem, czy w sk u te k ła sk i czy też gniew u, od­

m ów ili ty m ludom sreb ra i złota. N ie u trz y ­ m u ję przecież, ażeby G e rm an ija nie posiadała żył złotych i sreb rn y ch , ty lk o k to ich ta m k iedy szukał? N ie dbają ta m w cale o posiada­

nie ich i użytek... L u d y środkow e w swój p ro ­ stocie prow adzą jeszcze handel zam ienny po­

da w nem u... Żelazo n aw et nie znajduje się u nich w obfitości, j a k to wnosić m ożna z ro ­ dzaju ich broni. M ało k to pom iędzy nim i u ży w a m iecza lub dużój włóczni. Ic h dzi­

d y czyli fram ee, ja k oni nazyw ają, m a ją że- lazce w ą sk ie i k ró tk ie, lecz ta k ostre i ła tw e do użycia, że tą ż sam ą bronią walczyć m o g ą w edłu g po trzeby zbliska lub zd a le k a“ (D e m o ribu s G erm an o ru m V, Y I). N a stę p n ie po­

w iada, że G otonow ie w g órach m ieszkający,

b yć m oże w Czechach, M oraw ii albo M iśnii,

gdyż w sąsiedztw ie Ł y g ó w albo Ł użyczan,

podbici w raz z innem i lud am i przez K w adów

(10)

i przez S arm atów , oprócz nałożonego n a nich haraczu, zniew oleni zostali p rzez zw ycięzców do k opania żelaza (Cap. X L II1 ).

N ie będziem y śledzili zb y t szczegółowo dal­

szego postępu i rozw oju g ó rn ictw a ow ych wieków, bow iem na dziś w ychodzi to poza k re s naszego założenia. P o w ie m y je d n a k , że p ierw szym i najw ażn iejszy m k ro k ie m n a tej drodze, w iększych w n a s tę p stw a c h doniosło­

ści, niż w szelkie późniejsze w y n alazk i i ulep­

szenia, było oddzielenie się w łaściw ego gór­

n ic tw a czyli k o p aln ictw a od h u tn ictw a, a tego znow u od k ow alstw a. K ie d y to pierw sze w y ­ chylenie się i rozejście drogam i w łaściw em i dla tego rodzaju p rz em y słu m ogło n astąp ić w Słow iańszczyznie, czasy to zup ełn ie i choć­

b y ty lk o w przy b liżen iu niew iadom e, w szel­

k ie zaś najdaw niejsze w zm ianki z przeszłości naszćj do g ó rn ictw a i przeró b k i kruszców od­

noszące się, w zględnie do ow ych początków są bardzo późne i k aż d ą z ty c h um iejętności, ze wspólnój kiedyś kolebki w y szłych, u k a ­ zu ją n am ju ż n a oddzielnój i sobie w łaściw ój drodze. Owe przeto najdaw niejsze, niesięga- ją c e je d n a k poza w iek X I - t y w iadom ości

0 naszem kopalnictw ie, p rz e d sta w ia ją ie ju ż ja k o n ad e r rozpow szechnione i w w ielkim bę­

dące ru ch u . O czasach d aw niejszy ch, z k tó ­ ry c h liczne nad er okazy i z a b y tk i o d n ajd u je­

m y w szczątkach ze sta ry c h m ogił dobyw a­

nych, ju żeśm y w spom nieli; do ty c h zab y tk ó w m uzealnych dodaćby m ożna w spółczesne z n ie ­ m i lub może daw niejsze n a w e t p o d an ia p rz e ­ chow ujące się w lu dow ych b aśn iach lub w n a ­ szych legiendach herbow ych, sięg ający ch w ła­

śnie ow ych zam ierzchłych w ieków nieznanćj n am przeszłości, którój są je d y n e m może echem w yszłem z niój bezpośrednio. W ty ch odgłosach p ra sta rć j przeszłości, baśń ludow a ju ż pow iada o sk arb ach , złożonych z m on et złotych i sre b rn y ch , o różnych w y ro b a c h zło­

ty ch i srebrnych, zapew ne jeszcze rz ad k ich 1 n ader cennych, gdy im p rz y p isy w an o moc cudow ną, o nożach, o to p o rach , o szabli cudo- wnój, k tó rą w alczy ł i n ad z w y cz ajn y ch rzeczy dokazyw ał b o h ater baśni J a s io (K . K ozłow ­ skiego L u d , — b aśn i N -ry 6, 4, 9, 10).

P e łn a ro m an ty c zn y ch w y d a rzeń legienda herbow a, będąca h isto ry ją ry c e rz a W a łc e rz a z T yńca herbu T opór, żyjącego ja k o b y około w ieku Y III czy IX -g o , opow iada, ja k o tenże zdradzony przez żonę H e iig u n d ę , k ró lew n ę

442 .Y§ 28.

francu sk ą, o k u ty w łań cu ch y i posadzony na żelaznego konia we w łasn y m zam ku Tyńcu, m u siał oknem z w ięzienia swojego patrzeć, dla w iększego u dręczen ia, n a m iło stk i króle- wnój z nieg od ziw y m rycerzem W iślim irem n a W iślicy , dopóki szczególne w ydarzen ie nie uw olniło go z więzów i nie podało do rą k miecza, k tó ry m się pom ścił swojćj h ań b y i srodze u k a ra ł w inow ajców . In n a znow u le ­ gienda opow iada ja k rycerz pew ien, m ający za godło Ja strz ę b ia , będącego sym bolem bó­

stw a, prow adząc sw oich n a nieprzyjaciela, k tó ry zim ow ą p o rą usadow ił się n a pew nćj górze, ubezpieczonój zew sząd gołoledzią, w y ­ nalazł przem yślnie żelazną podkow ę i kazał konia swojego i in n y ch ry c erz y podkuć, co okazało się ta k skuteczne, że n a w ieczną rz e­

czy p a m ią tk ę ry c e rz te n dla siebie i swego rodu, za zgodą pow szechną, p rz y ją ł odtąd pod­

kow ę do h erb u daw niejszego. Z n a n ą też je s t prześliczna, acz późniejsza ju ż legiend a herb u H a bd ank , podług którój J a n S k a rb e k z C ó ry w y słan y w r, 1109 przez B olesław a K rzy w o ­ u stego do cesarza H e n ry k a , do okazany ch m u przez tegoż sk arb ó w dorzucił swój w łasny pierścień złoty, m ów iąc, że wyżej ceni swój m iecz żelazny, n ad sk rz y n ie pełne złota.

W ty c h i ty m podobnych opowieściach, k tó re p o w stały w czasach o w iele poprzedza­

ją c y c h n ajd aw n iejsze nasze p o dan ia h is to ry ­ czne, sp o ty k am y się ju ż z żelazem , ze zlotem i srebrem , oraz p rz eró b k ą ty ch że n iety lk o na broń , ale i n a różne in n e n arzędzia ów cze­

snym potrzeb om odpow iednie. N iem ożna też pom inąć znanego pow szechnie podan ia h isto ­ ryczneg o o słu p ach żelaznych, ja k ie m i B ole­

sław I- s z y m iał znaczyć g ra n ic e sw ego p a ń ­ stw a, a k tó re przecież — si fab u ła v e ra —m u ­ siały b y ć gdzieś w ja k ic h ś w iększych k u ­ źnicach w yrobione. A le w ra c a ją c do rzeczy pew niejszych, w idzim y, że n iew ą tp liw ie były ju ż u n a s za B olesław a I-go k op alnie żelaza, ołowiu, soli, sreb ra i złota, sko ro dochodam i z nich k ró l te n kościoły uposażał, za w y łącze­

n iem zło ta, k tó ro dla siebie re zerw o w ał (D łu ­ gosz pod r. 1025). O o p atrzen iu w ro k u 1105 przez B olesław a K rz y w o u steg o k la sz to ru B e­

n e d y k ty n ó w w T y ń cu dochodem z salin w ie-

łiczk ow sk ich, ju żeśm y w spom nieli. B y ły t a k ­

że w ty m cza ue k o palnie sre b ra około S ie ­

w ierza, o czem n ad m ien ia bu lla papieża In n o ­

centego I I . w r. 1136 (R aczyńskiego: Codex

W SZ EC H ŚW IA T.

(11)

Na 28.

W SZ E C H Ś W IA T .

443 dipl. m ajo ris P o l. N. 1). B isk u p k ra k o w sk i

posiadał ju ż n a początku w. X I I I n iety lk o kopalnie, ale tak że i k u ty żelazne p rz etap ia­

ją c e rudę, a tak że i kuźnie, w k tó ry c h żelazo k u te w iązano w snopy, j a k się o te m dow ia­

du jem y pod r. 1222 z a k tu , nadającego je d n e ­ m u z kościołów p raw o do p o b ieran ia 100 sno­

pów żelaza rocznie.

W X I Y w ie k u k ra j nasz zasiany ju ż b y ł m n ó stw em ta k zw an y ch fa b ry k żelaznych (fabrica fe rrij; b y ły to zapew ne ta k zw ane

„ d y m a rk i", n iew y m ag a jące w ielkiego zacho­

du ani n ak ład ó w , ale też i z p ro d u k c y ją nader ograniczoną, 100 do 160 centnaró w żelaza n a każdą z nich rocznie, j a k u trz y m u je Ł abęcki (G órnictw o, I, 313). Tenże' a u to r (I, 312) m ó­

w iąc o n ajd aw n iejszy ch śladach g ó rn ic tw a żelaznego w Polsce, ja k k o lw iek przyznaje praw dopodobieństw o tw ie rd z e n iu Czackiego (o L itew sk ich i polskich praw ach, II, 199), że kuźnice w P olsce p o w stały w X I I w ieku, j e ­ d n ak pow iada, że n iem a dokum entów m ogą­

cych w esprzeć to tw ierdzenie. W sprzeczno­

ści z tem stoi zaraz a k t b isk u p a k ra k o w sk ie ­ go z r. 1222 z n a n y Ł ab ęckiem u, a tak że i in n e przez niego pow oływ ane, p raw d a że z p ierw ­ szych la t w. X V , ale k tó re ju ż są p o tw ier­

dzeniem daw niejszych , choć nieznanych, a w k aż d y m ra zie obalają zdanie niegdyś księ­

dza O sińskiego (N au k a o ru d a ch żelaznych, p. 116, w y d a n ie z r. 1782), ja k o b y dopiero za Z y g m u n ta I-g o w dobrach królow ej B o n y że­

lazo w yrabiać zaczęto.

Ż e kopalnie ru d y i w ytap ian ie żelaza n ig d y nie n ależ ały do regalijów i nie podlegały ta k j a k sól i ołów żadnym ścieśnieni om, więc owe d y m a rk i za k ła d an e i prow adzone b y ły zu­

pełnie dow olnie przez w łaścicieli p ry w a ­ tn y ch , sadow iących się byle-gdzie, n a p ł y t­

kich pokładach żeleźniaka łąkow ego lub n a po jedyńczych gniazdach pod w ierzchem się zn ajd u jący ch . O m ałćj ich w ydajności, choć znow u ze w zględu n a ów czesny sta n gospo­

d a rstw a krajow eg o, nadzw yczajnej użyteczno­

ści, św iadczy w ielkie rozpow szechnienie dy- m a re k n a w e t w okolicach, gdzie późniój dla zb y t małój ilości ru d y , p rzy podrożeniu środ­

kó w eksploatacyi, przem y sł żelazny m usiał up aść i przenieść się w stro n y bogato uposa­

żone i m ogące do starczy ć m a te ry j ału w ilo­

ściach odpow iedniejszych wielkiój fabrykacyi.

S tą d to pochodzi, że w k ra ju n aszy m znajd u ­

je m y ślady przem ysłu żelaznego w okolicach najm niój w czasach dzisiejszych, pozornie przynajm niój, do teg o odpow iednich, gdzie 0 dobyw aniu ru d y żelaznój zupełnie, choćby z daw nych ty lk o tra d y c y j zapom niano, gdyż rzeczyw iście ru d a , ja k ą n iegd yś ta m eksploatow ano, dla m ałćj ilości, albo została w y czerpan ą, albo też ilość je j i jakość, przy dzisiejszych W arunkach fa b ry k ac y i, je s t cał­

kiem nieodpow iednią. T a k np. zdarzyło m i się czytać w erek cy i kościoła O drzy wolskiego w pow iecie O poczyńskim , że w m iejscowości dziś całkiem nieużytecznej, ciągnącej się piaszczystą zasp ą w zdłuż rzeki Drzew iczki k u P ilicy , tuż pod m iasteczkiem O drzyw ołem , gdzie te ra z j e s t m ły n w spuściźnie po prze­

szłości ty ch m iejsc nazw an y R uda, około r.

1413 b y ła ko p aln ia (m in era), z którój „M agi­

ste r m in e ra e “ obow iązany b y ł uiszczać probo­

szczowi O d rzyw o lsk iem u corocznie pew ien fundusz na tejże k o palni zapisany. T a k sam o na M azow szu, w ziem i S ochaczew skiej, po­

m iędzy M szczonowem , B olim ow em , W is k itk a ­ m i i G uzow em b y ły kopalnie ru d y czyli r u ­ dnice, o k tó ry c h n ad m ien ia a k t księcia M azo­

wieckiego W ła d y sła w a I. z ro k u 1451 (K odeks M azow. L ubom irskiego, fol. 215), a k tó re za­

pew ne znajdow ać się m u siały w R udzie G u- zow skiej, od tego w łaśn ie ta k nazw anój. P o ­ dobnież w G osty ń sk iem , p od łu g w zm iank i w akcie księcia W ła d y s ła w a Ii-g o , sy n a po­

przedniego w r. 1462 (Kod. M az. Łubom ., fol.

282). T a k sam o i po w ielu in n y ch m iejscach na P o d la siu , n a L itw ie, w ziem iach ru sk ich , 1 zdaje się, że w szy stk ie, a t a k liczne w k ra ju naszy m m iejscow ości, w si i osady zw ane R u ­ dam i, R u d n ik am i i t. p. p rz y ję ły m ian o od ru d y rzeczyw iście ta m k ied y ś w ydobyw anój, oraz że w szy stk ie H u ty , H a m e rn ie, K uźnice, K uźniczki, K ow ale i t. d. nazw an e zostały od fa b ry k w m iejscow ościach ty c h kiedyś dla p rzeró bki żelaza się znajdujących.

N iem ałą liczbę ru d n ic czyli fab ry k żela­

znych, skądinąd niew iadom ych, e g z y stu ją ­ cych w w iekach X IV i X V -y m , w y m ie n ia ją księg i beneficyjów D ługosza i ciekaw e co do n ie k tó ry c h opow iadają szczegóły. B y ła za czasów D ługosza fa b ry k a w D zib ałto w ie b li­

sko K ońskich, w Z ajączkow ie około C hęcin, trz y fa b ry k i pod C iągow icam i około B ęd zi­

na, fa b ry k a zw ana K am ien ica pod W o jsła w i­

cami około K oziegłów , a w bliskości fa b ry k a

(12)

444

W SZ EC H ŚW IA T. Jfs 2 8 .

P a w ło w sk a albo W a rc k a pod G niazdow em .

D alój około C zęstochow y fa b ry k a w B łesznie, d ru g a blisko K ro w o d rzy , n a d a n a w r. 1382 księżom P au lin o m częstochow skim przez k s.

W ład y sła w a O polskiego, trz e c ia w G n a sz y - nie nad rzek ą S a rn o w ą i ta posiad ała w bli­

skości obfitą kopalnię ru d y . N a d a n a została k laszto ro w i częstochow skiem u przez k ró la W ła d y sła w a Ja g ie łłę . T akże fa b ry k a L e p ie - nicka pod Ja strz ę b ie m , założona około ro k u 1450 za b isk u p a krak o w sk ieg o k a rd y n a ła Zbi­

g niew a przez n iejak ieg o m a g istra Jan isza . O koło W ą ch o ck a fa b ry k a w e w si L e n a rto w y M ost n ad rz ek ą K a m ien n ą , n a którój b y ła tak że fa b ry k a w B zinie (D ługosz, L ib. B en e- ciorum I. 327, 595; II. 188, 192, 222, 488; I I I . 121, 233, 404).

O bfite p o k ład y ru d y zn a jd o w ały się w S ie­

radzkiem . Za czasów D ługosza kop ano j ą i przerabiano tam że n a fa b ry k a c h . D a w n a h u ta żelazna sk ła d a ła się z d y m are k , k u źnicy i m łotów i to obejm ow ano pod w y rażeniem ru d n ic lub pieców do żelaza. T ak ie piece b y ły około K łobucka, gdzie się z n a jd o w ała je d n a fa b ry k a zw an a H erboldow a, d ru g a S a r r a albo P ila , trzecia H au k o n o w a (Lib. B enefic. I I I , 171) i te w łaściw ie stan o w ią p o c z ą te k d z i­

siejszych zakładów P an k o w sk ich , w c ześn iej­

szy o cały w iek od tego, ja k i im zaznacza Ł a ­ bęcki, k tó ry dopiero w r. 1560 za Z y g m u n ta A u g u sta p ierw szą o nich podaje w zm iankę.

(G ó rn ictw o , I. 317).

K uźnia w O hocianow icach n ad rz ek ą N e­

rom, niedaleko P ab ijan ic, którój k o p aln ia do­

starczała w ielk ą obfitość ru d y w bardzo d o ­ b ry m g a tu n k u , m ia ła — j a k pow iad a D ługosz, role niem ałe ju ż w y k a rczo w an e i u p ra w n e, m iała ta k ż e i las, w k tó ry m niem ało pola m o ­ żna było jeszcze w ykarczow ać, do tego i łą k i dobre, za co w szy stko h u tn ik , czyli ta k zw any m a g iste r fa b ry k i obow iązany b y ł dw orow i pab ijan ick iem u ty tu łe m czynszu rocznego d a­

wać co sobota dw a żelaza płużne, n a d to ob­

rządzać bezpłatnie pługi, wozy, za m k i i d ro ­ bne rzeczy w go spodarstw ie, p rz y te m z ról,

przez fab ry k ę p o siad an y ch uiszczał d ziesięci­

nę w ytyczną (I, 292). T rzeb a tu zauw ażyć, że odpowiednio do uposażenia, czynsz to b y ł szczególnie u m iarkow any, p odług czego w no­

sić w ypada, żo przem y sł h u tn ic z y w ow ych czasach b y ł nader słabo ro z w in ięty , zaś p ra c a m łotem p rz y liow adle stosunkow o drogo p ła ­

coną i, co za te m idzie, że daw ne d y m ark i i kuźnice, ja k e śm y to ju ż m ów ili, skrom nie bardzo fun kcy jo n o w ały , zasp ok ajając p o trz e ­ b y najbliższej ty lk o okolicy, czem się w yjaśnia

ta k gęste onyck rozszerzenie.

P o tw ie rd ze n iem tego j e s t w łaśnie, co m ów i D ługosz, k tó ry z uw agi, że ru d a w okolicy k uźnicy C hocianow ickićj znajdow ała się w znacznćj, j a k m ówi, obfitości i w d ob ry m g a tu n k u , doradzał założenie w pobliskości dw u jeszcze in n y ch kuźnic. N ie rad ziłb y pew nie tego, g dyby fa b ry k a C hocianow icka nie funkcyj ono w ała n a d e r skrom nie, czego być m oże m iarą b y ł i sk ro m n y czynsz, płaco­

n y przez nią dziedzicowi.

B y ły tak że w S ieradzkiem ru dn ice w K r a ­ szew icach n a rzece O leśnicy w staro stw ie G rabow skiem , gdzie w r. 1423 założył fa b ry ­ kę n ie ja k i D ługosz i płacił z niój staroście co- ro k 7 grzyw ien, daw ał 1 wóz, 2 pługi żelazno i 3 beczki piw a. T a k sam o w sta ro stw ie K lo- n ow sk iem pod w sią B raszow icam i b y ły około r. 1425 dw ie kuźnice: B ło ń sk a i Z agrzebska;

w Szczercow ie n ad W id aw k ą, w P rzeczn iach n ad rz e k ą D ąbow oleć, a około r. 1440 w R u ­ dnie n a d W a r tą (Ł ab ęcki, G órnictw o I, 313).

O koło tegoż czasu lub nicco późniój b y ły liczne n ad e r ru d n ice po różn ych m iejscach, ja k o to : w w o jew ód ztw ie S andom ierskiem , P ło ckiem ; w starostw ach: O strołęckiem , Ł om - ży ńsk iem , A u g u sto w sk iem , w K n y szy ń sk iem , O hełm skiem , L ato w ick iem , L iw sk ie m , L u b a - czow skiem , O sieckiem i t. d.

Z e w szystkiego , cośm y pow yżćj pow iedzieli o kazuje się, że p rzem y sł żelazny, będąc u nas najb ard ziej rozpow szechnionym , je s t tak że je d n y m z n ajd aw n ie jszy ch i że w brew opinii w ielu pisarzy naszych , p o w staw an ie u nas fa b ry k żelaznych czyli ku źnic znacznie poza w iek X I I I - t y cofnąć trzeb a P rzy czem m ając n a w zględzie dow ody h istoryczn e, a tak że sięgając poza tak ow e, p o w iem y i to, co n am się w y daje zupełnie n atu ra ln em , że obok ró ­ żn ych potrzeb rycersk ich , gosp od arsk ich i t. p.

p rzy ta k rozpow szechnionem i ru chliw em g ó r­

n ic tw ie naszem w czasach, o ja k ic h pierw sze dochodzą n as piśm ienne podania, tru d n o je s t n a w e t w yo brazić sobie, w ja k ib y sposób gór­

nicy tam to cześn i p ra c u ją c y w kopalniach soli

lu b ołow iu, m ogli obchodzić się bez narzędzi,

k tó ry c h przecież n ie sprow adzano sk ąd in ąd ,

a w iem y, że obok ryd la, p e rlik i żelazo czyli

Cytaty

Powiązane dokumenty

T ak przygotowany przyrząd i napełniony badanym płynem staw ia się na siatce, tafli żelaznśj lub kąpieli piaskowej i zwolna niewielkim płomieniem ogrzew a. Przez

Drapieżnik ten je s t zwykle przez lato wszędzie u nas pospolitym, lecz wszędzie nielicznym, w tym zaś roku pojaw ił się w daleko większej obfitości, przez

sposobu, k tóry pozw ala na sztuczne otrzym yw anie, sposobami czysto chemicznemi, mocznika (karbam idu), m ateryi najbogatszej w azot ze w szystkich ciał

N aw et w spoczynku tylko ram iona dotykają ziemi, ciało zaś krążkow ate je s t wzniesione, w tedy ofiura przedsta­. w ia się jak o krążek w sp arty n a

lazkami, oraz tablice, zaw ierające gotowe schem aty do obliczeń zarówno przy samej fabrykacyi, jako też przy próbacb i dośw iadczeniach z nią

Rozmnożenie to daje się już uczuw ać przez szkody w drzew ach wyrządzane.. Zawisza przywiózł w tym roku kilka pni dębowyeh, z drzew przez bobry

Komitet Redakcyjny stanowią: P. dziekan Uniw\, mag. Z araz więc rozpocząłem sto­.. jako pen sy ją.. Uczuw szy się. Wspomnienia z podróży do Syberyi etc.. niem ogąc

dziekan Uniw., mag.. Ilzę są tą protoplazm atyczna gruszeczlta poczyna wiosłow ać i szybko pływ a po pow ierzchni wody. Zaródź kom órek zw ierzęcych lub