• Nie Znaleziono Wyników

J« 25 (1108). W a rs z a w a , d n ia 21 c z e rw c a 1 9 0 3 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "J« 25 (1108). W a rs z a w a , d n ia 21 c z e rw c a 1 9 0 3 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J« 25 (1108). W a r s z a w a , d n i a 2 1 c z e r w c a 1 9 0 3 r . Tom XXII.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W arszaw ie : rocznie rub. 8, kwartalnie rub. 2.

Z p rz e sy łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny G do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

CZY R O Ś L IN Y M A JĄ N E R W Y ?

Z n a n a je s t w rażliw ość w ielu roślin n a bodźce zew nętrzne. C zułek (M im osa pudica), stu la ją c y listeczk i za lad a dotknięciem lu b w strząśnieniem , m u ch o łó w k a (D ionaea m u- scipula), za m y k a jąca połów ki liścia, skoro ow ad p o trą c i o je d e n z w łosków , um ieszczo­

n y ch n a liściu, ro siczka (D rosera), c h w y ta ją ­ ca o w ady zapom ocą w łosków g ruczołko- w y c h —oto są najczęściej p rz y ta cza n e p rz y ­ k ła d y te g o ro d z a ju w rażliw ości. M ożna tu jeszcze przy to czy ć ru c h y p ręcikó w i znam ion u w ielu k w iatów , skręcanie się w ąsów roślin w ijących się pod w pływ em d o tk n ięcia c iała obcego; tak sam o czułe na d o tk nięcie są i końce ro sn ą cy ch korzeni, k tó re o d g in a ją się od m iejsca ucisku, przez co m o g ą om ijać w glebie znaczne n a w e t p rzeszko dy z n a jd u ­ ją c e się n a k ie rn k u ich w zrostu.

N ajbliżej zb a d an e d o tąd są fu c h y czułka.

B a d a n ia D u tro c h e ta , M eyena, S ach sa, P feffe- ra i H a b e rla n d ta stw ierdziły, że p rz y czy n y ty ch ru ch ó w k ry ją się w zm ian ie ję d rn o śc i kom órek o rg a n ó w ru c h o w y ch w s k u te k p rz y ­ p ły w u i o d p ły w u w ody. M am y więc tu ta j do czynien ia ze sp ecyalnym ro d zajem p rz e ­ noszenia s ta n u p obudzenia, k tó ry polega g łów nie n a zm ianie w ciśn ien iu h y d ro sta - ty czn em i przez to ró ż n i się w y b itn ie od ty c h sposobów , ja k ie sp o ty k am y w świecie

zw ierzęcym . U in n y c h ro ślin p rz ew o d n i­

ctw o sta n u czynnego m usim y przy p isać ta k sam o m niej w ięcej, ja k i u zw ierząt, szcze­

gólnej w łasności żywej p ro sto p lazm y kom ó­

rek. L ecz w organ izm ie zw ierzęcym is tn ie ­ j ą w ty m celu specyalnie zróżnicow ane k o ­ m órki, tw orzące ta k zw any u k ła d n erw ow y.

N ic podobnego n ie zn ajd ow ano d o tą d u r o ­ ślin. H a n ste in , w p raw dzie, k iedy ś ch ciał p rz y p isać czynność n erw ów ru rk o m sitk o ­ w ym , lecz p rzypuszczenie to nie d aje się uzasad nić. S poro św iatła n a tę k w e sty ę rzuciło dopiero o dk ry cie przez T a n g la w o r­

ganizm ie ro ślin y połączeń p ro to p laz m a ty c z- n y c h pom iędzy sąsiedn iem i kom órkam i.

P o zatem w łasność p rzew o d n ictw a s ta n u p o ­ bu dzenia w e w n ątrz kom ói’ki p rzy pisy w ano całej m asie p ro to p lazm y , lub też, ja k p r z y ­ puszcza w o sta tn ic h czasach N oll, jej w a r­

stw ie zew n ętrzn ej.

T ym czasem n iedaw no u k a z a ła się ro z p ra ­ w a, k tó rej a u to r dow odzi, że i w organizm ie ro ślin n y m , p rz y n ajm n ie j w częściach b a r­

dziej w rażliw y ch n a bodźce zew nętrzne, is t­

nieje specyalne podłoże do przenoszenia p o d n ie t, p rz ed staw iając e p ew n ą an alo g ię z u k ład em nerw ow ym zw ierząt. A u to rem tej p ra c y je st m ło d y u czon y czeski B o h u m il N em ec, d o cen t u n iw e rs y te tu czeskiego w P rad z e.

P ie rw sz a w z m ian k a o tem ciekaw em o d ­

k ry c iu u k azała się w roku 1900 w B iologi-

(2)

3 7 0

-w s z e c h ś w i a t

Jns 2 5

sches C entralblatt 1). B yła to n o tatk a ty m ­ czasowa, w której au to r zaw iadam ia czytel­

ników, że w kom órkach w rażliwej części ko­

rzenia wielu roślin udało m u się odkryć wiązki niteczek protoplazm atycznych (fibril- lae), przebiegające w pew nym określonym kierunku. Ogólny ich w ygląd przedstaw ia wielkie podobieństwo do niteczek n erw o­

wych, jakie A p a th y i B ethe obserwo­

wali w organizm ach pierścienic i raków . O kierunku,

av

jak im oue przebiegają, daje pojęcie załączony niżej rysunek schem atycz­

ny, przedstaw iający korzeń h y a c y n tu (fig. 1).

Tego rodzaju w iązki niteczek, których przeznaczeniem, w edług au to ra, jest przeno­

szenie stanu pobudzenia, znajd u ją się tylko

Pi P I

Fig 1. Przecięcie koniuszka korzenia

h y a c y n t u

(Hyacinthus orientalis); P I — pleroma; lJ(i— pe- ryblema i dermatogen; H — czapeczka; S — grupa

komórek wrażliwych na bodźce geotropiczne.

w koniuszkach korzeni, a m ianow icie w ich części wrażliwej n a bodźce zewnętrzne.

W w ew nętrznej części korzenia (w pleromie) przebiegają one podłużnie, w w arstw ach zaś zew nętrznych rozchodzą się prom ieniście ku powierzchni.

Bliższe szczegóły o tem odkryciu zn a jd u ­ jem y w osobno w ydanem dziele w ym ienio­

nego autora p. t. „Die Reizleifcung u n d die reizleitenden S tru k tu re n bei den P fla n z e n “.

(Z 3-ma tablicam i i 10 ry sunk am i w tekście.

Jena. Gust. F ischer. 1901. S tr. 153).

*) B. Nemec. Die reizleitenden Strukturen bei den Pflanzen. Biologisches Centralblatt t. XX, 1900, nr. 11, str. 3 6 9 —373.

A u to r zwrócił przedew szystkiem uwagę na zbadanie dokładne, w jakim kierunku przebiega w korzeniu pobudzenie, wywołane przez bodźce zewnętrzne, gdyż, jeżeli istnie­

je w roślinie specyalna budow a protoplaz- m atyczna, służąca do przenoszenia stanu czynnego, kierunek jej m usi odpowiadać kierunkow i, w jakim najszybciej szerzy się pobudzenie. D latego też au to r zajął się najpierw zbadaniem przebiegu pobudzenia wyw ołanego w korzeniu przez zadanie rany.

Ze w szystkich bodźców zew nętrznych z ra ­ nienie zostało w ybrane dlatego, że w yw ołu­

je ono w kom órkach pewne zmiany, które łatw o dają s:ę obserwować na preparatach utrw alonych. J u ż F ra n k (w r. 1872) zau­

w ażył wpływ zranienia na grupow anie się ciałek zieleni w liściach. Jeżeli zerwiemy liść pospolitej rośliny wodnej E lodea cana- densis i będziemy go obserwowali przez mi­

kroskop, to łatw o zauważym y w ew nątrz ko­

m órek ruch ciałek zieleni, spowodowany właśnie przez ranę, pow stałą w skutek ode­

rw ania liścia. Lecz dokładne zbadanie w pły­

wu ran y na kom órki najrozm aitszych orga­

nów roślinnych zawdzięczamy dopiero p ra ­ com Tangla, a zwłaszcza Nestlera. Okazu­

je się, że jeżeli zranim y w jednem miejscu koniuszek korzenia, pobudzenie tego ro ­ dzaju wywołuje w najbliższej w arstw ie ko­

m órek zjaw ienie się w wielkiej ilości wodni- czek, w dalszych zaś kom órkach wpływ ów w yraża się w tem , że protoplazm a i jądro przesuw ają się ku ścianie poprzecznej prze­

ciwległej kierunkowi, skąd działa podnieta.

Tego rodzaju grupow anie się ją d e r i proto- plazm y w kom órkach przenosi się powoli z jednej kom órki na drugą; po pew nym zaś czasie jąd ra znów w racają ku środkowi i ko­

m órka przyjm uje w ygląd norm alny. S k u t­

kiem tej t. zw. reakcyi „traum atropiczńej“

możemy dokładnie widzieć w jak im kierun­

k u następują zm iany w skutek zranienia oraz m ierzyć szybkość przenoszenia sta n u pobu­

dzenia. Nemec brał do swoich doświadczeń korzonki zwykłej cebuli (Allium cepa), h o ­ dowanej w wodzie i wT ciemności; następnie zadaw ał korzonkom najrozm aitsze ran y przez przecięcia poprzeczne, podłużne, ukłó- cie i u trw alał prep araty zapomocą przepa- jan ia odczynnikiem specyalnym, składają­

cym się z kwasów pikrynow ego, octowego

(3)

N s 2 5

W SZECHŚW IAT

3 7 1 i siarczanego w n ajro z m aitsz y ch odstępach

czasu; ta k n p . je d e n p re p a ra t w k w a d ran s po za d a n iu ra n y , d ru g i w pół godziny, trz e ­ ci w godzinę, cz w arty w 2 g o d zin y i t. d.

R obiąc n a stęp n ie z każdego p re p a ra tu sk ra w k i i, b ad a ją c je pod m ikroskopem , a u to r z u g ru p o w a n ia ją d e r w k om órkach m ó g ł d o k ład n ie zb adać p rzeb ieg reakcyi, a w ięc w ja k im k ie ru n k u odbyw a się ona i z ja k ą szybkością. B a d a n ia te w y k azały , że p obudzenie sp raw io n e przez ra n ę ro zch o ­ dzi się od ko ń ca k o rzen ia i najszybciej w j e ­ go części w e w n ętrzn ej.

N astęp n ie a u to r b a d a ł w pływ czynników zew n ętrzn y ch , ja k św iatło, te m p e ra tu ra , środow isko oraz siła ciążenia n a szerzenie się p o b u d ze n ia w k o m ó rk ach roślin n y ch , a więc w y staw ia ł te sam e ko rzen ie cebuli n a d ziałan ie św iatła, n a w p ły w n ajro z m ait­

szych te m p e ra tu r, hodow ał roślinę w w o­

dzie, tro cin a ch , w pow ietrzu w ilgotnem i zaw ieszał j ą k o rzen iam i do góry. N a j­

w iększy w p ły w n a p rzeb ieg re ak cy i w y k a ­ zuje te m p e ra tu ra . W te m p e ra tu rz e stałej w g ra n ic a c h od 9 -- 3 5 ° C w ielkich zm ian niem a; n a stę p u ją one dopiero po p rz e k ro ­ czeniu ty c h g ra n ic ; w ów czas i pobudliw ość zm niejsza się szybko i niebaw em zn ika z u ­ pełnie. M niej więcej to sam o zachodzi wobec szy b k ich zm ian te m p e ra tu ry .

M ając d ane, do tyczące p rz ew o d n ictw a p o ­ b u d zen ia w k orzen iu , a u to r p rz y s tą p ił do zb a d an ia b u d o w y ty ch że korzonków i od­

k ry ł w ich k o m ó rk ach w iązki bard zo su b ­ te ln y c h n iteczek p ro to p laz m a ty c zn y ch , p o ­ do b n y ch do n iteczek n erw ow ych u zw ierząt.

P rzeb ieg ich w korzeniu w zupełności od ­ p ow iada k ieru n k o w i, w ja k im odbyw a się re ak cy a w y w o łan a przez ra n ę . K ilk a r y ­ sunków (fig. 2) n ajlepiej n am w y ja śn i w y ­ g ląd o gólny ow ych nerw ów roślinnych.

A u to r z a b a rw ia ł k orzo n k i cebuli b łęk item m etylenow ym i p ró b o w ał b ad ać owe n i­

teczk i „in v iv o “; jak k o lw iek m ożna je do- strzedz, lecz w y stę p u ją one w ów czas n ie­

z b y t w yraźnie. P rz e p ą ja ją c korzo n k i roz- m aitem i o d czy n n ik am i i b arw iąc je n a s tę p ­ nie w n a jro z m a itsz y sposób, m ożem y o trz y ­ m ać nadzw yczaj w y ra ź n e p re p a ra ty . O prócz cebuli a u to r b a d a ł jeszcze korzenie n a jro z ­ m aitszy ch in n y ch ro ślin, ja k o to : h y ac y n tu , kosaćca, g ro c h u , bobu, ziem niaka, d y n i

i w ielu in n y ch (jak Z anich ellia p alu stris, R o rip a am phibia, T ria n e a bogotensis), a ta k ­ że m łode p ączk i (plum ula) k iełk u jący ch tra w —prosa, ow sa, i w szędzie zn a jd o w a ł

to'

i / A '•

...

Mli

O

I

Fig. 2. a —Dwie komórki z wewnętrznej części korzonka cebuli (Allium cepa), b—Rząd komó­

rek z korzenia paproci (Aspidium decussatum).

<;—Rząd komórek ze zranionego i utrwalonego po 45 minutach korzonka cebuli (Allium cepa).

ow ą niteczkow atą s tru k tu rę . Z n a jd u je się

o n a rów nież i w k orzeniach p ap ro ci (W ood-

w a rd ia ra d ic an s, A sp id iu m decussatum ),

jak k o lw iek ty p bud ow y je s t tu ta j cokolw iek

(4)

3 7 2

W SZECH ŚW IAT

M 2 5 odm ienn y od tego, ja k i w idzim y w k o rz o n ­

k ach cebuli. N ie m ożna tam ściśle ro z ró ż­

nić oddzielnych niteczek w w iązkach , clio- ćiaż n a końcu ro zg ałęzia ją się o n e n a podo­

bieństw o pędzelków . T en ty p b u d o w y nie je s t w łaściw y sam y m ty lk o pap ro cio m , g d y ż sp o ty k a się i u n ie k tó ry c h ro ślin d w u li­

ściennych. W iąz k i ow ych , n iteczek p roto- p laz m a ty c z n y c h w najw iększej ilości z n a j­

d u ją się w w ew nętrznej części k o rz en ia (w plerom ie); m niej w y raźn ie w y s tę p u ją w w arstw ach ze w n ętrz n y ch (w p ery b lem ie i w d erm ato genie). C zy istn ie je pom ięd zy niem i ścisła łączność, ciągłość,: a u to r nie je s t p ew ny, jak k o lw iek przy p u szcza, że istn ie je je d n a k pew n a sty czn o ść (k o n ta k t) pom iędzy zakończeniam i n itecz ek w k o m ó rk ac h są­

siednich. P o n iew aż k ieru n e k , w ja k im p rz e ­ b ieg ają n iteczki, ściśle odp o w iad a k ie ru n k o ­ w i szerzenia się p o b u d ze n ia Wskutek ra n y , m ożna w ięc p rzyp uszczać, że sp e łn ia ją one ta k ą fu n k c y ę ja k i ra n y , to je s t słu żą do szybkiego przen o szen ia p o b u d ze ń w p ew ­ nym określon ym k ieru n k u . T e n fa k t, że zn a jd u ją się one w k o rz e n ia c h n a jro z m a it­

szych roślin i p rz y te m ty lk o w p ew n y ch określonych k o m ó rk ac h p rzem aw ia za tem , że m ają one ściśle określone znaczenie fizyo- logiczne. N a k o rzy ść p rz y p u szcz en ia a u to ­ ra , że owe w iązk i n itecz ek s p e łn ia ją rz ecz y ­ w iście ta k ą czynność, ja k ą on im p rz y p is u ­ je, p rz e m a w ia ją i in n e fa k ty . P rz e d e w sz y st­

kiem w szędzie, gdzie re a k e y a w y w o ła n a przez ra n ę o d b y w a się szybciej, m ożem y stw ierd zić obecność o w ych w iązek p ro to - p lazm aty czn y ch ; ta m , g d zie ich n iem a, k o ­ m ó rk i albo w cale nie re a g u ją n a z a d a n ą r a ­ nę lu b też bard zo pow oli. N a stę p n ie , j a ­ keśm y ju ż p rz ed tem w idzieli, w ra zie szy b ­ kiej zm ian y te m p e ra tu ry tra u m a tro p iz m ko m ó rek zn ik a p ra w ie zupełnie; je ż e li zb a­

d am y ta k ie k o rz o n k i bliżej, to okaże się, że zn ik ły w n ich rów ież i w iązk i n itecz ek pro- to p lazm aty cz n y ch . U leg a ją one ro z k ła d o w i i pod w p ływ em in n y ch bodźców z e w n ę trz ­ ny ch , j a k plazm oliza, d ziała n ie ch lo ro fo rm u , b en z y n y i eteru . N iteczki owe w ów czas s ta ją się z p o cz ątk u bardziej ziarn iste , a n a ­ stęp n ie ich su b sta n e y a skupia, się w osobne ciałk a, k tó re b a rw ią się b ard zo in te n sy w n ie , ja k to w idzim y n a fig . 3.

P obu dliw ość k o m ó rek ta k ie g o k o rz en ia

zm n iejsza się; n a zran ien ie re a g u ją one n a d ­ zw yczaj wolno. Jeż eli ów rozk ład zo stał w y w o ła n y przez zm ianę te m p e ra tu ry , to po up ły w ie pew nego Czasu, g d y te m p e ra tu ra sta n ie * się n o rm aln ą , w iązki n iteczk ow ate znów u k az u ją się: w k om órkach. Jeżeli przez czas d łu ższy n ie źlm ehim y cieczy, w k tó rej h o d u jem y roślinę, w ów czas w s k u ­ te k n agro riiadźenia su b śtan cy j szkodliw ych, w iązki n iteczek w n ie k tó ry c h k o m ó rk ac h ule­

g a ją rozkładow i; jeżeli'w ó w czas zra n im y ko­

rzo n ek i zb ad am y p rz eb ieg reakcyi, to z a u ­ w ażym y , że najszybciej p o stęp u je ona w ty c h kom ó rkach, g dzie zn a jd u ją się n ie ­ zm ienione niteczk i p ro to p lazm aty czn e. N ie­

k tó re dośw iadczenia a u to ra w sk azu ją ró w ­ nież, że owe w iązki niteczek b io rą u d ział w p rzenoszeniu po d n iet n a tu ry geo- tro p icz n ej.

Fig. 3. Komórki, w których wiązki niteczek protoplazmafcycznych znikły wskutek zmiany

temperatury.

M am y więc tu ta j do czynienia z bardzo w ażnem odkryciem , k tó re uczy nas, że rośli­

n y p o siad ają rów nież pew ne podłoże do przenoszenia p obudzeń, p rz ed staw iając e n ie­

ja k ie podobieństw o do u k ła d u nerw ow ego zw ierząt. Ja k k o lw ie k p od ob ień stw o nie je s t zupełne, w k aż d y m i’azie w n a stę p stw ie teg o o d k ry cia zn ik a jeszcze jed n a różnica po m ięd zy zw ierzęciem a rośliną.

P ra c a uczonego czeskiego sp o tk a ła się z u zn a n ie m ze s tro n y n ie k tó ry c h b o tan ik ó w (w spom nę np. sp raw ozd anie fizyologa K olila w B otan isch es C en tralb latt), lecz jed n o cz e­

śnie i ze sceptycyzm em in n y ch . T a k im s c e p ­ ty k ie m o kazał się z n a k o m ity a u to r a n a to ­ m ii fizyologicznej H a b e rla n d t ł). U czony

’) G. Haberlandt. Ueber Reizleitung im

Pflanzenreich. Biologisches Centralblatt, t. XXI,

1901, nr. 12, str. 3 6 9 - 3 7 9 .

(5)

M 2 5

W SZECHŚW IAT

3 7 3

ten zw raca przedewszystkiem uwagę, że w literatu rze botanicznej spotykam y ju ż nie­

jednokrotnie wzm ianki o podobnych stru k ­ turach niteczkow atych w kom órkach roślin­

nych; znajdują się one zwykle w ścisłym związku z procesem karyokinetycznego po­

działu jąd ra. Czy czasem więc i pocho­

dzenie niteczek odkrytych przez Nemeca nie je s t tego samego rodzaju, zapytuje autor.

Jeżeli owe niteczki protoplazm atyczne słu­

żą rzeczywiście do przenoszenia stanu pobu­

dzenia, rozum uje H aberlandt, to przede­

wszystkiem pow inny się znajdow ać tam , gdzie szybkość przew odnictw a jest daleko większa, niż w koniuszkach korzeni, a m ia­

nowicie w niektórych pręcikach, znamio­

nach, wąsach, w liściach tak ich roślin, ja k B yophytum sensitivum , A ldrovandia vesicu- losa i Dionaea m uscipula. Tymczasem ba­

dania przedsięwzięte przez H aberlandta by­

najm niej nie w ykazały ich obecności W o­

bec pewnego związku wiązek niteczkow a­

ty ch z jąd rem kom órki, ja k to widzimy na rysunkach, m ożna przypuścić, w edług zdania tegoż autora, że funkcya ich polega na przenoszeniu podniet od jąd ra ku ścianie komórkowej. W sprawie rozpuszczania owych ścianek w iązki odkryte przez Nemeca, być może, m ają udział czynny.

Odpowiadając na zarzuty H aberlandta 1), Nemec nie uznaje bynajm niej możliwości te­

go rodzaj u tłum aczenia, lecz rozbiera krytycz­

nie literatu rę dotyczącą rozm aitych stru k­

tu r niteczkow atych w kom órkach roślin­

nych i dochodzi do wniosku, że odkryte przez niego niteczki n ie’m ają nic wspólnego z procesami podziału komórek, gdyż w ystę­

pują i w takich kom órkach, które już się nie dzielą. 0 innem ich pochodzeniu świadczy najw ym ow niej ten fakt, że znikają pod wpływem zm ian tem peratury i zjaw iają się znowu w ty ch sam ych komórkach, skoro tem peratura znów będzie norm alna podczas gdy żadne inne zm iany w tych kom órkach nie zachodzą.

Owa zmienność dróg przewodzenia u ro ­ ślin pod w pływ em bodźców zew nętrznych

w przeciwieństwie do stałych narządów w świecie zwierzącym objaśnia się w ten sposób, że korzeń rośnie szybko, i przez to w części wrażliwej na podniety zjaw iają się wciąż nowe kom órki; przez to i wiązki nitecz- kow ate służące do przenoszenia pobudzeń znikają w jednych kom órkach i w ytw arzają się wciąż w nowych.

Co dotyczę znaczenia, jak ie Ilab erlan d t przypisuje owym wiązkom niteczek p roto­

plazm atycznych, to przeczy tem u fak t, że spotykam y je również i w kom órkach wcale nie wy dłużonych—zarówno w takich, któ­

rych ścianki poprzeczne znikają później, jak i takich, gdzie one nie znikają wcale, przy- tem w niektórych kom órkach ścianki po­

przeczne rozpuszczają się dopiero wtedy, kiedy z wiązek niteczkow atych już dawno nie zostało śladu.

N a zasadzie przypuszczenia o znaczeniu ją d ra niem ożna wytłum aczyć owej sym etryi zakończeń wiązek w każdej komórce, sp ra­

w iającej wrażenie pewnej ciągłości układu.

Niepowodzenie H aberlandta w poszukiw a­

niach opisanych stru k tu r u rozm aitych narzą­

dów innych roślin Nemec objaśnia w ten spo­

s o b i e wszystkie one reagują na bodźce w jed ­ nym ściśle określonym kierunku, więc, bar­

dzo być może, ruchy ich dadzą się wyjaśnić na drodze czysto fizycznej, ja k ruchy czułka.

Inaczej rzecz się ma z koniuszkiem korzenia,

| gdzie m am y do czynienia z pewnego rodza­

ju polaryzacyą pobudliwości, wymagającej przystosow ania się do reagow ania na pod­

niety we wszelkich kierunkach. Dalsze ba­

dania autora nad tą kw estyą jeszcze b ar­

dziej utw ierdziły go w słuszności powziętej hypotezy; udało m u się przytem obserwo­

wać owe niteczki „in v ivo“ w korzeniach paproci Aspidium decussatum.

Stoim y więc wobec nowego bardzo cieka­

wego faktu. N aw et gdyby się okazało, że au tor myli się co do funkcyi, ja k ą przypisu- odkrytym przez siebie strukturom , sum ien­

n a praca jego nie straci znaczenia, chociażby jako bodziec do dalszych badań w raz w y­

tkniętym kierunku, gdzie wiele jest jeszcze do zrobienia.

B . H ryniew iecki,

*) B. Nemec. Die Bedeutung der fibrilla-

ren Strukturen bei den Pflanzen. Biologisches

Centralblatt t.X X I, 1901, nr. 17, str. 529—358.

(6)

3 7 4

W SZECH ŚW IAT

M 2 5

PO ST Ę PY C H EM II B IA Ł K A .

(D okończenie).

n i.

Z powyższego widzimy, że chem ia ciał białkow atych je s t dopiero w zawiązku.

Z sam ym faktem jednakże, że chem ia ciał białkow atych istnieje i że się stała chem ią organiczną, przestając być fizyologiczną, t.j., że dąży konsekw entnie do w yjaśnienia budo­

w y ciał, tu należących, a nie poprzestając n a czczeni odróżnianiu album in, globulin i t. p., liczyć się należy.

Zdaniem Kossela tylko je d n a droga może doprowadzić do rozw iązania zawiłego zada­

nia, jakiem je s t gruntow ne rozpoznanie bu- dowy cząsteczki ciał białkow atych, a m iano­

wicie w ybranie najprostszych z nich, zbada­

nie jakościowe i ilościowe ty c h nielicznych odłamków, jak ie pow stają przez ich rozszcze­

pianie i stw orzenie w ten sposób najprostsze­

go zarysu budow y w szystkich ciał, należą­

cych do tej samej grom ady. Szukając mię- cjzy n aturalnem i ciałam i białkow atem i n aj­

prostszego, Kossel pow ziął szczęśliwą m yśl zbadania chemicznego kom órek rodnych męskich. Te kom órki posiadają ustrój pro­

sty, podczas g d y kom órki żeńskie zaw ierają substancye chemiczne, potrzebne do karm ie­

nia pow stającego zarodka, kom órka m ęska jest w togóle pozbaw iona wszelkiej czynności odżywczej i posiada w yłącznie najniższe pierw iastki chemiczne, zdolne do zapładnia- nia lub do ruchu. W tej właśnie komórce m ożna spodziewać się znalezienia ty ch pro­

stych ciał organicznych, k tó re dają począ­

tek bardziej złożonym substancyom u stro ju rozw iniętego i któreby m ogły wskazać, ja k te substancye są zbudowane. W samej rze­

czy ciała podobne zostały głów nie przez K ossela znalezione. Są to t. zw. protam iny, ciała zasadowe, które jak o połączenia z kw a­

sem nukleinow ym , jako nukleiniany, wcho­

dzą w skład główek plem ników niektó­

rych ryb.

Z nanych je s t kilka p r o ta m in : salm ina z plem ników łososia, stu ry n a z plem ników jesiotra, klupeina z plem ników śledzia, cy- klopteryna z plem ników ry b y Cyclopterus lum pus i inne.

Sposób Kossela otrzym yw ania protam in jest w głównych zarysach następujący. W y- płókuje się plem niki z dojrzałych jąd e r ry ­ bich wodą. W yciągnąw szy je następnie alkoholem i eterem , w ykłóca się je wielo­

krotnie z dużą ilością 1%-wego kw asu siar­

kowego, przyczem się otrzym uje siarczan protam iny, k tó ry się dalej oczyszcza przez w ielokrotnie pow tarzane osadzanie alkoho­

lem i później pikrynianem sodowym.

P rotam iny są to ciała o charakterze wy­

bitnie zasadowym, ich roztw ór wodny od­

działyw a w ybitnie zasadowo, z kwasam i tw orzą dobrze określone sole. P rotam iny m ają cztery ważne cechy, wspólne z ogółem ciał białkow atych : 1) dają odczyn biureto- wy; 2) try p sy n a je rozszczepia; 3) przez hy­

drolizę, niedaleko posuniętą, pow stają z pro­

tam in m ałe ich odłam ki o charakterze biał­

kowym , zwane protonam i dla analogii z pep­

tonam i; 4) przez hydrolizę zupełną dają p ro d u k ty rozszczepiania, właściwe ciałom białkow atym .

P ro d u k ty rozszczepiania protam in są b ar­

dzo nieliczne. Je d n a z najprostszych pro­

tam in, klupeina z plemników śledzia, roz­

k ład a się na argininę, której jest bardzo du ­ żo (w klupeinie 82,2$), kwas amidowalerya- now y i resztę jeszcze nieznaną, której musi być bardzo niewiele. Żaden z powyższych produktów rozszczepiania nie daje reakcyi biuretow ej. Pow stający jednakże przez zło­

żenie się ty ch produktów proton klupeiny, t. zw. klupeon, już ją daje, ta k samo ją da­

je n aturalnie i klupeina, utw orzona z kilku g ru p protonow ych. Z tego w ypływa, że produ kty rozszczepiania klupeonu ta k są ze sobą w jego cząsteczce połączone, że po­

w staje w m iejscu połączenia ugrupow anie atom ów, dające reakcyę biuretow ą. O stat­

nie analizy, poczynione w pracow ni K os­

sela, dały wzór dla cząsteczki klupeonu C28H 66N ,40 8 . Inne protam iny są bardziej złożone, cyklopteryna np. zaw iera w czą­

steczce grupę tyrozynow ą, przez co daje re ­ akcyę Miliona.

Z daje się nie ulegać wątpliwości, że p o ­ znanie budow y chemicznej protam in, n a j­

prostszych ze spotykanych w przyrodzie ciał białkow atych, nastąp i niedługo.

Z danych, jakie otrzym ano w badaniach

produktów rozszczepiania ciał białkow ych

(7)

j\r« 25

z protam inam i włącznie, można wyciągnąć dwa bardzo ważne wnioski.

Popierwsze, okazuje się, że wszystkie zba­

dane dotąd ciała białkow ate bez w yjątku zaw ierają w cząsteczce argininę. Na mocy tego Kossel przypuszcza, że argininę m ożna poniekąd uważać za jądro ciał białkowatych, właściwe im wszystkim . Naokoło argininy, jak o jąd ra, układają się dopiero ju ż w roz­

m aity sposób inne grupy, kw asy jednoam i- clowe, dwuamidowe, tyrozyna i t. cl., tw o­

rząc naprzód peptony, a potem ciała coraz bardziej złożone.

Pow tóre po argininie najpospolitszą jest lizyna i leucyna, mniej pospolitą je s t histy- dyna (C6H 9N 30 2 , budowa niewyjaśniona).

Te cztery ciała : arginina, lizyna, leucyna i histydyna, zostały przez Kossela nazwane zasadam i heksonowemi, ponieważ każde z nich m a 6 atomów węgla w cząsteczce :

leucyna... C^IIj 3N 0 2 lizyna... C6H 14N 20 2 histyd yn a . . . . C6H,,N30 2 a r g i n i n a ... C(.H J4N40 2

Tu naprzód uderza podobieństwo ciał białkowych do węglowodanów, które, jak wiadomo, składają się zawsze z mniejszej lub większej ilości g ru p sześciowęglowych.

Dalej, jest wielce prawdopodobnem, że gdy się w u stro ju kosztem ciał białkow atych tw orzą węglowodany, to spraw a ta odbywa się w tych w łaśnie gru pach sześciowęglo­

wych przez odszczepianie am oniaku i u tle­

nianie reszty.

IV.

Z powyższego szkicu w ypływa, że dzieło, wieńczące badanie każdego ciała w chemii organicznej, synteza ciał białkow atych, to najszczytniejsze zadanie chemii organicznej jest jeszcze celem bardzo oddalonym. Z ja- kiemi trudnościam i spotka tu się jeszcze chemik, nie m am y żadnego pojęcia. Prócz tych trudności, których przezwyciężenie jest tryum fem um ysłu ludzkiego, piętrzą się jeszcze n a drodze chem ika te same przeszko­

dy, które n a każdym kroku stoją nauce na drodze. Tą przeszkodą je s t brak środków m ateryalnych. Można praw ie napewno

375 twierdzić, że gdyby którem u z najsław niej­

szych chemików dać 10 l<g protam iny, wy­

jaśnienie jej budowy byłoby tylko kwestyą krótkiego czasu. Tymczasem, żeby jej otrzy­

mać kilkadziesiąt gramów, trzeba przera­

biać dziesiątki olbi’zymich pudeł jąd e r ry ­ bich, a jakich to trzeba kosztów i stosun­

ków, żeby wogóle taką porcyę dostać! Gdzie szukać pracowni, któreby miały parusetli- trow e ap araty ekstrakcyjne, albo aparaty do próżni o objętości m etra sześciennego, jak ie miewają wielkie fabryki chemiczne, a o jakich m arzą pracow nie uniwersyteckie?

Że jednak synteza ciał białkow atych nie jest złudną chimerą, ale celem wyraźnym , możemy tw ierdzić z dw u powodów. P o­

pierwsze, przypom nijm y sobie, co mówiono 0 całej chemii organicznej przed stu laty.

Mówiono, że ciała organiczne tem się zasad­

niczo różnią od ciał nieorganicznych, że nieorganiczne może chemik syntetycznie otrzymać, ale syntezy ciała organicznego może dokonać tylko n a tu ra zapomocą siły życiowej. A jed n ak W ohler w r. 1828 do­

konał syntezy mocznika, a dziś ze 100 000 znanych ciał organicznych większość można otrzym ać syntetycznie. K to by tedy chciał nas zapewniać, że do syntezy ciał białko­

w atych potrzeba siły życiowej, przypom nij­

m y mu zdanie z przed 100 lat o chemii organicznej, podzielane przez najw ybitniej­

szych ówczesnych chemików. Analogia tu je s t wyraźna. Taki już je s t los wogóle siły życiowej, że jej biochemia ciągle uryw a po kaw ałku g ru n tu z pod nóg.

Pow tóre synteza ciał białkow atych zosta­

ła ju ż dokonana, ale z zastrzeżeniam i. Mam tu na myśli cenne w swoim czasie prace chem ika francuskiego Schutzenbergera, przeceniane przez autorów francuskich, a ignorow ane zupełnie przez autorów nie­

mieckich. Schutzenberger długi, czas zaj­

m ował się rozszczepianiem ciał białkow a­

tych i badaniem produktów rozszczepiania 1 to były wogóle pierwsze system atyczne prace w tym kierunku. P racę swoję zakoń­

czył próbą syntezy. Otrzym awszy przede­

wszystkiem syntetycznie leuceiny (według Schutzenbergera bezwodniki oksyamidokwa- sów) działaniem bromków etylenowych na związki cynkowe kwasów amidotłuszczo- wych, zmieszał leucyny i otrzym ane leucei-

WSZECHŚWIAT

(8)

3 7 6

W SZE C H ŚW IA T

JMa 2 5

ny z 1-0# mocznika i odw adniał m ieszaninę bezwodnikiem fosforowym w 125°. Rzeczy­

wiście w ten sposób otrzym ał p rzetw ó r bez k ształtny, rozpuszczalny w wodzie i strąca­

jący się alkoholem; przetw ór ten daw ał większą część odczynów peptonow ych, a p a ­ lony wydzielał znam ienny zapach palonego rogu (ten zapach dają wszystkie ciała biał­

kow ate, gdy je palimy). Podobnych bardzo ciekawych syntez dokonali i inni francuzi.

Te syntezy, dokonane poom acku, są nie­

zm iernie ważne, jako pierwsze próby, nie m ają jednak głębszego znaczenia. Co z czem i ja k się połączyło w peptonie Schutzenber- gera, to pozostało niezbadane. P rób y syn­

tezy Schutzenbergera dowodzą tylko, że zło­

żenie z pow rotem rozłożonej uprzednio czą­

steczki ciała białkow atego nie n ap o tk a na trudności nie do przezw yciężenia. Żeby jed n ak synteza była bez zastrzeżeń, trzeba produkty rozkładu w yczerpująco zbadać, złożyć je z całą świadomością i nakreślić wzór stru k tu ro w y otrzym anego ciała.

O ile synteza ciał białkow atych je s t celem chemii organicznej w yraźnym , choć oddalo­

nym , o tyle cele chemii biologicznej są jeszcze za góram i. Biochem ia chciałaby tak znać ciała białkow ate, żeby m ogła zawsze wiedzieć, ja k się one zachow ają we w szyst­

kich m ożliwych okolicznościach. W tedy m ogłaby dopiero zdać sobie spraw ę z udzia­

łu, jak i ciała białkow ate biorą w tajem n i­

cach życia. A le tego celu jeszcze nie widać.

W. Szum ow ski.

D A TA W IELK A N O C Y .

N a posiedzeniu kw ietniow em Tow arzy­

stw a astronom icznego francuskiego jeden z członków podniósł fak t, że w r. b. (1903) Wielkanoc katolicka oraz żydow ska p rzy p a­

dały jednocześnie, co zdaje się być w sprzecz­

ności z podstaw am i rach u n k u d a ty w ielka­

nocnej, uchwalonem i przez sobór w Nikei. Na uw agę tę odpowiedział p. Puiseux, astronom obserw atoryum paryskiego, artyk u łem , po ­ mieszczonym w zeszycie m ajow ym B ulletin de la Soc. A stron. de F ran ce, k tó ry podaje­

m y poniżej w streszczeniu.

Jed n o czesn o ść W ielkanocy chrześcian za­

ch o d n ich z W ielkanocą żydo w ską je s t f a k ­ tem r z a d k im : po ra z o s ta tn i (przed r. b.) zaszła ona w r. 1825. D ość upow szechnio­

n e je s t n aw et m niem anie, że jednoczesność ta k a nie je s t w łaściw a, p ogląd te n je s t zw łaszcza częsty w śród chrześcian p ra w o sła­

w n y c h i stan o w i po w ażn ą przeszkodę do pow szechnego w p ro w ad zen ia k alen d a rza g re g o ry ań sk ieg o .

Tym czasem w rzeczywistości obie reguły są wzajem od siebie niezależne i nigdy nie form ułow ano ich w sposób wykluczający jed- noczesność obu świąt.

W ielkanoc żydow ska przypada, ja k w ia­

domo, stale na datę 15 dnia miesiąca Nis­

san. D ata ta odchyla się o dzień tylko lub dw a od pełni i następuje zwykle rychło po porów naniu wiosennem dnia z nocą. Ż y­

dzi uważają, że w ten sposób stosują się do ducha, jeżeli nie do litery, przepisów danych przez samego Stwórcę Mojżeszowi (Exod.

X II, 1, L evit. X X III, 5). Od czasu do cza- w ydarzyć się może, że 15 N issan wypadnie przed porównaniem dnia z nocą. Pochodzi to stąd, że m iesiąc dodatkow y, m ający na celu spowadzać pory roku do tych samych dat, ustaw ia się w odstępach niepraw idło­

wych, zawisłych od kolejnego miejsca dane­

go roku w 19-letnim cyklu lat.

W edług ducha praw odaw stw a chrześciań- skiego wielkanoc w inna być święcona w pierwszą niedzielę po pełni, następującej po porów naniu wiosennem dnia z nocą. W prak ­ tyce reguła ta musi ulegać pew nym zmia­

nom czy dopełnieniom. Z darza się bowiem, że porów nanie wiosenne dnia z nocą i peł­

nia następują po sobie z bardzo m ałym odstępem czasu, że jedno lub oba przypa­

d ają na noc z soboty na niedzielę. R ozstrzy­

gnięcie, czy należy święcić wielkanoc naza­

ju trz , w ym agałoby 'bard zo ścisłych a często naw et niedających się w ykonać oznaczeń astronom icznych. A z różnych poważnych względów d a ta święta m usi być wyznaczona na długo przedtem i m usi być jednakow a dla w szystkich chrześcian.

R eguła praktyczna, stosow ana od czasu soboru Nikejskiego, brzmi, ja k n a s tę p u je :

1) Przypuszcza się, że porów nanie w io­

senne dnia z nocą zachodzi zawsze 21 m arca.

(9)

M 2 5

WSZECHŚW IAT

3 7 7

2) Miesiąc księżycowy, którego czterna­

sty dzień przypada na 2 i m arca lub zaraz po nim, nazyw a się marcem księżycowym.

3) W ielkanoc wyznacza się na pierwszą niedzielę po czternastym dniu m arca księży­

cowego.

4) Jeżeli ten czernasty dzień jest niedzie­

lą, to święto odkłada się do następnej nie­

dziel i.

5) Rozstrzygnięcie, kiedy przypada czter­

nasty dzień miesiąca księżycowego odbywa się w edług kom putu kościelnego.

K om put je s t to cykl, pow racający peryo- dycznie co la t 19, podobnie ja k cykl miesięcy dodatkow ych w kalendarzu żydowskim.

Oparty on je s t na założeniu, że 19 la t zw rot­

nikowych rów na się ściśle 235 obrotom synodycznym. Owóż między teini dwu peryodam i zachodzi różnica dwu godzin.

W ynika stąd, że zarówno w ielkanocny mie­

siąc księżycowy ja k i miesiąc, regulujący daty kalendarza, żydowskiego, są miesiącami fikcyjnemi. Rozdźwięk ten m ógłby się stać z czasem bardzo znacznym, gdyby kom putu nie korygow ano o jeden dzień średnio co lat 228.

D ebaty dotyczyły głównie czwartego prze­

pisu, co do ewentualnego odłożenia święta na następną niedzielę.

J a k i cel m iał n a widoku ten przepis? W e­

dług bardzo rozpowszechnionego m niem ania szło przedewszystkiem o uniknięcie, by świę­

ta wielkanocne m iały być obchodzone współcześnie u chrzęści an i u żydów.

Pogląd ten nie je s t oparty na aktach so­

boru, albowiem te zaginęły. Pow ołuje on się n a dwa dokum enty z tej samej epoki, na list cesarza K onstantego, zachowany przez Euzebiusza, oraz na wcześniejsze nieco Kon- stytucye apostoliczne. K onstanty oznajmia, że rażącem je s t i uwłaczającem, by chrze- ścianie w święceniu Wielkanocy mieli stoso­

wać się do żydów. Albowiem w niektó­

rych kościołach ustalił się podobno zwyczaj oznaczania Wielkanocy na niedzielę po Wiel­

kanocy żydowskiej. Było to aktem uzna­

nia, poddaństw a niemal, na które nie chcieli się zgodzić ówcześni oficyalni przywódcy chrześciaństwa.

K onstytucye apostoliczne m ó w ią : „Nie jest przyzw oitem byście świętowali z żyda­

mi, albowiem nie m am y teraz nic wspólne­

go z nimi, gdyż m ylą się oni w swych w y­

liczeniach i są zupełnie oddaleni od praw- d y “. Słowa te, ja k również kom entarze ojców kościoła w następnem stuleciu zdają się świadczyć, że krytykow ano rachunkow ą regułę żydów jako błędną i m ogącą spra­

wić, że święconoby wielkanoc przed porów­

naniem wiosennem dnia z nocą. Bardzo znaczące w ty m względzie tek sty znaleźć można w pracy księdza M emaina : „Notice sur le calendrier pascal“, P ary ż 1896. Praw - dopodobnem się zdaje, że sobór w Nikei po­

prostu odrzucił myśl obchodzenia święta przez stosowanie się do kalendarza żydow­

skiego i przyjął ew entualne odłożenie do następnej niedzieli, by uniknąć możliwości święcenia Wielkanocy przed porównaniem dnia z nocą.

Jeżeli sobór m iał na celu zupełne zapobie­

żenie jednoczesności obu Wielkanocy, to p rzyjęta przezeń reguła nie była w ystarcza­

jącą. W kalendarzu żydowskim istniało wówczas pewne zamieszanie. Odczuwa­

no potrzebę zaradzenia nieścisłości cyklu 19-letniego. W r. 360 ery naszej ozna­

czono nanowo początek roku żydowskiego.

W wieku IV i V zaszło kilka razy jednoczes­

ne święcenie obu świąt wielkanocnych. N a­

stępnie staje się ono coraz rzadsze, lecz gre- goryańska reform a kalendarza znowu spro­

wadza częstsze zlanie się obu dat. P rz y ­ padło ono w latach 1609, 1805, 1825, 1903.

Zajdzie ono jeszcze w r. 1923, 1927, 1954, 1981. Następnie nie pow tórzy się, aż do­

piero w r. 2100.

Reform a gregoryańska, któ ra dotknęła zarów no początku księżycowego miesiąca Wielkanocy, jak i daty porównania wiosen­

nego, m ogłaby być skombinowana tak, by zapobiedz na przyszłość spotkaniom obu Wielkanocy. W rzeczywistości oddziałała ona w kierunku wręcz przeciwnym. G rze­

gorz X I I I ustanow ił, że epakta może być zmniejszona o jeden dzień na początku każ­

dego stulecia, o ile zajdzie tego potrzeba.

J e d y n ą przew idzianą po tem u racyą była możliwość rozdźw ięku między miesiącem księżycowym wielkanocnym a miesiącem księżycowym prawdziwym, bynajm niej zaś nie przypadnięcie obu św iąt wielkanocnych na jeden dzień.

W r. 1700 kościół ewangielicki w Niem-

(10)

3 7 8

w s z e c h ś w i a t

JSle 2 5

czech postanow ił, by w spraw ie oznaczania dnia pełni trzym ać się n a przyszłość tablic astronom icznych a nie reg u ły cyklicznej.

Uchw ała ta spraw iła, że dw ukrotnie, w ro­

ku 1724 i 1744, m iędzy Wielkanocą pro te­

stancką a w ielkanocą katolicką b y ł tydzień różnicy. To samo m iało się powtórzyć w r. 1778 i 1798. A toli w r. 1775 postano­

wienie tych sam ych władz przyw róciło re­

gułę cykliczną. Zauważono bowiem, że stosowanie się do astronom icznego miesiąca księżycowego sprow adziłoby w r. 1778 i 1798 spotkanie Wielkanocy ewangielickiej z w iel­

kanocą żydowską, co uw ażano za sprzeczne z intencyam i soboru nikejskiego. W szelako ani w r. 1805, ani w 1815 i 1903 względu tego nie podnoszono i nie odchylono się od reguły gregoryańskiej.

Mało je s t obecnie praw dopodobnem , by form uła soboru z Nikei w elastyczniejszej postaci nadanej jej przez G rzegorza X III, napo tkała jeszcze na opór wśród chrześcian zachodnich. T rudniejszą będzie do osiąg­

nięcia zgoda chrześcian grecko-praw osław - nych. Spraw ę tę, z dw u przeciw nych sta­

nowisk, poddali w yczerpującem u roztrzą- śnięciu autorowie dw u rozpraw , umieszczo­

nych w nr. 1 seryi V I czasopisma B ulletin de la Societe khediviale de geographie *).

ni. h. li.

D Z IA Ł A N IE LEC ZN IC Z E

D R O Ż D Ż Y I K E F I R U ; Z N A C Z E N I E A N T Y SE PT Y C Z N E I A N TYTOK SYCZNE.

(Podług prac pp. IIALLIONA i CARRIONA).

Drożdże w prow adzone zostały do leczni­

c tw a w zględnie niedaw no, znajd ując zasto­

sowanie zwłaszcza w p rzypadkach czyraków i w rzodzianek. Co do sposobu działania drożdży możliwo są dwie hypotezy.

K om órka drożdżow a zaw ierać może sub- stancye rozpuszczalne, bądź ferm enty, bądź inne ciała, które zostają uw olnione w prze-

x) Gr. Arvanitahis. Le ąuestion du calendrier etudiee par un orthodoxe.

S. B. le patriarchę Kyrillos II . La reforme du calendrier etudiee par un alexandrin.

w odzie pokarm owym i wchłonięte, potem zaniesione do skóry, gdzie w yw ierają swój w pływ dobroczynny; w pływ ten polega albo na zmniejszeniu jadow itości drobnoustrojów, sprow adzających czyraki, albo na spotęgo­

w aniu odporności elementów anatom icznych.

Tej hypotezy nie udało się autorom stw ier­

dzić dowodam i eksperym entalnem i.

Możliwa je s t hypoteza druga. Czyraki i wrzodzianki, ja k wiadomo, byw ają nieraz, ja k i inne spraw y patologiczne, w yw oływ a­

ne, podtrzym ane i potęgow ane przez wzmo­

żone albo zgoła nienorm alne spraw y fe r­

m entacyjne w przewodzie kiszkowym; pod wpływem ty ch spraw albo błona śluzowa kiszek staje się przepuszczalną dla drobno­

ustrojów chorobotwórczych i w skutek tego następuje zakażenie ogólne, albo też w y­

tw arzają się i ulegają wessaniu toksyny, k tóre zatruw ają organizm i sprow adzają w ysypkę i spraw y zakaźne w skórze. Czy drożdże, wprowadzone do przew odu po kar­

mowego, nie zapobiegają tym szkodliwym ferm entacyom ? Przypuszczenie to znajduje poparcie w niektórych doświadczeniach po­

wyższych autorów.

Jeżeli drożdże mogą żyć w kiszkach, to m uszą one szkodzić drobnoustrojom tam przebyw ającym ; takie jest praw o walki o byt.

P. N obecourt badał in vitro wpływ ham ują­

cy, ja k i w yw ierają drożdże na pewne g a­

tu n k i drobnoustrojów chorobotwórczych.

Ale jeżeli drożdże w yw ierają w pływ anty- ferm entacyjny, to może, w razie wysokiego stopnia tego wpływu, zdołają one znisz­

czyć niektóre p ro du kty toksyczne drobno­

ustrojów , wytworzone w przewodzie pokar­

mowym.

W celu spraw dzenia działania drożdży na to ksyny pp. H allion i Carrion zwrócili się do toksyny dyf tery tycznej, jako do najlepiej zna­

nej. Otóż po dom ieszaniu odrobiny drożdży do daw ki jad u dyfterytycznego, dostatecznej do zabicia kilku świnek m orskich, daw ka ta staje się zupełnie nieszkodliwa naw et dla jednej świnki. P. Nobecourt potw ierdził potem ten fa k t neutralizacyi ja d u dyftery- tycznego przez drożdże.

Bardzo praw dopodobnie inne toksyny ule­

g ają również zniszczeniu pod wpływem

drożdży; gdyby więc tylko drożdże m ogły

żyć w przewodzie kiszkowym, to m ogłyby

(11)

JMó 2 5

W SZECHŚW IAT

3 7 9 n e u tra liz o w a ć tru c iz n y , pow stające pod

w pływ em szkodliw y ch fe rm en tacy j. P y ta ­ nie więc, czy drożdże żyw e, bądź świeże, bądź odpow iednio sp rep aro w an e suche, po w p ro w ad zen iu do kiszek p o zostaną ta m p rz y życiu? P p . H. i C. przek o n ali się, że p o b y t w żo łąd k u drożd ży nie zabija, że m o ­ g ą one w k iszk ach żyć i ferm entow ać.

D odajem y drożdży św ieżych lub suchych do soku żołądkow ego; u trzy m u jem y m iesza­

ninę w te m p e ra tu rz e stałej 37°, odpow iada­

jącej te m p e ra tu rz e tra w ie n ia w jam ie u stn ej;

po 24 god zin ach drożdże n iety lk o są jeszcze żyw e, ale n a w e t żw aw o ferm en tu ją; co w ię­

cej, o trzy m u jem y te sam e w y n ik i z sokiem żołądkow ym p atologicznym o w yjątkow o w ysokiej kw aśności. Tego należało się spo­

dziew ać, albow iem drożdże w y tw a rz a ją kw as i w sk u tek teg o m u szą być przy sto so w an e do życia i ro z m n a żan ia się w środow isku kw aśnem . N ic dziw nego, że odm iennie od w ielkiej liczby dro b n o u stro jó w drożdże prze­

chodzą p rzez żołądek bez żadnej szkody dla siebie. W k iszk ach ży ją sobie dalej. P p. H . i C. stw ierd zili to dośw iadczalnie, um iesz­

czając drożdże w izolow anych p ętlac h je lit u psów żyw ych, z a tru ty c h k u ra rą .

T a k więc drożdże w y w ierają w przew o­

dzie kiszkow ym w p ły w a n ty sep ty c zn y i a n ­ ty to k sy czn y ; do teg o m oże sprow adza się ich d ziałan ie lecznicze. W p rz y p ad k ac h c z y ra ­ ków, gdzie w p ły w leczniczy drożd ży w ydaje się w ą tp liw y m , an o rm aln e fe rm en tacy e t r a ­ w ienne m ają znaczenie drugorzędne, a n a ­ w et m oże nie m a ją żadnego znaczenia.

P rz e w id u ją c to d ziałanie an ty sep ty c zn e i a n ty to k sy cz n e drożdży pp. T hiercelin i C heyry zastosow ali drożdże w leczeniu dy- senteryi.

B ad an ia pp. H . i C. doty czy ły rów nież zn aczenia leczniczego innego środka, m ian o ­ wicie k efiru . K e fir b ezw ątpien ia, ja k to w y k a zały liczne prace, je s t to p rzedew szyst­

kiem środek pokarm ow y, k tó ry zaw dzięcza zastosow anie lecznicze w y b itn y m w łasn o ­ ściom pożyw nym . P rzew ażnie zap o m in a­

no je d n a k d o tąd w łasności specyficznych d ro b n o u stro jó w kefirow ych; g łó w n y z nich bardzo blizko je s t spok rew n io n y z d ro ż d ża­

m i zw y k łem i Is to tn ie k e fir obok sw ych w łasności odżyw czych p o siad a w szystkie w łaściw ości lecznicze zw y k ły ch drożdży.

P rz e k o n a n o się o tem n a p rzy k ład zie dysen- te ry i. N iek tó re spostrzeżenia zd a ją się tego dow odzić rów nież co do w rzodzianek i czy­

raków .

Y . Z.

B R Ó Z D K O W A N IE R Y T M IC Z N E .

(K IL K A K R O T N E P O JA W IA N IE S IĘ I Z A N IK A N IE P IE R W S Z Y C H BR Ó ZD E K W JA JA C H R A K A A T Y E -

P H 1 R A CO M PRESSA ).

W przedostatnim zeszycie „Arcliiy fur Entwi- ckelungsmechanik der Organismen“ z roku ubie­

głego (t. XV, zesz. 3) znany uczony japoński C. Ishikawa ogłosił niezmiernie ciekawe badania nad rozwojem początkowym jaj pewnego raka słodkowodnego z grupy Decapoda Macrura (więc tej samej, co nasz rak zwykły), noszącego nazwę Atyephira compressa De Haan.

Niezwykłość tych. spostrzeżeń polega na tem, że w brózdkowaniu wymienionych jaj zamiast podziału prostolinijnego na coraz wzrastającą ilość blastomeronów ( — kulek podziałowych) zachodzą zjawiska rytmicznego zastoju, a raczej cofania się wstecz, poczem zresztą, po pewnem stad 3 'um spokoju, następuje ponowny podział.

Odbywa się to w sposób następujący.

Pierwsza płaszczyzna podziału jest prostopadła do osi dłuższej jaja. Po rozdzieleniu się obie cząstki przj^stają pierwotnie ściśle do siebie, tak że są w miejscu stykania się zupełnie spłaszczo­

ne. Potem dopiero stopniowo się zaokrąglają.

Po pewnym czasie ') atoli daje się zauważyć po­

nowne spłaszczenie, a następnie całkowite zlanie się obu kulek w jedno jajo, które nazewnątrz niczem się nie różni od jaja pierwotnego przed początkiem podziału.

Kilka minut jaje trwa w stanie zdegradowa­

nym. Potem szybko dzieli się znowu przez pół, jak pierwej, a wnet potem ukazuje się druga brózdka, podłużna, prostopadła do pierwszej. Po ukształtowaniu się i zaokrągleniu czterech blasto­

meronów następuje po raz drugi okres reakcyj­

nego cofania się, przytem druga brózdka (po­

dłużna) zanika pierwej, pierwsza zaś (poprzeczna) zaraz po niej i znowu raz jeszcze jaje powra­

ca do stadjaim jednokomórkowego, ze strony zewnętrznej przynajmniej. Ale jest to już ostatnia reakcya. Po krótkiej pauzie jaje dzieli się już ostatecznie na dwie i cztery części w po­

rządku normalnym (z początku w poprzek, potem wzdłuż), a wkrótce na osiem i więcej. Dalszy przebieg rozwoju odbywa się normalnie.

Autor już przed kilkunastu laty zauważył po-

!) Długość czasu zależy ściśle od temperatury

otaczającej wody i może znacznie się zmieniać.

(12)

3 8 0

w s z e c h ś w i a t

M 2 5 wyższe zjawisko i nawet wskazywał je w swej

rozprawie angielskiej o rozwoju Atyephira. T e­

raz atoli zbadał to znacznie dokładniej, zwłasz­

cza pod względem cytologicznym. W ielu innych badaczów widziało nieraz podobne zjawisko ii roz­

maitych zwierząt. Najciekawsze spostrzeżenia poczynił jeszcze w r. 1880 W . K. Brooks na ja ­ jach mięczaków płucodysznych (Physa, Limnaeus i Planorbis). Nikt jednak z poprzedników Ishi- kawy nie zwracał specyalnej uwagi na zjawiska zachodzące wewnątrz komórki, zwłaszcza na za­

chowanie się jądra ze wszystkiemi przynałeżnemi mu częściami.

Otóż Ishikawa wykazuje na szeregu odpowied­

nio barwionych przekrojów, że fazy powrotne brózdkowania są ściśle związane ze stanem ją ­ dra. Mianowicie daje się zaobserwować, że gdy | jądro po uskutecznieniu podziału chromozom po­

wraca powoli do stanu spokoju, brózdki poczy­

nają zanikać, a błastomerony zlewać się na nowo.

Zupełny zanik brózdek i powrót do pierwotnego całkowitego jaja odpowiada stadyum spoczynku jądra z normalnie rozsianemi i słabo barwiącemi się chromozomami, z doskonale widoczną błonką i zazwyczaj z niemożliwością wykazania centro- zom. Gdy po pewnej przerwie jądro wraca do stanu czynnego, zjawiają się centrozomy i wrze­

ciona achromatyczne, jaje znowu się zaczyna dzielić i najdoskonalszemu ukształtowaniu blasto- meronów (bez względu na to, czy będzie ich dwa czy cztery) odpowiadają późniejsze stadya po­

działu jąder, albo rozchodzenie się chromozom, albo kształtowanie się jąder pochodnych.

Autor, naturalnie, według przyjętego dziś nie­

mal powszechnie poglądu, wiąże te dwa szeregi zjawisk w ten sposób, że za pierwotne i czynne uznaje zjawiska zachodzące w jądrze, a za w tór­

ne i bierne podział lub zlewanie się powrotne ciał plazmatycznych. Zastrzega się zresztą, że nie wie, w jaki sposób jądro wywiera wpływ na za- ródź jaja całego, czy to wskutek „kontrakcyi fibrylarnej14, czy wskutek czysto chemicznego

„enzymatycznego11 oddziaływania, czy może wprost przez działanie na odległość? Pewnem wszelako jest dla niego, że siła czynna leży we­

wnątrz jądra.

Mógłbym zapytać jednakże autora, na czem opiera swój pogląd na wyłączny czynny udział jądra w wyżej opisanych zjawiskach? czy na tem tylko, że niektóre pierwiastki jądra, jako łatwiej i silniej barwiące się. pozwalają łatwiej dostrzedz zachodzące w nich zmiany, niż nie- barwiąca się i przezroczysta niemal masa za- rodzi?

Ale to dla człowieka nieuprzedzonego zgóry jest zbyt niepewnym probierzem. Braku zresztą dostatecznych w tym względzie danych dowodzi istnienie badaczów, którzy trzymają się wręcz odmiennego poglądu na wzajemną zależność ją­

dra i plazmy; że wymienię tu jedynie znanego dziś powszechnie Maxa Verworna. Mnie osobi­

ście daleko głębszem wydaje się wyjaśnienie

rytmiki brózdkowania, dane przez wspomnianego wyżej Brooksa.

Stwierdzając, że zaródź w miarę posuwania się rozwoju jaja staje się coraz bardziej przezro- czj^stą, Brooks uważa ten symptomat za bardzo znamienny. W ykazuje on mianowicie stopniowe zu­

żywanie ziarnistych zapasów spożywczych (żółtka), zawartych pierwotnie w zarodzi jaja w znacznej ilości. Dowodzi to, że proces podziału komórki jajowej wymaga znacznego wydatkowania ener­

gii, pochodzącej właśnie z przerabiania owych materyałów zapasowych. Otóż energia ta wy­

dziela się wciąż, musi jednak przezwyciężyć z po­

czątku pewien bierny opór plazmy, i dopiero gdy zbierze się jej tyle, że ten opór przezwycięży, praca się uwidocznia w postaci podziału komórki.

Praca ta jednak zużywa naraz tyle energii, że z konieczności musi nastąpić okres spoczynku, który w pewnych razach może przejawić się w powrotnem biernem zlewaniu się plazmy bla- stomeronów. Ale niech tylko znowu uzbiera się dostateczna ilość energii, następuje nadzwy­

czaj szybki ponowny podział zarodzi.

To, że poczynając od ośmiokomórkowego sta­

dyum niema już zjawisk powrotnych, mógłbym związać z nieporównanie mniejszą wielkością, a zatem i masą komórek, których opór bierny przez to samo musi być znacznie mniejszy.

R om uald M inkiew icz.

K R O N IK A NAUKOW A.

— Analiza w id m o w a m gław ic. Oznacze­

nia względnego natężenia trzech głównych linij mgławic dały wyniki dość rozbieżne, to też za­

chodzi potrzeba poddania ich systematycznej re- wizyi. W obserwatoryum poczdamskiem pracę tę podjęli Scheiner i W ilsing przy pomocy foto­

metru widmowego nowego modelu, który pozwa­

la na porównywanie linij mgławic z liniami sztucznemi, wykrywanemi w widmie lampy elektrycznej. Urządzenie to składa się z pryz­

matu o odbiciu całkowitem oraz z ruchomego ekranu, przeciętego szczeliną, na który rzuca się widmo ciągłe lampy. Scheiner i W ilsing zbadali w ten sposób widma dziewięciu mgła­

wic, między innemi widmo mgławicy Oryona, którego pięć różnych okolic poddali rozpatrzeniu.

W yniki okazały, że stosunek natężenia dwu pierwszych linij jest wybitnie stały, gdy natę­

żenie względne linii trzeciej zmienia się bardzo, gdy przechodzimy od jednej mgławicy do dru­

giej. Rezultat ten potwierdza wnioski, do któ­

rych doszedł już dawniej astronom amerykański

Keeler. Zdaje się tedy, że dwie pierwsze linie-

cechują nieznaną jeszcze substancyę, trzecia zaś

jest przejawem obecności wodoru w ilościach

(13)

j Y o 25

WSZECHŚWIAT

381 zmiennych. Blask absolutny pierwszej linii

zmienia się dość znacznie, gdy przechodzimy od jednej mgławicy do drugiej.

(Astron. Nachr.). m. h. h.

— T e m p e r a tu r a gwiazd. Badania porów­

nawcze nad fotometryą widmową doprowadziły Harkanyiego do następujących wyników, które, jakkolwiek nie mogą Iiyó uważane za ostateczne, niemniej jednak są ciekawe :

N a f ta ... 2 050° Światło elektr. 3 500' Arktur. . . . . 2 700 Słońce... 5 450 Aldebaran . . . 2 850 Syryusz . . . . C 400 Betelgeuse. . . 3 150 W e g a ... 6 400 (Buli. d. 1. Soc. astr. de France). m. h. h.

— Badania nad salicyną. Salicyna, jak wiadomo, jest jednym z glukozydów roślinnych, który spotyka się w rozmaitych gatunkach wierz­

by (Salix). Znajduje się ona zwykle w korze, w młodych pączkach, jak również w liściach i młodych zawiązkach, znikając jednak w czasie ich dojrzewania. Badania W eeversa wykazały, że zawartość salicyny w korze znacznie zmniejsza się od marca do maja, a w pączkach podczas ich rozwoju, i czasem zupełnie znika w tym okresie;

z chwilą jednak, gdy rozpoczyna się asymilacya, ilość salicyny znów się zwiększa. W pędach wypłonionych to zwiększanie się salicyny nie daje się zauważyć. Światło wogóle jest nie­

zbędnym warunkiem tworzenia się salicyny.

W nocy, jak wykazuje analiza, zawartość sali­

cyny w liściach zielonych zmniejsza się, w ciągu, zaś dnia znów zwiększa się mniej więcej o 30},;

przeciwnie w korze gałęzi ulistnionych ilość sali­

cyny wzrasta w nocy o 2,5$.

Wspólnie z salicyną we wspomnianych czę­

ściach rośliny została stwierdzona obecność ka- techolu, najprostszego orto-fenolu. który prawdo­

podobnie powstaje w komórkach, jako produkt rozszczepienia się salicyny. Pogląd ten znajduje uzasadnienie w tym fakcie, że Wówczas gdy ilość salicyny w liściach w nocy zmniejsza się, kate- cholu przeciwnie zwiększa się, przyczem ilości zmniejszającej się salicyny i tworzącego się kate- chołu są w stosunku ich ciężarów cząsteczko­

wych; w korze zaś zawartość katecholu w nocy zmniejsza się. Na podstawie przytoczonych wy­

ników ze swoich badań Weevers wyprowadza wniosek, że powstający w komórkach przez roz­

szczepianie się salicyny katechol z glukozą znów tworzy salicynę.

(Naturw. Rundsch.). Ce. St.

— Genealogia ż ó łw i dotychczas była zupeł­

nie nieznana, jak również nie było wiadomem, z jakiego typu gadów powstała ta grupa zwie­

rząt, chociaż były znalezione bezzębne, jak u żółwi, szczęki Anomodonta, podrzędu tryaso-

[ wych Theromorpha. Znalezienie w niemieckim I piaskowcu kajprowym tryasu górnego grzbieto­

wych i brzusznych pancerzy Proganochelys, wła­

ściwego żółwia, bardzo zbliżonego do najwyż­

szych obecnie Ż 3 'jących żółwi pomimo niektórych pierwotnych cech w budowie jego szkieletu, da­

wało tylko wskazówkę, że jest to typ bardzo starożytny. Kilka lat temu Eberhard Fraas wy­

raził zdanie, że uzębionych przodków żółwi nale­

ży szukać między Placodontami, posiadającemi zęby plastrowate Placodonta stanowią zagad­

kowy typ tryasowy, którego szczątki są znane z pokładów europejskich pod postacią długich więcej niż na stopę czaszek z dużemi, szerokiemi i plastrowatemi zębami, pokrywającemi podnie­

bienie, wówczas gdy szereg walcowato-stożkowa- tych zębów mieścił się na kości międzyszczę- kowej.

Obecnie prof. Jaekel w „Neues Jahrbuch fiir Mineralogie, Geologie und Palaontologie“ opisuje nieznane dotychczas zwierzę, pochodzące z tryasu górnego, łączące typ Placodus z żółwiami. Na- piąstek i rozszerzone żebra opisywanego zwie­

rzęcia, nazwanego Placochelys placodonta, przy­

pominają żółwie, szczególnie z podrzędu Pleuro- dira, do których jest bardzo zbliżony wspomnia­

ny Proganochelys tryasowy. Tak więc Placoche­

lys placodonta na zasadzie wszystkich cech swo­

ich może być uważany za łącznik między żółwia­

mi a Placodontami, a właściwie za typ równo­

legły żółwiom pośród Placodontów. Skutkiem tego otrzymujemy jeżeli nie możność zapełnienia dotychczas wolnej luki w genealogicznem drze­

wie kręgowców, to przynajmniej wskazówkę, gdzie należy szukać pochodzenia żółwi.

Z drugiej znów strony, jak utrzymuje Jaekel, budowa czaszki i niektórych części wspomniane­

go Placochelys pl. dowodzi jego podobieństwa do dawnych Rynchocephalia (Hyperoadapedon), a oprócz tego dają się zauważyć pewne cechy właściwe pierwotnym Plesiosaurom, jak Notho- saurus i Pistosaurus. Pogląd więc Baura co do blizkiego pokrewieństwa między Plesiosaurami a żółwiami wobec tego staje się do pewnego stop­

nia uzasadnionym.

(Prom.). Cz. St.

— Nienorm alny w z r o s t ostryg. Hodowcy ostryg dość często stwierdzają nienormalne wy­

dłużanie się ciała u ostryg, żyjących na brzegu ławic w warunkach skądinąd zupełnie korzyst­

nych, nie wiedząc w jaki sposób objaśnić taką anomalię. Niektórzy jako przyczynę tego zja­

wiska wskazują brak miejsca, a skutkiem tego i brak swobody ruchów. Glaser chcąc przekonać się, o ile prawdziwe jest to objaśnienie, umieścił młode ostrygi w cemencie, aby wywrzeć ciśnie­

nie na boki ciała. W końcu miesiąca mógł już

zauważyć nieznaczne nienormalne wydłużenie się

muszli. W drugim szeregu doświadczeń badacz

ten stwierdził, że ostrygi uwolnione od ciśnienia,

Cytaty

Powiązane dokumenty

zasada swobodnego przepływu towarów. Nie oznacza to, że nie obowiązują żadne zasady. Te same zasady, jakie obowiązują pomiędzy państwami członkowskimi, mają zastosowanie

6.2. Posiadanie uprawnień niezbędnych do wykonania określonych prac lub czynności, których obowiązek posiadania nakładają ustawy. Wykonanie w okresie ostatnich 5 lat

Zastosowane rury, kształtki i studnie z kamionki muszą być wykonane z tego samego materiału oraz być ze sobą kompatybilne, a więc stanowić jeden system i

Ćwiczenie intensywnie działa na mięsień okrężny warg, uczy precyzyjności ruchu oraz pomaga w wyćwiczeniu kształtu warg potrzebnego przy pracy nad

24 Definicja wskaźnika Liczba osób pracujących 6 miesięcy po opuszczeniu programu (łącznie z pracującymi na własny rachunek), Załącznik 2b, op.. Pracujący to

Pismem z dnia 16 stycznia 2020 r., znak: BT-126/12/20, uzupełnionym kolejnymi pismami, Przedsiębiorstwo wystąpiło o zmianę taryfy dla energii elektrycznej, polegającą na

mieccy bracia Huschke, walczyli o mistrzostwo. Zastosowanie do rozmaitego wieku składowych pierwiastków lekcji, odbywa się według stopniowania, opierając się na sile,

Zmieniające się oczekiwania i potrzeby wywołały nowe okoliczności. Mniej rekrutacji, więcej komunikacji wewnętrznej, digitalizacja relacji. Live'y, webinary i nowe