• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Ludowa : wychodzi na każdą niedzielę. R. 2, nr 7 (1916)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Gazeta Ludowa : wychodzi na każdą niedzielę. R. 2, nr 7 (1916)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Ns 7. L ublin, d n ia 13 lu te g o 1916 r. R ok 11.

GAZETA LUDOWA

Tygodnik Ilustrowany

PRZEDPŁATA:

ro c z n ie 4 k o ro n y (2 ru b le ) p ó łro c z n ie 2 fl ru b e l) k w a rta ln ie 1 (50 k o p .) N u m er p o je d . 10 g ro sz y (5 k o p .)

R e d a k c ja : K apucyńska 4.

A d m in istra c ja : S zpitalna 2.

OGŁOSZENIA:,

c ała s tro n a 42 k o r. (21 rb .) p ó ł s tro n y 22 „ (11 „ ) w ie rs z p e tito w y w je d n e j s z p a lc ie 30 g ro sz y

,, ,, ,, ,, za n o ta tk i

re d a k c y jn e w te k śc ie . . . 50 g ro szy w ie rs z p e tito w y p rz e z s z e ro k o ś ć p o d t e k ­ stem n a ś ro d k o w y c h s tro n a c h 80 g ro sz y P r z y k il ku ra z o w y c h o g ło sz e n ia c h o p u s t.

Walka^w powietrzu.

O strzeliw anie nieprzyjacielskiego lataw ca.

,Dw.aj.. !otnic.y na aeroplanie (latawcu) rozpoczynają walkę w powietrzu&z nieprzyjacielskim latawcem Jeden

( n iż e j) kieruje statkiem powietrznym. Drugi stoi na platformie otoczonej baryerą i kieruje karabinem m X J

nowym na latawcu. Austryaccy i niemiec.cy lotnicy w ten sposób strącili wiele nieprzyjacielskich latawców^

(2)

2. GAZETA LUDOWA. Je 7.

Obywatele i samoluby.

W każdem społeczeństwie są ludzie dwo­

jakiego rodzaju: o b y w a t e l e i s a m o ­ l u b y .

O b y w a t e l e m jest ten, który się.czu­

je cząstką swojego narodu, pracuje nietylko dla siebie, ale i dla całości i poczuwa się do odpowiedzialności za losy swojego kiaju i spo­

łeczeństwa. Dobry obywatel kraju nigdy nie po­

wie: „Co mnie tam obchodzi, źe w naród bi- ją nieszczęścia i klęski, byle mnie dobrze by­

ło!" Każda klęska, która w naród bije, godzi także w serce obywatela, bo on żyje dolą i niedolą narodu i odczuwa szczęście i niesz­

częście całego społeczeństwa tak samo, jak swoją dolę osobistą.

Nasz wielki wieszcz i poeta fldam Mic­

kiewicz napisał w jednym ze swoich utworów:

„Szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w O j c z y ź n i e!“ Tak dobry obywatel kraju nigdy nie zazna osobistego szczęścia, dopóki Ojczyzna będzie w niedoli, bo on się zawsze czuje częścią swojej Ojczyzny.

Wolny obywatel kraju nigdy nie powie:

„Co mnie tam obchodzi przyszłość Polski—niech inni dla niej pracują, ja mam dosyć swoich kło­

potów osobistych!" Jak by tak wszyscy sobie powiedzieli, to niebyłoby narodu. Byłyby całe miliony samolubów, każdyby rwał Ojczyznę na swoją stronę—i taka szarpana przez samolubów Ojczyzna musiałaby w końcu zginąć.

Obywatelem musi być każdy! I magnat i szlachcic i ksiądz i inteligent i chłop i mieszczanin i robotnik, jednem słowem każdy bez wyjątku członek społeczeństwa. Ten, który wyzyskuje Ojczyznę, ale dla niej nie pracuje, jest pasorzy- tem dla Ojczyzny szkodliwym. Zle rozumują ci chłopi, którzy powiadają: „Niech sobie panowie i księża myślą o Polsce! My na to nie mamy czasu ani pieniędzy!" Obywatelstwo, to jest cią­

głe myślenie i praca dla Ojczyzny, nie jest mo­

nopolem żadnej klasy ani warstwy społecznej.

To jest obowiązek w s z y s t k i c h ludzi, którzy żyją na polskiej ziemi i zaliczają się do narodu polskiego.

Tytuł obywatela nie zależy ani od wiedzy ani od majątku, ani od szlachectwa, ani od urodzenia, ani od tych wszystkich rzeczy ziem­

skich, które spływają na człowieka przypadko­

wo, często zgoła niezasłużenie.

Kilkomorgowy chłop, który kocha Ojczy­

znę, przeżywa jej wszystkie bóle, który pracu­

je dla ogółu i ciągle dąży pracą własną do tego, aby jego Ojczyzna była najsilniejsza, naj­

mądrzejsza i najbogatsza—jest lepszym oby­

watelem, niż milionowy magnat, który trwoni majątek na własne rozkosze, nie myśląc wca­

le o Ojczyźnie ani jej przyszłości. Komu wię­

cej dano, od tego więcej żądać się będzie w przyszłości, a Bóg sprawiedliwy ciężko ska­

rżę w przyszłem życiu tych ludzi, którzy otrzy­

mali wiele talentów i albo je w ziemię zako­

pali, albo lekkomyślnie roztrwonili.

Przeciwieństwem dobrego obywatela jest s a m o l u b . Tego nic nie obchodzi dola narodu ani jego przyszłość. On pilnuje tylko swego podwórka, swego gospodarstwa, swojej kasy, swego kapitału — a wszystko inne jest dla niego albo obojętne, albo przedmiotem wy­

zysku! „Niech po mnie i potop przyjdzie, byle­

by mnie dobrze było! Niech Ojczyzna zawali się w gruzy, byłem ja uniósł całe swoje mie­

nie!' Tak rozumuje samolub czyli egoista.

Przychodzi jakaś praca wspólna to samolub powiada: „Niech robią inni, ja nie mam czasu na to, ani rozumu, ani pieniędzy!" Rozgrywa­

ją się losy Ojczyzny, trzeba coś dla tej Ojczy­

zny ofiarować, poświęcić się czasem, narazić, to samolub powiada: „Niech się poświęcają inni, ja nie mam ochoty i do tego się nie nadaję."

Samolub mimo sprytu i przebiegłości jest jednak człowiekiem płytkim i nierozumnym.

Bo on nie wie o tern, że jak się' Ojczyzna zawali, to i jego pogrzebie pod swymi gru­

zami, bo każdy człowiek — czy chce czy nie chce — musi dzielić losy swojej Ojczyzny.

1 oto mamy jasne przyczyny, dlaczego narody rosną w siłę lub upadają i schodzą na niewolników. Jeżeli w pewnym narodzie jest dużo obywateli—to taki naród musi być silny i szczęśliwy, bo tam każdy myśli i pra­

cuje dla wspólnej szczęśliwości.

Jak zaś w pewnem społeczeństwie górę biorą samoluby, to takie społeczeństwo musi upaść a wreszcie zginąć, bo niema tego we­

wnętrznego wiązadła, które z pojedynczych lu­

dzi czyni naród i społeczeństwo, ową prze­

dziwną wspólnotę ludzką, która zadawalnia i całość i każdą pojedyńczą jednostkę. Bo każdy znachodzi tylko wtedy szczęście we własnym domu, kiedy Ojczyzna jest szczęśliwa.

Naród, który ma własne państwo prędzej da sobie radę z grasującem samolubstwem, niż naród bezpaństwowy, jak n. p. naród pol­

ski! Bowiem w narodzie państwowym o inte­

resie całości myślą organy i instytucye pań­

stwowe: rząd, ministrowie, urzędnicy, gene­

rałowie, ,bo od tego oni są. Naród bez wła­

snego państwa musi myśleć sam o sobie.

Każdy obywatel kraju, nim uczyni jakiś krok i rozpocznie jakąś pracę, winien najpierw za­

pytać sam siebie: ..Czy to, co ja robię, pomoże czy zaszkodzi mojej Ojczyźnie?" Odpowiedź na to da mu już jego własne sumienie, ft czło­

wiek, który ma sumienie—nigdy nie pójdzie przeciw interesowi własnego narodu.

Polska wtedy dźwignie się z upadku, gdy będzie miała jak najwięcej obywateli (nie z szeroką gębą, ale z szerokim czynem), a jak najmniej samolubów. Pod tym względem ma­

my niestety w Polsce jeszcze dużo, dużo do odrobienia tak w mieście, jak i na wsi, tak wśród panów, jako też wśród chłopówl

,/. K.

(3)

M 7, GAZETA LUDOWA. 3.

Pułkownik Legionów Polskich Haller.

W czasach pokojowych zajmował się pracą wśród ludu i organizował z ramienia kółek rolniczych mle­

czarnie spółkowe w Galicyi. Równocześnie kształcił so­

kołów we Lwowie na przyszłych legionistów.

Gdy wybuchła wojna, wstąpił do Legionów i był organizatorem wszystkich oddziałów ze wschodniej Ga­

licyi. Dzięki fachowemu wykształceniu uzyskał odrazu komendę 3-go pułku Legionów, przebył całą kampanię karpacką, zdobywając sławę doskonałego wodza i nie­

ustraszonego żołnierza. Wypadek automobilowy, które­

mu kilka miesięcy temu uległ pułk. Haller koło Często­

chowy, unieruchomił go na długi czas w szpitalu ale da Bóg, że niebawem wróci na front i poprowadzi swych legionistów na zwycięski bój.

Państwo a lud-

„Daremne żale, próżny trud, Bezsilne złorzeczenia — Przeżytych kształtów żaden cud Nie wróci do istnienia.“

(Asnyk).

W niejednej nieoświeconej polskiej, chłop­

skiej duszy błąka się jeszcze obawa: „Co też nowy porządek po wojnie przyniesie włościań­

skiemu stanowi?" „Jaka to będzie przyszła wolna Polska? Czy włościaństwu w niej bę­

dzie lepiej czy też gorzej?"

Niejeden z włościan obawia się powrotu przeżytych, przestarzałych form uprawy ziemi tak, jakby istniała siła, któraby mogła rzekę zawrócić do jej źródła górskiego. Inny znów, widząc ciężary i udręki wojenne, wyobraża so­

bie, że tak już i po wojnie na długo zostanie...

Zastanówmy się więc, w którą to stronę

rzeka płynie, w jakim to kierunku życie się zmienia na szerokim świecie, czy ono się zwra­

ca przeciw chłopskiej doli, czy też przygotowuje ludowi wsiowemu lepszą przyszłość i coraz więk­

szy wpływ a panowanie w nowożytnem pań­

stwie.

Różne w tym kierunku są zdania uczo­

nych, zajmujących się gospodarstwem narodów, ale jedna jest zasada, jedna prawda niezbita, że podstawą życia i siły narodów jest uprawa zie­

mi, że więc państwo musi popierać stan rolni­

ków, żywicieli wszystkich innych stanów. Wojna obecna udowodniła, że państwo, które włas­

nych obywateli i żołnierzy płodami swojej zie­

mi wyżywić nie jest w stanie, że naród, który za towary fabryczne żywność od innych naro­

dów bierze, jest w czasie wojny w wielkich trudno­

ściach i w wielkiem niebezpieczeństwie, bo zbraknąć mu może żywności, a wtedy na nic się zdadzą najlepsze armaty i karabiny. Nauka stąd wielka na przyszłość dla wszystkich państw, aby wszelkiemi siłami popierały rolnictwo i rol­

ników, aby ziemia była jak najlepiej uprawiona i najobficiej rodzić mogła, aby spichrze gminne i państwowe były zawsze pełne, aby wśród włościan była zawsze obfitość koni, krów, nie­

rogacizny, drobiu i t. d.

Przed wojną można było widzieć naprzy- kład w Angli całe wiorsty kwadratowe nieupra- wionej ziemi, należącej do wielkich panów an­

gielskich (lordów), którym przy drożyźnie robot­

nika nie opłacało się ziemi tej uprawiać. Cho- dowali więc sobie na niej tylko stada baranów tak, jak to się działo jeszcze za czasów biblij­

nego Abrahama i Izaaka, albo jak to dziś je­

szcze widzieć można na dzikich stepach Rosyi, Afryki czy Ameryki południowej. Brakującą ży­

wność sprowadzała sobie bogata Anglia z Ar­

gentyny, z Australii, z Egiptu, czy też z połud­

niowej Rosyi. Państwo .angielskie znosiło długo takie marnowanie ziemi, ale już przed samą wojną zaczęło nakładać wielkie podatki na od­

łogiem leżącą ziemię, aby panów zmusić do jej obrabiania. W Irlandyi ustanowili nawet an- glicy wielki fundusz państwowy, -aby wykupy-"

wać ziemię od anglików i oddawać ją na wy­

płat katolickim chłopom irlandzkim, których jak wiadomo przez setki lat, za ich przywiąza­

nie do wiary katolickiej, srogo prześladowali.

Po wojnie zaś obecnej żadne już państwo me pozwoli, aby chociaż kawałek roli leżał nie- uprawiony i aby przez niedostateczne poparcie rolników grozić miało ogłodzenie całemu na­

rodowi.

Jest jednak jeszcze inny wzgląd, dla któ­

rego każdy naród musi się starać o pomyśl­

ność stanu małych i średnich rolników. Oto jest niezaprzeczonym faktem, że rolnicy dostarczają obecnie, jak dostarczali zawsze najlepszego, naj­

wytrzymalszego i najgoręcej kraj swój kochają­

cego żołnierza. Że włościanin kocha ziemię oj­

czystą najmocniej ze wszystkich—nic dziwnego w tern niema. Przecież on tej ziemi kawałek sam na własność posiada i broniąc kraju przed najazdem wroga, zasłania własnemi piersiam

(4)

GAZETA LUDOWA. M 7 od zniszczenia ten mały kawałeczek ziemi, użyź­

niony znojnym potem ojców swoich. Ziemi swej opuścić on nie może, ani zabrać jej do węzełka, jak rzemieślnik swoje narzędzia Gdyby zaś ją nawet sprzedał, to duch tej sprzedanej ziemi tak go do końca życia będzie ścigał i nę­

kał tęsknotą że lepiejby mu było odrazu leg­

nąć w grobie.

Stąd uświadomiony rolnik głosuje zawsze za silnem własnem wojskiem, choćby go to ko­

sztować miało Widzieliśmy naprzykład na dwa lata przed wojną w Szwecyi wspaniałą manife- stacyę, kiedy mieszczańska większość nie chcia- ła uchwalić w parlamencie podatków na woj­

sko. Kilkadziesiąt tysięcy najwybitniejszych chło­

pów zjechało do stolicy państwa i ruszyło pod pałac królewski, domagając się powiększenia armii. Chociaż ministrowie i parlament byli temu przeciwni, wzruszony objawem takiej mi­

łości kraju król szwedzki wyszedł na balkon i ze łzami w oczach podziękował włościanom za ich ofiarność dla ojczyzny. Tak stanął sojusz między królem a chłopstwem i dzięki niemu dziś Szwecya ma niewielką, ale tak znakomitą armię, że wszyscy jej granicę szanować muszą.

Pamiętać jednak należy, że wśród chłopów szwedzkich niema takich, coby nie umieli czytać i pisać, więc mogą lepiej, niż u nas, sprawę narodową rozumieć.

Dając narodowi całą żywność i najlepsze­

go żołnierza, włościaństwo w państwie nowo- żytnem nie tylko ma poparcie rządu, ale w sa­

mym rządzie zasiada. Wpływ włościaństwa na rządy w państwie zależy przedewszystkiem od tego, czy kraj jest przeważnie rolniczym czy przemysłowo-handlowym, a następnie od tego, jaka część ziemi znajduje się w rękach wielkich a jaka znów w rękach małych rolników. W wie­

lu państwach wielcy i mali rolnicy popierają się wzajemnie, gdyż mają wspólny interes, aby rolnictwo kwitnęło i ceny płodów rolniczych o- raz środki przewozu były korzystne.

Istnieją nawet takie kraje, gdzie właściwie niema innego potężnego stanu, obok stanu włościańskiego. Krajami takimi są na Bałka­

nach: Bułgarya, Serbia i Czarnogóra. W pań­

stwach tych słowiańskich prawie cała ziemia jest w rękach chłopskich, ponieważ zaś ani gór­

nictwo, ani przemysł i handel jeszcze się tam nie rozwinęły, włościanie sami muszą tam do­

starczać środków i ludzi na utrzymanie państ­

wa i wojska, ale też i sami o losach swego państwa decydują. Państwa te podobne są do jednej olbrzymiej gminy wiejskiej, z tą tylko różnicą, że zamiast wójta, król stoi na jej czele.

Widzieliśmy w ostatnich latach, jaką siłę woj­

skową reprezentują te chłopskie państwa, mimo małego obszaru i skromnej liczby żołnierzy. W krajach tych znani z dzielności górale rozumie­

ją, że państwo to oni — biją się też, jak praw­

dziwi bohaterowie, za jego byt i za jego po­

myślność.

Podobne stosunki panują również w gó­

rzystej Norwegii, gdzie obok rolników, rybaków

i marynarzy inne stany nie mają znaczenia.

Najstarszem jednak wolnem państwem chłopskiem w Europie, które dobiło się znacze­

nia i szacunku—była Szwajcarya. Górale szwaj­

carscy pod wodzą Wilhelma Telia związali się byli jeszcze w końcu 13 wieku sprzysiężeniem, mającem na celu utworzenie niezależnego pań­

stwa szwajcarskiego i ufundowali je świetnemi , zwycięstwami pod Morgarten (r. 1315) i pod Lempach (1486) nad wojskami nieprzyjacielskiemu

odniesionemi. »

Państwo to szwajcarskie przez chłopów-żoł- nierzy założone zasłynęło wkrótce dobrymi rzą­

dami, znakomitemi na świat cały szkołami, do­

brobytem a przedewszyskiem taką wolnością obywatelską, jakiej nigdzie niema. Dziś nie mo­

żna już Szwajcaryi nazwać państwem chłopskiem, bo chociaż je chłopi utworzyli, to jednak roz­

winęły się tam wspaniale rękodzieła, przemysł fabryczny, handel, bankowość i t. d.

Szwajcarzy są jednym z najszczęśliwszych narodów a chociaż jedni używają języka nie­

mieckiego, inni francuskiego, inni zaś włoskiego, to jednak swoją górską ojczyznę nad wszystko kochają, do zwad między narodowościami nie dopuszczają.

Jakim krajem będzie Polska? Kto w niej będzie rządził? Prawdziwemu Polakowi sprawa ta drugorzędna.

Pamiętajmy jednak, że lud wsiowy sta­

nowić będzie przynajmniej 60 procent. To zna­

czy, że na stu Polaków wypadnie na rolników 60 ludzi a na wszystkie inne stany 40.

Nie będzie zaś tak dla tego, że lud wsiowy jest jeszcze nieoświecony, sprawami publicznemi mało się interesuje, w gminie i or- ganizacyach jeno niektórzy pracują, a nawet do Legionów polskich to tylko niektóre okolice, jak górale z pod Zakopanego, albo Ślązacy synów gromadnie wysłali. Skoro zaś stan włościański jest niezorganizowany, bezczynny, mało oświeco­

ny, to nie będzie umiał zdobyć sobie odrazu całej władzy.

Polska będzie musiała wszystko możliwe zrobić, aby lud wsiowy oświecić, wzbogacić i do życia społecznego pobudzić.

Stąd takie starania ze strony dobrych Po*

laków, aby wszędzie szkoły i organizacye chłop*

skie gospodarskie popierać i to już obecnie w czasie wojny, aby przygotować lud polski na dobrych synów Ojczyzny, takich samych dobrych, jak Bułgarzy, Szwajcarzy, Norwegowie czy Duń­

czycy.

A. P.

z '

(5)

■No 7 gazeta ludowa. 5.

Jedność narodowa w Galicyi Szlakiem tułaczów polskich.

Kraków, 6 lutego UJ16 r.

Radosną nowiną mogę się ż wami po­

dzielić, bracia czytelnicy „Gazety Ludowej!" Oto u nas w Galicyi przyszło do zupełnego porozu­

mienia pomiędzy polskiemi stronnictwami i dziś możemy powiedzieć, że naród nasz stoi tu zje­

dnoczony jak mur, jednej myśli i jednego dą­

żenia.

W Galicyi istnieją dwie wielkie organiza cye polityczne, nie partyjne, ale narodowe t. j.

A’oG polskie i Naczelny Komitet Narodowy. Koło polskie, to organizacya wszystkich posłów do parlamentu wiedeńskiego. Naczelny Komitet narodowy to organizacja stronnictw polskich dla kierowania polityką polską w czasie wojny oraz Legionami polskimi.

Przez pewien czas panowały pomiędzy Ko­

łem polskiem a Naczelnym Komitetem Naro­

dowym pewne różnice. W Kole polskiem bra­

kło posłów socyalistycznych w Naczelnym Ko­

mitecie Narodowym nie zasiadały przez pewien czas stronnictwa szlachty polskiej i narodowo - demokratyczne.

Ten rozdźwięk osłabiał nasze siły na ze­

wnątrz, bo rozbicie jest zawsze słabością. Zro­

zumieli to nasi politycy i od dłuższego cza u pracowali nad tern, aby wszystkich polityków polskich i wszystkie stronnictwa złączyć razem w jednolitą organizacyę. I to się tymi dniami u- dało. Pomiędzy prezesem Koła polskiego Eksc.

Bilińskim, a prezesem Naczelnego Komitetu narodowego prof. Jaworskim przyszło do zu­

pełnego porozumienia. Posłowie socyalistyczni wstąpią niedługo do Koła polskiego, które w ten sposób będzie obejmowało wszystkich po­

słów polskich. Do Naczelnego Komitetu naro­

dowego wstąpi stronnictwo szlachty podolskiej.

W ten sposób po wstąpieniu tego stronnictwa i Naczelny Komitet Narodowy obejmie wszystkie polskie stronnictwa. Skład Koła polskiego i N. K.

N., będzie politycznie ten sam. Prezesem Naczel­

nego Komitetu Narodowego zostanie prezes Koła Pol. eksc. Biliński i to daje gwarancyę że polityka polska będzie rzeczywiście jednolita, bo będzie na czele jedna głowa.

Zasłużony obecny prezes N. K. N. prof.

Jaworski zostanie wiceprezesem Nacz. Komitetu Narodowego. Pomiędzy Kołem poi. a N. K. N.

które będą miały jedną politykę, nastąpi podział pracy już ułożony, aby polityka polska była zupełnie jednolita.

W marcu odbędzie się pełne posiedzenie Koła Pol. i Nacz. Kom. Nar., które zniany po­

wyższe potwierdzą. Sprawa jedności polskiej jest jednak już obecnie załatwiona, chodzi już tylko o formalne zatwierdzenia.

„Zgoda buduje—niezgoda rujnuje!" W Ga­

licyi zwyciężyło hasło zgody, bo zgoda daje siłę, a tylko siła obecnie zwycięża.

Wasz,

Z pośród licznych opisów i przyczyn­

ków do historyi krwawej pielgrzymki tuła­

czów polskich po ziemiach rosyjskich, zwra­

cają uwagę ogłoszone obecnie w pismach ro­

syjskich wrażenia naoczne p. Jerzego Goście- kiego, posła do Dumy, który odbył niedaw­

no umyślną wędrówkę po koloniach polskich wysiedleńców. Z opisów jego notujemy garść charakterystyczniejszych szczegółów z pobytu w jednej z większych partyi chłopów z p o ­ w i a t u K r a s n o s t a w s k i e g o , stoją­

cych etapem w okolicy Bobrujska. Oto, co o krasnostawskich braciach naszych czytamy:

Na piaszczystem wzgórzu, zrzadka porosłem krzakami, otoczonem wieńcem odwiecznych białoruskich sosen, stało rzędem 9 wozów nakrytych budami z płótna. Przy wozach ko­

nie osłonięte resztkami der i kołder, opadał kuka krów, które jeszcze ocalały od zagłady.

Za wozami wielkie ognisko, przy którem grza­

ły się garnki z resztkami śniadania, dalej zas półkolem ułożony wysoki zwał gałęzi, chroniący od przejmującego wiatru, przy bo­

kach dwa szałasy z drągów i gałęzi, otwo­

rami do ogniska zwrócone. Z pod szałasów i płóciennych nakryć wozów zaczęły się wy- c lylać postacie ludzkie i otoczywszy nas zwartem kołem, jęły mówić o swych potrze­

bach żalić się na swą dolę tułaczą. W sło­

wach tych przeważała nuta stoicyzmu i re- zygnacyi, połączonej z uuorem i zawziętością we wzmaganiu sięz zarządzeniami losu. Zrzadka tylko odezwała się gorętsza skarga, zabłysła łza w oku i przekleństwo zawisło na ustach-

«ł„oT°'W1? C’i ^ torym s,ły wypowiedziały po­

słuszeństwo, którzy zaczęli wątpić w możnSść przetrwania dalsze, wędrówki. Ale ponad po­

trzeba,m chwili bieżącej, ponad wszelkFmi brakami i nędzą tej doli wygnańczej góro- wa 1 T e d ń o ^ l 8 J " " 10 e y ^ n le . jedSa X wa i jedno wielkie pragnienie: czy bedzie X X „ X V a zag0” rodz™ * *

S i ysdzie“''

dz e J ż ’d c llM "

stoją bosemł S ™ . P a r t y c h sukienkach kami na z m a J n i e U i " ’?6? 1. 0'1 2lmria

•zupetnych sierot- n iłi z,emL w sród nich troje marla po drodze ’ W " 0Jsl™- m a lk a “ - letni Vhodez M v V . ? n ‘ Sdw sie(lemdziesięcio- lat osiemnaście. Rodzice zginęli podczas wy7 w F T P 11.61" P°dczas jakie toczyfy się w ich wsi ubiegłą jesienią. ’ "

(6)

6. GAZETA LUDOWA. Ne 7.

Wejście do głównego fortu twierdzy Dęblin (Iwangród).

Dwa konie partyi padły po drodzie, trzeci osłabł i nie może iść dalej, jeden wóz wymaga również zupełnej naprawy. Bez pomocy partya ta w tych warunkach nie mpże ruszać w dalszą drogę, a droga ta jest jeszcze długa, bo celem jej są, zgodnie z instrukcyą Komi­

tetu. okolice Białej Cerkwi, odległe o 300 wiorst od Bobrujska. Bez pomocy będą mu- siały słabsze rodziny pozostać na miejscu w okolicy, przepełnionej już wygnańcami, lub pod naciskiem władz administracyjnych będą zmuszone wsiąść do wagonów kolejowych i rozpocząć nową, długą drogę, która się skończy dopiero aż u granic Azy i. Oto rezultaty prawdziwie słowiańskiej przyjaźni.

Weterani 65 roku--Legionom.

Legioniści polscy w Lublinie, którzy skro­

mnie, ale serdecznie i szczerze złożyli hołd wete­

ranom 1863, w dniu rocznicy powsiania stycznio­

wego b. r., otrzymali od sędziwych weteranów pis­

mo następujące:

Do Legionistów Polskich w Lublinie.

Po rozgromieniu powstania Styczniowego, gdy gorętsza część młodzieży polskiej albo pa- dła na pobojowiskach, albo została rozproszo­

ną po szerokich przestworzach północy lub za­

chodu; gdy ze starszego pokolenia wypielono skrzętnie lepsze jednostki,— i, ażeby unicest­

wić wpływ ich dodatni na społeczeństwo,--od­

rywano je od kraju; na całej naszej ziemi za­

panowała martwota ducha, — poczucie bezsil­

ności i apatya.

Te następstwa pogromu łatwe były do wytłómaczenia. Każdy wysiłek okupionym być musi wyczerpaniem —Ale po roku 1863 wśród ogółu polskiego rozpanoszyły się pojęcia i u- czucia, najmniej oczekiwanie: oto ogólne po­

tępienie zarówno tylko co przebytego wysiłku 1863 roku, jak i ludzi, którzy szczęśliwym tra­

fem ocaleli,—tych, których władze rosyjskie skazały na kary wywiezienia na Sybir, spoty­

kano, po powrocie do kraju, z wyraźną obawą i niechęcią,— jako ludzi, jeżeli już nie niebez­

piecznych, to jako niedowarzonych półgłówków, którzy „rzucali się z motyką na słońce" i ńie- wczesnym ruchem sprowadzili na kraj nieszczę­

ścia i klęski jedynie.

Tę opinię wyrabiali nam, uczestnikom powstania 1863 roku, przedewszystkiem rówie­

śnicy nasi, którzy dla jakichkolwiek powodów nie uczestniczyli w walce, a którzy przez po­

tępienie walczących wpajali w ogół przekona­

nie, że w chwili krytycznej oni jedni okazali się dojrzałymi ludźmi. Wytworzyli oni nawet teorję niby to naukową, potępiającą wszelkie ideały,nasze; w duchu tej teoryi odzywali się nawet uczeni profesorowie wszechnic polskich.

Tak trwało przez lat dziesiątki. I trzeba było dopiero nowych pokoleń, które wysiłkom naszym oddały sprawiedliwość. Wśród młod­

szych od nas pokoleń rodziły się gorętsze u- czucia, które potęgując się coraz silniej, zna­

lazły obecnie wyraz w zbrojnych szeregach Legionów Polskich.

Że oceniliście nasze ciężkie, acz nieudane wysiłki, że zrozumieliście uczucia, które nas ożywiały; .że przyjęliście na siebie brzemię za­

dania, pod którem myśmy padli; żeście pomi-

(7)

M 7. GAZETA LUDOWA. 7.

mn naszych niepowodzeń, uznali się za naszych spad kobiercó w duchowych —

Przesyłamy Wam, drogim Orlętom Polski, dank serdeczny! Wraz z tą podzięką przyjmij- cie błogosławieństwo starców na drogę zwy­

cięstw, dla szczęścia Ojczyzny! Waszym gorą­

cym uczuciom, Waszym serdecznym ukocha­

niem, Waszym wzniosłym dążnościom. Cześć!

Weterani 1863 roku.

Obchody styczniowe

w Zamojszczyźnie.

Oprócz opisanej już w osobnej korens- pondenci uroczytsości w Zamościu—odbyły się jeszcze obchody w Krasnobrodzie, Goraju, Fram­

polu, Szczebrzeszynie i Zwierzyńcu. Opiszemy je po krotce:

Krasnobród: Staraniem grupki osób, przygotowany został bardzo sumiennie uroczysty obchód styczniowej Rocznicy. Na opuszczonej dotąd mogile 43 'Powstańców, poległych 25-go marca 1863 niedaleko Krasnobrodu—wzniesiono typowy dla Roku 63 krzyż dębowy—a mogiłę catą otoczono ogrodzeniem. Ręką miejscowych Polek zrobiony sztandar narodowy powiódł licznie zebraną ludność po nabożeństwie na wspomnianą mogiłę Pierwszy raz od bardzo dawna z setek piersi polskich płynęła w nie­

biosa w Krasnobrodzie pieśń „Boże coś Polskę"

i „Z dymem pożarów'1. Słuchano przy Mogile Powstańców gorącego i silnego przemówienia p. Lesiewskiego, — który krótko a dobitnie skre­

ślił im wielki czyn ojców naszych w r. 1863.—

Składając cześć poległym Bojownikom o Wol­

ność Narodu,—słuchano przemówienia repre­

zentanta Legionów, sierżanta Rzętyckiego, chy­

lącego czoło imieniem dzisiejszego wojska pol­

skiego—przed Tymi, których dziedzictwo Le­

giony przejęły i w niejednem oku łza się zakrę- cj}a _ niejedno serce wzruszeniem silniej zabiło z radości, że dożyło tej wielkiej dla nas chwili

uwolnienia od jarzma niewoli moskiewskiej.

Z nad mogiły wrócił pochód do sali w domu gminnym. Powaga, z jaką wysłuchano tutaj obśzemiejszego odczytu pana L. rozpa­

trującego powód, cel i następstwa styczniowego powstania—chętne składanie datków na cele Leqionów,—których fundusz tylko w ten jeden dzień zasilił Krasnobrodzki lud kwotą 100 kor., 78 h bardzo chętne zakupywanie śpiewników, narodowych, gazet, broszur, wydawnictw N. K. N.

świadczy dobrze o polskości gminy Krasno- brodzkiej.

Trzeba tylko jeszcze, by i Legiony zoba­

czyły w swych szeregach ochotników z Krasno­

brodu—lak już są z innych gmin Zamojszczyzny.

Krzywd ; wyrządziłoby się jednak uroczystości krasnobrodzkiej, gdyby nie wspomnieć o chórze

z dziewcząt i chłopców wiejskich złożonym, a przez p. Niedzielskiego przygotowanym.

Ważny to czynnik w budzeniu śpiącej duszy polskiej—więc uczmy się śpiewać nasze polskie pieśni. Uznanie należy się wspomnia­

nej grupie osób w Krasnobrodzie—za podjętą pracę narodową—i wierzyć należy, że za nimi pójdą i ci, co. dziś jeszcze drżą, by nie ściągnąć na siebie gniewu—odciętego od nich „taty", za otwarte, przyznanie się, że są Polakami.

Goraj: I w Goraju dzięki energicznej Przewodniczącej Ligi Kobiet p. Jurkiewicz, szcze­

rze i bez zastrzeżeń oddanej pracy Legionowej_

przy życziiwem poparciu miejscowego ks. Pro­

boszcza—współpracy Członków Ligi i pomocy osób po polsku czujących —rocznica styczniowa — przypomnianą i uczczoną została uroczystym ob­

chodem w dniu 22 stycznia.

Po uroczystem żałobnem nabożeństwie, od- prawionem przez ks. Proboszcza, odbyło się po­

święcenie sztandaru narodowego, z którym na czele ruszył pochód na cmentarz obok kościoła.

Tu przy pomniku wzniesionym ku czci Poległych w bojach powstańczych na polach Goraja prze­

mówiła p. Jurkiewicz serdecznie i z wiarą w rzucane zebranym słowa, że czas, abyśmy wszyscy wolnymi być zapragnęli—za broń chwy­

cili i z Legionami wywalczyli sobie lepszą przy­

szłość wolnej, niepodległej Polski.—Przemówił również p. pudło, dając obraz wysiłków pow­

stańczych i znaczenia tychże dla Narodu. Z cmen­

tarza wrócił pochód z pieśnią „Boże coś Polskę"

do kościoła — odprowadzając sztandar, który w kościele umieszczony zostaje - jako wyraz ze­

wnętrzny, że polskim jest katolicki kościół w Goraju.—Cześć pracownikom Wolnej Polski w Goraju Zaznaczyć jeszcze należy, że Goraj wysłał już kilkunastu ochotników do Legionów—

a świeżo zorganizowana Liga kilkanaście kom­

pletów ciepłej bielizny dla Legionistów w polu.

Oby inne gminy poszły za przykładem Goraja.

Szczebrzeszyn: Miasteczko to położone przy trakcie z Zamościa do Biłgoraja wiele przeżyło za rosyjskich rządów-—pamięta je też dobrze.

Widocznymi znakami opieki rosyjskiej—to skon­

fiskowany klasztor katolicki i grób popa Tracza, siewcy prawosławia, przygotowującego wyznaw­

ców wiary cara dla gubernii Chełmskiej, jeszcze przed jej utworzeniem. Nie pominął Szczebrze­

szyn milczeniem styczniowego święta narodowe­

go. W niedzielę 23 stycznia po sumie w para­

fialnym kościele — przemówił do licznie zebra- nych parafian ks. Dziekan Wadowski. Podkre­

ślił silnie, jak szlachetnem jest dążenie do wol­

ności i jak szlachetni synowie Ojczyzny wszy­

stko dla tego dążenia poświęcili i poświęcają.

Z kościoła również ze sztandarem narodowym, staraniem miejscowej Ligi Kobiet wykonanym

—ruszył pochód na grób powstańców na miej­

scowym cmentarzu. Tu w gorących słowach przemówił o miłości Ojczyzny w czynie — włoś­

cianin—poeta z Mokrego Lipia, Jakób Racibor­

ski. Dzieje powstania styczniowego skreślił krótko p. Pudlo a po odśpiewaniu „Jeszcze Polska nie zginęła", wrócił pochód do kością-

(8)

8. GAZETA LUDOWA. M 7.

ta — odprowadzając sztandar. Odśpiewaniem ..Serdeczna Matko" i modłami za poległych w walce z przemocą i tych, co w kator­

gach i tajgach Sybiru zginęli, zakończono przed­

południową uroczystość.

Popołudniu o godz. 5 odbył się uroczy­

sty wieczorek styczniowy w sali szkolnej. Sło­

wem wstępnem rozpoczął go ks. Dziekan W.

Następnie odczyt o powstaniu sumiennie opra­

cowany i ciepło wygłoszony przez p. Przyrow­

ską, śpiewy patryotyczne i deklamacye mło­

dzieży szkolnej złożyły się na całość, która na zebranych silne wywarła wrażenie i która nie­

wątpliwie będzie początkiem śmielszego życia polskiego w Szczebrzeszynie.

Zwierzyniec: Dnia 22 Stycznia b. r. od­

było się w Zwierzyńcu Ordynackim w roczni­

cę Powstania styczniowego rano uroczyste na­

bożeństwo w kościele miejscowym, a o godz.

8-mej wieczór wokalno-muzyczny.

Słowo wstępne nadzwyczaj sumiennie o- pracowane z gtębokiem uczuciem odczytała p.

H. Mańkowska. Chór męski wykonął kilka wojennych i patryotycznych pieśni, poczem nastąpiły silne i z uczuciem wypowiedziane deklamacye p. E. Kłopotowskiego „W hołdzie J. Piłsudskiemu", p. Dr. Moniuszki „Chryste jak boli" i „Sen", który to wiersz zakończył okolicznościowym własnym dodatkiem.

'W odegranym obrazie scenicznym „Dzie­

siąty Pawilon" grą swą odznaczyli się p. H.

Mańkowska i p. T. Rogowski. Na zak o ń cze­

nie żywy obraz „Bitwa" fl. Grotgera, który przy akompaniamencie chóru za sceną wy­

warł silne bardzo wrażenie swoją treścią bo­

gatą i efektownością wystawy.

W niedzielę dnia następnego po nabo­

żeństwie odbył się pochód ze sztandarem i pieśniami z kościoła na grób Powstańców z 1863 roku, gdzie świeżo postawiono symbo­

liczne dębowe krzyże z koronami cierniowemi.

Nad grobem przemawiali Dr. E. Moniuszko, St. Mańkowski i Walenty Marzec, siłą i uczu­

ciem poruszając do łez tłumy słuchaczy, po­

śród których obok innych i stan włościański licznie był reprezentowany, dając dowód, że nie obca jest sercu polskiego ludu rolnego ta wielka chwila dziejowa Z mogiły Powstańców z pieśnią „Z dymem pożarów..." na ustach udał się pochód do sali miejscowego klubu, gdzie nastąpiło powtórzenie programu sobo­

tniego z tern jeszcze, że niespodziewanie w imieniu ludu i do ludu przemówił gorąco p.

Walenty Marzec, zaznaczając doniosłość obe­

cnej chwili, ważność porozumienia się wszy­

stkich warstw narodu i dążenia do jednego celu. Przemówienie to było przyjęte serde- cznem podziękowaniem i burzliwymi oklaska­

mi słuchaczy. Wogóle nastrój sobotni i nie­

dzielny był bardzo uroczysty i podniosły.

Widać, że idea wolności Ojczyzny naszej coraz szerzej i głębiej zakorzenia się w serca j dusze Narodu, że sztandar podniesiony

przez Legiony coraz więcej skupia koło siebie oddanych mu synów i cór polskiej ziemi Królestwa.

M o ja w ie ś r o d z in n a .

(Listy żołniersk e).

Od przeszło roku jestem w ogniu. Panu Bogu dziękować, nic mi się nie stało. Już człowiek przywykł do trudów i do wojny. To, com widział, na wołowej skórze spisaćby się nie dało. Gdy, da Bóg, z wojny wrócimy, to będzie co opisywać. Tu, w okopach ani na to czasu, ani sposobności. Kulki świszczą pra­

wie nieustannie, śmierć zbiera swoje żniwo, bitwa się toczy, chociaż nie taka wściekła, jak dawniej. F\ szkoda, że tego wszystkiego teraz opisać się nie da. Swiatby się dowiedział, co my, Polacy, my, polscy żołnierze, przeszliśmy i przechodzimy w tej wojnie, a możeby to za­

ważyło na szali, gdy dyplomaci układać będą nową m a p ę ' Europy, którą my karabinami szkicujemy.

Po kilkumiesięcznych walkach w . .. prze­

niesiono nasz pułk do . . . Ucieszyliśmy się, gdyśmy się dowiedzieli, dokąd jedziemy. Mie­

liśmy jechać w nasze strony rodzinne. Tyle miesięcy się ich nie widziało... Co tam słychać z naszymi ? Co tam we wsi porobili Moskale, bo wiedzieliśmy, że tam gospodarowali. Płie spodziewaliśmy się tam zastać radości, ale za­

wsze cieszyliśmy się, bo człekowi jakoś w swoich stronach raźniej.

Przyjechaliśmy do .. . wieczór. Zaraz z po­

ciągu w drogę. Noc była ciemna, z nieba sy­

pało wilgotnym śniegiem. /Tle do tego czło­

wiek już przyzwyczajony. Nad ranem stanę­

liśmy w .. .

Moja wieś rodzinna! Kochana droga wieś!

Poprzez szarzyznę świtu wytrzeszczaliśmy oczy, aby ją ogarnąć całą jak najprędzej. Zdziwiło nas, że nikt przeciw nie wyszedł... że tak jakoś okropnie spokojnie...

Rozwidniło się... Patrzymy—nasza to wieś, czy nie nasza ? Czy to wogóle wieś ? Domów zaledwie kilka, poszarpanych kulami, pół roz­

walonych... Tu sterczą resztki komina — tam kupa na pół zwęglonych beczek — a gdzie reszta ? Gdzież ta kwitnąca przed miesiącami wieś ?

Znikła. Przestała istnieć. Może to nie ona?

Może my s'ię mylimy?

Patrzymy—stoi kościół. Nie nasz. Nasz miał taką dumną wieżę... Przyglądamy się...

Nie—to ten sam —jeno wieży niema, dach się zawalił, sterczą tylko mury...

Patrzyliśmy na tysiące trupa, patrzyliśmy, jak nasi koledzy i przyjaciele ginęli, słuchaliśmy, jak jęczęli w śmiertelnych bólach nasi bracia, ale nigdy nas tak serce nie zabolało, jak wtedy.

Popłakaliśmy się, jak dzieci...

(9)

z

(10)

10. GAZETA LUDOWA. N° 7.

— Tam — pam iętasz-tam stała twoja cha­

łupa — powiada Jasiek tam moja... Jezus!

Jezus !

— ft co się stało z naszymi ? Gdzie na­

sze żony? Gdzie ojce starzy? Gdzie dziecięta kochane ?!

Ot, dola polskiego żołnierza...

Ból nami zaszarpał, taki straszny ból, ja­

kiego człowiek chyba przy oddawaniu życia doznaje. I żądza pomsty ! Za to musimy się

pomścić 1 Strasznie pomścić i...

Huknęły armaty, zaczęły świstać rosyjskie kulki, Rosyanie, stojący na drugim końcu wsi, zaczynali robotę.

Rozkaz—w kilku minutach byliśmy w oko­

pach. I zaczęliśmy prażyć wroga, prażyć jak wściekli, my zwłaszcza pięciu, cośmy są z tej wsi I prażymy Moskali ciągle, bo my się mścimy 1

I pomścimy !

Wasz Jan P . . .

Pogrom Serbji.

(Opis . naocznego świadka).

Pewnego smutnego, szarego dnia opuści­

liśmy Prizreu. Było to o godzinie szóstej rano.

Pochód odbywał się doliną rzeki Bistricy. Za­

ledwie opuściliśmy miasto, ujrzałem te same sceny straszliwej niedoli, śmierci i zwątpienia, które poprzednio oglądałem. Widzę znowu niepogrzebane zwłoki ludzkie, padlinę bydlęcą, połamane wozy, resztki taborów. Pomimo mrozu czuć wszędzie rozkład‘ciał. Domy chło­

pów albańskich stają się coraz rzadsze. Dzi wne domy. Nie posiadają okien, tyiko otwory, podobne do otworów strzelniczych, a umiesz­

czone w ścianie na wysokości dwóch metrów' ponad ziemią. Domy te z drzwiami, okutemi żelazem, wyglądają jak fortece.

Nagle wchodzimy w dolinę Białego Drinu.

Pada śnieg tak gęsty, że nic nie widać na trzy­

dzieści kroków. Przed mostem na Łumkuli kończy się podróż samochodem. Równocześnie z nami zatrzymuje się dywizya wojsk serbskich.

Wśród masy żołnierzy czynimy poszukiwania jakiego takiego przytułku. Kolumny wojsk zatkały po prostu całe wązkie przejście. Widzę, jak żołnierze niszczą samochody i wozy, albo wrzucają je do Drinu. Zapasy rozmaitego ma- teryału wojennego zaczynają płonąć. Unoszą się gęste kłęby dymu, a pośród nich powstają częste wybuchy benzyny.

Idziemy dalej pieszo wśród strasznej za­

mieci śnieżnej. Wzdłuż lewego brzegu rzeki Driny posuwamy się jeden za drugim wązką ścieżką, która została wykuta w skałach, drogą niesłychanie ciasną. Lśniący śnieg oślepia nas i powoduje ciągłe upadki na oślizgłej drodze.

Dwaj żołnierze, z których jeden prowadzi konia na uździe, drugi zaś trzyma się ogona, ryzykują przejście przez spadające i wznoszące się stromo

luki mostu. Ponieważ można iść tylko w poje­

dynkę. więc przeprawa przez to miejsce trwa przeszło dwie godziny. A potem pochód posuwa, się po prawej stronie Białego Drinu wśród zu­

pełnej pustki. Około godziny pierwszej po po­

łudniu dostajemy się do miejsca, gdzie Biały Drin łączy się z Czarnym Drinem i gdzie pow- staje Wielki Drin, toczący swoje dzikie fale ku północy.

Przebyliśmy prawie 40 kilometrów, prze­

ważnie samochodem. Wystarczy na jeden dzień. Jesteśmy przemoczeni od stóp do gło­

wy. Zamieć śnieżna była bardzo gwałtowna i nie ustawała ani na chwilę Trzeba było myśleć o spoczynku. Posłanie było gotowe z białego śniegu, który pokrył ziemię warstwą, mającą 30 centymetrów grubości. Musieliśmy tutaj urządzić sobie legowisko. Za nami główna wojenna kwatera serbska zatrzymała się w Lum kuli.

Wojewodę Putnika przynieśli żołnierze na noszach, sporządzonych naprędce z siedzenia po­

wozu. W g idzinę później przybył król Piotr.

Otoczenie jego tworzyli tylko dwaj oficerowie ordynansowi. Jeden z żołnierzy wystrugał dla króla laskę z gałęzi. Opierając się na tej lasce, król odbywał smutną podróż na wygnanie

Drżąc z zimna, usiłujemy rozniecić ogień.

Pnie i gałęzie, a nawfet liście są zupełnie mo­

kre. Dopiero po trzech godzinach zaczął płonąć ogień, ożywiając obóz. Żołnierze krzątają się około koni, z których niestety trzy straciliśmy.

Jeden z nich runął do Drinu razem z zapasami żywności, które dźwigał na grzbiecie. Każdy z nas otrzymuje karnek i kładzie się na pod- ściótce kukurydzianej dokoła ogniska.

Około północy śnieg przestał padać. Teraz dopiero spostrzegliśmy w odległości jou me­

trów nędzną osadę albańską Bruti, zburzoną w trzech czwartych częściach. Przed sześciu dniami mieszkańcy tej wsi zabili 45 serbów.

Zarządziliśmy wszelkie środki ostrożności na wypadek napadu ze strony mieszkańców tej osady. Zresztą żaden prawie z nas nie śpi.

Jesteśmy źle zaopatrzeni. Mało który z nas ma namiot, a niejeden nie ma nawet derki.

Sprawa żywności jest największą troską ną- szego przewodnika, pułkownika Poumiera, kierownika francuskiej misyi sanitarnej Nasze zapasy żywności są bardzo skromne. Na 25q

ludzi posiadamy zaledwie 2Oo kilogramów su ­ charów. A mamy jeszcze przed sobą 5 dni drogi.

(11)

Nó 7. GAZETA LUDOWA. l l .

Bieda w Warszawie.

Bezdomnych pomieszcza się we wspólnych salach, a jedzenia dostarcza Ko­

mitet opiekuńczy.

L I S_T Y.

Z pod, Biłgoraja, w styczniu 1916 r.

Miło mi dowiedzieć się w „Gazecie Ludowej,“

jak to było w różnych zakątkach naszej ziemi polskiej,'Otóż i ja postanowiłem skreślić kilka słów o naszej 'okolicy Biłgorajskiej i posłać do tej gazety'. Oto i naszej okolicy nie ominęła ta moskiewska opieka, na którą mamy jasny dowód, że przez bardzo wiele wiele dziesiątków lat trzymali nas w ciemnocie i błocie. Po pier­

wsze nie dali nam szkół polskich, z których mogli byśmy czerpać oświatę i rozumieć, czem jest ta Polska dla nas, a jeżeli znalazła się ednostka, co rozumiała, czem powinniśmy być dla tej Polski, to moskiewska łapa wtrącała ją do więzienia, a to i na Syberję wywoziła.

A po wtóre, że przez cały czas swej bytności pieniądze od nas zabierali, a żadnych dróg nam nie naprawiali, tylko cerkiewne szkółki nam stawiali, a na koniec jeszcze nam Chełmszczy- żnę oderwali. Ale przyszedł koniec-—jak to mówią — .miarka się przebrała". Kiedy po raz ostatni zaczęły wypędzać wojska austryacko- weeierskie te moskiewskie hordy z polskiej ziemi to Eulogiusz tak się zręcznie poinformo­

wał, że prawie wszystkie swoje owieczki z na­

szej okolicy wyprowadził, a było ich tu dosyć dUŻ° Chociaż gwałtownie moskale uciekali, ale nie omieszkali jeszcze nam dużo krzywdy w y­

rządzić, bo wiele wiosek spalili, zasiewy zni­

szczyli, a dobytek uprowadzili i rabunki czy­

nili i nas uciekać zmuszali. Smutno nam, że jakaś część naszych obywateli znajduje się na tej tułaczce, bądź to nahajką wygnani, bądź to nierozsądnie sami wyjechali.

Otóż my dziękujmy tej Matce Boskiej, Królo ■ wej Korony Polskiej, że nas obroniła od tej zagła­

dy i moskiewskiej niedoli. Dziś z radością serca widzimy pierwsze kroki polskości na naszej ziemi poskiej. Chociaż nam to wszystko było wzbronione. W roku 1914 po wkrocze- wojsk austryacko-węgierskich do Biłgoraja, wkrótce ukazały się polskie napisy na urzędach i ulicach, ale nie długośmy się cieszyli, bo tylko miesiąc i opuścili n as'au stry acy ,'a we­

szli napowrót rosyanie i w tej chwili polskie napisy znieśli a wystawili rosyjskie. Żandar- merya zaś zaczęła swoją moskiewską robotę i po krótkim czasie wielu oby watełi aresztowała i po kilka miesięcznem aresztowaniu część wypuściła na wolność, a część wywieziono na Syberyę. Ale i moskalom nie posmakowały Karpaty, bo po kilkomiesięcznym pobycie w Karpatach zaczęli na łeb na szyję uciekać do Rosyi, a wojska sprzymierzone zadawały im co raz to większe ciosy i zapędziły ich het tam gdzieś aż za Styr.

Po wkroczeniu wojsk austryackich do Biłgoraja, napowrót zniszczono napisy rosyj­

skie, a dano polskie, że jak się patrzy. Dziś już mamy szkoły polskie, a i drogi w innym

l

(12)

12. GAŻFTA LUDOWA. M 7.

Na pograniczu rosyjsko-tureckiem.

Droga w wąwozach Kaukazkicb, gdzie się obe­

cnie toczą zażarte walki.

stanie. Dięki serdeczne naszemu p. Komendan­

towi Obwodowemu powiatu Biłgorajskiego za szczerą chęć popierania polskich szkół i in­

nych zakładów, bo przy poświęceniu szkoły w Bił­

goraju przez Ks. dziekana miejscowego miał pan Komendant piękną przemowę w języku polskim do naszej dziatwy, za którą mu się należy staropolskie Bóg zapłać.

Dzięki też naszemu inspektorowi szkolne­

mu, który zaczyna się co żywo krzątać około szkół polskich po wioskach, choć już ich m a­

my kilka. Mamy też Ligę Kobiet, która ener­

gicznie pracuje na gruncie swego zadania.

Mamy też biuro werbunkowe Legionów Pol­

skich, w którem zapisuje się młodzież. Kilku­

nastu młodzieńców już odesłano na ćwiczenia w miejsce oznaczone.

Biłgoraj zaludniony jest przeważnie przez żydów i handel jest w rękach żydów. Ceny są ogromnie wygórowane, ale Komenda Obwo dowa wzięła się do obniżenia cen i wydała ceny maksymalne na towary różnego rodzaju.

Dzięki też' Komendzie Obwodowej, że broDi nas od nędzy, bo jednym daje zarobki na drogach, innym daje możność nabycia ży­

wności po cenach umiarkowanych, a innym

daje zapomogi ż y w n o ś c i o w e . Mamy też nadzieję, że wkrótce zaczną nam wypła­

cać za zrekwirowane przez wojska austryacko- węgierskie konie, wozy i t. d., co byłoby dla nas wielką podporą. Nie brakuje tu jeszcze i takich, co to sieją pomiędzy ludem złośliwe różne pogłoski, że przyjdzie jeszcze moskal, to na Święta, to w innym czasie, ale jakoś ta zapowiedź żadnego skutku nie odnosi, bo co raz to mniej słychać to powtarzanie, a prze­

cież mamy jasny dowód, że moskal nie wróci:

wiemy, gdzie był, wiemy, gdzie jest i widzie­

liśmy na własne oczy, co robił.

Wioski i miasta palił, lud wypędzał, za­

siewy marnował, a co się dało, to rabował. Te­

raz Polskę mamy z moskiewszczyzny oczy­

szczoną, a więc nie zakładajmy rąk, ale bierz my się do pracy nad podniesieniem Ojczyzny.

Ale tylko wtedy możemy podnieść Polskę, kie dy jak najdalej wypędzimy Moskala het na wschód. Idźmy ręka w rękę, popierajmy Pol­

skie Legiony, zapisujmy się do nich, kto tylko zdolny jest do noszenia broni, żeby nas była jak największa siła, ab.yśmy się mogli odwdzię­

czyć moskalowi za nasze krzywdy, a wten­

czas osiągniemy to, co nam będzie potrzeba.

Serdeczne życzenia naszemu Oficerowi werbunkowemu Legionów polskich, bo on nam sprowadził tak piękne pismo, jak „Gazeta Lu- dowa“. Proszę Szanowną Redakcyę „Gazety Lu- dowej“ nie zrażać się inojem pismem, boć je stem samoukiem, a jeżeli co niezrozumiale n a ­ pisane, to proszę poprawić, sprostować i wy­

drukować w „Gazecie Ludowej", którą bardzo chętnie w naszej okolicy czytają i nabierają coraz większego zamiłowania do niej.

Paweł R .

Frampol, w lutym 1916 r.

Dużo się czyta w „Gazecie Ludowej" o pracy patryotyczno-społecznej naszych osad i wiosek, tylko o Frampolu nic podobnego nie piszą. A przecież był czas, kiedy Frampol na polu pracy patryotyczno-społecznej zajmował przodujące miejsce w Ziemi Lubelskiej. Toć przecież mamy we Frampolu kółko rolnicze, Towarzystwo pożyczkowo oszczędnościowe, straż ogniową ochotniczą, Stowarzyszenie spożywcze, Spółkę tkacką,—słowem wszystkie instytucye społeczne, jakie małe miasteczka dotąd posia­

dały. Instytucye te wiodą suchotniczy żywot, ale przed wojną rozwijały się znakomicie i często przyjeżdżano do nas z miast powiato­

wych po rady i wskazówki i wprost zazdro­

szczono nam tej żywotności w pracy społecznej.

Dużo wtenczas pisano i mówiono o Fram­

polu, lecz od czasu rozpoczęcia wojny (z wy­

jątkiem jakiegoś tam napadu kozackiego na treny austryacko-węgierskie, o którym gazety moskiewskie trąbiły od Wisły aż do Kamczat­

k i i zrobiły z Frampola pierwszorzędną fortecę)

mc więcej o Frampolu nie pisano.

Nie życząc sobie, ażeby o naszym Fram­

polu całkiem zapomniano, chwyciłem za pióro i kreślę list niniejszy w nadziei, że ukochana

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z tej racji nawołuję, aby panowie z prawicy, którzy twierdzą, że leży im na sercu reforma rolna, zgodzili się z projektem grup ludowych i głosowali za

lityki chłopskiej, był założycielem pierwszego Stronnictwa Chłopskiego, był jego prezesem, byl pierwszym chłopem, który odważył się założyć własne pismo

„po porozumieniu ze stolicą apostolsko0. Dopie ro przy punkcie szóstym rozpoczęła się zacięta walka. Najzawziętsi przywódcy prawmy lakto Gra bski, Staniszkis,

W ten sposób ofenzywa rosyjska została złamana i pierwszy rozpęd już po paru dniach bitwy unicestwiony. Bitwa na wielu odcinkach toczy się wciąż jeszcze i

Jeżeli chcecie przekonać się, czytelnicy, czy tak było, popytajcie się tych unitów, co oni ucierpieli do ostatnich czasów, to wam powie­. dzą. Wszak wielu z

ranka, a przy tem wszystkiem nieokiełzany jakiś pęd do życia, do pełnego rozmachu w dal przez błonia i rowy, po śnieżystym całunie łąk, aż pod Cotes

Po tych wielkich zniszczeniach i pożogach, jakie zwaliły się na naszą polską ziemię, czas- by już był, wielki czas, do przystąpienia do odbudowania zniszczonej

karze za jego przykładem szczepić Dzisiaj niema na swiecie lekarza, któryby nie szczethł ludzi przeciw ospie i niema też kraju w k tó rym oy się ludzie nie