• Nie Znaleziono Wyników

Śmieszek, 22 lutego 1927

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Śmieszek, 22 lutego 1927"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

ŚMIESZEK

DODATEK HUMORYSTYCZNY

Wychodzi kiedy chce i kiedy mu się podoba.

Dla czytelników naszych darmo a dla Innych podwójna cena.

U—tg--- KSl.U.lLIllJBS.1!.1!... ■■■-JL...-■■aLfi'iLHJL-■ »■■■ ... 31« 21 ■gHT.HgJ-BgBl--- Jgg'JLL—.'JL-J1 &S"SBBf22±-'LJ9BBLS--- J

Katowice, dnia 22-go lutego 1927 r.

, ELMAR. . - - # %

Łukasz Kopera i radjo.

(Korespondencja z Chudopacholkowa.) Pan Ignacy Fidrypałkiewicz, człowiek o wiel­

kiej poczciwości ducha, piastował od szeregu lat skromne acz wielce odpowiedzialne stanowisko kierownika szkoły powszechnej w Chudopachołko­

wie.

Była to mieścina, składająca sie z kilkudziesię­

ciu domków, słomą i gontem krytych, wśród któ­

rych wyróżniały się imponującym murowanym

„wyglądem“ gmachy państwowe: poczta, posteru­

nek policji, gmina i szkoła p. Fidrypałkiewicza.

Spokojnie i cicho płynęły dni w Chudopachoł- kowie nie mąciły tam głów ani przewroty majowe, ani Liga Narodów, ani właśnie polityczne, prasa do­

cierała tam tylko w dni świąteczne i to w tym wy­

padku, jeżeli ambulans pocztowy jej po drodze nie 'zgubił. Życie p. Fidrypałkiewicza, kawalera od lat 48 toczyło się w tym sielankowym nastroju gładko, Spokojnie i cicho, bez niespodzianek i namiętności wielkomiejskich. Dzieli czas pomiędzy nauką dzieci, a służbą społeczną, piastował bowiem godność wi­

ceprezesa ochotniczej straży pożarnej (dwa wozy drabiniaste, jedna dziurawa sikawka i kiedyś po­

złacany kask); był kierownikiem Chudachołkow- Skiego komitetu Obrony Praw Białej Kobiety w Konga Afrykańskiem (bardzo humanitarna instytu­

cja) ; zajmował się zbieraniem składek na rzecz bezrobotnych maniek — słowem był dusza i ciałem wszelkich humanitarno-kulturainych poczynań miej­

scowego społeczeństwa. Elitę sfer towarzyskich W Chudopachołkowie stanowili: p. Konewka, pre­

zes straży pożarnej, p. Drążek, naczelnik miejsco­

wego urzędu gminnego, p. Wlazło, starszy przodo­

wnik i komendant posterunku P. P., apteka'rstwo jOplatkowie i wreszcie naczelnik poczty p. Kiełbasa Iz małżonką. Wtym oto szlachetnym zespole two­

rzyły się wszystkie zamiary, tyczące się przyszło­

ści Chudopacbołkowa, " to zamiary nie byle jakie zamierzano bowiem wkrótce nazwać mieścinę na Wzór stolicy Wielkim Chudopachołkowem. a rynek ,ina którym w niedzielę i święta demonstrowane były przedstawienia cyrkowe i kino: ochrzcić Placem

(Teatralnym.

Pewnego pięknego dnia p. Ignacy został we­

zwany przez swoją władzę do stolicy w sprawach Służbowych . Dumny, że władza o nim pamięta, a Zarazem trochę niespokojny, spakował kuferek i czemprędzej podążył do Warszawy. Nie było go długi czas; miejscowa „elita“ zaczynała sie ini nie­

pokoić czy nie zatrzymano go na stałe w Warsza­

wie, tembardziej, że chodziły wieści o zmianie na stanowisko ministra oświaty. Czyż mógł być lepszy kandydat od p. Fidrypałkiewicza?

Wkrótce jednak wątpliwości sie rozwiały bo­

wiem naczelnik poczty pewnego wieczoru z rado­

ścią odcyfrował depeszę z Warszawy: „Jutro przy­

jeżdżam“.

Cały Chudopachołków wyległ na spotkanie ulubionego profesora: dzieci ustawiono szpalerem, snopki siana powiązano zakształt bramy triumfal­

nej, a na widok bryczki jadącej od stacji orkiestra (dwa flety i jedna harm on ja) zagrała skocznego ma­

zura.

Przyjechał. Z uroczystą miną zsiadł z bryczki, a furman wyniósł za nim kuferek i wielkie tajemni­

cze pudło. P. Fidrypałkiewicz lakonicznie zbył wszystkie powitania, natomiast zaprosił elitę do gmachu szkoły na nadzwyczajne posiedzenie w bardzo doniosłej sprawie.

Zakotłowało się w Chudopachołkowie; p. Ko­

newka głowę tracił co to się stać mogło, p. Drążek

„na wszelki wypadek“ gorączkowo porządkował papierki w urzędzie gminnym, a państwo Kiełbasa wzięli się do gruntownego odkurzania lokalu pocz­

ty. Kto wie jakie polecenie przywiózł profesor od władzy?

Zebranie wieczorne miało charakter niezwykle uroczysty: zagaił je p. Fidrypałkiewicz i rozpoczął przemówienie.

Szanowni Państwo! zostałem przez minister­

stwo (ogólne hm! hm!) obarzony niezwykle odpo­

wiedzialną funkcją, która ma na celu dobro naszego rodzinnego miasta (p. Konewka spojrzał niespokoj­

nie na Kiełbasę, a Kiełbasa na Wlazło).

Prądy kultury i oświaty, które obiegają dziś świat cały niedocierały dotąd, jak musze z bólem stwierdzić, do Chudopacholkowa. A wiecie dla­

czego tak się działo?!!!

Ogólna konsternacja. Bośmy, proszę państwa nie mieli radja! I oto polecono mnie Ignacemu Fi- drypalkiewiczowi naprawić ten błąd, w tym celu dano mi dla Chudopałkowa oto ten przedmiot.

Tu mówca uniósł wieko tajemniczej skrzynki i oczom obecnych ukazał się szereg błyszczących lampek na czarnej podłużnej skrzynce.

Oto aparat, dokończył p. Ignacy, dzięki które­

mu Chudopachołków będzie odtąd w stałym kon­

takcie nietylko z Warszawą, ale ze wszystkiem(

miastami Europy, a nawet, kto wie, z New Jorkiem!

Ogólny „ach“ obecnych wyraziło ich gorący

zachwyt * ^ J

(2)

"Po oewtvym cxasAe •';'.szV.afvc.'y tCYmdopacUo'-\ njAct. caXa, e\\\.e \ x, \a\emn\C7.ą mYaa, xaVioxnumV.o'»/aX

kowa byli ździwieni widokiem drążka żelaznego, im treść prośby Łukasza, który ukazał się na dachu szkoły a wraz z nim na

drzwiach prowadzących do mieszkania p. Fidry- palkowicza zjawiła sie tabliczka, na Której wielkic- mi literami tuszem były napisane słowa: Radjo- Klub miasta Chudopachołków.

Pierwszy inauguracyjny koncert odbył się w obecności całej „elity“ i zaproszonych gości; przy­

byli wystrojeni we fraki, żakiety i tu żurki z czasów

„Króla Goździka“. Pan Fidrypałkiewicz ze skupio­

ną miną siedział obok aparatu, coś w nim kręcił cią­

gle, majstrował, przestawiał, aż oto wreszcie w głośniku coś zacharczało, gwizdnęło, i do uszu wszystkich doniosła się nieznana tu jeszcze melodja i słowa Hallo, Hallo, Polskie Radjo — Warszawa!

a potem piosenka: „Bo ja się boję utyć!“

To jest taki warszawski marsz! objaśnił z po­

wagą p. Ignacy.

Koncert trwał... Do otwartych okien szkoły cisnęły się tłumy wieśniaków pragnących zobaczyć i usłyszeć ten cudowny aparat, „bez który z War- siawą i Hameryką godać można1'. Entuzjazm tłumu nie miał granic. Po skończeniu koncertu p. Fidry- pałkiewicza obniesiono na rękach po całem mia­

steczku, choć krzyczał, że ma na sobie frak i nowe spodnie.

Chudopachołków rozpoczął nową erę życia: p.

Fidrypałkiewicz który do swych godności dołączył nową — prezesa Radjo — Klubu, wziął się z za­

pałem do propagowania Radja wśród nieoświeco- nego dotąd ludu. Zapraszał kmiotków na koncerty, demonstrował im aparat, mówił o wielkiej. donio­

słości i pożytku wynalazku, dzięki któremu można mówić bez drutu na tysiące kilometrów. Kmiotko­

wie kiwali głowami i z pewną bojaźnią dotykali cu­

downego aparatu. Aż oto pewnego wieczoru przy­

szedł do p. prezesa jeden z najstarszych gospoda­

rzy Łukasz Koper i mówił tak: ...

— Przysedem wedle tej maszyny, co ją poka- znjeta— r.thy radja-... - >. .. .

Pan Fidrypałkiewicz posadził gospodarza u- przejmie w fotelu. ;... .

- Bardzo chętnie Łukaszu was objaśnię. O co

chodzi? 1 U r

Łukasz odchrząknął, chustą czoło wytarł.

— Anó — powiadacie, że bez to radjo z Ha­

meryką godać? ' ! : ‘ '

— Naturalnie! Z każdym krajem! :

— Właśnie... Mam brata w Hameryce. Koper, tak samo, jak i jo — ino mu, Szczepan na imię.' Go­

spodarstw ma aż 3, dularćw żebrał, a nom nie przysyła. A tu, w Chudopachałkowie — bida... Dyć chciałem Was prosić, żebyŚta bez to radjo Szcze­

panowi powiedzieli, żeby nom sto dularów tu przy­

słał...

Pan Fidrypałkiewicz zamyślił się: co czynić?!

Łukasz kręcił się niespokojnie na krześle.

— Kiejby to można było — to bym som taką maszynę do chałupy, kupił!

Pan Fidrypałkiewicz‘aż podskoczył na krześle;

co zaś świetna okązja do wykazania skutków pro­

pagandy! Chłop który kupuje radioodbiornik..: W głowie poczciwego profesora zaraz błysnęła myśl o odznakach o medalu „za skuteczną pracę kultu­

ralno-oświatową!“

Nie, Łukasza nie można zwodzić — musi uwie­

rzyć w cuda radja. Tedy rzekł mu:

— Dobrze, Łukaszu, jakoś się zrobi, przyjdźcie jutro wieczorem, to pomówię z waszym bratem....

— Niech będzie pochwalony!

Uszczęśliwiony kmiotek wyszedł.

Zaraz następnego dnia zwołał p. Fidrypałkie-

im treść prośby Łukasza.

— Rozumiecie państwo, że tego kmiotka nie można zrażać — musi dostać coś pieniędzy, inaczej nie uwierzy w naszą wielką ideę. A to gospodarz stary i wpływowy. Oto proszę państwa, ja sam na ten cel daję skromną ofiarę.

Tu p. Fidrypałkiewicz wyjął ostentacyjnie 50 zł. 1 położył na stół. Towarzystwo jednomyślne poszło za jego przykładem. To też w krótkim cza­

sie zebrano sumę 100 zł., którą wieczorem „Komi­

tet propagandy“ miał uroczyście wręczyć Łuka­

szowi Koperze.

Stary gospodarz stawił się w oznaczonej mu godzinie: cała elita przyjęła go, stojąc przy apara­

cie odbiorczym, p. Fidrypałkiewicz miał nałożone słuchawki na uszach.

Onieśmielony chłop stanął u drzwi; w pokoju panowała cisza. Po chwili profesor, prezes Radjo- Klubu zdjął słuchawki, wyjął szybko schowane pod aparatem 100 zł. i trzymając je w ręce, pod­

szedł z uśmiechem do Łukasza.

Wasza próba się ziściła, rozmawialiśmy z wa­

szym bratem Szczepanem w Ameryce .i oto przy­

syła wam tutaj 100 złotych to niby tak jak 10 do­

larów. Teraz chyba uwierzycie w skuteczność wiel­

kiego dzieła, jakim jest radjo!

Stary Kopera wziął z niedowierzaniem banknot obejrzał go na wszystkie strony, spojrzał nieufnie po obecnych, wreszcie skłonił się do ziemi i wy­

szedł. .

Komitet Propagandy był w siódmem niebie.

Gdy nazajutrz naczelnik poczty wyszedł rano do swojej kancelarii, zastał tam starego Łukasza.

— Co powiecie gospodarzu? — zagadnął go wesoło p. Kiełbasa.

— Ano, ja do pana naczelnika z prośbą. List chciałem wysłać, ino nie gramotny jezdem, to mo­

że by pan naczelnik napisał...

— Chętnie wam to uczynię. A do kogo chcecie

posłać. - :

— Do Hameryki do brata...

Pan Kiełbasa wziął papier, a Łukasz potarł rę­

ce wesoło i tak dyktował: . '

-r- Drogi bracie Szczepanie. W pierwszych sło­

wach mojego listu niech będzie pochwalony Pan Jezus, a potem jesteśmy wszyscy zdrowi, jako nam łońskiego roku kobyła zdechła i jałówka, a bez to ciężko nam teraz. Dziękuję Ci drogi bracie Szcze-j popie za te pieniądze, coś je przysłał, ino na drugi- raź przyślij bez pocztę, bo to radjo jucha, jak ten' złodziej, po drodze z Hameryki 90 dolarów skradło..

- Twój brat Łukasz Kopera. .

Ludzie mówią, że...

— W naszym Sejmie, nibyto zacofanym, a.

jednak prawie wszyscy posłowie to' wolnomyśli­

ciele, bo w żadnym parlamencie na całym świe*

cie nie myślą tak wolno, jak w naszym...

— Litwini to bitny naród, gdyż od paru mie­

sięcy bija sie wciąż... z myślami, jak związać ko­

niec z końcem w budżecie państwowym...

— Ostatnia, analiza wody morskiej na na- szem wybrzeżu wykazała, iż woda ta podczas let- nich miesięcy zawiera największy procent — ży­

dów.

— Przepisy dekretowe nakładała na nasza prasę prawdziwy kaganiec; ale nie należy o tern głośno mówić, bo jak sie magistrat dowie o tym kagańcu, to gotów nałożyć na wszystkich piszą­

cych nsi podatek...

(3)

"Wszystko \yu<X\a.

Niemcy na całej linji wygrali, Opryszek, łobuz zadziera łeb.

Choć do niedawna byli tak mali, Znów otwierała światowy sklep.

Gdzie jest ten sławny traktat wersalski, Gdzie pokojowy, światowy wiew,

Prusami rządzi knut generalski.

Wszystko to bujda, wszystko to bluff!

Rewolucyjna Litwa sie pali, Smetana objął znów rządu ster.

Pada ja wielcy, padaj a mali,

W Kłajpedzie słychać niemiły szmer.

Do boju idzie szaulisów grupa I znów obficie leje się krew, Już niejednemu boli tam... głowa, Wszystko to bujda, wszystko to bluff!

Już przestajemy wierzyć w traktaty, W Ligę Narodów, sanacje i

Ambasadorskie wzniosie debaty I prowodyrów natchnione sny.

Pokój istnieje, pokój istnieje, A w całym świecie leje sie krew, Na kuli ziemskiej kiepsko sie dzieje, Wszystko to bujda, wszystko to bluff-

M misia Majowy »Marniał swa ii®

Najdroższa Panno Gertrudo!

Nadszedł czas, że będąc pod ciśnieniem kilku­

nastu atmosfer różnych myśli, zmuszony jestem otworzyć zbiornik mego serca i wylać przed Tobą .uczucia .któremi jest on przepełniony.

Od pierwszego wejrzenia zostałem pchnięty buforem miłości dla Ciebie, miłości, która jak eks- ćentryk, zweksłowała mnie z drogi mego żywota na Twoją , bocznicę, Panno Gertrudo! Czuję, że jesteśmy, niby 2 pociągi, jadące z przeciwnych stron na siebie: nawet czerwony sygnał nie zdoła 'zatrzymać ich. Całą więc siłą pary pędzę do Cie- :bie, aby wy szuflować u stóp Twych cały ładunek mych uczuć i błagam o rękę, gdyż tylko Ty jedna możesz być odpowiednią lokomotywą na żelaznym torzę żywota mego, a ja — wentylem bezpieczeń­

stwa trosk naszych. Wspólne szczęście nasze jak olej wysmaruje oś życia małżeńskiego, a wtedy będziemy mogli gładko jechać po torach wiodących do przyszłości, pewni będąc, źe nie nastąpi wyko­

lejenie przeznaczenia naszego.

Jeżeli nasyp projektów moich podoba Ci się, najdroższa moja lokomotywo, to ksiądz pobłogosła­

wi nas i będziemy już wspólnie dbać o przyszłość naszego pociągu małżeńskiego. Jeśli zaś odmó­

wisz, to dawszy kontraparę, wjadę na tarczę obro­

tową wspomnień, lub też będę się błąkał, jak stara wekslówka po torach zapasowych.

Mam jednak nadzieję, że usłyszę , wkrótce gwizdek nadchodzącego pociągu szczęścia naszego, a obliczając kilometrówki wspólnych naszych roz­

koszy, całuję Cię ł czekam, gwiżdżąc niecierpliwie pod. semaforem na Twoją odpowiedź.

Twój Franek, maszynista.

Przyszły smakosz.

Nauczyciel: Kto mi powie, jakie zwierzę najlepiej nadaje sie do pożywienia?

Uczeń: Kura, bu można j9 jeść i przed jej urodzeniem 1 no lei śmierci.

ty&y, ty&y.

Na wsty-łtkich Ymjacb, w wagonach 4. klasy jadą, wiecznie jadą,

w dnie zwykle, w święta, szabasy —<

z pakami, z tobołami czarną gromadą, brudny do ohydy dniem nocą szwargocfc kiwając brodami:

ży-dy, ży-dy, ży-dy, ży-dy---

W wyświechtanych chałatach, cuchnących, w filcowych kapeluszach, oślizłych od potu, w dziesięciu na ławie, jak pluskwy się kulą —•

a od kół dvrr0tu trzęsą się im pejsy —

Z zaplutemi brodami siwe patriarchy młode leki, Aronki, Mojżesze,

plugawe szmajgełesy kłapouche parchy dniei-' nocą szwa. gocą,

cmokając oślinione wargi . • i jadą, wiecznie jadą

na jarmarki, na targi,

na wszystkich linjach, w wagonach 4. klasy z paczkami, z tobołami

czarną gromadą

w dnie powszednie, w szabasy, paskarże, waiudarze,

wszystkiemi pociągami jadą, wiecznie jadą, w wrzasku i gwarze, kiwając pejsami,

brudne do ohydy:

ży-dy, ży-dy, ży-dy, ży-dy — —

Czamemi pazurami zgarniają jak śmiecie zwitki, paczki, tobołki — a w oczach ich groza jeszcze ich palą pręgi na skulonym grzbiecie:

razy Chrystusowego powroza,

którym przepędził przekupniów z świątyni na cztery świata strony---

Z paczkami, z tobołami w pociągach na każdej lmji czarną gromadą

na połów, na żery złotej mamony.

kupczące Ahaswery , ja-dą, ja-dą, ja-dą, ja-dą ——

ży-dy, żydy, ży-dy, ży-dy.

Cztery działania rachunkowe*

...Ministerstwo Komnikacji poleciło dyrek­

cjom by przy egzaminowaniu urzędników kol ej o*

wych kładły szczególny nacisk na znajomości...

czterech działań arytmetycznych..'

...Ministerstwo komunikacji utrzymuje bo­

wiem, że dobry urzędnik kolejowy musi przede»

wszystkiem umieć: dodawać sobie otuchy i cier­

pliwości, odejmować sobie i rodzinie od ust, mno»

żyć długi i wreszcie dzielić swe pobory między wierzycieli...

Zagadka- Jaki to jest doktor,

(Doktor brrr... mam dreszczI) Co nikogo z ludzi

Nie uśmiercił jeszcze.

Darmo Czytelniku Umysł swój naginasz, Bo to nie kto inny, Tylko... wetervnant

(4)

j <M p - i ŻARTY

^ i

U u

Z Sejmu.

Wyjątek z interpelacji sejmowej: „Pan mini­

ster świeci znowu swoją nieobecnością. Niżej pod­

pisani chcieliby się dowiedzieć, czy pan minister wo gól e żyje jeszcze i oo zamierza przeciw Ibmu uczynić?“

s Rozbrojenie.

! Ameryka, kraj pokoju^to wciąż pokój nropa- fcuje, dzisiaj na gwałt pancerniki i latawce już Szykuje.

Z tego widać, że i ona, ta kraina pełna szyku, Ina ideę rozbrojenia jak szwab jeno na języku.

I te rozbrojenie radzi, ale innym, nie zaś sobie, Zakupując pancerniki w pokojowej dzisiaj dobie.

‘4 Pisownia!

Dwie panienki piszą list.

— ifrańka, nie wiesz, ozy ślub pisze się przez

*p", czy przez „b“ na. końcu?

— Skąd mam wiedzieć, przecie jestem także leszcze panną.

W sklepie,

— Pani odsyła tego bażanta, bo już czuć go.

— A cóż, to pani wasza kupuje bażanta do Wąchania, czy do jedzenia?...

Dzik.

Dlaczego dzik ma wygląd ponury i stale smu­

tny ? Rzecz łatwo zrozumiała. Bo i jakże ma być wesół, kiedy ojciec jego — świnią, matka też świ­

nią 1 cała familia to same świnię.

Na ulicy.

Kłusownik spotka wszy sąsiada, również kłu­

sownika, taką zadał mu zagadkę:

— Jeżeli Tomaszu zgadniecie, ile dziś wybra­

łem jaj kuropatwy, to wam oddam wszystkie pięćdziesiąt ośm.

Nie zdążył.

Adaś powraca ze szkoły cały w błocie wyty- tteny.

— Bój się Boga! jak ty wyglądasz —1 krzy­

czy matki.

— Wpadłem w błoto.

— Ta w nowych spodniach?!

— Kiedym tak prędko wpadał, że nie było teas'll spodni ściągnąć .. ...

Słuszna radość.

W. piwiarni studenci śpiewają, śmieją się i krzyczą bez końca. W przyległym pokoju siedzą­

cy gość pyta kelnera, czy studenci obchodzą jakie imieniny, że się tak bezmiernie radują.

Kelner: „Ach nie! Inny powód ich radości.

jOto nowa służąca zmyła stół, na którym gospo­

darz pisał rachunki studentów. Nie wiedziała, co znaczą cyfry, popisane kredą. Teraz nie wiemy, tle który student wypił piwa.

Miłość idealna.

' Ojciec: Moja córka Aurelia ma wprawdzie jedna nogę krótszą, ale gdyby jej się tak trafił ja­

ki porządny człowiek, to gotów byłbym tę nogę banknotami nadsztukować.

Kawaler: Panie dobrodzieju! czy nie masz Córki z obydwoma nogami krótszemi?

W sądzie. 1

Sędzia: Oskarżony zaprzecza, że ukradł zegarek, a tu jest dwóch świadków, którzy to wi­

dzieli. '

Oskarżony: To jeszcze nie dowód. Jg dam dziesięciu świadków, że tego nie widzieli.

Znalazł sposób.

Aktor: Mój kochany, pożycz mi dwadzie­

ścia złotych.

Przyjaciel: Chętnfebym ci pożyczył, aid wątpię, czy będziesz kiedy w stanie mi oddać-

Aktor: Czyż nie wiesz, że w dzisiejszym dramacie kradnę w* trzecim akcie cztery tysiące złotych?

Nic nie pomoże.

Lekarz do chorego: Nic nie pomoże. Czf pan chce, czy nie, trzeba lekarstwo zażyć.

Chory: Jeśli nic nie pomoże, to po co man zażywać?

Wet za wet.

Sędzia: Czego sobie życzycie, gospodarzu?

Grzybek: Panie sędzio, mój sąsiad obrazi?

mnie ciężko, więc go muszę skarżyć.

Sędzia: Co wam powiedział?

Grzybek: A bodaj cię psy zjadły.

Sędzia: Ależ to nie jest obrazą. Pry zresztą nie posłuchały go i nie zjadły was.

Grzybek: Tak, to nie jest obrazą! Więc niech sędziego także psy zjedzą.

Z całego serca.

Chłopiec szewski do chłopca krawieckiego: \

— Słuchaj, Wicek, kiedy stracisz wszystko, kiiedy cały świat cię opuści a matka i ojciec nie będą. chcieli wiedzieć o tobie przyjdź do mnie, 8 ja ci z całego serca...- załatam buty.

Dobry znajomy.

Sędzia: —Oho, my się nie pierwszy raz wU dzimy...

Oskarżony: — 0, ja już częściej miałem przy­

jemność stawać przed panem sędzią... Pan sędzia od czasu, gdyśmy się ostatni raz tu widzieli, tro­

chę utył i bardzo dobrze wygląda..- Ä cóż żontf dobrod złejka porabia ?

Pechowy automobiibta.

— Mieć własne auto, to musi być świetni!

rzecz.

— Gdzie tam! Ja mam własne auto, a diabła mam z tego, bo jeżeli automobil nie jest w na<

prawie, to ja jestem w szpitalu, gdy ja wyzdro­

wieję i mógłbym już jeździć, to znowu auto Idzie do naprawy; gdy wreszcie auto jest naprawione i jajestem zdrów, to muszę Iść do kryminału od­

siadywać karę za przejechanie kogoś na ulicy I tak w kółko, I powiedz mi pan, kiedy ja właści­

wie mogę z tego auta korzystać.

Przekona! się.

— Kuba wiesz, ale z tern sztucznem wylęga­

niem kurcząt to blaga. _ _

— Dlaczego? .\

— A bo to widzisz: kupiłem wczoraj sześć j#

jęk, usiadłem na nich...

— Mo i co było? \

— Co miało być! zniszczyłem sobie tylko port*

ki, bo sie zrobiła jajecznica.

Cytaty

Powiązane dokumenty

siadnicy wzdychali, żeby niefortunny obiad raz się Skończył, tembardziej, że niebo zaczęło się chmurzyć I wiatr zrywał się coraz silniejszy, zasypując stół

Pasterz poskrobał się w głowę, bo był Bogu du­. cha winien i biedny; póki życia nie miał nigdy nic najdroższego ani feż nie jadł nic najtłuściejszego |

wiada wymaganiom, wszystko wkłada się napo- wrót do maszyny, zakręca się korbą naodwrót i z maszyny wychodzi znowu — żywa świnią.

Wskutek tego każdy zapchał palec do głowy i myślał nad reorganizacją naszej wdzięczności. Aż tu jeden, co się zwie Szczupak, zawołał: '.. —

&lt; się do gospodarza: Wiecie gospodarzu co? Zesz’o by się tę szafę wyprzątnąć i przenieść na inne miejsce, bo tu to miejsce gdzie teraz szafa stoi, stosowniejsze by było

Garnca niema; co się zrobiło, przecieżem tu przed chwilą był, a był garniec, co się stało.. Czv się świat obrócił do licha,

Mądrzą się, a nie rządzą wcale — Skarży się chory do doktora, Student do profesora.. Kupiec

Doktor znowu się zamyślił, a po chwili tak się odezwał:.. — Byłby jeszcze sposób, a mianowicie