ŚMIESZEK
DODATEK HUMORYSTYCZNY
Wychodzi kiedy chce i kiedy mu się podoba.
Dla czytelników naszych darmo a dla Innych podwójna cena.
U—tg--- KSl.U.lLIllJBS.1!.1!... ■■■-JL...-■■aLfi'iLHJL-■ »■■■ ... 31« 21 ■gHT.HgJ-BgBl--- Jgg'JLL—.'JL-J1 &S"SBBf22±-'LJ9BBLS--- J
Katowice, dnia 22-go lutego 1927 r.
, ELMAR. . - - # %
Łukasz Kopera i radjo.
(Korespondencja z Chudopacholkowa.) Pan Ignacy Fidrypałkiewicz, człowiek o wiel
kiej poczciwości ducha, piastował od szeregu lat skromne acz wielce odpowiedzialne stanowisko kierownika szkoły powszechnej w Chudopachołko
wie.
Była to mieścina, składająca sie z kilkudziesię
ciu domków, słomą i gontem krytych, wśród któ
rych wyróżniały się imponującym murowanym
„wyglądem“ gmachy państwowe: poczta, posteru
nek policji, gmina i szkoła p. Fidrypałkiewicza.
Spokojnie i cicho płynęły dni w Chudopachoł- kowie nie mąciły tam głów ani przewroty majowe, ani Liga Narodów, ani właśnie polityczne, prasa do
cierała tam tylko w dni świąteczne i to w tym wy
padku, jeżeli ambulans pocztowy jej po drodze nie 'zgubił. Życie p. Fidrypałkiewicza, kawalera od lat 48 toczyło się w tym sielankowym nastroju gładko, Spokojnie i cicho, bez niespodzianek i namiętności wielkomiejskich. Dzieli czas pomiędzy nauką dzieci, a służbą społeczną, piastował bowiem godność wi
ceprezesa ochotniczej straży pożarnej (dwa wozy drabiniaste, jedna dziurawa sikawka i kiedyś po
złacany kask); był kierownikiem Chudachołkow- Skiego komitetu Obrony Praw Białej Kobiety w Konga Afrykańskiem (bardzo humanitarna instytu
cja) ; zajmował się zbieraniem składek na rzecz bezrobotnych maniek — słowem był dusza i ciałem wszelkich humanitarno-kulturainych poczynań miej
scowego społeczeństwa. Elitę sfer towarzyskich W Chudopachołkowie stanowili: p. Konewka, pre
zes straży pożarnej, p. Drążek, naczelnik miejsco
wego urzędu gminnego, p. Wlazło, starszy przodo
wnik i komendant posterunku P. P., apteka'rstwo jOplatkowie i wreszcie naczelnik poczty p. Kiełbasa Iz małżonką. Wtym oto szlachetnym zespole two
rzyły się wszystkie zamiary, tyczące się przyszło
ści Chudopacbołkowa, " to zamiary nie byle jakie zamierzano bowiem wkrótce nazwać mieścinę na Wzór stolicy Wielkim Chudopachołkowem. a rynek ,ina którym w niedzielę i święta demonstrowane były przedstawienia cyrkowe i kino: ochrzcić Placem
(Teatralnym.
Pewnego pięknego dnia p. Ignacy został we
zwany przez swoją władzę do stolicy w sprawach Służbowych . Dumny, że władza o nim pamięta, a Zarazem trochę niespokojny, spakował kuferek i czemprędzej podążył do Warszawy. Nie było go długi czas; miejscowa „elita“ zaczynała sie ini nie
pokoić czy nie zatrzymano go na stałe w Warsza
wie, tembardziej, że chodziły wieści o zmianie na stanowisko ministra oświaty. Czyż mógł być lepszy kandydat od p. Fidrypałkiewicza?
Wkrótce jednak wątpliwości sie rozwiały bo
wiem naczelnik poczty pewnego wieczoru z rado
ścią odcyfrował depeszę z Warszawy: „Jutro przy
jeżdżam“.
Cały Chudopachołków wyległ na spotkanie ulubionego profesora: dzieci ustawiono szpalerem, snopki siana powiązano zakształt bramy triumfal
nej, a na widok bryczki jadącej od stacji orkiestra (dwa flety i jedna harm on ja) zagrała skocznego ma
zura.
Przyjechał. Z uroczystą miną zsiadł z bryczki, a furman wyniósł za nim kuferek i wielkie tajemni
cze pudło. P. Fidrypałkiewicz lakonicznie zbył wszystkie powitania, natomiast zaprosił elitę do gmachu szkoły na nadzwyczajne posiedzenie w bardzo doniosłej sprawie.
Zakotłowało się w Chudopachołkowie; p. Ko
newka głowę tracił co to się stać mogło, p. Drążek
„na wszelki wypadek“ gorączkowo porządkował papierki w urzędzie gminnym, a państwo Kiełbasa wzięli się do gruntownego odkurzania lokalu pocz
ty. Kto wie jakie polecenie przywiózł profesor od władzy?
Zebranie wieczorne miało charakter niezwykle uroczysty: zagaił je p. Fidrypałkiewicz i rozpoczął przemówienie.
Szanowni Państwo! zostałem przez minister
stwo (ogólne hm! hm!) obarzony niezwykle odpo
wiedzialną funkcją, która ma na celu dobro naszego rodzinnego miasta (p. Konewka spojrzał niespokoj
nie na Kiełbasę, a Kiełbasa na Wlazło).
Prądy kultury i oświaty, które obiegają dziś świat cały niedocierały dotąd, jak musze z bólem stwierdzić, do Chudopacholkowa. A wiecie dla
czego tak się działo?!!!
Ogólna konsternacja. Bośmy, proszę państwa nie mieli radja! I oto polecono mnie Ignacemu Fi- drypalkiewiczowi naprawić ten błąd, w tym celu dano mi dla Chudopałkowa oto ten przedmiot.
Tu mówca uniósł wieko tajemniczej skrzynki i oczom obecnych ukazał się szereg błyszczących lampek na czarnej podłużnej skrzynce.
Oto aparat, dokończył p. Ignacy, dzięki które
mu Chudopachołków będzie odtąd w stałym kon
takcie nietylko z Warszawą, ale ze wszystkiem(
miastami Europy, a nawet, kto wie, z New Jorkiem!
Ogólny „ach“ obecnych wyraziło ich gorący
zachwyt * ^ J
"Po oewtvym cxasAe •';'.szV.afvc.'y tCYmdopacUo'-\ njAct. caXa, e\\\.e \ x, \a\emn\C7.ą mYaa, xaVioxnumV.o'»/aX
kowa byli ździwieni widokiem drążka żelaznego, im treść prośby Łukasza, który ukazał się na dachu szkoły a wraz z nim na
drzwiach prowadzących do mieszkania p. Fidry- palkowicza zjawiła sie tabliczka, na Której wielkic- mi literami tuszem były napisane słowa: Radjo- Klub miasta Chudopachołków.
Pierwszy inauguracyjny koncert odbył się w obecności całej „elity“ i zaproszonych gości; przy
byli wystrojeni we fraki, żakiety i tu żurki z czasów
„Króla Goździka“. Pan Fidrypałkiewicz ze skupio
ną miną siedział obok aparatu, coś w nim kręcił cią
gle, majstrował, przestawiał, aż oto wreszcie w głośniku coś zacharczało, gwizdnęło, i do uszu wszystkich doniosła się nieznana tu jeszcze melodja i słowa Hallo, Hallo, Polskie Radjo — Warszawa!
a potem piosenka: „Bo ja się boję utyć!“
To jest taki warszawski marsz! objaśnił z po
wagą p. Ignacy.
Koncert trwał... Do otwartych okien szkoły cisnęły się tłumy wieśniaków pragnących zobaczyć i usłyszeć ten cudowny aparat, „bez który z War- siawą i Hameryką godać można1'. Entuzjazm tłumu nie miał granic. Po skończeniu koncertu p. Fidry- pałkiewicza obniesiono na rękach po całem mia
steczku, choć krzyczał, że ma na sobie frak i nowe spodnie.
Chudopachołków rozpoczął nową erę życia: p.
Fidrypałkiewicz który do swych godności dołączył nową — prezesa Radjo — Klubu, wziął się z za
pałem do propagowania Radja wśród nieoświeco- nego dotąd ludu. Zapraszał kmiotków na koncerty, demonstrował im aparat, mówił o wielkiej. donio
słości i pożytku wynalazku, dzięki któremu można mówić bez drutu na tysiące kilometrów. Kmiotko
wie kiwali głowami i z pewną bojaźnią dotykali cu
downego aparatu. Aż oto pewnego wieczoru przy
szedł do p. prezesa jeden z najstarszych gospoda
rzy Łukasz Koper i mówił tak: ...
— Przysedem wedle tej maszyny, co ją poka- znjeta— r.thy radja-... - >. .. .
Pan Fidrypałkiewicz posadził gospodarza u- przejmie w fotelu. ;... .
- Bardzo chętnie Łukaszu was objaśnię. O co
chodzi? 1 U r
Łukasz odchrząknął, chustą czoło wytarł.
— Anó — powiadacie, że bez to radjo z Ha
meryką godać? ' ! : ‘ '
— Naturalnie! Z każdym krajem! :
— Właśnie... Mam brata w Hameryce. Koper, tak samo, jak i jo — ino mu, Szczepan na imię.' Go
spodarstw ma aż 3, dularćw żebrał, a nom nie przysyła. A tu, w Chudopachałkowie — bida... Dyć chciałem Was prosić, żebyŚta bez to radjo Szcze
panowi powiedzieli, żeby nom sto dularów tu przy
słał...
Pan Fidrypałkiewicz zamyślił się: co czynić?!
Łukasz kręcił się niespokojnie na krześle.
— Kiejby to można było — to bym som taką maszynę do chałupy, kupił!
Pan Fidrypałkiewicz‘aż podskoczył na krześle;
co zaś świetna okązja do wykazania skutków pro
pagandy! Chłop który kupuje radioodbiornik..: W głowie poczciwego profesora zaraz błysnęła myśl o odznakach o medalu „za skuteczną pracę kultu
ralno-oświatową!“
Nie, Łukasza nie można zwodzić — musi uwie
rzyć w cuda radja. Tedy rzekł mu:
— Dobrze, Łukaszu, jakoś się zrobi, przyjdźcie jutro wieczorem, to pomówię z waszym bratem....
— Niech będzie pochwalony!
Uszczęśliwiony kmiotek wyszedł.
Zaraz następnego dnia zwołał p. Fidrypałkie-
im treść prośby Łukasza.
— Rozumiecie państwo, że tego kmiotka nie można zrażać — musi dostać coś pieniędzy, inaczej nie uwierzy w naszą wielką ideę. A to gospodarz stary i wpływowy. Oto proszę państwa, ja sam na ten cel daję skromną ofiarę.
Tu p. Fidrypałkiewicz wyjął ostentacyjnie 50 zł. 1 położył na stół. Towarzystwo jednomyślne poszło za jego przykładem. To też w krótkim cza
sie zebrano sumę 100 zł., którą wieczorem „Komi
tet propagandy“ miał uroczyście wręczyć Łuka
szowi Koperze.
Stary gospodarz stawił się w oznaczonej mu godzinie: cała elita przyjęła go, stojąc przy apara
cie odbiorczym, p. Fidrypałkiewicz miał nałożone słuchawki na uszach.
Onieśmielony chłop stanął u drzwi; w pokoju panowała cisza. Po chwili profesor, prezes Radjo- Klubu zdjął słuchawki, wyjął szybko schowane pod aparatem 100 zł. i trzymając je w ręce, pod
szedł z uśmiechem do Łukasza.
Wasza próba się ziściła, rozmawialiśmy z wa
szym bratem Szczepanem w Ameryce .i oto przy
syła wam tutaj 100 złotych to niby tak jak 10 do
larów. Teraz chyba uwierzycie w skuteczność wiel
kiego dzieła, jakim jest radjo!
Stary Kopera wziął z niedowierzaniem banknot obejrzał go na wszystkie strony, spojrzał nieufnie po obecnych, wreszcie skłonił się do ziemi i wy
szedł. .
Komitet Propagandy był w siódmem niebie.
Gdy nazajutrz naczelnik poczty wyszedł rano do swojej kancelarii, zastał tam starego Łukasza.
— Co powiecie gospodarzu? — zagadnął go wesoło p. Kiełbasa.
— Ano, ja do pana naczelnika z prośbą. List chciałem wysłać, ino nie gramotny jezdem, to mo
że by pan naczelnik napisał...
— Chętnie wam to uczynię. A do kogo chcecie
posłać. - :
— Do Hameryki do brata...
Pan Kiełbasa wziął papier, a Łukasz potarł rę
ce wesoło i tak dyktował: . '
-r- Drogi bracie Szczepanie. W pierwszych sło
wach mojego listu niech będzie pochwalony Pan Jezus, a potem jesteśmy wszyscy zdrowi, jako nam łońskiego roku kobyła zdechła i jałówka, a bez to ciężko nam teraz. Dziękuję Ci drogi bracie Szcze-j popie za te pieniądze, coś je przysłał, ino na drugi- raź przyślij bez pocztę, bo to radjo jucha, jak ten' złodziej, po drodze z Hameryki 90 dolarów skradło..
- Twój brat Łukasz Kopera. .
Ludzie mówią, że...
— W naszym Sejmie, nibyto zacofanym, a.
jednak prawie wszyscy posłowie to' wolnomyśli
ciele, bo w żadnym parlamencie na całym świe*
cie nie myślą tak wolno, jak w naszym...
— Litwini to bitny naród, gdyż od paru mie
sięcy bija sie wciąż... z myślami, jak związać ko
niec z końcem w budżecie państwowym...
— Ostatnia, analiza wody morskiej na na- szem wybrzeżu wykazała, iż woda ta podczas let- nich miesięcy zawiera największy procent — ży
dów.
— Przepisy dekretowe nakładała na nasza prasę prawdziwy kaganiec; ale nie należy o tern głośno mówić, bo jak sie magistrat dowie o tym kagańcu, to gotów nałożyć na wszystkich piszą
cych nsi podatek...
"Wszystko \yu<X\a.
Niemcy na całej linji wygrali, Opryszek, łobuz zadziera łeb.
Choć do niedawna byli tak mali, Znów otwierała światowy sklep.
Gdzie jest ten sławny traktat wersalski, Gdzie pokojowy, światowy wiew,
Prusami rządzi knut generalski.
Wszystko to bujda, wszystko to bluff!
Rewolucyjna Litwa sie pali, Smetana objął znów rządu ster.
Pada ja wielcy, padaj a mali,
W Kłajpedzie słychać niemiły szmer.
Do boju idzie szaulisów grupa I znów obficie leje się krew, Już niejednemu boli tam... głowa, Wszystko to bujda, wszystko to bluff!
Już przestajemy wierzyć w traktaty, W Ligę Narodów, sanacje i
Ambasadorskie wzniosie debaty I prowodyrów natchnione sny.
Pokój istnieje, pokój istnieje, A w całym świecie leje sie krew, Na kuli ziemskiej kiepsko sie dzieje, Wszystko to bujda, wszystko to bluff-
M misia Majowy »Marniał swa ii®
Najdroższa Panno Gertrudo!
Nadszedł czas, że będąc pod ciśnieniem kilku
nastu atmosfer różnych myśli, zmuszony jestem otworzyć zbiornik mego serca i wylać przed Tobą .uczucia .któremi jest on przepełniony.
Od pierwszego wejrzenia zostałem pchnięty buforem miłości dla Ciebie, miłości, która jak eks- ćentryk, zweksłowała mnie z drogi mego żywota na Twoją , bocznicę, Panno Gertrudo! Czuję, że jesteśmy, niby 2 pociągi, jadące z przeciwnych stron na siebie: nawet czerwony sygnał nie zdoła 'zatrzymać ich. Całą więc siłą pary pędzę do Cie- :bie, aby wy szuflować u stóp Twych cały ładunek mych uczuć i błagam o rękę, gdyż tylko Ty jedna możesz być odpowiednią lokomotywą na żelaznym torzę żywota mego, a ja — wentylem bezpieczeń
stwa trosk naszych. Wspólne szczęście nasze jak olej wysmaruje oś życia małżeńskiego, a wtedy będziemy mogli gładko jechać po torach wiodących do przyszłości, pewni będąc, źe nie nastąpi wyko
lejenie przeznaczenia naszego.
Jeżeli nasyp projektów moich podoba Ci się, najdroższa moja lokomotywo, to ksiądz pobłogosła
wi nas i będziemy już wspólnie dbać o przyszłość naszego pociągu małżeńskiego. Jeśli zaś odmó
wisz, to dawszy kontraparę, wjadę na tarczę obro
tową wspomnień, lub też będę się błąkał, jak stara wekslówka po torach zapasowych.
Mam jednak nadzieję, że usłyszę , wkrótce gwizdek nadchodzącego pociągu szczęścia naszego, a obliczając kilometrówki wspólnych naszych roz
koszy, całuję Cię ł czekam, gwiżdżąc niecierpliwie pod. semaforem na Twoją odpowiedź.
Twój Franek, maszynista.
Przyszły smakosz.
Nauczyciel: Kto mi powie, jakie zwierzę najlepiej nadaje sie do pożywienia?
Uczeń: Kura, bu można j9 jeść i przed jej urodzeniem 1 no lei śmierci.
ty&y, ty&y.
Na wsty-łtkich Ymjacb, w wagonach 4. klasy jadą, wiecznie jadą,
w dnie zwykle, w święta, szabasy —<
z pakami, z tobołami czarną gromadą, brudny do ohydy dniem nocą szwargocfc kiwając brodami:
ży-dy, ży-dy, ży-dy, ży-dy---
W wyświechtanych chałatach, cuchnących, w filcowych kapeluszach, oślizłych od potu, w dziesięciu na ławie, jak pluskwy się kulą —•
a od kół dvrr0tu trzęsą się im pejsy —
Z zaplutemi brodami siwe patriarchy młode leki, Aronki, Mojżesze,
plugawe szmajgełesy kłapouche parchy dniei-' nocą szwa. gocą,
cmokając oślinione wargi . • i jadą, wiecznie jadą
na jarmarki, na targi,
na wszystkich linjach, w wagonach 4. klasy z paczkami, z tobołami
czarną gromadą
w dnie powszednie, w szabasy, paskarże, waiudarze,
wszystkiemi pociągami jadą, wiecznie jadą, w wrzasku i gwarze, kiwając pejsami,
brudne do ohydy:
ży-dy, ży-dy, ży-dy, ży-dy — —
Czamemi pazurami zgarniają jak śmiecie zwitki, paczki, tobołki — a w oczach ich groza jeszcze ich palą pręgi na skulonym grzbiecie:
razy Chrystusowego powroza,
którym przepędził przekupniów z świątyni na cztery świata strony---
Z paczkami, z tobołami w pociągach na każdej lmji czarną gromadą
na połów, na żery złotej mamony.
kupczące Ahaswery , ja-dą, ja-dą, ja-dą, ja-dą ——
ży-dy, żydy, ży-dy, ży-dy.
Cztery działania rachunkowe*
...Ministerstwo Komnikacji poleciło dyrek
cjom by przy egzaminowaniu urzędników kol ej o*
wych kładły szczególny nacisk na znajomości...
czterech działań arytmetycznych..'
...Ministerstwo komunikacji utrzymuje bo
wiem, że dobry urzędnik kolejowy musi przede»
wszystkiem umieć: dodawać sobie otuchy i cier
pliwości, odejmować sobie i rodzinie od ust, mno»
żyć długi i wreszcie dzielić swe pobory między wierzycieli...
Zagadka- Jaki to jest doktor,
(Doktor brrr... mam dreszczI) Co nikogo z ludzi
Nie uśmiercił jeszcze.
Darmo Czytelniku Umysł swój naginasz, Bo to nie kto inny, Tylko... wetervnant
j <M p - i ŻARTY
^ iU u
Z Sejmu.
Wyjątek z interpelacji sejmowej: „Pan mini
ster świeci znowu swoją nieobecnością. Niżej pod
pisani chcieliby się dowiedzieć, czy pan minister wo gól e żyje jeszcze i oo zamierza przeciw Ibmu uczynić?“
s Rozbrojenie.
! Ameryka, kraj pokoju^to wciąż pokój nropa- fcuje, dzisiaj na gwałt pancerniki i latawce już Szykuje.
Z tego widać, że i ona, ta kraina pełna szyku, Ina ideę rozbrojenia jak szwab jeno na języku.
I te rozbrojenie radzi, ale innym, nie zaś sobie, Zakupując pancerniki w pokojowej dzisiaj dobie.
‘4 Pisownia!
Dwie panienki piszą list.
— ifrańka, nie wiesz, ozy ślub pisze się przez
*p", czy przez „b“ na. końcu?
— Skąd mam wiedzieć, przecie jestem także leszcze panną.
W sklepie,
— Pani odsyła tego bażanta, bo już czuć go.
— A cóż, to pani wasza kupuje bażanta do Wąchania, czy do jedzenia?...
Dzik.
Dlaczego dzik ma wygląd ponury i stale smu
tny ? Rzecz łatwo zrozumiała. Bo i jakże ma być wesół, kiedy ojciec jego — świnią, matka też świ
nią 1 cała familia to same świnię.
Na ulicy.
Kłusownik spotka wszy sąsiada, również kłu
sownika, taką zadał mu zagadkę:
— Jeżeli Tomaszu zgadniecie, ile dziś wybra
łem jaj kuropatwy, to wam oddam wszystkie pięćdziesiąt ośm.
Nie zdążył.
Adaś powraca ze szkoły cały w błocie wyty- tteny.
— Bój się Boga! jak ty wyglądasz —1 krzy
czy matki.
— Wpadłem w błoto.
— Ta w nowych spodniach?!
— Kiedym tak prędko wpadał, że nie było teas'll spodni ściągnąć .. ...
Słuszna radość.
W. piwiarni studenci śpiewają, śmieją się i krzyczą bez końca. W przyległym pokoju siedzą
cy gość pyta kelnera, czy studenci obchodzą jakie imieniny, że się tak bezmiernie radują.
Kelner: „Ach nie! Inny powód ich radości.
jOto nowa służąca zmyła stół, na którym gospo
darz pisał rachunki studentów. Nie wiedziała, co znaczą cyfry, popisane kredą. Teraz nie wiemy, tle który student wypił piwa.
Miłość idealna.
' Ojciec: Moja córka Aurelia ma wprawdzie jedna nogę krótszą, ale gdyby jej się tak trafił ja
ki porządny człowiek, to gotów byłbym tę nogę banknotami nadsztukować.
Kawaler: Panie dobrodzieju! czy nie masz Córki z obydwoma nogami krótszemi?
W sądzie. 1
Sędzia: Oskarżony zaprzecza, że ukradł zegarek, a tu jest dwóch świadków, którzy to wi
dzieli. '
Oskarżony: To jeszcze nie dowód. Jg dam dziesięciu świadków, że tego nie widzieli.
Znalazł sposób.
Aktor: Mój kochany, pożycz mi dwadzie
ścia złotych.
Przyjaciel: Chętnfebym ci pożyczył, aid wątpię, czy będziesz kiedy w stanie mi oddać-
Aktor: Czyż nie wiesz, że w dzisiejszym dramacie kradnę w* trzecim akcie cztery tysiące złotych?
Nic nie pomoże.
Lekarz do chorego: Nic nie pomoże. Czf pan chce, czy nie, trzeba lekarstwo zażyć.
Chory: Jeśli nic nie pomoże, to po co man zażywać?
Wet za wet.
Sędzia: Czego sobie życzycie, gospodarzu?
Grzybek: Panie sędzio, mój sąsiad obrazi?
mnie ciężko, więc go muszę skarżyć.
Sędzia: Co wam powiedział?
Grzybek: A bodaj cię psy zjadły.
Sędzia: Ależ to nie jest obrazą. Pry zresztą nie posłuchały go i nie zjadły was.
Grzybek: Tak, to nie jest obrazą! Więc niech sędziego także psy zjedzą.
Z całego serca.
Chłopiec szewski do chłopca krawieckiego: \
— Słuchaj, Wicek, kiedy stracisz wszystko, kiiedy cały świat cię opuści a matka i ojciec nie będą. chcieli wiedzieć o tobie przyjdź do mnie, 8 ja ci z całego serca...- załatam buty.
Dobry znajomy.
Sędzia: —Oho, my się nie pierwszy raz wU dzimy...
Oskarżony: — 0, ja już częściej miałem przy
jemność stawać przed panem sędzią... Pan sędzia od czasu, gdyśmy się ostatni raz tu widzieli, tro
chę utył i bardzo dobrze wygląda..- Ä cóż żontf dobrod złejka porabia ?
Pechowy automobiibta.
— Mieć własne auto, to musi być świetni!
rzecz.
— Gdzie tam! Ja mam własne auto, a diabła mam z tego, bo jeżeli automobil nie jest w na<
prawie, to ja jestem w szpitalu, gdy ja wyzdro
wieję i mógłbym już jeździć, to znowu auto Idzie do naprawy; gdy wreszcie auto jest naprawione i jajestem zdrów, to muszę Iść do kryminału od
siadywać karę za przejechanie kogoś na ulicy I tak w kółko, I powiedz mi pan, kiedy ja właści
wie mogę z tego auta korzystać.
Przekona! się.
— Kuba wiesz, ale z tern sztucznem wylęga
niem kurcząt to blaga. _ _
— Dlaczego? .\
— A bo to widzisz: kupiłem wczoraj sześć j#
jęk, usiadłem na nich...
— Mo i co było? \
— Co miało być! zniszczyłem sobie tylko port*
ki, bo sie zrobiła jajecznica.