• Nie Znaleziono Wyników

Warszawa, dnia 7 czerwca 1908 r. Tom X X V II,

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Warszawa, dnia 7 czerwca 1908 r. Tom X X V II,"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Mb. 2 3 (1357). Warszawa, dnia 7 czerwca 1908 r. Tom X X V I I ,

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: rocznie rb . 8, kw artalnie rb . 2.

Z przesyłką pocztow ą rocznie rb . 10, p ó łr. rb . 5.

R edaktor „W szechświata'* przyjm uje ze sprawami redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r es R e d a k c y i: K R U C Z A JNTs. 32. T elefon u 83-14.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R edakcyi ,,W szechśw iata" i we w szystkich księgar­

niach w kraju i za granicą.

K W A D R A T U R A K O Ł A .

Znaczną popularnością cieszą się nie­

które naukowe zagadnienia, które przez swą prostą formę są zrozumiałe i dla nie- mającego specyalnego wykształcenia ogó­

łu. Proste pytanie, a odpowiedź trudna — do tego rodzaju zadań należy k w a d ra tu ­ ra kola. Od zamierzchłej przeszłości do ostatnich czasów zagadnienie owo zaprzą­

tało głowy uczonych i profanów, ta k że w końcu „kw adratura ko ła“ stała się przysłowiowem oznaczeniem wszystkiego, co trudne, niemożliwe, samo w sobie sprzeczne. W wiekach średnich szuka­

no k w ad ratu ry koła w mniemaniu, że da ona temu, kto j ą znajdzie, potęgę i wie­

dzę taką, ja k ą daje kamień filozoficzny i eliksir życia. Jeżeli ten okres historyi k w a d ra tu ry kola nazw iemy mistycznym, to wiekom XVIII-mu i X IX emu, kiedy wśród szerszego ogółu było rozpowszech­

nione przekonanie o wielkich n a ­ grodach, wyznaczonych przez akademie za kw adraturę, należy się nazwa okresu materyalistycznego. (N. b. nagród po­

dobnych nigdy n ik t nie wyznaczał). Do

dziś dnia ukazują się rozprawki, których autorowie utrzym ują, że im właśnie udało się to, nad czem bezskutecznie ślęczą matematycy, a kiedy rzekome od­

krycie przechodzi bez wrażenia, uskarżają się n a zawiść uczonych z rzemiosła :).

Przeważnie je d n ak inteligentny ogół stoi n a stanowisku krytycznem, t j. uważa rozwiązanie za niemożliwe. Motywy jed n ak są często błędne (niewymierność liczby rc), często też ów pogląd krytyczny je s t wynikiemjnieznajomości zagadnienia.

Zastanówmy się więc nad treścią pro­

blematu. Znaleźć kw adratu rę koła, zna­

czy znaleźć kw adrat, którego powierz­

chnia byłaby równa powierzchni danego koła. Znany je st powszechnie wzór P — kt ór y wyraża, że powierzchnia (P) koła je st proporcyonalna do k w ad ra­

tu promienia (r). Chodzi o znalezienie w ykładnika tej proporcyi, liczby z. To

*) H . S c h u b e rt (M ath. M ussestu n d en ) c y ­ tu je k ilk u ta k ic h k w a d ra to ró w . C iek a w y je s t n a iw n y ustęp um ieszczony w je d n e j z broszur o k w a d ra tu rz e k o ła (H a m b u rg 1840): „Tak w ięc p o sta n o w iła m a tk a p rzy ro d a, że ów k le jn o t m a ­ te m a ty c z n y u k ry ła p rze d bad an iem ludzkiem , aż zech ciała ła sk aw ie oddać go p rostaczkow i".

(2)

354 w s z e c h ś w i a t M 23

pierwsza in terp reta cy a zagadnienia. W drugiej k w ad ratu ra koła przedstawia się ja k o zadanie geom etryi k o n s tr u k c y j­

nej: mając dane koło, znaleźć bok k w a ­ d ratu o powierzchni równej powierzchni koła zapomocą cyrkla i liniału.

W historyi m a tem a ty k i oba te zag ad ­ nienia m ają ważne znaczenie: dokładne wyznaczenie liczby u wymagało znalezie­

nia odpowiednich metod m atem atycznych, których doniosłość, j a k się później oka­

zało, sięgała daleko poza owo szczegól­

ne zadanie. W drugiej formie problemat opierał się przenikliwości m atem atyków przez tysiące lat.

Rozpoznanie przyczyn tego faktu, t. j.

udowodnienie niemożliwości znalezienia k w a d ratu ry koła zapomocą cyrkla i li­

niału, stanowi zasługę m atem aty k i nowo­

czesnej, a w szczególności C. Hermitea i P. Lindemanna.

Pewne wyobrażenie o wielkiej sumie pracy, włożonej przez uczonych w ciągu wieków w nasze zagadnienie, da następ u ­ jące zestawienie chronologiczne różnych w artości podawanych dla z (znak rc uży­

w any j e s t niezbyt dawno; dopiero około połowy XVIII wieku rozpowszechnił go Euler).

3. B iblia, (d a ta n ieznana)

/1 6 \* A hm es, p isarz A m e n e m h a ta

^ 9 / III około 2000 p rz e d Chr.

3 7r — 3 10/71 A rc h im e d es 287 — 355 p rz e d Chr.

3 ‘/s V itru v iu s P o llio 14 p rz e d Chr.

3 17/i2o P to le m e u sz 125 — 141 po Chr.

3. (Jzu p e i sw an k in g I I I w iek po Chr.

™ L in H u n g V I w ie k p o Chr.

50 62832

‘50000 A rg a b h a tta ur. 476 po Chr.

i '..,. T rą d y o y a s ta ro in d y js k a ; po- / d a je B ra h m a g u p ta 518.

3927 1250 754 240

3 7 8 „M nich B “ p ie rw sz a p o ło w a X I w ieku.

/16V - A n onim ow a „ Q u a d ra tu ra Cir-

\ 9 / c u li“.

/ V F ra n k o z L eo d y u m pierw sza ( 5

j

p. X I w .

4. A nonim ow o: „D e iu g e rib u s me- tiu u d is " .

8642^5 L e o n a rd o z P iz y 1220.

3V8 B o u v elles 1503, A lb re c h t D iire r 1527.

245-^g- O ro n tiu s F in a e u s 155G.

, B h a sk a ra n r. 1114 po Chr.

y y320 — 8

ra»\«

( i )

18-j-J/ 180

To

D n ch e sn e 1586.

Y ie ta 1593

7 / ' 7 / 1 I I / I - 7 / 1 1 ] / 1

= r 2" v y + y

1

y.I y + y

1

y

3,1415926535.

3.1... A d riae n van B oousen 1593.

3.1... 3 2 miej 8c L u d o lp h v an C eulen 1596.

r i f

355 113

dzies.

A n th o n isz o o n M etius 1625.

3’1" ^dzie^.SC HuySens 1654-

4 3 .3 .5 .5 7.7 J . W a liis jy = 2. 4. 4 .6 .6 .8 "

B ro u n c k e r

II

L e ib n iz (G reg o ry )

1 1 + 2 II

1665.

. 25

1 l

= 1 ~ ,3 + -5

I I / 1 1 1

J . M achin ;} =* ( 5 - 3.5:. + 5. p “

BJ2395 — " )

2 -J -... po 1659.

1_

T _i

-... 1674.

) -

_ ( J _ _ _ L _

\ 239 3,239s 1706.

M... || Sehi (t 1708)

De L a g n y 3,1.. 1717.

ip 1 , 1 1

L. Euler _ = ^ ^ -j- p- . II3 I 1 1

± ± t 2

3 + 3 '3.5

1734 - 5 i t. d.

(3)

JSIó 23 WSZECHŚWIAT 355 Przyjrzawszy się tej tabliczce, w idzi­

my, że w wiekach średnich a naw et w XVI w. napotykamy mniej dokładne wartości ludolflny od liczby Ptolemeusza a n aw et Archidemesa. (Np. (l6/9)'2 lub (9/5)y = 3,24). Pochodzi to stąd, że są to przeważnie wartości otrzymane nie drogą rachunku, lecz naciągane do fikcyj­

nej konstrukcyi geometrycznej. Obok wartości mniej dokładnej Duchesne po­

daje wartość dokładniejszą, otrzym aną zapomocą rachunku; — zdarzało się n a­

wet, że m atem atycy zarzucali dokładniej­

szą wartość dla mniej dokładnej, jeżeli ta ostatnia nadawała się do upragnione­

go geometrycznego rozwiązania zagadnie­

nia. Stąd też owe k w ad raty liczb w y­

miernych (9/5)2, (16/9)2, (39/22)'J!, nadające się do kw adratury, gdyż znając połowę r łatwo wykreślić 9/sr> a kw adrat o boku równym 9/;>r będzie co do powierzchni równy kołu, jeżeli ic — (9/5)2 • Należy też odróżnić wartości zupełnie dokładne, t. j. wszystkie wzory nieskończone, po­

dane w tabliczce, od świadomych lub nieświadomych przybliżeń. Geometrycz­

na k w a d ra tu ra Ahmesa nie należy do najgorszych, w artość 3,1604... = (l6/9)2 je s t znacznie lepsza od trójki żydowskiej i babilońskiej a nawret od niejednego pomysłu średniowiecza. Z Egiptu zaga­

dnienie k w a d ratu ry przeszło do Grecyi;

a pierwszym z Greków, k tóry się niem zajął, je s t filozof Anaxagoras; uwięziony w r. 434 „znalazł w więzieniu k w ad ra­

turę koła“ j a k mówi Plutarch. W net przekonano się w Grecyi, gdzie znano się n a geometryi, że zagadki nie można roz­

wiązać zwykłemi sposobami. To też z okazyi zagadnienia k w a d ratu ry pow sta­

je pierwsza różna od koła krzyw a TsipafoviCoooa (quadratrix) Hippiasza z Elidy (420 przed Chr.) Pierwszy Dino- st ratus użył j ej do konstrukcyi k w ad ratu ry .

Krzywa ta powstaje, jeżeli bok k w adratu poruszamy je dn o stajn ie tak, że pozostaje ciągle w położeniu równo*

ległem do 3a, a równocześnie obracamy też jednostajnie promień ap około pun­

k tu a, i to z ta ką szybkością, aby aj3 i Pt dotarły równocześnie do położenia aS; p u n k t przecięcia obu prostych opi­

sze krzywą Hippiasza. Stosunek ~ pozwala nam znaleźć odcinek, którego dłu­

gość rówrna się długości łuku koła (3e8. W y ­ starczy znaleźć x z proporcyi x:aS=a8:arj wted^ bowiem będzie x aS-aS

arj

Fig. 1.

= psS, 4x będzie równe obwodowi koła danego. Znając obwód koła łatwo zna­

leźć k w adraturę koła: w ystarczy zam ie­

nić prostokąt, którego jed en bok równa się połowie obwodu, drugi promieniowi, na kwadrat. Wszystkie te operacye można uskutecznić zapomocą cyrkla i liniału, ale krzywej Hippiasza nie można nakreślić bez uciekania się do po­

mocy specyalnego mechanizmu.

Współczesny Sokratesowi Antyfon wpisuje w koło kw adrat, potem ośmio- bok umiarowy, 16-bokitd., aż boki zacz­

ną się zlewać z łukami.

Otrzymany w ten sposób

^ wielobok o bardzo wiel­

kiej liczbie boków będzie równy co do powierzchni kołu. Ponieważ każdy wie­

lobok można k o n stru k cy j­

nie zamienić na kw adrat 0 równej powierzchni (dzieląc na trój­

kąty) — więc zagadnienie rozwiązane.

Dziś każdy widzi błąd w rozumowaniu Antyfona, ale ten właśnie sposób postę­

powania dał początek metodom w yczer­

pywania, które aż po wiek XVII służy­

ły do obliczania z. Sofista Bryson nie zadawala się wielobokami wpisanemi:

bierze do pomocy opisane i zamyka w ten sposób obwód koła między dwiema wiel­

kościami, większą i mniejszą. J e s t to pierwsza prawdziwie naukow a metoda 1 można mu wobec tego, mniema Cantor, wybaczyć błąd, ja k i popełnia, uważając średnią arytm ety czną powierzchni wielo-

E ig. 2.

(4)

356 w s z e c h ś w i a t M 23

boku wpisanego i opisanego za równą powierzchni koła.

Stając na gruncie tak dobrze p rzy g o ­ towanym, H ippokrates z Chios (połowa V-go w. przed Chr.) mógł udowodnić, że powierzchnie dw u kół mają się do sie­

bie ta k ja k k w a d ra ty ich promieni, czyli że, innemi słowy, tu j e s t wielkością stałą.

W yznaczeniem tej stałej zapomocą me­

tody wieloboków zajm uje się Archimedes z S yrakuz (287-212 przed Chr.) w dziele p. t. „Pomiar koła“ które stan ow i epokę w h istory i k w a d ra tu ry . Do­

wodzi ściśle (posługując się aksyomatem ciągłości), że pow ierzchnia koła rów na się iloczynowi z połowy obwodu i promienia, co w połączeniu ze wzorem Hippokratesa n a powierzchnię koła daje wzór na obwód.

Aby obliczyć tu, zaczyna od wpisanego 6-cioboku; podw ajając liczbę boków d o ­ chodzi do 96 boków. Po żm udnych ra ­ ch u n k ac h —(Grecy używ ali sy stem u dzie­

siętnego ale nie znali ułamków dziesięt- nych; 17 piszą Grecy i?' Sa" Sa", gdzie

Ci 1

pojedynczy akcent oznacza licznik, po­

wtórzenie i podwójny akcent mianownik) Archimedes znajduje, że tu j e s t mniejsze niż 31/7 a większe niż 3 a więc do­

kładność dw u miejsc dziesiętnych, w ię­

ksza niż u Ahmesa. Do praktycznego r a c h u n k u n adaje się ii1/* nie gorzej od często używanego dziś, a mniej dokład­

nego 3,14. Dopiero tw órca trygonom etryi, Ptolemeusz, podał w artość dokładniejszą 3 17 = 3,14166. Geometrya g recka w licz-

1 u\j

bie Ptolemeusza (I połowa II wieku po Chr) stw orzyła rekord, którego ani Rzy­

mianie ani wieki średnie pobić nie zdo­

łały. Jeden tylko Hindus A r g a b h a tta podaje w a r to ś ć ~f~/T| — = 3,14160 bar-

r J 20000

dziej zbliżoną do prawdziwej. (W artości które podaje B haskara są identyczne z liczbami Ptolemeusza i A rgabhaty).

Średniowiecze pow tarza egipskie i nie­

szczególne rzym skie pomysły (37$), lub szuka k o n stru k cy i geom etrycznej. A uto­

rowie ty ch k w a d r a tu r —znajd u jem y m ię­

dzy nimi A lbrechta Diirera — różnili się

] tem od dzisiejszych poszukiwaczy sławy na tem polu, że często pisali anonimowo.

W padali na najdziwaczniejsze pomysły, ryw alizując pod ty m względem z sofista­

mi, którzy głosili, że zagadka k w ad ratu ­ ry daje się rozwiązać zapomocą liczb, których k w ad rat kończy się te mi same n.i cyframi co liczba sama (N. p. 5 2 = 2 5 6 - = 36 i t. d.). W iększe postępy robili Arabowie, znający wyniki prac indyj­

skich i odkrycia greckie. Dopiero hu­

manizm położył koniec tego rodzaju rozumowaniom, j a k n. p.: koło mo­

żna uważać za kw adrat o krzyw ych bo­

kach AB BCT CD DA; długość każdego

D.

F ig . 3.

r 7i

z tych boków wynosi — zat em powierz-

u

r 2 it*

chnia k o ła ■=—— - ponieważ je d n ak we­

dług znanego wzoru P = r % więc r% = r 2*2

- j - czyli tu= 4 . O ro n tiu sP in ae u s i Bou- yelles utrzym ywali wręcz, że k w ad ratu ra g eom etryczna je s t możliwa (przeciw cze­

mu ostro w ystąpił Nonius), a Duchesne, aby usprawiedliwić swoję k w ad ratu rę, k tó ra dawała w artość tu poza granicami

! Archimedesowemi, oświadczył niewiele myśląc, że obliczenia A rchimedesa były błędne. Pojawia się też obok 3 1/s i d ru ­ ga z mniej dokładnych wartości indyj­

skich V~io” ’). Hankel objaśnia j ą w spo­

sób następujący: obwód 12, 24, 48, 96 bo­

ku przedstawia się w postaci liczb ro­

snących V 965) V987, V986^ V98T, je ż e ­ li średnica koła opisanego = 10, sądzo-

; no więc bezpodstawnie, że liczby pod znakiem pierw iastkow ania zbliżają się do tysiąca, w razie kolejnego podwaja-

') H . H a n k e l Z u r G esc h ic h te der Ma- th e ra a tik im A lte rtn m u. M itte la lte r. L ip sk , T e u b n e r 1871. S tr. 215-217.

(5)

Na 23 WSZECHSWIAT 357 nia liczby boków, a zatem obwód koła

je s t dokładnie równy 1000 t. zn. n — VTo7 Hindusi od V wieku po Chr. u ży ­ wali tej wartości tylko do celów p ra ­ ktycznych; za pośrednictwem Alchava- rizmiego przeszła do Europy, gdzie w ie­

lu uważało ją za dokładną. W yjątek chlubny wśród ogólnego upadku m a te ­ m atyki w średniowieczu stanowi Leonar­

do z Pizy, który w swojej „Practica geo- m e tria e “ podaje wartość 864

275 3, 1418

de rebus maihematicis responsorum li- be* VIII, gdzie wyprowadza pierwszy d o ­ kładny wzór na ii w formie iloczynu nie­

skończonego, oblicza metodą Archimede- sa n na 9 miejsc dziesiętnych i daje przybliżoną kw adraturę geometryczną na

18+ Vi8Ó 10 3,141640...

Rysuje dwie prostopadłe średnice AB i CD i kreśli przez środek promienia AO podstawie wartości n

gorszą niż 3, 1416 A rg ab h atty ale le­

pszą niż Vl O — 3,16. Nemorarius i Al- bertus de Saxonia zajm ują się kw estyą możliwości k w ad ratu ry koła. Albertus (ur. 1390) wylicza scholastycznym zwy­

czajem wszystkie „za11 i „przeciw1*. Do­

chodzi do następującego rezultatu: je s t kw adrat, opisany i wpisany; gdyby nie było k w ad ratu równego dokładnie kołu, możnaby przejść od większego do mniej­

szego, nie przechodząc nigdy przez p e­

wną określoną w artość pośrednią. Je s t to więc dowód na podstawie ciągłości, podany niezależnie od Archimedesa.

„Wiele zależy od tego, co rozumiemy przez kw adraturę", mówi Albertus, „je­

dni rozumieją przez to podział koła na 4 części zapomocą 2 średnic prostopa­

dłych, j a k Camponus i wielu innych do­

ktorów... “ i tak wylicza 5 znaczeń sło­

wa „kw adratura". Ale sam uczony Al­

bertus i wzmiankowany Camponus i ogro­

m na większość współczesnych uważała 3Vv za dokładną w artość liczby wbrew Archimedesowi, Hindusom i Arabom, n a ­ tomiast... według wielu filozofów... quod est demonstrabile ad intellectum, quamvis difficile“. Dopiero humanista Jerzy von Peurbach zaczyna wyrażać wątpliwości co do tego, czy wogóle można oznaczyć stosunek obwodu koła do średnicy. K ar­

dynał Mikołaj Cusanus podaje wartość inną niż 31/? a mianowicie T - ~ = 3 , 142347,144

5V84

ale dopiero koniec XVI wieku dał isto tn y postęp w pomiarze koła. F r a n ­ ciszek Vieta, adw okat w Poitou, j e ­ den z najwybitniejszych m atem atyków francuskich, w ydaje w r. 1593 Variarum

i przez C prostą, przez jej p unkt prze­

cięcia z obwodem G rysuje prostopadłą GH do CD, odcina EF=EO, potem BI=CF, łączy I z H i przez B kreśli równoległą do IH, która przecina przedłużenie śre­

dnicy OD w K. OK je s t w przybliżeniu równe łukowi AGD. Konstrukcya ta w y­

starcza do celów praktycznych w zupeł­

ności, ale napotkamy później prostszą.

Do zupełnie poprawnego analitycznego wyrażenia na tc Vieta dochodzi ja k sam mówi, zapomocą interpretacyi rachunko­

wej postępowania Antyfona. Udowadnia wprzód twierdzenie, że powierzchnia umiarowego wieloboku wpisanego w ko­

ło ma się ta k do powierzchni wieloboku umiarowego o podwójnej liczbie boków, ja k apotome boku pierwszego wieloboku do średnicy koła. Przez apotome Vieta ro­

zumie cięciwę BE (patrz fig.5) = / 4r- — Sn>

Jeżeli oznaczymy powierzchnię n —boku przez Fn, to twierdzenie Viety wyrazi się:

F n : F2n = l / 4r2—s* : 2r A B = S n A C = C B = S 3n A E = 2 r , A O = r E B = v 4r2—S2n = a n

(6)

358 W SZEC H ŚW IA T JM® 23

Udowodnić je łatwo: F n : F 2n = OD:OC (zpowoduwspól-

nej wysok. AD) (z powodu AADO <® AABE) Rozpatrując w pisany 8 bok, 16 bok i t. d., otrzym am y pokolei

= A O A D : AOAC

= ~ = B E : 2r

F s F —oto

F j k + 1 : F 2k+2=

= a , k + i : 2r

2r ; mnożąc wszystkie ró- 2r w nania otrzymamy :2r F4 : F 2k + i —

a4 . as . a1R ... a2k + l 2r . 2r . 2r ... 2r

nieważ zaś F 4= 2 r 2 a F 2k + i zbliża się do powierzchni koła r 2II tem bardziej, im większe k, zatem

2 a4 «s ^8_ _ W edług dzisiej- ii ~~2 r ' 2r

*16 2r '

32 2r szej pisowni mamy

zr cos 90°

2r

=cos

=cos 90°

4 . 90°

2

i t. d., więc w — 90° 90°

cos —— cos ——.

4 8

n

Stosując wzór cos = l / i - 4 - — cos a otrzym am y

' 2, 2 11

J e s t to pierwszy iloczyn n iesko ń ­ czony w historyi m atem aty k i i łatwo udowodnić, że je s t zbieżny, t. j. że mo­

żna zapomocą niego osiągnąć dowolnie wielką dokładność, biorąc odpowiednio wielką ilość czynników. Uwagi godne je st, że Vieta nie wyszedł ze znanego już Bhaskarze ( ll 4 p o Chr.) wzoru j /2—j / ^ z f g ^

— S , ale metoda je g o j e s t od po­

czątku do końca zupełnie oryginalna.

Rok 1593 je s t dla nas jeszcze z tego po­

wodu ważny, że w te d y A drianus Roma- j nus (później pow ołany do K rakow a1) w i swojej Idea M athem atica oblicza rc do 17 j znaku. A je d n ak w rok później Scali- ger wznawia błędne twierdzenie, że ic = 1

VlO . Ale teraz podnoszą się przeciwko niemu p ro testy w szystkich znaczniej­

szych m atem atyków , między innymi i Ludolpha van Ceulen. Ten ostatn i wy-

') U cz n iem je g o j e s t B rożek.

dał w roku 1596 swoje dzieło „Von der C irk e l“, gdzie oblicza starą metodą % na 20 miejsc dzies., rozpoczynając od 15-to boku i podw ajając liczbę boków 31 razy. Kończy on swe dzieło mało oryginalne, ale dowodzące niezwykłej cierpliwości i umiejętności rachowania, słowami: „Die L ust heeft, can naerder comen“. Później obliczył dalszych 15 miejsc. Podajemy 35 znaków Ludolpha:

% =*= 3, 141 592 653 589 793 238 462 643 383 279 502 88... !)

Liczbę n nazyw ają powszechnie „ludolfi- n ą u, chociaż zasługi Ludolpha nie mogą się równać ze znaczeniem Viety, Snelliusa i Huygensa. W yg o d n ą i łatw ą do zapa­

miętania formę na rc znalazł przypadkowo nieco później Adriaen Anthoniszoon Me- tius: —— = 3,141592|9... a więc dokładność 355

1 10

w y starczająca do wszystkich niemal po­

miarów fizyki.

Słynny fizyk holenderski Willebrod Snellius posługuje się w swojej Cyklo- m e try i (1-621) metodą trygonom etryczną (której autorem je s t właściwie Cusanus):

3 sin

wzór x = 2_!_cos *,em dokładniejszy im mniejsze j e s t x; na podstawie tego wzoru można z funkcyj trygonom etrycz­

nych małych łuków obliczać inne łuki, a więc i ic. W tejże Cyklometryi Snellius wypowiada twierdzenie, pozwalające znaleść węższe granice dla obwodu koła niż wielobok wpisany i opisany, i nie pomnażając liczby boków, ale podał do­

wód na nie dopiero C h ry sty an Huygens (1629-1695), je d e n znaj wybitniej szych m a ­ tem aty k ó w i fizyków swego stulecia, w dziele De m agnitudine Circuli inyenta.

W temże dziele znajdujem y nadto wiele

') F ra n c u z i maja^ m n e m o te ch n ic zn y sposób do sp a m ię ta n ia 30 p ie rw sz y c h m. dzies. lodolliny:

Q ue j ‘aim e a faire a p p re n d re u n nom bre u ti- ]e aux sages.

Im m o rte l A rchim edo, a n tią u e in g e n ieu r.

Q ui de te n ju g e m e n t p e u t p rise r la v aleur.

P o u r moi to n p ro b lem e e u t de p are ils avan- K a ż d y w y ra z p o w y ższeg o w ie rsz y k a d aje lic zb ą s w y c h lite r 1 cyfrę ludolfiny.

(7)

.No 23 WSZECHŚWIAT 359 innych twierdzeń o obwodzie koła, które

pozwalają nam już ,w razie użycia 60-bo- ku znaleść it do 9-tego miejsca dziesiętn.

Trójkąt daje mu granice Archimedesowe.

Powyższe dzieło 25 letniego m atem aty k a bywa zaliczane do najpiękniejszych roz­

praw z geom etryi elementarnej.

H. Steinhaus.

(dok. nast.)

E. R A B A U D.

D Ą Ż E N IA T E R A T O G E N I I W S P Ó Ł ­ C Z E S N E J .

Czy rzeczywiście Teratologia ma się ograniczyć do tych dziedzin, niewątpli­

wie ciekawych, lecz o drugorzędnem zna­

czeniu teoretycznem?

Zjawienie się techniki współczesnej badania morfologicznego i jej zastosowa­

nie do studyów nad zarodkami potwor- nemi, badanie nad mechaniką rozwojo­

wą wykryło cały zasób faktów nowych, których doniosłość ocenić należy.

Badania skraw ków mikrotomowycb, sporządzonych z zarodków anormalnych jednego typu lecz różnego wieku, wyka­

zały, że wstrzym anie rozwojowe je s t zja­

wiskiem dziwnie złożonem i powodują- cem zmiany nader znaczne w rozw ijają­

cym się ustroju. Oto, naprzykład, po­

stać anormalna bardzo ciekawa, omfalo- cefalia, k tó rą ta k często spotykam y u p ta­

ków: podczas badania „in to to “ widzimy u zarodka dotkniętego tą potwornością *) głowę zgiętą i w su n iętą do przełyku, podczas gdy serce zajm uje położenie grzbietowe i leży na szyi zarodka. W y ­ chodząc z założenia o w strzym aniu roz- wojowem, należałoby zjawisko to tłuma-

]) N a zasadzie m oich w łasn y ch obserw acyj p ozw oliłbym sobie nie zgodzić się z autorem cu do częstości om falocefałii: w m oim m a te ry a le znacznie częściej niż o m falocefalia w y stę p u je c y k lo ce fa lia t. j . ro z p o sta rc ie n a płask ru rk i n e r­

w ow ej w o kolicy g ło w y lub n a w e t w zdłuż ca­

łego ciała zaro d k a (p laty n eu ry a). J . T-

czyć w sposób następujący: serce tworzy się z zawiązków parzystych i symetrycz­

nych; zawiązki te zlewają się zazwyczaj w jam ę pojedyńczą, w której zjawiają się później przegródki wtórne, ogranicza­

jące ja m y ostateczne; gdy nastąpi w strzy ­ manie rozwoju danej okolicy, oba zawiąz­

ki pozostają rozdzielone a nawet odchy­

lają się od siebie wcześniej, niż w roz­

woju normalnym. Następnie, pod działa­

niem jakiegoś czynnika, zresztą dotych czas nieokreślonego, koniec głowowy za­

rodka, dotychczas rozwijający się nor­

malnie zgina się, wchodzi do szczeliny między-sercowej i układa się — zupełnie niewiadomo w jak i sposób—pod przewo­

dem pokarmowym, który jeszcze nie zamknął się w postaci rurki. Wreszcie—

a zjawisko to je s t nadzwyczajnie cieka­

w e - g d y już dokonało się zgięcie i osu­

nięcie w dół zawiązku głowy, oba za­

wiązki serca m ają się zlewać w okolicy szyi zarodka w celu utworzenia serca normalnego.

W tem wszystkiem najdziwniejsza jest ta okoliczność, że tłumaczenie takie ucho­

dzi za zadowalające; pytano się jedynie, nie znajdując zresztą odpowiedzi, dlacze­

go głowa zgina się w ten sposób pomię­

dzy dwoma zawiązkami serca. Nie po­

myślano wcale o tem, że wartoby zba­

dać zarodki takie bliżej, zapomocą seryj skrawków m ikrotom ow ych—aby zdać so­

bie sprawę z rzeczywistego istnienia tych dziwnych zjawisk, na których miała się zasadzać omfalocefalia; uważano to n a ­ w et wprost za zbyteczne. Otóż w skraw ­ kach tych kryło się wiele niespodzianek i ich badanie musiało zmienić w sposób zasadniczy poglądy n a powstawanie i isto­

tę tej formy potworności. Z „procesów “ urojonych nie pozostało nic: nie s tw ier­

dzono żadnych śladów w strzym ania r o z ­ wojowego. Okazało się nawet, że roz­

wój serca nie ma żadnego tu znaczenia, wszystko zaś zasadza się na specyalnym sposobie rozwoju układu nerwowego. Ten ostatni, będąc zupełnie normalnie rozwi­

n iętym w swej okolicy tułowiowej,—

w okolicy głowowej zaczyna się tworzyć i rozwijać w sposób zupełnie dziwny, rośnie bowiem ku dołowi, pionowo do

(8)

360 W SZECHŚW IAT płaszczyzny blastodermy, s ty k a się z po­

w stający m przełykiem, odpycha go i w re­

szcie wchodzi weń ja k b y do pochwy.

W ty m sam ym czasie zawiązki serca tworzą się n a swem miejscu właściwem i w sposób najzupełniej normalny, pomi­

mo zboczeń ta k znacznych w bezpośred­

nio z niemi sąsiadujących zawiązkach n e r ­ wowych.

Napróżno starano się u p atryw ać „w strzy ­ manie rozwojowe” w całokształcie tych procesówr. W rzeczywistości to co się tu dzieje, j e s t poprostu c z e m ś i n n e m , a n i ż e l i r o z w ó j n o r m a l n y , są to zjaw iska r ó ż n e od zjaw isk embryonal- nych zwykłych. Wiele „p raw “ tu zostaje przekroczonych, ja k np. prawo koneksyi, albowiem nie wchodzi do „planu budo­

wy “ ani rzędu koneksyj normalnych, aby się układ nerw ow y mieścił w rurce pokarmowej.

Tworzenie się omfalocefalii nie j e s t by­

najmniej je d y n ą anomalią, w której u ja ­ w niają się swoiste procesy rozwojowe.

A badając te spraw y bliżej, dochodzimy do przeświadczenia, że z pomiędzy w szy­

stkich procesów anorm alnych właśnie najrzadszym i dodatkowym zupełnie j e s t w strzym anie rozwoju.

Co zaś dotyczę udziału owodni w tych zjawiskach, to nie je s t on n a w e t praw do­

podobny: stw ierdzam y bowiem stale albo obecność normalnej szerokiej owodni, otaczającej potwory, albo b rak jej zu­

pełny.

Łatwo j e s t obecnie wyprowadzić wnio­

sek ostateczny z przesłanek powyższych.

Obok procesów rozwojowych normalnych, znanych i zbadanych oddaw na w pew­

nych gromadach zwierzęcych, a przede­

w szystkiem w obrębie kręgow ców — is t­

nieją procesy inne, k tó re w pew nych w arunkach odbywać się mogą, a które są źródłem znacznych modyflkacyj w tw o ­ rzącym się ustroju. Istnieje te d y pew na ilość rozwojów indywidualnych, ontoge- nij swoistych, odbyw ających się w pe­

wien im tylko w łaściwy sposób. Bada­

ją c zarodki anormalne różnego wieku, lecz dotknięte „zboczeniem" jed nakow em , można rozpoznać fazy następne tych on-

! togenij swoistych i w ykryć ich cechy zasadnicze.

Odtąd zakres możliwych w aryacyj zda­

j e się rozszerzać dalej, niż to mogliśmy przedtem przypuszczać. Epigeneza nie mieści się ju ż w granicach jednej, je d y ­ nie możliwej ontogenii, j e s t ona nie ty l­

ko ilościowrą, lecz i jakościową. Można to już było przypuszczać, rozważając spo­

soby rozwoju szeregów różnych grup ustrojów, w związku z ich pochodzeniem filogenetycznem. Lecz embryologia anor­

malna pozwala przewidywać inną jeszcze możliwość. Oto w mocy naszej j e s t w y ­ woływanie sztuczne potworności; od cza­

sów Darestea m am y wriele środków, zmie­

niających w arunki środowiska. Należy tylko poznać dokładnie determinizm zja­

wisk teratogenetycznych. J e s t to nie­

wątpliwie rzecz przyszłości, przyszłości prawdopodobnie jeszcze bardzo dalekiej;

obecnie znajdujem y się w okresie błą­

k an ia się poomacku, nie zdajemy sobie spraw y z tego, co robimy... Lecz k o ­ nieczne ulepszenia naszych metod do­

świadczalnych, oraz dobór m ateryału od­

powiedniego niechybnie pozwoli nam otrzymać na tej drodze wyniki nader cenne.

W każdym razie naw et w obecnym stanie rzeczy embryologia teratologiczna p rzedstaw ia wiele stron prawdziwie cie­

kawych. S taje się ona źródłem poważ­

n ych wskazówek, nie tylko jako dodatek do embryologii normalnej, lecz jako j e ­ den z najlepszych środków poznania m e­

chanizmu zarodkowego w jego całości.

Badanie system atyczne zarodków po­

tw ornych dostarcza nam środków poró­

w nania, które z trudnością otrzymać się dają przez badanie zarodków normalnych.

U ty c h ostatnich stwierdzamy zawsze I procesy nader podobne, zachodzące w n a ­ rządach homologicznych. Nie znaczy to bynajmniej, aby były one identyczne, lecz wahania w ykazują tu amplitudę tak słabą, że uchodzą uwadze naszej i dlate­

go małą zazwyczaj m ają dla nas w ar­

tość.

Rozpatrzmy, naprzykład, sprawy kore- lacyj zarodkow ych. Niepodobna w ątpić a priori o obecności synergii doskonałej

(9)

Jśfo 23 WSZECHŚWIAT 361 poszczególnych okolic ciała rozwijającego

się ustroju, o istnieniu wspólnego łącz­

nika, który nadaje każdemu zawiązkowi jego znaczenie właściwe i utrzym uje j e ­

go rozwój w odpowiednich granicach.

Lecz w jakim okresie rozwojowym po­

wstaje ów łącznik? Czy synergia owa je s t przedustawna, ja k u trzy m ują nie­

którzy, czy też ustala się w miarę, ja k ustrój zarodka staje się coraz bardziej złożonym? W ja k im porządku narządy są związane pomiędzy sobą? Jakie je s t znaczenie ich zależności wzajemnej?

Jakie wpływy ustalają tę zależność?

Z najdokładniejszych, najbardziej dro­

biazgowych badań, prowadzonych nad zarodkami normalnemi, nie udaje nam się wydobyć odpowiedzi wystarczającej na te rozmaite pytania.

Rozważmy tworzenie się oka. Z punk­

tu widzenia embryologicznego narząd ten składa się z dwu części różnego po­

chodzenia, które w ystępują zawsze i k tó ­ rych obecność obok siebie przestała nas dziwić. Z jednej stro n y znajdujemy tu siatkówkę, która pochodzi z mózgu, z drugiej — soczewkę, k tó ra się tworzy naprzeciwko pierwszej, kosztem powłoki ektodermicznej, okalającej głowę zarod­

ka. Niepodobna wątpić o tem, że te dwie części jednego narządu są złączone ze sobą w sposób konieczny. Embryolo- gia anormalna mogłaby to jeszcze po­

tw ierdzić—gd y b y zachodziła tego potrze­

ba, — lecz daje ona jeszcze coś więcej.

W pew nych przypadkach teratologicz- nych zauważyć można, że siatkówka — i to z przyczyn rozm aitych—zostaje prze­

mieszczona nader wyraźnie tak, że zna- leść się może n a stronie grzbietowej lub bocznej zarodka, a mimo to soczewka stale jej towarzyszy. Ta ostatnia bynaj­

mniej nie ulega przemieszczeniu je d n o ­ cześnie z siatkówką, przeciwnie, siatków­

ka stale przemieszcza się wcześniej, so­

czewka zaś tw orzy się na miejscu, w ja- kiemkolwiekbądź miejscu ektodermy, lecz zawsze naprzeciw siatkówki. Niekiedy je d n ak soczewki niema wcale i wówczas tworzy się sam a tylko siatkówka. W żad­

nym wszakże p rzypadku nie stwierdzono dotychczas, aby soczewka miała powstać

; pomimo nieobecności siatkówki. Upraw­

nionym tedy wobec faktów takich je st wniosek, że soczewka się tworzy pod wpływem siatkówki.

Na czem wpływ ten polega? Rozwią­

zanie zagadnienia tej kategoryi zależy zarówno od badań nad anomaliami, po- wstającemi samorzutnie, ja k i od bezpo­

średnich doświadczeń embryologicznych.

Jedne wspierają i dopełniają drugie;

w razie niezgodności, dane, dostarczone przez badania zjawisk, powstających sa­

morzutnie, są ważniejsze, oczywiście, a l­

bowiem wolne są od błędów, nieuniknio­

nych w pracy doświadczalnej. W przy­

padku szczególnym korelacyi między siat­

kówką a soczewką pierwsze badania do­

świadczalne przeprowadził Jan Spemann.

Drogą zabiegu niezwykle delikatnego Spemann usuw a u bardzo młodej k ijanJ ki żaby (Rana fusca) odcinek układu n e r ­ wowego. Pęcherz wzrokowy, który się w tem miejscu później rozwija, je s t wy­

raźnie mniejszy od normalnego, i w dro­

dze dalszego rozwoju nie dochodzi do zetknięcia się bezpośredniego z ektoder- mą. W tych w arunkach nie powstaje naw et najmniejszy ślad soczewki. Stojąc na stanow isku zasady „okolic narządo- tw órczych“, Spemann twierdzi, że nie uszkodził bynajmniej miejsca, w którem I soczewka tworzyć się zwykła. Przebieg tego doświadczenia był wielokrotnie i roz­

maicie modyfikowany, lecz zawsze w ten sposób, że je d n a z dwu siatkówek była usuw ana w części lub zupełnie. Za każ­

dym razem, gdy uszkodzona siatkówka pozostawała w pewnem oddaleniu od ektodermy, soczewka się nie tw orzyła i odwrotnie, za każdym razem, gdy siat­

kówka zdołała dotknąć się ektodermy, stwierdzano powstawanie soczewki. Ba­

dacz ten wnioskuje stąd, że czynność określająca powstanie soczewki leży w siatkówce; z drugiej strony nie zna­

my żadnego faktu, k tó ry b y dowodził, że miejsce tworzenia się soczewki je s t zde­

terminowane zgóry. Spemann nie mógł wykryć istoty procesu, wynikającego z zetknięcia się dwu wymienionych za­

wiązków i w aha się w odpowiedzi na pytanie, czy siatkówka działa tu przez

(10)

362 W SZECHŚW IAT M 23 wpływ bezpośredni, czy też drogą od- j

działywania, pochodzącego z ja k ie jś in ­ nej części ustroju.

Z doświadczeń pow yższych w ynika najoczywiściej jeden p u n k t zasadniczy:

oto soczewka zależy od siatkówki, siat­

ków ka zaś, naodwrót, j e s t niezależna od soczewki. Konieczność k o n ta k tu pomię­

dzy siatków ką a ek toderm ą dla w ywo­

łania pow stania soczewki nie w ydaje się zupełnie pewną. Mamy w tym względzie inne doświadczenia, przeprowadzone z g a ­ tunkam i pokrewnemi (Rana esculenta, R. palustris), lub dość oddalonemi (Tri- ton taeniatus), k tórych wyniki nie zga­

dzają się z rezultatam i, osiągniętemi u R.

fusca. Tak np. zdaje się, że niekiedy n a ­ w et soczewka może pow staw ać pomimo nieobecności siatkówki. Można tu, oczy­

wiście, podnieść k w esty ę g atu n k u i po­

wiedzieć, że przebieg zjaw isk a może być różny u g atun k ó w odmiennych. W szak ­ że mało prawdopodobnem nam się w y­

daje, aby różnice gatunkowe, szczegól­

niej ta k nieznaczne (np. w obrębie Ra- nidae) mogły się uw ydatniać w zjawisku ta k ogólnem, doty kającem podstaw m e­

chaniki rozwojowej. Musi w tem wszy- stkiem być niewątpliwie coś więcej, coś takiego, co w doświadczeniu nie było uwzględnione, lub co przez doświadcze­

nie zostało zakłócone. Sam sposób ek sp e­

ry m en to w an ia pociąga za sobą liczne trudności i liczne przyczyny błędów, nie­

możliwe nieraz do rozpoznania. O bserwa­

cye natom iast innego rzędu, czynione nad zarodkami anormalnemi, dostarczają nieco odmiennych wskazówek. Spostrze żenią te potwierdzają istnienie zależności soczewki od siatkówki oraz niezależne tworzenie się tej ostatniej, nie dowo­

dzą je d n ak bynajmniej konieczności kon­

ta k tu bezpośredniego pomiędzy siatków ­ ką a ektodermą. Soczewki może nie być n aw et w przypadkach, gdy siatkówka s ty k a się z ektodermą. Z drugiej stro n y soczewka tworzy się wówczas, g d y za wiązek siatkówki znajduje się w pewnej odległości od pokryw y ektodermicznej.

Pew ien ciekawy przypadek teratologicz- ny ważnych nam tu d ostarcza wskazó­

wek: z pomiędzy zawiązków dw u siatk ó ­

wek, powstających J) obok siebie w bez- pośredniem ze sobą sąsiedztwie — jed na opuszcza się prawie do samej ektodermy, d ru g a zaś, znacznie mniejsza, gubi się wśród masy mezodermy głowowej: n a­

przeciwko owych dwu siatkówek tworzą się dwie soczewki; je d n a z nich znacz­

nej wielkości, odpowiada siatkówce roz­

wijającej s rę normalnie, d ruga zaś uło­

żona bezpośrednio obok pierwszej, nie rozwija się, zachowuje swe pierwotne, nikłe rozmiary: leży ona pod siatkówką

„poronioną" i, oczywiście, odpowiada tej ostatniej. Gdyby w arunkiem koniecznym i w ystarczającym był kontakt, to wów­

czas w przypadkach takich mogłaby się utw orzyć tylko je d n a soczewka; otóż tw orzy się tu i druga i niewątpliwie pod wpływem siatkówki mniejszej. Co wię­

cej, niektóre inne spostrzeżenia wykazu­

ją, że nie zawsze zachodzić musi zgod­

ność pomiędzy kierunkam i wzrostu siat­

kówki i odpowiadającej jej soczewki:

niekiedy te dwa utw ory nie spotykają się ze sobą i to w sposób, wykluczający wszelkie przypuszczenie jakiegoś p rz e ­ mieszczenia wtórnego.

Przykład powyższy dotyka jednego z zagadnień o charakterze ogólnym, k tó­

rego rozwiązanie winno być udziałem embryologii teratologicznej, w czem spo­

ty k a się ona z embryologią doświad­

czalną, służąc jej za przewodnika i spraw ­ dzian. W ten sposób możemy bezpo­

średnio przybliżyć się do trudnego pro­

blem atu korelacyj zarodkowych. G rupu­

ją c znaczną ilość faktów dochodzimy do ustalen ia niektórych dokładnych pun k ­ tów wytycznych. W ten sposób mia­

nowicie, obserw ując zjawiska pierwotne rozwoju — spostrzeżenia te były poparte przez urozmaicone doświadczenia, — Jan Tur zdołał wykazać, że nie istnieją związ­

ki konieczne pomiędzy okolicami środko- wemi a obwodowemi blastoderm y gado- kształtnych. Otóż niewątpliwie zgóry moglibyśmy się spodziewać czegoś wręcz przeciwnego, stając na gruncie teoryi ce-

>) W p e w n y c h p rz y p a d k a c h cyklocefalii.

I . J.

(11)

JNa 23 WSZECHŚWIAT 363 lowości, — albowiem okolice obwodowe

pełnią czynności odżywcze względem części środkowych zarodka. Łącząc te fakty z innemi, dochodzimy do przeświad­

czenia, że synergia zarodkowa ustroju j e s t synergią nab y tą i że zacieśnia się ona w miarę postępów rozwoju osobni- kowego.

Można też wykazać, że te zjawiska korelacyjne mogą się ustalać w chwili obecnej, i zmieniać się poza oddziaływa­

niem ciągłości dziedzicznej. Tak miano­

wicie rozwój zarodkowy potworów po­

dwójnych wykazuje możliwość istnienia procesów specyalnych, które bynajmniej nie odpowiadają dw u seryom procesów normalnych, odbywającym się obok sie­

bie. U istot tych istnieje okolica wspól­

na, zmienna w typach różnych, w której narządy tworzą się w korelacyi podwój­

nej tak, ja k b y chodziło o ustrój pojedyn­

czy, zdwojony jedynie powierzchownie.

Otóż korelacye owe, nad któremi nie bę­

dę się na razie zatrzymywać, są oczy­

wiście czemś nowem; powstają one pod­

czas samego trw ania rozwoju zarodko­

wego.

Tak więc embryologia anormalna do­

starcza nam całego szeregu dokumentów, rozszerzających nieraz w ważnych b a r ­ dzo punktach nasze wiadomości z zakre­

su embryologii ogólnej. W ybrałem tu dla przykładu spraw y korelacyj, mógł­

bym wybrać i inne jeszcze, mógłbym wykazać, ja k je d e n typ rozwoju anor­

malnego przedstaw ia szereg wahań, nie posiadających wrpływru uchwytnego na budowę definitywną osobnika; wahania te mogą być porównane ze zjawiskami przystosowawczemi, dotyczących wyłącz­

nie zarodka (poikilogonia). Zresztą, spe- cyalna ontogenia każdego z typów tera- tologicznych dostarcza w tym względzie n ad er urozmaiconych przykładów. Do­

chodzimy w ten sposób do różnych za­

gadnień ogólnych zapomocą faktów szcze­

gólnego rzędu lecz specyalnie cennych ze względu na ich zw ykłą wyrazistość

i określoność.

Z drugiej strony wyniki badań em- bryologicznych nad potw orami zarodko- wemi, prowadzonych zapomocą nowoczes­

nych metod technicznych, nadają znacze­

nie większe poszukiwaniom anatomicz- i nym nad potworami już ukształtow ane­

mu Nie chodzi tu już dzisiaj o dodanie jakiegoś szczegółu drobnego w ukształ­

towaniu do szeregu innych szczegółów, nie chodzi już o błąkanie się wśród fak­

tów drobnych; przeciwnie—potwór uksz­

tałtow any nabiera znaczenia szczególne­

go, jako w ynik ostateczny badanego sze­

regu faz rozwojowych, szczegóły jego

! budowy mają wartość określoną zupeł­

nie, powstaje anatomia teratologiczna oparta na embryologii, poszukująca z nią razem rozwiązania zagadnień szerokich, ogólnych.

Należy też zwrócić uwagę na terato- genię z innego jeszcze pu n ktu widzenia.

Rozważaliśmy dotychczas rozmaite wa­

hania rozwojowe, leżące u podstaw em­

bryologii anormalnej, jako indywidualne zjawiska rozwojowe. W ahania te w szak­

że winny być również rozpatrywane i z punk tu widzenia ich znaczenia pro­

spektywnego.

Poszukiwania nad pochodzeniem p o ­ staci zarodkowych zam ykają w sobie całą część doświadczalną embryogenii;

widzieliśmy wyżej, z jakiem i poszukiwa­

nia te są połączone trudnościami. Cho­

dzi tu, ostatecznie, o zbadanie wpływu czynników zewnętrznych na substancyę ożywioną. Przedewszystkiem należy tu ustalić determinizm tych wahań: je s t to zadanie przyszłości. U podstawy tych badań leży zagadnienie- o plastyczności jaja, o jego obojętności kształtotwórczej, lub też o przedustawnej specyficzności jego różnych okolic. Roztrząsanie tych spraw rozpoczęło się od r. 1887, od prac Chabryego i spowodowało ukazanie się licznych i doniosłych badań, z których wpływają wnioski pozornie ze sobą sprze­

czne. Nie mam tu chyba potrzeby roz­

wodzić się nad znaczeniem tych badań.

Eksperym entator oddziaływa dowolnie na jajko samo, przynajmniej na wczesne okresy jego brózdkowania, gdy zarodek składa się z kilku zaledwie komórek.

Z ogółu ty c h badań możemy ju ż teraz wnioskować o wybitnem niezróżnicowa- [ niu pierwotnem jajk a, o jego obojętności

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czł. Rostafiński przedstawia rozprawę własną p. Twierdzenie to jest zgoła nieprawdziwe. z Turcyi przez Wołosz­.

Co dotyczę grzybów, hodowanych przez te korniki, to zdaje się, że przystosowały się one już zupełnie do sposobu życia korników. Co więcej, należy naw et

ne i podziurawione — j a k się okazało, była to robota dzięciołów, które pojawiają się w ślad za mrówkami i dobierając się do nich, niszczą, roślinę.

Badał on zachowanie się porostów podczas zetknięcia się ich brzegów i doszedł do wniosku, że porosty, spotkawszy się, już się dalej po skale nie

Kości udowe

padkach uleczenie to je s t tylko pozor- nem, gdyż po pewnym czasie w jego krwi znów zjawiają się trypanosomy i mogą się tak rozmnożyć, że wkrótce naczynia

nych gatunków, nie kopulują pomiędzy sobą, owady, obserwowane przez Towera, łączyły się ze sobą swobodnie.. W yniki tej kopulacyi przedstawiają się ja k

Gatunek nie może się przesiedlić, póki niema pewnej zgodności między w aru n ­ kami ogólnemi, które stara się zająć, a jego barwami, określonemi przez