Mb. 2 3 (1357). Warszawa, dnia 7 czerwca 1908 r. Tom X X V I I ,
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".
W W arszaw ie: rocznie rb . 8, kw artalnie rb . 2.
Z przesyłką pocztow ą rocznie rb . 10, p ó łr. rb . 5.
R edaktor „W szechświata'* przyjm uje ze sprawami redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r es R e d a k c y i: K R U C Z A JNTs. 32. T elefon u 83-14.
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W R edakcyi ,,W szechśw iata" i we w szystkich księgar
niach w kraju i za granicą.
K W A D R A T U R A K O Ł A .
Znaczną popularnością cieszą się nie
które naukowe zagadnienia, które przez swą prostą formę są zrozumiałe i dla nie- mającego specyalnego wykształcenia ogó
łu. Proste pytanie, a odpowiedź trudna — do tego rodzaju zadań należy k w a d ra tu ra kola. Od zamierzchłej przeszłości do ostatnich czasów zagadnienie owo zaprzą
tało głowy uczonych i profanów, ta k że w końcu „kw adratura ko ła“ stała się przysłowiowem oznaczeniem wszystkiego, co trudne, niemożliwe, samo w sobie sprzeczne. W wiekach średnich szuka
no k w ad ratu ry koła w mniemaniu, że da ona temu, kto j ą znajdzie, potęgę i wie
dzę taką, ja k ą daje kamień filozoficzny i eliksir życia. Jeżeli ten okres historyi k w a d ra tu ry kola nazw iemy mistycznym, to wiekom XVIII-mu i X IX emu, kiedy wśród szerszego ogółu było rozpowszech
nione przekonanie o wielkich n a grodach, wyznaczonych przez akademie za kw adraturę, należy się nazwa okresu materyalistycznego. (N. b. nagród po
dobnych nigdy n ik t nie wyznaczał). Do
dziś dnia ukazują się rozprawki, których autorowie utrzym ują, że im właśnie udało się to, nad czem bezskutecznie ślęczą matematycy, a kiedy rzekome od
krycie przechodzi bez wrażenia, uskarżają się n a zawiść uczonych z rzemiosła :).
Przeważnie je d n ak inteligentny ogół stoi n a stanowisku krytycznem, t j. uważa rozwiązanie za niemożliwe. Motywy jed n ak są często błędne (niewymierność liczby rc), często też ów pogląd krytyczny je s t wynikiemjnieznajomości zagadnienia.
Zastanówmy się więc nad treścią pro
blematu. Znaleźć kw adratu rę koła, zna
czy znaleźć kw adrat, którego powierz
chnia byłaby równa powierzchni danego koła. Znany je st powszechnie wzór P — kt ór y wyraża, że powierzchnia (P) koła je st proporcyonalna do k w ad ra
tu promienia (r). Chodzi o znalezienie w ykładnika tej proporcyi, liczby z. To
*) H . S c h u b e rt (M ath. M ussestu n d en ) c y tu je k ilk u ta k ic h k w a d ra to ró w . C iek a w y je s t n a iw n y ustęp um ieszczony w je d n e j z broszur o k w a d ra tu rz e k o ła (H a m b u rg 1840): „Tak w ięc p o sta n o w iła m a tk a p rzy ro d a, że ów k le jn o t m a te m a ty c z n y u k ry ła p rze d bad an iem ludzkiem , aż zech ciała ła sk aw ie oddać go p rostaczkow i".
354 w s z e c h ś w i a t M 23
pierwsza in terp reta cy a zagadnienia. W drugiej k w ad ratu ra koła przedstawia się ja k o zadanie geom etryi k o n s tr u k c y j
nej: mając dane koło, znaleźć bok k w a d ratu o powierzchni równej powierzchni koła zapomocą cyrkla i liniału.
W historyi m a tem a ty k i oba te zag ad nienia m ają ważne znaczenie: dokładne wyznaczenie liczby u wymagało znalezie
nia odpowiednich metod m atem atycznych, których doniosłość, j a k się później oka
zało, sięgała daleko poza owo szczegól
ne zadanie. W drugiej formie problemat opierał się przenikliwości m atem atyków przez tysiące lat.
Rozpoznanie przyczyn tego faktu, t. j.
udowodnienie niemożliwości znalezienia k w a d ratu ry koła zapomocą cyrkla i li
niału, stanowi zasługę m atem aty k i nowo
czesnej, a w szczególności C. Hermitea i P. Lindemanna.
Pewne wyobrażenie o wielkiej sumie pracy, włożonej przez uczonych w ciągu wieków w nasze zagadnienie, da następ u jące zestawienie chronologiczne różnych w artości podawanych dla z (znak rc uży
w any j e s t niezbyt dawno; dopiero około połowy XVIII wieku rozpowszechnił go Euler).
3. B iblia, (d a ta n ieznana)
/1 6 \* A hm es, p isarz A m e n e m h a ta
^ 9 / III około 2000 p rz e d Chr.
3 7r — 3 10/71 A rc h im e d es 287 — 355 p rz e d Chr.
3 ‘/s V itru v iu s P o llio 14 p rz e d Chr.
3 17/i2o P to le m e u sz 125 — 141 po Chr.
3. (Jzu p e i sw an k in g I I I w iek po Chr.
™ L in H u n g V I w ie k p o Chr.
50 62832
‘50000 A rg a b h a tta ur. 476 po Chr.
i '..,. T rą d y o y a s ta ro in d y js k a ; po- / d a je B ra h m a g u p ta 518.
3927 1250 754 240
3 7 8 „M nich B “ p ie rw sz a p o ło w a X I w ieku.
/16V - A n onim ow a „ Q u a d ra tu ra Cir-
\ 9 / c u li“.
/ V F ra n k o z L eo d y u m pierw sza ( 5
j
p. X I w .4. A nonim ow o: „D e iu g e rib u s me- tiu u d is " .
8642^5 L e o n a rd o z P iz y 1220.
3V8 B o u v elles 1503, A lb re c h t D iire r 1527.
245-^g- O ro n tiu s F in a e u s 155G.
, B h a sk a ra n r. 1114 po Chr.
y y320 — 8
ra»\«
( i )
18-j-J/ 180
To
D n ch e sn e 1586.
Y ie ta 1593
7 / ' 7 / 1 I I / I - 7 / 1 1 ] / 1
= r 2" v y + y
1
y.I y + y1
y3,1415926535.
3.1... A d riae n van B oousen 1593.
3.1... 3 2 miej 8c L u d o lp h v an C eulen 1596.
r i f
355 113
dzies.
A n th o n isz o o n M etius 1625.
3’1" ^dzie^.SC HuySens 1654-
4 3 .3 .5 .5 7.7 J . W a liis jy = 2. 4. 4 .6 .6 .8 "
B ro u n c k e r
II
L e ib n iz (G reg o ry )
1 1 + 2 II
1665.
. 25
1 l
= 1 ~ ,3 + -5
I I / 1 1 1
J . M achin ;} =* ( 5 - 3.5:. + 5. p “
BJ2395 — " )
2 -J -... po 1659.
1_
T _i
-... 1674.
) -
_ ( J _ _ _ L _
\ 239 3,239s 1706.
M... || Sehi (t 1708)
De L a g n y 3,1.. 1717.
ip 1 , 1 1
L. Euler _ = ^ ^ -j- p- . II3 I 1 1
± ± t 2
3 + 3 '3.5
1734 - 5 i t. d.
JSIó 23 WSZECHŚWIAT 355 Przyjrzawszy się tej tabliczce, w idzi
my, że w wiekach średnich a naw et w XVI w. napotykamy mniej dokładne wartości ludolflny od liczby Ptolemeusza a n aw et Archidemesa. (Np. (l6/9)'2 lub (9/5)y = 3,24). Pochodzi to stąd, że są to przeważnie wartości otrzymane nie drogą rachunku, lecz naciągane do fikcyj
nej konstrukcyi geometrycznej. Obok wartości mniej dokładnej Duchesne po
daje wartość dokładniejszą, otrzym aną zapomocą rachunku; — zdarzało się n a
wet, że m atem atycy zarzucali dokładniej
szą wartość dla mniej dokładnej, jeżeli ta ostatnia nadawała się do upragnione
go geometrycznego rozwiązania zagadnie
nia. Stąd też owe k w ad raty liczb w y
miernych (9/5)2, (16/9)2, (39/22)'J!, nadające się do kw adratury, gdyż znając połowę r łatwo wykreślić 9/sr> a kw adrat o boku równym 9/;>r będzie co do powierzchni równy kołu, jeżeli ic — (9/5)2 • Należy też odróżnić wartości zupełnie dokładne, t. j. wszystkie wzory nieskończone, po
dane w tabliczce, od świadomych lub nieświadomych przybliżeń. Geometrycz
na k w a d ra tu ra Ahmesa nie należy do najgorszych, w artość 3,1604... = (l6/9)2 je s t znacznie lepsza od trójki żydowskiej i babilońskiej a nawret od niejednego pomysłu średniowiecza. Z Egiptu zaga
dnienie k w a d ratu ry przeszło do Grecyi;
a pierwszym z Greków, k tóry się niem zajął, je s t filozof Anaxagoras; uwięziony w r. 434 „znalazł w więzieniu k w ad ra
turę koła“ j a k mówi Plutarch. W net przekonano się w Grecyi, gdzie znano się n a geometryi, że zagadki nie można roz
wiązać zwykłemi sposobami. To też z okazyi zagadnienia k w a d ratu ry pow sta
je pierwsza różna od koła krzyw a TsipafoviCoooa (quadratrix) Hippiasza z Elidy (420 przed Chr.) Pierwszy Dino- st ratus użył j ej do konstrukcyi k w ad ratu ry .
Krzywa ta powstaje, jeżeli bok k w adratu poruszamy je dn o stajn ie tak, że pozostaje ciągle w położeniu równo*
ległem do 3a, a równocześnie obracamy też jednostajnie promień ap około pun
k tu a, i to z ta ką szybkością, aby aj3 i Pt dotarły równocześnie do położenia aS; p u n k t przecięcia obu prostych opi
sze krzywą Hippiasza. Stosunek ~ pozwala nam znaleźć odcinek, którego dłu
gość rówrna się długości łuku koła (3e8. W y starczy znaleźć x z proporcyi x:aS=a8:arj wted^ bowiem będzie x aS-aS
arj
Fig. 1.
= psS, 4x będzie równe obwodowi koła danego. Znając obwód koła łatwo zna
leźć k w adraturę koła: w ystarczy zam ie
nić prostokąt, którego jed en bok równa się połowie obwodu, drugi promieniowi, na kwadrat. Wszystkie te operacye można uskutecznić zapomocą cyrkla i liniału, ale krzywej Hippiasza nie można nakreślić bez uciekania się do po
mocy specyalnego mechanizmu.
Współczesny Sokratesowi Antyfon wpisuje w koło kw adrat, potem ośmio- bok umiarowy, 16-bokitd., aż boki zacz
ną się zlewać z łukami.
Otrzymany w ten sposób
^ wielobok o bardzo wiel
kiej liczbie boków będzie równy co do powierzchni kołu. Ponieważ każdy wie
lobok można k o n stru k cy j
nie zamienić na kw adrat 0 równej powierzchni (dzieląc na trój
kąty) — więc zagadnienie rozwiązane.
Dziś każdy widzi błąd w rozumowaniu Antyfona, ale ten właśnie sposób postę
powania dał początek metodom w yczer
pywania, które aż po wiek XVII służy
ły do obliczania z. Sofista Bryson nie zadawala się wielobokami wpisanemi:
bierze do pomocy opisane i zamyka w ten sposób obwód koła między dwiema wiel
kościami, większą i mniejszą. J e s t to pierwsza prawdziwie naukow a metoda 1 można mu wobec tego, mniema Cantor, wybaczyć błąd, ja k i popełnia, uważając średnią arytm ety czną powierzchni wielo-
E ig. 2.
356 w s z e c h ś w i a t M 23
boku wpisanego i opisanego za równą powierzchni koła.
Stając na gruncie tak dobrze p rzy g o towanym, H ippokrates z Chios (połowa V-go w. przed Chr.) mógł udowodnić, że powierzchnie dw u kół mają się do sie
bie ta k ja k k w a d ra ty ich promieni, czyli że, innemi słowy, tu j e s t wielkością stałą.
W yznaczeniem tej stałej zapomocą me
tody wieloboków zajm uje się Archimedes z S yrakuz (287-212 przed Chr.) w dziele p. t. „Pomiar koła“ które stan ow i epokę w h istory i k w a d ra tu ry . Do
wodzi ściśle (posługując się aksyomatem ciągłości), że pow ierzchnia koła rów na się iloczynowi z połowy obwodu i promienia, co w połączeniu ze wzorem Hippokratesa n a powierzchnię koła daje wzór na obwód.
Aby obliczyć tu, zaczyna od wpisanego 6-cioboku; podw ajając liczbę boków d o chodzi do 96 boków. Po żm udnych ra ch u n k ac h —(Grecy używ ali sy stem u dzie
siętnego ale nie znali ułamków dziesięt- nych; 17 piszą Grecy i?' Sa" Sa", gdzie
Ci 1
pojedynczy akcent oznacza licznik, po
wtórzenie i podwójny akcent mianownik) Archimedes znajduje, że tu j e s t mniejsze niż 31/7 a większe niż 3 a więc do
kładność dw u miejsc dziesiętnych, w ię
ksza niż u Ahmesa. Do praktycznego r a c h u n k u n adaje się ii1/* nie gorzej od często używanego dziś, a mniej dokład
nego 3,14. Dopiero tw órca trygonom etryi, Ptolemeusz, podał w artość dokładniejszą 3 17 = 3,14166. Geometrya g recka w licz-
1 u\j
bie Ptolemeusza (I połowa II wieku po Chr) stw orzyła rekord, którego ani Rzy
mianie ani wieki średnie pobić nie zdo
łały. Jeden tylko Hindus A r g a b h a tta podaje w a r to ś ć ~f~/T| — = 3,14160 bar-
r J 20000
dziej zbliżoną do prawdziwej. (W artości które podaje B haskara są identyczne z liczbami Ptolemeusza i A rgabhaty).
Średniowiecze pow tarza egipskie i nie
szczególne rzym skie pomysły (37$), lub szuka k o n stru k cy i geom etrycznej. A uto
rowie ty ch k w a d r a tu r —znajd u jem y m ię
dzy nimi A lbrechta Diirera — różnili się
] tem od dzisiejszych poszukiwaczy sławy na tem polu, że często pisali anonimowo.
W padali na najdziwaczniejsze pomysły, ryw alizując pod ty m względem z sofista
mi, którzy głosili, że zagadka k w ad ratu ry daje się rozwiązać zapomocą liczb, których k w ad rat kończy się te mi same n.i cyframi co liczba sama (N. p. 5 2 = 2 5 6 - = 36 i t. d.). W iększe postępy robili Arabowie, znający wyniki prac indyj
skich i odkrycia greckie. Dopiero hu
manizm położył koniec tego rodzaju rozumowaniom, j a k n. p.: koło mo
żna uważać za kw adrat o krzyw ych bo
kach AB BCT CD DA; długość każdego
D.
F ig . 3.
r 7i
z tych boków wynosi — zat em powierz-
u
r 2 it*
chnia k o ła ■=—— - ponieważ je d n ak we
dług znanego wzoru P = r % więc r% = r 2*2
- j - czyli tu= 4 . O ro n tiu sP in ae u s i Bou- yelles utrzym ywali wręcz, że k w ad ratu ra g eom etryczna je s t możliwa (przeciw cze
mu ostro w ystąpił Nonius), a Duchesne, aby usprawiedliwić swoję k w ad ratu rę, k tó ra dawała w artość tu poza granicami
! Archimedesowemi, oświadczył niewiele myśląc, że obliczenia A rchimedesa były błędne. Pojawia się też obok 3 1/s i d ru ga z mniej dokładnych wartości indyj
skich V~io” ’). Hankel objaśnia j ą w spo
sób następujący: obwód 12, 24, 48, 96 bo
ku przedstawia się w postaci liczb ro
snących V 965) V987, V986^ V98T, je ż e li średnica koła opisanego = 10, sądzo-
; no więc bezpodstawnie, że liczby pod znakiem pierw iastkow ania zbliżają się do tysiąca, w razie kolejnego podwaja-
') H . H a n k e l Z u r G esc h ic h te der Ma- th e ra a tik im A lte rtn m u. M itte la lte r. L ip sk , T e u b n e r 1871. S tr. 215-217.
Na 23 WSZECHSWIAT 357 nia liczby boków, a zatem obwód koła
je s t dokładnie równy 1000 t. zn. n — VTo7 Hindusi od V wieku po Chr. u ży wali tej wartości tylko do celów p ra ktycznych; za pośrednictwem Alchava- rizmiego przeszła do Europy, gdzie w ie
lu uważało ją za dokładną. W yjątek chlubny wśród ogólnego upadku m a te m atyki w średniowieczu stanowi Leonar
do z Pizy, który w swojej „Practica geo- m e tria e “ podaje wartość 864
275 3, 1418
de rebus maihematicis responsorum li- be* VIII, gdzie wyprowadza pierwszy d o kładny wzór na ii w formie iloczynu nie
skończonego, oblicza metodą Archimede- sa n na 9 miejsc dziesiętnych i daje przybliżoną kw adraturę geometryczną na
18+ Vi8Ó 10 3,141640...
Rysuje dwie prostopadłe średnice AB i CD i kreśli przez środek promienia AO podstawie wartości n
gorszą niż 3, 1416 A rg ab h atty ale le
pszą niż Vl O — 3,16. Nemorarius i Al- bertus de Saxonia zajm ują się kw estyą możliwości k w ad ratu ry koła. Albertus (ur. 1390) wylicza scholastycznym zwy
czajem wszystkie „za11 i „przeciw1*. Do
chodzi do następującego rezultatu: je s t kw adrat, opisany i wpisany; gdyby nie było k w ad ratu równego dokładnie kołu, możnaby przejść od większego do mniej
szego, nie przechodząc nigdy przez p e
wną określoną w artość pośrednią. Je s t to więc dowód na podstawie ciągłości, podany niezależnie od Archimedesa.
„Wiele zależy od tego, co rozumiemy przez kw adraturę", mówi Albertus, „je
dni rozumieją przez to podział koła na 4 części zapomocą 2 średnic prostopa
dłych, j a k Camponus i wielu innych do
ktorów... “ i tak wylicza 5 znaczeń sło
wa „kw adratura". Ale sam uczony Al
bertus i wzmiankowany Camponus i ogro
m na większość współczesnych uważała 3Vv za dokładną w artość liczby wbrew Archimedesowi, Hindusom i Arabom, n a tomiast... według wielu filozofów... quod est demonstrabile ad intellectum, quamvis difficile“. Dopiero humanista Jerzy von Peurbach zaczyna wyrażać wątpliwości co do tego, czy wogóle można oznaczyć stosunek obwodu koła do średnicy. K ar
dynał Mikołaj Cusanus podaje wartość inną niż 31/? a mianowicie T - ~ = 3 , 142347,144
5V84
ale dopiero koniec XVI wieku dał isto tn y postęp w pomiarze koła. F r a n ciszek Vieta, adw okat w Poitou, j e den z najwybitniejszych m atem atyków francuskich, w ydaje w r. 1593 Variarum
i przez C prostą, przez jej p unkt prze
cięcia z obwodem G rysuje prostopadłą GH do CD, odcina EF=EO, potem BI=CF, łączy I z H i przez B kreśli równoległą do IH, która przecina przedłużenie śre
dnicy OD w K. OK je s t w przybliżeniu równe łukowi AGD. Konstrukcya ta w y
starcza do celów praktycznych w zupeł
ności, ale napotkamy później prostszą.
Do zupełnie poprawnego analitycznego wyrażenia na tc Vieta dochodzi ja k sam mówi, zapomocą interpretacyi rachunko
wej postępowania Antyfona. Udowadnia wprzód twierdzenie, że powierzchnia umiarowego wieloboku wpisanego w ko
ło ma się ta k do powierzchni wieloboku umiarowego o podwójnej liczbie boków, ja k apotome boku pierwszego wieloboku do średnicy koła. Przez apotome Vieta ro
zumie cięciwę BE (patrz fig.5) = / 4r- — Sn>
Jeżeli oznaczymy powierzchnię n —boku przez Fn, to twierdzenie Viety wyrazi się:
F n : F2n = l / 4r2—s* : 2r A B = S n A C = C B = S 3n A E = 2 r , A O = r E B = v 4r2—S2n = a n
358 W SZEC H ŚW IA T JM® 23
Udowodnić je łatwo: F n : F 2n = OD:OC (zpowoduwspól-
nej wysok. AD) (z powodu AADO <® AABE) Rozpatrując w pisany 8 bok, 16 bok i t. d., otrzym am y pokolei
= A O A D : AOAC
= ~ = B E : 2r
F s F —oto
F j k + 1 : F 2k+2=
= a , k + i : 2r
2r ; mnożąc wszystkie ró- 2r w nania otrzymamy :2r F4 : F 2k + i —
a4 . as . a1R ... a2k + l 2r . 2r . 2r ... 2r
nieważ zaś F 4= 2 r 2 a F 2k + i zbliża się do powierzchni koła r 2II tem bardziej, im większe k, zatem
2 a4 «s ^8_ _ W edług dzisiej- ii ~~2 r ' 2r
*16 2r '
32 2r szej pisowni mamy
zr cos 90°
2r
=cos
=cos 90°
4 . 90°
2
i t. d., więc w — 90° 90°
cos —— cos ——.
4 8
n
Stosując wzór cos = l / i - 4 - — cos a otrzym am y
' 2, 2 11
J e s t to pierwszy iloczyn n iesko ń czony w historyi m atem aty k i i łatwo udowodnić, że je s t zbieżny, t. j. że mo
żna zapomocą niego osiągnąć dowolnie wielką dokładność, biorąc odpowiednio wielką ilość czynników. Uwagi godne je st, że Vieta nie wyszedł ze znanego już Bhaskarze ( ll 4 p o Chr.) wzoru j /2—j / ^ z f g ^
— S , ale metoda je g o j e s t od po
czątku do końca zupełnie oryginalna.
Rok 1593 je s t dla nas jeszcze z tego po
wodu ważny, że w te d y A drianus Roma- j nus (później pow ołany do K rakow a1) w i swojej Idea M athem atica oblicza rc do 17 j znaku. A je d n ak w rok później Scali- ger wznawia błędne twierdzenie, że ic = 1
VlO . Ale teraz podnoszą się przeciwko niemu p ro testy w szystkich znaczniej
szych m atem atyków , między innymi i Ludolpha van Ceulen. Ten ostatn i wy-
') U cz n iem je g o j e s t B rożek.
dał w roku 1596 swoje dzieło „Von der C irk e l“, gdzie oblicza starą metodą % na 20 miejsc dzies., rozpoczynając od 15-to boku i podw ajając liczbę boków 31 razy. Kończy on swe dzieło mało oryginalne, ale dowodzące niezwykłej cierpliwości i umiejętności rachowania, słowami: „Die L ust heeft, can naerder comen“. Później obliczył dalszych 15 miejsc. Podajemy 35 znaków Ludolpha:
% =*= 3, 141 592 653 589 793 238 462 643 383 279 502 88... !)
Liczbę n nazyw ają powszechnie „ludolfi- n ą u, chociaż zasługi Ludolpha nie mogą się równać ze znaczeniem Viety, Snelliusa i Huygensa. W yg o d n ą i łatw ą do zapa
miętania formę na rc znalazł przypadkowo nieco później Adriaen Anthoniszoon Me- tius: —— = 3,141592|9... a więc dokładność 355
1 10
w y starczająca do wszystkich niemal po
miarów fizyki.
Słynny fizyk holenderski Willebrod Snellius posługuje się w swojej Cyklo- m e try i (1-621) metodą trygonom etryczną (której autorem je s t właściwie Cusanus):
3 sin
wzór x = 2_!_cos *,em dokładniejszy im mniejsze j e s t x; na podstawie tego wzoru można z funkcyj trygonom etrycz
nych małych łuków obliczać inne łuki, a więc i ic. W tejże Cyklometryi Snellius wypowiada twierdzenie, pozwalające znaleść węższe granice dla obwodu koła niż wielobok wpisany i opisany, i nie pomnażając liczby boków, ale podał do
wód na nie dopiero C h ry sty an Huygens (1629-1695), je d e n znaj wybitniej szych m a tem aty k ó w i fizyków swego stulecia, w dziele De m agnitudine Circuli inyenta.
W temże dziele znajdujem y nadto wiele
') F ra n c u z i maja^ m n e m o te ch n ic zn y sposób do sp a m ię ta n ia 30 p ie rw sz y c h m. dzies. lodolliny:
Q ue j ‘aim e a faire a p p re n d re u n nom bre u ti- ]e aux sages.
Im m o rte l A rchim edo, a n tią u e in g e n ieu r.
Q ui de te n ju g e m e n t p e u t p rise r la v aleur.
P o u r moi to n p ro b lem e e u t de p are ils avan- K a ż d y w y ra z p o w y ższeg o w ie rsz y k a d aje lic zb ą s w y c h lite r 1 cyfrę ludolfiny.
.No 23 WSZECHŚWIAT 359 innych twierdzeń o obwodzie koła, które
pozwalają nam już ,w razie użycia 60-bo- ku znaleść it do 9-tego miejsca dziesiętn.
Trójkąt daje mu granice Archimedesowe.
Powyższe dzieło 25 letniego m atem aty k a bywa zaliczane do najpiękniejszych roz
praw z geom etryi elementarnej.
H. Steinhaus.
(dok. nast.)
E. R A B A U D.
D Ą Ż E N IA T E R A T O G E N I I W S P Ó Ł C Z E S N E J .
Czy rzeczywiście Teratologia ma się ograniczyć do tych dziedzin, niewątpli
wie ciekawych, lecz o drugorzędnem zna
czeniu teoretycznem?
Zjawienie się techniki współczesnej badania morfologicznego i jej zastosowa
nie do studyów nad zarodkami potwor- nemi, badanie nad mechaniką rozwojo
wą wykryło cały zasób faktów nowych, których doniosłość ocenić należy.
Badania skraw ków mikrotomowycb, sporządzonych z zarodków anormalnych jednego typu lecz różnego wieku, wyka
zały, że wstrzym anie rozwojowe je s t zja
wiskiem dziwnie złożonem i powodują- cem zmiany nader znaczne w rozw ijają
cym się ustroju. Oto, naprzykład, po
stać anormalna bardzo ciekawa, omfalo- cefalia, k tó rą ta k często spotykam y u p ta
ków: podczas badania „in to to “ widzimy u zarodka dotkniętego tą potwornością *) głowę zgiętą i w su n iętą do przełyku, podczas gdy serce zajm uje położenie grzbietowe i leży na szyi zarodka. W y chodząc z założenia o w strzym aniu roz- wojowem, należałoby zjawisko to tłuma-
]) N a zasadzie m oich w łasn y ch obserw acyj p ozw oliłbym sobie nie zgodzić się z autorem cu do częstości om falocefałii: w m oim m a te ry a le znacznie częściej niż o m falocefalia w y stę p u je c y k lo ce fa lia t. j . ro z p o sta rc ie n a płask ru rk i n e r
w ow ej w o kolicy g ło w y lub n a w e t w zdłuż ca
łego ciała zaro d k a (p laty n eu ry a). J . T-
czyć w sposób następujący: serce tworzy się z zawiązków parzystych i symetrycz
nych; zawiązki te zlewają się zazwyczaj w jam ę pojedyńczą, w której zjawiają się później przegródki wtórne, ogranicza
jące ja m y ostateczne; gdy nastąpi w strzy manie rozwoju danej okolicy, oba zawiąz
ki pozostają rozdzielone a nawet odchy
lają się od siebie wcześniej, niż w roz
woju normalnym. Następnie, pod działa
niem jakiegoś czynnika, zresztą dotych czas nieokreślonego, koniec głowowy za
rodka, dotychczas rozwijający się nor
malnie zgina się, wchodzi do szczeliny między-sercowej i układa się — zupełnie niewiadomo w jak i sposób—pod przewo
dem pokarmowym, który jeszcze nie zamknął się w postaci rurki. Wreszcie—
a zjawisko to je s t nadzwyczajnie cieka
w e - g d y już dokonało się zgięcie i osu
nięcie w dół zawiązku głowy, oba za
wiązki serca m ają się zlewać w okolicy szyi zarodka w celu utworzenia serca normalnego.
W tem wszystkiem najdziwniejsza jest ta okoliczność, że tłumaczenie takie ucho
dzi za zadowalające; pytano się jedynie, nie znajdując zresztą odpowiedzi, dlacze
go głowa zgina się w ten sposób pomię
dzy dwoma zawiązkami serca. Nie po
myślano wcale o tem, że wartoby zba
dać zarodki takie bliżej, zapomocą seryj skrawków m ikrotom ow ych—aby zdać so
bie sprawę z rzeczywistego istnienia tych dziwnych zjawisk, na których miała się zasadzać omfalocefalia; uważano to n a w et wprost za zbyteczne. Otóż w skraw kach tych kryło się wiele niespodzianek i ich badanie musiało zmienić w sposób zasadniczy poglądy n a powstawanie i isto
tę tej formy potworności. Z „procesów “ urojonych nie pozostało nic: nie s tw ier
dzono żadnych śladów w strzym ania r o z wojowego. Okazało się nawet, że roz
wój serca nie ma żadnego tu znaczenia, wszystko zaś zasadza się na specyalnym sposobie rozwoju układu nerwowego. Ten ostatni, będąc zupełnie normalnie rozwi
n iętym w swej okolicy tułowiowej,—
w okolicy głowowej zaczyna się tworzyć i rozwijać w sposób zupełnie dziwny, rośnie bowiem ku dołowi, pionowo do
360 W SZECHŚW IAT płaszczyzny blastodermy, s ty k a się z po
w stający m przełykiem, odpycha go i w re
szcie wchodzi weń ja k b y do pochwy.
W ty m sam ym czasie zawiązki serca tworzą się n a swem miejscu właściwem i w sposób najzupełniej normalny, pomi
mo zboczeń ta k znacznych w bezpośred
nio z niemi sąsiadujących zawiązkach n e r wowych.
Napróżno starano się u p atryw ać „w strzy manie rozwojowe” w całokształcie tych procesówr. W rzeczywistości to co się tu dzieje, j e s t poprostu c z e m ś i n n e m , a n i ż e l i r o z w ó j n o r m a l n y , są to zjaw iska r ó ż n e od zjaw isk embryonal- nych zwykłych. Wiele „p raw “ tu zostaje przekroczonych, ja k np. prawo koneksyi, albowiem nie wchodzi do „planu budo
wy “ ani rzędu koneksyj normalnych, aby się układ nerw ow y mieścił w rurce pokarmowej.
Tworzenie się omfalocefalii nie j e s t by
najmniej je d y n ą anomalią, w której u ja w niają się swoiste procesy rozwojowe.
A badając te spraw y bliżej, dochodzimy do przeświadczenia, że z pomiędzy w szy
stkich procesów anorm alnych właśnie najrzadszym i dodatkowym zupełnie j e s t w strzym anie rozwoju.
Co zaś dotyczę udziału owodni w tych zjawiskach, to nie je s t on n a w e t praw do
podobny: stw ierdzam y bowiem stale albo obecność normalnej szerokiej owodni, otaczającej potwory, albo b rak jej zu
pełny.
Łatwo j e s t obecnie wyprowadzić wnio
sek ostateczny z przesłanek powyższych.
Obok procesów rozwojowych normalnych, znanych i zbadanych oddaw na w pew
nych gromadach zwierzęcych, a przede
w szystkiem w obrębie kręgow ców — is t
nieją procesy inne, k tó re w pew nych w arunkach odbywać się mogą, a które są źródłem znacznych modyflkacyj w tw o rzącym się ustroju. Istnieje te d y pew na ilość rozwojów indywidualnych, ontoge- nij swoistych, odbyw ających się w pe
wien im tylko w łaściwy sposób. Bada
ją c zarodki anormalne różnego wieku, lecz dotknięte „zboczeniem" jed nakow em , można rozpoznać fazy następne tych on-
! togenij swoistych i w ykryć ich cechy zasadnicze.
Odtąd zakres możliwych w aryacyj zda
j e się rozszerzać dalej, niż to mogliśmy przedtem przypuszczać. Epigeneza nie mieści się ju ż w granicach jednej, je d y nie możliwej ontogenii, j e s t ona nie ty l
ko ilościowrą, lecz i jakościową. Można to już było przypuszczać, rozważając spo
soby rozwoju szeregów różnych grup ustrojów, w związku z ich pochodzeniem filogenetycznem. Lecz embryologia anor
malna pozwala przewidywać inną jeszcze możliwość. Oto w mocy naszej j e s t w y woływanie sztuczne potworności; od cza
sów Darestea m am y wriele środków, zmie
niających w arunki środowiska. Należy tylko poznać dokładnie determinizm zja
wisk teratogenetycznych. J e s t to nie
wątpliwie rzecz przyszłości, przyszłości prawdopodobnie jeszcze bardzo dalekiej;
obecnie znajdujem y się w okresie błą
k an ia się poomacku, nie zdajemy sobie spraw y z tego, co robimy... Lecz k o nieczne ulepszenia naszych metod do
świadczalnych, oraz dobór m ateryału od
powiedniego niechybnie pozwoli nam otrzymać na tej drodze wyniki nader cenne.
W każdym razie naw et w obecnym stanie rzeczy embryologia teratologiczna p rzedstaw ia wiele stron prawdziwie cie
kawych. S taje się ona źródłem poważ
n ych wskazówek, nie tylko jako dodatek do embryologii normalnej, lecz jako j e den z najlepszych środków poznania m e
chanizmu zarodkowego w jego całości.
Badanie system atyczne zarodków po
tw ornych dostarcza nam środków poró
w nania, które z trudnością otrzymać się dają przez badanie zarodków normalnych.
U ty c h ostatnich stwierdzamy zawsze I procesy nader podobne, zachodzące w n a rządach homologicznych. Nie znaczy to bynajmniej, aby były one identyczne, lecz wahania w ykazują tu amplitudę tak słabą, że uchodzą uwadze naszej i dlate
go małą zazwyczaj m ają dla nas w ar
tość.
Rozpatrzmy, naprzykład, sprawy kore- lacyj zarodkow ych. Niepodobna w ątpić a priori o obecności synergii doskonałej
Jśfo 23 WSZECHŚWIAT 361 poszczególnych okolic ciała rozwijającego
się ustroju, o istnieniu wspólnego łącz
nika, który nadaje każdemu zawiązkowi jego znaczenie właściwe i utrzym uje j e
go rozwój w odpowiednich granicach.
Lecz w jakim okresie rozwojowym po
wstaje ów łącznik? Czy synergia owa je s t przedustawna, ja k u trzy m ują nie
którzy, czy też ustala się w miarę, ja k ustrój zarodka staje się coraz bardziej złożonym? W ja k im porządku narządy są związane pomiędzy sobą? Jakie je s t znaczenie ich zależności wzajemnej?
Jakie wpływy ustalają tę zależność?
Z najdokładniejszych, najbardziej dro
biazgowych badań, prowadzonych nad zarodkami normalnemi, nie udaje nam się wydobyć odpowiedzi wystarczającej na te rozmaite pytania.
Rozważmy tworzenie się oka. Z punk
tu widzenia embryologicznego narząd ten składa się z dwu części różnego po
chodzenia, które w ystępują zawsze i k tó rych obecność obok siebie przestała nas dziwić. Z jednej stro n y znajdujemy tu siatkówkę, która pochodzi z mózgu, z drugiej — soczewkę, k tó ra się tworzy naprzeciwko pierwszej, kosztem powłoki ektodermicznej, okalającej głowę zarod
ka. Niepodobna wątpić o tem, że te dwie części jednego narządu są złączone ze sobą w sposób konieczny. Embryolo- gia anormalna mogłaby to jeszcze po
tw ierdzić—gd y b y zachodziła tego potrze
ba, — lecz daje ona jeszcze coś więcej.
W pew nych przypadkach teratologicz- nych zauważyć można, że siatkówka — i to z przyczyn rozm aitych—zostaje prze
mieszczona nader wyraźnie tak, że zna- leść się może n a stronie grzbietowej lub bocznej zarodka, a mimo to soczewka stale jej towarzyszy. Ta ostatnia bynaj
mniej nie ulega przemieszczeniu je d n o cześnie z siatkówką, przeciwnie, siatków
ka stale przemieszcza się wcześniej, so
czewka zaś tw orzy się na miejscu, w ja- kiemkolwiekbądź miejscu ektodermy, lecz zawsze naprzeciw siatkówki. Niekiedy je d n ak soczewki niema wcale i wówczas tworzy się sam a tylko siatkówka. W żad
nym wszakże p rzypadku nie stwierdzono dotychczas, aby soczewka miała powstać
; pomimo nieobecności siatkówki. Upraw
nionym tedy wobec faktów takich je st wniosek, że soczewka się tworzy pod wpływem siatkówki.
Na czem wpływ ten polega? Rozwią
zanie zagadnienia tej kategoryi zależy zarówno od badań nad anomaliami, po- wstającemi samorzutnie, ja k i od bezpo
średnich doświadczeń embryologicznych.
Jedne wspierają i dopełniają drugie;
w razie niezgodności, dane, dostarczone przez badania zjawisk, powstających sa
morzutnie, są ważniejsze, oczywiście, a l
bowiem wolne są od błędów, nieuniknio
nych w pracy doświadczalnej. W przy
padku szczególnym korelacyi między siat
kówką a soczewką pierwsze badania do
świadczalne przeprowadził Jan Spemann.
Drogą zabiegu niezwykle delikatnego Spemann usuw a u bardzo młodej k ijanJ ki żaby (Rana fusca) odcinek układu n e r wowego. Pęcherz wzrokowy, który się w tem miejscu później rozwija, je s t wy
raźnie mniejszy od normalnego, i w dro
dze dalszego rozwoju nie dochodzi do zetknięcia się bezpośredniego z ektoder- mą. W tych w arunkach nie powstaje naw et najmniejszy ślad soczewki. Stojąc na stanow isku zasady „okolic narządo- tw órczych“, Spemann twierdzi, że nie uszkodził bynajmniej miejsca, w którem I soczewka tworzyć się zwykła. Przebieg tego doświadczenia był wielokrotnie i roz
maicie modyfikowany, lecz zawsze w ten sposób, że je d n a z dwu siatkówek była usuw ana w części lub zupełnie. Za każ
dym razem, gdy uszkodzona siatkówka pozostawała w pewnem oddaleniu od ektodermy, soczewka się nie tw orzyła i odwrotnie, za każdym razem, gdy siat
kówka zdołała dotknąć się ektodermy, stwierdzano powstawanie soczewki. Ba
dacz ten wnioskuje stąd, że czynność określająca powstanie soczewki leży w siatkówce; z drugiej strony nie zna
my żadnego faktu, k tó ry b y dowodził, że miejsce tworzenia się soczewki je s t zde
terminowane zgóry. Spemann nie mógł wykryć istoty procesu, wynikającego z zetknięcia się dwu wymienionych za
wiązków i w aha się w odpowiedzi na pytanie, czy siatkówka działa tu przez
362 W SZECHŚW IAT M 23 wpływ bezpośredni, czy też drogą od- j
działywania, pochodzącego z ja k ie jś in nej części ustroju.
Z doświadczeń pow yższych w ynika najoczywiściej jeden p u n k t zasadniczy:
oto soczewka zależy od siatkówki, siat
ków ka zaś, naodwrót, j e s t niezależna od soczewki. Konieczność k o n ta k tu pomię
dzy siatków ką a ek toderm ą dla w ywo
łania pow stania soczewki nie w ydaje się zupełnie pewną. Mamy w tym względzie inne doświadczenia, przeprowadzone z g a tunkam i pokrewnemi (Rana esculenta, R. palustris), lub dość oddalonemi (Tri- ton taeniatus), k tórych wyniki nie zga
dzają się z rezultatam i, osiągniętemi u R.
fusca. Tak np. zdaje się, że niekiedy n a w et soczewka może pow staw ać pomimo nieobecności siatkówki. Można tu, oczy
wiście, podnieść k w esty ę g atu n k u i po
wiedzieć, że przebieg zjaw isk a może być różny u g atun k ó w odmiennych. W szak że mało prawdopodobnem nam się w y
daje, aby różnice gatunkowe, szczegól
niej ta k nieznaczne (np. w obrębie Ra- nidae) mogły się uw ydatniać w zjawisku ta k ogólnem, doty kającem podstaw m e
chaniki rozwojowej. Musi w tem wszy- stkiem być niewątpliwie coś więcej, coś takiego, co w doświadczeniu nie było uwzględnione, lub co przez doświadcze
nie zostało zakłócone. Sam sposób ek sp e
ry m en to w an ia pociąga za sobą liczne trudności i liczne przyczyny błędów, nie
możliwe nieraz do rozpoznania. O bserwa
cye natom iast innego rzędu, czynione nad zarodkami anormalnemi, dostarczają nieco odmiennych wskazówek. Spostrze żenią te potwierdzają istnienie zależności soczewki od siatkówki oraz niezależne tworzenie się tej ostatniej, nie dowo
dzą je d n ak bynajmniej konieczności kon
ta k tu bezpośredniego pomiędzy siatków ką a ektodermą. Soczewki może nie być n aw et w przypadkach, gdy siatkówka s ty k a się z ektodermą. Z drugiej stro n y soczewka tworzy się wówczas, g d y za wiązek siatkówki znajduje się w pewnej odległości od pokryw y ektodermicznej.
Pew ien ciekawy przypadek teratologicz- ny ważnych nam tu d ostarcza wskazó
wek: z pomiędzy zawiązków dw u siatk ó
wek, powstających J) obok siebie w bez- pośredniem ze sobą sąsiedztwie — jed na opuszcza się prawie do samej ektodermy, d ru g a zaś, znacznie mniejsza, gubi się wśród masy mezodermy głowowej: n a
przeciwko owych dwu siatkówek tworzą się dwie soczewki; je d n a z nich znacz
nej wielkości, odpowiada siatkówce roz
wijającej s rę normalnie, d ruga zaś uło
żona bezpośrednio obok pierwszej, nie rozwija się, zachowuje swe pierwotne, nikłe rozmiary: leży ona pod siatkówką
„poronioną" i, oczywiście, odpowiada tej ostatniej. Gdyby w arunkiem koniecznym i w ystarczającym był kontakt, to wów
czas w przypadkach takich mogłaby się utw orzyć tylko je d n a soczewka; otóż tw orzy się tu i druga i niewątpliwie pod wpływem siatkówki mniejszej. Co wię
cej, niektóre inne spostrzeżenia wykazu
ją, że nie zawsze zachodzić musi zgod
ność pomiędzy kierunkam i wzrostu siat
kówki i odpowiadającej jej soczewki:
niekiedy te dwa utw ory nie spotykają się ze sobą i to w sposób, wykluczający wszelkie przypuszczenie jakiegoś p rz e mieszczenia wtórnego.
Przykład powyższy dotyka jednego z zagadnień o charakterze ogólnym, k tó
rego rozwiązanie winno być udziałem embryologii teratologicznej, w czem spo
ty k a się ona z embryologią doświad
czalną, służąc jej za przewodnika i spraw dzian. W ten sposób możemy bezpo
średnio przybliżyć się do trudnego pro
blem atu korelacyj zarodkowych. G rupu
ją c znaczną ilość faktów dochodzimy do ustalen ia niektórych dokładnych pun k tów wytycznych. W ten sposób mia
nowicie, obserw ując zjawiska pierwotne rozwoju — spostrzeżenia te były poparte przez urozmaicone doświadczenia, — Jan Tur zdołał wykazać, że nie istnieją związ
ki konieczne pomiędzy okolicami środko- wemi a obwodowemi blastoderm y gado- kształtnych. Otóż niewątpliwie zgóry moglibyśmy się spodziewać czegoś wręcz przeciwnego, stając na gruncie teoryi ce-
>) W p e w n y c h p rz y p a d k a c h cyklocefalii.
I . J.
JNa 23 WSZECHŚWIAT 363 lowości, — albowiem okolice obwodowe
pełnią czynności odżywcze względem części środkowych zarodka. Łącząc te fakty z innemi, dochodzimy do przeświad
czenia, że synergia zarodkowa ustroju j e s t synergią nab y tą i że zacieśnia się ona w miarę postępów rozwoju osobni- kowego.
Można też wykazać, że te zjawiska korelacyjne mogą się ustalać w chwili obecnej, i zmieniać się poza oddziaływa
niem ciągłości dziedzicznej. Tak miano
wicie rozwój zarodkowy potworów po
dwójnych wykazuje możliwość istnienia procesów specyalnych, które bynajmniej nie odpowiadają dw u seryom procesów normalnych, odbywającym się obok sie
bie. U istot tych istnieje okolica wspól
na, zmienna w typach różnych, w której narządy tworzą się w korelacyi podwój
nej tak, ja k b y chodziło o ustrój pojedyn
czy, zdwojony jedynie powierzchownie.
Otóż korelacye owe, nad któremi nie bę
dę się na razie zatrzymywać, są oczy
wiście czemś nowem; powstają one pod
czas samego trw ania rozwoju zarodko
wego.
Tak więc embryologia anormalna do
starcza nam całego szeregu dokumentów, rozszerzających nieraz w ważnych b a r dzo punktach nasze wiadomości z zakre
su embryologii ogólnej. W ybrałem tu dla przykładu spraw y korelacyj, mógł
bym wybrać i inne jeszcze, mógłbym wykazać, ja k je d e n typ rozwoju anor
malnego przedstaw ia szereg wahań, nie posiadających wrpływru uchwytnego na budowę definitywną osobnika; wahania te mogą być porównane ze zjawiskami przystosowawczemi, dotyczących wyłącz
nie zarodka (poikilogonia). Zresztą, spe- cyalna ontogenia każdego z typów tera- tologicznych dostarcza w tym względzie n ad er urozmaiconych przykładów. Do
chodzimy w ten sposób do różnych za
gadnień ogólnych zapomocą faktów szcze
gólnego rzędu lecz specyalnie cennych ze względu na ich zw ykłą wyrazistość
i określoność.
Z drugiej strony wyniki badań em- bryologicznych nad potw orami zarodko- wemi, prowadzonych zapomocą nowoczes
nych metod technicznych, nadają znacze
nie większe poszukiwaniom anatomicz- i nym nad potworami już ukształtow ane
mu Nie chodzi tu już dzisiaj o dodanie jakiegoś szczegółu drobnego w ukształ
towaniu do szeregu innych szczegółów, nie chodzi już o błąkanie się wśród fak
tów drobnych; przeciwnie—potwór uksz
tałtow any nabiera znaczenia szczególne
go, jako w ynik ostateczny badanego sze
regu faz rozwojowych, szczegóły jego
! budowy mają wartość określoną zupeł
nie, powstaje anatomia teratologiczna oparta na embryologii, poszukująca z nią razem rozwiązania zagadnień szerokich, ogólnych.
Należy też zwrócić uwagę na terato- genię z innego jeszcze pu n ktu widzenia.
Rozważaliśmy dotychczas rozmaite wa
hania rozwojowe, leżące u podstaw em
bryologii anormalnej, jako indywidualne zjawiska rozwojowe. W ahania te w szak
że winny być również rozpatrywane i z punk tu widzenia ich znaczenia pro
spektywnego.
Poszukiwania nad pochodzeniem p o staci zarodkowych zam ykają w sobie całą część doświadczalną embryogenii;
widzieliśmy wyżej, z jakiem i poszukiwa
nia te są połączone trudnościami. Cho
dzi tu, ostatecznie, o zbadanie wpływu czynników zewnętrznych na substancyę ożywioną. Przedewszystkiem należy tu ustalić determinizm tych wahań: je s t to zadanie przyszłości. U podstawy tych badań leży zagadnienie- o plastyczności jaja, o jego obojętności kształtotwórczej, lub też o przedustawnej specyficzności jego różnych okolic. Roztrząsanie tych spraw rozpoczęło się od r. 1887, od prac Chabryego i spowodowało ukazanie się licznych i doniosłych badań, z których wpływają wnioski pozornie ze sobą sprze
czne. Nie mam tu chyba potrzeby roz
wodzić się nad znaczeniem tych badań.
Eksperym entator oddziaływa dowolnie na jajko samo, przynajmniej na wczesne okresy jego brózdkowania, gdy zarodek składa się z kilku zaledwie komórek.
Z ogółu ty c h badań możemy ju ż teraz wnioskować o wybitnem niezróżnicowa- [ niu pierwotnem jajk a, o jego obojętności