z a w i e r a m. i n .:
T A D E U S Z M I C i N S K I
W I E R S Z E
S T E F A N E S S M A N O W S K ]
O C A L D E R O N I E
J E R Z Y O R D A
EKSPERYMENT Z W YZW O LEN IE M J E R Z Y Z A G O R S K I Z W O D Z O N E M O S T Y S T E F A N S R E B R N Y W R Z E S I E Ń W G R E C J I
M I R O S Ł A W S T A R O S T L Ż E J S Z Y K A L I B E R K O N S T A N T Y R F, G A M E Y
H A R N A S I E
J. M A S L I N S K I 1 J. O R D A
D W U G Ł O S Y
c £ N A 4 0 C R.
w T F A T R Z E 3 0
comoedia
pismo poświęcone sprawom szłuki i kultury wydawane przy współpracy Teatru na Pohulance — wychodzi raz w miesiącu.K om itet redakcyjny: Leopold P o b ó g - K i e l a n o w s k i , Józef M a ś I i ń s k i, Stanisław T u r s k i
W ydaw ca: St. T u r s k i Redaktor: J. M a ś I i ń s k i
Przedpłata: rocznie zł. 4.80, półrocznie zł. 2.40. Zeszyt pojedyńczy 40 gr., w Teatrze 30 gr. Wpłacać należy na konto P. K. O. nr 701.131 St. Turskiego. Adres redakcji i adm inistracji: W iln o , Tatarska 22, teł. 13-69
IF O GS
W I L N O , W I E L K A 7
Tel. 11-55 --- PKO 700-189
P I) EK I E L
O S T A T N I E N O W O Ś C I
I E © W A ® D 1 - § OS K M A - W E fi l» ¥
W y s o k i o g a f u n k i N i s k i e c e n y
BAZAR PRZEMYSŁU LUDOWEGO
W W I L N I E UL. ZAMKOWA 8
J E D Y N E A U T E N T Y C Z N E
(ETN O GR A FICZN E)
P A M I Ą T K I Z W I L N A
Polski Sklep Galanterji i Trykotaży
Jan Frliczka wiino, „ Januszek “
Wielka 11 łel. 19-69 Ś-to Jańska 6
i i... ... ... ... POLECA: Pończochy, Skarpetki, Rękawiczki, Torebki, Sweterki, Pulowery, Bonjurki, Pidżamy oraz Wykwintną Bieliznę Damską, Męską i inne Artykuły Ga
lanteryjne
P o c e n a c h n i s k i c h
NAGRODZONE DYPLOMAMI NA MIĘDZYNARODO
WYM KONKURSIE W PARYŻU 1937
ZAKŁAIBY F^YZiHEaSKDE
(PAWIŁ MOI^AIL
W I L N O ,
ul. Ad. M ickiewicza 1, fol. 10-71.
ul. W ielka 51
Specjalność trw ała (wieczna) ondulacja, najnowsze apa
raty i płyny zagraniczne, uzupełnione w czasie pobytu za granicą, oraz farbowanie włosów na w s z y s t k i e
kolory.
N o w o ś ć : Płyn odżywczy do włosów zniszczonych.
POLSKI HANDEL DRZEWNY
Al. Michałowski i J. Dąbrowski
l-siy CHRZEŚCIJAŃSKI SKŁAD MATERIAŁÓW BUDOWLANYCH
W i l n o , Z a w a l n a 9. — Tel. 27-56 i 29-28 D R Z E W O B U D O W L A N E I S T O L A R S K IE DYKTA — POSADZKA DĘBOWA - WAPNO WILEŃ
SKIE I KIEŁ. - CEMENT — TYNKI SZLACHETNE 1 KAMIEŃ SZTUCZNY CEGŁA - DACHÓWKA - KAFLE - P A P A - B L A C H A - GWOŹDZIE.
O P A Ł : WĘGIEL — DRZEWO
„ W zdrowem Wilnie zdrowe m leko"
to hasło
„Zrzeszenia Producentów Nabiału"
Spółdz. z odp. udziałami
W i l n o , P o d g ó r n a 7, ł e l . 22-22
k ła d £otog
za
= = E. i B. ZDANOWSCY s
r a f ic z n y
e UL. W IL EŃ SK A 25 —
Kupno - sprzedaż:
Mebli, dywanów, porcelany, krysz
tałów, srebra, antyków i. t. p.
Meble stylowe.
F-ma „OKAZJA" Wileńska 26
F (UJ ir li E&
B-cia TRACHTENBERG
WILNO, W IE L K A 39. TEL. 712 F I L I A : W I E L K A 1 9
B e z p o śre d n io i m p o r t u j e s u r o w c e ze w szy stk ich s tr o n ś w i a t a
C e n y
konkurencyjne
S K Ł A D K O N S Y G N A C Y J N Y :
G D Y N IA , Ś -T O JA Ń SK A 63
POLSKA S K Ł A D N IC A G A L A N T E R Y J N A
FRANCISZEK FRLICZKA
W i l n o , B a z y l i a ń s k a 4 — T e l. 30-04
N A J W IĘ K S Z A NA W I L E Ń S Z C Z Y Ź N I E P I E R W S Z A C H R Z E Ś C I J A Ń S K A H U R T O W N I A G A L A N T E R Y J N A
W. E. SZUMAŃSCY
MICKIEWICZA 1
Polecają ostatnie n o w o ś c i sezonu Przy firmie P R A C O W N I E
P A L T A — F U T R A • pod kierownictwem
SUKNIE — SZLAFROKI — BLUZKI p ie rw sz o rz ę d n y c h sił fachowych
M i IB Ł i
N O W O C Z E S N E W WIELKIM WYBORZE S T A L O W E MEBLE CHROMO - NIKLOWE
PAMIĄTKI REGIONALNE p o l e c a f i r m a
B . & < § > B ^ ( m C D I i W S I K D W i l n o , ul. Wileńska 23
M arne święta bez krupniku !
K R U P N I K BEZ GOTOWANIA I FILTROWANIA sporządzisz używając zaprawy korzennej. Flakon 1 zł.
wystarcza na 1-3 litry w ódki.
W&A0YSŁAW KIMIM&Ł®
SKŁAD APTECZNY - Ludwisarska 12, róg Tatarskiej Specjalność zioła lecznicze
Przy składzie Kolektura Loterii Klasowej Nr 1082 Pol.
Mon. Loter. Konto P. K. O. 700.366
Uii)aga !
Każda pani kupi sobie piękną modelową suknię w c h r z e ś c ija ń s k im magazynie w Wilnie przy
ul. W I L E Ń S K I E J 32, „ Z O F f A '
C H R Z E Ś C I J A Ń S K I
sklep materiałów elektrotechnicznych i maszyn elektrycznych
„POMOC INŻYNIERSKA”
Sp. z o. o.
Biuro i Sklep: MICKIEWICZA 1, telefon 17-48 Warsztaty — MOSTOWA 2.
Działy: Instalacyjny, Warsztatowy, Elektro
techniki precyz., Koncesj. pryw., Punkt lega- liz. liczników en. el., Światłodruk rysunków
techn., Przedstawicielstwa.
N a U p o m i n k i Imieninowe i Gwiazdkowe
wieczne pióra s p e c j a l n o ś ć firmy Komplety biurkowe, Teki i portfele, Albumy, Ołówki 4-o kolorowe, Papier ozdobny i wiele
innych.
Wspaniale zaopatrzony dział
Zabawek, G ier i Ozdób Choinkowych
Władysław Borkowski
W ilno Mickiewicza 5, łel. 372
D-/„. P. KALITA, L. ZABŁOCKI i S-ka
Kryształy, platery, porcelana, szkło, lampy elektr. i naftowe, wszelkie na
czynie kuchenne, grzejniki elektryczne, wypożyczanie naczyń.
TEL. 17-57. WILNO, UL. WIELKA 17. TEL. 17-57.
c o m o e d i a
pismo poświęcone sprawom sztuki i kultury współczesnej w y d a w a n e p r z y w s p ó ł p r a c y T e a t r u na P o h u la n c e
Rok I Grudzień 1938 Nr 3
W 20-tą ROCZNICĘ ZGONU TADEUSZA MICIŃSKIEGO
Z k siążki „W m ro k u g w iazd “ w y b raliśm y dw a w iersze przedw cześnie, trag iczn ie zm arłego poety. Ile m yśli n asu w a sam proces takiego w yboru. Oto z w ie r
szy poety, którego S te fa n Ż erom ski p o ró w n y w ał z f u tu ry sta m i, te w łaśn ie dw a — jed en : k w in tesen cja „m ło- dopolskości“ fo rm alnej, z a m y k ająca stan y p oetyckie k ry staliczn ie czyste, n iem al e p ig ra m a t; d ru g i — s ty lizow any w d u ch u poezji sta ro ru sk ie j p o rach u n ek z n ajgłębszem i m otyw am i czynów ludzkich. Długo m oż
n a rozm yślać nad tem i w ierszam i, zestaw iać je z d zi- siejszością, badać ja k przez form y i sm ak i n ie trw a łe p rz e b ija się — i co m ianow icie — k u w ieczn o trw a- łości.
# * *•
Kiedy cię moje oplotą sny — jak białe róże —
nie bój się kochać — ja — i ty w nieba lazurze.
Ziemia jak echo minionych dni, grające m borze,
a nasze duchy wśród martwych pni wieszają zorze.
Serce mi splatasz koroną gwiazd, hymnem warkoczy —
podemną góry, wieżyce miast — nademną — oczy.
Dziwnie się srebrzysz, aniele mój, w tęczowem piórze —
fontanny szemrzą, gwiazd iskrzy rój — wonieją róże...
B O J A N
Patrz, mój synu — kry płyną wśród bezbrzeżnej [rzeki — nad nią drzewa z gałęzi obcięte — kaleki.
Patrz, mój synu — nie wody szumią, lecz
[pacierze — nie kry płyną — lecz z sztandarów obdarci
[rycerze.
Nie kamienie — ale maski tam grabarzy — nie jodłowych lasów drżenie —
lecz śpiew budzonych pod ziemią cmentarzy.
Nie sierpy dzwonią — ale noże —
nie mgły czernią, ale się wali na nas czarne [morze.
Nie myśl, że Bóg nas rzucił wśród powodzi, jako szczenięta. Przy Tobie dwa duchy
[dziewicze — jedna Cię umarłego położy na znicze,
a druga Cię jak matka na nowo odrodzi.
Jest Bóg maluczki i tryumfatorów — Bóg tajemnic nad niebem Twej duszy i Bóg trzeci — okropny — Bóg pozorów — i On hufcem najedzie i pod kopytami skruszy.
Ja stary umrę, a umarli rządzą
w ogrojcach życia, jako pasieczniki — ptaki nie mają dróg — lecz nie błądzą — dusza ma własne gwiazdy i tajniki — a teraz idź, witeziu.
STEFAN ESSMANOWSKI
PEDRO CALDERON DE LA BARCA
Przełom w. XVI na XV II to moment rozkwitu hiszpańskiej literatury dramatycznej, rozkwitu tak wspaniałego i bujnego, jakiego chyba ani przedtem ani potem nie spotykamy w dziejach kultury. Feno- menalność tego zjawiska, możliwego jedynie na swoi- stem podłożu psychiki narodowej; szczególnych pre
dyspozycji do wymieniania rzeczywistości życia na złudę sceny, podkreślona zostaje przez fenomen jed
nostki twórczej, jaką był Feliks Carpio Lope de Vega (1562—1635). Ow „feniks gen j uszu" i „cudotwór na
tury", jak go nie bez słuszności zwano, dał Flisz
panji nietylko wielki dramat, ale dał jej — wypadek wyjątkowy — całą, potężną literaturę dramatyczną — 1800 sztuk i 400 autos — z wszystkiemi jej odmiana- -m f formalnemi i tem atycznem i: tragedję, tragikome- dję, pastorałkę, dram at historyczny, fantastyczny, re
ligijny, świecki, realistyczny, narodowy, egzotyczny, konwencjonalny; dziesiątki tysięcy postaci i sytuacji;
niebywałą różnorodność miar wierszowych od epic
kiego verso de romance do kunsztownych, lirycznych strof redondil i sonetów.
Obok tego tytana dram aturgji do którego modlo
no się parafrazą Creda: „W ierzę w Lope de Vegę wszechmocnego, poetę nieba i ziemi...", potrafią zdo
być trwałe, nie tylko w dziejach hiszpańskiej litera
tury, stanowisko: Guillen dc Castro, którego Cyd po
służy! Corneillowi za wzór; unieśmiertelniony kre
acją Don Juana, Tirso de Molina, mistrz w kreśle
niu charakterów i osiąganiu dramatycznego napęcia;
Alarcón, godny poprzednik subtelnego psychologizo- wania francuskiej komedii; a za nimi wciąż jeszcze niepośledni: Mira de Amescua, Velez de Guevara, Perez de Montalban i cały legjon pomniejszych epi
gonów, naśladowców wielkiego de Vcgi.
Mogło się zdawać, że wspaniała fala twórczości, której szczyt znaczyła wciąż postać „feniksa genju- szu" przełamie się wraz z jego śmiercią, że opadnie w coraz wątlejszym epigonizmie. Jeżeli zamiast tego podrywa się w górę i w wieku XVII nowy osiąga szczyt, to zawdzięcza to poecie, który wywodząc się jak inni z de Vegi, nie dał się przecież przysłonić wielkością mistrza; stworzył obok Lope de Vegi jak- gdyby drugą „szkołę" dramatyczną, a dla zagranicy stał się nawet przed de Vegą najcharakterystyczniej- szym, najczęściej na scenach Europy oglądanym au
torem hiszpańskim.
Poetą tym, którego Goethe czytał ze łzami, Shel
ley „z rozkoszą i zachwytem niewypowiedzianym"
a Verlaine stawiał wyżej niż Szekspira był Pedro Calderon de la Barca. (1600—1681).
Był on podobnie jak Lope de Vega — poetą, żoł
nierzem, duchownym. Troistość nierzadka w kraju, w którym mniszka kładzie podwaliny pod nowoczes
ny język literacki; żołnierz tworzy jeden z najpotęż
niejszych zakonów; a poeci w ogniu bitwy drą rę
kopisy swych dzieł na przybitki do muszkietów.
O kapłaństwie Calderona najmniej da się powie
dzieć. Święcenia przyjął — po ciężkiej chorobie — w późniejszem już życiu, po przekroczeniu pięćdzie
siątki. Krok ten jak się zda je wypłynął z pobudek istotnie religijnych, a przyniósł Calderonowi parę za
szczytnych godności, m. in. królewską kapelanję.
C A L D E R O N D E L A B A R C A
Żołnierzem był tęgim, jak świadczy o tern chlub
nie zapisany stan służby i nadanie mu przez króla ka- walerstwa zakonu Santiago, najznakomitszego z ry
cerskich zakonów Fliszpanji. Zaszczyt był niemały, ale też i poeta wstydu mu nie przyniósł ni za czcze odznaczenie kawalerstwa swego nie uważał. Kiedy w r. 1640 zakon rusza na wojnę katalońską, król chcąc zatrzymać Calderona poleca mu napisać sztukę. Poe
ta chociaż płodnością daleko w tyle za Lope de Vegą pozostawał — ledwie (!) 120 sztuk, 80 autos i parę
dziesiąt entremese — uwinął się nadspodziewanie prędko z królewskiem poleceniem i zdążył wziąć u- dział w wyprawie. Czasu pokoju — co już mniej zbu
dowaniu może posłużyć — szpada również mu dość łatwo wychodziła z pochwy. W r. 1620 ma sprawę
2 com o edia
o zabójstwo; w kilka lat później ścigając człowieka, który m u zranił brata, przem ocą i zbrojnie wdziera się do — klasztoru T rynitariuszek; ponoć przy tej sposobności m niszki, stające w obronie kościelnego azylu, poturbow ał. Potem słyszymy o jakiejś aw antu
rze po przedstaw ieniu w Buen Retiro — pod bokiem króla — z której Don Pedro wyszedł nieco pokiere
szowany.
Tęgi żołnierz, przykładny później kapłan, był je
dnak Calderon przedewszystkiem i przez całe życic—
poetą (w 13 roku pisze pierwszy swój dram at).
Urodzić się w H iszpanji poetą dram atycznym w r. 1600, czyli przyjść na świat po Lope de Vedze, po Tirso de M olinie, po Alarconie, to — przynajm niej pozornie — niewielkie dawało szanse wybicia się. Je
żeli jednak z jednej strony sytuacja chronologiczna stwarzała groźne niebezpieczeństwo łatwego i nie- twórczego epigonizm u, z drugiej strony dawała i pewne przew agi: pozwalała wzbić się z wyżyn przez innych wzniesionych; pozwalała — przy skłon niej- szej do refleksji niż do uniesień natchnienia naturze jak Calderon — uniknąć błędów poprzedników , a w ła
sne niedostatki przynajm niej zrów noważyć własnemi zaletami.
* N iew ątpliw ie zasługą Calderona, zdobyczą w sto
sunku do poprzedników , była bardziej celowa, bar
dziej dram atyczna konstrukcja jego sztuk. Lope dc Vega niejednokrotnie zgrzeszył pod tym względem i z powodu im prowizatorskiego charakteru swojej twórczości — w przeszło stu wypadkach tworzył całą sztukę przez, jedną noc — i z powodu bliskości epic
kich źródeł swego dram atu. Calderon, dla którego źródłem były zwykle gotowe już dram atyczne opra
cowania, m ógł spokojnie, z rozw agą poprawiać kon
strukcyjne usterki wzoru.
Podobnie jak konstrukcja, zw artszą, dobitniejszą a przew ażnie głębszą staje się ideologja sztuk, wyty
czona przez trzy zasadnicze linje: katolickość, kult m onarchy i kult honoru, a będąca wiernym wyrazem poglądów i ideałów H iszpanji, zwłaszcza H iszpanji X V II w.
Najsilniej przem aw ia do nas duch katolicki oczy
wiście z autos sacramentales, tego swoiście hiszpań
skiego gatunku dram atycznego, jednoaktowych sztuk wystawianych na Boże Ciało a mających — przynaj
mniej od czasów Calderona, który ich form ę ostatecz
nie ustalił — za tem at tajemnicę Sakram entu O łtarza.
Pozatem posiadamy szereg sztuk o charakterze w y
raźnie religijnym jak „C zarnoksiężnik0, „Uwielbie
nie K rzyża0, „Czyściec św. P atryka0, „Książę N ie
złom ny0.
Katolicyzm sztuk Calderona zgodnie z psychiką hiszpańską heroiczny, mistyczny i teologiczny jest hardziej hiszpański niż katolicki, przynajm niej na
JAMES JOYCE
Ze strun ziemi
Ze strun ziemi i niebios drżenia muzyka słodka
snuje się, by gdzieś, u strumienia, wierzby napotkać.
Ta muzyka za wodnym śladem miłości przyjście.
Na okryciu ma kwiaty blade, we włosach liście.
Wszystkie rzeczy głowy pochylą w muzyczne zgięcie,
Palce błądzą i błądząc kwilą na instrumencie.
Spolszczył JÓZEF CZECHOWICZ.
jednym punkcie — honoru, pttrułonor. Już sam ty
tuł jednej ze sztuk „T ajna krzyw da skryta zem sta0, nasuwa pewne wątpliwości z punktu w idzenia etyki katolickiej, a przecież cały szereg innych dram atów broczy krw ią ofiar m ordow anych w imię obrażonego honoru — „Lekarz swego honoru0, „M alarz swej hańby0, „W trzech zemstach jedna kara“, „N ajw ię
kszy potwór świata0, „Największy potwór, zazdrość0,
„Tetrarcha Jerozolim ski0 i t. d..
El honor en sangre se lava — honor krw ią się zmywa — oto niezłom na zasada głoszona w tych sztukach. Do zbrukania honoru wystarcza zaś już nie sam fakt, ale możliwość faktu, pozory, zwłaszcza gdy chodzi o honor mężowski. O, ten lepiej zawczasu zmyć krwią, zanim się jeszcze zbrudzi. Dlatego to ginie niew inna Mencia.
T ę sprzeczność z duchem katolicyzmu starano się osłabić podkreślając, że w danych wypadkach C al
deron był tylko wiernym m alarzem obyczajów swej epoki, że nie podzielał jednak jej poglądów; które nazyw a: „szalonem i praw am i świata, które człowiek wymyślił dla siebie0.
W ierność w odm alow aniu obyczajów nie ulega wątpliwości; źródła historyczne dają nam obfity ma
teriał krwawych zemst i odw etów ; zdradzany m ąż potrafił zam ordować nie tylko żonę, ale dla dokład
ności resztę żywych stw orzeń w dom u od służby po
cząwszy a na „psie, papudze i m ałpie0 skończywszy.
Ideologiczny stosunek Calderona do tych aktów zem sty nic jest jednak negatywny. N aw et zwąc prawa ho
noru szalonemi, uznaje w n ic h ,niemniej prawo i ubo
lewa przedewszystkiem , że ten honor złożono w ko
biecie — en t/aso, que es tan jragil — „w naczyniu,
c o m o e d ia
3
które jest kruche". W ierność w kreśleniu obyczajów nie zm uszała go również do takiej gloryfikacji krw a
wego odwetu, jaką spotykamy w „L ekarzu swego honoru".
Raczej m ożna by ju ż upatrywać tu wpływ kano
nów włoskiej teorii dram atu, w myśl której m ężatki w komedji winny być wierne, a w tragedji w iarołom ne, ze w zględu na to, że komedia kończy się pojed
nawczo i pogodnie, a wiarołomstwo, które nigdy nie m oże mieć szczęśliwego końca bardzo dobrze służy właśnie do sprowadzenia obowiązującej w tragedji katastrofy (Minturno* „L’A rte poetica" 1563). Zgod
nie z tą regułą u Calderona tylko uwiedzenie panien kończy się „pojednawczo", w tym w ypadku bowiem, jest jeszcze jeden środek obmycia honoru — sakra
m ent m ałżeństwa.
Przedewszystkiem jednak pamiętać trzeba, że Cal
deron jest nie tylko m alarzem , ale i przedstawicielem obyczajowości swego społeczeństwa, które dla sprawy bożej, sprawy wiary, czy pojętej entuzjastycznie, jak wojna z M auram i, czy fanatycznie, jak inkwizycja, bez skrupułów przelewało krew. H onor zaś był rów nież „sprawą bożą", bo „honor — duszy ojcowizna, a dusza jest jeno boska", powiada Crespo w „Sędziu z Zalamei".
Trzecią zaletą Calderona obok doskonałej kon
strukcji i idealistycznej tendencji (m niejsza z tern czy się z jego ideałami zgadzam y) jest wspaniały styl, bo
gactwo poetyckich obrazów, niespodziane metafory;
styl, który chociaż zasadniczo ulega już dziwacznej kunsztowności t. zw. gongoryzm u, przecież naogół zatrzym uje się szczęśliwie u jego progu.
Piękność języka, jakim przem aw iają postacie kal- deronowskie, pozwala nam zapomnieć o ich stereoty- powości. Postacie bowiem to najsłabszy punkt dram atu Calderona: plastyką, żywością, indywidualnością, psy- chologicznem pogłębieniem ustępują przew ażnie po
staciom Lope de Vegi, Moliny, Alarcona. Rzadko kiedy udawało się Calderonowi w tej dziedzinie do
równać swym poprzednikom . D o takich szczęśliwych wyjątków należy w pierwszym rzędzie „Sędzia z Z a
lamei", jedna z najlepszych sztuk poety — (Fitzge- ralcl stawiał ją na równi z sofoklesowską „A ntygoną")
— a niemniej bardzo dlań charakterystyczna.
Charakterystycznym jest ju ż to, że na w zór m u posłużył dram at Lope de Vegi pod tym samym ty
tułem , a przez nowego „Sędziego z Zalam ei" zupeł
nie w cień zapom nienia usunięty. Calderon w ziął od de Vegi temat, układ, zarys najw ażniejszych postaci i— nader szczęśliwie — tło obyczajowe, znacznie szer
sze n iż w innych sztukach, bo ukazujące nam obok króla i rycerstwa (caballeria), postaci wieśniacze na pierwszym planie. W raz z tern tłem sztuka nabiera pozornie charakteru społecznej. Pozornie, jak po
wiadam, gdy tendencje takie były obce nie tylko Cal
deronowi, ale i Lope de Vedze, u którego w naw ią
zaniu do rom anzas i opowieści, znajdujem y obraz wzajem nych stosunków m iędzy stanami („Fuente Ovejuna", „Peribanez i K om tur z Ocana", „Król naj
lepszym sędzią"); interesują go one jednak pod względem obyczajowym.
Rodzajowość „Sędziego" Calderon rozszerzył n a
wet w prowadzając now ą postać ubogiego hidalga, tak charakterystyczną dla siedemnastowiecznej H iszpan- ji. Pozatem w prow adził szereg poprawek, których dokładne omówienie zajęłoby zbyt wiele miejsca.
Przedewszystkiem wyidealizował postać Izabelli.
U Lope de Vegi Crespo ma dwie córki, puste i nie
m ądre dziewczęta; redukując ich liczbę i wyposaża
jąc Izabele w charakterystyczne dla kalderonowskich dziewic cnoty poeta uzyskuje efekt bardziej skoncen
trow any i w tragicznych m omentach znacznie po
głębiony. Idealistyczny retusz znać też na postaciach Crespa i de Figueroy, których dram atyczne wartości w zestawieniu potrafił należycie wykorzystać.
Doskonałym pomysłem jest rów nież fakt, że Cres
pa, przyw iązanego do drzew a, uwalnia nie służący, jak u Lope de Vegi, lecz właśnie Izabella.
N aogół więc Calderon w stosunku do swego w zo
ru udram atycznił sztukę, pogłębił jej efekty tragicz
ne, rozszerzył tło rodzajowe przez wprowadzenie po
staci M enda i nadania większej plastyki Rebolledzie i m arkietance; wyidealizował postaci pierwszoplano
we, nie pozbawiając ich przy tern realistycznej ży
wości.
Pundonor został tym razem ocalony na gruncie etyki, której nic nie m ożna zarzucić. Z chrześcijań
ską pokorą klęka stary Crespo przed uwodzicielem swej córki, prosząc aby napraw ił krzyw dę w godny sposób. W zgardliw ie odepchnięty zm yw a wprawdzie honor krwią, ale nie jako człowiek prywatny, lecz przedstawiciel władzy, której obowiązkiem jest karać wszelki występek.
N aw et w rodzona Calderonowi gadatliwość — pa- rusetwierszowe tyrady — nie występuje w „Sędziu"
tak wybitnie jak w innych sztukach. W ystarcza kilka zręcznych skreśleń w relacji Izabeli i przem ówieniu błagalnem Crespa, żeby uczynić „Sędziego z Zala
mei" jednym z najdoskonalszych najbardziej harm o
nijnie zbudowanych dram atów całej literatury.
D ziś kiedy zjawia się — m oże jeszcze u nas sła
by — powiew tęsknoty za poezją wyrastającą z głębi ducha narodowego i religijnego, uzgadniającą różno- rakość elementów życia w potwierdzający to życie po
gląd; za poezją idealistyczną i heroiczną; za poezją serca nie głowy — warto skierować w zrok przede
wszystkiem ku Lope de Vedze i Calderonowi.
c o m o e d ia
50 lecie p racy artystycznej JÓZEFA ŚLIWICKIEGO
Dn. 23 listopada, na ju b ile u sz 50-lecia działalności arty sty czn ej i społecznej Jó zefa Śliw ickiego w y sta w io no n a scenie T e a tru N arodow ego w W arszaw ie „M aze
pę". J u b ila t g rał rolę J a n a K azim ierza, p a rtn e ro w a li m u: Ć w iklińska, R om anów na, A dw entow icz (w o jew o d a ), O sterw a (M azep a), S tan isław sk i, Zelw erow icz, W ę
g rzy n i t. d.— k w ia t a k to rstw a polskiego. K to nie m ia ł roli, sta ty sto w a ł p rz y n a jm n ie j w polonezie z I ak tu . Ś w ięto Śliw ickiego było św iętem a k to rstw a polskiego i n ajlep szy ch polskich trą d y c y j te a tra ln y c h . P rzecież g ran o „M azepę" — sztukę, w k tó rej Śliw icki sta w ia ł sw e pierw sze w arszaw sk ie k ro k i w p rzed w o jen n y ch
„R ozm aitościach". J a n K azim ierz n azy w ał się w tedy...
k s i ą ż ę , a a k to r sztu k i — J . Ś.... N ie tylko o te w zg lę
dy, p o lity czn o -cen zu raln e chodzi. Śliw icki w ró cił do W arszaw y z K rak o w a, gdzie zdobył sobie nazw isko i w y k ształcił szlachetniejsze, głębsze p o jm o w an ie s ty lu ak to rsk ieg o w w ielk im re p e rtu a rz e poetyckim . R oz
m iło w an y w tym w łaśn ie re p e rtu a rz e (jego d ja rju s z a k to rsk i p o rów nyw ano z e n c y k lo p ed ią w ielk iej lite r a tu ry pow szechnej...), z n a tu ry sw ego ta le n tu — ty p u pam ięci, w ym ow y — p red y sp o n o w an y do m ó w ien ia w iersza, sta ł się Śliw icki ja k o ak to r, reży ser i d y re k to r te a tru p raw d ziw y m am b asad o rem p o e z j i r o z u m i a n e j — k u pożytkow i n iety lk o publiczności, ale i sam ego a k to rstw a.
P ra c a a rty sty c z n a (644 role, 1700 w ystępów !) n ie w y czerp u je b y n a jm n ie j jego działalności. J u ż sam o fo r
so w an ie re p e rtu a ru p atrio ty czn eg o w o kresie ucisk u było n iety lk o zasłu g ą ale i ry zy k iem osobistem . Cóż
w ięc m ów ić o p a ru se t ta jn y c h w ieczorach p a trio ty c z nych; przecież i w W ilnie w r. 1902 i n astęp n y m , gdy m ow a polska m ia ła zn ik n ąć z ulic m iasta, b ra ł Ś liw ic
ki udział w ta jn y c h k o n certach n a szkołę polską. O d
rę b n ą pozycję stan o w i jego p raca o rg an izacy jn a. H i- sto rja Z w iązku A rty stó w Scen P olskich, p o p u larn eg o
„Z aspu", zw iązana je s t trw a le z im ieniem tego w sp ó ł
założyciela, a potem odnow iciela org an izacji. C złonek Z asłużony i P re z e s H onorow y, nie w a h a ł się w k ry ty c z nej chw ili, by w ziąć n a siebie prezesow stw o rzeczyw i
ste, o siągając re z u lta ty godne jego ta le n tu i w oli, s tw a rz a ją c sta n dzisiejszy, k tó ry sw ą d y n am ik ą pozw ala być dobrej m yśli n a przyszłość. O w ocem ty ch p ra c d o d a tk o w ych i to w dziedzinie już t. zw. im p o n d erab ilió w je s t a t m o s f e r a , ja k ą jego obecność w y tw arza. I d la te go, gdy cały św ia t te a tra ln y łączył się w dow odach w dzięczności, a u zn an ie czynników o ficjaln y ch w y ra ż a ło się w w ysokich odznaczeniach p ań stw o w y ch , ze sw ej stro n y , n aw iązu jąc do e n u n c ja c ji J u b ila ta , że zam ierza
„pracow ać dopóki sił starczy " — chcem y złożyć m u n ajserd eczn iejsze życzenia długich la t ró w n ie ow ocnej p racy dla d o b ra te a tru polskiego.
EDWARD PORĘBOW ICZ- tłum acz C alderona (1862—1937)
T e a tr na P o h u lan ce w y staw ia „Sędziego z Z ala- m ei" w przek ład zie jed n eg o z n a jśw ietn iejszy ch tłu m a czy polskich, słynnego a u to ra k ongenialnego p rzek ład u
„B oskiej K om edii" D antego, E d w a rd a P orębow icza, pro feso ra U n iw e rsy te tu Lw ow skiego, zm arłego w ro k u ubiegłym . N azw isko to m ieści w sobie olbrzym i w alor, łącząc w ielkiego uczonego, św ietnego poetę, k ry ty k a i tłum acza. P rz e k ła d y D antego i stu d ia dantologiczne b y ły głów nym trzonem tw órczości n au k o w ej i p o ety c
kiej P orębow icza, ale prócz tego m a w sw ym d o ro b k u w iele p rac z z a k re su lite ra tu ry fra n c u sk ie j, w łoskiej, h iszpańskiej, p o rtu g alsk iej, p ro w an salsk iej oraz p rz e kładów z całego obszaru lite r a tu r rom ań sk ich . D zięki głębokiem u p rzy g o to w an iu filologicznem u w y dobyw ał całą p ełn ię treści tłum aczonych utw o ró w . P rzed ew szy st- kiem pośw ięcił się tw órczym p rzek ład o m najw ięk szy ch arcydzieł lite ra tu ry św iatow ej ja k dzieła B yrona, S zek
sp ira, C ald ero n a, w reszcie D antego. Szczery z bożej ła ski p oeta nie d a ł się w nich nigdy n a dalszy p lan ze
sunąć e u ro p ejsk iej m iary uczonem u. N ie dziw więc, że połączenie ścisłego um ysłu badacza, głębokiej eru d y c ji i szczerego n a tc h n ie n ia poetyckiego w ydało w sp an iały p rzek ład „B oskiej K o m edji", k tó ry w y d o b y w ając w szel
k ie w arto ści i filozoficzne i estety czn e dzieła, je s t je d nym z n a jśw ietn iejszy ch p rzek ład ó w p o em atu D antego w lite ra tu rz e św iata.
Do p rzek ład ó w C ald ero n a z a b ra ł się Porębow icz n iem al że na początku sw ej k a r je r y tłum acza (ro k 1887). T ru d n e d la u jęcia w ję zy k u polskim fo rm y w ie r
szowe h iszpańskiego poety, ja k i d łu g ie typow e dla m ieszkańców P ó łw y sp u Ib ery jsk ieg o frazy , n ie stra c iły nic ze sw ej błyskotliw ości, południow ej zm ysłow ości i koronkow ej cy zelatu ry . D zieła C ald ero n a n a strę c z ają je d n ą specyficzną trudność, łączą bow iem w sobie p r y m ity w y form w ierszow ych, niem alże żyw cem b ra n y c h z h iszpańskiej kom edii ludow ej, z w y k w in tem i k u l
tu r ą poezji, w łaściw ej H iszp an ji b a ro k u . Słow acki p rz e -
comoodia
5
EDWARD PORĘBOWICZ
poił sw ą p o ety ck ą p a ra fra z ę ,,K sięcia N iezłom nego" tak b ard zo sw ym w łasn y m ro m a n ty c z n y m stylem , że w chłonąw szy i p rzetw o rzy w szy w sobie w a lo ry w y szu k a n y c h s tro f i w ierszy C ald ero n a, d a ł całość je d n o litą arty sty c z n ie , stw o rzy ł poety ck ie arcydzieło, ale nie uw zg lęd n ił ta k w łaściw y ch d la tw órczości C ald ero n a p łask ich in term ed ió w , (p ła sk i kom izm tre fn isia B ry ta - sza w y m ag ałb y raczej p ry m ity w n e j fo rm y w y pow iedzi) i zubożył w ten sposób dzieło C a ld ero n a o je d en , ta k
d lań c h a ra k te ry s ty c z n y ton. P o ręb o w icz zaś trzy m a się w ie rn ie w szelkich zm ian w sty lu i p rzeskoków z form y a rty sty c z n e j do p ry m ity w n e j h iszpańskiego tw órcy i stw a rz a przez to n a jw ie rn ie jsz e spolszczenie jego dzieł.
T e a tr W ileński re a liz u ją c na scenie „Sędziego z Z alam ei", w p rzek ład zie E d w a rd a P o ręb o w icza p ra g nie w ten sposób złożyć rów nocześnie h ołd pam ięci tego
„W ielkiego h u m a n isty polskiego", k tó reg o g orącem ży
czeniem było, ja k to m ów i w p rzed m o w ie do w y d an ia sw ych p rzek ład ó w , w p ro w ad zen ie C ald ero n a na sceny
polskie. L. K.
BRON1SŁA IV KAMIŃSKI
X II.
Maty pokoik to okno otwarte na świat nędza latarnie i kwiaty
brodę co drugi raz golona przesuwani palcami po karku
Wczoraj stałem długo pod małem okienkiem w pełnej ulicy To pierwsza miłość
i pocałunek
ale się wstydziłem jak zwinięta pończocha zakonnicy.
6 ■I c o m o e d ia
J E R Z Y O R D A
EKSPERYMENT Z »WYZWOLENIEM« A CHWILA DZISIEJSZA
Z acznę od „G ałązk i ro z m a ry n u ", żeby w ziąć lepszy rozm ach. Ł atw a fabuła, leguński h u m o r i sen
tym ent sztuki N ow ak o w sk ieg o trafiają w prost do serca w idza, zarów no szaraczka, jak d ygnitarza.
I wszyscy, naw et ci, co w pam iętnym roku 1914 byli dziećm i, rozu m ieją ro zrzew n ien ie p. k u ra to ra, że to upłynęły pełne 24 lata „a nie tak b ard zo zm ieniliśm y się"... Silą skojarzeń m im ow oli nasuw a się uryw ek z m ow y Józefa Piłsudskiego, w ygłoszonej w tem że
„M iłern M ieście" i w ty m że g m achu na P ohulance w dn iu 12.V III. 192S r. na Zjeździć- L egjonistów :
„W iększość z was, panow ie, m łodzi w ów czas byli, nie m ieli tłu szczu na różnych częściach ciała, nic m ie
li siw izny na skroniach i z m łodą duszą szliście n a
przó d ". W ięc do b rze ro z u m iem , że dzisiejsi p.p. d y rektorzy, naczelnicy, radcy i t. p„ te „m orow e chło
paki", co to w noc sierpniow ą 1914 r. siłą woli i e n tu z ja z m u w yczarow ali z g w iazd T a rc z ę Sobieskiego, O rion, K rw aw ego M arsa, chętnie w racają do kraju w spom nień... Jakże nie m ają poddać się bezbolesnej kuracji odm ładzającej ci, co ongiś obalali z. pieśnią na ustach de facto lub sym bolicznie słupy na g ra n i
cach potężnego im p eriu m , a dziś d źw igają o fiarnie brzem ię odpow iedzialności, rep rezentując lukier na jubileuszow ym torcie...
„G ałązka ro z m a ry n u " zatem w ża d n y m razie eksperym entem teatralnym nie była. M ogła liczyć na
uzn an ie zarów no mas, jak i „elity". I z góry m ożna było przew idzieć, że w idz, nie lubiący w teatrze „fi- lozofji", a żądny rozryw ki lub „przeżyć" naw et nic spostrzeże się, gdy go nabiorą na m etafizykę. Bo czcm żeż, jak nie czystą m etafizyką jest ow o polow a
nie na gw iazd y w akcie I-ym lub śm ierć Pechow ca w IV -ym ?
T ru d n o natom iast n azw ać inaczej, jak w łaśnie eksperym entem inscenizacje „W yzw olenia". T k w i w tern paradoks raczej bolesny. N iew ątp liw ie styl tragedji W yspiańskiego oddala ją w niejednem od ry
tm u chw ili bieżącej, że w eźm iem y dla p rz y k ła d u se
cesyjną retorykę rozpraw y K o n rad a z G eniuszem . Ale przecież każdy w id z norm alny, niekoniecznie
„w yrobiony", a tylko choć trochę w rażliw y m usi d o znać w strząsu owej potęgi gestu i słowa, która ro z bija na pianę w szystko, cc> w „W y zw o len iu " jest p rz e m ijającą w artością chw ili i m ody. D w adzieścia lat Polski N iepodległej to zdaw ałoby się okres czasu d o stateczny dla w ykształcenia generacji, która jeśli nie ro zu m ie w całej pełni „drogi K o n rad o w ej" — 10 w każdym razie odczuw a jej w ielkość żyw o i b ez
pośrednio. Polska szkoła i polska scena w ciągu lal d w u d z ie stu w in n a była na tyle pogłębić i rozszerzyć sferę o d czu w ań ideow o-artystycznych ogółu intelig en cji, by tw órczość W yspiańskiego przestała być poe
tycką ab rak ad ab rą. A zw łaszcza „W yzw olenie". Bo pom ijając, że trag ed ja ta obiegła sceny w szystkich w iększych m iast Polski, a w sam em W iln ie w id zian o ją w inscenizacji n ajpierw d aw nego teatru „L u tn i", a później Reduty — należy ona przecież do żelaznego rep ertu aru lektury szkolnej. A jed n ak fakt pozostaje faktem , że próba d y rektora K ielanow skiego w ysta
w ienia „W y zw o len ia" m iała w szelkie cechy nietylko eksperym entu, ale naw et podróży w nieznane, z ry
zykiem złam an ia k ark u .
Sam a za pow iedź w ystaw ienia tej tragedji w yw o
łuje szereg „zastrze żeń " u „śm ietanki". A więc, że
„W yzw olenie" będzie się inscenizow ać „dla hon o ru d o m u "; że to kąsek „dla sm akoszy" na tle re p e rtu aru „dla szerszych m as", że w ybiera się rzecz często gryw aną, tru d n ą i ciężką, zam iast „łatw iejszych" d ra m atów W yspiańskiego. Po p re m je rze stw ierdza w jed
nej z dyskusyj pew ien rew elator całkow itą nieaktual- ność „W y zw o len ia" bo przecież niepodległość Polski jest faktem , a „w yrobnik" i „d ziew k a bosa" zdobyli ju ż d aw n o pełnię p raw obyw atelskich (! ) . T ak ic h
„n iep o ro zu m ień " ujaw nia się więcej. K toś, nienale- żący w p ra w d zie do t. zw . „śm ietan k i", (k tó ra zresz
„W yzw olenie", M uza — HA Aleksandrow icz Konrad —■ /. Balicki.
„Gałązka rozmarynu", scena zbiorowa.
tą w Wilnie i nie Wilnie często trąca serwatką), ale zasugerowany autorytetem różnych epigonów pigoni- zmu zarzuca Wyspiańskiemu, że zbyt wiele Bierze z Mickiewicza, że „wszystko krytykuje", nie wnosząc wzamian wartości „pozytywnych".
' Jeszcze może długo Wyspiański będzie w Polsce przedmiotem „nieporozumień" z jednej, a oficjalne
go entuzjazmu z drugiej strony. Wyraźnie trzeba za
znaczyć: w całej Polsce, nic w jednem tylko „Milenr Mieście".
Jednak pretensje, wysuwane pod adresem polskiej szkoły, sceny i uniwersytetu, że nie wychowały wi
dza o bardziej czynnej ambicji i wyobraźni nie wyjaś
niają wszystkiego. Zwłaszcza w stosunku do Wilna, które przecież, jak lubimy często powtarzać, ma swój
„odrębny ton życia". A zresztą jest miastem Madon
ny i kościołów, miastem, w którem urodził się Kon
rad i wreszcie miastem Marszałka. Więc może pe
wien „odrębny ton" byłby wskazany i w stosunku do Wyspiańskiego. Ale co tu dużo gadać. Nie jedno tyl
ko „Wyzwolenie" ale i „Dziady" przed laty paru nie znalazły łaski w oczach „elity". Więc normalna to kolej rzeczy, że katolicka i narodowa publicystka, któ
ra w „Subretce" Devala z właściwą sobie wnikliwoś
cią odnajdzie pogląd na życie katolickie, przeoczy w „Wyzwoleniu" modlitwę Konrada i sztukę tę okre
śli jako kąsek „dla smakoszy". I równie normalnem zjawiskiem będzie fakt, że różni młodzi konsolida- torzy będą mieli tchu w sam raz na to, by przeżywać
„Gałązkę rozmarynu" (zacną zresztą sztukę), a nu
dzić się na „Wyzwoleniu" i stwierdzać jego nieaktu- alność. A przecież sam Marszałek, będąc w swoim czasie na przedstawieniu „Wyzwolenia" w Warsza
wie śledził sceny z Maskami cały zamieniony we wzrok i słuch, tak że ściągnął na siebie uwagę wi
downi. A później oświadczyć miał Wysockiej, że
„Wyzwolenie" zaważyło bardzo wydatnie na jego myślach i czynach...
Więc lepiej złóżmy wszystko na karb usłużnego
„ducha czasu'. Cóż dziwnego, że na premjerze „Wyz
wolenia pustawo, gdy wszystkich pochłania polityka?
Gdy jednocześnie z Konradem „wali młotem" Hitler przed widownią szerszą, europejską, ze sceny bardziej nowoczesnej? Że zatem Konrad-Erynnis zwabił je
dynie oficjalną „śmietankę", która zresztą przybyła przeważnie „na gapia"? Manifestując radość i entuz
jazm z powodu przyłączenia Zaolzia do Macierzy wilnianie zalegli tłumnie bary z wyszynkiem. Naiw
niak szukałby ich wówczas na przedstawieniu „Wy
zwolenia". Grono reprezentatywnych „patrjotów" w
„Bristolu" po n-tej kolejce i toastach na cześć Armji wznosiło gromkie okrzyki na pohybel Czechom, Be
neszowi, konferencji monachijskiej, masonerji, żydo
komunie i... Bogu Ducha winnemu Hitlerowi. Publi
czność z sąsiednich stolików patrzyła na nich z nie
smakiem, z wyjątkiem Żydowinów, ironicznie uś
miechniętych. Pan Zagłoba, gdyby był obecny na sali, Wyjaśniłby wszystko. Apud Polonos numqttam sine clamore et strepitu g a itd ia fiunt...".
Zrezygnowany teatr, widząc pustki na widowni, daje przedstawienia dla szkół. Kuratorjum skierowa
ło do teatru młodzież począwszy od I-ej klasy gim
nazjum nowego typu. Było to ryzyko, zważywszy wypadki niesfornego zachowania i błazenady młodzie
ży niższych klas na przedstawieniach lat ubiegłych.
I oto w dalszej podróży w nieznane spotyka dyrekcję mila niespodzianka. Reakcja młodzieży jest żywa, nie
raz entuzjastyczna, uwaga skupiona. Uczniowie jed
nego z gimnazjów domagają się powtórzenia specjal
nie dla nich widowiska raz jeszcze; po przedstawie-
artysta malarz i scenograf, dekorator teatru na Pohulance.
“i
8 comoodia
niach młodzież, naprasza się dodatkowych wyjaśnień momentów trudniejszych. N a pauzach międzylekcyj- nych i w czasie powrotu do domów o „Wyzwolenie"
toczą się spory zawzięte, niemal ze skakaniem sobie do oczu. Świadkowi tych kłótni ideologiczno-artysty- cznych przychodzą mimowoli na myśl ci z dorosłych, co na wielki repertuar nie uczęszczają bo „już raz byli“, albo z tej racji, że „nie chcą sobie zepsuć smaku...".
Niewątpliwie niema racji roztkliwiać się nad żół
todziobami, że bystrzej myślą i szczerzej czują niż dorośli. Poprostu nie mieli czasu na zakłamanie i po
rośnięcie sadłem. Można jednak tuszyć, że młodzież ta, gdy dorośnie nie będzie „rozwiązywać" kwestji żydowskiej przy pomocy laseczki i petardy.
Prąd elektryczny, który przeszedł przez młodzież, udzielił się częściowo dorosłym. Ostatnie- przedstawie
nia po cenach normalnych wykazały już wzrost fre
kwencji, na przedstawieniach popularnych ukazała się inna publiczność, ta, dla której bytność w teatrze jest wydarzeniem, a stawiła się wcale licznie. Jeśli na 8 przedstawieniach normalnych frekwencja wahała się od 153 do 444 osób, to na czterech popularnych wzrost jej zaznaczył się liczbami od 400 do 710. Razem na 12 przedstawieniach dla dorosłych obecnych było 4.585 osób, zaś 15 przedstawień szkolnych oglądało 9.842 młodzieży. Liczba ogólna 14.427 widzów to pozycja wcale poważna. Fakt zaś, że najżywiej zainteresowali się sztuką uczniowie i szersza inteligencja — obalił komunały o widowisku „dla honoru domu" i kąsku
„dla smakoszy".
Zasługą teatru było, że puścił mimo uszu „za
strzeżenia" „śmietanki", i że wyczuł głód wielkości i heroizmu, budzący się w masach. Jeszcze daleko do chwili kiedy „Wyzwolenie" stanie się widowiskiem
„dla wszystkich", ale już pewne znaki i zapowiedzi ujawniły się w czasie ostatniej inscenizacji. Dyrektor Kielanowski uzasadnił obszernie, dlaczego za najważ
niejszy w „Wyzwoleniu" uważa problem metafizycz- no-etyczny i dlaczego Konrad jest w każdym z nas.
Jest to stanowisko dalekie od nowatorstwa, ale nie
mniej nowoczesne. Tłumaczy ono wieczną aktual
ność „Wyzwolenia", które jest i będzie dramatem co
raz dalszych myślowych perspektyw. „Mściwe Eryn- je" ścigać będą każdego wrażliwego widza, gdy sto
jąc przed zagadnieniem nieskończoności, z taką eks
presją zarysowanem przez Wyspiańskiego, zda sobie sprawę, że „im bliższy wiedzy, tym daleki". Każde pokolenie będzie miało swoją własną interpretację tra- gedji. Niewątpliwie dla współczesnych poecie najistot
niejszą sprawą była walka Konrada z Genjuszem, po
ezji życia z poezją grobów. Dla nas najważniejszym momentem jest Konradowy nacjonalizm i religijność.
Jak pełnić straż u Bożych znaków, aby być wiernym,
a nie zostać niewolnikiem. Nacjonalizm, pojęty jako terminatorstwo i rzetelne wyzwoliny, jako dyscypli
na moralna i umysłowa — to było dla wielu, będących poraź pierwszy na „Wyzwoleniu" objawieniem w cza
sach nacjonalistycznego rozhisteryzowania.
Czy teatr „drogę Konradową" w ujęciu dyrektora Kielanowskiego zrealizował? T u stajemy przed za
gadnieniem eksperymentu teatru w ramach założeń ideowo-artystycznych. Droga od koncepcji do reali
zacji bywa zawsze daleka i najeżona przeszkodami.
Niewątpliwie uszczerbkiem z punktu widzenia pro
blemu metafizycznego było skreślenie w akcie III dia
logu „Głosów" o Konradzie, tłumaczących zarówno czem Konrad jest, jak i czem stał się po zwycięstwie nad Maskami i otrzymaniu pochodni od Hestji. Tego rodzaju skreśleń rzeczy istotnych, które należało roz
winąć kosztem momentów drugorzędnych dałoby się zanotować więcej. Sam Konrad, zbyt wieszczowaty w charakteryzacji, a niekiedy w grze, jak na założenia dyr. Kielanowskiego, że jest „w każdym z nas" i M u za, któręj rola w „strojeniu" sceny wyszła nie dość wyraziście — to dalszy punkt zastrzeżeń. A wresz
cie nie dość mocne wydobycie ekspresji słowa, nieraz na skutek zbytniego rozbudowania muzyki, o cha
rakterze ilustracyjnym. Moment komedji del artc, jako kanwy zasadniczej kompozycji w słowie, geście i cha
rakteryzacji, a przedewszystkiem w kontaktowaniu sceny z widownią pozostaje zagadnieniem otwartem dla przyszłych inscenizatorów. Jest to kwestja skom
plikowana, wymagająca specjalnego studjum dla usta
lenia, jak konkretnie Wyspiański ujmował komedję del arte. Jako zalety inscenizacji podkreślić należy przedewszystkiem takt, ostrożność i szczęśliwe uni
knięcie schematyzmu z jednej, płytkiego naturalizmu z drugiej strony. W tem zarówno reżyserja, jak i de
koracja wyszły obronną ręką. Jeśli gest i słowo nie- zawsze były dość wyraziste* i pełne, to niemniej nig
dy nie przeobraziły się w szarżę albo pusty patos.
Atmosfera gry była czysta i skupiona; podkreślały ją dekoracje, utrzymane po linji umiarkowanej sty
lizacji, bardzo dobre malarsko w aktach I i III. Oba te akty zaznaczyły się również szeregiem momentów, gdy słowo Wyspiańskiego dźwięczało jak spiż, a w sce
nach zbiorowych (z W różką lub Geniuszem) i gest uzyskiwał pełne prawa. Jeśli widowisko w insceniza
cji Pohulanki nie pokryło się w całej rozciągłości z za
łożeniami inscenizatora, to jednak było ono poważ
nym krokiem w kierunku ich realizacji.
Podwójny eksperyment nowego zespołu przyniósł istotne zdobycze.
com oedia
9