• Nie Znaleziono Wyników

Adres ZESedetł^cyi: !Kxa,łc©‘WSls:ie-:Esr!z;eca.mieście, IbTr GS. J\o.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres ZESedetł^cyi: !Kxa,łc©‘WSls:ie-:Esr!z;eca.mieście, IbTr GS. J\o."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\o.

TYGODNIK P O P U LA R N Y , POŚW IĘCONY NAUKOM P R ZY R O D N IC ZY M .

PRENUMERATA „WSZECH$W!ATA“ . W W arszaw ie: ro czn ie rs. 8, k w a rta ln ie rs. 2 Z p rze syłką pocztową: ro czn ie rs. 10, p ó łro czn ie rs. 5 P ren u m e ro w a ć m ożn a w R e d a k c y i „W sze c h św ia ta *

i w e w s z y s tk ic h k sięgarn iach w k raju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny Wszechświata sta n o w ią P a n o w ie:

D e ik e K ., D ick ste in S., H o y e r H., J u rk ie w icz K ., K w ie tn ie w s k i W ł., K r a m szty k S ., M o ro z e w ic z J „ N a- tanson J „ S ztolcm an J ., T r zc iń sk i W . i W ró b le w s k i W .

A dres ZESedetł^cyi: !Kxa,łc©‘WSls:ie-:Esr!z;eca.mieście, IbTr GS.

JASZCZURKA,

chodząca n a d w u nogach.

(C h lam yd osa urus K in g i Gray.).

Australia nie darmo słynie ze swoich ży­

wych skamieniałości: na każdym kroku spoty­

kamy tam okazy zwie­

rząt, które w epokach minionych zamieszki­

wały całą kulę ziemską, a dziś znajdują się je ­ dynie w Australii. Obok ssących jajorodnych i workowatych zobaczyć tam można ptaki z pie­

rzem włosistem, jak nielot, oraz jaszczurki, spokrewnione z zagi- nionemi pra - gadami, jak H atteria punctata z Nowej Zelandyi, po­

siadająca wiele cech

wspólnych z kopalnemi Palaeohatteria, naj- starszemi ze znanych gadów. Jaszczurka ta blizka już jest zniknięcia zupełnego; na sa­

mej Nowej Zelandyi wytępiono ją nawet do­

szczętnie dla jej sm acznego m ięsa i dziś znajduje się jedynie na m ałej niezam ieszka­

łej wysepce obok głównej wyspy.

Z a to ląd A u stralii posiada inną osobli­

wość—jaszczurkę, zbliżoną do ptaków (C hla­

m ydosaurus K ingi G-ray). O dkrył j ą w pierw­

szej ćwierci naszego stulecia botanik A llan Cunningham w czasie swych podróży do A ustralii, a opisał (r. 1826) d-r J . E . G ray w „N arrativ e of a sur- vey of th e in tertrop ical coasts of A u s tra lia ”.

Obecnie zwrócił na nią baczniejszą uwagę p.

W . Saville-K ent, dy­

re k to r rybołówstwa w Quensland, au to r znanej pracy o wiel­

kiej rafie koralowej *).

Niniejszy a rty k u ł o p a r­

ty je st n a wiadomo­

ściach , ogłoszonych przez p. Saville-K enta w angielskiem czasopiś­

mie „ N a tu rę ” 27-go lutego 1896 roku.

Chlamydosaurus Kingi zamieszkuje lasy

') Treść je j W szechświat podaw ał w r. 1894.

(2)

546 WSZECHSWIAT. N r 35.

A u stra lii zwrotnikowej. J e s t to jaszczu rk a, dochodząca praw ie 1 m długości, z czego po­

łow a przy p ad a na cienki organ. B arw a cia­

ła b runatno-żółta z ciemniejszemi p ręgam i i plam am i n a grzbiecie. C hlam ydosaurus przebyw a n a drzew ach i żywi się owadami.

Szyja tej jaszczu rk i ozdobiona je s t ogrom ­ nym kołnierzem , m ającym 16 —20 cm śre d ­ nicy i zabarw ionym mniej lub więcej ja s k r a ­ wo na kolor żółty, szk a rłatn y i niebieski.

W zwykłych w arunkach kołnierz ów je st sfałdow any naokoło szyi, ale w stanie pod­

niecenia zwierzę może go rozpościerać na wzór parasolki zapom ocą dwu wyrostków kości gnykowej, które p rz ed łu żają się w fa ł­

dy kołnierza i podnoszą go ilekroć ja s z c z u r­

k a otworzy szeroko paszczę.

po ra z pierwszy to stworzenie, nie zawsze dotrzym uje mu placu.

In n ą osobliwość tej jaszczurki stanowi zdolność chodzenia n a dwu tylnych nogach z podniesionem i przednieini nogami oraz ogonem. P rzypom ina on wówczas kroczące­

go po ziemi b ażan ta, a przejść może w tak i sposób 10—13 m, następnie odpoczywa i znów idzie w dalszym ciągu. W niewoli dość trudno obserwować ta k i chód, gdyż w k latkach, zwykle niewielkich, p oruszają się one prawie wyłącznie na czterech nogach.

P . Saville oddawna chciał sprawdzić wiado­

mości, udzielone mu w tej m ierze przez k ra ­ jowców, ale dopiero w ostatnich czasach udało mu się istotnie stwierdzić n a świeżo złowionych okazach Chlam y d o sauru sa tę

C hlam ydosaurus Kingi z ro zp o starty m kołnierzem .

K ołn ierz ten posiada pewne znaczenie j a ­ ko ozdoba, rozw inięty je s t bowiem w spanialej u samców, głównie je d n a k służy do obrony, a właściwie do odstraszenia napastnik a.

C hlam ydosaurus je s t zwierzęciem bynajm niej nie groźnem : zęby m a słabe, ja k i inne j a s z ­ czurki i co najwięcej bolesnem i m ogą być uderzenia ogona. To też będąc n ap adn iętym ra tu je się przedew szystkiem ucieczką na drzewo i dopiero gdy m u się to nie ud a, od­

w raca się, otw iera paszczę, rozpo ściera koł­

nierz i rzuca się śm iało n a nieprzyjaciela.

P o sia d a wówczas ta k groźny wygląd, że psy, n ap astu jące bez obawy znacznie większe jaszczurki, ja k V a ran u s, u m y k ają przed nim , a naw et i człowiek, zw łaszcza widząc

zdolność chodzenia n a dwu nogach.

C hlam ydosaurus został zaliczony do rodzi­

ny A gam idae, właściwej wschodniej półkuli.

C iekaw ą jed n ak je s t rzeczą wykazanie jego stosunku do gadów kopalnych. Najwięcej podobieństw a okazuje g ru p a Dinosaurów:

przew yższały one wprawdzie bardzo Chlamy- d o sauru sa wielkością, dochodziły bowiem do 30 m długości, ale były ta k sam o uzdol­

nione do chodzenia n a tylnych kończynach, przeważnie większych i silniejszych od p rz e d ­ nich; widać to szczególniej wyraźnie u Igua- nodonów, zaliczonych do osobnego poddziału D inosaurów o ptasich nogach (O rnithopoda)

Pom im o je d n a k podobieństw a pod wzglę­

dem zewnętrznego wyglądu, C hlam ydosaurus

(3)

zbyt się różni od Ornithopodów pod wzglę­

dem budowy szkieletu, aby mógł być uw a­

żany za blizkiego ich krewniaka. Odpowied­

niej będzie umieścić go obok niewielkiego, bo ledwie n a 1 m długiego g ada Compsogna- thus longipes, znalezionego w łupku lito g ra ­ ficznym z K elheim w Bawaryi. G ad ten posiadał długą ptasią, szyję, długi ogon, koń­

czyny tylne dwa razy dłuższe od przednich.

„Niemożliwą je st rzeczą—pisze o nim H ux- ley w r. 1866—aby ten gad nie chodził w postawie wzniesionej na tylnych łapach na wzór ptaków , do których jeszcze bardziej m usiał być podobny przez swą długą szyję i lekką głow ę”, chociaż nogi jeg o nie posia­

dały ta k dokładnie ptasiej budowy i ptasiego u k ład u palców, ja k u Ornithopodów. Tym ostatnim też przypisuje się zwykle odciski nóg trzypalcowych, znajdowane na piaskow­

cu tryasowym; są to ślady olbrzymich zwie­

rz ą t, k tó re chodziły n a dwu nogach: długość kroku sięga nieraz 2 m. Początkow o brano je za ślady ptaków , ale następnie zmieniono ten pogląd, przekonawszy się, źe nieraz wi­

dać za niemi odcisk ogona, a przed niemi (wprawdzie bardzo rzadko) i kończyn przed­

nich.

Sposób chodzenia żyjącego Chlam ydosau- ru sa p rzed staw ia jeszcze jedno podobieństwo ze śladam i tych kopalnych gadów: oto, po­

mimo, że tyne jego nogi są 5 palcowe, opiera on na ziemi przy chodzeniu tylko trzy palce środkowe, ślady więc są, ja k i po tam tych, trzypalcowe. W idoczną zatem je st tu taj dążność do zaniku palców zewnętrznych, a przynajm niej do usunięcia ich n a drugi plan, zbliżenia się do typu palców ptasich.

N a tu raln ie, niemożliwą je s t rzeczą rozstrzyg­

nięcie, czy ten chód n a dwu nogach stanowi pozostałość z epoki Dinosaurów, czy też je st now onabytą właściwością. W każdym je d ­ nak razie O hlam ydosaurus przedstaw ia god­

ny uwagi przykład jaszczurki, dążącej n ie ja ­ ko do przek ształcenia się w p tak a, pozba­

wionego piór, przynajm niej pod względem chodu, do stan ia się zwierzęciem dwunoźnem z czworonożnego.

Z artykułu C.Sternea(„Prometheus,’ n -r3 4 4 r.b .) streścił B . D yakow ski.

0 oporze galwanicznym przewodnikdf.

N iektóre kwestye z dziedziny fizyki wogó-

| le, elektryczności zaś w szczególności, są w ykładane w naszych podręcznikach zbyt pobieżnie, często ze szkodą kształcącego się j i czytającego ogółu. Do szeregu takich po macoszemu traktow anych zagadnień należy i wymienione w nagłówku niniejszego a rty ­ kułu; o oporze galwanicznym przewodników mówią nasze popularne dzieła fizyczne b a r­

dzo inato, jakkolw iek kw estya ta je s t n ad ­ zwyczajnie ważną i ze względu na swą do­

niosłość praktyczną i z powodu związku, ja k i istnieje pomiędzy nią a innemi zagad­

nieniam i elektryczności. W niniejszym szki­

cu pragnąłbym zapoznać czytelników W szech­

św iata szczególniej z tem i punktam i teoryi oporów elektrycznych, które w naszych pod­

ręcznikach zazwyczaj pom ijane są n ajzu ­ pełniej.

I.

Jeżeli elektrody ogniwa (elem entu) elek­

trycznego połączym y jakim kolw iek przewod­

nikiem, wówczas, ja k wiadomo, przebiegający przezeń p rąd posiada pewne s ta łe napięcie.

Pow iększając coraz bardziej długość owego przew odnika zauważymy, źe napięcie prąd u słabnie, a jednocześnie te m p e ra tu ra p rz e­

wodnika w zrasta. To samo zjawisko da się zaobserwować, gdy zam iast dłuższego d ru tu, łączącego bieguny ogniwa, weźmiemy cień­

szy: i w tym przypadku nastąpi zmniejszenie n atężenia p rąd u oraz podniesienie się tem ­ p e ra tu ry przewodnika. Zjaw isko podobne tłum aczy się w tak i sposób, że wszelki prze­

wodnik staw ia pewien opór przebiegającem u przezeń prądowi; część więc pracy, wykony­

wanej przez elektryczność, zużywa się na przezwyciężenie owego oporu, nieginąc oczywiście w zupełności, lecz przechodząc, ja k to zresztą zawsze bywa, w ciepło. N a tej to zasadzie opiera się budow a naszych zwykłych lam pek elektrycznych żarowych, w których p rąd , przeb ieg ając przez nadzwy­

czaj cienki drucik i n ap otyk ając bardzo silny

(4)

WSZECHŚWIAT N r 35 opór, rozżarza przew odnik i powoduje świe­

cenie.

Pierwszym z badaczów , k tó ry porównywał rozm aite przewodniki co do osłabienia, jakie one wywołują w napięciu przebiegającego przez nie p rą d u , był znany angielski fizyk, Onufry Davy (1778 — 1829), wynalazca lampki bezpieczeństw a dla górników. W roz­

praw ie, drukow anej w roku 1821 w „P hilo- sophical T ran sactio n s” , na zasadzie poczy­

nionych doświadczeń doszedł do n a s tę p u ją ­ cego wniosku, noszącego nazwę praw a rów­

noważności przewodników: osłabienie n a p ię ­ cia prądu, wywołane przez dwa przewodniki z tego sam ego m atery ału , wprowadzone je ­ den po drugim do tegoż obwodu, je s t je d n a ­ kowe, gdy stosunek długości przewodników do ich przecięcia poprzecznego je s t dla obu- dwu jednaki. P raw o to da się wyrazić wzorem :

gdzie l i V są to długości, s i s' —przecięcie przewodników, będących w danym razie rów- noważnemi.

O pór galw aniczny podlega s ta ły m ,o k re ślo ­ nym prawom . J u ż z p rzyk ładu, któryśm y rozważyli na początku, wynika, źe zm ienia się on jednocześnie ze zm ianą długości i g ru ­ bości przew odnika. M ianowicie, ja k tego dowodzą doświadczenia i teorya, je s t on w prost proporcyonalny do długości przew od­

nika i odw rotnie proporcyonalny do p rze­

cięcia poprzecznego i współczynnika p rz e­

wodnictwa tegoż dla elektryczności. D o m ie­

rzenia oporów posiadam y „oporniki”, k tó re m ają takież sam o znaczenie, ja k w aga i gw ichty przy m ierzeniu ciężarów. J e d n o s t­

k ą m ierniczą p ra k ty c z n ą je s t ohm, ró w na­

jący się oporowi (przy tem p eratu rze 0°) słu p a rtęci, m ającego 1.106 m długości i 1 m m 2 w przecięciu poprzecznem .

N iezatrzy m u jąc się dłużej n ad tem i kwe- styam i ogólnemi, jak o znanem i powszechnie, przejdźm y do rozw ażania pewnych ciekawych przypadków szczególnych, mianowicie do zmiany oporu m etalów czystych i ich aliaży pod wpływem tem p eratu ry , oraz do zacho­

wania się wobec p rą d u pew nych przew odni­

ków o szczególnej budowie, zn a jd u jący ch się pod wpływem w ahań elektrycznych.

II .

J u ż oddawna wiadomo, że budowa m etalu silnie wpływa na galwaniczny jeg o opór.

Zauważono, że opór ten znacznie się zmienia, jeżeli dany przew odnik poddam y ciśnieniu, rozciąganiu lub jakiem ukolw iek innemu działaniu m echanicznem u, a nawet, ja k to ma m iejsce d la niektórych m etali, jeżeli umieścimy przewodnik w polu magnetycz- nem. N ajsilniej je d n a k uw ydatnia się wpływ tem p eratu ry n a przewodnictwo m etalu. J e ­ żeli się nie mylimy, pierw si M atthiessen i Bose stwierdzili fak t, źe z podnoszeniem się tem p eratu ry opór m etalu w zrasta, czyli tem sam em —przewodnictwo jego się zm niej­

sza. Uczeni ci w yrażają przewodnictwo me­

ta lu jako funkcyą tem p eratu ry w granicach 0° i 100°, w których prow adzili badania.

F u n k cy a ta m a k s z ta łt:

ki = &„(1 — at -f- [3«3)

przyczem współczynnik a w edług C lausiusa i A rn d ste n a niewiele się różni od współczyn­

nika rozszerzania się gazów. W e d łu g póź­

niejszych b ad ań M ullera i B enoista zależ­

ność oporu m etalu od ciepła m a m iejsca i przy te m p e ra tu ra c h wyższych, znacznie przenoszących 100°, blizkich p u n k tu to ­ pienia.

Jednocześnie ze spadkiem tem p eratu ry opór przewodników, ja k tego dowiedli Caille- łet i B outy, W róblew ski i inni, szybko się zm niejsza i staje się nieskończenie m ałym w blizkości p u n k tu bezwzględnego zera.

To, cośmy dotąd o wpływie tem p eratu ry na opór mówili, stosuje się do m etali w s t a ­ nie stałym . To samo mniej więcej da się powiedzieć o rtęci, oraz o m etalach, b ęd ą­

cych pod wpływem wysokiej tem p eratu ry w stanie ciekłym. Z doświadczeń M atth ies- sena, B ecąuerela, Siem ensa, R ayleig h a, M a- sc a rta i innych okazuje się, źe przew odnic­

two elektryczne, a zatem i opór rtęc i też się zm ienia pod wyływem tem p eratu ry , w sła b ­ szym je d n a k stopniu aniżeli innych m etali;

przy zam arzaniu opór je j, podług W e b era ,

znacznie się zm niejsza. Co zaś dotyczę

w spółczynnika a, to równa się on dla rtęci

0,004549, czyli m ało się różni od w artości

tegoż współczynnika dla m etali stałych.

(5)

Jednym z pierwszych badaczów, którzy wykonywali doświadczenia nad oporem me­

tali, będących pod wpływem wysokiej tem­

peratury w stanie ciekłym, był Matthiessen.

Próbom były poddane przez niego przede wszystkiem potas i sód, jako substancye ł a t ­ wiej topliwe, Do badań używał on zwykłej szklanej, dość szerokiej ru rk i term om etrycz • nej, kończącej się z jednej strony częścią bardziej szeroką. W dwu m iejscach ru rk a była wystawioną na ogień palników gazo­

wych; w tych sam ych m iejscach w szkło były wtopione krótkie druty platynowe, które można było łączyć z elektrodam i ogniwa.

K aw ałek badanego m etalu wkładano w sze­

roki otwór ru rk i i gdy pod wpływem gorąca m etal to p n iał i napełniał całą ru rk ę term o- m etryczną, zatapiano obadw a jej końce.

P rzyrząd pogrążano następnie w naczyniu napełnionem wodą, lub inną ja k ą cieczą, sto­

sownie do tem p eratu ry , ja k a była pożądana i ogrzewano przy pomocy palników gazowych.

Doświadczenia wykazały, że w pewnej odleg­

łości od punktu topienia przewodnictwo obu- dwu m etali, bez względu na to, w jakim one znajd u ją się stanie, stałym czy płynnym, je st odwrotnie proporcyonalne do wzrostu tem ­ p eratu ry ; w blizkości zaś p unktu topienia ma miejsce szczególnie szybka zmiana w przewodnictwie, a więc i w oporze. Z m ia­

na ta dla sodu, ja k się zdaje, zachodzi nagle, dla p otasu zaś stopniowo. Przeciwieństwo to, którem się obadw a m etale odznaczają, zdaje się godzić z faktem , źe przy ogrzaniu potas zmiękcza się, powoli przechodząc w stan płynny, sód zaś, podług P ouilleta, zmienia swą budowę w ew nętrzną momentalnie.

P rócz sodu i p o tasu b ad a ł jeszcze M a t­

thiessen cynę i bizm ut; Siemens poddawał próbom cynk. Siemens umieszczał m etal badany w szklanej wężownicy, k tórą p o g rą­

żał w roztopionej stearyny. Opór cynku w zrastał powoli wraz z podnoszeniem się tem peratury , aż do punktu topienia (417,6°), w chwili topienia następow ał raptow ny wzrost oporu, przy dalszem ogrzewaniu opór stopniowo się zm niejszał.

Oiekawemi są też w tej kwestyi doświad­

czenia de la R ivea M etale roztopione zn aj­

dowały się w porcelanowych ru rk ach , m a ją ­ cych 25 cm długości i 5 m m średnicy, których końce były pogrążone w małych szklanecz­

kach cylindrycznych. R u rk i ogrzewano parą wrącej rtęci, siarki lub kadm u do tem p era­

tu ry 358°, 440°, 860°. B adania wykazały przytem , że opór ołowiu, cynku, cyny, kadm u i sodu, przy przejściu ciał tych ze stanu stałego do ciekłego, nagle w zrastał, opór potasu zwiększał się w tych samych w arun­

kach bardzo szybko, lecz nie nagle, co zaś dotyczę bizm utu i antym onu, to opór tych ostatnich zmniejszał się w chwili topienia.

O pisane dotąd zjaw iska s ta ją się bardziej powikłanemi, gdy mamy do czynienia nie z czystemi m etalam i, lecz z ich aliaźami.

N a zasadzie badań M atthiessena i Holzm an- na oraz M atthiessena i V o ig ta można pod­

dane przez nich próbom m etale w stosunku do aliaźy podzielić na trzy następujące g ru ­ py: 1) cyna, kadm , cynk, ołów, 2) bizm ut, antymon, platyna, żelazo, glin, sód, złoto, miedź, srebro, tal, 3) rtęć. Aliaże otrzy­

mane z członków pierwszej grupy posiadają średni opór proporcyonalny do objętości me­

tali zmieszanych, współczynnik zaś a tych m ieszanin je s t mniej więcej takiź sam , ja k i m etali czystych. Oo dotyczę drugiej g ru ­ py, to opór jakiegokolwiek je j składnika, po dodaniu doń chociażby nieznacznej ilości me­

talu pierwszej, silnie w zrasta, więcej naw et, niżby to wypływało ze stosunku objętości zmieszanych; odwrotnie zaś, każdy z m etali pierwszej grupy może być stopiony naw et ze znaczną ilością m etalu drugiej, słabo b a r­

dzo zm ieniając swoje przewodnictwo. Oprócz tego, aliaże, utworzone z m etali drugiej g ru ­ py, odznaczają się słabszem przewodnictwem względem elektryczności, niż należałoby się spodziewać i jednocześnie z podnoszeniem się tem peratury opór ich w zrasta słabiej, aniżeli m etali czystych, lub mieszanin pierwszej grupy. A m alg am aty rtęci nie posiadają własności aliaży ani pierwszej ani drugiej grupy. Były one badane przez W e b era przy tem p eratu rac h zwykłych i wyższych.

B ra ł on mieszaniny rtęci z ołowiem, bizm u­

tem, cyną oraz kadmem. W każdym z tych przypadków okazywało się, źe opór rtęci szybko się zm niejszał, gdy do niej dodawano chociażby niewielką ilość innego m etalu.

W am algam atach rtęci z ołowiem lub k ad ­

mem opór mieszaniny staw ał się tem bardziej

do oporu dodawanego m etalu zbliżonym, im

większy był jego procent. W aliażach rtęci

(6)

550 WSZECHSWIAT. N r 35.

z cyną lub bizm utem opór w m iarę dodaw a­

nia ty ch ostatnich zm niejszał się, dosięgał pewnego minimum, następnie w z rastał aź do m axim um i wreszcie znów się zm niejszał.

Tenże uczony poddaw ał próbom pewne spe- cyalne łatw o topliwe aliaże, znane pod nazw ą m etali R osego, L ipow itza i W ooda. S k ła ­ d a ją się one z ołowiu, cyny, bizm utu i k ad ­ mu; odznaczają się zaś tem , źe opór ich słabo się zm ienia pod działaniem ciepła;

wskutek tej własności mogą one mieć ważne zastosowanie praktyczne, np. przy budowie pewnych przyrządów fizycznych.

Z badań, które były czynione n ad oporem aliaży m etalicznych w o statnich czasach, z a ­ znaczyć należy p racę R o b e rta H a a s a . Z b a r­

dzo ścisłych swych doświadczeń H a a s wnios­

kuje, źe opór aliaży podobnie ja k i m etali czystych z wyjątkiem żelaza, daje się wogóle wyrazić w kształcie funkcyi liniowej tem p e­

ra tu ry ( r = a + U). Co dotyczę specyal- nie badanego przezeń aliażu miedzi z cyn­

kiem, to opór tej mieszaniny szybko w zrasta w m iarę dodaw ania cynku i gdy ilość o s ta t­

niego wynosi 34% , dochodzi mniej więcej do swego m axim um, sta ją c się jednocześnie większym niż opór czystego cynku. P o d o b ­ nego maximum nie zauważyli nigdy ani W ie- dem ann, ani M atthiessen i Y oigt. Co zaś dotyczę współczynnika term icznego (w d a ­ nym przypadku b), to on się z początku zmniejsza, a następnie, gdy ilość cynku do­

chodzi 47°/0, szybko w zrasta.

Z danych liczbowych, przytaczanych przez w szystkich fizyków, którzy zajm owali się za­

leżnością oporu m etali czystych,oraz ich alia- źy, 'od tem p eratu ry , wynika, ja k tego po raz pierw szy dowiedli W iedem ann i F ra z , a n a ­ stępnie F o fb es dla m etali czystych, a Chand- ler R o b erts d la aliaży, że przew odnictw o ich względem elektryczności je s t mniej więcej proporcyonalne do przew odnictw a względem ciepła. Jed y n ie żelazo zd aje się uchylać od tego praw a.

nr.

P rzy wykonywaniu doświadczeń H e rtz a ze zw ierciadłam i w c h a ra k te rz e rezonatorów elektrycznych byw ają zazwyczaj używ ane ru rk i szklane, napełnione opiłkam i m etalo-

wemi. W ah an ia, wzbudzane w zwierciadle pierw otnem , wywołują ta m zm niejszenie opo­

ru takiego rezon ato ra, umieszczonego w zwier­

ciadle wtórnem. Ciekawe to zjawisko sła b ­ nięcia oporu przew odnika pod wpływem w a­

h ań elektrycznych ‘) b ad a ł po raz pierwszy B ran ly . J a k o przewodników o znacznym oporze, B ran ly używ ał cienkich warstew ek miedzi, pokryw ających m aleńkie p łytk i szkla­

ne lub kaw ałki kauczuku. O pór tak ich przewodników natychm iast się zm niejszał, gdy w sąsiedztwie ich zachodziły w yładow a­

nia elektryczne i opadał od kilku milionów do kilku tysięcy, a naw et kilkuset tylko omów. Podobneź rezu ltaty dały dośw iad­

czenia, wykonane z ru rkam i szklanem i, na- pełnionem i opiłkam i żelaza, glinu, antym onu, kadm u, cynku,bizm utu i innych m etali. Opór tych przewodników po zm niejszeniu się pozo­

staw ał często w ciągu 24 godzin bez zmiany.

Podobny w pływ ,jak i wyładow ania elektrycz­

ne, wywiera na wspomniane przewodniki i sąsiedztwo p rą d u indukcyjnego, przebiega­

jącego przez jakikolw iek czuły przewodnik.

Ciekawe te zjaw iska zaobserwow ał w rok później prof. Minchin. Mianowicie, zajm u­

ją c się badaniam i z dziedziny fotoelektrycz- ności, zauważył, źe opór używanych przez niego rezonatorów słabn ął, gdy w tym sa­

mym pokoju tow arzysz jego ro bił dośw iad­

czenia nad falam i elektrom agnetycznem i H e rtz a . Od tego czasu kw estya wpływu w ahań elektrycznych na opór przewodników' poczęła zajm ow ać wielu badaczów. Poświę­

cili jej prace Lodge, M inchin, B ranly, Asch- kinass, L huillier, K aga, a naw et odbiła się ona dalekiem echem w Jap on ii, gdzie się nią zajm ow ał w roku zeszłym profesor uniw er­

sy tetu w Tokio, M izuno. N iew dając się w szczegółowy rozbiór p rac pomienionych autorów , streśćm y tylko otrzym ane przez nich rezu ltaty . Podobnież, ja k i ru rk i n a ­ pełnione opiłkam i, zachow ują się względem w ahań elektrycznych i przewodniki, posiada­

ją c e k sz ta łt k ra ty , zbudowanej z prętów lub pasem ek metalowych, z nieskończenie małe-

') Ob. prof. Biernackiego „O zachow aniu się przewodników wobec szybkich wahań elek try cz­

n y ch ” (W szechśw iat z r. 18 9 4 str. 673, 692,

710).

(7)

mi pomiędzy niemi przerwami. Tak np. opór kraty, zbudowanej ze staniolu lub cynfolii znacznie się zmniejsza, gdy w pobliżu zacho­

dzą wyładowania elektryczne. Branly uży­

wał także do doświadczeń prętów, utworzo­

nych z opiłek metalowych, które łączył za- pomocą balsamu kanadyjskiego; podobne przewodniki, zarówno jak i mieszaniny, zło­

żone z kawałków grafitu i nasienia widłako­

wego, oraz mieszaniny siarki z cienkiemi opiłkami glinu, też zmniejszały swój opór pod wpływem wahań lub przy zetknięciu się z naelektryzowanyrn kondensatorem.

Co zaś dotyczę przewodników zwykłych o budowie ciągłej, jak np. druty metalowe, to na ich opór wahania elektryczne żadnego wpływu nie wywierają; również i dielektryki nie zmieniają własności swych pod ich dzia­

łaniem.

W szyscy eksperymentatorzy, którzy się zajmowali badaniem będących w mowie zja­

wisk, zauważyli, że mechaniczne wstrząśnie- nia, nawet nieznaczne, również działają na opór wspomnianych przewodników o szcze­

gólnej budowie. Dośó wstrząsnąć zlekka rurkę, napełnioną opiłkami, aby jej opór uprzednio zmniejszony, wrócił do stanu nor­

malnego. Czasem znów w taki sam sposób można wywołać osłabienie oporu; podobnież wpływa często i ogrzewanie.

Jeżeli jakiekolwiek ciało naelektryzowane, jak np. kawałek laku, zbliżymy do kropelek wody, do cząstek pary, lub do pyłków, uno­

szących się w powietrzu, wówczas te ostatnie łączą się ze sobą. Zjawisko to, zauważone po raz pierwszy przez Lodgea, rzuca pewne światło na istotę wpływu wahań elektrycz­

nych. Mianowicie, jak przypuszcza Lodge, opór rurek napełnionych opiłkami, jest dla­

tego tak znaczny, że cząstki metalu oddzie­

lone są wzajemnie od siebie warstewkami tlenku; gdy więc w pobliżu zachodzą wyła­

dowania, warstewki tlenku łączą pomiędzy sobą opiłki w jeden mniej więcej ciągły prze­

wodnik, jak to czyni naelektryzowany lak z kropelkami wody. Hypoteza Lodgea zda­

je się posiadać wszelkie cechy prawdopodo­

bieństwa. Mizuno nazywa działanie wahań wprost mechanicznem; na czem jednak to

„działanie mechaniczne” polega, profesor japoński, niestety, bliżej nie tłumaczy.

Rozmaite kształty iskry, w której postaci

przedstawiają się wyładowania elektryczne, różnie działają na opór przewodników. Ostat­

niej zimy, zachęcony przez prof. Biernackie­

go, zajęłem się bliżej tą kwestyą, pracy wszakże mojej dokończyć nie zdołałem. Z po­

czynionych jednakowoż przeze mnie doświad­

czeń zdaje się wynikać, źe zawsze istnieje pewna dość ściśle określona długość, przy której iskra najsilniejszy wywiera wpływ na opór przewodnika. Ponad tą granicą i poniżej jej energia działania iskry znacznie się zmniejsza. F ak t ten potwierdza w taki sposób spostrzeżenia p. Biernackiego nad oporem iskry elektrycznej ’) (Prace matem.- fizyczne tom Y ), spostrzeżenia, według któ­

rych opór iskry ma swe minimum zawsze przy pewnej określonej jej długości. Gdy więc, jak to zresztą w rzeczy samej ma miej­

sce, przypuścimy, źe energia działania iskry jest tem większą, im mniejszym jest jej opór, wówczas w zjawisku przeze mnie zaobserwo- wanem, spostrzeżenia p. Biernackiego znaj­

dują najzupełniejsze potwierdzenie. Tu kwestya oporu galwanicznego przewodników łączy się z zagadnieniami teoryi wahań elek­

trycznych, dowodząc raz jeszcze, że niema w nauce faktów, które byłyby oddzielnemi, samotnemi: wszystkie one łączą się w jed - nę nieprzerwaną, ciągłą nić, którą od wieków myśl ludzka wysnuwa.

M ichał Mutermilcli.

GÓ RY MAURYTAŃSKIE

i

DĄB KORKOWY.

Pasmo gór, wznoszące się ku wschodowi od Hyferes, stanowiło twierdzę dla maurów w wieku I X i X .

Słusznie nazwano te góry Maurytańskie-

') P od tym term inem należy zrozum ieć opór,

ja k i napotyka wyładowanie, zachodzące pomiędzy

biegunam i maszyny elektrycznej.

(8)

552 WSZECHSWIAT N r 35.

skiemi, gdyż z ich wyżyn m aurow ie panow ali nad dalekiem wybrzeżem.

P o d względem orograficznym są, to góry bardzo ciekawe.

J e s tto zam knięty w sobie system górski, którego g ranity , gnejsy i łupki oddzielone są głębokiem i dolinam i od o taczający ch gór wapiennych.

J a k A lpy lub P ireneje, góry M au ry tań - skie p osiadają własny choó m ały system rzeczny, w łasne wąwozy i doliny.

O d reszty gór Prow ancyi są ta k odcięte, że zdała od nich mogłyby stanow ić osobną wyspę na m orzu.

Od niedaw na przeprow adzono d ro g ę ż e ­ lazną (Chemin de fe r d a Sud de la F ran c e), po wybrzeżu, wzdłuż gór.

D ro g a żelazna kończy się w S -t E a p h a e l, łącz ąc się z wielką linią, id ącą od M arsylii do Genui.

Z e stacyi kolei południowej łatw o się do­

stać w góry i właśnie dla tak ich wycieczek zatrzym aliśm y się dłużej w H yeres.

N ie męczyło nas pow tarzanie tej samej drogi koleją, gdyż p rz ejazd przez piękny las lub po wybrzeżu, wśród n ieustannie zm ien ia­

jących się krajobrazów , je s t b ard zo p rz y ­ jem ny. W idok samych gór je s t m ało uroz­

maicony, bo w szystkie szczyty są zaokrąglo­

ne kopulasto, niewiele się różnią między sobą wysokością, k tó ra zresztą nie przecho­

dzi wogóle 400 to .

A le do wycieczek w góry zachęca bujny las, k tó ry je pokryw a.

K to nigdy nie widział dębu korkowego, zadziwi się z początku zobaczywszy te lasy;

pozna zapewne zawsze zielony dąb, ale po- łup an e pnie i gałęzie b ęd ą dla niego nie­

zwykłym widokiem

K o ro n a dębu korkowego przypom ina n a ­ sze zielone dęby; liście są tak że skórzaste, k sz ta łtu jajow atego, m ało ząbkow ane.

Dziwny je s t tylko czerw ono-brunatny k o ­ lor obłupanych części, k tó re n a słońcu w y­

d a ją się praw ie krwisto-czerwone.

C ała ludność g ó r M aurytańskich u trzy m u ­ je się z łu p an ia korka.

K o rek z tego w ybrzeża, jakko lw iek ustę­

pujący pod względem dobroci algierskiem u i hiszpańskiem u,stanow i je d n a k cenny p rz ed ­ m iot handlu i znaczne źródło zarobku.

D ą b korkowy, aby być zdatnym do obłu­

pania, musi posiadać pew ną określoną g ru ­ bość, do której dochodzi po 15 lub 20 latach.

Pierw szy korek je s t popękany, szorstki i dostaje się przeważnie do garb arn i.

J a k o tw ardszy i surowszy nosi nazwę k or­

k a męskiego.

P o zdjęciu k orka męskiego tworzy się do­

piero gładki, mniej tw ardy, zdatny do użyt­

ku, korek żeński.

Z dejm ują go co osiem do szesnastu lat, stosownie do grubości, wym aganej od warstw korka.

N a zwykłe korki do zatyk an ia w ystarcza ośm ioletnia kora, szlachetne zaś korki do szam pana m uszą być robione z kory daleko grubszej, m ającej do 5 cm w przecięciu.

Ł u pan ie pow tarza się aż do 150 lub 200 la t. Później w artość kory drzewa upada;

trz e b a je zastąpić młodszem.

S tuletnie ju ż dęby korkowe w yglądają wspaniale i dobrze od bijają od otoczenia ze swemi potęźnem i koronam i i sękow atem i pniami.

Szczególnie ładny stanow ią widok dęby rosnące na stoku góry, często malowniczo ułożone dokoła oddzielnych skał.

D ą b korkowy lubi g ru n t, złożony ze zwie­

trza łeg o g ra n itu i łupku, unika zaś wapienia.

D latego lasy dębów korkowych na górach M au ry tań sk ich stanow ią wyspę wśród P ro ­ wancyi, podobnie ja k i sam e góry, odosob­

nione pod względem orograficznym.

W okolicznych wapiennych A lpach na- próżnobyśmy szukali dębu korkowego, rów ­ nież ja k i w M entonie i Nizzy, tylko koło Cannes m ożna je spotkać jeszcze w niektó­

ry ch miejscach.

J a k lasy dębów korkowych na górach M a­

u ry tań sk ich w skazują m inerały, składające g ru n t, tak rośliny lubiące wapień zd rad za ją g ru n t wapienny w graniczących z górami M aurytańskiem i A lpach.

W niektórych okolicznościach rośliny wy­

k azu ją zupełnie oddzielnie porozrzucane mi­

n erały . T ak np. przed kilku laty inspektor leśny de S a in t Y en an t zauważył w lesie O rleans wązki, n a kilom etr długi pas roślin, lubiących g ru n t wapienny, gdy tym czasem flora reszty lasu w skazyw ała g ru n t krze­

mionkowy.

To go zachęciło do kopania, k tó re dopro­

wadziło do odkrycia n a różnej głębokości

(9)

starej drogi rzym skiej, brukowanej w apie­

niami.

D ęby korkowe na górach M aurytańskicb obłupują w lecie.

K o rę zdejm ują zarówno z pni, ja k i z g ru ­ bych gałęzi, ale odrazu tylko z niektórych miejsc, bo ogałacanie odrazu całego drzewa uw ażane je s t za szkodliwe.

Dziwnie w yglądają części obłupane zaraz po zdjęciu kory: są one zupełnie cielistego koloru i dopiero zwolna ciemnieją.

P rzy rozpoczęciu łupania, zwanego „de- m aclage”, robotnik nak raw a w dwu m iej­

scach korę dokoła drzewa, przez całą g ru ­ bość kory i łączy te poprzeczne cięcia po- dłużnem i cięciami, których liczba zależy od grubości drzewa.

Cięć tych dokonywa zapomocą siekiery o trzonie klinowato zakończonym.

P otem klinowaty koniec trzonu zak łada pod k orę i odejm uje ją od drzewa.

Później warstwę k o rk a przyciska kam ie­

niam i, ażeby strac iła wypukłość, a także trzym a j ą nad ogniem, zw ęglając tro ch ę je j powierzchnię.

W każdym razie przed rozesłaniem kora musi być zupełnie sucha.

K o rek stanowi dla roślin n atu raln y środek ochronny, którym się o d g rad zają od otocze­

nia. S ta rsza k o ra wszystkich naszych krze­

wów i drzew je s t pokryta korkiem , którem u zawdzięcza barw ę.

K orek nie przepuszcza gazów i płynów, je s t sprężysty i nadzwyczaj odporny; z tego powodu nietylko może spełnić swe zadanie n a roślinie żyjącej, ale da się także zastoso­

wać technicznie.

G dy roślina zostaje uszkodzona, korek tw o­

rzy się na ran ie i zasłan ia ją ; dlatego to no­

wa w arstw a tworzy się na obłupanym dębie korkowym. J a k k ażd a inna tk an k a korek sk ład a się z komórek.

W kaw ałku k o rk a właśnie odkrył R o b ert Hooke w r. 1667 komórki, które nazw ał tak z powodu podobieństw a do komórek pszczo- lich.

W kom órkach gotowego korka niem a wprawdzie żywego ciała, treści, stanowiącej isto tę komórki. K om órka korkowa trac i tę treść w krótce po utworzeniu się, służąc tylko ściankam i swemi za środek ochronny ro ś­

liny.

P ew na w arstw a żyjącej tkan ki wewnątrz kory, ta k zwana cambium czyli m iazga k o r­

kowa, wytwarza korek przez ciągłe mnożenie się jej komórek.

Młodsze komórki korkowe następ u ją w prostych szeregach ku środkowi po s t a r ­ szych.

U dębu korkowego m ają one k s z ta łt p r a ­ wie sześcienny: pod koniec każdego okresu wegetacyjnego spłaszczają się w tabliczki.

K o re k „żeński” dębu odznacza się cienko- ścią ścianek komórkowych i wielką jedno- stajnością budowy; tylko przy końcu każdego okresu wegetacyi tworzy się w nim kilka warstw silnych, zgrubiałych i spłaszczonych kom órek

T e zgrubiałe komórki stanow ią właśnie ciemne pręgi, k tó re można poznać w każdym korku od butelki.

Ponieważ ciemniejsze w arstw y oznaczają granice przyrostu rocznego, można po nich wyliczyć wiek każdego kaw ałka kory, tak ja k z liczby słojów wiek drzewa.

P o obłupaniu dębu korkowego, pod od­

k ry tą powierzchnią tworzy się nowe „cam ­ bium ” i rozpoczyna się p rzyrastan ie korka.

W łaściwie obłupywać należy sam tylko ko­

rek bez ły ka lub drewna, bo inaczej zadaje się drzewu głębokie rany, gojące się bardzo wolno i wykluczające tw orzenie się korka na uszkodzonych m iejscach.

P ień wcale nieobłupywany m a ta k jak inne g atunki dębów spękaną korę, której ze­

wnętrzne warstwy odrzuca stopniowo.

N aw et na obłupywanem drzewie n a ra s ta ­ jący korek nie powinien przechodzić pewnego wieku, gdyż potem pęka i staje się bezuży­

tecznym.

W zachodnich częściach gór M aurytań- skich najpiękniejszą miejscowością je s t Bor- mes, oddalone od Hyferes o godzinę drogi koleją.

Z wybrzeża wchodzi się na, pagórek, na k tórym m iasteczko rozłożyło się am fitea­

tralnie.

Dom y są porozrzucane n a różnej wysoko­

ści, to pojedyńczo, to w grupach, jakgdyby próbowały na wyścigi w drapać się na górę.

S ta re zamczysko, którego szare zw aliska

o d b ijają od ciemnej zieloności leżącego poza

nim lasu, panuje nad miejscowością.

(10)

554 3ZSCHSWIAT N r 35 Stok góry porastają wonne zioła, za każ­

dym krokiem wydające olejki aromatyczne.

Dzika lawenda (Layandula Stoechas) za­

barwia na fioletowo całe przestrzenie.

Rośnie jej tutaj takie mnóstwo, że sąsied­

nia miejscowość otrzymała nazwę Lavandou.

Wspinamy się wyżej, wchodzimy w las dębów korkowych, sosen i zawsze zielonych krzewów.

I tutaj wszystko kwitnie.

Wonie napełniają powietrze, a z potrąco­

nych sosen spadają tumany pyłku.

Coraz wspanialej roztacza się widok na ciemne ruiny, na jasne od blasku słońca miasteczko i błękitne morze, w które na- wprost nas głęboko zachodzi przylądek; ku wschodowi zaglądamy do przystani Bormes;

na zachodzie ukazuje się przystań Hyferes, a za wązkim półwyspem widać nawet Giens.

Zatoki błyszczą świetnemi barwami — wchodnia w odcieniach jasnego błękitu, za­

toka Hykres jakby płynne srebro, zatoka Giens odbija czerwone niebo wieczoru.

Nasycaliśmy oczy przepychem tych barw, a później na odpoczynek przenieśliśmy je na ciemno-zielone dalekie lasy.

Purpurowy blask rozszerzał się łagodnie po całem morzu, a W yspy Z łote Hy&res błyszczały przy zachodzącem słońcu jak z prawdziwego złota.

Przed domami w Bormes poskładane są stosy korka.

Wchodzimy do domu, gdzie krają korki i gościnnie przyjęci, oglądamy robotę.

Korki robią zapomocą tokarni.

Zakładają w nią kanciaste kawałki korka, wprawiają w obrót i przysuwają pewnego rodzaju hebel, który kraje korek.

Pewne i szybkie zakładanie korka w to­

karnię wymaga wielkiej wprawy.

Zręczny robotnik robi setki korków na godzinę, gdy tymczasem dawniej przy ręcz- nem krajaniu mógł dojść zaledwie do tysiąca dziennie.

Korek przed rozdzieleniem na kanciaste kawałki musi być sparzony wodą, przyczem znacznie pęcznieje.

Oś podłużna korków odpowiada kierunko­

wi grubości kawałków kory; trzeba sobie na korze drzewa wyobrażać korki stojące pionowo.

Odpadki, powstające przy krajaniu kor­

ków, nie są bez wartości; mogą być użyte do wyściełania, a także zwęglone na czarną farbę, „nigrum hispanicum”, lub na proszek do zębów.

Korek sproszkowany,wymieszany ze zgęsz- czonym olejem lnianym, rozsmarowany na nieprzemakalnem płótnie żaglowem, daje chodniki korkowe na podłogi, znane pod na­

zwą linoleum.

Ogólne używanie korka do zatykania bu­

telek sięga wieku X V I I . Początek tego za­

stosowania korka schodzi się z rozpowszech­

nieniem butelek szklanych o wązkich szyj­

kach, które zaczęto wyrabiać zaledwie przed wiekiem X V .

W wiekach średnich wyrabiano mniejsze naczynia z drzewa, gliny lub metalu i zaty­

kano je korkami z tego samego materyału lub zalepiano woskiem. Beczki zatykano drewnianemi czopami.

Starożytni używali do zamykania amfor drzewa lub korka, otoczonych smołą lub kitem z żywicy, kredy i oleju. Częściej jeszcze zalepiano wprost naczynia gipsem, żywicą, smołą lub woskiem.

N a wino nalewano oliwy, jak to i dziś robią we W łoszech, aby je zabezpieczyć od przystępu powietrza.

W edług Pliniusza rzymianie używali kor­

ków jako pływaków do sieci i kotwic, a także do wyrobu podeszew dla kobiet.

E dw ard Strasburger.

T łum aczyła Z. Ś-

K R O N IK A N A U K O W A .

— Zboczenia w natężeniu s iły ciężkości.

B adania, dokonywane p rzy pomocy w ahadła, w y­

k azały ju ż dawno, że w pobliżu wysokich ła ń c u ­ chów górskich siła ciężkości działa słabiej,aniżeli to odpow iada danej szerokości geograficznej.

Tenże sam objaw dostrzeżono te ż i na niektórych rów ninach, zdała od wszelkich pasm górskich.

W p racy , niedaw no ogłoszonej w rocznikach uni w ersytetu w G renobli, zestaw ia p. Collet te oko­

liczności i wnosi, że ilekroć w ystępuje ubytek

tak i ciężkości na równinach, może on pochodzić

stąd, że w okolicach tych istn iały niegdyś góry,

(11)

następnie przez erozyą zm yte i zniesione. O sła­

bienie ciężkości dostrzeżono mianowicie na rów ­ noleżniku Bordeaux, oraz na równinach Kossyi południow ej, a au to r przyjm uje, że w okolicach tych wznosiły się niegdyś odgałęzienia pasm a pierw otnego, którem u p. M arceli B e rtra n d nadał nazwę pasm a hercyńskiego. E rozya dawno ju ż usunęła w szelkie wyniosłości nadziem ne, nie mogła wszakże unicestwić doszczętnie właściwo­

ści budow y podziem nej, cechującej podstawy utw orów górskich.

T. B .

— Dośw iadczenia aktyncmetryczna. P. Val- lot ogłosił obecnie rez u ltaty swych pomiarów aktynom etryczuych, dokonanych na Mont-Blanc w celu oznaczenia w artości stałej słonecznej, to je s t liczby ciepłostek wysyłanych przez słońce, albo ściślej mówiąc, liczby ciepłostek, ja k ą otrzy ­ m uje od słońca w ciągu m inuty 1 m2 powierzchni ziemi p rzy prostopadłem p adaniu promieni. W e­

dług dawniejszych badań P o uilleta, przeprow a­

dzonych przy pomocy pyrtieliom etru, liczba ta okazała się równą 1,70; badacze następni o trz y ­ mali liczby znacznie większe: Viole 2,51, Crova 3, L angley zapom ocą swego bolom etru również 3.

Powszechnie też zgadzano się, że liczba Pouil­

le ta jest zbyt mała, ale p. Vnllo*', ze znacznej liczby spostrzeżeń porównawczych, dokonanych w Granda M ulets i w Chamounix w yprowadza także w artość 1,71, takąż sam ę zatem , ja k P ouillet, w yrażając nad to przekonanie, że w każ­

dym raz ie sta ła słoneczna liczby 2 nie prze­

wyższy.

T. B.

Tem peratura lawy. O te m p eratu rze lawy posiadam y wiadomości bardzo niedokładne. Już w praw dzie S palanzani, który w listopadzie 1788 był św iadkiem wybuchu W ezuwiusza, wyłożył plan m ierzenia te m p e ra tu ry lawy płynącej, je d ­ nakże dopiero w r. 1892 p. A dolf B artoli rzeczy­

wiście badania ta k ie przeprow adził podczas wiel kiego wybuchu E tn y . Do trudnych tych pom ia­

rów użył on dwu m etod— elektrycznej i kalory­

m etrycznej. P ierw sza polegała na oznaczaniu wzm agania się oporu d ru tu platynow ego, roz­

grzanego przez wprow adzenie do lawy. W me­

todzie kalorym etrycznej użyty był p rę t że­

lazny, opatrzony rękojeścią drew nianą, a na drugim końcu połączony z r u rą czyli lufą, w któ­

rej um ieszczony był walec platynow y, ważący 80 g. P rę t żelazny w tłaczany byt przem ocą w lawę, a do ułatw ienia tego ru ra w końcu była zaostrzona; po upływ ie kilku m inut, gdy walec platynow y rozgrzał się ju ż do te m p eratu ry lawy, przy rząd wydobywano i ru rę żelazną otw ierano ponad kalorym etrem wodnym, ta k że walec p la ­ tynow y w padał do wody, a z ogrzania się je j w sposób ju ż zwykły obliczano tem p eratu rę p la ­ tyny.

Po wielu próżnych wysiłkach, autor napotkał wreszcie kilka miejsc, w których zbliżyć się mógł do lawy aż na odległość 2 m. Jeden z tych punktów p rzypadał o 200 m poniżej jednego z kraterów , wytworzonych w sierpniu 1892 r ; tu , ze szczeliny lawy za krzepłej, wypływała lawa z szybkością 80 m na godzinę i tw orzyła prąd, w którym au to r dokonał 15 pom iarów te m p era­

tu ry w pobliżu otworu, przez k tó ry law a wypły­

wała, oraz 6 w odległości znaczniejszej, gdzie lawa przepłynęła ju ż 2 km. Dziesięć później­

szych pomiarów przeprow adził jeszcze p. B artoli we wrześniu. T em peratury, oznaczone w pobli-

J

żu źródła lawy, w głębokości 1 m , wynosiły:

1 0 86°, 1 038°, 1 0 0 5 ° , 997°, 992u, 987°, 982°, 987°, 976°; taż sama zaś lawa, po p rze­

pływie 2 km, daw ała tem p eratu ry mniej więcej o 200° niższe, od 870° do 750°. P rz y innych pom iarach p. B artoli użył, w miejsce p rę ta p la ty ­ nowego, bryły lawy zakrzepłej, co wydało zresz­

tą rez u ltaty do poprzednich bardzo zbliżone.

Z liczb tych można dalej wysnuć wnioski o ilości ciepła, ja k ą w ogólności lawa otoczeniu swemu oddaje. Przy wybuchu E tn y w r. 1892 całkow ita ilość lawy wyrzuconej wynosiła p rz e ­ szło 120 milionów m 3. Ponieważ zaś 1 m 3 la ­ wy waży przecięciowo 1 600 kg, powyższa przeto m asa lawy, słygnąc od początkowej swej tem pe­

ra tu ry , ja k ą posiadała w chwili wypływu, aż do te m p eratu ry otoczenia, oswobodziła około 77 X 1 0 12 ciepłostek kilogram owych.

8. K.

— Palenie pod niskiem ciśnieniem . O obja­

wach, ja k ie w ystępują p rzy spalaniu ciał pod niskiem ciśnieniem, pisano ju ż w zeszlem stu le ­ ciu. D avy w klasycznej swej rozpraw ie o pło­

m ieniu tw ierdził, że w pow ietrzu rozrzedzonem ciepło płom ienia zm ianie nie ulega, ale n atom iast świecenie jego słabnie; T riger przekonał się, że w pow ietrzu zagęszczonem świece prędzej się spalają, ale spalenie to je s t niezupełne; F rank- land i Tyndall dostrzegli, że w Chamounix świece w ciągu godziny niewiele tylko więcej stearyny zużyw ają, aniżeli na M ontblanc a różnicę tę pow oduje różnica tem peratury. Obecnie p. Mos- so, pragnąc zająć się badaniem oddychania na wysokich górach, postanowił rozpatrzeć najpierw p rzebieg zjaw iska mniej zawiłego, a mianowicie palenia się świecy pod różnem i ciśnieniami i przy obfitym dopływie pow ietrza, aby obecność p ro ­ duktów spalenia zakłócenia żadnego nie powo­

dow ała. Doświadczenia te przeprow adził p. Be- nedicenti, używ ając do niej najpierw świecy stearynow ej, a następnie lam py olejowej, albo raczej oliwnej, której płom ień płonął spokojnie na knocie z kilku nici azbestowych. W naczyniu, w k tórem lam pa ta um ieszczoną była, utrzy m y ­ wać można było dowolne ciśnienie atm osferyczne, przyczem pow ietrze miało dopływ swobodny, a z pow ietrza uchodzącego przejm ow ano od cza­

su do czasu drobne ilości dla oznaczenia zaw ar­

(12)

556 WSZECHSWIAT. N r 35.

tości dw utlenku węgla. S tarano się też, by do­

pływ ający wciąż p rą d p ow ietrza nie niepokoił płom ienia i spalania nie zakłócał. Dośw iadczenia dokonane były pod ciśnieniem 36 0 m m słupa rtęc i, które odpow iada wysokości 6 0 0 0 m . W y­

kazały one, że zużycie m a tery alu opałowego pod ciśnieniem zm niejszonem j e s t m niejsze, aniżeli pod zwykłem ciśnieniem atm osferycznem , z czem to ś wiąże się i objaw dalszy, że w pow ietrzu rozrzedzonem tw orzy się m niejsza ilość dwu­

tlen k u w ęgla, aniżeli w w arunkach zwykłych.

Słabsze to zużycie m atery ału opałowego w po­

w ietrzu rozrzedzonem nie może być następstw em różnicy tem p eratu ry , te m p e ra tu ra bowiem pło ■ m ienia w p ow ietrzu rozrzedzonem obniża się nader nieznacznie; nie może też ono wypływać i ze zm niejszonej ilości tlen u w pow ietrzu ro z ­ rzedzonem , gdy bowiem p rz y j ednakiem ciśnieniu przeprow adzono podw ójną ilość po w ietrza, zu­

życie m atery ału pozostało bez zm iany. N a su ­ wało się jeszcze przypuszczenie, że pod ciśnie­

niem użytem spalenie nie było zupełne, ale b a ­ dania w ykazały, że tlenek w ęgla w ystępow ał jedynie w śladach, ja k to m a miejsce i p rz y p a ­ leniu pod zwykłem ciśnieniem atm osferycznem , W każdym ra z ie dośw iadczenia p. Benedicentie- go dały dowód, że na górach sięgających do 6 00 0 m natężenie procesu palenia słabnie, ale spalenie je s t i tam zupełne; je ż e li ilość w ytw a­

rzającego się dw utlenku w ęgla m aleje, to pocho­

dzi stąd, że je s t m niejszą i ilość zużyw anego m ateryału opałowego.

S . K.

— B arw a alkoholów porównana z b arw ą wo­

dy. N ader niedokładne są je szc ze w iadom ości nasze o zw iązku pom iędzy budow ą chem iczną a barw ą ciał. Jakkolw iek określono, że pewne grupy atomowe (chrom ogeny) użyczają ciałom ! organicznym pewnych zabarw ień, je d n a k ż e nic j praw ie nie wiadomo o barw ach właściwych n a j­

prostszym związkom w hom ologicznych szere­

gach organicznych. W obec tego p. S p rin g sta ra ł się upewnić, czy alkohole jednohydroksylow e ogólnego w zoru CnH9n-piOH są zabarw ione, czy nie, a w ybrał dlatego te właśnie zw iązki, ponie- wać m ogą one być uw ażane za w yższe homologi wody, ja k tego dowodzi szereg: H . OH; CH3 . OH;

C2H5 OH; C3H , . OH. Z re sz tą ła ł wo je s t o trz y ­ mać te ciała w stanie zupełnie czystym . P o d o b ­ nie ja k barw ę wody poznajem y dopiero w g ru b ­ szych w arstw ach, ta k i badania nad alkoholam i pow yższem i podjęto w dużych ilościach. W dwu ru ra c h szklanych, wysokości 26 m, dokonyw auo tych spostrzeżeń. Je d n a była napełniona wodą, d ru g a badanem i alkoholam i, k tó re porównywano co do barw y z wodą. P rz e d ru ra m i ustaw iono spektroskop D uboscąa do badania w idm a alko­

holów; specyalne u rzą d zen ia zastosow ano, aby p rzy pomocy szkieł okopconych i fo to m etru Bun- sena określić natężenie przechodzącego św iatła.

Z dośw iadczeń w ielokrotnie pow tarzanych p rz e ­

konał się Spring, że trz y badane alkohole byn aj­

mniej nie są bezbarw ne w w arstw ie 26-m etrow ej.

A lkohol metylowy wskazywał barw ę zielonawo- błękitną, etylowy ta k ą samę, lecz o odcieniu ciem niejszym , a alkohol amylowy był zielonawo- żółty. Czysta p rzeto , błękitna barw a wody tem więcej przechodzi w żółtą, im wyżej w stępujem y w owym szeregu homologicznym. D la zm ierze­

n ia porównawczego tych barw p. S pring p rz y rz ą ­ dzał odpowiednie w arstw y chlorniku miedzi i oto p rzek o n ał się, że roztw ór zaw ierający 1 6 ,3 2 % CuCl2 dawał tę samę barw ę co w oda i że w arstw a 0 ,3 1 4 m tego ro ztw oru m iała to samo natężenie barw ne co 26-m etrow a w arstw a wody. Alkohol m etylowy m iał barw ę 0 ,0 1 2 m roztw oru chlorni- k a miedzi, alkohol etylowy odpow iadał ro ztw oro­

wi m iedzi w w arstw ie 0 ,0 0 0 6 m; alkohol am ylo­

wy wreszcie nie mógł być porów nany z tym ro z ­ tw orem , gdyż tem u ostatniem u b ra k odcienia zielonaw o-żółtego. W widmie wody, badanem ju ż wielokrotnie, czerwień mało je s t wyrażona, żółć ciemno, zieleń bardzo ja sn o , b łękit niezm ie­

niony, a fioletu b rak zupełnie; woda p rze to po­

chłania krańce widma słonecznego i osłabia część ż ó łtą Podobnie zachow uje się widmo alkoholów, lecz pochłanianie łamliwych części staw ało się tem większe, im łańcuch węglowy staw ał się dłuższy, tym czasem osłabienie czerwieni w zra­

stało pow olniej. M niemać można, że g ru p a hy­

droksylow a pochłania czerwony kraniec widma, a łańcuch węglowy koniec błękitny i fioletowy.

W obec tego interesującem było zbadanie w ęglo­

wodorów w tym względzie. P an S pring wypełnił ru rę 26 m etrow ą bardzo czystą ligroiną o punk cie w rzenia 6 0 — 110, co odpow iada mieszaninie węglowodorów C6H 14 i C8H ,8. W idmo ukazało tylk o trz y barw y: zieloną, pom arańczow ą i nieco czerw onej, w zgodności z powyższem zachow a­

niem się alkoholów.

(N aturw . R undschau).

A . L.

— Dyament czarny. W B razylii, zarówno ja k i w Ziemi P rzylądkow ej, n ap o ty k ają się, ja k wiadom o, dyam enty przezroczyste, zaw ierające w sobie substancye różnej form y Z aw artości te być m ogą rozm aitej n atu ry , najczęściej wszakże p rz y tra fia ją się substancye czarne, a gdy te są b ard z o obfite, w ytw arzają oddzielną odmianę w ęgla krystalicznego, k tó rą się oznacza nazw ą dyam entu czarnego. Otóż, z najnowszych bodań p. M oissana okazuje się, że czarne te zaw artości są również odm ianą węgla, ale od dyam entu różną.

8. K.

— Fluo rescen cya par m etalicznych. Pp. Wie-

dem ann i Schm idt przekonali się, że p a ry metali

alkalicznych fluoryzują pod wpływem padających

na nie prom ieni słonecznych. M etal badany

um ieszczony był w bańce szklanej, silnie opróż­

(13)

nionej, którą, ogrzewano ponad palnikiem . W iąz-

J

k a św iatła słonecznego, skupiona przez soczew­

kę, grom adziła się w ognisku, przypadaj ącem wew nątrz bańki; wzbudzone tem światło fluo- rescyjne p ary m etalicznej badano spektrosko­

pem . Zarówno św iatło sodu ja k i potasu wy­

daje widmo smugowe, dosyć zawiłe. Widmo sodu składa się ze smugi czerwonej, po k tórej następuje p rze strzeń ciemna, a za nią smuga zielona; podw ójna linia żółta, cechujęca zwykle widmo sodowe, w ystępuje z silnem natężeniem, w zwykłem swem m iejscu, na początku smugi drugiej. W idmo potasow e zaw iera przew ażnie smugę czerwoną, bardzo silnego natężenia. B a­

dania, przeprow adzone z oddzielnem i częściami widma słonecznego, w ykazały, że światło fluo- rescyjne, wysyłane p rzez p a ry tych metali, ule­

ga zasadzie Stokesa, według k tó rej prom ienie wzbudzone m ają w iększą długość fali, aniżeli pro ­ mienie pierw otne, w zbudzające. Spostrzeżenia te m ają pew ną doniosłość ze względu na fizykę słońca, przyczynić się bowiem m ogą do wytłum a­

czenia objawów je g o świecenia. A tm osfera sło­

neczna zaw iera p ary znacznej liczby m etali, k tó ­ re, oświetlone przez w arstw y głębsze, znajdują się w w arunkach powyższego doświadczenia.

Poniew aż każda z nich, w skutek swej fluorescen- cyi, wydaje szerokie sm ugi, ogół ich łatw o wy­

tw arzać może widmo ciągłe. L inie wązkie, na­

tom iast, charakterystyczne dla każdego m etalu, po zo stają rozdzielone i w ybijają się na tle ciąg­

iem , stanow iącem część najw ybitniejszą prom ie­

niowania korony słonecznej.

8. K.

— Badanie gazów z pęcherzów pław nych ryb, wydobytych z różnych głębokości oceanu A tlantyckiego podczas ostatniej podróży „Prin- cesse A lice” , zostało dokonane przez pp. T. Schloe- singa i J . R icharda. Au+orowie przekonali się przedew szystkiem , że zaw artość tlenu głównie w tych razach by ła duża, gdy zw ierzęta wydoby­

wano ze znacznych głębokości, co pochodzić mo­

że przynajm niej w części stąd , że podczas wy­

ciągania sieci, w skutek szybkiego opadnięcia ciśnienia, z hem oglobiny krw i uw alniał się tlen i przechodził do pęcherza pławnego. Bliższe zbadanie azotu, zaw artego w pęcherzach, ujaw ­ niło domieszkę argonu w tym mianowicie stosun­

ku, w j akim gaz ten zaw arty j est w pow ietrzu atm osferycznem . Ryby, łowione na powierzchni wód, m iały w pęcherzach pławnych podobną za­

w artość argonu. W ynik tych poszukiw ań z je d ­ nej stro n y nasuw a konieczność badania gazów, zaw artych w wodzie m orskiej na znacznych głę­

bokościach, z drugiej zaś przem aw ia za tem , że argon w ciele zwierzęcem zachowuje się zupełnie biernie.

(Comptes rend.).

M. FI.

— Zw iązek albinizmu u zw ierząt z głuchotą, a mianowicie, że koty o białej skórze i niebie­

skich oczach byw ają zwykle głuche, ja k to stw ierdził w licznych przypadkach Darwin, sta ­ nowi ciekawy przy k ład stosunku zmian o rg a­

nicznych, których związek wewnętrzny nie zo­

stał jeszcze wyjaśniony. W dniu 6 m arca r. b.

d r Rawitz opowiadał w berlińskiem T ow arzyst­

wie fizyologicznem fakt, że dostał niedawno bia­

łego psa z niebieskiemi oczami również głuchego.

B adania zabitego zwierzęcia w ykazały, że ośrod­

ki słuchowe kory mózgowej były zm niejszone z jednej strony o połowę, z drugiej o je d n ą trz e ­ cią wielkości n atu ra ln ej. Ślimak w uchu we- w nętrznem był także zm niejszony, a ruchome ch rz ąstk i słuchowe zrośnięte ze sobą.

(Prom etheus).

A. Ś.

— T ranspiracya psów. w stanie norm alnym pies wykonywa około 20 do 30 ruchów oddecho­

wych na m inutę; gdy wszakże je s t podniecony, lub też biega szybko podczas upału, prędkość ta wzmaga się do 300 i 350 ruchów na minutę.

P . R ichet, badając przyczynę tego przyśpiesze­

nia, przekonał się, że sprzyja to parow aniu p łu c ­ nemu, a stąd oziębianiu ciała. Je stto więc r o ­ dzaj tran sp iracy i płucnej. Zapom ocą ważenia ocenił p. Richet, że pies, którego oddychanie tak je s t przyśpieszone, tra c i w ciągu godziny ] 5 g p ary wodnej na 1 Tcg ciężaru ciała, co odpowiada utracie ciepła w ilości 6 000 ciepłostek, czyli ilości ciepła, w ystarczającej do podwyższenia 0 1° te m p eratu ry sześciu litrów wody. Okazuje się więc z tego, że ta k ie przyśpieszenie ruchów oddechowych je s t środkiem oziębiającym , wyna­

gradzającym niedostatek transpiracyi skórnej u psów. P sy tra n sp iru ją więc językiem , według pojęcia powszechnego.

T. R .

— Oporność jeża przeciw ukąszeniom żmii.

Jeż słynie ja k o tępiciel żm ij, należy więc p rz y ­ puszczać, że posiada on środek ochronny przeciw ukąszeniom tych niebezpiecznych gadów. Nie­

k tó rzy sądzą, że je ż chw yta zręcznie żmiję 1 owija j ą natychm iast swym pancerzem kol­

czastym , a następnie, zanim ofiarę swą rozwinie i zje, czeka, aż w yczerpie ona ja d swój bezuży­

tecznie na kolcach. Inni natom iast p rzypisują jeżow i isto tn ą oporność przeciw jadow i, spo­

strzeżenia bowiem uczą, że zachow uje on życie nawet w tym razie, gdy je s t przez żmiję pokąsa­

ny w pysk lub tw arz. Pogląd te n potw ierdzają nowe badania pp. G. P hysalix i G. B ertrand.

P rzekonali się oni, że jeż unika w praw dzie b a r ­ dzo zręcznie ataków żmii, ale się ich nie obawia;

posiada on istotnie oporność ta k potężną przeciw jadow i, że znieść może bezkarnie kilka ukąszeń.

Oporność je ż a przeciw jad o w i żm ii je s t 35 do 40

Cytaty

Powiązane dokumenty

Do łańcucha karpackiego należą najwyższe góry w Polsce: Tatry, ciągnące się około 60 kilometrów wzdłuż od zachodu na wschód, a w szerz liczą około 20

Na przełomie grudnia i stycznia mieszkańcy Dziećkowic będą mogli się podłączyć do kanalizacji.. Cena za odprow adzenie ścieków do miejskiej kanalizacji ma być

A kt porodu przyspieszają rów nież bioklim atyczne czynniki... nych męskich

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

Krążą pogłoski, że Spandawa, gd zie się znajduje większość uzbrojonych robotników, jest osaczona przez Reichswehr.. W Króiewcu postanowił w ydział socyalistyczny

Modelkonstrukcjiprogramugraficznego kompilatorkompilator Program binarny protokolu X Window do serwerarzacych obiekty graficznewysokiego rzedu two−Program zródlowy

Listy Prologmajedn ֒aprawdziw֒astruktur֒edanychjak֒ajestlista.Listajest sekwencj ֒aelement´ow,kt´oremog֒aby´catomami,b֒ad´zlistami.Listyzapisujemy

działalność uczelni mająca na celudziałalność uczelni mająca na celulepszelepsze usytuowanie się na rynku, usytuowanie się na rynku, usytuowanie się na rynku, usytuowanie się