• Nie Znaleziono Wyników

LOGIKA CHEMII.Rzecz czytana na posiedzeniu Sekcyi chemicznej.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "LOGIKA CHEMII.Rzecz czytana na posiedzeniu Sekcyi chemicznej."

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

M. 2 3 . Warszawa, d. 7 czerwca 1896 r. T om X V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A TA „ W S Z E C H Ś W IA T A " . W W a r s z a w ie : rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie rs. 10 półrocznie „ &

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi .W szechśw iata*

i

w e w szystkich księgarniach w k raju

i

zagranica.

K o m ite t R edakcyjny W s z e c h ś w ia ta stanow ią P anow ie:

D eike K., D ickstein S., H o y er H ., Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk S., M orozewlcz J „ N«- tanson J „ Sztolcm an J ., Trzciński W. i W róblew ski W .

iLdres Kec3.£ilsc37-i: K!ra,lro-wsls;Ie-3Przeca.m.ieścIe, 2Ń Tr GS.

LOGIKA CHEMII.

Rzecz czytana na posiedzeniu Sekcyi chemicznej.

Filozofowie czystej wody, t. zw. filozofowie profesyonalni czynią, dość często poważny zarzut badaczom naukowym ostatniej doby, zwłaszcza też przyrodnikom, źe, zatopieni w gromadzeniu faktów i sprawdzaniu spo­

strzeżeń, całkowicie zaniedbują kwestye ogólno-metodologiczne i zatracają z oczu szerszą podstawę filozoficzną. Z arzut ten, w części tylko słuszny, znajduje usprawiedli­

wienie w tem, że istotnie, pomimo najskrzęt­

niejszego trudu i olbrzymiego nakładu p r a ­ cy, we wszystkich niemal gałęziach wiedzy je s t jeszcze zawsze nagromadzonego mate- ryału faktycznego zamało i dlatego tak często badacze żałują każdej chwili cennego czasu na rozległe uogólnienia, zanim zdążą zebrać należycie potrzebne do budowy nau­

kowej cegiełki. Zresztą, kto bacznie śledzi ruch literacko-naukowy, dostrzeże łatwo, że pod względem ogólno-poznawczym nie wy­

gląda on wcale tak smutnie, jak to głoszą

niekiedy bezwzględni wielbiciele temporis peracti, kiedy to olbrzymie wielotomowe dzieła filozoficzne ukazywały się wciąż jedno za drugiem w nieprzerwanej kolei. Bo po­

mijamy już nawet tę okoliczność, że np. p r a ­ ce nad klasyfikacyą nauk i umiejętności takiego Spencera, Comtea lub W undta nie ustępują wcale ani jasnością logicznego po­

działowego momentu, ani rozległością i g łę ­ bokością ogólnego poglądu, [arkonsekwencyą i ścisłością układu wstępowi d A lem b erta do pracy encyklopedystów francuskich X V I I I wieku '), lub Dugalda Stew arta przedmowie do suplementów „Encyclopaedia britanni- ca“ 2), albo klasyfikacyom chrestomatyi J e ­ remiasza Benthama 3), lub filozofii A .' M.

A m pereał). Dość zajrzeć np. do współczesne­

*) d ’A lem bert, Discoura prelim inaire.

2) D ugald S tew art, Collected W orks edit.

by W . H am ilton, I, p . 1 etc.

3) B entham , E ssai sur la nom enclature et classification des principales branches d ’a rt et"de science. O uvrage exfrait du C brestom athia de Jerem ie Bentham p a r Georges Bentham . Oeuyres.

B ruksella, 1829 T. III.

4) A. M. A m pere. E ssai su r la philosophie des sciences ou exposition analytique d’une clas- sification n a turelle de to u te s les connaissances hum aines. P a ry ż , 1834.

(2)

354 W SZECH SW IA T. N r 23.

go wydawnictwa „ Bibliothśąue philosophiąue contemporaine”, do „Philosophische Stu- dien” W undta, do sprawozdań z posiedzeń licznych akademij naukowych i międzynaro*

dowych kongresów, ażeby znaleźć dowody, źe wielkie zagadnienia ogólnej filozofii nauk, logiki i metodyki badania i rozumowania umiejętnego bynajmniej nie leżą. w naszych czasach odłogiem, choć z natury rzeczy w odmiennej niż dawniej przedstaw iają się postaci. Prace Queyrata, L iarda, de F rey - cineta, A ubera, Saigeya, J . H . van t ’Hoffa, Knigdon Clifforta i Maxwella, Sergiego i Loriego, Helmholtza, W undta, Macha, Ostwalda, Riemana, H auptm ana, Du Bois- Eeymonda, W alth era N ernsta, Cantora, L i W. Meyera, to tylko nieliczne z pomiędzy wielu innych przykłady na poparcie rzeczo­

nego z d a n ia .P rz y je m n ie też wspomnieć, źe i w naszej, dość przecie skądinąd ubogiej literaturze naukowej nie b rak ostatniemi czasy dzieł i rozpraw w wyż wspomnianym kierunku. Nie zaginęło więc bynajmniej uznanie doniosłości i potrzeby uogólnień nau­

kowych, zastanawiania się nad drogami i na­

rzędziami myślenia, nad metodami ich sto­

sowania, nad celami um iejętnych dociekań, nad ostatecznemi Tna daną chwilę wynikami pomyślnych badań. I dziś, tak ja k dawniej, czujemy konieczność, wśród nawału budow­

lanej pracy umiejętnej, zatrzym ania się na chwilę od czasu do czasu, by cały plan gmachu od podwalin do szczytu choćby po­

bieżnie okiem ogarnąć. I dziś, równie jak kiedyś, wierzymy, źe „non solum decet et licet, sed opus, atque necesse est causam re ­ rum scire”. Dlatego też pewnie uznacie, sz. panowie, za słuszne, źe w gronie wa- szem choć w krótkiej przygodnej przemowie obejrzę logiczną budowę metod naukowych, stosowanych w dziedzinie ta k wam wszyst­

kim doskonale znanej i potocznej, a uczynię to opierając się na pracach autorów, których nazwiska przytoczyłem przed chwilą i pro­

sząc z góry o pobłażanie, jeżeli suchym na- pozór przedmiotem zbyt długo cierpliwość i uwagę waszę wystawię na próbę.

Odkąd Bakon w swojem „De dignitate et augmentis scientiarum ” nazwał fizykę m atką umiejętności, utrw alało się coraz bardziej

pojęcie, źe metody badania fizycznego stano­

wią najdoskonalszy przykład metodyki in­

dukcyjnej dla wszelkich innych nauk, tak ja k naodwrót w matematyce przyzwyczajono się widzieć najwspanialszy pierwowzór nau­

ki dedukcyjnej. W logice angielskiej, któ­

rej poglądy stały się w tej mierze przewod- niemi, łatwo dostrzedz, że prawzór Bakona oddziałał tu silnie zarówno w dodatnim jak i ujemnym kierunku. Bo chociaż np. Jana Herschla „W stęp do studyowania nauk przyrodniczych”, jakoteż J a n a S tu a rta Milla

„Logika indukcyjna i dedukcyjna” zawierają mnóstwo cennych danych o metodyce bada­

nia doświadczalnego, dojrzeć nietrudno, że przedstawiane tutaj zasady nie wypłynęły wprost z poszukiwań przyrodniczych, lecz raczej powzięte zostały z przepisów Bakona, odpowiednio uproszczonych i później dopiero objaśnionych nowoczesnemi przykładami.

Ale teź do samego Bakona sąd o nim jedne­

go ze współczesnych, wielkiego Harveya, „że sądzi on o umiejętnościach jak lord-kanclerz”

w dwojakiem znaczeniu słusznie się odnosi, t. j. nietylko do jego zaledwie pobieżnej i po­

wierzchownej znajomości przyrodoznawstwa owoczesnego, lecz nierównie bardziej jeszcze do jego czysto prawniczego rozumowania metodologicznego, nieopartego na wzorowych przykładach badania indukcyjnego, lecz przypominającego wprost badanie świadków i wysłuchiwanie wyroków całego szeregu in- stancyj w prawidłowym procesie sądowym.

N ikt teź już chyba dzisiaj z nieuprzedzo- nych a świadomych dziejowego rozwoju istot­

nych metod przyrodoznawstwa nie zechce utrzymywać, źe Bakon jest rzeczywistym twórcą metody przyrodoznawczej

Obszerne i głębokie roztrząsania W und­

ta ‘), Riemana 2), Helmholtza 3), L iard a 4) i Brixa 5), a u nas prace S. Dickstei-

*) U eber m athem atische Induction.

2) U eber die H ypothesen, welche der Geo­

m etrie zu G runde liegen.

3) U eber die T hatsachen, die der Geometrie zu G runde lie g en .— U eber den U rsp ru n g und die B edeutung geom etrisclier Axiome.

4) Des definitions geom etriąues e t empi- rią u e s.

5) D er m athem atische Zablenbegriff und sei- ne E ntw ickelungsform en.

(3)

N r 23. W SZECHŚW IAT. 355

na ‘), Gosiewskiego, Z. Straszewicza 2)

t innych wykazały dowodnie, że w m atem a­

tyce znaczenie indukcyi jest daleko donio­

ślejsze niż to pospolicie mniemano, że zatem pogląd potoczny, uważający ją za „umiejęt­

ność czysto dedukcyjną”, jest jednostronny i ostać się nie może, podobnie jak pojmowa­

nie fizyki jako „nauki czysto indukcyjnej”

jest pod wielu względami niesłusznem i nie- prawdziwem. W rzeczy samej bowiem fizy­

ka, podobnie ja k matematyka, opiera się w jednaki sposób na indukcyach. Ale prze­

ważająca metoda badania i w niej również jest dedukcyjną, jak również w ogólności pod względem metodologicznym fizyka jest naj­

bardziej z m atematyką spokrewniona i to nietylko w owych dziedzinach teoretycznej czyli matematycznej fizyki, którym już daw­

no pośredniczące przyznano stanowisko, a często wprost do zakresu matematyki włą­

czano, lecz nawet w tych badaniach, które zupełnie niewątpliwie należą do zakresu t. zw. „fizyki doświadczalnej”. A przytem w tej ostatniej, wskutek ciągłego kojarzenia się indukcyj i abstrakcyj teoretycznych, lo­

giczne sposoby postępowania tak się wikłają, że poszukiwania fizyczne, zwłaszcze wobec wielce zawiłego stanu zagadnień, ostatniemi czasy roztrząsanych, rzadko kiedy posłużyć- by mogły w celu skutecznego i jasnego przedstawienia schematu metodologicznego.

Przedewszystkiem zaś nie nadają się ono wcale do ustalenia t. zw. pierwszych zasadni­

czych punktów metodyki. Chociaż przeto owo pamiętne zdanie, źe fizyka jest m atką umiejętności i dziś jeszcze dla innych nauk przyrodniczych nie straciło wagi, o ile chodzi w niem o orzeczenie pojęć zasadniczych i za­

sad objaśnienia przyrody wogóle, to w zna­

czeniu metodologicznem tylko z wielkiem zastrzeżeniem przyjmować je wolno. Bo właśnie osobliwsza trudność fizyki w tym względzie spoczywa w tem, że stojąc pośrod­

ku pomiędzy m atematyką, a innemi induk-

*) P rzekład Loriego: Przeszłość i stan obec­

ny teoryj geom etrycznych, oraz rozpraw a po p u ­ larna: M atem atyka i rzeczywistość.

2) Znaczenie doświadczenia w geom etryi.—

P orów naj też Cantora: Yorlesungen iiber die Ge- schichte der M athem atik. L ipsk, 1880.

j cyjnemi dziedzinami przyrodoznawstwa, po- i spolicie żadną z zasadniczych metod nie po­

sługuje się wyłącznie, nawet w obrębie jed ­ nego pojedynczego poszukiwania i tym spo­

sobem nie daje nam sposobności do oglądania tej metody zasadniczej w jasnem oświetleniu i ścisłem zastosowaniu.

Nie będę tu bliżej rozbierał tego twierdze­

nia o stanowisku logicznem fizyki w rzędzie nauk. Poważne i wszechstronne poparcie i wyjaśnienie dali nam już w tym względzie również W undt ‘), Mach 2), Helmholtz 3), M axw ell4), Saigey B), de Freycinet 6), Quey- ra t 7), Ostwald 8) i W ład. Natanson 9), W.

M ayer l0), S. Kram sztyk " ) i inni, do któ­

rych odwołać się muszę.

J a k wiadomo, dzisiejsza metodyka fizycz­

na ród swój wiedzie przedowszystkiem od Galileusza i Newtona. Oni to stworzyli środki logiczne, przy pomocy których możli­

wą się stała owa „interpretatio n aturae”, o jakĄ bogaty skądinąd umysł Bakona kusił się daremnie. Metoda Galileusza wobec nie­

zwykłej stosunkowo prostoty zagadnień, któ- remi się zajmuje, jest przejrzysto jasną.

Jakkolwiek głęboko zapuścił się on w istotę rzeczywistą indukcyi przyrodniczej, „której różnice od metodycznie płonnej, „zupełnej indukcyi” Arystotelesa sam tak dokładnie podnosi i określa”, jednakowoż własna jego metoda nie jest wcale indukcyjną, lecz m ate­

matycznie dedukcyjną, z następczem dopiero

') Z ur G eschichte und T heorie ab stra k te r Begriffe— E in theilung der W issenschaften— oraz Die physicalischen Axiome und ih re Beziehnung zum Causalgesetz.

2) U eber U m bildung und A npassung im na- turw issenschaftlichen Denken, W iedeń, 1894, oraz O zasadzie porównywania w fizyce.

3) D ieT hatsachen der W ahrnehm ung— U eber bleibende Bewegungen und scheinbare Sub- stanzen.

4) M atter and Motion.

5) L a physiąue m oderne.

6) E ssai su r la philosophie des sciences.

7) L ’abstraction e t son róle dans 1’education de 1’intelligence.

8) G rundlinien z u r E nergetik.

9) Podręcznik fizyki— W ykład w stępny do prelekcyj fizyki we wszechnicy Jagiellońskiej—

M aterya i energia.

10) Zagadnienia z dziedziny atom istyki.

“ ) T rojaki początek fizyki.

(4)

356 W SZECHSW IAT. N r 23.

sprawdzeniem przez doświadczenie i spo­

strzeżenie. Główną potęgę galileuszowego umysłu stanowi jego niezwykła zdolność abstrakcyjna—zdolność duchowa, dość prze­

cie odległa od indukcyjnego opracowywania spostrzeżeń. Ona to uczyniła go twórcą aksyomatów mechanicznych. Co prawda, to i prawo bezwładności i zasada proporcyonal- ności ruchu, te nieśmiertelne odkrycia wiel­

kiego myśliciela, opierają się oczywiście także na pewnych indukcyach. Lecz należą one całkowicie do rzędu indukcyj najpier­

wotniejszej postaci, opartych na spostrzeże­

niach bezpośrednich i prostych, t. j. takich, jakie poprzedzają również matematyczne wywody abstrakcyjne. Praw a spadku ciał i prawo parabolicznego ruchu rzutowego Galileusz wyprowadził (dedukował) z owych raczej intuicyjnie, niż indukcyjnie znalezio­

nych przez się twierdzeń, ale doświadcze­

niem sprawdził i potwierdził swoje deduk-

j

cye, o ile o takiem potwierdzeniu może być wogóle mowa wobec abstrakcyjnego charak­

te ru praw rzeczonych, modyfikowanych nad­

to przez liczne warunki natury zewnętrznej, jakoto opór powietrza i tarcie, tudzież wobe- wielce jeszcze podówczas niedokładnych po­

mocy naukowych do badania doświadczal­

nego.

U Newtona już metodyka fizyczna przy­

biera. postać znacznie bardziej zawikłaną.

Tylko odnoszące się do mechaniki abstrak­

cyjnej wywody jego „Zasad matematycznej filozofii przyrody” zachowały całkowicie zna- j miona dedukcyi matematycznej; w rozpra-

j

wach astronomicznych je s t już ona wszędzie spleciona z indukcyami, które się jeszcze wy­

bitniej ujawniają w optyce newtonowskiej.

Lecz i tu także wnioski p er analogiam i hy- potetyczne wnioskowanie na całość wywodów wywierają wpływ tak dosadny, że trudno wyprowadzić stąd ogólniejsze praw idła me­

todyki fizycznej.

Jeżeli teraz, w myśl powyższego twierdzić I zechcemy, że nie fizyka lecz chemia jest tą | umiejętnością, w której metody indukcyi przyrodniczej doszły do najściślejszego i naj­

doskonalszego rozwoju, to ze strony niejed­

nego chemika m ogą nas spotkać zarzuty i zaprzeczenia. Bo jeżeli wierzyć niektórym głosom krytycznym, to wogóle w chemii no- w jiy taaj p >

1

względe:n b g ik i coś się pop?u -

ło i niejeden badacz pewnie z nią żyje na bojowej stopie '). Ale może właśnie ta su ­ rowa cenzura logiczna badań chemicznych jest jednem ze świadectw wybitnie logiczne­

go charakteru umiejętności chemicznej. Boć inaczej w krytyce prac czysto chemicznych nie kładzionoby chyba tak wielkiego nacisku na ich stronę logiczną, gdyby sam charakter umiejętności nie domagał się tego bezpo­

średnio. Dlatego śmiało wypowiedzieć wol­

no, że pod względem czystego rozwinięcia pewnych metod logicznych chemia może iść w porównanie jedynie z m atem atyką czystą.

J a k w tej ostatniej dedukcya, tak w chemii indukcya naukowa doszła do najdoskonal­

szego rozwoju. Niema wogóle innej umie­

jętności, w której by postępowanie indukcyjne przedstawiało się w tak czystej postaci i w tak ścisłem następstwie pojedyńczych okresów badania.

Składają się na to okoliczności rozmaite.

Kiedy bowiem charakter logiczny matema­

tyki jest głównie spowodowany przez wysoki jej rozwój umiejętny, to o chemii powiedzieć można słusznie, źe jej własności logiczne wy­

m agają właśnie daleko mniejszego stosunko­

wo wykształcenia samej umiejętności, aby się uwydatniły w całej swej czystości. W isto­

cie może niedalekim jest już czas, kiedy i chemią w znacznie rozleglejszej niż dotąd mierze, zawładnie ów kierunek dedukcyjny, który, pierwotnie z mechaniki wziąwszy po­

czątek, stopniowo z nieprzepartą siłą ogarnia inne dziedziny przyrodoznawcze. Już prze­

cież pod nazwą „chemii fizycznej” oddzieliło się pewne terytoryum badań, ^ które, oparte przedewszystkiem na przypuszczeniach teo- ryi mechanicznej ciepła, usiłuje możliwie szeroko rozpostrzeć panujący w niej sposób traktowania fizycznego zagadnień. Zapewne też po części ta z nowych poglądów powstała

') Porów naj pod tym względem: J. H.

van t ’Hoff. D ix annees d ’une theorie. L a chimie dans Fespace. R otterdam , 1886. — Ostwalda, D zisiejsza elektrochem ia, tudzież jego Die wis- seuschaftliche G rundlagen der analytischen Che­

mie.— L o tary u sza M eyera, Teorye chem ii w spół­

c z e s n e j— W althera N ernsta, Theoretische Che­

mie i R yszarda M ayera, O celach i zadaniach elektrochem ii (odczyt publiczny). B runśw ik,

1894.

(5)

N r 23. WSZECHSW1AT. 357

zmiana metodyki z nieuniknionemi jeszcze wobec słabego jej rozwoju brakami stanowi szkopuł dla niejednego ze starszych chemi­

ków, wychowanych w szkole starej, klasycz­

nej indukcyi chemicznej, odtrąca go od no­

wego kierunku i każe mu uważać za zupełny brak metody to, co przecie tylko je s t inną, od dotychczasowej różną metodą, oczywiście z niedokładnościami, właściwemi wszelkiej idei nowej i niedość opracowanej. Jedną z najbardziej rozpowszechnionych wad wszel­

kiego nowatorstwa jest, jak wiadomo, po­

śpieszne tworzenie teoryj. Świadomy dzie­

jów nauki wie doskonale, źe ta słaba strona właściwą jest zawsze okresowi przejściowe­

mu, źe jest ona złem koniecznem, tak jak błąd w ogólności, bez którego i prawd-by zdo' bytych nie było. Lecz tym, co się w spokoju ducha cieszą pewnemi zdobyczami na do­

tychczas przebieżonej drodze, łatwo wydać się może niedojrzałą albo płoną próbą to, co przecież jest tylko niezbędnym począt­

kiem nowego i bogatego w nabytki szlaku naukowego;

Epoka czystej indukcyi chemicznej dosięg­

ła najwyższego rozkwitu w epoce rozwoju chemii, uświetnionym przedewszystkiem imio­

nami Berzeliusza i Liebiga. W kilku kie­

runkach, zwłaszcza też w dziedzinie syntezy chemicznej zabłysła jeszcze potem wspania­

łym pokwitem. W nowszym zaś czasie, częścią wskutek jednostronnych, wobec ogro­

mu nagromadzonego materyału wielce zro­

zumiałych usiłowań klasyfikacyjnych, częścią, zaś z przyczyny wspomnianych powyżej wpływów fizyki, charakter ogólny badań chemicznych zaczyna ulegać stopniowo po­

ważnej odmianie. W taki też sposób ów okres naukowy, któremu się w tem znaczeniu słusznie miano klasycznego należy, znajduje się pośrodku pomiędzy niedołężnie jeszcze właściwej drogi szukającym początkiem b a ­ dania, a daleko sięgającym późniejszym roz­

wojem, wśród którego metody przybierają coraz bardziej zmieszane znamiona.

Ale nietylko ten szczęśliwy okres umiejęt­

ności, w którym jeszcze teraz właściwy obraz nauki chemicznej uchwycić możemy, pozwala nam dopatrzeć w niej istotnego typu induk­

cyjnej nauki przyrodniczej, lecz oczywiście i osobliwsze, jej tylko właściwe zadania spra­

wiają, źe w niej indukcya występuje wyraź­

niej wyodrębniona od innych sposobów po­

stępowania i dokładniej rozdzielona na poje- dyńcze sprawy i badań etapy. Cząsteczki materyalne są, by tak rzec, stalsze niżeli inne zjawiska przyrody. One to pozwalają ba­

daniom rozwiązywać nastręczające się za­

gadnienia, odnoszące się do budowy mate- ryalnej ciał, w regularnie uporządkowanym szyku od stopnia do stopnia i nawet tam, gdzie późniejsze zadania jeszcze wcale nie mogą być rozwiązane, zjawiska badaniu do­

stępne tyle zawsze same przez się budzą za­

jęcia, źe je chętnie samodzielnie rozbieramy.

W zagadnieniach fizycznych rzecz się ma całkiem inaczej. Tutaj wszystkie zagadnie­

nia pojedyńcze kojarzą się wzajem daleko ściślej i częściowe ich zosobna rozwiązanie nie zadawalnia nas tak dalece, źe im wcale szczególnego nie przypisujemy znaczenia.

Tak np. mniemamy, że osięgnęliśmy zbyt mało, gdy zjawisko fizyczne rozłożymy na jego części składowe; pragniemy przede­

wszystkiem poznać ich wzajemny stosunek przyczynowy. N a polu chemicznem prze­

ciwnie wynik każdego pojedyńczego rozbioru elementarnego, nawet gdy nam nic nie po­

wiada o tak zwanym racyonalnym składzie ciała badanego, ma sam przez się samodziel­

ną wartość i znaczenie.

Zanim teraz przejdziemy do krótkiego skreślenia charakteru logicznego metod che­

micznych badania, nie od rzeczy będzie kilku rysami zaznaczyć metody zasadnicze wszela­

kiego badania umiejętnego wogóle, a po­

szukiwań przyrodniczych w szczególności z uwzględnieniem ich rozwoju prawidłowego i regularnego następstwa.

Wszystkie sposoby logiczne postępowania, stosowane w jakiemkolwiek badaniu umie- jętnem, mogą być przedewszystkiem albo proste, pojedyńcze, albo też złożone z nich, przyczem szczególna właściwość w danym razie zawisła od rodzaju połączenia i na­

stępstwa pojedyńczych metod oraz osobliwej przewagi jednej z nich wre wnioskowaniu zło- żonem. Prostych metod badania posiadamy tylko dwie: analiza i synteza. Pierwsza z nich polega na rozczłonkowaniu jakiego­

kolwiek przedmiotu złożonego na jego części składowe, druga na połączeniu ze sobą j a ­ kichkolwiek względnie prostych faktów ce­

lem wytworzenia wyników złożonych. W zło­

(6)

358 W SZECH SW IA T. N r 23.

żonych metodach badania analiza i synteza stanowią części składowe. Tym sposobem powstają, z nich dwie pary metod złożonych ogólnego znaczenia: abstrakcya i jej od­

wrotny odpowiednik determinacya (określa­

nie), tudzież indukcya i jej przeciwstawienie dedukcya. A bstrakcya opiera się na bada­

niach analitycznych, określanie czyli deter­

minacya jest postępowaniem syntetycznem.

Indukcya opiera się głównie na rozbiorze, na analizie zdarzeń; dedukcya wiąże znowu fakty przez analizę zdobyte w spójną całość.

To już zarówno dla abstrakcyi i determina- cyi, a bardziej jeszcze dla indukcyi i deduk- cyi wskazuje wszakże jedynie przeważny kierunek operacyj myślowych, a właśnie w skombinowanem pospolicie stosowaniu analizy i syntezy okazuje się większe skom­

plikowanie metody. Zresztą pod tym wzglę­

dem abstrakcyą i determinacyą uważać wy­

pada za względnie prostsze sposoby postę­

powania, choć w niektórych konkretnych ba­

daniach naukowych nierzadko się zdarza, źe abstrakcya rozpoczyna się dopiero od już go­

towej indukcyi, lecz źe determinacya ma jeszcze skuteczny udział w dedukcyi.

(C. d. nast.).

A. Fabian.

Jeszcze o domniemanym

protoplaście człowieka

(Pithecanthropas erectus Dubois).

W szechświat w n-rze 22 z r. z. zapoznał czytelników w naj ogólnej szych zarysach z owym gatunkiem, podawanym za pośredni między m ałpam i antropomorficznemi a czło­

wiekiem, gatunkiem, zbudowanym na zasa­

dzie kilku szczątków szkieletu, odnalezionych na Jawie przez p. Dubois. Obecnie, gdy '

odkrywca odbył podróż po Europie i przed­

staw ił swe zdobycze w Berlinie, Leydzie i Edynburgu, odezwało się kilka głosów kry­

tycznych, pozwalających danej sprawie przyj­

rzeć się nieco dokładniej.

Część czaszki, kość udowa, dwa zęby—oto

j

cała zdobycz p. Dubois, ja k widzimy nie-

J

bardzo obfita. T a szczupłość niepowinna

| jednak oddziaływać uprzedzająco. W arty­

kule wspomnianym, pomieszczonym we Wszechświecie, widzieliśmy do jak daleko idących wniosków upoważnia nieraz drobny szczegół budowy anatomicznej. Lecz im dalsze wnioski, tem większym winien być i krytycyzm w ocenianiu własności, służących za punkt wyjścia. W danym przypadku konkluzya ostateczna jest tak pierwszorzęd-

j

nej wagi, że nieco bardziej szczegółowa ana-

j

liza może zaciekawić nie mniej od samego faktu.

Odnalezione części przedstawiają się jak następuje:

Sklepienie czaszkowe było ukruszone poni­

żej linij głównych pomiarów antropologicz­

nych, co pozwoliło określić największą dłu­

gość czaszki na 115 mm, największą szero­

kość na 130 mm. Mamy zatem przed sobą formę długogłową, wymiarami swemi nie do­

chodzącą przeciętnej czaszki europejczyków.

Przy porównaniu tej czaszki z czaszką małp antropomorficznych, należy na samym wstę­

pie wykluczyć orangutanga i goryla. Oran- gutang należy do szerokogłowych, goryl zaś posiada na czaszce szerokie grzebienie kostne, których ani śladu na znalezionym fragmencie nie widać. Z pozostałych gibbon okazuje największe podobieństwo do Pithe- canthropusa: obie czaszki należą do typu długogłowego, obie m ają jednakowo zbudo­

waną okolicę oczodołów (silne kostne łuki brwiowe). Czaszka Pithecanthropusa różni się od czaszki gibbona i orangutanga prze- dewszystkiem swemi wymiarami, następnie silniej szem pochyleniem karkowej części koś­

ci potylicowej, a co najważniejsze pojem­

nością jam y czaszkowej (właściwie tej części jamy, która mózg zawiera). W edług p. D u­

bois ta pojemność ma się obliczać na nieco więcej, niż na

1 0 0 0

cm

3

i równać się

a /3

po­

jemności czaszki ludzkiej, ma być dwa razy większą niż pojemność kilku mierzonych cza­

szek gorylów,

2 7 3

raza większą niż jednego orangutanga i 3 razy większą niź szym­

pansa.

D ruga ze znalezionych czjśoi, k >56 a 1 ) .

v

(7)

N r 23. W SZECHŚW IAT. 359

odróżnia się na pierwszy rzut oka od grub­

szego i krótszego uda małpiego, ma jednak kilkoma typowemi właściwościami wyodręb­

niać się od uda ludzkiego. Nie sposób wszystkich ich tutaj wyliczać, zaprowadziłoby to zbyt daleko w szczegóły anatomiczne i odpowiednią nomenklaturę, warto jednak zobaczyć, jakiego są one rodzaju. N a kości udowej człowieka znajdujemy np. tak zwany angulus medialis, kanciastą wypukłość, ciąg­

nącą się z obu stron wzdłuż kości nieco na wewnętrznej jej stronie, co sprawia, że po­

przeczne jej przecięcie nie daje zamkniętej w sobie krzywej, lecz raczej dwie: przednią

kongresie w Leydzie, przedstawiając zdobycz czwartą, znalezioną już po ogłoszeniu mono­

grafii. Jestto również ząb trzonowy wiel­

kich wymiarów, z koroną wszakże bardzo startą. Że takie dwa zęby mogły należeć do jednego osobnika, przekonał p. Dubois członków kongresu, pokazując im kilka cza­

szek małpich, gdzie obok zupełnie startych zębów widać było całkowite, jakby wcale nieużywane. Tłumaczy się to wadliwem położeniem zęba, nietrafiającego płaszczyz­

ną korony na płaszczyznę zęba przeciwleg­

łego i w taki sposób nieulegającego zużyciu.

Tak przedstawiają się w najogólniejszych

Odtworzona głowa (czaszka) P ithecanthropusa.

i tylną, które przecinają się z obu stron w kątach rozwartych.

Trzecim odnalezionym szczątkiem jest ząb mądrości z koroną tak szeroką, że przewyż­

sza pod tym względem najsilniej rozwinięte zęby australczyków. Zbliża się on najbar­

dziej do trzeciego zęba trzonowego właści­

wego orangutanga. Należy dodać, źe ząb ten nie jest wcale zużyty; u wszystkich zaś starszych osobników zwierząt i ludzi, żywią­

cych się pokarmami naturalnemi, korony zę­

bów bywają nieraz zupełnie starte. Ząb tedy Pithecanthropusa mógł należeć do młodego osobnika, jednakże zanik szwów na czaszce świadczy naodwrót o starości. Tę, rzucającą się w oczy sprzeczność usunął p. Dubois na

zarysach wykopaliska p. Dubois. Przejdź­

my teraz do poczynionych mu zarzutów.

Przedewszystkiem co do czaszki, to już same jej wymiary nasuwają prof. Turnerowi myśl, źe widzieć w niej należy wprost czasz­

kę człowieka. Skoro do porównania pod­

ciągniemy czaszki europejczyków, to rezultat wypadnie bezwątpienia na korzyść odrębno­

ści Pithecanthropusa, rzecz się jednak zgoła inaczej przedstawia, gdy spróbujemy zesta­

wić miary czaszek australczyków. Przecięt­

nie największa długość czaszki 38 mierzo­

nych australczyków wynosi 183,5 (podczas

gdy u Pithecantropusa 185), największa

szerokość przeciętnie 131 u mężczyzn, 127

u kobiet (Pithecanthropus 130), szerokość

(8)

360 W SZECH SW IA T. N r 23.

post-orbitalna czaszki — 97,6 u mężczyzn, 92 u kobiet (Pithecanthropus 90). Nie n a ­ leży zapominać, że podane tu są, cyfry prze­

ciętne, otrzymane z pomiarów 38 czaszek, a jednak są one tak bardzo do wymiarów czaszki Pithecanthropusa zbliżone, źe w g ra ­ nicach indywidualnych mogą im się równać w zupełności. Przytem Pithecanthropus ma być, jak to p. Dubois z kilku szczegółów wnosi, samicą.

Wielkość czaszki sama przez się nie wy­

daje się jednak probierzem tak niewątpli­

wym, aby na nim z jednej strony można było opierać powinowactwo systematyczne, albo z drugiej znosić je zupełnie. Goryl, wielkością czaszki najbardziej zbliżający się do człowieka, odróżnia się od niego pod każ­

dym innym względem bardziej, niż k tó ra ­ kolwiek 7, małp antropomorficznych, zaś czaszka najmniejszego gibbona, mimo nie­

zmiernej różnicy w wielkości, całą swą budo­

wą najbardziej przypomina czaszkę ludzką.

Wielki Pithecanthropus mógł być zarówno protoplastą mniejszego szympansa, jak mniejszy szympans poprzednikiem wielkiego Pithecanthropusa. Opierając się jedynie na wielkości, nie sposób dojść do pozytywnego rezultatu. Innem i słowy wymiar czaszki sam przez się nie je s t momentem filogene­

tycznym, pozwalającym umieścić dane zwie­

rzę na wyższym lub niższym szczeblu drabi­

ny rozwojowej.

O ile wielkość nic nie mówi, o tyle wyso­

kość czaszki jest właściwością, pozwalającą na dalej idące wnioski. W szeregu ssaków, postępując ku coraz wyższym tworom, za­

uważymy stopniowe przesuwanie się części twarzowej głowy na spodnią część czaszki (części mózgowej). Czaszka, zrazu podłuż­

na, staje się wyższą i krótszą, kość czołowa, idąca wraz z nosową w kierunku płaszczyz­

ny pochyłej nieco od poziomej uchylonej, wypukła się u wyższych coraz bardziej i opa­

da wreszcie ku twarzy w kierunku prawie pionowym. Te kilka słów niechaj tłumaczy zarzut uczyniony p. Dubois przez M artina, mianowicie, że wypukłość kości czołowej Pithecanthropusa równa się tejże wypukłości czaszki ludzkiej. Tu już mamy do czynienia z istotnym probierzem filogenetycznym, sta­

wiającym Pithecanthropusa ponad m ałpami i zbliżającym go niezmiernie do człowieka.

M ala pojemność jamy czaszkowej ma być jednym z głównych dowodów, przemawiają­

cych za tem, źe zwierzę należało do gatunku niższego niż człowiek. Wynosi ona, jakeśmy to wspomnieli,

1 0 0 0

cm

3

i równa się

2/ 3

po­

jemności średniej czaszki ludzkiej. I w tym przypadku autor m iał jedynie europejczy­

ków na uwadze. U szczepu W edda np. śred­

nia pojemność jam y czaszkowej wynosi u mężczyzn

1

259, u kobiet 1092. Indywi­

dualnie spadają te cyfry aż do 1140 dla mężczyzn i 960 dla kobiet! Zachodzi tu wszakże pewna okoliczność, która zmniejsza trochę doniosłość przytoczonych tu porównań liczbowych. Mianowicie weddajczycy odzna­

czają się nizkim stosunkowo wzrostem, pod­

czas gdy Pithecantropus, sądząc z wielkości uda (455 mm), mógł być wysoki na 1,7 m.

Jeżeli więc przytoczone tu liczby nie upo­

ważniają do kategorycznego twierdzenia, źe znalezione sklepienie czaszki należało do człowieka, wystarczą wszakże do silnego za- kwestyonowania wniosków p. Dubois. W resz­

cie sposób, w jaki autor doszedł do liczby

10 0 0

cm

3

już sam przez się nastręcza dużo

wątpliwości. W antropologii pojemność j a ­ my czaszkowej mierzy się przez wypełnienie jej śrótem, drobnym groszkiem i t. p .,—

w danym przypadku, m ając przed sobą je ­ dynie sklepienie czaszkowe, nie można było oczywiście stosować tej metody. Jak że ra ­ dzi sobie p. Dubois? Porównywa oto miary linijne czaszek Pithecanthropusa i szympan­

sa i znalazłszy dla nich stosunek 1,33 : 1, uważa, że pojemności jam czaszkowych od­

nosić się winny odpowiednio jak (1,33

) 3

:

1

. Wysokość wypukłości czaszkowej, jakeśmy to rozważali, ma niezmierny wpływ na po­

jemność jam y, należało więc tu koniecznie wprowadzić pewne dopełnienie. Z dwu cza­

szek szympansów, mierzonych przez Bi- schoffa, samica, wobec równych zresztą wy­

miarów linijnych, posiada o mniejszą j a ­ mę czaszkową jedynie z powodu mniejszej wypukłości czaszki i nieco większej jamy czołowej. P . Dubois sądzi, że jest upoważ­

niony do wprowadzenia i w danym przypad­

ku poprawki o jednę siódmą. N a zasadzie

tych obliczeń, których stronę matematyczną

śmiało pominąć tu możemy, otrzymujemy

pojemność czaszki Pithecanthropusa równą

984 cm.3. „Należy tedy—konkluduje autor—

(9)

_Nr 23 • W SZECHŚW IAT. 361

właściwą jej wielkość cenić na nieco wyżej, niż

10 0 0

cm

3

”.

Zwróćmy tu tylko na jedno uwagę: jedy­

ne, co mogłoby zbliżyć Pithecauthropusa i szympansa jest właśnie owa pojemność jam , a obliczając ją, autor opiera się już na porównaniu tych dwu czaszek. Gdyby za punkt wyjścia służyła czaszka ludzka, rezul­

tat wypadłby oczywiście inaczej. Ścisłość zaś obliczeń mówi sama przez się.

Dodajmy nakoniec, że jak to p. M artin zauważył, przebieg linij ciemieniowych u P i­

thecanthropusa jest zupełnie takiż sam, jak u człowieka, a zupełnie odmienny niż u gib- bona i szympansa, źe wreszcie kości czaszki, położone z boku łuków brwiowych są u szym­

pansów i gibbonów wypukłe, u Pithecanthro- pusa zaś, podobnie jak u ludzi, płaskie.

Najważniejsza zatem zdobycz p. Dubois nie wytrzymuje szczegółowej krytyki.

Zanim przejdziemy do części następnych, należy się zatrzymać nad zupełnie odmien­

nym sądem Yirchowa. Zgadzając się w zu­

pełności na to, źe wywody p. Dubois nie są bynajmniej wystarczające, utrzymuje on wszakże, że sklepienie czaszkowe Pithecan thropusa posiada pewną wybitną cechę małp antropomorficznych. Yirchow przypisuje jej znaczenie tak duże, źe nie waha się zaliczyć Pithecanthropusa wprost do małp. Mianowi­

cie: oczodoły tych zwierząt otoczone są szań­

cem kostnym, rozwiniętym zwłaszcza ponad okiem i niemającym nic wspólnego z takzwa^

nemi wzniesieniami supraorbitalnemi czaszki australczyków i „człowieka z Neandertha- lii” '). Te ostatnie zawdzięczają swe po­

wstanie nadzwyczajnemu rozwinięciu jamy czołowej (sinus frontalis), są wewnątrz puste i występują zwłaszcza przed osadą nosa na wewnątrz oczodołów 2).

') To, dziś praw ie pospolite, imię odnosi się do szkieletu ludzkiego, odnalezionego również w pokładach epoki dyluw ialnej. Człowiek z Nean- derth alu odznaczał się wielu właściwościami pierw olnemi. N iektóre wszakże cechy, uważane za charekterystyczne dla ówczesnej rasy, sprow a­

dził ongi Virchow do objawów patologicznych, stw ierdziw szy u danego osobnika krzyw icę (ra - chitis).

2) Virchow przytacza jeszcze jed n ę właści­

wość w spólną, zarysow aną jed n ak w omówieniu

Czyżby ta jedna właściwość była wystar­

czającą do uważania Pithecanthropusa za małpę? Yirchow dotychczas przynajmniej ani słowem nie potrącił dowodów przeciw­

nych, odnajdujących w danem sklepieniu czaszkowem charaktery czysto ludzkie, po­

ważnych argumentów p. M artina zda się nie zna wcale, przytem powiedzenie, źe on pierw­

szy zwrócił uwagę na budowę oczodołów jest co najmniej nieścisłem. P . Dubois mó­

wi o nich wyraźnie, jakkolwiek nie dość wy­

czerpująco, ja k to na początku niniejszego artykułu wspomnieliśmy. W edług niego

„silne kostne łuki brwiowe” są jedną z wła­

ściwości antropomorficznych odnalezionego sklepienia.

Widzieliśmy, że czaszki europejczyka i au- stralczyka różnią się wymiarami, pojemno­

ścią jamy czaszkowej i wielkością jam y czo­

łowej. AY epoce dyluwialnej istnieć również musiały pewne różnice w budowie czaszek ras, zwłaszcza w miejscowościach tak od­

ległych jak N eanderthal i Jaw a. Rasy zaś, zamieszkujące w owej epoce Jawę, musiały przedstawiać charaktery bardziej pierwotne i mogły być do ludzi z N eanderthalu mniej więcej w takim stosunku w jakim azyata lub australczyk jest obecnie do europejczyka.

Innemi słowy: czy mamy tu do czynienia z przedstawicielem dyluwialnym gatunku Homo, rasy, żyjącej wówczas na Jawie, któ­

rej czaszka w wielu punktach przypomina ludzką, w budowie zaś oczodołów małpią;—

czy też ze zwierzęciem, przedstawiającem z jednej strony dostateczną ilość cech antro­

pomorficznych, by módz je uważać za małpę, lub z drugiej strony dostateczną ilość cech mieszanych, które usprawiedliwiałyby utwo­

rzenie gatunku pośredniego: Pithecanthro- pus?...

Znaleziony ułamek czaszki nie może na to pytanie dostarczyć nam odpowiedzi.

Wszystkie szczegóły w budowie uda (np.

ta k ogólnem, że tru d n o narazie uważać j ą za do­

wód przekonyw ający, m ianow icie: „p rzednia część głowy małpiej j e s ł w ązka, a okolica skro­

niowa je s t jakg d y b y ściśnię*a, podczas gdy czoło australczyka i człowieka z N ean d erth alu je s t szerokie z podspodu, okolica zaś skroniow a sto ­ sunkowo pełniejsza’1.

(10)

-362 W SZECH SW IA T. N r 23.

brak wyżej wspomnianego angulus media- lis), które p. Dubois uważał za czysto antro- pomorficzne, odnalazł p. M artin w typowej postaci kości ludzkiej. Tem samem znika wszelkie prawdopodobieństwo, że należała ona do innego gatunku. Wszyscy krytycy, niewyłączając Yirchowa, uważają owę kośó za udo ludzkie.

Znalezione dwa zęby trzonowe p rzerastają swą wielkością zęby wszystkich ras ludzkich. [ K orona zębów trzonowych zwierzęcych i ludz­

kich posiada wyniosłości (sęczki), których po­

łożenie i stosunkowa wielkość w każdym zębie jest charakterystyczną dla każdego gatunku:

ząb mądrości człowieka odznacza się np.

zanikiem tylnego sęczka środkowego. Ząb mądrości Pithecanthropusa wyróżnia się wszakże zanikiem tylnego sęczka bocznego, sęczek zaś tylny—środkowy jest silnie roz­

winięty. Koniec końców znalezionych zębów nie można przypisać człowiekowi.

Stanowisko krytyków p. Dubois form ułuje się zatem w taki sposób: według jednych sklepienie czaszkowe i udo należą do czło­

wieka, zęby zaś do małpy antropomorficznej (zapewne kopalnej), według innych czaszka i ząb należą do małpy antropomorficznej, dziś również nieżyjącej, udo zaś do czło­

wieka. Czyli, źe krytyka zaprowadziła sprawę tam, skąd ona wyjść była powinna i skąd napewno wyszła.

O statni ząb znaleziono w połowie roku ze­

szłego, czyli w półtora roku po ogłoszeniu monografii, to każe przypuszczać, źe nad rzeką Bengawan do dziś dnia odbywają się poszukiwania. K to wie, może one przyniosą coś bardziej stanowczego i rozstrzygną sp ra­

wę w tym czy innym kierunku.

Możliwość, jakąśm y tu przyjęli, mianowi­

cie, że jestto przedstawiciel rasy, stojącej na niższym stopniu niż „człowiek z Nean- derthalu”, wydaje mi się najprawdopodob­

niejszą.

W. Berent.

0 koncentrowaniu promieni X

w celach folograficznjcli.

Stosując m aszynę influencyjną do otrzym yw a­

nia prom ieni X zwykłem i ru rk a m i Crookesa, miałem sposobność zauw ażyć, że przez zbliżanie ręk i prom ienie katodalne ulegają, zboczeniu, a m iejsce, na k tó re padają,, zaczyna świecić wy­

raźniej.

W zbliżonych do ru rk i palcach uczuwać się daje przechodzenie od niej drobnych isk ier, tem silniej im p rąd j e s t silniejszy. W ciemnym p o ­ koju te przechodzące iskierki łatw o okiem mo­

gą być dojrzane.

F a k t ten przekonyw a, że ru rk a Crookesa pod­

czas wyładowywania się w niej p rą d u zachowuje się ja k butelka leydejska, posiadająca ładunek statyczny.

W dalszych próbach przekonałem się, że gdy otoczym y ru rk ę palcam i j a k pierścieniem p o ­ niżej anody, dno je j wówczas dopiero zaczyna świecić wspaniałym zielonym kolorem , przyczem ekspozycya znakom icie się skraca. Poniew aż je d n a k takie trzym anie ru rk i (tem bardziej mocno rozgrzanej) przez czas całej ekspozycyi j e s t b a r­

dzo męczącem, d la zapobieżenia tem u, założyłem później na ru rk ę pierścień z p aska cynfolii na 1 cm szerokiego, który następnie połączyłem z ziem ią.

Świecenie ru rk i p rzy takiem urządzeniu stało się jeszcze piękniejszem i silniejszem , a czas ekspozycyi przynajm niej cztery raz y krótszy, k o n tu ry na kliszy występowały silniej, tło zaś przyjm ow ało w ejrzenie czarnego aksam itu.

Na zakończenie je d n a k dodać muszę, że p rzy wspomnianem u rządzeniu, je że li tylko pasek obejm ujący ru rk ę nie je s t dość gładko założony lub jakiekolw iek ostre zakończenie posiada, wów­

czas bardzo często ru rk i zo stają p rzez iskry przebite.

D -r M ik. Bruner.

SPR A W O Z D A N IA .

Progam sekcyi rolniczej Komisyi Fizyograficz- nej Akad mii umiejętności w Krakowie. Krai ków, 1896. S tr. 60.

kt D ziałalność naukow a Akadem ii um iejętnośc- r w K rakow ie ro z w ija się sta le przez skupiani

(11)

N r 23. W SZECHSW IAT. 363 w je j pracach najw ybitniejszych sił naukowych

i przez stopniow e rozszerzanie program u tychże prac. Z otworzeniem Studium agronom icum p rz y wydziale filozoficznym wszechnicy ja g ie l­

lońskiej, K raków stał się zbiorowiskiem najlep­

szych naukowych sił rolniczych polskich, których staraniom i usiłowaniom zawdzięczamy pow sta­

nie p rzy Komisyi fizyograficznej sekcyi rolniczej, poświęconej interesom rolnictw a naukowego.

Sekcya, ukonstytuow ana 2 m arca 1895 r., liczy obecnie 19 członków, którym do pomocy w b a ­ daniach pożądani są liczni współpracownicy ko ­ respondenci. Inicyatorzy zaw iązania sekcyi wy­

chodzą z zasady, że postęp rolnictw a zależy w znacznej m ierze od lepszego wyzyskania wa­

runków przyrodzonych k raju , któ re z góry o k reś­

la ją jego charakter i kierunek i że gmach nasze­

go rolnictw a powinien się wznosić z rodzimego m ateryału i do rodzim ych warunków zastosow a­

nym być winien. Staw iając na pierwszym p la ­ nie zebranie m ateryałów naukowych do fizyografii rolniczej k ra ju , sekcya starać się będzie, aby w szystkie spostrzeżenia ujęte były jednolicie pod względem m etodologicznym i systematycznym.

Stw orzenie inicyaływy w badaniach naukowych, nadanie właściwego kierunku badaniom i ześrod- kowanie sił k u celom powyżej wskazanym dążą­

cych, należą do najbliższych zadań sekcyi, z k tó ­ rych wszelkie spraw y techniki rolniczej i zw iąza­

ne z prak ty czn ą stroną rolnictw a wykluczone zostały. Z tego też względu w pracach sekcyi, któ re zam ieszczanem i być m ają w Rocznikach Komisyi fizyograficznej znaleźć mogą miejsce tylko faktyczne rezu ltaty badań, bez jakichkol­

wiek praktyczno-technicznych wniosków. Ściśle teoretyczny kierunek p rac uspraw iedliw ia i u za­

sadnia egzystencyą tej instytucyi, k tó ra, wobec licznych tow arzystw rolniczych w Galicyi o p rak ­ tycznych dążnościach, mogłaby się wydawać zby­

teczną.

W rozw inięciu ogólnego program u, wybrano cele i zadania najpilniejsze i te ujęto w następu­

ją c e działy :

I. Badanie gleb, połączone z rozbioram i me- chanicznem i i chemicznemi; badania rolniczo-geo- logiczne w celu ułożenia rolniczo-geologicznej m apy k raju .

II. B adania własności roślin uprawnych i ich składu chemicznego w celu poznania w artości użytkowej naszych roślin i w celu uzupełnienia ch arak tery sty k i gleb.

III. Badania ^siana łąkowego przez analizy botaniczne siana z łąk, p otraw iu i sztucznych pastew ników .

IV. Spostrzeżenia fenologiczne na roślinach zbożowych, leśnych i ogrodowych.

V. B adania rozsiedlenia panujących rodzajów drzew dzikich i krzewów^owocowych, drzew le ś­

nych, chwastów, połączone z ułożeniem szczegó­

łowej m apy leśnej.

VI. Spostrzeżenia nad chorobami i pasorzy- tam i roślinnemi w dziale rolnym, ogrodowym i leśnym.

VII. Spostrzeżenia nad zwierzętami użytecz- nem i i szkodnikam i zwierzęcemi.

VIII. Badanie krajowych ra s zw ierząt domo­

wych, a w szczególności bydła rogatego i owiec.

Ogólny ten program w ykazuje najw ażniejsze b rak i z zakresu fizyografii rolniczej k ra ju , a cho­

ciaż nie w yczerpuje wszystkich gałęzi rolnictwa, porusza najmniej zbadane i najżyw otniejsze te ­ m aty.

W szczegółowem obrobieniu tych 8-miu dzia­

łów ogólnego program u podane są drobiazgowe wskazówki ja k obserwacye i badania robione być winny, kw estyonaryusze, na które odpowie­

dzi dostarczyć należy, sposoby zbierania m ate­

ryałów do zbiorów m uzealnych i inne kwestye, k tó re najlepiej uw ydatnią się z przytoczenia szczegółowego opracowania działu pierwszego:

Badanie gleb :

I. W ybór teren u do badania.

II. W ybór miejsca do rozpoczęcia badań, a) narzędzia, potrzebne do badania.

U l. Badania świdrowe układu profilowego gleby.

A. cel i zakres badania świdrowego.

B. wybór miejsc do badań świdrowych.

IV. Sposób brania i przechowywania próbek ziemi (branie próbki, wielkość, opakow a­

nie, etykietowanie).

A. próbki do profilów.

B. próbki do analizy.

V. Różne wiadomości, ja k ie o badanym te re ­ nie zebrać zależy (wilgotność, u ro d za j­

ność i t. p.).

VI. Przygotow anie gleb do przechowywania w zbiorach.

VII. Badanie próbek w laboratoryum — ujedno­

stajnienie postępow ania przy analizie m e­

chanicznej i chemicznej.

Również drobiazgow o rozw inięty je s t zakres badań innych działów program u sekcyi; ułatw ia to niesłychanie ujednostajnienie m etod obscrwa- cyi i pozwala się spodziewać, że tą drogą zeb ra­

ny m ateryał rzeczyw istą w artość naukow ą posia­

dać będzie, a w przyszłości dla rolnictw a p r a k ­ tycznego korzyść przynieść może.

W iększość działów z program u sekcyi ściśle wiąże się z wiedzą przyrodniczą, ta k że prace sekcyi nietylko do zbadania naukowych podstaw rolnictw a krajowego lecz i do fizyograficznego po ­ znania k ra ju przyczynić się mogą. Powodzenie i doniosłość prac sekcyi zależeć będzie od tego, o ile wykształceni rolnicy nie zostaną obojętni na je j odezwy i czynny a sumienny udział jako korespondenci w usiłowaniach je j przyjąć zechcą.

S t■ Chełchowski.

(12)

364 W SZECHŚW IAT. N r 23.

Karpaty, opisane pod wzgłędam fizyczno-geo­

graficznym przez d -ra Antoniego Rehm ana.

Lwów, 1885; str. X III, 657, z trze m a m apkam i.

Cena z łr. 10.

W n-rze 48 W szechśw iata z ro k u zeszłego po­

daliśm y spraw ozdanie z pracy d-ra A. R ehm ana pod tytułem „ T a try ” , obecnie m am y p rze d sobą księgę obejm ującą całe K arpaty, a k ‘ó ra stanowi część pierw szą dzieła pod tytułem : „Ziem ie d a­

wnej Polski i sąsiednich krajów słow iańskich” . T atry weszły dosłownie w skład niniejszej k sią ż­

ki i stanow ią rozdziały V do X II włącznie. We w stępie autor zaznacza, j ak mało dotąd zrobiono d la geografii krajow ej, podnosi zasługi Pola, i naczenie Słow nika Geograficznego ziem pol­

skich i czasopism a „W isła” (dla etnografii).

Mówi o dwu głównych kierunkach w geografii:

R itte ra i Hum boldł a i idzie za poglądam i tego ostatniego, t. j . uw aża ziem ij ja k o jed n o stk ę w cho­

dzącą w skład wszechśw iata; b ad a przedew szyst- kiem je j pow ierzchnię pod względem je j w łasno­

ści przyrodzonych, nie p o p ad a je d n a k w czystą geom orfogenią, ale uw zględnia w w ielu m iejscach wpływ form na florę, faunę i człow ieka, zw raca uwagę na bogactw a m ineralne, a tym sposobem ożywia treść książki i budzi zajęcie szerszego ogółu czytelników. Do takich np. ustępów b a r ­ dzo i ogólnie zajm ujących, należy ro zd z ialX V I — pieczary pasm a H nileckiego, rozd ział X X X — olej skalny i wosk ziem ny w K arp atach , X X X V I— sól w K arp atach i w. in. A u lor w opisie K a rp a t nie ograniczył się do gór, leżących w obrębie Galicyi, ale objął całe to pasm o od P re sb u rg a do Orsowy.

Zyskujem y tym sposobem opis nadzw yczaj mało znanych K a rp a t Siedm iogrodzkich, pod wielu w zględam i bardzo zajm ujących.

A utor rozpoczyna od rz u tu oka na stanow isko, ja k ie zajm uje E u ro p a pom iędzy innem i częścia­

mi św iata pod względem rozw oju w ybrzeży, u k ła d u pionowego i rzeźby, klim atu, rzek i w p ły ­ w u tych czynników na człowieka. N astępnie w podobny sposób oznacza położenie geo g ra­

ficzne dawnej Polski i je j stosunek do k rajó w ościennych. Mówi wogóle o K arp atach , ich b u ­ dowie ogólnej i podziale na wschodnie i zachod­

nie, o czem ju ż wspomnieliśm y w spraw ozdaniu o poprzedniem dziele d-ra Rehm ana. O prócz dwu m apek, pomieszczonych w książce poprzedniej, dodana je s t trzecia, p rzedstaw iająca K a rp a ty wschodnie. W e w stępie autor p o d aje spis map, mogących służyć ja k o pomoc p rzy czytaniu opisu K a rp a t. Do spisu tego w ypada obecnie d o łą ­ czyć: M apę hypsom etryczną zachodniej części Rossyi europejskiej, p rzez A. Tillo, w ydaną w P ete rsb u rg u w skali */1 680 ooo; t- j . 40 w iorst w calu angielskim . Je stto ark u sz m apy całej Rossyi południow o-zachodniej i dołączony z o s‘ał do n-ru 21 Annale de G eographie. A rkusz ten obejm uje właśnie K arp aty , a mianowicie ód ujść W agu do u jść D niepru i od Orsowy na południe do u jść Bugu na północy. M apa w tem w yda­

niu nie posiada żadnych napisów, wydanie ros- syjskie będzie zaw ierało nazwy główniejszych m iast i rzek, tudzież linie kolei żelaznych.

Zapowiedzianego dalszego ciągu pracy d-ra R ehm ana, zaw ierającej opia k ra ju od K arp at do B ałtyku, oczekujem y z wielkiem zajęciem i n ie ­ cierpliwością.

W. Wr.

SEKCYA CHEMICZNA.

Posiedzenie 8-me w r. 1896 Sekcyi chemicznej odbyło się dnia 25 kw ietnia w gmachu M uzeum przem ysłu i rolnictwa.

P rotokuł posiedzenia poprzedniego został o d ­ czytany i p rzyjęty.

P. W ł. Piotrow ski odczytał rzecz o teoryach barw ienia. Po krótkim wstępie historycznym wyłożył te o ry ą chemiczną barw ienia W ebera, n a­

stępnie teo ry ą barw ienia m echaniczną W itta, n a­

reszcie modyfikacye teoryi chemicznej dla baw eł­

ny. R eferat p. Piotrowskiego w odpowiedniem opracow aniu był ju ż ogłoszony drukiem w piśm ie niniejszem . W rozmowie, k tó ra się zaw iązała z pow odu odczytu p. Piotrowskiego, p. Znato- wicz podniósł kw estyą term inologii polskiej, za­

chęcając do wypracow ania je j dla działu far- bierstw a. P. L ep p e rt tw ierdził, że wyrobi się ona sam a przez się w m iarę w zrastania rze czy ­ w istej je j potrzeby, a p. B iberstein uw ażał za praktyczne zaznajam ianie publiczności z nazw a­

mi polskiem i przez wprowadzanie ich do cenni­

ków obok używ anych obecnie nazw cudzoziem ­ skich.

N a tem posiedzenie zostało ukończone.

K R O N I K A N A U K O W A .

— Obrót osiowy Jowisza. W iadom o, że r ó ż ­ ne strefy słońca z niejednakow ą szybkością toczą się dokoła osi, ta k że czas osiowego o brotu słoń­

ca, w yprow adzony z biegu plam w różnych sze­

rokościach, okazuje pewne różnice, a najw iększa szybkoćć p rzy p a d a na strefy równikowe. Po- dobneż objawy okazuje i Jow isz, różne bowiem

(13)

N r 23. W SZECHSW IAT. 365 pasy jego pow ierzchni przedstaw iają różną, nieco

szybkość obrotu osiowego, co w skazuje, że d o ­ strzegam y p rąd y jego atmosfery, których rucli zachodnio-wschodni sprow adza zawikłanie w ob- serwacyach o b ro tu osiowego planety. Liczne dotychczasowe dostrzeżenia zestawił p A. S tan­

ley W illiam s w spraw ozdaniach (Mont.hly No'i- ces) tow arzystw a astronom icznego w Londynie, a z zestaw ienia tego okazuje się, że całą p o ­ wierzchnię Jow isza, od bieguna północnego aż do południowego podzielić można na dziewięć pasów, stanowczo między sobą rozgraniczonych, strefa równikowa, między 10° szerokości północncj a 12° szer. południowej, kończy swój obrót dzienny w ciągu 9 godz. 40 min. 20 sek., gdy s ‘refa sąsiednia, 12° do 18° szer. południowej, zuży w a na dokonanie tego obrotu 9 godz.

55 min. 40 sek. ' Z ta k ąż sam ą szybkością p o ­ ru sz a się i znana plam a czerwona, przypadająca nieco bliżej bieguna południowego. Najw iększą szybkość posiada stre fa między 24° a 20° szer.

północnej, czas je j obrotu osiowego czyni tylko 9 godz. 48 m inut, co zd rad zają w ystępujące w niej plam y czarne; niewiadomo wszakże dotąd, czy zachodzi tu statecznie ta k szybkie prądowa- nie, czy też są to objawy przechodnich tylko wybuchów w tej okolicy. P rą d y te nie zdradza­

j ą zgoła żadnego ru ch u w kierunku ku biegunom i nie okazują p rzejść stopniowych między sobą.

Zdaje się je d n ak , że istn ieją też w atm osferze Jow isza p rąd y k u północy lub ku południowi, dają się bowiem dostrzegać wązkie smugi, p rz e ­ cinające ukośnie jasn e i wązkie pasy planety, ale na zjaw iska te obecnie dopiero zaczęli asti o nomowie zw racać uwagę.

S. K.

— Nowe oznaczenia siły ciężkości przez prof. B irkenm ajera. W rozpraw ie, przedstaw ionej na posiedzeniu w ydziału m at.-przyr. Akademii dnia 3 lutego r, b., p. B irkenm ajer podał re ­ zu ltaty szeregu doświadczeń, wykonanych w K ra ­ kowie, Czernichowie, Alwernii zapomocą n a rz ę ­ dzia wahadłowego pom ysłu pułkow nika R. v.

S ternecka. Rzeczywiście obserwowane n atęż e­

nie siły’ciężkości (przyśpieszenie w 1* śred­

niej) w y n o si:

dla K rakow a . . 9,8 1 0 6 83 mjsec'1

„ Czernichowa . 9 ,8 1 0 7 0 2 „

„ Alwernii . . 9 ,8 1 0 5 7 9 „

R edukując te liczby do poziom u m orza i p rz y ­ dając do nich popraw kę terenow ą, otrzym uje się:

dla Krakow a . . 9 ,8 1 1 1 3 w*/sec2

„ Czernichowa . 9 ,8 1 1 1 4 „ _ Alwernii . . 9 ,8 1 1 1 8 _

W 1 7)

Z tych liczb wynika, że długość m atem atyczna w ahadła sekundowego w K rakow ie, gdyby tenże leżał idealnie na poziomie m orza, wynosiłaby

0 ,9 9 4 0 7 5 m. W dwu innych miejscowościach długość ta j e s t odpowiednio o 1 i o 5 większa niż dla K rakowa.

Stosując wzór H elm erta na ta k zwaną „nor­

m alną” siłę ciężkości na poziomie m orza, z n a j­

duje p. B irkenm ajer, że teoretyczne w artości siły ciężkości na powyższych trzech s ‘acyach są : 9.81053 m (K raków ), 9 ,8 1 0 4 6 m (C zernichów ), 9.81053 m (Alwernia).

S.

D.

— Działanie elektro magnesów na lampy Ża­

rowe. Na. jednem z ostatnich posiedzeń lon­

dyńskiego tow arzystw a fizycznego wykonał p.

Dawid Salomons doświadczenie, w ykazujące wpływ silnego elektrom agnesu na lam py żarowe, zasilane prądam i przem iennem i czyli przebiega- jącem i w strony przeciwne. Gdy lam py zbliża­

my do magnesu, włókna ich węglowe przechodzą w drgania, któ re są ta k obszerne, że włókna ule­

g ają zerwaniu. P rz y drganiach tych w ys'ęp u ją węzły, których położenie i liczba niezależne są od wymiarów włókna, ale, ja k się zdaje, zawisły od częstości, z ja k ą p rą d przeryw aniom ulega.

T. E.

— Własności promieni grzybów fosforyzują­

cych. W piśm ie „G ardener’s chronicie” p. W. G.

Smith podaje wiadomość, że prom ienie, wywoła­

ne przez grzyby fosforyzujące przechodzą przez pewne ciała nieprzezroczyste, podobnie ja k p r o ­ mienie Ronłgena. D ostrzegł on zre sztą ju ż do­

syć dawno, że prom ienie, wysyłane przez grzyby fosforyzujące, przechodzą przez papier i szczegół ten we wspomnianem piśm ie ogłosił w r. 1873.

Poprzednio jeszcze, w r. 1872, znany mikolog p Berkeley przytoczył, że mógł widzieć fosfo- rescencyą grzybów wskroś pięciu nałożonych k a rte k zwykłego papieru. Prom ienie te wyróż­

n ia ją się od prom ieni R óntgena swoją widzial­

nością, nie wiemy zaś czy, podobnie ja k te o sta t­

nie, m ają własność działania na p łytę fotogra­

ficzną. W każdym razie wiadomość ta wymaga dokładniejszego potw ierdzenia.

T. E.

— W pływ czasu na spajanie c ia ł. P rofesor S pring ogłosił ciekawy re z u lta t doświadczenia swego, które trw ało la t 17 przeszło. Zauważył on ju ż dawniej, że ciała stałe, poddane dość znacznem u ciśnieniu, d ają się ze sobą spajać i łączą się w jed n ę całość równie dobrze, ja k ciało stopione. Podobnież i proszki ciał pod ciśnieniem tw orzą jednostajne, skupione bryły.

U daje się to np. bardzo łatw o z siarką, bizm u­

tem , opiłkami cynowemi i t. d. N iektóre jed n ak ciała, jako to talk, gips, k re d a zachowywały się odpornie nawet pod bardzo znacznem ciśnieniem.

P rof. Spring postanow ił zatem zbadać, czy takich ciał nie uda się spoić, jeżeli doświadczenie będzie

Cytaty

Powiązane dokumenty

– uczniowie rozwiązują samodzielnie w zeszytach przedmiotowych i wskazani uczniowie udzielają odpowiedzi na postawione w poleceniu pytania.. Zadania

◦ od góry, gdy współczynnik wielomianu przy najwyższej potędze jest dodatni;.. ◦ od dołu, gdy współczynnik wielomianu przy najwyższej potędze

Golabi, Electrocatalytic oxidation of reduced nicotinamide adenine dinucleotide (NADH) at a chlorogenic acid modified glassy carbon electrode, Journal of Electroanalytical

tu objaśnionem być może; co się zaś tycze różnic przyjmowanych przez Schreinera po­. między metylo-^etylo estrami kwasu węgla- nego wykazano, że wcale one nie

Materiały dydaktyczne na zajęcia wyrównawcze z matematyki dla studentów pierwszego roku kierunku zamawianego..

Materiały dydaktyczne na zajęcia wyrównawcze z matematyki dla studentów pierwszego roku kierunku

Jako typowe przykłady tego typu działalności analitycznej można wymienić: (i) oznaczanie pozostałości pestycydów w glebie, mate- riale roślinnym lub żywności, (ii)

K liniczny obraz tego ierpienia, k tóre ch arak tery zu je się głównie destru kcy ją powierzchownych w a rstw nabłonka, a mianowicie komórek śluzowych, przedstaw ia