• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1979, nr 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1979, nr 10"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

CHRZEŚCIJANIN

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Nr 10., październik 1979 r.

WIELKI BYŁ UPÓR JONASZA...

RADUJĄCY SIĘ WIĘZIEŃ ś w i a t ł o ś ć Św i a t a POZNAWANIE BOGA DOM PAŃSKI

UKRYTY RAK WATCHMAN NEE (2) WOKÓŁ ZAGADNIEŃ St.T.

JONASZ I WIELORYB A WSPÓŁCZESNA NAUKA O SZUKANIU BOGA...

KRONIKA

Miesięcznik „Chrześcijanin” w ysyłany jest bezpłatnie; wydawanie jednak cza­

sopisma umożliwia w yłącznie ofiarność Czytelników. Wszelkie ofiary na czaso­

pismo w kraju, prosimy kierować na konto Zjednoczonego Kościoła Ewange­

licznego: PKO Warszawa, X Oddział Miej­

ski. Nr 1531-10285-136, zaznaczając cel wpłaty na odwrocie blankietu. Ofiary wpłacane za granicą należy kierować przez oddziały zagraniczne Banku polska Kasa Opieki na adres Prezydium Eady Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w Warszawie, ul. Zagórna 10.

11

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. naez.), Edward Czajko (sekr. red.), M ieczysław K wiecień, Marian Suski, Jan Tołwiński, Ryszard Tomaszewski.

Adres Redakcji i Administracji:

00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.

Telefon: 29-52-61 (w. 5). Materiałów nadesłanych nie zwraca się.

Indeks: 35462.

RSW „Prasa-Książka-Ruch”, War­

szawa, Smolna 10/12. Nakł. 5500 egz.

Obj. 3 ark. Zam. 1006. C-129.

W i e l k i był upór Jonasza...

Słow o Pana doszło do Jonasza i ośw iadczyło m u, że m a iść do N in iw y, aby tam p ow iedzieć ludziom o czeka ją cym na nich sądzie B ożym . A le Jonasz nie chciał iść do N in iw y . B y ł on w e zw a n y do tego, by głosić Boże zw iastow anie, lecz odm ów ił. To, co Bóg chciał, było dla niego za cięż­

kie. Jonasz nie był w stanie zaufać Bogu i zdecydow ał się uciec od obecno­

ści Bożej. U dał się do Jaf f y, aby sta m tą d popłynąć o kręte m do Tarszyszu.

Z nalazł o kręt i nie m ia ł te ż pro b lem u z opłaceniem podróży. „Gdy zaczniesz uciekać od Pana, diabeł od razu p rzy g o tu je ci okręt". P oczątek m iły.

Ale p o te m przychodzą szto rm y , huragany, tornada. „A po n ie w ie lu dniach m ło d szy sy n zabrał w szy stk o i odjechał do dalekiego kraju, i ta m roz­

trw o n ił sw ó j m a ją te k, prow adząc rozw iązłe życie. A gdy w y d a ł w szystko, nastał w ie lk i głód w o w y m kra ju i on zaczął cierpieć n ied o sta tek”

(Ł k 15, 13.14).

Jonasz znalazł się ■— d zię ki tow arzyszącej m u ręce Pana — w brzu­

chu w ie lk ie j ryby. I ta m się m odlił. M odlił się gorliw ie, by w końcu :no- dlitiuę sw oją za ko ń czyć sło w a m i ślubow ania i w yzn a n ia : „Lecz ja pragnę ci złożyć ofiarę z głośnym d ziękczyn ien iem , spełnię, co ślubow ałem . U Pana je st w y b a w ie n ie ” (2,10). W te d y Pan rozkazał rybie, by w y p lu ła Jonasza na suchy ląd.

P oszedł w reszcie Jonasz do N in iw y i głosił sąd B oży: „Jeszcze czterdzieści dni pozostaje do zbu rzen ia N in iw y ” (3,4). Z w ia sto w a ł sąd. Ż adnej E w angelii, żadnego słow a o łasce. A m im o to N in iw a się upam iętała. P atrz! N iniw a upamiętnia, się, choć nie słyszała nig d y E w angelii o łasce B ożej vj Jezusie C hrystusie. W ja k że szc zęśliw y m położeniu m y je ste śm y , bo sły szy m y , że Bóg nas kocha, że Jezus C hrystus u m a rł za grzechy nasze. N ie odrzucajm y przeto słow a o ra tu n k u , słow a o w iec zn ym zba w ien iu !

Czy w ierzysz, że ryba połkn ęła Jonasza? D.L. M oody opowiada, że byl pew ien ew angelista, któ ry nie m ógł się pozbyć tego, by w przem ó w ien iu jego nie znalazła się ja ka ś m y śl niepraw ow ierna. 1 w ielu pastorów bało się udostępnić m u sw oją kazalnicę. — Czy w ie rzy sz w historię Jonasza

— zapytał M oody, gdy człow iek te n znalazł się w jego zborze. —■ W ierzę.

— Głoś w ięc o Jonaszu w brzuchu w iełoryba. I z kazania tego M oody i in n i słuchacze ibyli zadow oleni.

B illy G raham pow iedział: „G dyby m nie ktoś zap yta ł czy w ierzę, że ryba p ołknęła Jonasza, odpow iedziałby, że w ierzę z całego serca. A dlaczego?

Dlatego, że P an Jezu s w ierzył. N ie po trzeb u ję żadnego innego dow odu”.

Na zakończenie parę słów o Jonaszu z p ię k n e j książeczki Romana B randstaettera („Bardzo kró tkie opow ieści”, In s ty tu t W y d a w n iczy P A X 1978. ,,S tre szc za jm y się, bo św ia t je st p rzelu d n io n y sło w a m i” — to S ta ­ nisław Je rzy Lec. A łe S ł o w a ciągle potrzeba! — a to ju ż ja pow ie­

działem ): „ W i e l k i b y ł u p ó r (podkr. m oje) Jonasza i w ielka była jego lekkom yślność. U ciekał przed Panem , sądząc, że u jd zie przed Jego pościgiem i zn ajdzie bezpieczne schronienie w m iejscu, w k tó ry m go Moc Boża nie dosięgnie. Bóg je d n a k szedł za łe kko d u ch em po śladach i tropach jego m a ta ctw i zapędził go w głąb w ie lk ie j ryby.

Jonasz, rozm yślając nad sw oim losem w brzuchu Lew iatana, nie m ógł po­

jąć, dlaczego Bóg u p a trzył sobie na proroka upartego tchórza, pragnącego w ygodnie i łatw o żyć, sybarytę, lubiącego dobrze zjeść i w ypić, w ysypiać się do syta, krętacza, któ ry udaje, że nie sły szy Pańskiego wołania.

— Czy nie b yłoby lepiej — m ó w ił Jonasz do Boga — gdybyś w yb ra ł sobie na proroka ja k iek o ś roztropnego m ędrca, gotowego na każde T w oje sk i­

nienie, człow ieka praw ego, słuchającego bez oporu T w oich słów , męża spraw iedliw ego», nie um iejącego uciekać ani kluczyć, ani u kryw a ć się?

Te logiczne a rg u m en ty nie odniosły sk u tk u . Jonasz, pogodziw szy się ze sw oim losem, posłusznie w y k o n a ł w szy stk ie ro zk a zy Pana i w iernie Mu słu żył do końca sw oich dni, chociaż nig d y nie zrozum iał, dlaczego Bóg u p a trzył sobie jego tchórzostw o i nieposłuszeństw o za narzędzie swoich n ieskończenie m ą d rych celów ”.

E. Cz.

(3)

R a d u j ą c y s i ę w i ę z i e ń

„Radujcie się w Panu zawsze, pow­

tarzam, radujcie się”.

(Filip. 4,4)

Czy chrześcijanin powinien być smutny czy radosny? Co powinno przeważać w naszym życiu: radość czy smutek? Są to zagadnienia, które nas nurtują. Niektórzy powiadają, że ra ­ dość i sm utek m a swoje miejsce w życiu chrześ­

cijańskim. Na pew no jest

t o

trafn a

o d p o w i e d ź .

Gorzej jednak, gdy w praktycznym życiu prze­

waża smutek, który nie ma właściwych pod­

staw-

Smutek, który przynosi dobre rezultaty, może wypływać przede wszystkim z dwóch przyczyn. Z jednej strony może być wyrazem żalu za nasze grzechy. Z drugiej strony smutek może być powodowany żalem nad losem niezba- wionych dusz.

W życiu mężów Bożych możemy dostrzec, że trudne okoliczności w jakich człowiek znaj­

duje się, nie powinny powodować załamania i smutku. Przykładowo gdy apostoł Paw eł zna­

lazł się w więzieniu za głoszenie ewanglii, pisze list do Filipian pobudzając ich do radości, a nie smutku. A nie tylko to. On świadczy, że w tych okolicznościach w jakich się znalazł, sam radu­

je się (Filip. 2,17). P an Jezus powiedział: „Bło­

gosławieni będziecie, gdy ludzie was nienawi- dzieć będą i gdy imieniem waszym pomiatać będą jako bezecnym z powodu Syna Człowie­

czego. Radujcie się i weselcie w tym dniu”

(Łuk. 6,22-23).

Jak to jest możliwe aby się radować w cierpieniach? Zapewne byłoby to bardzo tru d ­ nym, a może wręcz niemożliwym, gdyby nie to, że w takich chwilach jest z nami Pocieszyciel.

Pan Jezus tak bowiem nazywał Ducha Święte­

go (Jan. 14,16-17). Ten Pocieszyciel sprawiał, że Paweł radował się w cierpieniach.

Często też mówi się, że tem atem listu do Filipian jest ewangelia radości. W tym liście Paweł wymienia, jakie okoliczności mogą po­

wodować w nas radość. Zastanówmy się nad nimi.

Paweł pisze o radości z jaką modli się za Filipian (Filip- 1,4). Modlitwa, o której nadm ie­

nia Paweł, ma szczególny charakter. Jest bo­

wiem ona modlitwą wstawienniczą. Niewątpli­

wie niejeden znajdując się w sytuacji Pawła wolałby raczej modlić się o uwolnienie z w ię­

zienia. To uważałby za główny cel swojej mod­

litwy. Jednak inaczej jeist z Pawłem. Modlitwę on rozpoczyna od w yrażenia Bogu swego dzięk­

czynienia (Filip. 1,3). Potem zaś przynosi przed tron Boży Kościół i jego problemy. Taka mod­

litwa naturalnie podoba się Bogu. Pamiętamy, że w życiu Swoim Pan Jezus całą Swoją uw a­

gę koncentrował na Ojcu i Jego woli, a na­

stępnie na potrzebach otaczających go ludzi.

Miłość do Ojca i nas ludzi była motywem Jego działania.

Jakże inny byłby otaczający nas świat, gdyby znikła znieczulica i egoizm. Na prośby będące w yrazem miłości do Boga i bliźnich, Pan nie zostaje obojętny. On odpowiada. Modlitwa bowiem to dialog, w którym my mówimy do Boga a Bóg nam odpowiada. Pierwszą odpowie­

dzią na nasze dziękczynne modlitwy i w sta­

wiennicze prośby jest radość. Ta radość przy­

chodzi niezależnie od sytuacji w jakiej znajdu­

jemy się. On dalej w ysłuchuje i spełnia nasze prośby jeżeli są według Jego woli-

Innym powodem radości jest społeczność z braćmi 'i siostram i w Chrystusie. Epafrodyt w y­

słany został przez Filipian aby odwiedził uwię­

zionego Pawła. Będąc z Pawłem zachorował. Po wyzdrowieniu wracał do Filipii. Paweł zachęca Filipian aby przyjęli z radością swego pow ra­

cającego brata w Chrystusie (Filip. 2,29-30).

Spotkania z rodziną Bożą to podstawa do radości. Najczęstszą form ą naszych spotkań są wspólne zgromadzenia. Jak przyjem nie gdy mo­

żemy tam iść nie tylko z racji chrześcijańskie­

go obowiązku. Spotykamy tam ludzi nam blis­

kich, z którym i związani jesteśmy duchowymi więzami. Duch Święty kieruje nami abyśmy byli złączeni jednym celem. On także może sprawić, że nasze zgromadzenia będą radosnym przeżyciem z Panem. Należy przy tym wspom­

nieć, że wielka odpowiedzialność leży na kie­

rujących zgromadzeniami. Ważnym jest aby oni pozwolili Duchowi Świętemu działać na na­

szych spotkaniach. Bądźmy otw artym i na różne sposoby działania Ducha (1 Kor. 12,6-7).

Paweł pisał o radości, którą przeżywa w związku z tym, że rozszerza się ewangelia (Fi­

lip. 1,18). Co praw da ci, którzy zwiastowali, nie zawsze czynili to z szczerych pobudek- Niekie­

dy wręcz chcieli wzmóc cierpienia Pawła. Jed­

nak fakt, że Chrystus jest zwiastowany, rado­

wał Pawła. Zwiastowanie Chrystusa, Jego mi­

łości to nasze zaszczytne zadanie. Jeżeli m iłuje­

my naszego Pana to czynimy to chętnie i z ra ­ dością. Owocem zwiastowania są nowe dusze oddane dla Pana. Nawrócenie jednego grzeszni­

ka powoduje radość całego nieba. (Łuk. 15,10).

Dalej Pawła cieszy ofiarność Filipian (Filip.

4,10). Nie dlatego, że ofiara ta była przeznaczo­

na dla niego. Paweł był skromnym. On umiał przecież przestawać na tym co miał. Nie uw a­

żał, że zaspokojenie jego potrzeb jest czymś is­

totnym, Daleko ważniejszym dla niego było ja ­

(4)

ki jest stosunek nawróconych Filipian do Boga.

A miłość do Boga wyraża się naszym stosun­

kiem do rodziny Bożej naszych braci i sióstr.

Filipianie przez swoja, ofiarę na potrzeby bliź­

niego dali dowód, że pragną podobać się Bo­

gu. To było najistotniejszym i dlatego Paweł cieszy się, że dar Filipian był: ...„przyjemną wonnością, ofiarą mile widzianą, w której Bóg

miał upodobanie” (Filip. 4,18).

Na podsumowanie wezwania do radości Paweł pisze: „Radujcie się w Panu zawsze” (Fi­

lip. 4,4). Słowa te m ają szczególną wartość.

Skierowują one naszą uwagę na tego, który jest źródłem naszej radości. Jest nim bowiem Pan Jezus Chrystus. Kto zaś m a z Nim społeczność może radować się w różnych, nieraz trudnych okolicznościach.

Światłość świata

„Ja jestem światłość, kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie m iał światłość ży­

wota”. (Jan 8:12)

Zdarzenie, o którym chciałbym dziś opowie­

dzieć miało miejsce pod m uram i jednego z naj­

piękniejszych miast świata — Jerycha. Zbu­

dowane z białego m arm uru tonęło w zieleni smukłych palm oraz stale kwitnących różnoko­

lorowych róż. Nic więc dziwnego, że w mieście tym zamieszkiwały zwykle rodziny kapłanów i bogatych kupców.

Pośród tych wspaniałości żył pewien czło­

wiek, który wdychał woń kw itnących róż, w słu­

chiwał się w szelest palmowych liści, ale nie mógł widzieć tych przepięknie kwitnących ogrodów, strzelających w niebo palm ani na­

wet jasno świecącego słońca. Ten człowiek w ogóle nic nie widział. Dla niego świat był zaw­

sze ciemniejszy niż najciem niejsza noc 1 —■ po­

nieważ był ślepy. Codziennie każdego poranka ślepy Bartymeusz przechodził ostrożnie skrajem drogi z domu do jakiegoś miejsca poza m ura­

mi m iasta Jerycha. Tam siadał przy drodze i żebrał u ludzi, którzy śpieszyli z m iasta lub do miasta.

Jestem przekonanym, że ślepy Bartymeusz nie chciał być żebrakiem. O, gdyby on tylko mógł zarabiać pieniądze podobnie jak inni lu­

dzie! On jednak musiał dzień za dniem siedzieć i żebrać w gorącym słońcu i pyle drogi.

Nie brakowało i w tedy życzliwych ludzi, którzy czasami zatrzymywali się przy nim na chwilę pogawędki. Ten odruch ludzkiego współ­

czucia nie pozostawał bez wdzięczności ze stro­

ny Bartymeusza. Ci właśnie przyjaciele przyno­

sili mu najnowsze wieści o sobie, o w ydarze­

niach w mieście i okolicy. Pewnego dnia, przy­

jaciele Bartymeusza przynieśli mu zadziwiającą i fascynującą wiadomość. Być może zdarzenie to miało następujący przebieg: Czy słyszałeś o

Wówczas, gdy Jezus Chrystus stał się na­

szym Panem, przestaliśmy być niewolnikami grzechu. Nałogi i inne „przyjemności” tego świata w ostatecznym rozrachunku przynoszą niepokój i smutek. Ludzie, którzy są ich nie­

wolnikami, są najnieszczęśliwszymi. Czeka ich także wieczny smutek w odłączeniu do Boga- Jak bardzo szczęśliwymi są wszyscy ci, którzy uwolnieni zostali od panowania grzechu przez w iarę w Jezusa Chrystusa. Przeżywają oni ra­

dość w różnych okolicznościach już na tej zie­

mi. Przyjdzie jednak dzień gdy w pełni wyko­

na się obietnica Boża dla Jego dzieci: „I otrze wszelką łzę z oczu ich i śmierci już nie będzie, ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie bę­

dzie, albowiem pierwsze rzeczy już przem inęły”

(Obj. 21,4).

Marian Suski

Jezusie z N azaretu — pytali podnieceni przy­

jaciele. Nie — odpowiedział ślepy Bartymeusz.

— Kto to jest? — Niektórzy myślą, że jest. On prorokiem — w yjaśnili przyjaciele. — A nie­

którzy mówią, że On jest Zbawicielem — Me­

sjaszem, którego Bóg obiecał posłać — dodał inny. —■ Wszyscy ludzie w Judei i Galilei mó­

wią o Nim. On naucza o Bogu i niebie i czyni wielkie cuda. Nie ma niczego, czego nie mógłby uczynić. W Galilei na przykład pięcioma bochen­

kami chleba i dwoma rybami nakarm ił pięć ty ­ sięcy ludzi. Nawet umarli zostali przez Niego wskrzeszeni! On spowodował, że głusi słyszeli, a niemi mówili, a nawet, Bartymeuszu, ślepi ludzie otrzymali wzrok.

Od tego dnia ślepy Bartymeusz myślał o Jezusie, który czyni cuda. O, gdyby on tylko mógł Go spotkać! Ale jak? Nie mógł udać się za Nim do Nazaretu. O, gdyby tak Jezus prze­

chodził przez Jerycho!

Dzień za dniem przemijał, a ślepy Bartymeusz siedział i żebrał. Nastała wiosna, a wiosna to czas święta Paschy w Jerozolimie. Było to w aż­

ne święto obchodzone każdego roku. Nic więc dziwnego, że wiodąca do Jerozolimy przez Je­

rycho droga pełna była pielgrzymów. Była to dobra okazja dla żebraka, ale ślepy Bartymeusz z każdym dniem coraz więcej myślał o Jezusie i z niecierpliwością oczekiwał Go. On wiedział, że Jezus mógłby otworzyć jego oczy.

Któregoś dnia do uszu ślepego Bartym eu­

sza doszły podniecone głosy dużej grupy ludzi.

Jakby coś niezwykłego wydarzyło się. Może Bartymeusz zapytał: „Co się stało?” i wtedy ktoś w yjaśnił mu: „Jezus z Nazaretu zbliża się do Jerycha”. Na tę chwilę długo czekał Barty­

meusz. Zapadła więc decyzja. „Ja muszę dostać się do Jezusa”. Ale jak? On nie mógł widzieć Jezusa. A w tym dużym tłumie ludzi, Jezus także mógł go nie zauważyć. Co mógł więc zro­

bić Bartymeusz? Pozostała m u tylko jedna moż­

liwość. On mógł zawołać do Jezusa.

Po chwili rozległ się więc głos rozpaczy

Bartymeusza: „Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj

się nade m ną!” Głos ten był tak pełen goryczy,

(5)

że tłum ucichł i stanął przed B artym euszem Zaraz też najbliżej stojący zaczęli m u robić wymówki i przeszkadzać. Niektórzy ze złością mówili: „Bądź cicho!” Ale Bartymeusz nie zwracał uwagi n a złośliwość ludzi on obawiał się tylko jednego aby Jezus nie przeszedł obok niego nie usłyszawszy go. Wołał więc coraz głośniej: „Synu Dawida, zmiłuj się nade m ną”.

Gdy podszedł nieco bliżej usłyszał pełen ciepła i miłości głos Jezusa: „Go chcesz abym ci uczynił?” Bartymeusz odrzekł: „Panie, abym przejrzał.” Ten miękki, ciepły głos odpowie­

dział: „Przejrzyj!” Bartymeusz nagle zobaczył światło, kolor, ludzi a przede wszystkim tw arz Zbawiciela Jezusa Chrystusa, który uzdrowił go. Od tego czasu nigdy więcej Bartymeusz nie siadał już w pyle ulicy aby żebrać. Już nigdy nie chodził w ciemności, Jezus, światłość świa­

ta, oddalił ciemność od oczu Bartymeusza.

Biblia mówi, że gorszą niż ślepota cielesna, fizyczna, jest ślepota duchowa. Jest ona nieza­

leżna od oczu fizycznych. Ludzie mogą mieć

doskonały fizyczny wzrok ale jednocześnie du­

chowo mogą być zupełnie ślepi. Może być też na odwrót. Biblia mówi, że: ,,... bóg świata tego zaślepił umysły niewierzących aby im nie świe­

ciło światło ewangelii o chwale Chrystusa..” (2 Kor. 4; 4). Wyłącznie Jezus Chrystus może usu­

nąć tę ślepotę, usunąć jej przyczynę — grzech Pan Jezus, Syn Boży, m iłuje ciebie i mnie

— miłuje wszystkich tak bardzo, że wziął nasze winy i grzech, gdy um ierał na krzyżu. On dał Swoją krew ażebyśmy mogli być oczyszczeni z grzechu. Jeśli więc wierzymy, że Jezus um arł za nasze grzechy i przyjm ujem y Go jako nasze­

go Zbawiciela, On przebacza nam nasze grze­

chy.

Jezus i dziś przechodzi koło Ciebie, drogi Czytelniku, skorzystaj z okazji i jak ślepy Bar­

tymeusz zawołaj do Niego abyś mógł przejrzeć.

Biblia mówi: „Każdy bowiem, kto wzywa imie­

nia Pańskiego zbawiony będzie” (Rzym. 10,13).

Michał Hydzik

Poznawanie Boga

„Lud mój ginie, g d y ż brak mu poznania” (Oz. 4,6)

Poznawanie Boga, Jego woli, jest zasadni­

czym w arunkiem duchowego postępu, w zrasta­

nia w siłę i mądrość Bożą, obfitowania w owoce dobrych uczynków. Poznawanie Boga może być realizowane jedynie poprzez przebywanie z Nim, poprzez utrzym ywanie z Nim nieprzerw a­

nej łączności. Bóg pragnie trw ać w społecznoś­

ci z człowiekiem, pragnie też być przez ludzi poznanym: „Miłości chcę, a nie ofiary, i pozna­

nia Boga, nie całopaleń” ----oświadcza Bóg przez proroka Ozeasza 6,6. Władca wszechświata go­

tów jest dać poznać swoje myśli każdemu czło­

wiekowi, jeśli tylko dąży on do tego z czystym sercem i gorącym pragnieniem, aby to pozna­

nie wykorzystać dla chwały Królestwa Bożego.

Usiłowanie poznać Boga w celu zaspokojenia swojej ciekawości, swoich ambicji, lub też w celu rozszyfrowania Go, z góry skazane jest na niepowodzenie.

„Bóg się pysznym sprzeciwia, a pokornym łaskę daje” (Jak. 4,6). „Prowadzi pokornych drogą praw a i uczy ich drogi swojej” (Ps. 25,9).

Człowiek może poznawać Boga tylko z po- zycji pokory. Pokora ta powinna zawładnąć przede wszystkim umysłem ludzkim: „dlatego okiełzajcie umysły wasze” (lP io tr 1,13). Uzna­

nie ograniczoności ludzkiego umysłu i pogodze­

nie się z tym, stanowi podstawowy krok w kie­

runku Bożej pokory. Jego następstwem jest wiara prowadząca do Bożych objawień: „przez wiarę poznajemy...” bez w iary zaś nie można podobać się Bogu” (Hebr. 11,3,6). Tak więc Boża pokora prowadzi do wiary, w iara zaś do poznania Boga. „Zaufaj Panu z całego swojego serca i nie polegaj na własnym rozumie!”

(Przyp.- 3,5).

Usiłowanie zgłębienia mądrości Bożej dro­

gą rozumowania, pozbawionego pokory, nie przyniesie oczekiwanego rezultatu. Przede wszystkim dlatego, że takie podejście zakłada co najm niej, że mądrość człowieka badającego jest rów na mądrości Bożej. Takie założenie jest jednak absurdalne, a zrodzić je może jedynie pozbawiona trzeźwości pycha. Staranie się poz­

nać Boga z pozycji równości, tzn. z pozycji nie uznawania Bożego autorytetu, prowadzi nie­

uchronnie do błędu, do labiryntu sprzeczności i niekonsekwencji.

Poza tym umysł ludzki związany jest ściśle z egzystencją m aterialną człowieka i z natury chodzi innym i drogami niż myśl Pana Boga, który jest duchem, o czym Bóg przypomina człowiekowi przez proroka Izajasza 55,8: „Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi m oje”. „Pan zna myśli ludzi” (Ps.

94,11), ale „któż poznał myśl Pana?” (Rzym.

11,34).

Aby umysł ludzki mógł być użyteczny czło­

wiekowi do poznawania Boga, musi się przed Bogiem upokorzyć i uznać Jego wyższość. Apo­

stoł Paweł wyraża to następująco: „przemień­

cie się przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest do­

bre, miłe i doskonałe” (Rzym. 12,2).

W ymowną ilustracją n a poparcie powyż­

szych wniosków jest oddziaływanie na siebie dwóch sztabek magnesu. Każda sztabka ma dwa bieguny: jeden jest dodatni (+ ), drugi ujemny (—)• Plus jednej sztabki niech symbolizuje mą­

drość i autorytet Boga. Pius drugiej •— mądrość ludzką, pretendującą do bogactwa mądrości Bo­

żej, minus zaś, mądrość ludzką świadomą swo­

jej ograniczoności. Jeśli zechcemy zbliżyć bie­

gun dodatni sztabki człowieka do bieguna dodat-

(6)

D o m P a ń s k i

„Uradowałem się, gdy mi powiedziano: do domu Pańskiego pójdziemy”. (Psalm 122,1)

W naszych miasteczkach i wioskach są sta­

re kościoły, których wieże z dala widnieją, wznosząc się ponad dachami domów. Bardzo często owe wieże jak gdyby są symbolami przy­

pominającymi, jak ważne miejsce zajm uje Koś­

ciół w życiu w danej miejscowości. W dużych miastach jest już inaczej. Nowa architektura, wysokie domy często przerastają swą wysokoś­

cią naw et wieże kościelne tak, że ich czasem wcale nie widać. ■ , | § t .

Jedni ludzie wolą przebywać w dużych świątyniach. Inni są zdania, że lepiej zgroma­

dzać się w małej sali modlitewnej gdzie jest mniej osób i lepsza atm osfera duchowa aniżeli, jak ktoś powiedział „na wielkim pokładzie okrętu kościelnego”.

Przypatrzm y się św iątyni jerozolimskiej opisanej w Starym Testamencie. Wymarzona i zaplanowana •— przez króla Dawida, zbudowa­

na izostała przez jego syna, Salomona. Czas jej budowy trw ał więcej aniżeli siedem lat. To ło wielkie dzieło. Budowla szczególna, posia­

dająca w sobie swoisty blask i m ajestat. Świą­

tynia dla narodu izraelskiego miała wielkie znaczenie. Każdy pobożny Izraelita był z nią związany głęboką w ew nętrzną więzią. Przy bu­

dowie n a wzgórzu Moria, placu wskazanym Dawidowi w raz z Izraelitam i współpracowali fachowcy króla Tyru. Do budowy św iątyni uży­

te były specjalne m ateriały, przede wszystkim zaś drzewo cedrowe. Siedemdziesiąt tysięcy tra ­ garzy miało za zadanie zabezpieczenie potrzeb­

nych do budowy materiałów. Świątynia miała 31,5 m etra długości, 10 metrów szerokości, oraz około 16 metrów wysokości. Na ówczesne czasy i możliwości, to' była wielka budowla. Wspomi­

nając historię Izraela wiemy, że do czasu w y­

budowania św iątyni Izraelici wielbili Boga w przenośnym namiocie. Budowa św iątyni była

Poznawanie Boga

(Dokończenie ze s. 5)

niego sztabki Boga, okaże się, że jest to niemoż­

liwe : sztabka zbliżana będzie odpychana. Zupeł­

nie inaczej zachowa się plus sztabki — Bóg, kiedy sztabka — człowiek zwróci się ku niemu minusem: już po lekkim zbliżeniu plus zacznie przyciągać, tak że w końcu dochodzi do połącze­

nia się obu sztabek. Jest to sytuacja, kiedy czło­

wiek przystępuje do poznawania Boga świa­

dom swojej marności. Wówczas po kilku kro­

kach, Bóg sam się do niego przybliży , i go do siebie przyciągnie. „Starajm y się więc poznać, usilnie poznać P ana” (Oz. 6,3).

Anatol Pawluczuk

więc wielkim postępem w życiu narodu w ybra­

nego, była też wielkim aktem potwierdzającym ich niezłomną w iarę w Jahwe. Obok głównych wejść, do św iątyni prowadziły również boczne wejścia. Na piętrach znajdowały się różne po­

mieszczenia i komnaty. Służyły do przechowy­

w ania naczyń, szat i skarbów świątyni. Ściany św iątyni zbudowane były z kam ienia ciosanego, w ew nątrz obłożone drzewem cedrowym. Podło­

gi wyłożone były drzewem cyprysowym. Na­

miot w którym składano ofiary miał swoją oka­

załość, ale św iątynia przewyższała go świetnoś­

cią i wyglądem. W tym Domu Bożym miały być wykonywane obrzędy ku czci Pana. Tu zgroma­

dzeni ludzie byli blisko w społeczności z Bo­

giem i między sobą. W świątyni, w miejscu n aj­

świętszym umiejscowiona miała też być Skrzy­

nia Przymierza. Kiedy św iątynia w stanie suro­

wym była już gotowa, wówczas do Salomona skierowane zostało Słowo Pańskie: „W domu który budujesz głoszone będą moje przykaza­

nia. Tu m ają być zanoszone modlitwy. A zgod­

nie z przyrzeczeniem darowanym twem u ojcu Dawidowi, chcę zamieszkać wśród swego ludu”.

Pan Bóg potwierdzał, że lud ten jest od niego uzależniany.

Zdajemy sobie sprawę, że budowa św iąty­

ni i życie duchowe związane ze św iątynią w y­

maga kilku wyjaśnień. Naród w ybrany zbudo­

wał świątynię, ażeby w jej m urach przeżywać Bożą obecność- W opai-ciu o Pismo Święte mó­

wimy, że Bóg nie mieszka w domach uczynio­

nych rękom a ludzkimi (Dz. Ap. 17, 27b + 28a).

Myśl tę potwierdza Apostoł Jakub słowami:

przybliżcie się ku Bogu, a On przybliży się ku wam. (Jak. 4,8a). Jak i gdzie można się do Bo­

ga przybliżyć? W modlitwie, w czytaniu Słowa Bożego, w cichości, posłuszeństwie, w śpiewa­

niu jego pieśni. To może mieć miejsce w samo­

chodzie, samolocie, n a okręcie, n a wycieczce, w górach, ale przede wszystkim powinno to mieć miejsce w Domu kościelnym, w Domu modlit­

wy. Czy przypadkiem nie są zbyt jednostronni ci, którzy powiadają, że św iątynia jest nam nie potrzebna, ponieważ Boga, można chwalić wszędzie? Oczywiście można wszędzie, ale nie każde miejsce sprzyja spokojnemu uwielbianiu Boga. Jeżeli wykonujem y jakąś pracę, to o niej myślimy, myślimy też o sobie. Nie jesteśmy więc w ew nętrznie spokojni. W domu modlitwy, w społeczności z innym i prawdziwie wierzący­

mi ludźmi, jest bardziej sprzyjająca atmosfera uwielbiania Boga. W atmosferze duchowej moż­

na bardziej przybliżyć się ku Bogu.

Zachodzi tu jeszcze jedno pytanie. Czy własnym sprawom, domowi i mieszkaniom nie poświęcamy zbyt wiele wysiłku, a Domowi Pańskiem u poświęcamy tylko >to, co nam zby­

wa? Świątynia Jerozolimska przytłaczała i w y­

różniała się swoją pięknością. Lecz i jej po­

mieszczenia były bardzo praktyczne. Czy nasze

domy modlitwy i kaplice nie w ymagają pew­

(7)

nej renowacji i uporządkowania? Nieraz w ejś­

cie i otoczenie 'tych domów są przez długie ok­

resy czasu nieuporządkowane i brudne. Brudne okna i zakurzone krzesła. Miejscowi ludzie jak­

by tego nie zauważali, po prostu przyzwyczaili się. Ale czy takie zaniedbane pomieszczenia mogą godnie w ypełniać swoje zadania? Wierzą­

cy pow inni dbać o to, ażeby ich domy modlit­

wy, wszelkie miejsca chrześcijańskich zebrań były uporządkowane i w yróżniały się czystoś­

cią 'spośród wszystkich domów i miejsc. Swego czasu król Dawid powiedział do proroka N ata­

na: „ja mieszkam w domu cedrowym, a skrzy­

nia przym ierza znajduje się pod dachem n a­

miotu przenośnego”. Pragnieniem Dawida było wybudowanie Domu Pańskiego. Miejsce, gdzie miał zgromadzić się lud Boży aby uwielbiać Bo­

ga, nie było mu obojętne. Chciał ażeby to był obiekt najlepszy.

Również król Salomon doceniał rolę, jaką odgrywała św iątynia w życiu ludu Pańskiego.

W niej modlono się, składano Bogu różne ofia­

ry i śluby. Czytano i uczono się Bożych przy­

kazań.

Dbajmy więc o miejsce naszych zgroma­

dzeń chrześcijańskich. Dołóżmy starań aby na­

sze świątynie, nasze domy modlitwy były m iej­

scem do których z radością będziemy podążać i w których miło nam będzie przebywać. Nie opuszczajmy wspólnych zgromadzeń. Miłujmy społeczność ludzi prawdziwie wierzących, szcze­

rze uwielbiających Boga.

Przyjm ijm y dzisiejsze Słowo, jako przy­

pomnienie O' obowiązku dbania o istniejące miejsca zgromadzeń i staranie się o nowe, bar­

dziej dostosowane do potrzeb. Dziękujmy też Bogu, że mamy św iątynie i domy modlitwy, do których możemy spokojnie uczęszczać.

K azim ierz M uranty

WYDAWNICTWA KOŚCIELNE

1. John Stott — POSELSTWO LISTU DO GALACJAN — Cena 30 zł

2. W erner de Boor — PIERWSZY LIST DO KORYNTIAN — Cena 80 zł

3. Głos Ewangelii:

cz. I —• Mówi Biblia, cena, 50 zł

cz. II — Rozważnia biblijne, cena 50 zł Zamówienia na powyższą literaturę prosimy przesyłać na adres: Zjednoczony Kościół Ew an­

geliczny, Zagórna 10, 00-441 Warszawa

U k r y t y r a k

Problemy wróżbiarstwa, uprawiania czarów, za­

dawania się z mocami ciemności, tak rozpowszech­

nione obecnie na całym naszym globie, nie były po­

ruszane na łam ach naszego m iesięcznika. Ze względu na duże niebezpieczeństwo wymienionych praktyk, jak rów nież bardzo lekcew ażące traktowanie tego proble­

mu przez ludzi zarówno wierzących jak i nominal­

nych chrześcijan, podajemy poniżej tłum aczenie krót­

kiego artykułu ew angelisty Ericha Theisa.

Choroba raka jak ropiejący wrzód rozwija się u wielu ludzi pomimo tego, że większość nie zdaje sobie z tego sprawy. Gdy nagle zaczynają występować symptomy tej strasznej choroby człowiek zauważa, że znalazł się w potwornym niebezpieczeństwie. Nie mam tutaj na myśli choroby raka, który niszczy fizycznie ciało czło­

wieka, ale raka w sensie duchowym, a nim jest uprawianie czarów (i z tym związane praktyki

— przyp. tłum.). „

Może nie wiecie o tym, co na ten tem at mó­

wi Bóg i jakie mogą być następstw a tegoż w ży­

ciu. Proszę, przeczytajcie następujący tekst z B iblii:

„Niech nie znajdzie się u ciebie taki, który przeprowadza swego syna czy córkę przez ogień, ani wróżbita, ani wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, ani zaklinacz, ani wywoływacz, ani wzywający umarłych; Gdyż obrzydliwością dla P ana jest każdy, kto to czyni i z powodu tych ob­

rzydliwości Pan, Bóg twój wypędza ich przed tobą. Bądź bez skazy przed Panem Twoim, gdyż te narody, które ty wypędzasz słuchają wieszcz- biarzy i wróżbitów, a na to Pan tobie nie poz­

wolił”. (5 Mojżeszowa 18,10 -—■ 14).

Tutaj są wymienione tylko niektóre grzechy upraw iania czarów. Chciałbym jeszcze w yli­

czyć inne praktyki, które w dzisiejszych dniach są bardzo rozpowszechnione, a to:

wykładanie kart, odczytywanie linii życia z dłoni (chiromancja), praktyki z wahadłem, wskazówki n a talerzu z umieszczonym wo­

kół alfabetem, noszenie amuletów, przecho­

wywanie zam kniętych tajemniczych listów, czytanie horoskopów, uczestnictwo w sean­

sach spirytystycznych jeśli są one naw et pod płaszczykiem religijnym, posiadanie i czytanie 6 i 7 Księgi Mojżesza lub podob­

nych książek czarowniczych, odwiedzanie wątpliwej reputacji tzw. lekarzy, którzy zajm ują się niewłaściwymi praktykami, la­

nie ołowiu w noc sylwestrową, zważanie na śpiew ptaków i jeszcze wiele, wiele innych.

Wysoka cena

W tym momencie gdy człowiek wpada w taki grzech wzywa on świadomie lub nieświado­

mie szatana, a przy tym człowiek równocześnie odsuwa Boga. Człowiek wdał się w ten sposób ze złymi mocami, które prędzej czy później za­

żądają swojej ceny za udzieloną inform ację lub

pomoc. Moce ciemności nie zwolnią człowieka

(8)

tak długo, dopóki nie otrzym ają żądanej ceny.

Spotkałem w ielu ludzi, którzy się z tego śmiali mniemając, że te rzeczy upraw iali z żar­

tów, dlatego też nie można tego przyjmować na serio.

Grzech upraw iania czarów można porównać do przewodów elektrycznych wysokiego napię­

cia. Obojętnie czy z żartów czy nie żartując dotkniemy tych przewodów — skutek będzie ten sam. W ten sam sposób wchodzi człowiek w kontakt z królestwem ciemności, ze zwątpie­

nia czy żartów, świadomie lub podświadomie zadał się z grzechem upraw iania czarów. B ar­

dzo często nieprzyjaciel diabeł nie zawsze zaraz upomina się o to nabyte prawo do człowieka. W większości wypadków następstw a tegoż w ystę­

pują po miesiącach, a czasem naw et objawiają się po latach.

Jakie są następstwa?

Częstym następstwem tych grzechów jest melancholia. Nie chciałbym tym samym powie­

dzieć, że wszyscy melancholicy obciążeni są grzechami upraw iania czarów. Jedni trw ają w rozpaczliwym uporze nie przyjm ując odpuszcze­

nia grzechów. Wielu nękanych jest myślami sa­

mobójczymi. U innych objawia się to następ­

stwo odrzuceniem wszystkiego tego, co mamy od naszego Boga Stwórcy darowane. Bardzo roz­

powszechnionymi następstwam i są: nieczystość, niemoralność, zniewolenie nałogami, poryw ­ czość, ciągłe krytykow anie drugich, a nierzadko

opętanie.

Wiele chorób ma swoje podłoże jako na­

stępstwo popełnionych grzechów czarowania.

Znam wielu ludzi, którzy stali się zdrowymi, gdy wyznali w szczerej pokucie grzechy czaro­

w ania i prosili pokornie Boga o przebaczenie.

Jak można być uwolnionym z tych grzechów?

Królestwo czarowania jest wielkie. Uwol­

nionym może być jedynie w imieniu Jezusa i jego zbawiającej mocy. Uniżcie się przed Nim.

Pokutujcie za te straszne grzechy. Na swoich kolanach głośno wypowiedzcie, że uwalniacie się od wszystkich spirytystycznych duchów, od wszelkich czarów, od wszelkich zabobonów i przesądów. Uwielbiajcie krew Jezusa i proście Go żeby wam przebaczył i uwolnił od wszelkiej winy.

Biblia mówi, że na takich grzechach ciąży przekleństwo — ale Jezus wziął na siebie i to przekleństwo i zaniósł na krzyż, na którym za­

wisł. Na Golgocie dokonał przebaczenia i tobie, drogi Czytelniku, wywalczył zbawienie.

Chciałbym jeszcze podkreślić, że w wielu wypadkach koniecznym jest wyznanie i omó­

wienie otwarcie tych rzeczy przed duszpaste­

rzem, który jest przez Boga do tego upoważnio­

ny, a następnie wspólna modlitwa. Napewno znacie kogoś takiego w swoim gronie, z którym moglibyście omówić ten problem i modlić się

wspólnie w tej sprawie.

Ale możecie już teraz prosić Pana Jezusa o przebaczenie, jeśli takie grzechy miały miejsce w waszym życiu. Proszę was nie próbujcie lek­

komyślnie w żartach zmiejszać uwagi tych grzechów, ale patrzcie na nie tak, jak je widzi Bóg — jako obrzydliwość.

Jeśli teraz rzeczywiście chciałbyś przyjść do Boga, dożyć uwolnienia w swoim życiu i od­

dać się świadomie Chrystusowi chciałbym ci dodać odwagi byś tą modlitwą modlił się z ca­

łego serca:

„Przychodzę do Ciebie, Panie Jezu Chry­

ste, uznaję i żałuję, że zgrzeszyłem grzechem upraw iania czarów. Proszę przebacz mi. Oczyść mnie Twoją krwią. Uwolnij mnie od wszelkich więzów. Chciałbym ci poświęcić całe moje ży­

cie. Tu masz mojego ducha. Tu masz moją du­

szę. Tu masz moje ciało. Do Ciebie chcę nale­

żeć, Panie Jezu. Dziękuję Tobie za Twoje cał­

kowite zbawienie i uwolnienie również z wszel­

kiej mocy szatana. Od tej chwili odwołuję się do Twego odkupienia. Jestem Twoją własnością i

takim pozostaję”.

Wobec tego pojednania z Jezusem świado­

mie uwolnij się od szatana tym i słowy: „Szata­

nie, uwalniam się od ciebie w imieniu Jezusa Chrystusa z wszelkich związek, w które ja, albo moi rodzice albo dziadkowie aż do trzeciego i czwartego pokolenia świadomie lub nieświado­

mie, chcący lub niechcący byliśmy zaplątani.

Jezus i to przekleństwo ciążące na tych grze­

chach zaniósł na krzyż Golgoty. Ja wiem, że On i mnie odkupił. Dlatego, szatanie, nie masz wię­

cej praw a do mnie. Odtrącam cię w Imieniu Je­

zusa Chrystusa. Panie Jezu, dziękuję Ci za cał­

kowite uwolnienie. A m e n ”.

Drogi Czytelniku! Chciałbym ci dodać od­

wagi ażebyś się mocno trzym ał tego uwolnienia i głośno chwalił i wielbił Jezusa Chrystusa.

Módl się wzywając Go, opierając się na Jego całkowitym uwolnieniu.

Tłum . J.G. Erich Theis

(9)

Watchman Nee (2)

(Dalszy ciąg arty k u łu zam ieszczonego w nrze 10/1978)

)Za Młodzi chrześcijanie „zrobili” w spaniały początek

W zw iązku z różnorodnym i przeżyciam i ja k ie n a ­ potkał w rozszerzającej się p rac y ew angelizacyjnej, W atchm an Nee zrozum iał, że w prak ty czn y m życiu chrześcijańskim pierw sze m iejsce za jm u je realizacja w o l i B o ż e j . Oto jego w ypow iedź n a te n tem at.

„Wola Boża m oże być jasna i w yraźna; je d n a kże cza­

sam i Bóg chce nas doprow adzić do celu o krężną dro­

gą. Z p ow odu naszego upodobania do siebie sam ych kryje się w nas zaw sze chęć do składania piękn ie brzm iących deklaracji: «Ja czynię w olę Bożą!». L ecz Bóg chce nas doprow adzić do ta k ie j sytuacji, że b y nic co na św iecie istn ieje nie m ogło nas p o w strzy m a ć od w y ko n y w a n ia Jego woli. Ż e b y ś m y to zro zu m ieć m ogli On dozw ala, aby p ew nego dnia na naszej drodze z ja ­ w iła się ja ka ś przeszkoda. I staje ona w p o p rzek n a ­ szej sam ow oli — ja k K r zy ż C hrystusa — i w poprzek w szystkiego: i naszej gorliwości, i n aszej m iłości do Pana. I przyjęcie tego sta je się dla nas tru d n e w n a j­

w y ższy m sto p n iu ”. T a k Bóg postępuje, by nauczyć nas p ełnienia Sw ojej św iętej Woli.

P ra g n ąc w ięc znalaźć pomoc w rozw iązaniu w ielu trudności, w zrócił się z pro śb ą o rad ę do s. M a rg a re t B arber; poprosił ją zw łaszcza o w ypożyczenie p aru książek n a te m a t „K rzyża”. S iostra B a rb e r jednakże odm ów iła m u arg u m en tu jąc, że do ta k iej le k tu ry n a ­ leży dorosnąć. Wobec tego W. N ee p ostąpił w b re w tej rad zie; oto udało m u się zdobyć referen c je n a te m a t pożądanych książek. Były to dw ie książki Jessie P enn Lewis „Stewo o K r z y ż u ” oraz „ K rzyż G olgoty i jego poselstw o”. Jed n ak ż e doznał zaw odu; bo w praw dzie le k tu ra książek przyniosła m u p ew n ą ulgę, ale w e ­ w nętrzne problem y pozostały nierozw iązane. P rz ek o ­ nał się, iż należało posłuchać duchow ej rad y s. B a rb e r i że nie pow inien był działać sam ow olnie. Przeżycie to potem skom entow ał w n astęp u jący sposób: ..U dzie­

lanie szy b kic h odpow iedzi nie je st Bożą m etodą odpo- w iadania”.

„PRZEBUDZENIE”

W ostatnim roku n au k i w kolegium p.w. Ś w iętej Trójcy młodzi chrześcijanie pośw ięcali trzy godziny dziennie n a m o dlitw ę; godzinę — w czesnym ran k ie m i dw ie godziny w ieczorem . W tym czasie zw iastow anie Ew angelii rozw ijało się b ard z iej n iż poprzednio, i n a terenie m ia sta i w okręgu. Każdego w ieczoru L eiand W ang w ra z z Jo h n em W angiem głosili Słow o Boże w w y n ajętej — w tym celu — sali. W atchm an Nee w tym sam ym czasie pośw ięcał uw agę now o n a w ró ­ conym i św iadczył w ja k i sposób m ogą pójść dalej drogą duchow ego w zrostu. R ów nie w tym celu zaczął (na początku n a pow ielaczu) w ydaw ać czasopism o pn,

„Przebudzenie”. Zam ieszczał w nim m.in. stu d ia b i­

blijne pośw ięcone tem atow i, co d alej po naw róceniu.

W tym sam ym roku W atchm an Nee oraz W ilson W ang ukończyli n au k ę w kolegium i zajęli d w a najw yższe miejsca w p u n k ta cji szkolnej. W ątphnjar) ukońpzył 2}

rok życ;i0.„

w prak ty czn y m przeżyw aniu k ie ro w n ic tw a Bożego w codziennym życiu. T eraz p ragnęli pójść jeszcze dalej.

W ciągu o statnich d w u n astu m iesięcy pobytu w szko­

le, Bóg spraw ił, że — n a podstaw ie ich św iadectw a o Jezusie C hrystusie — naw róciło się w iele ludzi w Fuczou i okolicy. A n a zakończenie ostatniego se­

m e stru szkolnego zebrali się wszyscy w ierzący, by zło­

żyć Bogu dziękczynienie za przeżyte błogostaw ieństw o.

NOWY PROBLEM:

SPRAWA MAŁŻEŃSTWA

Czas n au k i zakończył się w ielkim akordem dzięk­

czynienia złożonego W szechm ogącem u Bogu. W atchm an Nee dziękow ał w ra z z innym i, że upodobało się Bogu, by użył ich św iadectw a do tego, żeby w ielu z jego rodzinnego m ia sta poznać mogło Je zu sa C hrystusca, ja k o żywego P a n a i Z baw iciela. Lecz w k ró tce potem po jaw ił się now y p roblem — uczucie m iłości do C ha- rity Chang. C h arity ukończyła najlep szą dostępną w ów czas dla chińskiej m łodzieży w yższą uczelnię, ukończyła ją ze św ietnym rezultatem , uw ażała się i by ­ ła u w aż an a za chrześcijankę. Lecz treść jej życia s ta ­ now iło w szystko — z w y jątk iem Jezusa C hrystusa!

le p o w y obrazek z Dalekiego Wschodu

(10)

C h arity chciała znaczyć, błyszczeć, być „kim ś” ; p ra ­ gnęła przyjem ności, m odnych stro jó w i przeb y w an ia w śród „in teresu jący ch ” ludzi podzielających jej filozo­

fię życiową. W atchm an Nee był bard zo zakochany, ale p o trafił trzeźw o ocenić ry su jąc ą się sytuację. S tan ął w obec nierozw iązyw alnych p roblem ów : ja k będzie m ógł dzielić życie z osobą o ta k odm iennych upodo- b aniach i dążeniach? Czy C h arity będzie m ogła być żoną kaznodziei? Czy to praw dziw ie nie będzie dźw iga­

n ie nierów nego „ ja rz m a ” ?

P ra g n ą ł je d n a k służyć Bogu i w ykonyw ać Jego wolę. W ybrał w ięc jedynie słuszne rozw iązanie: „Co Bóg sądzi o m o je j spraw ie?” O dpow iedź Boża p rzy ­ szła za p o średnictw em P salm u 73,25, gdy to Słowo w m odlitw ie rozw ażał: „Kogóż innego m a m w niebie, jeśli nie Ciebie? I na zie m i w n ik im in n y m nie m am upodobania...”.

Lecz odpow iedź Boża była zbyt tru d n a do przyjęcia, poniew aż nie był zdolny w yzbycia się uczucia miłości do pięknej i w ykształconej C harity. W m o dlitw ie w y­

znał Bogu, że je st gotów pójść n aw e t n a k rań c e ziemi i głosić Ew angelię, jednakże nie może w yzbyć się swego uczucia m iłości. I żeby je zagłuszyć, „poświęcił się” z jeszcze w iększą aktyw nością pracy ew angeliza­

cyjnej. Podśw iadom ie je d n a k zdaw ał sobie z tego s p ra ­ wę, że ta w zm ożona aktyw ność w ew angelizow aniu jest bardziej ucieczką przed n ieuporządkow anym p ro b le­

m em „sercow ym ” — sp ra w ą m a łżeń stw a z C harity, niż

— ja k dotąd było — po p ro stu szczerym p ragnieniem zw iastow ania E w angelii C hrystusow ej.

„CO LUB KOGO ZNASZ?”

W czasie konferen cji odbyw ającej się z udziałem w ierzących i now o naw róconych w okresie św iąt n o ­ w orocznych, W atchm an Nee niespodziew anie przeżył coś nowego w jednej z podm iejskich wiosek. O to p o d ­ czas sp o tk an ia poświęconego nauczaniu biblijnem u n a tk n ą ł się w jakim ś dom u n a g rupę starszych ch rze­

ścijańskich kobiet. U w agę jego zw rócił fakt, że bardzo n iep o rad n ie czytały P ism o Św ięte. I niespodziew anie d la siebie sam ego odkrył rów nież, że on sam w p ra w ­ dzie „znal Księgę, którą one z ta k ą trudnością o dczy­

ty w a ły , je d n a k one lepiej zn a ły Tego, o k tó ry m głosi ta K sięga” W te n sposób Bóg zaczął przybliżać m u przeżyw anie nowego te m a tu : n a czym polega ta jem n ica przynoszenia owocu? W spom niał sobie n a Słowo P a n a :

„Beze m n ie nic u czyn ić nie m ożecie” (Jn 15,5).

„DAJ, A BĘDZIE CI DANE”

N iebaw em otrzym ał now ą lekcję od Boga, by we w szystkich sp raw ach m a teria ln y ch ufać w yłącznie J e ­ m u! A w n astęp stw ie tego przeżycia Bóg o bjaw ił m u sposób Swego d ziałan ia w sp raw ach m aterialnych.

W atchm an N ee w yraził ją potem słow am i: „Daj, a bę­

dzie ci dane!”. P oznanie tajem n icy k iero w n ictw a Bo­

żego w sp raw ach m ateria ln y ch określiło całą resztę jego życia. R ozw ijając dalej tę m yśl w yznał, że nigdy n ie pow inno się objaw ić in n y m ludziom sw oich potrzeb finansow ych, gdyby n a w e t ta k ie postępow anie m iało pozbaw ić nas przyjaciół. Należy ufać w yłącznie Bogu i On zatroszczy się o obfitość w szystkiego w naszym

Chiński mur — w w ielu m iejscach zachował wygląd z XVI w.

(11)

życiu. P onadto zaś, poza p rostym ugoszczeniem , p r a ­ c o w n i c y K r ó l e s t w a B o ż e g o n ie pow inni niczego przyjm ow ać od pogan, aby sp ra w a Boża nie była w czym kolw iek uzależniona od grzeszników (por.

Łk 6,38 ;3 J n 7). Ju ż w k ró tce W atchm an Nee m iał spo­

sobność by w e w łasnym życiu spraw dzić „działanie”

m etody Bożego p ostępow ania w sp raw ach m ateriale nych.

Oto został zaproszony przez społeczność m isyjną w K ienningu do p ro w ad zen ia zgrom adzeń ew angeliza­

cyjnych. P osiadał około 30 dolarów a podróż sta tk ie m m otorow ym kosztow ała p raw ie 80. A le zanim u d ał się w podróż, ja k iś duchow ny z Fuczou znalazł się w k ło ­ potach finansow ych i szukał pomocy. K tóregoś dn ia Bóg zw rócił jego uw agę, by zatroszczył się o tego k a ­ znodzieję i w spom ógł go finansow o. Z uczuciem p ew ­ nego niepokoju W atchm an Nee posłał m u przez kogoś 20 dolarów . N astępnego d n ia m ia ł udać się w podróż, lecz jego w łasne „zasoby” finansow e nie uległy cu­

dow nem u pom nożeniu. Z 10 d o laram i w kieszeni w y­

ruszył do przy stan i portow ej, i idąc m odlił się: „Panie, nie proszę Cię o pieniądze lecz o to, że b y m m ógł w ja ­ kiś sposób dotrzeć do m iejscow ości C hien-O ”. Gdy zn a ­ lazł się w porcie, niespodziew anie został zagadnięty przez w łaściciela jakiegoś m ałego paro w ca o cel sw ojej podróży. Ze zdum ieniem dow iedział się, że może po­

dróżow ać m ałym rzecznym parow cem do C hien-O za sum ę 7 dolarów . Był zdum iony i poruszony ty m w y­

darzeniem , że nie w iedział n aw e t w ja k i sposób zn a ­ lazł się n a pokładzie statk u . Mógł podróżow ać a p o n ad ­ to sp raw ił Bóg, że ta k i m ały rzeczny parow iec nie podlegał niezliczonym kon tro lo m celnym i b y ł m niej narażony n a napaść bandytów , którzy grasow ali n a rzece. Z łaski Bożej mógł podróżow ać do m iejsca przeznaczenia.

W C hien-O głosił Słowo Boże podczas 14-dniow ej ew angelizacji i P a n pobłogosław ił go i przyznał się do zw iastow anej E w angelii, tak , że w iele ludzi p rze­

żyło odnow ienie w iary i życia. Z posiadanych p ienię­

dzy zostało m u tylko p ó łto ra dolara. P rzy końcu jego pobytu w C hien-O jed en z diakonów Zboru, br. H ugh Philips, w yraził radość z tego pow odu, że zw iasto­

w anie W. Nee okazało się pom ocne d la w ielu. P o ­ n adto w yraził p rag n ie n ie by mógł uczestniczyć w w y­

d atkach zw iązanych z jego podróżą do Chien-O . Nie­

spodziew anie dla siebie sam ego W atchm an Nee odpo­

w iedział diakonow i: „To nie je st potrzebne; cała po ­ dróż je st opłacona”. M iał bow iem jasn e przekonanie, że nie pow inien korzystać z pom ocy finansow ej ja ­ kiejś m isji i był całkow icie pew ny, że Bóg troszczy się o w szystkie spraw y zw iązane z jego podróżą. N a­

stępnego dnia, gdy szedł do p rzystani portow ej, to ­ w arzyszył m u jeden z w ielu now o poznanych ch rze­

ścijan, Po drodzie m odlił się do Boga: „Panie, T y nie m ożesz m n ie zaw ieść!”. W połow ie drogi do p o rtu do­

gonił obydw u idących posłaniec od d iakona H. Philipsa, i w ręczył m u list. W kopercie znalazł poselstw o n a s tę ­ pującej treśc i: „Mimo, iż T w ą podróż ktoś pokrył, to jed n a k pozw ól, by T w ó j starszy brat m ógł osobiście m ieć choćby sk ro m n y udzał w kosztach zw iązanych z podróżą. Z echciej w ięc przyjąć te n sk ro m n y dar, któ ry załączam ”.

W w ydarzeniu tym poznał rękę Boga i p rzy jął ten zadatek przyjaźni. P rz ek a zan a k w o ta była znacznie

w iększa niż p o trzebow ał n a pokrycie kosztów podróży.

A w ra c a ł do dom u tym sam ym parow cem , za tę sa ­ m ą cenę i w tej sam ej kabinie. N aw et podróż trw a ła krócej, poniew aż sta te k pły n ął z prąd em rzeki Min.

P o przybyciu do Fuczou jeszcze bard ziej um ocnił się w przekonaniu, że pomoc fin an so w a udzielona po­

trze b u jąc em u B ratu by ła koniecznością życiową. Nowe przeżycie Bożego k iero w n ictw a w sp raw ach m a te ria l­

nych napełn iło go w dzięcznością i radością. Nieco później przeżycie sw oje opisał w n astęp u jący sposób:

„Boża zasada nie w yra ża się w słoujach: «O szczędzaj, a będziesz bogaty!» Nie. Boża zasada b rzm i: «Dawaj, a będzie ci dane» m iarą dobrą, natłoczoną, potrzęsioną i przepełnioną!” (por. Ł k 6,38).

ODRZUCENIE — PO RAZ PIERWSZY

Bóg uczył go ciągle. Oto ju ż w krótce otrzym ał now ą lekcję. W szystkie szczegóły tej sp ra w y jeszcze dzisiaj n ie są do końca w yśw ietlone. Ale je st faktem , że W atch m an N ee został odsunięty od p racy przez grupę starszych w spółpracow ników , którzy razem z nim b r a ­ li udział w zw iastow aniu E w angelii C hrystusow ej. Na czele tej grupy stal’i, ja k w spom inaliśm y, L eland W ang, Jo h n W ang i inni. I jakiegokoliw ek mogły być p rzy ­ czyny tego fak tu , jed n o w y d aje się być pew ne, że do te j decyzji mogło doprow adzić także to, że W atchm an N ee p rag n ą ł się oprzeć w zw iastow aniu Ew angelii w yłącznie n a zasadach biblijnych. Jego dotychczasow i w spółpracow nicy m ieli w tej sp raw ie zdanie odm ienne.

To now e przeżycie spraw iło, że w yznał, iż Sam Bóg je st rea liza to rem każdej pracy i dlatego m usi ona być określona Jego pracą. Bóg rów nież je st celem każdej pracy w K rólestw ie Bożym. L udzie chętnie w k ra cz ają w n ią i n aw e t chętnie w y p o w iad ają słow a, że „Bóg je st początkiem i końcem p rac y ew angelizacyjnej”, lecz je j „środek” Bóg pozostaw ia do w ypełnienia czło­

w iekow i, k tó ry — oczywiście — pow inien liczyć tylko n a Boga, nie działać sam , etc., etc.

W n aw ią za n iu do tego te m a tu W atchm an Nee zau­

w ażył, iż w tym w łaśn ie tk w i głów na przyczyna b łę­

dów popełnianych przez chrześcijan. Fałszyw ość tej m otyw acji i działan ia w y raził słow am i: „Jeśli spostrze­

gam y jakiegoś utalentow anego człow ieka, zw łaszcza zdolnego do ka zn o d ziejstw a i działania i jeśli doda tko ­ w o zna się on ta k że na adm inistrow aniu, sądzim y w ów czas: «0 , ja k ą ż korzyścią m oże stać się ta k i czło­

w ie k dla sp ra w y C h rystu so w ej!»”. Lecz podstaw ow y b łą d polega n a tym , że chrześcijanie nie zw rac ają się w tej sp raw ie przede w szystkim do P ana, do Głowy Kościoła.

S p raw ę kom pletacji pracow ników Bóg rez erw u je dla Siebie. A k to n ie rozum ie, że prak ty czn e realizow anie w oli Bożej je st n ajw ażn iejsze w życiu chrześcijanina, a to tym b ard z iej w sp raw ie pow oływ ania ludzi do pracy, ten jeszcze nie w iele po jął ze sp raw K rólestw a Bożego, (cdn)

oprać. M ieczysław K w iecień

(12)

Chrześcijańscy „zakonnicy”

„Rozpoczęliście w Duchu, a teraz na ciele kończycie?” (Gal. 3,3).

Galacjanie byli po części chrześcijańskimi

„zakonnikami”, po części mieli ku tem u tenden­

cje. Paw eł w ostrych słowach gani ich za to.

Skoro używa takich słów, znak to nieomylny, że i sprawa była poważna.

Co mamy na myśli używając term inu „chrze­

ścijański zakonnik?” Raczej nie tę osobę, która należy do jakieś kongregacji, zakonu czy wspól­

noty, ale w i e r z ą c e g o , k t ó r y r o z p o ­ c z ą ł w D u c h u a n a c i e l e k o ń c z y .

„Na ciele...”. Paweł w innym miejscu mówi o tym, że litera (ciało) zabija, duch zaś ożywia”

(II Kor. 3,6). W dzisiejszych czasach często jest tak, że wśród wierzących nie usłyszymy n i­

czego innego, jak tylko napominanie do „prze­

strzegania każdej kreski i jo ty ”. Jeśli tego nie ma — mówią — jesteś podejrzanym chrześci­

janinem. Piszę o tym otwarcie, bo sam to prze­

chodziłem. W sposób bezwzględny i bezkompro­

misowy starałem się dostosować do każdego słowa i Pisma. Nie chcę w tym miejscu powie­

dzieć, że to jest złe; w prost przeciwnie, to jest bardzo ważne, skoro sam Pan Jezus mówi:

„Jeśli kto mnie miłuje, słowa mojego przestrze­

gać będzie, i Ojciec mój um iłuje go, i do niego przyjdziemy, i u niego zamieszkamy” (J. 14,23).

Chcę jednak powiedzieć, że m o ż n a p r z e ­ s t r z e g a ć S ł o w o b e z m i ł o ś c i . I t o właśnie jest „chrześcijańskim zakonem”. Jezus mówi: „Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios...” (Mt.

7,21); „Przecedzanie komara, a połykacie wiel­

błąda” (Mt. 23,24). Czy „kom arem” nie jest prze­

strzeganie litery, a „wielbłądem” odrzuca­

nie miłości? Miłość nie odrzuca litery, ale w le­

w a w n ią Ducha. Miłość jest tą najpierwszą wolą Bożą, podstawowym i jedynym „przykaza­

niem ” chrześcijańskim, szczytem i doskonało­

ścią działania Ducha.

„Na ciele...” . IJest to zawsze punkt wyjścia w każdym nieporozumieniu i niezgodzie. Ten kto bazuje „na ciele” jest człowiekiem k ry ty ­ cyzmu, osądzania, przelewania goryczy, pychy.

Dla bazującego „na ciele”, inna forma w yraże­

nia przeżywania chrześcijańskiego jest „niebi- blijna”, bo... niezgodna z ich wzorem; inny sposób określenia tej samej praw dy jest „na­

ciąganiem Słowa” ; życzenie Pana do dążenia do jedności i pokazywania jej światu jest nieaktal- ne, bo godzące w osobiste ambicje. To wszystko jest grzechem, a „zapłatą za grzech jest śmierć”.

„Na ciele...”. „Chrześcijański zakonnik”, to człowiek, który tak naprawdę, to nie ma pew ­ ności życia z Bogiem. Szarpany jest ciągłymi wątpliwościami i ulegający różnym nurtom , lu­

dziom lub organizacjom, pokładając w nich n a­

dzieję. „Podobny jest do fali morskiej, przez w iatr tu i tam m iotanej” (Jak. 1,6). Konsek­

w encją tego jest kalkulowanie. Musimy napraw ­ dę wiedzieć, mieć to w ewnętrzne przekonanie, czy i jak należymy do Niego, naszego Ukocha­

nego Pana. Jest to z pewnością spraw ą konkret­

nej chwili, spraw ą TERAZ. Widząc w sobie przeszkody (nie u bliźniego — bliźni nas t u t a j nic nie obchodzi ;— Mt. 7,1—6), likwidujem y je z pomocą Bożą; Bóg gotów jest nam w tym po­

magać. Stojąc w czystości przed Bogiem, bę­

dziemy mieli inne spojrzenie na wszystkich lu­

dzi — spojrzenie, które przyniesie przebudzenie w naszych zborach, społecznościach, kościołach, miejscowościach, kraju, świecie.

„W Duchu...”. Kontekst Gal. 3,3 uczy nas, że „w Duchu”, to znaczy: „mając wymalowany obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego” (3,1).

Jest rzeczą oczywistą, że najtrudniejsze zadanie człowieka, — pogodzenie praw dy z pokojem —

— spełnione jest tylko w krzyżu Jezusa. Tylko tam, bo stam tąd płynie miłość i ratunek.

„Obowiązek” miłości (jakże dla nas rados­

ny, skoro radość P anu naszemu sprawia)) do­

tyczy pięciu płaszczyzn:

1. miłość Pana Boga (np. Mk. 12,30);

2. miłość... siebie (np. Mk. 12,31: „...jak siebie”, Flp. 3,12);

3. miłość „domowników w iary” (np. Gal .6,10);

4. miłość bliźnich (np. Mk. 12,31; Judy 22—23a);

5. miłość nieprzyjaciół (np. Mt. 5,44; Judy 23b).

„Obowiązek” ratunku wpływa z następują­

cych znanych prawd:

1. każdy człowiek jest Bożym stworzeniem i Jezus nikim nie gardził (np. J. 3,16);

2. wolą wstępującego do nieba Jezusa było (i jest) składanie świadectwa (np. Dz. 1,8);

3. konsekwencją nawrócenia się do Boga (sko­

rzystania z ratunku) jest wskazywanie na ratunek innym (I Tes. 1,9; II Tym. 2,2).

„W Duchu...”. Kto żyje w Duchu, ten mimo łez i ran szuka pokoju, pojednania, jedności.

Jeden bowiem jest Duch (Ef. 4,4) i takie same Jego owoce u wszystkich, którzy „rozpoczęli i żyją w Duchu” (por. Gal. 5,22—23). Pan Jezus mówi, że „po owocach poznani będzie­

m y” (Mt. 7,17). Nie jest „chrześcijańskim zakon­

nikiem ” ten, kto na rzeczywistość, tzn. sytuacje i ludzi, patrzy oczyma Jezusa.

s.m.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nauczyciel, w oparciu o słownik terminów literackich, definiuje pojęcie stylu jako: „sposób ukształtowania wypowiedzi polegający na określonym wyborze, interpretacji i

publikacja przygotowana przez Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów z materiałów seminarium Problematyka autentyczności dzieł sztuki na pol- skim rynku..

K iedy się zachow uje Słowo Boże, przepełniony jest człowiek D uchem Św iętym , czego owocem jest miłość (por... Zgrom adzenie ze Św iętym

niejszość, obecność, kiedy On znajduje się w niebie. Wczoraj w przeszłości, kiedy On był na ziemi uczynił odkupienie za nasze grzechy. Co uczyniłeś w

stusie, kiedy zaś słuchacze, poruszeni do głębi, zapytali „Co mamy czynić?” Piotr odpowier dział: „Upamiętajcie się i niechaj się każdy z was da ochrzcić

O ddalając się od Boga, odchodzą od Jego opieki, odrzucają społeczność z Bogiem, pozbaw iają się Jego m i­.. łosierdzia i

m iarem diabła jest: okradanie człow ieka z wszystkiego, co zwie się szczęściem, m altre to ­ wanie i unicestw ianie... zami złości, gniew u, zazdrości,

Jej to trzymamy się jako kotwicy duszy, pew nej i mocnej, sięgającej aż poza zasłonę, Gdzie jako po­.. przednik wszedł za nas Jezus, sta wszy się