• Nie Znaleziono Wyników

Polska Zachodnia : tygodnik : organ P.Z.Z., 1945.11.25 nr 17

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Polska Zachodnia : tygodnik : organ P.Z.Z., 1945.11.25 nr 17"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

MSKA ZAOWDm

C rT ty ć U l, 'p .T r n , •

... i ...: ... ... ... : _ v ...

R O K ! P O Z A I A l i l , D I V I A 2 5 L I S T O P A D A 1 9 4 5 R . IV R 1 7

W y r ó b , b t ó r y o b r a ż a n a r ó d

Proces nad zbrodniarzami hitlerowskimi w Liineburgu został zakończony wyrokiem, który musi wstrząsnąć sumieniem ludzkości. 14-tu oskarżonych uwolnionych zostało od winy i kary, część skazana na mniejsze lub większe kary więzienia, a jedynie kilku głównych mor­

derców otrzymało w yroki śmierci. Szczegóły wyroku podajemy na innym miejscu.

Jak się to stać mogło, aby uczestnicy mordów naj­

potworniejszych, jakie zna historia, mogli ujść od winy i kary, aby morze krw i ludzkiej przelanej w Oświęcimiu i Belsen nie znalazło zrozumienia w umysłach i współ­

czucia w sercach sędziów angielskich. Nie kierujemy się uczuciem zemsty, choć byłaby ona zrozumiała, ale wyrok w procesie liineburskim odczuwamy jako po­

gwałcenie sprawiedliwości. 14-tu uwolnio­

nych zbrodniarzy wyszło z sali sądowej z podniesioną głową. Nie o nich jednak cho­

dzi, ale o wpływ jaki wywrze ten niespo­

dziewany wyrok na rzesze hitlerowców i na młodzież niemiecką. Utw ierdzi ich w prze­

konaniu, że w zasadzie obozy koncentracyj­

ne były uzasadnione, że w czasie wojny mo­

żna wbrew prawu międzynarodowemu drę­

czyć i zabijać ludność cywilną, że droga jaką wybrały Niemcy hitlerowskie dla osią-

«

gnięcia zwycięstwa była słuszna. Tylko zbrodnie należy popełniać w ciemności, bez świadków. I będzie to zachętą do pielęgno­

wania w duszach młodzieży niemieckiej od­

wetu za doznaną klęskę.

W yro k w procesie liineburskim źle przy­

służył się ludzkości. M owy obrońców mor­

derców z Belsen i Oświęcimia, którzy zbro­

dnie oświęcimskie i belseńskie scharakte­

ryzowali jako zwykłe wykonanie rozkazów władz w yż­

szych w stosunku do „mniej wartościowego elementu“

pozostaną hańbą sądownictwa angielskiego,

A jak nazwać proces w Norymberdze głównych zbro­

dniarzy z Góringiem i Hessem na czele? Przecież w akcie oskarżenia podpalaczy świata o Polsce nie mówi się nic a przynajmniej bardzo niewiele, bardzo ogólnikowo.

I świat nigdy się nie dowie o rozmiarach zbrodni hitle­

rowskich w Polsce, o męczeńskiej gehennie narodu pol­

skiego, który 7 milionów najlepszych synów stracił na zawsze. Przeciwko tej krzywdzie nam wyrządzonej na­

leży podnieść silny głos protestu. K rew polska nie jest tańsza od krw i angielskiej. H, B.

G D A Ń S K • W I D O K P O R T U

(2)

W Ł A Ś C IW E P E R S P E K T Y W Y

Z ie m ie o d zyska n e są te re n e m , k tó r y d la dalszego ro z w o ju s to s u n k ó w p o l­

s k o -ra d z ie c k ic h m a szczególnie d o n io ­ słe znaczenie. W ła ś n ie tu n a d O drą, N isą i B a łty k ie m — b ra te rs tw o b ro n i m ię d z y A r m ią C z e rw o n ą a W o js k ie m P o ls k im , w s p ó łp ra c a p o lity c z n a i p r z y ­ ja źń m ię d z y n a ro d a m i ra d z ie c k im i a n a ro d e m p o ls k im , d o p ro w a d z iły do re ­ z u lta tó w p o lity c z n y c h o h is to ry c z n y m zn a cze n iu . Z d ru g ie j s tro n y szcze­

góln e w a ru n k i, w k tó r y c h o d b u d o w u -

• je m y naszą p a ń s tw o w o ś ć na zie m ia c h o d z y s k a n y c h o ra z b lis k o ś ć ra d z ie c k ie j s tre fy o k u p a c y jn e j w N ie m cze ch , w n ie ­ k tó r y c h p u n k ta c h d o p ro w a d z a ją do za­

d ra ż n ie ń o w y b itn ie lo k a ln y m zn a cze ­ n iu — k tó r e je d n a k p rz y n ie ś w ia d o m o ­ ści — a ty m b a rd z ie j p rz y z łe j w o li — ła tw o m ogą d o p ro w a d z ić do z a c ie m n ie ­ n ia w ła ś c iw y c h p e rs p e k ty w w s p ó łp ra c y p o ls k o -ra d z ie c k ie j.

G d z ie ja k gdzie — ale w ła ś n ie tu na z ie m ia c h o d z y s k a n y c h — żaden P o la k n ie p o w in ie n tr a c ić z oczu w ła ś c iw e j p e rs p e k ty w y s to s u n k ó w p o ls k o -ra d z ie ­ c k ic h , n ie p o w in ie n z a tra c ić z d o ln o ś c i ro z ró ż n ia n ia w w s p ó łż y c iu p o ls k o -ra ­ d z ie c k im tego, co za ch o w a d la ty c h s to ­ s u n k ó w w a rto ś ć na d z ie s ią tk i i s e tk i la t od tego, o cz y m z a p o m n im y za m ie ­ siąc i za ro k . To je s t e g za m in p o lity c z ­ nego p a trz e n ia na z ja w is k a i p o lity c z ­ nego m y ś le n ia .

D w a fa k t y zasadnicze i d z is ia j ju ż bezsp o rn e w y z n a c z a ją z p u n k tu w id z e ­ n ia zie m o d z y s k a n y c h w ła ś c iw e p e r­

s p e k ty w y s to s u n k ó w p o ls k o -ra d z ie c ­ k ic h :

1. d la p e łn e j re a liz a c ji n aszych o d ­ w ie c z n y c h p ra w na z ie m ia c h o d z y ­ s k a n y c h d e cyd u ją ce zn a cze n ie m ia ł w o je n n y w y s iłe k A r m ii C z e rw o n e j;

2. n ie k to in n y a w ła ś n ie G e n e ra lis s i­

mus S ta lin b y ł ty m , k t ó r y na k o n ­ fe re n c ji p o c z d a m s k ie j w sposób ja k n a jb a rd z ie j z d e c y d o w a n y p o p a r ł n a ­ sze in te re s y , co w w y n ik u d a ło nam m a k s im u m — w obecnej s y tu a c ji m o ż liw e j do o sią g n ię c ia s a n k c ji m ię d z y n a ro d o w e j d la naszych g ra n ic na za chodzie,

T o je s t is to tn e d la o ce n y s to s u n k ó w p o ls k o -ra d z ie c k ic h z p u n k tu w id z e n ia ziem o d z y s k a n y c h . W s z y s tk o in n e tr z e ­ ba ro z p a try w a ć p o d a s p e k te m ty c h d w ó c h a k tó w p o d s ta w o w y c h .

A w ię c i to , że p o d S zczecinem , p o d Z ie lo n ą G ó rą c zy p o d L ig n ic ą w ła s o w - cy, b u lb o w c y w m u n d u ra c h A r m ii C z e r­

w o n e j, cz y m a ru d e rz y te jż e A r m ii d o ­ k o n a li b a n d y c k ie g o n a p a d u ra b u n k o ­ w ego,

I to , że w o js k o w y a d m in is tra to r ta ­ k ie g o to a ta k ie g o m a ją tk u , z n a jd u ją ­ cego się jeszcze p o d zarządem A r m ii C z e rw o n e j, n ie zaw sze za jm u je w ła ś c i-

S pdm w y nasz pastuiat

Utworzenie Ministerstwa Ziem Od­

zyskanych jest faktem dokonanym.

Ukazanie się odnośnego dekretu, obecnie opracowywanego, jest już tylko kwestią czasu. W ten sposób spełnił się jeden z postulatów, które wysuwał już od dłuższego czasu jako czołowe zagadnienie P o l s k i Z w i ą z e k Z a c h o dn i . Byliśmy gło­

sicielami tej myśli na podstawie do­

kładnej oceny sytuacji na Ziemiach Odzyskanych, wychodząc z założe­

nia, że tylko jedyny ośrodek dyspo­

zycyjny w formie Ministerstwa Ziem Odzyskanych zdoła ująć w kształty planowe i skoordynowane zaludnie­

nie i zagospodarowanie tych ziem, jakie nam uchwałą konferencji pocz­

damskiej zostały de facto oddane, a których, jako prawowitego dzie­

dzictwa piastowskiego, nie pozwo­

limy sobie już wydrzeć nikomu.

U tworzenie Ministerstwa Ziem Za­

chodnich pozwala nam z wiarą i otu­

chą patrzeć w przyszłość jednej trzeciej Rzeczypospolitej, która od­

tąd zrastać się będzie w jedną ca­

łość, w jeden organizm państwa na­

rodowo jednolitego, demokratyczne­

go z ducha i treści.

Odwraca się nowa karta w życiu Ziem Odzyskanych.

ocena w o je n n e g o w k ła d u A r m ii C z e r­

w o n e j w p rz y w ró c e n ie naszej w o ln o ś c i i naszych g ra n ic na O d rze i N is ie oraz w k ła d u p o lit y k i ra d z ie c k ie j w u tr w a ­ le n ie te j w o ln o ś c i i ty c h g ra n ic daje nam p o lity c z n e i m o ra ln e p ra w o do z w a lc z a n ia tego, co p o d p łaszczem r a ­ d z ie c k ie g o m u n d u ru psuje s to s u n k i p o l­

s k o -ra d z ie c k ie . T y lk o te n P o la k , k tó r y szczerze i g łę b o k o c e n i k re w ra d z ie c ­ k ie g o ż o łn ie rz a , p rz e la n ą ta k o b fic ie za naszą w o ln o ś ć i za nasze g ra n ic e — ma p ra w o u d e rz y ć p ię ś c ią w s tó ł tam , gdzie k to ś w ra d z ie c k im m u n d u rz e u s iłu je s z k o d z ić in te re s o m naszego p a ń s tw a i n a ro d u .

T ym cza se m c i — k tó r z y n a jw ię k s z ą w szczyn a ją w rz a w ę w o k ó ł rz e c z y w i-

| < U U U U M M U U U U M U U

w e s ta n o w is k o w o b e c o s a d n ik ó w p o l­

sk ic h . (O ilu ż p o ls k ic h a d m in is tra to ra c h i u rz ę d n ik a c h m ożna p o w ie d z ie ć to samo).

I to , że w te j lu b in n e j m ie js c o w o ś c i zie m o d z y s k a n y c h te n lu b in n y s ta r- szyna ra d z ie c k i m a n ie m k ę -k o c h a n k ę , k tó r ą s ta ra się u s trz e c p rz e d z a rz ą d z e ­ n ia m i w ła d z p o ls k ic h , d o ty c z ą c y m i n ie m c ó w .

T a k ja k fa k t y p ie rw s z e g o ro d z a ju i p ie rw s z e g o rz ę d u trz e b a u zn a w ać, czcić i p o d k re ś la ć , ta k z fa k ta m i d ru ­ giego. rz ę d u trz e b a e n e rg ic z n ie w a lc z y ć . I w ty m w ła ś n ie rzecz. D o p ie ro p o li­

ty c z n ie słuszna i lu d z k o s p ra w ie d liw a

s ty c h i fik c y jn y c h p rz e s tę p s tw o s o b n i­

k ó w w m u n d u ra c h A r m i i C z e rw o n e j nie w id z ą z u p e łn ie , b o w id z ie ć n ie chcą

— b o h a te rs k ie g o w k ła d u ż o łn ie rz a r a ­ d z ie c k ie g o w p rz y w ró c e n ie naszej w o l­

ności. N a jm n ie j te ż p rz y c z y n ia ją się lu d z ie tego p o k ro ju do lik w id o w a n ia p rz e s tę p s tw , o k tó r y c h m o w a . N ie to je s t zre sztą ic h celem . Z a m ia re m ich je s t s ia n ie n ie u fn o ś c i w s to su n ka ch p o l­

s k o -ra d z ie c k ic h , z a tru w a n ie p rz y ja ź n i m ię d z y n a s z y m i n a ro d a m i. Z w a lc z a ją c w s p ó ln ie z o d p o w ie d z ia ln y m i c z y n n ik a ­ m i ra d z ie c k im i p rz e s tę p s tw a w ła s o w - c ó w , b u lb o w c ó w i m a ru d e ró w —- ró w n o c z e ś n ie d e m a s k o w a ć m u s im y i z w a lc z a ć P o la k ó w , k tó r z y z p rz e ­ s tę p s tw ty c h u s iłu ją u b ić k a p ita ł p o li­

ty c z n y d la re a k c ji p o ls k ie j. Z w a lc z a ć tego ro d z a ju o b ja w y je s t o b o w ią z k ie m k a ż d e g o P o la k a , k t ó r y n a p ra w d ę chce d o b ra naszych z ie m o d z y s k a n y c h . K to p o d k o p u je p rz y ja ź ń p o ls k o -ra d z ie c k ą , te n o s ła b ia naszą p o z y c ję na ty c h z ie ­ m iach.

J. D.

(3)

W o b r o n ie o b r o ń c ó w p o ls k o ś c i

Tylko w pierwszym okresie powojennym, tylko w czasie, gdy nie było jeszcze jedynego dla Ziem Odzyskanych ośrodka dyspozycyjnego mogło się zdarzyć, że Polaków, przymuso­

wych obywateli Rzeszy, potraktowano w nowej Polsce jak...

niemców. Mogło to stać się tylko w głębokiej niewiedzy pro­

cesów historycznych, jakie iu działały od 700 lat, w zapozna­

niu przemian odbywających się za życia już naszego poko­

lenia. Gorzej, że w wielu wypadkach strażnikami prawomyśl- ności polskiej stali się ludzie, którzy nie udowodnili jeszcze swych praw do osądzania i kwalifikowania innych; gdyż po­

siadany mundur i legitymacja służbowa nie zawsze są spra­

wdzianem patriotyzmu i wiernej Polsce przeszłości.

Problem weryfikacji, tj. nadania praw obywatelskich Pola­

kom obywatelom Rzeszy zamieszkałym w granicach pomiędzy linią 1939 r. a Odrą—Nisą i Okręgiem Mazurskim nie został, niestety, w porę rozwiązany.

Nie było jednolitego postępowania wykonawczego i stąd różne co do czasu i sposobu inkorporowanie elementu pol­

skiego np. na Śląsku Opolskim, Ziemi Lubuskiej i w Okręgu Mazurskim. Gdy na Śląsku Opolskim weryfikacja jest już na ukończeniu i wyrównane zostały krzywdy poczynione Pola­

kom tamtejszym w pierwszym okresie, w Okręgu Mazurskim i na Ziemi Lubuskiej sprawa ta wymaga niezwłocznej inge­

rencji odpowiednich czynników. Tak np. z Międzyrzecza do­

noszą, że tamtejsze władze bezpieczeństwa zamierzają wy­

siedlić poza Odrę około 1500 Polaków tubylców i 80-ciu

już wysiedliły. Władze te ignorują nawet czynniki miarodajne co zmusza tamtejszą ludność do wysyłania specjalnej dele­

gacji do władz nadzorczych. Są to rzeczy ze stanowiska uma­

cniania polskości niedopuszczalne i państwowo szkodliwe.

Chodzi tu o los tych właśnie Polaków, którzy przetrwali wszystkie burze na odzyskanych dziś ziemiach, nie dali się wynarodowić i pod powłoką zniemczenia zachowali żywo bi­

jące serce polskie. Nie trudno było bowiem być Polakiem w Warszawie lub Krakowie, w środowisku rdzennie polskim, ale wytrwać w otoczeniu niemieckim, nie zapomnieć mowy i oby­

czajów swego narodu przy nacisku politycznym i gospodar­

czym machiny rządowej niemieckiej

jest to dowód wiel­

kiej odporności i niemniej wielkiej zasługi. 0 tych to Po­

lakach plakaty propagandowe hitlerowskie mówiły i w gra­

ficznych statystykach wykazywały, że „Polacy już są nad Odrą", że „dziecko polskie w szkole niemieckiej na zapy­

tanie, gdzie są granice Polski, odpowiadało: nad Odrą!“

1 tych cichych, niezłomnych obrońców polskości, tą straż przednią ściga się dziś jak zbrodniarzy, tolerując niejedno­

krotnie tuż obok niemców prawdziwych. Są to anomalie życia powojennego i im prędzej znikną z Ziemi Lubuskiej i Okrę­

gu Mazurskiego, tym szybciej nastąpi zespolenie tych ziem z Macierzą. Trzeba przeprowadzić w trybie przyśpieszonym nadanie obywatelstwa polskiego tym, którzy byli i pozostali Polakami mimo obywatelstwa niemieckiego. Któż ich przyj­

mie, jeżeli Polska się od nich odwróci? H. B.

A m n e s i i a n i e d l a

W z w ią z k u z o g ło szen ie m d e k re tu o a m n e s tii z d n ia 2 s ie rp n ia 1945 r.

D, U . R. P. n r 28, poz. 172 p o w s ta ły w ą tp liw o ś c i, c zy p rz e p is y tego d e k re tu n a le ż y s to so w a ć do osób n a ro d o w o ś c i n ie m ie c k ie j a w p ie rw s z y m rz ę d z ie do tz w . v o lk s d e u ts c h ó w . T u i ó w d z ie za­

c zę to p o d w p ły w e m u k r y ty c h p o p le c z ­ n ik ó w v o lk s d e u ts c h o w s k ic h d e k re t w te n sposób in te rp re to w a ć , że te ń a k t la s k i N a ro d u P o ls k ie g o o d n o si się r ó w ­ nież do te j k a te g o r ii osób. O c z y w iś c ie ta k a w y k ła d n ia u s ta w y w y w o ły w a ła b u rzę p ro te s tó w ze s tro n y z d ro w e j czę­

ści s p o łe c z e ń s tw a , k tó r a n ie z a p o m n ia ­ ła i n ig d y n ie z a p o m n i n ik c z e m n e j r o li v o lk s d e u ts c h ó w w o k re s ie ta k c ię ż k im d la naszej O jc z y z n y , ja k im b y ła o k u p a ­ cja h itle ro w s k a .

Ju ż d e k re t d o p u szcza ją cy re h a b ilita ­ cję v o lk s d e u ts c h ó w s p o tk a ł się z w ie lk ą n ie c h ę c ią dużego o d ła m u sp o łe c z e ń ­ s tw a . P rasa p rz y n o s i nam p ra w ie co d zie ń w ia d o m o ś c i o m a so w ych z e b ra ­ n ia c h i w ie c a c h o b y w a te li w ró ż n y c h m ia s ta c h P o ls k i, na k tó r y c h d e k re t o re h a b ilita c ji często p o d d a w a n y je s t su­

ro w e j k r y ty c e ro z g o ry c z o n e g o s p o łe ­ cze ń stw a . K ie r u je się p rz y ty m g o rą c y

z d r a j c ó w i a r o d w

a p e l do naszego s ą d o w n ic tw a , a b y z n a jw ię k s z ą o s tro ż n o ś c ią i ścisło ścią , nie d o puszczającą żadnej szerszej in te r p r e ­ ta c ji, s to s o w a ło w y m ie n io n y d e k re t o re h a b ilita c ji w o b e c zg ła sza ją cych się o n ią v o lk s d e u ts c h ó w .

W o b e c p o w yższe go z dużą dozą za ­ d o w o le n ia p o w ita ł o g ó ł sp o łe c z e ń s tw a p o ls k ie g o o k ó ln ik M in is tr a S p ra w ie d li­

w o ś c i z dn. 11 w rz e ś n ia 1945 r. D. U . M . 1239/45 w s p ra w ie w y ja ś n ie n ia n ie k tó ­ ry c h p rz e p is ó w d e k re tu z d n ia 2 s ie rp ­ n ia 1945 r. O k ó ln ik te n w y ja ś n ia , że a c z k o lw ie k p rz e p is y w y m ie n io n e g o de­

k r e tu n ie s ta n o w ią w y ra ź n ie , że p rz e ­ p is y jego n ie d o ty c z ą osób n a ro d o w o ś c i n ie m ie c k ie j lu b n a le ż ą c y c h do g ru p u - p rz y w ile jo w a n y c h , to je d n a k m y ś l ta k a sp o c z y w a u p o d ło ż a te g o ż d e k re tu .

J a k b o w ie m w y n ik a z a rt, 1, d e k re tu , a m n e stia je s t a k te m ra d o ś c i N a ro d u P o ls k ie g o . P uszczenie w n ie p a m ię ć i p rz e b a ć z e n ie n ie k tó ry c h p rz e s tę p s tw p o p e łn io n y c h w a n o rm a ln y c h w a ru n ­ k a c h o k u p a c ji m a na c e lu z a d o k u m e n -

i

to w a n ie , że N a ró d P o ls k i chce ro z p o ­ cząć n o w e , n o rm a ln e ż y c ie w o d m ie n ­ n ych , k o rz y s tn y c h d la ń w a ru n k a c h u- s tro jo w y c h . W y c h o d z ą c z tego z a ło ż e ­

n ia , s p ra w a osób n a le ż ą c y c h do n a ro ­ d o w o ś c i n ie m ie c k ie j lu b g ru p u p r z y w i­

le jo w a n y c h p rz e z o k u p a n ta n ie m oże w ś w ie tle d e k re tu o a m n e s tii b u d z ić żadnej w ą tp liw o ś c i. O so b y te b o w ie m p rz e z p rz y n a le ż n o ś ć sw ą do n a ro d o w o ­ ści m ającej in te re s y sp rze czn e z in te ­ re sa m i N a ro d u P o ls k ie g o w y łą c z y ły się w y ra ź n ie ze w s p ó ln o ty i p rz y ja z n e g o w s p ó łż y c ia z N a ro d e m i P a ń s tw e m P o l­

sk im . N ie m ogą z a te m z n a tu ry rz e c z y k o rz y s ta ć z d o b ro d z ie js tw p ra w n y c h , m a ją cych na c e lu d o b ro tego N a ro d u i P a ń stw a .

’ W y m ie n io n e p rz e s ła n k i w z ią w s z y

| p o d uw agę, s tw ie rd z a o k ó ln ik , że de- , k r e t o a m n e s tii n ie d o ty c z y osób na - : ro d o w o ś c i n ie m ie c k ie j, w z g lę d n ie g ru p

p rz e z o k u p a n ta u p rz y w ile jo w a n y c h . W y ja ś n ie n ie p o w y ż s z e M in is tr a S p ra ­ w ie d liw o ś c i k ła d z ie k re s u s iło w a n io m n ie k tó ry c h c z y n n ik ó w n a c ią g a n ia u s ta ­ w y o a m n e s tii d la c e ló w n ie m a ją cych n ic w s p ó ln e g o z d o b re m P a ń s tw a i N a - 1 ro d u .

S p o łe c z e ń s tw o zaś, s zcze g ó lnie w ie l­

k o p o ls k ie , k tó r e tu n a Z a ch o d zie w p ie rw s z y m rz ę d z ie je s t c z u łe na k a ż d y o b ja w sła b o ści w z g l. ła g o d n o ś c i naszej w ła d z y w o b e c e le m e n tu n ie m ie c k ie g o , p rz y ję ło to w y ja ś n ie n ie z u lg ą i za d o ­

w o le n ie m ,

mgr Zenon Terlecki

(4)

O w s p ó ln o tę g r u p o u ją n a Ziemiach Zachodnich

*) R ó ż n y m i d ro g a m i i in s ty tu c ja m i p ły n ę li o s a d n ic y na Z ie m ie Z a ch o d n ie . Z n a jro z m a its z y c h o k o lic i ś ro d o w is k k u ltu ra ln y c h . O ż y w ia ła ic h je d n a m yśl:

o s ie d le n ia się i z d o b y c ia p la c ó w k i p ra c y na o d z y s k a n y c h , p ra p o ls k ic h z ie m ia ch , N ie z d a w a li sobie s p ra w y , że, p rz e z p o ­ z y ty w n e u s to s u n k o w a n ie się do p ro g r a ­ m u R zą d u o d n o śn ie Z ie m Z a ch o d n ich , s p e łn ia ją w ie lk ą ro lę h is to ry c z n ą w r a ­ m ach o gólnego p ro g ra m u p o lit y k i p o l­

s k ie j. Bo n ie w ą tp liw ie , g d y b y w s p o łe ­ c z e ń s tw ie p o ls k im n ie b y ło

wolnej woli

do o s ie d le n ia się na Z a ch o d zie , n ie m ożna b y a n i z a lu d n ić a n i zagospoda­

ro w a ć ziem n a d O d rą i Nisą,

O b e cn ie o s a d n ik p o ls k i s to i p rz e d n a jtru d n ie js z y m o kresem . P rz e d zim ą, T rz e b a b ę d zie m u w ty c h w y n is z c z o ­ n ych pożogą w o je n n ą m ia s ta c h i w sia ch p rz e trw a ć o k re s n a jcię ższy. I tu n ie ­ w ą tp liw ie t y lk o d o b rze z o rg a n iz o w a n a d o s ta w a ż y w n o ś c i i o p a łu z w n ę trz a k ra ju z a p e w n i o s a d n ik o w i p o ls k ie m u u - trz y m a n ie z d o b y te j p la c ó w k i, a ty m sa­

m em ro z w ią ż e p ro b le m c z ło w ie k a na Z ie m ia c h Z a ch o d n ich .

O k re s z im y o s a d n ik p o ls k i m u si w y ­ k o rz y s ta ć na g ru n to w n y o b ra c h u n e k tego, co p o trz e b n e m u je s t do s ta łe g o na Z ie m ia c h Z a c h o d n ic h z a m ie szka n ia . M u s i o b lic z y ć sobie, co w io s n ą z ro b ić m u trz e b a , a b y Z ie m ie Z a c h o d n ie zaczę­

ły p ro d u k o w a ć i w y d a w a ć p lo n , M u s i o b lic z y ć sobie, ja k ic h fu n d u s z ó w p o trz e ­ b o w a ć b ę d zie d la o d b u d o w y w a rs z ta ­ tó w i z a k u p u k o n ie c z n y c h n a rz ę d z i.

N ie w ie le ju ż da się z ro b ić w z a k re s ie o s a d n ic tw a w ie js k ie g o w ty m ro k u . T y l ­ k o g o s p o d a rs tw a n ie zniszczone p o s ia ­ dające tro c h ę ż y w c a i z ia rn a m ogą b y ć w ty m ro k u jeszcze obsadzone. G łó w n y c ię ż a r o s a d n ic tw a na o k re s z im y p r z y ­ p a d n ie m ia s to m , h a n d lo w i i p rz e m y s ło ­ w i, k tó r e b ę d zie m ożna p rz e z d o p ły w fa c h o w c a i ro b o tn ik a o d b u d o w a ć i u ru ­ ch o m ić.

W ty c h w a ru n k a c h n ie s ły c h a n ie w a ż ­ n y m jest, a b y o sa d n ic y p o m ię d z y sobą o k re s je s ie n i i n a d ch o d zą ce j z im y w y ­ k o rz y s ta li na ja k n a jle p sze p o z n a n ie się w z a je m n e , a b y p rze z c z y n n y u d z ia ł w m ie js c o w y c h s to w a rz y s z e n ia c h , o rg a n i­

za cja ch s p o łe c z n o -p o lity c z n y c h o ra z im p re z a c h o ś w ia to w o - k u ltu ra ln y c h , p rz e z w y ró w n a n ie ró ż n ic d z ie ln ic o w y c h i ś ro d o w is k o w y c h s ta r a li się w y tw o rz y ć

więź społeczną.

W ię ź , k tó r a ic h scem en- tu je , w ię ź , k tó r a p o z w o li im ż yć n ie ja k o

pojedynczym osadnikom,

le c z ja k o c z ło n k o m

jednego, polskiego organizmu społecznego.

T o je s t z a d a n ie p ie rw s z o rz ę d n e j w a g i, k tó re g o z re a liz o w a n ie t y lk o d o k o n a ć się m oże p o p rz e z

świadomą wolę

osadzo­

n ych na Z ie m ia c h Z a c h o d n ic h P o la k ó w , N a W a rm ii, M a z u ra c h , w Z ło to w s k im , B a b im o js k im i na Ś ląsku z a d a n ie to b ę ­ dzie ła tw ie js z e , b p o p rz e ć się ta m m ożna o P o la k ó w — a u to c h to n ó w , k tó r z y w w a lc e z n ie m c z y z n ą p r z e tr w a li na Z ie ­ m ia ch ty c h c a łe w ie k i. P o la c y — a u to ­ c h to n i, z n a ją c y d o s k o n a le w a ru n k i z ie ­ m i, na k tó r e j od s e te k la t m ie szka ją , w ro ś n ię c i w n ią k u ltu r ą i ś w ia d o m o ścią n a ro d o w ą , dadzą n o w o o d z y s k a n y m sw y m w s p ó łb ra c io m , k tó r y c h p rz o d k o ­ w ie p o c z ą w s z y od M ie s z k a i C h ro b re g o s y s te m a ty c z n ie b y li ru g o w a n i na w sch ó d p rz e z h o rd y g e rm a ń skie , n a j­

N i e p o tr z eb n e słowa o Gdańsku

Znowu mamy do zanotowania wystąpie­

nie angielskiego męża stanu w sprawie pol­

skiej! Przemawiał niedawno minister Be- vin. Mówił o Gdańsku. Dla ministra Be- vina, Gdańsk jest nadal Wolnym Miastem, jak gdyby się nic nie zmieniło od 1 wrze­

śnia 1939 r. Opinia publiczna polska przy­

jęła oświadczenie Bevina ze zrozumiałym rozgoryczeniem. Istotnie, według prawa międzynarodowego od września 1939 r. nie było żadnego aktu prawnego, który by zmieniał charakter tego miasta. Jedno­

stronne oświadczenia Niemiec hitlerow­

skich nie mają wartości prawnej. Wiemy, że dopiero konferencja pokojowa nada wyraz prawny zmianom, jakie nastąpiły po podpisaniu traktatu wersalskiego i Gdańsk de jure wejdzie w skład Rzeczypospolitej.

Ale zapytujemy, czy potrzebne było o- świadczenie ministra Bevina w tej formie, która przecież dotknąć musiała naród pol­

ski? Czy potrzebne to było z punktu w i­

dzenia choćby kurtuazji i zwykłej deli­

katności?

Jesteśmy narodem, który wojna z wszystkich narodów europejskich najciężej doświadczyła. I ta wojna rozpoczęła sięi właśnie formalnie o . . . Gdańsk. Z punktu widzenia prawno-politycznego minister Be- vin jest zupełnie w porządku, a mimo to, wolelibyśmy, aby przedstawiciel narodu, który zawierał z nami pakta gwarancyjne przed wybuchem wojny, nie wypowiadał słów, których z błogim zadowoleniem wy­

słuchali „dobrzy niemcy“ .

lepsze p o c z u c ie p o ls k o ś c i Z ie m Z a c h o d ­ nich, p o c z u c ie

nie tymczasowości, ale stałości

ic h p rz y n a le ż n o ś c i do p a ń s tw a p o ls k ie g o .

J a k o m o m e n t p s y c h ic z n y w u tr w a le ­ n iu się w ię z i s p o łe czn e j w ś ró d P o la k ó w n o w o o d ż y s k a n y c h Z ie m Z a c h o d n ic h je s t on n ie s ły c h a n ie w a ż n y . B o ty lk o , o ile o s a d n ic y u tr w a lą w sobie p rz e k o ­ n a n ie p o z o s ta n ia na w ie k i na Z ie m ia c h po O d rę i N isę, zaczną sobie b u d o w a ć w ię z i trw a łe g o o rg a n iz m u społecznego.

T o p o w in n i z ro z u m ie ć o d p o w ie d z ia ln i k ie r o w n ic y o rg a n iz a c y j s p o łe c z n o -p o ­ lity c z n y c h i o ś w ia to w o -k u ltu r a ln y c h na Z ie m ia c h Z a c h o d n ic h . D la te g o o kre s z im y m uszą w y k o rz y s ta ć na ja k n a js z e r­

szą a k c ję sp o łe czno - o ś w ia to w ą , a b y p rz e z k u rs y , o d c z y ty , ż y w e s ło w o w te ­ a trz e i ra d io , p rz e z k o lp o rta ż d o b re j, p o ls k ie j k s ią ż k i ja k najszerzej i ja k n a j­

w s z e c h s tro n n ie j p o ls k o ś ć na Z ie m ia c h Z a c h o d n ic h p ie lę g n o w a ć i ją u trw a la ć .

J e s t szereg m ie js c o w o ś c i, szczególnie z w ią z a n y c h z w a lk ą P o la k ó w o Z ie m ie Z a c h o d n ie w cią g u w ie k ó w . C zy S a n to k w Z ie m i L u b u s k ie j, c zy K a m ie ń na Z a ­ c h o d n im P o m o rzu , c zy G ru n w a ld i O l­

s z ty n na W a r m ii i M a z u ra c h , czy G d a ń sk, c zy w re s z c ie k a ż d a m ie js c o ­ w ość na Ś ląsku — w s z y s tk ie one m ó w ią fa k ta m i h is to r ii i p o z o s ta w io n y c h na n ic h p o ls k ic h z a b y tk ó w o ty m , że P o ls k a

tam była,

a o b e cn ie t y lk o na sw e w ła s n e w ło ś c i w ró c iła . O ty m p rz e d e w s z y s tk im n a le ż y p a m ię ta ć , w o d c z y ta c h ja k i k u r ­ sach in fo rm a c y jn y c h s p e c ja ln ie fa k t y te u w z g lę d n ia ć . T e z a b y tk i i p a m ią tk i p o l­

skości, k tó r e p r z e tr w a ły c a łe w ie k i

PROSZEK Z KYŻYIJIEM

[ZNAK S tO W N Y „N E U T R O P H E N ' Nr,Rej.1969

A R A W A N D E R - S A K R A K Ú W

b a rb a rz y ń s tw a g e rm a ń skie g o , szcze g ó l­

ną o p ie k ą z naszej s tro n y muszą b yć o to czo n e , B o one, ja k d ro g ie k a m ie n ie , s u g e styw n ą s iłą sw ego is tn ie n ia n ie t y l ­ k o m ó w ić będą o sw o je j, ty m sam ym Z ie m Z a c h o d n ic h , p o ls k o ś c i, ale i to p rz e d e w s z y s tk im są i będą o ś ro d k a m i p ro m ie n io w a n ia p o ls k ie g o ducha.

P o ls k i duch Z ie m Z a c h o d n ic h , u ś w ia ­ d o m io n e p ra w a p o ls k ie do Z ie m Z a c h o d ­ n ich , w za je m w s p ó łż y ją c y i w s p ó łp ra c u ­ ją c y na sw y c h p la c ó w k a c h g o s p o d a r­

czych , p rz e m y s ło w y c h , h a n d lo w y c h , s p o łe c z n o -p o lity c z n y c h i o ś w ia to w o - k u ltu ra ln y c h , P o la c y — a u to c h to n i i P o ­ la c y — o s a d n ic y dadzą w sum ie w s z y s t­

k ie is to tn e c z y n n ik i te j w ię z i s p o łe c z ­ nej, k tó r a s ta n o w ić b ę d z ie p o d s ta w ę w s p ó ln o ty g ru p o w e j na Z ie m ia c h Z a ­ ch o d n ic h , W s p ó ln o ty g ru p o w e j, k tó r a w k o n s e k w e n c ji da je d e n w ie lk i o rg a ­ n iz m s p o łe c z n y P o la k ó w n o w o o d z y s k a - n y c h Z ie m Z a c h o d n ic h i P o la k ó w re s z ty

P o ls k i,

Czesław Piłichowski

*) Por. moje artykuły pt. „Ziemie Za­

chodnie a polityka polska“ w n r 1 z dnia 5. 8. 45 i pt. „Od improwizacji do plano­

wości osadnictwa“ w nr 3 z dnia 19, 8. 45

„Polski Zachodniej“ .

(5)

Z a o lzie ś w ia d c z y ...

Za O lzą b iją serca p o ls k ie . 1 o nie frazes, to n ie patos, to n ie p a tr io ty c z n a d e k la m a c ja . T a k je st w rz e c z y w is to ś c i.

T o w ie m y m y i o n i — C zesi. K to zna te n c u d o w n y k r a ik od J a b ło n k o w a , B u ­ k o w c a i M o s tó w aż hen p o h a łd y k a r- w iń s k ie , k to zna te n lu d n a jm ile js z y , ż y ją c y m ię d z y O lz ą a O s tra w ic ą , k to zna jego dzie je , jego h is to rię , jego p rz e s z ło ś ć i te ra ź n ie js z o ś ć , jego w a lk i o n ie z a le ż n y b y t n a ro d o w y , jego w ie lk ie p rz y w ią z a ­ n ie do tra d y c y j, jego d o g łęb n e u m iło w a ­ n ie c z ło w ie k a , te n na w ie k i m usi zostać tego lu d u n a jw ie rn ie js z y m s p rz y m ie ­ rz e ń c e m . . . i ś w ia d k ie m jego p o ls k o ś c i, P o lsko ść ta n ie w y s z u k a n ą , p ro s ta , szczera, b e z p o ś re d n ia , z a k o c h a n a w so­

bie, le cz n ig d y n ie u c h y la ją c a się od o b o w ią z k ó w s p o łe c z n y c h i n a ro d o w y c h . Ś lady je j g ro m a d z iły la ta , d łu g ie la ta , w ie k i c a łe . S ta p ia ła się, ro z m y w a ła , u le g a ła c h w ilo w y m o b c y m w p ły w o m le cz n ig d y n ie z a tra c a ła się w sobie, n ig d y n ie w y k a z y w a ła ś m ie rte ln e j sła- b o ty , n ig d y nie ś c ie ra ła się na m iazgę w ty g lu 6 0 0 -le tn ie j n ie w o li. P o d s k o ru ­ pą obcego p a n o w a n ia z a c h o w a ła ś w ie ­ żość i m oc p o d zie ń d z is ie js z y . L a ta

o s ta tn ie j w o jn y , s e tk i o fia r, k tó r e p o ­ n io s ła lu d n o ś ć Z a o lz ia d la s p ra w y p o l­

s k ie j, p o d k r e ś liły jej w ie lk i p a tr io ty z m i łą czn o ść z c a ły m n a ro d e m .

P rz y p a trz m y się, ja k i b y ł jej u d z ia ł w w a lc e z b ru ta ln y m n a jeźdźcą, p o ­ m ie rz m y sercem je j s iłę o p o ru , z a s ta ­ n ó w m y się n a d c y fra m i. N ie m ogą one s ta n o w ić p e łn e g o o b ra z u jej w a rto ś c i i m o ra ln y c h p rz e k o n a ń , d a ją c y c h w e ­ d łu g s łó w T o m a sza M a s s a ry k a „p o d s ta ­ w ę n a ro d o w e j p rz y n a le ż n o ś c i". A je d ­ n a k n a w e t te suche, bezduszne zda się c y fr y , m im o sw ej n ie d o s k o n a łe j w y m o ­ w y , p rz e k o n a ć muszą i la ik a , że k ra j te n — Z a o lz ie m z w a n y — je s t p o ls k im , w s z a k k r w ią p o d k re ś la ł sw ą p o ls k o ś ć p rz e z c a ły o k re s n ie w o li a c ie rp ie n ie m i ś m ie rc ią m ęcze ń ską — s w o ją n a ro d o w ą z n a c z y ł p rz y n a le ż n o ś ć ,

P rz e d s ta w ia m z e s ta w ie n ia c y fro w e w y s ie d le ń , z s y łe k , a re s z to w a ń i ś m ie rc i P o la k ó w i C ze ch ó w z o k re s u h itle r o w ­ s k ie j o k u p a c ji. J a k ż e ż te o fia ry p rz e d ­ s ta w ia ły się c y fro w o c h o ć b y na te re n ie p o w ia tu sądow ego C ie szyn ? O d ro k u 1939 do ro k u 1945 w y s ie d lo n o z w s z y s t­

k ic h g m in tego p o w ia tu , ro d z in : p o l­

s k ic h — 57, c z e s k ic h — 0; w y w ła s z c z o ­ no z m a ją tk ó w ro d z in : p o ls k ic h 300, c z e s k ic h — 3; osadzono w obozach k o n ­ c e n tra c y jn y c h : P o la k ó w — 317, C ze­

c h ó w — 5; u w ię z io n o : P o la k ó w — 184, C z e c h ó w — 4; p o m o rd o w a n o w obozach lu b w ię z ie n ia c h : P o la k ó w — 158, C ze­

c h ó w — 1; z a m o rd o w a n o w te re n ie (p o ­

je d y n c z o lu b z b io ro w o ): P o la k ó w — 44, C ze ch ó w —- 3; w y w ie z io n o na ro b o ty p rz y m u s o w e : P o la k ó w — 863, C ze ch ó w

— 97. W e d łu g o fic ja ln y c h s ta ty s ty k c z e skich z ro k u 1930 m ie s z k a ło na te ­ re n ie p o w ia tu sądow ego C ie szyn 42,l°/o P o la k ó w na o g ó ln ą lic z b ę 53.976 m ie s z ­ k a ń c ó w . J a k b y te n s to s u n e k p ro c e n to ­ w y w y g lą d a ł, g d y b y te 4 2,l°/o lu d n o ś c i p o ls k ie j o d n ieść do o fia r, p o ls k ic h o fia r?

Z a w iła to m a te m a ty k a , choć jed n o je s t w n ie j p ro s te i w sw ej p ro s to c ie w s p a n ia łe : jasne i n ie d w u z n a c z n e

s tw ie rd z e n ie , że lu d Ś ląska C ie s z y ń ­ skie g o je s t p o ls k im , je s t w ie rn y m , je st o fia rn y m d la id e a łó w n a ro d o w y c h . Za n ie c ie rp ia ł, za n ie o d d a w a ł sw e życie.

T o są a rg u m e n ty serca, to są a rg u ­ m e n ty s u m ie n ia , to są a rg u m e n ty , któ-^

ry m n ik t z a p rz e c z y ć n ie z d o ła , to są fa k ty , k tó r e b iją o b u ch e m p r a w d y w g ło w y n a w e t n a jb a rd z ie j u p a rty c h cze ­ s k ic h n a c jo n a lis tó w .

J a k ż e ż się w ię c to s ta ło , że te n lu d dziiś p o d o b cym , choć b ra te rs k im p a n o ­ w a n ie m ? J a k ż e ż się to s ta ło , że te n lu d , k t ó r y k r w ią n a jse rd e c z n ie js z ą o p ła ­ c ił sw ą w o ln o ś ć , b y tu je dziś w ra m a c h obcej p a ń s tw o w o ś c i? !

P rz y p a d e k ? . . . J a k ż e ż g łu p i i z ło ś li­

w y m u s ia ł b y ć te n p rz y p a d e k , o d d a ją c y lu d p o ls k i, w a lc z ą c y i z w y c ię s k i lu d p o ls k i, p o d obce w ła d a n ie .

P o k o n a n i z w y c ię z c y ! J a k ż e ż c ie rp k a i b o le sna za ra ze m to iro n ia ! Z a p o m n ia ­ no o o fia ra c h lu b te ż w ogóle się nad n im i n ie z a s ta n a w ia n o , O o fia ra c h z k r w i i m ie n ia , o o fia ra c h w y ro s ły c h z ducha o p o ru i n ie p rz e je d n a n e j w o li w a l­

k i aż do z w y c ię s k ie g o końca,

S p o k o jn y te n lu d , u fn y w s p ra w ie d li­

w ość d z ie jo w ą , n ie z a c h w ia n y w n a ro d o ­ w y c h p rz e k o n a n ia c h , cze ka na rz e te ln y w y r o k . J e s t p e w n y , że^ in a cze j b y ć nie m oże. Z a o lz ie je s t c z ą s tk ą n ie ro z d z ie l- ną R z e c z y p o s p o lite j, O n d a ł tego d o ­ w o d y . On, d z ie d z ic ty c h zie m n ie p o ­ d z ie ln y . D z iw i się, że b ra t b ra ta n ie ro z u m ie , że s w a rz ą się oń w s ło w ia ń ­ s k ie j ro d z in ie , że c z y n i się z n ie g o p rz e ­ ta rg p o lity c z n y .

A ty m c z a s e m on c ie rp i d a le j. S m u tn e to s tw ie rd z e n ie . K to te m u n ie w ie rz y , k to w y s ila sw ó j m ózg, a b y zn a le źć a r­

g u m e n ty p rze ę zą ce te m u tw ie rd z e n iu , n ic h je d z ie na Z a o lz ie , N ie c h p r z e n ik ­ n ie to ż y c ie p o ls k ie , n ie ch je w y c z u je i w y ro z u m ie . O s try m c ię c ie m n ie c h k r a ­ je n ie u b ła g a n ie rz e c z y w is to ś ć , n ie c h b y ­ s try m o k ie m s p o jrz y w jej g łą b p rz e ra ź ­ liw ą , Z e le m e n tó w p o z n a n ia n a ro d z i się p ra w d a , je d n a i je d y n a :

Zaolzie jest polskie.

Czif wiesz, że...

znajomość języka polskiego u Gdańszczan w X V II w. była szeroko rozpowszechnioną?

Języka tego uczono w szkołach publicznych aż do X IX wieku. W ciągu tych wieków na­

liczono aż 90 różnych podręczników, słu­

żących do nauki języka polskiego. N aj­

lepszy to dow’ód sztuczności niemczyzny w Gdańsku, która bez zaplecza polskiego nie mogła żyć.

pod koniec średniowiecza dzięki związkowi z Polską Gdańsk wyrósł na potężny port nad Bałtykiem o szerokim i różnorodnym handlu. Ż Danii i Szwecji jechały tu śle­

dzie, ze SzwTecji żelazo i futra. Daleka Bruggia w Niederlandach dostarczała su­

kien flandryjskich, wina, oliwy i owoców z Hiszpanii i Włoch.

od blisko trzech i pół tysięcy lat bez prze­

rwy przodkowie nasi uprawiają ziemię nad- odrzańską. Już około r. 1500 przed Chr.

mieszkała tu między Bałtykiem a Sudeta­

mi prasłowiańska ludność rolnicza, której szczątki spoczywają w cmentarzyskach po­

pielnicowych typu łużyckiego. Byli to wspólni przodkowie wszystkich później­

szych narodów słowiańskich, które w pier­

wszych wiekach po Chr. zaczęły się wy­

odrębniać z pierwotnej wspólnoty języko­

wej, a następnie rozeszły się ze swej pra- kolebki do swych historycznych siedzib.

Tylko plemiona polskie żadnych wędrówek nie znały i przetrwały w swój* 1 ojczyźnie do chwili obecnej. Wracając dziś do swoich ziem zachodnich, uwolnionych od na­

jeźdźcy, pamiętać musimy o tym, że są one użyźnione krwią i potem setek pokoleń sło­

wiańskich i polskich, które tu złożyły. do grobu swe kości i pozostawiły niezatarte ślady w prastarych nazwach miejscowych.

żywioł polski utrzymywał się w Gdańsku i przez czas rządów krzyżackich, mimo sil­

nego napływu niemców. Wśród rzemieślni­

ków i rybaków bardzo często spotyka się w X IV w'. Polaków-Kaszubów. Sympatie propolskie nurtowały ciągle w Gdańsku, nawet "wśród niemców, niezadowolonych z twardych rządów krzyżackich. Gdy w r.

1361 wybuchły w mieście zamieszki, bun­

townicy nawoływali się hasłem „Kraków“ , a więc hasłem, które było wówczas syno­

nimem Polski.

T o ta liz m h itle r o w s k i le g ł w gruzach.

M a fia z b ro d n i i w y s tę p k u s k a p itu lo w a ­ ła p rz e d k a rz ą c ą s p ra w ie d liw o ś c ią . D o te j w a lk i o tr iu m f s p ra w ie d liw o ś c i s ta ­ n ę ły w s z y s tk ie m iłu ją c e w o ln o ś ć lu d y . P o la c y b y li p ie rw s z y m i, k tó r z y p o d n ie ś li b ro ń p rz e c iw b ru n a tn y m na je źdźco m . W a lc z y li do o s ta tk a . N ie k a p itu lo w a li, n ie p a k to w a li, n ie t w o r z y li rz ą d ó w m a ­ r io n e tk o w y c h w w ła s n e j O jc z y ź n ie . S z li z w ia rą i o tu c h ą n a p rz e c iw k o w o ln o ś c i.

N asz u d z ia ł w p o g ro m ie h itle ro w s k ic h N ie m ie c je s t w ie lk i. O d d a liś m y b o g in i z w y c ię s tw a w s z y s tk o , co m ie liś m y n a j­

lepszego. O p u szcze n i, z d a n i na ła s k ę i n ie ła s k ę lo s u s z liś m y w b ó j z w ia rą p rz e o g ro m n ą w słuszność naszej S p ra ­ w y .

„Siłą słuszności mamy, I mocą tej słuszności Wytrwamy i wygramy!"

Władysław Oszelda

(6)

T i i o n i o m i & c k c M „ T w ó r c z o ś ć “

U grobu słynnego lotnika transoceanicznego mjra Kubali

N a P o m o rz u Z a c h o d n im z n a jd o w a ło się w ie le o b o z ó w naszych je ń c ó w w o ­ je n n y c h . Je d e n z ta k ic h o b o z ó w d la o fi­

c e ró w p o ls k ic h m ie ś c ił się w C h o szcz­

n ie , gdzie m ię d z y in n y m i p rz e b y w a ł s ły n n y lo tn ik , k tó r y u s iło w a ł w ra z m a ­ jo re m Id z ik o w s k im p rz e le c ie ć p rz e z A tla n ty k . H e ro ic z n y w y s iłe k a só w p o l­

sk ie g o lo tn ic tw a n ie z o s ta ł u w ie ń c z o n y p e łn y m sukcesem , gdyż p o p rz e b y c iu p ó ł d ro g i zm uszeni b y li w s k u te k fa t a l­

n y c h w a ru n k ó w a tm o s fe ry c z n y c h lą d o ­ w a ć w g ó rz y s ty m te re n ie . M jr . Id z i­

k o w s k i w s k u te k c ię ż k ic h o b ra że ń z m a rł.

M jr . K u b a la po w y le c z e n iu się z ra n w r ó c ił do O jc z y z n y , w k tó r e j n ie s te ty n ie m ó g ł zn a le źć u p ra g n io n e g o s p o k o ju i w a ru n k ó w do p ra c y . W id z ia ł i w ie ­ d z ia ł, że w lo tn ic tw ie w o js k o w y m , na cze le k tó re g o s ta ł gen. R a y s k i, d zie je się n ie d o b rz e . Z w ra c a ł u w a g i, n a ra z ił się sa n a cji i m u s ia ł szu ka ć p ra c y za g ra ­ n ic a m i O jc z y z n y , d la k tó r e j c h w a ły nie w a h a ł się w ra z m jr. Id z ik o w s k im p o ­ ś w ię c ić sw ego ży c ia , Po k ilk u la ta c h w r ó c ił i w ra z z in n y m i s ta n ą ł do w a lk i z n ie m c a m i. P o jm a n y z n a la z ł się w n ie ­ w o li, gd zie go siepacze h itle ro w s c y za ­ m o r d o w a li o b o k w ie lu in n y c h naszych o fic e ró w . Z w ło k i jego s p o c z y w a ją na c m e n ta rz u w C hoszcznie. G ro b a m i p o ls k im i z a ję ło się p ie c z o ło w ic ie m ie j­

scow e s p o łe c z e ń s tw o z k s .p r o b .K o w a l-

Nie mogę sobie dziś przypomnieć, w któ­

rym czasopiśmie literackim napisano o pier­

wszym numerze miesięcznika „Twórczość“ , że niewiadomo jiaką twórczość reprezen­

tuje, że właściwie drogą eklektyki redakcja poszukuje tej właściwej nowym czasom linii ideowej.

Przyznać się muszę, że okoliczność ta wcale nas nie zaniepokoiła. Eksperyment zestawienia pisarzy lewych, z centrowymi mógł nawet przynieść dodatnie rezultaty.

Większy odcinek myśli polskiej znalazłby swoje odzwierciedlenie. To też z zastrze­

żeniami dopiero co wspomnianego krytyka można się było nie godzić, a redakcji mie­

sięcznika dziękować za celowe unikanie dogmatyzmu. I może nigdy bym nie zabrał głosu na temat sposobu redagowania tego miesięcznika, gdyby nie fakt ogłoszenia w nim fragmentu powieści „Jezioro Bądeń- skie“ Stanisława Dygata pt. „Susanne“ . Nie obchodzi mnie literacka wartość tego frag­

mentu, niepokoi natomiast jej treść.

W dobie, kiedy zbrodnie niemieckie ob­

nażają się z całą wyrazistością, często z większą, aniżeli w wielu krajach sobie wy­

obrażano, opisuje autor stosunki panujące w obozie nad jeziorem Bodeńskim niemal idylicznie. Miłość między młodym Pola­

kiem i Francuzką rozwija się pod opieką

„policmajstra“ Heimera. Boć czytamy:

„Sytuacja jest wyjaśniona: kiedy straż trzyma wachmeister Heimer, mbżemy swo- * i

s k im i k ie r o w n ik ie m W y d z . In fo rm a c ji i P ro p a g a n d y Sochą na czele. R ó w ­ n ie ż w d n iu Z a d u s z e k za p o ś re d n ic tw e m o b y w a te li c h o szczn e ń skich P o ls k a p a ­ m ię ta ła o ty c h , co le g li w w a lc e o

w o ln o ś ć . (P)

bodnie się spotykać“ . Inny znowu niemiec w te słowa zwraca się do bohatera: „Bardzo pana proszę — mówi — o nieutrudnianie mi pracy. Rozkaz jest rozkaz. Co do pana, mam szczególnie ścisłe polecenia. Byłbym niepocieszony, gdybym musiał złożyć o pa­

nu raport leutnantowi.“

Coś tu jest nie w porządku. Może frag­

ment ten wyrwany z całości nie odzwier­

ciedla istotnej tendencji autora, w każdym razie to, co nam przynosi, musi nas zasta­

nowić. Fakt, że w poważnym piśmie lite­

rackim, podpisanym przez znane i cenione nazwiska, mógł się ukazać tego rodzaju fragment, napawać nas musi wielką troską.

Czyżby autor i redakcja nie zdawali sobie sprawy, że właśnie dziś niemcom najbar­

dziej potrzeba tego rodzaju opowieści?

W tych dniach skończył się proces kata Majdanka, który usiłował się bronić twier­

dzeniem, że oprawcą był W illy Hoffmann, a nie on, Paul. I jak ten morderca, tak i cała falanga mniejszych i większych prze­

stępców hitlerowskich w oczach opinii ca­

łego świata pragnie się dziś ukryć właśnie za tymi Heimerami, za tymi Schroderami.

A zresztą, czy ci Heimerowie po dokona­

nych zbrodniach nic przedzierzgnęli się w baranków, o tym młody nasz bohater na pewno wiedzieć nie mógł. Dla każdego z nas jasnym jest, że tego rodzaju wspomnie­

nia lub powieści z takimi tendencjami sta­

nowczo powinny były pozostać w teczce autorskiej, gdyż dowodzą, że szeroki go­

ściniec przeżyć narodowych nie był przez twórcę uczęszczany, a tego od literata doby obecnej musimy wymagać.

Redakcja zaś miesięcznika bezwzględnie winna zwracać uwagę, by wrogowi nasze­

mu nic dostarczać miecza do walki, a spo­

łeczeństwu usypiającej pożywki, a wtedy nigdy nie postawimy podanego w tytule

zarzutu. Piotr Skiba

A R K A N O E G O

W drodze na Zachód zmienia się indy­

widualność podróżnika. Ze zwykłego pa­

sażera, jadącego dla załatwienia prywat­

nych spraw, przeistacza się on w jednost­

kę, która uświadomiła sobie aktywnie przynależność dó narodu — i która oprócz ruchomości doczesnych oraz członków swej rodziny, przenosi na oczekującą go ziemię nakazy wyższej wiary, włożone nań przez chwilę historyczną.

Uświadomienie tó może być świeżo roz­

budzone, nieposiadające jeszcze definicji

— znajdujące się w powijakach instynktu

— ale ono prze podróżnika naprzód — i wkłada na jego barki jakiś nowy styg- mat, który przyobleka go w pewną dostoj­

ność i powagę.

Osadnik, wszedłszy wraz z żoną, dziećmi i dostatkiem swoim do budy wagonu to­

warowego, rozgląda się wokół na takich samych, jak on podróżników — i dostrzega w nich to, czego by nie widział w innych warunkach, gdyby przez świat nie przeszła była wojna, wyrzucająca ludzi bezlitośnie z dotychczasowych ich siedzib.

Może przez spojrzenie na towarzyszy tej samej doli i niedoli, przez przysłuchi­

wanie się tym samym rozmowom o tych samych troskach i obawach, budzi się w nim poczucie przynależności do wielkiej, zwartej masy, zwanej narodem, społeczeń­

stwem, choć myśl obraca się wkoło mniej­

szych słów-symbolów, jak „rola“ , „chata“ ,

„wieś“ , „gospodarstwo“ , „sąs.iady“ , „bra­

cia“ ...

Może w tej chwili — wszystkie słowa ludzkie i zapytania — i gotowość do u- służności wzajemnej i pomocy — nabie­

rają nowego wyrazu i dokonują w duszy pewnych dobrych i błogosławionych prze­

mian?

Może podróżnik przestaje być pomału i niepostrzeżenie rywalem i konkurentem swego towarzysza w podróży po nową zdo­

bycz, po nowy punkt oparcia życiowego, po nowe życie, a staje się świadomym tego, że razem z nim jedynie, jego rodziną i jego dobytkiem, płynąć musi w te stro­

ny wielki i coraz większy strumień takich jednostkowych sił — tworzących razem potęgę, zwartość, solidarność i bezpie­

czeństwo...

Takie i tym podobne myśli nurtowały mnie, gdym się znalazł razem, w szarym prymitywie wagonu, wpośród bagaży i przykucniętych na nich mężczyzn, kobiet i dzieci.

Jeden z mych towarzyszy zwrócił na sie­

bie ogólną uwagę jadących — wiózł bo­

wiem ze sobą... zwierzęta, zwierzątka, drób, ptaki...

Wszyscy ci inwentarzowi pasażerowie jego mieli podróż pieczołowicie i troskli­

wie przygatowaną. Jechało to wszystko

w klatkach, klatcczkach, skrzyniach i skrzynkach z wylotami drzwiczek i okien, a obok tych mieszkanek znajdowały się tuż pod ręką i zapasy odpowiedniej żyw­

ności, warzywa, kasze, krupy, woda do picia.

Opiekun i niemal ojciec tego inwentarza był milczący, latał od jednej klatki do drugiej, podawał, nalewał, usuwał, pod­

stawiał, czyścił.

Już po półgodzinnej podróży i zżyciu się przyjaźnie z otoczeniem, pasażer ten ochrzcony został przez całe społeczeń­

stwo wagonowe, Noem, który wsiadł do arki.

Dzieciaki, jadące w wagonie, miały tyle radości ze wspólnego podróżowania z kró­

likami, pieskami, świnkami, drobiem i go­

łąbkami.

Ta wspólność jazdy z domowymi re­

prezentantami gospodarstwa nadała całej naszej arce jakiś miły, biblijny charakter.

Wszyscy zajmowali się serdecznie i przyjaźnie zwierzątkami — rozmawiali z tym żywym dobytkiem — tylko on jeden, ich właściciel, opiekun i prawie że ojciec tej gromadki arkowej, był milczący, za­

pracowany, załatany, o ile w tej ciasnocie wagonu mogła być mowa o bieganiu tu i z powrotem.

Była tam, wśród pasażerów i malkon- tentka, starsza pani z nieokreślonego śro­

dowiska, którą drażniła rozlewana woda, mleko, rozsypywanie ziarna, ale nie dawała swemu niezadowoleniu innego wyrazu, prócz usuwania się, podwijania pod siebie

(7)

Kominy dymią - serce toónie

O l s z t y n , w lis to p a d z ie . J a k w ia d o m o , p rz e m y s ł w w o je w ó d z ­ tw ie o ls z ty ń s k im je st sła b o ro z w in ię ty . J e d y n ie E lb lą g z o k o lic ą p o sia da p rz e ­ m y s ł ś re d n i i c ię ż k i, le cz re jo n te n zo ­ s ta ł p rz y łą c z o n y do w o je w ó d z tw a gdań skie g o . N a to m ia s t n ie w s z y s tk im w ia d o m o , że na te re n ie w o je w ó d z tw a o ls z ty ń s k ie g o z n a jd u je się gęsta sieć m a ły c h i ś re d n ic h z a k ła d ó w p rz e tw ó r ­ czych, k tó r e z a s p o k a ja ły p o trz e b y lu d ­ ności m ie js c o w e j. Część p r z e tw ó r n i u- le g ła z n iszcze n iu , in n a część z d e w a s to ­ w a n iu w z g l. u s z k o d z e n iu , T e o s ta tn ie ^ z o s ta ły o b ję te p rz e z s p ó łd z ie ln ie i in n e in s ty tu c je , k tó r e z a b ra ły się e n e rg ic z ­ n ie do p ra c y w c e lu ja k najszybszego u ru c h o m ie n ia z a k ła d ó w , N ie b ę d z ie m y w s p o m in a ć o zn a n ych k a ż d e m u p io n ie ­ ro w i, k t ó r y p r z y b y ł na z ie m ie o d z y ­ ska n e , tru d n o ś c ia c h . S tw ie rd z a m y jedno,

że im p rz e c iw n o ś c i są w ię k s z e , ty m d z ie ło w a rto ś c io w s z e , ty m d z ie ło o ta ­ cza się w ię k s z ą o p ie k ą a n a w e t p ie ­ ty z m e m .

D o lic z n y c h in s ty tu c ji, k tó r e m n ie j łu b w ię c e j c h lu b n ie z a p is a ły się w d z ie ­ jach o d b u d o w y naszego o k rę g u , z a lic z y ć n a le ż y p o w s ta łe w m a ju b r. M a z u rs k ie Z rze sze n ie C h e m iczn e . S u p e rla ty w y p o d adresem te j in s ty tu c ji są z b yte czn e , p o n ie w a ż o s ią g n ię te w y n ik i są ja s k ra ­ w y m d o w o d e m in te n s y w n e j d z ia ła ln o ­

ści. P ra c a i jej w y n ik i są m ie rn ik ie m w a rto ś c i k a ż d e g o c z ło w ie k a , k a ż d e j in ­ s ty tu c ji, T u p ra c a b y ła i trw a . A o to jej w y n ik i:

P rz y u l. W a rs z a w s k ie j w p o d w ó rz u z a c h o w a ł się ła d n y o b ie k t fa b ry c z n y — fa b r y k a lik ie r ó w i w ó d g a z o w y c h . Ze w s z y s tk ic h s tro n o k a la ją ją sto s y g ru ­ zó w , t y lk o p o d w ó rz e i d o ja z d do fa ­ b r y k i u trz y m a n e w c z y s ty m sta n ie w s k a z u ją , że k to ś je s t tu gospodarzem . F a b ry k a w ó d g a z o w y c h , czyn n a je s t ju ż p rz e s z ło 2 m iesiące, p o s ia d a n o w o czesn ą a p a ra tu rę i o becna jej p r o ­ d u k c ja w y n o s i do 2000 b u te le k d z ie n ­ nie.

T rw a ją g o rą c z k o w e p ra c e n a d u ru ­ c h o m ie n ie m fa b r y k i lik ie r ó w , k tó r a z n a jd u je się w ty m sam ym b u d y n k u . J a k m n ie D y re k c ja fa b r y k i z a p e w n ia , ju ż na ś w ię ta W ie lk ie jn o c y b ę d z ie m y p ili lik ie r o ls z ty ń s k ie j p ro d u k c ji.

In n y o b ie k t o b ję ty p rz e z M a z u rs k ie Z rze sze n ie C h e m iczn e to fa b r y k a o ctu , m u s z ta rd y i k w a s z a rn ia k a p u s ty . P ro ­ d u k c ja m u s z ta rd y w y n o s i ca 200 k g d z ie n n ie z n a tu ra ln y c h s u ro w c ó w . F a ­ b ry k a o c tu u ru c h o m io n a b ę d zie w p o ­ ło w ie lis to p a d a i p ro d u k c ja je j w y n o s ić będzie do 300 Itr. s p iry tu s u o c to w e g o d zie n n ie , O lb rz y m ie b a te rie fe rm e n ta ­ cy jn e o p o je m n o ś c i 10.000 It r . o ra z n o ­ w oczesna p o m p o w n ia ju ż d a w n o zo sta -

spódniczek — no i nieprzychylnego _ m il­

czenia, nieokraszonego żadnym uśmie­

chem. Raz bąknęła tylko: cala arka Noego!

Ale Noe naszej arki nie zwracał na nic uwagi, oddany swoim czynnościom konwo­

jenta i intendenta zwierzęcej ekipy.

Ponieważ . lubię . ludzi lubiących zwie­

rzęta, więc interesowało mnie wszystko, co się z tą rzeszą istot dzieje — i byłem bardzo rad, że ojciec Noe nie liczył się wcale z niezadowoloną miną pasażerki. - Jechała w tym ensemblu i para ko tecz­

ko w, z których jeden wysmyknął się z klatki i wskoczył na kolana tej pand. W pierwszej chwili krzyknęła, ale gdy kocina popatrzył na nią swymi bursztynowymi oczyma, pogłaskała go z pewną rezerwą.

— Niech się pani’ nie boi! odezwała się jakaś koleżanka — matrona, siedząca na szczycie góry tobolowej w kącie i zawi­

nięta chustami tak, że tylko mały tunelik, pozostawiony był dla wydawania na świat oddechów — i wyrzucania słów.

— Niech siię pani nie stracha — powtó­

rzyła po chwili — teraz takie czasy na­

stały, że tylko zwierzęta są przyjemne, a ludzie nie.

— Oj, to, to — odparła pani z kotkiem i prawie że pogłaskała kotka raz drugi, a na ojca Noego spoglądnęła ze znacze­

niem.

Na temat „przyjemności“ zwierząt, a nieprzyjemności ludzi, wywiązała się dość długa przemówka, którą jakiś pan, gru­

basek, jadący w pstrokatym damskim pal-

'cie, zakończył optymistyczną uwagą: — zwierzęta są tylko wtedy złe, kiedy są głodne, ale co do ludzi, to myśmy są już i do tego przyuczone, aby być dobrymi nawet na głodnego.

Tu rozpoczął się jakiś ogólny ruch w arce — i w kierunku tego, który był wi- dpcznie głodny, choć grubaśny — wycią­

gnęły się ręce z rozmaitym pożywieniem.

Tymczasem kotek zeskoczył z kolan pani'— i dzieci rozpoczęły łapankę. Kot podbieg! do pana, zasilonego w żywność,—

i obaj, ku ogólnej uciesze zaczęli jeść wspólnie.

Naraz z klateczki ptasiej wyrwał się śliczny biały garłacz, — i po zatoczeniu kilku próbnych oblotów, usiadł-na ramie­

niu pani, z której kolan kot uciekł.

Pani nie wiedziała co począć ze sobą i zaczęła nerwowo trząść ramieniem.

Jakiś głos, dochodzący skądś spośród tobołów, odezwał się:

— O, teraz niech się pani uśmiechnie, cho.ciaż do tego białego gołąbka.

I o dziwo — pani uśmiechnęła się zrazu na próbę, potem naprawdę.

Wtenczas ojciec Noe odezwa! się po raz pierwszy:

— Tak, teraz do pani gołąb pasuje! — Kiedy wszyscy ludzie — powiedział — zaczną się dobrotliwie do siebie i do zwie­

rząt uśmiechać, wtenczas ja z tej arki Noego, wypuszczę gołębicę, co siedzi na pani ramieniu i na świecie będzie pokój

i przyjemnie. .

J. Samborski

ł y w y re m o n to w a n e . O c z e k u je się ty lk o na z a m ó w io n e p rz y rz ą d y p o m ia ro w e , a b y ro z p o c z ą ć n o rm a ln ą p ra cę . K w a ­ s z a rn ia k a p u s ty , to duża h a la m ie szczą ­ ca w sobie 3 k a d z ie s ta łe o p o je m n o ś c i 15 to n o ra z c a ły szereg k a d z i ru c h o ­ m ych. D o obe cn e j c h w ili z a kw a szo no ca 20 to n k a p u s ty , P rz e w id u je się za ­ k w a s z e n ie d a ls z y c h 80 to n ,

Z a zn a czyć n a le ż y , że w s z y s tk ie p rz e ­ tw ó rn ie z a o p a trz o n e są w now oczesne m a szyn y o n a p ę d z ie e le k try c z n y m i p rz y n o rm a ln e j p ro d u k c ji są w m ożności z a s p o k o ić p o trz e b y m ie s z k a ń c ó w m ia ­ sta i o k o lic y .

P e rłą p o s ia d a n y c h p rz e z M a z u rs k ie Z rze sze n ie C h e m iczn e o b ie k tó w je st d u ż y b ro w a r p a ro w y , z a o p a trz o n y w no w o czesn ą a p a ra tu rę , k tó re g o u ru c h o ­ m ie n ie n a s tą p i w k o ń c u g ru d n ia br.

B ro w a r p o s ia d a w ła s n e u rz ą d z e n ia w o ­ d o cią go w e , u ltr a n o w o c z e s n y filtr - p r a s ę o ra z in s ta la c ję c h ło d n ic z ą i u rz ą d z e n ia do p ro d u k c ji sztu czn e g o lo d u .

Z n is z c z e n ia b y ły duże — m ó w i k ie r o w n ik b ro w a ru in ż. A b ra m o w s k i.

W y s iłk ie m w s z y s tk ic h p ra c o w n ik ó w d o k o n a n o ju ż 70°/o k o n ie c z n y c h n a p ra w . D a lsze 30°/o to d ro b n o s tk a . P ra c o w n ic y c h ę tn ie p ra c u ją , a b y ty lk o ja k n a js z y b ­ c ie j b ro w a r u ru c h o m ić .

A b y w y re m o n to w a n e ju ż m a szyn y służące do p rz e m ia łu s ło d u n ie s ta ły b e z p ro d u k ty w n ie , u ru c h o m io n o na ra z ie m ły n , k tó re g o p rz e m ia ł w y n o s i do 4 to n d z ie n n ie , M ły n p ra c u je w y łą c z n ie na p o trz e b y A r m ii P o ls k ie j.

D a ls z y m e ta p e m p ra c M a z u rs k ie g o Z rz e s z e n ia C h e m iczn e g o , to o d b u d o w a c zę ścio w o s p a lo n e j f a b r y k i m y d ła . W z w ią z k u z k o ń c z ą c y m się sezonem b u ­ d o w la n y m i tru d n o ś c ia m i z w ią z a n y m i z p rz e ję c ie m o b ie k tu , p ra c e na ra z ie w s trz y m a n o . A b y z a o p a trz y ć lu d n ość w ta n i i d o b ry p ro d u k t, u ru c h o m io n o g o to w a ln ię m y d ła na 2 k o t ły i sz ta n - c o w n ię . P ro d u k c ja d z ie n n a w y n o s i do 150 k g m y d ła do p ra n ia . W n a jb liż s z y m czasie z o s ta n ie u ru c h o m io n a fa b ry k a p a s ty do o b u w ia i fa b r y k a św iec.

W y ż e j w y m ie n io n y c h p ra c d o k o n a n o w ie lk im w y s iłk ie m w s z y s tk ic h p ra c o w ­ n ik ó w M a z u rs k ie g o Z rz e s z e n ia C h e ­ m iczn e g o p rz y p o p a rc iu fin a n s o w y m B a n k u R o ln e g o w O ls z ty n ie , k t ó r y w osobach d y r, P a ro la i w ic e d y re k to ra W ilk o s z e w s k ie g o d a ł w y ra z w ie lk ie g o z ro z u m ie n ia d la p o trz e b o d b u d o w y zd e ­ w a s to w a n y c h z a k ła d ó w .

N a d m ie n ić w y p a d a , że p ro d u k c ja a r­

t y k u łó w s p o c z y w a w rę k a c h fa c h o w ­ c ó w i w a rto ś ć w y p ro d u k o w a n e g o to w a ­ ru je s t w y s o k a . C e n y są n is k ie .

D o o d b u d o w y p rz e m y s łu w P olsce M a z u rs k ie Z rz e s z e n ie C h e m ic z n e d o ­ rz u c iło sw ą w a ż n ą c e g ie łk ę .

Antoni Kwiatkowski

Cytaty

Powiązane dokumenty

D zieje się to na skutek niew łaściw ego rozplanow ania

W Pomorskim Domu Sztuki odbył się koncert Pomorskiej Orkiestry Symfonicznej z udziałem znakomitego pianisty meksykańskiego Carlos Rivero Morales. Odegrał on

Chcąc uruchom ić port trzeba było odbudować latarn ię morską, m o.. Poniew aż wejście do portu jest stosunkowo trudne, p rzy s

sam orządach, szko ła ch itp.. Międzynarodowych Targów Poznańskich mgr. czysty Siarczan sodu chem.. CZEKALSKI. PÓZNAN, WALKI MŁODYCH NR 10 Dawniej

Prawo okupacyjne potwierdziło stanowczo zasadę jednolitości przyszłego państwa niemieckiego w Umowie Poczdamskiej, a więc w trzy miesiące po akcie bezwa­.

usunięcie najw ażniejszej zapory.. o ddzielającej Pom orze od re szty P o lski,

mowski — że Rząd Polski, potępiając jak najostrzej gwałt monachijski, dokonany przez H it le ra wespół z Beckiem na zaprzy­.. jaźnionym państwie

niczką demokracji niemieckiej. Żąda się od młodzieży, k tó ra zajęta jest w tej chwili zbieraniem szczątek swego zdruzgotanego światopoglądu, by w