• Nie Znaleziono Wyników

Polska Zachodnia : tygodnik : organ P.Z.Z., 1945.10.14 nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Polska Zachodnia : tygodnik : organ P.Z.Z., 1945.10.14 nr 11"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

mm mu

lA iąocU U ti-O rącu^ 'p.'Z,rz,*

R O K 1 P O Z I V /1/ i , 0 3 1 1 / 1 1 4 R A Ź D Z I E R 3 I 1 K/* 1 9 * 3 R. 31R 11

W zm o cn ien ie naszej pozycji

Obecna sytuacja międzynarodowa nie wróży rychłego zwołania konferencji pokojowej, która ma między innymi definitywnie rozstrzygnąć sprawę naszych granic zachod­

nich. Obrady Rady M inistrów pięciu mocarstw zostały odroczone, ministrowie w kwestiach nie uzgodnionych od­

w ołali się do swoich rządów. Jak wiemy z ostatnich oświadczeń, spoistość i jedność sprzymierzeńców zostanie całkowicie utrzymana. Jest wielu wśród nas, którzy przeceniali znaczenie wystąpień angielskich mężów stanu i zbyt pochopnie wyciągali stąd wnioski, osłabiając dyna­

mikę naszej akcji osiedleńczej. Są inni, którzy z całą świa­

domością dyskontują dla celów p o lity k i wewnętrznej chwilowe trudności w polityce zagranicznej. Nie dajmy się porwać złudzeniu, że istotnie zagraża nam cośkolwiek nad Odrą i Nisą. Kiedy w Izbie Gmin w czasie debat nad uchwałami teherańskimi zaatakowany został rząd Chur­

chilla, minister Eden, odpowiadając przeciwnikom, oświadczył: „N ie jesteśmy wszechmocni! Nie możemy na­

giąć p o lityki świata do swego stanowiska“ . I stwierdze­

nie tej prawdy jest w powo­

jennym układzie stosunków międzynarodowych bardziej aktualne i prawdziwe, niż wówczas, gdy wojna była w pełnym biegu. Nie Anglia będzie o naszej granicy decy­

dowała. J e j głos zmalał i są wszelkie dane, żeW ielkaB ry- tania nie odzyska już pier­

wotnego znaczenia na arenie międzynarodowej.

Koncepcja tzw. bloku za­

chodniego zrodziła się w A n ­ g lii nie z poczucia potęgi pań­

stwa, lecz jego słabości. Tym nie mniej musimy być czujni.

Anglia szuka sprzymierzeń­

ców na kontynencie europej­

skim i widzi ich we Francji i . . . Niemczech. Propagato­

rem tej idei jest obóz konser­

watywny w A nglii, który pod­

chwytuje znany projekt H it­

lera, wypowiedziany w „M ein K a m p f", osiągnięcia porozu­

mienia z Anglią dla pozosta­

wienia Niemcom wolnej ręki na wschodzie. T ylko role się zmieniły. Głównym partne­

rem ma być Anglia, a Niemcy je j sprzymierzeńcem.

Pewne koła angielskie (konserwatyści), w koncepcji bloku zachodniego idą tak daleko, że chcą go przeciw­

stawić nie tylko ZSRR., lecz również Stanom Zjedno­

czonym ( „Observer ‘ z dnia 16. IX . br.). Oczywiście obec- nie, gdy ster rządów A n g lii znajduje się w ręku P artii Pracy, jest małoprawdopodobna koncepcja bloku angiel- sko-francusko-niemieckiego z frontem zwróconym prze­

ciwko ZSRR. i Stanom Zjednoczonym, jednakże rządy się zmieniają a koncepcje zostają.

Ten notowany przez nas częściowy zwrot angielski przeciwko Zachodowi i Wschodowi pozwala nam pozy­

tyw niej oceniać kwestię definitywnego zatwierdzenia na­

szych granic zachodnich.

Nie będzie w interesie ani Stanów Zjednoczonych ani tymbardziej ZSRR. wzmacniać pozycję niemiecką w Eu­

ropie.

Pewne potwierdzenie tego znajdujemy w zdecydowa­

nie wrogim stanowisku ZSRR. wobec wszelkiej idei

(dalszy ciąg na str. 2-giej)

Rdzenne ziem ie Germ ańskie

N ajdalszy zasięg słow ia ń ski na zachodzie w ed łu g K . K o zie ro w skie g o Z a ch o dn ia g ran ica P o ls k i za B ole sła w a C hrobrego

Z a ch o dn ia granica P o lski za B o le sła w a K rzyw ou ste g o G ra n ica p o lsko -n ie m ie cka w 1939 r.

(2)

0 newą ópoiecznoóć na 2ackedzic

P rz y łą c z e n ie zie m n a d o d rz a ń s k ic h do M a c ie rz y n ie ro z w ią z u je jeszcze zagad­

n ie n ia z d o b y c ia ty c h ziem na p rz y s z ło ś ć i tr w a łe g o w c i e l e n i a ic h do P o ls k i.

W p ra w d z ie d z ia ła u m ilk ły , ale na z ie ­ m ia c h ty c h ro z p o c z ę ła się in n a w a lk a : w a l k a n a r o d o w o ś c i o w a , g r a ­ n i c z n a , Z je d n e j s tro n y sta je w n ie j lic z n y e le m e n t n ie m ie c k i: z w a rty , ś w ia ­ d o m y c e ló w w a lk i i je j m e to d , je d n o lity ,

— z d ru g ie j p ó ls k o ś ć : lic z e b n ie słaba i jeszcze n ie sce m e n to w a n a .

P o w ie d z m y sobie o tw a rc ie : a n i p o l­

skość z ie m o d z y s k a n y c h n ie je s t z b y t s iln a , a n i s iła n ie m c z y z n y n ik ła . N ie m c y is tn ie ją jeszcze na naszych z ie m ia c h o d ­ z y s k a n y c h , i to w lic z b ie w ie lk ie j, o w ie le w ię k s z e j, n iż to z w y k liś m y p rz y p u s z ­ czać. W e d łu g c y fr u rz ę d o w y c h , w w o j.

g d a ń s k im m ie szka n ie m n ie j t y lk o 400 tys. n ie m c ó w , o b o k te j samej ilo ś c i P o ­ la k ó w . W p o k a ź n e j lic z b ie n ie m c y za­

m ie s z k u ją S zczecin i o k o lic e , o lb rz y m im ic h s k u p ie n ie m je s t Ś ląsk D o ln y z W r o ­ c ła w ie m na czele. W sum ie m a m y jesz­

cze na z ie m ia c h o d z y s k a n y c h o k o ło 3 1 p ó ł m ilio n a n ie m c ó w . T o p i e r w s z a p r a w d a , k tó r ą trz e b a p rz y ją ć za p o d ­ sta w ę w s z e lk ic h ro z w a ż a ń o zie m ia c h o d zyska n ych .

P r a w d a d r u g a — to ta , że s p o łe ­ cz e ń s tw o p o ls k ie na ty c h te re n a c h je st jeszcze s to s u n k o w o słabe lic z e b n ie ¡ w e ­ w n ę trz n ie m a ło z w a rte . P rz y jm u ją c , iż ilo ś ć P o la k ó w w y n o s i ta m n ie c o pon a d 2 m ilio n y — sto su n e k c y fr o w y w y n ik a ­ ją c y ze s tr u k tu r y n a ro d o w o ś c io w e j zie m o d z y s k a n y c h je s t d la nas n ie k o rz y s tn y , bo w y n o s i n ie m a l 2 : 1 .

A le c y fr y , to jeszcze n ie w s z y s tk o . W ie m y , że z a s ie d z ia łe sp o łe c z e ń s tw o n ie m ie c k ie je s t g ru p ą w e w n ę trz n ie z w a r­

tą, zw ła szcza , że j a k o g r u p a s p o ­ ł e c z n a n i e z o s t a ł o o n o r o z b i t e . C zy ta k ie je s t ró w n ie ż s p o łe c z e ń s tw o p o ls k ie ?

D w ie g ru p y s k ła d a ją się fia lu d n o ś ć p o ls k ą Z a c h o d u : P o la c y m ie js c o w i (M a ­ z u rz y i Ś lązacy o p o lscy) i re p a tria n c i.

N a s k u te k n ie w y b a c z a ln y c h b łę d ó w czę­

ści a d m in is tra c ji p o ls k ie j na ty c h z ie ­ m ia ch , nie dość w y ra ź n ie i n ie dość w c ze śn ie o d g ra n ic z o n o ta m P o la k ó w od n ie m c ó w , n a ra ż a ją c M a z u ró w i Ś ląza­

k ó w na p rz y k ro ś c i m o ra ln e i duże s tr a ty m a te ria ln e , Z p o d o b n ą , ja k a d m in is tra ­ cja n ie ś w ia d o m o ś c ią is to tn e g o sta n u rz e c z y w e s z ła na z ie m ie o d zyska n e g ru ­ pa re p a tria n c k a — lu d z ie , c a łk o w ic ie n ie z o rie n to w a n i w s to su n ka ch n a ro d o ­ w o ś c io w y c h te re n u . O d p ie rw s z e j c h w ili m ię d z y ty m i g ru p a m i p o w s ta ł d u ży ro z ­ d z ia ł: re p a tria n c i tr a k to w a li tu b y lc ó w p o ls k ic h ja k o sw ego ro d z a ju ,,V o lk s - p o le " — P o la k ó w z k o n iu n k tu ry , za m a ­ s k o w a n y c h n ie m c ó w , — tu b y lc y zaś r e ­ p a tr ia n tó w ja k o sza b ru ją c y c h i ż e ru ją ­ cych n ie ra z na ic h k rz y w d z ie in tru z ó w . S iła o d p o rn a i b o jo w a a k ty w n o ś ć n a ­ ro d o w a ta k ie g o s p o łe c z e ń s tw a nie m oże b yć z a d o w a la ją c a . N ie s tw a rz a to też p o d s ta w do tw o rz e n ia się z w a r t e j , ś w i a d o m e j g r u p y s p o ł e c z n e j . Z b y t w ie le je s t s p ra w , g ru p y te od sie ­ bie d z ie lą c y c h , iz o lu ją c y c h .

T o s tw ie rd z e n ie n a b ie ra a k c e n tu w z e s ta w ie n iu z je d n o lity m i z w a rty m w e ­ w n ę trz n ie e le m e n te m n ie m ie c k im . N a ­ ró d n ie m ie c k i ż yje p rz e d O d rą i za O d rą . Ł a g o d n o ść nasza w s to s u n k u do n ic h m oże s p o w o d o w a ć , że p o t e n c j a ł i c h n a r o d o w y b ę d zie w z ra s ta ł z d n ia na d zie ń (choć n ie lic z e b n ie ), że p rz e jd ą o n i w s p rz y ja ją c y c h w a ru n k a c h do a ta k u i c o ra z s iln ie j n a c is k a ć będą na p o ls k ie s p o łe c z e ń s tw o Z a ch o d u .

N a ro d o w o ś c io w a w a lk a g ra n ic z n a , k tó r ą z ta k w s p a n ia ły m i c h lu b n y m s k u tk ie m p ro w a d z iło p rz e z k ilk a s e t la t p o ls k ie s p o łe c z e ń s tw o za ch o d n ie (P o­

m orze, W ie lk o p o ls k a , Śląsk), m usi b y ć p o d ję ta n a t y c h m i a s t , z d e c y d o w a ­ n i e i p l a n o w o na c a ły c h z ie m ia c h o d ­ z y s k a n y c h .

W a lk ę tę w is to c ie — o b o k p a ń s tw a

— p rz e p ro w a d z ić m usi lu d n o ś ć p o ls k a osadzona na z ie m ia c h o d z y s k a n y c h . Z lu d n o ś c i te j d o p ie ro t w o r z y s i ę n o ­ w a społeczność, n o w a g ru p a społeczna, M u s i ona b y ć św ia d o m a c e lu w a lk i, s iły p rz e c iw n ik a , ś ro d k ó w jego, m u si b y ć sce m e n to w a n a w sobie, je d n o lita i n a ­ s ta w io n a na w a lk ę z n ie m c z y z n ą . M u s i to b y ć s p o ł e c z n o ś ć k r e s o w a , l o je s t p o z y ty w n y ce l naszej p o lit y k i na ty m o d c in k u , z a w ie ra ją c y h is to ry c z n y sens.

P o la c y na z ie m ia c h o d z y s k a n y c h m u ­ szą czuć się i b y ć e le m e n te m p a n u ją ­ cym . P o la k je s t na tej z ie m i panem , n ie - m ie c z a d o m o w io n y m in tru z e m . T a z a ­ sada n a cze ln a m ó w i sama za siebie.

D ru g i z a s a d n ic z y ś ro d e k do tego celu, to u j e d n o l i c e n i e w e w n ę t r z n e lu d n o ś c i p o ls k ie j na ty m te re n ie . N ie m ogą is tn ie ć d w ie k a te g o rie P o la k ó w —

„ t u b y lc ó w " i re p a tria n tó w . J e d n i i d ru ­ d zy muszą się czuć ró w n o u p ra w n io n y ­ m i i ró w n o w a rto ś c io w y m i P o la k a m i, m u ­ szą s ta n o w ić je d n o. M a z u r c zy O p o la n in n ie m oże b y ć tr a k to w a n y ja k o n ie m ie c , -— a re p a tria n t ja k o s z a b ro w n ik , n a s ta ­ ją c y na k rz y w d ę lu d n o ś c i z a s ie d z ia łe j.

K o n f lik t o w i te m u m o żn a i trz e b a z a ra ­ d z ić — b y le s z y b k o i z d e c y d o w a n ie , n im w g ry z ie się w duszę i spaczy ją. L u d ­ ność p o ls k ą , m ie js c o w ą , trz e b a p o u c z y ć 0 is to c ie i h is to ry c z n e j r o li re p a tria c ji;

re p a tria n tó w n a le ż y zapoznać ze s to ­ s u n k a m i n a ro d o w o ś c io w y m i te re n ó w o d z y s k a n y c h , ic h p o ls k o ś c ią , o lb rz y m im i z a słu g a m i i o s ią g n ię c ia m i p o ls k ie j lu d ­ n o ści m ie js c o w e j w w a lc e o p o lsko ść.

D o p ie ro ta k ie s p o łe c z e ń s tw o z a m ie ­ n ia ć się za czn ie — i to je s t is to tn y cel

— w s p o łe c z e ń s tw o o ty p ie g ra n ic z ­ n ym , k re s o w y m , p rz e z n a s ta w ie n ie n a n i e u s t a j ą c ą w a l k ę z n i e m c z y z ­ n ą . T a w ła ś n ie w a łk a , w y n ik a ją c a ze ś w ia d o m o ś c i h is to ry c z n y c h zadań w o b e c n ie b e z p ie c z e ń s tw a n ie m ie c k ie g o , n a j­

b a rd z ie j to nasze m ło d e sp o łe c z e ń s tw o z e s p o li i nada m u p ię tn o w a lc z ą c y c h k re s ó w . P onad tr z y m ilio n o w a rzesza n ie m c ó w n ie m oże p o zo sta ć na zie m ia c h o d z y s k a n y c h ; d o p ó k i się zaś na n ie j zn a jd u je , n ie m oże p o z o s ta w a ć bez d o ­ zo ru , ty m b a rd z ie j, iż je s t to sp o łe c z e ń ­ s tw o o w y s o k ie j ś w ia d o m o ś c i n a ro d o ­ w e j.

S p o łe c z e ń s tw o k re s o w e na zie m ia c h o d z y s k a n y c h m u s im y tw o rz y ć z p la n e m 1 p e łn ą św ia d o m o ścią . A le w a lk a i p r a ­ ca będzie tu ta k d łu g o b e zo w ocn a , ja k d łu g o b ę d zie is tn ia ła tu w ie lo ś ć o ś ro d ­ k ó w d y s p o z y c ji w s p ra w a c h z ie m o d z y ­ s ka n ych , p rz y n o s z ą c a ze sobą ró w n ie ż w ie lo ś ć ja k o ś c i ty c h d y s p o z y c ji. T y lk o jeden naczelny ośrodek adm inistracji usunie nieskoordynow anie p o lity k i na­

rodowościowej. W ik t o r M ik le w s k i

\ AAZ I T I O C n i e n i e n a s z e j p o z y c j i (dokończenie ze stro n y pierwszej)

bloków zachodnich, jako zagrażających pokojowi świata Zw rot w układzie stosunków międzynarodowych, ja ki oraz w odwołaniu przez rząd amerykański gen. Pattona, nastąpił po wypowiedzeniach Churchilla i Beuina o na- który w strefie okupacji amerykańskiej, uprawiał niebez- szej granicy zachodniej, natęży zapisać na nasze dobro pieczną politykę filogermańską. Zarówno opinia amery- i ze spokojem wyczekiwać, iż dalszy ich rozwój przy- kańska jak i sowiecka są zdecydowanie negatywnie usto- niesie nie osłabienie, lecz wzmocnienie naszej pozycji sunkowane do odrodzenia potencjału niemieckiego prze- nad Odrą i Nisą. Nie powinno to jednak osłabiać naszej mysłowego, bez którego nie do pomyślenia jest wojna czujności. H. B.

współczesna.

(3)

R e a l i a p o l s k i e g o o s a d n i c t w a

N A Z I E M I A C H O D Z Y S K A N Y C H

Sens p o ls k ie j p o lit y k i w e w n ę trz n e j i ze w n ę trz n e j z a w ie ra s ię w c a łk o w ity m o p a n o w a n iu i re p o lo n iz a c ji te re n ó w za­

c h o d n ich , w y d a rty c h P olsce b ru ta ln ą s iłą n ie m ie c k ie g o im p e ria liz m u .

N a jis to tn ie js z y m m om entem w r e a li­

z a c ji tego z a g a d n ie n ia je s t obecnie osa­

d n ic tw o , p rz e p ro w a d z a n e ż y w io ło w o i s p o n ta n ic z n ie . B o t y lk o m asow e i ż y w io ­ ło w a a k c ja osadnicza m o g ła d o p ro w a ­ d z ić do c a łk o w ite g o o p a n o w a n ia te re ­ nu, do o ż y w ie n ia za m a rłe g o życia , w s k u ­ te k p a n ic z n e j u c ie c z k i N ie m c ó w i d u ­ żych zniszczeń w o je n n y c h . W y n ik i są ju ż d z is ia j w s p a n ia łe . W czasie b a rd zo k ró tk im , bo od c h w ili w k ro c z e n ia b oha­

te rs k ie j A r m ii C ze rw o n e j na Zachodzie te re n y t j. od p o ło w y m a rca b r „ p rz e s ie ­ d lo n o dw a m ilio n y P o la k ó w . P o z w o liło to na:

1. u tw o rz e n ie p o ls k ie j s łu ż b y b e zp ie ­ czeństw a,

2. z o rg a n iz o w a n ie p o ls k ie j a d m in i­

s tr a c ji we w s z y s tk ic h m ie jsco w o ścia ch , n a w e t n a jd a le j w y s u n ię ty c h na zachód,

3. o ż y w ie n ie za m a rłe g o ż y c ia gospo­

darczego,

4. u ru o h o m ie n ie re g u la rn e j k o m u n i­

k a c ji,

5. s tw o rz e n ie s ta łe j łą czn o ści p o c z to ­ w e j.

C el zatem z o s ta ł o s ią g n ię ty w z u p e ł­

ności. Z ie m ie b o w ie m d o n ie d a w n a o o b lic z u n ie m ie c k im , d z is ia j m a ją p r z y ­ w ró c o n e o b lic z e p o ls k ie . B a z y w y p a d o ­ we im p e ria liz m u n ie m ie c k ie g o na w schód, z o s ta ły z lik w id o w a n e .

P rze z ja k ie fa z y p rz e c h o d z iło osa­

d n ic tw o p o ls k ie ? K r o k w k r o k za w a l­

czą cym ż o łn ie rz e m s z e d ł o s a d n ik p o ls k i i z a ty k a ł s z ta n d a ry w w y s w o b o d z o n y c h m ia s ta c h i o s ie d la ch . W y s y łk i o s a d n i­

k ó w d o k o n y w a ł P a ń s tw o w y U rz ą d R e ­ p a tr ia c y jn y i P o ls k i Z w ią z e k Z a c h o d n i ja k o o rg a n iz a c ja sp o łe czna , n a jle p ie j znająca za g a d n ie n ie za ch o d n ie . C z y n n y u d z ia ł w c h a ra k te rz e p o m o c n ic z y m b io rą p a rtie p o lity c z n e , z w ią z k i z a w o ­ d o w e i o rg a n iz a c je społeczne.

D o m in u ją c a je s t w p o ls k im system ie o s a d n ic z y m zasada re g io n iz a c ji. O d z y ­ skane te re n y z a c h o d n ie p o d z ie lo n e zo ­ s ta ły na re g io n y lu b o k rę g i i ta k : O krę g M a z u rs k i, G d a ń s k i, Z a c h o d n io -P o m o r­

sk i, Z ie m ia L u b u s k a , O krę g D o ln o Ś lą ski i G ó rn o -Ś lą s k i. N a zasadzie c ią ż e n ia lu ­ dn o ściow e g o i w s p ó ln o ty cech geogra­

fic z n y c h , n a s tę p u je p rz e le w a n ie lu d n o ­ ści z o d p o w ie d n ic h re g io n ó w z P o ls k i c e n tra ln e j i ta k : d la O k rę g u W a rs z a w ­ skiego te re n o s a d n ic tw a s ta n o w i O krę g M a z u rs k i, daw n. P ru s y W s c h o d n ie , ja k o

n a jb liż s z y i s tr u k tu rą g o spodarczą p ra ­ w ie id e n ty c z n y , d la O k rę g u P o m o rs k ie ­ go O k rę g G d a ń s k i i część P o m o rz a Z a ­ chodniego, d la O krę g u P ozn a ń skie g o Z ie m ia L u b u s k a i część ziem z a c h o d n io ­ p o m o rs k ic h , d la O k rę g u K ra k o w s k ie g o , R zeszow skiego i L u b e ls k ie g o ro ln ic z e te re n y O k rę g ó w D o ln o -Ś lą s k ie g o i G ó r- no-Ś ląskiego.

P rz e p ro w a d z a n e o s a d n ic tw o na zasa­

dzie re g io n iz a c ji p o z w o liło na u tw o rz e ­ n ie g ru p o s a d n ik ó w o w s p ó ln y c h ce­

chach c h a ra k te ru i p e w n ej s p e c ja liz a c ji g o sp o d a rcze j. N a jw ię k s z ą in te n s y w n o ś ć w y k a z u ją O k rę g P o z n a ń s k i i O k rę g W a r ­ szaw ski. N ie k tó re p o w ia ty są w z u p e ł­

n o ści z a lu d n io n e , n p . p o w ia t g o rz o w s k i (daw n. L a n d sb e rg ) na 5.000 w o ln y c h p la c ó w e k ro ln y c h , p o s ia d a jeszcze p o ­ n a d 400 n ie o bsa d zo n ych , k tó r e zre s z tą k w a lifik u je się ja k o z n is z c z o n e d z ia ła n ia ­ m i w o je n n y m i. S z k o ln ic tw o pow szechne, średnie i w yższe je s t c a łk o w ic ie z o rg a ­ n iz o w a n e i z a k ty w iz o w a n e . P rz e m y s ł p o d p o rz ą d k o w a n y je s t tz w . zrzeszeniom p rz e m y s ło w y m , k tó r y c h zadanie p o le ga na d o borze i s e le k c ji s ił fa c h o w y c h , o ra z na u ję c iu g o s p o d a rk i p rz e m y s ło w e j w k o n k re tn e ra m y o g ó ln o -p o ls k ie j p o lit y k i g o sp o d a rcze j.

P ie rw s z a faza o s a d n ic tw a z a k o ń c z o ­ na z o s ta ła re a ln y m w y n ik ie m — p o n a d d w u m il io n o w ą rzeszą o s a d n ik ó w , s ta n o ­ w ią c y c h p o d b u d o w ą i fu n d a m e n t p o l s k ie j

s i ł y w i t a l n e j na zachodzie, z u p e łn y m o p a n o w a n ie m a d m i n i s t r a c j i p a ń s tw o w e j, o ż y w ie n ie m ż y c ia gospodarczego i p r z y ­ w ró c e n ie m p o ls k o ś c i, s t a r t e j p rzez ż y ­ w i o ł nie m ie cki.

Czas, w ja k im się to w s z y s tk o d o k o n a ło n ie p rz e k ra c z a p ię c iu m ie się cy. J e ż e li p o ró w n a m y w y n ik i n ie m ie c k ie j k o lo n i­

z a c ji, d o k o n a n e j w c ią g u 4 la t z lic z b ą 503 605 k o lo n is tó w , sp ro w a d z o n y c h ze w schodu i p o łu d n ia , nasze o sią g nię cia są d o s ta te c z n ie za d o w a la ją c e . W d ru g ie j fa z ie o s a d n ic tw a d o k o n a się z u p e łne g o ze sp o len ia ż y w io łu osadniczego, w p ro w a d z i ła d g o s p o d a rc z y i p rz e p ro w a d z i się re p a tria c ję P o lo n ii za g ra n ic z n e j.

Czas re a liz a c ji ty c h za g a d n ie ń n a pew no n ie p rz e k ro c z y te rm in u p ie rw s z e j fa zy.

P ro b le m o s a d n ic tw a , b ra n y p o d ką te m w id z e n ia jego re a ln e j w a rto ś c i, je s t dziś bez w ą tp ie n ia ro z w ią z a n y . P o ls k a o p a r­

ła się s iln ie o n a tu ra ln e g ra n ice O d ry i N is y i w s p ie ra n a p rz e z b ra tn i Z w ią z e k R a d z ie c k i, n ie p o z w o li się sta m tą d usu­

nąć p rze z żadne n ie p rz y ja z n e c z y n n ik i, g d yż z ie m ie z a c h o d n ie to n ie t y lk o w a r­

tość g o sp o d a rcza i h is to ry c z n a d la P o l­

ski, lecz ta k ż e fu n d a m e n t ła d u i z g o d y w E u ro p ie . St. K u b ia k

P O L S K A - N I E M C Y

Z Z I

ESIĘĆ

W I E K Ó W Z M A C A N I A

Z y g m u n t W o j c i e c h o w s k i

W 1933 lub 1934 roku ukazał się w K w a r­

ta ln ik u H is to ry c z n y m a rty k u ł pióra p ro f.

dr. Z ygm unta W ojciechow skiego o źró ­ dłach upadku państwowości polskiej. Roz­

w in ą ł w n im a u to r konsekw entnie tezę, że zarodek ten rozpoczął się z chw ilą zbocze­

nia z piastow skiej p o lity k i zachodniej i przesunięcia p u n k tu ciężkości na wschód, w skrótach mówiąc o b ja w iło się to ju ż w ła ­ ściwie z chw ilą przeniesienia s to lic y Polski do K rakow a i w dalszej konsekw encji zm ia­

ny ciążenia do W arszawy. W ystępow ał w te d y uczony poznański w momencie, gdy idee jagiellońskie przyśw iecały polskiej po­

lity c e zagranicznej, gdy m irażam i wschod­

n im i tum anione b y ło społeczeństwo p o l­

skie. N a właściwą też rolę Polski w skazy­

w ał ten sam a u to r w pięknym studium Polska nad W isłą i O drą w X w ieku, w y ­ danym w 1938 roku. W pracy swej nie ustaje nasz a utor rów nież w czasie okupa­

c ji, owocem tego napisana i w ydrukow ana w podziem iu rzecz o stosunkach niemiecko- polskich, wydana obecnie w rozszerzonej fo rm ie pod w yżej w spom nianym tytu łe m . W spom inam y te szczegóły, gdyż świadczą one, że św iatopogląd p ro f. W o jcie ch o w ­ skiego na całokształt stosunków polsko-nie­

m ieckich ro d z ił się nie na tle chw ilow ych k o n iu n k tu r p o lityczn ych, lecz jest w y n i­

kiem głębokiego, długoletniego prze tra w ie ­ nia i przemyślenia.

C zytając to dzieło tru d n o się oprzeć w ra ­ żeniu, b y nad całym okresem od X w ieku poczynając stosunków polsko-niem ieckim nie ciążył ja kiś duch dziejów . Boć przecież ty le d yn a stii niem ieckich się zm ieniało, upadła nawet monarchia, zrodziła sie re­

publika, a parcie niem ieckie na wschód nie ustępowało. U legało ty lk o falow aniu raz sic potęgującemu, raz zmniejszającemu.

N ic zmieniała się rów nież zażarta k o n ­ sekwentna D ołityka wyniszczania narodów słowiańskich. M apy i w ykresy ja k ie -w du­

żej liczbie w te j pracy pomieszczono ilu ­ s tru ją w ym ow nie to wklesżczanie się niem ­ czyzny w rdzenne ziemie nołskie. Duch ten dotąd złowrogo ciążył na Słowia^szczyźnie.

D zisia j sytuacia sie zmienia. W miejsce

„niem ieckiego D rang nach Osten“ — ja k pisze p ro f. W o jcie ch o w ski — „przychodzi epoka ponownego marszu na zachód“ . Z nrof. W ojciechow skim — choć tru d n o to nam w yra zić w ramach tego kró tkie g o a r­

ty k u lik u — nie. zgadzamy sie w ujęciu działalności Bolesława Chrobrego. D zieło iego n ie w ą tp liw ie b vło w ie lkie i olbrzym ie rzuca jednak na nie cień. co b liż e j należa­

ło b y opracować, stosunek tego w ła d cy do L u ty k ó w i W eletów . N ie um iał C h ro h ry wnrzac ich do swej p o lity k i przeciwm e- m ieckiej, a p o z w o lił w ydać ich na pastwę germ anizacji. Jest to zresztą zagadnienie do dyskusji.

D zie ło p ro f. W ojciechow skiego będzie n ie w ą tpliw ie trw ała pozycja naszej litera^

tu r y naukowej. W in ie n zapoznać się z nim każdy, co wie i rozum ie czym b y ły czym jeszcze mogą być N ie m cy dla Polski. Każdy Polak, a przede w szystkim p o lity k i spo­

łecznik w in ie n sobie dobrze przysw oić jego treść, b y zrozumieć, na ja k głębokich zasa­

dach i zrozum ieniu polskiej ra c ji stanu opiera się dzisiejsza nasza p o lity k a zagra­

niczna.

D r W i t o l d Hensel

I

(4)

Wzniosła treść — a nie wytarty frazes

Z n a m y ju ż p o ję c ia i sło w a , k tó r e w p ra k ty c e ż y c io w e j o trz y m u ją n o w y , n ie ­ w ła ś c iw y sens i ce c h y złe g o sym b o lu . T a k im s y m b o le m s ta ło się s ło w o „s a n a ­ c ja ", ta k im dziś staje się „ r e h a b ilita c ja " . W s z y s tk o zło , cy n iz m , ła jd a c tw o , a n a ­ w e t z b ro d n ia , p rz y s tę p u je dziś do „ r e h a ­ b ilit a c ji" , do o d z y s k a n ia d o b re g o im ie ­ n ia , do oczyszcze n ia się.

J a k d o n o s im y na in n y m m ie jscu , r ó w ­ n ie ż w N ie m cze ch , s ło w o „r e h a b ilita c ja "

je s t w c z ę s ty m — ja k u nas — u ż y c iu . N ie m c y , k tó r z y b y li p rz e d 1933 r. „ d e ­ m o k ra ta m i" , a na s k u te k „ g w a łt u " , z n a ­ le ź li się w p a r t ii, u z y s k u ją dziś n o rm a l­

ną i p o lity c z n ą re h a b ilita c ję . Po p ro s tu : p o n a d la ta m i 1933— 45, b u d u je się p o ­ m ost, opuszcza się na nie d y m n ą zasłonę z a p o m n ie n ia . T e b rz e m ie n n e la ta id ą w n ie p a m ię ć .

W p o d o b n y z re sztą sposób, ja k u sie ­ b ie , na ry n k u w e w n ę trz n y m — u s iłu ją n ie m c y „z r e h a b ilito w a ć " się p rz e d ś w ia ­ tem . Z b ro d n ie w o jn y p o p e łn iła „ k lik a H it le r a " , „fa s z y ś c i" — ale n ie n a ró d n ie ­ m ie c k i. N a ró d je s t n ie w in n y , a w k a ż ­ d y m ra z ie m a ło w in n y , i w in ie n ja k n a j­

ry c h le j b y ć z re h a b ilito w a n y i p r z y ję ty do ro d z in y n a ro d ó w m iłu ją c y c h p o k ó j.

„R e h a b ilita c ja " , to d la n ie m c ó w n ie p o ­ w r ó t do d o b re g o im ie n ia p rz e z c ie rp ie ­ n ie , p o k u tę , n ie e k s p ia c ja , n ie d łu g o ­ tr w a łe w y c h o w a n ie — z w y k łe o d w ró ­ ce n ie się od w c z o ra js z e j p rz e s z ło ś c i i p e łe n uśm ie ch u u k ło n w s tro n ę d n ia d zisie jsze g o i ju trz e js z e g o .

P o d o b n ie u nas.

W ś ró d in n y c h k o n tr a s tó w szczególnie ja s k ra w o u d e rz a nas ró ż n ic a , za zn a cza ­ jąca się w ś ró d naszego s p o łe c z e ń s tw a , w p o s ta w ie w o b e c ta k ic h w a rto ś c i ja k n a ró d i o b y w a te ls tw o . O b o k w z o ro w e ­ go, id e a lis ty c z n e g o z a c h o w a n ia się p o d ty m w zg lę d e m , k tó r e c e c h u je z d ro w y , s z e ro k i o g ó ł p o ls k i, s p o ty k a m y się z o b ­ ja w a m i c a łk o w ite j o b o ję tn o ś c i, a n a w e t c y n iz m u . N a s tą p iła tu c a łk o w ita d e w a ­ l u a c j a p o j ę c i a r e h a b i l i t a c j i . D la w ię k s z o ś c i lu d z i, u b ie g a ją c y c h się o nią, r e h a b ilita c ja s ta ła się z a b ie g ie m n a jz u ­ p e łn ie j te c h n ic z n y m c z y m e c h a n ic z n y m . T a k ja k te c h n ic z n e b y ło z u p e łn ie — m y ś lą o n i — p rz e jś c ie z n a ro d o w o ś c i p o ls k ie j do n ie m ie c k ie j, ta k często te c h n ic z n e je s t te ra z p rz e jś c ie z n ie ­ m ie c k ie j do p o ls k ie j. W y s ta r c z y t y lk o to a to z ro b ić . Z a tra c iło się p ra w ie d o ­ s z czę tn ie p o c z u c i e w i n y i p r z e ­ s t ę p s t w a .

R e h a b ilita c ja — w ie lk ie , p o w a ż n e , m a je s ta ty c z n e p ra w ie s ło w o , u w ie lu P o la k ó w k o ja rz ą c e się lite r a c k o w p ro s t

— w s k u te k sw o je j ż y c io w e j rz a d k o ś c i i n ie z w y k ło ś c i — z re h a b ilita c ją ks. R o ­

b a k a z „P a n a T a d e u s z a ", p e łn ą g łę b o ­ k ie g o p a to s u i w z n io s ło ś c i, d zis ia j s p a d ła do rz ę d u o b ie g o w e j, w y ta rte j, z u ż y te j m o n e ty . T a k ja k b y a k tu a ln a tre ś ć , k tó r ą m a ona objąć, p rz e s ta ła się z ty m s ło ­ w e m p o k ry w a ć i trz e b a b y p ra w ie d la z re h a b ilito w a n ia s ło w a re h a b ilita c ja , o g lą dn ą ć się za ja k im ś in n y m o k re ś le ­ niem , b a rd z ie j o d p o w ia d a ją c y m z a b ie ­ g o w i, na k t ó r y c i lu d z ie z ta k im tu p e te m i p e w n o ś c ią s ie b ie cze ka ją . A lb o te ż . . . s ło w o z o s ta w ić , t y lk o rze cz c a łą ta k p o ­ p ro w a d z ić , b y c i c y n ic y , in d y fe re n ty ś c i i s p e k u la n c i n a ro d o w i p o c z u li na w ła s ­ nej s k ó rz e c a łą w a g ę i w ie lk o ś ć s ło w a : re h a b ilita c ja .

S p ra w a je s t w a żn a . Id z ie o k w e s tię m o ra ln o ś c i sp o łe czn e j, o w a rto ś c i id e a ­

lis ty c z n e , e ty c z n e , k tó r e m ogą ś w ia t w y d ź w ig n ą ć i u k ry ć . Z ro b ie n ie z n ic h cyn ic z n e g o p a ra w a n u — m oże zg u b ić.

R e h a b ilita c ja , to — d la n ie m c ó w — p rz y w ró c e n ie h o n o ru n a z w y c z ło w ie k a , o czyszczenie się z w in i g rz e c h ó w p o ­ p rz e z p o k u tę . M u s i ona je d n a k tr w a ć n ie c o d łu ż e j n iż sześć m ie s ię c y i w y ­ g lą d ać n ie co in a cze j.

R e h a b ilita c ja n a szych p o ls k ic h grze sz­

n ik ó w m usi b y ć ta k ż e czym ś w ię c e j, n iż p rz y w ró c e n ie m o b y w a te ls tw a . T o b a r­

d zie j p ro b le m m o ra ln y , n iż p ra w n y , czy t y lk o p ra w n o -p o lity c z n y . O czyścić się p o k u tą , w ie rn ą słu żb ą n a ro d o w i, z a s łu ­ ż yć na m ia n o P o la k a . O d z y s k a ć d o b re

im ię . A le k s a n d e r R ogalski

Propaganda niemiecka działa...

P rasa o s ta tn ic h d n i p rz y n io s ła z B e r­

lin a w ia d o m o ś ć o p rz y g o to w y w a n e j p rz e z je d e n z te a tró w b e rliń s k ic h p re ­ m ie rz e d ra m a tu F ry d e ry k a S c h ille ra

„ W ilh e lm T e ll” .

N ie o b c h o d z i nas fa k t, że w B e rlin ie c z y n n y je s t te a tr, n a w e t n ie je d e n — m yśm y w P olsce w czasie o k u p a c ji te ­ a tru n ie p o s ia d a li — n ie o b c h o d z i nas ró w n ie ż fa k t, że te a tr y w y s ta w ią w n a j­

b liż s z y c h d n ia c h te n c zy ó w d ra m a t czy k o m e d ie . M u s im y je d n a k ze z d u m ie n ie m p rz y ją ć w ia d o m o ś ć , że p rz y g o to w u je się w ła ś n ie „ W ilh e lm a T e lia " , S c h ille ra .

M a m y p o d s ta w ę do p rz y p u s z c z e n ia , że w y s ta w ie n ie tego d ra m a tu in s p iru ją ta jn e s p rę ż y n y o s ła w io n e j p ro p a g a n d y n a ro d o w o -s o c ja lis ty c z n e j.

K ie d y w ro k u 1933 H it le r p rz e ją ł w sw e rę ce w ła d z ę w N ie m cze ch , u c z c z o ­ no tę c h w ilę m, in. w y s ta w ie n ie m w n a j­

w ię k s z y m te a trz e b e rliń s k im w ła ś n ie d ra m a tu S c h ille ra , „ W ilh e lm l e l i . O c z y w iś c ie n a d o s ta te c z n ą s tro n ą p r o ­ p a g a n d o w ą c z u w a ł ju ż o so b iście m in i­

s te r p ro p a g a n d y G o e b b e ls pu szcza jąc w ru c h c a łą sw ą m a szyn e rię , k tó r a w sce­

n ie p rz y s ię g i na g órze R ü tli w y b u c h ła c a ły m s w y m im p e te m .

S cena ta p rz e d s ta w ia m o m e n t zejścia się p r z e c iw n ik ó w G e ssle ra z w s z y s tk ic h 4 k a n to n ó w s z w a jc a rs k ic h , k tó r z y p r z y ­ sięgają, że o d tą d „s ta n o w ić będą jed e n z łą c z o n y n a ró d b r a t n i" ( w ir w o lle n e in ig sein, e in e in z ig V o lk v o n B rü d e rn ).

W c h w ili, g d y p a d ły ze sceny p o w y ż ­ sze sło w a , w id o w n ia k ie ro w a n a o d p o ­ w ie d n io p rz e z p rz e d s ta w ic ie li p ro p a ­ g a n d y o sz a la ła w a k c ie h o łd u d la o b e c­

nego na p rz e d s ta w ie n iu H itle ra , na cześć k tó re g o m a n ife s to w a n o p rz e z p rz e s z ło p ó ł g o d z in y .

P o m ija m y f a k t a n ty a u s tria c k ie j te n ­

d e n c ji samego d ra m a tu , bo p rz e c ie ż z n ie n a w id z o n y p rz e z S z w a jc a ró w Gess- le r b y ł p rz e d s ta w ic ie le m w ła d z y a u s tria ­

c k ie j, k tó r a w ro k u 1933 b y ła z d e c y d o ­ w a n ą p rz e c iw n ic z k ą h itle ry z m u , ale scena p rz y s ię g i na g órze R ü tli m u s ia ła m ie ć w te j c h w ili d la n ie m c ó w sw ą g łę ­ b o k ą w y m o w ę .

U w a ż a m y , że p o w tó rz e n ie w obecnej c h w ili w ła ś n ie „ W ilh e lm a l e l l a " m usi z w ró c ić czu jn o ść n ie t y lk o naszą, ale i p a ń s tw o k u p a c y jn y c h w B e rlin ie . J e s t ic h c z te ry , p rz y p u s z c z a m y , że choć je d n o z n ic h d o s trz e ż e in te n c ję w y s ta ­ w ie n ia d ra m a tu S c h ille ra .

Z re s z tą n ie t y lk o w te a trz e n ie m ie c ­ k im w id z im y d z ia ła ln o ś ć n ie d a w n e j jeszcze p ro p a g a n d y h itle ro w s k ie j. S zu­

k a ją c y z n a jd z ie ją ta k ż e w n ie k tó ry c h a u d y c ja c h ra d io w y c h , bo i ta m p o k u tu je jeszcze d uch G o e b b e lsa , trz e b a m ie ć t y lk o o czy o tw a rte , b y go d o strze c.

A d o s trz e c go m ożna ka żd e g o dnia.

Z g ło s z e n ie się sw ego czasu k ie r o w n i­

k a p ra s y c a łe j R ze szy (R eich sp re sse ­ chef) d ra D ie tric h a do a n g ie ls k ic h w ła d z o k u p a c y jn y c h z p ro p o z y c ją w y d a w a n ia d z ie n n ik a m a w ty m z e s ta w ie n iu r ó w ­ n ie ż sw ój sens. D r D ie tr ic h b y ł je d n y m z n a jb liż s z y c h w s p ó łp ra c o w n ik ó w G o e b ­

belsa, b y ł n im jeszcze p rz e d o b ję c ie m w ła d z y ja k o szef p ra s y n a ro d o w o -s o c ja ­ lis ty c z n e j, a b y n ie p o z o s ta ła w n im s z k o ła g o e b b e ls o w s k a i jego ra d y i p o ­ u c ze n ia na te m a t ze jścia w p o d z ie m ia . W a lk a z p ro p a g a n d ą g o e b b e lso w ską n ie z o s ta ła jeszcze na te re n ie N ie m ie c p rz e z p a ń s tw o o k u p u ją c e s k ie ro w a n a na w ła ś c iw e to ry . T rz e b a to w ła ś c iw e s k ie ­ ro w a n ie p rz y ś p ie s z y ć , je ż e li się chce s k u te c z n ie w y le c z y ć n ie m c ó w z tr u c iz n y za szcze p ion e j p rz e z G o e bbelsa.

H e n ry k śm igielski

(5)

W G o rzo w ie

G o r z ó w , w październiku.

Tak, G orzów przed w iekam i nasz, znowu do nas na zawsze należy. Polacy opanowali miasto nie ty lk o adm in istra cyjn ie , ale ró w ­ nież i gospodarczo. W szystkie ważniejsze pla có w ki przem ysłowe i handlowe są już poobsadzane. S kłady zajęte. N ie m n ie j dla lu d zi z in ic ja ty w ą a dm inistracyjną czy han­

dlow ą je st tu jeszcze piękna i całkow icie zapewniona przyszłość. Liczne tu fa b ry k i maszyn, m ebli, obuw ia — ja k i inne ocze­

k u ją w dalszym ciągu na doskonałych fa­

chowców. W najbliższym czasie uruchom io­

na będzie tu fa b ryka chemiczno-farmaceu- tyczna, któ ra także szuka fachowców z te j dziedziny.

K ilk a d n i obserwacyj w G orzow ie prze­

ko n a ły mnie, iż brak tu w ogólności w ła ­ ściwych lu d z i na w łaściw ych stanowiskach.

I na ty m cierpi akcja osadnicza w G orzo­

wie, to szkodzi całej naszej tu reputacji.

K to k o lw ie k dziś przyb yw a do G orzowa z najlepszym i in te n cja m i osiedlenia się na stałe, szuka rzecz zrozumiałą, n a jp ie rw dla siebie odpowiedniego locum. I co znajduje?

Owszem, mieszkanie piękne, słoneczne, k o m fo rto w e — ale puste. I tych tu ju ż nie wiele.

M iasto przed w o jn ą lic z y ło około 50 tys.

mieszkańców. Zniszczone jest działaniam i w o je n n y m i w 30°/o. Obecnie w raz z .N ie m ­ cami i oko ło 5 tys. W ło ch ó w miasto liczy około 15 tys. mieszkańców. Powinno być zatem jeszcze miejsce dla około 25 tys. lu ­ dzi. G dzież są dla w szystkich mieszkania?

Jakie? T en f a t a l n y p r o b l e m m i e s z ­ k a n i o w y trzeba naśw ietlić w p erspekty­

w ie pierw szych dni a k c ji osiedleńczej. W miejsce uczciw ych pionierów zjechała się tu cała gromada t. zw. szabrow ników , k tó ­ rz y w edług ilości członków ro d z in y za ję li nieraz po 2 lu b 3 mieszkania wzgl. nawet dom y. N a podstawie urzędowego p rz y ­ działu lu b bez — pow yw ieszali narodowe chorągiew ki i pod tą ochroną rozpoczęli akcję m elinow ania co najlepszego w je ­ d n ym z mieszkań i kolejnego tra n sp o rto ­ w ania łupu na dawne miejsce zamieszka­

nia. W a k c ji zapobiegawczej pierwsze nasze w ładze w G orzow ie nie zd a ły egzaminu organizacyjnego. W in a leży -\jv braku ener­

gii, talentu, a może nawet w braku dobrej w o li. Egoizm przezw yciężył często najszla­

chetniejszą pobudkę. D ziś za w in y organi­

zacyjne jednostek cierpią tysiące ludzi ideowych.

Pierwsze stadium a k c ji osiedleńczej w G orzow ie z p u n ktu w idzenia te c h n ik i o r­

ganizacyjnej w ypadła fatalnie. Jedni dziś

— najczęściej kaw alerow ie — siedzą w k i l ­ k u p o k o jo w y c h mieszkaniach, w yp e łn io n ych n a jp ię kn ie jszym i dyw anam i i kryształam i, in n i, k tó rz y przychodzą z rodziną, nie ma­

ją gdzie g ło w y złożyć. Jedni z nadm iaru m ebli pow staw iali eleganckie fotele nawet do łazienek, in n i nie m ają na czym dosło­

w nie usiąść. G dzie z n ik ły w szystkie fira n k i, obrusy, kapy, obrazy, maszyny do szycia, leżanki J ó ż k a itd .? N ie w szystko dało się w yw ieźć w plecaku ani w w orku. K to za­

tem hu rto w o w y w o z ił autam i? K to mógł nie zauważyć?

G o rzkie is to tn ie te słowa sm utnej p ra w ­ dy, ale konieczne dla a k c ji osiedleńczej.

In te n c ja w ładz naczelnych była inna.

Jeżeli dziś w ładze m iejskie w G orzow ie p rzystępują do przeglądu mieszkań pod kątem w idzenia nadm iaru rzec?y u jez­

dnych na niekorzyść innych, to czyż nie le p ie j b y ło b y nasamprzód z m iejsca zam­

knąć mieszkania tym , k tó rz y przebyw ają tu ty lk o im iennie, sezonowo lu b bez k a rty pracy? C zyż nie lepiej b y ło b y w przód od-

m o ż n a , ale...

szukać adresy tych. k tó ry m Zarząd M ie ­ szkaniowy p rz y d z ie lił pełne mieszkanie, kilk u p o k o jo w e , a dziś świeci ono pustka­

m i? Czyż mało miejsca jest w krym in a le gorzowskim ?

A teraz sprawa b e z p i e c z e ń s t w a . Je­

żeli dziś stan jest ta k i, że każdy obawia się pozostawić mieszkanie choćby na mom ent bez opieki, je że li ludzie na przedmieściach boją się mieszkać — to czyż nie stać w ła ­ dzom na ty le in ic ja ty w y i energii, aby z szu­

m ow inam i zrobić porządek? T rzeba dzia­

łać z całą bezwzględnością i w szelkim i środ­

ka m i w y tę p ić tych , k tó rz y zakłócają życie osadnicze i psują nam dobre im ię na za­

chodzie. Jeden p rz y k ła d odstraszy drugich.

I wreszcie sprawa o d p o w i e d n i c h l u ­ d z i. Jeden z w p ły w o w y c h urzędników go­

rzow skich w y ra z ił się niedwuznacznie, żc z p u n ktu w idzenia dochodowości miasta większą wagę przykła d a do nowo o tw a r­

ty c h restauracji niż do składu z książkami.

N ic też dziwnego, iż na terenie pracy ta ­ k ich „k u ltu ra ln y c h “ pionierów , kasjer b ile ­ to w y w G orzow ie nie może się oswoić z za­

świadczeniami PU R u, nie umie odróżnić dowodu osobistego od le g ity m a c ji u rzędni­

czej, że wszelkie p u b lika cje o fic ja ln e szy­

dzą sobie z g ra m a tyki i s ty lis ty k i p olskiej, że w ó jt w Krasam owicach sprzedaje cudze fo rte p ia n y za konie.

Jedni o tw ie ra ją muzeum, in n i te a tr, a je ­ szcze in n i prowadzą kampanię a n ty k u ltu - ralną.

G orzów je st piękny, ma piękną p rz y ­ szłość — brak mu je d y n ie dostatecznej ilo ­ ści ludzi, k tó rz y b y pod względem a d m in i­

s tra c y jn y m ja k i in te le k tu a ln y m w pełni dorośli do spełnienia swych w ie lk ic h od­

pow iedzialnych zadań.

A lb i n W ie trz y k o w s k i

P ro b le m y osadnictw a

Pośród trudności, z ja k im i b o ryka ć się musi osadnictw o polskie na ziemiach od ­ zyskanych, jedną z najw ażniejszych jest sprawa zasiewów i aprow izacji. T rudność ta do niedawna b yła ty m większa, że za­

rządzenie M in iste rstw a R o ln ictw a i Re­

fo rm R olnych z 11 lipca br. polecało ścią­

gać o p ła ty za zasiewy rów nież od osadni­

ków , k tó rz y o trz y m a li d z ia łk i ju ż obsiane.

O statnio zarządzenie to zostało przez w i­

cepremiera M ik o ła jc z y k a cofniętć pismem do W o je w ó d z k ic h U rzędów Ziem skich.

D o w o zy zboża, dokonane na podstaw ie zarządzenia z 11. 7. br., m ają zostać zw ró ­ cone spłacającym. Równocześnie W o je ­ w ódzkie U rz ę d y Z iem skie mają niezw łocz­

nie sporządzić plan pom ocy dla gospo­

darstw, pow stałych w w y n ik u re fo rm y ro l­

nej przede w szystkim bezrolnym i służby folw arcznej, k tó rz y nie o trz y m a li działek obsianych, a dla k tó ry c h przeznaczony b yt zapas zboża, p rze w id zia n y do ściągnięcia na podstawie cofniętego zarządzenia.

N a odcinku aprow izacji, M in iste rstw o A p ro w iz a c ji i H an d lu wespół z w ładzam i w o js k o w y m i zorganizowało specjalne ma­

gazyny na p ro w ia n t dla osadników w o j­

skowych. M agazyny mieszczą się w Sta- rogrodzie, G orzow ie i w Żeganiu. D o ma­

gazynów ty c h ostatnio dostarczono zapał­

k i, kawę, sól, masło, cukier i żyto. R ów ­ nocześnie odkom enderow ano do dyspozy­

c ji osadnictwa w ojskow ego pewną ilość samochodów ciężarowych dla rozwiązania zagadnienia transportów .

W szystkie te zarządzenia n ie w ą tpliw ie p rzyczynią się do polepszenia sy tu a c ji o- sadników.

Polski Związek Zachodni w obronie Łużyc!

Z in ic ja ty w y Okręgu Poznańskiego Pol­

skiego Z w ią zku Zachodniego w Poznaniu o d b y ło się zebranie in fo rm a cyjn e w sprawie Łużyc, któ re zagaił mgr Cz. P ilichow ski, w ita ją c serdecznie zgrom adzonych p rz y ja ­ c ió ł Łużyc, wśród k tó ry c h b y ł m. i. b. pre­

zes Tow . P rz y ja c ió ł Łużyc w Poznaniu, red. P ow idzki i wiceprezes Inst. Wszech- słowiańskiego w W arszawie, prof. d r Ko- strzewski.

Zainteresowanie P. Z . Z. sprawą Łużyc d a tu je się od dawna. P. Z. Z. swoje stano­

w isko w sprawie łu ż y c k ie j skonkretyzow ał następująco: Serbowie łużyccy jako naród n a jd ale j ze słow ian zach. -wysunięty, na za­

chód p o w in n i zostać państwem autono­

m icznym . Obecnie P. Z. Z. przystąpi! do rea liza cji swego stanowiska w sprawie łu ż y c k ie j przez utw orzenie referatu łużyc­

kiego i powierzenie jego kie ro w n ictw a Łużyczaninow i ob. Nawce. O m awiając szerzej problem łu życki, u w ypuklając w ie l­

ką akcję-propagandową, jaką p o d ję li Czesi w sprawie Łużyc, s tw ie rd z i! mgr P ilich o w ­ ski, że Łużyce ciążą silnie ku Czechosło­

w acji. Czesi muszą je d n ak uzgodnić swoje stanowisko w sprawie łu ż y c k ie j ze stano­

w iskiem Polski, nie m niej zainteresowanej Łużycam i aniżeli Czechy, bo posiadającej granice nad N isą łużycką i potrzebującej . zaplecza na Zachodzie w postaci słowiań­

skiego narodu.

Z obecną sytuacją na Łużycach zapo­

zna! obecnych Łużyczanin, ob. W o jcie ch Koczka, k tó r y ostatnio z Łużyc w ró c ił.

Z daniem jego je st tam lepiej, niż p rz y ­ puszczał, je śli chodzi o stan in te lig e n c ji łu ż y c k ie j. Ż y ją tacy p rzyw ó d cy Łużyc, ja k starosta budziszyński, d r Jan Cys i prezes

„D o m o w in y “ N e jd o . Stoją oni na stano­

w isku, że Łużyce muszą być państwem autonom icznym .

W w y n ik u intensyw nej propagandy cze­

skie j d ysku tu je się sprawę przyłączenia Łużyc do Czech, oraz okupowania ich przez w o jsko czeskie. W sprawie Łużyc jednakże głos decydujący będą m ia ły m o­

carstwa anglosaskie, któ re nie są z b yt p rzyja źn ie do Łużyc ustosunkowane. U tw o ­ rzono w Pradze Łużycko-Serbski K o m ite t N a ro d o w y, wznowiono „D o m o w in ę “ , Z w ią ­ zek Serbów Łużyckich, wysunięto żądanie połączenia Łużyc w jeden obszar adm ini­

s tra cyjn y, otw arcia szkół w łu życkim ję ­ zyku w ykła d o w ym , obsadzenia starostw, wznowienia gazet i w yd a w n ictw , tym w ię­

cej, że książek na Łużycach praw ie nie ma.

W ożyw ionej d ysku sji głos zabrali: ob.

ob. prof. d r K ostrzew ski, red. P ow idzki, nacz. Kaczmarek, W ro tk o w s k i, Barw iński, W achow iak, Koczkowa, H ycie k, Glapa z Poznania, M a ty n ia k z K rotoszyna oraz Ł u ­ życzanie: Koczka i N aw ka z Budziszyna..

W dysku sji stw ierdzono zgodnie, że Ł u ­ życzanie muszą otrzym a ć niepodległość.

Nasza praca w ty m względzie musi być w ielka, bo należy się liczyć z w ie lk im opo­

rem m ocarstw zachodnich. W sprawie Ł u ­ życ musi nastąpić współpraca w szystkich narodów słowiańskich. N ależy więc wzmóc zainteresowanie się niepodległością Łużyc.

Polska w każdym razie musi całym sercem popierać dążenia Łużyczan i ich postulaty.

Z ram ienia P. Z. Z . ob. N aw ka i ob. K ocz­

ka w yjeżdżają na Łużyce, co pozw oli im poznać sprawę na m iejscu i naśw ietlić ją p o p rzyje źd zie odpow iednio społeczeństwu polskiemu.

Im ieniem narodu Serbów Łużyckich ob.

Koczka zaapelował o ja k n a jin te n s y w n ie j­

szą pomoc Polski dla Łużyc.

(6)

L A K IE M I M A Z U R ! iJ

W y st rućKor szynLic b a r k

(K o r. w l.). D łu g i, w iją c y się ja k wąż, bar­

w y starej rdzy, sunie w dal pociąg transpor­

to w y. M in ą ł brzydką, zupełnie spaloną sta­

cję i osadę W ierz bolowo. Z b liż a m y się ku granicy. Czeka nas niem iłe przyjęcie. W y- struć, miejscowość graniczna, tonie we mgle deszczu. W zd łu ż długiej, zwężającej się w jednym k ie ru n ku ram py, pociąg-grze- ch o tn ik, chroboczący przeraźliw ie niesko­

o rd yn o w a n ym i podrygam i wagonowych spoideł, za trzym u je się na dłuższy postój.

T u odbędzie się przeładunek do wagonów na węższy to r. N a dużej stacji, w zdłuż roz­

ległych to ró w , stoi k ilk a rozrzuconych tu i ówdzie pociągów. Opodal, po bokach pra ­ cują jeńcy w ojenni, niemcy, oraz przedsta­

w iciele innych narodowości, k tó rz y wraca­

ją do siebie z obozów k o n ce n tra cyjn ych z Niem iec, Są w śród nich W łosi, Czesi, Ł o ­ tysze. Istna wieża B a b e l. . .

M iasteczko W y s tru ć jest w pobliżu dworca kolejow ego zupełnie spalone. Na sm utnych i pustych ulicach, w śród ru in sterczących domów, w śród rozrzuconego żelastwa i w alających się rupieci, świeżo znaczą się jeszcze ślady niedawnego zn i­

szczenia wojennego. N a w ym a rły c h ulicach nie w idać wcale ludności cy w iln e j. G dzie­

niegdzie, w głębi znaczy się ja kiś ocalony budynek, z a ję ty przez w ojsko.

Zapada w ilgotna, jesienna noc. Pociąg stoi długo cichy i niem y, zasłuchany w ciężkie sapanie lo k o m o ty w y . Nareszcie ru ­ szamy.

Ranek w staje słoneczny, świeży, ciepły.

K ra jo b ra z tu nieco in n y niż ten, k tó r y pozostaw iliśm y za sobą. Pola rów ninne, si­

niejące w d a li lasy i szerokie gościńce w y ­ sadzane topolam i. A le pola te spraw iają bolesny w id o k. N ie skoszone zboże leży ca­

ły m i łanam i przygniecione wielom a w a rst­

w am i deszczów. A przecież ju ż jest druga połow a września. G dzie ind zie j znów zbo­

że zżęte wala się po rżyskach w rozburzo-

D o pożniwnych pól Lubuskiej Z ie m i śmieje się niebo takim przepychem błę­

kitu , ja k jeszcze nigdy — chyba za da­

w nych Piastów. Z d a się, że to jakieś w y ­ czarowane, przeogromne la n y kwitnącego lnu wiszą nad polami, jeziora m i i lasem . . . gdzie jeszcze nie tak dawno świeciły lu n y ognia, p rz y muzyce dział i bomb.

N i e . . . to nie k w ie t n ik i lnu wiszą nad polami, nie . . . to polskie niebo . . . 1 p ol­

ska jesień. Pierwsza po wiekach złoci się, srebrzy i drga na polach i białą nicią pa­

jęczą ja ko ta polska tęsknota, naw ija się na ściernie i głogi.

Jest właśnie niedziela. G rupka ludzi ubrana w najrozmaitsze odcienie barw i k ro ju , usiadła na murawie, co pierścieniem dalekim okąja srebrzyste jezioro. Usiadła, by posłuchać harm onii Kaczmarkowego Jędrka, k t ó r y w p a trzo n y w czerwieniejące opodal domy i kościół, posyła wraz z pie­

śnią, myśl swoją w Szamotulskie. Do m a t k i . . .

Gra polskie pieśni, pierwsze dziś po pia­

stowskich wlodykach, by echo ich leciało hen ku lasom, je zio ro m — leciało w prze­

strzeń m inionych czasów i dziejów, ja k b y

nych, porzuconych snopkach. Z m arnow a­

n y powszedni chleb . . . N ie dotknęła go w swoim czasie tro s k liw a ręka rolnika. A te­

raz ziemia ta k opuszczona zda się rozpacz­

liw ie wzywać do pracy na niej.

W słoneczne przedpołudnie stajem y w Korszynie. Są tu śliczne dom ki, rozrzucone po obu stronach stacji. S toją przy cichych uliczkach wysadzanych drzewami. M ie jsco ­ wość jest pusta, ja k b y w ym arła. Przy dw orcu osiedliło się ju ż trochę naszych k o ­ le ja rzy. Uposażenie m ają dobre. N iem ców nie ma. Z aprow izacją jest coraz lepiej.

K orszyn czeka na osiedleńców. Mieszkania śliczne, widne, n ie któ re praw ie nie zniszczo­

ne, z całym i szybami. Jeden z k o le ja rz y po­

częstował nas pieczonym i ulęgałkami. K o r- szyński specjał. Zapraszają nas do w ysia­

dania i w yboru locum. W szyscy się jednak wahają. Nasza dalsza trasa ma przebiegać O lsztyn — Poznań.

Tymczasem pociąg stoi ju ż zb yt długo.

I nagle ja k grom z jasnego nieba spada no­

w ina: Z m ieniono nam trasę. Nasz tra n ­ sport ma być skierowany nie na O lsztyn, ale na L ic b a rk ! M im o to, wszystko kończy się szczęśliwie.

Licbark w ita nas świeży, jasny, u m y ty poranną rosą. N astaje cudna, upalna sobo­

ta. M iasto częściowo zniszczone, ale napra­

wdę ładne. N ow a część miasta — to ś li­

cznie zadrzewione ulice, nowoczesne dom y i. w ille , cudne mieszkanka. W e w szystkich niem al ła zie n ki w ykładane kafelkam i.

Wszędzie w ille oplecione d z ik im w inem o w yd łu żo n ych liściach, b a rw y złotego m io ­ du lub spłowiałego zlekka amarantu. N o ­ wą część miasta oddziela od starej wysoka gotycka brama z czerwonej cegły. Z a nią jedna z u lic skręca w lewo, nieco w dół.

Jest tam placyk, otoczony dom am i ze zwa­

lo n ym pośrodku pom nikiem F ryd e ryka W ielkiego. Symbol złamanej, na zawsze pow alonej k rzyża ckie j pychy, pruskiej bu­

chciało w ywołać duchy prochów tych kmieci, co jeszcze oszczepem walcząc, po­

legli w walce z Germanem.

N ic też dziwnego, że od ,ivsi ciągną ku niemu coraz to liczniejsze gromady ludzi.

T o repatrianci i osadnicy. Polacy z całej Polski. Są tu ju ż na swoim gospodarstwie i na własnej ziemi. A dziś, z racji święta, pogody, czasu i Jędrkow ej harmonii, scho­

dzą się pierwszy raz tak licznie, po sąsiedz­

ku, by się zapoznać, pogwarzyć, podumać.

Właśnie do Jędrka zbliża się chłopak o kędzierzawej, b u jn e j czuprynie, śmiejąc się ju ż z daleka:

— Ta j o j l u d z i . . . czy to i tu so nasze kochane b a tia ry ? ! . . .

— Jakie tam znów batiary?

— N o , bo taką samą słyszę pieśń, ja k i tam . . . i tak samo pięknie grasz, ja k o n i . . .

Powita li się serdecznie.

— Ano, bogać tam. C zy to tu nie Pol­

ska? — rzecze Jędrek. — T o i ta sama pieśń. A grać, to ta zdziebko i umiem . . .

I zagrał „ k u ja w ia k a “ .

Przysunęła się do nich piękna Zosia z Warszawy, cala zamieniona w słuch. Lecz nagle wspomniała coś przykrego, bo Izy

ty. N ie ste ty, w szystkie dom y na ty m p la ­ cyku spalone. A le odbudujem y je na no­

wo, w polskim s ty lp !

W L icb a rku jest ju ż k ilk a sklepów spo- żyw czo-kolonialnych. Piekarnie w ypiekają duże batony doskonałego bielutkiego, pszen­

nego chleba. D roższy jest ty lk o o 2 złote, niż chleb w T o ru n iu i Poznaniu. W mieście osiedliło się ju ż sporo Polaków. Co dzień ich przybyw a. N iedaleko od dworca, w no­

w ej części miasta zn a jd uje się dawny zbór ewangelicki. W ew nątrz, nad głów nym o łta ­ rzem w is i ogrom ny, ciekaw y w swym na- tu ra lis ty c z n y m ujęciu obraz, przedstawia­

ją c y „O s ta tn ią wieczerzę“ . Fascynujące są oczy Chrystusa, żywe, przyciągają w zrok siłą niem al magnetyczną. N a ulicach m ia­

sta spotyka się często n ie m ki w ko lo ro ­ w ych turbanach na głowie, porobionych z szalików. Rzucają na nas nieprzyjazne spojrzenia. R ozm aw iają przeważnie nie­

chętnie. W mieście pozostało ich bardzo mało. W ięcej mieszka na wsi. Z ich w yp o ­ w iedzi p ły n ie p o to k żalu do losu. Mężczyzn zabrano, k o b ie ty często wysiedlone z in ­ nych okolic. Z da się nie mogą zrozumieć, że wszystko się zm ieniło, że przyszło spra­

w ie d liw e prawo odwetu. Znana jest w dzie­

jach nasza wspaniałomyślność wobec poko­

nanych wrogów. A le , dopraw dy, chciałoby się na bruku tego uroczego mazurskiego miasteczka nie w idzieć ju ż ty c h niechęt­

nych spojrzeń i nie słyszeć tw a rd e j teutoń- skiej mowy.

P ow oli ludzie decydują się na zamiesz­

kanie w dawnej re zyd e n cji Krasickiego.

Zaczynają się w yładow yw ać, obejm ują mieszkania. W ysiada siedm rodzin nauczy­

cie li szkół średnich. N a propozycję ta m te j­

szego inspektoi'a szkolnego podejm ują się zorganizować gim nazjum , oczywiście pod wezwaniem księcia poetów . . .

Reszta żegna sym patyczny L icb a rk, pe­

rełkę miast mazurskich. Z a k ilk a miesięcy z a kw itn ie tam życie gospodarcze i k u ltu ­ ralne. Reszta tra n sp o rtu ma być skierowa­

na na Łuczany, miasteczko tonące w fa li je ­

z io r mazurskich. J. P-

rzęsiste spłynęły po j e j bladych policz­

kach. Przypomniała j e j się płonąca W a r ­ szawa . . . i dzieci wyrzucone przez okna na bru k rękoma germańskich bandytów . . .

Stary Ślązak, co z synem osiedlił się tu ­ taj, nie w ytrzym a ł. W ytr ząsnął popiół z fa jk i, podszedł bliżej:

— A cóż tak beczysz do pieronika, dzie- ucho? . .(. N ie widzisz sa żyw ej Polski? . . . Jakżem Gustek G ro n d o l z Grondoló w i Śląnzok z Śląnzoków, tak ty m psim hunc- fo tom nie podaruje! N i k o j nie, ty m szkie- brom. — / splunął w garść . . .

'Z o s i lżej się zrobiło.

G rondol pow ió dł wzrokiem pod swoim A n tk u .

— "Jantek! A nie każże j e j tak beczec . . . Jantek!

D o ro d n y chłopak, z b liż y ł się nieśmiało do Zosi:

— N ie będziesz ju ż płakać? — spytał cichutko.

M i ł y uśmiech i serdeczny uścisk dłoni był mu odpowiedzią.

W białej zgrzebnej koszuli, o malej po­

wierzchowności Lisowiecki z Polesia, roz­

mawia z Mrozem od Krakowa.

— H e j, piękna Ci tu ta polska ziemia, że ty l k o ją całować. Gdzie porównać z Pole­

siem . . . I wsi, ja k miasta . . . A het ogrody, lasy, jeziora .... T y lk o pracy, pracy, pracy.

— Prawdę mówicie somsiodku kochany, W. P R Ó C H N I C K I

SPOTKANIE

Cytaty

Powiązane dokumenty

skonalenia techniczne, przez które ulepsza się konstrukcję na­. rzędzi pracy, wykorzystuje się lepiej materiał, albo ulepsza

Ale małe to państwo potrafiło zwycięsko oprzeć się wszelkim' zakusom, podobnie jak bohatersko opierało się przez setki lat licz­. nym najeźdźcom okupującym

D zieje się to na skutek niew łaściw ego rozplanow ania

Zjednoczenie Polskiego Związku Zachodniego i Ligi M orskiej ludność rodzima Ziem Odzyskanych w ita jako symbol wzrastających sił pokoju 1 konsolidacji polskich sił

W Pomorskim Domu Sztuki odbył się koncert Pomorskiej Orkiestry Symfonicznej z udziałem znakomitego pianisty meksykańskiego Carlos Rivero Morales. Odegrał on

Chcąc uruchom ić port trzeba było odbudować latarn ię morską, m o.. Poniew aż wejście do portu jest stosunkowo trudne, p rzy s

duje milczenie żab, ale za ten grzech nie otrzymuje się przy spowiedzi absolucji; mysz, która zjadła coś z jajka wielkanocnego, zamienia się w nietoperza; umycie

renie Ż uław gdańskich odbyło się pierwsze w Polsce nadanie ziem: poniem ieckiej dwu­.. dziestu dwom osadnikom częściowo zza Bugu, częściowo'z radomszczyzny i