• Nie Znaleziono Wyników

przez O. Anioła, K apucyna.

„Biją razem wszystkie dzwony jak ludowe głosy Jęczą, kwilą, modlitwami rwą się przez niebiosy, A nad niemi dzwon Loretu, żałość górująca, Wszystkie chłonie — a to niby Ojczyzna płacząca”,

(Kornel TJjejski).

I czem u to się głos dzw onów tak sm ętliw ie żali?

C zem u dźw ięk ich rzew ny w szelką rad o ść głuszy?

Ach! jakiej to n am obw ieszcza odlot w niebo duszy?

O to u m a rł n a m rycerz, co sercem serca podbijał człowiecze.

O tóż n ow a znów s tra ta — n o w a szczer­

b a w N arodzie polskim — a szczerba, k tó ra się nigdy ju ż m oże, albo takim , nie da n abytkiem zapełnić.

Oh! sm u tn a zap raw d ę dola n asza — ro k po ro k u now e z w iistu je stra ty — ro k po ro k u n o w e zaw ody, iż zdaje się, ja k o b y n a m w ciągłej żyć przeznaczo- nem było boleści.

Bić n am przestało je d n o znow u se r­

ce, co ukochało w olność i sw obodę.

Już rozniosła cała p ra sa p o d w aw el­

skiego grodu k ró tk ą biografię zm arłego k ap łan a patryoty. Sądzę jednak, że cześć dla m ęża pełnego zasług nie uleci tak szybko z pam ięci ro d ak ó w . W ięc chciej­

cie p rzy ją ć tych jeszcze kilka listków ,

PO LSKI KALENDARZ MARYAŃSKI.

uszczkniętych rę k ą m łodego k ap łan a z życia ś. p. O. W acław a.

Dzień 19 lipca r. 1829 echem r a ­ dości odbił się w stary m uk raiń sk im szlacheckim d w o rk u pobożnego Ł ukasza R aw icz N ow akow skiego i zacnej K lo- tyldy z Korzelińskich, w łaścicieli K u ry ­ łówki. D nia bow iem tego n o w a zakw i­

tła lato ro śl n a polskiej ziemi, tej ziemi, któ ra „znów się rw a ła p o w stać z tru m n y , ab y w zgardy w zrokiem rzucić n a sw ych w rogów zastęp d u m n y i w stać w sza­

cie św iętej, w szacie krw aw ej, ab y b r o ­ nić godła polskiej czci i sła w y ”. W dni kilka później otrzym ało to dziecię n a chrzcie im ię św. E dw arda.

P ierw sze początki w ychow ania od e­

b rał w ro d zin n y m m ająteczku, gdzie dnia każdego b o gobojna m a tk a rzucała w m łode serce n asio n k a c n ó t daw nych przodków , i uczyła szeptać ciche pacie­

rze do K rólow ej Polski o litość i m i­

łosierdzie dla ro zd artej ojczyzny.

Gdy u m y sł m łodociany począł się rozw ijać, kształcono go dalej w C

zer-4

- BO —

nichow ie a n astęp n ie w p ra sta re j W a r­

szaw ie. U kończyw szy później w ydział filozoficzny w K ijow ie, o b jął m łodziuchny E d w ard obow iązki u rzędnika biblioteki K onstantego Św idzińskiego w S ulgosto- wie. T u się zapoznał z zakonem K a p u ­ cynów z N ow ego M iasta, położonego o trz y m ile od stałego jego m ieszkania.

D la u przejm ości ch a ra k te ru p o rw a ł od- ra z u serca rodziny Św idzińskich i czu­

ją c się u nich ja k b y w w łasn y m dom ku, często za p raszał u b o g ich m nichów n a sk ro m n y posiłek do siebie. W śród tak cichej i gorliw ej p racy poczęły rozw ijać się cnoty, w szczepiane przez m atk ę polkę, k tó rą kochał n a d życie.

G rzebiąc po książkach, usłyszał nagle głos P a ń sk i: „Idź do lu d u m ego i m ów m u słow o p ra w d y i słow o nadziei, a nie lękaj się, bo J a ci dam duch a ja k d y a m e n t i krzem ień, a serce ja k ogień p a lące". (Ezech. III 8.) U słuchał tego głosu i w ro k u 1860 u d a ł się do W arszaw y . T u p o zn ał śp. O. P ro k o p a Leszczyńskiego, p ro w in cy a ła ów czesnego 0 0 . K apucynów i zostaw szy jego p e n i­

ten tem , za rozkosz poczytyw ał sobie służyć m u codziennie do m szy św. P od ro zu m n em k ierow nictw em duch p o w o ­ ła n ia się w zm agał aż wreszcie przyjął sk ro m n y h a b it św. F ranciszka, rozpoczął n o w icy at w L u b arto w ie i otrzy m ał im ię z ak o n n e W acław dnia 11 czerw ca 1860.

P o złożeniu ślubów zakonnych w ysłano m łodego, cichego, niew innego ja k an io ł k leryka n a studya teologiczne do W a r­

szaw y i L ublina. W tym to czasie b ra t jeg o K arol do stał się do w ięzienia p o ­ litycznego. Z abolało serce m łodego za­

k onnika, a m ając ju ż w ów czas ch iu b n ą opinię u arystokracyi, za w pływ am i r o ­ dziny hr. Zam ojskich uzyskał jego uw ol nienie. Już był blizkim ukończenia n a u k teologicznych, kiedy nadsz* dł ro k 1863, chw ila p a m ię tn a w dziejach całego n a ­ ro d u . I znow u P a n p rz y p o m n ia ł m u u sty P salm isty : „Jeźli cię zapom nę O j­

czyzno m o ja m iła. niech zapom nę p ra ­ w icę ręki m o jej". W odpow iedzi n a ten głos gotow em stało się serce jego do

b oju, gotow em do p rz e la n ia krw i za d ro g ą Ojczyznę. W ięc poszedł w raz z m ło­

dzieżą, p ra g n ą c ą osw obodzić n a ró d z j a ­ rzm a niew oli i odegrał w ru ch u n a ro ­ dow ym w y b itn ą rolę.

O n to był duszą i o rganizatorem p o w stan ia całego n a L itw ie i P o d o lu ; on był pow iernikiem w szystkich ta je ­ m nic i najdzielniejszym d o rad zcą L an ­ giewicza, i z nim k ilk ak ro tn ie przebie­

g ał Galicyę, to znow u w racał do W a r­

szaw y; on to n ieraz sam w y d aw ał ro z­

kazy, i dyktow ał tak ty k ę w o je n n ą kilku rów nocześnie dow ódzcom .

S uknia zak o n n a zd aw ała się go ch ro ­ nić przed pościgiem rosyjskim , i dlatego najw ażniejsze sp ra w y w jego ręce sk ła­

dano. P raw d o p o d o b n ie przez zdradę do­

stał się w ro k u 1864 w ręce m oskali — p o jm ali go w zakonnym k o ry tarzu i w prow adzili do celi. M ając u siebie w stary m k ap tu rze liczne p a p ie ry i ko- respondencye R ząd u narodow ego, przed rew izyą w yrzucił je za okno. T ym czasem pod oknem ogrodu sta ła straż i ta ja k o

„spiskow ca" go pojm ała. P rzem o cą zdarto z ciała św iątobliw ego p o ła ta n y h ab it i pow leczono go do w ięzienia. T u po k ilkakrotnem p rzesłuchaniu skazany zo­

sta ł n a śm ierć. Już sta ł praw ie p o d szubienicą — gdy M atka Boża ulitow ała się n ad w iernym sw ym sługą, p rzezn a­

czając go do wielkiej jeszcze m isyi, i ze­

słała pom oc w osobie hr. A. Z am oj­

skiej. za której w pływ am i zm ieniono k arę śm ierci n a śm ierć inną, pow olnego k o n an ia w syberyjskich ro tach a re sz tan - ckich. W pochodzie n a w ygnanie sp o ­ tkał się n a jed n y m z etap ó w z szere­

giem w ysłańców do ciężkit li ro b ó t. W ich gronie był b ra t jego rodzony, szlache­

tn a duszyczka a rty sta m alarz K arol.

Czując się nieco silniejszym a raczej g o rąc ą i łonąc ku niem u m iłością — przekupił k ap itan a oddziału w ygnańców , i zam ienił się z b ratem . K arol poszedł n a „posilenie" a O W acław do k opalni w Irkucku i UssolL Szedł cichy, z b re ­ w iarzem — reg u łk ą i m ałym obrazkiem N. P. O strobram skiej — z k tó ry m i przez

5 1

cale życie nigdy się nie rozłączał, na lody Sybiru. K ato w an y i m ęczony, k ro ­ p lam i krw i niew innej i św iętej znaczył tę ziemię, gdzie się nasze s n u ją dzieje m ęczeństw a. D w anaście la t p rzeb y ł tu w strasznej pracy, m ając za jedynego p o ­ cieszyciela b rew iarz zakonny i O. R afała K alinow skiego, obecnie K arm elity w W a ­ dow icach. L ubo ciężki był ta m jego los, rozsiew ał w szędzie pogodę i m iłość b ra ­ tn ią. Zdarzyło sie, ile razy, że ktoś z w ięźniów zaw inił — on sam się za nich ofiarow yw ał n a chłosty i kary.

Gdy w ińział czyje oblicze sm u tn e lu b zam ęt ja k i m iędzy skazańcam i, sło d y ­ czą, m iłością sw o ją goił w szelkie ra n y , uczył przebaczać w szelkie urazy, n a p r a ­ w iał w ady. Słow em ta k był szan o w an y i kochany, iż w szyscy uw ażali go za

„św iętego". Jak o w sp o m n ien ie z tych czasów w ydał pierw sze u tw o ry sw ego p ió ra p o d pseudonim em E d w a rd a z Sul- g o sto w a p. t. „W ilia w U ssoli" gdzie b arw n y m stylem m alu je straszn y sta n b iednych m ęczenników naszej Polski.

L o d o w aty S ybir nie w yziębił jego g o ­ rących uczuć, ani k ajd an y nie zdołały okuć jego ducha. G dy w końcu w y d o ­ b y ł się ze szponów katow skich, in te rn o ­ w an y był w Odessie, skąd u d ało m u się schronić n a W ołyń i P o d o le a n a ­ stęp n ie przez G ahcyę i P o z n a ń w yem i­

g row ał do P aryża. T u nosił się z za­

m iarem w stąp ien ia do zakonu T ra p i­

stó w — a widząc, że cel tego zakonu nie odp o w iad a jego p rzekonaniom , po dw uletniej przesz o tułaczce po Szw aj- caryi. W łoszech, gdzie u g ro b u A p o sto ­ łów szukał w sp arcia i otuchy do d a l­

szego cierpliw ego znoszenia krzyżów i przeciw ności — przybył w r. 1878 do , K rak o w a — unosząc ze so b ą areszte.ncką suknię, k tó rą aż do śm ierci chow ał jak o relikw ię i nam m łodym k ap łan o m nie­

raz dla pokrzepienia d u ch a n arodow ego pokazyw ał. W m u ra c h krakow skiego k o n w en tu znalazł gościnne przyjęcie, i tu ta j po dokończeniu n a u k teologi­

cznych w r. 1880 przedstaw iono go śp.

kard. D unajew skiem u, z p ro ś b ą o w y­

św ięcenie n a k ap łan a. D rżącą dło n ią, co dźw igała rów nież k a jd an y niew oli, przycisnął śp. D unajew ski ju ż siw o w ło ­ sego O. W ac ław a i nam aścił n a k a p ła n a w ielkiego w kościele i narodzie.

Dzień 2. lutego r. 1880 zgrom adził w kościółku K apucyńskim liczne zastępy publiczności, k tó ra spieszyła z bijącem sercem p rzy jąć b łogosław ieństw o z rą k p ry m i cy an ta.

Od tej p o ry zaczyna się d ru g a epoka życia jego, „k a p łań sk a". Zaledw o p o k a­

zał się n a am b o n ie zaraz zasłynął sw o ją w y m o w ą i n au k ą, którym sa m a op in ia św iątobliw ości jeszcze u ro k u d o d aw ała.

O dtąd kościół K apucyński zaczął się w y pełniać słuchaczam i licznymi, a n a ­ stępnie i m a lu tk a celka O. W acław a zaczęła obfitow ać coraz częściej w go­

ści szukających n ie tylko poznania sły n ­ nego z w ym ow y i św iątobliw ości k a ­ znodziei, ale i ra d y zbaw iennej. K on­

f e s jo n a ł też jego coraz bardziej był o to ­ czony i w k ró tce został pow szechnie u zn an y za biegłego duchow nego P rz e ­ w odnika i w szystkie dusze, p rag n ące p o ­ stęp u , ubiegały się o jego kierunek.

P ra c a w konfesyonale ta k go p chła- n iała. że zaledw ie m iał czas n a o d p ra ­ w ienie sw oich pacierzy i innych ćw i­

czeń — a nie m iał go n a w ypoczynek.

L edw o zdążył p rzespać ja k ą godzinę, znów go w zyw ano do chorych, lub do in n y ch p o trzeb u jący ch nagłej duchow nej pom ocy. G orliw y ten sługa Boży m iał w ielu sw oich wielbicieli, którzy głosili je g o im ię i czyny i pociągali w iele dusz ku niem u. S a m a m iłość dla tych dusz i gorące p rag n ien ie zbaw ienia ich, d o ­ stateczn ą m u były p o b u d k ą do nie- oszczędzania się i n ara ż a n ia na wielkie niebezpieczeństw a. Nigdy jed n ej chw ili nie ociąga! się. gdy był w ezw any do chorych; p rzery w ał n ajw ażniejsze ćw i­

czenia lub zajęcia, p im iętając że je d n a chw ila m oże być dla nich stan o w czą a zawsze o b aw iając się, ab y nie przy ­ był za późno W ysy łan y częd o po p a ­ rafiach, zbliżywszy się do lu d u i p o ­ znaw szy go bliżej, pokochał bardzo.

4*

— B2

-Z n ał on go i daw niej, i daw niej go m iłow ał, ale teraz p o zn ał jego duszę.

Z ro zu m iał z jed n ej s tro n y głów ny po­

w ó d jeg o u p a d k ó w tj.: b ra k ośw iecenia, z drugiej stro n y d ojrzał tam żyw ą b a r­

dzo w iarę i gotow ość serca; z całym zapałem o d d aw ał się jem u . Człow iek dośw iadczony, znający serca ludzkie, u m iał trafiać do p rze k o n an ia p ro s ta ­ czków. O bdarzony ja sn y m um y słem i go­

rącem sercem , przejęty w ielkim duchem ap o sto lstw a, u m ia ł zrozum ieć w artość każdej posługi d u chow nej i p rzejm o w ał się przy niej takim św iętym zap ałem — jak b y raz w życiu j ą m iał spełnić. S tą d też i ow oce tych posług były zaw sze obfite. T oć do k o n w en tu krakow skiego przyjeżdżało w iele zacnych osób z n a j- pierw szych ro d zin w k ra ju dla odbycia p o d jego k ierunkiem rekolekcyi, szcze­

gólniej p rzed obiorem s ta n u i s ta m tą d w yszło niem ało słu g Bożych lu b p rzy ­ w ódców najzacniejszych rodzin, pow sze­

chnie dziś szanow anych. Z tego czasu m am y też w iele jego „m ów ż ało b n y c h 0.

N iektóre z nich były drukow ane, ja k np.

n a pogrzebie Dr. K rajew skiego, n ad g ro ­ bem A p o lin a H ofm eistera w ojew ody brzesko-litew skiego a dalej także p rze­

m ów ienie n a d grobem ś. p. Józefy z P o d ­ górskich H ofm eisterow ej, m o w a żałobna podczas pogrzebu Ks. T eo d o ra R o g o ­ zińskiego i w iele innych. W ty ch p rz e ­ m ów ieniach żałobnych nie ograniczał się zw ykle n a ogólnej n au ce o śm ierci, ale w każdej m ow ie pod n o sił ja k ą ś kw estyę życia chrześcijańskiego. Gdziekolw iek się o b ró cił te n gorliw y apostoł, wszędzie m ia ł je d n o n a m yśli — szerzenie k ró ­ lestw a Bożego. Do jak iejk o lw iek czyn­

n ości się zabrał, zaw sze w idział ro zb u ­ dzające się p o d tchnieniem sło w a sw ego życie duchow ne. Młodzież, w idząc czło­

w ieka w szechstronnie w ykształconego, w yw odzącego w szystko racy o n aln ie i g ru n ­ tow nie, a przedew szystkiem przykładem życia św iecącego, zaczęła pow ażniej t r a ­ k to w ać rzeczy religijne.

C ałe d om y p o d okiem jego przybie­

ra ły n o w ą p o sta ć dom ó w chrześcijańskich.

W szystko to p o d nosiło go n a duchu i zachęcało do dalszej pracy. Szczegól­

niej widok mężczyzn w ykształconych, n ap ełn iają cy ch kościół — ożyw iał go bardzo.

U tru d zo n y ciągłą p racą, od czasu do czasu u d a w a ł się n a odosobnienie do C zerny lub n a B ielany i ta m przez czy­

ta n ie i ro zm y ślan ie oczyszczał sw ą d u ­ szę z py łu (jaki z p rzestaw an ia ze św ia­

tem n a niej zw ykle osiada) i sp o so b ił . się do n o w y ch p ra c n a chw ałę Bożą.

0 . W acław odznaczał się zaws/.e go­

rą cą m iłością, sy n o w sk ą u fnością i ser- decznem n ab o żeń stw em do N. M aryi Pan n y . Miał m n ó stw o m odlitw , którem i czcił Ją codziennie ustaw icznie n a ustach, nigdy nie ro zstaw ał się z Jej m ed ali­

kiem ; Jej o b razk am i był otoczony i w szę­

dzie Jej cześć ja k o krolow ej Polski ro z ­ szerzał. W y raźn y m tego dow odem cały szereg ku Jej chw ale w ydanych dziełek.

D nia praw ie każdego spieszył z n o ta tk ą w ręku, z kaw ałkiem suchego chleba do B iblioteki Jagiellońskiej i w iele tam czasu przepędzał, szukając m a te ry a łu do p ra c sw oich literackich. A zebraw szy szkice potrzebne, w cichej celce do późnej nocy a nieraz aż do ra n a otoczony książkam i, pisał liczne dziełka, ow oc n iezm o rd o w an ej m rów czej p racy ; z k sią ­ żek ku czci N. P a n n y przytaczam n a j­

w ażniejsze:

1. S la tu a Najśw. M aryi P a n n y przed kościołem 0 0 . K apucynów w K rako- kow ie (ustęp z czasów K onfederacyi B arskiej) 1894.

2 O cudow nym obrazie M atki Bożej w kościele 0 0 . K arm elitó w w B iałyni- czach 1894.

3. W iad o m o ść historyczna o cu d o ­ w nym obrazie N ajśw . P a n n y M aryi Ł a ­ skaw ej w kościele k ated raln y m we L w o­

wie. K raków 1896

4. N. P. Częstochow ska. 1896.

5. O cudow nym obrazie N. P. B er- dyczow skiej. K raków 1897.

6. O cudow nym obrazie N. P. M aryi O strobram skiej. K raków 1897.

7. O cudow nym obrazie N ajśw . P a n n y

1

— 5 8 —

M aryi w K arm elu k rakow skim ' n a P ia ­ sku. 1898.

8. W iadom ość histo ry czn a o cudo­

w nym obrazie M atki Bożej w R o k itn ie w W ielkopolsce. K raków 1900.

9. Dzieło dziesięcioletniej pracy, o d ­ znaczone m edalem złotym ' n a kongresie katolickim w F ry b u rg u w r. 1902 p. t.

„O cudow nych obrazach w P olsce P rz e ­ najśw iętszej M atki Bożej, w iadom ości bibliograficzne i ikonograficzne".

10. C udow ne ob razy M atki Bożej w W ilnie. K raków 1902.

11. N abożeństw o m ajow e. L w ów 1876.

12. O cudow nym obrazie N. M. P.

w N ow ogródku n a Litw ie. K raków 1899.

A w każdej z ty ch p ra c przebija głę­

b o k a w iedza bistoryi, kw iecistość stylu, sum ienność w w ykonaniu. R ozczytaw szy się w n ich . n a każdej praw ie karcie dopatrzysz się ję k u duszy w o łającej:

„Królowo Polski! wśród cherubinów Usłysz wołanie niewoli synów.

Go się do tronu Twojego wzbija, Pociesz, podźwignij Twój naród Maryja".

Do pism treści ascetycznej zaliczyć m o żn a cały szereg kazań, m iew anych w p rzeciągu 22 la t p ra c y kapłańskiej po całej Galicyi, liczne przem ów ienia p rzy ślubach, pierw szej kom unii św., n a ­ w ró cen iu z p ro testan ty zm u , z których p raw ie w szystkie ogłoszone by ły w sw o ­ im czasie drukiem .

T u rów nież dołączyć m ożna dw ie m ałe, sta ra n n ie w yd an e książeczki, u ła tw iają ce sposób słu ch an ia m szy św.: 1. M odlitw y podczas m szy św. w esołej. 1898. — 2. Mo­

d litw y podczas m szy św. żałobnej. 1898.

8. R ozm o w a duszy z P. Jezusem podczas m szy św. K raków 1898.

N ajdźw ięczniejszą s tru n ą serca jego b y ła m iłość g o rąca biednej, osierociałej, ro zd artej Ojczyzny. K ochał o n P olskę p łom ien n em sercem , bo był szczerym , d o b ry m i p raw y m synem O jczyzny; ale n a d to jeszcze, bo w idział w niej jak o drugi S k arg a rę k ą O patrzności w ytknięty obow iązek, w sk azan ą dążność do urze­

czyw istnienia w życiu społecznem i po- litycznem zasad spraw iedliw ości i d obra

ludzkości; b o P o lsk a dla niego b y ła ogniskiem życia wyższego, zacniejsze­

go — słow em je d n em m iło w a ł ją , p o ­ św ięcił się dla niej, s łu ż y ł je j w su- miennem przekonaniu , że tem samem słu ży praw dzie, ludzkości i Bogu.

A kiedy oręż z żelaza po kilkakroć zaw iódł, ro zu m iał O. W acław , że trz e b a w ydobyć z p ochw y oręż ducha, ku o b ro ­ nie i sp o tęg o w an iu życia n arodow ego.

O n to był w łaśnie jed n y m z n ajdziel­

niejszych chorążych co podnieśli te n sztandar. Nie dosyć m u było odczyty­

w ać p leśn ią p o k ry te pergam iny, pom ny, że h isto ry a je s t nauczycielką życia i św ia­

tłem p raw dy, sta ra ł się p o d d aw ać czyny ludzkie n ieubłagalnego try b u n a łu s ą d o ­ wi tj. sum ienia, śledzić choroby n a ro d u i przyczyny up ad k u , snuć z przeszłości naukę dla teraźniejszości i przyszłości.

T rzeba tu było odsłonić n ie jed n ą ranę, zerw ać niejed n o złudzenie — a lubo nie p o dobało się to ludziom krótkiego w zro ­ k u i ciasnego serca — on je d n a k n ieza ­ chw iany szedł dalej tąż drogą, łącząc ze spraw iedliw ością sędziego troskliw ość lekarza. W tym to więc duchu p o w staje n o w a gałąź p ra c jego literackich, a m ia­

now icie: „K raków w ro k u 1 7 9 4 “ — i p o d pseudonim em B ro n isław a Szw arca, przyjaciela z w y g n an ia „ W arszaw a w r o ­ ku 1 7 9 4 “ dzieło trzy to m o w e — a w re ­ szcie „ P a m ią tk a 200-letniej rocznicy przybycia 0 0 . K ap ucynów do K rąko- w a “. I dw a m niejsze: „B iografia Św i- dzińskiego" — „P rzegląd 50 letniej p racy litera ckiej Eug. H eleniusza “. „ B asm a. P rzy ­ czynek do archeologii m oskiew skiej" (pod p seu d o n im em K orzeliński K ajetan). K ra ­ ków 1896. „Z przeszłości m oskiew sko- niem ieckiej" (z p o w o d u przejścia n a p r a ­ w osław ie B orysa ks. B ułgarskiego) 1896.

„Podhorce. O za m u ro w an iu Ludw iki z K u ­ nickich R zew uskiej", „Kościoły i klasztory Z akonów R eguły św. F ran ciszk a w P o l­

sce". K raków 1895. „W spom nienie o d u ­ chow ieństw ie polskiem n a w y g n an iu w Syberyi w T u n c e ". P o z n a ń 1875.

B olał ciężko, że ojczyzna b yw a p o ­ niew ieran a przez obcych, że w d om u

— 5 4 —

jej ta k jeszcze ubogo, że synow ie jej kłócą się m iędzy so b ą — a niektórzy chodzą błęd n y m i szlakam i. Z adaniem w ięc jego było b ro n ić M atkę od w ro ­ gów i pom n o ży ć jej duchow e m ienie, sy n ó w zaś godzić m iędzy sobą, a zb łą­

k anych w racać n a lepsze to ry . T o za­

d an ie sp ełn iał przez całe życie z wiel- kiem zaparciem . W ięc chętnie siał ziarno sło w a Bożego, p rzy każdym obchodzie narodowym, n a zbolałą ro lę sk o łatan y ch ja rz m e m niew oli w spółbraci. A w tych k azan iach p atry o ty czn y ch zachęcał do zgody, m iłości, sp e łn ian ia sw ych o b o ­ w iązków , b u d ząc nadzieję w opiekę K ró­

low ej P olski, k tó ra nigdy nie d a zginąć n a ro d o w i naszem u, ale w y p ro si chw ilę jeg o zm artw ychw stania.

A p a trz ą c dalej proroczem okiem n a przyszłość pokolenia m łodego, gorliw ie p ełnił obow iązki katechety w kilku żeń­

skich p e n sy o n atach , ju ż też d aw ał w w ielu d o m ach p ry w a tn y c h nau k ę religii, histo- ry i i lite ra tu ry , bu d ząc p rzy tem ducha Bożego i ro z p alając m ło d o cian e se r­

duszka isk rą m iłości u k ochanej P olski. — Szczególniejszą o pieką otaczał m ałe dzia- teczki, często je tu lą c do sw ego n iew in ­ nego serca — ro z d ają c obrazki, m ed a ­ liki, a uboższym bułeczki. Dla nich to n a p isa ł w ro k u 1897 i w ydał ja k o u p o ­ m inek n a „gw iazdkę", n ak ład em Krak.

T o w. „Szkoły lu d o w ej" K oła P a ń — rzew n y obrazek p. t. „Najnieszczęśliw sze dziatki i najnieszczęśliw sze m atk i" gdzie zestaw ia los b iednych dziatek betleem - skich, zab ijan y ch przez H ero d a p rzy n a ­ ro d ze n iu C h ry stu sa — z bezlitośnem p a ­ stw ien iem się i m o rd o w an ie m polskich dziateczek w W arszaw ie r. 1794 przez dzikiego S u w o ro w a.

O n kochał Ojczyznę, ale nie cierpiał tej brzydkiej obłudy, co o k ry ta p ła ­ szczem p atry o ty zm u , szuka tylko w ła ­ snych zysków i dogadzania sw ej am bi- cyi. M iłow ał P olskę i nie w yrzekł się aż do śm ierci nadziei odzyskania je j n ie­

podległości. W ierny sw oim ideałom , do k o ń ca staw ał tw a rd o w ich obronie, ja k ów C h eru b in strzegący w ró t raju .

Nie trzeb a je d n a k m yśleć, ab y O. W a ­ cław, od d an y będąc p isa n iu , u su w ał się zupełnie od życia w spólnego. Ow szem cela jego b y ła zaw sze o tw a rta dla k a ­ żdego i chętnie ro zm aw iał z braćm i, którzy się często zbierali u niego, w ie­

dząc, że i jego tem ro z e rw ą i sam i wiele skorzystają, bo zaw sze ta m m ożna było usłyszeć coś nauczającego. N adsyłano m u w iele ksiąg i pism tutejszych i za­

granicznych, religijnych i świeckich. Czy­

ta ł wiele i u m iał z każdej rzeczy sk o ­ rzystać i zdrow y są d o w szystkiem w y­

dać, p rzeto od niego m ożna było d o ­ wiedzieć się o w szelkich kw estyach re ­ ligijnych, n aro d o w y ch , o w szelkich p r ą ­ dach w piśm iennictw ie, o wszelkich w ypadkach znaczniejszych i więcej m ożna było skorzystać, niż gdyby kto m ógł

dać, p rzeto od niego m ożna było d o ­ wiedzieć się o w szelkich kw estyach re ­ ligijnych, n aro d o w y ch , o w szelkich p r ą ­ dach w piśm iennictw ie, o wszelkich w ypadkach znaczniejszych i więcej m ożna było skorzystać, niż gdyby kto m ógł