• Nie Znaleziono Wyników

Poprawianie sadów zaniedbanych

D rzew a ow ocow e s ta ra n n ie pielęgno­

w ane. o taczane tro sk liw ą i u m iejętn ą o pieką człow ieka, ro d z ą piękne i sm a ­ czne ow oce, ro s n ą w zorow o i przez długi szereg lat sow icie w y n ag rad zają pracę.

Z daw ać by się m ogło, że każdy w ła ­ ściciel sadu, w iedząc o tem , ja k n a jtro - skliw iej opiekuje się sw oim i drzew am i, b o wie, iż to się opłaci, gdy sad jeg o — to o braz p o rząd k u i ro zu m n ej pracy, ale...

Z ajrzyjm y lepiej do sadu, w którym g o sp o d aro w an o lub g o sp o d a ru ją z n

ie-— 9 3 —

św iadom ością rzeczy, n ieum iejętnie, lub też nie zajm o w an o się nim oddaw na wcale. Cóż w idzim y? Oto ziem ię pod drzew am i zaro śn iętą zielskiem, ziemię zbitą, zad arn io n ą, drzew a z k o ro n a m i n a w p ó l suchem i, gałęziam i strasznie po- w ikłanem i, obrośnięte m chem i niszczone przez ow ady. Często też tu i ów dzie widzieć m ożna gałęzie p o łam an e, pnie drzew zraczałe, z k o rą p orozdzieraną, a przy p n iu całe kępy „w ilków ".

Czy tak i „ sa d “ daje zyski w łaścicie­

low i? Nie! W y n ag rad zan y m m o żn a być tylko za p racę — n ie darm o. Czem zaś ta p ra c a będzie ro zu m n iejszą i s ta ra n ­ niejszą, tem i n a g ro d y lepszej spodzie­

w ać się m ożna. D rzew o ow ocow e um ie się odw dzięczyć człow iekow i; chciejm y tylko się niem zaopiekow ać, a opieka ta niech będzie ro zu m n ą, będziem y m ieli i zysk i przyjem ność. Cóż robić? Ja k radzić, gdy sad m am y ta k strasznie zaniedbany, ja k to pow iedziano w yżej?

Przedew szystkiem , po uw ażnem ro z ej­

rzen iu się w sadzie, u su n ą ć należy z niego takie drzew a, k tórym ju ż żaden ra tu n e k , żad n a opieka nic nie pom oże. T akim i b ę d ą drzew a b ard zo stare, pokaleczone, w cale albo bard zo m ało ro sn ące, nie ow ocujące, z n aw p ó ł suchem i konaram i, lu b też drzew a, m ając e p ień stoczony przez ra k a , zupełnie spróchniały, korony zaś p raw ie suche,, w ilków n a w e t nie m ające. T ak ie drzew a bez w a h a n ia u s u ­ n ą ć należy. P rócz tych u su w am y też drzew a niezbyt stare, bo zaledw ie około la t BO-tu m ające, k tó re przecież n ap ró żn o m iejsce zabierają. S ą to śliw y i w iśnie, któ re w ty m w ieku, ja k o przestarzałe, p raw ie nie ow ocują, a n a w e t sam e giną.

P o usunięciu z sa d u drzew podobnych zab ieram y się do u p o rząd k o w an ia p ozo­

stałych starych, ale zdrow ych drzew . W ycinam y w ięc n a jp ie rw z pom iędzy k o ro n w szystkie suche gałęzie, sta ra ją c się ro b ić to bez uszkodzenia innych, oraz p am iętając, że każda gałąź sucha w y cin an ą być p o w in n a aż do m iejsca zdrow ego, które, po w ygładzeniu o strym nożem lu b ośnikiem , należy zasm aro w ać

m a śc ią — białą, fa rb ą o lejn ą lu b też gliną. N astęp n ie p rzeg ląd am y u w ażn ie całą k o ro n ę drzew a i w szystkie gałęzie z niej, k tó re się krzy żu ją i tr ą w zaje­

m nie, w ycinam y, p o zo staw iając z dw óch krzyżujących się jednę, taką, k tó ra, ze w zględu n a fo rm ę korony, je s t p o trz e ­ b niejsza i k tó ra n ajm n iej przeszkadza lub przeszkadzać m oże w przyszłości innym .

N iep o trzeb n ą w ycinam y albo całą u n asad y , albo p e w n ą jej tylko część — b ezpośrednio n a d oczkiem lu b m ło d ą gałązką. W yciąć też należy te gałęzie, k tó re są um ieszczone w k o ro n ie zbyt gęsto, które, ro sn ą c pro sto p a d le w ew n ątrz korony, przeszkadzają innym , oraz w szel­

kie wilki, ro sn ące w koronie, n a p n iu lub też z korzeni.

Oczyszczając, czyli w ykrzesując k o ro ­ nę w sposób p o d an y , p am iętać zaw sze należy, że je s t to czynność niezm iernie w ażna, że zatem w y k o n a n ą b yć p o w in ­ n a bardzo sta ra n n ie i um iejętnie. W y ­ krzesyw anie p o d o b n e m a n a celu u s u ­ nięcie gałęzi niepotrzebnych, przeszka­

dzających, głów nie zaś — przerzedzenie korony, w skutek czego drzew o luźniej m oże rosnąć, każda z po zo stający ch g a­

łęzi m oże być lepiej um ieszczoną w ko­

ronie, a ow oce lepiej w ykształcone i za­

b arw io n e. O w ady też w przerzedzonej koronie łatw iej m o g ą być niszczone. — O sam em cięciu pow iem , że każda g a­

łąź p o w in n a być o d e jm o w an a staran n ie, a w ięc n ieo d łu p an a, ra n k i zaś w y g ła ­ dzone nożem i zasm aro w an e. Żeby grubsze gałęzie nie od łu p y w ały się ze zd ro w ą korą, należy je n a p rz ó d p o d spodem naciąć p iłk ą i p o tem dopiero p iło w ać z góry. Im ra n y b ę d ą m niejsze, te m drzew o lepiej n a tem wyjdzie. S ę ­ ków nie należy pozostaw iać, lecz ciąć bezpośrednio n a d ja k ie m ś rozgałęzieniem , jeżeli odcinam y część gałęzi, a lb o blizko przy p n iu . W szelkie o d ejm o w an ie ży­

w ych gałęzi w ykonyw ać m o żn a w cza­

sie spoczynku drzew , najlep iej w m iesiącu lu ty m i m a rc u ; suche u su w ać m ożna w każdej porze. D rzew a stare, zaniedbane

— 9 4 —

przez długi szereg lat, nie m o g ą być o d raz u zupełnie i d o kładnie w ykrzesane m og ło b y to u jem n ie w p ły n ąć n a ich zdrow ie. D latego też najlepiej rozłożyć całą ro b o lę n a d w a la ta p rzy n ajm n ie j;

w p ierw szym ro k u u su n ą ć tylko w szyst­

kie suche gałęzie i część niepotrzebnych zdrow ych, w drugim zaś ro k u dopiero część pozostałą.

W pierw szym też ro k u zająć się p o ­ w in n iśm y leczeniem w szelkich ran , p o ­ zostałych w sk u tek uszkodzeń rozm aitych, a więc z m rozu, przez o d łam an ie lub o d d arcie k o n aró w i t. d„ a także nisz­

czeniem sta ra n n e m ow adów W szystkie ra n y , o ile zalew ać nie za< żęły, trz e b a przy brzegach w ygładzić nożem , zasm a- ro w ać m aścią i okryć szm atą. S p ró c h ­ niałe lu b n a d p su te części d rzew a należy w y sk ro b ać aż do zdrow ego i zam azać p a p k ą z gliny, krow ieńca i szerści lub sieczki, albo też zalać cem entem . Gdy ju ż i to w y konam y, należy pom yśleć o d o p ro w ad zen iu do p o rząd k u w szyst­

kich zarośniętych m chem pni i konarow . N ależy zatem zaopatrzyć się w sk ro ­ baczkę, k tó ra m oże być zro b io n ą ze s ta ­ re j obręczy, w ucho zgiętej, lub zużytego sie rp a , oraz w pendzel i m leko w a p ien e.

N ajp ierw więc należy zeskrobać mech, s ta r ą i o d stającą korę, co d a je się n a j­

lepiej uskutecznić w czasie dżdżystych d n i kiedy kora je st w ilgotną, a n astę ­ p n ie po w y sk ro b a n ia trz e b a pobielić p n ie i grubsze k o n ary w apnem . S k ro ­ banie, o jak iem m ow a, i w ap n o w an ie m a to znaczenie dla drzew , że dzięki ty m ro b o to m niszczy się zupełnie m ech, s ta r ą korę o d łu p u ją c ą się, ow ady gnież­

dżące się w pęknięciach kory oraz że w ap n u jąc , zapobiega się w części prze­

m a rza n iu pni. Do w a p n o w a n ia użyć ta ­ kiej m ięszam ny: 3 ło p a ty w ap n a gaszo­

nego. 1 ło p a tę gliny i pół ło p a ty k ro ­ w ieńca.

N u b y śm y n ie pom ogli d rz e w o m , a p rzy n a jm n iej n ie wiele, gdybyśm y chcieli p o p rzestać n a tych ro botach, o ja ich m o w a była wyżej. P o z o b P - m u tego w szystkiego d rzew a w praw dzie

w yglądałyby raźniej, nie m iałyby w y ­ gląd u zaniedbanych, ale nie ro sły b y one z n o w ą siłą, nie wiele lepiej o w o co w a­

łyby. D o raźn ą i skuteczną p o m o c przy ­ nieść m ożem y drzew u, gdy opieką o to ­ czym y też i korzenie jego. K orzenie są n ajw ażn iejszą częścią d rz e w a , praw ie dzięki im tylko drzew a ro sn ą i o w oco­

w ać są zdolne. K orzenie, zn ajd u jące się w ziemi, usilnie p rac u ją, ażeby w y d o ­ być z niej p o k arm y w łaściw e i p o trz e ­ bne drzew u i aby je dostarczać w d o ­ statecznej ilości. P ra c a korzeni je st w ielka, a o ile ta p ra c a u ła tw io n ą je st przez w aru n k i sp rzy jające jej, o tyle korzenie dzielniej i skuteczniej p raco w ać m ogą. W a ru n k a m i takiem i, sp rzy jają- cemi p racy korzeni, są przedew szystkiem : dostateczna ilość łatw o p rzysw ajalnych p o k a rm ó w w ziemi, łatw y dostęp p o ­ w ietrza i d o statek w ody. D rzew om za­

n ied b an y m b ra k tego. P o k arm y , jak ie b y ły w pobliżu korzeni, zostały w yczer­

p a n e ; wilgoć, n a g ru n ta c h szczególniej ła tw o w ysychających — w yciągnęły tr a ­ w y i chw asty, ro sn ące pod d rzew am i;

te sam e chw asty zadarniły ziem ię i u tr u ­ d n ia ją przen ik an ie w głąb pow ietrza i w ody. Do pracy więc jeszcze dajm y korzeniom czego potrzeb a, przyczyńm y się do w ytw orzenia tych w arunków , j a ­ kie im p ra c ę u ła tw ia ją , p o p raw iajm y sad zaniedbany d o k ład n ie i zupełnie.

W yniszczyć w ięc trzeb a chw asty i t r a ­ wy, w zruszyć i spulchnić ziem ię aby w oda i pow ietrze d o staw ały się w głąb, a po tem obficie zasilić. Ja k to zrobić?

P oruszyć i spulchnić ziem ię p o d drze­

w am i m ożem y pługiem lub ło p atą, r o ­ biąc to rozum ie się o stro m ie , ażeby nie pokaleczyć płytko zn ajd u jący ch się k o ­ rzeni; zasilić zaś m ożem y naw ozam i p łynnem i lub slałem i, d ając je tam , gdzie są korzenie. Z resztą o tem obszer­

niej. Żeby naw óz d an y drzew u m ógł skutkow ać, m usi on być um ieszczony tam , gdzie s ą korzenie d rzew a a przy- tem takie, k tóre są zdolne czerpać po­

karm y. K 'rżenie, przeznaczone do p o b ie­

ra n ia p o k arm ó w , są dro b n iu tk ie ja k

9 5

w łoski i z n ajd u ją się u drzew p rzew a­

żnie w pew nej odległości od pnia, m ia ­ now icie ta k daleko, jak daleko sięga ob sza r korony. T u zatem naw ozy d a­

w ać należy. Zle ro b ią ci, którzy, chcąc zasilić drzew o, k tad ą naw óz przy pniu.

N aw ozy rozm aicie drzew u d a w a n e być m ogą. m o żn a np. w ykopać ró w nao k o ło d rzew a n aprzeciw zakończeń korony, ta k głęboki, żeby do korzeni sięgał, w ró w ten nalać gnojów ki lu b odcho­

d ó w ludzkich dobrze rozcieńczonych w o d ą i po w siąknięciu ró w zasypać.

D obrze jest, jeżeli do używ anej g nojów ki lu b odchodów d o d aje się popiołu drze­

w nego i w ap n a. K to n ie m a gnojów ek, m oże w ró w n asy p ać dobrego k o m p o ­ s tu lub p rzetraw io n y ch naw ozów , zalać je w o d ą i ziem ią przykryć. G nojów ki lepiej i prędzej działają aniżeli naw ozy stałe. Z am iast k o p an ia row ów , m o żn a ro b ić dziury drągiem żelaznym po 8 do 1‘2 p o d k o rą w w iadom ej odległości od p n ia i w o tw o ry te n alew ać gnojów kę.

D obry to je s t sposób nie ta k je d n a k zalecenia godny, ja k poprzedni. Za-dlać drzew a m o żn a w ciągu całego ro k u ; w m iesiącach je d n a k od sierp n ia (końca) do listopada lepiej się z zasilaniem p o ­ w strzym ać, a to w ty m celu. by pozw olić gałązkom przed zim ą stężeć — zdrze- w nieć, co nie m ogłoby m ieć m iejsca, gdyby drzew a w sk u tek zasilenia b u jn ie w ciąż aż do m rozów rosły.

O to i w szystko, co zrobić pow inniśm y, chcąc popraw ić sad, p rzy n ajm n iej są to n ajw ażniejsze roboty, jak ich dokonać n a ­ leży. M iejsca opróżnione przez w y rą b a ­ nie dr/.ew, nie w artych opieki zająć m o żn a m łodem i drzew kam i posadzonem i w doły obszerne i sow icie z ap raw io n e naw ozam i. P rzy d osadzaniu drzew ek p a ­

m iętać trzeba, żeby nie sadzić drzew tego sam ego g atu n k u w m iejsca daw niej przez nie zajęte, sadzim y w ięc ja b ło n ie np. po w iśniach, śliw y po g ruszach i t. p.

Ziem ię p o d drzew am i, o ile d rzew a zby­

tn io nie cieniują, zajm u jem y p o d u p r a ­ w ę w arzyw lu b w ogóle ro ślin , których korzenie nie głęboko sięgają, alb o też zasiew am y łubinem , w yką n a paszę lu b przy oranie. M ożna zasiać także m ięszankę z tra w p astew nych, dobrze je d n a k w ty m w y p ad k u p ozostaw ić pod drzew am i sze­

rokie talerze, u trzy m y w an e ciągle w czy­

stym i p ulchnym stanie.

T a k odśw ieżone d rzew a po roku, po dw óch, zaczynają pięknie ow ocow ać, p rzytem ow oce są bez p o ró w n a n ia le­

piej ro zw inięte i sm aczniejsze.

K to po przeczy tan iu ty ch w skazów ek zastosuje je u siebie i nie p o żału je pracy, jakiej w y m aga tak ie g ru n to w n e p o p ra ­ w ienie sadu, ten niechaj p am ięta, że niedość je s t raz to w szystko zrobić, a potem cieszyć się w ynikam i tej pracy.

D rzew a ow ocow e p o trz e b u ją ciągłej opieki. C orocznie p o trz e b a oczyszczać p n ie i bielić je, ciągle trzeb a niszczyć o w ady; co d w a la ta p rzy n ajm n iej prze­

glądać ko ro n y i w ycinać z nich u k a z u ­ ją c e się n iep o trzeb n e gałązki. K o ro n a nigdy nie p o w in n a być zbyt gęstą. J e ­ żeli drzew a silnie o w ocują, a p rzy ro st gałązek je s t m ały, p o w in n iśm y też od czasu do czasu, a w ięc co 2 — 3 lata, drzew a podm ierzw ić. T a k o p iek u jąc się drzew am i, dopiero będziem y mogli cie­

szyć się zdrow iem ich, p lo n am i, jak ie n a m przynoszą, oraz nie będziem y zm u­

szeni p o p raw iać sad ó w „zaniedbanych*, jakich, niestety, w k ra ju naszym niem ało jeszcze m am y.

I I. D ńęgidew slci.

ŻARTY I DOWCIPY.

Sprawiedliwy. A ty. p sia paro. czego tak bijesz A n tk o w ą k ro w ę?

— A jak nie m a m jej bić, kiej A n tek był w sądzie za św iadka i przez niego m ó j ta tu lo siedzi te raz w kozie.

O S Z C Z Ę D N O Ś Ć .

Dużo g ospodyń b ia d a n a d w ielkim rozchodem , ja k i m ają, i skarży się, że n ie m o g ą n ic oszczędzić. T ym czasem n iety le w in ien rozchód n a dom , ile w ła ­ sn a ich nieoględność.

C hcąc należycie spełnić obow iązek gospodyni, trz e b a dobrze w szystko o b ­ m yślić, o b rach o w ać i zastanow ić się, n a czem m ożn ab y bez krzyw dy rodziny, czeladzi i d o b y tk u oszczędzić.

W iększość g ospodyń zw ykle rządzi się ta k : póki zap asó w je s t dosyć, używ a ca łą gębą, bez zastan o w ien ia. T akim sp o so b em niedługo się one w yczerpują, a dopiero, gdy pozo stan ie niew iele, za­

czy n ają się gospodynie kurczyć i o d ­ m aw iać d o m ow nikom n a jg w a łto w n ie j­

szych potrzeb. Gdy się doczekają n o ­ w ych kartofli, g o tu ją ich ta k ie gary, że p ra w ie p o ło w a zo staje ; dzieci niszczą m a sę kartofli przez pieczenie ich n a p o ­ lach i p o zo staw ian ie niedojedzonych w popiele, gdyż ta k gospodyni, ja k i dzie­

ci, nie m y ślą o tem , ile p o trze b a p rz y ­ go to w ać do n asy cen ia się, tylko biorą, co dusza zapragnie, bo je st z czego czerpać. T akież g o sp o d arstw o idzie z k a ­ szą, m ą k ą i t. p.

Gdy n a ro b ią świeżej kaszy, to g o tu ją tyle, że w żaden sposób zjeść nie są w stanie. P o p o łu d n iu dzieci, idące za bydłem , b io rą z g arn k a grudy kaszy w kieszeń lub za pazuchę, nie dlatego, ab y się pożyw ić, bo nasyciły się dosyć

i m ogłyby czekać do wieczerzy, co b y ­ ło b y i zdrow iej, i żołądek p o trzeb u je pew nego czasu do straw ien ia takich za­

sobów , — ale poniew aż wiedzą, że k a ­ szy zostało, to trz eb a j ą zużyć. M łodsze, baw iąc się koło dom u, aby n u d y r o ­ zerw ać, d ążą do g a rn k a z kaszą, czer­

p ią garściam i, rozn o szą w fartu ch ach p o drodze, częstują dzieci sąsiadów , k tó re też ledw ie dyszą po su ty m objedzie;

w reszcie rzu ca ją kaszę psom , k u ro m , n ajed zo n y m także, i ro z d e p tu ją po zie­

m i. T o sam o dzieje się z klu sk am i, p ie ­ rogam i, chlebem , k tó ry ju ż suchy nie sm akuje, lecz aby dzieci łask aw e były go zjeść, trzeb a go p o sm a ro w a ć m asłem lu b tw arogiem ...

W szelką n ied o jed zo n ą w arzę zlew a się dla trzody lu b drobiu, bo ro zp u ­ szczeni obfitością stołow nicy odgrzew a­

nego niebardzo chcą spożyw ać, a go­

spodyni nie u m ie pozostałych zapasów przyrządzić tak, aby się n a w e t nie p o ­ znali, że to odgrzew ane. I w w y d a w a ­ n iu pożyw ienia dla b y d ła i koni tra c ą gosp o d arstw o m iarę w jesieni, kiedy w szystkiego jest, chw ała Bogu, p o d o - statkiem . N iedojedzony przez konie o- b ro k sp a sa ją szczury. W k o ry ta c h trzo d y zatęch ają się resztki pozostałego żarcia, a n a sy p a n e n a to św ieże trac i sm ak, w sk u tek czego św inie jeść p rzestają.

G ospodyni fra su je się, że to z przyczyny choroby, a to z p o w o d u jej rozrzutności

— 9 7 —

i n ieu m iark o w an ia. K ury m a ją d o sta ­ tecznie ziarna po ścierniskach, a czę­

sto w an e przytem suto o dpadkam i ze sto iu gospodarzy, nieść się przestają.

P s u zaokrągliły się boki n a ciągłych w yżerkach, i nietylko w dzień drzem ie, ale i w nocy nie bard zo czujny...

§ [Z a p asó w używ a się hojnie, to i tam to się jeszcze sprzeda, a b y kupić dziewczy­

nie dziesiątą spódnicę, a sobie ósm y k a ftan lub siódm ą chusteczkę; synek p o trzeb u je now ej m a ry n a rk i i p a p ie ro ­ sów, a ta ta p rzynajm niej te ra z m oże użyć cokolw iek gorzałki.

K toby ta m chodził n a zarobek, kiedy je st co jeść w chałupie, a i koniska niech sobie po żniw ach odpoczną!

Jed n em słow em : jeść i sp ać — o t raj n a ziem i! S zkoda tylko, że ra j ten nie trw a cały rok. N iech-no tylko zapusty się skończą, bieda zaczyna doskw ierać i, gdyby nie było wielkiego postu, trze- b ab y go wym yślić, bo zapasy się w y­

czerpują, jeść braknie, a do żniw j e ­ szcze daleko.

Gały porząd ek w gospodarstw ie zm ie­

n ia się do niepoznania.

D om acaw szy się d n a w beczce z k a ­ p u s tą i przejrzaw szy p ozostałe resztki m ąki i kaszy, gospodyni, ze w zględu niby n a post, zaczyna gotow ać tylko d w a razy dzien n ie. N a w ielkanocne św ię­

ta ro b i o statn i w ysiłek, w y b iera co je st tylko lepszego; naradziw szy się ze s ta ­ ry m , rz n ą o sta tn ią sztukę trzody, choćby n a w e t d o b ra n a m aciorkę była, a m iała słoninkę cienką ja k palec; o sta tn ią św iartczynę żyta się pytluje, a często za pożyczone pieniądze bierze się m ąki n a placki. M atka znow u zaczyna szafow ać jad łem . Odżyli w szyscy po wielkim p o ­

ście, n ieraz im n a w e t niekoniecznie zd ro ­ w a t a hojność, ale je s t to o sta tn ie uży ­ cie przed żniw am i.

K o m o ra doszczętnie się w ypróżniła, w śpichrzu i stodole pustki, z piw nicy w y b ran o resztki. G ała nad zieja w dole z kartoflam i, przeznaczonem i n a sadze­

nie: m oże się jeszcze co zostanie do j e ­ dzenia..

POLSKI KALENDARZ MARYAŃSKI

Zaczyna się ted y g o tow ać raz n a dzień... A tu te n dzień w iosenny, ja k n a złość, długi!., i nie m ożna w ygodnie spoczyw ać, lecz trzeb a p rzykładać się do ro b o ty nie n a żarty. P a ro b e k o k a ­ w ałk u suchego chleba nie m oże w y ­ trzy m ać przy orce do p o łu d n ia, w rac a ted y p rzed 11 godziną do dom u, w y­

przęga chude konisko, p ę ta i p u ­ szcza do sad k u lu b n a grudź, n a ledw ie zieleniejącą traw kę, a sam przychodzi pilnow ać kom ina, bo m u kiszki m arsza grają. Ojciec gderze, że zaw cześnie w ró ­ cił z p o la ; chłopak narzeka, że m a cię­

żką ro b o tę ; m a tk a n a g a n ia córkę, aby pospieszyła z ro zp alen iem ognia; ta o d ­ gaduje opryskliw ie, w ypędza tłoczące się do izby dzieciaki; pies nieśm iało za­

gląda w e drzw i, bo w szyscy głodni i źli, kręcą się za jedzeniem .

Ale raz n a dzień się tylko gotuje, bo nie m a z czego. O, jak b y się to p rzy ­ dały te resztki niedojedzonej w arzy z j e ­ sieni, te ro z trw o n io n e grudy kaszy, ro z ­ rzucone pierogi, ro zd ep tan e pieczone k a r- rofle, rozczęstow any chleb, ro zsian e g ar­

ściam i ziarno dla dro b iu , a osypka i o- b ro k dla bydła, k tó re ledw ie nogam i w łóczy i m a p o za p a d a n e boki!

W szystkiem u w inien n ierząd i złe o brachow anie gospodyni i gospodarza.

Zaraz z jesien i należy obliczyć, ile się zbierze korcy kartofli, i w yrachow ać, ile trz eb a zużyć codziennie, ab y ludzie się najedli, a dobytek nie sta ł głodny. N a- przykład gdy g o tu je się trzy ra z y dzien­

nie, to już dw a razy n ajm n iej trzeb a uw arzyć k a rto fli n a zupę, czy n a j a ­ rzynę, tłuczone, czy w całości, ja k tam w ypadnie n a odm ianę. Jeżeli rod zin a składa się z czterech dorosłych osób i dw ojga dzieci, k tóre m o żn a policzyć za jed n ę d o ro słą osobę, wszyscy zjedzą n a raz garniec kartofli, to znaczy trzeb a n a dom dziennie dw a garnce, czyli na dw a ty godnie 2 8 garncy, a że przytem je st jeszcze B urek lu b Ł ysek do żyw ie­

nia, to w eźm y już- 32 garnce, czyli ko­

rzec. P rzez 9 jesiennych, zim ow ych i w io­

sennych m iesięcy, od października do

7

— 9 8 —

lipca licząc, w y p a d a 18 korcy; p o n ie ­ w aż część kartofli m oże się zepsuć i w y­

p a d n ie j ą odrzucić, zostaw im y d la ludzi 2 0 korcy. D la dw óch św iń, k tó re m a ją się chow ać, sp o trzeb u je się dziennie po 8 garnce, czyli 3 0 k orcy przez zim ę;

dla k ró w i szkopów liczym y drugie tyle, t o znów 30 korcy; n a n asienie o d k ła ­ d am y 10 korcy. A że razem zebraliśm y 8 0 korcy, to 10 m ożna jeszcze odprzedać.

T a k sam o należy sobie obliczyć w szy­

stkie zbiory i w yrachow ać, ile dziennie w ychodzi i n a ja k długo starczy. A ro z­

łożyw szy w te n sposób w ychód. p iln o ­ w ać się porządku. Nie ro z trw an ia ć d a ­ re m n ie z jesieni, to n a p rzednów ek w y ­ starczy. Jeśli zaś kto p o siad a m ało pola, po o b rach o w an iu zap asó w i w ychodu zaraz zm iarkuje, że tyle a tyle dokupić m usi, to i p o s ta ra się o zarobek, lub zaoszczędzi . n a św iątecznej odzieży, n a chrzcinach, ja rm a rk a ch , w eselach, sk ro ­ m niej się obejdzie i zdobędzie p o trzeb n e n a k u p n o pożyw ienia pieniądze.

G ospodyni p o w in n a dbać, ab y ro d z i­

n a i do m o w n icy czysto i p orządnie cho­

dzili odziani, a to osiągnąć m o żn a nie ilością u b ra n ia i n iep otrzebnych strojów , ale u trzy m an iem odzieży i bielizny w n a ­ leżytym porządku. B ru d y nie p o w in n y nigdy leżeć długo, bo b ru d w żera się w tk an in ę i tru d n o go odeprać. Przez

dzili odziani, a to osiągnąć m o żn a nie ilością u b ra n ia i n iep otrzebnych strojów , ale u trzy m an iem odzieży i bielizny w n a ­ leżytym porządku. B ru d y nie p o w in n y nigdy leżeć długo, bo b ru d w żera się w tk an in ę i tru d n o go odeprać. Przez