• Nie Znaleziono Wyników

Co słychać w Polsce

S praw ozd anie ze s p r a w narodo w ych po dzień 1. października 1903 roku.

S m u tn ą i ciężką je s t dola n a ro d u p o l­

skiego, znacznie gorszą, niż w ielu in n y ch n aro d ó w , k tó re cieszą się w olnością i sw o ­ bodą, k tó re są gospodarzam i u siebie w d om u. Ojczyzna n asza bow iem , ro z ­ d a rta p rzed przeszło stu laty przez nie­

przyjaciół, je s t ja k o b y ta w dow a m iędzy n aro d am i, p o zb aw io n a swego dziedzic­

tw a, nie m ogąca się n a w e t w sw ojem sieroctw ie pocieszyć tą m yślą, że jej dzieciom jak o tak o się pow odzi, gdyż dzieci te , skazane tw a rd y m losem n a niew olnicze w y słu g iw a n ie się p ań stw o m zaborczym , nie m ogą się należycie ro z­

w ijać, n ie m ogą dojść do tego sto p n ia ro zw o ju i d o b ro b y tu , ja k m ieszkańcy in n y ch k rajó w w olnych i niepodległych.

Dziś n iem a p ra w ie zak ątk a n a ziem i, gdzieby P o lak ó w nie b y ło ; dziesiątki tysięcy opuszczają ro k rocznie ojczyste zagony i id ą n a tu ła czk ę m iędzy obcych, n a w e t h e n daleko za m orza, ab y tam zdobyw ać dla siebie i dzieci kaw ałek chleba. I p ra w ie w szędzie ła tw ie j znaleść p racę i ja k ie ta k ie środki do życia, czy to w A m eryce, czy w Niem czech, czy n a w e t w sąsied n ich W ęgrzech, aniżeli u nas, bo w ta m ty c h p a ń stw a c h dzięki w olności i sw obodzie, dzięki tem u , że n a ro d y te sa m e u siebie g o sp o d aru ją, kw itnie tam p rzem y sł fabryczny, ro ln ic­

tw o , jed n em słow em je st ta m d o b ro b y t i bogactw o, w ięc nie tylko stali m ie­

szkańcy ty ch p a ń stw m ogą m ieć d o sta ­ tn ie u trzy m an ie, lecz n a w e t przybysze zn a jd u ją ta m dosyć ła tw o zajęcie i środki do życia.

L ecz n ie tylko s tra ty m a tery a ln e p o ­ nosi n a ró d polski przez to, że je s t w n ie­

woli, nie tylko zw yczajna bieda i n ie ­ d o state k znacznej części polskiego s p o ­ łeczeń stw a je st tego n a stę p stw e m , kto w ie, czy nie w iększem złem są te stra ty m o raln e czyli duchow e, ja k ieśm y ponieśli i ponosim y ciągle od czasów ro zb io ru naszej Ojczyzny. Z aborcy bow iem , z w ła ­ szcza M oskale i N iem cy używ ali i u ż y ­ w a ją ciągle najro zm aitszy ch środków , godziw ych i niegodziw ych, ab y nam w ydrzeć m ow ę ojczystą, ab y n a s n aw et w yw łaszczyć z ojczystego zagona i na ziemi praojców naszych osiedlić N iem ­ ców lu b Moskali. Któż z w as nie słyszał 0 ty ch straszn y ch b arb arzy ń sk ich p rze­

ślad o w an iach , jak ich doznają b racia u - nici w K rólestw ie Polskiem , n a L itw ie, 1 w innych ziem iach d aw nej R zeczypo­

spolitej za to , że chcą stać w iernie przy św . w ierze katolickiej, a w róg ich p rz e ­ m ocą zapisał n a p ra w o sław ie czyli szyzmę. — L ecz przejdźm yż te ra z do poszczególnych w ażniejszych zd arzeń n a

— 115 — ziem iach polskich pod trzem a z ab o ram i,

któ re stw ierdzą praw dziw ość pow yż­

szych słów.

W zaborze rosyjskim.

P ołożenie braci naszych w zaborze rosyjskim nie zm ieniło się zasadniczo:

ten sam b a rb arzy ń sk i ucisk i p rześlad o ­ w an ie każdej w olniejszej m yśli, każdego dążenia do św ia tła , do p raw d y , ta sam a nieludzka w alka ze w szystkiem , co szcze­

rze n arodow e, szczerze polskie i k a to ­ lickie, trw a dalej.

W zeszłym ro k u pisaliśm y obszernie 0 tajn ej in stru k cy i czyli pouczeniu, jakie m in isterstw o m oskiew skie przy słało je - n e ra ł-g u b e rn a to ro w i w K rólestw ie Pol- skiem , ja k m a p o stęp o w ać z d u ch o w ie ń ­ stw em katolickiem . W tej in stru k cy i pow iedziano dosłow nie, że „ Kościół k a ­ tolicki je s t siłą m 'ogą i szkodliicą B o s y i“

1 że należy go zw alczać głów nie dlatego, bo on p o d trzy m u je polskość. R ów nież p rzypom niano ta m i daw niejsze ro z p o ­ rządzenia, że księży katolickich należy m ieć p o d bard zo ścisłym nadzorem . K siędzu w zaborze rosyjskim nie w olno się p ra w ie krokiem ruszyć z parafii bez pozw olenia naczelnika p o w ia tu ; za każ­

dym jego krokiem śledzi n ie n a w istn e oko ż a n d a rm a lu b strażn ik a ziem skiego i o w szystkiem w ładzy donosi. G dzieindziej k a p ła n p e łe n z a p a łu i gorliw ości o dobro sw ych p arafian , zyskuje sobie uznanie, pochw ały, w zaborze rosyjskim z a p łatą za to więzienie lu b w ygnanie w m ro ź n e k rain y północy. •

Taki los sp o tk ał w łaśnie c zte re c h dziel­

n y ch i szlachetnych księży n a L itw ie w dyecezyi w ileńskiej, k tó ry ch w iną było to, że serc a ich b iły g orącą m iłością b ra tn ią i żarliw ością o dobro dusz so­

bie pow ierzonych.

P ierw szą ofiarą przem ocy m oskiew skiej p a d ł ks. B olesław M oczulski, proboszcz koryciński, uw ięziony za to, że stosow nie do okólnika ks. bisk u p a S te fa n a Z w ie- row icza p rzem ów ił n a kazaniu do sw ych p ara fian tem i śm iałem i słow y: „ L u d u katolicki, nie oddaw aj dzieci sw ych do

szkół po p ich (szyzm atyekich), bo tego w y m ag a Kościół św ięty — M atka nasza, n a sza godność polska i rozkaz p a ste rz a - w y g n a ń c a !11

Z a tę „z b ro d n ię “ o trzy m ał szlachetny k a p ła n rok w ięzienia w G rodnie. P rzy tem rząd, w iedząc, że p ara fian ie są m ocno przyw iązani do sw ego p a ste rz a i że bez op o ru nie d ad zą go zabrać, w p o d stęp n y i p o d ły sposób zw abił go w sw oje szpony.

W ezw ano księdza M oczulskiego do k a n - celaryi g u b e rn a to ra n ib y to w urzędow ej sp raw ie, a s ta m tą d o d esłan o go w p ro st do w ięzienia.

W n iedługi czas p oszedł za sw ym p ro ­ boszczem i ks. w ik ary u sz z K orycina, Józef Juchniew icz. W in ą jego b y ło to, że zbyt gorliw ie zajm o w ał się b u d o w ą now ego kościoła, k tó rą p oprzednio p ro ­ w adził uw ięziony proboszcz i że ze zbyt w ielkim zap ałem głosił kazania. G u b e r­

n a to r p rzy słał ks. Ju chniew iczow i „św ia­

dectw o n a sw obodny bez konw oju p rz e ­ jazd do w ięzienia grodzieńskiego ale m łody, lecz dzielny k a p ła n nie u słu c h a ł tego zaproszenia i p o d d a ł się dopiero przem ocy, kiedy d n ia 4. w rześn ia z. r.

zjechali późnym w ieczorem żan d arm i i aresztow ali go.

T ak iem u sam em u losow i uległ ks.

Jó zef Z ero, z p arafii głębockiej, tej s a ­ m ej dyecezyi, uw ięziony za to. że „dzia­

ła ł w d u c h u polskiej p ro p ag an d y , bo ra d z ił uczyć dzieci polskich m od litw !..-i

C zw artą o fiarą dzikiej przem ocy w roga b y ł ks. K azim ierz K lepacki, w ikaryusz przy kościele św. D u ch a w W ilnie, sk a­

zany n a ro k w ięzienia za to, że jak o k a te c h e ta kilku szkółek, ro zd ał dzieciom polskie k atech izm y ! Tenże sam sz lach e­

tn y bojow nik C h ry stu so w y ju ż daw niej przesiedział rok w w ięzieniu za n au cza­

nie p a ra fia n sw oich polskiego czy tan ia w S tru b n icy , gdzie b y ł proboszczem .

T ak to najzacieklejsi ciemięzcy nasi b o ją się najm niejszej o d ro b in y św ia tła , bo przeczuw ają, że z chw ilą, kiedy o - św ia ta dojdzie do w szystkich zakątków ziem polskich, ru n ie ich w ład za, o p a rta na b ag n etach i nahajce.

1 1 6

L eez te g w ałty i b e z p raw ia carskiego rz ą d u , jakkolw iek szkodzą pojedynczym o sobom , sp raw ie w iary św . i n a ro d o ­ w ości zw ykle w iększy p ożytek p rzynoszą, niż szkodę, bo n a ró d w idząc te b e z p ra ­ w ia i b a rb a rz y ń stw a , budzi się z o b o ­ ję tn o śc i i dochodzi do p rz ek o n an ia, że rząd zaborczy to najw iększy i n ajszko­

dliw szy w róg jeg o szczęścia doczesnego i przyszłego.

N a d e r pięknym tego dow odem było p o stąp ien ie lu d u polskiego i litew skiego po sk azan iu n a w y g n an ie ks. b isk u p a S te la n a Z w ierow icza. K s. b isk u p Zw ie- row icz w y d ał list p a ste rsk i do d u ch o ­ w ień stw a i w iern y ch dyeeezyi w ileńskiej, n ak azu jąc im pod k lątw ą, aby tego g o r­

liwie p rzestrzegali, iżby dzieci katolickie nie chodziły do szkółek cerkiew nych, będących p o d kierow nictw em po p ó w p ra w o sła w n y ch . Z a ten list p aste rsk i M oskale w yw ieźli szlachetnego p a ste rz a n a w ygnanie do T w e ru , ale sk u tek był te n , że cała ludność szczerze katolicka o d e b ra ła dzieci sw e ze szkół popich i ob u d ziła się u niej ta św iadom ość, że jakakolw iek styczność z d u ch o w ień - stw żm szyzm atyckiem , m oże n a m tylko szkodę przynieść.

K s. b isk u p Zw ierow icz b y ł n a w y­

g n an iu przeszło p ó ł ro k u , ostatecznie je d n a k uległ rząd naciskow i Stolicy a p o ­ stolskiej i pozw olił m u w rócić z w y g n a­

n ia, lecz nie do W ilna, ale n a stolicę b isk u p ią w S andom ierzu, osieroconą przez śm ierć śp. ks. b isk u p a Sotkiew icza.

L ecz nie tylko n a L itw ie i w ta k zw a­

nych k rajach z ab ra n y c h (n a W o ły n iu , P o d o lu , U krainie) zak ła d a rz ą d szkoły cerkiew ne, do k tó ry ch s ta ra się zw abiać dzieci katolickie i polskie, żeby je n a p ra w o sła w ie p rzep ro w ad zać i w dusze ich w szczepiać ja d m oskiew szczyzny — rów nież i w K ró lestw ie P olskiem po za­

k ład ali Moskale tak ie szkoły szyzm atyckie, głów nie w g u b ern ia ch lubelskiej i sie­

dleckiej, ab y w nich w ychow yw ać n a M oskali dzieci u n itó w , zapisanych p rz e ­ m ocą n a p raw o sła w ie, a n a w e t i dzieci P o lak ó w -k ato lik ó w . A le i tu n iec n a ich

ro b o ta spotyka się z niechęcią lu d u pol­

skiego, k tó ry od ty ch szkółek stro n i, ja k b y od za p o w ietrzo n y ch ; w niektórych zaś gm inach, w k tó ry ch p o p chciał s ta ­ w iać szkółkę n a gruncie g m innym , ra d a g m in n a u ch w aliła nie odstąp ić g ru n tu i zdaje się, że rząd będzie zm uszony w tym w y p ad k u ustąp ić.

W ogóle d uch o p o ru i to o p o ru n ie doryw czego, przypadkow ego, ale o p o ru śm iałego, w y trw ałeg o , n iejed n o k ro tn ie m ąd rze obm yślanego, budzi się w całem sp o łeczeństw ie polskiem przeciw niecnym*

u siło w an io m rząd u , a b y n a m w ydrzeć w iarę i m ow ę ojców naszych. N iezw ykle pięknym tego ro d zaju p rzy k ład em b y ło p o stan o w ien ie m łodzieży w szkołach ś r e ­ dnich w g u b e rn ia c h lubelskiej i siedlec­

kiej, aby się nadal nie uczyć religii k a ­ tolickiej w n ien a w istn y m języku ro s y j­

skim , tylko po p o lsk u ; w ty ch bow iem g u b e rn ia c h rz ą d ju ż daw niej zaprow adził n a u k ę religii po m oskiew sku.

Zrobili to zaró w n o sta rsi m łodzieńcy, ja k i m ali chłopcy. N apróżnp w ładze sta ra ły się zastraszyć dzielną mlodziez.

su ro w em i kai’am i: pom im o że kilkudzie­

sięciu w ydalono ze szkół, dzielni chłopcy nie ustąpili. W styd się zrobiło rodzicom , że ich m łodzież m usi uczyć, ja k należy b ro n ić przyrodzonych p raw w obec w roga, w ięc poczęli w nosić do w ład z p o d a n ia , że nie chcą, aby ich dzieci uczono religii po rosyjsku.

W idząc szlachetny zap ał m łodzieży, księża, którzy dotychczas uczyli religii po rosyjsku, podali s ię 'd o dyn isyi, czyli zrzekli się obow iązków k a tech ety ta k , że dłuższy czas w ykładów religii nie b y ło .

R ząd m oskiew ski znalazł się w w iel­

kim kłopocie. W ezw ał do P e te rs b u rg a ks. Jaczew skiego, b isk u p a lubelsko sie ­ dleckiego i zażądał od niego, aby n akazał w swej dyeeezyi uczyć religii w szkołach po ro sy jsk u ; dzielny p asterz je d n a k sta ­ now czo odm ów ił niegodziw em u żądaniu, w ięc rząd w reszcie u stą p ił i od w rześnia z. r. n a u k a religii w M edlcach, B iałej, Z am ościu i C hełm ie o d b y w a się w języ k u polskim .

1 1 7

R ów nież i w śró d szerokich m as lu d u d u ch o p o ru , d u ch poczucia w łasnej siły i godności budzi się coraz w ięcej. Daw niej należało to do n a d e r rzadkich w ypadków , a b y kiedy n. p. gm in a śm iała się sprze­

ciw ić jakim zarządzeniom naczelnika p o ­ w ia tu i t. p .; n a w ójtów , n a pisarzy, na | pełnom ocników g m innych zw ykle w y­

b ie ra n o takich, którzy się w ładzy p o d o ­ bali, k tórzy — m ów iąc kró tk o - byli m oskiew skim i u słu żn ik am i. T e ra z lud p o zn ał ju ż lepiej sw oje p ra w a i w ybiera so b ie n a w ójtów , n a sołtysów , p e łn o ­

m ocników i t. p. tak ich , do których m a zau fa n ie, a jeśli takiego naczelnik p o ­

w ia tu nie chce zatw ierdzić, to gm ina ta k długo trw a przy sw ojem , ta k długo w nosi rek u rsy cło wyższych w ładz, aż w re sz c ie -rz ą d najczęściej u stęp u je.

W ogóle rząd carski ogrom nie się za­

w ió d ł n a ludzie polskim . Z d aw ało m u się przez kilka dziesiątków la t, że ch ło p polski to najlepsza i n ajw iern ie jsza p o d ­ p o ra cara i całej h an ieb n e j polityki m o ­ skiew skiej, aż oto najniespodziew aniej okazuje się, że lu d polski — ja k d łu g a i szeroka ziem ia n asza — buclzi się i garnie c a łą duszą do życia narodow ego a poczyna nienaw idzić ciem ięzców, bo przejrzał, że ich nib y to przyjazne um izgi, to chytrość i p o d stęp , aby tem łatw iej pozbaw ić n a s naszej w iary i m ow y, a n a w e t w yzuć z zagona ojczystego. N a j­

lepszym dow odem tego nien aw istn eg o u sp o so b ie n ia lu d u polskiego do zaborców j e s t to , że gazety i książki zagraniczne niecenzuralne czyli zakazane, w których się pisze o g w a łta ch i nikczem nościach rz ą d u m oskiew skiego, cieszą się n iesły - c h a nera pow odzeniem . T ysiące egzem ­

plarzy gazet zagranicznych, lu b tajn ie

■drukowanych w K ró lestw ie Dolskiem, tudzież dziesiątki tysięcy książek p o d o ­ b n y c h krąży m iędzy ludem z rą k do rąk, b u d zą e niezw ykły za p ał w sercach u w szystkich, a zw łaszcza u m łodego p o ­ kolenia. G azetka lu b książka p a try o ty - czna je s t n ieraz p raw ie w strzęp y p o ­ ta rg a n a od ciągłego użycia, a jed n ak jeszcze j ą podkleją, o c h ra n ia ją p ap ierem

i strzegą ja k św iętości, ab y tylko ja k najw ięcej b ra c i m ogło z niej n a d a l ko­

rzystać.

M oskale w iedzą o tem i s ta ra ją się w szelkim i sposobam i przeszkodzić tem u n iezw ykłem u szerzen iu się ośw iaty n a ­ rodow ej, ale n a szczęście zw ykle bez sk u tk u . N apróżno p sia rn ia ża n d a rm sk o - p olicyjna u rz ą d z a m n ó stw o rew izyj po w siach w n ajro zm aitszy ch stro n a c h kraju, najczęściej tak ie rew izye kończą n a n i- czem, bo lu d nasz p rzezorny i ro z tro ­ p n y u m ie zak azane rzeczy odpow iednio schow ać.

R ozum ie się, że przy p racy ta k sze­

roko rozgałęzionej zu p ełn ie bez o fiar obejść się nie m oże; ju ż coraz częściej w m u ra c h cytadeli ja ś n ie ją chłopskie św ity lu b b a rw n e stro je n iew iast w iej­

skich, ale to dzielnych w iaru só w nie p rzestrasza i nie p o w strzy m u je w szla­

chetnej p racy n a d o św iatą w łasn ą i braci.

P rzy tem rząd z w łościanam i p o stęp u je nieco łagodniej, niż z inteligencyą, t. j.

w ykształconym i ludźm i z in n y ch sfer;

chłopi siedzą zw ykle krócej w w ięzieniu, a jeśli ich n a d to p o ślą n a w ygnanie, to stosunkow o n a krótszy czas. M oskale p o stę p u ją ta k nie z m iłości dla lu d u , ale z w y rach o w an ia, bo się ty c h m ilio­

now ych m a s b o ją i w iedzą, że u w ię­

zienie jednego dzielnego i łubianego gospodarza więcej przysporzy rządow i w rogów , niż najgorliw sza agitacya, boć o tem toczą się zaraz tysiączne m ow y n a o d pustach, ta rg a c h , ja rm a rk a c h i t. p., a to przecież przyjaciół najezdcom nie zjednyw a.

P od o b n ie a n a w e t w w iększej m ierze obudził się d u ch o p o ru i n ienaw iści k u zaborcom w śró d tysięcznej rzeszy ro b o ­ tn ik ó w fabrycznych. L u d n o ść ro b o tn icza jed y n ie w K rólestw ie P olskiem — nie m ów iąc o in n y ch ziem iach daw nej Rze­

czypospolitej — dochodzi do cyfry m i­

lion 500 tysięcy osób, a je s t to ludność ru ch liw a , czynna, zazw yczaj razem sk u ­ p io n a w w ielkich ognisk ach p rzem y sło ­ w ych, gdzie życie przyspieszonem tę tn e m bije. W tak ich wielkich g ro m ad ach ł a ­

1 1 8

tw ie jsz a też je s t w y m ian a m yśli i zdań, je d n a d o b ra g a zeta lub książka m oże obiec setk i rą k i rozjaśnić setkom ludzi w um yśle, więc też w śró d sfer ro b o ­ tniczych stosu n k o w o więcej ludzi je s t n aro d o w o i społecznie u św iad o m io n y ch , niż n a wsi. L u d n o ść ro b o tn icza m a też n ie ste ty częściej spo so b n o ść uczuć n a w łasn y m grzbiecie ciężar k n u ta m o ­ skiew skiego, niż w łościanie.

M iędzy w ielkim i fa b ry k a n ta m i, w z n a ­ cznej części N iem cam i lu b Ż ydam i, a ro ­ b o tn ik am i przychodzi b ard zo często do sp o ró w i n iep o ro zu m ień , zw łaszcza o le­

psze w ynagrodzenie za p ra c ę ; otóż jeśli n. p. ro b o tn icy d la w yw alczenia sobie godziw ej z a p ła ty za sw ą ciężką p rac ę u rz ą d z ą ta k zw an e bezrobocie, to rząd w ted y w y stę p u je zw ykle z ca łą su ro w o ­ ścią i okrucieństw em , ab y ro b o tn ik ó w zm usić do uległości. N ajczęściej zjaw ia się w ted y so tn ia kozaków i w b a r b a ­ rzyński sposób rozjeżdża w g ro m ad k ach sto jący ch rob o tn ik ó w , sm aga ich do krw i n ah ajk am i, a n iejed n o k ro tn ie n a ­ w e t strzela i w o k ru tn y sposób m o r­

d u je b ezb ro n n y c h ludzi.

W tak ich w y p ad k ach o d b y w a ją się rów nocześnie niezliczone rew izye i a re ­ szto w an ia; czasam i po kilkudziesięciu a n a w e t setk am i id ą ludzie do w ięzień, ab y n a stę p n ie po kilku lu b k ilk u n a stu m iesiącach śledztw a iść w dalekie k raje p ó łn o cy n a w y gnanie. R ów nież rz ą d ze s tra sz n ą z ajad ło ścią prze ślad u je n iele­

galne w y d a w n ic tw a robotnicze i w szelką p ra c ę ośw iato w ą, więc też w zam ian olbrzym ia rzesza uśw iad o m io n y ch ro b o ­ tn ik ó w należy do najzaciętszych w r o ­ gów c a ra tu i wogóle całej zgrai n a - jezdniczej.

L ecz nie tylko w śró d P o lak ó w budzi się i w z rasta n ienaw iść do rządów m o­

skiew skich, do b a rb arzy ń sk ieg o ja rz m a , p o d jak iem jęczy n a ró d od przeszło s tu lat. N aw et w sam ej Rosji, chociaż M oskale są przyzw yczajeni do niew oli i ślepego p o słu sz e ń stw a , w zm aga się n a d e r szybko niezadow olenie z rząd u . W śró d inteligencyi rosyjskiej je s t ogro­

m n y zastęp ludzi w rogo usposobionych w zględem c a ra tu i całego rząd u despo­

tycznego. O ni p ra g n ą rów nież tych sw obód, tej w olności dla n a ro d u ro sy j­

skiego, ja k ą się cieszą w szystkie in n e niepodległe n a ro d y cyw ilizow anego św ia ­ ta , oni chcieliby zdobyć sobie ta k ą p rzy n ajm n iej k o n sty tu cy ą, ja k ą m ają n aro d y europejskie (prócz T u rk ó w , gdzie są rządy — p o d o b n ie ja k w Rosyi — ab so lu tn e, despotyczne, gdzie w ola s u ł­

ta n a czyli cesarza tureckiego sta je się p raw em ). Ci ludzie, zw ani z łacińska rew o lu cy o n istam i, to je s t dążącym i do p rz e w ro tu , do zm iany, dzielą się n a ro zm aite stro n n ictw a, p o d w ielu w zglę­

dam i różniące się od siebie, ale to je st ich w sp ó ln ą cechą, że u w ażają c a ra t i rząd y despotyczne czyli sam o w ład n e za nieszczęście, za klęskę sw ego n a ro d u i że dopóki się nie obali despotycznych rządów , d opóty n ie będzie zm iany na lepsze.

L u d rosyjski, w p rzew ażnej części niezm iernie ciem ny, d ługi czas b y ł dla ty ch n o w y ch h a seł, dla tych now ych n a u k przeciw rządow ych niedostępny.

Ale od p a ru lat n a s tą p iła w tym k ie ru n k u zm iana. L u d p ogrążony w n ę ­ dzy, g n ębiony i o bdzierany przez u rz ę ­ dników i popów , s ta ł się przy stęp n iej­

szy agitacyi an ty -rząd o w ej i w w ielu stro n a c h rozległego p a ń stw a c a ra za czyna się bu rzy ć przeciw ko w ładzy.

Szczególniej w okolicach fabrycznych przyszło w w ielu m iejscow ościach do pow ażnych zab u rzeń robo tn iczy ch , k tóre dopiero w ojsko m u siało uspokajać, ra n ią c setki ludzi, a po kilkudziesięciu ścieląc tru p e m . T akie je d n a k usp o k a­

ja n ie nie p rzy sp a rza rządow i b y n a j­

m niej przyjaciół.

N a w e t w śró d w ojska szerzy się na w ielką skalę p ro p a g a n d a an ty -rząd o w a, rów nież w śró d oficerów , co szczególniej rz ą d p rzeraża i niepokoi. R ów nież i szlach ta rosyjska, dotychczas w iern a rządow i, przychodzi do przekonania, że w takich w a ru n k a c h jak ieś polepsze­

nie ogólnej doli i rozw ój są niem ożliw e,

1 1 9

w ięc zaczyna te ra z w y stęp o w ać p rz e ­ ciw ob ecn em u stan o w i rzeczy i d o m a ­ gać się w iększej wolności. — N ajgor­

liw szym i a g itato ram i p rzeciw d esp o ty ­ cznym rządom i ca rato w i je s t m łodzież ucząca się w w yższych szkołach, u rz ą ­ dzająca w ciąż ro zru ch y i clem onstracye.

R ząd przedew szystkiem s ta ra się te o bjaw y niezadow olenia i b u n tu zgnieść b ru ta ln ą siłą. Setki a n a w e t tysiące ludzi zap ełn iają w ięzienia lu b id ą na w ygnanie, w ielu ginie od kuli a n a w e t szubienicy, ale n a ich m iejsce przycho­

dzą now i pracow nicy, now i w rogow ie

„ w e w n ę trz n i11.

O ty ch sp ra w a c h , jakkolw iek się o d ­ byw ających po za o b ręb em d aw n y ch ziem polskich, na te m m iejscu piszem y, bo dla n a s P o lak ó w w ażną je s t rzeczą w ie­

dzieć, co się wogóle w p a ń stw ach za borczych dzieje. — Im więcej m a c a ra t w rogów w ew n ętrzn y ch i zew nętrznych, tem dla n as lepiej.

Gar zastraszo n y tym i w rogim i o b ja w am i w ydał dla u sp o k o jen ia M oskali m an ifest, w k tórym obiecuje naro d o w i różne ulgi i nieco sw obody; m iędzy in - nem i przyrzeczeniam i zn ajd u je się z ap e­

w nienie, że o d tą d w R osji będzie w ol­

ność sum ienia, że n ik t za w iarę nie będzie p rześlad o w an y .

W ielu ludzi łatw o w ie rn y ch sądziło, że te zapew n ien ia m a n ife stu odnoszą

W ielu ludzi łatw o w ie rn y ch sądziło, że te zapew n ien ia m a n ife stu odnoszą