• Nie Znaleziono Wyników

Afirm acja odrębności człowieka pośród rzeczy:

Człowiek jako podm iot daru z samego siebie

I. Afirm acja odrębności człowieka pośród rzeczy:

miłość ja k o międzyludzka więź osobowa

Poniżej chodzić będzie o pokazanie, że 1) człowiek d opiero wtedy widzi sam ego siebie, gdy widzi się jak o wezwany do afirm ow ania każdego innego dla niego sam ego, czyli widzi się wezwanym do miłowania drugiego; że 2) w konsekwencji człowiek dopiero wtedy spełnia się ja k o człowiek, gdy spełnia to wezwanie, czyli gdy rzeczywiście miłuje, skąd wypływa, że 3) alternatywa:

miłować albo nie miłować — staje wobec człowieka ja k o problem rangi „być albo nie być sam ym sobą”, czyli jak o problem własnej tożsamości. Sprawę tę naświedim y w czterech kolejnych krokach, które m ożna określić następująco:

1. Między „inaczej” a „wyżej” człowieka;

2. „Ja” wobec wezwania praw dy o każdym „ja” we własnym ,ja ”;

3. „Ja” podm iotem swych dziejów: od samowezwania do samospełnienia;

4. Między afirm acją osób a afirmacją Osobowego Stwórcy.

W ydaje się, że są to etapy istotne n a drodze człowieka do samoodkrycia i sam ospełnienia, czyli na d rodze do pełni samoidentyfikacji.

Między „inaczej” a „wyżej” człowieka

Gdzie się zaczyna filozoficzna przygoda z człowiekiem? T am , gdzie czło­

wieka frapuje je g o „inaczej” bardziej niż wszystko inne dokoła niego w tym

Człowiek ja k o p o d m io t d a ru z sam ego siebie 151 świecie. F rap u je i przez to skłania, by odkryć, przez co właściwie je s t tak

„inaczej”, czyli skłania, by upraw iać refleksję antropologiczną, antropologię5.

Ale to sam o, co skłania nas do refleksji antropologicznej, wzbudza w nas także potrzebę refleksji etycznej, etyki. Dzieje się tak ju ż dlatego, że człowie­

ka „inaczej” niż wszystko inne w tym świecie, je s t zarazem je g o „wyżej”6 od wszystkiego innego w tym świecie. Owszem, sam o odkrycie i stw ierdzenie

„inaczej” człowieka ujawnia do tego stopnia zarazem je g o „wyżej”, że staje się jednocześnie wezwaniem do uznania przysługującej człowiekowi — właś­

nie na mocy je g o odm ienności w świecie rzeczy — niezwykłej rangi. T a oto szczególna, osobliwa ra n g a człowieka dom aga się mianowicie afirm ow ania go dla niego sam ego, czyli dom aga się m iłowania go.

152 M iłość w m ałżeństwie i rodzinie

powodów. Akt afirm ow ania człowieka dla niego sam ego oznacza, po pierw­

sze, działanie um otywowane własnym wyłącznie dobrem działającego, a więc działanie — w tym sensie — bezinteresowne; oznacza mianowicie działanie, którego racją i motywem podjęcia je st to, kim w sobie samym je s t adresat działania, je g o „inaczej” i „wyżej”. Znaczy to je d n a k , że możliwe są, a zara­

zem konieczne, akty działania bezinteresownej miłości wobec siebie, istotnie różniące się od egoistycznej miłości własnej.

Akt afirm ow ania człowieka dla niego sam ego oznacza, po drugie, taki dynam izm człowieka, którego autorem i aktorem je st sam człowiek. Miłość w tym znaczeniu je st aktem jeg o świadomej i wolnej decyzji, czynem. Jest je g o dziełem, jeg o dokonaniem . Nie je st jed y n ie czymś, co się w człowieku tylko dzieje lub wydarza. Z drugiej strony, miłości przecież człowiek również doznaje, miłość się w nim także „wydarza”. Ludzkie pasje to także miłość.

Zatem i człowiek jak o podm iot miłości, ujawnia się sam sobie w dwojaki sposób: jak o podm iot miłości-czynu oraz jak o podm iot miłości-doznania. Oto też pow ód, dlaczego jed n y m z głównych zadań człowieka, podm iotu miłości, będzie dzieło integracji miłości, dzieło — ja k to określił K. W ojtyła — „wpro­

wadzenia miłości do miłości”; nadania tej postaci miłości, która się w człowie­

ku tylko wydarza i której człowiek tylko doznaje, które go niekiedy wręcz

„opanow uje” (eros), piętnem miłości-dzieła, którym człowiek sobie samemu pan u je i którym siebie jak o dawca miłości wyraża, p iętna miłości-czynu jako aktu bezinteresownej afirmacji adresata działania dla niego sam ego (agape);

afirmacji należnej m u — czyli powinnej — z racji je g o „wyżej”. Podkreślmy raz jeszcze: afirmacji należnej człowiekowi z racji je g o „wyżej”, które tkwi w

— i objawia się wraz z — je g o „inaczej”.

Gdyby więc ktoś nie dostrzegał powinności afirm ow ania drugiego dla niego sam ego, czyli powinności miłowania go w sensie darzenia go

bezintere-Ję z y k b e z in te re s o w n e j m iło ści j a k o czeg o ś, co j e s t n a le ż n e d r u g ie m u z tej ra c ji, że j e s t d ru g im , o k a z u je się w ięc „ w sp ó ln y m ję z y k ie m ” , ję z y k ie m d o s k o n a le z ro z u m ia ły m z a ró w n o d la epok m in io n y c h j a k i d la n a s w sp ó łc z e sn y c h p o p r z e z — i p o m im o — w szelkie z ró ż n ic o w a n ia i p r z e m ia n y h is to ry c z n o -sp o łe c z n o -k u ltu ro w e . N ik o g o te ż d zisiaj n ie d ziw i, że w k u ltu ra c h s k ą d in ą d ta k o d m ie n n y c h , j a k k u ltu r a K sięgi W yjścia z j e j „ b ęd ziesz m iło w a ł...” , k u ltu r a Księgi k r ó la A sio k i i k u l t u r a d r a m a tu s ta ro g re c k ie g o , o d c z y tu je m y id e n ty c z n e w sw ej zasadniczej tre ś c i p rz e s ła n ie e ty c z n e . „ O to czło w iek !” I ta m i tu , w ów czas i d z isia j, j e s t to w łaściw ie wszyst­

k o , co w d r u g i m zo b acz y ć trz e b a i c o zo baczyć w y sta rcz a d la d o s trz e ż e n ia p o w in n o śc i afirm o ­ w a n ia k a ż d e g o ta k , j a k te g o , k o g o się n a jb a rd z ie j z b lisk a p o z n a ło i z n a p rz y g lą d a ją c m u się z w y jątk o w o d o g o d n e j d la w g lą d u i o g lą d u pozycji: j a k s a m e g o sie b ie . J a k ? W ła śn ie d la niego sa m e g o . O to ta k ż e d la c z e g o — i w ja k i sposób! — m o żliw a i k o n ie c z n a j e s t ró w n ie ż b e z in te re ­ so w n o ść w o b ec s a m e g o sie b ie i d la c z e g o n ie j e s t o n a i we „ w łasn y m p r z y p a d k u ” s p ra w ą zawsze ła tw ą ...

Człowiek ja k o p o d m io t d a ru z sam ego siebie 153 sownym uznaniem w postawie i czynie, byłby to znak, że nie dostrzega jeg o

„inaczej” pośród rzeczy tego świata. Czy nie byłby to zarazem znak, że dotąd nie zobaczył owego „inaczej” rów nież w tym człowieku, którym sam jest? Nie zobaczył sam ego siebie, jeszcze nie odkrył w sobie swego „inaczej” pośród rzeczy tego świata! Byłby to wtedy je d n a k znak, że nie zobaczył „inaczej”

człowieka rów nież w tym człowieku, w którym je s t ono najłatwiej widoczne, widoczne z w nętrza: przez co umożliwia bezpośredni wgląd „od śro d k a”

niejako i w pow ód i w stru k tu rę tego „inaczej”8. Nie zobaczył sam ego siebie w samym sobie.

Czy m ożna je d n a k sensownie przypuścić, by ktoś nie był w stanie dostrzec

„inaczej” człowieka ja k o człowieka w sobie sam ym , skoro korzysta w tym przypadku z tak wybornej szansy poznania? Czy je s t w ogóle do pom yślenia, by ktoś do tego stopnia m ógł żyć niejako obok sam ego siebie, n a zewnątrz siebie, by nigdy nie stanął na scenie swego w nętrza ja k o ak to r — i świadek zarazem — swego własnego d ram atu; by miała i m ogła om inąć go szansa zmagania się z samym sobą o siebie? W ydaje się, że nas, ludzi żyjących nad Wisłą, historia obdarzyła i wciąż obdarza w tego rodzaju szansę z hojnością daleko chyba większą, niż byśmy sobie sami niekiedy tego życzyli.

Pomyślmy tylko, że oto ktoś usiłuje wydobyć ze m nie oświadczenie sprze­

czne z mym własnym przeświadczeniem . I postawm y pytanie: Dlaczego czyn taki stanowiłby nie tylko akt negacji przedm iotu m ego przeświadczenia, nie tylko akt negacji własnego przeświadczenia, lecz zarazem — i n ad e wszystko!

— akt negacji podm iotu tego przeświadczenia, czyli akt negacji sam ego sie­

bie; akt, który podjąć m ogę, lecz którego nie wolno mi podjąć, którego p o d ­ jąć absolutnie nie pow inienem , ponieważ byłby to akt sam osprzeniew ierze-

nia? Dla nikogo przecież nie ulega chyba kwestii, że „przedm iotem p rz etar­

gu” nie je st sam a rzecz: czy np. czarne je st białe, lecz uwikłany w nią przez jej poznanie konkretny człowiek, ko n k retn e ludzkie ,ja ”: je g o być albo nie

„... w cały p r o c e s r o z u m ie n ia czło w iek a m u sz ę w łączyć z a ró w n o in n y c h , j a k i w ła sn e «ja».

M ogę w ty m p ro c e sie w y c h o d z ić o d «<in n y c h * a lb o te ż o d «ja». S z c z e g ó ln e u w z g lę d n ie n ie teg o

«ja» j e s t w ażn e zw łaszcza d la p e łn e g o z ro z u m ie n ia p o d m io to w śc i c z ło w ie k a , g d y ż w ż a d n y m in n y m p o d m io c ie d o św ia d c z e n ia czło w iek a n ie są m i w ta k b e z p o ś r e d n i i n a o c z n y s p o s ó b d a n e e le m e n ty k o n sty tu ty w n e tej p o d m io to w śc i j a k w e w ła sn y m «ja»” — p isz e K a r o l W o jty ła i z a ra z d o d a je : „ S tw arzając w o p a r c iu o d o św ia d c z e n ie czło w iek a o b r a z o s o b y - p o d m io tu , c z e rp ię szczególnie w iele z d o św ia d c z e n ia w ła sn e g o «ja», a le n ig d y w o d e r w a n iu o d « in nych» czy też w p rz e c iw sta w ie n iu d o n ic h ”. P o r. Osoba: podmiot i wspólnota, „ R o c z n ik i F ilo z o fic z n e ” 2 4 (1 9 7 6 ) z. 2 , s. 7-8.

154 M iłość w m ałżeństwie i rodzinie

być sam ym sobą9. Dlaczego to je d n a k czyn sprzeczny z własnym przeświad­

czeniem o rzeczy nie m oże nie być czynem anto negacji? Dlaczego przeświad­

czenie o rzeczy może przyjąć i — tak sam orzutnie! — przyjm uje postać sądu:

„pow inienem ”, sądu, który m a form ę n a wskroś autobiograficzną; je s t sądem o samym sobie nie przestając być zarazem sądem o rzeczy? A skoro ju ż „Nie”

dla tego sądu m usi oznaczać „Nie” wypowiedziane przez „ja” swemu „ja”, to dlaczego taka autonegacja nie może nie być sam osprzeniewierzeniem ? Dla­

czego m usi być jed n y m i drugim ? I dlaczego ta oczywistość, że je st to coś, czego pod żadnym w arunkiem nie wolno? Dlaczego? O to pytanie! Ale czy nie retoryczne . Czy n ie je d n o z tych, które wyrażają poznawcze olśnienie człowieka samym sobą i zarazem zdum ienie człowieka nad sobą samym, nad własnym „inaczej”, nad je g o fascinosum e t trem en d u m — a także zdumienie nad „miejscem” ujaw nienia tego „inaczej”: n ad własnym sądem „powi­

nienem ”, nad sum ieniem ?

Jeśli tak, to znaczy, że poznanie i uznanie swego własnego „inaczej” niko­

m u dłużej wykazywać nie trzeba, nikom u też nie trzeba dowodzić, iż to „ina­

Człowiek ja k o p o d m io t d a ru z sam ego siebie 155 T o właśnie moje podm iotow e „inaczej” zabrania mi kategorycznie trakto­

wać swe „ja” w sposób, w ja k i mi wolno traktow ać tylko coś poniżej ,ja ”, czyli

„nie-ja”, rzeczy, przedm ioty. Obiekty, które nie są zdolne do tego, by się wiązać „od śro d k a” poznaw aną przez siebie praw dą. Ale też dlatego „inaczej”

mego ,ja ”, o dkryte w sobie sam ym , ujawnia mi zarazem i powód i m iarę,

156 M iłość w m ałżeństwie i rodzinie

Nie wolno mi być gwałcicielem czyjejkolwiek podmiotowości, tak samo — i z tego sam ego powodu! — ja k mi je j nie wolno gwałcić w samym sobie .

J e s t to — ja k jeszcze zobaczymy — podm iotowość przez właściwą jej auto- transcendencję osobliwa, zwana też chyba dlatego w języku polskim podmio­

towością osobową, lub też podm iotow ością osoby, kogoś, kto je s t osobno, gdyż je s t właśnie „inaczej” i „wyżej”. Stąd też i no rm a chroniąca ,j a ” jako ,ja ” szczególnie zasługuje na m iano norm y osobowej. K. Wojtyła nazywają dlatego no rm ą personalistyczną , przyznając jej — w ślad za wielką trady­

cją — ra n g ę naczelnej zasady etycznej. Z ujawnionej tu zatem perspektywy poznania człowieka, z perspektywy jeg o „inaczej” i „wyżej”, etyka rodzi się dokładnie tam, gdzie rodzi się antropologia. Obie wyrastają z tego samego zdum ienia. P rim um ethicum zbiega się z p rim u m anthropologicum . I w nim m a swój fundam ent. Ethicum et andiropologicum co nvertuntur. Spór o przejście od ,jest” do „pow inien” staje się bezprzedm iotow y.

,J a ” wobec wezwania prawdy o każdym , j a ” we własnym , ja ”

„Ja” — ja k ju ż nadm ieniono — nie je st jed y n ie podm iotem , z którym lub w którym tylko się coś dzieje lub wydarza i który tylko doznaje tego, co się z nim dzieje lub w nim wydarza. J e s t podm iotem osobliwym przede

wszy-„A firm o w a ć d r u g ie g o d la n ie g o s a m e g o ” o r a z „ a firm o w a ć d r u g ie g o j a k sie b ie sa m eg o ” są to — w tej p e rsp e k ty w ie — d w a ró w n o w a ż n e w y ra ż e n ia . W j e d n y m i d r u g im d o c h o d z i do g ło su , że a firm a c ja n a le ż n a j e s t , j a ” (sw e m u i k a ż d e m u in n e m u ) b e z w z g lę d u n a cokolwiek p o z a ty m , że ,j a ” j e s t , j a ” . W ty m se n sie w ięc j e s t to a firm a c ja „ b e z w z g lę d n a ” , „ k ateg o ry czn a”,

„ b e z w a ru n k o w a ”, ,.a b s o lu tn a " , n ie w z g lę d n a je d y n ie , h ip o te ty c z n a , w a ru n k o w a .

14 N i e tr u d n o j e s t w ykazać, że d o ty c z y to n a ró w n i p o d m io to w o śc i czło w iek a w sta n ie „roz­

b u d z e n ia ” j a k i „ u ś p ie n ia ” . Z ab ó jstw o czło w iek a w e śn ie n ie r ó ż n i się isto tn ie o d zabójstwa czło w iek a n a ja w ie , ta k j a k z ab ó jstw o czło w iek a, k tó r y się j u ż u r o d z ił, n ie ró ż n i się isto tn ie od z a b ó jstw a cz ło w ie k a , k tó r y się je s z c z e n ie u ro d z ił. I s to tn e tu ta j j e s t o d r ó ż n ie n ie obiektyw nego b y c ia o so b ą (s u p p o s itu in p e rs o n a le ) i sp o so b ó w u ja w n ia n ia się o so b o w e g o b y cia w działaniu (e g o p e r s o n a le in a c tu ), o czy m tu p r z e d e w szy stk im tra k tu je m y . R zecz ja s n a , j e d y n ie analiza sp o so b ó w u ja w n ia n ia się o so b o w e g o b y cia j e s t d r o g ą d o o d k ry c ia , k im czło w iek j e s t p o pro stu (ta k ż e w ów czas, g d y n ie d z ia ła ), z g o d n ie z a d a g iu m : a g e r e (m o d u s a g e n d i) s e ą u itu r (m odus e s se n d i) e sse. W ła śn ie w tej p e rsp e k ty w ie — b y to w ej i p o z n a w c z e j z a ra z e m — o sa d z o n e są a n a liz y , ja k ie K a ro l W o jty ła p o d ją ł z a ró w n o w s tu d iu m Osoba i czyn, j a k i w s tu d iu m Osoba:

podmiot i wspólnota, k tó r e w sw ej p ierw sze j części j e s t a u to r s k ą r e k a p itu la c ją p o p r z e d n ie g o . Oto c h a ra k te ry s ty c z n a w y p o w ie d ź z te g o o s ta tn ie g o : „ « S u p p o situ m h u m a n u m » i lu d z k ie «ja» stano­

w ią ty lk o d w a b ie g u n y j e d n e g o i te g o s a m e g o d o św ia d c z e n ia c z ło w ie k a ’’ (s. 19).

15 P o r. K . W o j t y ł a , Miłość i odpowiedzialność, K ra k ó w 1962, s. 3 0 -3 5 ; o r a z te g o ż au to ra , Osoba i czyn, K ra k ó w 1969, s. 3 2 3 -3 2 6 .

Człowiek ja k o p o d m io t d a ru z sam ego siebie 157 stkim przez to, że sam działa . Zaczyna zaś działać w sposób osobowy ju ż wtedy, gdy poznaje. C hoć bowiem akt poznania je s t „m iejscem”, z którego obiektywna praw da niejako sam a przem aw ia do podm iotu, miejscem, w którym praw da ta podm iot osacza, wiąże go z sobą i przez to uzależnia od siebie, to je d n a k głosu tego użycza praw dzie zawsze i tylko sam podm iot, a czyni to właśnie swym aktem poznania. Akt poznania staje się miejscem

„dziania się” i „wydarzania” praw dy dla podm iotu, lecz ak t ten je s t dziełem podm iotu. W tym zatem sensie ,ja ” poznając sam o się wiąże praw d ą o rze­

czywistości. W nika w nią zawsze i tylko za pośrednictw em swych własnych aktów poznawczych . Wiąże się nią zawsze i tylko „od swego w nętrza”. Samo.

Autós. O tyle też tylko m oże nią być związane. „Ja” poznając wiąże się i je s t wiązane tym, co stwierdza, ale rów nocześnie tym, że sam o stw ierdza, co stwierdza: w taki tylko sposób. Sam o dokonuje aktu asercji: „Jest w rzeczywi­

stości to (tak), co (jak) stw ierdzam i dlatego to stwierdzam : wydaję swój sąd, twierdzę”. Obiektyw na praw da poznaw anego przedm iotu wiąże więc p o ­ znający podm iot zawsze i tylko je g o własnym aktem poznawczym, sądem ,ja”. Sąd ten ze strony „ja” je s t dla ,ja ” zarów no aktem ujaw nienia i obwie­

szczenia dla siebie praw dy o poznanej rzeczywistości, ja k i aktem samo- wiążącym ,ja ”: aktem , którym ,ja ” sam o wiąże siebie — do uznania poznanej prawdy za praw dę. „Ja” okazuje się tu jednocześnie niejako „praw do-daw cą”

i „prawo-dawcą” dla sam ego siebie. Dotykamy tu je d n e g o z podstawowych wyznaczników właściwej człowiekowi autonom ii. C hodzi o j e j w arunek ko­

nieczny.

Z drugiej przecież strony praw da nie je s t dziełem poznającego podm iotu.

Jego dziełem je s t tylko je j poznanie. Owszem, po d m io t o tyle tylko je s t w stanie odnośny akt w ogóle wydać i o tyle tylko zaakceptować go ja k o swój akt, gdy może go zidentyfikować ja k o ak t poznania, czyli ja k o ak t sam ouzale- żnienia siebie od niezależnej od siebie — chociaż ujawniającej m u się wyłącz­

nie w jeg o własnym akcie — praw dy. Znaczy to, że d o p iero sam oprzekracza- nie siebie w akcie poznania w k ierunku poznawanej przez się praw dy, „auto- transcendencja w stronę praw dy”, staje się dla podm iotu tego aktu w aru n ­ kiem wystarczającym dla zidentyfikow ania siebie sam ego w roli je g o podm io­

tu, w arunkiem bycia jeg o podm iotem , czyli sam ym sobą, w arunkiem wystar­

czającym własnej tożsamości. W arunkiem tym nie je s t — i być nie m oże — jakaś czysta samozależność w poznaniu postulująca dla podm iotu moc (s)twórczego kształtowania (prawdy) rzeczywistości i zamykająca go przez to

16 P o r. K . W o j t y ł a , Osoba i czyn, s. 6 1 -6 7 .

158 M iłość w m ałżeństwie i rodzinie

w obrębie jeg o własnej im m anencji . T aka, czysto zresztą postulatywna, wizja podm iotu poznania (i wyłaniająca się spoza niej wizja „autonom ii”

ludzkiego ,ja ”) m a przeciw sobie elem entarny fakt doświadczalny, jakim jest fakt ludzkiego poznania, zwłaszcza zaś poznania, które wyraża się „rzeczowo- -auto-biograficznym ” sądem: powinienem . T o ono właśnie ujawnia prawdę poznania ja k o właściwość, która przekracza sam ą aktowość aktu poznania w kierunku rzeczywistości poznawanej, a zarazem jak o m om ent, w którym sam podm iot poznania ujawnia się sam sobie ja k o samozależność konstytuowana poprzez sam ouzależnienie siebie od niezależnej od siebie praw dy, czyli jako samozależność konstytuow ana poprzez autotranscendencję. W związku z tym właściwa podm iotow i ludzkiem u autonom ia, sam orządność, nie może polegać na samowolnym dyktow aniu sobie praw dy i na swobodnym dysponowaniu

Człowiek ja k o p o d m io t d a ru z sam ego siebie 159

160 M iłość w m ałżeństwie i rodzinie

staje się więc dla podm iotu wiązaniem siebie praw dą zupełnie osobliwą, wiązaniem samym sobą siebie przez siebie, samowiązaniem p a r excellence.

Co więcej, to wiązanie siebie samym sobą przez siebie musi się z konieczności ju ż wyrazić samowezwaniem podm iotu do afirm ow ania (również) każdego innego ,ja ” ja k własnego „ja”, czyli afirm ow ania każdego ,ja ” dla niego sa­

mego. W przeciwnym bowiem razie „ja” nie tylko by się rozm inęło z prawdą o ,ja ”, lecz sprzeniewierzyłoby się ,ja ”: każdem u innem u, w sposób zaś zu­

pełnie szczególny — ja k jeszcze zobaczymy — swemu w łasnemu. Uderzałoby po prostu w stru k tu rę „ja”. „Ja” dokonując ak tu sam opoznania popada — na mocy autotranscendencji w praw dzie — w p u łapkę praw dy o każdym innym ,ja ” odkrywszy j ą jak o praw dę o — i w — swym własnym ,ja ”.

Skoro bowiem ,ja ” nie m a mocy nad praw dą o rzeczywistości21 — w przeciwnym razie fakt poznania (transcendencja praw dy poznania wobec aktu poznania), a zwłaszcza fakt sądu „pow inienem ” trzeba by uznać za iluzję

— i skoro poznając tę praw dę nie może się nią rów nocześnie — i to własnymi aktam i poznania! — nie wiązać do jej uznania (za praw dę), to je s t ono „ska­

zane” odtąd — poniekąd samo się skazuje — na wierność praw dzie pod rygo­

rem sprzeniew ierzenia się sam em u sobie. O dtąd posłuszeństwo obiektywnej praw dzie staje się d l a ,j a ” jed y n ie możliwym sposobem pozostaw ania w zgod­

ności z samym sobą, w arunkiem sine qua non uchronienia siebie samego p rzed samobójczym rozłam em swej podmiotowości. „Tak” dla sam ego siebie staje się dla ,ja ” możliwe ju ż tylko poprzez „Tak” dla praw dy. W tym właś­

nie znaczeniu ,ja ” poznając samo siebie zamyka się sam o w potrzask prawdy o sobie. O dtąd ,ja ” kieruje sobą, rządzi sobą, gdy kieruje się praw dą o sobie, gdy rządzi się tą praw dą.

Lecz skoro odkrycie przez ,ja ” własnego ,ja ”, sam oodkrycie, je s t dla ,ja”

zarazem wspólodkryciem ,ja ” jak o ,ja ” to u t court, to je s t ono też aktem związania sam ego siebie praw dą o każdym innym ,ja ” odkrytą w swym wła­

snym ,ja ”, je s t więc aktem związania siebie do afirmacji każdego drugiego ,ja ” — ,ja k siebie sam ego” — czyli właśnie... „dla niego sam ego”22. Dlatego

S1 , J a ” k o n s ta tu je j ą ty lk o , n ie k o n s ty tu u je j e j. T y lk o p r z y ty m z a ło ż e n iu tłu m aczy się a d e k w a tn ie f a k t stw ie rd z a n ia w łasn y ch b łę d ó w i f a k t s a m o rz u tn o ś c i ic h u z n a n ia ja k o rodzaj u w o ln ie n ia się o d p o z o r u w zięteg o za rzeczyw istość.

22 W y d a je się , że p o to c z n o -ję z y k o w y se n s słow a „ b liź n i” zaw ęźla się o o d k ry c ie tej — p r z e k ra c z a ją c e j w szelkie in n e — ra c ji „ p o k re w ie ń s tw a ” k a ż d e g o , j a ” z k a ż d y m in n y m ,ja":

D r u g i to , j a ” , ty le ty lk o , że , j a ” d r u g ie g o . T r u d n o zaiste o g łęb szą b lisk o ść k a ż d e g o z każdym . P ró b a w p ro w a d z e n ia w szelk ich in n y c h k ry te rió w w y ró ż n ie n ia ( o k re ś le n ia z a k re s u ) bliźniego p ro w a d z ić m u s i d la te g o d o z a s ła n ia n ia z a sa d n ic z e j p o d sta w y m ię d z y o so b o w e j so lid a rn o śc i. Je st te ż o n a w s p o s ó b p a r a d o k s a ln y d y s k ry m in o w a n ie m się ty lk o ty ch , k tó rz y w św ie d e w prow

adzo-Człowiek ja k o p o d m io t da ru z sam ego siebie 161 właśnie afirm acja drugiego ,ja ” dla niego sam ego — wzorowana n a afirmacji należnej dla własnego ,ja ” (,jak siebie sam ego”) — nie m oże nie obejmować w pierwszym rzędzie resp ek tu dla je g o własnego w ew nętrznego związania (samozwiązania), czyli zobowiązania do posłuszeństwa dla obiektywnej praw ­ dy, choćby naw et była ona tylko w sposób dom niem any obiektywna. Afirma­

cja ta musi w szczególności wziąć pod uwagę ew entualny d ra m a t drugiego

cja ta musi w szczególności wziąć pod uwagę ew entualny d ra m a t drugiego