• Nie Znaleziono Wyników

Komunia osób a ciało: narządzie i obraz osoby

Ciało jako „znak obrazu Stwórcy ”

III. Komunia osób a ciało: narządzie i obraz osoby

N a pierwszy rz u t oka wszystko zdaje się n a to wskazywać. Sąd „pow inie­

nem [...]” je s t wszak aktem sam ozw rotnym , aktem podm iotu i skierow anym do podm iotu, czyli w pełnym tego słowa znaczeniu autoim peratyw em . Dzięki tem u zresztą p o d m io t działania m oralnego proklam uje swą auto n o m ię w sposób: quo m aior cogitari non potest. Tym niem niej samowezwanie do czynu „pow inienem ...”, będąc w ł a s n y ma k t e m podm iotu działania, czyli aktem samozależności p a r excellence, nie przestaje ni chwili być własnym aktem

p o z n a n i a podm iotu, czyli s ą d e m. J e s t więc ju ż przez to sam o aktem samowez- wania do wyjścia z siebie — i to czynem! — w stro n ę praw dy swego sądu .

Lecz to jeszcze nie wszystko, co potrzebne do zidentyfikow ania rzeczywis­

tości sądu „pow inienem ”. O czym je s t ten sąd, czego dotyczy stw ierdzana w nim praw da — to rozstrzygające dla sprawy pytanie. Czy je d n a k o c z y m?

Raczej, o tym, k t o stanąwszy w polu osoby ja k o „ty”, czyli inne „ja”, dom aga się aktu zaafirm ow ania go w całej o nim praw dzie ze strony zdolnego j ą rozpoznać ,ja ”. Rzecz to istotnie osobliwa: samozależność „ja” wyraża się samowezwaniem d o wyjścia z siebie w czynie afirm ow ania każdego drugiego ,ja ” przez ,ja ”. „ Jar o z p o z n a j ew i ę c d o p i e r o w p e ł n is a m os i e b i ej a k o s a m o z a­ l e ż n o ś ć w SAMOUZALEŻNIANIU się o d p r a w d y s w y c h s ą d ó w p o w i n n o ś c i o w y c h, k t ó r ez k o l e io k a z u j ąsię s a m o w e z w a n i e m d o m i ł o ś c i. „O sobność wezwana do kom unii z dru g im i” — oto najzwięźlej wyrażona rzeczywistość ludzkiego ,ja ”.

Ja sn e się też staje, że sam opoznanie, sam owiedza „ja”, wskazuje d opiero

d r o g ę KU pełnej je g o samoidentyfikacji. Skoro bowiem efekt tej samowiedzy wyrażony być m usi językiem p o w i n n o ś c i, językiem „norm y persona- listycznej”, to w takim razie p e ł n i a i d e n t y f i k a c j i ,j ap o l e g a ćm o ż e j e d y n i e n a u r z e c z y w i s t n i e n i ut e jp o w i n n o ś c i, c z y l in as p e ł n i a n i us i ęw SPEŁNIA NIU w e z w a­ n i a DO m i ł o ś c i. T ak oto miłość ja k o com m unio p erso n aru m okazuje się je d y ­ ną dro g ą do sam ospełnienia, jedynym sposobem uzyskania s w e j pełni przez ,ja ”, pełni sam ourzeczywistnienia, czyli pełni samoidentyfikacji. Tylko m iłując osoba je s t n apraw dę „u siebie w d o m u ”, d o p iero wtedy o d n ajd u je i spełnia sam ą siebie.

ss K . W o jty ła m ó w i w ty m p r z y p a d k u o tr a n s c e n d e n c ji p o z io m e j, w p r z e c iw s ta w ie n iu d o tr a n s c e n d e n c ji p io n o w e j. P o r. T . S t y c z e ń , Etyka niezależna?, L u b lin 1 9 8 0 , s. 5 1 -5 5 , a ta k ż e Sumienie: iródlo wolności czy zniewolenia ?, a r t cyt. o r a z Wolność w prawdzie, R o m a 1 988. P o r. ró w ­ n ie ż K . W o j t y ł a , Osoba: podmiot i wspólnota, a r t . c y t , s. 18 -1 9 , 2 4 -2 9 .

70 Człowiek obrazem M iłości

Czy trzeba jeszcze rozwijać myśl, czym m usi być ak t wolności ,ja ” użyty wbrew samowezwaniu do miłości, wbrew samozależności w sam ouzalenieniu się od praw dy swych własnych sądów powinnościowych? T o nieuchronna d ro g a do rozbicia wewnętrznej spójności podm iotu, do autodestrukcji, do klęski... Antymiłością osoba uderza najskuteczniej w sam ą siebie. Ju ż przez to, że sam a przeczy proklam ow anej przez sam ą siebie praw dzie swego sądu

„pow inienem ” wybierając aktem wolności niewolę fałszu. Nie przestając dzia­

łać w sposób wolny wybiera stan niewolny. Osobę wyzwala jed y n ie wybór praw dy... Ostatecznie zaś tylko prawdziwa miłość34.

Osoba ZADANA osobie. Ciało narzędziem m iłości

Miłość w znaczeniu aktu afirmacji osoby przez osobę, ze względu na god­

ność afirm ow anego i afirm ującego, jaw i się nam w prost ja k o coś n a l e ż n e g o

osobie od osoby z racji samej godności osoby35. W tym sensie także każda osoba je s t każdej innej nie tylko poznawczo dana, ale rów nocześnie moralnie

z a d a n a. Miłość w tym znaczeniu je s t sam ą o s n o w ą m o r a l n e j p o w i n n o ś c i,

istotą m oralnego obowiązku, czyli n a c z e l n ąz a s a d ąe t y c z n ą, zasadą współbycia i współdziałania osób.

Powinność darem?

Osoba n i e m u s i je d n a k spełnić tego, co wobec osoby spełnić powinna.

N orm atyw ny charakter wezwania osoby do miłości nie znosi bynajm niej jej wolności. Jeśli więc osoba efektywnie afirm uje osobę, jej akt afirmacji — chociaż je s t czymś należnym osobie — nie przestaje być m im o to d a r e m. Jest nim naw et w sposób szczególny. Akt afirmacji osoby przez osobę m a miano­

wicie miejsce wtedy tylko, gdy rozstrzygającym motywem spełnienia tego aktu je s t wzgląd n a godność je g o adresata. Oznacza to zupełne wyłączenie motywu interesow ności w podejm ow aniu odnośnej decyzji. T ym sposobem osoba adresata staje się istotnie tym, d l a k o g o odnośny ak t zostaje w ogóle

34 P o r. K . W o j t y ł a , Miłość i odpowiedzialność, K ra k ó w 1962; te n ż e , Osoba: podmiot i wspólnota, a rL c y t , s. 2 9 ; o r a z T . S t y c z e ń , Miłość a sens życia, arL cyt.; Wolność w prawdzie, j.w .

„ O so b a j e s t ta k im b y te m , że w łaściw e i p e łn o w a rto śc io w e o d n ie s ie n ie d o n ie j sta n o w i m iło ść ”. P o r. W o j t y ł a , Miłość i odpowiedzialność, d z . cyt., s. 3 2.

C iało ja k o „znak obrazu S tw ó rcy” 71 zainicjowany i dokonany, staje się zatem przedm iotem d a r u, mim o że o dnoś­

ny ak t je j się z racji swej godności obiektywnie należy. Jeżeli naw et osoba spełniająca ak t afirmacji doskonale wie, że tym samym aktem urzeczywistnia się również najdogłębniej sam a, akt jej nie traci w niczym ch a rak teru bezin­

teresow nego d a ru , gdy tylko je st zam ierzony i wykonany dla zaafirm ow ania godności ad resata działania, a więc zam ierzony i w ykonany dlatego, że je s t osobie od osoby należny j a k o w y m ó g p r a w d y o j e j g o d n o ś c i. Dać m niej m u ­ siałoby oznaczać zejście poniżej tego, co osobie dla je j godności je s t należne.

Oznaczałoby wysunięcie n a czoło innego niż ona sam a względu motywujące­

go działanie, czyli użycie je j lub posłużenie się nią dla czegoś innego. O soba jawi się wobec osoby ja k o ktoś, kto bezinteresow ność działania nakłada nie­

jako w im ię praw dy o sobie ja k o obowiązek, kto zatem je s t d a n y osobie do złożenia m u d aru miłości, kom u je d n a k wyrządzono by krzywdę odm awiając m u d aru miłości, kto więc je s t także z a d a n y do złożenia m u d a ru miłości.

Wszystko to wiąże się bezpośrednio z praw dą o godności osoby.

O s o b a t e o f a n i ą ?

Praw da o godności osoby ludzkiej nie uchyla je d n a k wcale praw dy o przygodności je j istnienia. Czy przygodność ta nie obnaża wręcz godności osoby jak o iluzji? W brew wszelkim pozorom , objawia raczej coś radykalnie przeciwnego. Ujawnia, że godność osoby wraz z je j istnieniem m a swe bez­

pośrednie źródło w nieustającym akcie stwórczym Osobowego Absolutu Miłości, przez co każda osoba o dnajduje sam ą siebie jak o d a r dla siebie ze strony Stwórcy i zarazem odnajd u je każdą inną ja k o w swej godności zadaną jej do zaafirm ow ania o s t a t e c z n i e przez tego, który spraw ia, że osoby w ogóle istnieją oraz — że istniejąc — istnieją ja k o osoby. O dkąd się raz ju ż o tym wie, czy to na mocy refleksji nad zwiewnością istnienia, czy to przyjm u­

ją c wieść objawienia o darm ow ym stw orzeniu człowieka przez Boga, n iep o d o ­ bna zaafirmować osoby w całej praw dzie o niej inaczej, ja k tylko afirm ując j ą aż d o sam ego je j zakorzenienia w Bogu ja k o źródle i dawcy istnienia i godności osobowej. N iepodobna zresztą o dtąd i Boga inaczej zaafirmować ja k tylko afirm ując wszystkich, których O n stwórczo afirm uje powołując ich z miłości d o istnienia. I wtedy w edług Je g o ju ż tylko — a nie przez siebie wyimaginowanej — m iary. O dtąd afirm acja osoby ludzkiej, sięgająca aktu Stwórcy wyłaniającego jej istnienie z nicości, oraz afirm acja Boga sięgająca aż po afirm ow anie Go we wszystkich osobowych kreacjach Je g o miłości bez wyjątku, stanowi dla każdej osoby ABC sposobu odnoszenia się d o drugiego,

72 Człowiek obrazem M iłości

sposobu, którego nie m ożna inaczej porzucić, ja k tylko ze znam ieniem dezer­

tera miłości ze wszystkimi konsekwencjami tej dezercji.

Miara obiektywna m iłości...

Otóż a k t miłości je st tym, czym jest, gdy d a j e w y r a z a f i r m a c j i o s o b y w e w s z y s t k i m, co o n i e j p r z e d m i o t o w o s t a n o w i, gdy wyraża afirmację osoby w pełnej o niej praw dzie, i to nie tylko w samym z a m i e r z e n i u (intencji) osoby afirm ującej, lecz rów nież w e f e k t y w n y m d o k o n a n i u a k t u wobec osoby afir- m owanej. Zrozumiałe, że akt ten m usi się przede wszystkim obiektywnie nadaw ać do roli afirm ow ania osoby i że o tym nie decyduje zam iar osoby afirm ującej, lecz obiektywna stru k tu ra osoby afirmowanej. Dbałość o dogłęb­

n e poznanie tej stru k tu ry je s t dlatego podstawowym testem autentyczności intencji miłowania osoby. Rzetelna życzliwość (bene-volentia) wyraża się i potw ierdza w rzetelnej dobro-czynności (bene-ficentia). O to dlaczego tak kapitalna ro la przysługuje p o z n a n i u t e g o, k t o z o s t a ł n a m z a d a n y d o m i ł o­ ś c i36. O to także kontekst, w jakim raz jeszcze uwidacznia się ro la ciała jako obrazu, który współkonstytuuje pierwowzór, który objawia i stanowi równo­

cześnie nieodłączne narzędzie jeg o mocy sprawczej: o b r a z i n a r z ę d z i el u d z­ k i e g o ,j a” . Ale z tego sam ego pow odu także, czyli ze względu na swą ducho- wo-cielesną konstytucję, osoba ludzka nie może ani wyrazić efektywnie swej afirmacji wobec osoby, ani też być w tejże konstytucji przez in n ą osobę afir- m ow aną efektywnie inaczej, ja k t y l k o z a p o ś r e d n i c t w e m c i a ł\ : świadcząc usługi i wytwarzając d o b ra w s p ó ł m i e r n e d l ao s o b y w j e jr z e c z y w i s t e j d u c h o- w o-c i e l e s n e j k o n s t y t u c j i. O tym zaś, że naw et u szczytu hierarchii dóbr dla osoby, czyli tam , gdzie umieszczamy najwznioślejsze wytwory d u ch a ludzkie­

go, m ożem y drugim usłużyć je d y n ie poprzez m edium naszego własnego ciała, nie m oże być w ogóle dyskusji. Czyż ju ż sam o rzetelne żywienie pos­

tawy życzliwej wobec drugiego nie każe nam stanąć w ew nętrznie „na bacz­

ność”? Powiemy może, że wystarcza tu mobilizacja czysto wewnętrznych energii. Owszem! Dlaczego je d n a k wskutek ich wydatkow ania zaczyna nas w końcu boleć głowa?

36 T . S t y c z e ń , Etyka niezależna?, d z . c y t , s. 86.

C iało ja k o „znak obrazu S tw ó rcy” 73

... i podm iotowy w spółczynnik jej urzeczywistniania

K rótko: składać d a r bliźnim — osobom zadanym — w służbie miłości to...

po prostu oddaw ać im porcja po porcji zasoby witalne swego ciała, czyli po prostu swoje życie do chwili, gdy licznik czasu wybije je g o koniec. Nie je s t dlatego i nie pow inno być zaskoczeniem, że ktoś, kto tę spraw ę w prost widzi, nie może je j wyrazić inaczej, ja k tylko tak: „N ie masz miłości większej, ja k oddanie życia...”. Niekoniecznie um ierając d opiero za nich, ale ju ż żyjąc dla nich usque ad finem. Przelanie krwi, skupiona w wysiłku twarz albo i uś­

m iechnięta życzliwie, p o t na czole, wyciągnięta z chlebem dłoń d o drugiego

— to różne symbole tej samej służby c i a ł a-n a r z ę d z i a miłości człowieka wobec człowieka. W dzięczny to zatem , niezastąpiony — co wcale nie znaczy, że zawsze uległy — sprzym ierzeniec spełniania wezwania d o miłości i sojusznik

— zarazem — niewyręczalny w dziele urzeczywistniania pełnej sam oidentyfi- kacji ludzkiego „ja”. C hw ała więc ciału ja k o niezastąpionem u narzędziu oso­

by, na służbie d ru g im w miłości, chwała m u za uczestnictwo w dziele, bez którego nie m a spełnienia sensu istnienia, które się sobie uświadom iło jak o wezwanie d o miłości i tylko w spełnieniu tego wezwania znaleźć m oże pisaną m u m iarę samoidentyfikacji.

Być narzędziem z d o l n y m do takiego uczestnictwa i e f e k t y w n i e uczes­

tniczyć, to nie to sam o, zwłaszcza w aksjologicznym wymiarze. Uczestnictwo ciała nie d o konuje się „deus ex m achina”. I chociaż zauważam y o g ro m n ą — w porów naniu ze zwierzętami — plastyczność ludzkiego ciała, to je d n a k właśnie jej ziszczenie i ujaw nienie je st dziełem władztwa ,ja ” n ad swym cia­

łem i wyrazem je g o sam oopanow ania. S am oopanow anie „ja” spełnia się i ujawnia przed e wszystkim w panow aniu ,ja ” s w e m u ciału i d o p iero d z i ę k i

s w e m u ciału. Kto je s t adresatem naszego podziwu, gdy obserw ujem y szybują­

cego w pow ietrzu Staszka Bobaka na Dużej Krokwi? C z y je g o ciało przed e wszystkim? Kto, przez co i ja k je s t auto rem wydarzenia: w ykonanie Ballady g-moll F. C ho p in a owego niedzielnego popołu d n ia w d n iu 13 V 1979 w auli KUL, w ydarzenia, z którego nie m ożna zdać sprawy nie opisując go w kate­

goriach aksjologicznych? Ręce tylko K rystiana Zim erm ana? K om u wreszcie i za co należy się „chwała”, gdy wygrywa p artię z ciałem tak kalekim , że tru d n o j e nazwać sprzym ierzeńcem , trzeba j e raczej nazwać ujarzm ionym do bezwzględnego posłuszeństwa przeciwnikiem? Pytania te są na pew no także problem am i, a nie tylko pytaniam i retorycznym i. W ydaje się je d n a k , że to, co tu je s t jeszcze problem em do rozwiązania, nie wychodzi z ram niepodw a­

74 Człowiek obrazem M iłości

żalnych oczywistości. Ciało-sługa króla oraz chwała królewskiego sługi37 — to obrazowy sposób oddania roli ciała jak o narzędzia ,ja ” w ludzkim „com- positum ”. Zwłaszcza gdy ciało to chce „wierzgać przeciw duchow i” nie licząc się z tym, kim człowiek jest. Znam ienny tytuł nadaje C. K. N orw id utworowi poetyckiem u, którego ostatnia strofa należy niewątpliwie do najcelniejszych w języku literackim ujęć doświadczenia człowieka z człowiekiem:

N ie n ie w o la n i w o ln o ść są w sta n ie U szczęśliw ić c ię ...n ie ! — tyś o so b ą : U d z ia łe m t w y m — w ięcej! ... — p a n o w a n i e NAD WSZYSTKIM NA Ś WIECIE, I NAD SOBĄ.

T y tu ł utw oru brzm i, ja k wiadom o, Królestwo38. Sceptyk zapyta może: „Po co aż tak?” Czy je d n a k m ożna rzecz skwitować pow iedzeniem „licentia poeti- ca”?

Osoba darem dla osoby. Ciało znakiem jego nieodw ołalności

Oblubieńczy sens ciała

Uwagi naszej nie m oże ujść inny jeszcze, zupełnie szczególny przypadek relacji międzyosobowej. O soba nie doświadcza tu drugiej osoby przed e wszy­

stkim i wyłącznie ja k o kogoś, kto przez swą godność je s t je j zadany do za- afirm ow ania. Doświadcza jej natom iast przede wszyskim w je j „osobności”

ja k o niepow tarzalne „ty” i przeżywa przede wszystkim ja k o zupełnie nie­

oczekiwaną dla siebie niespodziankę. N iespodzianka ta osiąga swój przeło­

mowy p u n k t w m om encie, gdy „ja” nie bez zdum ienia stwierdza, że jego własne istnienie osobowe rów nież je s t doświadczane i przeżyw ane przez „ty”

ja k o uszczęśliwiające wydarzenie. W yrazem tego w ydarzenia bywa: „Jak cudow nie, że jesteś!”, wypowiadane obustronnie w chwili doświadczenia i wzajem nego przeżywania swej niepow tarzalności swych twarzy39.

P o r. K . W ojtyły a n a liz ę „ m u n u s r e g a le ” w Znak, któremu sprzeciuńać sif b(dą, P o z n a ń -W a r- szaw a 1 9 7 6 , s. 1 0 5-108.

38 C . K. N o r w i d , Wiersze, w: Pisma wybrane, T . I , W a rsz a w a 1 9 8 0 , s. 3 9 4 (p o d k re ś le n ia C . K . N o rw id ).

39 W y d a je się, że J o s e f P ie p e r w sw ej d o sk o n a le j r o z p ra w ie Uber die Liebe, M u n c h e n 1972 (O miłości. W a rsz a w a 1975) n ie p o d k r e ś la w raz z n iezw y k ło ścią is tn ie n ia d r u g i e g o ró w n ie m o c n o m o m e n tu z d u m ie n ia n a d je g o je d y n o ś c ią i n ie p o w ta rz a ln o śc ią w d o św ia d c z e n iu : „W ie

C iało ja k o „znak obrazu S tw ó rcy” 75

Wartość „osobowego” istnienia

„Jak cudow nie, że j e s t e ś!” , „Jak cudow nie, że t yjesteś!” wyraża nie tylko przeżycie n i e p o w t a r z a l n o ś c i „ty”. W yraża nadto, że „ty” przedstaw ia d l a ,JA ”

niepow tarzalną wartość, że je s t dla „ja” kimś niewym ienialnym , przez nikogo innego niezastąpionym w swej „osobności”. W yznanie „Jak dobrze, że jesteś!”

je st wreszcie wyrazem pełnej zdum ienia fascynacji, że „ty” w całej swej niepo­

wtarzalności nie je s t tylko przywidzeniem , lecz r z e c z y w i s t o ś c i ą. Ujawnia istnienie „ty” ja k o fu ndam entalną wartość. W yraża nadto, że istnienie „ty”

jest faktem wyzwalającym radość, u s z c z ę ś l i w i a j ą c ąn i e s p o d z i a n k ąd l\ ,j a” . J e s t darem . O to ten, k t o ś t a k i oto, mógłby nie istnieć, i s t n i e j e! Więcej, istnieje

D L \ m n i e i wyznaje mi to w swoim: „Bez ciebie świat nie byłby tym świa­

tem ”40. Nie m usiałby wszak czynić tego, co czyni: m nie właśnie obdarzyć treścią wyznania, w którym nie mniej mówi o własnym stosunku d o m nie niż 0 mnie. Zresztą „ty” wypowiada wówczas to tylko, co „ja” nieraz ju ż , jeśli sam nie wypowiedział, to pomyślał... T ak oto dojrzew a w obojgu świadomość, że istnieją d l a s i e b i e, ż e s ą, a b y s i ę m ó c o b d a r o w a ć s o b ą.

... w obrazie ciała

Świadomość ta pogłębia się poprzez coraz głębsze odkryw anie siebie n a­

wzajem w coraz pełniejszym o b r a z i e s w y c h c i a ł: o b r a z i eb e zz a s ł o n y, w c z y s­ t e j n a g o ś c i. W ym owa dwupłciowości ich ciał staje się dla nich wyraziście jednoznaczna: „ty” i „ja”, ja k o mężczyzna i kobieta, jesteśm y d la w zajem nego obdarow ania się sobą, jesteśm y po prostu, by być d la siebie. Rzeczą, k tóra ich radośnie zdum iew a, jest, w ja k głębokim stopniu ich wzajemnej potrzebie złożenia i przyjęcia nieodw ołalnego d aru z siebie i całkowitego przynależenia do siebie (,Jak cudow nie, że jesteś dla m nie!”) odpow iada sam a cielesna

w u n d e r b a r , d a s s es d ic h g ib t”, a p r z e d e ż a firm a c ja is tn ie n ia d r u g ie g o i u sz częśliw ien ie z fa k tu je g o is tn ie n ia o b e jm u je n a r ó w n i w e w n ę trz n ie n ie r o z d z ie ln e m o m e n ty : ,J a k d o b r z e , ż e j e s t e ś ! ” o ra z ,J a k d o b r z e , żeś t y j e s t ” (W ie g u t, d a s s d u d a b i s t o r a z W ie g u t, d a s s es d i c h g ib t). P o r.

ta m ż e , s. 4 9 -9 0 . S tw ie rd z a to w k o ń c u sa m a u t o r tej g o d n e j u w a g i k siążki: , , A b e r n a tiirlic h la sse n sic h a n d e r s e its «D asein» u n d «Sosein» g a r n ic h t v o n e in a n d e r t r e n n e n ; e in e e x i s t e n t i a o h n e e s s e n t i a g ib t es n ic h t” , s. 9 0 , o r a z z w ień cz ające o d n o ś n y r o z d z ia ł sfo rm u ło w a n ia n a s. 9 0 1 9 1 .

40 P o r. J . P i e p e r , d z . c y t , s. 5 6 , 92 n .

76 Człowiek obrazem M iłości

stru k tu ra ich osób porzez właściwą dla jej konstytucji dwupłciowość: kobie­

cość i męskość. O soba objawia się tu do końca w swym ciele, a ciało bez szat odsłania bez reszty osobę jak o byt k o m u n i j n y, ja k o ,j ad l at yi t yd l a ,j a” : „osobność” osoby staje się o s o b n o ś c i ą d l a o s o b n o ś c i. Osobności osoby pisana je s t po prostu szczególna kom unia: jedność dwojga darowujących się sobie n a zawsze „osobności”. O sposobie zaś i głębi tego objawiania się osoby w ciele, bądź obrazow ania osoby przez ciało, stanowi podkreślana ju ż wyżej istotna więź obrazu-ciała ze swym pierw owzorem — ,ja ”. Dl a t e g o c i a ł o t a k d o g ł ę b i o b j a w i a o s o b ę, p o n i e w a ż w s p ó ł k o n s t y t u u j e t o, c o o b j a w i a. Agere sequitur esse... Ciało nie występuje tu jed y n ie ani naw et przede wszystkim w roli narzędzia transform ującego m oc sprawczą ,ja ”. O no nie wytwarza najpierw czegoś, co by dop iero mogło się stać przedm iotem d a ru osoby dla osoby. W tym w ypadku ono sam o je s t darem osoby dla osoby. Więcej, będąc sam o elem entem współkonstytuującym sam ą bytowość ludzkiej osoby, staje

się JEDYNYM w SWOIM RODZAJU ZNAKIEM DAROWANIA SIĘ SAMEJ OSOBY OSOBIE - I

PRZYJĘCIA DARU OSOBY - W DARZE CIAŁA. D ar ciała SPRAWIA, CO OZNACZA, I ZARAZEM

o z n a c z a, co s p r a w i a. W ystępując w tej funkcji ciało oznacza po prostu dar, w którym osoba daje ju ż nie tyle to, co ma, ile to, kim jest: sam ą siebie, przyjm ując zarazem w analogiczny sposób d a r drugiej osoby. Zjednoczenie ciał objawia dlatego obopólne obdarow anie się osób sobą. T o zresztą zrozu­

miałe. Jeśli nie m a osoby ludzkiej poza swym ciałem i jeśli osoba nie dyspo­

nuje bardziej widzialnym i głębiej z je j własną stru k tu rą bytową związanym m edium w yrażania siebie i składania siebie samej w d arze dla drugiej osoby, to o ddanie osobie ciała i zarazem przyjęcie od osoby d a ru ciała oznaczać może obiektywnie tylko to, co oznacza: w zajem ne obdarow anie się osób, quo m aior cogitari non potest. O dd an ie się całkowite, totalne, „bez reszty”. Totus tuus. T o ta tua. W ten sposób zostaje ukonstytuow ana „jedność dwojga osób”:

całkowita i nierozłączna kom unia ,ja ” i „ty”. Do istoty bowiem oddania i d a ru należy je g o nieodwołalność. „Na zawsze” to inne imię d a ru . O to dla­

czego małżeństwo inne niż nierozerw alne nie je st m ałżeństw em , małżeńską com m unio p ersonarum .

Świadectwo języka potocznego

Niezwykle wymowne w tym względzie staje się znow u świadectwo do­

świadczenia, na którego usługach pozostaje język potoczny. Dlaczego m iano­

wicie ak t małżeński określany bywa potocznie nazwą o d d a n i as i ę małżeńskie­

go? Czy nie dlatego, że ukrywająca się za tym językiem zdroworozsądkowa intuicja usiłuje w symbolu językowym uwydatnić, że chodzi tu o rzeczywisty

C iało ja k o „znak obrazu S tw ó rcy” 77

d a r, o rzeczywiste o b d a r o w a n i e, i zarazem , że chodzi tu o d a r, w którym dawca daje s a m e c o s i e b i e? W ystarczy tylko odpow iednio rozłożyć akcenty w odnośnym zwrocie, aby dostrzec: o d d a n i e się i o d d an ie się. W yrażenie „odda­

nie się” w połączeniu z „m ałżeńskie” uw ydatnia jednocześnie m om en t w z a­ j e m n e g o obdarow ania się osób sobą. C hodzi o wymianę darów , w której

podm iotem darującym i przyjm ującym , a zarazem tym, kogo p o d m io t daje i przyjm uje w darze, je s t osoba. O d d a n ie się! T ru d n o o bardziej dogłębne i zwięzłe wyrażenie sedna sprawy.

I jeszcze z je d n e g o pow odu je s t to wyrażenie niezwykłe w swej zwyczajno­

ści. Wszak mówi ono o o d d an iu się sobie osób wtedy właśnie, kiedy zewnę­

trznie dochodzi tylko do zespolenia ciał, co zdawałoby się przem aw iać raczej za tym, by mówić o o d d an iu ciał, nie zaś o oddan iu się! I dokładnie w tym m om encie język potoczny, jakby niepom ny zespolenia ciał, mówi w prost o rzeczywistości, która p r z e k r a c z a tylko ciał zespolenie. J a k gdyby zespolenie ciał było w arte uwagi o tyle tylko, o ile staje się p r z e j r z y s t e n a rzeczywistość, która stanowi sedno i właściwe cen tru m zespolenia, ze względu na k tóre dopiero staje się zrozum iałe i sensow ne rów nież zespolenie ciał. J a k gdyby sugerował, że d o p iero p r z e k r a c z a j ą c samo ciał zespolenie w k r a c z a s i ę w

i s t o t ę ich zespolenia. J a k gdyby tylko? Przy tym udział ciała je s t je d n a k w tym stopniu ważny, że bez niego i poza nim język potoczny nie mówi wcale o oddaniu się m ałżeńskim . Z p u n k t u w i d z e n i ad o ś w i a d c z e n i a c i a ł a, d o ś w i a d­ c z e n i a l e ż ą c e g o u p o d s t a w j ę z y k a p o t o c z n e g o, a dokładnie z p u n k tu wi­

dzenia zdrow orozsądkow ej antropologii i epistem ologii ciała ludzkiego implikowanych przez zw rot „oddanie się m ałżeńskie”, d a r c i a ł a j e s t p o

dzenia zdrow orozsądkow ej antropologii i epistem ologii ciała ludzkiego implikowanych przez zw rot „oddanie się m ałżeńskie”, d a r c i a ł a j e s t p o