• Nie Znaleziono Wyników

W obrazie czynu czy w obrazie ciała?

Ciało jako „znak obrazu Stwórcy ”

II. W obrazie czynu czy w obrazie ciała?

J e s t rzeczą bezdyskusyjną, że człowiek jaw i się nam w prost jak o istota

n i e z w y k ł a, istota o wyjątkowej ra n d ze w widzialnym cielesnym świecie.

Chciałbym tu podkreślić je d n a k nie tylko sam m om ent niezwykłości człowie­

ka, ale również je j t o p o s: miejsce, czyli kontekst, w jakim się nam ona naj­

pełniej uobecnia i m anifestuje.

„O sobność” osoby

N iepodobna z je d n e j strony nie widzieć, że ta niezwykłość człowieka jest jeg o niezwykłością w w i d z i a l n y m ś w i e c i e, w ś w i e c i e c i e l e s n y m. U derza ona nas ja k o inność człowieka, jeg o odrębność czy osobność. J a n Paweł II mówi w tym kontekście o „samotności” człowieka, który widząc się sam i przeży­

wając się ja k o inny pośród całego świata zauważa w swej podmiotowości osobowej, samowiedzy i sam ostanow ieniu, źródło i potw ierdzenie swej odręb­

ności w stosunku do świata i nieredukow alności do niego. Zdobywa samo- wiedzę o sobie „wyosobniając” się przez nią. Istotnie, inność człowieka w świecie je s t uderzająca w szczególności, gdy go zestawić z istotami z wielu powodów człowiekowi najbliższymi, tj. z naczelnymi w świecie zwierząt. Do­

strzec tę inność to nie wynik teorii, to nie wniosek z jakiejś nauki o człowie­

ku, lecz właśnie spraw a d o s t r z e ż e n i a, czyli d o ś w i a d c z e n i a. N ie p u n k t dojścia,

ź r ó d ł e m t r a n s c e n d e n c j i o s o b y — i d la te g o s ta ra d e fin ic ja o so b y tr a fn ie u w y d a tn ia u m y sł (n a tu ­ r a ra tio n a lis ) j a k o j e j p o d s ta w ę , c h o ć c h y b a n ie w sk a z u je d o sta te c z n ie n a to , w j a k i sp o só b ów u m y sł sta n o w i o o so b ie o r a z o j e j tr a n s c e n d e n c ji w d z ia ła n iu [...] P o w in n o ść św iadczy raz je s z c z e o ty m [...] że w ola o r a z w o ln o ść o so b y p o sia d a ją w łasn e i so b ie w łaściw e d y n a m ic z n e p rz y p o rz ą d k o w a n ie d o p ra w d y , w łasn y d y n a m ic z n y d o n ie j sto s u n e k . S to su n e k te n stanow i o sw oistej o ry g in a ln o ś c i k a ż d e g o ro z strz y g n ię c ia czy w y b o ru , sta n o w i w sz czeg ó ln y sp o só b o o ry g in a ln o ś c i o b o w ią z k u czy p o w in n o śc i. P o w in n o ść b o w ie m j e s t ja k b y sz czeg ó ln y m sto p n ie m z d y n a m iz o w a n ia się w oli p r z e z p r a w d ę ” . P o r. Osoba i czyn, K ra k ó w 1 969, s. 1 7 3 -1 7 4 (p o d k r.

K .W .); p o r . ró w n ie ż T . S t y c z e ń , Sumienie: źródło wolności czy zniewolenia?, „Z eszyty N a u k o ­ w e K U L ” 2 2 (1 9 7 9 ) n r 1-3, s. 8 7 -9 7 .

C iało ja k o „znak obrazu S tw ó rcy” 61 lecz raczej p u n k t wyjścia dla wszelkiej dalszej refleksji n ad człowiekiem i teorii człowieka. W tym doświadczeniu człowiek jaw i się od razu nie tylko jak o i n n y od pozostałych istot cielesnych, lecz rów nież ja k o stojący od nich nieporów nanie w y ż e j. Inicjalne zidentyfikow anie człowieka w doświadczeniu okazuje się więc od pierwszego m om entu ujęciem go w aspekcie w a r t o ś c i.

J e st to doświadczenie aksjologiczne. In n e , m ożna i trzeba zaraz dodać, nie byłoby integralnym doświadczeniem człowieka. W innym niż to — człowiek nie byłby tym, kim jest: je g o inność to nie tylko n i e z w y k ł a o d r ę b n o ś ć, jeg o inność to rów nocześnie n i e z w y k ł a w a r t o ś ć. Czyż to, co człowieka r ó ż n i od rzeczy, nie w y r ó ż n i a go zarazem pośród nich?

Nie sposób z drugiej strony nie zauważyć, że to „inaczej” i „wyżej” czło­

wieka m anifestuje się w ciele nie zawsze w ten sam sposób. Inaczej n p ., gdy człowiek, powiedzm y Krystian Z im erm an, w ykonuje Balladę g-moll F. C hopi­

na, a inaczej gdy tenże artysta spożywa obiad wśród przyjaciół, a jeszcze inaczej, gdy Krystian zaśnie i śpi. Udział w n ę t r z aokazuje się tu bezp o śred ­ nio istotny dla sposobu jaw ienia się człowieka w je g o „inaczej” i „wyżej”. Ale

u d z i a łw n ę t r z ato n ad e wszystko d z i a ł a n i e człowieka, czyli u d z i a łj e g o s p r a­ w s t w a. Człowiek jaw i się sam em u sobie niewątpliwie najpełniej wtedy, gdy działa18. Działanie odsłania go najpełniej. Stąd człowiek działając ustawia się niejako w najdogodniejszej pozycji do zobaczenia się przez siebie. Działa­

nie, czyn, staje się wówczas jakby oknem na siebie, w którym człowiek m oże się przyjrzeć jakby od w nętrża sobie sam em u. J e s t to zresztą wyjątkowo d o ­ godna i niezrów nana wręcz szansa poznania człowieka. In n a rzecz, że w ten sposób m oże każdy poznawać tylko... siebie. Lecz nie tylko sobie, również innym ludziom człowiek jaw i się najpełniej ja k o człowiek, gdy działa. W ów­

czas je d n a k okno czynu, które zupełnie wystarczyło „ja” d o podpatryw ania

„siebie”, dom aga się podłączenia go niejako pod okno, k tóre umożliwi wgląd

„do w nętrza” także tym innym „z zew nątrz”. T a właśnie funkcja pisana je s t ludzkiem u ciału19. N a zew nątrz bowiem człowiek jaw i się tylko w obrazie swego ciała i tylko ciało czyni człowieka bezpośrednio dostępnym , kom uniko- walnym20. Dzieje się to przecież najpełniej d opiero w połączeniu z właś­

ciwym człowiekowi działaniem . Ciało „obrazuje” ,ja ”, gdy je s t narzędziem mocy sprawczej ,ja ”. O to dlaczego ciało l u d z k i e, gdy stanie się tylko ciałem

c z ł o w i e k alub „po człowieku”, tj. pozbawionym przez śm ierć egzystencjalnej

** N a oczyw istości te g o fa k tu b u d u je te o r ię czło w iek a K. W o jty ła w d z ie le Osoba i czyn.

W n a js z e rs z y m z re sz tą z n a c z e n iu , o b e jm u ją c y m ta k ż e k o m u n ik o w a n ie się ( p rz e k a z in fo rm a c ji i p rz e ż y ć ) z in n y m i za p o m o c ą ję z y k a .

P o r. m o tto p r z y to c z o n e n a w stę p ie n in ie jsz y c h ro z w a ż a ń .

62 Człowiek obrazem M iłości

więzi ze swym ,ja ”, czyli z „podm iotującym ” j e i podm iotow ym p a r excellen- ce pierwowzorem , przestaje być również obrazem człowieka. W skazuje już tylko n a siebie, a nie — poprzez siebie i w sobie lub sobą — n a człowieka.

Ujawniony związek stanowi ważną wskazówkę m etodologiczną: czytania człowieka w ciele i poprzez ciało nie pow inno się odrywać od czytania czło­

wieka w czynie i poprzez czyn. Jed y n ie bowiem takie paralelne „czytanie człowieka” zabezpiecza tę lekturę przed b raniem za wyraz doświadczenia człowieka czegoś, co je s t ju ż interpretacją danych doświadczenia lub wręcz tworem fantazji. Z brak u czasu trzeba tu zrezygnować z prób szczegółowego pokazywania „w nętrza” osoby poprzez czyn. Na szczęście nie trzeba tu do­

piero d ró g przecierać. Przetarł j e bowiem na dobre A utor Osoby i czynu i do tego dzieła w ypada Czytelnika odesłać21. Nie um iem je d n a k oprzeć się pokusie przypom nienia tego, co bodaj najważniejsze, świadom w pełni ryzy­

ka, jak ie dla takiej relacji i jej odbiorcy niesie z sobą n a d e r skrótowa forma je j ujęcia.

Jedyność osoby w obrazie czynu...

W świede swego czynu, a w szczególności w świede swego sądu o swym czynie (sumienie): „Powinienem spełnić ten oto czyn wobec ciebie”, człowiek ujawnia się sobie jak o ktoś, kto sam uzależnia się od siebie wydając akty, którym i uzależnia się od stwierdzanej poprzez nie praw dy22. Dzięki tej

21 O b o k d z ie ła Osoba i czyn n a le ż y w ty m k o n te k śc ie zw ró cić u w a g ę n a k o n ty n u a c ję myśli ta m z a w a rty c h w ro z p ra w ie : Osoba: podmiot i wspólnota, „R o czn ik i F ilo zo ficz n e” 2 4 (1 9 7 6 ) z. 2, s. 5 -3 9 ; a ta k ż e T . S t y c z e ń , Sumienie: źródło wolności czy zniewolenia?, a rL cy t., s. 87-97.

82 „ W o ln o ść j a k o n ie z a le ż n o ś ć w s to s u n k u d o m o żliw y ch p r z e d m io tó w c h c e n ia zak ład a w o ln o ść ja k o sa m o -z a le ż n o ść ” — p isz e K . W o jty ła, p r z y ty m p o d k r e ś la j e d n a k , że „ ta k p ojęta n ie z a le ż n o ś ć [...] tłu m a c z y się w łaśn ie o w y m w e w n ę trz n y m , isto tn y m d la sa m e j w oli, o d n ie sie ­ n ie m d o p r a w d y i z a le ż n o śc ią o d n ie j. W ła śn ie ta za le ż n o ść c zy n i w olę n ie z a le ż n ą o d p rz e d ­ m io tó w o r a z o d s a m e g o ic h p rz e d s ta w ie n ia , o so b ie zaś d a je o w ą n a d r z ę d n o ś ć w s to s u n k u do w ła sn e g o d y n a m iz m u , k tó r ą o k re ślilib y śm y j a k o tr a n s c e n d e n c ję w cz y n ie (tra n s c e n d e n c ja p io n o w a )”. J e d y n ie ta k u ję ta k o re la c ja sa m o z a le ż n o śc i i z a le ż n o śc i w p r a w d z ie (o d praw d y ) czy n i, z d a n ie m A u to r a Osoby i czynu, z ro z u m ia ły m i fe n o m e n y d z ie d z in y m o ra ln o śc i. „G dyby r o z strz y g a n ie czy w y b ó r n ie za w ie ra ły w so b ie « m o m e n tu p ra w d y » , g d y b y n ie d o k o n y w a ły się p rz e z sw oiste o d n ie s ie n ie d o n ie j, m o r a l n o ś ć j a k o n a j b a r d z i e j z n a m i e n n a d l a c z ł o w i e k a - o s o b y r z e c z y w i s t o ś ć p r z e s t a ł a b y b y ć z r o z u m i a ł a ” . P o r. Osoba i czyn, s. 1 68, 1 45, 146 ( p o d k r . T.S).

M e to d a , sto so w a n a w Osobie i czynie, a tu ta j p rz y k ła d o w o z ilu s tro w a n a , w iąże r e s p e k t dla d a n y c h d o św ia d c z a ln ie tre śc i su m ie n ia ze w sk a z a n ie m k o n ie c z n y c h w a ru n k ó w ic h z ro z u m ia ło ­ ści (sen so w n o ści). N a tej p o d sta w ie m e to d o lo g ic z n e j w y ra sta w izja o so b y -c z ło w ie k a , k tó re j nie

samozależności w sam ouzależnianiu się od praw dy wydawanych przez siebie sądów powinnościowych, a następnie w skutek podejm ow ania aktów, którym i może, choć nie musi, spełniać bądź negować proklam ow aną przez siebie wcześniej powinność działania, człowiek pisze niejako swą własną, jed y n ą, niepow tarzalną historię. A je s t to w końcu zawsze historia zm agań d o b ra ze złem. W je j nieodstępności i niewym ienialności ujawnia się też człowiek sobie najpełniej ja k o jed y n y , n i e w y m i e n i a l n y i n i e p o w t a r z a l n y p o d m i o t-s p r a- w c a2 3 . T ego ,ja ”, sprawcy d o b ra albo zła, niep o d o b n a n a żadne in n e ,ja ” wymienić ani się od niego uwolnić. Tym sposobem też człowiek bodaj najgłę­

biej dotyka swej osobowej podmiotowości. Dotyka tego, co tak je d y n e i co tak o nim stanowi w tej jedyności, iż pom yłką byłaby jakakolw iek p ró b a je j wyra­

żenia w języku, tworze złożonym ze znaków-pojęć ogólnych, zrodzonych z przyrów nań i przeciwstawień. W ydaje się, że stajem y tu najbliżej „osobności”

osoby i zarazem , że to „tu ” oznacza pró g dla nikogo z zew nątrz niedostępny:

nieosiągalny i nieprzekraczalny p ró g „osobności osoby”. Język polski, skar­

biec zasobny w doświadczenie człowieka z człowiekem, zdaje .się w samym swym rd z en iu słowa „osoba” bardziej przestrzegać przed tajem nicą osoby, aniżeli próbow ać j ą odsłonić24. T ego, co je s t tak osobno, niep o d o b n a zdo­

być, zrównać... „Szczytem był każdy człowiek wyrastający z tej ziemi i każdy nim je st”25. W ielkość św. Tom asza z Akwinu widzę w tym, że powiedział tu „Ineffabile!” („Niewyrażalne!”), uczyniwszy przedtem wszystko, co um iał dla je j w yrażenia w języku pojęć ogólnych, czyli za pom ocą tych elem entów , które odnosząc się do każdej osoby i tylko osoby pozwolą j ą jasn o i wyraźnie odróżnić od wszystkiego, co nie je s t osobą. A nie je s t to zgoła mało! „Ratio- nalis n a tu ra e individua substantia” każe wszak umieścić świat osób na parn

a-m o ż n a z a k w e stio n o w a ć — d la u k a z a n y c h w łaśn ie racji! — in a c z e j, j a k ty lk o ig n o r u ją c o d n o ś n e

64 Człowiek obrazem M iłości

sie widzialnego świata: „Aliquid perfectissimum in entibus!”. Św. T om asz nie um ie nie cenić tych odkryć. Mimo to czuje przem ożną potrzebę wskazania na zasłonę, poza którą dopiero ukrywa się „osobność” osoby, zasłonę nie do zdarcia. Słowo „Niewyrażalne!” jaw i się tylko n a ustach kogoś, kto nie bez żalu godzi się na to, że nie je s t w stanie wyrazić. T o świadom y ak t uznania granic swego poznania i granic języka. Lecz nie je s t to wcale a k t kapitulacji, raczej wyraz fascynacji wobec tajemniczej niezwykłości. „Ineffabile!” C harak­

terystyka opisowa splata się tu z kwalifikacją aksjologiczną. Cóż to za kapi­

talny skrót! Ale czy ta o d w e w n ą t r z się nam narzucająca „osobność” osoby, niepokojąca jedynością swego w ew nętrznego oblicza, m oże się w ogóle jakoś wyrazić w ludzkim ciele? Czy niezbyt pochopnie przyznaliśm y m u o n t y c z n y

status o b r a z u osoby?

... i w obrazie twarzy

O dpow iem najkrócej, ja k um iem . Patrzm y na t w a r z! Czy znajdziem y taką sam ą, ja k ta oto? T a oto je s t i n n a od wszystkich pozostałych, a każda następ­

n a także: jed y n a, niepow tarzalna, niezastąpiona. J e s t właśnie osobno. Oto pierwsza konstatacja. Lecz oto narzuca się d ru g a. Czy bowiem chodzi tu tylko o stw ierdzenie inności każdej twarzy w ich nie kończącej się galerii?

Zwróćmy się do doświadczenia. Je g o świadectwo je s t tu jed y n ie miarodajne.

O to je g o świadectwo: czy twarzy tylko dotyczą w yznania w rodzaju: ,Jak dobrze, że jesteś!”, „Jak cudow nie, że istniejesz!”, „Świat nie byłby tym świa­

tem , gdyby nie było w nim ciebie!”? Doświadczenie musi tem u zaprzeczyć w tej samej m ierze, w jakiej musi potwierdzić, że ci, którzy sobie takie wyznania składają, wypowiadają j e zwykle zapatrzeni w... Co?! Język potoczny odpo­

wiada: „w siebie”. I wcale nie uważa, że przeczy sobie dodając „twarzą w twarz”.

Doświadczenie odsłania tu zatem znowu swoistą jed n o ść przeciwieństw.

Akcentuje przede wszystkim to, co stwierdza ja k o fakt podstawowy: bezpo­

śred n i kontakt osoby z osobą: „Tyś jest!” Równocześnie ujawnia sposób, w ja k i do tego bezpośredniego kontaktu dochodzi: twarz je s t obrazem „ty”.

Patrząc w twą twarz widzę ciebie w oknie twej twarzy, w „oknie, które nie kłam ie” . Czy uznam y może za ofiary iluzji tych, którzy choć w patrzeni w

26 A. K ę p i ń s k i, Twarz i ręka. „Szkice", „ T e k sty ” 2 (1 9 7 7 ) s, 10.

C iało ja k o „znak obrazu S tw ó rcy” 65 swe twarze nie do twarzy, lecz do swych osobowych istnień odnoszą swe:

J a k cudow nie, że jesteś!”?

„N aukowy” sensualista m a tu przeciw sobie całe „doświadczenie twarzy”, które je g o właśnie obnaża ja k o ofiarę iluzji, a deklarow any przezeń em pi- ryzm ja k o anty-em piryzm pozwalający sobie urągać oczywistościom dośw iad­

czenia w imię konsekwencji wobec przyjętego z góry pseudonaukow ego dogm atu. J e s t to zaiste wyborowa logika na usługach „m etodycznej ślepoty”.

Autorzy wyznań: „Jak dobrze, że jesteś!”, mówią nie dlatego, że tak się mówi, lecz mówią tak od daw na do dziś i zawsze mówić będą, poniew aż wiedzą z doświadczenia, co chcą wyrazić. I dlatego „tak się mówi”. N a usługi tego doświadczenia powstał język potoczny i na je g o usługach pozostaje. O kreśle­

nie „zapatrzeni w siebie twarzą w twarz” posiada w tym względzie je d n o ­ znaczną wymowę. P odobnie ja k określenie: „I bili go po twarzy”27. A skoro ju ż jesteśm y przy tym tak treściowo odm iennym , negatyw nym przykładzie, wypada znowu pytać, dlaczegóż to uderzenie w twarz m ogło się stać, ja k się stało, symbolem największego zlekceważenia godności drugiego?

O dpow iedzi będzie znowu chyba tylko jeszcze sensualista potrzebow ał, o ile sobie w p o rę przypom niał, co m u wolno widzieć, a czego m u widzieć nie wolno. „Metafizyczne m anow ce” są wszak niebezpieczne dla „naukow ej p o ­ stawy”, a m oże tylko dla „naukow ego idiotyzm u” (W issenschaftlicher Idiotis- mus, H . Marcuse)?. W odpow iedzi trzeba m u je d n a k odradzać sam oobronę przed w idzeniem i kierow anie się nie dogm atem sensualizm u, lecz dośw iad­

czeniem w określaniu tego, co jest, a co nie je s t dośw iadczeniem . Albo w imię konsekwencji trzeba m u zaproponow ać usunięcie z języka zwrotów w rodzaju powyższych i w prow adzenie w ich miejsce „naukow ych” typu: „oczy patrzą n a oczy”, „ręka bije twarz” itp. Na coś takiego trzeba by się bowiem w końcu zdecydować... W każdym razie w świede doświadczenia wyrażające­

go się w języku potocznym wartość twarzy ja k o m edium ujawniającego w prost sam ą osobę w je j osobności stoi poza wszelką dyskusją. Cóż poza tym doświadczeniem upow ażnia do stwierdzenia: „N a pew no [...] u człowieka — twarz je s t je g o legitymacją. Zasłonięcie twarzy u tru d n ia, wręcz uniem ożliwia identyfikację drugiej osoby”?28

T w arz umożliwia nie tylko czytanie „osobności” osobowego ,ja ” w je g o niepow tarzalnym „tu”. O dsłania nam o n a nadto je g o osobność w niepow ta­

rzalnym „teraz” je j mimiki i spojrzenia. Ludzie potrafią niekiedy w znacznym

27 M t 2 6 , 6 7 o r a z 2 7 , 3 0.

28 K ę p i ń s k i, d z . c y t , s. 10.

66 Człowiek obrazem M iłości

stopniu opanow ać sztukę ukryw ania praw dy swych przeżyć za pom ocą słów.

Stąd słowa m ogą kłamać, zwłaszcza pisane. T ru d n o je d n a k przychodzi lu­

dziom ujarzm ienie w równej m ierze swej twarzy przez wolę. Dlatego zasadni­

czo „twarz nie kłamie”, obnaża, zdradza naw et próbę ukrycia się pokazując ukrywającego się jak o szukającego ukrycia. T w arz je s t wreszcie jedynym w swoim rodzaju żywym śladem historii „tego oto jed y n eg o życia” pomimo wszystkich niedoskonałości tego znaku.

W objawieniu osobności osoby w je j niepow tarzalnym „tu” i „teraz” oraz jed y n ej jej historii żaden inny elem ent ciała ludzkiego nie je s t w stanie współzawodniczyć z twarzą. Ręce są wdzięcznym, lecz niegroźnym konkuren­

tem. Chyba dlatego artyści uczą nas czytać człowieka odsłaniając często jed y n ie je g o twarz i ręce, ukrywając nagość ciała w zwojach szat. Czyżby nie doceniali ukazania ludzkiego ciała w całej je g o nagości ja k o obrazu czło­

wieka? Bynajmniej! W iemy zresztą, że często to czynią. Tym niem niej to właśnie stosowanie zasady „Per opposita cognoscitur” ujawnia ich geniusz dydaktyczny i pedagogiczny w próbach uczenia czytania człowieka w ciele.

O to m istrz pokazywania „całości we fragm encie”, W it Stwosz, od p aru wie­

ków ju ż uczy nas nie bez pow odzenia czytać osoby w ich twarzach.

Mistrzowie wiedzą, że są to n a j l e p s z e zwierciadła, jak im i m ożemy dyspo­

nować, chociaż są to w końcu tylko najlepsze z w i e r c i a d ł a . Najdoskonalszy obraz swego pierw ow zoru nie przestaje być tylko je g o obrazem . Stąd do­

świadczenie im m anencji „ty” w ciele, w twarzy, wyrażające się radosnym:

„Jak cudow nie, żeś jest!”, idzie w parze z doświadczeniem transcendencji „ty"

naw et w stosunku do spojrzenia, którym „ty” odw zajem nia się tym samym, podobnym lub bezsłownym: „Jak dobrze, że jesteś!” Czy nie w im ieniu do­

świadczenia nas wszystkich wypowiedziano poniższe słowa?

N ig d y n ie p r z e jrz y n a w e t k o c h a ją c y w aszej, o b y ty b e z k r e s n e , z asło n y , b o k tó ż p o tr a f i czy tać w ja ś n ie ją c e j

tw a rz y , p r z e d k tó r ą p ie rz c h a w z ro k o lśn io n y .

P o e ta u fa , że w ja k ie jś p o sta c i

sp ra w d z i w as w reszc ie d rż ą c y m p o r ó w n a n ie m . Z k r ę g u w k r ą g w znosi się za w aszym trw a n ie m i trw o ż n ie tr o p w asz n a n ie b io sa c h traci.

I w k o ń c u j e s t w am n ajb liższ y tę s k n o tą ...29

29 R . M . R i 1 k e , Poezje, tłu m . M . J a s t r u n , K ra k ó w 1 9 7 4 , s. 3 7 9 .

C iało ja k o „znak obrazu S tw ó rcy” 67 Czy doświadczenie to nie mówi nam , że tęsknim y za głębszym jeszcze facies ad faciem d okładnie w chwili, gdy przeżywamy radość spotkania twa­

rzą w twarz? A przecież m im o to wszystko n iepodobna przecenić głębi spot­

kania osoby z osobą w ich „twarzą w twarz”. Tej głębi n iepodobna też o d ­ mówić bezpośredniości, naw et jeśli właśnie doświadczenie i przeżywanie tejże głębi ujaw nia nam zarazem , że bezpośredniość m a znow u swe jak b y różne stopnie i wymiary. Rola twarzy ja k o objawiciela je s t w każdym razie unikalna i może być m ierzona je d y n ie „osobnością” i godnością tego, kogo osłania i kogo tak dogłębnie odsłania. Również n a w zgardę, na zlekceważenie! „I bili go po twarzy [...]”. Niezwykłość tych sform ułow ań pochodzi właśnie stąd, że są tak zwykłe, lakoniczne, niezauważalnie przejrzyste, przezroczyste ja k krysz­

tałowe szyby, k tóre tak w iernie odsłaniają świat z zew nątrz i łączą z nim obserw atora, że niekiedy d opiero ich m im ow olne rozbicie uśw iadam ia nagle ich istnienie. T ak oto przejrzysta je s t twarz dla tego, kto użył zw rotu „I bili go po twarzy [...]”. I dla wszystkich, którzy dotąd nie zgłosili d o tej form y najmniejszych zastrzeżeń ani popraw ek w rodzaju: „Nie wiemy, o czym m ó­

wi” lub „Tw arz bito, nie jego!”

O to więc i nasze własne d o ś w i a d c z e n i e t w a r z y przyłapane n a gorącym uczynku! Czy w doświadczeniu twarzy doświadczam y tylko... twarzy?! Nie tylko. Również nasze d o ś w i a d c z e n i e d o ś w i a d c z e n i a twarzy n a gorącym uczynku przyłapane, zanim jeszcze m ogło zostać spłoszone... refleksją. Nie twarz t y l k o bili, nie n a twarz tylko pluli, lecz bili Go po twarzy i n a Ni e g o

pluli. Nie n a innym dośw iadczeniu będzie tak wiele budow ał A utor zdania:

„Filipie, kto widzi m nie, widzi i Ojca”!30 Z tego sam ego doświadczenia wyrośnie potem również: „Zobaczą, k o g o przebodli”31. Naukowy sensualista

m u s i w y b i e r a ć: albo uzgodnić swą koncepcję doświadczenia z tym dośw iad­

czeniem, czyli j ą radykalnie zrewidować, albo ogłosić wielki pro g ram „napra- wy języka potocznego” i tego, co u je g o podstaw stoi: doświadczenia m iliar­

dów ludzi.

W ymowa dośw iadczenia je s t jednoznaczna: hym n na cześć człowieka nie może nie być pochw ałą ciała ludzkiego. O braz uczestniczy w chwale swego pierw owzoru. Ale czy nie dlatego tak dogłębnie w niej uczestniczy, że je s t obrazem , który wchodzi w sam ą konstytucję bytową swego pierw ow zoru tak, że człowiek nie tylko m a ciało, ale także — choć nie tylko — nim jest? Czy nie dlatego tylko tak dogłębnie objawia tego, kogo objawia, że współkształtu­

je sobą stru k tu rę objawianego? Sposób objawiania odpow iada sposobowi

30 J 14, 9.

31 J 1 9, 3 7.

68 Człowiek obrazem M iłości

bytowania. Agere sequitur esse. Unikalność unii, w jakiej ciało pozostaje z ,ja ” osobowym, tłumaczy się wystarczająco jed y n ie substancjalną więzią obra- zu-ciała ze swym pierwowzorem „ja”, tj. substancjalną przynależnością ciała do ,ja ” i „ja” do ciała (scholastycy mówili o com m ensuratio anim ae AD h o c

corpus): j e s t ciało l u d z k i m ciałem przez to, że o b r a z u j e ,ja ” czyniąc je wi­

dzialnym w prost w sobie jak o obrazie typu m e d i u m Q U O . Nie obrazując ciało ludzkie przestaje być ciałem ludzkim: traci i swą bytowość, i identyczność.

Doświadczenie i przeżycie jedyności osoby w je j twarzy oraz doświadczenie i przeżycie jedyności osoby jak o nieodstępności sprawstwa swego czynu do­

pełniają się wzajemnie. N ikt inny poza m ną nie doświadczy m nie i nie prze­

żyje m nie w spełnianiu tego oto czynu. Pozostaję na zawsze sam na sam,

„sam otny” wobec decyzji, którą pow inienem podjąć. N ikt nie zabierze mi d o b ra albo zła jej spełnienia. Wyłączny ich sprawca i „nieudzielny” podmiot pozostaje też ich jedynym „naocznym ” świadkiem. Ale z drugiej strony nigdy

„sam otny” wobec decyzji, którą pow inienem podjąć. N ikt nie zabierze mi d o b ra albo zła jej spełnienia. Wyłączny ich sprawca i „nieudzielny” podmiot pozostaje też ich jedynym „naocznym ” świadkiem. Ale z drugiej strony nigdy