• Nie Znaleziono Wyników

http://orcid.org/0000-0002-0874-0295

Tomasz Mizerkiewicz, omawiając wydany w 2008 roku Dzień przed koń-cem świata, w następujący sposób podsumowywał dotychczasową twórczość Aleksandra Jurewicza:

Proza artystyczna i teksty felietonowo-eseistyczne Aleksandra Jurewi-cza często były opisywane jako dramatycznie uwikłane w dylematy pamięci. Powiadano zwykle, że objawiały one dysonanse i pęknięcia tożsamości czy świadomości wspominającego. Elementy mitycznej stylizacji obecne w prezentacji białoruskiej Lidy, z której wywędrował pisarz w dzieciństwie wraz z rodziną, czasem bywały oceniane krytycz-nie, innym razem zauważano, że mit nie posiadał tam łatwych, pocie-szających sensów, wydając pisarza na pastwę melancholii. Najnowsza książka prozatorska Jurewicza, Dzień przed końcem świata, niebezpiecz-nie wzmaga ową przenikliwie smutną tonację wypowiedzi, skutkiem czego całość waha się między słabą literacko opowieścią pisaną pod dyktando bólu a wartościowym, bezwzględnie szczerym wyznaniem jednostki niewidzącej możliwości wsparcia i pocieszenia1.

Trudno nie zgodzić się z taką diagnozą. Wszak cała twórczość prozator-ska autora Po drugiej stronie podporządkowana została nostalgiczno-melan-cholijnej tęsknocie za dawnym, lidziańskim światem, którego do końca nie pamięta, ale który nie pozwala zadomowić mu się w nowej rzeczywistości.

Jak przyznawał w Popiele i wietrze,

Muszę (czy muszę?) powrócić „Tam” raz jeszcze, choć tym razem jest to powrót nie do czasu, który mogłem zapamiętać, który mógł mi się

nie-1 T. Mizerkiewicz: Wspominać aż do niepamięci. „Nowe Książki” 2008, nr 4, s. 62.

spodziewanie przypomnieć i otworzyć śluzę pamięci, a ta śluza może być jednocześnie furtką do Wszechświata i bramą więzienia. Powracam więc do własnej prehistorii, w której jest czyjeś prawdziwe cierpienie (a które może teraz ja po kimś donaszam), skaleczenie na resztę życia, gorzki melodramat, prawdopodobnie nic słonecznego. Wiem niewie-le, choć może to, co wiem, wystarczy, a uprawdopodobniającym do-mysłom i przypuszczeniom nie potrzeba zbyt dużo faktów. Bo często w pisaniu może być i tak, jak wyraziła to Selma Lagerlöf: „Pisze się nie o tym, jak jest, ale o tym, jakby się chciało, żeby było”2.

Dlatego też przemijanie, utrata, śmierć będą dominującymi motywami tego pisarstwa. W efekcie, jak przyznawał sam Aleksander Jurewicz, odpo-wiadając w ankiecie „Tekstów Drugich” na pytanie dotyczące powodów pi-sania:

Za moim pisaniem nie stoi tylko Kochanowski, Mickiewicz, Rimbaud, Czechow, Proust, Faulkner, Camus, Marquez, Konwicki, Różewicz i cały szereg bibliotecznych regałów, ale też rodzice (mama ze swoim Panem Bogiem, ojciec nad swoją maszyną do szycia „Singer”), miłość, alkohol, samotność, muzyka włoskiego baroku i Beatlesi, bezsenność, paru łajdaków, których spotkałem i spotykam nadal, paru przyjaciół przedwcześnie umarłych, filmy (od Lecą żurawie po Czerwony), sny, deszcze, parę zapamiętanych pejzaży, kilka marzeń z dzieciństwa. Nie umiem oddzielić jednego od drugiego. To ciągle trwa w tym układzie zamkniętym pomiędzy ręką z ołówkiem HB a…, i tak dalej3.

Rys autobiograficzny będzie tu zatem rysem dominującym. Ale, co oczy-wiste, snute po czasie opowieści okażą się unikatową kompilacją tego, co rzeczywiste, i tego, co zmyślone, snu oraz jawy, wreszcie — tego, co intymne, osobiste, i tego, co powszechne. Pisarz, mając bowiem świadomość, że jego doświadczenie wygnania było udziałem wielu, przyznawał:

Kresy w niejednym sercu to sentymentalne, pełne czułości miejsce.

To świat pierwszy, najpierwszy. To tam po raz pierwszy zabiło serce i otworzyliśmy oczy. To tam stawialiśmy pierwsze kroki, to tam są śla-dy po wszystkim, co było w naszym życiu najpierwsze i jeśla-dyne — sło-wa, grzech, zakochanie, płacz, młode twarze naszych rodziców. […] tak rodzą się nasze wewnętrzne, pojedyncze, każdego z osobna mity, nasza wewnętrzna mitologia zamieszkana tylko przez dobre przypomnienia i dobre pamiętanie4.

2 A. Jurewicz: Popiół i wiatr. Gdańsk 2005, s. 17.

3 Świadectwa. [Wypowiedź Andrzeja Jurewicza w ankiecie]. „Teksty Drugie” 1996, nr 5, s. 116.

4 A. Jurewicz: Każdy ma swoją prawdę. „Gazeta Wyborcza” 1998, nr 1, s. 22.

Jurewicz urodził się w 1952 roku w Lidzie na Białorusi, skąd w ramach akcji repatriacyjnej w roku 1957 przyjechał wraz z rodzicami do Polski. To doznanie odcisnęło piętno na jego całym życiu, stając się punktem centralnym jego biografii. Tęsknota za utraconym rajskim dzieciństwem będzie powodem nieustannego powracania do przeszłości i zmagania się z traumą. Z tego najprawdopodobniej powodu utwory autora Nie strzelajcie do Beatlesów stale krążą wokół tych samych tematów, przekonując, że pisarzowi nie udało się mimo wszystko „przepracować” żałoby. Ale wciąż na nowo podejmuje pró-by, traktując literaturę jako swego rodzaju autoterapię.

Aleksander Jurewicz zadebiutował w 1974 roku tomem poetyckim Sen, który na pewno nie był miłością. Pierwszy tom prozatorski — W środku nocy — wydał w 1980 roku. Ale rozgłos przyniosła mu dopiero opublikowana dekadę później Lida. Na jego dorobek pisarski — jak dotąd — złożyło się pięć powie-ści, pięć tomów poetyckich oraz dwa zbiory felietonów, które da się czytać jako spójną opowieść o sile pamięci i dążeniu do scalenia własnej tożsamości.

W środku nocy5 — niewielki objętościowo debiut prozatorski Aleksandra Jurewicza — podzielony został na oznaczone literami alfabetu (od A do N) fragmenty, które układają się w przeplatające i uzupełniające się monolo-gi: kobiety i mężczyzny. Powieść, przynosząc zapowiedź katastroficznego postrzegania rzeczywistości przez Jurewicza, opowiada o toksycznej relacji, jaka połączyła trzydziestoletnią aktorkę Polę i Michała, oraz o ich nieudanej próbie poszukiwania wspólnego języka. Próbie — dodajmy — niemającej szansy się powieść. Niestabilna emocjonalnie, mająca autodestrukcyjne ten-dencje dziewczyna po dwóch latach bycia w związku decyduje się rozstać z chłopakiem, gdy ten nie chce dziecka. W dzieciństwie porzucona przez ojca, niepotrafiąca porozumieć się z matką (która w końcu umiera na raka), Pola czuje się samotna, wyobcowana, zbyt szybko się poddaje i nie umie walczyć o to, czego pragnie. Zwykle działa impulsywnie, ale bojąc się „każdego no-wego dnia” (W, s. 74), nie potrafi pójść dalej. Nie umie też poradzić sobie z teraźniejszością. W jakimś sensie usprawiedliwiając się, wyznaje na przy-kład: „Każdy jest, i niech nikt nie zaprzecza, skazany na taki jeden moment w życiu, kiedy nie ma już siły… wielu nie poddaje się, jutro już zapominają o tym… Wielu już jest za tym progiem. Wielu nie żyje. A ja?” (W, s. 21).

Być może dzieje się tak dlatego, że już jako dorosła kobieta Pola idzie

„po odciskach twoich [matki — A.N.] żywych śladów, powtarzam te same gesty i zdarzenia” (W, s. 73). Ale gdy decyduje się na powrót do Michała, ginie w tragicznym wypadku samochodowym. Po śmierci dziewczyny

Mi-5 A. Jurewicz: W środku nocy. Gdańsk 1980. Wszystkie cytaty pochodzą z tego wy-dania. Po skrócie W podaję stronę, z której cytat pochodzi.

chał wraca do wspólnych rozmów, wykonywanych czynności, mało istot-nych zdarzeń. Wszystko po to, by odtworzyć twarz dziewczyny, „jedną żywą chwilę, jakąś zmęczoną radość — co mogłoby powiedzieć, kim byłaś, czym jesteś…” (W, s. 11).

W środku nocy jest powieścią wieloaspektową. Przynosi namysł nad po-wodami każącymi mimo przeciwności losu żyć, ontologią miłości, definicją szczęścia, trudami komunikacji, lękami i potrzebie wierzenia w złudzenia czy nad siłą pamięci. Ale tematem nadrzędnym tej książki czyni autor pust-kę, zarówno tę wewnątrztożsamościową, jak i tę, która jest konsekwencją śmierci bliskiej osoby. Pola czuje się pusta w środku z powodu porzucenia jej najpierw przez ojca, potem przez matkę. Umacniająca strach przed życiem podświadomość nie pozwala jej nawiązać trwalszej relacji z drugą osobą.

Mimowolnie dąży do katastrofy. Wyczuwał to także Michał, który stwierdza:

Kiedyś musiało się to zacząć; pęknięcie, mówisz, i czekasz na przy-takujące kiwnięcie głową, kiedyś musiała zacząć umierać na naszych rękach ta nasza za późna miłość, byłoby gorzej, gdyby było inaczej.

Nie ma żadnego znaczenia, kiedy i jak zaczęło się… Nie pamiętam.

Nie wiem. Ty wiedziałaś? Nie wiedziałaś. Jakieś ślady po tobie. Mia-sto pełne śladów po tobie. Pokój, jakbyś wyszła przed chwilą. Umarła każda możliwa nadzieja. Ile mogło być tej nadziei?

W, s. 43 Michał nie znajduje oparcia w niczym. Wie, że nie ma dokąd uciec. Żad-ne bowiem miejsce nie kojarzy mu się z arkadyjskością i bezpieczeństwem:

Chciał wyobrazić sobie teraz jakieś inne miasto, jak w dzieciństwie, kiedy tak łatwo przychodziło zamknąć oczy, jakieś dobre miasto, sło-neczną stronę ulicy w tym mieście. A przecież wiedział, to kończyło się jeszcze przed zamknięciem oczu, że nie ma takiego miasta, tego portu w życiu; to innym zdarzają się miejsca, gdzie jest pewność jutra, poczucie bezpieczeństwa. Umiał powiedzieć, że w życiu nie ma zamyś- leń, jest tylko zaciśnięta pięść, knebel w ustach, więc nie miałaby sensu ucieczka, bo wszystko pozostałoby tak samo.

W, s. 28 W życiu nie potrafimy wszystkiego kontrolować. Walka z losem bywa zwykle bezskuteczna. Tak jak nie ma prostych recept na życie, tak i nie ma jednej jedynej prawdy. Aby móc zrozumieć wydarzenia, trzeba spojrzeć na nie z różnych punktów widzenia. Odmienne perspektywy wzajemnie się oświetlają i uzupełniają. Nie sposób też pogodzić się z przemijaniem i ze śmiercią. Nie sposób bowiem oswoić strachu przed nimi ani zapełnić pustki przy stole.

Ale W środku nocy daje się też czytać jako opowieść pokoleniowa. Uży-wający liczby mnogiej Michał wyraża rozczarowanie życiem:

[…] jesteśmy jeszcze młodzi, i ta młodość wypada nam z rąk; jak ka-mienie rzucone w wodę. Chcieliśmy czegoś innego. Nie kłamstwa, lęku, gwałtownych uderzeń serca, które niczemu nie było winne. Byliśmy chropowaci, nie ufaliśmy nikomu, nawet niebu, krwi i ziemi. Co więc nam zostało? Wszystko pękło odkrywając spopielałe szkielety, jakiś gruz po domach, w których kiedyś byliśmy i chcieliśmy grzebać w tym gruzie — jakby pod nim były resztki naszej nadziei; została tylko wy-obraźnia i obojętność, przypadkowa kobieta, może wódka. Świat był jednym wielkim zegarem, który odmierzał czas przegranych marzeń.

W, s. 51 Marzenia w starciu z rzeczywistością zwykle przegrywają. Uwięziony we wspomnieniach, Michał powraca do minionych zdarzeń, gestów, słów po to, by zrozumieć i być może dzięki temu pogodzić się ze stratą. Opowieść Jurewicza kończy się na literze N, a zatem mniej więcej w połowie alfabetu.

Niespodziewanie i nagle przerwane życie Poli nie przyniesie odpowiedzi na wszystkie pytania i wątpliwości Michała, który nie będzie potrafił zastosować się do następującej rady:

Zatrzymaj wszystko, czego już nie powie, nie pamiętaj o tym, nie wra-caj, są słowa, które mówi się tylko sobie, i to w przeraźliwie pustym pokoju, kiedy masz absolutną pewność, że nikogo w nim nie ma, nawet żadnej szpary, przez którą… Nie wołaj cieni, które nie są, nie mogą być życiem…

W, s. 11 Wpisana w ludzką egzystencję strata staje się uciążliwym bagażem, któ-ry zabieramy z sobą wszędzie tam, dokąd zmierzamy. Przed samymi sobą i własnymi doświadczeniami nie sposób uciec, „dlatego nie ma szansy żadna ucieczka” (W, s. 19).

Bohaterem uhonorowanej nagrodą Czesława Miłosza oraz Fundacji Marii i Jerzego Kuncewiczów Lidy6 jest pięcioletni chłopiec — alter ego Jurewicza,

6 Lida pierwodruk miała na łamach paryskiej „Kultury” w numerze 1—2 z 1990 roku.

Wydanie pierwsze książkowe przygotowane zostało w tym samym roku przez Zakłady Wydawnicze „Versus” w Białymstoku. Zob. S. Uliasz: Powroty do dzieciństwa na pograni-czu. Wokół „Lidy” Aleksandra Jurewicza. W: Tegoż: O literaturze Kresów i pograniczu kultur.

Rzeszów 2001, s. 157. Wszystkie cytaty pochodzą z wydania A. Jurewicz: Lida. Białystok 1990. Po skrócie L podaję stronę, z której cytat pochodzi.

który zmuszony został do wyjazdu ze swego rodzinnego miasta7. Wraz z ro-dzicami przeniósł się do Polski, by zamieszkać w Gdańsku. Poświęcona tęsk-nocie za utraconym rajem dzieciństwa opowieść składa się nie tylko z frag-mentów poetyckich i prozatorskich, ale również z urywków pochodzących z listów od babki pisarza czy wycinków prasowych. W konsekwencji, jak zauważył Marek Adamiec, „Dlatego opowieść o Lidzie nie jest powieścią ani melancholijnym esejem. Dlatego opowieść o Lidzie przybiera kształt syl-wy-poematu, w którym przenikają się różne gatunki, obok wierszy i prozy poetyckiej pojawiają się fragmenty listów babci Malwiny — jedyny realny do-wód związku z bezpowrotnie utraconym światem”8. Ale światem, do którego dorosły już Jurewicz musi wrócić, by uporać się ze swoją rozbitą tożsamością.

Narrator Lidy wyznaje bowiem: „Nie potrafię do końca tego wytłumaczyć, ale wiedziałem, że jeżeli nie wyduszę z siebie tej przesiedleńczej opowieści, to moje życie nie będzie do końca pełne, że będzie w nim jakiś cień, jakaś nie do końca załatwiona sprawa” (L, s. 17).

Rację miał zatem Krzysztof Liskowacki, powiadając, że

Lida jest próbą zmierzenia się z „problemem osobistym”, ale i umiej-scowiona być może w grupie utworów, której autorzy biograficznej opowieści nadają wymiar ogólniejszy, niekiedy mitologizują przeszłość, pytają o świat, wartości przenoszone w pamięci, utrwalone w ocala-łej wyobraźni, głosach umarłych, pamiątkach i listach pochodzących z utraconych „małych ojczyzn”9.

7 Lida stała się swego rodzaju „przełomem” w życiu Jurewicza. Pisarz przyznawał:

„Od nieoczekiwanego momentu zapisania tytułu Lida i pierwszego wersu: »Wciąż mam pięć lat«, po którym, jakby na jednym oddechu, napisałem cały długi wiersz, mijały już dwa lata. Ten wers zaiskrzył tak nagle, że wprowadził mnie w jakiś nostalgiczny trans, poraził melancholijną tonacją, której nie spodziewałem się u siebie znaleźć. […] Do tej pory, ilekroć padała propozycja odwiedzenia żyjących pod Lidą krewnych — odmawia-łem zdecydowanie. A teraz Tamto Miejsce zdawało mi się jedynym ratunkiem. Poczuodmawia-łem nagłą potrzebę przytulenia się do świata, który odepchnąłem, który nie wydawał mi się wcześniej literacko przydatny. W tamtym opuszczonym przeze mnie świecie chciałem szukać wewnętrznego wyzwolenia od spętania stanem wojennym i upokorzeniami na-szego życia w latach osiemdziesiątych. Do dzisiaj nie potrafię wyjaśnić tej zagadkowej wewnętrznej przemiany, która podyktowała tamte wersy: »Wciąż mam pięć lat«. Stało się to bez jakiejkolwiek przyczyny, jak gdyby tych kilka słów już dawno czekało na zapisanie i zaistnienie, a potem domagało się dopisania następnych słów”. A. Jurewicz:

Popiół i wiatr…, s. 36—37.

8 M. Adamiec: Przesiedleńcza opowieść. „Twórczość” 1991, nr 2, s. 101.

9 K. Liskowacki: „Słowami Utraty witam cię, miasteczko…”. „Dekada Literacka” 1991, nr 12, s. 6. Podobnego zdania była między innymi Adriana Szymańska, która przekony-wała, że „Lida jest książką niezwykłą. Poprzez dramat małego bohatera porusza wielki krąg cierpienia tysięcy ludzi, którzy w tamtym czasie dzielili jego los”. A. Szymańska:

Wydziedziczenie. „Przegląd Powszechny” 1991, nr 5, s. 334.

Świadomość wpisania się w doświadczenie ponadjednostkowe miał — o czym była już mowa — również sam Aleksander Jurewicz. Dość przywołać jeden z passusów Lidy:

Tysiące chłopców i dziewcząt w tamtym czasie miało pięć albo sie-dem lat… i oczyma tych swych małych lat patrzyli na dorosłych, kiedy kończyło się ich krótkie lato na tej ziemi i musieli słuchać dorosłych.

Mogli tylko płakać… Ich ból nie umiał mówić i jak kamień coraz głę-biej wchodził w ziemię, a ziemia zakrywała go trawą i mrokiem… Ten chłopiec był jednym z tysięcy dzieci z przesiedleńczych pociągów…

Chłopiec miał pięć lat i jeszcze nie wiedział,… że nie potrafi zapomnieć.

L, s. 52 W konsekwencji, jak twierdził Jerzy Jarzębski, pisząc o „wygnaniu z mitycznych okolic dzieciństwa”10, bohater powieści Jurewicza — podobnie zresztą jak bohaterowie opowieści snutych przez Annę Bolecką, Piotra Szew-ca, Pawła Huellego czy Stefana Chwina — delegują się niejako do miejsc odległych,

a ożywionych pamięcią lub wyobraźnią […]. Szczególnie w książkach tych ostatnich autorów ogromną rolę odgrywa genius loci, który opisy-waną okolicę wyodrębnia z obszarów „zwykłości”, czyni ją miejscem zaczarowanym, siedliskiem tajemnicy, a przez to i żyznym polem, na którym obradza poezja11.

Taktyka pisarska, po jaką sięga autor Prawdziwej ballady o miłości, opiera się zatem na swoistym chwytaniu kadrów pamięci. Warto przywołać dłuższy fragment Lidy:

Wciąż mam pięć lat i marynarski mundurek na sobie

Wciąż na dworcu czeka ostatni repatriancki pociąg Nikt nie wsiada do tego pociągu Nikt nie plącze się na peronie Gdzieś zagubił się ojciec z maszyną od szycia „Singer” zawiniętą w płótno

10 O tym znamiennym przesunięciu z „utraconej ojczyzny” na „utracone dzieciń-stwo” pisali również między innymi: T. Komendant: Po tej samej stronie lustra. „Tygodnik Literacki” 1990, nr 6; A. Mazur: W objęciach Erynii. „Twórczość” 1992, nr 11; K. Pieńkosz:

Elegia o wygnaniu. „Literatura” 1991, nr 6; K. Suchcicka: Ruchoma prawda. „Tygodnik Solidarność” 1991, nr 11.

11 J. Jarzębski: Trzecia epoka (o prozie lat dziewięćdziesiątych). „Teksty Drugie” 1996, nr 5, s. 16—17.

Mama nie ściska pod pachą Matki Boskiej Ostrobramskiej

Nie słychać pierwszych odlatujących ptaków które zagłuszają dziecięcy skowyt

„ja nie chaczu w Polszczu…”

Dworzec w Lidzie jest pusty i senny jakby i tutaj już dotarła dżuma

chociaż nie ogłaszano żadnego alarmu nie bito w dzwony

[…]Lecz oto wjeżdża pociąg i ziemia osuwa się spod nóg

Krzyk i płacz tych którzy tutaj zostaną na zawsze i tych którzy odjeżdżają

i jeden wielki szloch który rozchodzi się na wszystkie strony

i wiatr go niesie dalej

„Ajczyna, bywaj!”

„Nie zabudim, Ajczyna!”

[…]ostatnie błyski miasta do zapomnienia białoruski liść przykleił się

do szyby wagonu […]w rytmie kół w rytmie łez w takt modlitwy w takt zawodzeń na zachód!

jakby nas wieźli na rozstrzelanie na nieznaną przyszłość

od ziemi oderwanych

3Nigdy nie pożegnałem tego miasta Nigdy nie nauczyłem się tego miasta Budzę się ciągle na jego ulicach

[…]Zatrzymałem się na progu czegoś szukając i słyszę tylko głuche dudnienie kół pociągu Ten pociąg jedzie nie zatrzymując się nigdy

L, s. 7—9 Lida zatem stanie się przestrzenią, która na zawsze wpisze się „w pęk-niętą tożsamość bohatera” i której nigdy nie będzie w stanie mentalnie

opuścić12. Dziecko bowiem zostaje zmuszone, by porzucić ukochane strony, mając świadomość, że jedzie „zająć puste miejsca po innych wysiedleńcach”

(L, s. 52). Nie może odnaleźć się w nowym domu także dlatego, że nowe środowisko nie przyjęło go z otwartymi ramionami. Pogardliwie nazywa-ny „kacapem”, spotyka się głównie z wrogością i obcością. W efekcie nie dane mu będzie nigdzie się zadomowić, a nostalgia za „małą ojczyzną” to-warzyszyć mu będzie nieustannie. Jurewicz wykorzystuje — jak konkluduje Stanisław Uliasz — topos wędrowca-tułacza, a tym samym właściwe mu rekwizyty: „[…] podróżne stroje, przesiedleńcze pociągi, podróżne kije i to-boły, ale piołunowa gorycz (L, s. 19) dotyka rodziny”, pięcioletniego chłopaka natomiast przeobraża w homo viator13. W rozmowie z Aleksandrą Ubertowską pisarz przyznawał:

Przyjazd do Gdańska był dla mnie rzeczywiście szokiem. To było wrzucenie w zupełnie inny świat, w którym panował nienaturalny dla mnie ruch, chaos, hałas. Zresztą do dzisiaj nie bardzo się mogę w Gdańsku odnaleźć. Nie mogę dokonać na sobie operacji, którą już dawno powinienem mieć za sobą. Ja mam w sobie ciągły przymus ucieczki, porzucenia, zmiany, który nie pozwala mi do końca utoż-samić się z miejscem, w którym jestem. Między miastem i mną była ciągła wrogość, sprzeczność, nie — tożsamość… To miasto jest jak mur, z którym trzeba się zmagać14.

Ucieczką od tego chaosu stawały się wspomnienia. Nieustanne powra-canie do lidzińskich, pełnych harmonii pejzaży, zapachów, wrażeń i emocji sprawiało, że bohater Lidy znajdował się pomiędzy „tam” i „tu”, a tym sa-mym — pomiędzy wspomnieniami i teraźniejszością15.

Ale ów idylliczny obraz Lidy skontrastowany zostaje ze znajdującym się tam polskim cmentarzem:

12 M. Zapędowska: Kreacje i rekonstrukcje. Gdańsk w prozie współczesnej. „Polonistyka”

1997, nr 4, s. 220.

13 Zob. S. Uliasz: Powroty do dzieciństwa na pograniczu…, s. 165.

14 Prawdy ruchome. Z Aleksandrem Jurewiczem rozmawiała Aleksandra Ubertowska.

„Tytuł” 1993, nr 3, s. 54—55.

15 Jurewicz w Zapiskach ze stróżówki wyznawał: „A chmury leniwie przepływają i odsłania się spoza nich cudowna niebieskość nieba. Trudno i ciężko zmusić się do powstrzymania żalu za innym, kiedyś pozostawionym niebem, które wiadomo, że prze-cież jeszcze jest — trzy godziny pociągiem stąd… Zmienić adres to zmienić swój los…

Obłoki za oknem układają się teraz w jakieś wspomnienia — w czyjeś rozwiane włosy, w drżącą dłoń podnoszoną do oczu, w zapamiętaną, chociaż zagubioną w świecie postać.

Wspomnienia stają się drugim — może prawdziwym? — życiem. Udaję, że jest dopiero wczesna połowa XX wieku”. A. Jurewicz: Zapiski ze stróżówki. „Kwartalnik Artystyczny”

Wspomnienia stają się drugim — może prawdziwym? — życiem. Udaję, że jest dopiero wczesna połowa XX wieku”. A. Jurewicz: Zapiski ze stróżówki. „Kwartalnik Artystyczny”