• Nie Znaleziono Wyników

http://orcid.org/0000-0001-8274-8845

Dorobek literacki Brygidy Helbig jest — jak dotąd — raczej skromny, obejmuje pięć tomów prozy i dwa tomiki poetyckie. Lecz zarazem jest frag-mentem szerszego dorobku pisarskiego, na który składają się rozprawy i mo-nografie literaturo- i kulturoznawcze, liczne artykuły rozsiane w prasie na-ukowej i literackiej, pisane w języku polskim i niemieckim1.

O Brygidzie Helbig nie można chyba powiedzieć, że kiedykolwiek była skoncentrowana na własnej karierze pisarskiej, ale jednocześnie trzeba oznaj-mić, że swój los związała z literaturą — praktykowaną i zawodowo badaną/

komentowaną, a także będącą przedmiotem nauczania (w ramach zatrud-nienia akademickiego). Bez wątpienia literatura jest towarzyszką jej życia, toteż linia biografii tej autorki jawi się jako ścieżka nad wyraz konsekwentna:

rozpoczęte w Szczecinie studia polonistyczne, kontynuowane i poszerzone o slawistykę i germanistykę w Niemczech, kolejne etapy kariery uniwersytec-kiej (zrazu w Republice Federalnej, później także w Polsce), aktywny udział w życiu literackim Berlina (efemeryczne mikrośrodowiska tworzone przez berlińczyków o polskich korzeniach) i rodzinnego Szczecina (krąg skupiony wokół dwumiesięcznika „Pogranicza”). Nawarstwiające się formy aktywności artystycznej i intelektualnej doprowadziły do ukonstytuowania się „obrazu pisarki o europejskiej tożsamości: podróżującej, piszącej w dwóch językach, znającej realia kulturowe i społeczne dwóch sąsiadujących ze sobą państw”2.

1 Teksty nieartystyczne autorka podpisuje jako Brigitta Helbig-Mischewski, kiedy publikowane są po niemiecku lub zostały opatrzone niemiecką afiliacją uczelnianą, oraz jako Brygida Helbig-Mischewski — w polskojęzycznym obiegu naukowym i krytycznym.

2 S. Iwasiów: Brygida Helbig: „Wszystko jest w porządku, es ist korrekt, jestem w domu”.

W: Tegoż: Reprezentacje Europy w prozie polskiej XXI wieku. Szczecin—Zielona Góra 2013, s. 258.

Dodajmy, że również intelektualistki, której zainteresowania od samego po-czątku wykraczały poza horyzont literaturoznawczy; Helbig z powodzeniem rozważała problemy komunikacji międzykulturowej, i to nie tylko w obszarze stosunków polsko-niemieckich, podejmowała zagadnienia asymilacji, femini-zmu i gender.

Wymienione tu uwarunkowania i okoliczności wydają się niezwykle ważne. Po autorce tak świetnie wykształconej, dysponującej olbrzymim za-pleczem erudycyjnym czy też po prostu „profesorskim” kapitałem nie spo-dziewamy się raczej, że będzie uprawiała „prozę wydartą życiu”, że zama-nifestuje pisarską prostolinijność bądź epicką naiwność. Intuicja podpowiada, że powinna to być twórczość nadświadoma, wyrafinowana, w sposób jawny lub ukryty — metaliteracka. I chyba tak sprawy się mają: Helbig w swojej prozie artystycznej unika bezpośredniości.

W 4. numerze kwartalnika literackiego „FA-art” z roku 1995 ukazał się tekst Pałówa. Historia upadku (fragment dzieła literackiego) sygnowany nazwi-skiem Anna Maria Birkenwald. W nocie o autorce można było przeczytać, że urodziła się w 1963 roku na Pomorzu Zachodnim i że od kilkunastu lat przebywa w Niemczech, gdzie pracuje naukowo („literaturoznawstwo i kul-turoznawstwo”) oraz artystycznie („wielkie i małe formy prozatorskie, po-ematy i wierszyki”), a przedstawiony czytelnikom fragment jest jej debiutem literackim. Podówczas był to oczywiście debiut prasowy, książkowy pojawił się pięć lat późnej3.

Tamto ukrycie się za pseudonimem (później, rzecz jasna, uchylonym) oraz poskąpienie informacji o sobie (tajemnicza formuła „urodzona na Pomorzu Zachodnim”) wypada wziąć za oznakę niepewności czy jakiś rodzaj asekura-cji. Pisarka — jak można się domyślać — nie chciała, żebyśmy jej debiutancką prozę wzięli za wypowiedź autobiograficzną czy nawet — skromniej — au-tobiografizującą.

Na samym początku Pałówy… czytamy: „Oto dzieje wzlotu i upadku, upadku i wzlotu Vivijany. Dzieło, działo, ciało literackie, którego będą Pań-stwo dotykali”4. I dalej: „Vivijana wiele ma imion. Między innymi Anna Mary-ja. Jej nazwisko Birkenwald Brzezina. Nie wiedziała sama, kim była, i o mały włos się nie zabiła”5. Mnożenie imion bohaterki powieści to bynajmniej nie

3 Nawiasem mówiąc, nie wiadomo, dlaczego tak długo się wyłaniał (pod tekstem znalazł się zapis powiadamiający o czasie pisania powieści: „Bochum, Berlin 1994—

1995”). Wypada sformułować przypuszczenie, że w latach dziewięćdziesiątych pisarka była skoncentrowana na pracy naukowej i poniekąd odłożyła aktywność twórczą na później.

4 B. Helbig: Pałówa. Gdańsk 2000, s. 9.

5 Tamże.

jedyny chwyt „asekuracyjny”. Pozostałe mają charakter — by tak rzec — strukturalno-kompozycyjny: rzecz jest fragmentaryczna, rozpisana na głosy, a także w jakiejś mierze „apokryficzna” (ważną rolę w powieści odgrywa pa-miętnik z okresu dojrzewania Anny Marii, zwany przez nią Kwiatami jabłoni, rzekomo znaleziony po wielu latach w domowych szpargałach).

Łatwo się domyślić, że pod tym kostiumem literackości skrywa się jakaś w miarę prosta i chyba nieprzyjemna historia. Oto kobieta po przejściach wraca na stare śmieci. Przyjeżdża do rodzinnego miasta i domu, sięga po wspomniany pamiętnik, w którym ongiś, jako uczennica VII i VIII klasy szko-ły podstawowej, gromadziła intymne zapiski. Czyta obszerne partie dziew-czyńskiego dzienniczka i ironicznie, na bieżąco komentuje egzaltowane frazy skreślone ręką nastolatki. Powrót to zresztą nader problematyczny i wielowy-miarowy: do siebie sprzed lat kilkunastu, ale również do matki i bliskich, tyle że z poczuciem, że matka i inni nigdy Annie Marii bliscy nie byli, że zawsze była przeraźliwie samotna. Jest to również powrót do ojczystego kraju Polki mieszkającej na co dzień w Niemczech, która nie wie, czy jest jeszcze Polką i czy kiedykolwiek stanie się Niemką. Słowem, rzecz Helbig traktuje o kło-potach z tożsamością — stąd różne imiona, pod jakimi występuje bohaterka Pałówy. Chodzi tu także o tożsamość kobiecą, gdyż jednym z ważniejszych aspektów owego powrotu do zdarzeń z lat wczesnej młodości są — jeśli wolno tak powiedzieć — rozrachunki sercowe. Bohaterka nie tylko przywo-łuje niespełnione miłości, ale przede wszystkim przedstawia się jako ofiara własnych fantazji i oczekiwań:

Wpadłaś już z kretesem, Anno Mario, i całe życie będziesz powtarzać ten sam schemat, zapadać się w jakieś otchłanie bez nadziei i bez dna…

Miłość stanie ci się odtąd przepaścią, w którą rzucać się będziesz całą sobą, w którą pakować będziesz bez namysłu cały twego życia sens6. W Pałówie bez trudu można wychwycić dwie sprzeczne dyspozycje, które w jednej z recenzji zostały ujęte tak: „Helbig wabi czytelników autobiograficz-nym podtekstem” i jednocześnie podtrzymuje „autobiograficzne tabu”7. Do-myślamy się, że pisarka odwołuje się do własnych doświadczeń, ale w grun-cie rzeczy niewiele o tych doświadczeniach wiemy. Dlaczego Anna Maria wyjechała z Polski? Na czym polegały zawody miłosne, których doznała?

Dlaczego małżeństwo okazało się nieporozumieniem? I czy ta matrymonialna porażka łączy się z dyskretnymi wzmiankami o depresji i próbie samobój-stwa? Nie sposób — nawet cząstkowo — odpowiedzieć na te pytania. Auto-biograficzne tabu nie tylko zasadza się na unikach i niedopowiedzeniach, ale

6 Tamże, s. 99.

7 K. Uniłowski: Anna Maria smutną ma twarz. W: Tegoż: Koloniści i koczownicy. O naj-nowszej prozie i krytyce literackiej. Kraków 2002, s. 92.

nade wszystko daje o sobie znać jako zabieg polegający na przeorientowaniu opowieści. Historia Anny Marii/Vivijany ma zmierzać ku feministycznemu uogólnieniu. Nie jest możliwe „studium przypadku”, ponieważ doprawdy niewiele na temat bohaterki wiemy (i z tą niewiedzą mamy pozostać). Ale jest możliwe uczynienie z niej uniwersalnej figury — kobiety męczennicy/

ofiary; kobiety kiedyś nieświadomej mechanizmów sterujących jej życiem, a obecnie próbującej „wymyślić się na nowo”, i to z powodzeniem. W finale opowieści czytamy, że Anna Maria „wymyśliła się po prostu jeszcze raz”8 i że to ona jest autorką Pałówy.

Vivijana cały czas „dialoguje” z Anną Marią, bezustannie zderza i porów-nuje przeszłość z teraźniejszością. Choćby w tym miejscu:

Nie wiedziałaś jeszcze wtedy, Anno Mario, że całkowite poświęcenie, wyrzeczenie się samej siebie prowadzić może do wielkiej, bezkresnej goryczy, do wrogości przeciw wszystkiemu, co żywe… Dopiero wie-le lat później tak spojrzałaś na życie wielu kobiet, zrozumiałaś ich niekończące się choroby, język ich niedomagań, bólów serca, nerek, pęcherza, kręgosłupa […]. Ciała tych zgorzkniałych, wykończonych, biednych kobiet, nielubiących siebie i ludzi, przesiadujących nad znie-nawidzoną pracą, śpiewających w kościele na cały głos, zaczęły nagle krzyczeć i wołać. Byłyśmy kiedyś młodymi, wesołymi, kochającymi życie dziewczynami!9.

Po owym przeorientowaniu opowieści czytelnikowi wcale nie jest łatwiej.

Nadal bowiem nie wiadomo, na czym konkretnie polegało — by nawiązać do cytatu — „całkowite poświęcenie, wyrzeczenie się samej siebie”. Moż-na zatem ozMoż-najmić, że debiutantka padła ofiarą własnej powściągliwości, a nawet — co zauważyła jedna z recenzentek — „odmówiła sobie prawa do indywidualności”. Autorce tych słów odmowa ta wydała się dziwna i zaska-kująca, gdyż, jak pisała, „Pałówa pretenduje chyba do odzwierciedlania uczuć autentycznych, bardzo osobistych”. Spod „płaszczyka tekstowych gier” nie wydobył się jednak głos „skrzywdzonej kobiety”10.

Z perspektywy lat, jakie minęły od debiutanckiego wystąpienia Brygidy Helbig, widać wyraźnie, że proza sprofilowana „intymistycznie”, jakkolwiek rozumiane „odzwierciedlanie uczuć” czy „psychologizowanie” świata przed-stawionego nie jest jej literacką specjalnością. Siłą tej prozy są zmysł

socjolo- 8 B. Helbig: Pałówa…, s. 146.

 9 Tamże, s. 81.

10 J. Cembrowska: W kręgu powtórzeń. „FA-art” 2001, nr 1—2, s. 49. Wcześniejsze wyimki także z tej strony.

giczny oraz biegłość w operowaniu satyrą. Dowodem kolejna książka — jed-na z jed-najciekawszych i jed-najbardziej zaskakujących opowieści o doświadczeniu emigracyjnym, czyli Anioły i świnie. W Berlinie!!.

Główną bohaterką tej powieści nowelowej11 jest Gisela Stopa; to postać, której pisarka podarowała — oczywiście, w ogólnym zarysie — własną bio-grafię. Tym razem jednak ów życiorys nie stał się przedmiotem przykrych rozrachunków, no i wreszcie dowiedzieliśmy się, co „wygnało” bohaterkę z kraju. Czytamy:

Na początku lat osiemdziesiątych Republika Federalna importowała z Polski kilka pociągów młodych, żądnych przygody i dobrobytu ludzi.

Wywieziono ich do małej miejscowości Anrath w okolicy Krefeld, aby tam uczynić ich użytecznym dla znużonego dobrobytem i monotonią, łaknącego świeżych wrażeń niemieckiego społeczeństwa. Wywiezie-ni — a znalazł się wśród Wywiezie-nich co najmWywiezie-niej jeden kobiecy i jeden męski kiełbolbuda — otrzymali status późnych przesiedleńców i wszczęli stosunkowo beztroski żywot stypendystów Otto Benecke Stiftung, po-bierających codziennie naukę języka niemieckiego, a co miesiąc pięćset marek w banku12.

Zwraca uwagę to, iż o tamtej fali emigracyjnej (około miliona polskich wychodźców, którzy wyjechali z Polski Ludowej w dekadzie lat osiemdzie-siątych XX wieku) mówi się, przynajmniej w kontekście niemieckim, językiem niesentymentalnym, uderzająco rzeczowym. „Młodzi, żądni przygód i dobro-bytu ludzie” nie tyle przenieśli się na Zachód, ile zostali „zaimportowani”, a więc ostatecznie potraktowani przedmiotowo, niczym pionki przesuwane na szachownicy. Rząd zachodnioniemiecki, podtrzymując fikcję „późnego przesiedlenia”, w łatwy sposób sięgnął po wartościowy kapitał ludzki; bo-haterka Helbig nie ma najmniejszych złudzeń co do charakteru tej maskarady („powoływanie się na rzekome niemieckie pochodzenie”13). Celnie pisał o tym Przemysław Czapliński:

Oto autorka przedstawia historię młodych emigrantów, których Niem-cy Zachodnie przyjęły nie z powodu uznania dla „Solidarności” i nie z racji współczucia za stan wojenny, lecz z przyczyn konsumpcyjno--egoistycznych. Niemcy chcieli odświeżyć swoje żołądki, pobudzić krą-żenie krwi, podrażnić podniebienie. Dlatego zabrali się za

przetwa-11 Powieściowość tego wystąpienia jest wątpliwa, stąd „kompromisowa” nazwa ga-tunku. Równie dobrze można by tę rzecz nazwać zbiorem lub cyklem ściśle powiązanych z sobą opowiadań, które spajają główna bohaterka, miejsce akcji i niektóre powtarzające się motywy. W grę wchodziłoby także określenie „mikropowieść”.

12 B. Helbig: Anioły i świnie. W Berlinie!!. Szczecin 2005, s. 12.

13 Tamże, s. 19.

rzanie „towaru z Polski” — przyjęli półprodukty, które trzeba było zmienić na produkty pełnowartościowe14.

Metafora kulinarna pochodzi od autorki i jest bezpośrednim nawiąza-niem do książki Leszka Oświęcimskiego (Klub Kiełboludów, Berlin 2002) — stamtąd został zaczerpnięty autoironiczny koncept, zgodnie z którym tacy emigranci jak Gisela Stopa „zrobieni są z kiełbasy”, a to dlatego, że Polska czy polskość kojarzona jest na Zachodzie (osobliwie w Republice Federalnej) właśnie z kiełbasą15.

Owa „istota z kiełbasy, legitymująca się pochodzeniem niemieckim, przy-znanym jej na podstawie sfingowanych zeznań świadków”16, przeszła długą drogę — od poniewierki w obozie dla przesiedleńców przez studia slawi-styczne w Bochum aż do tytułu profesorskiego i uprzywilejowanej pozycji na berlińskim Uniwersytecie Humboldta. Jest to zatem historia awansu spo-łecznego, tyle że radykalnie zironizowana, jak gdyby wzięta w nawias, w ja-kiejś mierze unieważniona, a nade wszystko zamknięta przewrotną puentą:

w chwili, kiedy Stopa wspięła się na szczyty, polonistykę w Berlinie zlikwi-dowano, bohaterka dowiedziała się, że jest zbędna; nie tylko ona zresztą, ale i cała formacja „zaimportowanych” kiedyś z Polski „kiełboludów”.

Zarówno do spraw polsko-niemieckich, jak i wewnątrzniemieckich Hel-big odnosi się z dystansem, stawia na żartobliwość, w celach prześmiew-czych finguje naiwność. Gisela opowiada o swoich przeżyciach i otaczającym ją świecie tak, jakby wcześniej żadnej wiedzy i żadnych doświadczeń nie miała; chce nas przekonać, że rzeczywistość ciągle ją zaskakuje. Postawa, a także poniekąd stylistyka zademonstrowana w Aniołach… przywodzi na myśl wczesną prozę Janusza Rudnickiego, zwłaszcza zawartą w cyklu Listy z Hamburga. Pisarka nie oszczędza zatem nikogo: przybyszów z Polski,

któ-14 P. Czapliński: Polka do zjedzenia w Niemczech. „Gazeta Wyborcza” z 20.12.2005.

15 Operowanie prowokacyjnymi etykietami było strategią w pełni przemyślaną. Mło-dzi polscy artyści i intelektualiści, którzy w latach osiemMło-dziesiątych ubiegłego stulecia osiedli w RFN, celowali w takich samookreśleniach, jak Kiełboludy (Wurstmenschen) czy Nieudacznicy (Versager). Przy okazji warto odnotować, że B. Helbig wespół z K.M. Za-łuskim ułożyła antologię pod znaczącym tytułem Neue Geschichten aus der Pollakey (red.

J. Arlt. Jestetten 2000). Zapisane z angielska słowo „Pollakey” nawiązuje do obraźli-wego, a właściwie pogardliwego określenia „Polacke” (lub „Polackei”), toteż nagłówek owej antologii można by przełożyć jako „nowe opowiadania z Polaczkowa” bądź jako

„nowe opowiadania Polaczków”. Sama Helbig, w tekście będącym przeglądem strategii neutralizacji przykrych doświadczeń związanych z pobytem w Niemczech, pisze o „hu-morystycznym wprowadzaniu fermentu w poprzek stereotypów kulturowych” — zob.

B. Helbig-Mischewski: Penis w opałach. Doświadczenie kastracji i strategie odzyskiwania mocy w literaturze migrantów polskich w Niemczech. „Teksty Drugie” 2009, nr 6, s. 171.

16 B. Helbig: Anioły…, s. 14.

rzy osiedli w Niemczech, samych Niemców, swojej bohaterki17. Rozbija nie tylko „mitologię emigrancką”, ale kwestionuje także rzekome uroki miesz-kania w wielokulturowym i ponoć niezwykle inspirującym Berlinie. Jej opis Kreuzbergu, berlińskiej dzielnicy zdominowanej przez imigrantów i młodych ludzi skłóconych z niemieckim mieszczaństwem, bodaj nie zachęca do za-mieszkania w tym miejscu (narratorka referuje stan spraw, mając na uwadze końcówkę lat dziewięćdziesiątych):

Gisela zamieszkała w blokowisku w centrum świeżo posklejanego Ber-lina, gdzie spotkało ją wiele zadziwiających i zatrważających przeżyć.

W mieście tym, jak ostrzegał ją znajomy ksiądz, bezkarnie buszowały biesy. Pierwszej nocy wyrwał ją z łóżka szalejący na korytarzu gość.

Walił do drzwi, krzyczał: „Otwierać, otwierać, muszę srać”. To znowu z mieszkania obok ktoś wyrzucił przez okno całe świeżo wyjęte z auto-matu pranie. Podkoszulki i slipki, poszarpane przez wiatr i poszarzałe, na całe lata zawisły na gałęziach drzewa i powiewały jak zbutwiałe chorągwie. Nic nie pomogły wciąż ponawiane prośby ściągnięcia ich stamtąd za pomocą długiego, zepsutego karnisza. Wielokrotnie wypro-wadzano stąd kogoś w kajdankach18.

Warto w tym miejscu wtrącić, że równocześnie z komentowaną tu książką Brygidy Helbig — w tym samym wydawnictwie i edytorskim opracowa-niu — ukazała się rzecz Krzysztofa Niewrzędy, pisarza o zbliżonej biografii i doświadczeniach19. Z Czasu przeprowadzki (Szczecin 2005) — bo o tej książce mowa — wyłania się zupełnie inny obraz Berlina, miasta będącego obsza-rem anarchii i ciągłego manifestowania najróżniejszych swobód, zwłaszcza w przestrzeni publicznej, a nade wszystko miasta kultury (niezliczone zdarze-nia artystyczne i atrakcje duchowo-intelektualne, a większość z nich — prze-konuje Niewrzęda — ma charakter alternatywny, kontrkulturowy, under- groundowy etc.). Autorka Aniołów… nigdzie nie nawiązuje do mitu Berlina jako europejskiej stolicy multikulturalizmu, miasta ponoć wyjątkowo otwar-tego, nad wyraz liberalnego, w którym zbuntowani, niepokorni artyści i inte-lektualiści czują się wyśmienicie20. Helbig w wielokulturowym Berlinie szuka raczej tego, co bolesne, co odsyła do dawnego podziału miasta i konsekwencji tak zwanego zjednoczenia — zarówno stolicy, jak i całego kraju.

17 Zob. H.-Ch. Trepte: W poszukiwaniu innej rzeczywistości. W: Między językami, kultu-rami, literaturami. Polska literatura (e)migracyjna w Berlinie i Sztokholmie po roku 1981. Red.

E. Teodorowicz-Hellman i J. Gesche. Sztokholm 2013, s. 88.

18 B. Helbig: Anioły…, s. 40—41.

19 Prozaik i poeta urodzony w Szczecinie w 1964 roku. Z kraju wyjechał później niż Helbig; osiadł w Republice Federalnej na początku 1989 roku — zrazu w Bremie;

w 2001 roku zamieszkał w Berlinie.

20 O tych dwu spojrzeniach na niemiecką metropolię szeroko i zajmująco pisze Sła-womir Iwasiów — zob. Tegoż: Brygida Helbig…, s. 265—268.

W jednym z opowiadań wypełniających zbiór Enerdowce i inne ludzie…

czytamy:

Obcokrajowcami we własnym kraju są […] także byli enerdowcy. To oni czują się wchłonięci przez inny kraj, to oni mają wrażenie, że zigno-rowano ich specyfikę kulturową, żądając pełnej asymilacji, że nie istnie-ją naprawdę. Wielu z nich, niekoniecznie politycznie zaangażowanych, utraciło po przełomie miejsca pracy. Poobniżano im oceny maturalne, nie uznano wyższych studiów, przekreślono przeszłość i dokonania.

Niemal w ciągu jednej nocy odebrano własny kraj21.

Przywołany tu zbiór Enerdowce… traktuje właśnie o „gorszych” Niem-cach, ofiarach wielkiej politycznej zmiany. Precyzyjniej rzecz ujmując, temat post-NRD-owski pojawia się bezpośrednio tylko w dwóch spośród sześciu tekstów tego zbioru; w dwu innych jest sygnalizowany. Biorąc pod uwagę całość tego przedsięwzięcia pisarskiego, należałoby oznajmić, że ów temat zo-stał wpleciony w formę mającą najwięcej wspólnego z konwencją prywatnego notatnika pisarki. Taki charakter bez wątpienia ma cytowany już zapis Die Privatedozentin, obramowany „klasycznym” opowiadaniem Lieber Rainer oraz dłuższą narracją o cechach reportażowych Kallemalle. Dalej dostajemy notację wspomnieniową Jarzębina czerwona, poświęconą dziadkom postaci mówiącej, którą wolno wziąć za alter ego pisarki; zbiór zamykają „notatnikowe” zapisy Dziewczyna z Meksyku oraz Kolej na Pragę.

Przyjrzyjmy się owemu obramowaniu, problemowo najciekawszemu.

W otwierającym tom opowiadaniu Lieber Rainer mamy do czynienia z prostą, obyczajową anegdotą, której bohaterami są tytułowy Rainer i jego długolet-nia partnerka Uta. Po czternastu latach wspólnego życia („urodziło się na-wet dziecko”22) mężczyzna porzuca kobietę, odchodzi do innej. Maksymalnie obiektywny narrator, mający niczym niezakłócony wgląd w domowe i uczu-ciowe sprawy tych dwojga, relacjonuje nam aktualne i przeszłe wypadki, dostarczając — niejako mimochodem, migawkowo — sporo wiedzy na temat enerdowskiego rodowodu Uty i Rainera, dyskretnie (dygresyjnie) przemyca poglądy polityczne swoich bohaterów. Na przykład w ten sposób:

Tak samo jak Rainer, jak wszyscy na Prenzlauer Berg, nie akceptowała wchłonięcia swego kraju przez Republikę Federalną, nie tolerowała za-kłamanej demokracji zachodniej, gardziła nic niemówiącym, powierz-chownym uśmieszkiem Wessis, aż do bólu tęskniła za światem, który runął, chociaż i w nim, jak twierdzi, nonkonformistyczną odgrywała

21 B. Helbig: Die Privatdozentin. W: Tejże: Enerdowce i inne ludzie, czyli jak nie zostałem bohaterem. Szczecin 2011, s. 23.

22 B. Helbig: Lieber Rainer. W: Tejże: Enerdowce…, s. 7.

rolę. Lecz NRD to był JEJ świat — gdy się urodziła on już stał, a ten nowy był obcy, narzucony. W NRD Uta mogła i chciała coś zmienić.

W NRD istniały jeszcze jakieś ideały23.

Szczególnie cenna wydaje się końcówka cytacji. Otóż owa „tęsknota za światem, który runął”, podpada pod tak zwaną ostnostalgię, lecz zarazem temu nastawieniu się wymyka. Nie należy bowiem zapominać, że narrator przedstawia sytuację kobiety porzuconej i rozgoryczonej, która osobistą, cał-kiem prywatną katastrofę wpisała w szerszy, dziejowy kontekst. Jeżeli w ogó-le można mówić o enerdowskim dziedzictwie, które po latach negatywnie dało znać o sobie, to przede wszystkim w tym rozumieniu, że wzrastająca w NRD Uta nie miała żadnych uprzedzeń klasowych (ona — z Berlina, z in-teligenckiej, lekarskiej rodziny, on — z prowincjonalnego Pasewalku, z klasy ludowej). Różnice kapitałów kulturowych, ale też profilów osobowościowych (ona — ambitna indywidualistka, on — maminsynek i nieudacznik) brutalnie odezwały się po latach wspólnego życia.

Jako równie cenne poznawczo jawi się opowiadanie Kallemalle, mające za bohaterów dwu mężczyzn: Dietera i Uwego, których połączyła przyjaźń z czasu wspólnego odbywania służby w enerdowskim wojsku. „Uwik — jak czytamy — pochodził z Karl-Marx-Stadt, czyli Kallemalle”24, co jest chyba istotne, ponieważ Helbig między innymi odnosi się do przemiany tego miasta, wyraźnie zaznaczonej powrotem do przedenerdowskiej nazwy (Chemnitz).

Jednak zasadniczo autorka relacjonuje życiorysy obu bohaterów. Upadek Re-publiki Demokratycznej i włączenie jej do ReRe-publiki Federalnej dokonują się w tle; zjawiska te z pewnością wpływają na losy Uwego i Dietera, ale chyba ich nie determinują. Ważniejsze wydają się zdarzenia i okoliczności bardziej osobiste, w tym — wspólna dla obu mężczyzn — słabość do słowiańskich

Jednak zasadniczo autorka relacjonuje życiorysy obu bohaterów. Upadek Re-publiki Demokratycznej i włączenie jej do ReRe-publiki Federalnej dokonują się w tle; zjawiska te z pewnością wpływają na losy Uwego i Dietera, ale chyba ich nie determinują. Ważniejsze wydają się zdarzenia i okoliczności bardziej osobiste, w tym — wspólna dla obu mężczyzn — słabość do słowiańskich