• Nie Znaleziono Wyników

http://orcid.org/0000-0002-6071-5724

Ewa Kuryluk jest prozaiczką, malarką, eseistką i historykiem sztuki,

„która urodziła się w Krakowie, a studia odbyła w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, uzyskując dyplom w 1970 roku. Dłuższy pobyt w Wiedniu zainspirował jej pierwszą książkę Wiedeńska Apokalipsa (Kraków 1974), zapo-czątkowującą przyszłą dwukierunkową działalność rysunkowo-malarską i pi-sarską”1. Podwójny charakter zainteresowań Kuryluk sprawił, że w Polsce ar-tystka — przebywająca od lat siedemdziesiątych poza krajem — postrzegana jest głównie przez pryzmat prac malarskich. Jej pierwsze literackie publikacje nie znalazły uznania czytelników, sytuując się na marginesie literatury. Aż do wydania Goldiego. Apoteozy zwierzaczkowatości, a potem Frascati. Apoteozy topografii proza Kuryluk pozostawała w literackiej niszy. Inaczej miało się z jej twórczością malarską, która szybko znalazła entuzjastów zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami.

W malarstwie „Ewa Kuryluk określa dramatycznie swą fascynację ży-ciem i akceptacją cierpienia. Po młodzieńczej fazie pejzaży i scen figuralnych w żywej tonacji barwnej, koncentruje się na »wewnętrznej«, monologicznej i w znacznym stopniu autobiograficznej wypowiedzi”2. Podobną ewolucję przeszła również jej proza, która od tekstów z pogranicza postmodernizmu przeistoczyła się w intymną literaturę autobiograficzną. Pomimo

przeniesie-* E. Kuryluk: Frascati. Apoteoza topografii. Kraków 2009, s. 28.

1 E. Grabska: O Ewie Kuryluk. „Kresy” 1994, nr 18, s. 200.

2 Tamże.

nia akcentów Kuryluk dalej pozostaje wierna kluczowym dominantom jej twórczości, specyficznym stylem pisząc swoiste „dokumenty z epoki”.

Jej pierwsza powieść — Wiek 21 — wydana najpierw w języku angiel-skim, a następnie przetłumaczona na polski przez Michała Kłobukowskiego, ukazuje owe naczelne cechy, do których Kuryluk będzie wracać w kolejnych tekstach. Szeroko rozbudowany wątek erotyczny, łączenie fikcji z elementami rzeczywistymi oraz tropy autobiograficzne staną się podporą dla następnych publikacji, a Wiek 21 jest niejako ich zwiastunem. Już tytuł zapowiada szcze-gólne w literackiej twórczości Ewy Kuryluk zaciekawienie czasem, historią i schyłkiem wieku. Żyjąca na pograniczu dwóch stuleci pisarka starać się będzie w swoich publikacjach ów problem przejścia z wieku naznaczonego dwoma wojnami i tragedią Holokaustu do wieku, w którym prym wiodą technika i nowoczesne technologie, udokumentować i na swój oryginalny sposób skomentować.

Sergiusz Sterna-Wachowiak pisze, że „Powieść Ewy Kuryluk Wiek 21 jest kapryśna, nieoczywista i autoironiczna (w odróżnieniu od opinii krytyki uwa-żam, że na pewno nie jest dziełem postmodernistycznym) i trudno dziwić się kpinom autorki z dekonstrukcjonizmu czy ponowoczesności”3. Jako jedyny nie klasyfikuje Wieku 21 do powieści postmodernicznych, nie argumentu-jąc jednak do końca swojego stanowiska. Inaczej niż Anna Węgrzyniakowa, która szeroko omawia charakterystyczne elementy książki, konstatując już na początku artykułu: „Jeśli postmodernizm jest stanem ducha, a feminizm eksponuje punkt widzenia kobiet, to Wiek 21 jest postmodernistyczną powieś- cią feministki”4. Z koncepcją tą wypada się zgodzić, pytając jednocześnie — o czym jest zatem książka Kuryluk? Podobnie jak w przypadku jej kolej-nych utworów, nie sposób udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wiek 21 dotyka problemu wręcz dekadencko ujmowanego schyłku pewnej epoki, degradacji rzeczywistości, a w konsekwencji śmierci szuki i kultury. Przywoływany już Sterna-Wachowiak sprowadza fabułę do odczytania wręcz dosłownego.

Kuryluk posługuje się scenariuszem rodem z kultury masowej, bardzo kiczowatym: życie przeniosło się na Księżyc, wyprawy księżycowych znawców ziemskiej sztuki przywożą arcydzieła, kicze, bibeloty, książki, przedmioty wyszukane na Ziemi po zagładzie, które z archeologicz-nym pietyzmem próbuje się opisać i skatalogować, na nowo wyposa-żyć w kulturowy sens i znaczenie. Czy to się udaje? Chyba tak mniej więcej, jak ziemskim historykom i archeologom udawało się wiedzieć cokolwiek o zamierzchłych cywilizacjach5.

3 S. Sterna-Wachowiak: Świat wypadł z formy. „Nowe Książki” 1996, nr 3, s. 9.

4 A. Węgrzyniakowa: Cocktail miss Verdurin. „FA-art” 1996, nr 1, s. 56.

5 S. Sterna-Wachowiak: Świat wypadł…, s. 9.

Znamienne wydaje się w tej opinii słowo „zagłada”, które w prozie Ku-ryluk stanie się pewnym kluczowym hasłem rozwijanym i uzupełnianym o nowe znaczenia w następnych powieściach. Tu zagłada rozumiana jest jako unicestwienie cywilizacyjne, zatrata sztuki. Pisarka sprowadza ją do filozo-ficznych rozmyślań, które snuje grupa tworząca Instytut Międzynarodowej Próżności. „Przewodniczy mu sam autor Fausta, nazywany czasem poufale Wolfem; są w tym kręgu m.in. Nadia i Osip Mandelsztanowie, Simone Weil, Anna Karenina, Joseph Conrad, Malcolm Lowry. Ale też np. rzymski ele-gik Propercjusz i najwybitniejszy średniowieczny filozof żydowski Mojżesz Majmonides”6. Kuryluk gra życiorysem każdej z tych postaci tak, „byśmy [nie — N.Ż.J.] mogli stosować klucza biograficznego”7 do interpretacji powieś- ci. Gra również własną biografią, czyniąc jednym z motywów figurę kangura (domysły te ostatecznie rozwieje dopiero w Goldim…) i wprowadzając do tekstu bohaterów, których osobiście znała lub którzy wpłynęli na jej warsztat artystyczny8, a ostatecznie tworząc siostry Ann i Carol Kar, wyraźnie odno-szące się do życia samej autorki.

Analogicznie biografiami będzie się bawić w wydanym w 1997 roku Ho-telu Grand Oriental oraz Encyklopedierotyku z 2001 roku. Grand Hotel Oriental

— jak pisze Michał S. Witkowski — „podobnie jak Wiek XXI, jest powieścią reprezentującą postmodernizm w literaturze polskiej”9. Kuryluk korzysta z porównywalnego schematu, jak w Wieku 21 — umiejscawia swojego bo-hatera na początku nowego stulecia, a do fabuły wplata rzeczywistą postać Juliusza Cezara. Jak sama pisze na czwartej stronie okładki,

Powieść Grand Hotel Oriental dzieje się w Paryżu na początku XXI wie-ku. Jej protagonistą jest Julian, samotny cudzoziemiec. Przeszedł przez piekło naszego wieku i na stare lata wylądował w ruderze naprzeciw-ko Grand Hotel Oriental. Podgląda ludzi, traci rozum i zanaprzeciw-kochuje się w Mirage10.

Jest to zatem niejako powielenie zabiegu, który prozaiczka wykorzystała w 1993 roku. Podobnie, jak w Wieku 21, problematyka książki jest niezwykle rozległa, ujęta w sposób oryginalny i nieoczywisty. Można zatem powiedzieć, że jest „beztroską i pełną humoru opowieścią o życiu, miłości i przemijaniu”11. Jednak mimo tej — wydawałoby się — pozytywnej wymowy, również tu możemy doszukać się wątku Zagłady, która tym razem ukazana jest jako

 6 W. Bonowicz: Cień na Morzu Czerwonym. „Tygodnik Powszechny” 1996, nr 5, s. 14.

 7 A. Węgrzyniakowa: Cocktail miss…, s. 57.

 8 Podobną tezę wysnuwa Anna Węgrzyniakowa. Por. tamże.

 9 M.S. Witkowski: Nie ma dokąd uciec. „Dykcja” 1997, nr 7—8, s. 235.

10 E. Kuryluk: Grand Hotel Oriental. Warszawa 1997.

11 S. Sterna-Wachowiak: Pióro dzięcioła. „Nowe Książki” 1997, nr 10, s. 58.

zapomnienie, destrukcja pamięci, bo jak pisze Witkowski, „Okazuje się, że umysł dokonuje pewnej pozytywnej selekcji wrażeń: te przyjemne pozostają, inne ulegają zapomnieniu bądź zostają »podkoloryzowane«”12.

Encyklopedierotyk… natomiast jest kolejną fikcyjną fabułą opierającą się na rzeczywistym bohaterze. Tym razem Kuryluk pisze sfingowane listy Rolan-da Barthes’a, które są niejako pretekstem do tego, by Zagładę potraktować w sposób dosłowny, związany z traumą Holokaustu. Poprzednie sygnały, na które czytelnik napotykał w dwóch wcześniejszych publikacjach, w Encyklope-dierotyku są już w pełni widoczne, a Kuryluk nie kryje swojego żydowskiego pochodzenia. Książka „Jest więc próbą odsłonięcia »własnej przeszłości« (au-torka wraca do spraw i zdarzeń z dzieciństwa, zahacza o tajemnice rodzinne), a także rodzajem prywatnych porachunków z tym, co ją onegdaj intelektu-alnie ukształtowało”13. Wcześniejsze publikacje Ewy Kuryluk spotykały się z krytyką i niezrozumieniem, natomiast Encyklopedierotyk… to pierwsza jej powieść, która została doceniona jako „Błyskotliwa i mądra […] książka”14. Choć język, jakim posługuje się Kuryluk, również tu jest specyficzny, oparty na słownych kalamburach, autoironii, braku chronologii, to staje się bardziej przejrzysty. Wydaje się, że to zasługa przyjętej koncepcji zamknięcia fabuły w listy. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że otwarte nawiązania do wątków autobiograficznych też mają w tym swój udział.

Jeśli omówione wcześniej trzy teksty Kuryluk interpretować jako pewne przygotowanie do napisania książki autobiograficznej, to najistotniejsze zna-czenie dla twórczości pisarki mają Goldi… i Frascati…, w których artystka odchodzi od schematu fikcyjnego dokumentu na rzecz świadectwa z włas- nego życia, pozostając jednak wierną wypracowanemu we wcześniejszych publikacjach stylowi wypowiedzi.

Ewa Kuryluk jako Żydówka, która nigdy literalnie nie doświadczyła Ho-lokaustu, lecz paradoksalnie przeżyła go razem z matką, wpisuje się swoimi książkami z 2004 i 2009 roku w krąg pisarek drugiego pokolenia, dla których posttrauma jest naczelną kategorią artystyczną. Kuryluk opisuje jednak swoje doświadczenia w inny sposób, niż robią to czołowe przedstawicielki formacji postholokaustowej.

W tekstach Kuryluk

mamy do czynienia ze zjawiskiem „narastającej żydowskości”, czyli sytuacją, w której tożsamość bardzo powoli staje się tematem głównym

12 M.S. Witkowski: Nie ma dokąd uciec…, s. 236.

13 D. Nowacki: Fikcyjny dokumnet pewnej epoki. „Nowe Książki” 2002, nr 2, s. 12.

14 Tamże.

opowieści […]. Trzeba jednak przyznać, że tragedia rodziny Kurylu-ków nie nadaje się na sprawozdawczą relację. To dramat w pierwszym pokoleniu przemilczany i wyparty, wymazany: „Los mnie mianował świadkiem historii, ale się wymigałam i wszystko przemilczałam”.

„Wmawiałam sobie, że przeżyłam, żeby dać świadectwo. Ale prawda mnie przerosła […]. W rezultacie ocalałam, żeby zataić” — wyznaje głosem bohaterki książek Ewy Kuryluk jej matka Miriam Kohany, która swoje długie życie przeżyła na aryjskich papierach, a żydowską rodzinę i historię ucieczki z getta ukryła w butach, trzymanych w pawlaczu15. Podobnie postąpiła jej córka, która pisząc Goldiego…, a następnie Fras- cati…, problemu pochodzenia i rodzinnego spadku w postaci żydowskiej toż-samości nie ujawnia wprost, lecz czyni z nich drugoplanowy wątek, który jednakże ma zasadniczy wpływ na powojenne życie jej bliskich. Unikanie bez-pośredniego ujmowania tematyki żydowskiej przez skonstruowanie powieści opartej na rozbudowanych metaforach, licznych aluzjach i niedopowiedze-niach16 sprawia, że Kuryluk niemalże wchodzi w postać swojej matki i

próbu-15 M. Cuber: Metonimie Zagłady. O polskiej prozie lat 1987—2012. Katowice 2012, s. 15, 53.

16 Dość przytoczyć fragmenty, gdy Kuryluk wspomina rok 1968 i falę emigracji polskich obywateli żydowskiego pochodzenia: „Docent A. niebawem emigrował […].

Nadeszło lato, Piotruś przestał na Ciebie czekać i zaczęliśmy zarabiać przekładami. Na fizykę nie wrócił. Po urlopie dziekańskim — dwukrotnie przedłużonym dzięki przychyl-ności profesora B. (wyemigrował) — zdał na germanistykę” (E. Kuryluk: Goldi. Apoteoza zwierzaczkowatości. Warszawa 2004, s. 73); „Na ulicy nieznajomi ściskali mi dłoń i po-mrukiwali: — Pani tatuś umarł w samą porę. — Albo: — A to nam nastały pogody marcowe. Złożyliśmy papiery na wyjazd. Niech się pani trzyma” (tamże, s. 40), lub niepewność matki dotycząca zakończenia wojny: „Wtedy też nie byłam pewna swojego wieku. Z kosza na śmieci wyciągnęłam gazetę i kamień spadł mi z serca: wojna dawno się skończyła. Coś mi zaświeciło pod nogami. Pod ławką poniewierała się wełniana skar-peteczka w żółto-niebieskie paski” (tamże, s. 199), albo gdy mówi ojcu, że zakochała się

„W malarzu i filmowcu z Budapesztu. Był w amerykańskim obozie dla uchodźców, teraz studiuje na akademii sztuk pięknych i chałturzy w telewizji” (tamże, s. 148), czy opowiadała tragikomiczną historię: „— Szkoda, że cię tu nie ma, Waldi. — Pssst! Jestem.

Wlazłem do szuflady. — Łapanka? — Nie, wywózka. — Jamniki też jadą? — Tylko ra-sowe. — W wagonach bez wody? — Mam termos z sokiem malinowym. — Za kolcami zabierają nam ubrania? — Rozdają pasiaki. — Aha. Guziki zostawiają? — Psst! — Waldi!

Okropnie się boję o włosy mamy. — Z jasnych nie robią materacy. — A abażury? — Z dorosłych. Z maleństw się się nie opłaca” (tamże, s. 83—84). Znamienne wydają się także fragmenty, gdy „Podczas spaceru na Kahlenbergu zazwyczaj wielce zaprzyjaźnio-ny ze zwierzętami Piotruś z zaskakującą awersją reaguje na tresowanego przez grupę agresywnych Austriaków wilczura Ado (Adolf?); mała Ewa, wykrzykując nieświadomie

»Ma-daaa-gas…?«, powoduje, że dawne niepokoje wracają natychmiast. Owe lęki prze-jawiają się również w dziecinnej rozmowie o cienkich jak drut lemurach o pasiastych futerkach czy w dziwnym zachowaniu Pana Rafała — przyjaciela ojca chwilowo zastę-pującego Ewie świetlicę — w zaryglowanych drzwiach jego mieszkania, zasłoniętych

je snuć narrację tak, jak robiłaby to jej rodzicielka — nieskładnie, z licznymi retrospekcjami, urwanymi wspomnieniami. „Minione sytuacje przywoływane są w przypadkowym, niechronologicznym porządku. Autorka porusza jakiś wątek, by za chwilę go porzucić i już do niego nie wracać, tak jakby wspo-minała o nim mimochodem”17.

Chora na schizofrenię, Miriam Kohany cierpi na stany lękowe, zaburzenia osobowości, ma urojenia i halucynacje, a jej dolegliwości stają się poniekąd schorzeniem dotykającym wszystkich członków rodziny. Ewa Kuryluk wy-chowuje się razem z bratem w domu, w którym matka zamyka ich na klucz w toalecie, ochraniając przed wyimaginowanym wrogiem, w popłochu ucieka ze spaceru, ponieważ podejrzewa, że są inwigilowani, lub widzi żółte kanarki na balkonie warszawskiego mieszkania.

Po latach pisarka wyznała:

Dziecko nie zdaje sobie sprawy, co jest normą, a co dziwnością, co fak- tem, a co urojeniem. Kiedy byłam mała, wierzyłam mamie i nie kwestio- nowałam jej postępowania. Byłam przekonana, że zamyka mnie w sza-fie dla mojego dobra. Starałam się też, jak mogłam, uczestniczyć w jej halucynacjach. W Goldim… opisałam, jak staram się zobaczyć na niebie stado żółtych ptaków. Byłam grzeczną dziewczynką — cichutką, spo-kojną, posłuszną, zrezygnowaną i w depresji. Kiedy mama oznajmiała, że w razie czego musimy wyskoczyć przez okno, kiwałam głową. Nie wątpię, że wyskoczyłabym z mamą18.

Życie Kuryluk zostało więc zdominowane chorobą matki, o której toż-samości córka dowiaduje się, będąc już dojrzałą kobietą. Napisanie zatem dwóch osobistych książek, w których nie tylko na jaw wychodzi pochodzenie matki, ale również problemy rodzinne, stało się dla niej „rodzajem zobowią-zania, długu przenoszonego z pokolenia na pokolenie, z matki na córkę”19. Autorka Encyklopedierotyku ujmuje jednak kwestię pochodzenia w sposób zawoalowany i niedosłowny.

Niezrealizowane zamierzenie matki podejmuje [zatem — N.Ż.J.] córka, której z jednej strony jest łatwiej (jako pisarka i osoba urodzona po kotarach i wiecznej podejrzliwości w stosunku do sąsiadów”. R. Sierocińska: Historia z butów mamy. „Nowe Książki” 2005, nr 5, s. 52.

17 R. Sierocińska: Historia z butów mamy…, s. 52. Patrząc na twórczość Kuryluk w sposób kompleksowy, należy zaznaczyć, że podobne zabiegi stosuje również w Wieku 21 czy Encyklopedierotyku…

18 Kangur w skórze słonia. Rozmowa Ewy Kuryluk z Ewą Winnicką. „Polityka” 2010, nr 13, s. 91.

19 A. Mrozik: Akuszerki transformacji. Kobiety, literatura i władza w Polsce po 1989 roku.

Warszawa 2012, s. 285.

wojnie może do pewnego stopnia zdystansować się wobec tej historii), a z drugiej strony trudniej: nie zna faktów, szczegółów z życia swojej matki i jej przodków, nie ma dostępu do wielu danych, często prze-chowywanych w pamięci wyłącznie tych, którzy ocaleli. Próby skłonie-nia matki do mówieskłonie-nia rozbijają się o mur strachu, wstydu, upartego wypierania przeszłości20.

Kuryluk pisze zatem Goldiego…, a następnie Frascati… w formie niekoń-czących się rozmów z matką, bratem i ojcem21, w których to dialogach temat pochodzenia, Holokaustu czy wojennej przeszłości jest znikomy i często spro-wadza się wyłącznie do drobnej, ale mocnej w wymowie aluzji. W Goldim…

pojawiają się jedynie nieliczne sugestie na temat tożsamości matki, z których szybko można odszyfrować skrzętnie skrywaną przez obojga rodziców praw-dę. Dopiero jednak ostatni rozdział w pełni wyjawia bolesną tajemnicę. Zatem

„Jak inaczej, jeśli nie w poetyce dobrego kawału, zrozumieć rozdział Goldie-go… zatytułowany Kohani w butach mamy, opartego na podwójnej grze słów?

Z jednej strony zaczęła w nim pisarka snuć opowieść o żydowskich przodkach matki, noszących nazwisko Kohany, z drugiej — robiąc to — wprowadziła niebywale rzeczywisty koncept »narracji znalezionej w butelce« (tu: w butach matki przechowywanych w szafie)”22. Okazuje się, że — jak w każdym tekście pisanym z perspektywy prozaiczki drugiego pokolenia — szczegół, na pozór nic nieznaczący przedmiot, staje się podstawą do poznania przeszłości. Sama autorka wyznaje, że „sprawa żydowska” stała się w ich domu tematem tabu.

W rozmowie z Anną Bikont, która podkreśla, że rodzina Kuryluków prze-siąknięta była psychozą matki („zaczyna [się — N.Ż.J.] w Austrii, kiedy sły-szy niemiecki, Piotruś nie wytrzymuje nienawistnej, dusznej atmosfery 1968 roku. Ale jednocześnie wasze żydostwo cały czas jest niedopowiedziane”23), Kuryluk przyznała:

Ja się nad tym [żydowskim pochodzeniem matki — N.Ż.J.] specjalnie nie zastanawiałam z tej najprostszej przyczyny, że miałam dosyć kło-potów na głowie. Ex post zdałam sobie sprawę, że to było nasze tabu.

Mama wokół tego halucynowała, a Piotrek, o wiele wrażliwszy ode mnie, czuł, co się wokół dzieje. I stąd jego pierwszy atak. Zabrali go

20 Tamże.

21 Marta Cuber określa Goldi… i Frascati… mianem tomów „tryskających energią, baśniowo-humorystycznych dialogów, przetykanych rodzinnymi zdjęciami”. M. Cuber:

Metonimie Zagłady…, s. 53.

22 M. Cuber: Pseudonimy Zagłady w prozie Ewy Kuryluk. W: Literatura i różne historie.

Szkice o literaturze XX i XXI wieku. Red. B. Gutkowska, A. Nęcka. Katowice 2011, s. 124.

23 Kangór z Frascati. Rozmowa Ewy Kuryluk z Anną Bikont. „Gazeta Wyborcza” 2009, nr 50. (dodatek „Duży Format”). http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127291,7395950,Kan gor_z_Frascati.html [dostęp: 7.08.2015].

z Alej Jerozolimskich, gdzie rozebrał się do naga i krzyczał na jezdni:

„Jestem Chrystusem, ukrzyżujcie mnie”.

Dopiero w Nowym Jorku, gdzie jest tylu Żydów, zrozumiałam, że to żadna sprawa. W 1986 roku wykładałam w Niemczech, za swoją pensję wynajęłam ładne mieszkanie z widokiem na Jezioro Lemańskie i sprowadziłam mamę do Lozanny. Mama zawsze uważała, że ją cały czas podsłuchują, ale pomyślałam, że może na balkonie w Szwajcarii nie będzie się bała. I zapytałam: „Mamo, jesteś?”. Jeszcze nie wypowie-działam słowa „Żydówką”, a już dała mi znak, żebym zamilkła. Popad- ła w głębokie zamyślenie i po dłuższej chwili odparła: „Tak”. I tyle. Po śmierci mamy w 2001 roku znalazłam w jej starych zimowych butach listy od Teddy Gleicha, jej pierwszego męża, któremu ojciec też pewnie we Lwowie pomógł. Mama nazywała się wtedy Miriam Kohany24. Kuryluk poznaje żydowski sekret niejako dzięki własnym domysłom i niemalże bezgłośnemu potwierdzeniu matki, która zastrzega, by nie wy-jawiać owej tajemnicy przed jej śmiercią: „»Ale obiecaj mi, dziecko, że za mojego życia i życia Piotrka [brat Ewy Kuryluk — przyp. red.] nie powiesz o tym publicznie. I już nigdy o tym nie rozmawiajmy«. Uważała, że jeśli ludzie się dowiedzą, że jesteśmy Żydami, mnie i Piotrusiowi zagrozi nie-bezpieczeństwo”25. Dotrzymuje więc obietnicy i wydaje Goldiego… po śmierci najbliższych26.

Można jednak poddawać pod rozwagę, co uczyniła głównym tematem książki27. Czwarta strona okładki głosi, że Goldi… jest „to mała historia

24 Tamże.

25 Autoportret Kangóra. Rozmowa Ewy Kuryluk z Katarzyną Janowską. „Przekrój”

2009, nr 44, s. 63.

26 Brat pisarki umiera na kilka tygodni przed wydaniem Goldiego…

27 Rozważania te podjęli między innymi Agnieszka Sabor, Julia Juryś i Wacław Sad-kowski. „Co jest tematem Goldiego… i Tabusia? Czy chodzi o Zagładę i jej rozpisane na pokolenia bolesne konsekwencje? O tabu, o nieustającą, niezależną od czasu i okolicz-ności chęć (a może konieczność) ukrycia — przed własnymi dziećmi — prawdziwego nazwiska, prawdziwego życiorysu, prawdziwej genealogii? O pokazanie nieuchronności pęknięcia tego tabu (zawsze przecież znajdą się jakieś buty i ukryte w nich fotogra-fie), a jednocześnie o dowód, że nigdy nie będzie ono przełamane do końca (odkryć bowiem można jedynie strzępy historii)? Tak, chodzi o to wszystko. Ale nie tylko. Jest to także historia XX wieku, opisana z »żabiej« (a więc także szczerej, bo zwierzacz-kowato-dziecięcej) perspektywy” (A. Sabor: Kanarkowe niebo. „Tygodnik Powszechny”

2009, nr 29, s. 16). Julia Juryś uważa natomiast, że „Goldi jest książką o wszystkim:

o cierpieniu, chorobie, o uroczym braciszku, który za matką popadł w obłęd, o miłości do zwierząt i szacunku dla życia każdego źdźbła, o tym, że niektóre ofiary nigdy nie wyszły z ukrycia i przemalowane na blond chodzą wśród nas, o ich udręce, o kochającej się rodzinie i prawych ludziach” (Tejże: Torba chomika Goldi. „Zeszyty Literackie” 2005, nr 2, s. 168). Wacław Sadowski w recenzji Frascati… określał Goldiego… jako „studium poświęcone analizie dewastacji wewnętrznych dokonanych w kobiecie, która przeszła

XX wieku”. To przewrotne hasło jest niezwykle pojemne — zawiera w sobie zarówno tragedię II wojny światowej, Holokaustu, jak i okres PRL-u. Nie wskazuje jednak na wymiar osobisty książki, która uznana jest za „najbar-dziej intymną z dotychczasowych powieści Kuryluk”28. Zatem Goldi… to tekst o Zagładzie i traumie tożsamości, która przeradza się w chorobę psychiczną, ale również powieść o dziecku, które wiele lat żyje z nieświadomością praw-dziwego pochodzenia, o rodzinnych relacjach oraz wpływie specyficznego domowego ogniska na dorosłe życie, o znaczeniu wielkiej historii w jed-nostkowym przeżyciu. Pisarka prowadzi więc swoistą grę z czytelnikiem już od samego początku, kiedy to „na pierwszy rzut oka [Goldi… — N.Ż.J.] jest opowieścią skrajnie prywatną, więcej nawet — wydaje się opowieścią skrajnie naiwną, której głównym motorem jest chomik Goldi przyniesiony dzieciom w prezencie przez matkę”29. Okazuje się jednak, że niepozorne zwierzątko staje się pretekstem do snucia refleksji na tematy skrajnie intymne, a jak pisze Marta Cuber, „[Goldi… — N.Ż.J.] z powieścią ma niewiele wspólnego,

XX wieku”. To przewrotne hasło jest niezwykle pojemne — zawiera w sobie zarówno tragedię II wojny światowej, Holokaustu, jak i okres PRL-u. Nie wskazuje jednak na wymiar osobisty książki, która uznana jest za „najbar-dziej intymną z dotychczasowych powieści Kuryluk”28. Zatem Goldi… to tekst o Zagładzie i traumie tożsamości, która przeradza się w chorobę psychiczną, ale również powieść o dziecku, które wiele lat żyje z nieświadomością praw-dziwego pochodzenia, o rodzinnych relacjach oraz wpływie specyficznego domowego ogniska na dorosłe życie, o znaczeniu wielkiej historii w jed-nostkowym przeżyciu. Pisarka prowadzi więc swoistą grę z czytelnikiem już od samego początku, kiedy to „na pierwszy rzut oka [Goldi… — N.Ż.J.] jest opowieścią skrajnie prywatną, więcej nawet — wydaje się opowieścią skrajnie naiwną, której głównym motorem jest chomik Goldi przyniesiony dzieciom w prezencie przez matkę”29. Okazuje się jednak, że niepozorne zwierzątko staje się pretekstem do snucia refleksji na tematy skrajnie intymne, a jak pisze Marta Cuber, „[Goldi… — N.Ż.J.] z powieścią ma niewiele wspólnego,