• Nie Znaleziono Wyników

Architekci muszą zająć się kwestią mieszkalnictwa, budowaniem wspólnot lokalnych,

zrównowa-żonym rozwojem, nieformalnymi obszarami

miejskimi i peryferiami, bo są to kwestie

interesu-jące większość mieszkańców miast na świecie.

071

czarno Ukraińcy stawiający lśniące wieżowce w polskich miastach – podwykonaw-cy, którzy miesiącami czekają na uiszczenie kwot faktur.

Bez wątpienia jednymi z najważniejszych niekochanych bohaterów XV Międzyna-rodowego Biennale Architektury byli jednak migranci. Ci, którzy przemieszczają się na skutek działań wojennych oraz innych kryzysów i osoby od dekad żyjące w nowych miastach, w których na różne sposoby próbują zbudować swoje nowe życie, zadomowić się i zakochać w innym człowieku i miejscu. Móc gdzieś przynależeć. To właśnie im po-święcony został jeden z najciekawszych pawilonów narodowych – masywny niemiecki gmach, w którym na czas wystawy symbolicznie i dosłownie zilustrowano koncepcję otwarcia miast niemieckich na nowych mieszkańców, wyburzając część ścian pawilonu i powiększając otwory okienne. Niemcy pozbyli się 48 ton cegieł ze ścian budynku, które wykorzystali następnie do stworzenia siedzisk i ekspozycji wystawy. Otwarty dzięki temu na oścież pawilon wyraźnie ilustrował hasło „Making Heimat. Germany, Arrival Country” („Tworząc Heimat. Niemcy. Kraj przyjazdów”). Podobnie jak dzi-siejsze Niemcy – kraj, który otworzył swoje granice i przyjął w 2015 r. ponad milion migrantów – pawilon stał się otwartą przestrzenią. Najciekawsze na wystawie nie były jednak związane z przestrzenią zabiegi formalne. Okazały się nimi m.in. części wysta-wy przedstawiające polityki mieszkaniowe poszczególnych niemieckich miast będące odpowiedzią na wyzwania związane z migracjami i kryzysem uchodźczym. Fascynu-jący był też niezwykły pomysł tworzenia bazy gotowych projektów architektonicznych budynków mieszkalnych dla migrantów, „Refugee Housing Projects”. Baza stworzona została przez Deutsches Architekturmuseum i aktualizowana jest we współpracy z ma-gazynem architektonicznym Bauwelt. Wszystkie znajdujące się w niej propozycje po-grupowane są według wielkości budynku, wykorzystanych w nim materiałów, kosztów produkcji i typów konstrukcji. Projekt ten nie jest przy tym typowym przedsięwzię-ciem z kategorii konkursów architektonicznych – zgromadzenie w jednym miejscu tylu różnorodnych propozycji było pretekstem do rozpoczęcia dyskusji o skali problemu i włączenia w tę rozmowę działaczy oraz przedstawicieli lokalnych samorządów, którzy mogliby realizować u siebie wybrane rozwiązania budowlane.

Baseny dla wybranych

W Wenecji pokazano jeszcze jedną historię, australijską, o której warto wspomnieć, mapując deficyty miłości w mieście, choć na pierwszy rzut oka ekspozycja zupełnie nie wpisywała się w narrację hasła Biennale – „Raportując z frontu”. Pawilon Australii na pierwszy rzut oka wydawał się oazą spokoju. Po gwarze panującym w innych miejscach Biennale nowoczesna bryła zawieszona tuż nad jednym ze szmaragdowych, weneckich kanałów oferowała coś szczególnie cennego podczas gorączkowego zwiedzania

wy – chwilę oddechu i ciszy. W pawilonie tym, na środku minimalistycznej przestrzeni umieszczono ogromny basen, w którym brodzili zwiedzający. Raj, spokój, komfort. Australia niczym z wideoklipów z ogorzałymi blond surferami, których jedynym zmar-twieniem jest pokonanie nadchodzącej fali. Wszystko pasowało do układanki. Wystawa była opowieścią o jednej z najważniejszych przestrzeni publicznych w rzeczywistości australijskiej, czyli basenach, które od zawsze pełniły w tym kraju niezwykle ważną rolę – były nie tylko miejscem rekreacji, ale także tworzenia się więzi lokalnych spo-łeczności. Dla Australijczyków są one niczym piazza dla Włochów – miejscem, bez którego nie można wyobrazić sobie swojego miasta, przestrzenią, która kształtuje styl spędzania wolnego czasu i laboratorium relacji społecznych. W odróżnieniu od rzek pełnych krokodyli baseny są też bezpieczne, więc dla australijskich dzieci stanowią jedne z ulubionych miejsc do spędzania każdej wolnej chwili.

Nie zawsze jednak każde dziecko mogło swobodnie korzystać z basenów. Były one bowiem także miejscem wykluczenia i segregacji – nie mogły się nimi w związku z tym cieszyć dzieci aborygeńskie. Rosnąca segregacja, która nasilała się szczególnie w 1965 r. w Nowej Południowej Walii, skłoniła więc grupę studentów Uniwersytetu z Sydney do walki o prawa rdzennych mieszkańców Australii. Na ich czele stanął Charles Perkins – pierwszy Aborygen, który dostał się na uniwersytet. Perkins wraz z 28 studentami przyjechał do miasta Moree, aby zebrać dowody na zachowania rasistowskie i zbadać warunki życia rdzennych mieszkańców. Odwiedził również inne miasta, więc jego po-dróż nazwano rajdem wolności (ang. Freedom Ride) – na wzór podobnych inicjatyw ze Stanów Zjednoczonych. Studenci zbierali historie o dyskryminacji rdzennych miesz-kańców w miastach, odwiedzając Wellington, Gulargambone, Walgett, Boggabilla, Tenterfield, Grafton, Lismore, Cabbage Tree Island, Bowraville i Kempsey. Okazało się, że Aborygeni nie byli obsługiwali w lokalnych kawiarniach, nie było dla nich pracy, w teatrach czekały na nich wydzielone miejsca, a na przedstawienie mogli wejść dopie-ro wtedy, kiedy zasiadła już „biała widownia”. Skala dyskryminacji była przerażająca. Akcja z Moree, w którym studenci zabrali grupę Aborygenów na basen, okazała się jednak kroplą drążącą skałę. Informacje o Freedom Ride obiegły prasę w całym kraju i rozpoczęły gorącą dyskusję nad prawami rdzennej ludności. Basen – australijska przestrzeń publiczna numer 1 – okazał się miejscem, od którego rozpoczęto budowę miasta sprawiedliwego, a co za tym idzie bardziej różnorodnego, demokratycznego i równościowego społeczeństwa.

Niekochani w natarciu

XV odsłona Biennale była najlepszym dowodem na to, że w różnych miejscach na świe-cie w podobnym czasie rodzą się spójne idee, choć pojawiają się niezależnie. Pracując Niekochani

073

nad wystawą Biennale, Aravena i jego zespół kuratorski przeszukali setki realizacji, ale nie mieli problemu ze stworzeniem spójnej narracji o „niewidzialnych mieszkańcach miast” i niedostrzeganych zazwyczaj obszarach metropolii. Ich opowieść poświęcona była walce słabiej uposażonych mieszkańców o sprawiedliwość w mieście i o bycie pełnoprawnymi obywatelami miejskimi, która trwa od lat 70. XX wieku. Aravena prze-łożył na język wystawy i wprowadził do architektonicznego mainstreamu zjawiska, o których David Harvey pisał w swojej wydanej w 2012 r. kultowej książce Bunt miast.

Prawo do miast i miejska rewolucja. Chilijczyk i Amerykanin opisali świat, w którym

niekochani mieszkańcy miast ruszają po swoje prawa i w którym niektóre społeczności i polityki im pomagają. Dotychczas robili to jednak na granicy bezprawia. Teraz ich głos zaczyna być słuchany w różnych miejscach na świecie, które zwracają honor potę-dze niedoboru i wyraźnie wykorzystują potencjał oddolnych mechanizmów zaspokaja-jących potrzeby najbardziej potrzebuzaspokaja-jących grup mieszkańców i użytkowników miasta. XV Międzynarodowe Biennale Architektury pokazało na współczesnych przykładach przedsięwzięć z różnych zakątków świata, że nie potrzeba do tego ogromnego budżetu, a jedynie zmiany paradygmatów i woli politycznej oraz społecznej.

Złamana

miłość

Jak jest?