• Nie Znaleziono Wyników

Czy takie miasto, Miasto Miłości, jest możliwe? Jest konieczne, albo nie będzie miasta wcale

031

polityczny potencjał rozumianej tak miłości. Badacze tematu wskazują jeszcze na filię, czyli przyjaźń – łagodniejszy rodzaj miłości polegający na więzi emocjonalnej dwojga ludzi, jednak bez zaangażowania fizycznego. Pitirim Sorokin, wielki amerykański so-cjolog pochodzenia rosyjskiego, podjął się natomiast syntezy myśli o miłości jako sile społecznej i w monumentalnym dziele The Ways and Power of Love przekonuje z kolei, że nie można przeciwstawiać rodzajów miłości, bo tworzą one kontinuum. Agape nie jest według niego zaprzeczeniem Erosa – stanowią one tylko różne modalności tej samej niezwykłej siły.

By te modalności lepiej zrozumieć, warto ukonkretnić rozważania odniesieniem do realnych procesów społecznych. Niezwykle pouczająca może być analiza wyda-rzeń, jakie doprowadziły do wybuchu Arabskiej Wiosny w 2011 r. Wszystko zaczęło się w Tunezji, w grudniu 2010 r., od aktu samospalenia dokonanego przez Mohame-da Bouazizi. Ten akt agape, gest bezinteresownego poświęcenia jednostki dla całej społeczności, wywołał wielkie oburzenie. Zniknęły resztki legitymacji moralnej dla reżimu dyktatora Ben Aliego – przestał mieć on jakiekolwiek uzasadnienie poza prze-mocą. Przemocy przeciwstawiły się natomiast ciała, które w odpowiedzi na śmierć Bouaziziego wyszły na ulice tunezyjskich miast. W książce „Sieci gniewu i nadziei” badający ruchy społeczne Manuel Castells zwraca uwagę, że siła ulicznych zgroma-dzeń wynika właśnie z faktu, że zgromadzenie ciał w przestrzeni publicznej wyzwala wręcz erotyczną intensywność spotkania. Podobnie jak ludzie w relacji miłosnej, ludzie zebrani na Placu zawieszają rzeczywistość. Rewolucjonistom czas płynie tak jak zakochanym – poza normalną metryką. Zawieszenie rzeczywistości otwiera nową przestrzeń społeczną, przestrzeń utopii, czyli alternatywy dla świata, przeciwko któ-remu podjęta została walka. Wszystko staje się możliwe, choć oczywiście nie wszyst-ko staje się realne. Gdy jednak twórcza ekstaza rewolucyjnego placu doprowadzi już do skutku, np. do obalenia władzy, ulec musi normalizacji i schłodzeniu. Wielość propozycji musi zostać zredukowana do ograniczonej liczby możliwych politycznych reprezentacji. Plac trzeba posprzątać i wrócić do normalnego życia. Czym jest jednak norma we współczesnym mieście?

Rewolucja miłości

Normalne życie w mieście neoliberalnym organizowane jest w rytmie akumulacji pitału i wytwarzania wartości ekonomicznej. Można oczywiście stwierdzić, że w ka-pitalizmie zawsze tak było. W Nowej kwestii miejskiej Andrew Merrifield zauważa jednak kluczową różnicę między miastem przemysłowym a neoliberalnym. W mieście przemysłowym warunkiem produkcji był odpowiednio przygotowany zasób pracy – miasto stawało się w tym układzie systemem jego odtwarzania poprzez rozwój usług

publicznych. W neoliberalizmie przedmiotem eksploatacji są natomiast nie tylko ciała ale także wszystkie wymiary życia miasta. Przedmiotem utowarowienia staje się więc dosłownie wszystko: usługi publiczne, afekty, ciała i w końcu sama miłość. Logice tej można się jednak przeciwstawić, odzyskując dla miasta miłość w jej pełnym, wielo-modalnym rozumieniu. Jak mogłaby wyglądać taka Rewolucja Miłości? Pisałem o niej szerzej w książce Miłość, wojna, rewolucja. Szansa ta nie bierze się jednak oczywiście z wiary w siłę miłości, o której pisał Platon, tylko z konkretnych uwarunkowań struk-turalnych. Aby jej szukać, przeanalizować trzeba warunki wytwarzania wartości i aku-mulacji kapitału. A akumulacja może odbywać się poprzez eksploatację zasobów w mo-delu ekstensywnym (komercjalizacja przestrzeni miasta, prywatyzacja infrastruktury usług publicznych) i poprzez wytwarzanie nowości. Pierwszy z tych dwóch sposobów akumulacji ma charakter rabunkowy, a drugi potencjał rozwojowy, bo polega na po-mnażaniu zasobów poprzez akty twórczej interwencji. Im bardziej wyeksploatowane są zasoby ekstensywne (środowisko, przestrzeń miasta i jego mieszkańcy), tym bardziej potrzebna jest mobilizacja sił twórczych zdolnych do kreowania zasobów. Tyle tylko, że prowadzący do powstania nowej formy i nowego bytu akt twórczy możliwy jest wyłącznie w wyniku uruchomienia procedury prawdy. Inaczej rzecz ujmując – może istnieć wyłącznie jako wynik pracy miłości („labour of love”).

Kapitalistyczna machina w coraz większym stopniu zależy więc od zdolności do eks-ploatacji pracy miłości. Tak właśnie akumulują kapitał platformy internetowe, które ży-wią się bezinteresownym zaangażowaniem swoich użytkowników. Intymny charakter pracy miłości powoduje przy tym, że potencjalnie stosunkowo łatwo jest przeciwstawić się eksploatacji, uruchamiając alternatywne modele wytwarzania wartości poprzez społeczną produkcję tego, co wspólne – przestrzeni społecznej opartej na więzi i rela-cji współzależności, a nie wymianie towarowej. Najciekawsze dotychczas zestawienie praktyk odzyskiwania miasta poprzez rozwijanie sposobów zaspokajania potrzeb za pomocą ekonomiki miłości (różne formy uspołecznionej ekonomii współdzielenia) opisane zostały przez Duncana McLarena i Juliana Agyemana w książce Sharing

Cities. A Case for Truly Smart and Sustainable Cities. Krytycznie analizując studia

przypadków z całego świata, autorzy pokazują w niej, że istnieją strukturalne pod-stawy dla projektu, jaki nazywam Miastem Miłości. Dzisiejszy etap rozwoju systemu technicznego, współczesna infrastruktura i zakumulowane zasoby oraz dostępne nam kapitały umożliwiają miastom rozwój oparty na pracy miłości. Co zrobić, by ten poten-cjał uruchomić? Potrzebna jest rewolucja kulturowa. Nie taka jednak, jaką proponują Jarosław Kaczyński z Viktorem Orbanem, a taka, o jakiej pisze np. papież w encykli-ce „Laudato Si!”. Franciszek dostrzega strukturalny potencjał współczesnej ekonomii społecznej. Ba, to w niej widzi główną szansę na sprawiedliwszy system wytwarzania i dystrybucji dóbr oraz szansę na ratunek świata przed coraz bardziej prawdopodobną katastrofą ekologiczną. Wiemy jednak, że straszenie katastrofą nie działa – ludzie po Miłość, miasto, władza

033

prostu szybko przestają się jej bać. Jak już napisałem wcześniej, to od pracy twórczej, a więc pracy miłości, w coraz większym stopniu zależy możliwość rozwoju w sytuacji wyczerpania innych zasobów. Jak nigdy dotąd potrzebujemy dziś innowacji społecz-nych, kulturowych i organizacyjnych zwiększających efektywność społecznej machiny rozumianej jako zdolność do zaspokajania potrzeb bez naruszenia podstaw przyszłości. Współczesny kapitalizm sprawdza się coraz gorzej w roli zaopatrzyciela potrzeb – kroczy w końcu ścieżką automatyzacji w dążeniu do zwiększenia efektywności aku-mulacji kapitału. Kolejne rzesze pracowników tracą więc pracę i stają się „zbywate-lami”. W sprywatyzowanej przestrzeni miast o coraz słabszej infrastrukturze usług publicznych zaczynają być zbędni pod względem gospodarczym i politycznym. Sta-ją się rezerwuarem ciał potrzebnych do obsługi pracuSta-jącej „zdrowej” części. I jest to oczywiście droga donikąd. Rację ma papież Franciszek, mają ją krytycy kapitalizmu i ma ją coraz więcej zwolenników nowej formy organizacji społeczeństwa i gospodarki. Wyjściem z impasu jest odwrócenie logiki i uznanie, że nikt nie jest zbędny. Założenie to leży u podstaw teorii rozwoju proponowanej przez Amartyę Sena i Marthę Nuss-baum. Wychodzi ona z absolutnie racjonalistycznej i liberalnej koncepcji, która zakła-da, że najlepsze efekty przynosi system optymalnie wykorzystujący zasoby kryjące się w społeczeństwie. W optyce tej najcenniejszym zasobem są unikatowe potencjały każdego mieszkańca. Każdy z nas z natury wyposażony jest w zdolności twórcze – nie każdy dostaje jednak szansę, by ten potencjał w życiu wykorzystać. Może ją stworzyć tylko miasto, które pamięta, że jego sednem jest miłość. A więc miasto zwiększające prawdopodobieństwo spotkania różnych ciał, ale w warunkach równości, a nie klaso-wego podziału, którą osiągnąć można dzięki odpowiednim rozwiązaniom urbanistycz-nym. Miasto wprowadzające modele zaopatrywania usług mieszkańców polegające na współwytwarzaniu, a nie wymianie handlowej zapośredniczanej przez pieniądz. Mia-sto zachęcające do współdzielenia zasobów publicznych, prywatnych i społecznych. Miasto rozwijające infrastrukturę miłości: otwartą i przyjazną przestrzeń publiczną włączającą w rozmowę o nim samym wszystkich, z poszanowaniem odmienności ich stylów życia, kompetencji i potencjałów.

Czy takie miasto, Miasto Miłości, jest możliwe? Jest konieczne, albo nie będzie mia-sta wcale. Nowe formy podmiotowości już się budzą. Wielkim sygnałem tego przebu-dzenia był np. polski Czarny Marsz kobiet 3 października 2016 r. Na ulice polskich miast wyszły ciała niegodzące się na pełnienie roli surowca w reprodukcyjnej machi-nie. Musimy wymyślić formy miasta adekwatne do obecnej świadomości. I wymyślić je wszędzie od zera, lokalnie – w tym w Krakowie, Wrocławiu, Lublinie i Warszawie. Na tym polega właśnie praca miłości.

Miłosna mapa