• Nie Znaleziono Wyników

Pewien możny król upodobał sobie szczególnie białego barana. Kazał go myć, czesać, fryzować, rogi mu pozłocić, a z biegiem czasu tak go polu-bił, iż polecił ogłosić, że kto nauczy tego barana mówić, otrzyma dziesięć tysięcy talentów nagrody i rangę dworską. Długi czas nie było amatora na

te ponętne warunki, aż razu pewnego zgłosił się czarodziej, który podjął się tej niewykonalnej na pozór sztuki.

Czarodziej ten zażądał jednak dziesięciu lat czasu na naukę, następnie sumy stu tysięcy talentów, płatnych corocznie po dziesięć tysięcy, dziesię-ciu pokojów na rezydencję i dziesiędziesię-ciu ludzi do usług.

Król przyjął te warunki, a  kiedy pierwszy minister, po podpisaniu umowy, zapytał czarodzieja jakim sposobem mógł się podjąć rzeczy niewy-konalnej – tenże odpowiedział:

Wszak zaznaczyłem dziesięć lat czasu, a w ciągu tego terminu albo król umrze, albo mnie nie stanie, albo barana diabli wezmą…

Postawienie trzeciego mostu i wiaduktu wydaje się być zadaniem ła-twiejszym, aniżeli nauczenie barana mowy ludzkiej.

A jednak...

Jednak cała ta historia o baranie bardzo most i wiadukt przypomina! Ściana oporowa wiaduktu – to ogon z przyległościami; sterczące pod-stawy granitowe – to żebra baranie, które zbyt powoli wełną porastają, most zaś – to łeb barani, a dwa ślimaki – to rogi złocone, z których jeden już się ułamał, ale go na nowo mają przyprawiać; nie ma tylko nóg, lecz te po-dobno są we właściwym miejscu, pod kadłubem baraniego wiaduktu, tylko trochę niepewne co do swojej mocy, więc pod ziemią schowane.

Baran nie jest samotny – nie, bynajmniej, ma liczne towarzystwo bara-nów ofiarnych w osobach okolicznych właścicieli...

A czarodziej? Gdzie czarodziej?

Jeden zabrał umówione talenty i poszedł…

Drugi… a  drugi właśnie kształci barana usilnie i  w  dzień, i  w  nocy, zwłaszcza od strony ogona; ciekawe tylko, kiedy ów baran przemówi i z któ-rej strony przemówi, a jeżeli nareszcie to nastąpi, czy owe dwanaście mi-lionów talentów, na jaką to sumę przypuszczalnie obliczają koszt baraniego wykształcenia – wystarczy?

W tej złośliwej bajce dużo prawdy znaleźć by można, przyjrzyjmy się jednak tej sprawie z nie bajkowej, poważnej strony.

„Kurier Poranny” poświęcił tej kwestii wielką liczbę wzmianek i małych artykulików, a także kilka obszernych artykułów, a mianowicie: pt. „Sprawa dojazdu do trzeciego mostu” w Nr. 73 z d. 13 marca r. 1908; pt. „Miliony w przepaść” w Nr. 32 z d. 1 lutego r. 1910; pt. „O ludziach i mostach dzisiaj i dawniej” w Nr. 90 z d. 2 kwietnia r. 1910 i wreszcie pt. „Sfinksy warszaw-skie” w Nr. 94 z d. 4 kwietnia r. 1911.

Streszczając poglądy tam wymienione, zanotować można, iż most i wiadukt kosztować będą od 10 do 12 milionów rubli; cyfry w tym wzglę-dzie ustalić jeszcze niepodobna.

Że Warszawa za tę kolosalną sumę otrzyma, płacąc od niej procenta, tylko użytkowanie z mostu i wiaduktu, czyli corocznie do czasu uiszczenia kapitału, dokładać będzie do tego przedsiębiorstwa – krocie!

Że most i wiadukt zbudować można było za jedną trzecią część wy-datkowanej sumy, a  za resztę dać miastu całemu ulepszone bruki, roz-szerzyć szpitalnictwo, pozakładać szkoły, wybudować nowe hale targowe i raz nareszcie przenieść wstrętne, zarażające śródmieście i szkodliwe targi z pl. św. Aleksandra i Ordynackiego.

W dodatku do tej sumy Warszawa traci jedyne racjonalne połączenia górnego miasta z dolnym i zyskuje narzekania mieszkańców Powiśla, mę-czonych od lat sześciu robotami, a także proces z pokrzywdzonymi budową właścicielami domów do robót przylegających.

Śliczny obraz zastanowienia, porządku, logiki i sprawiedliwości!

V

Pominąć należy cały okres kierownictwa robotami około mostu i wia-duktu przez inż. Marszewskiegovi zapoczątkowany, jako dostatecznie, o ile się to samych robót tyczy, przez publicystykę wyjaśniony, a zatrzymać się pokrótce na działalności obecnego kierownika głównego, inż. Lubickiegovii.

Przede wszystkim zaznaczyć należy, że od samego początku robót do dnia dzisiejszego, teraz nawet bez porównania więcej aniżeli z początku, utrudniono i odjęto wszelkie środki komunikacji w 1/10 skutkiem potrzeby, w 9/10 skutkiem złej woli i niedbalstwa.

Dla ruchu kołowego pozostawiono oddaloną, okrężną drogę po ulicach fatalnie zabrukowanych, ciemnych i  niezupełnie w  nocy bezpiecznych, z bardzo utrudnionym przejazdem na przecięciu Solca z Jerozolimską.

Dla ruchu pieszego pozostawiono wąziutki chodnik na Jerozolimskiej, jeden jedyny zamiast dawnych sześciu, wiecznie zaśmiecony i pełen błota, skasowano wszelkie możliwe poprzeczne przejścia przez Jerozolimską, tak, że w chwili obecnej, aby się przedostać z jednej strony ulicy na drugą, na-leży przeskakiwać przez dwie pary szyn na pół łokcia nad poziomem ulicy sterczących, przez całe sterty porozkładanych bali i  kamieni, na to, aby przeskoczywszy te przeszkody, wpaść w wodę lub błoto.

Niezrozumiały ten i niczym niewytłumaczony system, urągający ele-mentarnym prawom do swobody ruchu, mieszkańcom przysługującym, przeczący wszelkim rozporządzeniom prawnym i policyjnym, ma ten sku-tek, że przede wszystkim naraża tysiące osób na niewygodę, potem może spowodować kalectwo, a na koniec, że oddawane za bezcen w okolicznych domach lokale, świecą pustkami.

P. Lubicki przy pomocy bud. Szylleraviii i inż. pp. Plebińskiego, Paszkow-skiego i Śliwickiego, zajętych prawie od początku robót w biurze budowy, a  także przy pomocy świeżo pozyskanego, energicznego praktyka, p. Są-gajło, przystąpił do wykonania trudnych swoich zadań.

Poprzedni kierownik ustępując zostawił po sobie istny chaos – to bez-sporne! Brak było planów, kosztorysów, rysunków itp. Cały szereg kwestii niezdecydowanych w zasadzie, nieomówionych nawet jeszcze, ciążył nad biurem budowy, kontrakt z  przedsiębiorcą, zredagowany wadliwie i  nie-jasno, nie gwarantował bynajmniej normalnego biegu robót. Trzeba było wiele czasu, aby wszystko doprowadzić do względnego choćby porządku i  przed kilkoma miesiącami zapoczątkowano, a  dopiero niedawno,  gdyż parę miesięcy tomu zaledwie, przystąpiono do robót niby na serio. Mówi się „niby na serio”, gdyż z systemem obecnym robót w zupełności zgodzić się nie można.

Praca idzie powoli, na wyrywki, z  przerzucaniem garstki robotników z miejsca na miejsce, ze zbyt małą ilością wykonawców; nie znać w planie robót solidnej systematyczności i widać, że chaos początkowy zaciążył jako fatum nad robotami i że pozbyć się go nie zdołano.

Nic nie pomoże, że od czasu do czasu w niektórych pismach pomiesz-czane zostają sprawozdania bezimiennie, z  podziałem terenu na sekcje i z obliczeniem procentowym wiele na danej przestrzeni wykonano robót.

Sprawozdania te w  stosunkowaniu procentu są bardzo dowolne, a w faktach z prawdą niezgodne.

Pisano np., że na przestrzeni od Solca do ul. Czerwonego Krzyża roboty około łuków pod pomost są już ukończone, tymczasem dziś, po czterech miesiącach od chwili pomieszczenia tej notatki, do ukończenia jeszcze da-leko.

Przyczyną, dla której roboty nie prowadzą się w należytym tempie, jest przede wszystkim postawa komitetu wobec biura budowy. Komitet, o ile za czasów pierwszego kierownika był uległy i  nie bardzo uważny, o  tyle od chwili zmiany osoby głównego inżyniera stara się być b. ostrożnym i ostroż-ność tę do pedanterii szkodzącej częstokroć biegowi robót posuwa.

Drugą nie mniej skuteczną przyczyną jest drobnostka, a mianowicie niechęć poniesienia – czy to przez magistrat, czy to przez przedsiębiorcę – trudno bowiem wiedzieć przez kogo – wydatku na drzewo do rusztowań potrzebne.

Rzecz polega na tym, że pod arkady żelazno-betonowe przygotowuje się rusztowania z drzewa budulcowego, na te rusztowania nawiązuje się pan-cerz z prętów żelaznych, przez obicie tego panpan-cerza deseczkami wytwarza się formę, w którą znów nabija się beton, i z betonu tworzy się ostatecznie kształty arkad.

Otóż taka arkada musi być podtrzymywana przez owo rusztowanie od sześciu tygodni do dwóch miesięcy, póki nie zastygnie i  utrwali się do-statecznie. Z robotą przeto następnych arkad wyczekuje się do chwili aż rusztowania z poprzednich robót rozebrać będzie można i użyć rozebranego drzewa do nowych arkad.

Tak prowadzone roboty muszą być już w  ciągu kilku tygodni zawie-szone, gdyż jakkolwiek roboty betonowe można wykonywać nawet przy kilku stopniach mrozu, to jednak proces zastygania betonu nie może być narażony na mrozy kilkunastostopniowe, które przecie w naszym klimacie i w drugiej połowie listopada zdarzyć się mogą.

Nie pora więc obecnie zmieniać system prowadzenia robót. Z  wio-sną jednak, jeżeli wiadukt ma być w ciągu r. 1913 zupełnie gotowy (we wcześniejszy termin ze względu na ogrom tego co jeszcze do wykonania pozostało – wierzyć niepodobna) do roboty na całej przestrzeni powinno stanąć przynajmniej 2000 ludzi. Drzewa z rozebranych do wiosny ruszto-wań wystarczy, a gdyby nie wystarczyło musi być dokupione, bez względu na jego koszt.

Jeżeli się jednak pomyśli, że roczna pensja komitetu wynosi przeszło czterdzieści tysięcy rubli, opędzić się nie można zdziwieniu, dlaczego ża-łowano kilku tysięcy rubli na drzewo, skoro zaoszczędzenie rocznej pensji komitetu pokryłoby ten wydatek dziesięciokrotnie. Most i wiadukt byłyby wcześniej oddane do użytku, Warszawę raz już przestałaby męczyć zmora wyczekiwania i kolosalna istotnie niewygoda. Nie ulega bowiem kwestii, że przy należytym systemie można było roboty, licząc od chwili przerwy – skończyć na dzień 1 stycznia 1912 roku... i rozwiązać komitet!

W zakończeniu uwag o dzisiejszym stanie budowy zaznaczyć jeszcze należy, że zaprojektowanie planu robót brukarskich i plantacyjnych ul. Je-rozolimskiej górnej, u przestrzeni od ściany oporowej do Nowego Światu, jest bardzo dowolne i dalekie od ideału.

Na ten pierwszorzędnej wagi projekt należało ogłosić konkurs, i  do-piero na tej drodze szerokiej, powszechnej inicjatywy, można było otrzymać pożądany rezultat.

Przestrzeni jest tak wiele, ulica jest tak bardzo szeroka, że miejsce na 4 rzędy drzew łatwo było znaleźć, a uważać to należy za konieczne, gdyż żadne kwietniki nie zastąpią chroniącej od deszczu i słońca alei, której do-maga się koniecznie ulica Jerozolimska, mająca wschodnio zachodni kieru-nek, a więc na pełne światło słoneczne wystawiona.

Wykonana już prawie do posesji p. Petscha, czyli do Smolnej, uliczka pa-rosążniowej szerokości ma być za pomocą ślimaka bezpośrednio połączona z dolną Jerozolimską. Jeżeli to ma stanowić bezpośrednie, równoznaczne poprzedniemu połączenie, jak tego żądała pierwsza komisja techniczna, to

powinszować można generalnego wypełnienia tego zastrzeżenia i  powin-szować można takiego rezultatu mieszkańcom Powiśla.

Cóż jednak było robić? Już Lubicki przyznaje podobno, że system bu-dowy, czyli sam projekt wiaduktu, przecinający bezpośrednie połączenie, jest niefortunny; myślał nawet nad tym, aby go zmienić i bezpośrednie po-łączenie uratować, roboty były jednak nadto posunięte, aby można było zamiar ten urzeczywistnić. Wobec więc ogromnej różnicy poziomu i wobec tego, że spadku od jego poprzedniego punktu, tj. od Nowego Światu za-czynać nie można, gdyż byłoby to już skandalem niweczącym główny cel różnicy poziomu, tj. możność projektowania arterii poprzecznych – zapro-jektował i wykonuje paliatywik, który obiecuje być i śmiesznym, i brzyd-kim i do tego zupełnie niezdatnym.

VI

Niepodobna w artykule dziennikarskim, mającym ograniczony zakres miejsca, zastanawiać się szczegółowo nad każdym brakiem zarządu miej-skiego: – o tym całe tomy pisać by potrzeba, ponieważ zaś i te szczegóły, które wyżej przytoczone zostały, dostatecznie położenie malują, pozostałe niedomagania przejść należy ogólnikowo, nie ręcząc bynajmniej za wyczer-panie przedmiotu.

A więc jeszcze zanotować można kwestię wiecznie pokutującej rzeźni centralnej i nieporządków w rzeźniach centralnych; niedokładności w roz-mieszczeniach miejsc w hallach targowych, nieumiejętność spożytkowania hal na placu Witkowskiego; wilgoć, powstałą skutkiem braku wentylacji, zagrażającą budynkowi; kosztowną zabawkę w wystawę drezdeńską; kwe-stię oczyszczania ulic z śniegu, związaną z kwestią taboru miejskiego, wy-najem podwód w tym celu, lub też uciekanie się do pomocy przedsiębiorcy; nie mogąc doczekać się funkcjonowania fabryki do palenia śmieci i zakłady dezynfekcyjne; szczupłość pomieszczeń biur magistrackich i  nieumiejęt-ność doprowadzenia do skutku przebudowy pałacu Blankaix z jednoczesnym rozszerzeniem ulicy Daniłowiczowskiej; nieprodukcyjne gromadzenie fun-duszów z asekuracji i pokładnegox pochodzących; nienormalność położenia urzędników miejskich, z  których większość zajmuje posady nieetatowe, zbyt skromne wynagradzanie niższych urzędników, zwłaszcza dozorców administracyjnych i  woźnych; nierównomierny podział zajęć między urzędnikami, z których pewien odłam przeciążony jest pracą, a pozostali mają za wiele czasu wolnego; nie dość staranne wyjednywanie funduszów zapomogowych i nie dość krytyczny ich podział; dowolne stosowanie za-mykania dopływu wody lokatorom na wypadek, jeżeli właściciel domu

zalega w  opłacie; obciążanie domów nieskanalizowanych podatkiem za wodę i kanalizację; bardzo wysoką taryfę za wodę i kanały; nie dość przy-chylne i grzeczne traktowanie interesantów w wydziałach egzekucyjnych; zwłokę niepomierną w funkcjach wydziałów: budowlanego, prawnego i ad-ministracyjnego; trudności nadzwyczajne w inspektoracie kanalizacyjnym i wydziale pomiarów, ubóstwo liczebne kas przy wykupywaniu świadectw handlowych i patentów; szczupły zakres działania w dziale szkolnym, brak miejsc w szpitalach przy wybuchu najlżejszej epidemii; słowem dalekie od ideału prowadzenie i  wykonywanie czynności w  instytucji, która z  prze-znaczenia swego i zakresu winna być społeczną, humanitarną i przodującą przykładem i  zapobiegliwością o  dobro ogółu wszystkim innym instytu-cjom krajowym.

VII

Reasumując te wszystkie poprzednio opisane niedomagania zarządu miejskiego, trzeba dojść do przekonania, że położenie jest istotnie roz-paczliwe.

Pragnęłoby się zbudzić to gremium zwące się magistratem miasta War-szawy, wstrząsnąć tymi śpiącymi braćmi i powiedzieć im, że przychodzenie do biura, nie zawsze grzeczne traktowanie interesantów i  schematyczna praca, to dopiero cień spełniania obowiązku, a prawdziwe powołanie po-lega na poczuciu obywatelskości i na społecznym, a nie biurokratycznym traktowaniu każdej sprawy ogółu dotyczącej.

Przyznać należy, że mająca tak nadzwyczajne prerogatywy centralizacja w Petersburgu szkodzi wielce wszelkiej inicjatywie i paraliżuje działalność organów miejskich; ale czemuż magistratura wraz z  miejscowymi wła-dzami miarodajnymi nie kładły w staraniach swoich ciągłego nacisku na zacieśniony krąg swoich atrybucji i nie usiłowały cierpliwością, prośbami i naleganiami, wyjednać zmiany, jeżeli nie zupełnej, to przynajmniej czę-ściowej, postanowień, budżet miejski krępujących.

Wszak jest cała kategoria spraw obojętnych pod względem politycznym, spraw, których dokładne i sumienne wykonanie, tak dla władz, jak i dla nas samych, powinno być pożądane i gdyby nie uprzedzenia, pewna nieufność wzajemna, sprawy te zyskałyby wiele na pomyślnych rezultatach.

Skoro się uprzytomni na przykład, że wszystkie kwestie gospodarki miejskiej podlegają dotąd kontroli wydziału gospodarczego przy ministe-rium spraw wewnętrznych, że budżet przy preliminowaniu przyszłych wydatków tylko o niewielki procent przekroczyć wolno, że magistrat samo-dzielnie tylko do 150 rb ma prawo dyspozycji, to niepodobna zaprzeczyć,

że szczere, bardziej społeczne traktowanie tych spraw nie drogą narzekań na wyniki takiego stanu, ale drogą szczegółowych, w każdym ważniejszym wypadku, wyjaśnień, mogłoby dopomóc do orientacji tam, gdzie na każdy asygnowany grosz zwraca się pilną uwagę, i często grzeszy przez niezrozu-mienie potrzeb i warunków miejscowych.

Cieszymy się wprawdzie nadzieją bliskiego samorządu, ale jaskółka ta nie ma jeszcze skrzydeł, a jeżeli pożądana nadleci, to i tak wyjaśnienia te tylko jej pomóc w locie, a nie zaszkodzić mogą.

Wobec tego więc, że owa jutrzenka samorządu jest jeszcze ale bardzo daleko i wobec tych wielkich niedomagań, jakie powyżej wykazane zostały, życzyć by należało, aby magistrat do obrad swoich zaprosił grono obywateli, bezinteresownych, a uzdolnionych, takich, którzy z umiłowaniem do przed-miotu, a nie dla jakichś względów i względzików przystąpią do dzieła i przy ich ofiarnej, szczerej pomocy oczyścił atmosferę z omawianych niedogodno-ści i niedomagań, o ile tylko one dadzą się usunąć, i przygotował samorządowi grunt możliwy do przyszłego działania. Kto chce bowiem rządzić miastem, musi go znać gruntownie, musi się w nim urodzić, musi go osobiście kochać i dbać o niego, musi wreszcie nie tylko zrozumieć jego potrzeby lub starać się je rozumieć, ale musi czuć te potrzeby głębią swego serca i duszy.

Na podstawie powyższych wyjaśnień przyjść trzeba do następujących wniosków ogólnych.

Warunki naszego życia społecznego podzielić można na dwie kategorie: na takie, którym my przeciwdziałać jako z góry nakazanym nie możemy, i na takie, które kształtując się w środowiskach przez nas samych zarządza-nych, bardziej nadają się do samokontroli i uzupełnienia braków.

I  w  tych pierwszych ograniczonych warunkach można byłoby wiele zdziałać przy dobrej woli i przy pewnej prężności pożycia społecznego.

Niestety jednak opanowuje nas taka niemoc i  zwątpienie, że współ-działanie nasze ogranicza się jedynie do bieżących narzekań i wykonywania poleceń, które, przy niejakiej zapobiegliwości społecznej można by z korzy-ścią ogółu, wyjaśnieniami i przedstawieniami uzupełnić lub sprostować.

W  artykułach tych przedstawiliśmy grupy faktów, z  jednej dziedziny obecnie przechodzimy do dalszych. – Z wiarą w dobry skutek słów naszych rzucany na papier szereg uwag z naszego jutra i z naszego dzisiaj; z wiarą w nasze obecne i przyszłe życie, które znajduje się wprawdzie w ciężkiej konieczności posiłkowania się ćwierć oddechem, odsłaniamy warunki na-szego bytowania społecznego i  gospodarczego, aby wiarą tą pobudzać do rozmyślań i czynów.

A  jeżeli w  tym, cośmy mówili lub w  tym, o  czym mówić będziemy, znajdą się błędy, są one wynikiem omylności ludzkiej, a nie stronniczości lub złej woli.

Wyjaśnieniami tymi pragniemy pobudzić ogół do pilniejszej uwagi na sprawy społeczne i przekonać, jak wiele jest do zdziałania.

Należy pomagać wszystkim czynnikom, pracującym z dobrą wolą dla dobra miasta i  domagać się, aby odnośne władze, mając możność, skut-kiem wyjaśnień, trafniejszej oceny naszych potrzeb i interesów, przychy-lały się do zadośćuczynienia naszym potrzebom. Należy dopomóc do tego, aby nie było pomieszania pojęć, oddzielić to co jest związane z zarządem politycznym kraju, od tego, co nie ma zupełnie cech polityki, lecz przez pomyłkę jest do tej samej kategorii zaliczone.

Jeżeli to nie pomoże, nasze sumienie będzie spokojne. Pozostanie nam w każdym razie do podjęcia cały szereg reform i ulepszeń w zarządzie na-szych własnych instytucji społecznych.