System zabrukowania ulic Warszawy jest najnieszczęśliwszy!
Uporu w stosowaniu łatwo się niszczącego, gnijącego i cuchnącego drewna zrozumieć nie można. Kiedy w Niemczech, mających ten sam co i my klimat, wyrugowano drewno i zastąpiono go jedynym, jeżeli nie ide-alnym to w każdym razie najlepszym ze znanych, brukiem asfaltowym, u nas skasowano asfalt, a powrót do niego idzie tak jakoś leniwie, że mo-żemy wcale nie doczekać się tej pożądanej i koniecznej zmiany.
Położony na ulicy Szopena, pomimo protestów prasy, a nawet wydrwi-wania tego zamiaru przez opinię publiczną, macadamiii, daje zupełne świa-dectwo co najmniej krańcowego niedbalstwa ze strony zarządu miasta.
Nieprawdą jest, że macadam jest stosowany w Berlinie, ale prawdą jest że Niemcy ułożyli go w Frohnau o godzinę drogi od Berlina na przyszłych terenach miasteczek-ogrodów, gdzie ruch kołowy równa się ruchowi wsi naszej.
Obecnie zaczyna się już mówić o zamiarach zamienienia drewna na asfalt, no i o tym, że do konkurencji zaprasza się firmy niemieckie; ani to dla nas sympatyczne, ani potrzebne...
⁂
Wszelkie zamierzenie właścicieli większych przestrzeni miejskich, chcących parcelować swoje posiadłości, natrafia ze strony miasta na liczne wstręty i zbyt wygórowane wymagania.
Trzeba niefortunnego trafu, właścicielka jednego z najobszerniejszych terenów, w samym środku miasta położonych, zgodziła się na przeprowadze-nie jej kosztem ulic i zobowiązała się poprzeprowadze-nieść wydatki na bruk i kanalizację. Magistrat nie bacząc na to, że omawiane przestrzenie znajdują się w ta-kich warunkach, iż cena jednego łokcia placu stanowi znaczną sumę, usi-łuje stosować ten sam system względem oddalonych przedmieść Woli lub Powązek, gdzie wartość całego placu nie pokrywa wydatków na przeprowa-dzenie ulicy i tym sposobem magistrat paraliżuje ruch budowlany, wpływa na wygórowane ceny komornego, pozbawiając jednocześnie miasta docho-dów z nowych budowli.
⁂
Jednym słowem żadnego szerszego poglądu społecznego czy ekono-micznego w działaniach władz miejskich dopatrzeć się niepodobna, żadnej donioślejszej inicjatywy, mającej na uwadze dobro miasta od obecnego gre-mium magistrackiego doczekać się nie można.
Cała sieć ulic, jako: Oboźna, Freta, Wierzbowa, Warecka, Senatorska, Trębacka, Mirowska, Hortensja i tyle innych domaga się gwałtownie roz-szerzenia.
Czy na tym punkcie magistrat zainicjował jakąkolwiek zmianę? Nie! Czeka się na to, aby prywatne interesy i prywatne fundusze wyręczyły mia-sto w tym pierwszorzędnego znaczenia obowiązku, a ponieważ prywatna inicjatywa w tym kierunku zdarza się raz na pół wieku musielibyśmy cze-kać tysiąc lat, zanim kwestia ta pomyślnie rozwiązaną zostanie.
A owa komedia z rogatkami? Pozostawiła za sobą niemiłe wrażenie, ale rezultaty pozytywne są prawie żadne, ulgi dla mieszkańców i dogodności nie widać...
Uporządkowanie Rynku Starego Miasta traktowane jest również bez planu i bez istotnego zamiaru skasowania tego zaraźliwego i szpetnego tar-gowiska; mówi się już teraz nie o przeniesieniu targu, ale o ograniczeniu do godzin przedobiednich. Jednym słowem znowu półśrodeczek anemiczny i półrezultacik skandaliczny, jeżeli zważyć, że cała okolica potrzebuje targu,
ale takiego, który mógłby prawidłowo funkcjonować i miał ku temu odpo-wiedniej wielkości obszar.
Zwrócić należy uwagę, że cała północna strona miasta pozbawiona jest istotnego targowiska i nie pomoże w tym wypadku żadne paliatywne trak-towanie kwestii, miejsce na targ dla mieszkańców północnej okolicy zna-leźć trzeba jak najprędzej.
Przeniesienie targowiska na Mariensztat byłoby także półśrodkiem, ze-szpeciłoby bowiem widok przy wjeździe do miasta – to jeden wzgląd, a po wtóre plac na Mariensztacie jest zbyt szczupły, aby go w tym celu zużytko-wać. Tam należałoby zaprowadzić skwer, co by w piękny sposób ozdobiło miasto i momentalnie podniosło wartość mieszkaniową przyległych pose-sji, tworząc jednocześnie wspaniały teren, tak bliski Krakowskiego Przed-mieścia, do budowy wykwintnych kamienic. Targ zaś należałoby założyć na placach skarbowych, do Bugaju przylegających, przy jednoczesnym rozsze-rzeniu ulic prowadzących do Starego Miasta.
Miejsce to nie jest zupełnie bez zarzutu, gdyż położone jest w dole mia-sta przy nieuregulowanym w tym miejscu brzegu Wisły, ale ze względu na zupełny brak odpowiedniej przestrzeni na górze – jedyne!
Ale czy obecny magistrat zdobędzie się na wykonanie tego projektu? Drogie tramwaje miejskie utknęły od początku na ograniczonej prze-strzeni i żadną miarą rozwinąć nie mogą, gdyż magistrat sobie tego nie życzy. Sprawa to krzycząca i w zupełności niezrozumiała.
Magistrat nie myśli nawet o tramwajach w tych punktach, gdzie eks-ploatacja mogłaby nie dawać kolosalnych zysków, np. na Bródno, gdyż ma-gistrat z kwestii tramwajowej zrobił kwestię kolosalnej tenuty dla siebie i lichwiarskich zarobków dla dzierżawców, z założenia tego ustąpić wbrew wszelkiej logice i sprawiedliwości nie chce. Ale dlaczego całe Powiśle, które ze względu na swoje położenie na dole, najpierw powinno być obsłużone i które dawałoby takie same kolosalne zyski jak i reszta linii tramwajo-wych, doczekać się kolei swojej nie może, choć to wpływa niezawodnie w dużej mierze na drożyznę mieszkań, domyśleć się doprawdy nie można i da się wytłumaczyć chyba ową tradycyjną śpiączkę czynu jaka w magistra-cie naszym od pewnego czasu pokutuje. A czy nie z przyczyny tej śpiączki magistrat nie zdołał dojść do porozumienia z właścicielami posesji na ulicy Smolnej z drugimi frontami od ulicy Jerozolimskiej? Chodziło o podmu-rowanie fundamentów tych posesji od strony Jerozolimskiej i zrównanie poziomu przyległej ulicy na całej szerokości.
Magistrat żądał, aby właściciele podmurowania te wykonali swoim je-dynie kosztem, spotkał się z odmową i nie potrafił, czy nie chciał, zażegnać tej doniosłej kwestii. Zostają przeto nieruchomości na dawnym poziomie nad ulicą, a przy nich brzydki pagórek szpecący cały widok.
Zapytać się należy, wiele kosztować będzie obulwarowanie czy też ob-murowanie tego pagórka wraz z jego konserwacją i czy nie lepiej byłoby, gdyby magistrat jako głównie interesowany, a choćby wspólnie interesowany troskliwszym działaniem, a choćby podziałem kosztów podmurowań, uniknął był takiego rezultatu jak obecny i zapytać się należy, który z tych dwóch wydatków byłby większy?
Albo kwestia występu posesji pp. Rotmilówiv na Jerozolimskiej dolnej? Wszak magistrat obiecuje prędkie dokończenie wiaduktu. Cóż więc będzie ze swobodą komunikacji, koniecznością połączenia Jerozolimskiej z ulicą Smolną i z projektowaną uliczką ślimakiem mającą połączyć dolne i górne miasto?
Magistrat od r. 1908 ma za sobą moc Ukazu nakazującego wywłaszcze-nie pasa gruntu pod rozszerzewywłaszcze-nie ulicy.
Nie można wchodzić w istotę sporu, gdyż jest rzeczą sądu, ale zastano-wić się należy dlaczego Ukaz ten nie jest dotąd wykonany i zapytać, czy to jest faworyzowanie Rotmilów czy też magistracka opieszałość?
Na cóż więc magistrat czeka, kiedy już od dawna ta strona ulicy po-winna być oddana do użytku i co zrobi, kiedy skończy wiadukt, a szpetny występ na połowie szerokości przyszłej ulicy sterczeć będzie?
IV
Jeśli nie brać pod uwagę projektu „Wielkiej Warszawy”v, o którym jedno z pism donosi, jako będącego w chwili obecnej dopiero na papierze... dziennikarskim, a z którego, aby chociaż konieczny i tak pożądany, nowy, dokładny plan Warszawy stał się ciałem – widzimy, że prócz drobnych codziennych, nieodzownych i przymusowych spraw, żadna jaśniejsza myśl, żaden poważniejszy zamiar działań magistratu nie cechują.
A jednak nie!
Jest jedna wielka myśl, jedna wiekopomna inicjatywa, jedna jedyna, ale jakaż? Nowy most i wiadukt.
A propos tej magistrackiej imprezy krąży taka