• Nie Znaleziono Wyników

Kto ciągnie do miast? Pod względem płci – przewaga kobiet, pod względem wieku – przewaga osób w pełni sił fizycznych

i umysłowych. Struktura i dynamika ludności wielkich miast

K

tóż głównie ciągnie do miast, oto pytanie, na które postaramy się

obecnie szczegółowiej odpowiedzieć. Pod względem płci śród migran-tów rzuca się w  oczy uderzająca przewaga liczebna kobiet. Dzięki temu zapewne miasta zawsze mają stosunkowo więcej kobiet niż wsie. Tak u nas w Królestwie Polskim, według danych urzędowych z r. 1905, na każdych 100 mieszkańców miasta płci męskiej przypada 106 kobiet, kiedy na wsi, na tę samą ilość mężczyzn – 103 kobiety. Fakt ten wyjaśnia jednocześnie pierwszą zasadę ruchu migracyjnego, czemu mianowicie, wychodźcy mi-grują najczęściej na krótką metę. Otóż przewaga kobiet jest głównym tego powodem. Kobiety bowiem, jak to wykazują dane statystyczne, przekładają migrację w obrębie tegoż powiatu lub guberni, gdzie się urodziły, niż gdzieś dalej. Rauchberg tłumaczy to wychodzeniem kobiet za mąż najczęściej do sąsiednich okolic, tudzież przyzwyczajeniem kobiet, trudniących się

posługą osobistą, do szukania zajęcia w pobliżu gniazda rodzinnego. W tym przenoszeniu się kobiet z miejsca na miejsce, najczęściej na krótką metę, znajdujemy również wyjaśnienie i tego ogólnie zaobserwowanego zjawiska, że płeć żeńska znacznie mniej przeważa śród imigrantów miast wielkich niż śród imigrantów miast małych i średnich.

Tutaj dodać należy, że mężczyźni zwykle migrują do wielkich miast z okolic dalszych, przy czym ludność miast średnich i miasteczek dostar-cza głównego kontyngensu tego rodzaju przybyszów. Przewaga w Rosji po wielkich miastach mężczyzn nad kobietami tłumaczy się wielkimi prze-strzeniami, na których odbywa się migracja, oraz zwyczajem żonatych wie-śniaków rosyjskich przenoszenia się do miast bez rodzin.

Przechodząc z  kolei do rozważenia migrantów pod względem stano-wiska społecznego, stwierdzić musimy ogólnie ustalony fakt, że bezrolni stanowią główny zrąb uciekinierów ze wsi.

Co do wieku, to w ogóle do miast, a w szczególności do wielkich, prze-ważnie napływają ludzie w pełni sił fizycznych. Jest to zjawisko znane ogól-nie. Stwierdził je naukowo Bleicherxii. Ugrupowawszy ludność napływową Frankfurtu nad Menem pod względem wieku, przekonał się, po uprzednim porównaniu swoich danych z przeciętnymi danymi dla całych Niemiec, że 75% przybyszów do miast jest w wieku lat od 16 do 50-ciu. Badania w tym zakresie innych uczonych potwierdziły tylko wywody Bleichera. Uciekają tedy ze wsi nie tylko najsilniejsi fizycznie, ale i najbardziej energiczni, rzut-niejsi i  obrotrzut-niejsi! Wobec takiego nagromadzenia po wielkich miastach żywiołów najczynniejszych, nic dziwnego, że wielkie miasta tętnią pełnią duchowego i gospodarczego życia. Dodatni wpływ tych żywiołów osłabia między innymi najbardziej ta okoliczność, że znaczna część imigrantów, jak o tym przekonał się Brückner ze swych studiów nad spisem ludności Berlina, część, dochodząca niemal do dwóch trzecich ogółu napływowego, nie osiada na stałe w  wielkim mieście, ale po latach kilkunastu (mniej niż 15-tu zazwyczaj), nie zdoławszy zżyć się jeszcze na dobre z miastem, opuszcza je zwykle i zrywa się do dalszego lotu w pogoni za lepszym losem. Zanim zastanowimy się bliżej nad rolą cywilizacyjną wielkich miast, zapoznajmy się nieco z ich składem ludnościowym, z ich zróżniczkowa-niem naturalnym i społecznym. Ze struktury bowiem ludnościowej wiel-kich miast wypływa poniekąd ich rola cywilizacyjna.

Pod względem płci miasta odróżniają się od wsi stosunkową przewagą płci żeńskiej nad męską, i to w stosunku prostym do wielkości miasta. Tak u nas w Królestwie, według obliczeń urzędowych z r. 1905, na każdych 100 miesz-kańców osad, płci męskiej, wypada 102,5 kobiety, na 100 mężczyzn, obywateli miasta (z wyjątkiem miast wielkich), 103,5 kobiety, na każdych 100 łodzian – 105 kobiet, na każdych zaś 100 warszawiaków – 110 warszawianek.

Powszechny fakt przewyżki liczebnej po miastach kobiet nad mężczy-znami nie stanowi zjawiska wybitnie współczesnego, gdyż, jak zapewnia Brückner, już w wieku XIV zaobserwowana była ona w niektórych mia-stach niemieckich. Dotychczas jednak nie jest dostatecznie wyświetloną. Niektórzy uczeni tłumaczą ją, bez wszelkiego powodzenia naturalnie, napływem do miast kobiet, trudniących się usługą osobistą. Nie wyja-śnia wszechstronnie tego faktu i  biologiczna teoria K.  Büchera, jakoby działo się tak dlatego, że w ogóle po miastach rodzi się stosunkowo wię-cej kobiet niż na wsi. Badania Wappäusaxiii nad ludnością Niemiec, jako też Legoytaxiv i Levasseura nad ludnością Francji popierają tę teorię, tym-czasem dynamika ludności Królestwa Polskiego przedstawia argumenty przeciwne: w  roku, na przykład, 1905 u  nas na 100 noworodków mę-skich przypadało po miastach – 93,2 żeńskich, a na wsi – 98,4. Najpraw-dopodobniej zatem cały szereg najróżnorodniejszych przyczyn składa się na tę po wielkich miastach przewyżkę kobiet. Pewien wpływ na przewyżkę po wielkich miastach kobiet wywiera zapewne i znaczniejsza z wielkich miast emigracja płci męskiej niż płci żeńskiej. Niemniej przyczynia się do tego niewątpliwie i wyższa w ogólności po miastach śmiertelność śród chłopców niemowląt, niż śród dziewczynek, co również stwierdza demo-grafia, bez wyjaśnienia przyczyn, czemu się tak dzieje. Wyższa wreszcie w ogóle śmiertelność po miastach mężczyzn niż kobiet, uwarunkowana większym dla pierwszych niebezpieczeństwem w pracy zawodowej, prze-chyla podobnież szalę liczebną na korzyść kobiet. W przewyżce tej tkwi główne źródło współczesnego ruchu kobiecego i zogniskowania się jego po wielkich miastach. Rzecz skądinąd ciekawa, że emancypacyjny ruch kobiecy, którego zawiązków szukać należy w epoce odrodzenia, czy nawet jeszcze wcześniej, występuje z akcją zbiorową i organizuje się na dobre dopiero od połowy XIX-go wieku, czyli jednocześnie niemal z chwilą wła-ściwego rozwoju i wzrostu wielkich miast.

Podział ludności według wieku przedstawia szereg biologicznych fak-tów o  doniosłości fizycznej i  ekonomicznej, i  ustępuje co do swego zna-czenia chyba tylko podziałowi ludności pod względem płci. Kiedy ludność w  ogólności, przy normalnym ugrupowaniu podług wieku, przedstawia kształt piramidy czy dzwonu, ludność miast, uszeregowana podług wieku, ma natomiast wyobrażenie bąka o  średnicy, której wielkość zmienia się w stosunku prostym do wielkości miasta.

Tłumaczy się to znaczną przewagą śród imigrantów osób w  wieku średnim. W ścisłym z tym objawem związku jest wyższy urodzeń i niższy śmiertelności wskaźnik dla wielkich miast, tudzież wiele innych charak-teryzujących je zjawisk społecznych, jako to: większy radykalizm, słabszy konserwatyzm, częstsze przejawy zarówno dobrych, jak i  złych skłonności

ludzkich itd., o  czym pomówimy osobno. Tymczasem przejdziemy do szczegółowej dynamiki ludności wielkich miast.

Zaczniemy od ślubów. Ze względu na przeważną po miastach ilość osób w sile i pełni wieku należałoby się tam spodziewać większej stosunkowo ilo-ści małżeństw niż na wsi. Wszędzie jednak w Europie, z wyjątkiem jednej, zdaje się, Anglii jest właśnie akurat odwrotnie: miasta w stosunku prostym do liczebności mieszkańców wyróżniają się powszechnie znaczną przewagą panien i kawalerów, wdów i wdówek, rozwiedzionych i rozwódek, przyczy-niając się tym samym do zogniskowania i napięcia po miastach, zwłaszcza wielkich, kwestii kobiecej. Składa się na to wiele przyczyn, jak napływ ze wsi do miasta ludzi po większej części w stanie bezżennym – dzięki czemu, mówiąc nawiasem, podnosi się wskaźnik małżeński wsi  –  dalej krótsze w  ogóle po miastach pożycie małżeńskie (wobec większej śmiertelności mężczyzn-zawodowców) i brak przezorności śród imigrantów przy zawie-raniu małżeństw.

Odrębne całkiem stanowisko w  tym względzie zajmują miasta fa-bryczne o  wysoce rozwiniętym przemyśle kobiecym, tj. zatrudniającym przeważnie kobiety. Posiadają one wysoki wskaźnik ślubny, ponieważ męż-czyźni, w szczególności pracujący na fabrykach, chętniej zawierają małżeń-stwa z kobietami zarabiającymi na utrzymanie swoje.

Co się tyczy urodzeń i  wpływu na nie wielkich miast, to, sądząc ze znacznej po miastach przewagi osób w pełni sił fizycznych, można by się również spodziewać wyższości wskaźnika urodzeń wielkomiejskiego nad wiejskim. Tymczasem okazuje się faktycznie, że nie ma żadnego związku przyczynowego między skupieniami ludności i płodnością w ogóle. Nato-miast uderzająco rzuca się w oczy wpływ przesileń handlowo-przemysło-wych na płodność wielkomiejską. Ujawnia się on w ten sposób, że w okresie gorączkowego rozwoju, przed samym przesileniem, wskaźnik urodzeń pod-nosi się zazwyczaj po wielkich miastach i spada w dobie największego na-pięcia kryzysu.

Podobnież nie ma, jak się okazuje, związku przyczynowego mię-dzy skupieniami ludności i płodnością ślubną. Często miasta o jednym i tym samym poziomie ludnościowym wykazują nieraz znaczne różnice we wskaźnikach płodności. Skutkiem tego jeden z uczonych, Hadleyxv, przypuszcza, że wskaźnik płodności wcale nie jest uzależniony od ogól-nych warunków ekonomiczogól-nych, ale raczej od przezorności gospodarczej i rozsądku pojedynczych rodzin. Amerykanka zaś, pani I. Brownell, na zasadzie własnych wyników z analizy X-go spisu ludności Stanów Zjed-noczonych Ameryki Północnej otrzymanych, we wnioskach swych pod tym względem idzie jeszcze dalej. Wychodząc z założenia, że za oznakę cywilizacji należy przyjąć wysoki wskaźnik spowodowanej chorobami

nerwowymi śmiertelności, stosunek jego do wskaźnika zejść w  ogóle, dalej gęstość zaludnienia i  intensywność uprawy, wyrażoną przez war-tość produktów rolnych z jednostki danej powierzchni ziemi otrzyma-nych oraz przez wartość przypadających na osobę wyrobów tkackich, uczona badaczka, zestawiwszy w  ten sposób 47 stanów, czyli republik amerykańskich ze sobą, usiłuje dowieść, że niski wskaźnik płodności towarzyszy stale wysokiej kulturze w Stanach Zjednoczonych, a wysoki – niskiej. Tą drogą dochodzi do bardziej ogólnego przypuszczenia, hipo-tezy, że wskaźnik płodności ma się w stosunku odwrotnym do postępów cywilizacji. Popiera tę hipotezę niejako ogólnie znany fakt, że wskaź-nik urodzeń zmniejsza się po wielkich miastach w kierunku od dzielnic uboższych ku dzielnicom zamożniejszym, a  liczebność rodziny – przy podnoszeniu się od niższego do wyższego szczebla społecznego ludności wielkomiejskiej.

Przechodzimy wreszcie do śmiertelności wielkich miast. Nie tylko u nas, ale i na Zachodzie Europy panuje dotychczas śród ogółu mniema-nie, jakoby między miastem, zwłaszcza wielkim, i wsią istniała głęboka, niekorzystna dla pierwszego różnica pod względem wysokości wskaźnika śmiertelności. Wielu wyobraża sobie wielkie miasta, jako piekła zarazy, gdzie, wskutek epidemii różnych i  w  braku czystego powietrza, setki, a  nawet tysiące osób padają ofiarą śmierci; wieś natomiast w  oczach ogółu jest krynicą życia, arkadią idylliczną, pełną prostoty, czystości i  zacisza, dokąd uciekać należy ze smrodliwych i  dusznych mrowisk miejskich.

Jeżeli istotnie rażą nas w wielkim mieście, po uboższych zwłaszcza dzielnicach, brud i nędza, jeżeli uderza nas przeludnienie koszarowych domów, drwiny z  niektórych warunków sanitarnych, liczne występki i pijaństwo, to z drugiej strony wprawia nas w podziw doskonale zorga-nizowana pomoc lekarska, straż ogniowa, szpitale, lecznice bezpłatne, pogotowia ratunkowe, wodociągi, kanalizacje, domy podrzutków itp. środki, prowadzące zorganizowaną walkę skuteczną ze śmiercią. Stwier-dza to i statystyka najnowsza, wykazując, że, dzięki zabiegom obywateli miejskich o  uzdrowotnienie swych siedzib, wysoki wskaźnik śmier-telności wykazują obecnie nie kraje o wysoce rozwiniętym życiu miej-skim – jak Belgia, gdzie na 1000 mieszkańców miasta umiera zaledwie 17,3 osób, albo Anglia (17,4), Szwajcaria (18,2), Szkocja (18,8), Francja (19,6) lub też Niemcy (21,3) – ale kraje o wybitnej przewadze ludności wieśniaczej, jak Rosja Europejska (31,5), Węgry (28,5), Serbia (26,5), Ru-munia (26,3), Austria (25,7) i Włochy (22,1)15. Również i w Królestwie

Polskim, pomimo całej niehigieniczności naszych miast wskutek przede wszystkim braku samorządu, wskaźnik śmiertelności miejskiej, według wyliczeń Załęskiego, jest niższy niż wskaźnik śmiertelności wsi. Oka-zuje się tedy, że nie tyle skupienie ludności po miastach, ile niedbalstwo i brak zamiłowania do czystości i porządku sprzyjają wysokiej śmiertel-ności śród ludzi.

Statystyczne dane stwierdzają dalej, że obecnie urodzenia po miastach znacznie przewyższają zejścia, czego dawniej albo wcale nie było, albo przy najpomyślniejszych warunkach, w stopniu bardzo nieznacznym.

Różne miasta w różnym czasie osiągnęły tę przewyżkę urodzeń nad zej-ściami. Z miast europejskich najwcześniej, zdaje się, uzyskał ją Paryż, który już w XVIII wieku wykazywał przyrost naturalny, Londyn – w r. 1800, Berlin – w r. 1810, Lipsk – w okresie 1821–30, Frankfurt nad Menem w r. 1840; Sztokholm w  okresie 1881–90, najwięcej atoli wielkich miast osiągnęło przewyżkę urodzeń nad zejściami w najnowszych dopiero czasach. Kiedy w  r.  1877 spośród 30-stu wielkich miast, zbadanych przez dr. Dunanta, 23 obowiązane były znaczną częścią swego przyrostu ludnościowego na-pływowi ludności wiejskiej, to w kilkanaście lat później 88 wielkich miast, według obliczeń prof. Becka, połowę swego przyrostu zawdzięczały już na-turalnej przewyżce urodzeń nad zejściami.

Istnieje wprawdzie do dziś dnia jeszcze pewna ilość wielkich miast, jak Mediolan, Neapol, Odessa, Petersburg, Praga, Rzym itd. o  tak wysokim wskaźniku śmiertelności, że bez imigracji nie mogłyby nie tylko wzrastać, ale utrzymać się na dawnym poziomie. Na szczęście należą one już dziś do wyjątków, kiedy dawniej stanowiły regułę.

Najlepszym sprawdzianem współczesnego stałego uzdrowotniania się wielkich miast jest coraz zmniejszający się ich wskaźnik śmiertelności dziecięcej. Jest on jeszcze, w  większości wypadków, wyższy dla wielkich miast niż dla wsi, ale z roku na rok widoczne są zmiany pod tym wzglę-dem na korzyść pierwszych. Jakie postępy zdołały już osiągnąć na tym polu wielkie miasta przez reglamentację, ograniczenie pracy kobiet ciężarnych na fabrykach, przez zakładanie bezpłatnych instytutów położniczych i do-mów dla podrzutków, przez zaprowadzenie surowego dozoru nad dostawą mleka świeżego na targi itd. są dowodem wielkie miasta w Austrii, Bawarii lub Saksonii, gdzie śmiertelność dziecięca jest ogólnie po wielkich miastach znacznie niższą niż na wsi.

Widzimy tedy, że zarówno dane amerykańskie (zwłaszcza dla stanu Massachusetts), jak i  europejskie świadczą o  stałym zmniejszaniu się wskaźnika śmiertelności wielkomiejskiej i dowodzą, że powszechnie obec-nie wielkie miasta sprzyjają wzrostowi ludności i przestają być, jak dawobec-niej, jedynie jej grabarzami.

V