• Nie Znaleziono Wyników

Ostatnie lat 30 stanowią epokę wielkiego wzrostu Warszawy, odpowia-dającą rozwojowi przemysłu i handlu, jaki w tym czasie w kraju nastąpił. Jednakże pod względem szkolnictwa początkowego epoka ta nie odznacza się pomyślnymi rezultatami, przeciwnie, stanowi ona, jak to już wyżej wi-dzieliśmy, chwilę bolesnego zastoju. Nie podążano ze szkołami za biegiem życia ekonomicznego i czyniono tak mało w tej mierze, że one zgoła nie odpowiadały rosnącym potrzebom.

Rozrost miasta, sprowadzający objawy wyższej kultury w  życiu klas lepiej uposażonych, przy jednoczesnym upadku środków do kształcenia warstw niższych, nie mógł pozostać bez ujemnych następstw. Pierwszym skutkiem tego położenia był przyrost wielki w  mieście ludzi nieumieją-cych czytać i pisać. Stosownie do dat zebranych podczas spisu jednodnio-wego z r. 1882, jak to wyżej było bliżej wyjaśnione, prawie połowa ludności zamieszkującej Warszawę należała do liczby analfabetów, a  mianowicie 42,8% mężczyzn i 55,4% kobiet. Toż samo prawie okazało się przy ogólnym w państwie spisie jednodniowym z r. 1897. Analfabetów w tym roku nali-czono w Warszawie 142.655 mężczyzn (41,70%), 175.539 kobiet (51,39%), w ogóle 318.194 osób68. Że zaś stosunki szkolne ku lepszemu się nie zmie-niły, a raczej się pogorszyły, przeto bez obawy wpadnięcia w jakąkolwiek przesadę możemy przypuścić, że i w obecnej chwili liczba analfabetów wy-obraża prawdopodobnie mniej więcej połowę ludności, co przy obecnym

zaludnieniu stanowiłoby około 400 tysięcy dusz. Chociażby stan ten nie był gorszy procentowo od r. 1882, boleśniejszym on jest pod tym względem, że w mieście znajduje się dwa razy ilość jak dawniej ludzi, których nie na-uczono ani czytać, ani pisać.

Na podstawie spisu z  r.  1897, Piotrogród liczył analfabetów mężczyzn 28,2%, a kobiet 48,5%, kulturalność zatem tego miasta, o ile ona od nauki czy-tania i pisania zależy, okazuje się daleko wyższą od kulturalności Warszawy69.

I Moskwa zajmuje także stanowisko wyższe w tym względzie od War-szawy, gdyż posiadała wedle rzeczonego spisu analfabetów wśród mężczyzn 33,1%, a  wśród kobiet 57,7%. Zasługuje tu na uwagę jeszcze porównanie postępu, jaki się na korzyść oświaty w Moskwie dokonał w latach ostatnich.

Wedle spisu z  r.  1882 było tam analfabetów mężczyzn 45%, kobiet 64,1%, zaś wedle spisu z r. 1897 było mężczyzn 33,1%, kobiet 57,7%. Czyli inaczej mówiąc, liczba analfabetów w ciągu lat 15 zmniejszyła się w sze-regach męskich o  11,9%, zaś u  kobiet o  6,4%, co stanowi niewątpliwie poważny postęp naprzód70. Wziąwszy pod uwagę rosnące ciągle nakłady na szkoły ludowe w Moskwie, niepodobna wątpić, że stan rzeczy idzie ku dalszej poprawie, czego o Warszawie powiedzieć nie można. Analfabetyzm w Warszawie może iść w zawody jedynie z analfabetyzmem Łodzi, która dla podobnych co i Warszawa powodów, wyobraża klasyczną krainę anal-fabetyzmu. Dość powiedzieć, że wedle spisu z r. 1897 Łódź liczyła wśród mężczyzn 55% analfabetów i wśród kobiet 66% analfabetek, a więc już nie połowa, ale więcej niż 3/5 ludności nie umie tam ani czytać, ani pisać71.

Zdaje się, że nie znajdzie się w Europie wielkich miast, które by odzna-czały się taką ilością analfabetów, jaka znajduje się w Warszawie i w Łodzi. Ale niebezpieczniejszym od analfabetyzmu jest inne jeszcze następ-stwo tego przykrego stanu rzeczy. To mówiąc mam na myśli już nie analfa-betyzm, lecz to, co się poza nim, a właściwie poza brakiem początkowego nauczania kryć może.

Niewątpliwie, uczciwość i  moralność niekoniecznie chodzą w  parze z wykształceniem, bywają zacni ludzie wśród analfabetów, spotykają się źli wśród wykształconych. Analfabetyzm sam przez się jeszcze nie decyduje

69 S.-Peterburgskaja gubernia, str. XI. Wydawnictwo I-go ogólnego spisu w państwie z r. 1897.

70 Pierwaja wsieobszczaja pierepiś nasieleni[j]a Rosyjskoj Imperii, 1897 r. Gorod Mo-skwa, str. XXII i XXIII.

71 Pierwaja wsieobszczaja pierepiś nasieleni[j]a Rosyjskoj Imperii 1897 goda. Petro-kowskaja gubernia, str. 76 i 77. Liczby absolutne przedstawiają się tak: mężczyzn umie-jących czytać i pisać i posiadaumie-jących jakieś wykształcenie 68.299, analfabetów zaś 84.801, kobiet umiejących czytać i pisać i posiadających jakieś wykształcenie 54.615, analfabetek zaś 106.105. Gorsze jeszcze stosunki panują w mniejszych punktach fabrycznych, tak np. Pabianice liczą 62%, Będzin 69% analfabetów. Tamże, str. 139.

o stanie moralnym społeczeństwa, ale brak szkół, z którego on wypływa, przynosi dowód do jakiego stopnia niedostateczne są w mieście środki, ce-lem przysposabiania ludzi do kulturalnej pracy i cece-lem wzmocnienia ich sił na drogę życia.

Otóż nie ma się co łudzić, nie posiada Warszawa odpowiednich dróg do kształcenia mas i z konieczności zwiększać się w niej muszą gromady ludzkie upośledzone w swoim uzdolnieniu, co oczywiście odbija się nieko-rzystnie na życiu społecznym. Może z tego rosnąć liczba dzieci moralnie złych, mogą rosnąć liczby przestępstw, a muszą powiększać się zastępy sła-bych i  lichych pracowników i  wyrobników, musi słabnąć siła wytwórcza i produkcyjność społeczeństwa. Jak ziemia dla swojej wydajności wymaga mozolnej i kosztownej nieraz uprawy, i w miarę swego wyczerpania tym większych potrzebuje nakładów pracy i kapitału, tak i niwa społeczna dla prawidłowego rozwoju i postępu nie może się obejść bez ciągłej staranności i zachodu, jeżeli chcemy, aby w miarę zmiany pokolenia i podrastania no-wych latorośli ludzkich nie wytwarzały się w wielkiej ilości osty lub choćby bezużyteczne zielska społeczne.

Znakomita część pracy i środków musi iść na cele takiej uprawy, gdzie zaś stosunek wykładów nie odpowiada tej potrzebie, tam niwa społeczna normalnego owocu nie przynosi, tam ona daje gorsze rezultaty, pokrywając się perzem i chwastem. Takie jest prawo natury, które rządzi światem, nie tylko w życiu fizycznym, ale i w życiu moralnym.

Brak dostatecznie uzdolnionych pracowników i  obecność znacznej liczby jednostek szkodliwych, stają się w  takich warunkach zjawiskiem nieuniknionym, żadne środki uboczne i  zewnętrzne nie zdołają tego od-wrócić dla istotnej poprawy, istotnej zmiany zasadniczych warunków, a jak w  danym wypadku, otwierania na oścież szkół oraz ułatwienia do nich przystępu dla możliwie wielkiej ilości biednych dzieci.

Potrzeba nam szkół opartych na krzewieniu moralności i  rozwijaniu umysłu, prowadzonych uczciwie i spokojnie, z dala od wszelkiej polityki, przez ludzi przygotowanych i oddanych swemu powołaniu, rozumiejących dzieci i przemawiających do nich językiem zawsze zrozumiałym.

Szkoda z braku szkół wypływająca jest gorsza od samego analfabety-zmu, z którym przecież tak trudno się pogodzić.

Patrząc na rzeczy z tej strony, nie podobna nie dostrzec jeszcze innego niebezpieczeństwa, które na gruncie zaniedbania początkowego szkolnic-twa powstaje i już kiełkuje.

Życie na miejscu nie stoi, tylko posuwa się ciągle dalej. Postępy kultury i oświaty nie przechodzą bez śladu, przenikają do nas, przedostają się, przy-nosząc coraz to nowe udoskonalania, a  tymczasem pierwsza kulturalna potrzeba klas niezamożnych pozostaje ciągle w jednakowym zaniedbaniu.

W następstwie tego, z jednej strony wśród warstw zamożnych miasta rośnie bogactwo, z drugiej wśród upośledzonych rośnie nędza, na jednym krańcu drabiny społecznej wzrasta wiedza, na drugim rozpościera się ciem-nota, na jednym wzmagają się środki, na drugim maleją siły do zaspokoje-nia potrzeb. Kontrasty społeczne, jak to prosta obserwacja życia wskazuje, rosną z roku na rok i wzmagają się bez przerwy.

Te kontrasty, uderzając w oczy, z łatwością zrodzić mogą kolizje i star-cia, jeżeli tylko poczucie upośledzenia dojdzie w masach do znacznego na-pięcia. Niedostateczne uświadomienie mas paraliżuje wśród nich jeszcze do czasu rozwój tego poczucia, jednakże powoli ono się tam szerzy i dla spokoju społecznego jest rzeczą pierwszej wagi usunięcie gruntu do żalu, że nie daje się masom tej opieki, do której posiadają one niewątpliwe prawo.

Miała Warszawa przed kilkunastu laty niespodziankę pod postacią ma-sowej emigracji do Brazylii dla zarobku, miała niespodziankę pod postacią nożownictwa, które się nagle rozwinęło i wytępić się wcale nie daje, nie daj Boże, aby ją miały spotkać gorsze jeszcze komplikacje i trudności na grun-cie nieporozumień i kontrastów socjalnych72.

Jakiekolwiek mogą być zdania i poglądy na te rzeczy, przecież wszyscy zgodzić się muszą pod tym wzglądem, że w  obecnym położeniu sprawy wisi nad miastem ciężkie zaniedbanie w kształceniu biednych dzieci, wisi jako wyrzut niezałatwionego obowiązku i jako przeszkoda do prawidłowego rozwoju społecznego.

Zwiększyła się trochę w ciągu 30 lat ilość szkół i uczących się wśród ubóstwa, ale nie polepszył się stosunek szkół i uczących się do ogółu za-ludnienia. Stosunek ten był fatalnie niskim i fatalnie niskim pozostał. Po-łożenie więc się nie poprawiło, a raczej pogorszyło, bo za gorsze poczytać należy to, że w  mieście skądinąd kulturalnym posiadamy tak olbrzymie masy dzieci pozbawionych nauki.

Wystarczy przypomnieć, że w  r.  1892 wszystkich w  mieście dzieci, w wieku szkolnym od lat 7 do 14, liczono zaledwie 48.393, gdy dzisiaj nie-mal taka liczba dzieci żyje i rośnie bez kultury i opieki.

I trzeba sobie powiedzieć, że żyjemy w mieście analfabetów. I trzeba przyjąć wszystkie konsekwencje tego stanu rzeczy.

Adolf Suligowski

72 Otóż przewidywane przy pisaniu tej pracy (w roku 1905) komplikacje i trudności, niestety, ziściły się. Jesteśmy świadkami od dwóch miesięcy ciężkich wstrząśnięć, których nie-dawno jeszcze nikt nie przewidywał. Wypadki zewnętrzne służyły za podnietę, ale grunt do socjalnego wybuchu był przygotowany. Tkwił on w warunkach społecznych.

i A. Suligowski, Miasto analfabetów, G. Gebethner i Sp., Kraków 1905.

ii Mikołaj Milutin (1818–1872), od 1859 r. wiceminister spraw wewnętrznych, ode-grał dużą rolę w przygotowaniu reformy uwłaszczeniowej w Rosji. Był faktycznym przewod-niczącym Komitetu Urządzającego do Spraw Królestwa Polskiego. Po powstaniu stycznio-wym opowiadał się za unifikacją ziem polskich z Cesarstwem i ich rusyfikacją.

iii Aleksandr Apuchtin (1822–1903), kurator Warszawskiego Okręgu Naukowego w latach 1879–1897, stał się symbolem rusyfikacji Królestwa Polskiego.

iv Książę Aleksandr Imeretyński (1837–1900) był generał-gubernatorem warszawskim w latach 1897–1900. Był to okres krótkotrwałej poprawy stosunków pomiędzy władzami rosyjskimi a społeczeństwem polskim.

v Anatolij Kułomzin (1838–1923) był ważnym urzędnikiem w okresie schyłkowego Cesarstwa Rosyjskiego, od roku 1883 sekretarzem stanu odpowiedzialnym do 1902 r. za pracę Komitetu Ministrów. Miał spory dorobek naukowy w zakresie historii i geografii.

vi Chodzi tu o Józefa Polaka (1857–1928), wieloletniego prezesa Warszawskiego Towa-rzystwa Higienicznego.

Cykl artykułów pod zbiorczym tytułem Warszawy światła i  cienie opublikowany został w numerach 297–300, 302–304, 307–310 i 314 „Kuriera Porannego” w roku 1911. Poza krytyką działań magistratu ujętą w części „Warunki naszej gospodarki” nieznany niestety autor omówił także inne problemy trapiące miasto – drożyznę mieszkaniową, meandry działania Towarzystwa Kredytowego Miejskiego, kwestie podatkowe i  budowlane. Cykl stanowił jedną z całkiem licznych zasadniczych rozpraw z istniejących systemem zarządu miastami Królestwa.

WARSZAWY ŚWIATŁA I CIENIE

i

I

Z

bliżamy się z  wolna, ale zbliżamy się jednak do okresu, w  którym obywatelstwo warszawskie odsunięte przez całe pokolenia od udziału w najbliżej go obchodzącym życiu publicznym swego miasta, będzie mo-gło wreszcie wziąć w  nim udział. Stanie ono, jak gdyby przód puszczą dziewiczą, z której dochodziły go nieraz głosy najrozmaitsze, z której nie-raz waliły się pod wpływem nieodgadnionych żywiołów jakieś pnie na głowy i z której zarośli niejednokrotnie wynurzały się mniej lub więcej dotkliwie dające się odczuć znaki jakiegoś odmiennego życia, na jakie żadnym sposobem nie mogliśmy mieć wpływu. Najwyższy czas, ażeby przed wstąpieniem w  jej gąszcza, wśród których doprawdy więcej jest cieni niż świateł, przystąpić do geograficznego niejako rozejrzenia się w dziedzinach oczekujących na naszą współczynną pracę. Powinniśmy to uczynić we wspólnym wysiłku; należy zestawić niedomagania i życzenia, pretensje i oczekiwania, pomysły i projekty naprawy; należy przystąpić do wszechstronnej dyskusji nad całokształtem spraw miejskich, aby zgroma-dzić w ten sposób niezbędny materiał informacyjny i postulatowy. Naj-lepsza to będzie elementarna szkoła dla przyszłego naszego samorządnego rozwoju.

„Kurier Poranny” dla tej dyskusji szeroko otwiera swoje szpalty, za-praszając do udziału w niej tych, którzy chcą w niej i uczyć siebie i innym dopomóc do dokładnego zapoznania się ze stanem całokształtu interesów naszej gospodarki miejskiej, w różnorodnych jej dziedzinach administra-cyjnych, ekonomicznych, społecznych i  kulturalnych. Dla zainicjowania tego rozpoczynamy dzisiaj druk zakomunikowanych nam kompetentnych uwag o sprawach miejskich, a więc przede wszystkim o sprawie nowego mostu i wiaduktu na Wiśle, o stosunku Stowarzyszenia Techników do tej sprawy, o gospodarce wydziału budowlanego, o drożyźnie mieszkaniowej, o działaniach Towarzystwa Kredytowego Miejskiego, o kwestii podatkowej, o oświetleniu, telefonach, o kwestii teatrów i widowisk itp. we wszystkich tych przedmiotach i innych pozostających z niemi w związku poumiesz-czać będziemy w niniejszej rubryce wszystkie nadesłane nam głosy, czy to wywołane niniejszymi uwagami, czy też samodzielnie rozpatrując nowe strony naszego życia miejskiego. Każdy glos bezstronny i  kompetentny z wdzięcznością będzie witany i przyjęty.

II

C

harakterystyczną cechą magistratu jest skłonność do procesowania się.

Wzięto sobie od dawna za zasadę, że żadnego sporu zgodnie kończyć nic należy, płacić jak najwięcej, ale z wyroku sądowego i powagą sądu za-słonić wyniki swego niedołęstwa.

Przegrywa tedy magistrat sprawy niemal bez wyjątku i płaci, płaci ty-siące, setki tysięcy, miliony wreszcie dlatego tylko, że sam się do sporu, lub szkody czyjejś przyczynił, lub zgoła ją stworzył.

Co do tego nie może być kwestii. Magistrat w ciągu ostatniego ćwierć-wiecza setki spraw przegrał, a te dziesiątki procesów jakie są w obiegu, by-najmniej do wygrania się nie kwalifikują.

W  magistracie od dawien dawna panuje system, starannie i  obecnie przestrzegany, że lepiej jest nie godzić się, płacić dwa lub trzykrotnie więk-szą sumę niż ta za jaką można było spór polubownie zakończyć – ale płacić z wyroku pod powagą rzeczy osądzonej. Bardzo to wygodne i bezpieczne, ale jakież dla kasy miasta niezdrowe!

Nowy anemiczny wydział prawny nie odbiega od przyjętej tradycji i z uporem kultywuje dawny fatalny system, który kasie miejskiej z pew-nością funduszów nie przysporzy, a magistrackim prawnikom laurów nie zjedna, ale utrzyma tradycję od tylu lat istniejącą, że w każdym z magistra-tem sporze grozi proces i przewlekłe postępowanie sądowe.

A jakże to łatwo!

Magistrat, który prowadzi procesy bezpłatnie, reprezentowany przez prokuratorię, nie płaci wpisów ani marek, prowadzi sprawę przez wszystkie instancje z kasacją do senatu włącznie.

Liczy na to, że przewlekłością sporu i wymienionymi atutami, których osoby prywatne nie posiadają, zdoła zmęczyć przeciwnika i obrzydzić mu proces; myli się jednak, gdyż sprawy z magistratem dochodzą do końca po-myślnego dla skarżącego, lub zaskarżonego priwatusaii, który w rezultacie odbiera częstokroć przez trzy pomnożoną sumę w stosunku do tej, jaką go-tów był wziąć zgodnie, z dodatkiem jeszcze procengo-tów i koszgo-tów sądowych.

Magistrat z opinią publiczną bynajmniej się nie liczy i to tak dalece, że w najważniejszych sprawach miejskich, formalnie nie dopuszcza do ja-kiejkolwiek dyskusji, głosy prasy najzupełniej lekceważy, a nawet ignoruje, a  na tych kilku obywateli, których do obrad swoich dopuszcza, a  którzy reprezentować mają sankcję publiczną, rachować nie można, gdyż złożyli już dostateczne świadectwo. Obecność ich na bieg spraw nie ma żadnego wpływu i nie są rzeczywistymi obywatelami miasta mającymi dobro ogółu na względzie.

Zamianowanie nowych inżynierów oddziałowych nie przyniosło żad-nych dodatnich rezultatów.

Wiadoma rzecz, że nie tylko w  stosunku do bruków miejskich, ale w zastosowaniu do wszelkich robót, naprawianie małych uszkodzeń daje wielkie rezultaty.

W Warszawie w stosunku do bruków wyczekuje się do ostatniej chwili, póki ulica lub chodnik nie przedstawia ruiny do użytku niezdatnej, ma-łych zaś, niekosztownych uszkodzeń nie reperuje się wcale, choć doskonale zastosować by można w tych wypadkach owa prawo magistratu wydatko-wania samodzielnie do 150 rubli; mielibyśmy z  pewnością lepsze bruki i chodniki, a wydatki kasy miejskiej zmniejszyłyby się o dziesiątki tysięcy rubli rocznie.

I doprawdy, zapytać się trzeba co robią i czym się trudnią panowie inży-nierowie oddziałowi, jeżeli najważniejsza część gospodarki miejskiej znaj-duje się w tak nadzwyczajnym zaniedbaniu.

Trzeba zobaczyć granitowe bruki na Zjeździe lub Nalewkach; wieleż tam dziur i szpar niebezpiecznych dla ludzi i zwierząt, jak już miejscami uszkodzony jest nowy bruk granitowy na ulicy Książęcej! Małe poprawki

uskuteczniane zaraz uchroniłyby od tej ewentualności, że za rok najdalej, bruk na tej ulicy trzeba będzie z grunta przełożyć.

Rdzewiejące szyny na ulicach Dobrej, Solcu, Ludnej, Smolnej i Ksią-żęcej, leżące tam od lat trzech, zagradzające swobodę przejścia burtnice do chodników na ulicy Pięknej, bezkarne kradzieże kostek drewnianych, gdziekolwiek przebudowują ulicę, półłokciowe wyboje w  bruku drewnia-nym na Nowym Świecie w najruchliwszym punkcie obok Udziałowej, czy to wszystko do porządków miejskich należy i zbogacająco wpływa na stan kasy miasta?

Sposób prowadzenia robót miejskich w ostatnich paru latach daje się mocno we znaki mieszkańcom. Bruki drewniane na Nowym Świecie, Kra-kowskim Przedmieściu i Marszałkowskiej, układane są tak powoli i w cza-sie tak niewłaściwym, że stanowi to istotną klęskę dla przechodniów i komunikacji w ogóle.

Prasa co parę dni zamieszcza o  tym wzmianki i  narzekania z  prze-dziwną cierpliwością, wie bowiem z  doświadczenia, że to raczej szkodzi sprawie aniżeli jej pomaga, jakże nie pisać jednak np. o nieszczęsnej ulicy Jerozolimskiej na przestrzeni od Nowego Światu do Wisły, o  kanalizacji tej części miasta prowadzonej od kilku miesięcy z  całą bezwzględnością dla ruchu pieszego, jak nie mówić o dwóch imponujących stertach błota, rozpanoszonych od pół roku w najruchliwszym punkcie, gdyż na przecięciu Jerozolimskiej z Nowem Światem i tamujących ruch pieszy i tramwajowy?

III