• Nie Znaleziono Wyników

Budowanie kosmosu przez nadznaczenie

W dokumencie Magia w potocznej narracji (Stron 120-125)

Każde pojęcie — lecz nie tylko pojęcie, bo również sąd czy narracja

— zawsze znaczy „więcej” niż to, co zawarte jest w definicji, wytłuma-czeniu czy streszwytłuma-czeniu tekstu. W definicji bowiem ująć można zawsze tylko część znaczenia, a cała reszta „umyka”, pozostając niezauwa-żona. Według Małego słownika języka polskiego „żaba” to „płaz z ro-dziny o tej samej nazwie, o nogach tylnych dłuższych niż przednie”.

Słownik nie uwzględnia jednak faktu, że żaba kojarzy się z kuchnią francuską i z Francuzem jako takim, podobnie jak sowa kojarzy się

119

(obecnie) z mądrością, magią (i Harrym Potterem). Dla każdego poję-cia języka naturalnego charakterystyczna jest określona „nadwyżka”

znaczenia, której nigdy nie udaje się w pełni zamknąć — czyli wy-mienić albo wyrazić — w definicji. Wyraz nadwyżka jest tu o tyle nie-doskonały, że mógłby sugerować, iż znaczenia towarzyszące, czyli znaczenia pomijane w definicjach — w językoznawstwie nazywane ko-notacjami — są dla budowy obrazu świata, to znaczy dla budowy uporządkowanej przestrzeni życia człowieka, mniej ważne niż znacze-nia zobiektywizowane w definicji albo w wyobrażeniu2. Podobny tok rozumowania byłby błędny, gdyż rola znaczeń towarzyszących, skoja-rzeń opartych na metaforze i metonimii, jest dla koherencji obrazu świata nie mniej ważna niż rola znaczeń podstawowych (LAKOFF, J OHN-SON 1988). W wielu wypadkach trudno też zdecydować, które znacze-nie powinno uchodzić za podstawowe, a które za towarzyszące, jeśli przyjąć, że granica między znaczeniami definicyjnymi i towarzy-szącymi ma po części relatywny charakter, jako że każde definiowanie opiera się na określonych założeniach (paradygmatach poznawczych), które z upływem czasu mogą się zmieniać. W różnych epokach i róż-nych systemach kulturowych „substancjalnego” (czyli definicyjnego) charakteru nabierają różne cechy zjawisk: w ramach jednego para-dygmatu słońce jest bóstwem, w ramach innego jest „tylko” światłem zawieszonym na niebie-sklepieniu, a w ramach jeszcze innego — gwiazdą w kosmosie.

W teorii języka naturalnego przyjmuje się, że odróżnienie znaczeń definicyjnych (denotacyjnych) i niedefinicyjnych (konotacyjnych) jest trudne i co najmniej do pewnego stopnia arbitralne: „Granice między cechami tożsamościowymi przedmiotu a jego cechami relacyjnymi nie są ostre; pojęcia te są pojęciami o »rozmytych brzegach«, stąd też każ-dorazowa próba oddzielenia od siebie wymienionych cech sprawia zwykle badaczowi sporo trudności” (KORŻYK 1999: 248).

Ze względu na nieodzowną aprioryczność języka (ograniczoną defi-niowalność), a także z uwagi na intencjonalny i aksjologiczny charak-ter ludzkiego doświadczenia brak „czystej”, „obiektywnej” denotacji.

Denotacja ma zawsze doświadczeniowy charakter, z czego wynika, że każdorazowo dokonywana jest z określonego punktu widzenia, co znaczy, że ma charakter wybiórczy (BARTMIŃSKI 2006: 76—79). Zawsze też wiąże się z konotacjami, czyli z różnego rodzaju znaczeniami towa-rzyszącymi. Konotacje mogą się ponadto przekształcać w znaczenia

2 Znaczenie definicyjne, które gwarantuje tożsamość zjawiska z samym sobą, nazywane jest denotacją, natomiast konotacja to znaczenie pominięte w definicji (KRZESZOWSKI 1994: 95).

podstawowe (denotacje) i na odwrót; tak więc na przykład bydlę ze względu na swe znaczenia towarzyszące (i związane z nimi wartościo-wania) język polski rezerwuje od pewnego czasu już tylko dla wy-zwisk. Dane słowo przeszło zatem określoną transformację znacze-niową motywowaną swymi konotacjami, a jego pierwotne miejsce zaczęła zajmować sztuka bydła. Na zasadzie tego samego mechani-zmu miejsce świni zaczyna od pewnego czasu zajmować prosiak albo trzoda chlewna. Granica między znaczeniami podstawowymi i towa-rzyszącymi jest więc niezbyt ostra i relatywnie ruchoma, czyli płynna, co między innymi oznacza, że wszelkie znaczenia — bez względu na to, czy są elementem definicji, czy nie, przyczyniają się do koherencji postrzeganej rzeczywistości. W związku z problemem ścisłego rozróż-niania między cechami definicyjnymi a cechami towarzyszącymi pa-dają propozycje, by po prostu znieść granicę między konotacją a de-notacją (KRZESZOWSKI 1994: 94; TOKARSKI 1999: 65—72), albo też by przyjąć, że różnica między cechami konotacyjnymi a cechami denota-cyjnymi jest kwestią stopnia i miary (LAKOFF, JOHNSON 1988: 15—16).

Konotacja może się cechować albo większą indywidualnością, albo też mieć wymiar w większym stopniu kolektywny (inaczej: systemowy) w tym sensie, że jest w określonym stopniu powtarzalna, skonwencjo-nalizowana, czyli zakrzepła (utrwalona) w systemie języka i kultury (będąc elementem utartych metafor, frazeologizmów, powtarzających się obrazów) (GRZEGORCZYKOWA 1999: 41). W indywidualnym doświad-czeniu rzeczywistości pies może przyjaźnić się z kotem, natomiast w ramach porządku języka i kultury relacja kota i psa ma postać wojny, stąd obiegowe porównanie lubić się jak pies z kotem. „Za-krzepłą” w systemie językowo-kulturowym konotację można utożsamić ze stereotypem, rozumianym jako uproszczony, w miarę powtarzalny i oporny na zmiany obraz rzeczywistości3, związany ze słowem lub z innym znakiem, któremu towarzyszy jednoznaczna treść aksjologicz-na. Skoro utrwalona w systemie języka i kultury konotacja jest ko-niecznym „uzupełnieniem” każdej denotacji, to równoznaczny z nią stereotyp (w rozumieniu, w jakim ujęty został w przytoczonej definicji) trzeba uznać za część składową każdego pojęcia i każdego znaku jako takiego: każde słowo, które coś znaczy, musi być związane z jakimś stereotypem (BARTMIŃSKI 2007: 69). Stereotyp jest w tym sensie miej-scem, w którym język i kultura nakładają się na siebie. Fakt, że w ję-zyku naturalnym nie ma żadnych pojęć, które istniałyby poza siecią

— albo systemem — konotacji, przekłada się na fakt, że nie ma

żad-121

3 Pierwszy raz słowa stereotyp użył Walter Lippmann w swej książce Public Opi-nion (1922) w znaczeniu „obraz w głowie ludzkiej” (BARTMIŃSKI 2007: 54).

nych pojęć (rozumianych jako znaki językowe) poza porządkiem kul-tury. Każde pojęcie uczestniczy tym samym zarówno w porządku ję-zyka, jak i kultury (KALAGA 2001: 184—187). Człowiek żyje w określonym — współtworzonym przez język i kulturę — kosmosie, rozumianym jako sfera otaczającej go oczywistości, która jest w takim stopniu oczywista, w jakim jest uporządkowana, przejrzysta, przewi-dywalna, bezpieczna. Tych wszystkich atrybutów dodaje kosmosowi właśnie stereotyp.

Wybitny analityk potocznej mentalności R. Barthes mówi o stereo-typie jako o micie, rozumiejąc go jako kolektywnie uwarunkowane

„nadznaczenie”, które towarzyszy nie tylko pojęciu, ale i znakowi jako takiemu czy nawet całemu tekstowi4. Podobne nadznaczenie „po-chłania” znak w tym sensie, że przysłania jego potencjalną wielo-znaczność i znaczeniową zmienność. Mówiąc inaczej: reprezentacje zjawisk w świecie, które składają się na językowo-kulturowe langue, na poziomie potocznego postrzegania (podstawowego poziomu postrze-gania) nie tylko zastępują owe zjawiska, lecz wręcz je przesłaniają, czyniąc je niewidocznymi. Dany mechanizm wygląda następująco:

słowo, które stanowi niepodzielną jedność formy i denotacyjnej treści (signifiant1 + signifié1), staje się w ramach porządku mitu formą (si-gnifiant2) pochłoniętą przez konotację (signifié2) (BARTHES 2000:

245—248; KALAGA 2001: 185—186). Reprezentowane zjawisko traci tym samym swą niezależność, bo na pierwszy plan wysuwa się znak będący nośnikiem nadznaczenia, przy czym konotacyjne nadznacze-nia, nasuwające się razem ze znakami — przybierając postać skoja-rzeń, obrazów, myśli — „pochłaniają” owe znaki. Znakom mogłyby przecież równie dobrze towarzyszyć inne skojarzenia. Mit rozumiany jako utrwalona w systemie językowym — a co za tym idzie, w świado-mości — konotacja „kradnie” w ten sposób język oraz samą rzeczywi-stość, którą język ma reprezentować.

Barthes nazywa zidentyfikowany przez siebie rodzaj mitu wtórnym systemem semiologicznym (BARTHES 2000: 245). Jego zdaniem, kono-tacja to niejako system znaczeń towarzyszących, „nadbudowany” nad systemem znaczeń denotacyjnych (BARTMIŃSKI 2006: 35—105). Gdyby za punkt odniesienia przyjąć fenomenologię postrzegania, można by wręcz stwierdzić, że to właśnie mit jest systemem pierwotnym, nato-miast sfera znaczeń podstawowych, czyli „oczyszczonych” ze znaczeń

4 To, czy określone zjawisko jest znakiem czy tekstem, zależy od intencji postrze-gającego, który może postrzegać je jako znak albo koncentrując na nim swoją uwagę

— jako sekwencję znaków, czyli jako tekst. Litera A pełniąca funkcję znaku, repre-zentującego określoną głoskę, przekształca się w tekst wtedy, gdy jest rozpoznawana jako składająca się trzech kresek ułożonych na kształt drabiny.

towarzyszących, stanowi system wtórny. Człowiek bowiem nie rozpo-czyna swego doświadczenia od samodzielnych znaków — znaków

„oczyszczonych” ze skojarzeń, czyli z towarzyszących im obrazów.

Dopiero na podstawie doświadczonego zakłócenia harmonii między pojęciem i towarzyszącym mu uproszczonym obrazem rzeczywistości człowiek może niejako dodatkowo odkryć fakt, że pojęciom i postrze-ganym znakom mogłyby przecież towarzyszyć inne skojarzenia, inne obrazy. Mówiąc nieco ogólniej: punktem wyjścia poznania nie jest zwątpienie, lecz konstatacja (afirmacja) czegoś, co dopiero później można podważyć, „zdekonstruować”. Tworzenie teorii jest tym samym ruchem od mitu (od doznawanej oczywistości, która nie wymaga tłumaczenia) do logosu (do refleksji, myślenia).

Proces „zniewalania” znaków przez znaczenia towarzyszące jest zwykłym przejawem kategoryzacji, czyli językowo-kulturowego budo-wania obrazu świata jako sfery w miarę jednoznacznego (niebu-dzącego wątpliwości) sensu. W świetle tego stwierdzenia należy też in-terpretować tezę, że mit „przekształca historię w naturę” (BARTHES

2000: 262) albo że „mit tworzy się poprzez odebranie rzeczom histo-ryczności: rzeczy tracą w nim pamięć swego wytwarzania” (BARTHES

2000: 277). Człowiek postrzega „oczywiste” sensy, nie pytając, skąd się biorą. Dzięki uproszczonym obrazom rzeczywistości, które niejako

„od początku” towarzyszą pojęciom i zjawiskom, pojęcia i zjawiska jawią się jako konieczne i odwiecznie istniejące, należące do porządku natury. Europejczyk, widząc na przykład róże, widzi „roznamiętnione”

róże (BARTHES 2000: 243). Nie zdaje sobie zwykle sprawy z towa-rzyszącej różom od początku konotacji, ponieważ jest ona oczywista, uchodzi za odwiecznie istniejącą, tak jakby wszędzie i od początku świata różom towarzyszył tylko kontekst sytuacji miłosnych. Dopiero wtórnie współczesny nosiciel kultury zachodniej dojdzie do przekona-nia, że „roznamiętnienie” bukietu róż może mieć historyczny i kultu-rowy, czyli przynajmniej po części przygodny (arbitralny) charakter.

Podobnie rzecz się ma z Chinami, które nadal automatycznie przy-wodzą na myśl obraz rikszy, dzwoneczków, straganów z przyprawami czy filiżanek herbaty, tak jakby w Chinach nieznane były żadne inne napoje oprócz niej. Wyidealizowany postkolonialny obraz Chin nadal przykrywa Chiny „właściwe” (BARTHES 2000: 252). Drapacze chmur, które mogłyby równie dobrze kojarzyć się z Chinami, są w naszym ob-szarze kulturowym zarezerwowane dla Nowego Jorku. Mit w postaci zawłaszczającej konotacji bynajmniej nie neguje znaku, tylko go znie-kształca wskutek swoistego udoskonalenia. Podobne udoskonalenie polega na uogólnieniu, a tym samym na uproszczeniu (BARTHES 2000:

257) i unieruchomieniu. Tendencję indywidualnej, a zarazem

kolek-123

tywnej świadomości do konstruowania rzeczywistości prostej i ahisto-rycznej (niezmiennej) za pomocą konotacyjnych nadznaczeń należy więc uznać za przejaw kategoryzacji będącej kluczowym mechani-zmem ludzkiego poznania.

Mit jako narzędzie kategoryzacji usuwa rzeczywistość, rozumianą jako sfera różnorodności, zmienności i przynajmniej częściowej arbi-tralności (przygodności), zastępując ją tym, co proste, trwałe, wszech-obecne i istniejące w niezmienionej postaci od początku świata: „Prze-chodząc od historii do natury, mit robi oszczędności: usuwa złożoność ludzkich działań, nadaje im prostotę esencji, likwiduje wszelką dialek-tykę, wszelkie wykroczenie poza bezpośrednią widzialność, organizuje świat bez sprzeczności, bo pozbawiony głębi, świat wystawiony na wi-dok; mit ustanawia radosną jasność: rzeczy sprawiają wrażenie, że znaczą same przez się” (BARTHES 2000: 278). Barthes’owi przeszkadza

„uwięzienie” słów w sferze niedefinicyjnych znaczeń. Według niego zdrowiem języka jest arbitralność znaku (BARTHES 2000: 258), co zna-czy, że zawłaszczanie znaków przez w miarę proste i niezmienne — a wskutek tego niezauważalne i niepodlegające krytycznej ocenie — obrazy należałoby uznać za „chorobę” języka. Z podobną postawą trudno się jednak zgodzić, zwłaszcza że bez podobnej „choroby” nie-wyobrażalny byłby żaden kolektywnie uwarunkowany porządek zna-czeniowy, żaden język naturalny i związany z nim obraz świata, czyli społecznie konstruowana sfera wszystkiego, co jest.

W dokumencie Magia w potocznej narracji (Stron 120-125)