• Nie Znaleziono Wyników

człowiek żyje nie tylko w przestrzeni komunikacyjnej, to jest tylko jeden z wymiarów. Żyje w pewnej konkretnej

przestrze-ni, która jest kształtowana przez wymiar komunikacyjny, ale

jednak kluczem jest fizyczność, lokalność. Potrzebujemy, jak to

mówią socjologowie, pewnego momentu erotycznego -

spotka-nia ciał, żeby doszło do wymiany myśli. Potrzebne są do tego

emocje, których Internet nie przekazuje.

69

Wojciech Orliński: Nie, bo rzeczywiście ta książka zawiera ujęcie historyczne,

Tim Wu opisywał głównie amerykańskie monopole informacyjne i ich upa-dek. Upadek następował najczęściej w momencie, w którym regulatorzy, to znaczy państwo, do niego dopuszczało. Bardzo dużo powiedziano tam na temat monopolu firmy AT&T, która jak wiadomo została w końcu literalnie rozwiązana przez państwo amerykańskie. To była firma, która miała wyłącz-ność na telegraf i telefon w Stanach Zjednoczonych przez bodajże osiem-dziesiąt lat. Ten monopol przez wiele lat istniał z przyzwolenia państwa amerykańskiego. AT&T zawarło umowę z Departamentem Sprawiedliwości, przez kolejne lata ten deal był wielokrotnie modernizowany, a potem Reagan go rozwiązał. Zatem generalnie odpowiedź Tima Wu w każdym przypadku będzie taka, że te imperia istniały, kiedy państwo tego chciało, a przestawały istnieć, kiedy z jakiegoś powodu państwo uważało, że już ich nie chce. Tak samo dzisiejsze monopole internetowe istnieją dzięki pewnym przepisom prawnym, które stworzono z myślą o tym, żeby mogły powstać. W końcu ktoś kiedyś te regulacje wycofa i to będzie koniec tych monopolistów – ale nie wiadomo, kto to będzie. Myślę, że obecne prawicowe, populistyczne, auto-rytarne rządy w Stanach i w Europie strasznie się ucieszą z tego, że mają takie fajne możliwości cenzury i czeka nas raczej okres jakiejś ohydnej, strasznej symbiozy tych korporacji z Krzemowej Doliny z Trumpem, Le Pen, Kaczyń-skim, Putinem...

Roman Pawłowski: Słuchajcie, ale rozmawiamy tak, jakby oprócz

informaty-ków, właścicieli wielkich koncernów i polityinformaty-ków, nie było nikogo więcej na Ziemi. Przecież są miliardy odbiorców, którzy podłączają się do sieci, wrzu-cają swoje zdjęcia, tworzą, są odbiorcami kultury i do jakiegoś stopnia konku-rentami artystów. Dzięki sieci skala dostępu do kultury zwiększyła się w nie-prawdopodobny sposób. Ty Ana uważasz, że praca nad odbiorcami, nad ich świadomością, nad tym po jakiego rodzaju kulturę sięgają, może być jakimś rozwiązaniem. Może tutaj jest odpowiedź na pytanie o możliwość odzyskania mediów. Zgadzasz się z tym, Ana?

Ana Brzezińska: Tak. Zgadzam się z tym całkowicie. Oczywiście trudno się

spierać ze słusznością przekonań Wojtka o tym, w jaki sposób rozdawane są karty, jeżeli chodzi o wolność dostępu do informacji. Wiemy, że Internet został zmonopolizowany przez wielkie korporacje, które decydują o tym, co, kto i w jaki sposób ogląda. Ale chcę też powiedzieć dwie rzeczy. Kwe-stia wielkiego wyłącznika Internetu to pewnego rodzaju analogia do sytu-acji czerwonego przycisku i bomby atomowej. Wiadomo, że jest, można go wcisnąć, ale jakoś jeszcze nikt tego nie zrobił. Dlaczego? Dlatego, że nikt na

tym nie skorzysta. Celem korporacji zarządzających informacjami, które im przekazujemy za pomocą Internetu, jest to, aby istnieć, bogacić się, a będzie to możliwe, jeśli nadal będziemy chętnymi „współzakładnikami”.

Oczywiście nie będę tutaj próbowała przewidywać przyszłości Interne-tu, ani tego, jak zmiany w polityce będą wpływały na jego charakter. Coś mi mówi, że chyba nie jest tak źle, jak nam się wydaje. Przynajmniej na razie dys-ponujemy przestrzenią, którą znamy i w tej przestrzeni funkcjonują dzieła twórców, zajmujących się zarówno kulturą audiowizualną, nowymi mediami, projektami interaktywnymi, jak i projektami tworzonymi metodami trady-cyjnymi, ale korzystającymi z nowych mediów w celu dotarcia do odbiorcy i zaangażowania go. I z tych doświadczeń wynika rzecz następująca. Nadal mamy wielką szansę, aby dzięki narzędziom, którymi dysponujemy, tworzyć komunikaty i dzieła, które będą trafiały do szerokiej grupy odbiorców i będą tych odbiorców poruszać, kształtować, namawiać do dialogu i uczestnictwa. Dane dotyczące odbioru produktów kultury interaktywnej we Francji, Kana-dzie, Niemczech czy Stanach Zjednoczonych pokazują, że to jest możliwe. Co więcej, to są dokładnie ci sami ludzie, którzy uciekli od mediów głównego nurtu i tradycyjnych instytucji kultury.

Mam teorię, która być może z czasem okaże się nietrafna, na razie wydaje mi się, że jest w niej coś ciekawego. Musimy zacząć inaczej myśleć o tym, kim są wytwórcy kultury, w jaki sposób i do kogo mówią. W produkcji projek-tów audiowizualnych, interaktywnych, czy VR-owych biorą udział zespoły twórcze, które pracują bardzo demokratycznie. Figura artysty-demiurga już nie działa, co jest moim zdaniem bardzo korzystne. Jest to przede wszyst-kim praca, nastawiona na to, żeby trafić do użytkownika z przekazem, który na pewno będzie działał. Tutaj nie ma miejsca na błąd. Dlatego tego rodzaju projekty powstają długo, są długo testowane i dużo kosztują, chociaż nadal mniej niż produkcje filmowe czy spektakle operowe.

Nowe media są przestrzenią ukierunkowaną na budowanie empatii, na łą-czenie ludzi w pewnego rodzaju doświadczeniach, które ich dotyczą, w któ-rych będą czuli, że mogą zabrać głos. Są one przygotowane na bardzo wy-sokim poziomie artystycznym, wizualnym, dźwiękowym, merytorycznym. Znajdują się pomiędzy mediami a sztuką.

Trzeba znieść granicę pomiędzy medium a instytucją kultury czy instytucją artystyczną. Pracujemy na styku mediów i działań twórczych. Wymaga to in-terdyscyplinarności i bardzo szerokich kompetencji. Dla mnie jest to szansa na odzyskanie tych, którzy uciekli: przede wszystkim młodego pokolenia. Chcemy ponownie pokazać ludziom, że interesuje nas ich zdanie, bo teraz najważniejsze jest, aby kultura stała się drogą w dwie strony. Że nie tylko jestem ja, która mówię do ludzi, ale dostaję zwrotną odpowiedź i biorę ją pod

71

uwagę. Doświadczenie twórców interaktywnych, z którymi miałam okazję się spotkać i współpracować pokazuje, że najważniejsze jest zaangażowanie poprzez uczestnictwo i traktowanie użytkownika szalenie poważnie. Ponie-waż naprawdę trzeba się napracować nad tym, żeby go dogonić, a jeszcze bardziej nad tym, żeby go zatrzymać, kiedy już jest w trakcie odbierania na-szego przekazu.

Istnieje francuski projekt interaktywny, który powstał już wiele lat temu. Jest w pewnym sensie projektem wzorcowym. Istnieje w formie strony in-ternetowej. Nazywa się Génération Quoi?, czyli Pokolenie Co? i składa się z dwóch bardzo mało atrakcyjnych elementów. Z ankiety socjologicznej, któ-ra miała ok. 140 prostych pytań z różnych dziedzin życia zadawanych ludziom od 16 do 34 roku życia, na przykład „Czy nadal mieszkasz z rodzicami?”, „Czy wierzysz w Boga?”, „Czy poszedłbyś na wojnę?”, „Czy uważasz...?” oraz na-grań wideo, które pokazywały, jak użytkownicy odpowiadają na te pytania, komentują je, śmieją się i tak dalej. W ciągu kilku miesięcy albo nawet tygodni od odpalenia tego projektu we Francji, na stronę weszło osiemset tysięcy użytkowników w grupie docelowej, średnia pobytu na stronie wynosiła, jeśli dobrze pamiętam, 12 minut. To bardzo dużo. Projekt okazał się ogromnym sukcesem, a media i partnerzy, którzy w nim uczestniczyli, dostali zwrotną informację na temat pokolenia, którego media głównego nurtu w ogóle nie badały i lekceważyły go swoich ramówkach. Ci ludzie poczuli wreszcie, że ktoś ich zauważył. Dane o tym, kim są ci młodzi ludzie zaczęły bardzo dyna-micznie krążyć. Nagle wszyscy się czegoś dowiedzieliśmy.

Kiedy w 2015 roku w Polsce odbyły się wybory i były takie wyniki, jakie były, wszystkie wielkie polskie media pytały: „ale jak to się stało, że ci młodzi ludzie tak dziwnie głosują, kim oni są?”. Tylko że u nas nikt nie zrobił takiego projektu. W tym samym roku 2015 powstała europejska edycja Génération

Quoi?, ponieważ cała Europa stwierdziła: my też się chcemy czegoś

do-wiedzieć o naszej młodzieży. Wśród kilkunastu krajów, które wzięły udział w tym projekcie, nie było Polski.

Roman Pawłowski: Ja bym w polskim kontekście liczył raczej na artystów.

U nas takie badania przeprowadzali dramatopisarze na początku XXI wieku, czego efektem była seria sztuk teatralnych o pokoleniu bez przyszłości. Po-dobną artystyczną próbą jest niedawny film Przemysława Wojcieszka

„Kni-trzeba znieść granicę pomiędzy medium, a instytucją kultury,