• Nie Znaleziono Wyników

Wojciech Orliński: No tak, ale właśnie to jest pytanie. W pewnym momencie

staniesz przed wyborem, z którego nie ma dobrego wyjścia. Jeśli zechcesz dotrzeć z tym filmem chociaż do stu tysięcy odbiorców, będziesz musiała zapłacić korporacjom za reklamę. Jak im nie zapłacisz, to z 2400 wzrośnie ci może na 3600 i na tym się zatrzyma. To tak wygląda niestety z Interne-tem. Jak się im nie zapłaci, to się nie zrobi kariery. Korporacje przechwyciły monopol. Nawiązałbym do dyskusji, która była wcześniej, w której paneliści się zgodzili, że kwestia szukania języka nie jest związana z technologiami, z czym chciałbym teraz, korzystając z okazji, zapolemizować. Bardzo lubię metaforę, którą ukradłem teoretykowi mediów i badaczowi Internetu Timo-wi Wu. W swojej książce „The Master STimo-witch” odwołuje się on do metafory głównego przełącznika. Jego rozumowanie zaczyna się od tego, że wszystko, co jest zapisane w konstytucjach na temat wolności słowa, nie ma znaczenia wobec zasadniczego pytania, kto kontroluje główny wyłącznik. Mogę sobie mieć teraz wolność słowa, ale kiedy ktoś mi wyłączy mikrofon, to nie za-milknę do końca, bo jeszcze będę mógł się wydzierać i coś tam będzie sły-chać. Czyli mamy tu technologię, w której już jest ten główny wyłącznik, ale jeszcze nie można wyłączyć przekazu do końca.

Tim Wu opisuje historię różnych mediów, jakie istniały od czasu wynale-zienia druku i pokazuje, jak je regulowano prawnie. To jest przy okazji od-powiedź na obawy, że Internet zabije inne media. Telewizja nie zabiła radia, radio nie zabiło gazet i tak dalej. Nie zabiły, bo im nie było wolno. Za każdym razem wprowadzono specjalne regulacje związane z tym strachem. Dlatego lektorzy BBC na początku nie mogli robić własnych materiałów, tylko musieli czytać to, co napisano w gazetach. Takie zakazy obowiązywały do późnych lat 30. Wybuchł wtedy wielki pożar w Londynie, podczas którego zrobiono specjalny wyjątek dla BBC i to był ten moment zwrotny w historii radia. Na nasze nieszczęście, regulacje prawne dotyczące Internetu wprowadzono w momencie totalnego zaczadzenia całej ludzkości neoliberalizmem i prze-konaniem, że im mniej państwa, tym lepiej. Po raz pierwszy wydarzyło się coś potwornego, z czym nie mieliśmy dotychczas do czynienia. Mamy tego molocha, który robi co chce i my nic nie możemy na to zupełnie poradzić. Oddano go korporacjom, bo istniało przekonanie, że przecież korporacja nie może zrobić nic złego, a nawet jakby robiła, to ludzie pójdą do innej korpora-cji, prawda? Zatem nie będzie żadnego monopolisty w Internecie. Długo tak argumentowano i jak wiadomo, dzisiaj to jest, łagodnie mówiąc, nieprawda. Internet jest medium, w którym główny wyłącznik istnieje i bardzo łatwo jest sprawić, żeby pewne treści zniknęły z sieci w całości. Na razie jest to wykorzystywane w celach, co do których wszyscy się zgadzamy, na przykład do walki z pornografią dziecięcą. Ona praktycznie nie istnieje w Internecie,

65

dotarcie do niej wymaga jakiś specjalnych, strasznie skomplikowanych za-biegów, nawet nie wiem jakich. Właśnie o to chodzi – żeby nikt nie wiedział jakich.

Ale dokładnie tych samych algorytmów można będzie użyć, żeby na przykład twój Ana film zniknął, jeżeli taki będzie kaprys Donalda Trumpa, który z jakiegoś powodu obudzi się i powie: „Wkurza mnie ta Brzezińska, niech ona zniknie z Internetu”. Po prostu w ogóle nie będzie cię w Internecie. Oczywiście Trump tego nie zrobi, ale istotne jest to, że mógłby tak robić. Spodziewałbym się na przykład po jego kadencji, że w pewnym momencie w Internecie niemożliwe będzie nabijanie się z Donalda Trumpa. Bo on ma władzę, żeby tak się stało.

Roman Pawłowski: Ale to, o czym mówisz, nie jest w ogóle przyszłościowe

tylko przeszłościowe...

Wojciech Orliński: Nie, moim zdaniem to jest przyszły rok.

Roman Pawłowski: ...bo to jest wizja, którą opisał George Orwell w „Roku

1984”, czyli ministerstwo prawdy, w którym urzędnicy bardzo pracowicie poprawiają zdjęcia, piszą nowe historyczne artykuły, wydają gazety sprzed dwudziestu lat tylko po to, żeby dostosować nową rzeczywistość do potrzeb obecnej władzy. Ale to była wizja, błagam, sprzed pół wieku!

Wojciech Orliński: Tylko, że jest jeszcze gorzej. U Orwella to było bardziej

skomplikowane, bo Winston Smith musiał się napracować, nawycinać i tak dalej. On tam robił jakieś skomplikowane kolaże. Natomiast teraz to będą dwa, trzy kliknięcia. To o czym mówię, to newsy z 2017 roku. Istnieje możli-wość cenzurowania Internetu, ale dotychczasowe amerykańskie rządy nie-chętnie z niej korzystały. Ale Trump będzie korzystał.

Roman Pawłowski: Jak w takim razie oceniasz możliwość zhakowania,

prze-chwycenia tych samych narzędzi przez artystów, partyzantów, niszowych po-lityków, którzy za pomocą tego samego narzędzia będą docierać do swoich zwolenników i zmieniać treści.

Wojciech Orliński: Ale to jest w ogóle niemożliwe... Roman Pawłowski: Dlaczego?

Sta-nach Zjednoczonych. Kontroluje go organizacja, która nazywa się ICANN i przez ostatnich kilkanaście lat trwały przepychanki, czy kontrolę nad nią ma mieć rząd amerykański, czy ma nie mieć. Obama, jak wiadomo, pod ko-niec swojej kadencji umiędzynarodowił ICANN, ale nadal, żeby podjąć jakąś decyzję, członkowie tej organizacji muszą się spotkać fizycznie na terenie Stanów Zjednoczonych i wetknąć swoje kryptograficzne klucze do specjalnej maszyny do głosowania. Podkreślam, to jest bardzo ważne. Kiedy nastąpił wybuch tego islandzkiego wulkanu, nigdy nie zapamiętam jak on się nazywa...

[głos z publiczności]: Eyjafjallajökull.

Wojciech Orliński: Bardzo panu dziękuję. Po wybuchu ICANN był

sparaliżowa-ny, ponieważ członkowie spoza Ameryki nie mogli przylecieć na teren Stanów Zjednoczonych. Oczywiście republikanie w kampanii wyborczej zapowiadali, że odwrócą decyzję Obamy o oddaniu kontroli społeczności międzynarodo-wej i przywrócą kontrolę rządu amerykańskiego nad ICANN. Odzyskanie tej kontroli jest banalnie proste. Najprostszy sposób, to odmówić tym pozaame-rykańskim członkom wstępu na teren Stanów Zjednoczonych...

Roman Pawłowski: Czyli naszą jedyną perspektywą jest rok 2084. Powtórka

z historii.

Wojciech Orliński: 2017! To będzie 2017. Moim zdaniem Amerykanie

odzyska-ją pełną kontrolę nad Internetem w przyszłym roku, jak tylko Trump zostanie zaprzysiężony.

Roman Pawłowski: Edwin, jak odzyskać technologię? Wojciech Orliński: Nie da się, za późno.

Edwin Bendyk: Myślę, że musimy odwrócić troszeczkę kolejność, zobaczyć jak

się zmienia przestrzeń społeczna. Bo dyskutujemy tutaj o Internecie w kate-goriach pewnej oświeceniowej iluzji, rozwiązań uniwersalnych dotyczących całego świata. I z tej perspektywy rzeczywiście można powiedzieć, że to jest to, o czym mówi profesor Andrzej Zybertowicz: krańcowa wersja oświecenia, która właśnie wchodzi w fazę samozniszczenia. Natomiast, jak popatrzymy od strony antropologicznej, to sytuacja jest ciekawsza. Człowiek żyje nie tylko w przestrzeni komunikacyjnej, to jest tylko jeden z wymiarów. Żyje w pewnej konkretnej przestrzeni, która jest kształtowana przez wymiar komunikacyjny, ale jednak kluczem jest fizyczność, lokalność. Potrzebujemy, jak to mówią

so-67

cjologowie, pewnego momentu erotycznego – spotkania ciał, żeby doszło do wymiany myśli. Potrzebne są do tego emocje, których Internet nie przekazuje. Spójrzmy na rewolucje, które ostatnio się odbywały. Nie mówię o ich skutkach, bo to są procesy długotrwałe. Na przykład Majdan na przełomie 2013 i 2014.

Roman Pawłowski: Ludzie wychodzili fizycznie na ulice.

Edwin Bendyk: Kluczem byli ludzie, którzy wyszli na plac. Natomiast mieli

na-rzędzia takie, jak Twitter i Facebook, ale to był raczej instrument. Oczywiście potem pojawiły się spiskowe teorie, że Amerykanie poprzez kontrolowanie Facebook’a i Twitter’a mieli wpływ na przebieg rewolucji godności. Oczywi-ście tak nie było. Były różne siły, które próbowały w ramach koncepcji wojny hybrydowej uprawiać dezinformację, ale to nie jest nic nowego. Zawsze jest element wpływania na świadomość poprzez kontrolę mediów i komunikatów. To była normalna technika walki.

Kluczem jest gotowość ludzi do zajmowania przestrzeni, odzyskiwania jej,

upubliczniania. Wyrywania jej z logiki prywatyzacji. Marzeniem neoliberalnego kapitalizmu jest to, abyśmy siedzieli przy komputerze i klikali, i w ten sposób generowali wartość. Natomiast naszą przestrzenią wolności jest ciągle prze-strzeń miasta. Nie przez przypadek miasta dzisiaj zaczynają być na nowo kate-gorią kluczową dla odnowy politycznej. Miasta rozumiane bardzo po grecku, jako przestrzeń spotkania. Stąd różne dystopijne i utopijne koncepcje. Dysto-pijne to takie, gdzie miasta to zamknięte twierdze, prowadzące wojnę, o której mówił Krystian Lupa. Utopijne to podstawowe wspólnoty, które rekonstruują się dzięki zmianie technologicznej. Dzisiaj możemy sobie wyobrazić ład miej-ski oparty o koncepcję gospodarki okrężnej, czy o cyklu zamkniętym, która nie musi funkcjonować w cyklu zglobalizowanym. Postulaty deglobalizacji zbie-gają się z nowym potencjałem technologicznym.

Nie jesteśmy na pewno zdeterminowani tym, co się dzieje w Internecie, chociaż oczywiście on stał się – chociażby po tym, co widzieliśmy w Stanach Zjednoczonych – kluczowym instrumentem. Ale ja patrzę na to, co się tam stało mimo wszystko pozytywnie. Po pierwsze demokracja zadziałała, czyli przyniosła nieoczekiwany wynik. Bo co to za demokracja, która przynosi wy-nik, jaki można wyczytać w sondażu. Jeżeli sondaż powie, że następnego dnia prezydentem będzie Hillary Clinton, to znaczy, że to nie jest demokracja, to jest zdeterminowany proces. Dowiedzieliśmy się, że ludzie zachowali jednak możliwość podejmowania autonomicznych decyzji.

Roman Pawłowski: Pytanie, w oparciu o jakie informacje podejmowane są

Edwin Bendyk: Najważniejsza dla procesu politycznego jest możliwość

po-dejmowania decyzji. A tego jeszcze nam nie odebrano.

Roman Pawłowski: Może już nie ma takiej potrzeby, ponieważ nikt nie jest

w stanie ocenić skutków swoich decyzji, a informacje są zmanipulowane. Prawda nie istnieje.

Edwin Bendyk: Wszyscy zgadzamy się, że konieczna jest zmiana, i że ład

re-prezentowany przez Hillary Clinton jest absolutnie nie do utrzymania. Bo jest konserwowaniem pewnego systemu, który utwardza katastrofę. Patrzę na Trumpa bardziej po heglowsku – nie wierzę, że on przyniesie zmianę, ale przygotuje warunki do syntezy, która będzie po nim. Dlatego sens ma ta kon-ferencja. Musimy zacząć wytwarzać nowe scenariusze na czas „po”.

Przemysław Czapliński: Drobne pytanie, dotyczące wątku, który jest w tej

chwili na tapecie – gdybyś zechciał Wojciechu dopowiedzieć jedną rzecz. Nie znam książki Tima Wu, ale tak się składa, że akurat pamiętam jej tytuł... Wojciech Orliński: „The Master Switch”.

Przemysław Czapliński: Książka ma podtytuł „Rise and Fall of Information

Empires”, parafrazujący pamiętną książkę o wzroście i upadku Rzymu.

Roman Pawłowski: I III Rzeszy też.

Przemysław Czapliński: Czy w tej książce jest mowa o ewentualnej

przyczy-nie upadku nowego imperium informatycznego?

człowiek żyje nie tylko w przestrzeni komunikacyjnej, to jest