• Nie Znaleziono Wyników

każdy, kto zlekceważy potrzebę wspólnotową

które empatyzuje, niż w społeczeństwie, które jest chłodne, zimne – tak, oczy-wiście. Być może pamiętacie państwo, po 1989 roku wróciła koncepcja Ralfa Dahrendorfa, który pisał o konieczności skonstruowania państwa chłodnego, to znaczy takiego, które będzie dbało o instytucje i o regulacje prawne. Ale Ralf Dahrendorf pisał, że państwo chłodne, które nie zachęca do mocnych tożsamo-ści, jest zagrożone zimnem. Tak więc pewnie empatyzować w takiej rzeczywi-stości warto, pracować nad tym, dbać o to. Ale proszę zwrócić uwagę, że rację miała Dorota Masłowska, kiedy u szczytu swojej sławy zwróciła uwagę na jedną prostą rzecz, a mianowicie, że społeczeństwo w dominującym dyskursie libe-ralnym jest nakłaniane do empatyzowania z ofiarami Holokaustu czy strauma-tyzowanymi mniejszościami, natomiast niekoniecznie do współodczuwania z moherową katoliczką, prawda? Coś tu nie gra. Dlatego ostrożnie z empatią. Chyba że ktoś włączy empatyzowanie w procesy edukacyjne i socjalizacyjne i zdoła ją jakoś upowszechnić. Czyli empatia tak, ale pod warunkiem wzajem-ności. Bo bez tego empatia napędza groźny konkurs na to, kto bardziej cierpi.

Roman Pawłowski: Co mogłoby skleić na powrót wolność z równością i

bra-terstwem? Jaką rolę może odegrać w tym sztuka? Czy jest tu miejsce dla ar-tysty?

Edwin Bendyk: Króciutko, ale też z pytaniem do Przemka… 7 listopada,

w rocznicę utworzenia rządu Daszyńskiego, prowadziłem debatę w Lublinie o kulturze legitymizującej pewien projekt społeczno-polityczny. Na czym po-legała różnica między Rzeczpospolitą, o którą walczyli socjaliści z Daszyń-skim, PiłsudDaszyń-skim, od Rzeczpospolitej Dmowskiego? Na tym, że Rzeczpospo-lita Piłsudskiego nie była projektem narodowym, ale emancypacyjnym. Oparta była na ideach, o których mówi Przemek – równości, braterstwie, upodmio-towieniu wszystkich niezależnie od religii, płci i tak dalej. Przez pierwsze lata udawało się to nawet realizować. Manifest do ludu polskiego z 7 listopada 1918 roku był przekładany na ustawy. Polska była jednym z pierwszych kra-jów, który upodmiotowił politycznie kobiety. Stała za tym kultura, literatura, choćby Żeromski.

Pytanie do Przemysława, na ile możemy budować przyszłość na

odniesie-niach do przeszłości, ale nie na zasadzie rekonstrukcji historii, tylko szukania w niej uniwersalnych idiomów, które można przełożyć na współczesny dys-kurs? Czy mamy takie zasoby i z którego momentu?

Dla mnie postacią, na której mógłbym budować wizję przyszłości, jest Ta-deusz Kościuszko, bo w nim jest wszystko, cała sprzeczność polskiej kultury, zdolność do syntezy między barokiem a oświeceniem, wielokulturowością, emancypacją i tak dalej. I drugi problematyczny nurt, na który profesor Maria

127

Janion zwróciła uwagę w liście do Kongresu Kultury – nasz romantyzm, który przeżarł nam świadomość, a teraz go odtwarzamy, ale w wersji toksycznej, me-sjanistyczno-antropocentryczno-nacjonalistycznej. Drugi romantyczny naród – Niemcy, zdołał przerobić dyskurs romantyczny na ideę zielonych Niemiec, zielonej przyszłości, zielonej modernizacji i tak dalej. Niemiecki projekt eko-logiczny jest bezpośrednią kontynuacją romantyzmu. Na ile to miałoby sens w naszym przypadku? Czy może gdzieś widać takie próby opowieści?

Roman Pawłowski: Na chwilę się wtrącę, bo słucham ciebie z rosnącym

za-dziwieniem – czy to znaczy, że proponujesz, abyśmy rekonstrukcję Powstania Warszawskiego zastąpili rekonstrukcją insurekcji kościuszkowskiej?

Edwin Bendyk: Nie, Uniwersału połanieckiego.

Roman Pawłowski: …żebyśmy w szkołach wymienili bohaterów…?

Edwin Bendyk: Nie mylmy przyczyn i skutków. Powstanie było warunkiem

realizacji idei Uniwersału, odzyskanie podmiotowości politycznej było po-trzebne, żeby zrealizować jego cele. Tak samo jak odzyskanie niepodległości w paryskim programie PPS z 1892 roku było warunkiem realizacji celu społecz-nego i polityczspołecz-nego.

Roman Pawłowski: Czy my w ogóle musimy budować swoją nową

wspólno-towość na bazie historii i przeszłości? Czy naprawdę nie możemy się obyć bez trumien?

Edwin Bendyk: Tu nie ma trumien, ja mówię o ideach, nie o trumnach.

Roman Pawłowski: Ale odwołujemy się jednak do konkretnych postaci z

hi-storii. Nie możemy oderwać się od przeszłości? Zacząć myśleć w zupełnie innym kierunku? Tak, jak na przykład robi to Karina, biorąc inspirację z Ady Lovelace.

Edwin Bendyk: Właśnie „ADA” jest zanurzona w przeszłości po uszy. Karina Smigla-Bobinski: [śmiech].

Roman Pawłowski: Ale w tej galerii nikt nie czci pamięci…

proce-sie, który podpowiada Karina. Nie mówię, żeby teraz hagiograficznie czcić Kościuszkę jako bohatera narodowego, tylko proponuję przeczytanie jego testamentu, który zostawił Jeffersonowi, w dzisiejszym kontekście. Do dzisiaj niezrealizowany, emancypacyjny dokument. Absolutnie współczesny.

Przemysław Witkowski [głos z publiczności]: Chciałem coś dopowiedzieć.

Dwie rzeczy: ludzie kochają się przebierać za różne dziwne zjawiska, nie jest chyba naszym zadaniem oceniać, czy to jest pomysł dobry czy zły. Tak to robili i robić będą, więc absolutnie mogą przebierać się za dowolną osobę z historii pod warunkiem, że ta narracja jest przekonująca i chcą się z nią utożsamiać. To jest raz. A dwa, że pisanie historii to tak naprawdę pisanie teraźniejszości, a pisanie teraźniejszości to pisanie przyszłości. W tym momencie, napisawszy historię Polski na nowo, skrajna prawica ustawiła bohaterów zupełnie gdzie indziej, niż byśmy tego sobie życzyli. Ludzi, których ja osobiście nie podzi-wiam, dawniej zwanych wyklętymi, umieszczono w centrum. Nie są już wyklęci, stanowią centrum opowieści historycznej o Polsce i o bohaterstwie polskim. Odbudowanie przyszłości bez spojrzenia w przeszłość powoduje, że myślenie o przyszłości staje się niemożliwe, jest tylko i wyłącznie fantazją.

Roman Pawłowski: Dziękuję bardzo. Obawiam się tylko, że w ten sposób

doprowadzimy do konkursu piękności pomiędzy Różą Luksemburg i Inką. Bę-dziemy zastanawiać się, czy Róża Luksemburg będzie dla naszej tożsamości ważniejsza od żołnierki wyklętej...

Edwin Bendyk: Cały czas personalizujesz, a tu chodzi o szukanie uniwersalnych

wartości w pewnych momentach historii. Mieliśmy w 1980 roku „Solidarność”, był to jeden z nielicznych uniwersalnych momentów polskiej historii, kiedy skomuni-kowała się ona z historią uniwersalną. I teraz pytanie: co to znaczy „Solidarność” dzi-siaj? Przecież nie odtworzenie historii strajku, bo nie ma przemysłu, nie ma stoczni, prawda? Ale czy idea solidarności, Rzeczpospolitej samorządnej, 21 postulatów, które dzisiaj wyjątkowo rezonują z rzeczywistością postliberalną – czy to jest re-konstrukcja historyczna? Nie, to jest odszukanie uniwersalnego w wydarzeniu, które można powtórzyć w kontekście przyszłości. Tak samo, kiedy mówię o Kościuszce, to nie dlatego żeby mu pomnik postawić, on tam już ma kopiec i inne upamiętnie-nia, o to już zadbano. Natomiast chodzi o to, żeby poszukać, czy tam nie ma czegoś w tym, co zostawił… Mówisz Przemysław o naszym związku z Kościołem… Kościusz-ko pisał dokładnie, jakie będą problemy z klerykalizmem, to są myśli uniwersalne, wynikające z uniwersalnego potencjału oświecenia. Dzisiaj musimy ich bronić, bo jesteśmy przecież w sytuacji, kiedy oświecenie jest całkowicie oficjalnie negowane. I to jest stawka.

129

Roman Pawłowski: Czyli bez przewartościowania przeszłości nie ruszymy

w przyszłość, to chcecie powiedzieć?

Karina Smigla-Bobinski: Tak, myślę, że to dotyczy nie tylko polityki, ale też

sztuki. Twierdzę, że sztuka nie podlega czasowi, że sposoby działania, którymi posługiwali się artyści przed setkami lat są nadal aktualne. Wiadomo, że mieli inne środowisko, inne narzędzia produkcji, musieli się z innymi problemami borykać, ale sposób, w jaki postrzegali rzeczywistość i wymyślali mechanizmy, żeby z nią działać, mógłby nam dać dużo nowych idei.

Roman Pawłowski: Pytałeś Edwin, czy pojawia się w dzisiejszej literaturze

pró-ba nowego przetworzenia idei romantycznych.

Edwin Bendyk: Być może jesteśmy skazani na romantyzm, musimy opanować

przeszłość, bo się od niej nie uwolnimy. Ale to zostawiam Przemysławowi, żeby się z tym zmierzył.

Przemysław Czapliński: Chciałbym trochę obniżyć oczekiwania. Bronię

auto-nomii literatury, twierdząc, że nie jest ona od rozwiązywania problemów. To nie jest jej zadanie. Może nawet jest tym wartościowsza, im więcej bałaganu i rozkurzu robi w rzeczywistości, im bardziej rozszczelnia istniejące języki, im bardziej przeszkadza politykowi z lewej i prawej, a więc również i nam. Głoszę pochwałę literatury trudnej i skomplikowanej, dziwnej, niedającej się łatwo przełożyć na rozmaite projekty polityczne. Z perspektywy takiej literatury nie dysponujemy żadnymi kompletnymi projektami. Wszystko, co mamy, to dwie resztki nowoczesności – utopia i sarmacki romantyzm.

Zgadzam się z twierdzeniem, że romantyzm powrócił. Można by nawet po-wiedzieć, że żyjemy w okresie „romantyzmu u władzy”. Romantyzm sprzężony z sarmatyzmem rządzi polityką wewnętrzną i zagraniczną, programem edukacji

na ile możemy budować przyszłość na odniesieniach do