• Nie Znaleziono Wyników

Główną rozrywką dostępną badanym kobietom było oglądanie pro-gramów i filmów w telewizji oraz na DVD. W trakcie wywiadu respon-dentki często odnosiły  się do  zdarzeń i  postaci, które poznały dzięki popularnym w  okresie realizacji wywiadów programom telewizyjnym, takim jak „Uwaga”, „W-11”, „Detektywi” oraz „Rozmowy w toku”.

Ze względu na ograniczone możliwości finansowe badane matki raczej nie miały możliwości zapewnienia sobie i swoim dzieciom wypoczynku

poza miastem, na przykład w czasie wakacji. Jednak, jeżeli tylko poja-wiała się okazja wyjazdu, np. do rodziny w jakimś oddalonym od Ło-dzi i  atrakcyjnym turystycznie miejscu, badane kobiety korzystały z niej chętnie: Do  tej pory, to  wyjeżdżaliśmy do  jego [byłego partnera]

rodziny w góry, do B. [miejscowość wypoczynkowa], bo tam ma rodzinę. A to na wieś do jego siostry, a to do K. [miejscowość niedaleko Łodzi]. No, zawsze gdzieś tam wakacje czy coś zawsze pojedziemy. Na takie typo-we wczasy, [...] które sami sobie wykupimy, to nie. [Jeździmy] po rodzinie

(M.01). Uczestniczki wywiadów, jeśli tylko były w stanie, próbowały za-pewnić dzieciom interesujące formy spędzania wolnego czasu:

Do parku, do figloraju. Jak są pieniądze, tak. Przecież nie mogę wszyst-kiego dzieciom zabraniać. Też potrzebują [...], od kuzynki załatwiam sobie tańsze bilety do kina. Dostaje z pracy, to na Pandzie byliśmy, na tych osach

[rysunkowe pełnometrażowe filmy dla najmłodszych widzów], no i ona [kilkuletnia córka] wysiedzi nawet na  tych bajkach (M.02). Przyjemne

rzeczy to robimy latem, dużo spacerujemy, jeździmy w różne miejsca, tak? Do lasu jeździmy, w tym roku w Sokolnikach byliśmy z nimi [z dziećmi], ale takie fajne rzeczy to robimy, to spędzamy bardziej z nimi, tak? Bo jeź-dzimy właśnie do parku, nie do parku, na huśtawki, nie na huśtawki, tak że dużo czasu tak [...], a to do lasu ich zawieziemy gdzieś, żeby się wyhasali

(M.13).

Badane kobiety lubiły również przebywać w położonych w Śródmie-ściu centrach handlowych: Galerii Łódzkiej i Manufakturze: Jak jest

cie-pło [...], chodzimy do Manufaktury, bo przecież tam najbliżej w sumie. Tam można usiąść. Zawsze się śmiałam, że wszyscy tam chodzą tak po prostu bez celu, ale my też tam chodzimy popatrzeć na fontanny, nie? (M.38).

Kobiety zgodnie twierdziły, że  urodzenie dziecka/dzieci sprawiło, że przestały koncentrować się na zaspokajaniu swoich potrzeb, a uwaga ich została skupiona na  zapewnieniu dzieciom wszystkiego, czego po-trzebują. Wobec ograniczonych środków rezygnowały z własnych przy-jemności, na które kiedyś poświęcały wiele czasu, takich jak życie towa-rzyskie: Nie potrafię jakoś zostawić dzieci i gdzieś wyjść, czy do znajomych,

posiedzieć, na jakąś imprezę, czy coś. Nie umiem tego zrobić. Źle się czuję, jak ma coś takiego zrobić. Czuję, że wtedy dzieci mnie potrzebują, że muszę siedzieć w tym domu i koniec (M.01). Teraz ważniejsza jest rodzina niż znajomi [...], wolę siedzieć z synkiem i mężem niż gdzieś chodzić (M.06).

Gdyby miały pieniądze, kobiety chciałyby móc bardziej zadbać o swój wygląd: Do fryzjera nie chodzę, do solarium, do kosmetyczki też nie. No bo

szkoda pieniędzy przeważnie sobie kupuję coś do ubrania, coś nie za dro-giego, no, takie no [...]. Zakupy mnie bardzo cieszą. [śmiech] Jak są

pie-niądze, tak, ale [...]. Często ich nie ma (M.02); [Żeby sobie zrobić

przy-jemność chodzę do] solarium. Nie chodzę często, bo nie mam pieniędzy

na solarium (M.38).

Uczestniczki wywiadów na  ogół nie miały konkretnych zaintereso-wań. Tylko jedna stwierdziła, że jej hobby to literatura: Kocham czytać

książki. Bardziej wolę książkę, niż telewizję. Nałogowo [...]. Jestem zapisa-na do dwóch bibliotek [...]. Krymizapisa-nały, thrillery, horrory, psychologiczne. Takie. Książki dla dzieci też lubię, takie przygodowe. Byleby nie jakieś ro-manse [...] (M.10).

Z wypowiedzi respondentek wynikało, że nie ograniczyły całkowicie kontaktów z rówieśnikami i wyjść na dyskoteki lub do klubów, co było częściej możliwe w przypadku kobiet zamieszkujących z rodzicami, któ-rzy pod ich nieobecność opiekowali się ich dziećmi: [Ze znajomymi] też

chodzimy. Do pubu czy na dyskotekę (M.10). Dużo mam znajomych. Te-raz [spotykamy się] trochę rzadziej. Raz w miesiącu. Chodzimy czasem właśnie do tej Manufaktury nieszczęsnej, tam na górę. No na bilarda, tam na jakieś flipery [rodzaje gier] czy coś. Raczej tak kulturalnie (M.38).

Znaczeniewczesnegomacierzyństwa

–ocenauczestniczekbadań

Dla badanych kobiet, urodzenie dziecka przed ukończeniem 20. roku życia nie było wydarzeniem przedwczesnym, biorąc za punkt odniesienia normy panujące w ich najbliższym otoczeniu społecznym: Wiele moich

koleżanek chodzi z  małym dzidziusiem, dziewczyny młodsze ode mnie

(M.79, urodziła w wieku 16 lat). Uczestniczki wywiadów powoływały się na przykłady swoich rówieśników, którzy również byli młodymi rodzi-cami: U nas to jakoś tak bardzo wszyscy wcześnie zaczynali z dziećmi,

na-prawdę. Dużo osób u nas miało właśnie dzieci w młodym wieku (M.10,

urodziła pierwsze dziecko w wieku 18 lat). Jedna z badanych młodych matek, która urodziła mając 17 lat, miała siostrę cioteczną oraz sześć ko-leżanek w zbliżonym wieku, które w tym samym roku zostały matkami (M.06). Inna z respondentek, choć przyznała, że w jej przypadku dziecko pojawiło się wcześniej niż to planowała, uznała, że właściwy jej zdaniem moment założenia rodziny przypadłby niewiele później: Bo co prawda

chcieliśmy dziecko, ale nie tak wcześnie [...]. Osiemnaście lat miałam jak urodziłam, [a  chciałam urodzić] trochę później, jak dwadzieścia [lat]

(M.70). Można oczywiście doszukać  się w  powyższych wyjaśnieniach

rodzaju reakcji obronnej, mechanizmu racjonalizacji, wykorzystywanego przez nastoletnie matki aby zaprezentować swoją sytuację jako akcepto-walną, nie wykraczającą poza normy, a przez to nie podlegającą nega-tywnej ocenie. Niemniej jednak, nie ulega wątpliwości, że w środowisku łódzkiej enklawy biedy zajście w ciążę i urodzenie dziecka przez nastolat-kę nie stanowi wydarzenia wyjątkowego.

Jednocześnie, choć ich macierzyństwo nie łamało „lokalnych” norm, to jednak badane kobiety były świadome, że z punktu widzenia osób i in-stytucji spoza ich najbliższego środowiska, wczesne urodzenie dziecka jest postrzegane jako coś nieprawidłowego. W różnych sytuacjach, przede wszystkim w kontaktach z przedstawicielami służby zdrowia oraz insty-tucji pomocowych, miały okazję usłyszeć krytyczne komentarze na temat swojego wieku w kontekście macierzyństwa:

Jak poszłam ją urodzić, to  lekarz tak na  mnie popatrzył i  stwierdził, że dziecko zrobiło sobie dziecko (M.13); Były też takie panie, które tam, no nie powiem, bo patrzyły trochę krzywo, że ja taka młoda (M.01); Leża-łam z kobitką, która miała dziecko w wieku czterdziestu lat i powiedziała, że skoro u niej to jest przypadek, to u mnie też na pewno. To ja się po prostu popłakałam, jej się to nie dało wytłumaczyć, bo jak w takim młodym wie-ku, to na pewno wpadka (M.61).

Jedna z badanych, rodząca w publicznym szpitalu w wieku 17 lat, usły-szała od lekarza na obchodzie (który swoją uwagę zgłosił w obecności licznych studentów), że jest dużo za młoda na dziecko (M.06)33.

Konsekwencją negatywnych ocen ich gotowości do  macierzyństwa były liczne sugestie lub wręcz propozycje przekazania dziecka do przy-sposobienia, które otrzymywały uczestniczki badania jeszcze w  ciąży lub (częściej) bezpośrednio po porodzie.

Ja pojechałam [do psychologa], miałam coś w podobie takiej depresji

[przypominającego depresję] i on powiedział: jeżeli pani tak bardzo się

boi przyjścia tego dziecka na  świat, no to  proponuję, żebyśmy dziecko oddali do adopcji. To ja podziękowałam od razu za rozmowę i wyszłam z tego pokoju no, bo oddanie dziecka do adopcji nie było wyjściem, tak? On po prostu powinien mi pomóc a nie, nie wiem, zniechęcać albo prowa-dzić do złego, tak, do oddawania dzieci (M.30); Pani doktor badając mnie, przyjmując do szpitala na termin porodu, stwierdziła, że muszę zostawić jej dziecko do adopcji. Ja się pytam dlaczego? Bo ty masz szesnaście lat, ty

sobie nie poradzisz, masz to dziecko zostawić, my tu mamy specjalny od-dział. No, ja się popłakałam, wyszłam z gabinetu [...], wtedy ta pani doktor zrobiła mi straszną przykrość. Bo ja wcale nie chciałam dziecka zostawić, a byłam świadoma tego, co ja sobie zrobiłam, że ja muszę to dziecko wycho-wać, że ja muszę to dziecko pokochać, a nie zostawiać, podrzucać (M.01).

Jak widać w zacytowanych fragmentach, wspomnienie o adopcji bu-dziło w badanych nastoletnich matkach oburzenie i stanowiło dla nich przykrość. Wydaje się, że kiedy już badane kobiety pogodziły się ze swo-im macierzyństwem, możliwość odebrania ze swo-im nowej roli była pewnego rodzaju zamachem na ich nową tożsamość.

Z perspektywy czasu, badane kobiety oceniały, że dziecko wywołało wielką zmianę w ich życiu, i – pomimo doświadczania rozmaitych, opi-sanych powyżej trudności – była to zmiana na lepsze. Następująca wy-powiedź nastoletniej matki oddaje charakter odczuć niemal wszystkich młodych kobiet:

N. [imię córki], że tak powiem, się śmieję nie raz, że życie mi uratowała

[...]. Gdyby nie [ona], to pewnie dalej bym szalała i się bawiła, miałabym

wszystko głęboko gdzieś, tak? [...] no ale, że zaszłam w ciąże to jakoś tam, krok po kroku zaczęłam do tego dojrzewać, ten instynkt macierzyński się we mnie urodził i zaczęłam postępować całkiem inaczej, zrobiłam się od-powiedzialna, bardziej racjonalnie myślę i [...] w ogóle przestawiło się moje życie [...] w sumie dzięki [niej] (M.11).

Uczestniczki badań dostrzegały, że  posiadanie dzieci ogranicza ich szanse na edukację i zatrudnienie (choć, wobec powyższych analiz, ne-gatywny wpływ urodzenia dziecka, szczególnie na osiągnięcia szkolne, wcale nie jest aż tak jednoznaczny): Z jednej strony właśnie jeśli chodzi

o to, że kontynuację nauki, jakiś zawód zdobyć, pracę, no to z jednej stro-ny to dziecko nie za dobrze na to wpłynęło, no bo nie mogłam dokończyć edukacji ani znaleźć dobrej pracy żeby najpierw coś osiągnąć, a dopiero mieć rodzinę (M.01). „Korzyści” z narodzin dzieci są jednak ich zdaniem

bezsprzeczne:

Ale  z  drugiej strony nie powiem, bo  się bardzo cieszę, że  miałam to dziecko. Bo jak się miało niezbyt dobre towarzystwo, w którym się obra-całam, niestety, bo to alkohol albo narkotyki nawet były u nas, i powiem, że to dziecko praktycznie, no, tak mi się wydaje, że uratowało mnie przed tym. Że ja przestałam się zadawać z tamtym towarzystwem, że miałam swoje dziecko, swoje obowiązki. Myślę, że to dzięki niemu właśnie nie sta-łam się kimś gorszym (M.01).

Posiadanie dzieci oznacza obowiązek i trudne wyzwania, ale oferuje wiele w zamian:

To jest strasznie dużo obowiązków, ale to też jest szczęście, bo jak sobie pomyślę teraz, że miałabym być sama na przykład i miała takie problemy jak mam teraz, finansowe, i byłabym sama, to byłoby mi dużo gorzej niż mam, tak? Bo mam duże w nich wsparcie, bo jak mi jest przykro, przy-chodzą, przytulają się, krzyczą, że mnie kochają i w ogóle, i taki człowiek czuje się chyba bardziej potrzebny, jak jest mamą [...]. Dużo rzeczy mi wy-nagradzają, się śmieję, że dużo dostaję od nich właśnie takiej miłości, co nie dostałam w domu, to dostaję od nich tak? Bo oni tacy są, że potrze-bują przyjść się [...] i po prostu zawsze wszędzie ich pełno, dużo hałasu w domu (M.13). U nas to w wszystko w ogóle, jak to moja mama stwier-dziła, od dupy strony, wszystko zaczęliśmy robić. No bo oczywiście najpierw powinien być dom, praca i dziecko. A mamy dziecko, pracę prawie, a domu wcale. Także od drugiej strony, no ale jest, są dwie, wesoło jest (M.61).

Młode matki uważały, że dzięki dziecku zmuszone były do przyspie-szonego wydoroślenia i  uporządkowania swojego życia: Mając 16 lat,

to człowiek [...] nic ma w głowie. Żeby iść się gdzieś zabawić, wyszumieć i w ogóle [...]. A tak to dziecko stopuje to wszystko. Człowiek taki bardziej poważny się robi. Myśli bardziej normalnie tak [...] (M.10).

W  wypowiedziach respondentek pobrzmiewały również nuty żalu za utraconą wolnością, beztroską i możliwością korzystania z młodości, zabawy: Byłam rozrywkową dziewczyną. Teraz już się niestety to zmieniło.

Teraz [...] dzieci zostały i nie mam czasu (M.12); Właśnie zero, zero wyj-ścia na jakieś imprezy, zero właśnie, zero zabaw i właśnie zero takich, tam właśnie, co do kina i tam właśnie takich rzeczy (M.15); No to już później dziecko – koniec szaleństw, zabaw, tylko macierzyństwo (M.45). Badane

kobiety miały też poczucie, że  są odizolowane, zamknięte w  domach ze swoimi dziećmi: Nawet teraz siedzę z nimi non stop. One są, że tak

po-wiem, są przywiązane do mnie, tak? [...] jesteśmy skazane na siebie (M.37).

Ich wypowiedzi wskazywały na potrzebę tego żeby wyjść do ludzi, nie

sie-dzieć ciągle w tym domu, wiecznie z sie-dziećmi, żeby być takim otwartym człowiekiem. Trochę oderwać się od tego wszystkiego (M.01).

Uczestniczki badania przyznawały, że nie zawsze doznawały od razu poczucia absolutnej i bezwarunkowej miłości do dziecka. Stawanie się matką było u nich procesem, w czasie którego doświadczały ambiwalent-nych uczuć. Macierzyństwo dokonywało się w ich przypadku, jak to do-słownie powiedziała jedna z respondentek, krok po kroku:

Początek to był tragiczny [...] Opiekować się nim opiekowałam, wszystko było w porządku, ale tak, mówię, tak nie docierało do mnie bardzo długo,

że to jest moje dziecko. Wiedziałam na początku, że ja muszę się nim opie-kować, że ja muszę mu dać jeść, bo nikt inny tego nie zrobi, że będzie głodny i tak dalej, ale tak [...]. Nie wiem, kolejny brat? Tak jakoś [...] Ale z czasem, z czasem [...] (M.38); Całą ciążę jej nie chciałam i w momencie kiedy po-jechałam ją rodzić bardzo się wycierpiałam, strasznie mnie porozrywała i w ogóle byłam strasznie zła na nią po tych bólach po tym wszystkim, a jak mi ją podali tak ją przytuliłam, to już mi wszystko przeszło i już nie wy-obrażałam dalej bez niej i taka jest prawda (M.13).

W  swoim macierzyństwie badane kobiety napotykały problemy, z prośbą o pomoc w rozwiązaniu których nie miały się do kogo zwrócić. Jedna z respondentek wspomniała, że dzieci wciąż pytają o tatę, który opuścił rodzinę, wyjechał za granicę i tam stworzył nowy związek:

Dzi-siaj na przykład też powiedziała, że gdzie tata, ona chce do taty. No to ja jej ciągle mówię, że wyjechał na wojnę do Iraku. Ona nie wie, co to znaczy i mówi: ‘na wojnę do Iraku wyjechał? No to dobrze’. Mówi: ‘Ja też chcę jechać’ (M.30). Badane kobiety mierzyły się też z zachowaniami swoich

dzieci, co do których można było odnieść wrażenie, że przejmują kontro-lę nad domem i dorosłymi:

Ona, to dziecko jest tak ruchliwe, nie słucha mnie w ogóle. Ja do niej mó-wię, a ona se to olewa, że ja dostaję spazmów, ale nie mogę jej bić (M.53); Biją sie, rozrabiają, pyskują jak trzeba też. Nie słuchają mnie w ogóle. No i nie wiem, co można o nich powiedzieć. [...] i tak ciągle. Rozrabiają, psuja, bawią sie, gotują, co chcą to robią. [...] ja jak coś powiem to albo wybuch-ną śmiechem, albo ‘mama, puknij się’. W ogóle, razem sie namawiają. Ta mała jeszcze mówić nie umie, ale ‘ym ym’, coś tam powie. Obydwie jak się namówią to jest koniec. Z szafek wszystko wyrzucają (M.30).

Jedna z  uczestniczek badania, wychowanka domu dziecka, obawia-ła się, że jej dzieci również mogą trafić do placówki i próbowała je do tego jak najlepiej przygotować:

Ja mówię do K. [najstarszej córki, 10 lat]: Jutro może mnie po prostu samochód potrącić, o  i  pójdziesz do  domu dziecka, no i  po  prostu bę-dziesz musiała w domu dziecka im [młodszemu rodzeństwu] pomóc. Bo tam będą obcy ludzie, będą dzieci, niektórzy będą bili, niektórzy będą podli. Niektórzy będą cię przypuśćmy przytulać, niektórzy będą cię bić. Więc, żeby B. [niepełnosprawnego brata, lat 7] nikt nie bił, więc będziesz musiała go bronić. Nieważne, że ktoś cie wyzwie, że jesteś kapusiem czy kablem. Po prostu to zlekceważysz i pójdziesz, powiesz, że ten cię uderzył

Pytane o znaczenie macierzyństwa, badane kobiety często wskazywa-ły, że jest to obowiązek: Dałam życie drugiej istotce, którą muszę się teraz

opiekować [...]. Jestem już odpowiedzialna za kogoś, nie za siebie, tylko no muszę kogoś wychować (M.38), oraz że w ich przypadku bycie matką

po-lega na próbie zapewnienia dzieciom tego, czego same na ogół nie miały okazji doświadczyć w dzieciństwie, czyli bliskości, ciepła i poczucia bez-warunkowej miłości:

Staram się im dawać tyle miłości, żeby nie szukali u innych. Ale na razie nie szukają. Ważne, że akceptują na przykład to, co ja robię, że staram się, one to chyba doceniają, mam taką nadzieję, bo naprawdę nie raz trzeba sobie żyły podcinać, podcinam i w ogóle wyciągam [wykonuję ogromny wysiłek], żeby cokolwiek oni mieli, żeby mieli dobrze i [...]. Jak najlepiej, no po prostu

(M.26); Przede wszystkim, no to dbać o to, żeby dzieci miały, przynajmniej,

co by miały tą miłość, tak? Najważniejszą dla dzieci w tym wieku, no to wia-domo (M.37); to przede wszystkim dać dzieciakom ciepło. Dużo miłości, żeby dzieciaki wiedziały, że w domu jest bezpiecznie, żeby się nie musiały bać, żeby mogły przyjść, żeby mogły się przytulić [...], żeby po prostu je wychować na dobrych [...], żeby po prostu, żeby miały lepszy start po prostu. Żeby cze-goś takiego nie było, bo ja to przechodziłam i wiem, co to znaczy [...], to była gehenna. Także chcę się pilnować, żeby one czegoś takiego nie miały (M.61).

Przyszłośćdzieciwwyobrażeniach